Puścił nagle kark Briana i zadarł głowę, spoglądając w stronę szafki nocnej, którą miał za sobą. Podsunął się wyżej wyciągając mocno rękę i nieco niezdarnie, ze względu na dystans dzielący jego palce od pudełka z prezerwatywami, wydobył w końcu małą foliową paczuszkę i położył ją na łóżku, tuż obok nich.
– Przyda się. – mruknął cicho, nie mając najmniejszej ochoty patrzeć w tym momencie Brianowi w oczy. Tak, cholera, tak. Właśnie sam skazał swój tyłek na problemy i spory dyskomfort. Czując się tym bardzo, ale to bardzo zażenowany, mając na twarzy tą swoją niezadowoloną maskę, która miała ukryć fakt, że jakoś niespecjalnie żałował tej decyzji, zerknął naburmuszony na blondyna. – No co? – sapnął podirytowany widząc to jego spojrzenie i oplótł gniewnie jedno ramię wokół jego szyi, drugą ręką szukając na oślep żelu. Kiedy znalazł butelkę, chwycił ją i podsunął Brianowi pod sam nos. – Bo się rozmyślę. – dodał i nie dając mu czasu na odpowiedź, wpił się zaborczo w jego usta.
I mimo swojego ostrzeżenia, nie rozmyślił się nawet po dłuższej chwili. Nawet kiedy wrócił ten praktycznie odstraszający i zniechęcający go dyskomfort z domieszką bólu, ciągle nie zmieniał zdania, bo rozpierająca go od środka przyjemność i obietnica tego krótkiego, błogiego stanu zbyt go kusiły. Właściwie nie myślał o tym, żeby teraz miał wycofywać się ze swojej decyzji. Ciężko było mu to przyznać w ciszy w swojej głowie, a już nie było w ogóle mowy, żeby miał to powiedzieć na głos, że z facetem było... lepiej. Chyba.
Gdyby miał porównywać wczorajszy wieczór do dzisiejszego, również mógłby pokusić się o użycie tego słowa, lepiej. Może to dzięki temu, że wiedział już czego się spodziewać, że ciało Briana nie wydawało mu się już takie obce i on sam zaczynał się przekonywać do seksu z mężczyzną. A dobre nastawienie to podstawa.
Kiedy Dawson odsunął się od niego po stosunku, który zmęczył chyba ich obu, Val zamknął oczy i nie mając zamiaru ruszać się chociażby o centymetr, zaczął wsłuchiwać się w swój ciągle nierówny, przyspieszony oddech i mocne dudnienie serca w klatce piersiowej. Uwielbiał ten moment ulgi, tego błogostanu, w którym nie przejmował się niczym i leżał odprężony, dopóki jego mózg nie zaczął dawać mu sygnałów, że czas się ruszyć i zająć życiem. Tym razem jednak miał zamiar to zignorować.
Uniósł dłoń i leniwie starł palcami nasienie ze swojego brzucha, zerkając z małym zamyśleniem w bok, na Briana. Może dzisiaj nie powinien po wszystkim udawać, że nic się nie wydarzyło, a on nie istnieje? To i tak nie miało sensu zważywszy na to, że dzielili ten sam pokój.