Kate przechodziła samą siebie, próbując poprawić humor swojemu gburowatemu przyjacielowi. Dwojąc się i trojąc na różne sposoby, odwracała uwagę Vala od Briana i Chrisa, zamykając mu usta alkoholem i jedzeniem, lub wciągając go w rozmowę z kimś, kto nie miał pojęcia o jego relacji z Brianem, by nie miał okazji do marudzenia. A że jedynymi osobami, które wiedziały, że Val sypia z Brianem był oczywiście sam Brian, Val i ona, to szło jej to całkiem sprawnie.
Cóż, a przynajmniej do momentu, kiedy Chris zmaterializował się tuż przed nimi z wyraźną ochotą na przyjacielską pogawędkę.
Kate dałaby uciąć sobie rękę, że aż na własnej skórze poczuła tą negatywną energię wydzielającą się z Vala, dlatego kiedy Chris zerkał z zachwytem na Chicago, musiała dołożyć z łokcia swojemu kretyńskiemu przyjacielowi i zgromić go wzrokiem.
– Uspokój się. – wycisnęła bezgłośnie przez zęby, by zaraz z reprezentacyjnym uśmiechem zwrócić się w stronę Chrisa, podejmując z nim miłą rozmowę.
Jednak gdy chłopak, oczywiście nieświadomie, jednak jak na złość, wjechał na temat–bombę, Kate zaczęła dziękować w duchu, że Val miał właśnie zajęte dłonie i nie mógł udusić Chrisa.
– Mówisz? – zaśmiała się perliście ściągając na siebie uwagę chłopaka, jednocześnie ignorując, że jej przyjaciel prawdopodobnie właśnie chce odgryźć dłoń Chrisa, która go dotknęła. – Przyznam, że mnie zaciekawiłeś... tylko wiesz, wolałabym by on nie wiedział, co go czeka. Val lubi… niespodzianki. – wskazała na Langleya i obdarzyła swojego rozmówcę znaczącym spojrzeniem, po czym znowu zwróciła się do grafika. – Nie chciałbyś może zerknąć, czy Brian nie potrzebuje pomocy?
– O, tak, możesz zanieść mu okrągłą miskę z mięsem. – podłapał Chris, najwyraźniej bardzo uradowany tym, że będzie mógł podzielić się swoimi genialnymi technikami z kimś, kto je doceni i wykorzysta. – Jest w lodówce, o tam. – wskazał palcem Valowi na kuchnię upewniając się dwa razy, czy ten naprawdę widzi, gdzie stoi lodówka.
Langley nie myślał dwa razy i zgodnie z planem ewakuacyjnym Kate, zostawił ją samą z Chrisem, znalazł rzeczoną miskę i powędrował na górę, do Briana. Widząc, że blondyna opuściła właśnie jakaś parka pozostawiając go na krótką chwilę samego przy grillu, Val ruszył od razu w jego kierunku.
– Chris kazał przynieść. – rzucił cicho z kamienną twarzą, stawiając obok Briana miskę z mięsem.
Nie chcąc od razu wracać do Kate, Val rozejrzał się pobieżnie dookoła siebie, jakby szukał swobodnego i niezobowiązującego tematu do rozmowy.
– Duża ta impreza. – skomentował zerkając na Dawsona. – No i dużo jedzenia, wina, mięsa i krewetek… – mruknął czując, że robi z siebie debila. – Tylko fontanny z czekoladą coś nie widzę. – uśmiechnął się niezdarnie próbując „zażartować” i rozluźnić… bardziej samego siebie niż atmosferę, bo Brian bawił się w końcu przednio, tak samo, jak pozostali goście. – Właściwie to, zaraz będziemy się z Kate zbierać, już trochę późno, a… a ona musi wstać wcześnie. Coś tam… z pracą ma.
Czy Val potrafił kłamać? A czy świnie latają?
Niemal wszystko – od głosu, rozbieganego spojrzenia i niezgrabnych gestów – zdradzało, że Val na gorąco wymyślił sobie idealną wymówkę. To nie tak, że Val tu umierał, bo tak się źle bawił. Nie. Tu chodziło tylko i wyłącznie o jego głupią zazdrość o Chrisa. Langley doceniał wysiłek, jaki Brian włożył w przygotowanie swojej imprezy urodzinowej i gdyby nie jego chłopak, bawiły się przednio do samego końca.
Gdy nagle ktoś za nim zawołał Dawsona po imieniu, Val zerknął w ich kierunku i czując, że to odpowiedni moment, podziękował za zaproszenie i pożegnał się w imieniu Kate, po czym ruszył na dół, zanim utknął w grupie ludzi otaczających właśnie Briana.
Najwyraźniej Chris nie miał zbyt wielu technik do omówienia, bo Kate była już sama. Valye zgarnął ją pod ramieniem i okręcił w stronę drzwi.
– Zeruj drinka. Wychodzimy.
Po zignorowaniu wszelkich protestów i opinii swojej przyjaciółki i gdy siedzieli już w taksówce, Val oderwał się w końcu od szyby z bolesną miną i zwrócił w stronę Kate, szepcząc jej na ucho.
– Nigdy tego z nim nie robiłem.
– Co? Czego?
– Tego. – syknął akcentując powoli wypowiedziane słowo.
– Ale czego? Nie rozumiem, o co ci chodzi Nie możesz jaśniej?
– To, o czym on mówił, lo... no wiesz! – sapnął przykładając dłoń do twarzy.
– Ale kto?
– No Chris! – podniósł na moment głos sprawiając, że kierowca zerknął na niego kontrolnie w lusterku wstecznym.
– Oh. – reakcja Kate dobiła go jeszcze bardziej. – Poważnie? Dlaczego?
– Bo… nie wiem. Po prostu.
– Nie lubisz tego robić? Słuchaj, przecież nie musisz się zmuszać, to nic złego. – zaczęła zapewniać go uspokajająco Kate.
– Nie, nie, znaczy, nie wiem czy lubię. Po prostu nigdy tego nie robiłem.
– Nie?
– Jezu, Kate, nie, a niby z kim? Sam sobie? – westchnął cierpiętniczo, odwracając się od przyjaciółki.
– Ah, no tak. – zapadła między nimi krótka chwila milczenia, którą przerwała Kate. – No ale przecież możesz spróbować, jeśli chcesz. Kto wie, może to polubisz? – uśmiechnęła się nie zważając na niezadowolone spojrzenie Vala. – Co ci szkodzi? Spróbuj.
– No nie wiem – jęknął zasłaniając usta pięścią. – A co jak, no, wiesz – zaczął mamrotać zza swojej dłoni – Jak mu się… Kate, nie wiem jak. – dodał najciszej jak tylko się dało, z małą nadzieją, że przyjaciółka jednak go nie dosłyszy. Jej rozpromieniona mina mówiła, że jednak dosłyszała.
– Nauczymy cię! – zapewniła radośnie klepiąc go w ramię.
– Jezu, nie. – mruknął przerażony wizją Kate, uczącą go obciągania.
– Zdradzę ci techniki Chrisa. – zapewniła konspiracyjnie, wpatrując się z szerokim uśmiechem Vala, który milczał dłuższą chwilę, aż w końcu wypluł z siebie to jedno słowo, które chciała usłyszeć:
– Dobra.
– Wiesz, nie do końca chodziło mi o to, kiedy mówiłem, że na trzeźwo nie będę tego robić. – burknął Val, gdy Kate podsunęła mu pod nos kolejną szklankę z Whisky i lodem. – Mam zgonować?
– Nie, masz mieć lepszy humor i mnie słuchać. A po alkoholu robisz się posłuszniejszy. Oh, muszę kiedyś powiedzieć o tym Brianowi. – rzuciła posyłając grafikowi złośliwy uśmieszek i ruszyła do jego kuchni po banany, które niedawno razem kupili w akompaniamencie dźwięków zgorszenia wydobywanych przez Langleya w sklepie.
Wygrzebała z szafki nóż, po czym z kiścią bananów usiadła obok grafika. Obrała do połowy jednego banana i zaczęła rzeźbić w nim coś nożem.
– Co ty robisz? – zapytał skonsternowany Val, popijając powoli Whisky.
– Główkę.
– Że co?
– Główkę, Val. Żołądź. Co ty, nie widziałeś nigdy penisa?
– Ja pier… po co to robisz? Nie możesz sobie podarować tych szczegółów?
– Chcę żebyś się wczuł. – stwierdziła niewzruszona, jakby właśnie uczyła Langleya szydełkowania, a nie seksu oralnego. – Masz – wyciągnęła w stronę grafika gotowego penisa. – No bierz! – wcisnęła mu go w rękę, gdy sam niechętnie ledwo wyciągnął ku niej dłoń. – No dobra, pokaż mi.
– Ale co? – zląkł się Val, niemal z przerażeniem patrząc na banana.
– Pokaż, jakbyś to zrobił.
– Tak od razu?
– A na co ty chcesz czekać? Aż Brian zostanie impotentem? No dalej! Z uczuciem. – zarządziła i z uśmiechem zaczęła wpatrywać się w swojego przyjaciela.
– Nie mogę, jak się tak gapisz.
– Myślisz, że Brian nie będzie patrzył?
– Przestań go w to mieszać! – jęknął odchylając się do tyłu i topiąc się w oparciu kanapy. – Nie zrobię tego.
– Nie maż się Val, wiem że chcesz. Chodź tu, dalej. Po prostu… zrób to tak, jak uważasz. – poradziła czekając, aż grafik odważy się zrobić pierwszy krok.
Gdy ten nagle, ku jej uradowaniu, przemógł się i zbliżył usta do banana, Kate uśmiechnęła się zachęcająco. Jej uśmiech zniknął jednak w momencie, kiedy Val niezdarnie próbował wepchnąć sobie owoc do gardła, jakby brał udział w zawodach Kto głębiej. Cmoknęła niezadowolona i uderzyła go lekko w tył głowy, sprawiając, że ten zachłysnął się lekko.
– Zwariowałaś?! Mam się udławić?! – zaprotestował, gdy odzyskał głos.
– Trochę finezji, chłopie. Wstydu mi tylko narobisz. Chcesz go połknąć, czy sprawić mu radość?
– Jak jesteś taka mądra, to może być coś poradziła?! I od kiedy nagle jesteś taką lodową królową? – stęknął mając wrażenie, że banan przez Kate uderzył go w migdałki.
– Rany… Val, spójrz na tego banana, jak na penisa, a nie jak na coś, co masz wpierdolić jak najszybciej. Z Brianem też tak robicie? Ściągasz spodnie i do dzieła?
– Bożeee…
– No właśnie. Musisz trochę się pobawić, pokusić go. Rozumiesz mnie? Tobie też może się to spodobać. Ale postaraj się do cholery. Trochę wysiłku. Żadna ci nigdy laski nie stawiała?
– Rany, stawiała.
– I co? Od razu chciały ci przy trzonie odgryźć? Wątpię. Dawaj, spróbuj jeszcze raz. Tylko tym razem zacznij powoli, subtelniej, popieść go trochę. – Kate gdy tylko zauważyła, że Val marszcząc brwi otwiera usta, by coś powiedzieć, wystawiła ostrzegawczo palec. – A-a. Cicho. Banan. Już.
I Valye rzeczywiście, po długich sekundach spędzonych na wahaniu się i przymierzaniu, w końcu otworzył usta i idąc za poradami Kate, zaczął powoli napastować banana, pieszcząc go, oblizując i całując, co chwilę patrząc na swoją przyjaciółkę jakby chciał się upewnić, czy robi to dobrze.
– O tak, mhm, nie spiesz się, delektuj się nim, Val. – komentowała poczynania grafika, kibicując mu zagorzale. – Możesz sobie pomóc dłonią i... kurwa, tylko go nie gryź! – skarciła go, gdy tylko zobaczyła ślad po zębach na bananie.
Po dość sporym czasie, gdy Valye miał już prawo protestować by skończyli te wygłupy, Kate dała mu spokój wystawiając mu satysfakcjonującą ocenę i poklepała go radośnie po plecach.
– Pamiętaj Val, Brian ma też jądra.