Two sides of the same coin

    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 18 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Sob 20 Maj 2023, 08:54

    Nie chciał umierać... ale gdy nagle ten człowiek zniweczył tę próbę poczuł, jak w osłabione ciało napływa energetyzujący gniew. Szarpnął się, nabrał powietrza... ale nim zdążył wyrzucić z siebie jakiekolwiek przekleństwo, przyhamował go ból ciętej skóry - zupełnie jakby ktoś wymierzył mu otrzeźwiający policzek. To i zapach krwi, który poczuł już przy następnym, oddechu doprowadziły go do pionu - odwzajemnił się mężczyźnie podobnie badawczym spojrzeniem. I wszystko byłoby dla niego dość oczywiste, gdyby nie Kirył, ten dziwny chłopak, którego zachowanie zaburzało obraz rzeczywistości. A musiał jakiś przyjąć, by zacząć budować jakąkolwiek strategię.
    - Ławrentij - powiedział wreszcie zerkając w dół na pozostałości jego łatwiejszego rozwiązania, a potem i w oczy Kiryła - Nie jestem z Metra. - przeniósł spojrzenie na Aleksieja, mierząc go wzrokiem sugestywnie, jakby było to zupełnie oczywiste dla nich obu. A potem lekko się uśmiechnął - Nie jestem nawet z Moskwy. Zostaliśmy tu oddelegowani w celach operacyjnych.
    Odczekał chwilę. Nigdy nie rozmawiał z takimi, jak oni - tymi mieszkańcami świata chowanymi w kłamstwie o pustym, niebezpiecznym świecie, którzy mieli tylko cicho siedzieć pod ziemią i tworzyć małe, łatwe do kontrolowania społeczności. I mimo swojego położenia poczuł autentyczną ciekawość, czy dla takich ograniczonych świadomości - zwłaszcza młodych ludzi, jakich miał przed sobą, jego potencjalnych przyjaciół z podwórka, taka wiedza była w ogóle do przyjęcia. Jak mocno byli tą izolacją upośledzeni. Szukał tego na ich twarzach i, z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu, była w tym nuta goryczy.
    - Możesz mnie tu męczyć...- odezwał się - widać, że potrafisz... ale ja ci już nic więcej nie powiem. Niech twój dowódca skontaktuje się z moim. Niech ci wyżej gadają i decydują. Takie mamy procedury. A w Metrze...? Macie w Metrze jakieś zasady?
    Może i miało to Aleksieja wzburzyć, ale co innego zostało? Zabrał mu tabletkę, to trzeba było się swoim wystawić. Procedury na powierzchni istniały. I były bardzo proste.

    Oleg potwierdził, że tamci zginęli. Próbował zrewanżować się Petrowiczowi tym samym, powiedzieć mu pokrótce, co ich spotkało, ale widocznie nie mógł się skupić, gdy tak miał przed sobą ledwo żywego Nikitę, a gdzieś za sobą Aleksieja i Kiryła - i nie był do końca spokojny tkwiąc w tym miejscu, jakby w każdej chwili ktoś mógł się im tu wedrzeć. A nawet, jeśli nie... ciężko było mu przekonać o tym samego siebie. I nawet wieść, że tego, co mu dom zniszczył na Teatralnej i ludzi jego pozabijał, spotkała kara... nawet to mu nie dało ukojenia.
    - No działo się... - przyznał ponuro, jeszcze raz obracając się za siebie - Aleksieja mieli za Zbawcę... Okazało się, że tam Sorokin... ojciec... a on... Nikita, za nim jakoś był...
    - Ja pierdolę, Czerwony, nic się z tego nie da zrozumieć - przerwał to Rusłan, podenerwowany, że znowu się mu o nazistach przypomina. Z werwą więc przyjął rozkaz Petrowicza. Wstał, poprawił sobie Ślubną na plecach i jeszcze sekundę znalazł, by się przyjrzeć mężowskiej twarzy, uśmiechnąć szeroko i ucałować to spracowane oblicze.
    - Z ciebie to jest naprawdę dobra partia, Staruchu - sprzedał mu jeden z tych cierpkich komplementów, które oznaczały faktyczny podziw, a potem dopytał, czy mają się kierować bardziej na Barikadną, czy trochę nadrobić i na Smoleńską raz jeszcze zawitać. Im bliżej im było do Rzeszy, tym lepiej znał okolicę, ale po tej stronie obwodnicy specjalnie pewnie się nie czuł, zwłaszcza, jak mu kule świszczały nad głową.
    Gdy dostał już swoje rozkazy pierwszy dołączył do Gieny, by im wyjścia pilnować.
    Oleg jeszcze przed wymarszem zaciągnął Aleksieja w jakiś ciemny kąt, by go mocniej przycisnąć do ściany, naprzeć i pocałować, a nawet zaśmiać się i poudawać, że ta mała przestrzeń znajduje się w zupełnie innym miejscu, gdzie był czas na takie umizgi. Zapach kochanka miał niesamowitą właściwość - łagodził każdy stres, zmęczenie i smutek.
    Ale zamiast wyznać mu miłość czy szeptać jedne z tych naiwnych lub nieprzyzwoitych zachęt do zbliżenia, w pewnym momencie odsunął się nieco.
    - Ale bym sobie z tobą teraz popił wódeczkę, Alioszka - zaśmiał się chrapliwie i wyciągnął cudem ocalałe papierosy, z jakimś niewypowiedzianym żartem częstując i jego.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 18 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Czw 25 Maj 2023, 16:54

    Powieka Aleksiejowi lekko drgnęła na te słowa. Może gdyby Kirył nie był w pobliżu, to zwyczajnie wbiłby mu nóż w ramię. Czy tak ich widzieli? Jako barbarzyńców, zwierzęta, które należy odstrzelić, gdy robią się zbyt nieposłusznie? Mimo tego, Aleksiej na tym się nie skupiał. Najbardziej utkwiło mu głównie te informacje, że mężczyzna nie jest ani to z Metra, ani z Moskwy. Czyli to była prawda. Przez te wszystkie lata faktycznie trzymano w ich zamknięciu. Tylko kto i dlaczego? I właśnie przez te pytania poczuł silne ukłucie niepokoju.
    Dlatego Aleksiej nie sprzeciwiał się, gdy Oleg zaciągnął ich do jakieś wnęki. Podobnie do ukochanego, poczuł się bardziej rozluźniony i nawet samemu zachichotał cicho, gdy tamten wręczył mu papierosa. Potrzebował tego. Tej chwili spokoju od tych dziwnie kotłujących się w nim emocji.
    — Tak, też bym się napił. Dawno się przecież już nie kłóciliśmy — odparł żartobliwie, wciągając dym do ust, co bez zaskoczenia skończyło się głośnym kaszlem. Drugą ręką bawił się włosami kochanka, patrząc w ten błękit, który teraz nie wydawał się tak zimny. Wreszcie dłoń spoczęła na policzku. Odsunął papierosa od ust, stykając razem ich czoła, przymykając na chwilę oczy.
    — Boję się Oleg — przyznał cicho Aleksiej. —Boje się tego, co możemy natrafić poza Moskwą. Wiemy mniej niż nam się zdawało. Ale… — Tutaj sam pozwolił sobie musnąć jego usta. — Ja nas tam doprowadzę. Nie spędzę życia w metrze. Chce je spędzić z tobą na powierzchni. Usiąść na trawie i napić się tej wódki. Obiecuję ci to.
    I dopóki mógł, wypalał tego ohydnego papierosa w towarzystwie Olega, dopóki Petrowicz nie zaczął ich poganiać. Ostatni raz ucałował ukochanego, nim chwycił ponownie za karabin. Tak, jak Nikolai mówił, będzie razem z OIegiem nosili Nikitę, a potem on zmieni go z Rusłanem. Aleksiej pilnował tyłów, gdzie również znajdował się Kirył z więźniem.
    W końcu wyruszyli, a Petrowicz pozwolił Rusłanowi oraz Gienie ich prowadzić przez Moskwę. Zachęcał z resztą młodzieńca, by ten na czas podróży komunikował się ze stalkerem w sprawie drogi.
    — Jak tam jest? — Kirył podszedł nieco bliżej Ławrentija, by inni nie mogli ich usłyszeć. Odkąd młodzieniec usłyszał, że tamten nie był nawet z Moskwy, nie mógł przestać myśleć o miejscach poza tymi ruinami. Wiele historii krążyło za swego czasu po bandyckich stacjach. O nieskończonej pustyni. O wielkiej dżungli, w której roiło się od mutantów. O świecie, który choć pozostał taki sam, to bez innych ludzi. Ale teraz miał potwierdzenie w tym właśnie człowieku. — Czy jak… jest ciemno, to faktycznie widać na niebie takie świecące kropki? — Jak je wtedy nazwali? Kirył już nie pamiętał. Wielu starszych bandytów brało na wspominki. Miał okazję się przysłuchiwać takim rozmowom, choć niewiele z nich rozumiał. — Zazdrościłem trochę, gdy tak o tym mówili. Choć raz chciałbym to wszystko zobaczyć….
    I próbował jeszcze podciągnąć rozmowę, mówiąc o tym, co widział, chociażby demona, co ich wtedy zaatakował. Wspominał, co inni o poprzednim świecie dogadywali. Możliwe, że nieco się z tym zagalopował, bo zmusiło to Aleksieja to zareagowania i szarpnięcia go za kurtkę.
    Sam Sorokin często też spoglądał na niesionego Nikitę, który to niekiedy poruszył się niespokojnie albo wydobył z siebie cichy jęk, gdy droga była bardziej nierówna. Wiedział, że jeśli to wszystko, co mówił ojciec było prawdą, to ten człowiek musiał przeżyć. Tylko tak będzie w stanie spełnić swoją obietnicę.
    — Kucnijcie, wszyscy! — Usłyszał rozkaz, który zaraz to wykonał, poprawiając uchwyt na karabinie.
    Niedaleko od nich widział przemierzające stado wartowników. Parę z tychże osobników skoczyło na wraki, rozglądając się po terenie. Czy to była ich typowa migracja? A może wyczuły krew poległych? Aleksiej nie miał zbytnio czasu się nad tym zastanawiać. Gdzieś rozległ się strzał, ale nie był wymierzony w ich stronę. Przy czym przykuło uwagę kilku wartowników, które odłączyły się od stada.
    — Kto strzela? — zapytał cicho Kirył.
    — Możliwe, że to ktoś od nich. — Petrowicz zerknął na Ławrentija. — Musimy iść dalej-
    Czego chyba żaden się nie spodziewał, to usłyszeć krzyku kobiety.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 18 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Nie 28 Maj 2023, 08:57

    Cóż to za dzieciak? - myślał Ławrentij słuchając ze znużeniem głosu Kiryła, opowiadającego mu te wszystkie rzeczy, które tylko rozpraszały jego uwagę. Chłopak powinien go nienawidzić, lub przynajmniej zachować dystans, nie zadawać mu tak naiwne pytania czy raczyć z niezrozumiałym zaangażowaniem historyjkami, które wydawały się najzupełniej błahe, śmiesznie nieistotne. Tak się jednak nie stało. Jednak z każdym jednym słowem to uczucie poirytowanego zmęczenia ewoluowało w coś uspokajającego, aż nawet więzień zaczął od czasu do czasu zerkać na chłopca i mu odpowiadać, a w jego głosie nie czaiło się żadne szyderstwo.
    - Gwiazdy...? Gwiazdy zobaczysz i tu w Moskwie. Najlepiej się wspiąć gdzieś wysoko. W bezchmurną noc widać nawet Drogę Mleczną. - przyjrzał się uważniej twarzy rozmówcy i po chwili dodał, niejako rozbawiony, nawet nie Kiryłem, a tym, co on sam tu tak naprawdę robi... o czym i z kim rozmawia - Naszą galaktykę. Ciągnie się pasem przez niebo, ale to tak naprawdę jakby spirala... z ramionami...
    Surrealistyczne wrażenie ciągnęło się za Ławrentijem i dalej, ale im mniej Kirył rozumiał z jego tłumaczeń, tym jego podejście zdawało sie łagodnieć. Podczas jednego z krótkich postoi nakreślił mu ten kształt w pyle zalegającym im pod stopami, ale mało było z tego pożytku. Zakończył wywód stwierdzeniem, że mu to wszystko któryś ze starszych na pewno lepiej rozrysuje. A gwiazdy sam zobaczy nie raz.
    Trochę mu opowiedział, że teraz to przy roztopach nienajpiękniej, że trzeba poczekać aż ziemia podeschnie i się trochę zazieleni, ale szybko porzucił temat, nie tylko dlatego, że Aleksiej im przerwał. Ostrożniej stawiał kroki, nasłuchiwał uważniej.
    Rusłan początkowo odnosił się do dzikusa z sekty z wyższością, niechęcią nawet, ale Giena, nie tylko posiadał wrodzony dar zupełnego ignorowania tego, co ignorować postanowił, a i wciąż jeszcze ciągnął się za nim woal żałoby  po Kostiku, przy której reszta niedogodności wydawała się mało znacząca. Przede wszystkim jednak okazał się być w wyjątkowo dobrej kondycji i bez problemu dotrzymywał Rusłanowi kroku w przepatrywaniu drogi - a musieli jej sporo nadkładać, by wytyczyć grupie bezpieczną ścieżkę miedzy zrujnowanymi ulicami tworzącymi mokre zapadliska, a barykadami z wraków, ustawionymi już najpewniej dużo po wojnie.
    Jakoś się tam więc na przedzie w końcu dogadali i szło sprawnie. Aż do czasu, gdy ich trasę przecięła wataha.
    Giena od razu wycofał się do Petrowicza, Rusłan przylgnął do gruzu i jeszcze jakiś czas obserwował, jak te fascynujące go stworzenia się poruszają, jakie są zachwycająco zwinne, jak czujne. Naiwnie może i szukał wzrokiem małego osobnika, który mógłby być Paskudem. Dopiero, gdy rozległ się strzał, otrzeźwiło go i powrócił ostrożnie do grupy.
    - No to teraz albo nigdy, Nikolai - szturchnął kochanka ramieniem, wskazując mały skwer z placem zabaw, którędy mogliby przejść szybko w przeciwnym kierunku do strzałów i krzyków, które idealnie odwracały od nich uwagę.
    Ławrentij nic nie powiedział, że jeśli Kirył na niego zerknął, widział w jego oczach powątpiewanie.
    - Musimy pomóc - odezwał się wreszcie Oleg, który do tej pory milcząco zajmował się swoim zadaniem. Kobiecy krzyk obudził w nim bezpostaciowe wspomnienia, złożone może tylko z odczuć. Oczy zamigotały jakąś zimną determinacją, gdy tak niemo prosił dowódcę o przyzwolenie.
    - Musisz to się zamknąć, Czerwony! - syknął na niego Rusłan, ale dłużej uwagi mu nie poświęcał, łapiąc za kurtę Nikolaia - Nie mamy czasu! Ciągniemy za sobą rozpruty worek z krwią. Stado może nas zwęszyć... Ile jeszcze trupów chcesz uzbierać z tej wyprawy?
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 18 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Sob 10 Cze 2023, 01:13

    Nikolai instynktownie spojrzał tam, skąd mógł dobiegać głos. Jednak nic nie mógł zobaczyć. Co najwyżej usłyszeć strzały, które wydawały się coraz bliżej ich. Dopiero chwyt kochanka zdołał go ocucić, by wreszcie spojrzeć na resztę grupy.
    — Nie wiemy, gdzie są, a stado jest niemałe… Nasze filtry też mogą za niedługo paść.  — To mówiąc  głownie wpatrywał się w Olega, chcąc go odwieźć od tego pomysłu. Nie pomagało wcale, że strzały nadal gdzie padały. A co oznaczało, że ktokolwiek tam był, nadal żył.  Aleksiej też był tego świadom. Także tego, że krzyk kobiety nadal rozbrzmiewał w jego uszach.
    — Oleg. On musi przeżyć… — szepnął do niego Aleksiej, ale im bardziej wpatrywał się w ten błękit przed oczami, tym bardziej zdawał sobie sprawę, jak należało postąpić. Ściągnął tylko karabin i odbezpieczył go. — … Ale ciebie też nie zostawię. Cokolwiek planujesz pójdę z tobą. — I z tymi słowami, faktycznie nieco się wychylił, oceniając sytuację.
    — Idźcie dalej. — zwrócił się wreszcie do Nikolai.
    — Aleksiej…zapominasz się… — zaczął już Spartanin, ale Aleksiej tylko pokręcił głową.
    — Petrowiczu, znamy cię dobrze. Sprawdzimy to. Najwyżej ubezpieczymy tyły. — To mówiąc, jeszcze raz spojrzał na watahę,  a potem zmienił prędko pozycję, by być bliżej Olega. I przy okazji Kiryła.
    — Dopiero, co was odzyskałem… — usłyszał cichy głos młodzieńca.
    — Nie stracisz nas Kirył —próbował pocieszyć Aleksiej, choć nie czuł się zbyt w tym pewnie, dlatego wzrokiem uciekał do Olega, poszukując pomocy.
    — Chodź, pomożesz mi — usłyszał tylko Petrowicza, patrząc na młodzieńca. Ten zawahał się przez chwilę, by wreszcie zmienić Olega. Petrowicz poprawił chwyt i gdy byli gotowi, ruszyli razem za Rusłanem i Gieną.
    — Pomożemy tylko, jak będziemy w stanie — od razu ostrzegł Aleksiej. — Żadnego zbędnego ryzyka. Wiesz, że nie pozwolę, by tobie się coś stało.
    Musieli mieć jednak na uwadze, że faktycznie ich filtry niedługo mogą się skończyć, a amunicji nie mają tak wiele. Kiedyś zbyłby taką propozycję prychnięciem. A teraz szedł ze względu na niego. Na Olega. Machnął ręką, by się skryli gdzie z boku dla lepszego widoku.  
    Zachowanie paru wartowników go zainteresowało. Znajdowały się w pobliżu jednego z budynków, widocznie go otaczając. Przed progiem klatki widział dobrze zwłoki jednego z nich, zapewne próbującego się dostać.
    — Może dałoby się odwrócić ich uwagę… — mruknął cicho, obserwując tę trójkę wartowników.
    W tym czasie Kirył musiał znosić ciągłe poganianie Petrowicza, jako że to on musiał trzymać teraz za nogi stalkera. Młodzieniec zaciskał wtedy zęby, próbując jak najsprawniej się przemieszczać. W pewnym momencie był tak skupiony na zadaniu, że nagły postój niemal sprawił, że potknąłby się o wystający asfalt.
    — Czemu się… zatrzymujemy… — Kirył wreszcie obrócił głowę, by zobaczyć to, przez co sam Nikolai znieruchomiał. Wartownik. Możliwie zwiadowca, który odłączył się od grupy. Stał sobie jak gdyby nic na zardzewiałej zjeżdżalni. Patrzący wprost na nich.
    I Kirył też się wpatrywał. Nie powinien, ale nie mógł przestać. Wartownik był przerażającym, a jednocześnie fascynującym spojrzeniem. Jakie to zwierzę musiało zmutować, by powstało coś takiego? A może był to kompletnie nowy twór? Umysł młodzieńca przestał go słuchać, próbując sobie radzić ze strachem, jaki w niego wstąpił. Największą jego uwagę skupiały te wielkie nozdrza. Te samo, które drgnęły gwałtownie, jakby co wyczuły. Krew rannego.  Wartownik ruszył się minimalnie, na co Kirył ścisnął mocniej za nogi stalkera.
    — Rusłan… — słyszał głos Nikolaia. — Niedaleko musi być zejście do metra. Zejdziecie z nim. Osłonię was tak długo, jak będę w stanie…— Petrowicz ostrożnie odłożył Nikitę, który zajęczał cicho. — Niech któryś poda mi broń.
    Wartownik jakby wiedział, że coś się szykuje. Zaczął powolnym krokiem schodzić ze zjeżdżalni. A potem usłyszał cichy brzdęk i potwora przysłoniła mgła.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 18 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Sob 24 Cze 2023, 20:31

    Oleg był zdeterminowany. Odkąd jego życie zmieniło się w spiralę bezpardonowej walki o przetrwanie, tym trudniejszej, im więcej miał do stracenia, ta determinacja rosła. Nie miała jednak nic wspólnego z żadnym planem, ani własnym bezpieczeństwem, a co za tym szło, nawet bezpieczeństwem Aleksieja. Był zdeterminowany, by przed tą śmiercią, którą nieustannie deptała im po piętach, zrobić jeszcze coś słusznego na tym świecie, by w tej ostatniej chwili nie słyszeć już żadnych złowrogich demonów. A przecież wiecznie nie będzie się im udawało.
    - Ty to jesteś... Alioszka - uśmiechnął się pod maską, ale oczy wyraziły to wyraźnie. Może by i go pocałował, ale tylko mu ramię ścisnął, zanim i coś na otuchę powiedział Kiryłowi, ale krótko, by mu do głowy nie przyszło, że to pożegnanie.
    Ostatnim, co słyszał od strony grupy było tylko jakieś siarczyste przekleństwo ze strony Rusłana w ich stronę, a potem znów byli sami. Znów mu świszczało w uszach i trochę niewygodnie biegło. I może jedyne, co mogło być ich ponurą pociechą to to, że stado poczytywało w reszcie grupy bardziej łakomy kąsek.
    - Myślałeś kiedyś, że zostaniesz takim bohaterem, Bestyjko? - powiedział do partnera, ale może wiatr albo chrzęst gruzu go zagłuszył. A zanim zdążył powtórzyć, już ich ujrzeli.
    - Przynęta? - zaśmiał się i wyszedł z ukrycia - Aliosza, ile masz naboi? Osłonisz mnie?

    Rusłan pokiwał głową nieco zbyt nerwowo, gdy padł rozkaz Nikolaia.
    - N-nie, stary durniu, nie zostawię cię... - syknął i spojrzał na Gienę znacząco, z jakąś niewypowiedzianą prośbą w szarawym spojrzeniu, ale nagle stracił widoczność. Impulsywnie pchnął kultystę, i chciał już zwrócić się przodem do Nikolaia, gdy zupełnie stracił go z oczu, mężczyzny nie było tam, gdzie oczekiwał go zastać. Jego zagubienie było wręcz surrealistyczne, gdy zdał sobie sprawę, że gdzieś tam jest wartownik... i nieuzbrojony Petrowicz.
    - Nikolai! - wrzasnął ściskając kurczowo Ślubną gotową do strzału. Ale nie on strzelił pierwszy. Dostał w ramię, syknął z bólu, oczy rozwarł szeroko w szoku. Padło tych strzałów więcej, a on tylko przypadł do ziemi, niezdolny do zaryzykowania ognia w tym chaosie. Dym jednak ustępował, i z każdym wyczuwalnym bolesnym pulsowaniem widział więcej.
    - No chyba go trafiłem... - poczuł jak ktoś szarpie go w górę i stawia na nogi. Wtedy wymierzył cios. Nie dość mocno. Więc i jego uderzono. Bez przekonania.
    - No no... już spokojnie! Nie celowałem w ciebie. Ale mogę.
    - Nikolai...? - Rusłan znów poszukał go wzrokiem, ale mgliste sylwetki przesłaniały mu niemal całe pole widzenia.
    - To co, chłopcy, chyba wracamy. Koledzy też już chyba mają dość...
    - No to ruchy...
    - Dalej, do stacji!
    I tylko zdołał się jednego z nich uczepić, by ich zatrzymać na sekundę, na mundur spojrzeć, a potem i na twarz. Czy ich prowadzą do Polis czy do Rzeszy.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 18 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Wto 04 Lip 2023, 17:52

    Aleksiej pomacał po kieszeni, sprawdził też obecny magazynek, krzywiąc się nieco pod maską. Nie było tego za dużo. Nie wiedział czy tyle wystarczy, by Oleg tam dobiegł. Będzie musiał zrobić coś zgoła innego.
    — Oczywiście, że osłonię. Może spróbujesz zakraść się tylnym wejściem, o ile nie jest zablokowane. I proszę… — Ścisnął go za ramię. — Jeśli sytuacja będzie zbyt ciężka… Nie ryzykuj. Wróć wtedy do mnie, bo wiesz, że dalej nie pójdę.
    I po tych słowach go puścił, cały czas się w niego wpatrując. Przeniósł później uwagę bardziej na mutanty, próbując wymyślić sposób, by zwrócić ich uwagę, ale też zaoszczędzić jak najwięcej amunicji. Aż parsknął cicho na to, wiedząc, że coś takiego graniczyło z cudem. W szczególności, że tamtejsi ludzie w tym nie pomagali. Ciągłe krzyki, strzały.
    Zszedł trochę niżej, wpatrując się to w wartowników, to w Olega, jeśli akurat miał go na widoku. Przesuwał się po drugiej stronie osiedla, by nagle przystanąć i spojrzeć na zniszczony samochód niedaleko przed sobą. Odwiesił na chwilę karabin na ramię, podbiegł do niego. Poszukiwał czegoś w rodzaju metalowego pręta, by potem uderzać nim głucho o maskę. Widział jak wartownik, stojący najbardziej z tyłu odwrócił pysk. To wtedy Aleksiej sięgnął po karabin i strzelił w jego stronę. Rozległ się głośny ryk, ale mutant nie padł. Za to zwrócił uwagę swoich towarzyszy. Zdecydowały się odwrócić i podbiec w stronę Aleksieja.
    Poza dwójką. Ilya wraz z matką próbowali zablokować wejście, ale nim zdążyli, mutantowi udało się wyrwać drzwi z zawiasów. Wartownik zamachnął się pazurami na niego, na co Ilya instynktownie strzelił. Mutant przewrócił się w progu, taranując tym samym drugiego, który próbował się wbić do środka. Ilya za to padł, dysząc ciężko i chwytając się za pierś. Czuł piekący ból, a gdy odsunął dłoń, na rękawiczce pojawiły się ślady krwi.
    — Ilya! — wyjęczała wprost do jego ucha matka, chwytając syna, ale ten tylko syknął głośno. Oboje próbowali odsunąć się w jak najdalszy kąt pokoju. Syn zasłonił kobietę, dysząc ciężko. — Ilya, jesteś ranny!
    Mężczyzna zagryzł  mocno wargę, sięgając po karabin, by strzelić temu wartownikowi prosto w łeb. Usłyszał tylko kliknięcie. Bez żadnego strzału.

    Kirył trzymał kurczowo Nikitę tuż przy ziemi. Przez ten dym nic nie widział, jedynie słyszał strzały, którym towarzyszyły ryknięcia mutanta. Ktoś próbował go chwycić za ramię, na co się szarpnął, przyciskając się tylko mocniej do stalkera, na co ten jęknął cicho.
    — No już… wstań! — usłyszał.
    — On potrzebuje pomocy! — wydusił z siebie Kirył.
    — To dajże pomóc! Uparty dzieciak- — Tym razem pociągnął go na tyle mocno, że młodzieniec musiał wreszcie puścić. Nieznajomy spojrzał to na Nikitę, to na zakrwawiony bandaż. — Słabo to wygląda…
    — On musi przeżyć…. Proszę…! — mówił dalej Kirył, na co tamten tylko westchnął.
    — Weźmiemy go do Seczenowa, ale wiele ci nie obiecam, dzieciaku… A teraz ruchy!
    Kirył wreszcie wstał na tyle, by pomóc w przeniesieniu Nikity, ale nieznajomy po prostu uniósł go samemu. On za to mógł tylko iść za nimi. Wreszcie był w stanie zobaczyć Rusłana i Ławrentija razem z trzema nieznajomymi ludźmi. Przyglądał się uważnie całej trójce, szczególnie na ich mundury. Nie miały praktycznie żadnych wyszytych symboli. To wcale nie uspokoiło młodzieńca. Wręcz przeciwnie jeszcze bardziej zaniepokoiło. Tacy nieznani wybawiciele… Co jeśli to byli bandyci? Co jeśli, gdy tylko usuną się na bezpieczną odległość od mutantów, zabiją ich wszystkich?
    Tak się jednak nie stało, nawet gdy dotarli do zejścia do metra.
    — Kto idzie?! — usłyszał czyjś zachrypnięty głos za bramy.
    — Uspokój się stary dziadzie! To tylko my! Mamy gości!  — Ryknął ten największy wysuwając się naprzeciw, niosąc Nikitę. Usłyszał jak brama zgrzytnęła i z głuchym jękiem zaczęła się przed nimi otwierać.
    — Co to… za stacja?
    — Barikadna — usłyszał obok siebie.
    Barikadna. Kirył nie za bardzo takową kojarzył. Nic dziwnego, prędzej kojarzyła ją Hanza lub Rzesza. Należąca do Konfederacji 1905 roku, najbardziej wysunięta ich stacja, która sąsiadowała tunelem właśnie z Rzeszą.
    — Czekaj! To Sparta jest! Patrzta na mundur tego!
    — Takie dzieciaki teraz przyjmują?
    — A tamten czemu skuty?
    —Widziałeś kiedy taką broń, co tamten nosi?
    Tyle pytań, od których głowa mogła rozboleć. Po zdjęciu maski, Kirył wciągnął głęboko powietrze, przecierając spocone czoło. Zaraz jednak się wzdrygnął, gdy zobaczył wielkiego jegomościa. Bez Nikity.
    — Czy on…
    — U lekarza. Pomoże mu. Ale taka pomoc nie jest za darmo. Więc co? Wszyscy ze Sparty?
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 18 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Pią 07 Lip 2023, 19:38

    Rusłan rozglądał się nerwowo wśród wszystkich tych postaci, czując, jak wypełnia go to, czego już tak dawno nie czuł, o czym niemalże zapomniał. Dławiąca panika, od której nogi odmawiały posłuszeństwa, taka wytrzeszczająca oczy do granic, przygważdżająca do ziemi, by tkwił w bezruchu i cierpiał.
    I gdy słyszał wokół siebie westchnienia ulgi po zamknięciu bramy, gdy gdzieś tam dotarło do niego, że są teraz z Konfederacją, wrogiem Rzeszy, ta panika nie mogła go opuścić. Przyłożył dłonie do tej warstyw grubego metalu, ale nawet na nie nie naparł, wydała mu się tak ogromna i potężna, podsycająca tylko poczucie bezsilności.
    Wiedział, że Petrowicza nie ma z nimi. Że został tam, zmęczony, byle jak uzbrojony, tuż przy stadzie mutantów, na pewno cały we krwi Nikity. Na pewno. Na pewno zostawiony tam na śmierć.
    Przyklęknął cicho, jakby nagle zasłabł, choć głos w jego głowie wrzeszczał niemiłosiernie. I on też chciał wrzeszczeć, by tę bramę mu otworzyli, by wrócili, by ich wszystkich szlag trafił.
    - No co tam, bardzo boli? - spytał ktoś i próbował postawić go na nogi. - Chodź, niech to doktor obejrzy...
    - Muszę tam wrócić - powiedział.
    - Co tam mówisz?
    - Muszę wrócić.
    - Teraz nie wyjdziesz.
    - Peterowicz tam został.
    - Nie wyjdziesz. Ledwo stado odciagnęliśmy od tunelu.
    I wtedy Rusłan pokonał tę niemoc jakimś ostatnim impulsem. Rzucił się z wściekłością na człowieka. Kimkolwiek był. Powalić go jednak nie zdołał.
    - Otwórz mi tę jebaną bramę!
    Uspokojono go szybko i skutecznie. Broń zabrano.
    Ławrentij przyglądał się temu nieco skrzywiony. Rozeznawszy się jednak w sytuacji na tyle, na ile mógł, nie bardzo orientując się w sprawach metra, odezwał się pierwszy. Faktem jednak było, że stalkerzy z Barikadnej tylko jego potraktowali jak meżczyznę, Gienę, Kiryła i Rusłana mając za smarkaczy.
    - To mój karabin - wskazał na dwóch ludzi, którzy z zainteresowaniem przyglądali się skonfiskowanemu sprzętowi - Nie jestem ze Sparty, a - potrząsnął dłońmi - to nieporozumienie. Weszli nam pod ogień, nie byli naszym celem...
    - Aha... - mruknął w odpowiedzi rosły chłop wyskakujący ociężale z wierzchniego kombinezonu - No, to nie tak, że ja nie wierzę. Ale jak Sparta kogoś zakuwa w kajdany, to ja się dwa razy zastanawiam, czy go rozkuć. Nie, Anton?
    - Tak jak mówisz! Zresztą - drugi podszedł i obejrzał sobie Ławrentija bardzo dokładnie. - Jakoś tak... jakoś... dziwnie ci z oczu patrzy, kolego... bez urazy.
    Ławrentij faktycznie różnił się od mieszkańców metra i może instynktownie to wyczuwali. Może coś takiego było w tym ciele przebywającym na powierzchni, co wzbudzało podejrzenia. Niby taki sam, a jednak... Zęby miał za zdrowe, cerę jakiegoś innego koloru, akcent nie taki. Aurę nie taką.
    - Ty, syneczku ze Sparty - wywołali Kiryła, niepewni, czy Ławrentija gdzie zamknąć, rozkuć, czy w ogóle gdzieś na boku prewencyjnie odstrzelić - Czemu żeście go skuli? Co to za historia?

    Ale strzał padł. Jeden i drugi, a gdy mutant po tym żył jeszcze i zawodził wściekle, nawet i trzeci. I czwarty, aż jego martwe cielsko nie zwaliło się na gruz.
    - Ah, suka... trzeba było trochę jednak na tej strzelnicy zabawić... - zaśmiał się cicho Oleg i niezgrabnie przeskoczył przez martwe bestie, by dostać się do ocalałych. W głowie mu się trochę kręciło, ale starał się działać szybko, tam na zewnątrz czekał na niego Aliosza.
    - Pomóżcie, Matko - poderwał rannego na nogi, tylko kątem oka zerknął na krew, bo to właśnie kobieta mocniej przyciągała jego spojrzenie, budziła swoim głosem tę nieodpartą nostalgię. Tak silną, że nawet nie zapytał kim są - Do metra z nim trzeba, Matko. Dacie radę? Stań na nogi. Ja muszę sprawdzić, co z moim Alioszą. Oczyścimy drogę. Chodźcie za mną.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 18 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Sro 19 Lip 2023, 01:22

    Po spacyfikowaniu Rusłana, sam Kirył przybliżył się do niego, położył dłoń na jego ramieniu, ściskając lekko. Też się obawiał o Petrowicza. O to, że któryś z tamtych mógł go omyłkowo postrzelić i teraz wykrwawiał się tuż obok truchła mutanta. Również zaczynał sobie uświadamiać, jak obecność mężczyzny by im tutaj pomogła. Prawie nikt nie patrzył w ich stronę, wręcz ich ignorowali. Znacznie więcej skupiali się na osobie Ławrentija, który w końcu i Kirył zauważył, jak bardzo to od nich się różnił. Bliżej mu było do takiego Petrowicza czy innych starszych osób. Tych, którym dane było żyć na powierzchni.
    Nagłe pytanie skierowane w jego stronę zaskoczyło Kiryła, który próbował utrzymać kontakt wzrokowy z rozmówcą.
    — To jest sprawa Sparty-
    — No chłopcze — zaraz mu inny jeszcze przerwał. — Chociaż trochę szczerości do wujaszków. My tam do Sparty nic nie mamy, ale wiecie…
    Zerknął ukradkiem na Ławrentija. Pamiętał, że nawet zakuty, mężczyzna zdołał go bez trudu obalić. Z drugiej jednak strony czy będzie cokolwiek próbował, gdy na stacji roi się od tylu uzbrojonych mężczyzn? Kirył przygryzł wargę, nagle czując ten niesamowity ciężar odpowiedzialności, jaka mogła nieść jego decyzja.
    — Zaatakował nas. Chcieliśmy zadać mu kilka pytań. Te kajdanki… to na wszelki wypadek. Wolę, żeby tam zostały. Więcej nie mogę zdradzić — mówił Kirył, starając się, by mu głos nie zadrżał w trakcie tego. Widział jednak te kąciki ust, unoszące się u tamtego. Smarkacz, co chce dorosłego udawać, pomyślał pewnie.
    — Co z naszym towarzyszem? — zapytał wreszcie, próbując zmienić kierunek tej rozmowy.
    — Zająć się zajmiemy, ale nic nie ma za darmo.
    Popatrzył na Rusłana i Gienę. Nie mieli przecież za dużo naboi.  Kirył coraz bardziej czuł, że panikował i zaczął rozglądać się nerwowo po posterunku. I wtedy natrafił na dwójkę ludzi, stojącą nieopodal.
    — Damy trochę naboi i broń. Oddamy wam broń. Za nasz pobyt i pomoc. — I tutaj Kirył wskazał Ślubną, na co tamci ludzi zerknęli to wpierw na niego, a potem na rzekomego dowódcę. Ten zaśmiał się gromko.
    — Umowa stoi młodziku ze Sparty.
    Kwestią czasu było, gdy zechcą, by zapłacili za więcej za pobyt.
    Pozwolili im chociaż zostać, usiąść na peronie. Barikadna miała dość niski sufit, na którym ciągle dało się zobaczyć resztkę świetlówek, poustawianych tak, by przypominały przecinającą go błyskawicę. Sam jednak Kirył patrzył na ten wzór, niekoniecznie go rozumiejąc. Rozejrzał się wokół. Zwykłych mieszkańców nie było tu za wiele. A ci którzy byli, nawet nie zwracali na nich zbytnio uwagę.
    Konfederacja była mniejszą społecznością, ale również tkwiącą w uporczywym konflikcie z Rzeszą. Do tego Kirył mógł się szybko przekonać, słuchając niektórych ze strażników, przy których przechodził.
    — … I ten nazistowski kundel myślał, że ot tak się prześlizgnie…
    — Wcześniej podkulali ogony, a po Teatralnej znów jak robactwo wyłażą…— Mówiący to splunął, niemal trafiając na Kiryła.
    Dali im nawet jakąś papkę i herbatę z grzybów. Kirył wziął swoją porcję, nie patrząc na innych. Usiadł tuż obok Rusłana.
    — Przepraszam… — powiedział cicho na tyle, by tylko Rusłan mógł go usłyszeć. Za co dokładnie przepraszał, nie był w stanie stwierdzić. — Wrócimy tam… Na pewno nic mu nie jest…
    Nie wiedział czy słowa docierały do młodzieńca. Sama ich sytuacja była niepewna. Mało wiedział o Konfederacji, bał się, że ci w końcu zażądają od nich nawet więcej.
    Bawiąc się swoją breją, zerknął na Ławrentija. Niełatwo jest będąc zakutym przecież, prawda?
    — Pomóc? — zapytał niepewnie tamtego.

    Matka wstała z trudem, dziękując pośpiesznie Olegowi. Próbowała od razu pomóc swojemu synowi, ale ten tylko syknął głośno, próbując się wyrwać z matczynego uścisku.
    — Nie, pan weźmie matkę, mnie zostawcie… — wysapał Ilya, ale w końcu szloch matki i ciągłe jej poganianie sprawiło, że w końcu podniósł się na nogi razem z kobietą.
    — Tylko proszę uważać — odruchowo rzuciła do Olega kobieta. — Bo ich tam tak dużo było… Tak dużo!
    Aleksiej w tym czasie był o włos, by samemu nie skończyć zjedzonym. Dwa potwory zdołały pobiec dalej, ale ten jeden uparty, jakby zdołał go wywęszyć. Swoją łapą uderzył w ławkę, przy której obok przemknął. Gonił go, ale też jednocześnie oddalał się od reszty. Musi wejść do budynku, może doczeka, aż Oleg-
    Strzały padły nagle, a mutant runął na ziemię. Aleksiej od razu wycelował w postać, która się do niego zbliżała. Przetarł maskę, na której zostało trochę krwi mutanta, a zielone tęczówki rozszerzyły się ze zdziwienia.
    — Petrowiczu, czemu ty-?! — zapytał tylko, ale Spartanin jedynie pochwycił go mocno i pociągnął ze sobą.
    — Resztę grupy zabrali.
    — Kto?
    — Nie wiem. W tym jest problem.
    W końcu mogli się spotkać z resztą. Kobieta również przyciągała bardziej Aleksieja, jego umysł próbował na siłę przywołać te niechciane wspomnienia ze swoją matką. Podszedł bliżej Olega, szukając w nim ukojenia od tych myśli.
    — U nas w Kałudze tak wiele ich nie ma… — mruknął ranny mężczyzna, gdy przeszli obok jednego truchła.
    — Kaługa? Co to za stacja? — zapytał Aleksiej, kompletnie nie kojarząc taką nazwę. Może któraś ze stacji zmieniła na takową? Może to jedna z tych najbardziej wysuniętych? Petrowicz w tym czasie milczał, by stanąć nagle gwałtownie.
    — Nie, to nie jest stacja… To jest miasto. — I niespodziewanie Spartanin przybliżył się do tej dwójki. Matka od razu przycisnęła się mocniej do syna. — Spokojnie, Mateczko. Tylko mi powiedźcie, wy nie stąd?
    Kobieta pokręciła gwałtownie głową.
    — Mówili nam, że zginęliście. Wszyscy. Że nie ma co szukać. A potem to usłyszeliśmy. — Tutaj ścisnęła mocniej za ramię syna. — A to oznacza, że mój mały skarb może tutaj być, może przeżył, może…
    Aleksiej nie słuchał już kobiety, wpatrywał się za to w Olega w intensywnie. Wzrokiem chciał się przedrzeć przez dzielące ich maski, by przekazać tę jedną wiadomość. Poza Moskwą był inny świat. Świat, w którym mogliby zamieszkać. Razem.
    — Idziemy dalej — rzekł im w końcu Petrowicz. — Powinno gdzieś tu być to zejście do stacji… Ale uważajcie. Nie tylko na mutanty.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 18 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Pią 21 Lip 2023, 15:33

    - Przehandlowałeś Ślubną? - Rusłan jedną ręką jadł, co mu dano, drugą zaciśniętą w pięść przyciskał do oka, wokół którego wykwitała już ciemniejąca obwódka. Odpowiedzi nie oczekiwał, nie wydawał się nawet specjalnie zły na Kiryła, albo rozumiejąc ich sytuację, albo mając to już za nic. Powoli budził się w nim instynkt dziecka Metra, które znów niczego nie posiada, a musi przetrwać - No, to trzeba coś pomyśleć, co? Do tego ich doktora się przejdziemy i niech powie, co z tym rannym. Ile to może potrwać. Ile jeszcze trzeba będzie płacić...
    - Płacić? ile jeszcze? Już nic nie mamy - cicho dołączył się Giena, nie wiadomo skrzywiony od smaku posiłku czy ich niewesołej sytuacji, czy najzwyczajniej w świecie kompletnie wyczerpany - Jakie płacić, jak wzięli nam już wszystko?
    Rusłana to strasznie rozbawiło, trząsł się tak, że prawie wylał breję.
    - Ale ty jesteś... durny... Giena... - złapała go nagle czkawka od tej ponurej wesołości, wypił więc całą herbatę jednym haustem. Nie pomogło - Póki żyjesz, to... masz czym płacić. A i jak zdechniesz... to jeszcze przez jakiś czas...
    Była to tak parszywa, obelżywa sugestia, że Giena, gdyby nie musiał się przepychać przez Kiryła, chyba dałby Rusłanowi w mordę. A tak to tylko stracił apetyt.
    - I to niby ja jestem durny?
    Ławrentij bardziej, niż posiłkiem, zainteresowany był otoczeniem. Była to pierwsza stacja, którą widział, pierwszy raz mógł spojrzeć na warunki, w jakich ludzie tu żyli, przyjrzeć się ubraniom mieszkańców, ich cichemu stłoczeniu, temu dziwnemu rodzajowi posępnego humoru przeplatanego z narzekaniem, które zdawało się tu główną formą komunikacji. A nade wszystko ich spojrzeniom. Patrzył więc, chłonął te szarawe obrazy, z trudem przyzwyczajając się do niedoboru światła. Inna sprawa, że to, co jedli w metrze, budziło w nim pewien lęk. Póki nie głodował i widział jakąś szansę, wolał nie narażać się tę ryzykowną zmianę diety. Żadnymi obawami się jednak z Kiryłem nie podzielił. Faktycznie skinął głową, ale tylko po to, by chłopak się do niego zbliżył.
    - Gdzie nas wyrzucą, jak już im się to przestanie opłacać? - wskazał gestem na miskę z potrawką. Było jasne, że nie będą żywić ich w nieskończoność. Mężczyzna nie wydawał się jednak zdenerwowany, raczej zdezorientowany i pozbawiony komfortu poprawnej oceny sytuacji. Zbyt mało danych... - I dobrze rozumiem, mamy tuż obok jakąś wojnę? Jesteś ze Sparty, więc cię słuchają, tak? Jeśli moje życie zależy od ciebie, a uznałeś, że lepiej trzymać mnie w kajdanach, to może mi chociaż powiesz... co ty właściwie zamierzasz, Kirył?

    Olegowi było spieszno, jak nigdy, gdy się tak z tą dwójką gramolił z budynku.
    - Nie mogłem szybciej... - sapnął przepraszająco, ścisnął go mocno, a nawet na sekundę zsunął ich maski, by jego usta ustami musnąć, a choćby i miały smakować, jak jego własne, potem i pyłem.
    Petrowicza zauważył chwilę później, ale mimo, że znów najwyraźniej ich drużyna nie miała szczęścia, to i tak obecność nauczyciela wywołała u niego optymizm.
    - Źli ludzie nie zabierają rannych do metra - stwierdził i szybko ten rodzący się, podskórny strach o Kiryła zabił, patrząc w oczy kochanka koloru młodych liści brzozy. I zrozumiał w tym spojrzeniu wszystko, ponieważ pomyślał to samo, a utopijne marzenie nawet mu sił dodało, mimo że znów nieco zakręciło mu się w głowie, gdy Petrowicz kazał ruszać dalej.
    - Matko... a kogo tu szukacie? Kto to ten wasz Skarb jest? - zapytał jeszcze przed wymarszem, by jakoś do kobiety zagaić. Później jakby zdał sobie sprawę z niezręczności tego pytania i jeśli nie uzyskał odpowiedzi od razu, szybko się z niego wycofał.
    Podczas przemarszu zachował ciszę.
    Znaleźli w końcu wejście na stację i raz jeszcze rozbrzmiał za nią ten szorstki, niski krzyk.
    - Kto idzie?
    - Sparta! Mamy kobietę i rannego.
    - Więcej Sparty? Ile was tam jeszcze diabli nadali?
    Wpuszczono ich jednak i powitano, uprzejmie prosząc o zapłatę z góry.
    - Za rannego więcej, bo to kłopot, a już drugiego dziś nam wleczecie. Bo wy z tamtymi dzieciakami?
    - Samych by ich przecież nie puścili, mówiłem ci, Anton.
    - A twoją kaprawą mordę jakbym już gdzieś widział, dziadku... - brodaty, rosły strażnik w wieku Petrowicza, albo i lepiej, uśmiechnął się do niego wesoło.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 18 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Sro 02 Sie 2023, 17:56

    Co zamierzał Kirył? Chłopak sam nie wiedział. Jego życie zmieniło się tak diametralnie, że nawet nie miał czasu, by pomyśleć. O czymkolwiek. Także o ich obecnej sytuacji. Dlatego przez dłuższą chwilę milczał.
    — Nie jestem pewien… — przyznał w końcu. — Nie wiem, co dalej będzie. Byle do bezpiecznego miejsca się dostać, do Sparty. Tyle tu wojny, Ławrentiju. Wojna wszystko im odebrała, a i tak dalej ją toczą między sobą. — Nagle jego różnokolorowe tęczówki rozbłysły bardziej, widocznie jakaś myśl mu do głowy wpadła. — Ale wiesz, jeśli faktycznie tam coś jest…To bym zamierzał zobaczyć tamten świat.
    Jednak szybko ich beznadziejna sytuacja się zmieniła, gdy obwieszczono im dotarcie nowej grupy. Petrowicz musiał oddać wszystkie naboje, jakie mieli, ale nawet się nie wahał. Oddał co trzeba strażnikowi, by potem gwałtownie zmniejszyć dystans między nim, a Rusłanem, zaraz porywając chłopaka w objęcia. Za to Kirył odczuł niebywałą ulgę widząc ich wszystkich. Żywych.
    Szczęśliwie, Konfederacja niezbyt oponowała co do ich odejścia. Petrowicza paru kojarzyło, szczególnie jeden ze strażników. Najwidoczniej Spartanin miał okazję nieraz już pomóc tutejszym. Pozwoliło im to dostać się bez większych problemów na stację Hanzy, a stamtąd mogli już bezpiecznie przenieść się wraz z rannymi do D-6. Jednak nie dane im było nawet na chwilę wytchnienia. Książe i Idiota od razu zażądali ich do siebie. Nie stawili się przed samym Młynarzem tylko dlatego, że ten akurat wyruszył na misję. Musieli zdać raport, przyjąć reprymendę. Najbardziej boleśnie dostało się Petrowiczowi, który tylko uśmiechał się szeroko, cały czas trzymając blisko Rusłana przy sobie. Kirył musiał za to przygotować się do cięższych treningów od Diabła, który nie był ani trochę zadowolony z tego, że wyruszył wtedy.
    Aleksiej za to nie krył się z podziwianiem całej walcowatej konstrukcji D-6.
    — Zawsze chciałem wiedzieć, czy wygląda to tak, jak mówili. — powiedział wtedy Aleksiej.— Podobno jedno z wejść jest też w pobliżu Rzeszy… Ale nigdy go nie znaleźliśmy, a tu takie coś było tuż pod naszymi nosami.
    Aleksiej zaśmiał się cicho, chwytając za gitarę. Była jedną z niewielu rzeczy, którą Sparta zdołała dla nich zabrać. Zaczął brzdąkać na niej oparty o ścianę.
    — Nadal się nie obudził, a Volkov mówił… — Tutaj Aleksiej zamilkł na chwilę. — Nie wiadomo czy odzyska kiedykolwiek pełną sprawność w nodze. Jesteśmy tak blisko. Bliżej niż kiedykolwiek byliśmy. — Przy czym również występowało coraz to więcej komplikacji. Mój ojciec…
    Nie dokończył, myśl zawisła w powietrzu. Czy przeżył? Czy faktycznie mówił wtedy prawdę? Zacisnął mocniej dłonie na gitarze. Wewnątrz Aleksieja panował konflikt. Mężczyzny, którego ojca widział, jako źródło wszystkich nieszczęść. Walczył on z chłopcem. Tym, który naiwnie wierzył w postać ojca sprzed wojny. Temu, któremu faktycznie zależało na dobru rodziny.
    — Możemy pójść sprawdzić co z Nikitą. Ponoć ta… kobieta jest przy swoim synu. — Aleksiej spojrzał na Olega znacząco. Widział, że ukochany był zainteresowany jej postacią, choć nie znał dokładnego powodu. Sam chętnie by z nią porozmawiał, dowiedział się czego o świecie poza Moskwą, a także o samym ich celu, który ich do Moskwy przytargał. Zdecydował się odłożyć gitarę do ich wspólnego pokoju. — Idziemy?

    Książe dał rozkaz, by Ławrentija rozkuć, ale za to pilnowało go ciągle dwóch Spartan. Nawet teraz, gdy nakazał go przyprowadzić do siebie. Już wtedy siedział, czytając leżące przed nim raporty swoich ludzi. Wcześniej poprosił też Viktora, by mu towarzyszył w trakcie tej rozmowy.
    — Z raportów wynika, że razem ze swoimi ludźmi zaatakowaliście przyczółek stalkerów w ambasadzie — Twarz Księcia zmienił się na bardziej surowy, gdy spoglądał na kolejną z kartek. — Zaatakowaliście jednego z naszych, ale przede wszystkim…. — Tutaj wreszcie uniósł wzrok z nad kartek, splatając dłonie na biurku. — Rzekomo nie jesteście stąd. Co więcej, znacie sytuację poza Moskwą. Wolałbym, żebyśmy na tym etapie współpracowali razem. Kiedyś byliśmy jednym narodem. Wojna sprawiła, że się podzieliliśmy, ale to się może zmienić. To prawda? Poza Moskwą są nadal inni ludzi? — pytał Książe i choć starał się przywdziać maskę obojętności, to czuł w sobie te dziwną mieszankę ekscytacji i niepokoju. Coś, co od dawna nie było mu dane czuć.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 18 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Pią 04 Sie 2023, 19:11

    Ławrentij nie przejawiał żadnych podejrzanych zachowań, nie stanowił utrapienia dla swoich strażników. I choć mogło się wydawać, że jest po prostu spokojny, lub zmęczony, on sam czuł przede wszystkim ogromne zagubienie. Patrzył na ludzkie twarze, na ich najprostsze codzienne rytuały, słuchał skrawków ich rozmów i zamiast myśleć o jakiejkolwiek ucieczce pogłębiał się w poczuciu zgrozy, nawet obrzydzenia. Jakkolwiek miało wyglądać jego dalsze życie, nie wyobrażał go sobie w Metrze. A i tak, jak wywnioskował, było to najlepsze, co Moskwa miała do zaoferowania.
    - Właściwie to ten mały oddział podszedł mnie - sprostował bez strachu, choć i nie okazując bezczelności. Zerknął na Viktora, który dla niego był ponurym, jednookim kancelistą, czy kimś w rodzaju, u boku tego groźnego niedźwiedziowatego dowódcy. Przeciągnął to spojrzenie, gdy obserwowany je odwzajemnił, ale nic się z tym nie wiązało, żadne pytanie nie padło. Wrócił uwagą do pytającego.
    - Podeszli mnie podczas służby - powtórzył. - To oczywiste, że musiałem temu przeciwdziałać. Miałem... mam swoje rozkazy.
    - Nie o to jesteś pytany - przypomniał mu Viktor, który nawet nie kłopotał się robieniem notatek z tego typu nieprzydatnych wynurzeń.
    Ah tak... Ławrentij prawie o tym zapomniał, nie potrafił się przestawić na ten tor myślenia. To właśnie było dla nich najważniejsze, wcale nie to, jak zepchnął dzieciaka ze schodów.
    Potarł zmęczone już zmiennym, sztucznym światłem szarawe oko i lekko zgarbił się na swoim krześle.
    - Tak, poza Moskwą żyją ludzie. Rosjanie. I cała reszta tam, gdzie ich poniosło - przyznał - Jeśli więc jesteśmy takim jednym współpracującym narodem... to żądam zwrotu broni... a nie, ten twój dzieciak sprzedał... To zamiennika. Z amunicją. Maski, trzech filtrów. Czujnika promieniowania. I wypuszczenia - powiedział to zmuszając się do spokoju, który powoli już go opuszczał - Twoi ludzie mnie porwali, panie dowódco. Wypuść mnie.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 18 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Czw 10 Sie 2023, 01:59

    Widział te wymienione spojrzenia u strażników. Pełne zaskoczenia, niedowierzania, ale też nadziei. Tej nadziei, którą Książe tak bardzo pragnął zobaczyć u nich. Nawet i na niego ta informacja wpłynęła. Pojawiały się myśli o utraconym domu, rodzinie. Kiwnął głową, odkładając raporty bardziej na bok.
    — Porwani ludzie są zwykle trzymani w gorszych warunkach — przypomniał, nadal nie spuszczając wzroku z mężczyzny. — Ależ oczywiście, że cię wypuścimy, damy to co trzeba. — Tutaj jego twarz wykrzywiła się w lekkim uśmiechu. — Myślę też, że nie będzie to problemem, byśmy towarzysza odprowadzili, prawda? My sami chętnie byśmy przekroczyli granicę, która postawiła nam Moskwa, a jakich w rzeczywistości nigdy nie było. Jakimi bylibyśmy rodakami, jeśli nie upewnimy się, że jeden z nas nie dotarł bezpieczne do siebie?
    Tymi słowami zakończył to spotkanie. Wyprosił Ławrentija razem z dwójką Spartan, zostając sam z Viktorem. Wstał z westchnięciem, by znów spojrzeć za szybę, na całe Metro-2, na ludzi Młynarza, którzy wykonywali swoje codzienne obowiązki.
    — Wiesz, kiedyś ekscytowałbym się tym wszystkim jak dziecko — prychnął cicho Książe.— Odkąd bomby spadły, chciałem to usłyszeć. To, że nie jesteśmy sami, że ktoś tam nadal żyje. A teraz, gdy to usłyszałem, jestem tylko bardziej sceptyczny. Kimkolwiek jest, jego zadaniem nie było szukanie ocalałych w Moskwie. Ich celem była ambasada. Jakby obawiali się stalkerów… Tego, gdzie mogliby zabrnąć…
    Wreszcie spojrzał na Viktora, podszedł do bliżej, ale nic więcej nie zrobił. Przyglądał się temu młodemu człowiekowi, w którym tkwiła stara dusza. Jego kąciki ust drgnęły lekko.
    — Twoja perspektywa jest zapewne inna. Ledwo miałeś okazję poznać tamten świat. I uwierz mi, zrobiłbym wiele, byś ujrzał go takim, jakim był za moich młodych lat. Choć nawet ja nie byłem w stanie nacieszyć się nim tak długo. — Wziął głębszy wdech, próbując powstrzymać tą niechcianą lawinę nostalgii. — Ale jeśli za tymi murami Moskwy jest jakiś skrawek, który choć trochę się ostał po starym świecie, czy to miasto, czy prawdziwie zielony las, chciałbym tam móc wyruszyć. I ciebie również zabrać, Viktorze. Pokazać.
    I jakkolwiek nie zareagowałby Viktor, Książe odchrząknął w  końcu głośno, próbując na nowo być profesjonalni, jak to ujął niegdyś drugi mężczyzna.
    — Z tego co wiem, zdarzyło się przesłuchać nagrań z radia. Udało ci się coś z nich wyciągnąć?
    W tym czasie Kirył starał się iść na stołówkę. Było to niełatwe zadanie, zwłaszcza po wycisku, który dostał od Diabła. Dlatego szedł teraz nieco chwiejnym krokiem, omijając innych Spartan. Niektórzy z nich  podśmiewali się cicho do siebie. Młodzieniec ignorował to, starając się dotrzeć do swojego upragnionego celu. Czego się nie spodziewał to tego, że zdoła spotkać znajomą twarz.
    — Ławrentij — mruknął bardziej do siebie niż do wspomnianego mężczyzny. Podszedł bliżej, krzywiąc się przy tym nieco bardziej niż wcześniej. Widział też dwóch Spartan niedaleko, którzy nadal czujnie obserwowali ich „gościa”. Gdy wreszcie stanął przed Ławrentijem, zorientował się, że za bardzo nie wie, co mu powiedzieć.
    — Właśnie szedłem coś zjeść… Może też byś chciał…? — W jego głosie wyraźnie było słychać zmęczenie, tamten na pewno je słyszał. Gdzieś jednak pod tonem tego zmęczenia kryła się ta nutka ciekawości. Ta sama, gdy wypytywał mężczyznę o świecie poza metrem. Poza Moskwą. O którym chciał usłyszeć nawet teraz, pomimo swojego stanu.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 18 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Pią 11 Sie 2023, 18:14

    Ławrentij po tej zaanonsowanej mu decyzji, co do jego losu, westchnął już nawet nie w duchu, a zupełnie ostentacyjnie. Patrzył w oczy tego obcego człowieka i niewypowiedzianym pytaniem, z tysiącem pytań, których ostatecznie wyproszony nie zadał. Sam jeden miał jeszcze jakieś szanse. Nie wiedział, co potem, czy zamknęliby Moskwę szczelniej, spacyfikowaliby Metro, może wymienili Obserwatorów i zaprowadzili porządek z tą całą Spartą w ich wygodniej twierdzy. Cokolwiek, co utrzymałoby stary porządek, którego sam miał strzec. A tak... z tą bandą szczurów z Metra za plecami... niespecjalnie wierzył, że komukolwiek będzie chciało się go od nich odsiewać, gdy zajdą na pierwszy kordon.
    Szczury... tak ich czasem nazywali, tak ich sobie odczłowieczali, by na służbie nie oszaleć. Teraz widział, że są bardziej jak wyrostki trzymane za długo w piwnicy za jakieś nieistniejące przewinienia. Nawet ci, których widział w tym sytym miejscu wydawali mu się poszarzali i zapadnięci w sobie. Może ci starsi mniej, ci wychowani na słońcu, ale młodzi... młodzi byli inni, w ich osobach zaklęta była przyszła forma tej sztucznie utrzymanej kolonii. Im dłużej na to patrzył i o tym myślał, tym częściej przechodziły go ciarki podskórnej zgrozy. Zwłaszcza, gdy mijały go dzieci, chude i zwinne, których wieku, a czasem płci nie potrafił nawet określić.
    I był też Kirył, przedstawiciel szczurzego pokolenia, który jakimś dziwnym sposobem zachował w spojrzeniu coś, co upodabniało go do ludzi z powierzchni. Odczekał chwilę, zanim się do niego odezwał, próbując przetrawić tę myśl.
    - Macie tu coś mocniejszego? - spytał, tym samym akceptując propozycję i dał się poprowadzić, kątem oka obserwując swych strażników. Okazali się jednak mimo wszystko niespecjalnie zawadzający.
    Gdy pojawili się w stołówce, mężczyzna momentalnie poczuł, jak bardzo potrzebuje jedzenia. W jednej chwili niemal ścięło go z nóg i nie miał już żadnych obiekcji przed tą podziemną kuchnią.
    - Więc porwałeś mnie... w moje urodziny... - mówił, jedząc mimo wszystko powoli na ten ściśnięty żołądek, ale ciepły posiłek i tak podnosił morale - prowadziłeś przez Moskwę w kajdanach... zawlokłeś do tej szczurzej nory, a jakby ci tego było mało to jeszcze sprzedałeś mój karabin...  mój AEK 973S z celownikiem bębnowym, bezpiecznikiem i selektorem... - zerknął na niego, nieco dłużej niż na innych, instynktownie łapiąc się na tym, że analizuje ten dziwny kolor oczu. - Niezły ten gulasz... ale nie mogę powiedzieć, że jesteśmy kwita. Przynajmniej ktoś dał ci wycisk, ale to i tak marna pociecha... To jak będzie z tą wódką?

    - Masz rację - Viktor czekał z tym stwierdzeniem na sam koniec, aż Książę powie wszystko, co ma do powiedzenia, ignorując zupełnie wszelkie przejawy ciepłych uczuć ukrytych między wierszami w jego słowach. Szybko sprostował, co ma na myśli - Masz rację, ten człowiek... a raczej jego mocodawcy nie chcą cię poza Moskwą. A nie wiemy, z jakim przeciwnikiem mamy do czynienia.
    Viktor nie był aż tak nieczułym odmieńcem. Fascynowały go nagrania i wizja rozwiązania tej zagadki, ale nie mógł pozbyć się wrażenia, że jest to jak najdalsze od podróży do utraconego raju. Im więcej o tym wiedzieli, tym bardziej rysowała się przed jego oczami wyprawa przez piekło o nieodgadnionym końcu.
    - Cieszę się, że nie rzucasz się na te wiadomości z bezmyślną euforią - sięgnął jednak po jego dłoń w łagodnym, ale jednak zdawkowym geście, może nawet formie podziękowań - Z nagrań nie wynika wiele, nie ponadto, co już wiedzieliśmy. Natomiast nagła przerwa w nadawaniu... cóż... prowadzi do niepokojących wniosków. Ktoś dba o naszą izolację. A teraz zacznie dbać bardziej. Obawiam się, że las, ten las z twoich wspomnień, do którego byśmy ostatecznie dotarli, usłany byłby... powiedzmy, że raczej nie kwiatami. - uśmiechnął się bez wesołości i bardziej familiarnie przeplótł ich palce - Naprawdę chcesz iść z tym człowiekiem za Moskwę? Jeśli potrzebujesz przesłuchać go bardziej szczegółowo, to przypomnę ci, że twój ulubiony protegowany potrafi całkiem skutecznie skłaniać do szczerości.
    Aleksiej, którego miał na myśli, był oczywiście odpowiednią do tego osobą, ale Viktor nie uniknął umieszczenia w tej propozycji lekkiej szpilki zazdrości.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 18 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Czw 24 Sie 2023, 23:42

    Kirył jadł gulasz powoli i w milczeniu, słuchając tych wszystkich oskarżeń skierowanych w jego stronę.
    — Ty za to chciałeś zabić tamtych — burknął w końcu, brzmiąc bardziej jak obrażone dziecko. — Przy mnie też byś się nie zawahał, więc jak dla mnie jesteśmy kwita.
    Podszedł powolnym krokiem do lady, czasem to stękając z bólu, gdy źle postawił krok. Udało mu się wyprosić jedną butelkę wódki od starszej kucharki, która nie omieszkała skomentować, że lepiej jakby to wziął dokładkę. By wyrósł na silnego mężczyznę, tak mówiła, na co Kirył uśmiechnął się słabo. Mimo to musiał poczekać aż mu butelkę przyniosą, a przyniosła nie kto inna jak Vanya.
    Popatrzyła na ich z ciekawością, w szczególności na Ławrentija. Nic jednak nie skomentowała.
    — To jakaś okazja? —  zapytała nieśmiało Vanya.
    — Ma urodziny… — wypalił prędko Kirył, spoglądając na nią, by zaraz zmieszany odwrócić wzrok. Mimo tego co przeżyła, mimo obecnego stanu, wciąż była piękną dziewczyną, która go wręcz onieśmielała. Vanya zachichotała tylko, otwierając butelkę i polewając każdemu z nich.
    — Dobrze mieć okazję do świętowania. Ja też ostatnio świętowałam! — To mówiąc wyprostowała się dumnie.
    — Z-z jakiej okazji?
    — Z waszego powrotu! Bardzo dziękuje, że przyprowadziliście Aleksieja i Olega całych!
    Kirył zacisnął tylko pięści pod stołem i kiwnął lekko głową. Vanya nie powinna być mu za nic wdzięczna. Sam narobił więcej kłopotów Petrowiczowi i Rusłanowi. Stąd nie oponował nawet przy ciężkim treningu z Diabłem. Jeśli chciał pozostać w Sparcie, w szczególności żywy, musiał z siebie więcej dać. By już nikt pokroju Ławrentija go nie zaskoczył.
    Z samym Ławrentijem nie powinien zresztą rozmawiać. Ani pić. Przy czym musiał przed sobą przyznać, że rozmowy z tym mężczyzną były do tej pory zbyt interesujące. W nich ujawniały się skrawki świata, w którym nie dane mu było żyć.
    Młodzieńcowi nie zdarzało się często pić, więc szybko poczuł skutki wlewanej w siebie wódki. Czul ten błogi stan, który pozwalał mu zapomnieć o bólu, a nawet i spojrzeć na tego całego człowieka z powierzchni i uśmiechnąć się szeroko.
    — Ktoś mi kiedyś powiedział… że ludzie nie należą do metra… — zaczął wspominać na głos Kirył, bawiąc się pustą szklanką. — Myślę…że racje miał… ale tak trochę... nie wiem. Chyba się boję, ale chce też wiedzieć… zobaczyć… chciałbym zobaczyć…Opowiedz mi jeszcze!

    Kąciki ust Księcia tylko lekko się uniosły na wspomnienie o Aleksieju, ale nie skomentował tego. Nieco pociągnął za dłoń Viktora, by ten znalazł się bliżej.
    — Nie będę bezczynnie siedzieć, ale tego się już pewnie domyślasz Viktorze. — Zaczął głaskać wierzch jego dłoni kciukiem. — I prawda, wypadałoby się co nieco dowiedzieć, ale tamten człowiek nie jest naszym jedynym źródłem. Tamta matka z synem…— Zawiesił na chwilę głos, jakby na czymś rozmyślając. — To, że tak daleko zaszli…Z tego co udało się dowiedzieć, szukają oni reszty swoich rodziny. Jej męża oraz syna.
    — Pozostaje też kwestia stalkera z Baumańskiej. Aleksiej bardzo naciskał, by mu pomóc. Oraz mamy jeszcze stalkera z samej ambasady. — dodał, nieco odchylając się na krześle, ale samego Viktora nie puszczając.  — Myślę, że czas najwyższy i ich popytać. I wolałbym to zrobić w towarzystwie kogoś zaufanego... Nie sądzisz Viktorze?
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 18 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Nie 27 Sie 2023, 08:06

    Podniósł wzrok znad jedzenia, gdy Kirył tak ostatecznie wyrównał ich rachunki. Mężczyzna odetchnął zdawkowo, jakby miał się zaśmiać, ale w ostatniej chwili z tego zrezygnował. Zabrakło mu też ochoty, by to komentować, a tylko przypomniał sobie o swojej porażce i niewypełnionych rozkazach. Wiedział jednak, że chłopak miał rację, ale wydawał mu się również najzupełniej naiwny, niezdolny, by pojąć, że są rzeczy większe, że ktoś poza metrem ma na to szersze spojrzenie, a więc i powinien mieć środki, by realizować ustanowione cele. Cele oparte na tym właśnie szerszym spojrzeniu. Ławrentij wierzył, że to oni powinni mieć monopol na przemoc, nawet, jeśli skutki mogły być przykre czy nieprzyjemne. Nie wszystko, co słuszne, bywało przecież łatwe czy przyjemne.
    Przemielił sobie ten tok rozumowania jeszcze raz i nie znalazł w nim żadnej luki, nabierając pewności co do działań swoich i swojego oddziału, ale gdy patrzył Kiryłowi w oczy, jakoś zamykały mu się usta. Mówił sobie, że szczur i tak nie zrozumie, ale w głębi serca wzbraniał się, przed oznajmieniem komuś takiemu, jak on, że jego śmierć byłaby słusznym krokiem. Teraz i tak nic z tego nie miało już znaczenia.
    - O, naprawdę? - zdziwił się nieco, gdy faktycznie przyniósł mu alkohol, i to taki, od którego nie cierpła skóra. Zerknął na swoich strażników. Nie odpuszczali, a jeden zawsze miał go na oku. Kto by pomyślał...
    Na jednostce, jak już było można, piło się dużo, nigdy specjalnie nie odstawał. Był jednak zmęczony i pod wpływem stresu przez długie godziny, więc nawet ja jedna szklanka sprawiła, że nieco się rozluźnił, a przy okazji uwolnił trochę myśli, które zdawały się być ściśnięte jak w pudełku własnych przekonań. Patrzył na Kiryła nieco inaczej, jego słaba głowa i szeroki uśmiech zaczynały go nieco rozczulać, co w połączeniu z jakąś nutą wyrzutów sumienia sprawiło, że nie był w stanie mu odmówić. Opowiadał mu więc wybiórczo o ładnym świecie, o tym, co można było w nim podziwiać, pomijał biedę i znój codzienności. Jak to ładnie mgły się nad lasami wzbierają o zachodzie, jak rzeki zimą zamarzają i można na łyżwach jechać w dal, ile dusza zapragnie. Jak się miło w deszczu usypia, albo z czego naprawdę jest herbata.
    - Ale najlepsze... - podsumował nad pustymi naczyniami, poważniejąc z nagła - Najlepsze, to że można być trochę dalej od innych... że ludzi nie masz, jak tu, na każdym kroku, ich parszywych przyzwyczajeń, ich opinii, ich cierpienia nie masz tak blisko. Jak żona od ciebie odejdzie, to jej nie musisz oglądać. Możesz iść gdzieś, gdzie rzeczy się mają inaczej. Możesz odpocząć. A tu... nigdzie nie pójdziesz, Kirył...
    Tak jak szybko spoważniał, tak od razu złagodniał i kiwnął głową sam do siebie.
    - Tamten ktoś miał rację. Ludzie nie należą do metra. Nawet, jeśli się tu urodziłeś, to musisz sobie to wbić do łba. Trochę tak, jakby cię matka urodziła w więzieniu. Ale to nie znaczy, że dzieciaki zasługują na odsiadkę, nie?
    Był pewien, że za bardzo się rozgadał, że w ogóle nie powinien, nie do końca był też pewny, czy to, co mówi ma jeszcze dla chłopaka jakiś sens. Ale gdy to wszystko powiedział, jemu samemu zrobiło się lepiej.
    - Zwłaszcza takie, jak ty... - przyznał nieco ciszej - jesteś taki inny... zupełnie nie okrutny, czysty jakiś taki... powinieneś być ostatnim, który mnie na kolację zabierze i da popić. Za bardzo ufasz ludziom, za dobry dla nich jesteś. Gdybyś był mój, to bym się wiecznie o ciebie martwił.
    Powiedział to zupełnie naturalnie i bez cienia skrępowania, albo mając na myśli posiadanie Kiryła jako brata czy podopiecznego, albo już zupełnie gadając, co mu się do głowy nawinęło bez większej refleksji, jak to mogło brzmieć w uszach rozmówcy.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 18 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Sob 09 Wrz 2023, 02:49

    Pójść tam, gdzie nie ma w ogóle ludzi. Gdzieś, gdzie mógł pobyć sam. Wizja ta przez chwila majaczyła w jego głowie, dopóki Ławrentij nie pociągnął tego dalej.
    Gdybyś był mój… To wystarczyło, by przywołać wszystko, co do tej pory się wydarzyło. Ibragrim, Sokół, Vyacheslav…Przynależeć do kogoś zawsze było takie proste i takie słabe. I ta ostatnia myśl spowodowała u niego reakcję.
    Kirył próbował wstać szybko, ale prędko tego pożałował. Chwycił się mocno blatu stołu, strącając jednak butelkę wódki. Patrzył na Ławrentija czerwony na twarzy, to od złości, to od samego alkoholu. Wielobarwne tęczówki błyszczały bardziej niż zwykle.
    — Nic o mnie nie wiesz…— wycedził przez zęby. — Nie trzeba… nie trzeba się o mnie martwić! Już nikt nie będzie musiał… już nikt. Pójdę tam na górę… I nikt już nie będzie się mną martwił.
    Spojrzał w bok. Widział, że inni zdołali się zainteresować tym małym widowiskiem. Szczególnie Vanya i Sasha, które wyglądały na zmartwione całą sytuacją. Kirył opuścił głowę, czując jak robi mu się jeszcze cieplej i to nie za sprawką alkoholu. Zdołał wreszcie wstać na tyle, by zrobić kilka kroków.
    Ostatni raz spojrzał na Ławrtenija, nim chwiejnie wyszedł ze stołówki.
    —  Na dziś ci starczy — skwitował krótko jeden ze strażników, podchodząc bliżej.

    Jeśli Aleksiej zdołał zaciągnąć Olega, to stalkera można było zastać w skrzydle szpitalnym. Prowadził on jakąś żywą dyskusję z doktorem Volkovem. Aleksiej zmrużył oczy, wyłapując kilka nieznanych sobie nazw. Gdy Nikita w końcu ich zauważył, od razu zachęcił, by podeszli bliżej. Wygramolił się z pościeli, jakby chcąc wstać, a potem zesztywniał nagle. Aleksiej zrozumiał dlaczego, samemu otwierając oczy szerzej z szoku. Tam, gdzie powinna być łydka, nie pozostało nic, poza zawiniętym ciasno kikutem.
    Stalker zerknął na kikut, to na chłopców i zaśmiał się gorzko.
    — Poprosiłem o to… Tylko by mi ciążyła — mówił z tym przyklejonym uśmiechem na twarzy. Maską. Aleksiej sam takowych używał, jego ojciec również. Może ta bardziej go dotknęła, gdyż Nikita używał jej nie do manipulacji, a dla dobra ich samopoczucia. — Nie wińcie się za to. Donieśliście mnie tutaj. Żywego.
    — Zostawisz nas samych doktorze? — zwrócił się do Volkova. Kiedy tylko doktor odszedł w swoją stronę, Aleksiej przybliżył się, próbując również pociągnąć ze sobą Olega. Nikita spojrzał na nich, nadal próbując wyglądać optymistycznie. Machinalnie zacisnął dłoń w pięść.
    — Chciałbym o wielu rzeczach porozmawiać… Ale myślę, że teraz wypadałoby wspomnieć o-
    — Pociągu, wiem. To nie będzie takie proste. Poza namową starszych, to dochodzi cała naprawa, jeszcze wypadałoby znaleźć działającą platformę, co go na powierzchnię przeniesie…— Nikita zamilkł na dłuższą chwilę, potarł dłonią świeżo założony bandaż na kikucie.— Obiecajcie mi coś. Jeśli to wszystko się powiedzie…— Próbował ich przyciągnąć do siebie nawet bliżej, jakby chcąc ich przytulić. Aleksiej widział, jak maska zaczyna pękać, a łzy zaczęły się zbierać w kącikach oczu stalkera. — Błagam, zabierzcie ze sobą mojego Seryozhę. Chcę, by dorastał nad prawdziwym niebem. By czuł się wolny.
    Aleksiej poczuł nagle, jakby się dusił. Odsunął się od Nikity, próbując zachować obojętny wyraz twarzy. Jednak im bardziej chciał, tym czuł się coraz gorzej. Coraz bardziej przytłoczony. Zlękniony.
    — Aleksiej…? — usłyszał głos Nikity, ale wydawał się jakiś odległy. Jakby z drugiego końca pokoju.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 18 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Nie 24 Wrz 2023, 10:58

    Wybuch młodzieńca był tak zaskakujący, że Ławrentij nic nawet nie powiedział, gapiąc się z niezrozumieniem w błyszczące po alkoholu tęczówki. I choć sam czuł, że jest już pod wpływem, nagle jakby otrzeźwiał zupełnie, wybudzając się, jak po uderzeniu w twarz, z przyjemnego rozluźnienia.
    Nie powiódł nawet za nim spojrzeniem, wzruszył ramionami sam do siebie, wypił jeszcze sam jeden to, co mu zostało na dnie. Przeprosił z jakiejś ludzkiej przyzwoitości Saszkę, która zebrała się, by potłuczoną butelkę sprzątnąć i ot. Tak mu się kończyły te urodziny, których miał nie zapomnieć już nigdy, i był o tym przekonany, nieważne, ile jeszcze czasu mu zostało. Patrzył przez chwilę na przykucniętą nisko dziewczynę, myśląc, jak to by się położył chociaż na koniec przy kimś, żeby coś chociaż miłego w ten dzień, jakieś ludzkie ciepło poczuć... Ale to nie kobiecy głos był ostatnim, jaki miał usłyszeć ostatni tego dnia i nie kobieca ręka go za ramię chwyciła, by na spoczynek poprowadzić.
    - I na ciebie czas - rzucił strażnik.
    Przeklęte szczury - pomyślał tylko, kiwnął głową i dał się prowadzić.

    Oleg po całej tej przygodzie nie miał ochoty zostawać bez Aleksieja na dłużej, niż to było konieczne i choć niespecjalnie się mu ze swoich obaw i tęsknot tłumaczył, to z pewnością kochanek poczuł, że wzrasta w nim ta niespecjalnie wygodna zaborczość.
    Nie było więc problemu, by namówić go na wizytę u Nikity. Wystarczyło, że Aleksiej postanowił tam się udać. Sam Oleg zresztą miał na sercu los stalkera, który go już od pierwszego swoim ciepłem zjednał.
    I tak, jak zawsze łatwo mu było przejąć to rozczulenie Nikity, które przeskakiwało na niego momentalnie, jak jakaś infekcja. Faktycznie więc objął go mocno, pocieszając może nadto naiwnie.
    - I wy wolni będziecie, wujaszku - przekonywał. - Nie trzeba się już tak tymi szpitalnymi smutkami karmić. Sam syna weźmiesz i wyprowadzisz...
    I wtedy poczuł, jak Aleksiej wymyka mu się z rąk i sam ścierpnął nagle, jakby wszystkie obawy, które to wyjście na powierzchnię mu zaszczepiło nagle stanęły mu przed oczami. Chwycił go mocno, utrzymał przy sobie.
    - Aliosza... co ci? - spytał z grymasem strachu i determinacji wymalowanym na twarzy, która nagle nabrała wieku od zmarszczonego emocjami czoła. - Doktora ci trzeba może? Doktorze Volkov!

    - Kogo tam niesie? - Słowa strażnika, jakby przyciszone, nieformalne, zostały natychmiast poprawione do gromkiego rozkazu wypowiedzianego czystym, wymuszającym szacunek męskim głosem - Zatrzymać się i zidentyfikować! Ten karabin, co go widzę, odłóż, a jak coś innego macie, to też na bok dajcie, bo jak potem co znajdę...
    Przybyszy było trzech, ale najwyraźniej tylko jeden miał zamiar spełnić polecenie. I choć mrużył oczy od światła, którym tak nachalnie prowadzono ich pod bramy, trzymał się prosto, i ani razu nie potknął na podkładach. A ton, jakim odpowiedział, nie ustępował surowemu strażnikowi. Aż się nim więcej chłopaków z barykady zainteresowało, jeden z drugim przystanął.
    - Jestem Ihnat Matwiejewicz. Ocalił mnie stalker Jegorow i na tej stacji, z nim tu pracowałem. I z wami. Nie poznajecie mnie?
    - Ihnat? Gdzie Nikita? Co z nim? - rozkazujący ton nabrał ludzkich nut. I to był koniec jego dominacji, słabość, którą wykorzystano precyzyjnie, by dostać się na stację, zarzucić sieć manipulacji. Ihnat coś więc opowiedział, jakoś się podporządkował, omotał sobie tych młodych wartowników, którzy zupełnie nie czuli się omotani, a potem, gdy już miał ich na wędce swojej historii i przyjmował od nich kubek z wodą, zanim choćby umoczył usta mimo wielkiego pragnienia, najpierw im zakomunikował:
    - Jestem tu po chłopca.

    Sponsored content

    Two sides of the same coin - Page 18 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Czw 09 Maj 2024, 05:39