— Oscar, co ty odwalasz, w taki miejscu... — sapnął, zapominając dodać, że chłopak w ogóle nie powinien był tego robić, nie tylko dlatego, że miejsce było wyjątkowo nietrafione.
Jednocześnie dziękował sobie w duchu za to, że koniec końców nie skusił się na propozycję Marcusa, w przeciwnym razie, kto wie czy nie skończyliby całując się bezwstydnie na środku parkietu? Albo gorzej, w klubowej toalecie, faktycznie bawiąc się w perwersyjną wersję policjantów. Z drugiej strony, nie wiedzieć czemu, ta opcja wciąż wydawała się lepsza niż pozwolenie chłopakowi na śmiałe zabawy z nieznajomą panienką. Co by nie mówić, w przeciwieństwie do niej, lider przecież nie był realnym zagrożeniem dla związku Foxa z rudą, prawda?
William był własnie w trakcie zdejmowania z siebie lepkich rączek Oscara, kiedy niespodziewanie poczuł na ramieniu ciężar czyjejś ręki i mimowolnie zamarł, oczami wyobraźni widząc zdegustowaną minę kogoś z ich ekipy. Pozytywnie zdziwił się całkiem normalnym zachowaniem Dennisa, który jak gdyby nigdy nic zaproponował im wyjście na fajka, zupełnie jakby jeszcze przed chwilą nie miał przed sobą parki obściskujących się facetów. Will oczywiście dał się pociągnąć do palarni (nawet przez myśl mu nie przeszło zostawienie Foxa samego w takim stanie), gdzie posadzony na kolana, od razu spróbował wstać, zaraz jednak został pociągnięty z powrotem i nie widząc ze strony ich towarzysza nawet najmniejszej reakcji na scenę odgrywająca się pod jego nosem, brunet w końcu postanowił się poddać.
— Dzięki. Myślę, że jak nie znajdzie nas, to przecież zawsze może wrócić do stolika — mruknął, wyciągając dłoń po zapalniczkę i kiedy już prawie ją miał, nagle Oscar przechwycił przedmiot, by samemu podsunąć ogień pod papierosa Willa. Jak lasce. Właściwie, to nie traktował go teraz jak jakąś panienkę? Może narkotyk tak wpłynął na odbierany przez Foxa obraz, że ten widział w liderze inną płeć? Odwrócił się w stronę szatyna, przyglądając mu się z nieznacznie uniesioną brwią, nim wreszcie nachylił się nieco i skorzystał z wystawionej zapalniczki, już po chwil głęboko się zaciągając. Z lekkim ociąganiem przeniósł wzrok na Dennisa, kręcąc głową.
— A to miał być pierwszy przystanek... Jak wy chcecie gdzieś iść w takim stanie? — zaśmiał się, uśmiechając się z pewnym politowaniem.
— O czym ty mówisz, to dopiero początek! — krzyknął hardo i wydawał się całkowicie pewny swoich słów, jakby każda z jego imprez przebiegała własnie w taki sposób.
I być może rozmowa potoczyłaby się w kierunku, gdzie Dennis uraczyłyby ich jedną z bez wątpienia ciekawych opowieści, gdyby nie pewna blondynka.
— Ej, to nie ta laska? — odezwał się Will, jakoś bez większego namysłu, kiedy jego wzrok niespodziewanie napotkał piersi wyeksponowane w nietypowej bluzce, która wcześniej z nieznanych przyczyn zapadła mu w pamięć.
— Czekaj, może faktycznie... — zmrużył oczy, dość szybko lokalizując blond głowę. — To idę dotrzymać słowa — Dennis uśmiechnął się porozumiewawczo, nim oddalił się w kierunku upatrzonej dziewczyny.
W tej samej chwili Will znowu spojrzał na Oscara, przeszywając go na wskroś jasnym spojrzeniem.
— Od kiedy alkohol już ci nie wystarcza do dobrej zabawy? — rzucił, mimo wszystko wciąż korzystając z jego kolan. Wiedział, że nie miał prawa robić mu jakichkolwiek wyrzutów, ale mimo wszystko czuł taką potrzebę. — Zresztą, nieważne, pogadamy rano... — westchnął, jednocześnie gasząc papierosa. Już zamierzał wstać, już prawie się podnosił, kiedy jak spod ziemi wyrósł przed nimi Alex.
— Mam was, gdzie... — zaczął mówić, przerwał jednak, kiedy doszło do niego co tak właściwie widzi – czyli Willa, siedzącego na kolanach jego idola. Był najebany bardziej niż zwykle, a jednak wciąż w zadziwiający sposób świadomy, bo przychylił głowę w zdziwieniu. — Co wy...?
Chyba całkiem zapomniał, że sam niedawno robił dokładnie to samo, władowując się na perkusistę w loży, co wtedy było jak najbardziej w porządku, ale żeby ktoś inny robił coś podobnego? Taki Will? W żadnym razie.