― Okej ― mruknął i odchrząknął. ― To miłego dnia, ślicznotko.
Na chwilę jeszcze zatrzymano go w recepcji, a potem wyszedł na zewnątrz ze sporym rachunkiem do uregulowania. Nie miał tych pieniędzy, będzie musiał skołować.
Ale czy był sens?
Ruszył wolnym krokiem ulicą, patrząc w niebo. Stracił kontrolę nad swoim nałogiem i życiem. Znajdował się w punkcie, w którym właściwie nie widział dla siebie nadziei.
Przystanął przed witryną sklepową i popatrzył na swoje odbicie.
Wiecznie sprawiał kłopoty. Staremu, rówieśnikom, nauczycielom, prowadzącym.
Alexowi.
Może to nie byłoby takie złe, złoty strzał, łagodny zjazd, i ktoś znalazłby go, gdy byłoby już po wszystkim.
Może nie byłoby tak źle?
― Hej ― mruknął, przykładając telefon do ucha. ― Jesteś w domu, Ivo? Świetnie. Zaraz wpadnę do ciebie po cukier.