Odbiło mu. Tak. Kompletnie odbiło. W piątek Val po powrocie z pracy od razu zaczął sprzątać swoje cztery kąty. Tak, przez cały dzień zamiast skupić się na pracy, planował dzisiejszy wieczór jak napalony szesnastolatek chcący w końcu zaliczyć koleżankę z ławki. Cóż, z tym wyjątkiem, że jego koleżanka siedziała biurko obok i była jego szefem. Nie, naprawdę nie wiedział, co mu dzisiaj odbiło. Od kiedy on „planował” takie rzeczy? W dodatku z Brianem? Czy z tym pewnym siebie i nieprzewidywalnym typem dało się cokolwiek zaplanować bez jego wiedzy? I dlaczego on w ogóle zakładał, że Brian da się tu zaprosić?
Boże, nawet zmienił pościel i posprzątał łazienkę. ŁAZIENKĘ. Naprawdę go powaliło.
Kiedy w końcu jego mieszkanie lśniło (no dobra, może nie aż tak bardzo), Val sam postanowił doprowadzić się do porządku. Gdy tak skrobiąc swoje ciało z całodziennego potu i goląc swój skromny zarost, z którego ani trochę nie był dumny, Langley nagle zainteresował się swoim ciałem z nieco innej perspektywy. Perspektywy Briana…? Po chwili namysłu uniósł ręce i tak, ogolił pachy. I tak, w następnej kolejności ogarnął też swoje łoniaki
POZDRAWIAM.
Tak jak Brian ubrany był w jasne rzeczy, tak Val dzisiejszego wieczoru był jego kompletnym przeciwieństwem. Odziany w swoje nieodłączne czarne, wąskie jeansy (serio, czy on właściwie posiadał jakieś w innym kolorze?) i wyjątkową wyprasowaną, czarną koszulę, przy której w ostatniej chwili przed wyjściem podwinął rękawy pod łokcie, by nie odwalać wielkiej elegancji, zaraz po przyjściu pod galerię, zaczął co kilka sekund zerkać w telefon, sprawdzając godzinę. Albo wypatrując wiadomości od Briana, który odwołał ich spotkanie.
Ciężko było mu to przyznać, ale cholera, odrobinę się stresował. Tak, dostał wiatru w żagle, kiedy Brian najpierw zignorował, a potem odłożył przy nim spotkanie z Chrisem na rzecz ich wspólnego lunchu, ale… no sam nie wiedział. Chyba za bardzo się dzisiaj nakręcił. Za dużo oczekiwał. A na pewno nie chciał przyjemnego kręcenia się wśród ilustracji. Nie po to posprzątał swoje mieszkanie. Zresztą, co? Jakby wcześniej ze sobą nie spali.
Kiedy zauważył w końcu Briana, poczuł się znacznie lżej. Przynajmniej nie został wystawiony.
– Hej. – skinął głową uśmiechając się mimowolnie kącikiem ust i poczekał aż blondyn do niego podejdzie. – Mhm, pewnie. – zerknął na wejście i sprawdzając, czy Brian podąża za nim, ruszył do galerii.
Gdy znaleźli się w środku, Val westchnął w duchu próbując przecisnąć się między innymi ludźmi i gdzieś schować. Ok, duży tłum, ale czego on się spodziewał po otwarciu wystawy? Kiedy niska kelnerka, w jego guście nieco nachalnie podsunęła mu tacę z kieliszkami pod nos, Val uśmiechnął się tylko krzywo i chwycił dwa, bez słowa podając jeden Brianowi, po czym ruszył w jakiś upatrzony przez siebie punkt.
– Oh, Valye! Ty tutaj? Nie myślałam, że przyjdziesz.
O nie. Grafik słysząc znajomy głos, przeklął pod nosem, ale mimo swojej niechęci obrócił się do starszej kobiety w eleganckich kocich okularach, która uważnym wzrokiem zlustrowała go od razu i jego towarzysza.
– Claire. Tak jakoś… wyszło. – przywitał się grzecznym skinieniem głowy i od razu uprzedzając jej pytanie, wskazał dłonią na Briana. – To mój, um, kolega z pracy, z Luny. Chcieliśmy się trochę rozejrzeć. – wyjaśnił próbując ukryć swoje niezadowolenie, kiedy kobieta zaczęła wyciągać dłoń do jego szefa.
– Niezmiernie miło mi poznać. Cieszę się, że Valye dogaduje się ze swoimi współpracownikami. – ujmując rękę Briana w obydwie dłonie, Claire posłała mu niby miły, niby podejrzliwy uśmiech i zaraz odwróciła się w kierunku osoby, która zawołała ją po imieniu. – Z chęcią pogawędziłabym z wami jeszcze przez chwilę, ale niestety obowiązki wzywają. Bawcie się dobrze.
Nie czekając na żadną odpowiedz, kobieta odwróciła się na pięcie i ruszyła w tłum, a Val nie chcąc przepuścić okazji, zerknął na Briana z niemym „chodź” i ruszył w stronę wcześniej upatrzonego miejsca.
– Wybacz, Claire to mój wydawca od tych książek dla dzieci. Jest trochę… lubi o wszystkim wiedzieć. – wzruszył ramionami i zatopił usta w szampanie nie czekając na jakiekolwiek otwarcie. – Obiecuję ci, że nikt poza nią mnie tu już nie zna. – uśmiechnął się przepraszająco do Briana i rozejrzał się pobieżnie po otaczającej ich wystawie. – Przyznam ci szczerze, że gdybyś jednak nie zgodził się przyjść albo miałbyś inne plany na dzisiaj, to sam bym tu nie przyszedł. A na pewno nie na wernisaż. To trochę tak jakbym obłożył się surowym mięsem i dobrowolnie dał rzucić w stado rekinów. – wstrzymując na moment swój niesłychanie długi wywód, Val zerknął ukradkiem na Briana właśnie rozglądającego się wokół siebie i przygryzając wargę po raz kolejny stwierdził, że tak, zdecydowanie lubił, kiedy ten miał związane włosy. – Dobra, może trochę przesadzam. Ale i tak chciałbym się tylko się rozejrzeć po pracach i zwinąć stąd. No chyba, że będziesz chciał tu zostać dłużej.
I’M BACK BITCHES