— Co? — zapytał, kiedy brat skończył rozmawiać przez telefon. — Dobrze, ale gdzie ty idziesz w nocy?
Josh jednak wydawał się bardzo spieszyć, bo zbył nastolatka krótką, nic niemówiącą odpowiedzią i po chwili już go nie było. Paul został więc sam, z laptopem na kolanach i dziwnym, złym przeczuciem, jeszcze przez pewien czas głupio wlepiając wzrok w drzwi, za którymi niedawno zniknął starszy chłopak.
Próbował kontynuować oglądanie filmu, szybko jednak okazało się, że zwyczajnie nie jest w stanie. Nie mógł się skupić, cały czas mając w głowie to co wcześniej usłyszał. Kto miałby niby o niego pytać i po co, zastanawiał się cały czas, co raz przewracając się z boku na bok. Nie chciał tego przyznać, ale martwił się, martwił się tak bardzo, że nie mógł zmrużyć oka. Aż dziw bierze jak z biegiem czasu jego podejście się zmieniło, zaledwie parę tygodni temu byłby zadowolony, że ma pokój tylko dla siebie, a teraz tylko czekał na powrót brata.
W pewnym momencie w końcu zasnął, jednak wybudził go pewien hałas. Zdezorientowany podniósł się trochę zbyt szybko, przymrożonymi oczami błąkając po ciemnym pomieszczeniu, już z trochę większą świadomością stwierdzając, że dalej jest sam. Ponownie usłyszał głośne stukanie, które jak się okazało, dochodziło z dołu. Kiedy ostrożnie zszedł na parter i zorientował się, że w domu nie ma ani ojca, ani Josha, a ktoś dalej dobijał się do drzwi, po jego plecach przeszedł zimny dreszcz. Jakie było prawdopodobieństwo, że to był ktoś z domowników, który zgubił klucz albo nie mógł trafić nim do zamka?
— Valenti! Wiem, że tam jesteś! — usłyszał nagle, aż podskakując w miejscu, zupełnie nie spodziewając się kogokolwiek teraz usłyszeć. Prawdziwie przestraszony zaczął się cofać i najciszej jak tylko potrafił, ruszył schodami w górę. Będąc już w pokoju, jakoś tak automatycznie zaczął szukać swojego gazu pieprzowego i z puszką przyciśniętą do piersi, zawinął się w kołdrę po samą głowę. Słysząc kolejne krzyki z dołu, zdesperowany chwycił telefon i zaczął szukać numeru brata.