Też mi kara. Oscar, który całowaniu nie nadawał jakiegoś głębszego znaczenia, nie zareagował na to polecenie w żaden szczególny sposób. Marcus mógł wykombinować cokolwiek innego, skoro już oboje dysponowali nad nimi taką władzą. Skoro tak, Fox nie miał zamiaru marudzić. Ewentualne uwagi mogłyby doprowadzić do zmiany zadania i ściągnięcia na nich czegoś znacznie gorszego. Może ten pomysł wcale nie był taki nietrafiony? Widok miny bruneta, który chyba nie wiedział, jak powinien się zachować, szczerze bawił Oscara.
To miała być kara dla niego, czy dla Willa?
— Skoro aż tak kręci cię widok dwóch całujących się kolesi, to może sam powinieneś spróbować? — rzucił wyzywająco Fox. Nie otrzymał odpowiedzi, bo Alex nie próżnował, tylko uwiesił się na perkusiście, przywierając do szatyna całym ciałem. Z każdą kolejną okazją chłopiec stawał się coraz bardziej śmiały w swoim zachowaniu. Dłonie Oscara powędrowały na zgrabną talię, kiedy w głowie dokonywał szybkiej kalkulacji. Nie przeleciałby go. Nawet jeśli ten pchałby się na jego kutasa, bo chociaż obiektywnie dupę miał niezłą, to w oczach Foxa wciąż pozostawał nie do końca rozgarniętym dzieciakiem. Kto normalny podniecałby się na myśl o pieprzeniu dzieciaka?
Krótki pocałunek to żadna filozofia. Odpowiedział na niego bez większego entuzjazmu, ale to i tak wystarczyło, aby oddech Alexa przyśpieszył, a policzki nabrały czerwonego koloru. Oscar mógłby pokusić się o stwierdzenie, że niebieskowłosego traktuje jak młodszego brata, ale wtedy dzisiejsza scenka byłaby z lekka niewłaściwa. Całowanie takiego ładnego chłopca było przyziemną i całkiem przyjemną zabawą dlatego, zanim Alex odsunął się od niego, Fox przygryzł delikatnie jego wargę. A potem... potem wbił wzrok w Willa, bo po ostatniej szopce, którą ten odstawił pod klubem, po prostu ciekaw był, co nastąpi tym razem. A ta wyraźnie zazdrosna mina była całkiem słodka.
— Nie, nie obciągnę mu ku twojej radości Marcus — parsknął ostatecznie Oscar i ruszył w stronę baru, bo jedna szklanka whisky nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Zajął miejsce obok Toma i Natalie, którzy wcale nie ekscytowali się automatami z grami tak, jak według Alexa powinni. Zamiast tego dziewczyna po jednym drinku wyluzowała do tego stopnia, że nawet spojrzała w kierunku swojego chłopaka i bynajmniej nie był to wzrok seryjnego mordercy. Fox nie nazwałby tego powodem do świętowania, ale przynajmniej krokiem w przód, a nie w tył. Przykre, jak wielu wydarzeń ruda była całkowicie nieświadoma, ale dziwnym trafem nikomu nie spieszyło się, aby wsypać Oscara. Któryś raz naginał zasady w obecności reszty członków zespołu, ale kto chciałby z powodu niewinnych żartów jeszcze bardziej zaostrzać atmosferę?
— Bo ja jestem bardzo spostrzegawczy, wiecie? I to przez to natura nie wyposażyła mnie w siłę fizyczną — tłumaczył się dalej Alex, kiedy z kwaśną miną mieszał słomką w piwie. — Nie mogę być przesadnie wszechstronny, co nie?
— Dobra Alexy daj już spokój — westchnął Tom i wstał ze swojego miejsca. Lekko wstawiony sam chętnie sprawdziłby się migających maszynach. A może po prostu miał już dość słuchania w kółko tej samej historii? — Pójdę z Tobą na te motory.
Niebieskowłosy chyba tylko na to czekał, bo w jednej chwili wyzerował swój alkohol i popędził przez salę, aby zająć jeden z pojazdów.
Po początkowym poruszeniu, które przez kilka chwil malowało się na twarzy Willa, teraz nie było już śladu. Natomiast wśród wesołych rozmów i elektronicznych melodii tylko uważny obserwator dostrzegłby lekką zmianę w zachowaniu Oscara. William faktycznie tak dobrze zgrywał obojętnego, czy może faktycznie powtórka z rozrywki nie zrobiła już na nim większego wrażenia? Nie powinno zdumiewać, że Oscarowi, który uwielbiał być w centrum zainteresowania, niespodziewana bierność ze strony wokalisty nie była na rękę. Poprzednia scena zazdrości, którą ten urządził w Cambridge, łechtała jego próżność, nawet jeśli się do tego nie przyznawał. Wykorzystując możliwość przetestowania reakcji chłopaka, który siedział tuż obok, położył dłoń na jego kolanie. Z prostych przyczyn nikt nie mógł zwrócić uwagi na ten nieznaczny gest pod barowym blatem, jak również na subtelny ruch bruneta, który ową rękę ze swojej nogi zwyczajnie strącił. Jakby tego było mało, chłopak zagadany z Marcusem niejako zbywał jego obecność. No doprawdy. Przecież wykonali zadanie, za które w połowie odpowiadał Will. Natalie wciąż traktowała go jak powietrze, więc z braku innych zajęć począł rozglądać się po barze. Szczęśliwie trafili na godziny, w których nie zastali ogromnych tłumów i większość automatów pozostawała wolna. Zawiesił wzrok na dwójce przyjaciół, gdy w tym samym momencie Alex gwałtownie kiwnął się w bok. Chyba próbował nie wypaść z zakrętu, ale przy tym o mało nie spadł z maszyny. Perkusista tylko uśmiechną się na ten widok, zanim dostrzegł jakiegoś shootera z ilustracjami mutantów. Pociągnął jeszcze jeden łyk ze szklanki, w której pozostał jedynie roztapiający się lód.
— Chcę się odegrać — oznajmił Fox. Skorzystał z chwili, w której Nat zaciekle tłumaczyła coś Marcusowi i ściągnął Willa z barowego krzesełka. Nie sprawdzał, czy przeciwnik podąża za nim, tylko przeszedł przez salę, zanim znalazł się przy zabudowanym automacie. Zajrzawszy do środka szybko zorientował się, że w środku miejsca było dla co najwyżej dwóch osób i to takich o niedużych gabarytach.
— Ale zajebiste, widziałeś? — zawołał. Pseudoradosna muzyczka wciąż irytowała, a migające światełka przyprawiały o epilepsję, ale to nic wyjątkowego w salonie gier. Poza tym, że w plastikowym wnętrzu maszyny kolorowych grafik było znacznie więcej, a całe ustrojstwo wyglądało bardziej... profesjonalnie? O ile w obliczu zwykłych shooterów z plastikowymi pistoletami można w ogóle mówić o profesjonalizmie. Igrające po ciemnej komorze kolory i multum guzików wcale nie ułatwiało obsługi, dlatego chwilę zajęło Oscarowi odnalezienie odpowiednich ustawień. Chociaż za nimi znajdowała się jakaś chujowa ławeczka, to stwierdził, że wygodniej będzie mu grać na stojąco, skoro dach na to pozwalał.
— Dobra, wyrucham cię jak zwykle — zaśmiał się, zerkając na bruneta i chwycił za jeden pistolet. Miał na myśli oczywiście wszystkie gry, w których okazał się lepszym. Nic innego. Światełka błyskające z każdej strony co chwilę zmieniały kolor, a razem z nimi przez sylwetki graczy przetaczała się cała paleta barw. Will pokryty czerwoną poświatą wyglądał jakoś najkorzystniej. Tak, zdecydowanie, bo Oscar bez oporów lustrował go wzrokiem, trochę ignorując ekran gry.
Kiedy usłyszeli głośniejszy dźwięk, Fox z chytrym uśmiechem przyłożył lufę broni do podbródka chłopaka i za jej pomocą uniósł go ku górze.
— Podoba ci się ten pomysł? — mruknął, a ich ciała wciąż dzieliło kilka centymetrów.
Maszyna odliczała czas do rozpoczęcia meczu, kiedy Oscar w najlepsze szczuł rywala, zsuwając plastikowy pistolet w dół po torsie Willa. Gdy dotarł do krocza, automat wybrzmiał głośniej, migając jaskrawym napisem „Go!".