by Blake Wto 19 Lut 2019, 21:57
– Ale to jest patowa sytuacja, Lucy, bo albo mi postawią zarzuty, albo te będą dalej ciążyły na Davidzie... Nie mogę prosić go, by wziął to na siebie. To ja go w to wplątałem. – Westchnął. – Nie myślałem wcześniej o tym, a teraz... po prostu nie mogę go o to prosić.
Uśmiechnął się krzywo i pokręcił głową.
– Nie znasz mojego ojca, Lucy.
Półtorej godziny później jego przyjaciółka wyszła, a on wyciągnął telefon i przez chwilę bawił się nim, wciąż się wahając. W końcu wybrał numer swojego ojca.
– Halo? Cześć, tato. – Przymknął oczy. – Wydaje mi się, że mam kłopoty.
***
W poniedziałek przed bramę kampusu podjechał czarny Bentley. Wysiadł z niego siwowłosy mężczyzna, przed pięćdziesiątką, w eleganckim garniturze. Jego mina nie zwiastowała niczego dobrego. Przekroczył bramę i skierował się w stronę akademika dla mężczyzn.
Gdy Alex usłyszał pukanie, zmarszczył brwi i wstał, by otworzyć drzwi. Brandon oczywiście się do tego nie kwapił, zbyt zajęty graniem.
– Alexandrze Monroe, chyba musimy sobie porozmawiać.
Alex nie spodziewał się, że ujrzy swojego ojca na korytarzu akademika. Aż coś go ścisnęło w środku z nerwów, gdy zobaczył tę ściągniętą ze wściekłości twarz.
– Tato... – wydusił. – Co ty tutaj robisz?
– Jeszcze się pytasz? – Mężczyzna spojrzał na niego ostro i bez zaproszenia wszedł do pokoju. – Chciałbym porozmawiać ze swoim synem. – Zwrócił się głośno w stronę Brandona, który zdjął słuchawki i spojrzał na nich głupio. Zaraz jednak się zreflektował, pokiwał głową i przed ostrym wzrokiem seniora Monroe uciekł z pokoju. Alex też chciałby tak umieć. – Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo nas rozczarowałeś. Matka jest załamana.
– Ja... przepraszam. – Chłopak spuścił wzrok. – Naprawdę nie chciałem...
– Nie chciałeś?! – Mężczyzna aż poczerwieniał na twarzy. – Problemy z policją?! Czy ty chociaż myślałeś, jakby to wyglądało, gdyby ta sprawa wypłynęła?! Mój syn oskarżony o składanie fałszywych zeznań?!
– Ja... Ja nie myślałem...
– Nie myślałeś! Oczywiście, że nie myślałeś! – William Monroe wziął głęboki wdech, jakby próbował się uspokoić. – Ale już wszystko załatwiłem. Sprawa zamknięta.
– Załatwiłeś? – powtórzył. – Umorzyli sprawę?
– Nasze nazwisko już nie widnieje w aktach. W ogóle cię nie ma w tej sprawie. Koniec.
Alex skulił się i potarł nerwowo dłonie.
– A Nathan i David...? – zapytał cicho.
- Oni mnie nie interesują! - Mężczyzna wymierzył w niego palec wskazujący. – I nawet nie próbuj mi wypominać, że prosiłeś o coś innego, rozumiesz?! I masz się trzymać z dala od tych... chłopaków. Tylko się dowiem, że masz z nimi kontakty i wracasz do domu, jasne?!
Gdyby Alex mógł, pewnie chciałby teraz zniknąć. Pokiwał tylko słabo głową, nie mając siły na kłótnie z ojcem. William Monroe był w takim stanie, że nikt nie odważyłby się mu sprzeciwić.