Two sides of the same coin

    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Nie 29 Sty 2023, 20:21

    Sorokin faktycznie przestał patrzeć przed siebie. Przekrzywił głowę ku rozmówcy, lekko, tyle tylko, by móc patrzeć mu w oczy, przeczytać, co wywołało taką, a nie inną reakcję, co się kryje za tymi, a nie innymi słowami. Wreszcie uśmiechnął się lekko, a kubek powoli przeniósł z jednej dłoni do drugiej, by zaraz prostym ruchem nadgarstka wyswobodzić się z uścisku. Nie uciekł jednak od dotyku, wręcz przeciwnie, mocno ujął dłoń Nikity, wcisnął swoje palce miedzy jego, splótł je ciasno. Prawie byłoby to poufałe, czułe nawet, gdyby nie było tak nachalne, nieznoszące sprzeciwu.
    - Dziś już jesteś mój. Nie czujesz, nie widzisz? - rzucił to pytanie, nie oczekując jednak odpowiedzi. Kontynuował przyciszonym głosem, ale nie szeptem. Wciąż każde słowo, które do Nikity wypowiedział, miało swój ciężar - To, co proponujesz, życie na spokojnej stacji, byłoby kuszące, gdyby nie to, że nie jest możliwe. Wiem, że zdajesz sobie z tego sprawę, bo... poznałeś mnie nieco lepiej, niż było wskazane. Niż bym tego chciał. Trzeba będzie ponieść tego konsekwencje, prawda, mój Nikito? - westchnął cicho, zwracając się już zupełnie obliczem ku mężczyźnie.
    - To, o czym mówię, nie ma nic wspólnego z żadnym "dziś" czy "jutro". Nie miałem na myśli fizycznych aspektów takiego oddania, choć, jeśli byś tego potrzebował, mógłbym wziąć to pod uwagę. Twoja cielesność  mnie nie odpycha. Przeciwnie - i jakby na dowód tego wyswobodził dłoń i objął Jegorowa ramieniem, przyciskając zdecydowanie do siebie. To chwilowo przerwane spojrzenie po raz kolejny wyrwało z jego ust kolejny ciężej zaczerpnięty oddech.
    -  To chyba tylko marzenia o człowieku, który będzie dość cierpliwy, by wypełnić wszystkie te niedoskonałości, te wszystkie... braki. Przy którym jest tak bezpiecznie, że można być... rozkojarzonym, sentymentalnym, nieidealnym. To bardzo egoistyczne marzenie, Nikito. Rozumiem to. Sądzić, że pójdziesz, ot tak, w nieznane. Z nieznajomym. No cóż, mogę cię tylko zapewnić, że to marzenie jest prawdziwe. A ja powinienem być... co najmniej niepocieszony, że je we mnie obudziłeś. Wypada mieć nadzieję, że rozsądek uśpi je, gdy wytrzeźwiejemy.
    Nie wypuszczając towarzysza z objęć wychylił wszystko to, co jeszcze miał w kubku i odstawił go na bok.
    - Mam na imię Andrei.

    Chyży bawił się w najlepsze, a przy okazji testował granice Aleksieja. Gdy uznał, że jest tak, jak być powinno, nie okazywał już tak ostentacyjnie swojej zażyłości, rozmawiał z innymi, pozwalał porwanemu na względną swobodę, często obserwując go ukradkiem, jak pan młody, chełpiący się skrycie zachwytem towarzyszy nad jego wybranką. Powracał do niego jednak raz po raz, by z nim popić, lub zjeść. Do rozmów czy do śpiewu go nie zmuszał.
    Im bardziej towarzystwo było ucieszone, a granice rozmyte alkoholem, tym odważniej wszyscy wcześniej milczący zagadywali Aleksieja. Aż wreszcie doszło do momentu, gdy ta uciecha ustąpiła poważnym dysputom, albo szalonym planom. To wtedy właśnie Aleksiej niejako przypieczętował pozycję Chyżego, gdy sam wtulił się w niego i kierował tylko do niego jakieś swoje słowa. W tym stanie odebranie mu nieśmiertelników nie stanowiło większego problemu, choć poza ogniem o oczach i rumieńcem na kościach policzkowych nie zdradzał osłabiających objawów upojenia.
    - Już ze mnie robisz swoją zabaweczkę? - zaśmiał się w głos i wstał, gdy wszyscy już podnieśli hałas po słowach Zbawcy. Nie było wątpliwości, że teraz to jego każdy chciał pokonać, jak w bandzie wilków rzucić wyzwanie temu na czele stada.
    - Ja ci dam uciechę, Paniczu, ale jak wygram, to ty mnie ucieszysz! - rzucił tę obietnicę, albo i groźbę tak, by wszyscy słyszeli. To się nie spotkało z aprobatą, podtekst niektórzy stalkerzy uznali za uwłaczający dla ich Zbawcy, tym z większą werwą chcieli dać Chyżemu lekcję pokory. Inni przekonywali, że Chyży gada tak, bo się nachlał. Jeszcze inni, że nic takiego strasznego nie powiedział. Zamieszanie zmieniło siłowanie w zapasy, gorączkowo podsycane nieokiełznanymi emocjami.
    I tak i o samym Zbawcy jakby zapomniano. Do czasu.
    Jakiś czas później, strażnicy, którzy wyciągnęli Aleksieja z tunelu już niemal poza bunkrem, sprowadzili go z powrotem i rzucili w krąg. Zapadła głucha cisza, wszystkie dźwięki, bójki, śpiewy i kłótnie natychmiast ucichły. Wielu otrzeźwiało w jednej chwili.
    - Byście mieli kurwa Zbawcę... chyba w kawałkach! - syknął wściekły strażnik i odszukał lekko poturbowanego zapasami Chyżego spojrzeniem - Ty... skończony idioto!
    Nie powiedział nic więcej, srogo powiódł spojrzeniem po reszcie i odszedł, wraz z dwójką innych pełniących straż.
    I się skończyło. Porozchodzili się bez słowa. Został tylko Chyży, który chwilę stał tak nad Aleksiejem, ale zaraz poderwał go na nogi.
    - A więc nie widziałeś nic z tego, co dla Ciebie robiłem - zaśmiał się złowróżbnie, pijackim śmiechem - Dlaczego to robisz, Paniczu? Dlaczego zmuszasz mnie, bym cię karał? Co mam teraz zrobić? Oko powinienem ci wypalić... ale oczy masz takie... Oh, mój Paniczu...
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Wto 31 Sty 2023, 20:15

    Aleksiej nic nie mówił, nawet jak ten podniósł. Wzdrygnął się tylko, słysząc o karze, której Chyży mógł mu wymierzyć. Zaraz pomyślał o Viktorze i zacisnął mocno usta.
    Jego oczy. Przekleństwo. Szmaragdy. Młode liście brzozy.
    — Nie  — wydusił z siebie cicho. — Zakuj. Nie pozwól wychodzić z namiotu. Ale nie oczy. Obiecuję patrzeć nimi tylko na Ciebie. —  I faktycznie spojrzał tą jasną zielenią w mężczyznę. Ręką musnął kieszeń, która skrywała nieśmiertelniki. To one dawały mu siłę, powstrzymywały od skrzywienia się, gdy patrzył na tego mężczyznę. — Proszę, wróćmy do namiotu. Zajmę się twoimi siniakami… Uciesze… Ucieszę cię. . — Z dużym trudem zdołał wydusić z siebie ostatnie słowa.
    Viktor dał radę uciec. I on też ucieknie. Do Olega. Swojego Olega.

    Odruchowo zacisnął palce na ramieniu mężczyzny, o mało nie wylewając zawartości kubka. Słuchał, choć częściowo wiedział, co mogło być powiedziane. W końcu westchnął ciężko i już chciał się wyswobodzić, gdy usłyszał ostatnie zdanie.
    Andrei.
    Spojrzał na niego, kąciki warg zadrgały lekko, by wreszcie roześmiać się głośno. Śmiał się na tyle, że aż w pewnym momencie musiał odłożyć kubek i zakryć usta. Dopiero po dłuższej chwili zdołał się opanować, wycierając łzy.
    — Andrei — powtórzył i uśmiechnął się szeroko. — Andrei… Całe szczęście. Bo tak między nami — Pochylił głowę w jego stronę. — Nie obraź się, ale Ihnat niezbyt pasowało.
    — Muszę przyznać, masz talent Andreiu. Chyba nie znam nikogo innego, kto mógłby powiedzieć coś takiego, w tak formalnym tonie.  — Wydobył z siebie ciężki oddech, tuż przy mężczyźnie. Jego twarz była czerwona to od alkoholu, to od śmiechu.—Nie szkodzi trochę pomarzyć, nawet w naszym wieku. Marzenia pchają nas naprzód. Co do propozycji... Wiem, była kompletnym głupstwem, ale nie żałuję… Andrei.
    — I nie zapominaj, ty też jesteś mój.— I zrobił gwałtowny ruch naprzód po to tylko, by ciężarem zwalić mężczyznę na podłogę. Leżał na nim przez chwilę, by wreszcie przesunąć się bardziej na bok, samemu obejmując Andreia.
    — Mówiłeś…że chciałeś się wyspać w cieple, prawda? — szepnął mu tuż przy uchu, nim ułożył głowę na jego piersi. — To tak zrobimy. Tak... tak jest dobrze… —  I to właśnie ciepło przypomniało Nikicie o zmęczeniu. Próbował jeszcze trochę wytrzymać, popatrzeć sobie na Andreia, może coś dopowiedzieć. W końcu twarz towarzysza się rozmyła i Nikita zapadł w sen.

    Stalker zwykł nie spać za dużo przed wyprawą, nieważne, ile alkoholu w siebie wlał. Czy Andrei zdążył się przebudzić czy nie, Nikita już wpadał w swoją rutynę. Zakładał ubranie razem ze sprzętem, każdy sprawdzając po dwa razy. Pozwalało mu to odpędzić myśli o poprzednim wieczorze. Wreszcie chwycił za jeden z karabinów, by podać go mężczyźnie.
    —  Wybrałem taką trasę, byśmy nie zahaczyli o Kreml czy teatr, gdzie ponoć jest przyczółek nazistów… a raczej był. Ostatnio nie przyuważyliśmy ich w tamtej okolicy. Może to sytuacja w metrze, która jest dość napięta, dlatego spodziewam się mniej stalkerów innych frakcji. Wpierw zahaczamy pobliże Linii, tutaj najlepiej przejść bocznymi uliczkami. Potem na pograniczach stacji nazistów i Polis. Stamtąd powinno być łatwiej… aż do rzeki. — Nikita spojrzał jeszcze raz na trasę, potem na Andreia. — Oczywiście nadal pozostają mutanty. Musimy uważać na budynek banku centralnego. Loteria Śmierci, tak go nazywamy. Tamtejsze stwory umieją się czasem znikąd to pojawić, schwytać cię i zaciągnąć.  Mamy też przyczółek w katakumbach starego kościoła...
    Tłumaczył dalej, a gdy skończył, wreszcie zwinął mapę. Na stacji poza strażnikami można było już spotkać paru technicznych, szykujących się do kolejnego dnia pracy. Nikita kiwał w ich stronę na powitanie, ściskając maskę w dłoniach.  Zaprowadził Andreia do bramy ich stacji, mówiąc, że parę metrów dalej był boczny tunel z włazem.
    Omiótł jeszcze raz wzrokiem stację, swój dom, by wreszcie zatrzymać się na postaci Andrei. Patrzył na niego wręcz nostalgicznie.
    — Wiesz… — Pochylił się w jego stronę.  — Tak sobie myślę, Andrei, że wczoraj powinienem był zrobić coś więcej. Chociażby cię-
    — Papa!
    Przerwał, gdy zobaczył chłopca, który wręcz pędził do nich, a za nim przygruby mężczyzna.
    — Seryozha!
    —  Wybacz Nikita, nie mogłem… nie mogłem go zatrzymać.
    Stalker tylko się zaśmiał, zaraz chwytając syna i podnosząc go w górę.
    — Nałożę ci maskę — rzekł podekscytowany chłopiec, na co Nikita podał mu maskę. Seryozha, trochę z pomocą ojca, w końcu zdołał właściwie ją założyć.
    — To może teraz pomożesz Ihnatowi? Bez ciebie to on sobie nie poradzi!
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Sro 01 Lut 2023, 21:17

    - Ruszaj się - Kardan popędził Kostika, który przystanął na chwilę, a Oleg z rozpędu wyprzedził ich obu, więc i dla niego dowódca miał reprymendę - A ty gdzie? Ty za mną idziesz, Świetlik, suka, ile razy mam powtarzać?
    Koniec końców jednak zeszli się do kręgu. Żołnierz Polis rozglądał się po wilgotnych ścianach wąskiego technicznego tunelu, Oleg za to próbował co wyczytać w oczach ich przewodnika, błyszczących jakby odbijały każdy zbłąkany promyk światła.
    - Daleko to jeszcze? - spytał go. Potężny mężczyzna zaprzeczył, a potem zerknął pod nogi, podniósł coś i ni stąd ni zowąd rzucił w przestrzeń na wprost.
    W jednej chwili im przed oczami rozbłysło, pajęczyna wyładowań przepełzła od podłoża aż do sufitu. Syknęło. Powietrze zapachniało wyładowaniem. Oleg na kilka chwil zupełnie stracił ostrość widzenia. Aż zaklął w panice, że to nie minie, ale kilka oddechów i znów widział swych towarzyszy.
    Kardan trzymał się prosto, ale mrugał niespokojnie.
    - Co znowu?
    - Anomalia - powiedział Kostik - masz metal, to rzucaj. Nie zawsze na kamień się złapie.
    - Metal?
    - Miałem... to zabraliście.
    - Mam naboje marnować?
    I zanim tę dyskusję skończyli, po raz kolejny mignęło rozszalałymi iskrami. Oleg zrozumiał, rzucił nabój i szedł. I kolejny. Uważał na każdy krok, zagłębiał się w anomalii powoli, ale uparcie, po kilku takich błyskach prawie zaślepiony, zupełnie nieporadny, jak dziecko we mgle pośród czających się bestii. I było mu już wszystko jedno, marnował naboje jeden za drugim. Byle do Aleksieja, z każdym krokiem bliżej. A gdy już zupełnie nie widział nic poza bielą i szarością, wszystko się skończyło. Stał tak chwilę, aż Kardan nie zgarnął go na szmaty gdzieś dalej. Wiedział, że to był on, bo od razu szarpnął go karcąco, ale tylko tyle. Bo idąc jego śladem dotarli wreszcie wszyscy do mostu... który mostem być może był dawno temu, teraz zaledwie sterczącymi przęsłami i resztkami torów na który porzucano kawałki blachy.
    - Jak wejdziesz na most, będą widzieć - ostrzegł Kardana Kostik. - A jeszcze na moście miny.
    Żołnierz polis wycelował w przewodnika.
    - Ruszaj się. I lepiej mów tym swoim głośno i wyraźnie. Ty za chłopaka Sparty.

    Chyży nagle jakby się po tych słowach i spojrzeniach odmienił, jakby nieco przetrzeźwiał. Nie trzymał już Aleksieja, patrzył nieco krzywo gdzieś w bok, przez chwilę nieobecny, zamyślony, oddychając głęboko. A gdy ta wewnętrzna walka się zakończyła, uśmiechnął się, jak zawsze.
    - Pewnie. No to naprzód, Paniczu.
    Wypił jeszcze resztki z dwóch, trzech pozostawionych kubków i wrócili do namiotu. Zanim jednak w ogóle zdążył siąść, czy coś do swojego więźnia powiedzieć, dobiegły ich jakieś szmery, jakiś ruch. A potem i ponure głosy.
    - No, Chyży, coś ci się nie pomyliło? Dawaj go.
    - On w niczym nie inny od nas.
    - Są zasady.
    I wtedy mężczyzna po raz pierwszy chwycił Aleksieja naprawdę agresywnie, docisnął go do posłania.
    - Ani się waż stąd ruszać - rozkazał kategorycznie - I milczeć masz. Ani słowa.
    Wyszedł, a szmery rozmów się oddaliły, stały niezrozumiałe, jedynie przez chwilę podniesione, potem zupełnie ustały. Jakiś czas trwało, zanim zanim Aleksiej mógł cokolwiek ponownie usłyszeć, a były to ociężałe kroki, szuranie, zdławiony jęk, upadek, powolne, mozolne podnoszenie się na nogi. Znów upadek.
    Do samego namiotu Chyży wszedł już niemal czworakach, by siąść ledwo pod pryczą, dyszący i spocony, z kawałkiem szmaty dociśniętym do twarzy.
    -Teraz... n-nie patrz  - odezwał się wreszcie cicho i zerknął na Aleksieja swoim jednym widocznym, piwnym, przekrwionym. Już jedynym. Szybko jednak i je zamknął - Nie patrz, jak taki... słaby jestem.

    - Tak jest dobrze - potwierdził Sorokin i leżał chwilę jeszcze ze śpiącym towarzyszem u boku, jak zawsze potrzebując więcej czasu by zapaść w sen. I potrafił nie myśleć o niczym, co miało ich czekać ani o żadnym z tych niemądrych marzeń.
    Gdy Nikita się przebudził, Andrei nie miał szans na kontynuowanie spoczynku. Nie zatrzymywał go, nie przedłużał tej chwili, ale gdy już sam podniósł się i z tą ćmiącą lekko głową dołączył do stalkera, zamiast patrzeć na mapę i słuchać kolejny raz o trasie, zwyczajnie zaszedł go od tyłu i ułożył skroń na jego ramieniu. Nie tłumaczył się z tego, nawet jeśli Nikita miałby to skomentować. Trwał tak, ile było możliwe, ile było im dane.
    A gdy wyszli na stację, nie było już śladu po tym człowieku. Najzupełniej skupiony, inny nawet w ruchach, w sposobie, jaki na swojego przewodnika patrzył. Ta nostalgia, którą miał jeszcze w sobie Jegorow, odbiła się od zimnego błękitu.
    - Bez żartów - skwitował, nie zamierzając schylać się do chłopca, który mógł na własnej skórze przekonać się, co znaczy mieć w Sorokinie ojcowską figurę - Czy ty sprzeciwiasz się opiekunowi, Seryozha? Człowiekowi, który za ciebie odpowiada? - wystarczyło to pytanie i czająca się w nim reprymenda, nie mówił nic więcej. Pożegnanie dobiegło końca i brama zamknęła się za nimi, by zostawić ich na tym charakterystycznym chłodzie powierzchni i szarzyźnie mroku rozmąconego gdzieś tym niedalekim dniem, kilkadziesiąt metrów przed nimi, po zrujnowanych schodach.
    - Skup się, stalkerze Jegorow - rzucił do niego oschle, uruchomił czujnik, odbezpieczył broń, zrobił pierwszy krok. I jakież to było po tej całej Baumańskiej trudne.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Sob 04 Lut 2023, 01:15

    Z początku Aleksiej nic nie mówił. Spojrzał na poły namiotu, by wreszcie zsunąć się ostrożnie z pryczy. Mimo słów Chyżego, ukucnął przy nim.
    — Nie ruszaj się. Trzeba ci to oczyścić  — rzucił cicho i podszedł do jego rzeczy. Jeśli mężczyzna się w jakkolwiek się sprzeciwiał, Aleksiej puszczał to mimo uszu. Dopóki nie natrafił na coś, przypominającego apteczkę, ignorował mężczyznę.
    —  Odsuń te szmatkę. Oko sobie dałeś wydłubać … za mnie. Pozwól się tym zająć. —Mimo swoich słów, Aleksiej brzmiał szorstko, jakby po prostu spełniał jeden ze swoich obowiązków. Wpierw ocenił ranę, później zajął się jej oczyszczaniem, a każdy najmniejszy jęk starał się zdławić dłonią.— …Też myślałem, że inni są słabi. Że tylko siłą można osiągnąć cel, który sobie sam  narzuciłem —zaczął, nie przestając go opatrywać.  — Ale dopiero później pojąłem, że siła może się inaczej przejawiać. Wy byście nazwali ich słabymi bez poznania ich historii. Ja za to… widziałem kobietę, która zgodziła się dać życie dziecku swojego oprawcy. — Vanya.—  Chłopaka, naiwnego, kompletnie nie potrafiące strzelać, a na tyle zdeterminowanego, by pomścić kogoś bliskiego. — Kirył. — Żołnierza, który to myślał o bezpieczeństwie swoich towarzyszy. — Viktor. — Takiego, co potrafił porzucić swoje dotychczasowe życie dla jednej osoby. — Rusłan. Na myśl o ostatnim, Aleksiej zaśmiał się gorzko. Nie wierzył, że nawet tego szczeniaka zaczynało mu brakować.
    Gdy wreszcie udało mu się nałożyć opatrunek, zaczął go powoli zawijać bandażem.
    — Widziałem też… mężczyznę. Bardziej upartego to w życiu nie widziałem. — Ten sam, który lubił palić te świństwa. To wesoły jest, to kłótliwy, gdy pił. Co powinien bardziej przykładać się do swoich treningów. Lubił, gdy mu się grało na gitarze. Śpiewać potrafił lepiej…— Nie patrzył na to, jak niskie mogły być szanse, on i tak parł do przodu. Przez paskudną Moskwę, na terytorium wroga po to… po to by… — Po to by mnie odnaleźć. —  …By osiągnąć swój cel. — Ścisnął odruchowo nieśmiertelniki, które  przez ten czas zdołał założyć z powrotem na szyję. — Dlatego nie mów mi, że jesteś teraz słaby. Jesteś silniejszy niż myślisz.
    Po tych słowach, próbował go przenieść na prycz, z nadzieją, że ten po tym wydarzeniu szybko zapadnie w sen. Starał się też przysłuchiwać temu, co się działo poza namiotem. Każdy ruch. Każdy cień. I faktycznie coś zdołał wyłapać. Nie rozumiał wiele, ale widział, że gdziekolwiek stalkerzy szli, było im spieszno. W zależności od stanu Chyżego, i Aleksiej próbował uchylić poły namiotu, zobaczyć, co to za sytuacja, wywołała takowe poruszenie.
    — … na moście.

    — Oczywiście, panie Andreiu.
    I tym samym za bramami Baumańskiej, Nikita miał styczność nie tylko z odmienionym towarzyszem, ale i surową mateczką Moskwą. To nie była jego pierwsza wyprawa, ale ta wydawała się najbardziej przytłaczająca. Może towarzystwo to spowodowało. Nikita rzadko je miewał. I nie w takiej postaci.
    Ale prowadził. Prowadził ich przez te Moskwę, która tym razem nie była miła dla swoich gości. Nieprzyjemny wiatr kuł w oczy, niekiedy deszcz spadał na nich, utrudniając widzenie. Dlatego zmuszeni byli iść wolniej niż Nikita zamierzał. Choć widział to też jako szansę, by zostać z Andreiem trochę dłużej.
    Lawirował między wrakami, próbując jak najmniej zahaczać o budynki. Znał te tereny bardzo dobrze, ale i tak pozostawał czujny. Kiwnął do Andreia i poprowadził w stronę torów. Te tory, które czasem się wydawało, że drgały, choć żaden pociąg nie przejeżdżał.
    W pewnym momencie przyłożył palec do maski, by zaraz nim wskazać budynek, który mimo kiepskiej pogody, zaczynał być dla nich widoczny.
    — Możliwe, że śpią teraz. Ale miej się na baczności. Umieją znienacka wyjść, chwycić cię i zaciągnąć do budynku. Trochę dalej, bliżej Linii byłby kościół, moglibyśmy się ukry-
    Przerwał znienacka i szybko nakazał Andreiowi się schować za jednym z wraku. Przed nimi widział… właśnie nie był pewien co. Nawet wśród deszczu bardzo dobrze widział ten czarny zarys postaci. Ze zdziwieniem stwierdził, że nie mógł nic innego więcej zobaczyć, żadnych szczegółów.
    Jakby całe to monstrum był stworzone z najczystszej czerni.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Sob 04 Lut 2023, 18:43

    Chyży nie  miał siły, by się tym zabiegom przeciwstawić, ale na ból okazał się dość odporny i choć czasem faktycznie Aleksiej musiał zasłaniać mu usta, wciąż pozostawał przytomny, a nawet dość wytrzymały, by słuchać go ze zrozumieniem. Może i pewną zadumą.
    - Jesteś... - odezwał się wreszcie, gdy było po wszystkim - bardzo dziwnym rodzajem Sorokina.
    Patrzył mu jeszcze chwilę prosto w oczy, jakby upewniając się, że ten widok był wart ocalenia, a potem bez sprzeciwu ułożył na posłaniu. Niemal z miejsca naciągnął na siebie wszystko, co miał do przykrycia, powoli organizm reagował na traumę podwyższoną temperaturą. Ból nie pozwolił mu zasnąć tak zupełnie, trzymał na skraju jaźni, półprzytomnego. Ale spokojnego.

    Poniżej mostu rozlana była czarna, niemal niezmącona tafla wody. Wszyscy stalkerzy z Ambasady wiedzieli, że spaść tam, to pożegnać się z życiem i to w jeden z najmroczniejszych możliwych sposobów. Kostik jednak, mimo znacznej postury, bez widocznego strachu wkroczył na pierwszy segment chybotliwej konstrukcji. Prawie zerwał się, by to niebezpieczne przejście pokonać w biegu, ale Kardan, który trzymał go na muszce, szybko wyczytał ten zamiar.
    - Powoli - rozkazał.
    - To trudniej.
    - Powoli, powiedziałem!
    Oleg z szeroko rozwartymi powiekami i źrenicami jak główki szpilek wpatrywał się w przestrzeń, stopniowo, ale nie dość szybko dochodząc do siebie po porażeniu intensywnym światłem. Widział zarys ich przewodnika, widział i wydłużony kształt karabinu, ale gdy tylko zrobił krok, zdał sobie sprawę, że nie uda mu się o własnych siłach przejść przez most. I jego dowódca to zrozumiał, gdy dostrzegł jak niepewnie się porusza. Kopnął go w łydkę, Oleg aż jęknął zdziwiony i mimowolnie przyklęknął.
    - Ty się nie ruszaj, jak nic nie widzisz, durniu.
    - Wróciłeś z martwych, Kostik? Szczęśliwy dniu... - usłyszeli nagle głos, donośny, z drugiej strony mostu, który tonął w półmroku. Może i można było tak dostrzec jakiś ruch, ale strażnik, który przemawiał, był niemal jak duch, gdy jego słowa niosły się po wodzie, dudniły pod sklepieniem tunelu. - My już cię pogrzebaliśmy... Kogo nam tam z piekła prowadzisz?
    - Po Sorokina! - odkrzyknął im - Dotarł? Przeżył?
    - Dość! - Kardan wyszedł do przodu - Porwaliście członka Sparty, sojusznika Polis. My mamy waszego człowieka, i choć ciążą na nim poważne zarzuty, jesteśmy gotowi wam go wydać. Słyszycie mnie? Jestem tu, by wymienić jeńców.
    Słowa Kardana chwilę przebrzmiały echem w tym dziwnym akustycznie miejscu, niesione do uszu raz po raz, aż wreszcie zmieszał się z nim śmiech, tak dojmujący, że Oleg aż zerwał się na nogi, mając wrażenie, że śmiejący się człowiek jest też za nim.
    - Sparta... Polis... zawsze to samo... przychodzisz tu i myślisz, że jesteś panem sytuacji, że robisz nam... przysługę...? A Sorokin nie jest tu jeńcem... Sorokin jest jednym z nas. To nasz Zbawca. A ty... nie wrócisz stąd żywy... skończony idioto...
    Te słowa nie przebrzmiały. Huknęło. To Kardan strzelił do Kostika. Trafiony jęknął i osunął się na kolana, szarpnięty kulą, ale strzał był umyślnie niegroźny. Gdy jednak krew z ramienia rannego przeciekła mu przez palce i spadła w smolistą ciecz poniżej, zakotłowało od żarłocznych poczwar czających się w głębi, aż woda spieniła się szkaradnie.
    - Ktoś faktycznie może tego nie przeżyć - odgryzł się żołnierz Polis.
    - Nie. Nie! - Oleg podniósł dłonie i postąpił ostrożnie naprzód gapiąc się bezsensownie w niewyraźny mrok. I zanim Kardan mógł go powstrzymać, już był na moście, by nieco po omacku podtrzymać Kostika - Jeśli Aleksiej nie jest jeńcem, jeśli jest jednym z was... to daj mi z nim porozmawiać!
    - A ty to kto?
    - Ja... ja jestem Aleksieja. Co ja wam mogę...? Nie zagrażam wam wcale! Pozwól! Przepuść mnie! Zejdź mi z drogi!
    I tylko bogowie, jeśli jacyś w metrze istnieli, mogli wiedzieć, czy Oleg przeżyłby to, gdyby zupełnie przypadkiem nie wykrzyknął do stalkerów ich własnego zawołania.

    A w bunkrze bardzo szybko zawrzało.
    - Giena, Kostik ponoć wrócił! - krzyczano, wciąż w rozweselonym procentami nastroju.
    - Ale zbawcę chcą zabrać!
    - Sorokina chcą. Z Polis przyleźli!

    Andrei schował się za wrakiem, szybko i skutecznie, nie kwestionując poleceń Jegorowa. Przez chwilę nie patrzył w to miejsce, a na bardzo niepokojący wyraz w oczach towarzysza. Aż wreszcie złapał go za ramię, by zwrócić na siebie jego uwagę.
    - Nikita - powiedział jego imię, choć miał już tego nie robić. Przez jakaś sentymentalną, żałosną pomyłkę. Mimo wszystko wyjrzał ku czarnej postaci. I wiedział, w jednej chwili wiedział, że ta otchłań, w którą patrzy, patrzy też w niego, wydobywa z niego cały zapomniany, bolesny mrok, jakby była to fizyczna czynność, jaką można zrobić z człowiekiem. Może gdyby nie to, że wciąż trzymał się tego mężczyzny, który potrafił w nim ten mrok pokonać, zatopiłby się w dziwnych, drgających przed oczyma ni złudzeniach, ni wspomnieniach.
    Zacisnął dłoń mocniej na kurtce Jegorowa.
    - Omińmy to.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Sro 08 Lut 2023, 00:21

    Cokolwiek się działo, ludzie byli to coraz bardziej głośniejsi. Na tyle, że Aleksiej wreszcie mógł zdobyć jakiekolwiek informacje. Kostik? Z Polis? Zmarszczył brwi, ale nim zdążył cokolwiek jeszcze usłyszeć,  wejście do namiotu zostało uchylone. Jeden z mężczyzn chwycił go mocno za ramię.
    — Co- — Nie zdążył nic nie powiedzieć, gdy ot tak wyciągnięto go na zewnątrz.
    — Na moście, Zbawco. — rzekł mężczyzna, którego twarz zakrywała kominiarka. Próba wyswobodzenia się niewielu, by mu tu dała. Dlatego próbował wyciągnąć z zamaskowanego trochę więcej. Ten zdołał burknąć parę zdań.
    Intruzi na moście. Jeden z nich ponoć mówił, że był jego. I chciałby z nim porozmawiać.
    Słysząc to, Aleksiej poczuł ucisk w piersi.
    —  Oleg…? — Przygryzł dolną wargę, mając nadzieję, że  to nie była prawda. Bez większego oporu pozwolił się zaciągnąć mężczyźnie. Wyposażono go, choć broni nie dano. Aleksiej nic na to nie powiedział. Szedł, chwytając się co jakiś czas za bok, by wreszcie zobaczyć ten przeklęty most.  
    Stanął obok stalkerów, próbując się czego dopatrzeć w tym mroku.
    — Pozwólcie przejść. Chociaż jemu —prosił Aleksiej stalkerów, samemu chcąc wyjść naprzeciw, ale czyjaś ręka go w tym powstrzymała. Zacisnął dłonie w pięści, każąc by choć dali mu przejść te kilka kroków. Wątpił jednak, że ci go posłuchaliby, zwłaszcza po tamtej ucieczce.
    — Oleg? — zapytał niezależnie od tego.  — To ty?
    Ale jeśli się udało, by Oleg przeszedł przez most, sam lub z Kostikiem, Aleksiej znów spróbował wyjść mu naprzeciw. Przy swoich próbach zdołał zahaczyć jednego ze stalkerów, wziąć wystający z kamizelki nóż do rzucania, chowając go prędko we własnej kieszeni. Dopóki tamten był skupiony na intruzach.
    Aleksiej chciał wyrazić swoją tęsknotę, strach przed tym, co mogło się stać. Chciał po prostu wpaść w ramiona Olega i z nich nie wychodzić.
    Ale przede wszystkim chciał mu wykrzyczeć jedno. By stąd uciekali.

    — Ale jeśli chcemy to ominąć, musielibyśmy- — Nikita zawiesił głos, a jego wzrok skierował się na budynek banku. Musieliby dosłownie przejść tuż obok. Tak naprawdę nie wiedział, co byłoby w tej chwili gorsze. Jednak gdy tylko zerkał na tamtą postać, czuł dreszcz, jakby zaraz jego cały skrywany strach i ból miały stanąć naprzeciw jemu.
    Wziął głęboki wdech, z trudem koncentrując się na Andreiu. Próbował wyswobodzić ramię, a jeśli mu się to udało, jego dłoń zaraz ścisnęła dłoń mężczyzny.  
    — Nie waż się puszczać  — powiedział stanowczym głosem. — Wystarczy, że jeden oddali się od drugiego… i cię wciągną. Chodź.
    I pociągnął go na w boczną uliczkę, tym samym próbując minąć dziwną istotę. Starał się na nią nie patrzeć. Ciepła dłoń Andreia sprowadzała go na ziemię, przypominała, gdzie byli.
    — Kiedyś słyszałem o tym… Znaczy chyba o tym — szeptał do towarzysza. Pomagało mu to na chwilę zapomnieć o fakcie, że może właśnie prowadził ich wprost do ich zguby. — Mówią o nich… Cienie. Albo Czarni. Choć może to tylko była
    Znów doznał dziwnego dreszczu. Tym razem towarzyszyła mu chęć nagłej ucieczki. Niewiele myśląc posłuchał tego przeczucia i faktycznie zaczął biec. Spojrzał prędko na Andreia i kiwnął głową, jakby prosząc, by ten mu zaufał. Czego się zdecydowanie nie spodziewał to przeciągły ryk, który wydobył się z banku. Potem gdzie z boku. A później i z ziemi.
    Powinni biec. Strzelanie jedną ręką nie było najlepszym pomysłem.
    — Przed siebie Andrei! — krzyczał, o mało co nie dostając mniejszym kawałkiem asfaltu, który zdołała wyrwać bestia. Te dziwne owłosione stwory nie należały do najszybszych. Ale to było ich terytorium. Co znaczyło, że gdzieś mogły się kryć ich kończyny lub macki. Ludzie różnie je opisywali. A Nikita wolałby nie zobaczyć żadne z tych bliska. — Tam! Musimy wdrapać się na tamten gruz!
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Sro 08 Lut 2023, 19:14

    - Aliosza... Aliosza!
    Cokolwiek by się nie działo, jak wiele głosów nie dobiegałoby z ciemności, przed nim, za nim, nawet pod nim, w czarnej głębinie... ten głos wybijał się ponad wszystkie. Głos Aleksieja, bez słów, które niknęły w tym nerwowym dystansie, ale jego brzmienie sprawiło, że prawie wyrwał przed siebie.
    Kostik szarpnął go jednak, zatrzymał, wbił w niego te szczere oczy dziecka.
    - Lewą szyną... - powiedział mu cicho.
    - Ty, co to do zbawcy należysz, chodź - powiedział ktoś wreszcie, ale to, że właśnie wtedy Oleg zerwał się naprzód po blaszanych panelach było tylko przypadkiem. Zadudniło, gdy biegł, jakby nagle chaos ustał w wyczekiwaniu, ale gdy tylko jego stopa stanęła na twardym gruncie, ponownie zaszumiało. jego to już nie dotyczyło, to już nie była jego rzecz. Kilka kroków jeszcze biegł przed siebie, aż go ktoś wreszcie chwycił, wciągnął za barykady, odarł z broni, aż wreszcie dopuścił w tej nikłej szarości do ukochanego. A
    - Aliosza... - ścisnął go mocno, może i za mocno, ucałował szybko w skroń, kość policzkową, usta i znów złapał, jakby miałby mu go kto zaraz odebrać. - Jestem już... jestem... Co z tobą? Jak ty? - wyszarpnął go z tego ciasnego nadzoru gdzieś w bok, choćby o metr, półtora od każdego innego człowieka. Pozwolili... może dlatego, że to emocjonalne powitanie zobaczyli, zrozumieli, a może i tak było już wszystko jedno, została im tylko droga na ambasadę.
    I gdy tak chciał go chronić przed tym dziwnym, niepojętym światem, nawet nie miał szansy, by zrozumieć, dlaczego nagle podniósł się wśród stalkerów głośny, bojowy ryk, jakby salut, a w następnej chwili ogłuszył ich huk wybuchu.
    Niedużo było z tego kurzu. Eksplozja wzbiła się i poszła po moście, po wodzie prosto na tunel, którym tu dotarli.
    Nie szarpali go, by Aleksieja puścił, ale iść naprzód kazali. A gdy ktoś im naprzeciw wyszedł, z dumą mówili, bez żalu, by Kostika nie opłakiwać, że po bohatersku zginął, gdy tę minę detonował. Że szpieg Polis już do swoich nie wróci, drogi nie zdradzi. Że bezpieczni są, Zbawcę mają i jeszcze jednego człowieka do bandy.
    Oleg zerknął tylko przelotnie na twarz stalkera, któremu to wszystko mówiono. I dumy tam nie było, a żalu sporo. To wszystko jednak było zaledwie tłem. Aleksiej nie musiał mu nic o ucieczce mówić. Oleg myślał o niej desperacko, gdy tylko przekroczyli granice bunkra.
    - Jak mówił, że do Zbawcy należy, to co innego myślałem... - rzucił ktoś ku nim.
    - To się Chyży zdziwi...
    Oleg nic obcym nie odpowiadał, nic nie rozumiał. Tylko mocniej chwycił Aleksieja za dłoń.
    - Aliosza, dadzą porozmawiać? Ponoć jeńcem nie jesteś... Zbawca?

    - Czarni - Sorokin powtórzył to sobie, mocniej ściskając dłoń przewodnika, ale z każdym krokiem, z którym odzyskiwał równowagę, ten uścisk stawał się mniej wyczuwalny, mniej nachalny, niemal wymuszony. Nawet tego typu konieczna bliskość była niepożądana, niesubordynacja jednak nie wchodziła w grę, odrzucana przez niego jako objaw głupoty i egoizmu. -  Dlaczego nie strzeliłeś?
    Pytanie brzmiało, dlaczego on sam nie strzelił. Prawie zapomniał, jak się w tamtej chwili czuł, gdy teraz brzmienie głosu Jegorowa działało na niego bardzo stabilizująco.
    - Muszą mieć związek z... jakiegoś rodzaju... efektem psionicznym. Czułem...
    Ale więcej nie powiedział, pociągnięty przed siebie. Przeszyło go krótkie spięcie niepokoju złagodzone tym spojrzeniem. I zaufał. Biegł. I nawet ryk go nie przeraził, gdy wciąż trzymał tę dłoń.
    Kolejne polecenie okazało się cięższe. W jego stanie ta wspinaczka wymagała maksimum wysiłku, gruzowisko było śliskie od wilgoci deszczu, a i kusiło, by nie posłuchać, strzelić. Osłonić Jegorowa.
    Żałosny sentymentalizm - pomyślał i skupił się na tym, by nie być ciężarem dla sprawniejszego stalkera. A gdy wreszcie adrenalina doprowadziła go do osłoniętej, bezpiecznej szczeliny, natychmiast złożył się do strzału. Nie oddał go jednak, gdy spostrzegł, że towarzysz jest blisko, bezpieczny. I choć złapał go wtedy za ramię w geście aprobaty, starał się od tego momentu nie wymieniać z nim długich spojrzeń.
    Aż do chwili, gdy kilka godzin później stanęli przed wyborem czy przeczekać narastające załamanie pogody w kościele, czy ruszyć prosto do ambasady, która nie wydawała się już wcale tak odległa.
    - Odpocząłbym z tobą, stalkerze Jegorow... - powiedział nagle i odszedł kilka kroków, by odwrócić się do swego przewodnika - ale tu nasze drogi się rozchodzą. Idź na kościół. I wybacz, ale muszę zatrzymać wszystko, co mi dałeś. Idź... nie każ do siebie mierzyć. Idź, dopóki mam jeszcze siłę, by ci dać odejść.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Sob 11 Lut 2023, 00:18

    Nagła eksplozja spowodowała, że Aleksiej tylko mocniej uścisnął do siebie Olega, samemu obdarowując go szybkimi pocałunkami. Tak blisko. Tak blisko, by mógł ukochanego stracić. Potem usłyszał o rzekomym heroicznym czynie Kostika, o stracie jakiego szpiega. Jednak dopiero reakcja Gieny umocniła determinację Aleksieja, by uciec z tego przeklętego miejsca. Na razie musieli zagrać, jak stalkerzy chcieli. Pozwolić wygrać im tę bitwę. Uśpić ich czujność.
    Prowadzeni do wnętrza bunkra, Aleksiej uśmiechnął się cierpko, słysząc słowa ukochanego. Zbliżył się znów do niego, obsypując go pocałunku. Umacniał tym pozycję Olega, ale też dawało możliwość porozmawiania z nim.
    — Jeńcem… i tak, i nie. Nazywają mnie Zbawcą, potomkiem Sorokina. Widzą jako przywódcę, słuchają, a i tak nie pozwalają na większą swobodę. Pilnują na każdym kroku. Szczególnie jeden z nich… Zrobił z siebie moim jakby opiekunem.
    Co jakiś czas rzucał spojrzenia w stronę stalkerów. Szczególnie do tych, co za dużo sobie o Olegu mówili.
    — Próbowałem uciec… — ciągnął dalej, niby to pieszcząc ucho mężczyzny. Ścisnął go mocniej za dłoń. — Bo nie chciałem ciebie to wciągać. Ci ludzie… wydają się zdolni do wszystkiego. Nic dziwnego, że mój ojciec ich zdołał omotać. Są jak Rzesza. Tylko oni nie chcą zjednoczyć metro po swoim sztandarem. Nie… oni chcą bym ja ich poprowadził do zni-
    Nie mógł dalej mówić. Za dużo ludzi, zbyt duże ryzyko, że ktoś by mógł podsłuchać. Także za dużo
    Wątpił, że przy takim zamieszaniu Chyży nadal spał, a i tak wolał wybrać namiot. Pozwalał on na większą prywatność. Może zdołałby zmusić, by mu przydzielili własny?
    Aleksiej wszedł ostrożnie do środka namiotu, prowadząc ze sobą Olega.
    — Oleg to jest… Oleg. Tutaj nazywają go Chyży… To on mnie porwał. — Ostatnie zdanie wypowiedział szeptem wprost do ucha, a potem spojrzał na niego znacząco. Ten człowiek był ich pierwszą przeszkodą.  Mimo stanu Chyżego, Aleksiej instynktownie przysunął się bliżej do ukochanego. — To jest… Oleg. Należy do mnie i tutaj zostanie—odparł zdecydowanym głosem.  
     
    Po tej przygodzie z bankiem, Nikita z ulgą zobaczył znajome zarysy zniszczonego kościoła.  Po tym wszystkim przydałby im się należyty odpoczynek. Ale nim postąpił krok naprzód, przystanął i odwrócił się zaskoczony w stronę Andreia.
    — W taką pogodę? Jeszcze w pojedynkę? Co ty mów- — zamilkł gwałtownie, jakby sens słów Andreia w końcu do niego dotarł.
    Powinien był przewidzieć taką sytuację. Sprzeciwić się jej jakoś, może i sam wymierzyć. Jednak to właśnie sam Nikita się na to zgodził. Obiecał sobie zbytnio nie drążyć temat osoby mężczyzny. Dla niego był Andreiem, ojcem i towarzyszem, z którym ostatnio spędził mnóstwo czasu. Nie znał go. Prawdziwego jego. Nie wiedział kim w rzeczywistości był, do czego mógł być zdolny. Może właśnie powinien odejść. A mimo to postąpił krok naprzód, choć z rękoma podniesionymi w górę.
    Nawet gdyby ten zaczął do niego mierzyć, nawet gdyby poczuł wbijającą się lufę w żebra, Nikita się nie wycofywał. Objął mężczyznę mocno, ich maski stuknęły się, a on sam zamknął na chwilę oczy, wsłuchując się w tę martwą ciszę Moskwy.
    — Żegnaj….żegnaj, Andreiu  — Chciał powiedzieć więcej, znacznie więcej, ale pewnie nie byłoby to mile widziane przez mężczyznę. Niechętnie odstąpił od niego, by potem odwrócić się plecami do Andreia.
    I zgodnie z tym, co jego towarzysz chciał, faktycznie udał się sam w stronę kościoła. I tam miał pozostać, dopóki się nie polepszy pogoda, a potem wrócić do Baumańskiej. Do syna. Tak planował, ale przyłapywał się na tym, że często spoglądał na schody. Czuł dziwną potrzebę, by wyjść na zewnątrz. Sprawdzić czy Andrei dotarł na miejsce. Przecież nie byłoby w tym nic złego, prawda? Tylko się upewnić, że tamten dotarł bezpiecznie do celu. A potem wróciłby do siebie.
    Tak sobie mówił, gdy zbierał rzeczy, by wręcz wybiec z katakumb na deszcz, którym powitała go Moskwa.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Sob 11 Lut 2023, 10:29

    Szaleńcy...
    Oleg słuchał Aleksieja z narastającym niedowierzaniem, i tylko dlatego nie poczuł prawdziwej grozy tych wypranych umysłów, bo znów był z nim, znów mogli o siebie zadbać.
    - Uciec... - i złość go jakaś złapała na niego, że tak ryzykował, i duma jednocześnie, ale licho wiedziało, czy przy tych ludziach mógł okazać jakiekolwiek emocje.
    Rozmowy jednak cichły, przenosiły się to do namiotów, to do bunkrowej kuchni, dwóch czy trzech jeszcze przy ogniu zasiadło, ale po spojrzeniach Zbawcy za wiele już się o Olegu nie gadało. Więcej o moście. O Kostiku. A wreszcie i Gienie, który coś długo nie wracał.
    Chyży faktycznie nie spał, gdy weszli zrzucał z siebie koszulkę przypominającą mokrą szmatę. Wyglądał niechybnie na zmęczonego, ale gdy Aleksiej go przedstawiał, stanął do Olega przodem, bystro mu się przyjrzał, nawet parsknął śmiechem. Ten Chyży, którego Aleksiej obudził w nim, gdy go opatrywał, musiał w obecności obcego odejść w niebyt.
    - Oho... a więc to ten "Oleg"... - nie tłumaczył nic przybyszowi, coś jednak w jego spojrzeniu mówiło, że go kojarzy, może i tylko dlatego, że go porwany we śnie wzywał, a może nawet z tunelu Polis? - Nie musisz się tak srożyć, Paniczu, ja gościnny chłopak... I tego przyjmę - wyciągnął ramię w geście powitania.
    Oleg rzucił tylko przelotnie spojrzenie w te jaśniejące w półmroku brezentu zielone oczy. Jakby przepraszał, ale nie potrafił, po prostu nie potrafił tak kłamać, tak nad sobą panować, by nie zerwać się ku Chyżemu z pięściami.
    - Suka... nie w namiocie! - Chyży, który musiał w nim tę wrogość szybko wypatrzeć, zdołał go złapać, wyhamować a w końcu i wypchnąć przez poły na zewnątrz. Oleg był wściekły, Chyży osłabiony, a to sprawiło, że szanse wyrównały się na tyle, że chwilę tarzali się w parterze, jak podczas pijackiej bitki. I za taką też może mieli to inni, którzy ich widzieli, czy wyjrzeli ze swoich namiotów. Wzbudzało to bardziej śmiech niż przejęcie.  W świecie, gdzie liczyła się siła, było to wręcz spodziewane.
    - Zabiję cię, psie! - wysyczał Oleg, gdy dyszący nad nim Chyży z ogromnym wysiłkiem prawie domykał na nim dźwignię. Szestakow, Ibragrim... każdy, kto odbierał mu Aleksieja, ginął.  Ale Chyży słyszał już w swoim życiu wiele i bił się nie raz. Nie mógł wiedzieć, że nowy mówi tak i ma na myśli coś więcej niż czcze groźby zazdrośnika. Myślał tylko, by mu przeciwnik rany nie uraził. I jak mu się bardzo pić chciało. Nagle siły go opuściły, Oleg się wyswobodził i szamotanina zaczęła się od nowa.

    Andrei faktycznie wycelował w Nikitę, gdy ten nie spełnił polecenia. Dziwnie go tym ruchem zaskoczył, aż zrobił nawet krok w tył, by się nie dać objąć, a jednak, gdy do tego doszło, odwzajemnił to od razu, mocno i zdecydowanie. Mógłby i on przymknąć oczy, ale patrzył, patrzył na wprost na ten nieco rozlany obraz, jakby już wtedy Jegorow był utracony. I ten głos, ten ton, jakiego nie chciał słyszeć.
    A przecież Nikita Jegorow miał tego w ogóle nie przeżyć. Znał lokalizację ludzi Sorokina, jego imię, jego twarz... Gdy Andrei mówił Seryozhy, że po niego wróci, nie rzucał tych słów na wiatr. Sądził, że dziecko będzie już wtedy sierotą.
    Tak się kończy dopuszczanie do siebie nieodpowiednich ludzi - myślał karcąc samego siebie, odprowadzając stalkera spojrzeniem, jednocześnie cierpiąc tak dotkliwie, jak wcale się tego nie spodziewał, nawet przed chwilą, gdy sam kazał mu odejść.
    Aż wreszcie odwrócił się i poszedł w swoją stronę, w deszcz i zrujnowane przejście kwartału. A po kilku metrach nawiedziło go przeświadczenie, że ten mrok Moskwy, ta obudzona przez Czarnego, rozedrgana otchłań, może go wreszcie dotknąć do głębi, bo nie było już Jegorowa, który jedyny mógł go ochronić.
    Przystanął nagle, potrzebował chwili. Bo zaraz po tym pragmatycznym ostrzeżeniu swej własnej świadomości zalała go fala nieujarzmionej tęsknoty. Tak dręczącej, że wolałby go w tej chwili znienawidzić. Było to jednak zupełnie niemożliwe, więc zrobił kolejny krok, i następny. I poniósł tę tęsknotę dalej, do Zaułku Dziewiatyńskiego.
    Wiedział, co zrobić, by nie narazić się swoim własnym zwiadowcom, krążącym po okolicy. Jednego, znudzonego, a może i wymęczonego, zdołał podjeść na posterunku zbyt łatwo, zbyt blisko.
    - Będę musiał cię ukarać, synu - powiedział do młodego, ale ten nawet nie zwrócił na to uwagi, oniemiały ze szczęścia, jakby naprawdę ojca mu z martwych wrócili.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Sob 11 Lut 2023, 21:15

    Widział to spojrzenie. Jego ciało zareagowało natychmiastowo. I tak zbyt późno.
    — Oleg, nie-
    Zanim zdążył cokolwiek zrobił, tamci zaczęli się szamotać wpierw w namiocie, potem poza nim. Aleksiej wyszedł zaraz po nich. Inni stalkerzy nic nie reagowali, co tylko bardziej podjudziło mężczyznę. Wreszcie sam podszedł bliżej do walczących. Już chwytał Olega za ramię, chcąc odciągnąć od Chyżego. Zamiast tego jego samego gwałtownie odsunięto.
    — Daj im walczyć, Zbawco!
    — Pu-puszczaj — Na nic były starania Aleksieja, by się wyswobodzić. Szybko poddał te walkę stalkerowi. Nie bez powodu. Przypomniał sobie o nożu, który nadal miał ukryty pod tymi warstwami ubrań. Bał się, że ten zechciałby go przeszukać. A potrzebował broni. Cokolwiek, co ją przypominało. –– Przestańcie! Oboje! Cholerni głupcy!
    Na nic zdało się jego wołanie.
    I walka pewnie trwałaby znacznie dłużej, gdyby jeden ze stalkerów nie wpadł zdyszany do środka. Aleksiej zauważył go dopiero, gdy ten przebijał się przez zebrany tłum.
    — Wrócił do nas! Wrócił! — krzyczał rozentuzjazmowany młodzieniec, skupiając na sobie uwagę innych stalkerów.
    Aleksiej aż znieruchomiał na te słowa. Inni stalkerzy też zamilkli, patrząc na młodego z niedowierzaniem. Dopiero po chwili do bunkra dołączył on. Aleksiej  czuł, jak uścisk zelżał. Wyswobodził się z niego prędko, by podejść do Olega, nie tracąc z oczu dobrze znaną mu postać.
    — …Ojcze? — wypowiedział cicho, co tylko Oleg mógł  go usłyszeć. Instynktownie przylgnął do niego, by ten nie próbował kolejnego takiego głupstwa. A może w rzeczywistości pragnął, by to Oleg go trzymał. Oto widział starszego Sorokina. Stał ot tak przed nimi, żywy. Kiedy inni zaczęli się radować, Aleksiej tylko bardziej ścisnął ukochanego. — Nie… Przecież postrzelili cię… jak?

    Zimno i wilgoć. Te dwie rzeczy były nieodłącznymi towarzyszami Nikity, który nie wiedzieć czemu, przebijał się teraz do Zaułku Dziewiatyńskiego, zamiast wracać na Baumańską. Wmawiał sobie, że to po to, by upewnić się co do bezpieczeństwa Andreia. Jednak z każdym krokiem ta wymówka przestawała dawać mu komfort, coraz bardziej dręczony tą nagłą tęsknotą.
    Ale próbował oszukiwać się, dopóki nie dotarł do rzeki. Ze zdziwieniem przyuważył nadal lekko tlący się dym przy moście. Tam też powędrował. Dopóki nie natrafił na kogoś.
    Z początku myślał, że znowu był to jeden z Czarnych. Jego dłonie odruchowo sięgnęły za broń. Im jednak się zbliżał, tym bardziej widział w tej postaci osobę. Stała wpatrzona przed siebie, a gdy udało mu się po cichu zmniejszyć dystans, zauważył również łzy, które spływające po policzku, znikały przy deszczu.
    Mogła to być pułapka, podpowiadał mu rozsądek. Ale tylko rzeka dzieliła go od Andreia, odpowiadało mu serce. Dlatego zarzucił z powrotem broń na ramię.
    — Chłopcze? — Ten, gdy zwrócił się ku niemu, Nikita szybko uniósł ręce do góry. — Tylko spokojnie! Nie… nie jestem wrogiem! Jestem…  — Tutaj zamilkł na chwilę. — Jestem przyjacielem Andreia. Chciałem tylko sprawdzić. Suka… Po prostu zastanawiałem się czy cały- Hej, co z tobą? Wszystko dobrze? Coś się stało? — Nie wiedzieć czemu, ten smutek wyryty na tak młodej twarzy, od razu wzbudził w nim empatię. — Jak mówiłem, nic nie zrobię. Jak ci na imię?
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Nie 12 Lut 2023, 18:05

    Wrócił.
    Nie stanął między nimi jako człowiek wymęczony przetrwaniem, ale jako wódz, którego znali, silny, uzbrojony, prezentujący się lepiej niż niejeden z nich, młodych i żyjących we względnej wygodzie. I choć ten obecny stan nie mógł być przecież jego osobistą zasługą, nikt się nad tym nie zastanawiał. Bo wódz zawsze znalazł sposób. Za to go podziwiali, dlatego za nim szli.
    Jego spojrzenie było jednak odmienione - młody stalker zdążył już powiedzieć mu o Aleksieju. Choć nie nerwowo, to jednak usilnie próbował go wypatrzeć. A gdy to się stało, poszedł prosto ku niemu.
    Obecność Olega była faktem zupełnie zbywalnym.
    A sam Oleg wymęczony starciem lekko przygarbiony i potargany, trzymał mocno Aleksieja. Nie było mowy o tym, by się na starszego Sorokina rzucił, by po raz kolejny spróbować usunąć go z ich życia. Nic się nie zmieniło. Nie potrafił. I niemal słyszał, jak mała zjawa śmieje się za jego plecami. Nie okrutnie, a niewinnie i radośnie. Jak dziecko. Ale swojego Alioszę wspierał, jak mógł. Nie dał się demonom. Jeszcze nie.
    Andrei tymczasem przyjął to zdziwienie, lekko się uśmiechnął. Zdjął rękawice, by móc dotknąć czoła Aleksieja, przesunąć palce po włosach, wreszcie kciukiem pogładzić jego policzek. I wszystko to mogło być nawet z boku postrzegane jako czułość, a z drugiej strony było tylko kontrolą jego prezencji. Czy włosów nie miał za długich, czy zarost nie nadawał się już do usunięcia. Jakby na potwierdzenie tej chłodnej oceny poprawił kołnierz synowskiej kurtki, wygładził materiał.
    - A ja nigdy nie wątpiłem w to, że przetrwasz - odparł, pamiętając przecież dobrze jak Aleksiej osuwał się na kolana, gdy go ostatni raz widział. - Jednak... nie spodziewałem się, że cię tu zobaczę.  - zdjął z ramienia broń. Zaraz znalazł się ktoś, kto ją od niego odebrał.
    - Doprowadźcie mi go do porządku.
    Odwrócił się i odszedł, a Aleksieja i przy okazji Olega wzięto od razu na stronę, by ich ułożyć pod gust Adreia. I tylko przez chwilę mogli słyszeć jeszcze melodię jego spokojnego, ale niepokojącego głosu i strzępki rozmów ze stalkerami.
    - Chyży... cóż to..?
    - To nie tak, Panie Dowódco... ja bym nigdy...
    - Opowiesz mi później.
    - A mogę nie, Panie Dowódco?

    Wreszcie jednak Sorokin zażyczył sobie rozmawiać z synem, więc Aleksieja tam odprowadzono, krótko ostrzyżonego i ubranego w to, co mieli w bunkrze najlepszego.
    Dowódca zajmował osobne pomieszczenie, nieduży pokój o niskim stropie, ale wyposażony zupełnie wygodnie. Przede wszystkim jednak to schludne miejsce dawało prawdziwą prywatność.
    - Lepiej - ocenił i wstał, by się do niego zbliżyć. Okazało się to jednak zbyteczne, to nie była Baumańska. Tak łatwo przychodziło mu obejmowanie Jegorowa czy przyjmowanie atencji Seryozhy, a własnego syna wciąż nie mógł przestać traktować, jak żołnierza.  - Powiedz mi od razu, co zamierzasz, bym mógł się do tego ustosunkować. Oszczędzę ci trudu. Rozczarowań. Oczywiście rozumiesz, że nie mogę  pozwolić ci tak po prostu odejść.

    Młody stalker naprawdę nie był sobą, gdy tak bez żadnego gwałtownego ruchu dopuścił do siebie obcego. Nikita nie musiał nawet podnosić rąk, czy zarzekać się o swoich przyjaznych zamiarach. Dla Gieny to wszystko nie miało już wielkiego znaczenia.
    - On nie żyje - odezwał się wreszcie i po raz pierwszy naprawdę spojrzał na Jegorowa. I choć mógł mówić o Kostiku i wcale nie do obcego, a sam do siebie, tak powoli instynkt zmuszał go, by na kierowane do siebie słowa zareagować. - Pan Dowódca przecież nie żyje. A ty... jak ty mnie tu znalazłeś? Kto ty? - wyglądało jednak na to, że Giena wcale nie jest aż tak zainteresowany uzyskaniem tych odpowiedzi, bo ciągnął dalej - Nic nie jest dobrze. A jak chcesz żyć, to lepiej idź już stąd. Póki cię nie zobaczyli.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Pon 13 Lut 2023, 17:47

    Czuł się tak, jakby nigdy z Rzeszy nie wyszedł. Znów szacunek do niego opierał się na osobie ojca. Znowu musiał wyglądać należycie. Czy raczej… idealnie. Mimo to Aleksiej nie wzbraniał się zbytnio, gdy go strzyżono. Jakikolwiek bunt teraz mógłby się źle skończyć. Musiał na razie grać tak, jak tego chciał starszy Sorokin.
    Udało mu się chociaż namówić młodych stalkerów, że ich obecność była zbędna przy przebieraniu się. Dzięki temu on i Oleg zyskali na prywatności w pomniejszym namiocie, ale też pozwoliło Aleksiejowi ukryć nóż w stercie ubrań. Gdy nadejdzie odpowiedni czas, mówił ukochanemu. Sam założył nieśmiertelniki Sparty, ukrywając je pod koszulą. Dopiero wtedy podszedł do Olega, obejmując go ramieniem. Ucałował go po policzkach, przejeżdżając wolną ręką po jakichkolwiek siniakach czy obdarciach.
    — Koniec z głupimi bójkami. Obiecaj mi to, Oleg. Przez taką lekkomyślność, tylko może ci się co stać  —  próbował go skarcić, ale jego oczy zdradzały czułość, kryjącą się za tymi słowami. Potem nie mógł już więcej ignorować tej bliskości, chcąc jak najwięcej z niej zaczerpnąć. Niestety niedane było im się nacieszyć zbyt długo prywatnością.  
    Wiedział, że spotkanie z ojcem było nieuniknione. Dlatego poszedł.
    — Generał Sorokin zapomniał, że już nie odpowiadam przed nim. Zresztą myślę, że odpowiedź już zna. —Aleksiej oparł się o ścianę, wpatrując się w ojca. — Pewnie podoba ci się ten bunkier? Nie musisz liczyć się ze zdaniem innych generałów czy Führera. Masz za sobą ludzi, którzy poświęcą się dla ciebie bez mrugnięcia okiem. Czyli teraz zamiast chronić metra, chcesz pomóc tym je zniszczyć?
    Dawniej nie wyobrażał sobie, by coś takiego powiedzieć do ojca. Jednak tamten Aleksiej już dawno umarł, a ten przed nim pragnął jedynie wolności. Dłoń odruchowo powędrowała do zakrytych nieśmiertelników. Przypomniał sobie o Piotrze, który został przez tych samych ludzi zamordowany.
    — Nie możesz nam dać odejść, ale nie możesz też wiecznie więzić.

    — Dowódca…? — powtórzył cicho Nikita.— Nie wiedziałem… Ale Andrei żyje. Chciałem się upewnić, że tutaj dotarł… — Tak mu powiedział, tak sobie wmawiał od dłuższego czasu. Nadal nie potrafił przyznać, że poddał się tej chwilowej tęsknocie, przez którą tutaj trafił.
    — Kto miałby zobaczyć? — zapytał, ale nie czekał na odpowiedź.— Suka… Chłopcze, nic nie pojmuję, ale ty też nie możesz tutaj zostać. Martwym się nic nie zdziała. — Jego dłoń instynktownie powędrowała na ramię chłopaka, ściskając je lekko. — Idź, jestem pewien, że cię-
    — Giena! Gdzie cię wcięło? — rozległ się czyjś glos, całkiem niedaleko od nich. Nikita odsunął się, by tylko kiwnąć głową do chłopaka.
    — Giena, tak? Idź i uważaj na siebie — polecił stalker, by się pośpiesznie oddalić, jak polecił mu młodzieniec. I choć tak doradził młodzieńcowi, to sam był tak rozkojarzony, że nawet nie zauważył, gdy przechodząc obok pomniejszego gruzowiska, wyszedł tuż przed nieznanym osobnikiem. Ten odwrócił się i podskoczył, wyraźnie zaskoczony. Nikita niewiele myśląc, uderzył kolbą w brzuch mężczyzny, zanim ten zdołał wystrzelić. Wydał on z siebie głośny jęk i na nieszczęście Nikity, usłyszał kolejny z głosów. Nie zdążył się dobrze obrócić, gdy czyjeś silne ramię chwyciło go i rzuciło na ziemię. Kopnięciem zdołał wyprowadzić przeciwnika z równowagi i przez chwilę szarpał się z nim. Dopóki nie zobaczył lufy wymierzonej w siebie.
    Pierwszy mężczyzna zdołał już się otrząsnąć. Niedługo potem silne uderzenie sprawiło, że upadł, oddychając ciężko.
    — Sku-skurwysyn wyszedł znikąd! Jak on się tak daleko przedostał?!
    — Zobacz jakie cacko… —  Usłyszał, a jego broń została mu wręcz wyszarpana z rąk.
    — Dawaj, zabierzemy go. W prezencie dla Dowódcy.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Pon 13 Lut 2023, 23:33

    - Wiem, Aliosza... wiem - Oleg odwzajemnił czułości, spragniony ich, bez względu na to, czy miał być teraz przywoływany do porządku. Proste pragnienia i najzwyczajniejsza tęsknota były silniejsze od poczucia winy.  - Daruj mi, Kochany... jak ja bym chciał to móc obiecać... - szeptał, całując jego dłonie i szyję.

    Generał Sorokin - te słowa położyły się chwilowym, może i ledwo dostrzegalnym cieniem na obliczu Andreia. Jakby nagle, po wszystkich tych latach, jego ranga w ustach syna mogła dotknąć go najbardziej, a cała ta zaczepna wypowiedź stała się zbyteczna. Dwa słowa zrobiły swoje.
    Dawniej Aleksiej nie odezwałby się tak do ojca. Dawniej też Andrei nie puściłby takiej bezczelności płazem. Dawniej już jednak nie istniało. Starszy Sorokin czuł tę zmianę i w sobie i w synu wyjątkowo wyraźnie. Nie skarcił go więc tym zimnym jak żelazo tonem, nie ukarał jakimś uciążliwym zadaniem, a później nie pozbawił zupełnie swojej uwagi aż do czasu, gdy nie uznał, że syn odpowiednio się zrehabilitował. Nie. Patrzył na niego wciąż w pełni uważny.
    -  Aleksiej - odezwał się po chwili -  nie jestem twoim wrogiem. Dopóki tego nie zrozumiesz, niczego nie zyskasz. Narazisz tylko siebie i tego... komunistę.
    Stał przed nim, blisko, w nadziei, że to cokolwiek zmieni. Że ten młody mężczyzna ma w sobie chłopca, o którym opowiadał Nikicie, albo coś z Seryozhy, który się go nie bał, który nawet łzę za nim uronił. Albo że sam będzie w stanie wyciągnąć do niego ramiona. Okazało się to wręcz niedorzecznie trudne... ale nie niemożliwe. I jeśli tylko Aleksiej nie sprzeciwił się temu gwałtownie, ojciec objął go tak, jak go ponownie nauczono na Baumańskiej.
    - Znajdę rozwiązanie, synu. Ale do tego czasu... - wycofał się nieco, by spojrzeć mu w oczy. I powtórzyć raz jeszcze, marząc w głębi serca, by to do niego dotarło - Nie walcz ze mną. Nie jestem twoim wrogiem.

    Z nagła załomotano w drzwi, odsunął się więc od syna, choć wciąż za ramie go trzymał. Kazał wejść.
    A gdy ujrzał, że mu ludzie Jegorowa prowadzą, jako sprawnego stalkera z dobrym szpejem, takiego użytecznego do dyspozycji dowódcy,  aż ścisnął mocniej Aleksieja. To była jednak jego jedyna reakcja, więc i nikt poza synem, nie mógł zorientować się, że widok tego człowieka wywołuje w nim jakiekolwiek emocje.
    - Dokończymy naszą rozmowę - tymi słowami odprawił Aleksieja, reszta zrozumiała w lot, że też ma się wynosić.
    - Kazałem ci iść na kościół, prawda? - odezwał się, gdy zostali z Nikitą sami, początkowo nie patrząc nawet na niego a gdzieś w bok, próbując ujarzmić wszystko, co się w nim kotłowało. Lub chociaż zrozumieć - Ty głupcze...
    I ruszył na niego powoli, jakoś bezlitośnie, ale gdy już go chwycił, szybko okazało się, że to nie złość nim kierowała, a ta tęsknota i naiwne nadzieje. Ale może, gdyby ich nie było, nie odważyłby się go ucałować, nawet nie przed nim, a sam przed sobą. By to zrobić mężczyźnie.
    -  Dlaczego, Nikita? Dlaczego nie potrafiłeś wykonać prostego rozkazu? - zadawał te pytania bez znaczenia, nie dając przestrzeni, by Jegorow wycofał się z objęć - Mogłeś zginać... A teraz będę musiał...
    Uciął to zdanie, rozluźnił spięte do granic ciało i dał stalkerowi szansę na oddech.
    - Już bez ciebie myśleć normalnie nie mogę.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Sob 18 Lut 2023, 00:13

    Aleksiej znieruchomiał kompletnie w objęciach ojca. Czy to była kolejna forma manipulacji? Nie umiał dokładnie powiedzieć. Zanim jednak mógł nad tym porządnie się zastanowić, drzwi do pomieszczenia otworzyły się gwałtownie, Stalkerzy przyprowadzili im kolejnego nieszczęśnika. Czego się jednak Aleksiej nie spodziewał, to reakcji własnego ojca. Spojrzał na niego, ale nie zdążył nic powiedzieć, nim został wyprowadzony. Zdołał tylko wymienić spojrzenie ze nieznajomym. Było na tyle intensywne, że aż zaczął się zastanawiać, czy go już gdzie nie widział.
    Nikita wodził wzrokiem za Aleksiejem, a gdy ten zniknął, odwrócił się w końcu do Andreia. Nie zdążył nic powiedzieć, tak nagle wciągnięty w te objęcia. Poddał się tej bliskości niemal od razu, jego tęsknota w końcu zaspokojona. Aż westchnął, a jego dłonie błądziły po plecach mężczyzny.
    —  No no, Andreiu, próbujesz mnie zmiękczyć komplement —  parsknął Nikita, by wreszcie spojrzeć Andreiowi prosto w oczy. To wtedy właśnie sam go pocałował. Mocno i zdecydowanie. Tak jak chciał na Baumańskiej. Jednak wraz z pocałunkiem przyszły i wyrzuty sumienia. Stalker przygryzł wargę, wyswobadzając się z objęć.  — To był on, prawda? Aleksiej? — Bardziej stwierdził niż zapytał, próbując jednocześnie zmienić temat. —Przystojny młody człowiek. Cały ojciec. — Poza oczami. Chłopak miał niesamowicie zielony oczy. Takich, które Nikita już od dawna nie widział. Zapewne po matce. Wolał jednak nie poruszać tej kwestii z Andreiem. Nawet on sam po tylu latach, nie zapomniał o swojej Sonyi. — Pewnie nie jest z nim łatwo. Choć wątpię, że kiedykolwiek będzie. Ale nasza rola pozostaje taka sama, prawda? By ich wspierać… Nieważne, jak trudne to będzie.
    Nie wiedział nawet kiedy jego ręce zaczęły błądzić po piersi Andreia.
    — Wiem, że nie powinienem był tutaj przychodzić. I że w końcu będę musiał…— Wrócić do siebie. Na stację. Do Seryozhy. Te słowa zawisły w powietrzu. Niewypowiedziane. — Ja tylko… chciałem się upewnić, że jesteś bezpieczny. — Tak mówił, choć w jego spojrzeniu dało się wyczytać kompletnie co innego. Tęsknotę. Tę, którą dręczyła go, odkąd rozdzielili się przed kościołem. Nim się Nikita zorientował, już się pochylał do Andreia, by ucałować go jeszcze raz.

    Aleksiej został poprowadzony z powrotem do namiotu. Ale nawet tam nie umiał się na niczym innym skupić niż na ojcu. Pozostawał mocno bierny nawet do Olega. Dopiero później zdołał się na tyle ocknąć, by przykuć swoją uwagę ku ukochanemu.
    — Przytulił mnie. — Aleksiej usiadł na pryczy, nadal nie wiedząc, jak sobie poradzić z uczuciami, które w nim obecnie tkwiły. Dłonią zahaczył o włosy Olega, mierzwiąc je delikatnie.— …Przepraszam, po prostu… Nie robił tego, odkąd byłem dzieckiem. Jeszcze ten mężczyzna… — Opowiedział ukochanemu o całej rozmowie, o nieznajomym stalkerze, którego wprowadzono. — Patrzył tak, jakby mnie znał… Ale nigdy go nie widziałem. I to zachowanie ojca- — Zamilkł, zdając sobie nagle sprawę z tego, co robił. Pochylił się, by ucałować Olega. — Przepraszam…Nie powinienem o tym mówić, ale nie daje mi to spokoju. — Przybliżył się do niego, jakby bał się, że ktoś mógłby ich podsłuchiwać. — Nie wypuści nas. Tego jestem pewny. Musimy znaleźć sposób, by się wydostać. Jakbyśmy się dostali do ich zbrojowni…
    I Aleksiej zaczął myśleć, jak miał w zwyczaju.  Zmarszczył brwi, spoglądając co rusz na wyjście z namiotu. Stalkerzy byli bardziej rozkojarzeni, odkąd jego ojciec do nich wrócił. Co nie znaczyło, że oni nie byli obserwowani. Szczególnie martwił się o Chyżego, którego pozycja uległa gwałtownej zmianie. Ciężko było stwierdzić czy mężczyzna nie zechciałby się zemścić. Pozostawał również Giena.
    — Znów się rozkojarzyłem. Ale chcę, byś był bezpieczny — przyznał Aleksiej, chwytając dłonie Olega w swoje.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Sob 18 Lut 2023, 18:02

    Tak jak pierwszy pocałunek przyszedł Andreiowi naturalnie, niesiony tymi dużymi emocjami, tak kolejny sprawił, że musiał je odreagować nieco nerwowym uśmiechem, za nic nie dopuszczając do siebie myśli, że to zdecydowanie Jegorowa wywołuje w nim nowy rodzaj przyjemności.
    - Aleksiej, cóż. Być może jesteśmy zbyt podobni, by znaleźć porozumienie - przyznał, a wypowiedziane na głos było to bardziej dojmujące, może dlatego zupełnie łatwo przystał na kolejny pocałunek. - Wyobraź sobie, że ja tego... Czarnego... zacząłem o to wszystko obwiniać. Gdy ledwo stawiałem krok za krokiem...
    Bez alkoholu wyznaniom Sorokina zabrakło płynności, ale gdy mówił dalej, o bunkrze i stalkerach, o Aleksieju, wreszcie i o sytuacji samego Jegorowa, wyrażał się jasno i precyzynie.
    - Wszyscy ci ludzie, których widziałeś, wszyscy moi stalkerzy musieli dostosować się do tych zasad. Nie możesz odejść. Wiesz, gdzie stacjonujemy. Możesz próbować ucieczki, ale będziemy na ciebie polować. Mógłbyś zostać tu ze mną, sprowadziłbym Seryozhę...
    Potrzebował trochę przestrzeni, zrobił krok w jedną, w drugą stronę.
    - Jestem człowiekiem, który im coś obiecał, ustalił zasady i je egzekwował. Nie mogę postawić ponad to swojej prywaty. Nie mogę, Nikita. Dlatego cię tutaj nie chciałem - uśmiechnął się na tę półprawdę i wspomnienie, gdy prosił, by za nim poszedł. Wciąż tego chciał, ale było to kompletnie iluzoryczne, mrzonka niegodna dowódcy. Z każdą jednak chwilą faktycznie obecność Jegorowa pozwalała jego myślom płynąć swobodniej, na obszary graniczące z niemożliwością, które zazwyczaj natychmiast odrzucał.  -  Macie na Baumańskiej pociąg. Jaka jest szansa, że ruszy? Powiedz mi, czego potrzeba. Części? Jeśli tylko są gdzieś w Moskwie, oni je znajdą. Pójdą za tym. Daj mi tylko nadzieję, ja dam ją tym chłopcom. A przy okazji... wesprę go, Nikito.
    Pokrótce opowiedział mężczyźnie o pomyśle Aleksieja, o wyjściu na powierzchnię, życiu gdzieś poza metrem. Wtedy wydawało mu się to zatrważające, potem wykorzystał tę ideę, by zmanipulować stalkerów z Ambasady, aż wreszcie na Baumańskiej odnalazł choć cień szansy, że w ogóle opuszczenie miasta mogło być możliwe.
    Gdy wreszcie Andrei zakończył, znów zbliżył się do Nikity, by mu tę abstrakcję przyszłości oswoił swoim spojrzeniem. Może i dotykiem.

    Oleg mógł więc tylko czekać, oddech za oddechem. I choć nie czuł się więźniem, siedział uparcie w tym ciasnym namiocie, byle tylko nie wdać się w jakąś dyskusję, by znów nie zrobić czegoś głupiego. Wciąż na myśl o porywaczu, przez którego, zamiast dochodzić do siebie w Polis, Aleksiej musiał to wszystko znosić, aż uderzała go gorączka wściekłości. Sumienie podpowiadało mu też, że to jego wina. Może i dopiął swego, tak, Sorokin żył, przekonał się o tym... i nic nie mógł ze swoją bezsilnością uczynić.
    Bardziej jednak niż samotność i te powracające myśli frustrowało go zachowanie Aleksieja po jego powrocie. Zaczynał powoli tracić cierpliwość, gdy usłyszał to wyznanie o przytuleniu. Wysłuchał go więc już spokojnie, trzymając za dłoń, a w końcu i ciasno go obejmując, oddając pocałunek.
    - Aliosza - westchnął mu przy uchu - Nie wiem, co to wszystko znaczy, ale mów mi, mów mi to wszystko. Bo i mnie się to dziwne wydaje... Nie bój się, ja to taki sam trep, jak oni wszyscy. Na ciebie więcej patrzą, Alioszka. Na swojego Zbawcę. Uważaj.
    A gdy mimo wszystko Aleksiej zaczął snuć swoje plany, Oleg, mimo ich wątpliwej sytuacji poczuł, jak go to bawi i rozczula, jak nie może się opanować i zaczyna się trząść lekko z tłumionego śmiechu.
    - Aliosza... jak taki masz ten swój ton... i tak ci włosy obcięli... to mi się przypomina, jak się po tym wybuchu przebijaliśmy tymi parszywymi korytarzami...  - i gdy Aleksiej jego dłonie ujął, aż sam zerknął na jedną z nich, na mocno zasklepioną bliznę po ranie, którą wtedy pomógł mu obwiązać. Nie wiedzieć czemu tak go te, niewesołe przecież, wspomnienia nastroiły, że zaczął się go domagać, napierać na jego ciało, całować tak inaczej.
    - Chodź do mnie, Bestyjko - rozpiął mu spodnie - O niczym nie myśl przez chwilę.

    Giena powrócił do bunkra przy zmianie wart. Wybaczono mu jego niepoprawne zachowanie, lekko tylko łajając, że to lekkomyślne było z jego strony, że kto wie, co by z nim ten stalker zrobił, jakby go takiego niegramotnego złapał. No i o powrocie dowódcy się dowiedział, a brak szczególnego entuzjazmu w tym temacie puszczono mu płazem. Giena marudny był zawsze, a po śmierci Kostika już mu szans na zmianę nie dawano wielkich.
    - Ten stalker...   - podpytał, gdy mu kamrat na dyżurze w kuchni podał do zjedzenia szarawą potrawkę. - Gdzie on? Pogadać z nim można?
    - Chyba u Pana Dowódcy siedzi. Lepiej mu daj spokój, bez sensu jak mu zaczniesz tymi swoimi teoriami truć. Na początku to lekko przecież nie jest.

    - Do Panicza na słówko - Chyży stanął przed namiotem, który tymczasowo Aleksiejowi odstąpiono. Wejść jednak nie mógł, bo go strażnicy Zbawcy utrzymali na dystans.
    - Zajęty i wizyt nie przyjmuje - jednemu w kominiarce wąskie oczy błysnęły jakimś rozbawieniem. - Chyży, no co ci powiem, jak takie miałeś miękkie serduszko, że oko nadstawiałeś, to musisz mieć twardą dupę, jak cię w nią kopią. Zbawca ma innego faworyta. I powiem ci tak... jakoś w to teraz bardziej wierzę, niż wtedy, gdy się z tobą zadawał.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Pon 20 Lut 2023, 22:32

    Nikita słuchał uważnie Andreia, czując, jak rodzi się w nim poważny konflikt. Nie zniósłby rozłąki z synem, ale jednocześnie  był świadom, że sam pozwolił się wciągnąć w taką sytuację. Mimo niesionej tęsknoty, dzielonych pocałunków, stalker nadal nie wiedział do końca, z kim miał do czynienia.
    Jego oczy rozszerzyły się na wspomnienie o pociągu.
    — Nie żartujesz. Naprawdę chcesz ich pomóc wyruszyć poza Moskwę? — Ten pomysł o dziwo go rozczulił. Na tyle, że aż zbliżył się, kładąc mu dłonie na ramionach.  — Och, Andrei. Wiesz, to piękne marzenie. Dać tym chłopcom, a szczególnie Aleksiejowi nadzieję. To tylko oznacza, że naprawdę kochasz syna. — Zmarszczył brwi, zastanawiając się głęboko. — …To nie tylko kwestia pociągu, a samych torów…A jeszcze maszynista dobry by się przydał. I pociąg należałoby wpierw wyprowadzić z metra… — I pomimo tej bardzo rzeczywistej ocenie sytuacji, Nikita również zaczął się poddawać temu prawie niemożliwemu marzeniu. — Nie wiadomo co tam by czekało, ale gdyby faktycznie była szansa…To chciałbym zabrać się z Seryozhą. By poznał świat, zobaczył, czym jest niebo, zieleń, o której mu tyle mówię. By biegał po piasku, pluskał się w wodzie. Może tak udałoby nam się zajechać aż na Bajkał?
    Nikita aż uśmiechnął się na tę myśl, przypominając sobie o tym, co opowiadał mu Andrei. I chciał się tego kurczowo trzymać. Ale potem pamiętał, że nie miał tutaj wielkiego wyboru. Wyjście stąd mogło się skończyć jego śmiercią.
    Zaczął się trząść lekko, ale nadal patrzył Andreiowi prosto w oczy.
    — Daj mi trochę czasu, by to wszystko przemyśleć — poprosił cicho, próbując uspokoić się ten natłok emocji wewnątrz siebie. — Może… może pokażesz mi trochę ten bunkier?
    I choć tak zaproponował, to ręce niespodziewanie przeszły z ramion na kark mężczyzny, by wreszcie głaszcząc jego policzki. Usta Nikity rozchyliły się lekko, ale nic więcej nie powiedział.

    — A Zbawca patrzy tylko na swojego faworyta —  zaśmiał się cicho. Dobrze znał tego typu dotyk od ukochanego. Nie wzbraniał się temu, wręcz przeciwnie, pomógł ściągnąć spodnie, a potem zaczął dobierać się do rozporka Olega. Pochylił się, by go ucałować w kącik ust.
    — Przyznaj, że ci się to podoba… Czerwony — szepnął mu do ucha.
    A potem mógł już tylko poddać się dobrze znanej mu rozkoszy. Jego myśli się wyciszył, a on sam mógł skupić się na dostarczanej mu przyjemności. Dopiero później usatysfakcjonowany, ucałował ukochanego, by ostrożnie zebrać się.
    Oleg miał w jednym rację. To on był Zbawcą. To na niego głównie patrzyli. Uważał, że było to coś, co mogliby dobrze wykorzystać. Dlatego postanowił nie tracić czasu, informując o tym krótko mężczyznę. Niech on będzie odwracał ich uwagę, gdy Oleg mógłby spróbować znaleźć sposób, by się stąd wydostali.
    Narzucił szybko co na siebie i od razu wyszedł, by być świadkiem, jak strażnicy próbują zbywać stalkera.
    —  Chyży…—   Aleksiej poprawił koszulę, która niezbyt ukrywała to, co właśnie robił.
    Spojrzał prędko na strażników, na co westchnął cicho. Za nic nie szanowali z prywatności. Zakładał, że winnym był jego ojciec. Sprawdził czy Olegowi aby nie zachciało się iść z nim, by wreszcie kiwnąć do stalkera.
    — Chodźmy gdzie indziej.
    Gdziekolwiek nie poszedł Zbawca, wszędzie było tłoczno. Ostatecznie zdecydował się stalkera zaprowadzić do jadalni. Aleksiej mógł mieć co najwyżej nadzieję, że hałas zagłuszy rozmowę.
    — Jak twoje oko? — zapytał, powoli siadając. Ktoś zdołał mu już podać porcję potrawki. Nie ruszył ją jednak, wpatrzony w Chyżego.
    — …Masz może papierosy? — Jeśli faktycznie posiadał, to wziął sobie jednego, chcąc resztę zachować Olegowi. Nieważne ile razy próbował, nadal się krzywił już przy samym dymie. — Wiem, że nie przyszedłeś na zwykłą pogawędkę. Mów, o co chodzi.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Wto 21 Lut 2023, 18:43

    Kochać syna - wypowiedziane na głos brzmiało to dla Andreia osobliwie, aż na moment zbiło go z tropu, ale na szczęście Nikita mówił dalej, przyciągając go swoimi słowami, wpierw ku rzeczywistości, później ku marzeniom, których pewnie sam nie zdecydowałby się rozwinąć aż tak. I już chciał wrócić do planowania, do wszystkich tych kwestii, które mrzonki przekształciłyby w cel, gdy Jegorow dotknął jego twarzy i okazało się, że czułość była dla niego trudniejsza w nauce niż tęsknota.  
    - To, co robisz, mocno mnie dekoncentruje - zwierzył się szeptem, nie odrywając spojrzenia od ust towarzysza - I, jeśli mam być z tobą szczery, nie chcę w tym stanie opuszczać tego pokoju.
    W Rzeszy zabijano za tego typu skłonności, miał to z tyłu głowy, ale z niejakim zaskoczeniem przyjął fakt, że przy Nikicie nie idzie za tym żaden dyskomfort. Ani nie zawahał się, by te wargi ucałować, ani gdy przesunał dłoń niżej, na biodro mężczyzny.
    -  Jestem w stanie dać ci trochę czasu na te twoje przemyślenia, stalkerze Jegorow - wydawało mu się, że tym niby żartem odciąży samego siebie od tego ewidentnego pociągu ku niemu, stało się jednak zupełnie odwrotnie. I chyba nikt wcześniej nie słyszał tak specyficznego tonu Andreia - Ale jeśli chodzi o fizyczne aspekty naszej znajomości to jest to sprawa do ustalenia bez zbędnej zwłoki.    

    - To jedno, które mi zostało, ma się świetnie - odparł ze śmiechem, zajmując miejsce naprzeciw Aleksieja, ale pochylił się ku niemu, by tę przestrzeń między nimi zawęzić. Zapytany o papierosy faktycznie wyciągnął z kieszeni metalowe pudełko, ale nie poczęstował, obracał je w dłoniach, czasem lekko stukając o wysłużony blat.
    -  Tak, Paniczu... wiesz... naprawdę nie sądziłem, że tak się to potoczy. Nawet nie chciałem - nie uciekał spojrzeniem, należąc do osób, których zieleń oczu Aleksieja fascynowała bardziej niż niepokoiła. - I chyba mi się zdaje, że poznaję tego twojego Olega, tam z Polis - wziął dla siebie jednego papierosa, nie odpalał go jednak - Ale tak tego nie zostawię, Paniczu. Nie tak, jak jest. Tu zasady są proste, czujesz je już, czy jeszcze nie? Silniejszy wygrywa. Mogę się o ciebie z nim tłuc... mogę go i zatłuc. Wygram przecież. I wiem, że ty też to wiesz. Przecież tak dobrze się znacie... - zaśmiał się lekko, wreszcie podał Aleksiejowi papierosa, który trzymał w palcach. Zaoferował mu też ogień. - Ale ja nie chcę zabijać... wtedy go nie zabiłem... i teraz też bym nie chciał. I nie chciałbym patrzeć, jak płaczesz po kątach. I nie chciałbym, żebyś potem na mnie z nienawiścią patrzył. Więc rozegraj to, jak tam sobie uważasz, powiedz mu, co chcesz. Masz być mój. Nie musisz mnie kochać. Nie tknę cię. Ale masz być ze mną.
    Wziął kolejny papieros, sam zapalił, westchnął głębiej.
    - Uratowałem twoje piękne oczko, Paniczu. I nawet, jeśli jesteś pieprzonym kłamcą... o co bym cię nigdy nie podejrzewał... spełnisz swoją część umowy. Ucieszysz mnie. Ucieszysz, Paniczu? - uśmiechnął się znów, mniej radośnie niż zwykle, jakby poczuł jakiś ból, może rana jeszcze mu doskwierała. Mimo to wysunął dłoń z pudełkiem papierosów, by mu je wszystkie podarować.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Sro 22 Lut 2023, 22:03

    Nie sądził, że kiedyś tego typu słowa będą w stanie go tak nakręcić. Pozwoliło to przez chwilę odegnać te wątpliwe myśli i skupić się na mężczyźnie przed nim.
    — Oczywiście, dowódco Andreiu. Wypada ustalić niezbędne szczegóły — mówił, nie kryjąc uśmiechu na twarzy. Sam go mocno objął w pasie, by znowu pocałować. Nie robił tego jednak łapczywie. Smakował Andreia, czasem podgryzając jedną z warg, samemu pozwalając na to samo, jeśli mężczyzna chciał. A gdy w końca się odsunął, usta miał poczerwieniałe i nieco opuchnięte od pocałunku. Spojrzeniem poprosił o pozwolenie, by mógł wyrwać się z objęć. Podszedł ostrożnie do pryczy, rozpinając kurtkę. Cały jego drogocenny sprzęt, łącznie z kamizelką został zabrany przez stalkerów. Ściągał ubrania w milczeniu, ale tylko górną część i buty.
    Nie byli przecież młodzieniaszkami. Nie było tutaj pożądliwego rzucania się na siebie, gwałtownego rozbierania.  Wszystko było bardziej powolnym poznaniem siebie nawzajem, ich ciał, jak reaguje na dotyk. Szczególnie że nie miał pewności, że ktoś taki jak Andrei miał doświadczenie z mężczyzną. Dla Nikity również trochę minęło, będąc przez ostatnie lata wierny Sonyi, nawet po jej śmierci.
    Prycza zaskrzypiała, gdy na niej usiadł. Jeśli Andrei zdołał podejść, chwycił go za dłoń i położył na swoim torsie. Chciał, by sam zaczął badać jego ciało. Daleko odbiegało od ideału przy tych bliznach. Może dlatego nie potrafił z początku tak dotknąć Andreia. Poza jednym miejscem. Pozostałość po ranie. Tej, która pozwoliła im się spotkać.
    Poruszył się niespokojnie. Wzrokiem powędrował na swoje spodnie a potem na Andreia.
    —  Zdejmij je… jeśli chcesz.

    Aleksiej drgnęły powieki na wspomnienie o Olegu. Gdyby nie to, że nie wydobrzał kompletnie, sam rzuciłby wyzwanie temu  mężczyźnie. Stawiał warunki, typowe dla kogoś, kto bał się stracić swoją pozycję. Szczególnie po tym wszystkim, co zaszło. Do samego końca nie rzekł do niego ani słowa. Zgasił tego obrzydliwego papierosa o stół i się pochylił, jakby chcąc sięgnąć po paczkę.
    Zamiast tego chwycił go mocno za dłoń, zmuszając by się pochylił w jego stronę. Sam zrobił to samo, patrząc mu w oczy. Wydawało się, że zaraz coś powie, ale Aleksiej tylko się uśmiechnął, zabierając w końcu paczkę. Wstał, biorąc ze sobą jedzenie i odszedł, nawet nie spoglądając na Chyżego.
    Już raz nie powiedział czegoś Olegowi. I wtedy Szestakow niemal zdołał ich rozdzielić. Dlatego postanowił nie czekać z tym, gdy wrócił do namiotu. Stając przed Olegiem, podał mu paczkę papierosów. Chciał na chwilę zobaczyć choć namiastkę radości na jego twarzy.
    — Ufasz mi? — To były pierwsze słowa, jakimi przywitał ukochanego. I tym samym opowiedział o jego spotkaniu z Chyżym. O tym, co zasugerował. O tym, że musiał się zgodzić. Szybko przyklęknął przy Olegu, by temu nie zechciało się zaraz wylecieć z namiotu i zacząć go szukać.
    — Posłuchaj Oleg… Nie pozwolę, by coś ci się stało. Nigdy — Zacisnął dłoń na dłoni Olega, by unieść ją i ucałować. — Dlatego zrobię, co będę musiał. Przywdziać maskę Zbawcy. Byś ty mógł działać. Musimy się stąd wydostać. Spróbuj porozmawiać z niejakim Gieną, albo z tym stalkerem, co go do ojca zaprowadzili… We dwójkę byłoby ciężej uciec, potrzebujemy sojuszników, chyba że dalibyśmy radę skontaktować się ze Spartą.
    — Nie dotknie mnie — mówił dalej. — Nie pozwolę mu.  — Tutaj wyciągnął nóż, który udało mu się ukraść stalkerowi przed mostem. — Ja się nim zajmę.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Czw 23 Lut 2023, 20:59

    Początek tego doświadczenia zastał Andreia znieczulonego na wszelkie przeciwności fizycznym pociągiem do towarzysza. Gdy jednak obserwował, jak się rozbiera, z tą coraz wyraźniejszą świadomością, że sam również będzie musiał się przed nim obnażyć, nie tylko fizycznie, ale i emocjonalnie, na moment stracił pewność własnych decyzji. Nie dlatego, by ta forma kontaktu wywoływała w nim opór, a dlatego, że emocjonalność, którą mógł zaoferować, mogła nie spełnić postawionych przed nim wymagań.
    - Nie pamiętam, bym kiedykolwiek czuł się tak... - szukał odpowiedniego słowa wodząc dłonią po skórze Nikity, po jego bliznach i każdej z niedoskonałości, która wydała mu się interesująca, warta poznania. - Niekompetentny.
    Spojrzał mu w oczy, szukając jakiejś odpowiedzi na niezadane pytania. Jegorow jakby czytał mu w myślach podsuwając kolejny krok. Przystał na to, sięgnął do jego spodni, sam podarował sobie jego nagość. I choć jej widok sam w sobie nie podbił jego pożądania, zapach i ciepło, z którego mógł teraz korzystać swobodniej, już tak. Zapragnął to znowu poczuć. Poczuć, jak Jegorow ofiarowuje mu przywilej odnalezienia swojego prostego, przyziemnego człowieczeństwa.  
    Odsunął się, by w ciszy rozebrać i siebie. I choć był posiadaczem aryjskiego, harmonijnego ciała, nie robił tego ze szczególną pewnością. Rana, ta skaza o dziwo interesująca partnera, stanowiła raczej powód do niezadowolenia - spinał się, gdy dotyk wędrował w tamto miejsce.
    - Nawet jeśli podziwiałem w młodości pewnych mężczyzn, to tylko na dystans - zwierzył się i usiadł przy Jegorowie, by przylgnąć do niego mocno, szukając dla siebie jego ciepła i zapachu, od razu czując ni przyjemne ni drażniące fale dreszczy wywołujące gęsią skórkę. Mało, za mało mu było tego ciepła. Wychładzał się szybko - Ale wiem, że mnie dobrze poprowadzisz. Jak zawsze. Co powinienem zrobić?

    Chyży uśmiechał się jeszcze jakiś czas, gdy został sam. Patrzył na zagaszonego papierosa, świadectwo jakiejś emocji, która pozwoliła mu zgadnąć, że jego propozycja została niechętnie przyjęta. Oparł skroń na dłoni, umiejętnie zawiązany opatrunek trzymał się zupełnie dobrze. Pogładził lekko ciasno przylegający bandaż, jakąś namiastkę prawdziwej troski, którą mu Zbawca okazał, nabierając ponurej świadomości, że to zwycięstwo ma w sobie sporo goryczy.
    A choć może nikt nie słyszał ich rozmowy, to wielu ja obserwowało.
    - Oj Chyży, Chyży... Tragedia z tego będzie - powiedział mu ktoś.
    Giena też przyglądał się temu kątem oka kończąc swoją porcję. Milczał jednak, a gdy nowy stalker nie pojawił się na posiłku, zebrał się z miejsca i ruszył w stronę kwatery Dowódcy, tylko po to, by dowiedzieć się, że rozmowa jeszcze się nie zakończyła.

    Oleg złapał pudełko z papierosami i faktycznie uśmiechnął się krzywo.
    - Jesteś cholernie sprawnym złodziejaszkiem, czy to przydział dla zbawców? - zaśmiał się, powąchał je tylko, bo zapalniczkę mu zabrali. A potem i tak odechciało mu się palić, gdy Aleksiej wyłożył mu treść rozmowy z porywaczem. Spięty był i pochmurny, kilka razy przewrócił oczami, może i chciał przerwać, ale ostatecznie wysłuchał w milczeniu do końca, wzdychając tylko i przecierając twarz w poczuci bezsilności.
    - Ufam ci, Aliosza, tylko tym chujom nie - skrzywił się, może miał to być uśmiech, który zupełnie mu nie wyszedł. Ułożył dłoń na jego policzku, spojrzał tak, że Aleksiej nie mógł mieć wątpliwości, że jest jego sensem życia, największym skarbem - Zrobimy, jak mówisz. Tylko uważaj na siebie. Tak... ja... zrobię, co trzeba.
    Zerwał się wreszcie, by jakoś te tętniące emocje wyładować.
    - Gdybym go wtedy... ale byłem... za słaby byłem, by cię obronić przed... Noż suka! -opanował się jednak szybko, by mu tego wszystkiego nie utrudniać. Nawet uśmiech wreszcie mu się udał - Dobra, Aliosza, pocałuj mnie tylko i zabieramy się za tę robotę.

    Po jakimś czasie Chyży znów pojawił się w pobliżu namiotu.
    - Coś ci już chyba powiedziałem... - stalker strażnik znów ruszył, by Chyżego utrzymać na dystans, ale ten wskazał go tylko palcem, na co tamten przystanął.
    - Nie przyszedłem po Zbawcę - rzucił z uśmiechem, zupełnie wesoło - Ciebie wyzywam, Vova. Odszczekasz wszystko, co powiedziałeś. Więc lepiej nic już nie mów, byś za dużo tego nie miał.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Sob 25 Lut 2023, 21:17

    Nikita gładził go po plecach, samemu przylegając mocniej. Robił to bardziej niepewnie, jakby bał się lub uznawał siebie za niegodnego, by dotykać takiego ciała. Andrei mógł być starszy od niego, a i tak widok jego ciała sprawiał, że Nikita chciał instynktownie zasłonić własne.
    — Czyli faktycznie nie masz w tym doświadczenia… — wypowiedział na głos ten fakt i poczuł to ukłucie niepokoju. Próbował jednak zdławić je w sobie, skupiając się na powierzonym zadaniu. — Dobrze. Poprowadzę cię. Jak najlepiej umiem — uśmiechnął się przy tym lekko, by chwycić za dłoń Andreia. Położył ją na swoim torsie. — Poznaj mnie, Andrei. Dotknij i całuj.  — I potem kierował dłonią mężczyzny tam, gdzie miał potem złożyć pocałunek, samemu badając jego ciało.
    Zachęcił, by się razem położyli. To pomagało w wymienianych pieszczotach, które z czasem i Nikita dawał z większą pewnością. Dotykanie takiego ciała był niemal przywilejem i ledwo się powstrzymywał, by nie zostawić na jego skórze jakiegoś śladu. Śladu, że je widział, dotykał.
    — Niżej… — wymruczał w pewnym momencie, ciało coraz bardziej reagowało na wszystko. I próbował faktycznie pokierować Andreia niżej, wprost na swoją męskość…
    I wtedy nagle wzdrygnął się cały. Oparł się na łokciach, jego twarz poczerwieniała, oddech przyśpieszony.  
    — Nie musimy iść jakoś daleko… Możemy skończyć tutaj…— szepnął, ale jego wzrok i tak instynktownie skierował się w dół.  — Ale jeśli chcesz… To dotknij. Tylko wtedy też bym chciał — przyznał szczerze, opierając rękę na biodrze. Wziął głęboki wdech, patrząc wreszcie w oczy Andreia.

    — Uważaj na siebie  — szepnął, nim faktycznie pocałował go, długo i zdecydowanie, by wreszcie dość wolnym krokiem wyjść z namiotu i przywdziać maskę Zbawcy.
    Widać ich plan musiał zostać wprowadzony natychmiastowo. Aleksiej podszedł do drugiego strażników, gdy tamta dwójka widocznie się na coś szykowała. Drugi strażnik, blondyn, spojrzał na niego z ukosa, by zaraz się wyprostować przed nim.
    — Chyży wyzwał Vovę —skwitował krótko mężczyzna, nie kryjąc swój dziwny akcent. Aleksiejowi ciężko było stwierdzić, skąd mógłby on pochodzić. Nazywali go tutaj Kieł, choć nie dowiedział się dokładnie, skąd przezwisko.
    — Zbawca tam idzie? — Kieł zarzucił karabin na ramię, spoglądając wyczekująco na Aleksieja. — Zostawia Zbawca swojego-
    — To tylko… sposób na umilenie czasu — wyjaśnił Aleksiej, próbując ukryć trud, jaki niosły ze sobą te słowa. — Czeka mnie teraz coś ciekawszego.
    Kieł zmrużył oczy, ale nic nie odpowiedział. Aleksiej zabrał go ze sobą, dając szansę Olegowi, by ten wymknął się niepostrzeżenie z namiotu. On w tym czasie zamierzał uwagę większości skupić na tej walce.
    — Macie czas na takie głupoty, więc lepiej postarajcie się, by było to warte mojego czasu. — I podszedł bliżej Chyżego, gładząc mu dłonie na ramieniu. — Bo postarasz się… Dla mnie? — mówił, ignorując szepty wśród stalkerów. Robił to, co tamten chciał: umacniał jego pozycję, a na wspomnienie o Olegu, Aleksiej ograniczał z bólem rolę ukochanego jako chwilowe umilenie sobie czasu.
    Wreszcie odsunął się, ruchem ręki nakazując, by mężczyźni zajęli pozycje.
    — Gdzie jest mój ojciec? — zapytał przypadkowego stalkera.
    — Nadal u siebie z tamtym stalkerem.
    Aleksiej zmarszczył brwi, ale nic więcej nie powiedział. Skupił się na widowisku, które miało się zaraz zacząć.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Nie 26 Lut 2023, 12:21

    Andrei zrobił dokładnie tak, jak go pouczono. Był człowiekiem dojrzałym, wywodzącym się z purystycznych środowisk, ciężko byłoby wymagać od niego wirtuozerii czy wysokiego libido. Gdy jednak czuł jakikolwiek przejaw niepewności ze strony partnera, robił to, co, jak mu się wydawało, tę niepewność przegoni.
    Miał tylko dwa punkty odniesienia - przyjemność, którą dawał kobietom oraz to, co sam za przyjemne uważał i z braku lepszej opcji raz jedno raz drugie przelewał na Nikitę i obserwował rezultaty. W pewnej chwili wsparł się na łokciu i dotknął sutków mężczyzny, potem je ucałował.
    - Ja za tym nie przepadam, ale może ty...? - i w zależności od preferencji Jegorowa kontynuował to lub porzucił. Tak się tego uczył.
    Okazało się też, że nie ma specjalnie podzielnej uwagi i gdy jakaś pieszczota szczególnie przypadła mu do gustu, jak dotyk na podbrzuszu czy przy kręgosłupie, zastygał, by ją przeżywać w pełni. Komunikaty wysyłał więc zupełnie jasne. Wkrótce jednak musiał zmienić to pouczające, ale metodyczne podejście. Ciało domagało się więcej. Chłodu nie czuł już zupełnie, mógł działać swobodniej, a prosty instynkt pchał go w tym wszystkim dalej. Gdy więc Jegorow wstrzymał ich, z pewnym trudem i niejakim zaskoczeniem wysłuchał go niemal do końca. Niemal, bo jednak wszedł mu w słowo.
    - Jeszcze nie skończyliśmy - sam skierował dłoń kochanka ku sobie, by się tym samym odwdzięczyć.
    Na tym etapie podniecenia intencja zaspokojenia drugiego mężczyzny była absolutnie oczywista, uczciwa, Andrei nie poczuł nawet cienia oporu. Może później, może gdy będzie już po wszystkim, ale nie wtedy. Wtedy po prostu ujął go w dłoń i robił to tak, jak sam lubił. O nic nie pytał, milczał, jedynie jeśli Nikita go korygował, to szedł za jego wskazówkami. Sam nie potrzebował wiele, partner nie musiał wykazywać specjalnej finezji, by go doprowadzić.
    Jeśli udało się im obu zaznać spełnienia, Andrei jeszcze chwile utrzymywał w sobie to pulsujące ciepło i z zamkniętymi oczami cicho świszczał oddechem przy uchu Nikity. Dopiero po chwili nakrył ich obu i spojrzał na jego twarz, jak na obiekt, a w końcu w oczy. I tyle było do powiedzenia, tyle miał dla niego kategorycznych decyzji i łagodnych wyznań. Nic z tego jednak nie przeszło mu przez gardło, westchnął więc tylko i ciasno go przytulił.
    - Ktoś musi zająć się dziećmi.

    Ufał mu, nie kłamał, ale gdy usłyszał to, co do Kła mówi o nim Zbawca, poczuł ten dyskomfort wyraźnie. Wkrótce okazało się jednak, że było mu to tylko na rękę - udawać tak dobrze nie potrafił, ale przekształcanie prawdziwych emocji - to przyszło mu już łatwiej.
    - Umilenie czasu, tak? - rzucił już, gdy Aleksiej odchodził z całą resztą. - Nie przychodź już do mnie, słyszysz?! Nie będę twoją pieprzoną zabaweczką! Jebany niewdzięcznik... - nikt się nawet na niego nie obejrzał. Nieważne. Pokrzyczał sobie, to mu pierwsze emocje zeszły. Rozejrzał się po opuszczonej prawie zupełnie części sypialnej bunkra, po dobrze utrzymanych przewodach, otworach w sklepieniu z miarowo pracującymi wentylatorami, osłoniętymi kratami świetlówkami, namiotami ustawionymi funkcjonalnie. I jeszcze na koniec zazdrość go zakuła. Włożył papierosa między wargi, ale znów uświadomił sobie, że nie ma ognia. Zaklął i ruszył się wreszcie, by za dużo nie myśleć. Giena...

    Pojedynki to nie była tylko dla tych młodych mężczyzn i chłopców dzika rozrywka. To był też jakiś rytuał, sport, niemal przyjemność ustawiająca braterstwo, promująca siłę. Ten, kto mógł, zbierał się więc, patrzył, budował przynależność, łapał te skrawki emocji. I dobrze się to im w głowach układało, gdy ktoś taki, jak Aleksiej, przykład ideału człowieka zaszczepionego w nich przez Andreia, dawał temu przyzwolenie.
    Chyży przeczuwał, że jego szantaż poskutkował, ale dopiero, gdy poczuł dotyk swojego Panicza, naprawdę się o tym przekonał. Nie był głupi, nie miał złudzeń, że to wszystko przyjdzie im tak łatwo. To, co wymusił, zamierzał jednak utrwalić. Przytrzymał go więc lekko przy sobie, ucałował jego dłoń.
    - Będzie ci dobrze ze mną - szepnął do niego, jakaś czułość w tym była, a może wyrzuty sumienia. - Będzie nam razem dobrze.
    Vova zajął swoje miejsce, ale wcale nie zwracał się do przeciwnika, stał przodem do Aleksieja, wciąż z twarzą zasłoniętą kominiarką - to nikogo nie dziwiło, więc musiał mieć ku temu jakiś powód. Gdy jednak założył ręce, lekki pomruk zaskoczenia przebiegł po zgromadzonych.
    - Wyzwanie przyjmuję, ale jakoś mi się nie widzi teraz z Chyżym walczyć. Od dwóch dni się z kimś leje, to na powitaniu, to z tym nowym... Jeszcze oko stracił. Przełóż nam to, Zbawco. Stanę z nim... za jakiś czas. Jak to sensu nabierze - rzucił Aleksiejowi intensywne spojrzenie. Może była to i prawda, że się z rannymi nie chciał bić, a może nie chciał się narażać na odszczekiwanie słów, które rzucił - a których odszczekiwać zupełnie nie miał ochoty. I choć nic na ten temat nie wspomniał, był przecież tym człowiekiem, który widział, jak się Aleksiej z Olegiem przy moście witał. I swoje uważał.

    - Hej, bracie... widziałem cię tam... wtedy... Masz ogień? - Oleg nie wiedział jeszcze, jak tego Gienę znaleźć, ale gdy wypatrzył znajomego stalkera trzymającego się gdzieś z boku, mógł mówić o szczęściu. Przedstawił, spytał o imię. I choć właściwie jakiś ludzki odruch go do niego sprowadził, to wspomnienie jego żalu, już po chwili mogli porozmawiać bardziej otwarcie, paląc po jednym z papierosów Chyżego.
    - Już mnie tu nic nie trzyma. Najpierw go na straty spisali... potem nie uratowali... a mogli, na pewno. Tacy bracia... - mówił chłopak, imienia Kostika nie wymieniając ani razu. - Ale taka sprawa, że chyba przeze mnie tu ten stalker trafił. Ja z nim najpierw muszę się rozmówić. - kiwnął głową w stronę wyjścia do pokoju Dowódcy. - To i czekam.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Pon 27 Lut 2023, 18:27

    Dzięki Andreiowi, wątpliwości Nikity zniknęły i wreszcie mógł zaspokoić kochanka. Sam pchnął biodra do przodu, czując na sobie rękę mężczyzny. Czasem co syknął cicho, gdy tempo było zbyt wolne lub za szybkie, by mogli wreszcie dotrzeć do wzajemnego spełnienia. Nikita starał się uspokoić oddech, a gdy byli nakryci, parsknął cicho, samemu obejmując Andreia.
    — To duzi chłopcy, poczekają jeszcze te kilka minut — Ucałował go w czubek nosa, by potem zacisnąć mocniej objęcia. Był to jego sposób na przedłużenie tej chwili, nim natrętne myśli znów zaczną nachodzić jego umysł. Ale jak wszystko i to przeminęło, dlatego Nikita w końcu rozluźnił uścisk, choć nie powstrzymywał się od mniejszych pieszczot. Wreszcie prycza zaskrzypiała, gdy stalker znów na niej usiadł. Starał się szybko ogarnąć siebie, by wreszcie stanąć ubrany w pokoju.
    Nagle rozległo się ostrożne pukanie. Nikita spojrzał na drzwi, a potem na Andreia.
    — Chyba już się niecierpliwią…— uśmiechnął się i potem znów podszedł bliżej, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć… Choć sam nie wiedział dokładnie co. Zamiast tego ścisnął go tylko za dłoń, dodając w końcu: — Nie będę ci już przeszkadzać. Pozwiedzam trochę, zobaczę, jak się urządziłeś. A później wrócę… jeśli nadal będziesz chciał. Może do tego czasu zdołam… — Zdoła co zdecydować.
    I sam podszedł do drzwi. Gdy je otworzył w progu stanął Kieł, który zaskoczony, zaraz się cofnął. Nikita tylko kiwnął do chłopaka, by wreszcie odejść. Nie zaszedł jednak daleko, gdyż szybko zauważył znajomą postać.
    — Giena, prawda? To ty? — Nikita żwawiej podszedł do chłopaka. — Tak się cieszę, że jesteś cały. Jak się czujesz, już lepiej? — Pytał, kładąc mu dłoń na ramieniu w czysto ojcowskim geście. Dopiero potem jego wzrok skierował się na Olega.
    —  Dałbyś jednego, synu? — zapytał i jeśli dostał papierosa, to dołączył do nich, chętnie wypełniając płuca znajomym dymem. Nikita lekko przechylił głowę, przez chwilę w milczeniu przyglądając się Olegowi.
    — Masz podobne oczy co Andrei, wiesz? Jesteś może jednym z jego synów? —  zapytał z ciekawości Nikita, choć chłopak poza oczami, nie miał w zasadzie żadnych podobieństw do mężczyzny. W przeciwieństwie do Aleksieja, którego zresztą miał nadzieję jeszcze zobaczyć. — Ach, suka, wybaczcie chłopcy. Jestem Nikita. — zawahał się, przez moment nie wiedzą co odpowiedzieć. — …Towarzyszyłem Andreiowi w drodze tutaj. Nie miałem tak daleko zajść z podróżą, ale… chyba nie posłuchałem. — Spojrzał tutaj przepraszająco na Gienę.

    Kieł w tym czasie zajrzał do środka. Wnętrze pachniało czymś, o co młodzieniec nie zamierzał nawet pytać. Podrapał się po brodzie, podchodząc wolno do Andreia.
    — Nie chciałem Dowódcy przeszkadzać — Kieł wyprostował się, patrząc wprost na mężczyznę. Próbował ignorować ten wewnętrzny strach przed osobą przywódcy.  — Walka… walka rozpocznie się za niedługo. Chyży chce walczyć z Vovą. Chłopcy chętnie by zobaczyli tam dowódcę. Zbawca również już tam jest.

    Aleksiej zagryzł wargą, chcąc się powstrzymać od powiedzenia czego Chyżemu, może nieco za szybko wyrywając dłoń, gdy tamten ją ucałował. Starał się jednak nie uciekać z objęcia Chyżego, mimo że z każdą chwilą przynosiły one tylko większy dyskomfort. Wreszcie mógł się wyswobodzić, gdy Vova wyraził swoją niechęć do pojedynku.
    — Przełożyć? Dobrze słyszę?  — Aleksiej przychylił głowę i parsknął głośno.— Vova. Jeszcze ktoś pomyśli, że jesteś tchórzem! — powiedział już nieco głośniej, chcąc tym przyciągnąć uwagę reszty. — I ktoś taki miałby mnie chronić? — Aleksiej podszedł bliżej, odwzajemniając spojrzenie Vovy. — Chyba nie chcesz mnie zawieść, Vova? Skoro Chyży rzucił ci wyzwanie, to znaczy, że jest pewny swojej siły. Ale ty chyba nie? — Aleksiej mógł usłyszeć rosnące szepty wśród innych stalkerów.
    — Pokażcie na co was stać — Aleksiej odwrócił się do Chyżego. — Szczególnie ty.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Wto 28 Lut 2023, 20:12

    Pocałunek w nos i te wszystkie drobne pieszczoty po wszystkim były dla Andreia czymś bodaj najmniej spodziewanym, obserwował więc Nikitę inaczej niz zwykle, dziwnie tym rozczulony.  Gdy nadszedł jednak czas powrotu do obowiązków, nie ociągał się, nie był również zbyt skory do zwierzeń czy dalszych czułości.
    Kieł zastał go jeszcze w dość nieformalnym stanie, gdy zapinał mankiety płóciennej, szarawozielonej koszuli.
    - Nie przeszkadzasz mi. Chłopcy pełni chęci do życia. To cieszy....- powiedział może bardziej do siebie, ale młodzieńca również obarczył swoją uwagą podchodząc do niego bardzo blisko, naruszając osobistą przestrzeń - Elias... twoim zadaniem było strzec Aleksieja. Dlaczego więc nie ma cię teraz przy nim? - przesunął dłoń po jego jasnych włosach, wyjątkowo odpowiadającym aryjskiemu ideałowi. Było jednak w tym geście coś nieodparcie złowieszczego - Poprzestańmy tym razem na słownej reprymendzie. Nie zawiedź mnie więcej.  

    Oleg aż wstrzymał oddech
    - To ja cię tu papierosem częstuję, wujaszku, a ty mi tak źle życzysz? Ja - synem Sorokina? - i choć chciał jakoś z tej sugestii wisielczo pożartować, ręka w której trzymał swój już niemal sam niedopałek zadrżała, gdy w uszach rozbrzmiał znajomy dziecięcy śmiech. Jego zachowanie sprawiło, że nawet Giena patrzył na niego z większą uwagą, co wywołało tylko większe rozdrażnienie. - No co taki zdziwiony? Jednego zabił, drugiego zniewolił. Jebany naziol, suka...
    - Dziwnie coś gadasz... Jak to że zabił?
    - Zabił.
    - Kłamiesz.
    Tu Oleg już na słowa Gieny pokiwał tylko głową, a w oczy Nikicie patrzył tym andreiowym błękitem. I jakoś zdołał ten mrok przemóc w sobie i swoją zjawę odegnać. A nawet jakoś się do niego uśmiechnąć.
    - No ale właściwie to i owszem, prawie synem, suka jego mać, bo jestem jego... no... - obrócił dłonią i zerknął w bok, szukając słowa - zięciem. I muszę stąd Alioszę wydostać. Musimy. Do Sparty... czy gdziekolwiek. A razem będzie łatwiej. Co wy na to?
    Giena jakby sposępniał, milczący i nieufny.

    Vova, widząc, że nic tak nie wskóra, już nawet na te zaczepki Zbawcy nic nie powiedział. Chyży za to uśmiechnął się do Aleksieja, a do przeciwnika wyciągnął ramiona.
    - Możesz odszczekiwać i bez walki - zaproponował, co było w sposób oczywisty nie do przyjęcia. Strażnik Zbawcy zdjął tylko sweter, poprawił kominiarkę i te oczy, jak węgle, wlepił w Chyżego... a potem i w Dowódcę, który pojawił się przy swoim synu w obecności Kła. Stawka więc wzrosła.
    Zaczęli wreszcie, aż kurzem wezbrało i gwarem. I choć wydawało się, że walka jest najzupełniej wyrównana, dla wprawnego oka różnica między walczącymi była z czasem wyraźna.
    - Potrafisz przeczytać to starcie, synu? - Andrei odezwał się do Aleksieja, ale nie wymienił z nim spojrzenia, wciąż obserwując zmagania nabierające gwałtowności. Z czasem i brutalności. - Volodymyr walczył zawsze, bo musiał. Potrzebował być... silnym i zaradnym. Chyży... Wydaje się, że po prostu w tym gustuje. Chętniej się tego uczył i częściej to robił. Czy to, że jest osłabiony, może mieć znaczenie? - uśmiechnął się, ułożył dłoń na ramieniu Aleksieja - Raczej niespecjalnie. Wola wygra z przymusem.
    I prawie w tym samym czasie Vova wrzasnął. Chyży zatoczył się odskakując, zaśmiał chrapliwie, splunął do ognia krwią i śliną, zerknął przez ramię, jak przeciwnik wije mu się w bólu. Zebrał się jednak, podszedł do niego i mu ten wybity bark od razu nastawił, a nawet siadł przy nim i w ramiona go wziął uśmiechnięty szeroko i zasapany. Cisza zapadła bez jednego polecenia.
    - To teraz Vovka... - cmoknął go lekko w skroń - Szczekaj.
    -  No, wygrałeś... wygrałeś Chyży... Już nic o tobie i Zbawcy nie będę gadał - mruknął, próbując usiąść, wydostać się z tych objęć.
    Zwycięzca nie pastwił się już nad przegranym, pozwolił na to. Żadnego tryumfu nie odebrał, nawet ręki nie wzniósł, poszedł prosto do swojego Panicza. A taki był na nim skoncentrowany, że Pana Dowódcy nie dostrzegł aż do samego końca.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Czw 02 Mar 2023, 00:34

    Nikita aż znieruchomiał, patrząc wprost na Olega. Nagle wiele emocji naraz wezbrało się w nim. Poza oczywistym szokiem i złością, było też rozczarowanie, smutek. Aż zaklął cicho. Sam przecież sobie mówił, że nie obchodziło go, kim był Andrei. Nie miał się dowiedzieć więcej, niż było to potrzebne. Te nowe informacje krążyły jego w głowie, powodując kompletny chaos.
    — Co ty… co ty mówisz? Własnego syna…? Nazista? — Pokręcił głową, czując nagłą potrzebę oparcia się o ścianę. — Ach, suka…. W co ja się wmieszałem — wymamrotał, aż zaśmiał się, jakby z bezsilności. Ale na tym młodzieniec nie poprzestał.
    — Zięciem? Czyli ty i Aleksiej…— To była również dość nietypowa informacja. Przez chwilę Nikita spojrzał wstecz, zaczął myśleć nad tym, co mu mówił Andrei na Baumańskiej. — Ale skoro jest twoim partnerem… to nie powinieneś być przy nim? Jeśli to co mówisz, jest prawdą…—  Potrzebował choć na chwilę się skupić, zebrać myśli.
    — Polis jest stosunkowo blisko. Tylko czy Sparta by wpuściła? Znacie kogoś stamtąd?  — Popatrzył na nich. Zmarszczył brwi, gdy spojrzeniem na trafiła na Gienę. — Hej, ty jesteś tu od tych chłopców, prawda? Wiesz, nie musisz się na nic zgadzać. — Jeśli Oleg próbował coś powiedzieć, Nikita podniósł dłoń. — My nie stąd, to nie nasze miejsce. Ale nie wyglądasz na szczęśliwego tutaj. Od ciebie to zależy, dobrze? — Znów położył dłoń na ramieniu Gieny, znowu w tym samym ojcowskim geście. Gdy patrzył tak na tego młodzieńca, od razu mu się przypominał Seryozha. Może dlatego jeszcze nie odszedł od nich, a nawet planował razem z nimi.
    — A ty… — Nikita zrobił pauzę, jeśli Oleg zechciałby się przedstawić. — Skoro Aleksiej tak ci bliski, to też powinieneś go tutaj przyprowadzić. — Może razem porozmawialiby z Andreiem. Sam by zweryfikował to, co usłyszał. Jedynie przeklinał siebie za to, że nadal gdzieś bolała go możliwość utraty Andreia.
    Sam sobie to mówiłeś. Nie wiesz, kim jest i to akceptujesz.
    — Hej, staruszku! W końcu nasz Dowódca cię wypuścił ! — Nikita odwrócił się gwałtownie w stronę dwóch młodzieńców, którzy z uśmiechem do nas podeszli. — A co ci tam z tyłu głowy wystaje? — zaśmiał się jeden, na co Nikita odruchowo poprawił kucyk.
    — A was nie uczono, żeby się nie wtrącać w cudze rozmowy? — musiał zabrzmieć na bardziej zirytowanego niż sądził,  bo zaraz jeden wyprostował się, stając niemal tuż przed Nikitą.
    — Jak dziadek ma siłę mówić, to na walkę też będzie miał! Co powiecie? Sprawdzimy was! — Wyższy ocenił go i szepnął, co do swojego towarzysza. Ten się zaśmiał i dodał: —  Może powalczymy w parach?  
    — Nie będę walczyć — odparł stanowczo Nikita i już chciał się odwrócić do Olega i Gieny, gdy nagle wyższy stalker złapał go mocno za nadgarstek.
    — Jeśli chcecie pożyć, to będzie walczyć.

    Aleksiej nic nie odpowiedział ojcu, który jak zwykle miał rację. Widział to w podstawie Chyżego, który nawet zmęczony, umiał dorównać Vovie. W trakcie tej walki tracił zaciskał coraz bardziej pięści, by wreszcie westchnąć ciężko, gdy Vova został rozłożony przez przeciwnika. A potem musiał mierzyć się z tym intensywnym spojrzeniem stalkera, przez które ciężko było mu utrzymać maskę.
    Chciał stamtąd odejść. Znaleźć Olega.
    Gdy mężczyzna do niego szedł, jedna myśl tylko przebiegała mu po głowie. To on musiał zająć się Chyżym.
    — Choć jeden jest czegoś wart — odezwał się w końcu, gdy stalker był tuż przy nim. Chyba że ty też byś chciał co sprawdzić? — zwrócił się tutaj do Kła. Ten spiął się momentalnie i pokręcił prędko głową. Wyglądał na przybitego.
    — Będę musiał cię nagrodzić — mruknął cicho Aleksiej. — Tak, później na pewno… Ale teraz daj mi porozmawiać z ojcem.
    Nie chciał angażować się w dalszą rozmowę z Chyżym. Jego ojciec mógłby z łatwością przejrzeć maskę.  Strząsnął dłoń ojca z ramienia.
    — Co zrobiłeś z tamtym mężczyzną? — zapytał znienacka Aleksiej. —Pozbyłeś się go, jak to masz w zwyczaju? A może pozwoliłeś, by reszta się nim zabawiła? — starał się go dalej prowokować. Tamto spotkanie nadal chodziło mu po głowie. Dlatego teraz wpatrywał się w ojca, z nadzieją, że wyłapie jakąkolwiek reakcję z jego strony.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Czw 02 Mar 2023, 20:24

    Tym razem to Jegorow przykuł uwagę rozmówców swoim zachowaniem, zwłaszcza Gieny, który przecież dobrze wiedział, że było coś niezwykłego w tym długim czasie, jakie ten człowiek spędził sam na sam z Dowódcą. A teraz wydał się tymi oszczerstwami tak poruszony. Podejrzliwy młodzieniec jednak aż westchnął cicho, gdy Nikita potraktował go tak po ojcowsku, a to spojrzenie wywołało jakieś dawno zapomniane ciepło. Sam poczuł się tą sytuacją otumaniony.
    Oleg nie krył prawdziwego imienia, przedstawił się jako Oleg Sergiejewicz, ale zaznaczył, że wołają go Świetlik. I już chciał sięgać po nieśmiertelniki Sparty, gdy stalkerzy im przeszkodzili, przesadnie zły jednak nie był, prawie pewny, że udało im się zyskać sojusznika i to tak... ludzkiego w tej norze pełnej chłopców, za którymi ciągnęła się aura nazizmu. Zjeżył się jednak momentalnie, gdy Jegorow został tak potraktowany.
    - Mało wam braci w swoim wieku?... - wtrącił się, zrobił krok prowokacyjnie blisko jednego z nich. Potem jednak skrzywił się lekko - Ale jak? W parach? - zerknął na Gienę, potem na stalkerów i zrozumiał, że to jednak jego mają na myśli. Aż zaklął w duchu
    przypominając sobie co obiecał, a raczej usiłował obiecać Aleksiejowi. I jak to będzie źle teraz mu dokładać kłopotów. Nie mógł uwierzyć w tego pecha.
    - Może bym i się z wami pobawił, ale... widzicie... Zbawca mi zakazał walczyć.
    Spojrzeli to na Olega, to na siebie, parsknęli gromkim śmiechem i za wszarz jego i Nikitę zawlekli w stronę kręgu.

    Chyży już chciał coś powiedzieć, już mu prawie ten jego cwany uśmiech wypływał na pokiereszowaną, przybrudzoną twarz, gdy faktycznie dostrzegł Andreia i zasalutował mu, nieco niedbale ze zmęczenia. Obecność Dowódcy sprawiła, że zachował do Aleksieja stosowny dystans. Nawet go nie dotknął.
    - Cieszy mnie, że jesteś w formie - Andrei pochwalił zwycięzcę, ale miał dla niego też upomnienie - wobec tego za kwadrans zmień wartę na wieży. A następnym razem pomyśl, czy warto narażać sprawność dla powodów tak niewielkiej wagi.
    Dowódca cenił wolę walki, ale jednocześnie niespecjalnie akceptował brak kontroli nad własnymi emocjami i głupio podejmowane ryzyko. To uznawał za słabość.
    W międzyczasie Vova zebrał się z podłogi i mimo kontuzji po chwili na złapanie oddechu oparł się o ścianę gdzieś niedaleko Kła - nikt nie zwolnił go z jego zadania, wciąż pozostawał strażnikiem Aleksieja.
    Andrei tymczasem zyskał dla siebie i syna trochę przestrzeni na rozmowę, nie dając po sobie poznać, jak usłyszane słowa zabiły w nim cień nadziei, że Aleksiej zaprzestanie tej bezsensownej wrogości. Intensywne spojrzenie odwzajemnił bez oznak dyskomfortu. Wciąż przecież patrzyło na niego jego dziecko. Nawet jeśli tak bezczelne.
    - Nie, tamten mężczyzna jest mi potrzebny - odpowiedział mu bez chwili na szukanie jakiegoś pokrętnego wytłumaczenia, jakby spodziewał się rozmowy o Nikicie. - Co więcej, jest potrzebny również tobie. Porzuć ten prowokacyjny ton, zanim naprawdę będę musiał coś na to poradzić. - zarobił krótką pauzę i wziął głębszy oddech, po którym jego głos nieco złagodniał - Próbuję dojść z tobą do porozumienia, synu. Chciałbym naprawdę...
    Nie dokończył, gdy kątem oka dostrzegł poruszenie, a potem wepchnięto do kręgu Nikitę. Oczywiście trafiła tam i cała reszta, ale on nie odrywał od niego spojrzenia. I choć trudno było to spojrzenie przeczytać i może te emocje innym mogły umknąć, to syn z pewnością dostrzegł, że ten widok w jakiś sposób ojca poruszył.
    - Panie Dowódco i ty, nasz Zbawco, skoro te całe romanse już za nami, można wreszcie zająć się czymś pożytecznym! Jak sprawdzenie, czy się nowi do czego nadają!
    Andrei nie odezwał się, gdy stalkerzy przyklasnęli temu pomysłowi. Spostrzegł wreszcie, że obok Nikity jest i Oleg, upomniał więc Aleksieja wymownym spojrzeniem, by zachował rozsądek. W Ambasadzie nie tolerowano słabych. A silni przyjmowali wyzwania. Nad nikim się nie użalali.
    Oleg tylko westchnął na te zachęcające okrzyki, nawet nie znajdując czasu, by przeprosić Aleksieja choćby spojrzeniem. Ale gdy tak wejrzał w siebie to czuł, że znajdzie się gdzieś tam na dnie serca ten gniew i ta agresja, która pozwoli czerpać złą radość z obicia mord wychowankom starego Sorokina na jego oczach. Jeśli oczywiście miało mu się to udać. Aż pomyślał o Petrowiczu i jego treningowych reprymendach. Powinien może wtedy bardziej słuchać.

    Sponsored content

    Two sides of the same coin - Page 16 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Czw 09 Maj 2024, 07:13