Bal. Rozświetlona licznymi żyrandolami i kinkietami sala. Ciężkie zasłony opadające w dół wysokich ścian. Kolorowe stroje rozrzucone po całym pomieszczeniu. Hałas. Muzyka. Rozmowy.
Stojący z boku ciemnowłosy mężczyzna wpatrywał się w otoczenie z rezygnacją. Starał się wyszukać pośród licznych twarzy kogoś wyglądającego… Interesującego. Kogoś, kto również poszukuje towarzystwa, czując obco w tutejszym otoczeniu.
Już po kilku minutach wyłapał co najmniej kilka takich osób, uśmiechając lekko pod nosem. To, że był dobrze ubrany, że wyglądał, jak ktoś z ich sfer, było… Jedynie iluzją. Całe dzieciństwo spędził pracując jako służący podobnego im paniczyka, ucząc zachowania i mowy tego typu ludzi. Ucząc, jak być jednym z nich. Jak wtopić w otoczenie. Nie wyróżniać. Jak stać się taki, jak ci ludzie. Wyuczone umiejętności wielokrotnie przydały mu się później, gdy zaczął dorastać i wyrzucono go na bruk. Żył z drobnych kradzieży. Z dnia na dzień. Często zmieniając miejsce „łowów”, czy nawet miasto. Starał się zwędzić coś i uciec, zanim ofiara zdąży to zauważyć.
Czy był w tym dobry? Sam wychodził z założenia, że był raczej przeciętny, jednak dawał sobie radę na tyle, ale nie przymierać głodem. Unikał kłopotów, jak ognia. Nauczył się szybko biegać i kiedy widział, że podchodzi do niego ktoś wyglądający na problematycznego – lub grupa takich osobników – zazwyczaj zmieniał kierunek i ulatniał się czym prędzej. Zwłaszcza w ciemnych zaułkach.
Teraz ostrożnie ruszył przez salon, zbliżając do czerwonowłosej kobiety, wyglądającej przez okno. Ukłonił się przed nią grzecznie, przywitał i przedstawił, wyciągając przed siebie dłoń, następnie zamienił z nią kilka słów, racząc zmyślonymi historyjkami oraz komplementami, niepostrzeżenie zsuwając jej bransoletkę. Pożegnał się po kilku minutach, łup chowając w kieszeni, zmierzając do kolejnego celu.
Stojący z boku ciemnowłosy mężczyzna wpatrywał się w otoczenie z rezygnacją. Starał się wyszukać pośród licznych twarzy kogoś wyglądającego… Interesującego. Kogoś, kto również poszukuje towarzystwa, czując obco w tutejszym otoczeniu.
Już po kilku minutach wyłapał co najmniej kilka takich osób, uśmiechając lekko pod nosem. To, że był dobrze ubrany, że wyglądał, jak ktoś z ich sfer, było… Jedynie iluzją. Całe dzieciństwo spędził pracując jako służący podobnego im paniczyka, ucząc zachowania i mowy tego typu ludzi. Ucząc, jak być jednym z nich. Jak wtopić w otoczenie. Nie wyróżniać. Jak stać się taki, jak ci ludzie. Wyuczone umiejętności wielokrotnie przydały mu się później, gdy zaczął dorastać i wyrzucono go na bruk. Żył z drobnych kradzieży. Z dnia na dzień. Często zmieniając miejsce „łowów”, czy nawet miasto. Starał się zwędzić coś i uciec, zanim ofiara zdąży to zauważyć.
Czy był w tym dobry? Sam wychodził z założenia, że był raczej przeciętny, jednak dawał sobie radę na tyle, ale nie przymierać głodem. Unikał kłopotów, jak ognia. Nauczył się szybko biegać i kiedy widział, że podchodzi do niego ktoś wyglądający na problematycznego – lub grupa takich osobników – zazwyczaj zmieniał kierunek i ulatniał się czym prędzej. Zwłaszcza w ciemnych zaułkach.
Teraz ostrożnie ruszył przez salon, zbliżając do czerwonowłosej kobiety, wyglądającej przez okno. Ukłonił się przed nią grzecznie, przywitał i przedstawił, wyciągając przed siebie dłoń, następnie zamienił z nią kilka słów, racząc zmyślonymi historyjkami oraz komplementami, niepostrzeżenie zsuwając jej bransoletkę. Pożegnał się po kilku minutach, łup chowając w kieszeni, zmierzając do kolejnego celu.