by Valye Sob 19 Sty 2019, 13:47
Kiedy Dawson otwarcie obraził przy nim Josha, Val uniósł lekko brew, nie za bardzo wiedząc czy jest się czemu dziwić, bo przecież to co wykonywał on, było nadzorowane przez Briana, więc równie dobrze Joshua mógł skrytykować też i jego pracę, jego niedopilnowanie czy cokolwiek, na co mógłby narzekać. Jednak z niechęcią musiał przyznać, że cieszył się z tego, że Brian stanął murem za jego pracą. I nie obchodziło go to, z jakiego powodu to zrobił. Po prostu go to cieszyło. Szlag.
Kiedy jego przełożony stwierdził, że nie ma opcji żeby Val z tym zdążył, już chciał bez namysłu, uparcie rzucić, że owszem, zdąży, ale jakoś tak wnioskując po minie Briana i jego złym nastroju (tym razem wyjątkowo nie popsutym przez Vala, chociaż, kto go tam wie…) doszedł do wniosku, że to może jednak nie jest najlepszy pomysł występować przed szereg w takiej sytuacji. Znowu nerwowo drapiąc się po szyi (do cholery, jak on nienawidził tego nawyku) powiódł za wzrokiem Briana na swoje stanowisko, lustrując dokładnie znajdujący się na nim sprzęt. Co prawda w jego mieszkaniu też pracowało mu się komfortowo na jego wyposażeniu, w dodatku był tam sam ze swoją muzyką, ze samym sobą i bez żadnych ograniczeń mógł pracować w jakiej tylko pozycji mu się zamarzyło, ale skoro szef sugerował coś innego… naprawdę nie miał ostatnio ochoty na kłótnie z nim.
– Ok. – kiwnął głową z wyraźnym zrezygnowaniem i poddaniem. Przynajmniej próbował. – Więc… – zawiesił się na moment, wpatrując się w swój monitor i odezwał się po naprawdę kilku długich sekundach. – Z dwie osoby by się przydały. – Cholera, zrobiłbym to sam. – I te klucze też, chyba będę musiał czasami zostać. Albo nawet dziś. – zachowując się trochę tak, jakby zapomniał o obecności Briana, podparł głowę na dłoni i przechylił ją lekko w bok, krzywiąc się do swojego komputera. – Mhm, dopisz mnie tam. – mruknął i raz jeszcze zaczął przeglądać wszystko to, co kompletnie nie spodobało się Joshowi.
Reszta dnia minęła mu zaskakująco szybko. Kiedy Brian przysłał do niego osoby, które miały mu pomóc, większość czasu poświęcił na przedyskutowaniu z nimi wszystkiego, wyjaśnieniu im co właściwie od nich oczekują i starając się jednak nie zostawiać sobie wszystkiego, podzielił w miarę sprawiedliwie pracę i zajął się swoją działką. Nawet się nie obejrzał, a wszyscy zadowoleni z końca dnia, zaczęli zbierać się do wyjścia. Val natomiast z cichym westchnieniem zatopił się w pracy, chcąc jak najszybciej sprężyć się z tym co postanowił dzisiaj skończyć. A nie chcąc wychodzić na jakiegoś debila, który uwielbia siedzenie po godzinach, nie zajęło mu to więcej niż godziny.
Następnego dnia nastawił się na ostry zapierdol i nie ma zmiłuj. Strasznie świerzbiło go to, kiedy Brian tak "obronił" go przed Joshem. Nie rozumiał co go tak zdenerwowało i zirytowało, nie chciał wiedzieć, ale jakiś paskudny, zdradziecki głos w głowie szeptał mu ciągle, że nie zrobił tego tylko z powodu pracy. Co za naiwny głos.
Tego dnia, mimo swojego małego postanowienia, był z pracą w dupie. Nieco wytrącało go ze skupienia ciągłe sprawdzanie, czy przydzieleni mu do pomocy graficy idą w dobrym kierunku, przez co niestety nie pracował dzisiaj tak szybko jak tego chciał, dlatego też kolejny dzień z rzędu zapowiadało się na dłuższy dzień. Znacznie dłuższy. Cóż, przynajmniej będzie sam... albo i nie. Odprowadzając wszystkich spojrzeniem do drzwi i żegnając się z każdym, naliczył tylko cztery opuszczające biuro osoby. A los chciał, że piątą osobą, która coś nie chciała za bardzo ruszyć się z miejsca był Brian. Val w żaden sposób nie skomentował ani nie zareagował na jego dłuższe pozostanie w pracy. Przez naprawdę kilkanaście długich minut zajął się swoją pracą, a przynajmniej starał się zająć tylko pracą, bo tym razem nie mógł pozostać całkowicie obojętny na fakt, że kolejny raz został z Brianem sam na sam. W końcu odsunął się do tyłu żeby móc spojrzeć na swojego milczącego kompana i ignorując inny głos, który dobitnie powtarzał mu, że ma tu pracować, a nie szukać znajomości, wyciągnął telefon z kieszeni.
– Hm... jesteś może głodny? – zaczął cicho chcąc zwrócić na siebie uwagę i wskazał palcem na swoją komórkę. – Mogę coś zamówić.