by effsie Sob 18 Maj 2019, 09:41
Byłem już gotowy naprawdę porzucić ten temat i zostawić go gdzieś z tyłu, bo tak, nawet w swojej niechęci do matki Maxa musiałem przyznać, że nie, nie wiedziałem, jak traktowała go w innych sytuacjach (co zresztą zauważyłem na samym początku tego wątku) i możliwe, że tylko czasami miała go w dupie, ale uderzyło mnie coś innego, co powiedział Max.
— Hm, przez to? — podchwyciłem, mrużąc nieco oczy. — Mi nie chodzi o to, że to, jak mnie potraktowała jest brakiem szacunku do ciebie. Nie, to brak szacunku do mnie, ale to raczej obaj mamy ustalone i się z tym zgadzamy — rzuciłem bez większych emocji, bo to raczej nie było żadne odkrycie. — Chodzi mi o to, jak traktowała cię, kiedy próbowałeś z nią porozmawiać. To jest według mnie brak szacunku. I, pewnie, nie mam pojęcia, jak zachowuje się w stosunku do ciebie, kiedy nie ma mnie w pobliżu. Ale nie dziw mi się, że to, co widziałem, raczej nie daje mi na to jakichś super pozytywnych perspektyw.
Prawdę mówiąc, ciężko mi było sobie wyobrazić by ktoś, kto traktował Maxa tak strasznie, tak obcesowo, jak kogoś, kto nie zasługuje nawet na wysłuchanie i posiadanie własnego zdania, że ten ktoś może nagle zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni. Bliżej byłem już teorii, że może Max nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiał i teraz, wzięty z zaskoczenia, automatycznie zaczął przytakiwać tym superlatywom. Ten mechanizm byłby całkiem normalny, bo nie było nic dziwnego w chęci obrony bliskich, jakiejś takiej podświadomej i po prostu, ale tak czy inaczej uważałem to za dość osobliwe.
Szacunek ciężko było przecież jasno zdefiniować tak na co dzień, w codziennych, normalnych sytuacjach; i choć można go było okazywać na wiele sposób, te najbardziej polaryzujące zawsze miały miejsce przy okazji jakichś wielkich, ważnych decyzji do podjęcia. A tutaj, z tego, co mówił mi Max, też nie było wcale tak kolorowo – gdy postanowił wyprowadzić się do Nowego Jorku, jego matka zaczęła robić z tego wielką aferę i sadzić swoją gadkę o tym, jak tęskni, sranie w banię, zamiast właśnie uszanować jego decyzję i cieszyć się jego szczęściem, bo przecież nie jechał tam za karę. Tak widziałem szacunek.
I zdecydowanie nie szedł mi po drodze z obrazem tej kobiety, który nosiłem w głowie.
Zaśmiałem się pod nosem słysząc odpowiedź Maxa, która wbrew wszystkim prawidłościom na tym świecie wcale mnie nie żenowała, a bardziej bawiła, rozczulała, no generalnie robiła ze mnie raczej ciepłą kluchę. Nie wymyśliłem żadnej ciekawej riposty ani odpowiedzi, ale nie było po co; Maxie ułożył się na mnie wygodniej i wyciągnął się, by dosięgnąć ustami mojej szyi, a ja zamruczałem z przyjemności.
Zamruczałem. Czaicie. I komu tu odjebuje? Ech.
— Jak leciałem do Australii to wylizałeś chyba każdy możliwy fragment mojej szyi — przypomniało mi się, podczas gdy Maxie uparcie pracował nad pozostawieniem na mojej skórze kolejnych śladów. — Lana jak zobaczyła mnie na lotnisku, całego takiego z zamalinkowanym ryjem, patrzyła się na mnie z taką pobłażliwością i rozbawieniem, jak rzadko kiedy, serio. Ale nie spytała o nic, pewnie sobie założyła swoją wersję wydarzeń — opowiadałem Maxowi. — Chyba nigdy nie myślała, że jej syn jest pedałem — dodałem, trochę rozbawiony. — A jak już miałeś przyjechać… siedzieliśmy sobie wieczorem, oglądaliśmy Przyjaciół i powiedziałem jej, że wpadniesz. Ona szybko połączyła kropki, no bo do tamtej pory zorientowała się, że coś często razem gadamy. Najbardziej zdziwiona była chyba jak dzwoniłeś do mnie w święta, wtedy co już byliśmy w górach… no ale, wracając, powiedziałem jej, że przyjedziesz, ona tak się na mnie popatrzyła i spytała, czy musimy ogarnąć ci jakiś gościnny pokój. Ja jej powiedziałem, że nie, no i tyle. Uśmiechnęła się tylko i wróciliśmy do oglądania serialu. No a potem to już sam wiesz, odbiło jej z gotowaniem ci australijskiego żarcia, oglądaniem z tobą zdjęć z mojego dzieciństwa i tak dalej. Matki to chyba zawsze muszą robić obciach swoim dzieciom, hę? — Poczochrałem trochę włosy Maxa i wróciłem do miziania go po biodrze.