Lies Kill Slowly

    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Nie 05 Maj 2019, 14:17

    Willy sam był zaskoczony tym, jak sprawy potoczyły się po minionej nocy. Obudzony wtedy na potężnym kacu, mając w głowie do czego między nimi doszło, w życiu nie spodziewał się, że ich relacje mogą się tak poprawić i to wcale nie za sprawą łóżka. Chociaż reszta zespołu mogła mieć inne wyobrażenia, tę dwójkę nie łączyło nic poza stosunki czysto przyjacielskie, przynajmniej ze strony samego Willa. Młody muzyk brał sobie do serca rady starszego kolegi, szczególnie, kiedy widział ich efekty. Jednym problemem wciąż pozostawał Oscar. Oczywiście nie doszło do żadnego ruchanka w Sheffield, ich relacja zdawała się wprost proporcjonalna do tej między rudą a Foxem, nawet jeśli ten związek był już tylko na pokaz. Zaczynało to coraz bardziej przypominać sytuację z samego początku, kiedy każdy z nich miał swoje racje i nie mogli się w ogóle dogadać. Tylko teraz było jeszcze gorzej, bo pod przykrywką zwykłych nieporozumień kryły się urazy i pretensje, których nieświadomi członkowie Trapnest nie mogli się nawet domyślać.
    Berry rozłożony w niewielkim fotelu, przeglądał własnie nuty, kiedy niespodziewanie w drzwiach pojawił się Oscar we własnej osobie, z tym swoim uśmieszkiem i standardowym, kąśliwym komentarzem. Brew Willa powędrowała wysoko do góry, gdy jego wzrok niespiesznie prześliznął z trzymanych kartek na brązowy łeb perkusisty. No i koniec spokoju.
      — Oscar, Oscar... — mruknął, podnosząc się powoli z miejsca i ruszył w stronę szatyna. — I sam tu specjalnie po mnie przyszedłeś? Nie wierzę, nie nadwyrężaj się tak, bycie na czas to i tak dla ciebie zbyt wiele — mówiąc to stał już obok chłopaka, zdecydowanie za blisko, wbijając w niego wnikliwe spojrzenie. — A może chciałeś o czymś pogadać? No to chujnia, bo zostały ci trzy minuty.
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Besatt Nie 05 Maj 2019, 15:35

    Próba za kilka minut, a ten opierdalał się w najlepsze? Z tego powodu nastrojenie Melody v.2.0 przypadło Natalie, bo jej właściciel miał wszystko w dupie.
      — Mhm, specjalnie dla ciebie. Cieszysz się? — zapytał Oscar, a uśmiech wciąż nie schodził mu z twarzy. Fox po prostu zarozumiale twierdził, że Will pieprzy się z Marcusem wyłącznie z braku innej opcji, bo kiedy Natalie wróciła do żywych, perkusista nie miał już dla niego tak dużo czasu.
      — Kurwa, trzy minuty? — Skrzyżował ręce na piersi i oparł się plecami o drzwi, zamykając je za sobą. — Tyle wystarcza Marcusowi? Współczuję.
    Zaśmiał się i przechylił głowę, kiedy brunet dalej stał tak blisko. Will pozbawiony adwokata to nietypowy widok.
      — Możemy na przykład pogadać o tym, jaką pizdę roku zrobił z ciebie twój nowy chłopak — zaproponował bezceremonialnie. — A może masz już na oku nowego perkusistę? Wiesz takiego, który wyciągnie twój zespół gdzieś poza garaż w Londynie i chociaż w połowie dorówna moim umiejętnościom.
    Fox nie był skromny, bo też jak mógłby być, gdy aż za bardzo wierzył w swoje możliwości. I nie musiał nawet słuchać tych wszystkich pochwał płynących zewsząd, odkąd zaczął grać w Trapnest. Wiedział, na co go stać, dlatego jakieś nieistotne spóźnienia na próby czy drobne problemy były małą ceną, jaką Trapnest płacił za jego grę. Skoro wprowadzał takie zamieszanie w zespole, to czemu odkąd się w nim pojawił, sprzedaż płyt wzrosła jak pojebana?
      — Albo pogadajmy o tym, jak skaczesz na chuja zajętym facetom — odparł prześmiewczo i chyba nie przejmował się tym, że zabrzmiało to tak, jakby miał do Berry`ego pretensję. Przecież nie miał. Och serio, miał wyjebane. — Wiedziałeś, że Marcus jest zaręczony?
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Nie 05 Maj 2019, 19:09

    Rzucił szatynowi chłodne spojrzenie, nie mogąc powstrzymać cichego parsknięcia pod nosem. Owszem, pojawienie się Oscara w zespole pomogło im się wybić poza obszar jednego miasta, jednak chłopak zdawał się zdecydowanie przeceniać swoje zdolności i miał problem z definicją słowa "zespół".
      — Ja jestem pizdą, serio? To ty zachowujesz się jak rozwydrzony gówniarz, który nie wytrzyma jebanych dziesięciu minut, jeśli czegoś nie odpierdoli i nie popisze się, chociaż nikomu tym kurwa nie imponuje. Tak, właśnie dlatego wolę siedzieć tutaj do ostatniej chwili, bo potem muszę użerać się z tobą przez całą cholerną próbę. — Pokręcił z niedowierzaniem głową, jakby próbował się uspokoić. Nie chciał się kłócić, ale Fox zdawał się go do tego prowokować każdym jednym słowem. — Zresztą, nie przeceniasz się trochę? Rozumiem, że tylko ty tutaj grasz? Jebać gitarę, jebać klawisze, jebać wokal. Czekaj, może ja jeszcze o czymś nie wiem i to ty piszesz teksty? No i oczywiście komponujesz muzykę, nie?
    Zdaje się, że całkiem zapomnieli o jakiejkolwiek próbie. Ostatnia napięta atmosfera ciągnęła się już zbyt długo i wychodziło na to, że przyszedł najwyższy czas na wyjaśnienie sobie pewnych spraw. O ile krzyki i rzucanie mięsem można było tak nazwać.  
      — I co ci odjebało z tym Marcusem? — rzucił, teraz już prawdziwe wściekły, bo nie znosił kiedy ktoś próbował wmówić mu coś, czego nie zrobił. — Chyba nie jesteś zazdrosny?
    Z kpiącym uśmieszkiem oparł dłoń na drzwiach obok twarzy Foxa, zbliżając się do niego i nawet wyglądałoby to na pewną chwilę intymności, gdyby nie bluzgi, którymi się obrzucali.
      — Powiedz lepiej jak często Alex wskakuje na twojego chuja, co? A może jest ktoś jeszcze? W końcu co tam, jedna zdrada w tę czy we w tę, nie Oscar? A potem przelecisz Nat, jak gdyby nigdy nic, co nie?
    Czuł, że wyrzucił z siebie całą złość i odetchnął głęboko, chociaż ulga jaką odczuł była tylko chwilowa. Teraz za czuł się tym wszystkim naprawdę zmęczony.
      — Serio, o co ci chodzi? Staram się jak mogę, żeby to wszystko ogarnąć, ale ty za każdym, jebanym razem sabotujesz moje próby, do cholery.
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Besatt Nie 05 Maj 2019, 20:57

    Przez chwilę stał jak gdyby nigdy nic, nonszalancko oparty o drzwi i wpatrywał się w wokalistę, który już drżał od nadmiaru emocji. Fox chyba czerpał jakąś sadystyczną przyjemność z doprowadzenia go do tego stanu. Może chciał w ten sposób zemścić się na liderze za trucie mu dupy na próbach i nasyłanie na niego tego podstarzałego muzyka. Uśmiechnął się, kiedy usłyszał tekst o rzekomej zazdrości. No jeszcze tego brakowało, żeby Berry wmawiał sobie, że Oscar jakkolwiek wkręcił się w ich luźną relację. Wciąż pozostawali kumplami z zespołu... a w przerwach prowadzili zażarte wojny podobne do tej tutaj. Nic szczególnego.
      — A co wyszłoby ci z tego komponowania, gdyby nie ja? — odezwał się w końcu, kiedy początkowe zdziwienie agresywnym monologiem lidera mijało. — Nic. Dalej siedziałbyś w tym garażu i produkował kolejne kawałki, o których i tak nikt by nie usłyszał.
    Oskarżenie, jakoby Alex wskakiwał mu na cokolwiek, wywołało kolejne parsknięcie śmiechem. Ten dzieciak był ostatnią osobą, którą Fox chciałby widzieć w swoim łóżku. Żeby wytrzymać z nim dłużej niż to konieczne, musiałby chyba zakleić mu usta. Zamilkli na chwilę, lustrując się wzrokiem, jakby oboje chcieli wyczytać cokolwiek z gestów tego drugiego. I być może byłoby w tym coś intymnego, gdyby nie chęć mordu kryjąca się gdzieś z tyłu głowy. Zza drzwi dobiegły ich pierwsze dźwięki repertuaru Raise Hell, więc próba trwała w najlepsze.
      — No proszę... Jaka z ciebie przyzwoitka Berry — zaśmiał się cicho. — Jedna zdrada w tę czy w tamtą. A nie przeszkadzało ci to wtedy, gdy jęczałeś mi do ucha? Podpisywałeś jakieś papiery na monopol?
    Nawet nie zauważył, kiedy brunet przestał trzymać dłoń na drzwiach i zmniejszając dystans, oparł się tym razem na łokciu.
      — Niczego nie sabotuję. Ja tylko dbam o to, żebyś nie zanudził się na śmierć — Rozciągnął usta w bezczelnym uśmiechu. Brzęcząca w tle muzyka wołała ich na próbę, a Oscar wcale by się nie zdziwiłby, gdyby ktoś wpadł na pomysł wywołania ich przez mikrofon. — I chyba wiem, czemu stałeś się taki marudny.
    Złapał chłopaka za włosy, zaciskając na nich palce. Po tym, co zaszło między nimi przed chwilą, można było mieć realne obawy o to, że lada chwila rzucą się sobie do gardeł, a jednak nic takiego nie nastąpiło.
      — Marcus nie wie jak z tobą postępować? — zapytał, kiedy szarpnął za ciemne kosmyki i odchylił jego głowę lekko do tyłu. — Na kolana Will.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Nie 05 Maj 2019, 23:07

    Miał ochotę zdzielić go w tę uśmiechniętą facjatę, ale z jakiegoś powodu tego nie zrobił. Wgapiał się w niego w ciszy, a druga dłoń powędrowała w górę i zacisnęła się na koszulce szatyna, gniotąc ją i rozciągając.
      — Aha, czyli tak nazywasz odpierdalanie na próbach? Nie wiedziałem, może powinienem ci jeszcze za to podziękować? — parsknął, w tej czując się jakby naprawdę rozmawiał z rozkapryszonym dzieciakiem. — No i gówno wiesz, chyba za dużo sobie wyobra... auł! — przerwał, niespodziewanie pociągnięty za włosy. Wbił w Foxa spojrzenie pokroju tych, które gdyby mogły zabijać, ten najpewniej już by leżał. Pociągnął za trzymany materiał jeszcze mocnej, prawie go rozrywając. — Zapomnij, chyba nie myślisz, że... ach, cholera.
      — Na kolana.
    Polecenie było krótkie, stanowcze, a chwyt na tyle mocny, że Will byłby w stanie uwierzyć, że Oscar naprawdę nie puści go, dopóki tego nie zrobi. Walczył ze sobą przez kolejną dłuższą chwilę, nim w końcu z widocznym ociąganiem zaczął powoli opadać na kolana, wciąż zaborczo trzymany za włosy.
      — Rozepnij.
    Szybkie kiwnięcie głową na ciemne spodnie nie pozostawiało wątpliwości gdzie to zmierza. Nie, właściwie już pierwsze słowa chłopaka wyraźnie na to wskazywały. Will zastygł, z ciężkim oddechem wpatrując się w krocze przed sobą. Kolejne szarpnięcie skutecznie sprowadziło go na ziemię, wyrywając z ust cichy pisk. Przygryzł wargę, sięgając paska, następnie guzika i w końcu rozporka. Rozpinał zamek powoli, z coraz większym wypiekami na twarzy.
    Kurwa, to było tak żenujące i upokarzające, a jednak w jakiś chory sposób wciąż go podniecało. Czuł jak w jego własnych spodniach robi się coraz ciaśniej.
    Widok Willa na kolanach też w pewien sposób musiał działać na Oscara, bo kiedy brunet sięgnął dłonią jego bielizny, czekał na niego półsztywny kutas.
      — Na co czekasz? Weź go.
    Ostatni raz posłał mu to wiele mówiące spojrzenie i schylił się, otwierając usta, na razie tylko trochę. Przejechał językiem po całej długości członka i pomagając sobie jedną z dłoni, objął główkę gorącymi wargami. Zassał się na niej, by po chwili wypuścić ją z ust i chuchnąć wprost w mokry czubek.
    A muzyka za drzwiami grała i grała, tylko żaden z nich zdawał się teraz o tym nie myśleć.
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Besatt Pon 06 Maj 2019, 14:32

    Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że taki wkurwiony Will, spoglądający na niego z dołu tymi wielkimi oczami, to cholernie podniecający widok. Uniósł kącik ust w zadowoleniu, kiedy chłopak czerwony na policzkach bez dalszych protestów wykonał polecenie. Fox sprowadził go na podłogę i uciszył skutecznie, skoro nie usłyszał już ani jednej zbędnej odzywki. Bardzo dobrze. W zamian za to, co raz z uchylonych ust uciekał cichy pisk, kiedy palce perkusisty zaciskały się na jego włosach przy kolejnych poleceniach. Oscar był całkowicie oczarowany widokiem Willa z jego kutasem w ustach i absolutnie nie przeszkadzała mu dudniąca muzyka, zwiastująca spóźnienie.
      — Patrz na mnie — polecił, kiedy niemal czule przeczesał jego włosy dłonią... ale wrażenie to szybko minęło.
    To naprawdę urocze, że brunet w swoich ruchach był tak powolny, jakby chciał dokładnie przyjrzeć się mu z każdej strony, jednak nie było na to czasu.
    Ani nawet ochoty, bo Fox nie zamierzał bawić się w podchody.
    Jeśli Will miał wrażliwe gardło, to z pewnością intensywnie odczuł kutasa Oscara, który bez ostrzeżenia wsunął się w jego usta prawie w całości. Perkusista zignorował protest i przytrzymał chłopaka za włosy, aż ten oparł dłonie na jego biodrach.
      — Bardzo ładnie — wymruczał pochwałę, po czym puścił bruneta, dając mu chwilę na nabranie powietrza i opanowanie kaszlu. Nie trwało to jednak tyle, ile Berry by potrzebował. Jego wargi przyjemnie zacisnęły się wokół sporej męskości, posłusznie przyjmując narzucone tempo. Chyba miał doświadczenie, skoro potrafił znieść niedelikatne ruchy Foxa, który po prostu pieprzył go w usta. Spazmatycznie nabrał powietrza, kiedy łaskawie otrzymał kolejne sekundy przerwy. Zaraz jednak poczuł dłoń na swoim podbródku, która uniosła jego głowę ku górze. Och, żeby tylko wiedział, jak sprośny był to widok, kiedy z tak ciężkim oddechem i strużką śliny w kąciku ust spojrzał Oscarowi prosto w oczy. A wzrok miał zamglony podnieceniem do tego stopnia, że pomimo wypieków na twarzy i upokorzenia, które zabijało jego dumę, o którą jeszcze przed chwilą dzielnie walczył, dłonią powędrował między swoje zaciśnięte uda.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Pon 06 Maj 2019, 19:46

    Zaskakujące było jak szybko z zażartej kłótni, wzbogaconej wszelkiego rodzaju wyzwiskami, potrafili przejść do tego, co właśnie robili. Zamknięci w tej niby garderobie, w środku próby, którą tak po prostu omijali.
    Ich relacja zaczęła powoli przekształcać się w coś, czego Will wcześniej nie doświadczył. Podobnie jak takiego traktowania. Może dlatego tak ciągnęło go do Oscara? Bo jako pierwszy odważył się tak z nim postąpić. Całkiem zdominować, sprowadzić do parteru, upokorzyć. I chociaż nadal ogarniała go wściekłość na tego faceta, nie potrafił mu odmówić. Nie, on nie chciał mu odmówić. Odnajdywał jakąś chorą przyjemność w klęczeniu u jego stóp, dogadzając mu jak ostatnia dziwka. Ciągnięty za włosy, z kutasem w ustach po samo gardło i ciężkim oddechem. Nie wiedział nawet kiedy zaczął łzawić, kaszląc i próbując zaczerpnąć powietrza, co głośna muzyka za drzwiami skutecznie zagłuszyła. A zaglądając w zielone oczy Oscara nie myślał o swojej dumie, wyglądzie czy zachowaniu. W głowie miał tylko palące potrzeby swojego ciała, bo cokolwiek Fox sobie nie myślał, to z nim Will pieprzył się po raz ostatni. W dodatku było to tak dawno, że chłopak zdawał się być teraz wyjątkowo nakręcony.
    Czuł jak materiał ciasnych spodni wbija mu się boleśnie w sztywną już erekcję i nie zastanawiał się długo, sięgając dłonią w dół. Westchnął przeciągle, obejmując wilgotną od soków męskość i wykonał kilka szybkich ruchów, podniecony do granic możliwości, co potęgowała jeszcze bardziej świadomość, że robi to na czyichś oczach.  
    Błędnie myślał, że skończy się tylko na tym. Zdziwił się, kiedy nagle poczuł mocne szarpnięcie i trzymany za szczękę, został pociągnięty w górę.
      — Kto ci na to pozwolił?
    Usłyszał zachrypnięty głos przy samym uchu, co mimowolnie wywołało dreszcze na całym jego ciele.
      — Co? Ty chyba... mmh — sapnął, nim zdołał cokolwiek powiedzieć, złapany za penisa tak mocno, że niemal zabrakło mu tchu.
      — Ja? Co chciałeś powiedzieć? Słucham.
    Szatyn w odpowiedzi usłyszał tylko zduszony jęk, a Will zawiercił się niecierpliwie w miejscu.
      — Tak myślałem.
    Silna dłoń Oscara przemknęła płynnie na kark bruneta, stanowczo się na nim zaciskając. Ruszyli się z miejsca, a pchnięty w ten sposób Berry dopiero po chwili miał okazję zobaczyć gdzie tak właściwie zmierzają. Kiedy został puszczony i podniósł głowę, pierwszym co napotkał było swoje własne, bezwstydne odbicie w wielkim lustrze, tuż przy improwizowanej toaletce. Całkiem dużej, tylko czy wystarczająco?
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Besatt Sob 11 Maj 2019, 10:54

    Nie przeszli daleko, bo zaraz uda Willa zetknęły się z krawędzią toaletki, a był to ot zwykły stół, na którym trzymali wszelkie potrzebne kosmetyki. Oscar nie puszczając jego karku, jednym szarpnięciem zmusił chłopaka do pochylenia się niżej nad blatem i tym samym strącił kilka przedmiotów na bok. Właśnie pokazywał Willowi, jaka łatwa z niego dziewczynka, kiedy ściągnął jego spodnie wraz z majtkami do kolan i przyłożył mu w te wyzywająco wypięte pośladki. Uśmiechnął się na wysoki dźwięk, który wyrwał z jego ust. Może ta zepsuta kurewka jeszcze o tym nie wiedziała, ale za chwilę miała zedrzeć głos, piszcząc głośniej, niż grała otaczająca ich muzyka. Naturalnie Oscar był podniecony, cholernie podniecony, ale wciąż zajebiście wkurwiony, a ta mieszanka nie zwiastowała niczego przyjemnego. W opinii Foxa, Will nie zasłużył sobie na przyjemność z jego rąk. No, chyba że dojdzie stymulowany bólem, bo tak też można było sądzić po sztywnej męskości między jego nogami, z której zwisała już nitka preejakulatu i perwersyjnych jękach przy każdym kolejnym uderzeniu czy mocniejszym chwycie. No i kto by się zdziwił, że taka mała cwaniara zaliczająca zajętych facetów, tak bardzo lubi być traktowana jak rasowa dziwka?
    To zbliżenie nie przypominało poprzednich, którym Oscar wyraźnie dokładał większych starań. Tym razem dotykał Willa w zupełnie egoistyczny sposób, jakby ten nie zasłużył na nic innego poza karą. Skupił uwagę na okrągłych pośladkach, które teraz zdobiły czerwone ślady i otarł się sztywnym kutasem o zaciśnięty pierścień mięśni. Chętnie przeleciałby go bez zabezpieczenia, ale nie wiadomo, komu jeszcze Will dawał dupy. W każdym razie Fox był pewny, że ten jeden raz zapamięta na długo, bo na wszelki wypadek, miał zamiar wyruchać mu z głowy wszelkie myśli o Marcusie. W pewnym momencie Berry odwrócił się w bok, wyciągając dłoń do tyłu i chyba chciał złączyć ich wargi w mokrym pocałunku, ale Oscar wcale nie miał ochoty czuć w ustach smaku własnego chuja. Zdecydowanym ruchem zwrócił wiercącego się bruneta z powrotem w stronę lustra.
      — Ręce na stół — wychrypiał mu do ucha, a kiedy rozkaz został wykonany, William „w nagrodę” otrzymał kolejne bolesne uderzenie w obolały pośladek. — I ani drgnij.
    Zostawił go tak wpatrzonego we własne odbicie i dyszącego z podniecenia, a idealnie ułożona fryzura już dawno straciła swój kształt. Lider, który przecież jednym spojrzeniem miał budzić respekt zespołu, sponiewierany grzecznie trzymał obie dłonie oparte o blat, chociaż sztywna męskość między jego nogami wołała o uwagę. Z wypiekami na twarzy wyglądał tak, jakby koncert miał już za sobą, a przecież ten dopiero się rozpoczynał. Fox nie odszedł daleko i wrócił szybko z małą paczką w rękach, którą sprawnie rozerwał. Kolejne niespodziewane szarpnięcie, a Will skończył ułożony na łokciach z twarzą centralnie przed taflą lustra. Opuścił głowę, jakby nie chciał patrzeć na stan, do którego został doprowadzony, jednak pociągnięcie za włosy zmusiło go do spojrzenia przed siebie.
      — O nie. Będziesz obserwował uważnie, kiedy będę cię rżnął — sapnął zachrypniętym głosem. Mógłby wcześniej przygotować go palcami, ale wtedy ta zaróżowiona dziurka nie byłaby tak zajebiście ciasna.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Czw 23 Maj 2019, 00:27

    Bezpardonowo pozbawiony spodni i bielizny, Will niemal całkowicie się zatracił w tej brutalnej grze, którą nieoczekiwanie zaczęli. Bo tak to widział, jako grę i sposób na rozładowanie negatywnych emocji, jakie bez wątpienia nimi targały. Dlatego jęczał i wił się na tym niewygodnym stoliku, wypinając czerwone pośladki jeszcze bardziej, nadstawiając je na kolejne bolesne uderzenia. Starał się przy tym nie patrzeć w lustro przed sobą. Robienie pewnych rzeczy to było jedno, ale oglądanie tego... cóż, Will chyba jeszcze nie był na to gotowy, nie rozpoznawał siebie w tej wyuzdanej ladacznicy spoglądającej na niego z gładkiej tafli.
    Szybko jednak okazało się, że nie ma to większego znaczenia. Tak samo zresztą jak jego potrzeby i chociaż cała zabawa polegała właśnie na tym, to i tak poczuł się dziwnie, kiedy Oscar nie dał się nawet pocałować. Gdzie kończyły się granice, czy w ogóle jakieś były?
    Oparty o drewniany blat czekał na to, czego jego spragniony dotyku członek domagał się już od pewnego czasu. Sapnął, czując jak sztywny kutas Foxa po raz kolejny ociera się o jego wejście, i znowu, drażniąc się z nim w najgorszy w możliwych sposobów. W dodatku to lustro, to cholerne lustro, w które ostatecznie został zmuszony patrzeć. Gotów był już sam sięgnąć ręki Oscara, chcąc nakierować ją w odpowiednie miejsce, kiedy nagle poczuł coś, czego zupełnie się nie spodziewał. Niebieskie oczy otworzyły się szerzej, a w ust wyrwał się kolejny zbolały jęk. Minęła dłuższa chwila nim zamglony podnieceniem umysł Willa połączył fakty i doszło do niego, że szatyn zamierza wejść w niego bez żadnego przygotowania. Może gdyby pieprzyli się wczoraj, ale kiedy ostatni raz miał coś w tyłku parę tygodni temu... to zwyczajnie nie mogło się udać.
      — Oscar, nie ma opcji, to się nie... mm, ach... — szarpnął głową i nie mogąc wytrzymać tego rozrywającego uczucia na dole, schował twarz w ramionach. Zagryzł wargę, czując jak po policzku mimowolnie spływają łzy, a on sam nie był już pewny czy będzie w stanie wytrzymać podobne zbliżenie.
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Besatt Pią 24 Maj 2019, 15:55

    Oscar stracił zdolność panowania nad sobą już na początku ich dziwnej relacji, więc za każdym razem, gdy Will pojawiał się w pobliżu, całe otoczenie przestawało mieć znaczenie. I nie chodziło tu wcale o jakieś przereklamowane zauroczenia czy inne chuje, które utrudniały ludziom życie, bo gdy brunet pojawiał się w pobliżu, Fox przestawał myśleć mózgiem. Ślepy zauważyłby, jak pożerał wokalistę wzrokiem i tylko cudem nie wytracał rytmu, kiedy obserwował jego ruchy na scenie. Chciał zdobyć i oznaczyć każdy skrawek duszy i ciała tej irytującej ślicznotki, zagarnąć dla siebie bez żadnych ograniczeń. Bezapelacyjnie uważał go za swoją własność, na którą ktoś śmiał położyć łapy. A gdyby Will miał jeszcze ochotę pieprzyć się z kimkolwiek innym, to wszelki dotyk miał mu przypominać, kto sprowadził go na kolana i obdarł z resztek dumy. Wchodził w niego powolnym, pewnym ruchem, a zaciśnięte mięśnie oplatały go obezwładniającą przyjemnością i chociaż Will desperacko próbował się rozluźnić, czy uciekać biodrami, to w obliczu silnego chwytu w pasie niewiele mógł zrobić. Brunet miał dzisiaj piszczeć z bólu, z przyjemności — Oscarowi było wszystko jedno. Łaskawie dał mu chwilę na przyzwyczajenie się do swojego kutasa rozdzierającego go od środka, chociaż było to cholernie trudne. Westchnął przeciągle, zaciskając palce. Był tak ciasny i niewinny w swoich zduszonych jękach, że Fox z łatwością mógłby uwierzyć w nieistniejące dziewictwo Willa... gdyby oczywiście wcześniej nie widział, jak bezpruderyjnie ujeżdżał go kilka dni przed trasą. Złapał za jego prawy nadgarstek, kiedy dostrzegł, jak niebezpiecznie zbliża dłoń w kierunku pulsującego członka i unieruchomił go na plecach chłopaka.
      — Zasłużyłeś? — zapytał i przycisnął jego biodra do krawędzi mebla, pieprząc go teraz jak ostatnią dziwkę. A potrzebował jeszcze więcej. Pragnął widzieć go w najbardziej upodlonej wersji, błagającego o więcej. Jeśli Will chciał dojść jeszcze dzisiaj, to chyba powinien pożegnać się ze wszelkimi oporami.
      — Spójrz, jaki śliczny jesteś — wymruczał pomiędzy kolejnymi pchnięciami i gdy to polecenie nie spotkało się z żadnym odzewem poza zduszonymi przedramieniem jękami, chwycił go za włosy. Will ledwo utrzymywał się na drżących ramionach, kiedy grzecznie unosił tors z blatu mebla.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Nie 02 Cze 2019, 17:58

    Willowi w jednej chwili pociemniało przed oczami. Nie podejrzewał, że Oscar naprawdę zamierza zrobić to w ten sposób, nawet jeśli wszystko na to wskazywało. Naiwnie sadził, że chłopak nie posunie się tak daleko w ich brutalnej grze, że mimo wszystko zaraz się wycofa i zrobią to normalnie.
    Ale nieoczekiwanie Fox kontynuował, a Will z każdą sekundą czuł, że dla niego zbyt wiele. Bo chociaż okoliczności i to jak Oscar go dominował wciąż niezdrowo go podniecało, to jednak sam akt był na tyle bolesny, że wręcz nie do wytrzymania. Nie wiedział nawet kiedy jego własna dłoń powędrowała w dół, chcąc przynajmniej w ten sposób sobie dogodzić, ale nim w ogóle zdążył choćby dotknąć swojego głodnego uwagi i dotyku penisa, już został unieruchomiony. Przyciśnięty tak mocno do stolika, pisnął głośno i gdy Fox nagle przyspieszył, rżnąc go szybko, ostro i bez żadnych zahamowań, Will był w stanie wydawać tylko takie dźwięki. I mógł myśleć tylko o tym. Nie docierało do niego nic poza własne, zduszone jęki, dlatego na słowa Fox zareagował dopiero silnie pociągnięty za włosy.
    Zamglone spojrzenie niechętnie spoczęło na odbiciu brudnego lustra, gdzie spojrzał samemu sobie w wilgotne od łez oczy. Nie chciał tego widzieć, takiej wersji siebie. Upodlonej, z otwartymi w niemym krzyku ustami, kiedy równie zasapany Oscar wchodził w niego po same jądra. Przygryzł wargę niemal do krwi, odwracając nieznacznie głowę w stronę szatyna.
      — O-oscar, dość, ach... ja już nie dam ra... mmh! — Nie zdołał się utrzymać i znowu opadł na stół, tym razem nieprzyjemnie ocierając wciąż nie do końca wygojone sutki. — Pozwól... pozwól mi już dojść, ach... proszę...
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Besatt Sob 08 Cze 2019, 20:11

    Muzyka zagłuszała wszelkie dźwięki dochodzące z pokoju, w którym to Berry drugi raz tracił dziewictwo. Bo dokładnie tak to wyglądało — pozbawiony wrodzonej arogancji i zdany na niełaskę perkusisty jęczał jak dziewczynka. A to na Foxa działało w bardzo niezdrowy sposób. Podniecającymi prośbami jeszcze bardziej nakręcał postrzelony umysł Oscara. Chociaż godność (i dupa) Willa będzie cierpiała jeszcze na długo po tej zabawie, to ewidentnie potrzebował dokładnie takiego rżnięcia; głębokiego i agresywnego. Bezwzględnej tresury, a nie durnych motywacyjnych historyjek Marcusa. W opinii Foxa lider zespołu wcale nie nadawał się do piastowanej roli. Absolutnie. Pasował do niego obraz, który odbijał się właśnie w brudnej tafli lustra. Sponiewierany i skomlący o dotyk w tych miejscach, które zdradzały dokładny stan wokalisty, bo kutas sterczący między jego nogami nie kłamał, kontrastując z zaczerwienioną buźką i załzawionymi oczami. Oscar wchodził w niego dokładnie w takim egoistycznym tempie, przez które przyjemne uczcie coraz dalej rozlewało się po jego ciele. Natomiast Will w swojej zeszmaconej roli widocznie odnalazł się idealnie, bo kiedy tylko poczuł w końcu dotyk między nogami, sam wypchnął biodra w tył, dając się pieprzyć w akompaniamencie kolejnych pisków. Doszedł błyskawicznie i Fox nawet nie zdążył zarejestrować, kiedy jego dłoń pokryła się lepką substancją, ale mięśnie w pulsujących spazmach zaciskające się na jego kutasie złamały wytrzymałość perkusisty. Tak zajebistego pieprzenia wcale nie zamierzał kończyć w gumie, więc wysunął się z bruneta i ściągnął zbędny materiał. Złapał go za ramię i chociaż chłopak na chwilę stracił panowanie nad własnym ciałem, sprowadzony na ziemię posłusznie wrócił na kolana. Tym razem ze zsuniętymi majtkami mogło być mu trochę mniej wygodnie, ale Fox nie martwił się o jego wygodę. Berry mógł być wdzięczny, że łaskawie pozwalał mu przyjąć wszystko w usta.
      — Wystaw język— wychrypiał krótko, łapiąc go za podbródek. Posłuszne wykonanie polecenia spotkało się z niepowstrzymanym pomrukiem zadowolenia, kiedy chuj Oscara wdarł się po samo gardło wokalisty. A miał przed sobą jeszcze godzinny koncert.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Czw 11 Lip 2019, 20:55

    A kiedy już doszedł, kiedy podniecenie w końcu znalazło ujście i napięcie opadło, William poczuł się... dziwnie. Jakby nagle wzbudził się z letargu, powoli dochodziło do niego co robi i gdzie jest.
    Rzucony na kolana, nawet nie miał siły zaprotestować. Właściwie ledwo utrzymywał się na drżących nogach i mimowolnie wyciągnął ręce w stronę ud Oscara, by móc się czegokolwiek podtrzymać. Jak miał później biegać po scenie przez okrągłą godzinę? Nawet nie chciał o tym myśleć. I w gruncie rzeczy nie mógł, bo zaraz Fox niemal udusił go swoim kutasem, ładując mu go po samo gardło. Szatyn był już w takim stanie, że wystarczyło parę szybkich ruchów by doszedł obficie, częściowo rozlewając się w ciepłym wnętrzu ust Willa, resztą nasienia brudząc jego twarz. Berry zakrztusił się i wyrywając twarz z uścisku, opadł dłońmi na zimną posadzkę, na którą zaraz wypluł spermę.
    Trwał w tej pozycji przez dłuższą chwilę i starając się uspokoić oddech, nie mógł zdobyć się na jakikolwiek ruch. Ani na to żeby spojrzeć na Oscara. Bo jak, po czymś takim? To do czego doszło teraz między nimi zdecydowanie różniło się od ich wcześniejszych zbliżeń. A William koniec końców nie wiedział czy to mu się podobało czy nie. Czuł się zagubiony.
    Nawet nie czekał na pomocą dłoń. Sięgnął toaletki i z cichym sykiem spróbował się podnieść na równe nogi. Znowu zastygł, próbując walczyć z własnym ciałem. W lustro również nie spojrzał. Wciąż czuł na policzkach lepką maź i to mu w zupełności wystarczało.
    Zaraz znalazł parę paczek chusteczek (które, o ironio, prawdopodobnie należały do Nat) i jedną z nich rzucił w ciemno za siebie. Wciąż nic nie mówiąc, zaczął doprowadzać się do porządku, najpierw wycierając twarz, a potem inne części swojego ciała, by w końcu naciągnąć na czerwone pośladki bieliznę i spodnie.  
    Odwlekał jak tylko mógł odwracanie się do tyłu i kiedy już miał to zrobić, niespodziewanie ktoś szarpnął za klamkę zamkniętych drzwi.
      — Co wy tam, kurwa, robicie?! Wyłazić! — Oboje usłyszeli głos Alexa. Aż dziw brał, że dopiero teraz ktoś po nich przyszedł. — Kurwa, debile, zaraz gramy!
      — Już… ekhem, już idziemy! — I chociaż William tak powiedział, naprawdę nie był pewny czy będzie w stanie gdziekolwiek iść. A co dopiero grać czy śpiewać.
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Besatt Czw 11 Lip 2019, 23:06

    Wzrok miał nieobecny. Oscar odleciał i nic nie wskazywało na to, że odzyska nad sobą panowanie, dopóki Will nie da mu tego, czego potrzebował. A nie potrzebował już wiele, aby zalać usta bruneta spermą. Całe napięcie i frustracja opuściły jego ciało wraz z orgazmem, który był tak silny, że perkusista musiał przytrzymać się prowizorycznej toaletki, która była niemym świadkiem wszystkich tych niewyobrażalnych rzeczy. Wpatrywał się w klęczącego przed nim tak, jakby zobaczył go pierwszy raz w życiu. I widział go pierwszy raz — w takim wydaniu. Na kolanach, krztuszącego się jego spermą i ocierającego twarz rękoma. Will zdecydowanie unikał jakiegokolwiek kontaktu, uciekając wzrokiem w podłogę, kiedy drżącymi rękami wyciągał z opakowania te cholerne chusteczki Natalie. Głos na chwilę ugrzązł Foxowi w gardle, gdy zapinał spodnie. Już miał się odezwać, powiedzieć, kurwa cokolwiek, kiedy ktoś szarpnął za klamkę. Podskoczył w miejscu, nerwowo przeczesując włosy dłonią.
    — Jasne, już idziemy Alex — wymamrotał. Niebieskowłosy popędził wąskim korytarzem, a William, wykorzystując sytuację, ruszył tuż za nim, otwierając drzwi. Na to Fox nie mógł pozwolić. Zwyczajnie nie miałby jaj, aby poruszyć ten temat kiedykolwiek później. Nie mógł tego przemilczeć. W ostatniej chwili złapał go za rękę, a wtedy brunet nie miał już wyboru. Ponownie zostali sami, ale tym razem mieli może kilka sekund.
    — Czekaj — powiedział, a ich wzrok w końcu się spotkał. Przytrzymał chłopaka w miejscu, aby ten przypadkiem nie uciekł.— Will, czy ty... Jak... się czujesz?
    Pytanie to wypowiedziane ledwo słyszalnym, zupełnie niepasującym do Oscara głosem było tak głupie i brzmiało tak idiotycznie, że perkusista nie poznawał samego siebie. Najchętniej zapadłby się pod ziemię. Bez wątpienia przesadził i chociaż jeszcze przed sekundą był na Willa wkurwiony do reszty, teraz patrzył się w te wielkie, niebieskie oczy, czując żrące i całkowicie obce w stosunku do tego chłopaka poczucie winy. Bezpodstawnie wyładował na nim pokłady agresji i... dziwnej zazdrości chuj wie o co. Pierwszy raz w życiu Fox nie mógł wydusić z siebie ani słowa więcej.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Pon 05 Sie 2019, 01:33

    Oczywiście, że chciał jak najszybciej stamtąd uciec. Spierdolić jak najdalej od tego dziwnego uczucia skrępowania jakie nieoczekiwanie go ogarnęło, chyba pierwszy raz w jego życiu i przede wszystkim, od przeszywającego wzroku Oscara. Czuł na sobie jego spojrzenie przy każdym ruchu, ale wciąż nie miał odwagi na nie odpowiedzieć, co jeszcze bardziej go wkurwiało.
    Już chwytał za klamkę, ale silny uścisk na dłoni skutecznie przytrzymał go w miejscu. Zastygł na moment i dopiero po chwili, nie mając wyjścia, podniósł w końcu wzrok na Foxa. Przełknął ślinę, czując jak podrażnione gardło nieprzyjemnie piecze.
    Co on miał mu powiedzieć? Czy czuł się dobrze? Naprawdę? Dawno nie czuł się tak zjebanie. Ledwo chodził, ledwo mówił, a psychicznie czuł się totalnie wykończony. Na nogach utrzymywał się chyba tylko resztkami woli i świadomością, że mimo wszystko zaraz mają koncert. Spróbował wyrwać rękę, ale uścisk był zbyt silny, a on sam zbyt wykończony by to zrobić.
    Westchnął, odwracając ze zmieszaniem głowę.
      — A jak mam się czuć? To było... — zawiesił się, bo nie wiedział jak to określić. Początek był jeszcze w porządku, tak mu się wtedy wydawało, ale potem... kurwa. Potem odjebało się coś, czego sam nie rozumiał. Zmarszczył brwi, czując, że tylko tracą niepotrzebnie czas. Bo czy właściwie było o czym mówić? Will z każdą kolejną sekundą przekonywał się, że wolałby jednak o tym zapomnieć. — Nie, teraz nie ma sensu o tym gadać. Zaraz koncert... no puść mnie, kurwa.
    Tym razem udało mu się uwolnić. Nie czekał długo, od razu ruszył w stronę wyjścia, zostawiając Oscara samego.
    Dołączył do reszty zespołu, widocznie przygaszony (pomimo usilnych prób zatuszowania swojego chujowego nastoju), czym zapewne utwierdził ich w przekonaniu, że odbył z Oscarem kłótnię stulecia. Nie było jednak czasu na rozstrzyganie zespołowych konfliktów. Nie pierwsza ani nie ostatnia sprzeczka, szczególnie pomiędzy tą dwójką.
    W końcu nadeszła pora koncertu, jednego z ostatnich na ich trasie. I można było powiedzieć o nim wiele, ale na pewno nie to, że był udany. Nie dało się nie zauważyć, że wokalista wydawał się mniej... energiczny? A kiedy już próbował być trochę bardziej aktywny, kończyło się to potknięciem lub nawet wypierdoleniem wzdłuż sceny. W dodatku, zdecydowanie zbyt często sięgał po wodę. A po koncercie ulotnił się do pokoju hotelowego tak szybko, że nikt nawet nie zdążył go o cokolwiek zapytać.
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Besatt Pon 05 Sie 2019, 15:30

    Ostatni koncert na trasie koncertowej okazał się spektakularną porażką. Wokalista potykał się o kable, robił dziwnie długie przerwy między każdą piosenką, a perkusja wytracała rytm. Nagle Trapnest z profesjonalnego zespołu przeobraził się w support z krwi i kości; ten, który wszyscy chcą tylko przeczekać, aby usłyszeć w końcu gwiazdę wieczoru. Cud, że Berry miał siłę zaśpiewać, bo Oscar na jego miejscu pewnie olałby całe przedsięwzięcie.
    To była ta istotna różnica między nimi, która sprawiała, że Will wciąż miał zespół.
    Marcus oczywiście rzucił kilka epitetów pod adresem Foxa schodzącego ze sceny, ale nie mieli czasu na rozmowy. Nawet gdyby Will nie uciekł do pokoju, to wina za opóźnienie i tak spadłaby na perkusistę.

    Natalie krążyła po ich wspólnym pokoju jak nakręcona. Tym razem nie było wątpliwości co do podziału, bo para z góry zaklepała jeden z dwuosobowych.
    — Coś ty mu naopowiadał znowu, Oscar, kurwa. — Zatrzymała się na środku, piorunując swojego chłopaka wzrokiem, kiedy on leżał na łóżku i gapił się w ekran telefonu. — Porozmawiaj ze mną.
    Wyruchałem go za mocno — odpowiedział, nie zmieniając pozycji nawet na milimetr. Reakcja była dokładnie taka, jakiej się spodziewał. Dziewczyna zamilkła na chwilę, ale zaraz parsknęła śmiechem.
    — No bardzo śmieszne — mówiła. — To nie są żarty, słońce. Wszystko się sypie. Nie mieliśmy tak okropnego występu od... nigdy! Skoro aż tak bardzo nie umiecie się dogadać, to znajdziemy kogoś innego na twoje miejsce. Nikt nie będzie was dłużej zmuszał, żebyście się nawzajem tolerowali, bo to psuje całą atmosferę.
    Jakbyś sama nie psuła jej przez pół trasy, pomyślał Oscar, zanim uniósł się na łokciach, spoglądając na dziewczynę. Miała rację. Zjebał totalnie i kurwa, wiedział o tym, ale Natalie nie. Ruda nie wiedziała wszystkiego.
    Może ty z nim pogadaj, co? — zapytał, ale nie było w jego głosie ani grama złośliwości. Tym razem powód, dla którego Fox nie chciał rozmawiać z chłopakiem, nie był taki dosłowny jak zazwyczaj. Bo zazwyczaj miał wyjebane. Teraz prędzej wyznałby swojej dziewczynie całą prawdę, niż przeprowadził z nim tę rozmowę. Eh, to była chyba najbardziej zjebana akcja w całym jego życiu.
    — Ale on — westchnęła smutno — nie chciał ze mną gadać. Znowu.

    Raise Hell nie był w szoku, że zespół odpuścił imprezowanie tej nocy. Byli w stanie zrozumieć ich chujowy nastrój po takim koncercie. Nikt nie drążył tematu, kiedy ani Will, ani Oscar nie miał zamiaru wyjść z pokoju, choć Marcus chętnie porozmawiałby sobie z jednym z nich.
    Dopiero nad ranem dostrzegł Foxa w towarzystwie Alexa, odłączył się od całej grupy, czekającej na pustym zajeździe autobusowym. Nie spóźnili się. Byli na czas a mimo to lider drugiego zespołu przeszedł kilka kroków w ich kierunku wyraźnie nie w humorze.
    — Rozjebałeś wczoraj cały występ — oznajmił odkrywczo. Widać, że był wkurwiony, bo jednak Trapnest nie występował sam. Widząc tylko wymuszony, oszczędny uśmiech na twarzy Oscara stanął niebezpiecznie blisko. — Mam nadzieję, że Willy w końcu wypierdoli cię z tego zespołu na zbity pysk.
    Szatyn dalej resztkami cierpliwości ignorował jego obecność i ciągnąc Alexa za sobą, wyminął Marcusa bez słowa. Koleś zdecydowanie miał problem z tym, że jego ulubiony Will od rana miał minę, jakby ktoś przyłożył mu w twarz. Przecież nie mogło chodzić tylko o koncert. To musiało chodzić o Willa. Przecież ostatnie spięcia pomiędzy nimi nigdy nie dotyczyły tylko tego jebanego zespołu.
    — Kurwa, głuchy jesteś? — ciągnął dalej Marcus i silnym chwytem za ramię zatrzymał go w miejscu. Tego perkusista się nie spodziewał. — Przestań zachowywać się jak gówniarz. Nie masz nam nic do powiedzenia?
    — Hej! — wtrąciła się Nat, która łącznie z resztą obserwowała tę scenę z nieznacznej odległości. Sytuacja nie wyglądała najbezpieczniej, ale może wokalista Raise Hell nie zdawał sobie sprawy, że takie zaczepianie Oscara nigdy nie było dobrym pomysłem. Szczególnie tego dnia. — My to sobie wszystko omówimy, jak wrócimy do... o boże!
    Chłopak łaskawie odwrócił się przez ramię, za które został pociągnięty... razem z uderzeniem wymierzonym prosto w natrętnego idiotę. O tak, sprawiło to Foxowi niemałą przyjemność. Mógł zrobić to znacznie wcześniej. Ale teraz miał wymówkę. W końcu został sprowokowany, co nie?
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Wto 06 Sie 2019, 02:38

    Oscar z Marcusem mogli się nie zgadzać, mogli wymieniać się kąśliwymi uwagami, ale nikt nie spodziewał się, że dojdzie do rękoczynów. Lider drugiego zespołu w pierwszej chwili wydawał się równie zaskoczony co reszta, ale dość szybko się otrząsnął i ścierając krew z wargi, rzucił się na szatyna. Zaraz obaj wylądowali na ziemi, okładając się nawzajem mniej lub bardziej celnymi ciosami. Sytuacja wydawała się na tyle nieoczekiwana, że obserwatorom całego zdarzenia zajęło dłuższą chwilę ogarnięcie, co się właśnie odpierdala. A chociaż Nat ocknęła się pierwsza, sama zbyt wiele zrobić nie mogła.
    Will tego dnia opuścił hotel jako ostatni. Bolało go praktycznie wszystko i miał wrażenie, że jest jeszcze gorzej niż wczoraj. Było jednak coś znaczenie gorszego od bólu tyłka czy zdartego gardła – świadomość spierdolonego koncertu. Męczyło go to na tyle mocno, że praktycznie nie mógł zmrużyć w nocy oka, dzięki czemu nabawił się cieni i worków pod oczami prawie na pół twarzy. Na śniadaniu tylko mignął gdzieś na sali niczym duch, by ponownie zaszyć się samemu w pokoju (bo na szczęście, wyjątkowo ostatniej nocy przypada mu jedynka). Idąc w stronę parkingu nie mógł nawet podejrzewać co go tam czeka.
    Pierwszym co zwróciło jego uwagę były jakieś krzyki. Później zauważył, że wszyscy są zebrani w jednym miejscu i może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie wykrzywiona w przerażeniu twarz Nat, którą mógł zobaczyć już z daleka. Zmarszczył brwi, przeczuwając, że coś musi być bardzo nie tak.
    Dołączył do reszty w momencie, kiedy akurat Tomowi i paru kolesiom z Raise Hell udało się rozdzielić Foxa i Marcusa. Willy patrzył w szoku na ich obite twarze, starając się połapać w sytuacji, chociaż ta wydawała się być oczywista.
    Zaczęli się napierdalać. Tylko dlaczego?
      — Pojebało was? Co tu się stało? — wydusił w końcu, rozglądają się dookoła.
      — A jak sądzisz? Ten pojeb rzucił się na mnie z pięściami.
      — Bo go sprowokowałeś! — Wtrąciła się Natalie, prawie płacząc i na drżących nogach podeszła do swojego chłopaka. — Biedny, trzeba cię będzie opatrzyć.
      — Nie sprowokowałem go! — Odpowiedział od razu Marcus, chociaż każdy kto widział całe zajście, wiedział, że mija się to nieco z prawdą. — Chciałem tylko porozmawiać, ja pierdole...
      — Aha, i dlatego chwyciłeś go za ramię? — Oczywiście swoje trzy grosze musiał dorzucić również Alex.
      — Spierdoliliście koncert, chyba wypada się wytłumaczyć, co? — Powiedziała kolejna osoba i jeszcze chwila, a między pozostałymi członkami zespołów wywiązałaby się prawdziwa kłótnia.
      — Dość! Kurwa, dość! — Krzyknął w końcu Will, przymykając ze złością oczy. — Marcus, mogę prosić cię na słowo?

    Tego dnia wyjątkowo nie miał głowy ani nerwów do tak pojebanych sytuacji, ale wiedział, że nie ma wyjścia. Może powinien był w pierwszej kolejności porozmawiać z Oscarem, ale czuł, że do tego tym bardziej nie miałby teraz sił. Ani odwagi.
      — Powinieneś wypierdolić go w końcu z zespołu, widziałeś co mi zrobił? — zaczął Marcus od razu, jak tylko oddalili się od reszty na wytaczającą odległość. — Nie dość, że spierdolił wczorajszy koncert, to w dodatku jest agresywny, co za chory pojeb... — mamrotał wciąż, pocierając obolałą szczękę.
      — Naprawdę to ty go sprowokowałeś?
      — Co? Nie... jezu, no chwyciłem go za ramię, ale kurwa, to nie była żadna prowokacja. Chyba nie powiesz mi, ze bierzesz stronę tego gnojka?
    William milczał, patrząc tylko na starszego kolegę tym przenikliwym wzrokiem. Po tym co zaszło wczoraj w żadnym wypadku nie brał strony Foxa, ale ta sytuacja... Czuł się jej poniekąd winny. Podczas wczorajszego występu nie tylko perkusja zjebała, on sam nie był lepszy i na samą myśl przechodziły go ciarki wstydu; że dopuścił do takiej sytuacji i pozwolił Oscarowi doprowadzić się do tak żałosnego stanu.
      — Wczoraj... to nie była tylko wina Oscara. Ja też zjebałem.
      — Ale on opóźnił cały występ! Poza tym...
      — Marcus, przestań. Po prostu... przestań — powiedział, tym razem ledwo patrząc mu w twarz. — Przepraszam cię za wczoraj, naprawdę. Nie tak to powinno wyglądać, spierdoliliśmy po całej linii. Moje spięcie z Oscarem nie powinno mieć wpływu na koncert...
      — Ale to ty jesteś liderem, Will! — Lider drugiego zespołu przerwał mu, chwytając z przejęciem za jego ramiona. — Jeśli koleś sprawia problemy, to się z nim nie użeraj, tylko go zwyczajnie wypierdol i tyle. To twój zespół.
      — Właśnie, mój zespół... Marcus, jestem wdzięczny za całą twoją pomoc, ale pozwól, że sam zajmę się sprawami mojego zespołu.
    Rozmawiali jeszcze chwilę, nim William był w stanie przekonać Marcusa, że jest w stanie samodzielnie ogarnąć grupę. A właściwie jednego jej członka.

    Po około dwudziestu minutach wrócili. Po ich minach trudno było wywnioskować czy rozmowa przebiegła dobrze czy źle, ale przynajmniej nikt więcej nie dostał w mordę. Will dołączył do swojego zespołu, unikał jednak patrzenia na kogokolwiek.
      — Idziemy — rzucił cicho, samemu kierując się w stronę wynajętego przez nich autokaru, zupełnie ignorując pytające spojrzenia swojej grupy.
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Besatt Sro 07 Sie 2019, 19:27

    To nigdy nie nabrałoby takiego rozmachu, gdyby zasłużoną lepę na ryj Marcus przyjął jak dojrzały mężczyzna. Rozeszliby się w zgodzie, bo Oscar nie miał zamiaru rozkręcać bójki. Nawet o tym nie pomyślał. Walka zrobiła się nierówna w momencie, w którym perkusista z infantylnym tryumfem przycisnął przeciwnika do asfaltu. Jednocześnie wyobrażał sobie, jak to komicznie musiało wyglądać, gdy ta ciota przez pół trasy próbowała podbijać do Berry'ego, ale mniejsza. Tak czy inaczej, kiedy poziom adrenaliny w organizmie Foxa sięgnął zenitu, czuł się najlepiej na świecie. Jak kurwa nigdy w życiu. Nawet jeśli krew spływająca z rozciętego łuku brwiowego utrudniała widzenie. Uśmiechnął prowokacyjnie się do swojego, jak mniemał, nowo nabytego oficjalnego wroga, a Natalie od razu dopadła go z paczką chusteczek i swoją typową umoralniającą śpiewką. Pogada i przestanie, ale widok Marcusa z porażką wypisaną na twarzy był tego wart.
      — Musimy rozmawiać częściej — stwierdził rozbawiony tłumaczeniami poobijanego kolesia, kiedy ruda z pomocą Toma przekonała go w końcu do rezygnacji z prymitywnych sposobów rozwiązywania problemów. Splunął krwią na ziemię i bez przesadnej wdzięczności przyjął od dziewczyny jedną chustkę. Oparł się o czarną blachę auta, której poranne słońce nie zdążyło jeszcze nagrzać. To była wyjątkowa chwila, bo Fox nigdy nie zaatakowałby mężczyzny bez powodu, a teraz pretekst dostał jak na dłoni. Normalnie z czystej ciekawości zastanawiał się, co w tej chwili Marcus opowiadał Willowi w swojej obronie. Fox oczywiście mógł być wewnętrznie przekonany, że jedynie odwdzięczył się za tę wiązankę obraźliwych tekstów. Mógł udawać, że znad ramienia rudej nie obserwuje pełnej emocji wymiany zdań pomiędzy liderami zespołów, z której kurwa nie mógł nic usłyszeć, bo jego dziewczyna brzęczała coś pod...
      — Oscar! — Natalie machnęła dłonią przed oczami swojego chłopaka.
      — Co? — Spojrzał na nią.
      — Słuchasz mnie?
      — No. Tak, tak słucham.
      — To o czym mówiłam?
      — Że... — mruknął, próbując wymyślić coś na poczekaniu, ale wtedy Will nieświadomie uratował go przed niebezpieczeństwem. Kiedy się pojawił, nikt już o nic nie wypytywał i w takiej grobowej atmosferze wsiedli do busa.

    Mieli przed sobą dobry kawał drogi, bo ostatni koncertowy przystanek, a zarazem spektakularną porażkę zaliczyli w Glasgow. Według szacunków Monteza, z którym zespół porozumiewał się praktycznie na migi, do przejechania mieli 7 godzin i to tylko wtedy, gdy cudem ominą korki. Nikt na to nie liczył, a więc dotrzeć powinni dopiero w nocy. Osobliwa żałoba dosięgnęła nawet Alexa, który odzywał się wyłącznie wtedy, gdy już nie mógł znieść ciszy. A wszystko zdawało się kręcić wokół Oscara i Willa, bo gdy jeden z nich na postojach oddalał się od grupy, wśród przyjaciół robiło się odrobinę swobodniej. Sprawa była o tyle dziwna, że nawet jeśli wcześniej kłócili się o najmniejsze głupoty, to... właśnie. Kłócili się, a nie unikali jak ognia. Fox z siedzenia na końcu busa zdecydowanie zbyt często obserwował tył głowy i ramię Willa, a kiedy brunet spoglądał w bok, momentalnie odwracał wzrok, zawieszając go na wybitnie ciekawych zasłonkach albo ekranie małego laptopa rudej. Słońce powoli zachodziło, mieli przed sobą jeszcze szmat drogi, a Oscar miał już dość wszelkich podróży do końca życia.
      — A wiecie, że ktoś wrzucił na fanpage zdjęcie Willa? — rzucił obojętnym tonem Alex. — Wow, nawet z zaskoczenia dobrze wyszedłeś. Normalnie robisz się sławny. To jest chyba palarnia w tamtym klubie, nie? — Dwoma kciukami przybliżył niewyraźną fotografię.  — Ty siedzisz komuś na kolanach?
      — Alex, na chuj nam ten fanpage? — zapytał Tom. Nie ukrywał, że obdzieranie się z prywatności nie było jego największym marzeniem, chociaż przy rosnącej rozpoznawalności to było trudne.
    Niebieskowłosy dzieciak, który był całkowicie uzależniony od telefonu, mało pamiętał z tamtej nocy. Nagle uśmiechnął się dziwnie i podstawił ekran telefonu pod twarz siedzącego obok niego lidera.
      — Ej, to jest Oscar?
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Pon 12 Sie 2019, 02:36

    William naprawdę zamierzał z nim porozmawiać, tylko... nie teraz. Wiedział, że od tego nie ucieknie, napięta atmosfera w busie dobitnie mu o tym przypominała, ale mimo wszystko nie mógł się przemóc by choćby spojrzeć na Oscara, a co dopiero z nim rozmawiać. Zresztą, wciąż nie był do końca pewny co tak właściwie chciałby mu powiedzieć, dlatego odwlekał nieuniknione jak tylko mógł.
    W trakcie jednego postojów na jedzenie, Will skończył przy jednym stole z Alexem i Tomem, w trakcie kiedy Nat i Fox zniknęli cholera wie gdzie.
    Niebieskowłosy nie wiedzieć czemu, bardzo się ożywił i zaczął nawijać jak katarynka. William tak się przez to zamulił, że w pewnym momencie słowa Alexa wlatywały mu jednym uchem, a wylatywały drugim.
      — Och, serio? — powiedział beznamiętnie, zupełnie niezainteresowany tematem. — Jaka palarnia, byliśmy w tylu klubach...
      — Ty siedzisz komuś na kolanach?
    W tym momencie William zamarł. Bo oczywiście byli w wielu klubach, odwiedzili dziesiątki palarni, ale tylko w jednej macał się z Foxem na krześle. Że też ktoś akurat wtedy musiał zrobić im zdjęcie. Kurwa.
      — Co ty mówisz, pokaż... — zaczął, udając zupełnie nieprzejętego.
      — Ej, to jest Oscar?
    Drobna łapa Alexa latała dziwnie na boki, dlatego Will zwyczajnie zabrał mu telefon. Zamrużył oczy, wnikliwie przyglądając się zdjęciu i zaraz sam dwoma palcami przybliżył sobie obraz. Zdjęcie nie było powalającej jakości, ale wystarczającej żeby rozpoznać znajdujące się na nim osoby. Brązowe kudły Oscara były nie do pomylenia z niczym innym, dlatego oczywistym stało się na czyich kolanach siedział Will. Przeszły go zimne dreszcze, bo ostatnim czego teraz potrzebowali to inby o jakieś cholerne zdjęcie sprzed trzech tygodni.
      — Oscar? — zainteresował się nagle Tom, wstając z miejsca, żeby zza ramienia przyjaciela zerknąć na ekran telefonu. — Ej, faktycznie, co wy tam robiliście? — zaśmiał się blondyn, wyrywając telefon z ręki Willa. — A myślałem, że to ja byłem wtedy najebany.
      — Chyba siedzieliśmy, nie wiem? — Berry nadal starał się zgrywać wyluzowanego, bo wiedział, że to jedyne co mu zostało, jeśli chcieli wybrnąć z tej sytuacji cało. — Może to był zakład o coś? Nie wiem, już nie pamiętam. Serio to taka sensacja?
    Niewiele myśląc, sięgnąć dłonią w stronę chudego brzucha Alexa i pociągnął go w swoją stronę; chłopak zajęty był próbą odzyskania od Toma telefonu, dlatego zaskoczony niewiele mógł zrobić i opadł lekko na kolana Williama.
      — No i zobacz, teraz ty siedzisz na moich kolanach, stało się coś wielkiego?  
    Alex przewrócił tylko oczami i zaraz wstał, na powrót opływając w scrollowaniu strony. I kiedy temat wydawał się już zamknięty, nagle basista zaśmiał się głośno.
      — Co tym razem?
      — Dalej tamto zdjęcie... haha, jakieś laski w komentarzach kłócą się czy Oscar jest z Nat, czaicie.
    Ale nim Will zdążył po raz kolejny zbyć durne teksty Alexa, dosłownie znikąd pojawiła się ich zespołowa parka.
    Idealne, kurwa, wyczucie.
      — Co jest, skąd takie ożywienie? — zapytała od razu ruda, wyczuwając, że może to być dobry moment na przerwanie tej farsy jaka odwalała się w ich grupie.
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Besatt Pon 12 Sie 2019, 22:46

    Dziewczyna z uśmiechem zbliżyła się do zgromadzonego przy stoliku towarzystwa, a metr za nią w powolnym tempie przywlókł się też Fox.
      — Jak tam wasz związek, Nat? — zapytał Alex. Wstał i z własnej woli ponownie usiadł na kolanach Willa, obejmując go jednym ramieniem za szyję. Skoro chłopak nie miał nic przeciwko, to basista zrobił miejsce dla nowoprzybyłych.
      — Świetnie, a skąd ta troska? — zapytała i zerknęła na ekran telefonu. Od razu porwała go do ręki. Oscar zmarszczył brwi i objąwszy dziewczynę w pasie, nachylił się nad jej ramieniem. A kiedy dostrzegł już źródło rozbawienia reszty zespołu, spojrzał krótko na bladego Willa. Sytuacja nie mogła być tak patowa, na jaką wyglądała. Z wszystkiego można wybrnąć.
      — Nie pomyliło ci się coś, Will? — zaśmiała się, ale brzmiała oskarżycielsko. Machnęła telefonem, a Alex w ostatniej chwili zdążył go złapać, zanim ten upadłby na podłogę. — Oscar?
      — Hm? Pełno ludzi było — odparł, siląc się na obojętność. Tylko spokój mógł ich uratować. Przecież nie ruchali się na tym zdjęciu. — To było ostatnie wolne miejsce.
      — Prędzej byście się o nie pobili, niż poszli na taki kompromis — zaśmiał się Alex z dziwną satysfakcją. Tak, jakby w liderze po kryjomu znalazł kozła ofiarnego. Idealnego na zatuszowanie własnych małych grzechów. Wcale nie ułatwiał oskarżonej stronie zadania i tylko zerkał co chwilę na Willa, jakby z całej dramy miał niezły ubaw.
      — Poza tym wszyscy stoją i żyją — dodała ruda.
      — Berry szybko się męczy — odpowiedział Oscar, zbywając dalsze głupie analizy i nawet jeśli nie wyglądał na przejętego, to czuł się tak, jakby ktoś przyłożył mu nóż do gardła.— Zastanów się Nat. Gdybym chciał zmacać jakiegoś kolesia, to Alex byłby łatwiejszym celem.
    Machnął dłonią w stronę najmłodszego członka zespołu, który nic sobie nie robił z faktu, że dalej siedzi na kolanach Willa. Oscar całkiem sprawnie odbił piłeczkę i z uśmiechem patrzył, jak zaczepna mina chłopca powoli rzedła.
      — Ja? — prychnął. — Chciałbyś.
    Zakłopotany dziwnie trafnym komentarzem uniósł dłonie i schował twarz za ekranem telefonu. Chyba myślał, że nikt nie zauważył wypieków na jego buzi.
      — To jeszcze tego nie zrobiłeś? — wtrącił Tom, więc argument okazał się trafnym. Korciło go, aby rzucić podobnym żartem już wcześniej, ale nie wiedział, czy wypada. A skoro Fox sam robił sobie z tego jaja...
      — Jeszcze nie — parsknął Oscar i objął dziewczynę mocniej. Wbrew protestom niósł ją nieznacznie ku górze i odstawił na ziemię dopiero wtedy, gdy odwrócili się przodem do busa. Musiał koniecznie urwać tę rozmowę. — Wracamy, bo Montez odjedzie bez nas. No, już...
      — Alex! Próbujesz odbić mi faceta?! — zaśmiała się dziewczyna. Chwyciwszy swojego chłopaka za przedramiona próbowała uwolnić się z uścisku i odwrócić jeszcze w stronę reszty zespołu, kiedy Oscar prowadził ją w stronę busa. Chyba nie brała tego wszystkiego na poważnie.
    Dziwnym, ale skutecznym sposobem Fox odwrócił uwagę zespołu od Willa, bo chyba wszyscy zdążyli zauważyć, że Alex miał dziwną słabość do ich perkusisty, chociaż nikt nie dociekał, jakiej natury była to słabość. A Will? Kto by w to uwierzył? Will prędzej zamordowałby chłopaka swojej przyjaciółki, niż próbował go odbić.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Nie 01 Wrz 2019, 15:00

    Willliam siedział z tym Alexem na kolanach, nie mogąc nadziwić się temu co się właśnie odpierdala; chyba dopiero teraz docierało do niego, że przez to cholerne zdjęcie naprawdę mogli zostać odkryci. Bo faktycznie, takie spoufalanie się nie było do nich podobne, szczególnie biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia. To było po prostu dziwne.
    Już nie wspominając o tym, że ich relacja wtedy, a w obecnej chwili... Will sam nie wiedział do czego to przyrównać, pierwszy raz w swoim życiu wplątał się w coś podobnego.
      — Naprawdę, robicie gównoburzę o nic. — Tymi słowami Will skiwitował całą tę niedorzeczną rozmowę, nie zamierzając dodawać nic więcej na swoją obronę. Oscar resztą skutecznie odwrócił uwagę, znęcając się nad biednym Alexem, który próbował jeszcze zaprzeczać cicho pod nosem, ale jego mina i tak mówiła wszystko. W obecnej chwili lider nie miał jednak dla niego ani trochę współczucia, kiedy ten gnojek siedząc mu na kolanach, miał jeszcze czelność podburzać Natalie. Will odrzucił szybkim spojrzeniem jego czerwoną twarz, nim z cichym westchnięciem poklepał basistę po niebieskich włosach i bezcermomialnie zrzucił go ze swoich kolan.
      — Ej, co jest?!
      — Nie ma siedzenia dla ladacznic, które wyrywają zajetych facetów — rzucił, nawet lekko się przy tym uśmiechając (nie, on sam wcale nie był kimś takim).
    Mina mu jednak na powrót zrzedła kiedy wstał i spojrzał przed siebie. Jego wzrok od razu napotkał Foxa, na którego wcześniej starał się w ogóle nie patrzeć, ale tym razem przyjrzał mu się uważnie. Jemu i Nat. Jak trzyma ją w mocnym uścisku, niczego nieświadomą i ufną. Mimo, że o sytuacji dnia poprzedniego usilnie starał się zapominać, w jego głowie mimowolnie pojawiła się ta jedna, natrętna myśl — czy przy rudej Oscarowi też potrafiło tak odbić? Czy mógł być wobec niej agresywny? Czy...
    Potrząsnał głową, kiedy zorientował się, że jego mysli idą w niewłaściwym kierunku. O czym on do cholery myślał?
    Zaraz cały zespół z powrotem załadował się do autokaru i ponownie ruszyli w drogę, wciąż w dziwnej, ale chyba lżejszej niż wcześniej atmosferze. Do Londynu dojechali dopiero wieczorem. Obyło się bez żadnej imprezy na koniec, bo mimo, że trasa ogólnie poszła im dobrze, wydawało się, że nie mają czego świętować.

    Próba z omówieniem trasy miała odbyć się w poniedziałek, dlatego Natalie zdziwiła się, kiedy niedzielnego popołudnia niespodziewanie napisał do niej William, z propozycją spotkania. I rozmowy. Oczywiście zgodziła się. Już od dłuższego czasu ich relacja była inna niż wcześniej, widocznie się od siebie oddalili, ale ostatnio Nat wyczuwała pomiędzy nimi jakieś dziwne napięcie.
    Co prawda umówiła się już z Oscarem, ale godzinka później go przecież nie zbawi.
      — Hej kocie, wpadniesz jednak o osiemnastej? Will coś chce pogadać, nie wiem o co chodzi, ale chyba bardzo mu zależy. W porządku?
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Besatt Nie 01 Wrz 2019, 19:52

    Niefortunne, wspólne zdjęcie nie nastręczyło Oscarowi tylu problemów, ilu mógłby się spodziewać. Naturalnie stało się źródłem wielu durnych teorii spiskowych wśród fanów ich muzyki, ale bądźmy szczerzy; nie mieli aż tylu odbiorców, aby przejmować się głupimi plotkami. Nawet jeśli Alex niezdrowo podniecał się każdym nowym obserwatorem. Ludzie pogadają i zapomną.

      — Mhm, siema — rzucił, widząc w progu łysego, wysokiego na dwa metry kolesia. — Wejdź.
    Fox uwielbiał niedziele. Rozpoczynające się po południu i wolne od zbędnych aktywności. Pomimo wyjątkowej wizyty stałego klienta, którego ilość kolczyków na ciele powoli zaczynała przypominać średniowieczną zbroję, to był leniwy dzień. Powinien być w idealnym nastroju, bo przecież nie mógł doczekać się powrotu do nudnego, monotonnego życia, a jednak... To kurewsko głupie, że nie mógł wyluzować. Fizycznie czuł się zajebiście, ale jego świadomość dryfowała poza ciałem i zbyt często myślami skręcała w stronę Berry'ego. Nie widział go od kilku dni. W nieskończoność analizował wszystko, co zrobili... wszystko, co on zrobił i jak bardzo mu odjebało. I chociaż z całych sił próbował wyrzucić z siebie natrętne myśli, to nie był w stanie. Will dalej milczał, a poniedziałkowa próba z pewnością miała wyglądać tak samo. Wolałby dostać w ryj, żeby Berry przynajmniej przestał udawać, że Fox nie istnieje.
    Mężczyzna bez problemu zauważył, że piercer nie był w nastroju na rozmowy, dlatego atmosfera wydawała się sztywna.
      — Stary, to wygląda źle — powiedział Fox, kiedy rozpakowując narzędzia, zerknął na zaczerwienioną okolicę obojczyka klienta. Ten kolczyk założył mu jakiś czas temu. — Migruje. Musimy go najpierw wyjąć.
      — Nie przesadzaj — odpowiedział zdawkowo. — Przyjmie się z czasem.
      — Z czasem, to dostaniesz sepsy... — Szczypce rzucił na metalową tackę, kiedy usłyszał dzwonek. Na co on liczył, zrywając się do tego telefonu jak potłuczony? Że niby zadzwoni do niego ktoś inny niż Natalie albo Alex? Odebrał telefon, chociaż w gumowych rękawiczkach było to utrudnione.
      — Spoko — odpowiedział i spojrzał na klienta. — Tak czy inaczej bym się spóźnił... Will? O czym?
    Potarł nerwowo skroń. To chyba niemożliwe, żeby Berry'emu nagle zachciało się narażać. Ale Natalie powiedziała, że „bardzo mu zależy". Musiał w końcu wyluzować.
      — No dobrze — Zmarszczył brwi i wolną ręką ponownie chwycił za szczypce. — Mhm, ja ciebie też.
    Przeklął pod nosem i rozłączył się, stając nad mężczyzną.
      — Fox — mruknął klient i odsunął się lekko w tył z krzywą miną. — Telefonu dotykałeś.
    O czym ważnym Will chciałby teraz gadać z Natalie? Wrócił na ziemię, spoglądając na kolesia przed nim.
      — Co? Hodujesz zakażenie, a o bhp się o martwisz? — odburknął nieprzyjemnie, ale ściągnął rękawiczki z dłoni, aby wymienić je na nowe. Może uda mu się pojawić u Natalie przed osiemnastą? Tak na wszelki wypadek. Żeby ogarnąć sytuację. Żeby przelotnie na niego spojrzeć.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Sro 04 Wrz 2019, 03:30

    William starał się nie myśleć o wydarzeniach z ostatnich dwóch dni trasy, jednak pomimo usilnych prób, nie mógł wyrzucić tego z głowy. Było to o tyle dziwne, że zazwyczaj nie zawracał sobie głowy podobnymi rzeczami; wcześniej w ogóle był skupiony tylko na muzyce i nic poza tym go nie interesowało. A teraz? Siedział pół dnia zawinięty w koc, nie mogąc zebrać własnych myśli. Nawet gra na pianinie nie pomogła, a pomagała zawsze. Musiał coś z tym zrobić, tylko nie wiedział co.
    Po kolejnych dziesięciu minutach bezczynnego leżenia i gapienia się w sufit, chwycił w końcu za telefon. Nie zastanawiał się ani chwili wybierając numer Natalie. To był impuls.
    Było to doskonale widać kiedy po pół godzinie stał pod drzwiami przyjaciółki. W dresie, z podkrążonymi oczami i rozczochranymi włosami, zastanawiał się co on najlepszego robi. Czy rozmowa z Nat to był na pewno dobry pomysł? Nie zdążył się jednak rozmyślić, bo po chwili Natalie otworzyła drzwi. Dziewczyna zacięła się na moment, spoglądając na Willa z pewnym zdziwieniem; zapewnie nie tylko niespodziewaną wizytą, ale także wyjątkowo marnym wyglądem lidera. Tak żle prezentował się chyba w liceum, po zerwaniu ze swoim pierwszym chłopakiem.
    Natalie nic jednak nie powiedziała, tuszując wszystko lekkim uśmiechem.
    Na początku rozmawiali o jakichś mało znaczących rzeczach, a im więcej czasu mijało, tym atmosfera robiła się coraz dziwniejsza, bo oboje wiedzieli, że nie to było celem ich dzisiejszego spotkania. Ruda w końcu nie wytrzymała, biorąc do rąk kubek i siadając na łóżku obok Berry'ego
      — Will, co jest? Bo chyba nie przyszedłeś plotkować o nowym chłopaku Dani? Nawet jej nie lubisz.
    Brunet zamilkł na chwilę, niespiesznie popijając swoją kawę. Spojrzał w końcu na Natalie, nie wytrzymał jednak długo jej spojrzenia.
      — Tak po prostu chciałem pogadać, wiesz, ten ostatni koncert, spina z Marcusem... — mówił, zwinnie omijając temat; bo chociaż sprawy te również były ważne, nie martwiły go nawet w połowie tak bardzo jak sytuacja z Oscarem.
      — O to chodzi? Słuchaj, nic już na to nie poradzimy. Poza tym, to był jeden słabszy koncert na tyle udanych, nie zadręczaj się tak.
      — No i Oscar.
      — Co z nim? — zapytała Natalie, marszcząc brwi. — Chcesz wywalić go z zespołu? — Nawet jeśli wcześniej sama wspominała coś podobnego perkusiście, teraz, kiedy do tego faktycznie mogło dojść, poczuła w gardle gulę niepokoju. Chyba zdążyła się już przyzwyczaić do obecności swojego chłopaka na próbach i koncertach.
      — Nie. Nie wiem. Jak on się ostatnio zachował, tak po prostu rzucił się na drugą osobę.
      — Byłam tam, Marcus go sprowokował.
      — Nawet jeśli, Natalie, nie jest to trochę dziwne? No wiesz — zaczął ostrożnie, już widząc jak twarz przyjaciółki wykrzywia się w grymasie niezadowolenia.
      — Co wiem? Do czego zmierzasz, Will?
      — No, jesteś z nim... — zaciął się na moment, bo po tym co wydarzyło między nim a Oscarem, wyjątkowo trudno przechodziło mu to przez gardło. — Nie zauważyłaś... No czy Oscar często zachowywał się w ten sposób? Agresywnie? Czy na przykład w stosunku do ciebie...
      — Przestań! — przerwała mu nagle Nat. — Teraz już wiem o co ci chodzi i to jest idiotyczne. Naprawdę, to o tym chciałeś porozmawiać? Oscar może jest czasem impulsywny, ale nie ma żadnego problemu z agresją jak mogłeś tak pomyśleć? I serio, co cię nagle obchodzi mój związek? — rzuciła, nerwowo zaciskając palce na kubku. — Zresztą, zaraz się z nim widzę, więc jeśli to wszystko, to chyba koniec rozmowy.
    Berry już żałował, że zaczął ten temat, nie powinien był rozmawiać o tym z Natalie. Ale jeśli nie z nią, to z kim? W końcu była jego przyjaciółką... tylko czy on był jej przyjacielem? Czy po tym co zrobił do tej pory dalej, dalej mógł nazywać się w ten sposób? A może to było dobry czas, żeby naprawić swoje błędy?
    Teraz nie było jednak na to czasu. Ostatnim czego Will chciał było spotkanie Oscara, dlatego dość szybko dopił resztki zimnej już kawy.
     — Może masz rację, przepraszam — zaczął, ale jakoś tak bez przekonania i powoli podniósł się z miękkiego materaca — Na mnie faktycznie już czas. Widzimy się jutro.
    Rozchodzili się w dość napiętej atmosferze, dlatego nikt nie przeciągał pożegnania. Will chwilę później już przemierzał kolejne stopnie w dół, pokonując piętro za piętrem. Zamyślony, z upuszczoną głową schodził właśnie ostatnimi schodami, kiedy niespodziewanie wpadł na coś twardego. A raczej na kogoś. Nie wiedział nawet kiedy poleciał do tyłu.
     — Przepraszam, nie patrzyłem gdzie... — mówił nieprzytomnie, ale zamarł kiedy podniósł głowę i zobaczył nad sobą Foxa.


    Ostatnio zmieniony przez Verde dnia Nie 08 Wrz 2019, 01:00, w całości zmieniany 1 raz
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Besatt Sob 07 Wrz 2019, 20:35

    Kiedy dotarł pod blok, w którym mieszkała ruda, wzrok miał nieobecny. Automatycznie wpisał kod, który pamiętał nawet lepiej niż datę urodzin dziewczyny i pchnął drzwi. Koleś z burzą ciemnych włosów wybudził go z transu dopiero na pierwszym piętrze, gdy niespodziewanie wpadł na perkusistę z impetem.
      — Ech, cholera — syknął i chwycił chłopaka za przedramię, aby ten nie poleciał do tyłu na schody. Z opóźnieniem ogarnął, że kolizję zaliczył z nikim innym, jak z Berrym... Stety lub nie. — Sorry, nie widziałem cię. Byłeś u Natalie?
    Kurwa, a u kogo mógłby być? Już miał ochotę zdzielić się za inteligentne pytanie, ale zaraz otrzymał zdawkową odpowiedź, po której Will wyminął go sprawnie, ograniczając ich kontakt wzrokowy do minimum. Teraz albo nigdy.
      — Poczekaj! — zawołał, zanim brunet zdążył się ulotnić przez drzwi. — Jutrzejsza próba kończy się o piątej. Pomyślałem... — Jego głos załamał się dziwnie. — Chciałbym to wyjaśnić.
    Jedną dłonią oparł się o poręcz schodów, aby przynajmniej zgrywać wyluzowanego. Miał nadzieję, że Will nie zajarzył, jak bardzo zestresowała go ta krótka wymiana zdań. Pierwsza od ponad tygodnia.
      — Jakby... Ty się męczysz, ja się męczę, to znaczy... — westchnął zrezygnowany. Nie tak to miało brzmieć. Sam nie wiedział, co chciał Willowi przekazać. — Nie chodzi o mnie. Mówiąc, że chciałbym to wyjaśnić, miałem na myśli wszystko. Dosłownie wszystko. Najlepiej jutro. Możesz zostać chwilę dłużej?
    Pozostało pytanie, czy Will zdołał zrozumieć przynajmniej część z jego bezsensownego wywodu. Nie miał teraz czasu na tłumaczenie, bo Natalie z pewnością usłyszała męskie głosy na klatce i lada chwila wyjrzałaby na zewnątrz.
    Verde
    Verde
    Prime Daemon

    Punkty : 1744
    Liczba postów : 450
    Wiek : 28

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Verde Pon 09 Wrz 2019, 19:16

    William mimo usilnej chęci ucieczki przez drzwi, z jakiegoś powodu jednak się zatrzymał i niepewne zerkając na Oscara, słuchał tego co ten próbuje mu powiedzieć.
    W pierwszej chwili Berry miał ochotę wyrzucić, że przecież nie mają o czym rozmawiać, ale nawet on sam wiedział jak wielkie byłoby to kłamstwo. Nie tylko mieli o czym rozmawiać, ale oni powinni porozmawiać. Obecna sytuacja prowadziła tylko i wyłącznie do rozpadu zespołu, a tego czy chce wywalić Foxa, Will wciąż nie był pewny. Tak samo tego, czy jest gotów na podobną rozmowę już jutro.
    Dlatego milczał, tylko raz odważając się na zerknięcie w zielone oczy szatyna, który... o dziwo wydawał się równie poruszony jak on sam. I całkiem inny niż wtedy, przed koncertem w tej nieszczęsnej garderobie. W ogóle, sprawiał wrażenie innej osoby. Will złapał się nawet na myśli, że to może on wszystko wyolbrzymia? Może to on szukał dziury w całym?
      — Nie wiem, może — wypalił, jednocześnie chwytając za klamkę drzwi. — Dam ci znać.
    I wyszedł.
    Być może, ta w pewien sposób skruszona poza Foxa wpłynęła jakoś na Willa, skoro ten kategorycznie nie odmówił.

    Tylko Will nie odezwał się późnej do Oscara, ani wieczorem, ani też kolejnego dnia. Spotkali się dopiero na próbie, gdzie lider zachowywał się jakby do ich przypadkowego spotkania wcale nie doszło. Zmieniło się tylko tyle, że brunet nie ignorował już tak bardzo Foxa jak wcześniej. Można było to nazwać całkiem neutralnym zachowaniem w porównaniu do tego co działo się na trasie.
    Czas na rozmowy przypadł na koniec próby. Zagrali właśnie ostatnią piosenkę i Will, chcąc mieć to już za sobą, przeczesał lekko wilgotne włosy za ucho i odwrócił się do reszty zespołu.
      — Ktoś chce zacząć? Tom? — zapytał z lekko wymuszonym uśmieszkiem, zupełnie jakby chciał w ten sposób rozładować atmosferę.
      — Ja? Ja nie mam sobie nic do zarzucenia. Niech Alex tłumaczy się dlaczego w "zero" gubi rytm pod koniec ostatniej zwrotki — wyszczerzył się blondyn, będąc w towarzystwie jedyną, w pełni wyluzowaną (i nie zamieszaną w nic) osobą.

    Sponsored content

    Lies Kill Slowly - Page 10 Empty Re: Lies Kill Slowly

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Wto 07 Maj 2024, 21:47