Lies Kill Slowly

    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Besatt Sob 06 Kwi 2019, 01:17

    Mhm, może przez niego... Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że jechał na ręcznym. Czujesz spaleniznę? — zaśmiał się Oscar. Pomimo obaw Willa nie wierzył w to, aby nieporadny Hiszpan zrozumiał choćby słowo z jego śmiałych szyderstw. Czuł się bezkarny już w momencie, w którym wspólnie z Tomem obserwowali, jak Montez grzebie pod maską busa. Proponowali oczywiście uprzejmą pomoc, ale w zamian za to trzymali jedynie serię Hiszpańskich przekleństw.
      — Mogliśmy sami sobie ogarnąć dojazd — westchnął i odsunął tylne drzwi, puszczając Willa przodem. Chłopak od razu popędził na tylne siedzenia i cudownie, bo Oscar miał identyczny plan. Jeśli dobrze pójdzie, to może nawet wykopią Natalie z tego miejsca dla VIP-ów. — Willy co z tobą? Jarałeś już coś dzisiaj?
    Fox jednym ruchem zgarnął wszystkie rzeczy rudej w kąt i rozłożył się na tylnym siedzeniu, opierając plecy o szybę. Uważał, że luźne podejście lidera do całej sprawy jest nieco dziwne. Jego jeansowa kurtka wisiała na siedzeniu obok, więc sięgnął ręką do kieszeni i wydobył z niej skręta po przejściach. W tym samym czasie Will zajął miejsce tuż naprzeciwko niego, a zrzucając niezasznurowane buty, bezpardonowo rozłożył nogi na siedzeniach przed sobą.
      — Hm? Nie — odpowiedział Oscar, wypuszczając dym z płuc. Odbił plecy od ściany busa i wyciągnął dłoń w stronę Willa, aby podzielić się z nim dobrocią natury. — To akurat moje.
    Nie chciało mu się teraz konkretnie tłumaczyć chłopakowi, skąd właściwie w jego kieszeniach biorą się takie rzeczy. Geneza tego faktu była zbędna, dopóki dym przyjemnie rozluźniał ich ciała.
      — Pogadać z nią? — zapytał w końcu, chociaż w życiu nie spodziewał się, że o ratowaniu swojego związku będzie rozmawiał akurat z Willem. Doprawdy lepiej wybrać nie mógł, ale to lider miał na temat tej sytuacji z oczywistych powodów najwięcej informacji. — No, bo wiesz. Nie chciałbym, żeby cała trasa wyglądała w ten sposób. Zamęczymy się... nie, spierdalaj. Nie podniosę się więcej — westchnął po tym, gdy po raz kolejny musiał pochylić się w stronę chłopaka, który jedynie wyciągał przed siebie dłoń po skręta.
    Zsunął się plecami jeszcze niżej i mając w głębokim poważaniu fakt, że spoczywa na stosiku ubrań swojej dziewczyny, ułożył się wygodniej. Nie przeszkadzało mu również to, że Will rozjebał się na tylnym siedzeniu w podobny sposób, a jego nogi cały czas ocierały się o uda Foxa. Nawet nie analizował, czy wokalista nie robi tego przypadkiem specjalnie, bo chociaż mieli tu sporo miejsca, to nie na tyle, aby oboje mogli leżeć w ten sposób i nie stykać się w żaden sposób.
      — Mógłby przynajmniej zostawić nam muzykę — powiedział, gapiąc się w sufit, kiedy usłyszeli nerwowe uderzenie dłoni w maskę. Jeśli miała być to sztuczka, która naprawi busa, to Hiszpan powinien przemyśleć swoje metody dwa razy. — Albo nie, bo włączyłby jakieś latynoskie... co Ty robisz Will? — zapytał ze śmiechem, kiedy noga bruneta praktycznie wjechała między jego uda. Jeśli w ten sposób próbował zwrócić na siebie uwagę, to faktycznie udało mu się.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Sob 06 Kwi 2019, 19:10

    William postanowił nie wnikać dlaczego Oscar był w posiadaniu podobnych używek, ani nie dopytywać czy miał tego więcej, mógł się tylko domyślać, że biorąc pod uwagę długość ich wyjazdu, chłopak najpewniej zaopatrzył się w odpowiednie zapasy. Cóż, jeśli zamierzał dzielić się nimi tak jak dzisiaj, Berry nie miał nic przeciwko.
    Nie zastanawiając się nad tym dłużej, odchylił głowę wypuszczając z ust chmurę dymu i kiedy już lekko zrelaksowany miał przymknąć oczy, niespodziewanie usłyszał coś, co automatycznie go rozbudziło. Willy w życiu by się nie pomyślał, że Fox mógłby chcieć rozmawiać o swoim związku akurat z nim, bo biorąc pod uwagę ich zażyłości, lider wydawał się najmniej odpowiednią do tego osobą. Wciąż lekko zszokowany, zerknął przelotne w kierunku brązowej czupryny, nim skierował spojrzenie w górę, lokując je w bliżej nieokreślonym punkcie.
      —  "Nie chciałbym, żeby cała trasa wyglądała w ten sposób. Zamęczymy się..." — powtórzył, jednak sposób w jaki to powiedział nie był wcale prześmiewczy. — Jeśli jej tak powiesz, zje cię na miejscu i będzie jeszcze gorzej... och, no weź — przerwał, wciąż wyciągając dłoń w kierunku Oscara. Uśmiechnął, kiedy chłopak poddał się w końcu i podał mu nieco wymiętolonego skręta. — Dzięki. W każdym razie powinieneś z nią pogadać, tylko musisz pomyśleć co chcesz jej powiedzieć, bo na stówę oczekuje od ciebie jakichś przeprosin, ale teraz to już chyba nie wystarczy — dodał na koniec, po raz kolejny się zaciągając. Czuł jak z każdą chwilą obejmuje go coraz większe rozluźnienie, jego ciało mimowolnie osuwało się wzdłuż siedzeń i nie zwracał szczególnej uwagi na to, o co przy okazji zahaczają jego nogi. Tak przynajmniej było do pewnego momentu, bo kiedy Oscar zwrócił na to uwagę, sam Will również zorientował się, że są one niebezpiecznie blisko pewnej sfery ciała chłopaka i zdecydowanie powinien się cofnąć. A jednak tego nie zrobił, nagle uznając to za całkiem zabawne.
      — Nie lubisz latynoskiej muzy, Oscar? — zaśmiał się, zerkając w dół. — Sprawdzam jak daleko mogę sięgnąć — powiedział jak gdyby nigdy nic, jednocześnie zsuwając się jeszcze niżej, aż jego noga znalazła się praktycznie przy samym kroczu Foxa. Nie odsuwając się ani o milimetr, tym razem on się podniósł, żeby wychylić się do przodu i podać zioło dalej. — Jak widać całkiem daleko... — mruknął, zerkając bez większej krępacji w zielone oczy, kiedy stopą ucisnął to jedno konkretne miejsce. Sytuacja musiała się wydawać co najmniej dziwna, jeszcze chwilę temu mówili o związku perkusisty z Natalie, a w kolejnej Willy robił coś takiego. Czyżby to co palili tak na niego wpłynęło? Z drugiej strony, wcześniejsze wspólne akcje pokazywały, że ich zbliżenia nie zawsze musiały być efektem zażytych substancji.
    Chociaż czas wydawał się dziwnie rozwlekać, wszystko to trwało dosłownie parę sekund. Will cofnął nogę, zawadiacko się przy tym uśmiechając i widząc minę Oscara, po prostu się zaśmiał.
      — Luz, tylko sobie żartuję — to mówiąc, znowu opadł na plecy. — Przecież ci od tego nie stanie... — przestrzeń ponownie wypełnił dźwięczny śmiech lidera. Z pewnym szczeniackim zadowoleniem założył ręce pod głowę i przymknął powieki, całkiem już odprężony.
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Ten post jest nielegalny, ale rzygać mi się chce od nauki.

    Pisanie by Besatt Sro 10 Kwi 2019, 03:12

      — Uwielbiam, ale Nat nie lubi, gdy wychodzę z domu w sombrero — odpowiedział, słysząc durne pytanie.
    Zignorował dziwaczne zachowanie chłopaka, bo to najlepsze co mógł zrobić w tej sytuacji, kiedy nie miał zielonego pojęcia co on odpierdala i zamyślił się, analizując poprzednie słowa.
      — Przeprosin... — powtórzył sam do siebie, kiedy obserwował, jak Will zsuwa się plecami po ścianie busa. — Za to, że wyruchałem jej kumpla? To absurdalne. Nie wiem, czy umiem to jeszcze uratować. Poza tym jej histeryczne zachowanie to nie moja wina. Kurwa, przecież wszystko było już spoko i nagle coś jej odwaliło w tym hotelu... Odrzucony na rzecz pedała. A podobno nie jesteście żadną konkurencją — zaśmiał się, chcąc dalej skarżyć na swoją dziewczynę, ale wtedy właśnie poczuł ucisk między nogami, więc po prostu zamilkł zszokowany tym, jak bardzo Berry był wyrachowany w swoim fałszywym zachowaniu.
      — Jaką ty jesteś małą, podstępną kurewką Willy. — Dosadnie wyraził co myśli, ale przecież nie kłamał. Po pierwszym zdziwieniu nie było już śladu, ale prowokujący uśmiech nie schodził mu z ust. — Tak bardzo wspierasz swoją przyjaciółkę, a w głowie cały czas kombinujesz, jak tu nabić mi się na chuja. Zgadłem?
    Odłożył skręta gdzieś z tyłu, nie dbając o to, czy przypadkiem nie przypali Montezowi tapicerki.
      — Śmiało. Chodź bliżej — Wyprostował się i złapał bruneta za kostkę, po czym pociągnął go po siedzeniach w swoją stronę. Koszulka chłopaka zawinęła się do okolicy żeber, a kosmetyczka Natalie, która spoczywała gdzieś między ich nogami, runęła na podłogę. Była zamknięta, więc szczęśliwie uniknęli kolejnej awantury. Szybko zmienił swoją pozycję do klęku i oparł dłoń obok leżącego aktualnie pod nim chłopaka. Bez wahania wsunął kolano między jego uda i uniósł brew na widok tej zdziwionej miny.
      — Tylko sobie żartuję ślicznotko — zaśmiał się bezczelnie. Oblizał usta, w których wciąż czuł posmak dymu i zmrużył oczy, dociskając kolano do krocza chłopaka. Minka, która wymalowała się na jego twarzy, była taka czarująca. To wcale nie był zły układ. Pieprzyć Willa na boku (co w sumie i tak już robił) przy jednoczesnym zapewnianiu rudej o swojej miłości. Nie mógł teraz przerwać tego chorego związku, bo znając życie, zostaliby bez gitarzystki, ale czemu miałby się powstrzymywać, skoro brunet chciał bawić się w ten sposób? Zęby szatyna wgryzły się w cienką skórę na szyi Willa i pozostawiły po sobie wyraźny ślad, co według Foxa i tak nie było wystarczającą metką, jaką powinno przypinać się do takich zepsutych kurewek.
      — Przecież ci od tego nie stanie — wymruczał mu do ucha. Nie zważając na protesty złapał go za nadgarstki. Całkiem boleśnie pieczętował na bladej szyi kolejne świadectwa jego puszczalstwa. Oczami wyobraźni widział już, jak Will będzie musiał kryć się z tym do końca podróży. Czemu nie wpadł na to wcześniej? Berry chyba powoli godził się ze swoim losem, bo przerwał dramatyczne próby wyrywania dłoni z uścisku. Jego biodra zaczynały dostosowywać swój ruch do powolnego tempa, w jakim udo Oscara ocierało się o wybrzuszenie w ciasnych spodniach. Na wypadek, gdyby Will zechciał wydać z siebie jakiś niepokojący jęk, ten już na zapas został zduszony przez wargi perkusisty. Językiem przedarł się w głąb ust chłopaka.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Czw 11 Kwi 2019, 18:27

      — O spierdalaj, nie zwalisz tego na mnie... — rzucił od razu, na słowa Oscara momentalnie otwierając oczy. Bo przecież, Natalie o niczym nie wiedziała, więc to co miało z nim wspólnego? Usilnie wypierał z głowy myśl, że faktycznie, mógł znacznie przyczynić się do rozpadu związku swojej przyjaciółki. Chciał dodać coś jeszcze na swoją obronę, ale zwyczajnie zamilkł, zaskoczony określeniem, jakie poleciało w jego kierunku. "Kurewka"? Naprawdę tak go nazwał? I nawet jeśli określenie było w pełni uzasadnione, sam William tego nie widział. Albo nie chciał widzieć. Sam nie wiedział dlaczego właściwie przycisnął wcześniej chuja Oscara, działał pod wpływem chwili i nie rozważał tego szczególnie, jakby uznając, że nazwanie tego żarcikiem wszystko wyjaśnia, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Ale tak nie było. Nie, kiedy robił to temu konkretnemu kolesiowi.
      — Co? — zdołał tylko wydukać, nim został bezpardonowo pociągnięty w dół. Sapnął zaskoczony, wbijając zdziwiony wzrok w Foxa, który za to wydawał się dobrze bawić. Will wpadł w pułapkę swojej własnej, głupiej gierki i teraz, z kolanem na swoim kroczu, nie wiedział czy będzie w stanie ją przerwać. A przede wszystkim, czy właściwie chciał to przerywać? Może naprawdę był taką kurwą, za jaką uważał go Oscar?
    Nie było mu jednak dane dłużej nad tym zastanawiać, bo dość brutalnie ugryziony w szyję, nie mógł myśleć o niczym innym jak tylko o tym. A także o śladach, które bez wątpienia pozostawią po sobie ostre zęby chłopaka.
      — Chyba cię pojebało — mruknął, chcąc ręką zbadać skalę"szkód", ale niespodziewanie został niemal całkiem unieruchomiony. — Auć, kurwa! — prawie pisnął, próbując jakoś zasłonić szyję, z marnym jednak skutkiem.
    Starał się temu nie poddać, świadom, że są w cholernym autobusie, do którego ktoś mógł w każdej chwili wejść, ale a drugiej strony właśnie to było w tym najbardziej ekscytujące. Na tyle, że w połączeniu z silnym uciskiem na dole, William był już praktycznie sztywny. Uległ całkiem pod naporem przekutego języka, który wdarł się do wnętrza jego ust nagle i gwałtownie, prawie pozbawiając go tchu. Och, jak mu tego brakowało. Westchnął przeciągle w wargi chłopaka, czując, że to co robi Oscar powoli mu nie wystarcza, potrzebował więcej, chciał poczuć na sobie jego dotyk.
    Przymglonym pożądaniem wzrokiem zajrzał w zielone oczy, jednocześnie przygryzając jedną z pełnych warg szatyna na tyle dotkliwie, że zaraz oboje poczuli metalicznych smak krwi.
    To co robili było skrajnie nieodpowiedzialne, a miejsce w którym się znajdowali było do tego cholernie nieodpowiednie, ale William był już w takim stanie, że w ogóle o tym nie myślał, bezwstydnie unosząc biodra by jeszcze bardziej otrzeć się o Oscara. Zachowywał się jak ladacznica, ale tym też zdawał się przejmować, mając tam na dole ważniejsze potrzeby do spełnienia.
      — Oscar, nie pierdol... dotknij mnie w ko...
    I w tym samym momencie usłyszeli w oddali jakieś głosy, co momentalnie przywróciło im jasność umysłu. Mieli przejebane, znowu.
      — Dawaj tę bluzę! — palnął, kiedy uwolniony poprawił podwiniętą koszulkę.
      — Co?
      — No dawaj kurwa tę bluzę! — "krzyknął" szeptem, nie mając lepszego pomysłu na schowanie oznaczonej milionem malinek szyi, poza zakryciem się bluzą (jak zresztą zrobił ostatnio), przyczajeniem w kącie i czekaniem na odpowiedni moment, żeby ulotnić się do kibla, bo wątpił, że jego penis sam tak po prostu opadnie. Czy to brzmiało jak dobry plan? Zdecydowanie nie, ale czas nie pozwalał im na lepszy.
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Besatt Czw 11 Kwi 2019, 23:32

    Chciał czy nie, również nakręcał się cichymi sykami bólu i jękami chłopaka, bo jak inaczej mógłby zareagować na tak słodki widok, jakim był Will z wygłodniałym spojrzeniem, sam ocierający się o jego udo? Doprawdy Oscar musiał jakoś podziękować mu za dobre rady, które w obliczu tych wyuzdanych ruchów były tylko komedią. Rozpoczęli dziwną walkę na przeciągający się wzrok, gdy urywany oddech wokalisty owiewał usta Oscara. Chłodna dłoń powędrowała na odsłoniętą skórę i wyznaczając palcami linię wzdłuż boku, badała każde pojedyncze żebro. Gdy dotarł do granicy ciasnych spodni, przesunął paznokciami po jego podbrzuszu. Z zaczepnym uśmiechem wyłapywał nawet najmniejsze zmiany w zachowaniu i spojrzeniu tej łatwej panienki, która rozkłada przed nim nogi na zawołanie. Tuż za plecami Natalie. Jasne, Berry mógł dalej udawać, że to wszystko wina używek. Mógł ukrywać to, że za każdym razem spuszcza się z myślą o Oscarze. On i tak wiedział, że gdyby tylko chciał, to mógłby owinąć sobie lidera tego zespołu wokół palca.
      — Spokojnie skarbie. — To określenie tak skrajnie różne od tego, którym nazwał wokalistę parę chwil temu, dotarło wraz z zachrypniętym głosem bezpośrednio do ucha chłopaka. — Dotknę cię, aż zaboli.
    Już zaczepił palce o krawędź jego spodni tuż przy rozporku, kiedy usłyszeli czyjś głos, ewidentnie zbliżający się w stronę busa. Kurwa. Berry szarpnął się jak oparzony i tym razem Fox nie powstrzymywał go przed wyrwaniem się z uścisku. Swoją obietnicę będzie musiał zrealizować w innym terminie. Nie chciał czekać, aż nieproszony gość pojawi się w środku, więc wyciągnął rękę między siedzenia przed sobą i wydobył pierwszą z brzegu bluzę, którą rzucił na bruneta. Prawdopodobnie należała do Alexa, bo jej pastelowy kolor pasował do Willa jak choinka na Wielkanoc. Wciąż oddychał ciężko, a uwypuklenie w spodniach nie pozostawiało złudzeń, więc perkusista wyplątał spod reszty gratów zmięty koc Natalie. Rzucił go na niedbale na siebie i uda Willa, a zrobił to w ostatniej chwili, bo w tym samym czasie Tom odsunął drzwi i wszedł do środka wolnym krokiem. Stanął między przedostatnimi siedzeniami i oparł dłonie na ich zagłówkach.
      — Podobno za dziesięć minut będą, ale Nat zażyczyła sobie naleśniki — przystanął i uniósł brew w dezaprobacie — więc zostali w barze. Potem tylko marudzi, że tyje.
      — No świetnie, ale to ja muszę tego słuchać najczęściej — westchnął szatyn i przeciągnął się, krzyżując nogi na siedzeniu. Tom przytaknął jedynie i przerzucił spojrzenie z Foxa, którego twarz nie wyrażała większych emocji, na Berry'ego, który z potarganymi włosami i zamglonym spojrzeniem wyglądał jakby...
      — Dobrze się czujesz? — zapytał klawiszowiec, zauważając lekkie wypieki na jego policzkach. — W ogóle, kurwa, jak tu jebie ziołem. Jaraliście coś i mnie nie zaprosiliście?
      — Mogłeś trzymać się z nami, a nie wstępować do drużyny Natalie — odrzekł Oscar z uśmiechem.
      — Kiedy powstały dwa przeciwne obozy? — zaśmiał się. — Zapierdoli was za to, że zajebaliście jej miejsce. Próbowaliście włączyć radio?
    Tom ruszył na przód busa i zniknął za zasłonką, dzielącą ich od kierowcy (który swoją drogą wciąż zapierdalał pielgrzymki wokół pojazdu). Rozłożył się na siedzeniu pasażera, wcześniej zrzucając puste plastikowe pudełka na ziemię.
      — O kurwa, ile on tego ma — Usłyszeli, a chwilę później do ich uszu dochodziły już tylko dźwięki otwieranych pudełek z płytami.
    Widocznie Fox tylko na to czekał, bo nie minęła nawet chwila, a jego dłoń zniknęła pod kocem, lokując się na udzie Willa. Siedzieli blisko siebie, a gruby materiał mógł skrywać wiele. Kto wpadłby na to, że dzieją się pod nim takie rzeczy? Spojrzał w bok, napotykając wzrok bruneta, którym ten chyba próbował przewiercić go na wylot, ale Oscar wciąż miał się dobrze. Jego ręka w ciemno rozpięła ciasne spodnie. Oblizał wargi, nurkując palcami pod materiałem bielizny. Oczywiście od razu napotykał „niespodziankę”, w postaci spragnionego dotyku penisa.
      — Włącz jakiś rock — odezwał się szatyn, jakby wcale w tym samym czasie nie masturbował siedzącego tuż obok chłopaka. Płytkimi, mocnymi ruchami, wyciskał z niego kolejne stróżki preejakulatu. Za chwilę jednak zwalniał, a jego palce kreśliły kółka wokół wrażliwej główki.
      — Wozi tylko hiszpański rap. — Ręka Foxa zamarła w bezruchu, kiedy Tom wyjrzał zza zasłony, machając płytą. — Wiedzieliście, że coś takiego istnieje?
    Nie czekając na odpowiedź, ponownie zniknął za zasłoną, a palce Foxa ułożyły się w wąski tunel, ciasno obejmujący pulsującą erekcję. Kilka godzin podróży z majtkami ujebanymi spermą nie było dla Willa wystarczającą karą, ale obserwowanie, jak walczy z rekcjami ciała, sprawiało szatynowi niemałą przyjemność. Niestety Tom jako muzyk z pewnością miał dobry słuch.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Pią 12 Kwi 2019, 21:30

    Na widok Toma nieco odetchnął, ale tylko na pierwsze kilka sekund, bo o ile fakt, że blondyn przyszedł sam był pocieszający, o tyle nie ratował w ogóle sytuacji. William wciąż siedział z erekcją w spodniach, bluzą ledwo kryjąc dowody zbrodni na szyi i nawet gruby koc na nogach nie pomógł mu się poczuć lepiej. Czuł, że jego twarz jest czerwona i musi wyglądać co najmniej dziwnie, dlatego opuścił lekko głowę i w niejako obronnym geście podwinął jedną nogę, zaraz opierając na niej brodę. Zamierzał się nie odzywać, licząc, że może jednak klawiszowiec niedługo ulotni się z autobusu, ale ten, zajęty luźną gadką z Oscarem wydawał się nawet o tym nie myśleć.
      — Ekhem, sam nie wiem, to chyba to zioło było zjebane — mruknął, narzucając kaptur na rozczochrane włosy. — Nic nie straciłeś, wierz mi... — westchnął, udając wielce zbolałego.
    W głowie już kombinował jak tu wymknąć się do toalety, kiedy niespodziewanie poczuł dłoń Foxa między swoimi nogami. Momentalnie spojrzał na chłopaka, posyłając mu niedowarzające spojrzenie, które zmieniało się z każdym kolejnym ruchem ręki. Co ten Oscar odpierdalał? Czy naprawdę zamierzał, tak przy Tomie... i po chwili Will poczuł, że dokładnie tak, szatyn najwidoczniej planował mu zwalić. Tutaj, tak po prostu. W tym miejscu, z niczego nieświadomym blondynem obok, który swoją drogą miał do takich sytuacji wyjątkowego pecha, bo już po raz drugi był świadkiem podobnej akcji. Na szczęście, nie miał o tym zielonego pojęcia i zapewne bardzo by się zdziwił, gdyby ktoś mu powiedział, że tuż po jego nosem zabawiało się dwóch typów.
    Z jednej strony jakaś część lidera poczuła ulgę, bo jego ściśnięty w wąskich spodnich penis zaczynał go wręcz powoli boleć, ale z drugiej... Do kurwy nędzy, nie byli tu sami. Zagryzł wargę, czując pierwsze fale przyjemności, niezdolny by w tym momencie przerwać tę chorą grę, która już dawno przekroczyła niewidzialną granicę przyzwoitości. Zanurkował dłonią pod koc i znajdując pod nią nadgarstek Oscara, zacisnął na nim mocno palce. Ale nie odtrącił jego ręki, chociaż zdecydowanie powinien. Zamiast tego przymknął oczy, starając się z całych sił kontrolować własne ciało, nie dopuszczając by z jego ust wydobył się jakikolwiek dziwny dźwięk.
    Uchylił na moment jedno oko i zerknął na winowajcę tego wszystkiego, a widząc ten bezczelny uśmieszek miał ochotę zdzielić go po tej wyszczerzonej gębie.
      — Tom, to włącz coś — zachrypiał, zaraz chrząkając lekko, chcąc się pozbyć tej nieznośnej suchości w gardle. — Nie jesteście ciekawi? — przerwał, bo czuł, że słowo więcej mógłby mu się załamać głos. — Ja nigdy nie słyszałem hiszpańskiego rapu.
      — Hah, nie wiem czy chcę to słyszeć, ale niech będzie.
    Kiedy tylko z głośników poleciały pierwsze dźwięki dziwnie brzmiącej melodii, William od razu nachylił się do Oscara.
      — Ciebie naprawdę pojeba... ach... — i cokolwiek więcej chciał powiedzieć to nie mógł, bo chłopak prawdopodobnie specjalnie mocniej ścisnął jego członka, w dodatku przyspieszając na tyle, że Will myślał, że zwariuje. Oparł się o niego i schował twarz w zagłębieniu szyi, wtulając nos w brązowe włosy, czego zaraz pożałował, bo wdychając intensywny zapach perfum Oscara poczuł, że jeszcze bardziej się nakręca. Na serio, co się z nim działo? Dlaczego przy tym kolesiu zachowywał się... własnie tak jak teraz, wiercąc się niespokojnie pod jego dotykiem i wzdychając mu bezwstydnie do ucha? Czy to był ten sam William Berry, który zaliczał co tydzień nowego ładnego chłopczyka? Lider sam już nie wiedział, ogarnięty nadzieją rychłego spełnienia.
      — I jak wam się podoba? — parsknął zza zasłonki Tom, przegrzebując kolejne opakowania płyt. — Nic nie rozumiem, ale kurwa jak on szybko napierdala!
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Besatt Sob 13 Kwi 2019, 01:07

    Faktycznie klawiszowiec miał pecha, ale to przecież nie była wina Oscara, że ten pojawiał się wszędzie, gdzie nie trzeba. Właśnie miał zamiar udowodnić Willowi, że jego rola „lidera” kończy się w momencie, w którym Fox ma taki kaprys, a Tom jedynie urozmaicał to zadanie. Uśmiechnął się na myśl, że mozolnie budowany przez wokalistę respekt rozsypałby się jak domek z kart, gdyby tylko reszta miała świadomość, że ich gwiazdor zwyczajnie ślini się na widok kutasa chłopaka własnej przyjaciółki. Wstyd.
    Słowo "przyzwoitość" nie powinno w ogóle figurować w słowniku Willa, jeśli taki układ jakkolwiek mu odpowiadał. A teraz z ręką Foxa w majtkach chyba czuł się idealnie, bo na to właśnie wskazywał urywany oddech, mętny wzrok i dłoń, zaciskająca się na nadgarstku szatyna. Nawet sytuacja, w której nie mógł go wyruchać, miała swoje zalety. Nie pierwszy raz widział, jak brunet spazmatycznie drżał pod jego dotykiem, ale dopiero dziś mógł w pełni skupić się na tym podniecającym pokazie. Och naprawdę, Oscar mógłby oglądać go w takim stanie codziennie. Oblizał wargi, kiedy głowa bruneta spoczęła w zagłębieniu jego szyi.
      — Podoba ci się Willy? — podchwycił pytanie Toma i zaraz usłyszał słodki, zduszony jęk, który nie mógł być niczym innym, jak potwierdzeniem. Wiedział, że dochodzi, kiedy drgnął niespokojnie, a dłoń zaciśnięta na koszulce Foxa, ściągnęła ubranie z jego prawego ramienia. — Masz rację. Za szybko.
    Zwolnił ruch nadgarstka i trochę za karę zacisnął palce niemal boleśnie na penisie chłopaka, ale było już za późno, bo Berry właśnie spuścił się we własne bokserki. Sprawna dłoń w powolnym tempie przedłużała jeszcze tę chwilę rozkoszy, aby na koniec wytrzeć resztki klejącej spermy o materiał od wewnątrz, bo przecież i tak był już ujebany.
      — Nie, żebym zrozumiał cokolwiek, gdyby śpiewał wolniej.
      — Jednym słowem chujowe. Wyłącz to — skwitował Fox, kiedy Berry na jego ramieniu wciąż dochodził do siebie.
      — O... to chyba do nas — powiedział Tom i wyskoczył z autobusu przez drzwi od strony pasażera, dostrzegając zbliżający się w ich kierunku samochód. Nie mylił się, a ekipa uwinęła się z robotą o wiele skuteczniej i sprawniej niż Montez, który przez ten czas zdołał jedynie umazać sobie ryj i koszulę smarem.
    Oscarowi tymczasem nawet nie chciało się wychodzić z busa, skoro i tak słyszeli wszelkie dochodzące z zewnątrz rozmowy. Objął Willa ramieniem i odchylił materiał bluzy przy jego szyi.
      — Jak chcesz, to symetrycznie dorobię kilka z drugiej strony. — Wyszczerzył się głupio i korzystając z faktu, że bus jest pusty jeszcze przez kilka minut, przesunął dłoń na szczękę Willa. Uniósł jego podbródek wyżej i z zaskoczenia skradł mu ostatni pocałunek. — Ale teraz to chyba oficjalnie mogę stwierdzić, że robi ci się mokro na mój widok.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Nie 14 Kwi 2019, 18:25

    William całkiem już włączył się z rozmowy, niezdolny by cokolwiek powiedzieć, ogarnięty do reszty obezwładniającą przyjemnością. Ich drogi kolega był zaaferowany hiszpańską muzyką do tego stopnia, że najpewniej nawet tego nie zauważył, na szczęście dla Willa, który miał coraz większe trudności z utrzymaniem swojego własnego głosu w ryzach. Zdarzało mu się uprawiać seks w różnych, niekoniecznie oczywistych miejscach, ale żeby ktoś masturbował go w busie, w dodatku przy świadku, nieświadomym to nieświadomym, ale jednak świadku, no był to pierwszy raz. Pewnie dlatego zwykłe zwalenie gały doprowadziło do takiego stanu, gdzie przypominał bardziej napalonego gówniarza niż doświadczonego dwudziestolatka.
    I nie liczyło się nic, oprócz szybkich ruchów ręki Oscara, tak mocnych, niemal bolesnych, przez które już po chwili przez ciało Willa przebiegł znajomy dreszcz. I nawet jeśli Fox specjalnie zwolnił, nie chcąc dać mu jeszcze dojść, było już za późno, bo Will zaraz wystrzelił obfitym strumieniem spermy, mimowolnie niemal zdzierając z chłopaka koszulę, tak bardzo potrzebował się czegoś złapać.
    Nawet się nie zorientował, że Tom coś do nich mówił i potem wyszedł, sapał zdyszany na ramieniu Oscara, usilnie próbując uspokoić oddech. Powoli zaczęły docierać do niego inne bodźce jak rozmowy ludzi na zewnątrz czy to ohydne uczucie lepkości w majtkach, ale wciąż ogarnięty tym przyjemnym uczuciem rozluźnienia po orgazmie, nie potrafił się tym właściwie przejąć. Nie oponował też, kiedy Fox objął go ramieniem, jakoś tak automatycznie się w niego wtulając.  
      — A tylko sprób... mmm... — próbował powiedzieć, ale niespodziewany pocałunek mu przerwał. Nie oderwał się od wilgotnych ust od razu, przeciągając pieszczotę o kilka długich sekund, nim zmierzył szatyna nadal nieco zamglonym, ale już odrobinę bardziej przytomnym spojrzeniem.
      — Po czymś takim? Chciałbyś — mruknął przekornie wprost do jego ucha, przy czym przygryzł je dość mocno, nim całkiem wyplatał się z objęć Oscara. Teraz, kiedy było już po wszystkim, wróciła jego standardowa, pewna postawa.
    Wstał i momentalnie skrzywił się, czując jak bardzo mokre są jego bokserki. Kurwa, no tak. Poprawił różową bluzę Alexa i ruszył między siedzenia w poszukiwaniu swojej torby, a jeśli Fox zastanawiał się czego brunet tak uparcie szukał, to już po chwili mógł zaważyć, że ten chowa jakiś materiał do szerokiej kieszeni z przodu. Oczywistym było, że Will nie zamierzał zostać tych ujebanych gaciach przez resztę podróży.
      — Zaraz wracam — to mówiąc, zerknął przelotnie na perkusistę i widząc jego minę, sam uniósł brew. — No co, chyba nie myślałeś, że...
      — Że co? — odezwał się niespodziewanie Alex, który akurat otworzył duże drzwi autokaru, z ciekawością zaglądając do jego wnętrza.
    William spojrzał na niego, nie mogąc uwierzyć, że gdyby powiedział więcej... Mogliby się nie wytłumaczyć. Do lidera dopiero teraz doszło jak zjebane i ryzykowane było to, co z Foxem zrobili.
      — I dlaczego masz moją bluzę?
      — Sorry, zimno mi było, potem ci oddam, ok? Zaraz wracam, lecę do kibla.
      — Zimno? Ej, ale już wyjeżdżamy! — krzyknął, jednak starszy chłopak już biegł w stronę baru, mijając po drodze idącą do busa Natalie. — A temu co?

    Reszta podróży minęła już bez większych komplikacji, ale Montez i tak wciąż wydawał się żyć emocjami niedawnej awarii, bo jego zmarszczona w stresie twarz nadal złowrogo łypała na drogę.
    Mimo nieplanowanej dłuższej przerwy, jakimś cudem udało im się dojechać na czas, co bez wątpienia zawdzięczać mogli odpowiedniej organizacji Hendersona, który obecnie pysznił się, między słowami zachwalając samego siebie.
    Kolejny koncert okazał się również kolejnym sukcesem i nawet jeśli w Trapnest obecne były niesnaski, nie było to jeszcze na tyle inwazyjne by miało to wpłynąć na grę zespołu. Przynajmniej do czasu.

    Ten wieczór również zapowiadał się burzliwie i imprezowo. Wyjątkowo obeszło się bez debaty na temat doboru pokoi, ponieważ cała piątka skończyła w dwóch połączonych ze sobą pomieszczeniach.
      — Lecę pierwszy pod prysznic! — ogłosił wszem i wobec William, kiedy całą grupą zmierzali w kierunku swojego zakwaterowania.
    Mimo wcześniejszej szybkiej akcji zmiany bielizny w toalecie, wciąż miał na udach resztki własnej, zaschniętej spermy i czuł, że im szybciej to z siebie zmyje tym lepiej.


    Ostatnio zmieniony przez Verde dnia Sro 17 Kwi 2019, 22:34, w całości zmieniany 1 raz
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Besatt Sro 17 Kwi 2019, 21:55

    Dasz sobie radę sam? — zapytał, widząc, jak Will grzebie w swojej torbie i wyciąga z niej czyste bokserki. — Czy chcesz, żebym poszedł z tobą?
    Fox zaśmiał się na widok jego miny, gdy jak spod ziemi wyrósł Alex, zarzucając ich pytaniami. Lider szybko opuścił busa, nie zważając na słowa basisty, który miał rację co do rychłego odjazdu, bo po sekundzie w pojeździe pojawiła się reszta zespołu łącznie z kierowcą.
      — Poleciał oglądać gejowskie pornole — odpowiedział szatyn, a na widok krzywego spojrzenia niebieskowłosego parsknął śmiechem.
      — Co? Teraz? W kiblu? — zapytał młodszy, marszcząc brwi.
      — A co? Wolałbyś, żeby robił to, siedząc obok ciebie?
      — Co? Nie! — zaprzeczył szybko i przyjmując obronną postawę, skrzyżował ręce na piersi, a jego policzki pokrył lekki rumieniec.
      — Dlatego powiedział, że wystarczy mu twoja bluza.
      — Oscar! — jęknął i zdzielił go pierwszym z brzegu ubraniem, które zgarnął z siedzenia obok. Atakowany jednak okazał się szybszy od napastnika, dlatego chwyciwszy za rękaw nadlatującej koszuli, pociągnął ją w swoją stronę. Niebieskowłosy przestąpił kilka kroków w przód i oparł kolano o siedzenie między jego nogami, aby za tym szarpnięciem nie polecieć prosto na perkusistę.
      — Odwal się od niego! — wypaliła nagle Natalie, a Fox aż przymknął się na chwilę totalnie osłupiały, bo ruda odezwała się do niego pierwszy raz od wczorajszego wieczora. Oczywiście nie wątpił, że te słowa skierowane były do niego, a nie do basisty.
      — Wow, spokojnie — zaśmiał się, gdy dziewczyna objęła Alexa ramieniem. — Nie zjem go. Nie przy świadkach.
      —Przecież on pierdoli głupoty słoneczko — odparła, zlewając zupełnie ironię szatyna i odwróciła głowę w stronę roześmianego Toma, którego również zmroziła groźnym wzrokiem. Honorowo nie walczyła o ostatnie miejsca w busie dlatego, gdy Will wrócił do środka i zajął miejsce obok Foxa, zarobił u dziewczyny kolejnego minusa, których nikt nie liczył, bo, tak czy inaczej, zawsze znalazłoby się coś, do czego Natalie mogłaby się przyjebać. Z jakiegoś powodu to Alex miał w danym momencie uprzywilejowaną pozycję i to zapewne dlatego, że cały postój spędził z rudą w barze.

    Tom wpadł do pokoju pierwszy, ale Will sprawnie wyminął go w drzwiach, aby od razu zniknąć w łazience.
      — Słyszeliście, że na ostatnim piętrze mają zajebisty bar i ogromną salę gier?! — zawołał podekscytowany Alex, stając w progu pomieszczenia. Tom podniósł łeb z poduszki, zerkając na niego spod wpółprzymkniętych powiek.
      — Hell znowu robi tripa po barach — wymamrotał sennym głosem. Nottingham również miało wiele do zaoferowania.
      — Pierdole bary. Mam zamiar wyjebać całą kasę na te plastikowe motory — odparł i skocznym krokiem przeszedł pod drzwi łazienki. — Wyłaź Willy!
      — Dobra, ale i tak się napierdolę.
      — Świetnie. Łatwiej będzie cię ograć — wtrącił Fox, który wylegując się na swoim łóżku, wgapiał oczy w ekran telefonu. Alex tymczasem wyszczerzył się w ich stronę podjarany faktem, że oboje zgodzili się z jego pomysłem.
      — Zapytam Marcusa, czy idą z nami.

    Po godzinie każdy był już gotowy do wyjścia, co przy dzieleniu jednej łazienki samo w sobie było sporym osiągnięciem. Niestety wbrew oczekiwaniom klawiszowca, który zdążył już zaprzyjaźnić się z towarzyszami trasy, na wieczór w sali gier zgodził się jedynie Marcus. Najwyraźniej blondyn towarzystwo Willa cenił sobie ponad czas spędzony ze swoim zespołem. Ku zaskoczeniu wszystkich Natalie tej nocy wyglądała jakoś żywiej i pogodniej niż do tej pory. Być może wpływ na to miał kolejny udany koncert i zmęczenie, które wycisnęło z niej większość nagromadzonych emocji. W każdym razie, nawet jeśli pozornie łatwiej było się z nią dogadać, to Oscara wciąż nie zaszczycała nawet spojrzeniem. Czyżby nadal oczekiwała przeprosin?
      — Które to piętro? — zapytał Fox opierając się o ścianę przy drzwiach, gdy Nat zamykała pokój. Dziewczyna oczywiście potraktowała go jak powietrze, więc powędrował wzrokiem po reszcie zgromadzonych.
      — Czwarte? Chodźcie! — zawołał Alex i popędził w stronę schodów na końcu korytarza.
    Oscar z niedowierzaniem obserwował, jak wszyscy bez żadnych protestów ruszyli za niebieską czupryną. Wszyscy poza Willem.
      — Chyba was pojebało — odparł i ruszył w przeciwnym kierunku, uprzednio trącając lidera w ramię i wskazując mu windy po drugiej stronie długiego korytarza. Kiedy Alex zorientował się, że oboje faktycznie wybrali inny środek transportu, przystanął na chwilę i wychylił się przez barierkę schodów, spoglądając na ich plecy.
      — To wcale nie jest tak wysoko lenie! Szybciej będzie schodami! — zawołał, ale oboje go zignorowali. — Dobra. Ostatni stawia kolejkę! — krzyknął i zerwał się biegiem po schodach, prawie tratując po drodze na Natalie.
      — Boże, jak dzieci — żachnęła się ruda, wpadając na ścianę.
    Nie trzeba było dwa razy powtarzać, aby oboje zerwali się biegiem w kierunku wind.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Czw 18 Kwi 2019, 15:50

    Będąc pod prysznicem Will słyszał tylko urywki z burzy mózgów w pokoju, dlatego zdziwił się, kiedy w końcu po opuszczeniu łazienki obwieszczono  mu, że plany się zmieniły i idą na jakieś gierki. Nie przeszkadzało mu to, bo nawet jeśli sam chętnie by się czegoś napił, to na myśl o wczorajszej nocy, gdzie musiał użerać się z pijanym i naćpanym Alexem, robiło mu się po prostu niedobrze. Zresztą, kto wie czy ten salon gier nie był po prostu zwykłą wymówką? Nie da się ukryć, że członkowie Raise Hell byli znacznie bardziej wprawieni w ciągłej alkoholizacji i o ile kolejny dzień chlania nie robił im większej różnicy, o tyle niektórzy z Trapnest mogliby zwyczajnie nie wytrzymać. No, chyba, że było się napalonym Tomem, który brak dziewczyny zastępował niebotycznymi ilościami procentów.
    Fakt faktem godne podziwu było to, iż pomimo posiadania tylko jednej łazienki, całej piątce (w dodatku z dziewczyną na stanie) udało się tak szybko ogarnąć, chociaż bez wątpienia była w tym zasługa Natalie. Gitarzystka wracała powoli do swojego zwyczajowej roli matki zespołu, co dało się szczególnie odczuć kiedy w końcu ruszyli do wyjścia, a ruda nie omieszkała napomknąć, że jest w posiadaniu klucza i pijaków nie wpuści do pokoju. A Will nie mógł pozbyć się tego dziwnego wrażenia, że słowa te kierowała głównie do niego i Oscara, chociaż chłopak nie był pewny czym (poza dobieraniem się do jej kolesia, o czym akurat Nat nie widziała) mógł jej zawinić.
    Winda wydawała mu się oczywistym wyborem i nie spodziewał się, że ktoś mógłby w ogóle pomyśleć o schodach, a jednak. I o ile w trakcie biegu do kabiny mógł mieć jakieś wątpliwości czy na pewno uda im się być na miejscu wcześniej, tak będąc już w windzie nabrał pewności. Na jednej ze ścianek rzucała się w oczy rozpiska, z której jasno wynikało, że sala gier znajduje się na piątym, a nie czwartym piętrze. Widać niebieskowłosy miał problemy z liczeniem.
    William aż nie mógł powstrzymać cichego parsknięcia.
      — To się zdziwią — rzucił luźno, zerkając na Oscara z dzieciną satysfakcją wygrania durnego wyścigu winda vs schody.
    Na górze byli oczywiście pierwsi i niemal od razu natknęli się na Marcusa. Mężczyzna uśmiechnął się na ich widok, ale zaraz zmarszczył brwi.
      — Siema, a gdzie reszta?
    Nim jednak którykolwiek z chłopaków zdążył mu odpowiedzieć, dobieli do nich zziajani Tom, Natalie i na samym końcu... Alex.
    Jak to było? Kto mieczem wojuje, ten od miesza ginie, czy coś tam.
      — Nie... wierzę... jakim cudem... — wysapał chłopak, kiedy schylił się i oparł dłonie na kolanach. — Wiedzieliście, nie? Że to piąte... a nie czwarte piętro.
      — Nie, ale umowa to umowa, stawiasz kolejkę.
      — Znowu zakłady? — zaśmiał się Marcus, orientując się w sytuacji. — Chyba bardzo to lubicie, co? Wczorajszy wam nie wystarczył?
      — Jakie zakłady, dlaczego ja nic nie wiem? — Natalie oczywiście się zainteresowała i teraz patrzyła z lekkim uśmieszkiem po swoich przyjaciołach. Czy Marcus wyciągnął ten temat specjalnie? Kto wie.
    Zapadła chwilowa cisza, a policzki Alxa nabrały intensywniejszego koloru i to bynajmniej nie od wcześniejszego wysiłku. Już chciał coś powiedzieć, ale o dziwo Will go wyprzedził.  
      — O alkohol, a o co innego — parsknął, zręcznie zbywając temat.
      — No, o alkohol. — Tom uśmiechnął się tajemniczo, nic jednak nie dodał, ale jego mina wskazywała na to, że sytuacja musi go wybitnie bawić.
    Nie przedłużając, ruszyli w końcu do lokalu, gdzie od razu uderzyła w nich głośna mieszanka dźwięków z różnych gier, potęgowana w dodatku muzyką puszczaną z narożnych głośników. Brew pozorom nie było to jednak irytujące, tworzyło za to klimat i idealnie współgrało z kolorowym wnętrzem.  
    Alex niewiele myśląc przyparł zaraz do Foxa, łapiąc go jak gdyby nigdy nic za ramię.
      — Oscar, chodź ze mną na tamte motory! — i wskazał palcem szereg plastikowych siedzeń, mających robić za dwukołowe ścigacze. Ignorował przy tym to natarczywe spojrzenie Marcusa, który najpewniej zdążył już wyrobić w głowie własną opinię na ich temat.
      — Will, może też pójdziemy? — lider drugiego zespołu szturchnął łokciem bruneta, dziwnie się uśmiechając. — I skoro tak lubicie zakłady, to może teraz my się założymy? W końcu sama taka gra będzie nudna. Tylko nie motory... może Boxer? — tu przerwał, na moment się zamyślając. — A wygrani będą mogli rozkazać cokolwiek przegranym, co wy na to?
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Besatt Czw 18 Kwi 2019, 19:16

    Pomieszczenie pełne neonowych banerów i świecących milionem diod tarcz skutecznie przyciągało wzrok. Oferta salonu gier była jednak tak bogata, że gdy tylko Alex wpadł do środka, to sam już nie wiedział, w którą stronę spojrzeć i w istocie wyglądało to całkiem zabawnie. Oczywiście Tom wiedział, na czym należy skupić uwagę, bo jego alkoholowa dusza od razu pokierowała klawiszowca w stronę baru. Tymczasem Natalie nie wiedząc co ze sobą zrobić, podreptała tuż za nim. Jeśli Marcus miał jakieś podejrzenia co do dziwnego zachowania Alexa i Oscara, to młodszy na pewno ich nie zdemontował, kiedy łapiąc przyjaciela za rękę, pociągnął go w stronę plastikowych motorów. Szybko jednak zatrzymał się w połowie drogi zainteresowany inną propozycją. Basista po prostu bardzo lubił zakłady.
      — Serio? Już na wstępie chcecie przegrać? — zaśmiał się szatyn i chociaż był to tylko żart, to faktycznie miał niejaką przewagę nad nimi w tej konkurencji. Gra na perkusji po prostu wymagała siły w ramionach i chociaż sylwetka Foxa na pierwszy rzut oka nie różniła się od pozostałych, to chyba nie mieli co do tego wątpliwości. — W ogóle co to za nagroda? Przecież Willy i tak zawsze grzecznie mnie słucha. — Uśmiechnął się głupio i puścił wokaliście oko, kiedy blondyn grzebał przy automacie, próbując go uruchomić.
      — Masz Alexa w drużynie — odpowiedział Marcus i nacisnął czerwony przycisk. — Będzie sprawiedliwie.
      — Ej! — zaperzył się niebieskowłosy i obrażony wymamrotał coś sam do siebie.
    Nie czekając na rozwój wydarzeń i zapewne chcąc udowodnić swoją rację, przepchnął się pomiędzy nimi, łokciami torując sobie drogę.
      — Czekaj młody— parsknął Oscar i objął go ramieniem, odsuwając zawodnika na bok. — Najpierw popatrzymy na tę kompromitację, a potem pokażemy im, jak to powinno wyglądać.
      — Dobra Fox, nie pajacuj — zaśmiał się Marcus i zajmując miejsce wyznaczone przez maszynę, oddał całkiem porządny cios, przez który kolorowy licznik na maszynie wystrzelił w górę. Z dumą wypisaną na twarzy zwrócił się w stronę reszty i klepnął Willa w ramię.
      — No... dobra— westchnął niechętnie Oscar. Chcąc nie chcąc musiał to przyznać. — Nie było tak źle.
    Tuż po spisaniu wyniku przyszła kolej bruneta i to on tym razem mógł popisać się swoją siłą. Co prawda nie wyjebał automatu poza licznik, ale nie mógł powstydzić się tego uderzenia. Po zliczeniu punktów szybko okazało się, że przebicie ich nie będzie takie łatwe.
      — Alex... Alex, stop! — zawołał Fox. W ostatniej chwili złapał chłopaka za dłoń, bo ta już szykowała się do ciosu. Wyciągnął jego kciuk poza pięść i ze sceptycznym uśmieszkiem pozwolił mu działać. — Tylko proszę. Traf w to.
    Powoli godził się z przegraną, bo tak jak podejrzewał, wynik niebieskowłosego dobił mniej więcej połowy licznika. Automat wygrywał ironiczną, wesołą melodyjkę, kiedy Marcus zasłaniał dłonią usta, aby ukryć rozbawienie na widok miny chłopca.
      — To przecież oszustwo jest! — żachnął się. — Te maszyny zawsze kłamią.
    Nawet jeśli wynik Foxa był jeszcze wyższy od wyniku Marcusa, to po zliczeniu wszystkiego i tak wychodziło na to, że to drużyna „liderów” wygrała starcie. Niedużą różnicą punktów, ale jednak wygrała.
      — Och boże, przypierdolić to żadna umiejętność — bronił się dalej Alex, kiedy Marcus zbijał piątkę z Willem.
    Foxa nie martwiła przegrana, a bardziej mina wokalisty drugiego zespołu.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Pią 19 Kwi 2019, 02:00

    Will właściwie nie bardzo chciał brać udział w jakimkolwiek zakładzie. W podobne akcje dawał się wkręcać zazwyczaj po znacznych ilościach alkoholu, jednak tym razem nie miał zbyt wiele do gadania. Zanim się obejrzał, Marcus już wrzucał monety do automatu, a Alex tak się nakręcił, że pewnie nie dałoby się teraz odwieść go od tego pomysłu. A Oscar... Oscar zachowywał się w typowy dla siebie sposób.
    Brew lidera mimowolnie powędrowała do góry na ten bezczelny komentarz.
      —Tak? To zaraz zobaczymy kto tu będzie kogo słuchać — parsknął z pewnością, nie mogąc przejść obojętnie obok takiej zaczepki. I nagle nabrał też niespodziewanej ochoty na to durne wyzwanie. — To patrz.
    Chociaż sam nie był postury Marcusa, ani też nie miał tyle siły co Fox, to i tak nie mógł narzekać na uzyskany wynik. A potem nie zostało mu już nic innego, jak tylko obserwować najpierw zaangażowanego, potem rozczarowanego i na końcu wściekłego Alexa, który tego dnia zdawał się mieć wyjątkowego pecha. Szkoda tylko, że przenosił go w pewien sposób na Foxa, bo nawet jeśli on sam dobrze przypierdolił, to co mógł zrobić w obliczu słabego wyniku swojego partnera? Całe nic, a lider drugiego zespołu zdawał się tylko na to czekać.
    Marcus rozejrzał się orientacyjnie dookoła, jakby kogoś szukał i spojrzał na chłopaków z jakimś takim dziwnym błyskiem w oku. Berry chyba przeliczył się sądząc, że razem wymyślą jakąś zabawną karę, bo mężczyzna zaraz wypalił coś, czego chyba nikt się nie spodziewał.
      — Zróbcie powtórkę z wczoraj — mówiąc to nawet nie mrugnął, za to szeroko się uśmiechnął.
      — Co? — wypalił basista, który na samo wspomnienie wczorajszej nocy robił się czerwony.
      — Marcus, ty tak na serio?
      — No co, kara to kara... — chociaż widać nie dla wszystkich — przecież już to robili, więc w czym problem?
    Na moment między zgromadzonymi zapadła niezręcznw cisza. Dlaczego Marcus wybrał właśnie takie zadanie?
    Alex automatycznie się spiął, bo chociaż chłopak nie był jeszcze tego do końca świadomy, to to durne wyzwanie uderzyło w samo sedno. Dla niego to nie była żadna kara i właściwie nie miałby nic przeciwko ponownemu pocałowaniu Oscara. Nie chciał się przyznawać sam przed sobą, ale puls momentalnie mu przyśpieszał przy jakimkolwiek kontakcie z szatynem, a na usta wpełzał ten głupkowaty, radosny uśmieszek. Momentami wręcz sam szukał możliwości nawet chwilowej bliskości z nim,, tak jak dzisiaj z tymi motorami. Więc dlaczego by nie...?
    Pomyślał, że musi to zrobić już teraz, w tej chwili, zanim się rozmyśli, dlatego nie czekając długo zbliżył się do Oscara. Wplatał mu dłoń we włosy i nim Fox miał możliwość reakcji, pociągnął go w dół i złączył ich wargi. To był szybki, ale intensywny i mokry pocałunek. Taki, którego raczej nie mógł się spodziewać ze strony Alexa. Cóż, przynajmniej do teraz.
    Williama ta scena całkiem zagięła. Brunet gapił się głupio jak młodszy chłopak tak po prostu całuje Oscara, pośród tych wszystkich gier i ludzi, ale przede wszystkim na trzeźwo. Co tu się działo, dlaczego oni znowu się całowali i dlaczego tak go to denerwowało?
      — Nic prostszego — mruknął niebieskowłosy, zaraz po pocałunku odwracając się w stronę wciąż uśmiechniętego Marcusa. Może jednak pamiętał jak rzucił się na Oscara w pokoju? W końcu nie mieli jeszcze okazji o tym porozmawiać.
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Besatt Pią 19 Kwi 2019, 21:03

    Też mi kara. Oscar, który całowaniu nie nadawał jakiegoś głębszego znaczenia, nie zareagował na to polecenie w żaden szczególny sposób. Marcus mógł wykombinować cokolwiek innego, skoro już oboje dysponowali nad nimi taką władzą. Skoro tak, Fox nie miał zamiaru marudzić. Ewentualne uwagi mogłyby doprowadzić do zmiany zadania i ściągnięcia na nich czegoś znacznie gorszego. Może ten pomysł wcale nie był taki nietrafiony? Widok miny bruneta, który chyba nie wiedział, jak powinien się zachować, szczerze bawił Oscara.
    To miała być kara dla niego, czy dla Willa?
    Skoro aż tak kręci cię widok dwóch całujących się kolesi, to może sam powinieneś spróbować? — rzucił wyzywająco Fox. Nie otrzymał odpowiedzi, bo Alex nie próżnował, tylko uwiesił się na perkusiście, przywierając do szatyna całym ciałem. Z każdą kolejną okazją chłopiec stawał się coraz bardziej śmiały w swoim zachowaniu. Dłonie Oscara powędrowały na zgrabną talię, kiedy w głowie dokonywał szybkiej kalkulacji. Nie przeleciałby go. Nawet jeśli ten pchałby się na jego kutasa, bo chociaż obiektywnie dupę miał niezłą, to w oczach Foxa wciąż pozostawał nie do końca rozgarniętym dzieciakiem. Kto normalny podniecałby się na myśl o pieprzeniu dzieciaka?
    Krótki pocałunek to żadna filozofia. Odpowiedział na niego bez większego entuzjazmu, ale to i tak wystarczyło, aby oddech Alexa przyśpieszył, a policzki nabrały czerwonego koloru. Oscar mógłby pokusić się o stwierdzenie, że niebieskowłosego traktuje jak młodszego brata, ale wtedy dzisiejsza scenka byłaby z lekka niewłaściwa. Całowanie takiego ładnego chłopca było przyziemną i całkiem przyjemną zabawą dlatego, zanim Alex odsunął się od niego, Fox przygryzł delikatnie jego wargę. A potem... potem wbił wzrok w Willa, bo po ostatniej szopce, którą ten odstawił pod klubem, po prostu ciekaw był, co nastąpi tym razem. A ta wyraźnie zazdrosna mina była całkiem słodka.
    Nie, nie obciągnę mu ku twojej radości Marcus — parsknął ostatecznie Oscar i ruszył w stronę baru, bo jedna szklanka whisky nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Zajął miejsce obok Toma i Natalie, którzy wcale nie ekscytowali się automatami z grami tak, jak według Alexa powinni. Zamiast tego dziewczyna po jednym drinku wyluzowała do tego stopnia, że nawet spojrzała w kierunku swojego chłopaka i bynajmniej nie był to wzrok seryjnego mordercy. Fox nie nazwałby tego powodem do świętowania, ale przynajmniej krokiem w przód, a nie w tył. Przykre, jak wielu wydarzeń ruda była całkowicie nieświadoma, ale dziwnym trafem nikomu nie spieszyło się, aby wsypać Oscara. Któryś raz naginał zasady w obecności reszty członków zespołu, ale kto chciałby z powodu niewinnych żartów jeszcze bardziej zaostrzać atmosferę?
    — Bo ja jestem bardzo spostrzegawczy, wiecie? I to przez to natura nie wyposażyła mnie w siłę fizyczną — tłumaczył się dalej Alex, kiedy z kwaśną miną mieszał słomką w piwie. — Nie mogę być przesadnie wszechstronny, co nie?
    — Dobra Alexy daj już spokój — westchnął Tom i wstał ze swojego miejsca. Lekko wstawiony sam chętnie sprawdziłby się migających maszynach. A może po prostu miał już dość słuchania w kółko tej samej historii? — Pójdę z Tobą na te motory.
    Niebieskowłosy chyba tylko na to czekał, bo w jednej chwili wyzerował swój alkohol i popędził przez salę, aby zająć jeden z pojazdów.
    Po początkowym poruszeniu, które przez kilka chwil malowało się na twarzy Willa, teraz nie było już śladu. Natomiast wśród wesołych rozmów i elektronicznych melodii tylko uważny obserwator dostrzegłby lekką zmianę w zachowaniu Oscara. William faktycznie tak dobrze zgrywał obojętnego, czy może faktycznie powtórka z rozrywki nie zrobiła już na nim większego wrażenia? Nie powinno zdumiewać, że Oscarowi, który uwielbiał być w centrum zainteresowania, niespodziewana bierność ze strony wokalisty nie była na rękę. Poprzednia scena zazdrości, którą ten urządził w Cambridge, łechtała jego próżność, nawet jeśli się do tego nie przyznawał. Wykorzystując możliwość przetestowania reakcji chłopaka, który siedział tuż obok, położył dłoń na jego kolanie. Z prostych przyczyn nikt nie mógł zwrócić uwagi na ten nieznaczny gest pod barowym blatem, jak również na subtelny ruch bruneta, który ową rękę ze swojej nogi zwyczajnie strącił. Jakby tego było mało, chłopak zagadany z Marcusem niejako zbywał jego obecność. No doprawdy. Przecież wykonali zadanie, za które w połowie odpowiadał Will. Natalie wciąż traktowała go jak powietrze, więc z braku innych zajęć począł rozglądać się po barze. Szczęśliwie trafili na godziny, w których nie zastali ogromnych tłumów i większość automatów pozostawała wolna. Zawiesił wzrok na dwójce przyjaciół, gdy w tym samym momencie Alex gwałtownie kiwnął się w bok. Chyba próbował nie wypaść z zakrętu, ale przy tym o mało nie spadł z maszyny. Perkusista tylko uśmiechną się na ten widok, zanim dostrzegł jakiegoś shootera z ilustracjami mutantów. Pociągnął jeszcze jeden łyk ze szklanki, w której pozostał jedynie roztapiający się lód.
    Chcę się odegrać — oznajmił Fox. Skorzystał z chwili, w której Nat zaciekle tłumaczyła coś Marcusowi i ściągnął Willa z barowego krzesełka. Nie sprawdzał, czy przeciwnik podąża za nim, tylko przeszedł przez salę, zanim znalazł się przy zabudowanym automacie. Zajrzawszy do środka szybko zorientował się, że w środku miejsca było dla co najwyżej dwóch osób i to takich o niedużych gabarytach.
    Ale zajebiste, widziałeś? — zawołał. Pseudoradosna muzyczka wciąż irytowała, a migające światełka przyprawiały o epilepsję, ale to nic wyjątkowego w salonie gier. Poza tym, że w plastikowym wnętrzu maszyny kolorowych grafik było znacznie więcej, a całe ustrojstwo wyglądało bardziej... profesjonalnie? O ile w obliczu zwykłych shooterów z plastikowymi pistoletami można w ogóle mówić o profesjonalizmie. Igrające po ciemnej komorze kolory i multum guzików wcale nie ułatwiało obsługi, dlatego chwilę zajęło Oscarowi odnalezienie odpowiednich ustawień. Chociaż za nimi znajdowała się jakaś chujowa ławeczka, to stwierdził, że wygodniej będzie mu grać na stojąco, skoro dach na to pozwalał.
    Dobra, wyrucham cię jak zwykle — zaśmiał się, zerkając na bruneta i chwycił za jeden pistolet. Miał na myśli oczywiście wszystkie gry, w których okazał się lepszym. Nic innego. Światełka błyskające z każdej strony co chwilę zmieniały kolor, a razem z nimi przez sylwetki graczy przetaczała się cała paleta barw. Will pokryty czerwoną poświatą wyglądał jakoś najkorzystniej. Tak, zdecydowanie, bo Oscar bez oporów lustrował go wzrokiem, trochę ignorując ekran gry.
    Kiedy usłyszeli głośniejszy dźwięk, Fox z chytrym uśmiechem przyłożył lufę broni do podbródka chłopaka i za jej pomocą uniósł go ku górze.
    Podoba ci się ten pomysł? — mruknął, a ich ciała wciąż dzieliło kilka centymetrów.
    Maszyna odliczała czas do rozpoczęcia meczu, kiedy Oscar w najlepsze szczuł rywala, zsuwając plastikowy pistolet w dół po torsie Willa. Gdy dotarł do krocza, automat wybrzmiał głośniej, migając jaskrawym napisem „Go!".
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Wto 23 Kwi 2019, 15:07

    Oczywiście, że William sam w żadnym razie nie dałby Oscarowi zadania na pocałowanie kogoś innego i nie potrafił rozumieć dlaczego Marcus rzucił takie wyzwanie. Dla lidera nie miało znaczenia, że to akurat z Alexem, po prostu sam fakt, że jest to ktoś inny zwyczajnie mu się nie podobał. Nie wspominając o tym, że Fox zrobił to bez mrugnięcia okiem, wydawał się wręcz chętny. Tak samo zresztą jak chętnie pieprzył Willa będąc w związku z Natalie, więc teoretycznie nie powinno go dziwić podobne zachowanie. A jednak, nawet jeśli wydawało mu się, że ostatniej nocy wszystko już sobie przemyślał i poukładał w głowie, nie mógł powstrzymać złości. Nie podejrzewał, że jeszcze kiedykolwiek będzie o kogoś tak zazdrosny, ale była to już trzecia tego typu sytuacja, gdzie odczuwa coś takiego w stosunku do tego konkretnego faceta. Tym razem jednak w porę się opamiętał i przybrał najbardziej obojętny wyraz twarzy na jaki było go stać. I tylko te małe gesty jak strącona z kolana dłoń czy umyślna ignorancja szatyna wskazywały na to, że tak, wkurwił się.
    I najpewniej kontynuowałby swój mały pokaz złości przez kolejną godzinę, gdyby nie został bezceremonialnie zepchnięty z wysokiego siedzenia. Na początku tylko stał i patrzył jak Fox oddala się w kierunku krańca sali, ale zaraz westchnął, wyzerował szybko mocnego drinka i w końcu ruszył za nim.
    Maszyna do gry faktycznie prezentowała się zadziwiająco dobrze, jak się okazało, w środku nawet lepiej, bo kolorowe światła tworzyły wyjątkowo przyjemny dla oka widok, a muzyczka dodawała klimatu typowego dla takich miejsc. Will nie czuł szczególnych chęci do gry, jednak przez ten pewny ton głosu Oscara dość szybko zmienił zdanie.
      — Ta? A skąd wiesz, że dam ci się wyruchać? — parsknął, jednocześnie zerkając w bok wprost w jego błyszczące całą paletą barw oczy. Zaraz też sam chwycił pewnie plastykowy pistolet, wodząc wzrokiem za tym Oscara, który powoli przesuwał się w dół po jego ciele. Przechylił głowę i przygryzł wargę, kiedy drugą dłonią złapał za niego i pociągnął w tym samym momencie, w którym rozpoczęła się gra. Nawet jeśli nie był tak silny jak Fox, to i tak zrobił to na tyle mocno, że może nie przewrócił szatyna, ale bez większego problemu wyrwał mu z rąk broń, którą wyrzucił za siebie.
    Bardzo dziecinna zagrywka, ale skuteczna, bo nim chłopak zdążył odzyskać pistolet i wrócić do automatu, William zdążył już nabić pokaźną liczbę punktów. Oscar faktycznie grał lepiej od niego, ale to nie wystarczyło by nadrobić ten nierówny początek. Uśmiechnął z satysfakcją i odwrócił do Foxa, stając przy nim w niebezpiecznie bliskiej odległości.
      — Oj, no i zobacz, nie udało ci się, znowu wygrałem. — Tym razem on wbił czubek plastikowej broni w klatkę piersiową chłopaka, którą zaczął przesuwać w bok, wprost na ukryty pod koszulką sutek. — Co teraz? Znowu chcesz kogoś pocałować w ramach kary?
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Besatt Wto 23 Kwi 2019, 23:46

    Pewnie zabawnie wyglądał ten moment, w którym kawałek plastiku imitujący broń wylatywał poza automat, a Oscar w panice tuż za nim. Może nikt nie zwrócił uwagi na to, co dzieje się na końcu sali, bo reszta towarzystwa zajmowała się sobą. Oczywiście Fox mógł spodziewać się podobnego wygłupu ze strony bruneta, bo dobrze wiedział, że ten nie szanuje zasad gry fair play. Nie, żeby Oscarowi zawsze to przeszkadzało. W każdym razie nie wtedy, gdy pieprzyli się po kątach, ale teraz potrzebował tej wygranej. Nie chciał tracić szansy na odegranie się za tamte zombie-mutanty z konsoli Willa. Prychnął lekceważąco, dostrzegając, jak minimalna liczba punktów zapewniła mu kolejną porażkę. Automat dźwięczał tryumfalną muzyczką, kiedy Fox odkładał pistolet na miejsce. Dobrze, że sprzęt nie uszkodził się wtedy, gdy jebnął o drewniany parkiet.
      — Nie wierzę — zaczął z prowokującym uśmiechem. — Nawet jak oszukujesz, to wygrywasz z takim słabym wynikiem?
    Zignorował ten pistolet wbijający się w jego pierś i złapał chłopaka w pasie, przez co dzieląca ich wcześniej odległość już nie istniała. Znowu jakiś idiotyczny zakład? Czemu to zawsze Fox musiał być jego ofiarą?
      — Ale umawialiśmy się na jakąś karę? Nie przypominam sobie — zaśmiał się, gdy Will wychyliwszy się z jego posesywnego uścisku, nieporadnie próbował odstawić broń na automat. Oscar tymczasem nie marnował ani chwili. Dopóki siedzieli za tym kawałkiem plastikowej ściany, mógł bezkarnie zsunąć dłonie z pasa chłopaka i ulokować je na okrągłych pośladkach. Chyba specjalnie zakładał na siebie tak opinające kształty spodnie, bo czasem naprawdę ciężko było oderwać wzrok. Ślady na szyi, które zafundował mu jeszcze w autobusie wciąż były idealnie widoczne, ale nikt o nie nie pytał. Najwyraźniej sądzili, że Will dorobił się ich tego wieczoru gdzieś pomiędzy koncertami.
      — Mhm, dobra. To kogo tym razem mam pocałować w ramach kary? — zapytał, ale Will zamarł i spojrzał na niego jak na ostatniego debila. Uniósł brew w zdziwieniu i złapał go za nadgarstki, wbijając paznokcie w jego dłonie. Powiedział coś nie tak?
      — Nie, wiesz... jednak nie. Jak widać całowanie przypadkowych ludzi to dla ciebie żadna kara — odparł stanowczo Berry. — Nie chcę dodatkowo stresować Alexa, bo chyba doszedłby za trzecim razem.
    Oscar parsknął śmiechem, kiedy William bez dalszych słów spróbował uwolnić się z uścisku. W tym momencie szatyn zacisnął dłonie na jego tyłku i ani myślał pozwolić mu teraz gdziekolwiek uciekać.
      — Co ty chrzanisz słońce? — zapytał, jednak nie dał mu odpowiedzieć, bo od razu wpił się w usta chłopaka. No naprawdę nie załapał, że to pytanie było czysto retoryczne? Kogo innego mógłby teraz całować, kiedy tkwili w tej plastikowej budzie, nawet jeśli gra już dawno dobiegła końca? Dopiero wtedy opór Berry'ego zmalał do tego stopnia, że sam objął Foxa za szyję. Nie protestował jakoś intensywnie, kiedy złapany pod udami wylądował na migoczących przyciskach konsoli. Nawet jeśli jakiś drążek nieprzyjemnie wbijał się w jego tyłek, to zaborczo przytrzymywany przez szatyna nie mógł nic na to poradzić. W ogarniającym ich półmroku, przerywanym jedynie krótkotrwałymi mignięciami kolorowego światła, nie mógł dostrzec niczego, poza sylwetką przed sobą. Zamiast tego pewnie bardzo dobrze czuł dłonie, błądzące bezładnie po jego udach, między którymi ulokował się perkusista. Poczuł też, jak zmierzają wyżej, a jedna z nich wdziera się pod materiał koszulki. Drgnął, czując jak zimny dotyk na ciele przechodzi w mrowiące zadrapanie i uchylił usta, zapraszając język Foxa głębiej. Miał go tylko pocałować, a nie obmacywać na niewinnej konsoli, jednak pocałunki z Willem w żadnym wypadku nie przypominały tych z Alexem czy nawet z Natalie. Oscar zachowywał się jak zwierzę na co najmniej rocznym głodzie, a dla takich kar mógłby przegrywać za każdym razem.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Sro 24 Kwi 2019, 02:41

    Czasem bywa tak, że głupia zazdrość przysłania komuś oczy i podobnie było w tym wypadku, kiedy Will będąc z Oscarem w tej ciasnej budce, w takiej a nie innej pozycji mógł w ogóle wziąć jego słowa na poważnie. Był to jawny flirt i zachęta, a lider nieomal to zaprzepaścił, gotów wybrać chłopakowi zadanie będące bez wątpienia prawdziwą karą.
    Ale teraz po jego początkowej niechęci nie było już śladu. Zarzucone na szyi ręce przyciągały Oscara jeszcze bliżej, a usta opowiadały na pocałunek z coraz większym zaangażowaniem. Chociaż jeszcze całkiem niedawno podobnie zabawiali się w autobusie, to i tak obaj sprawiali wrażenie wręcz wygłodniałych dotyku tego drugiego. I gdyby nie to, że znajdowali się w salonie gier, w dodatku w towarzystwie całego zespołu, prawdopodobnie sytuacja szybko poszły w konkretnym kierunku. A tak, musieli się zadowolić się pocałunkami, co prawda bardzo namiętnymi, ale jednak nadal tylko pocałunkami. No i małym macankiem, przed którym Will też nie mógł się powstrzymać. Wiedział jednak, że nie może pozwolić sobie na drapanie czy oznaczanie Foxa w inny sposób, dlatego jedna z jego dłoni standardowo (i pewnie trochę na przekór) płynie przesunęła się z karku w długie włosy, a druga zaczęła powolną wędrówkę w dół pleców. Korciło go zaczepne zanurkowanie pod spodnie chłopaka, wprost między pośladki, ale wiedział, że jedne co by tym sprowokował to wkurw szatyna, dlatego postawił na opcję badania wnętrza jego bokserek z przodu. Dłoń Willa dość szybko spoczęła na ukrytym pod bielizną kutasie, którego zaczął powoli masować i ściskać przez cienki materiał. Och, tak bardzo chciał posunąć się dalej. Kiedy oni ostatnio...? I dlaczego nie zrobili tego ostatniej nocy, kiedy mieli pokój tylko dla siebie? Teraz cholera wie kiedy będą mieli kolejną okazję.
    W chwilach takich jak ta, ogarnięty palącym pożądaniem Will nie myślał w ogóle racjonalnie, czego Oscar był już świadkiem nie pierwszy raz. Umyślnymi ruchami wciąż pobudzał chłopaka, nie zastanawiając się nad tym, że nie mają gdzie doprowadzić sprawy do końca. Chyba, że...
    Oderwał się od spuchniętych już nieco ust i spojrzał przymglonym wzrokiem w oświetloną fioletem twarz Oscara.
      — Oscar...
      — Hm?
    Westchnął cicho, kiedy szatyn zaczął całować go po szyi, powodując na całym ciele przyjemne dreszcze. Zdawało się, że obaj zapomnieli gdzie właściwie się znajdują i w każdej chwili ktoś może ich przyłapać. Było to nawet bardziej niebezpieczne niż wcześniejsza akcja w autokarze.
      — Może... Może by tak zmienić miejsce? — zaproponował to bez większego namysłu i tak, był to zajebiście głupi pomysł. Gdzie mieliby pójść, do ich wspólnego, pięcioosobowego pokoju? A może do męskiego kibla, wpasowując się w ten stereotyp dzikiego seksu w łazienkowej kabinie? Fox powinien odmówić, oderwać się od niego i odmówić. Nawet jeśli Will był niezwykle przekonujący, szczególnie w miarowych ruchach na jego powoli sztywniejącym penisie.
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Besatt Nie 28 Kwi 2019, 00:53

    W tym wszystkim Oscar za najzabawniejsze uznał to, jak błyskawicznie opór Willa wyparował, kiedy tylko ich usta złączyły się w zachłannych pocałunkach. Och, nie ulegało wątpliwościom, że Fox chętnie wziąłby go nawet na tej migoczącej maszynie, ale taka opcja nie wchodziła w grę. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz kochał się ze swoją dziewczyną, a przez tę trasę i ciągłe kłótnie ostatnią osobą, która chętnie nabiła się na jego fiuta, był właśnie Will. Zrobił to z taką pasją i zaangażowaniem, że nic dziwnego, że brunet zaczął towarzyszyć każdej odważnej fantazji Oscara. Od niepokojąco długiego czasu za każdym razem, gdy Oscar myślał o seksie, przed jego oczami wcale nie pojawiała się Natalie. Miał ochotę na jebanie, miał przy sobie napaloną ślicznotkę, która właśnie sama pchała ręce do jego spodni... ale niestety nie miał pojęcia, gdzie niepostrzeżenie mógłby ją zaciągnąć. Wciągnął powietrze przez zęby, kiedy Will poczynał sobie coraz śmielej. Chyba chciał trochę odwrócić jego uwagę od swojego rozporka, kiedy zaatakował szyję lidera ustami. Kurwa, nie sposób było odtrącić tych sprawnych palców, które Fox najchętniej poczułby teraz bezpośrednio w swoich bokserkach. Mógł z doświadczenia przewidzieć, jak ciężko w kontakcie z brunetem poprzestać na samych pocałunkach. Tuż po sugestii Willa odsunął się od niego na tyle, aby uwolnić chłopaka spomiędzy swojego ciała a grającej maszyny.
    Dobry pomysł — mruknął w kusząco rozchylone usta, zanim znów naparł na wargi chłopaka. I wyłącznie dzięki przebłyskowi rozumu, był to ich ostatni, ale głęboki pocałunek.— W takim razie przelecę cię w Sheffield.
    Wygłosił obietnicę i jak mężczyzna na poziomie puścił Berry'ego przodem, przy czym w ostatniej chwili strzelił mu niedelikatnego klapsa w tyłek, a to skutecznie przekreśliło poprzednie dobre maniery. Widział, jak bardzo Willy stęsknił się za jego kutasem, ale wybrali wybitnie nieodpowiednie miejsce i porę. Półsztywny od „kilku pocałunków” dziękował sobie za pomysł z założeniem dłuższej koszulki. Zasłona może marna, ale kto w salonie gier zwracałby uwagę na jego krocze? Kto (poza Alexem) zwracałby uwagę na Oscara, kiedy pozostali zajęci rozmową nie zarejestrowali nawet momentu, w którym dwójka zaginionych dołączyła do towarzystwa? Ponadto Tom wyhaczył dwie dziewczyny przy tekkenie i w tym momencie przedstawiał je reszcie zespołu.
    — O, Willy. Dobrze, że jesteś. Twój głos jest wyższy niż Marcusa, prawda? — zagaiła Natalie i ku zaskoczeniu wszystkich, objęła Foxa za szyję, ładując się na jego kolana. W pierwszej reakcji szatyn znieruchomiał, przygotowany na ewentualny atak i poszukując wyjaśnienia, złapał kontakt wzrokowy z Tomem.
    — Uchlana do reszty — westchnął klawiszowiec.
    Ruda tymczasem przewróciła oczami i niebezpiecznie zawierciła się na udach Oscara. Być może napierdolona do tego stopnia nie zwróciła uwagi na pewien niemały szczegół.
    — Cztery oktawy — pochwalił się Marcus z butnym uśmieszkiem.
    — Jasne — zaśmiał się Alex — jebana Celine Dion.
    Ale ona ma ze trzy — wtrącił Fox i ośmielony objął Nat ramieniem. Wyczuł okazję, aby ukrócić ich ciche dni i naprawić zjebaną atmosferę w zespole. Przynajmniej częściowo.
    — Pierdolisz Marco! Skala Willa jest większa — zawołała dziewczyna. — Sprawdzimy to na próbie?
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Wto 30 Kwi 2019, 20:02

    Skalę tego jak bardzo obłudni byli pokazywała między innymi obecna sytuacja, kiedy dosłownie chwilę wcześniej całowali się namiętnie w plastikowej budce, z ręką Willa w Oscarowych gaciach i obietnicą rychłego ruchanka, a teraz jak gdyby nic nic dołączyli do kompletnie nieświadomego towarzystwa, z pijaną Natalie na czele, której alkohol najwyraźniej przypomniał, że wciąż ma chłopaka. William, prawdopodobnie wciąż odurzony niedawną bliskością i zapowiedzią seksu w Sheffield, przyglądał się temu bez większych emocji. Chyba powoli dochodziło do niego, że skoro już i tak wplątał się w romans z chłopakiem swojej przyjaciółki, to nie ma innego wyjścia, jak tylko zwyczajnie to zaakceptować. I zapanować nad zazdrością na widok Foxa w objęciach innej osoby, a przynajmniej dopóki były to objęcia rudej. Mimo wszystko, tamten pocałunek z Alexem wciąż go trochę wkurwiał.  
    Usiadł w końcu na jednym z wysokich krzeseł i chwycił wolny kieliszek wódki, z uniesioną brwią zerkając na Marcusa.
      — Kurwa, cztery oktawy? I co jeszcze?
      — A żebyś wiedział, cztery!
      — Will, pokaż mu, że masz więcej! — Natalie szamotała się na kolanach Oscara, w pewnym momencie siadając tak, że nieświadomie zaczęła jeszcze bardziej uciskać jego półsztywnego członka, jednak stan w jakim była nie pozwalał jej tego zauważyć.
      — Możemy to sprawdzić nawet teraz, chcesz?
    Berry wypił szybko kolorowego szota i uśmiechnął się pewnie.
      — Powodzenia.
    Wtem Marcus zeskoczył ze swojego hokera i podszedł do bruneta, bez ostrzeżenia kładąc dłonie na jego bokach.  
      — Gotowy?
    William tylko spojrzał na niego ze zdziwieniem, podobnie zresztą jak reszta pijanego towarzystwa. Dopiero po chwili dowiedział się, co Marcus miał na myśli, kiedy poczuł palce boleśnie wbijające mu się miedzy żebra. Naturalnie szarpnął się, mimowolnie wydając z siebie bliżej nieokreślony, ale bez wątpienia wysoki dźwięk, oczywiście w akompaniamencie głośnego śmiechu lidera drugiego zespołu.
      — Jak sądzicie, czy to było już G6?
      — Kurwa, to bolało, pojebało cię?
    Tom spoglądał to na nich, to na przyprowadzone niedawno towarzyszki.
      — Ej spokój, bo mi przestraszycie nowe koleżanki. W ogóle skąd jesteście? Zrobiłyście sobie wakacje na studiach?
    Dziewczyny spojrzały na siebie i uśmiechnęły się, po chwili łapiąc się za ręce, tak po prostu.
      — Można tak powiedzieć, świętujemy rocznicę — wyższa z dziewczyn, jakby na potwierdzenie, cmoknęła te drugą w usta.
    Zapadła cisza, a klawiszowiec zrobił tak nieodgadnioną minę, jakby rozważał właśnie pół swojego życia, w istocie chłopak dochodził do siebie kiedy wizja trójkąta z dwoma ładnymi panienkami przepadła ot tak. Widać i tym razem nie miał szczęścia trafiając na lesbijki.
      — Jesteście... razem?
      — Ale super! — ruda ożywiła się nagle, chwytając swoje piwo. — Wypijmy za to!
    Nim jednak zdążyła choćby spróbować się napić, już wraz z Oscarem leciała wprost na podłogę. Nieuważnie machnęła nogą i odbiła się o bar na tyle mocno, że nawet ciężar siedzącego pod nią chłopaka nie mógł powstrzymać tego spektakularnego upadku.
      — O kurwa!
    Wszyscy zebrali się wokół nich, próbując podnieść pijaną dziewczynę z podłogi, całą mokrą od wylanego alkoholu.
      — Nic wam nie jest? Nat, tobie może już wystarczy?
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Besatt Wto 30 Kwi 2019, 22:06

    Oscar ewidentnie nie wtrącał się w pijacką kłótnię, bo w danym momencie starał się skoncentrować na czymś odrobinę innym. Najlepiej na czymś totalnie paskudnym, co pomogłoby jego myślom i ciału szybciej wrócić do neutralnego stanu. Zerknął znad ramienia rudej na lidera drugiego zespołu, który niespodziewanie złapał Willa pod żebrami. Fox wiedział poniekąd, jak brunet reaguje na różny dotyk w różnych miejscach i prawdą było, że Marcus trafił nieźle.
    Tylko kto pozwolił mu pchać tam łapy?
    Zaśmiał się cicho i upił łyk swojego piwa, kiedy Tom starał się ogarnąć towarzystwo. Te dwie dziewczyny wcale nie wyglądały na przestraszone. Nie, żeby Fox był jakimś prorokiem, ale jeśli dwie laski na randce zechciały zwrócić uwagę na jego kumpla to niewykluczone, że miały w tym jakiś interes. Klawiszowiec jednak poddał się szybko i to nie tak, że Oscar wcale w niego nie wierzył, ale wątpił, aby Tom podołał wyzwaniu, jakim było wyrwanie pary lesbijek. Z chwili przemyśleń wyrwała go Natalie, która machnęła nogą i runęła na podłogę, łapiąc w panice za ubranie Foxa. Ten całe szczęście w ostatniej chwili złapał się blatu i tylko dzięki temu ściągnięty z krzesła nie wylądował tuż obok. Złapał chwycił rudą za rękę i pomógł jej stanąć na nogi, co swoją drogą nie było takie łatwe, bo dziewczyna poślizgnęła się jeszcze parę razy na rozlanym alkoholu.
      — Co za... kto produkuje takie krzywe krzesła? — jęknęła, obejmując Oscara i przyciskając mokrą koszulkę do jego torsu. — Wystarczy? O nie Willy!
    Jakby nie patrzeć, swoim nieszczęśliwym wypadkiem zapewniła pozostałym niezły pokaz golizny, w postaci przyklejonego do ciała kawałka materiału, który teraz prześwitywał nieprzyzwoicie.
      — Miss mokrego podkoszulka? — parsknął Alex, wychylając się nad blat, ale na swoje nieszczęście niczego nie dojrzał. Natalie chciała już oderwać się od Foxa i dalej pić z resztą, ale ten przytrzymał ją przy sobie, ukrywając ciekawe widoki dla pozostałych.
      — Tak, pięknie. Idziemy spać — sarknął i odciągnął dziewczynę od baru. Spojrzał porozumiewawczo na pozostałych, jakby chciał przekazać, że wróci, kiedy tylko ruda zaśnie. — Dokończymy libację następnym razem, dobra?
      — Oscar! Przecież to zaraz wyschnie — fuknęła, jednak zrezygnowała i dłużej już nie walczyła, tylko pozwoliła poprowadzić się w stronę drzwi.

    Cała popijawa przerywana rundkami w guitar hero zakończyła się późno w nocy. Jeśli ktoś po godzinie nieobecności Foxa jeszcze liczył na to, że chłopak wróci, to po dwóch mógł już z czystym sumieniem stracić nadzieję. Wszystko wskazywało na to, że szatyn również padł jak zabity. Myśleli tak przynajmniej do czasu, w którym po pożegnaniu się z Marcusem i dwójką dziewczyn wrócili pod drzwi, a te okazały się zamknięte na cztery spusty. Dobijali się przez dobre pięć minut, ale jak na złość nikt nie otwierał i jakby tego było mało, z pomieszczenia dobiegł ich podejrzany dźwięk. Najwidoczniej proces dochodzenia do porozumienia przebiegał całkiem sprawnie.
      — Czy oni sobie żartują? — stęknął Alex i uderzywszy w drzwi z całej siły, pomajtał dłonią w powietrzu, bo jego nadgarstek boleśnie odczuł spotkanie z twardym drewnem. — Oscar kurwa!
      — Nie drzyj się — szepnął Tom. — Ludzie śpią. Zadzwonię do niego.
      — Śpią, ale my nie możemy! Will, czemu oddałeś mu klucze? — zapytał. Po kilku sekundach usłyszeli kliknięcie zamka, a w drzwiach pojawił się Fox we własnej osobie. Pogryziony na szyi i nieszczególnie wyjściowy, w tej koszulce na lewą stronę narzuconej w pośpiechu. — Masz szczęście.
    Niebieskowłosy chciał już przejść pod jego ramieniem do środka, ale perkusista zagrodził mu drogę, przesuwając rękę niżej. Chyba chciał dać Natalie trochę więcej czasu na ubranie się.
      — Już? — zapytał nerwowo. — Już po imprezie? Tak wcześnie? Przecież jest dopiero druga.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Sro 01 Maj 2019, 02:27

    Kiedy nie mogli dostać się do środka, William nawet nie pomyślał co może dziać się w środku, zbyt naiwny czy pijany, po prostu nie brał takiej opcji pod uwagę. Ale zamarł, kiedy tylko do jego uszu doszły pierwsze zdecydowanie sugestywne dźwięki. Ruchają się, oni się właśnie ruchają. Byli parą, to oczywiste, że czasem robili takie rzeczy, tym bardziej, że ostatnio nie dogadywali się zbyt dobrze i to był idealny sposób na pogodzenie się, ale... Oscar właśnie pieprzył kogoś innego. Myśl ta odbijała w zamglonym umyśle bruneta przez kolejne minuty, kiedy Alex i Tom próbowali dobić się do zamkniętych drzwi. Ocknął się dopiero słysząc swoje imię i spojrzał nieco nieprzytomnie na basistę.
      — Jak to kurwa czemu? A jak inaczej mieli wejść do środka geniuszu?
    Rzucił się trochę za bardzo, wiedział to, ale obecnie miał głęboko w dupie, czując silną potrzebę wyżycia się na kimś, nawet na niewinnym basiście. — Pierdolę to, piszę do Marcusa, może nas...
    W tym samym momencie otworzyły się drzwi, a w progu pojawił się nie kto inny jak sam Oscar, w tej źle nałożonej koszulce i ze śladami na szyi nie mogąc być już bardziej oczywistym.
    Spokojnie, tylko spokojnie.
      — No wiesz, ile można grać, czasem trzeba iść spać, co nie, tylko jak się ma gdzie... dobra koniec, wiemy co robiliście, więc Nat, POŚPIESZ SIĘ — burknął Alex, widocznie zdenerwowany, jednak sam nie mógł nawet podejrzewać prawdziwego powodu swojej złości i bynajmniej nie były to tylko zamknięte drzwi.
      — Cholerne pary... — Tom tylko westchnął cicho, opierając się o ścianę obok. — Długo będziemy tak stać?
    Normalnie ucieszyliby się pewnie, że Fox i Nat w końcu się pogodzili, gdy nie fakt, że klawiszowiec sam był rozgoryczony swoją samotnością, a pozostała dwójka zazdrosna o chłopaka przyjaciółki. Sytuacja zespołu coraz bardziej przypominała absurdalną komedię, której jedyną normalną częścią była ruda.
    William gapił się tylko na nich, aż w pewnym momencie zachwiał się i podobnie jak Tom oparł ramieniem o ścianę. Nie chciał wchodzić do tego pokoju, świadom tego, co stało się tam chwilę wcześniej. Zapewne gdyby nie znaczna ilość procentów we krwi, Berry byłby w stanie się opanować, ale w obecnym stanie...
    Niewiele myśląc napisał w końcu do Marcusa, pamiętając, że ten miał tej nocy pokój dwuosobowy tylko dla siebie.
      — Róbcie co chcecie, ja idę spać — wymamrotał i chwiejnym krokiem ruszył wzdłuż korytarza, akurat w momencie, kiedy Natalie nieśmiało dała znak, że już się ogarnęła i mogą wejść.
      — Serio idziesz do... — blondyn zawołał za chłopakiem, ale zaraz pokręcił zirytowany głową. — A idź sobie. Ludzie, idziemy wreszcie spać?
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Besatt Sro 01 Maj 2019, 11:54

    Oscar tym razem patrzył na ich jawną irytację ze spokojem, bo głupotą byłoby kłócić się o coś takiego. Szczególnie w sytuacji, w której Natalie w końcu przerwała swój kilkudniowy protest i napięte relacje miały okazję wrócić do normy. Czemu wylądowali w łóżku? Czysto spontanicznie. Fox nie planował tego zbliżenia, jednak skoro ruda sama zaczęła dobierać się do jego spodni, to wykorzystał okazję. Nie czuł się na siłach, aby dalej tkwić w tej parodii związku, ale musiał udawać przed samym sobą, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. W każdym razie to tylko seks. Berry, Natalie co za różnica? Z konsternacją obserwował, jak brunet oddala się chwiejnym krokiem.
      — Will?
      — A niech idzie — prychnął Alex, pchając się do środka. — To teraz mamy jedno wolne miejsce... łączymy łóżka?!
      — Nie — niemal równoczesny, stanowczy protest Toma i Oscara wybił ten dziwny pomysł z głowy niebieskowłosego. Idea integracji nie powinna zachodzić aż tak daleko.

    Marcus otworzył drzwi, wpuszczając chłopaka do środka. Faktycznie zaoferował mu jedno dodatkowe miejsce w swoim pokoju, bo nawet Henderson nie miał wpływu na hotele, które zawsze komplikowały sytuację.
      — Wow, czekaj — złapał go pod ramię, kiedy chłopiec potknął się w progu. Pomógł mu odzyskać równowagę i wyraźnie zmartwiony patrzył, jak brunet rzuca się na wolne łóżko pod ścianą. Nie zabrał ze sobą niczego do snu? Musiało być gorzej, niż Marcus podejrzewał.
      — O co poszło Berry? — zapytał lekkim tonem. — Stary, zawsze możemy zorganizować im jakiś pouczający wykład.
    Oczywiście oboje mieli własne zespoły i z tego tytułu łączyły ich podobne problemy, ale staż Marcusa był znacznie dłuższy. Nieokiełznany duch gwiazdy rocka najpewniej dożyje razem z nim późnej starości, jednak mężczyzna był już po trzydziestce, a co za tym idzie, zyskał życiowe doświadczenie w sprawnym dowodzeniu pięcioosobową grupą. Musiał zauważyć, że Will ma problemy z zapanowaniem nad Trapnest, skoro podjął ten temat. Ciężko to ukryć, kiedy gitarzystka boczyła się bez powodu i przestawiała wszystkich po kątach, a perkusista wychodził w trakcie prób, wracając wtedy, kiedy mu się żywnie podobało... Berry po prostu miał problemy z ogarnięciem towarzystwa.
      — Wiem z autopsji, że czasem jest ciężko. Potrzebujesz pomocy? Będą chodzić jak w zegarku — westchnął podminowany. Polubił tego chłopaka, dlatego nie mógł już patrzeć na brak odpowiedzialności i dyscypliny w Trapnest. Nie winił za to lidera, bo jego funkcja nie należała do najłatwiejszych.
      — Jesteście grupą przyjaciół i takie tam, ale nie masz wrażenia, że oni wszyscy potrzebują solidnego kopa? — Przesunął wzrokiem po rozłożonym na łóżku chłopaku, który od dobrych paru minut nie ruszył nawet nogą i nic nie wskazywało na to, żeby miał taki zamiar. — Będziesz w tym spał?
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Sro 01 Maj 2019, 16:29

    Willy mimo, że sprawiał inne wrażenie, to jednak słuchał uważnie starszego mężczyzny, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalało mu jego upojenie. Nie da się ukryć, że w obecnej chwili Berry nie był w najlepszym stanie do takich rozmów. Gapił się trochę bezmyślnie w ścianę przed sobą, w głowie zastanawiając się, co powinien odpowiedzieć Marcusowi, który chyba szczerze się przejął i chciał mu pomóc, a który nie mógł się nawet domyślić prawdziwego powodu spierdolenia Willa z pokoju jego grupy. On sam jeszcze z tym walczył, nie chcąc przyznać przed samym sobą, że mógł być o kogoś aż tak głupio zazdrosny.
      — Will?
    Usłyszawszy swoje imię poruszył się w końcu i z widocznym ociąganiem podniósł się na ramionach do góry. Odwrócił głowę w stronę mężczyzny, patrząc na niego tym zamglonym od alkoholu wzrokiem. W końcu nie mógł mu powiedzieć "hej, uciekłem stamtąd, bo nie chciałem być w pokoju, w którym moja przyjaciółka bzykała się ze swoim chłopakiem, z którym mi też zdarza się czasem skoczyć do łózka, pomóż". Aż miał ochotę się zaśmiać, wyobrażając sobie jego minę, jeśli wokalista rzuciłby mu taką bombą. Usiadł jednak na krawędzi łóżka i zaczął wyjątkowo nieudolnie próbować zdjąć z siebie ubrania. Marcus już zdążył zauważyć, że z chłopaka teraz żaden rozmówca, a widząc jak nieporadnie i żałośnie teraz wygląda, podszedł bliżej i przyklęknął przy nim. Chwycił za kraniec koszulki, w której Will nieumyślnie zaplątał ręce i pomógł mu się jej pozbyć.
      — O cholera, masz przekute sutki — zauważył ze śmiechem, zerkając na parę różowych punktów, ozdobionych metalowymi kolczykami.
      — Aaa, to... no, Oscar je przekuł, zajmuje się tym na boku — ziewnął i uśmiechnął się lekko, przypominając sobie tamą noc. — Zagadaj do niego, tobie też może...
      — O nie, nie, nie! To fajnie wygląda u kogoś, ale nie u mnie — zaprzeczył od razu, jednocześnie pomagając pijanemu chłopakowi zdjąć spodnie. — No i już, gotowe.
      — Dzięki — brunet znowu ziewnął, wyciągając się na łóżku niczym leniwy kocur. Już wydawało się, że pójdzie spać, ale jednak niespodziewanie przewrócił się na bok i znowu spojrzał wyczekująco na drugiego mężczyznę.
      — Marcus, jakiego kopa miałeś na myśli, hm? Jak ty... jak ogarniasz swój zespół? — mruknął trochę niewyraźnie, postanawiając iść w ten temat, nagle ciekawy sposobów starszego kolegi.
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Besatt Pią 03 Maj 2019, 22:19

    Marcus oczywiście zauważył, że stan Willa jest gorszy, niż na początku zakładał, więc odpuścił sobie dalsze dopytywanie o sprawy Trapnest. Pomimo napięć koncerty i tak porywały publiczność do tego stopnia, że niewtajemniczona osoba pewnie nie zorientowałaby się nigdy, że zespół dręczą jakieś większe problemy. Do czasu. Marcus był niemal pewny, że w takiej atmosferze nie popracują wspólnie zbyt długo. Uznał, że ewentualnie pomęczy Willa jutro, bo naprawdę nie mógł pozwolić na to, aby tak dobry zespół rozpadł się ze względu na brak dyscypliny.
      — Ach no tak. Chyba coś wcześniej mówiliście, że jest piercerem — odparł i również ziewnął. Wszyscy się zgodzą, że ziewanie jest strasznie zaraźliwe. — Długo się przyjaźnicie? Chyba spędzacie ze sobą sporo czasu.
    Usiadł na brzegu jego łóżka, kiedy usłyszał pytanie. W tym momencie Marcus mógłby rozpocząć motywacyjny monolog, którym zwykł obdarzać członków swojego zespołu, ale podejrzewał, że Will może następnego dnia nie pamiętać, o czym rozmawiali.
      — To trochę podobne do wychowywania dzieciaków, co nie? Super, kiedy masz w zespole luźną atmosferę, ale gdy za bardzo im pofolgujesz, to wchodzą ci na głowę i zaczynają się problemy. Każdy czasem potrzebuje wolności, ale w Trapnest jest jej za dużo... — mówił, zapominając o tym, że przecież nie chciał rozgadywać się za bardzo. Zerknął na bruneta, który ułożony na boku i podparty na dłoni patrzył na niego z uwagą. Tym dziwnym, wnikliwym spojrzeniem.
      — To twój zespół, więc panują w nim twoje zasady, a oni chyba czują się zbyt pewnie... chociażby ten Oscar. Prywatnie nic do niego nie mam, ale kiedy obserwuję wasze próby, to na twoim miejscu już dawno bym go udusił — westchnął i oparł się plecami o ścianę za sobą. — Albo wyjebał z zespołu. No praktycznie pół dnia kręcił się gdzieś po hali i nie dość, że ominął prawie całą próbę, to jeszcze plątał się pod nogami ekipie technicznej. Chyba najgorsze jest to, że reszta nie widzi problemu, co nie?
    Zatrzymał się, żeby pozbierać myśli i upewnić, że Will czasem nie zasnął. Ten jednak zainteresowany usiadł na materacu, krzyżując nogi. Jeśli tak bardzo interesowało go to co mówił, to czemu miał taki nieobecny wzrok?
      — Alex na przykład — kontynuował, ale trochę ciszej. — Gdyby nie przytakiwał mu na każdy głupi pomysł, to może próby przebiegałyby sprawniej. Ale Natalie to mądra dziewczyna i fajnie, że stara się oddzielić sprawy zespołu od tych prywatnych, to może z nią trzeba pogadać, żeby ogarnęła swojego chłopaka? Jeśli zależy mu na miejscu w zespole, to raczej musi respektować twoją osobę, co nie?
    Chyba czuje się w nim zbyt pewnie... Will?
    Spojrzał kątem oka na bruneta, który zmarszczył brwi w zastanowieniu, jednak ciężko było stwierdzić, o czym teraz myśli, patrząc bez skrępowania na usta mężczyzny.
    A może tylko sobie wmawiał? Musiał koniecznie przestać.
      — Pogadamy o tym jutro, dobra? Połóż się — parsknął Marcus i dłonią popchnął pijanego chłopaka na materac. Will jednak uparcie zawiercił się na łóżku, nieskory do skorzystania z tej złotej rady. Mężczyzna nie zastawiał się dwa razy, kiedy ręka z ramienia wokalisty powędrowała na zaczerwieniony policzek. Och kurwa, jest pijany, to niczego nie będzie pamiętał. — Zawsze się tak rumienisz od alkoholu?
    Spoważniał nieco, kiedy zauważył, jak blisko znajdował się teraz William. Od początku trasy miał do niego grzeszną słabość, a teraz przyciągnął chłopaka jeszcze bliżej. Ten pocałunek trwał dosłownie chwilę, bo Marcus otrzeźwiał zaraz po tym, kiedy ich języki złączyły się niepewnie. Widział zdziwienie w oczach młodszego, kiedy niespodziewanie odsunął się pod ścianę i przetarł twarz dłonią.
      — Kurwa — przeklął. — Wybacz. Nie powinienem. To chyba przez alkohol.
    Odrobinę skłamał. Nie czuł się pijany, ale w zamian za to dopadło go cholerne poczucie winy. Jego sumienie nigdy nie było krystalicznie czyste, ale po niedawnych oświadczynach obiecał sobie nie odjebać już żadnej głupoty. Nigdy więcej. O nie, Carmen nie wybaczyłaby mu tego, gdyby myśli, które kłębiły się w jego głowie od kilku dni, wcielił w czyn. To wszystko zaszło za daleko, a lata całkowitej, szczenięce bezmyślności miał już dawno za sobą.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Sob 04 Maj 2019, 15:43

    William naprawdę słuchał, a przynajmniej bardzo się starał. Dlatego podniósł się do siadu, albo tak uważnie wpatrywał w drugiego mężczyznę, chcąc skupić na czymś uwagę, byleby tylko nie zamknąć ciężkich powiek. Chłopak nawet nie pomyślał, że swoim zachowaniem może jakkolwiek prowokować, nawet wtedy, kiedy tak ostentacyjnie wgapiał się w usta swojego rozmówcy. Marcus za to poruszając temat Oscara i Alexa, nieumyślni zaczął coś, czego zdecydowanie nie powinien. W tym momencie Will kompletnie nie myślał już o problemach zespołu, mając przed oczami wizję całującego się Foxa z basistą.
      — Może masz rację, że powinienem trochę utemperować tę dwójkę... — mruknął, chociaż powiedział to z tak nieobecnym wyrazem twarzy, jakby wcale nie zwracał się do osoby obok siebie.
    Marcus miał wiele racji w próbie położenia Willa spać, bo ten faktycznie nie nadawał się już do żadnych rozmów, nawet jeśli pozornie mógł sprawiać inne wrażenie. Poza tym chłopak sam nie wiedział co nim kierowało, kiedy przechylił głowę w stronę dłoni na swoim policzku, tak zimnej w porównaniu z jego rozpaloną skórą.
      — Hm? — zdążył tylko sapnąć, nim jego usta zostały zamknięte w tym krótkim pocałunku, tak niespodziewanym, że nawet najebany Berry czuł się zaskoczony. Spojrzał na Marcusa, który jak szybko dopadł do jego warg, tak równie szybko odsunął się od niego pod samą ścianę. Will natomiast siedział dalej w tym samym miejscu, swoim zamglonym umysłem próbując ogarnąć co się tak właściwie stało, a kiedy to zaczęło powoli do niego docierać...
      — Nie przepraszaj — palnął cicho, wyciągając wiotkie rękę w stronę mężczyzny, którego zadziwiająco pewnie do siebie przyciągnął i razem z nim opadł na materac. Trudno powiedzieć co nim kierowało, kiedy to robił, bo lider drugiego zespołu nie był nawet w jego typie. Być może pomyślał, że skoro Oscar odpierdala tak z innymi ludźmi, to on też powinien. Tak, zdecydowanie to mu się należało.
    Teraz to Marcus spojrzał na młodszego chłopaka z widocznym zdziwieniem, kiedy ich usta po raz kolejny zetknęły się, tym razem jednak w znacznie dłuższym i bardziej namiętnym pocałunku. Język drażnił podniebienie, a wargi robiły się coraz bardziej czerwone i napuchnięte od ciągłego podgryzania. Dłonie dość szybko zaczęły wędrować pod luźną koszulkę mężczyzny, przyjemnie gładząc szerokie ramiona i plecy. Sytuacja przybrała tak niespodziewany obrót, że cały opór Marcusa chwilo wyparował. Wyrzuty sumienia zostawił na potem, językiem znacząc mokrą ścieżkę od szczęki po klatkę piersiową Willa i miał tak wielką ochotę chwycić jeden z tych różowych sutków, zassać się na nim, ale powstrzymał się w ostatniej chwili.
      — Kiedy robiłeś te kolczyki, mogę... Will? — wychrypiał, zerkając w górę, gdzie napotkał... zamknięte oczy i błogi wyraz twarzy. Zasnął, Will tak po prostu zasnął. Było to o tyle śmieszne, co tragiczne, biorąc pod uwagę, że Marcus rozbudził się za bardzo. Ale może lepiej się stało? W końcu cholera wie jak daleko by to zaszło, gdyby nie ta mała drzemka.
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Besatt Sob 04 Maj 2019, 22:26

    Gdyby nie alkohol, to Marcus pewnie poczułby się urażony tym nagłym zaśnięciem, gdyż już nieźle się nakręcił. Właśnie prawie zdradził swoją przyszłą żonę z tym chłopakiem, a on po prostu zasnął... no, ale biorąc pod uwagę stan Willa to nic dziwnego. Poza tym nie powinien był przekraczać jego granicy osobistej, kiedy w domu czekała Carmen. Zawiódł ją już zbyt wiele razy. Dobrze, że to skończyło się w ten sposób. Starając się nie obudzić śpiącego bruneta, wstał i przykrywając go dokładnie kołdrą, którą pokracznie wyciągnął spod bezwładnego ciała, wrócił na swoje łóżko. Oczywiście z braku dalszego zainteresowania wszystko, co zdążyło zesztywnieć w reakcji na dotyk Willa, z czasem opadło i nie minęło dziesięć minut, kiedy Marcus również pogrążył się we śnie.

    ***
    Wiele wskazywało na to, że Natalie bez bolca dostawała pierdolca, bo po nieplanowanym pogodzeniu się z Foxem we wspólnym pokoju, wróciła do dawnej formy. Podróżowali w podejrzanie dobrej atmosferze, ale spontaniczne sabotowanie prób przez Oscara epizodycznie wytrącało ich z równowagi. Wprowadzenie w życie planu Marcusa zaowocowało zmniejszoną liczbą konfliktów i tylko perkusista wciąż wymagał czasem przywrócenia do porządku. Bez względu na to, jak bardzo William starał się udowodnić Marcusowi, że poradzi sobie z nimi sam, towarzystwo ogarniało się dopiero wtedy, gdy do akcji wkraczały osoby trzecie. To wystarczyło, aby Fox o sto osiemdziesiąt stopni zmienił swoje zdanie o Marcusie, który (według szatyna) wpierdalał się w sprawy całkowicie go niedotyczące. Po kilku pogadankach stał się opryskliwy również w stosunku do Willa, otwarcie szydząc z jego nieudolnych prób ogarnięcia zespołu. A jednak nie psuło to koncertów. Licznik obserwatorów na instagramie i fanów na facebooku przebijał ich najśmielsze oczekiwania. Dzięki zaledwie kilku koncertom opublikowane przez nich klipy zyskały zatrważającą liczbę wyświetleń. Duma Alexa jako administratora strony wystrzeliła pod sufit i temat ten stał się numerem jeden pomiędzy koncertami i próbami.
    Tymczasem po nocy spędzonej w pokoju Marcusa wszyscy odnieśli wrażenie, że Will zamiast przestraszyć się tego, co prawie między nimi zaszło, zbliżył się do mężczyzny jeszcze bardziej. O dziwo brunet pamiętał część wydarzeń, których przebiegu nie omieszkał zdradzić Natalie. Oczywiście w tajemnicy, ale w grupie przyjaciół wieści rozchodzą się bocznymi ścieżkami. Dobrnęło to do takiego stopnia, że pod koniec trasy Williamowi zdarzało się opuszczać Trapnest i podróżować busem Raise Hell. Ot dla towarzystwa, ale miniona sytuacja nigdy się nie powtórzyła... nawet jeśli Marcus czasem siadał zbyt blisko wokalisty.

    ***
      — „Natalie to dziewczyna Oscara? Powinien mieć kogoś lepszego” — zacytował Alex, który rozłożony na środku sceny czytał komentarze z kolejnego koncertu. Zaśmiał się maniakalnie i wystawił ręce z telefonem nad głowę. — O kurwa Tom, oni zrobili z tobą mema. Chodź tu szybko!
      — Zostawiłbyś to w końcu? Uzależniłeś się — odpowiedział klawiszowiec, siląc się na spokojny ton. Przegrzebywał właśnie nuty, w poszukiwaniu jednej zagubionej strony. — Natalie, zabierz mu telefon.
      — O nie, ja też chcę zobaczyć tego mema — parsknęła i na kolanach przeczołgała się do Alexa.
      — Drodzy współgrający, za chwilę zacznie się próba. Gdzie jest szanowny wokalista? — Usłyszeli niespodziewanie sarkastyczny ton Oscara, który przez cały czas siedział za perkusją, obracając nerwowo pałeczki między palcami. Nie ukrywał tego, jak bardzo Marcus rozbawił go w momencie, w którym zwrócił uwagę na przekleństwo, rzucone pod adresem wokalisty, kiedy ten zjebał jedną z piosenek. „Trochę szacunku, a od razu zaczniecie lepiej grać". William tylko biegał wokół niego i przytakiwał. Istny cyrk. — Spóźnia się, to przecież niedopuszczalne.
      — Ogarnij się stary — powiedział Tom. — Ma jeszcze pięć minut.
      — Idę po niego — odparł, odkładając pałeczki na perkusję. Jak dzieciak przechodził ze skrajności w skrajność i wyraźnie chcąc zirytować wszystkich wokół, stał się aż nadto punktualny. Wcale nie zależało mu na czasie i nie po to wstał ze swojego miejsca. — Przecież musimy zagrać wszystkie piosenki. Najlepiej dwa razy.
      — Skarbie, siadaj na dupie — warknęła Nat, ale szatyn jej nie słuchał. — Nikomu nie imponujesz tym zachowaniem! — krzyknęła za nim, ale Oscar zniknął już w korytarzu zaplecza.
    Oczywiście wiedział gdzie szukać Berry`ego. Mógłby postawić wszystko na to, że siedział razem z Marcusem w pomieszczeniu służącym za garderobę. Otworzył drzwi, nie zastanawiając się, co może zastać wewnątrz i przegrałby doszczętnie, bo wokalisty drugiego zespołu nie dostrzegł.
      — Nie wierzę. — Wyszczerzył się w złośliwym uśmiechu. — Nańka zostawiła cię samego panie lider? Co ty tu robisz? Za chwilę zacznie się próba, a musimy zacząć punktualnie.
    Drażniło go to, że Will widział w Marcusie boga. Żył w przekonaniu, że ten facet rucha bruneta na boku i jasne, że nie obchodziło go co i z kim robił Berry... ale naprawdę Marcus? Berry był ślepy?

    Sponsored content

    Lies Kill Slowly - Page 9 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Sro 08 Maj 2024, 05:16