Two sides of the same coin

    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Pią 03 Mar 2023, 21:03

    — Potrzebuję? O czym ty mówisz- —  wtrącił się Aleksiej, ale hałas na nowo przykuł jego uwagę. Wtedy zobaczył, jak wrzucają do niego znajomego stalkera oraz… Olega. Wciągnął gwałtownie powietrze, niemal kompletnie pozbywając się maski. Miał się w nic nie wpakować. A teraz miał walczyć z jakimiś szalonymi stalkerami.
    W pierwszym odruchu chciał już tam wejść i osłonić ukochanego, ale spojrzenie ojca wystarczająco na niego zadziałało. Z trudem ustał w miejscu, pozwalając sobie jednak na głośne parsknięcie.
    — Pozwolisz na to? — zapytał wreszcie, próbując nie brzmieć na zaniepokojonego. — „Twoi chłopcy” są dość nieobliczalni i wielokrotnie to pokazali… ojcze.
    Nikita w tym czasie zebrał się z ziemi,  energicznie rozglądając się na boki. Jego wzrok dopiero zatrzymał się na Andreiu i Aleksieju. Ci nie wydawali się kwapić o to, by powstrzymać całe to starcie. Mężczyzna zacisnął usta, przez chwilę wpatrując się w Andreia, przypominając sobie to, co powiedział mu Oleg. Szybko jednak jego uwaga z powrotem skupiła się na dwóch stalkerach, którzy pewnie patrzyli na zebrany tłum.
    — Dajcie staruszkowi fory. Jeszcze się złamie! — krzyknął ktoś.
    — Świetliku? — Nikita zbliżył się do Olega, tak by mógł cokolwiek usłyszeć wśród panującego gwaru. — Niefortunna sytuacja… Walka mi nie obca, ale częściej mam do czynienia z mutantami, a nie z ludźmi. Musimy współpracować. Spójrzmy na naszych przeciwników. — I faktycznie zaczął mierzyć dwóch mężczyzn. Jeden wyższy, bardziej barczysty, ale z delikatną i spokojną buźką. Starał się podzielać zapał partnera, który budową ciała przypominał Olega. Nikita zaklął cicho . . — Mniejszy może być bardziej agresywny i to jego trzeba się pozbyć pierwszego. Zajmę tego drugiego… ile będę w stanie. A potem zajmiemy się razem tym większym.
    Nie mógł czekać na odpowiedź. Stalkerzy prędko ruszyli na nich. Nikita starał się zrobić to, co planował, czyli skupić uwagę tego masywniejszego mężczyzny. Ten od razu zaszarżował na stalkera. Z trudem uniknął tego ataku, niemal przewracając się w trakcie. Słyszał śmiechy innych, którzy to próbowali podburzyć jego morale. Nikita starał się puszczać to mimo uszu.  
    Jego walka na początku głównie polegała na obronie i unikaniu. Był w tym pewien plan zmęczenia przeciwnika, ale musiał brać pod uwagę wiek stalkera. Nikita nie mógł tak długo lawirować wokół niego, inaczej sam się zmęczy i przez to osłoni. Dlatego miał nadzieję, że Oleg zajął się swoim przeciwnikiem, a w razie czego był go gotów wesprzeć.
    Aleksiej za to był kompletnie pochłonięty na Olegu. Andrei mógł usłyszeć, jak czasem szeptał do siebie o jego postawie, potencjalnych atakach, które mógłby wykonać w danym momencie. Z każdą minutą coraz ciężej było mu się powstrzymać od wkroczenia tam.
    — Zatrzymaj to — odezwał się niespodziewanie Aleksiej, pozbawiając się wreszcie maski.— Albo daj mi wejść na miejsce Olega.
    Wreszcie Aleksiej dotknął rękawa Andreia.
    — Ojcze. Proszę. Sam mówiłeś, że tamten człowiek jest potrzebny. A ja… — Spojrzał znowu na walkę, która działa się w kręgu. Dodał po chwili, znacznie ciszej: — Nie, nie chcę go stracić...Nie mojego Olega.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Sob 04 Mar 2023, 09:13

    - Nie ma powodu, by na to nie pozwolić - Andrei stwierdził ten fakt przyciszonym głosem, tylko do syna, ale nawet tak ciche słowa miały w jego ustach znamiona bezwzględności i chłodu.
    Bierna akceptacja Dowódcy była przyzwoleniem. Zaczęło się więc.
    Zgodnie z planem Nikity, do którego Oleg odczuwał instynktowne zaufanie, ruszył na niższego z przeciwników, nie dając ani chwili, by tak bezproblemowo natarł i wypracował sobie inicjatywę. W przeciwieństwie do Jegorowa nie miał czasu na uniki. Nie miał pewności, ile starszy mężczyzna wytrzyma.
    Nawet jeśli Oleg najlepszy w tym nie był, Spartanie nie zostawili go bezbronnym. Po szkoleniu z Petrowiczem nie miał problemu, by tę walkę rozegrać, poznać tego młodego stalkera, którego miał przeciw sobie, jego szybkość, masę, możliwości. Z tyłu głowy ćmiła jednak świadomość, że nie jest w stanie kontrolować pozostałej dwójki, ale porzucił wszelkie tego próby.
    Przeciwnik był typem boksera, wyprowadzał szybkie ciosy z pięści. Nawet gdy Oleg zdążył złożyć się do gardy, i tak czuł ten imponujący impet. Czasem nie zdążył i już chwilę potem czuł smak krwi, nie wiedział, z wargi czy z nosa. Wreszcie jednak przy wsparciu Nikity, który tamtego na moment rozproszył, udało mu się go podejść, wymianę ciosów zmienić w zapasy, w końcu i sprowadzić do parteru. I aż mu się włosy zjeżyły ze strachu, byle tylko skończyć to szybko, byle nie dać się złapać i znów nie polec na tym, jak słabo się wyswobadzał. Zaśmiał nerwowo na te wspomnienia, przeciwnika wybijając z rytmu.
    - Dobrze się... bawisz...? - wysyczał tamten przez zęby zaciśnięte z wysiłku, ale i jakoś też się uśmiechnął.
    Oleg dosiadł go wreszcie po krótkiej szamotaninie i uderzył w twarz.
    - Świetnie, bracie - uderzył znowu,jakoś niefortunnie, coś mu w dłoni zakuło, aż zaklął. - Noż suka! Odklepuj, bo ci nos przestawię!
    Musiał go do tego przekonać jeszcze jednym razem. Ryk widowni wezbrał, ale nie było w nim gniewu, a euforia. Jakby osoba zwycięzcy nie miała najmniejszego znaczenia. Liczyła się tylko siła.
    Wstał szybko, ale aż się zatoczył, a dłoń przeszyła go wręcz elektryzującym bólem. Nie miał czasu, zebrał się i ruszył na pomoc Nikicie z rosłym przeciwnikiem. Kopnął go od tyłu, tamten jednak celnie odwinął mu z łokcia, aż go zgięło i gdyby nie Jegorow, chłopak Sorokina skończyłby Olega w trzech ruchach. Jednak wzniesiona pięść nie sięgnęła celu i wir walki wciągnął ich wszystkich od nowa.
    Andrei przyglądał się starciu na pozór spokojnie, każdego walczącego równo obdarzając uwagą. Jego maska była doskonalsza, nie pozwolił sobie na dyktando osobistych emocji, choć mierzenie się z nimi było zaskakująco trudnym wyzwaniem.  
    Gdy więc Aleksiej odezwał się do niego, dotknął, prosił... nie spotkał się z pogardą wobec tej słabości, jak zapewne stałoby się jeszcze nie tak dawno. Sorokin był w stanie syna zrozumieć, a poza tym odniósł wrażenie, że gdyby przywołał go w tej chwili do porządku, skarcił, jeśli ten ostatni most zostałby spalony, być może Aleksiej już nigdy nie nazwałby go ojcem.
    To wszystko działo się jednak w małym wewnętrznym świecie. W rzeczywistości ujrzano jedynie, jak Andrei podnosi powoli dłoń.
    - Wystarczy - dodał niezbyt głośno, bez nacisku. Harmider przycichł momentalnie, jakby każde ucho stalkera z ambasady było wyjątkowo wyczulone na głos Dowódcy. Nawet w ferworze walki.
    Andrei mógłby faktycznie argumentować swoją decyzję. Mówić o wystarczającym teście waleczności, o tym, że nie ma już na to czasu, o tym, jak to potrzebuje ich gdzie indziej, albo że Nikita jest tym, któremu zawdzięczają jego powrót. Nie powiedział jednak nic więcej, oczekując wyłącznie posłuszeństwa. I to posłuszeństwo otrzymał, choć wiedział, że rozkazy odbiegające od zasad nadszarpują jego pozycję. Nie była to studnia bez dna.  By nie myśleli za wiele szybko porozdzielał stalkerom ich codzienne zadania. Walczących pochwalił, wytknął kilka błędów i nakazał doprowadzić się do porządku.  Vovę i Kła tymczasowo odprawił.
    A gdy zostali we czterech Oleg momentalnie zbliżył się do Aleksieja, ocierając twarz z krwi w koszulkę, ale nim zdążył cokolwiek do niego powiedzieć, Andrei znów przemówił.
    - Wypada nam wreszcie porozmawiać - skierował ich do niewielkiej wnęki z regałami ze stalkerskimi zdobyczami, niezupełnie odsłoniętej, ale i nie całkiem zamkniętej, by nie wzbudzać niepotrzebnego niepokoju swoich ludzi. Dopiero wtedy, w lekkim półmroku tego miejsca już jawnie zwrócił uwagę na Jegorowa - wyciągnął ku niemu dłoń.
    - Jak twój stan?
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Nie 05 Mar 2023, 19:04

    Ta walka trwałaby pewnie tak długo, jak tylko każdy z nich miał siłę. Wtedy jednak zobaczył, jak Sorokin podnosi rękę i cały ten koszmar dobiegł końca. Czy ojciec naprawdę go posłuchał? I mimo posiadania ciągłej urazy do rodziciela, twarz Aleksiej wyrażała pewną namiastkę wdzięczności.
    Stalkerzy się rozpierzchli, a oni nie mieli wyjścia, jak podążyć za dowódcą. W tej wnęce Aleksiej pozwolił sobie na nieco rozluźnienia, ale i tak karcąco patrząc na Olega.
    — Kopnięcie było dobre, ale mogłeś uniknąć tamtego ciosu. Kara za mało skupienia na treningach — mówił, by nagle wytrzeć własnym rękawem to, co Oleg nie zdołał. Przymknął oczy i wzdychając głośno, dotknął policzka ukochanego. — Nie ma cię przy mnie przez chwilę i już się w co pakujesz. Głupi Oleg. — Mimo reprymendy, twarz Aleksieja złagodniała i nawet zaśmiał się cicho.
    Nikita spoglądał na chłopców z rozczuleniem i nostalgią. Aż pokręcił głową na ten widok.  
    — Młodzi — mruknął do siebie, by nagle się skrzywić. Mimo obranej taktyki, Nikita nie był w stanie uniknąć każdego ciosu. Rozmasował bark, czując w ustach znajomy posmak krwi od zranionych warg.  Starał się jednak nie opierać o żaden z regałów, na które czasem to zerkał. Musiał przyznać wiele z tych znalezionych rzeczy była imponująca.
    Ledwo widocznie wzdrygnął się, widząc dłoń Andreia, słysząc jego głos.
    — Przeżyje — rzucił szybko i krótko i zlizując strużkę krwi. Próbował spojrzeć na Andreia, nawet uśmiechnąć się jakoś, co mu ostatecznie nie wyszło. Zignorował wyciągniętą dłoń, śmiejąc się nerwowo.— Suka…  umieją się bić.  I przepraszam, Aleksiej — zwrócił się znienacka do młodszego Sorokina.  — Nie chciałem, by twój chłopak został zraniony, ale i tak sobie poradził. Był bardzo dzielny.
    Aleksiej zamrugał kilkakrotnie, czując że zaczyna się czerwienić przez taką bezpośredniość u mężczyzny. Mężczyzna ot tak zaakceptował ich relację. Tylko skąd wiedział…? Tutaj utkwił spojrzenie w Olegu, próbując ukryć to dziwne zażenowanie, jakie się w nim pojawiło.
    — Powiedziałeś mu? Co jeszcze mówiłeś? — zapytał cicho.
    I niezależnie od odpowiedzi, tym razem zwrócił się do ojca.
    — Kto to w ogóle jest?  — Aleksiej przytrzymał Olega blisko siebie. — Brzmi tak, jakbyś mnie znał, ale przecież-
    — Znam cię  z opowieści… odezwał się stalker, patrząc przepraszająco na Andreia, jeśli wszedł mu w słowo. — Jestem Nikita Jegorow. Z Baumańskiej. To ja pomogłem przyprowadzić tu twojego ojca, po tym jak znaleźliśmy go rannego-
    — Czyli to wasza wina — syknął znienacka Aleksiej. — Powinienem był się domyślić. Generał Sorokin zawsze znajdzie sposób. Najpierw ta banda stalkerów, która zaatakowała naszego towarzysza, a teraz ty. Nie wiesz, z kim masz do czynienia…
    Ręka Nikity zacisnęła się na jednej z półek. Nie wiedział. I miał nie wiedzieć. Miał zostać w kościele, a potem wrócić na stację. A zamiast tego z każdą chwilową dowiadywał się coraz więcej, czując jednocześnie tą bijącą od Aleksieja wrogość.
    — Czyli byłeś generałem… A może nadal jesteś?
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Pon 06 Mar 2023, 18:37

    Mimo wszystkich okoliczności, nieprzyjemnie pulsującego bólu... w chwili, gdy Aleksiej podarował mu swoją tę surową opiekuńczość, Oleg nie mógł się opanować, uśmiechnął się do niego jakoś sentymentalnie, prawdziwie przepełniony tym niesłabnącym uczuciem, aż oczy zamigotały mu jaśniej. I dopiero, gdy usłyszał śmiech, sam się zaśmiał.
    - No co ja zrobię, takiego mnie masz.
    Widok poczerwieniałego ukochanego podbił tylko ten stan rozczulenia, ale obecność jego ojca, działającego na Olega od czasu spotkania na powierzchni wyjątkowo stresogennie, trzymała wszystkie te emocje w ryzach.
    - Mówiłem prawdę, Aliosza - szepnął mu - Że chcemy uciec. On nam pomoże.
    Tymczasem Andrei po chwili jakiejś wewnętrznej walki jednak cofnął dłoń. Jegorow nie mógł wiedzieć, że był bodaj jedyną osobą, która mogła sobie na to pozwolić - na komfort zignorowania gestu Sorokina bez dalszych konsekwencji. To szybkie przerzucenie rozmowy na jego syna również mogło ujść za niestosowne, ale i to pozostało bez komentarza.
    Syn nie miał jednak u niego takiego kredytu wyrozumiałości.
    - Natychmiast zmień ton, Aleksiej - przerwał gniewny wywód - albo ta rozmowa zakończy się dla ciebie w sposób wysoce niesatysfakcjonujący.
    Przesunął zimnym spojrzeniem po całej tej trójce, na koniec zatrzymując się na Jegorowie. W żaden sposób nie wydawał się poruszony świadomością, że syn złości się na to, że przeżył, choć być może niedawny kochanek mógłby przy odrobinie uwagi dostrzec w nim pewne oznaki zmęczenia.
    - Stopnie wojskowe nie mają już znaczenia - stwierdził. - Nie planowałem waszej obecności w tym miejscu. Żadnego z was. Skoro jednak tak się stało, postarajmy się wyciągnąć z tej sytuacji maksimum korzyści. Przedstawię wam waszą sytuację - zostaliście pojmani. Nie jesteście już wolnymi ludźmi. Możecie próbować ucieczki wraz ze wszystkimi jej konsekwencjami. Możecie też zostać stalkerami z ambasady, realizować cele, które wam wskażę. - Oleg poruszył się, gniewnie ścisnął dłoń Aleksieja, może i chciał coś powiedzieć, ale Sorokin zawczasu uciszył go spojrzeniem i kontynuował - A tak się składa, że mogą one być zbieżne z waszymi własnymi...
    Opowiedział w żołnierskich słowach o Baumańskiej i pociągu. Nie miało to już znamion mirażu o życiu nad Bajkałem, a wydawało się kolejną z operacji Sorokina, co do której, jak sam przyznał, istniało jednak zbyt wiele niewiadomych, by można było to nazwać planem. Niemniej jednak była to opcja najlepsza z możliwych, by spróbować wydostać się z metra. Kwestie plotek, przekazów radiowych przechwytywanych od czasu do czasu nie wiadomo od kogo i skąd, widzianych niby w oddali lokomotyw, bajania stalkerów i handlarzy o zdrowych szczurach wychodzących na powierzchnię - wszystkich tych iluzorycznych sygnałów dających nadzieję, pominął zupełnie.
    - Nie ma więcej czasu na twoje przemyślenia, Nikita - zwrócił się na koniec do stalkera.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Sro 08 Mar 2023, 18:27

    — Oczywiście, że zbieżne, jesteśmy Spartnami, zapomniałeś? — wysyczał Aleksiej, ale pozwalał kontynuować ojcu. Jego plan zaskoczył młodego Sorokina i aż ścisnęło go serce na samą myśl, że mógł być z Olegiem tak blisko, by się stąd wydostać. Jednak gniew też nadal w nim tkwił, a gdy miał możliwość, od razu dał mu jego upust.
    — Mówiłeś, że nie jesteś moim wrogiem, a teraz nas więzisz — prychnął głośno. — Wykorzystujesz mój plan z Olegiem, by zadowolić swoich chłopców. W końcu to twoi żołnierze, nie obchodzi cię rodzina. Tak samo jak było z matką, ze Stepanem…! — Głos Aleksieja wyraźnie załamał się z wymówieniem imienia brata. Zacisnął mocno usta, próbując zapanować nad kotłującymi się w nim emocjami.
    I tak jak mógł się spodziewać objęcia po Olegu, tak na pewno nie przewidziałby, że ten cały Jegorow podejdzie do nich i ich uściśnie.
    — Wybaczcie. Siła przyzwyczajenia — przyznał Nikita, potrząsając ich lekko za ramiona. — Macie naprawdę piękne marzenie. Sam chciałbym móc wreszcie pokazać synowi niebo, drzewa… — A potem dodał głośniej, by mieć pewność, że Andrei również usłyszy: — Pociąg to jednak nie wszystko. Trzeba byłoby go działającą platformą na powierzchnię, nie znamy dokładnego stanu torów no i…  — zaśmiał się cicho. — Potrzebny jest maszynista.
    Aleksiej popatrzył na ukochanego, a potem na Olega. Wszystko to wydawało się być jak sen zmieszany z koszmarem. Z jednej strony miał Jegorowa, dającego mu nadzieję, a z drugiej ojca, cień jego przeszłości.
    I ta przeszłość znów się odzywała, teraz widocznie do stalkera. Ten puścił ich, tarmosząc ich lekko po włosach. Przypominał Aleksiejowi Petrowicza, Księcia. Starszego Sorokina, nim został generałem. Poczuł to dawno zapomniane ciepło, przez które nie był w stanie nic powiedzieć. Jedynie tulić się do Olega.
    — A był nawet jakiś? Brzmiało to tak, jakbyś i tak nie dał mi wyboru na żadne z nich.— Aleksiej próbował obserwować stalkera. Jego bezpośrednie słowa do ojca, to jak bez cienia zawahania podszedł bliżej do mężczyzny. Na twarzy Nikita nie malowała się wrogość, bardziej zmęczenie, podobne do tego u Andreia.
    Tym razem to on wyciągnął ku niemu dłoń.
    — Zostanę tutaj. Tylko proszę, nie mieszaj w to mojego Seryozhę. Nie chcę, by był… wśród nich — wydusił na koniec Nikita, jego ciało zadrżało. Brak możliwości zobaczenia syna było najgorszą rzeczą… Jednak wolał poświęcić siebie , byle tylko Seryozha był bezpieczny. — Sądzę, że naprawdę chciałbyś pomóc tym chłopcom. I na pewno są tu niektórzy, którzy na to zasługują. — Pomyślał zaraz o Gieni. — Ale szczerze, myślę, że nie jesteś w stanie tego zrobić. Chcesz mu niby pomóc, a jednocześnie ograniczasz mu wolność. Nie pomagasz mu, tylko go ranisz. To tak samo jak ja chciałem chronić Seryozhę przed wszystkim, ale chyba tez go tym raniłem.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Czw 09 Mar 2023, 19:39

    Oleg trzymał Aleksieja mocno w ramionach, a im większe były jego emocje, tym on sam czuł i większy gniew, który stanowił swoistą tarczę przed traumatycznymi wspomnieniami. Niespodziewanie Jegorow wybił go z tego zacietrzewienia. Aż sam spiął się, czując to samo ciepło, to coś, co Jegorow miał w sobie. To, co od razu wzbudziło jego zaufanie.

    Słuchanie słów Aleksieja, obserwowanie go w tym stanie wzburzenia, choć nie mogło być dla Andreia doświadczeniem neutralnym, to żadna emocja nie przedostała się przez ten zimny błękit. W pewnym momencie fizyczny ból, jakby ukłucie od skroni do skroni, wywołało lekki grymas, nikłe pogłębienie zmarszczek wokół oczu. To było jednak wszystko. Nie wdał się w dyskusję z synem ani nie zamierzał okazywać wszystkich tych intensywnych uczuć, które w nim wywołał. Gest Jegorowa również pozostawił bez reakcji, choć przyglądał się mu wyjątkowo uważnie, każdemu ruchowi jego dłoni.
    - Jeśli nie jesteś gotowy na tę rozmowę, wrócimy do niej później - stwierdził tylko na koniec, faktycznie pozbawiając syna swej uwagi. Nikita przejął ją zupełnie. I w odróżnieniu od niego, Sorokin ścisnął jego dłoń i wysłuchał niewygodnej prawdy cierpliwie.
    - Masz rację, Nikita, ja sam tego nie zrobię. Nie jestem w stanie. Ale my - już tak. Ja i ty. Możemy to doprowadzić do końca - choć te słowa mogły wydawać się przepełnione nadzieją, ton jakby temu zaprzeczał. I dopiero po krótkiej chwili Andrei zdecydował się mówić dalej - Ale wiem, co to znaczy być ojcem bez dziecka. Jeśli odbierzesz sobie Seryozhę, zniszczysz... siebie. Nas. I jego. Obarczysz mnie winą za konsekwencje swoich decyzji. Z czasem uznasz, że nie było warto. To jest tęsknota, która zmienia człowieka, Nikita, i on ją również odczuje. A tu... ochronię go, masz moje słowo. Wiem, co próbujesz zrobić, ale potrzebujesz Seryozhy. A on potrzebuje ciebie.
    I może tak naprawdę sam go potrzebował, tej jedynej niewinnej duszy na całym świecie, która uroniła za nim łzę. Do tego się jednak nie przyznał. Puścił Jegorowa, złapał odpowiedni dystans po tym, jak bezwiednie zbliżył się do niego wypowiadając wszystkie te przyciszone, ale nie tak ciche słowa. Czy jednak Aleksiej i Oleg mogli je usłyszeć, nie wiedział i nie interesowało go to zupełnie.
    - Pozwolę ci to jeszcze przemyśleć.

    Rusłan potrafił się dostosować. Przetrwać i iść dalej. Hodował w sobie wiele demonów przeszłych wydarzeń, więc te nowe nie robiły na nim szczególnego wrażenia. Być może kiedyś miały wrócić, ale tymczasem wystarczyło pozwolić mu się najeść, przespać w cieple i spędzić kilka chwil z Petrowiczem, by mógł funkcjonować zupełnie zwyczajnie. Jedynie kolejne długie przesłuchanie kładło się na ten czas cieniem, przydzielono go też do jakichś niewdzięcznych prac w zamian za wolność, ale potem i tak uznano, że to sprawa Sparty, a Sparta miała się ze Smoleńskiej wynosić i niewygodnego mieszkańca zabrać ze sobą. A w ramach porozumienia niespecjalnie nagłaśniać incydent w tunelu.
    Przetrwał więc. A gdy udało mu się wyjść na perony z Petrowiczem, może jeden z ostatnich razów, natchnęła go jakaś niespokojna nostalgia.
    - No i co z nimi wszystkimi będzie, co, mężu? - spytał ukochanego, patrząc w dół z galerii, ledwo słyszalny przez muzykę z niedalekiego głośnika. I wcale nie miał na myśli wszystkich tych ludzi przechadzających się poniżej i wokół nich. Z Kiryłem, Sorokinem i Czerwonym, Iwanowem... Vanyą i jej dzieckiem...uznał, że nie musi tego Nikolaiowi doprecyzowywać. - A, zgubiłem szpon.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Nie 12 Mar 2023, 09:23

    Nikolai stał obok Rusłana, czasem to kiwając się na boki w rytm muzyki. Przy nim znajdowało się ostatnie pudło, które jeszcze wyniósł z mieszkania.
    — Może to znak  —  Nikolai przestał się opierać o balustradę. Chwycił za prawą dłonią Rusłana i obracał nią, niby to się głęboko nad czymś zastanawiając. — Znak, że już czas na pierścionek— Nikolai uśmiechnął się przebiegle. A potem tylko zaśmiał się dźwięcznie i przyciągnął do siebie Rusłana. Nie baczył na to, że inni ich widzą. — Co do innych.  Iwanowa będzie trzeba przetransportować. Dobrze, że jest już przytomny. Kirył za to…

    Kirył przez ostatnie dni chodził jak we śnie. Błąkał się po stacji, czasem nawet próbując zajść do tunelu, w którym miało miejsce pechowe wydarzenie. Jednak żołnierze Polis umieli go skutecznie zatrzymać nim nawet przekroczył bramę. Nie wiedział, co zrobili z ciałem Sokołowa. Zabrali go znów na przesłuchanie, gdzie Rusłan odpowiadał niechętnie o tym, co się wydarzyło. A przynajmniej do momentu śmierci wujaszka. Wtedy nie umiał już wydusić ani słowa.
    Ostatecznie Polis nie wyciągnęło większych konsekwencji wobec niego. Jak niby mogli? Był przecież już wtedy wolnym człowiekiem. Takim, który musiał ostatecznie zastanowić się, co dalej. Spartanie zabierali ze sobą bliskich. Aleksieja i Olega nie było na Polis, i choć nie umiał tego przyznać głośno, tęsknił za nimi straszliwie.
    Mógł wrócić z powrotem na bandyckie stacje. Może jeszcze mógł przyjąć propozycję Nikonova, choć nie znał dokładnie sytuacji mężczyzny. Mógł też jeszcze…
    Kirył otworzył oczy, podchodząc do starszej kobieciny, która przedtem podała mu posiłek. Biednie wyglądał, powiedziała mu wtedy. Kiedy stanął przed ladą, ta uśmiechnęła się życzliwie.
    — Miałbym prośbę — zaczął Kirył, niemal nie poznając swojego zachrypniętego głosy. Kobieta odłożyła chochlę i spojrzała na niego z wyczekiwaniem.— Czy… czy obcięłaby mnie Pani?
    Kiedy Kirył się zjawił przed Diabłem, ten aż odepchnął się od ściany, papieros wisiał w jego ustach zapomniany. Przydługie włosy zostały ścięte, została tylko niewielka czupryna. Młodzieniec już nie ukrywał swoich oczu, które teraz wydawały się bardziej wyraziste, bardziej żywsze…. Nawet Diabeł musiał przyznać, że poczuł się nieco onieśmielony ich różnoraką barwą.
    — … Kirył, tak? Dobrze cię widzieć, ale  co ty tu-
    — Chcę dołączyć do Sparty — powiedział bez zająknięcia Kirył. Diabeł aż zaciągnął się papierosem, by wreszcie go wziąć z ust.  
    — To jakiś żart, młody? — Diabeł próbował zaśmiać się cicho, ale postawa młodzieńca się nie zmieniła. — Czy ty nawet masz pojęcie z czym to się wiąż-
    — Tak. Wiem też, że to… to jest mój wybór.
    Petrowicz pamiętał, jaki był zaskoczony, gdy ten niewinny młodzieniec przyszedł z tym błyskiem w oku. Nie otrzymał w pełni rangi rekruta, dając go bardziej na taki okres próbny.
    — Niedługo też do nas dołączy. A potem razem zaczniemy zmierzać na Smoleńską. — Nikolai nadal trzymał blisko Rusłana, teraz próbując go kiwać ze sobą. — Myślę, że ci się spodoba. Miejsce z legend, samo…

    — D6. Czy Metro-2 jak je nazywają.— mówił Książe do Viktora, którego poprosił, by poszedł z nim do biura. Rzekomo do pomocy przy przeglądaniu dokumentów. W rzeczywistości pochylał się teraz ku niemu, przekazując te istotne informacje. — Spartanin z pomocą Młynarza zdołali znaleźć jeden z bunkrów. Udało nam się już zabezpieczyć znaczną jego część. Wierzymy, że… może być ich więcej. Ale jak na razie ten zostanie naszym nowym domem.
    Z naciskiem zaznaczył „naszym”. Spojrzał na mężczyznę, by ostrożnie dotknąć jego twarzy.
    — Wiem, nie miałeś za dużo czasu na odpowiedź —  szepnął lekko drżącym głosem. — Nie pozwolą wam zostać w Polis. A nawet jakby pozwolili, to i tak wolałbym, żebyś ze mną… był. Dołącz. Chcę, żebyś był u mego boku, Viktorze.
    Nie odsunął się. Czekał  niecierpliwie na jakąkolwiek odpowiedź z jego strony, instynktownie pochylając się bliżej niemu.
    Czy ona nadeszła, czy nie, do Księciu doszedł w końcu hałas za drzwiami. Już chciał do nich podejść, gdy nagle Sasha wpadła z impetem do biura, a za nią przydreptała niepewnie Vanya. Były też inne dziewczyny, ale one nie weszły razem z tamtą dwójką.
    — Idziemy z wami  — zadeklarowała stanowczo Sasha, nim Książe zdołał cokolwiek powiedzieć.
    — Sasha, chcemy byście były bezpieczne-
    — Zostawicie nas tutaj?! To nie nasi ludzie!
    Książe przetarł oczy, wiedząc, że czekała go kolejna ciężka rozmowa. Spojrzał kątem oka na Viktora, jakby szukając wsparcia u mężczyzny.
    — Oni wrócą — zaczęła cicho Vanya, że ledwie ją usłyszał. — A ja tam będę… gdy wrócą.

    — Ci, którzy są Spartanami idą z nami w tym rodziny. Choć Książe z Idiotą dali radę namówić władzę, by chociaż kobiety i dzieci zostały.  Myślałem jednak, żeby wziąć  Vanyę z nami. Szczególnie że Oleg i Aleksiej… — Petrowicz zawiesił na chwilę głos, spoglądając gdzieś w bok. Lepiej było nie wymawiać teraz głośno ich imion. Polis stało się na to strasznie wyczulone. — Nie chcę spodziewać się najgorszego. Nie zamierzam też chłopców zostawić. Ale ciebie też nie chcę. — Petrowicz pochylił się, by ucałować Rusłana. — Chciałem, żebyś był tutaj, bezpieczny, ale chyba bardziej cię ograniczałem na siłę. To się nie powtórzy.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Nie 12 Mar 2023, 14:31

    Rusłan zmarszczył nos na te żarty.
    - Stary dureń - prychnął i spróbował go od siebie odepchnąć, ale nie dlatego, że przyciągali nieprzychylne spojrzenia. Złapało go dziwne zażenowanie trudne do ukrycia. - Żebym się tego przed śmiercią doczekał. Twoją - ma się rozumieć.
    W końcu jednak pokołysał się z nim lekko, słuchając o tym wszystkim. Wciąż nie mógł uwierzyć, że Kirył, ten spokojny, niewinny chłopak, którym w zasadzie mógłby gardzić, tak niezaradny mu się wydawał, wplątał się w coś takiego, jak Sparta. W ocenie wychowanka Rzeszy był osobnikiem pełnym słabości. Ale ponieważ naprawdę się na to zdecydował z całym ich bagażem, zamiast pogardy Rusłan czuł raczej podziw. Pełen powątpiewań, ale jednak podziw.
    - Kirył, ha. Jest jak... jak te kwiaty na witrażach, pamiętasz? W tym gorszym znaczeniu... Jak już go wzięliście, to niech chociaż dożyje do tego D6 - mruknął z przekąsem. Samo wspomnienie o bunkrze w Metrze 2 napełniało go jednak widocznie jakąś energicznością, aż nijakie oczy nabierały nieco więcej wyrazu. Znał te legendy, ale nie dlatego całkiem mu było spieszno, by się tam znaleźć. Wolał być tam, gdzie nie ma u władzy nikogo chętnego, by zatruć im życie. - Spodoba mi się tam na pewno, Nikolai. Tobie też. Dopóki po raz kolejny świat nie zwali się nam na głowy - zaśmiał się ni gorzko ni radośnie, na myśli mając Sorokina i jego Czerwonego, o których Petrowicz wciąż nie zapominał. I coś mu mówiło, że to wszystko jest kolejną ciszą przed kolejną burzą. A w tym wszystkim święta Vanya i jej święty bachor. Gdyby tylko nie pozostawał pod wpływem tego jej dziwnego czaru, powiedziałby to Petrowiczowi na głos.
    - Cóż, co do tego ograniczania, to chyba nie odwzajemnię - rzucił już swobodniej, ale oddał pocałunek - Nie będziesz się szwendać po jakichś "legendarnych" tunelach, ani świata zbawiać za własną rękę. Jeszcze z Daniłą u boku pewnie, co? Nie, nie... - uśmiechnął się mrużąc lekko powieki i wyswobodził z objęć, by podnieść pudło z rzeczami i ruchem głowy zachęcić go do ruszenia z miejsca - Nie beze mnie.
    - Wypierdalać, psy Młynarza! - rzucił ktoś z dołu, nie na tyle odważny, by się ujawnić. Ale innym dodał odwagi.
    - W Polis jesteś, a nie na jakiejś burdel-stacji. Pieprzony pederasta...
    - Chociaż by się zachowywali, jak trzeba...
    Rusłan zerknął tylko na te gniewne twarze, których szczerze nienawidził, co do jednego, i tych napuszonych uczonych i tych wytatuowanych wojowników, i tych kobiet mających o sobie zbyt wysokie mniemanie i dzieci dobrobytu, którym było wszystko jedno, jak żyją gdzie indziej ich rówieśnicy. Miał ochotę splunąć, ale opanował to i ruszył przed siebie.
    - Co to właściwie znaczy "pederasta"?

    Viktor zamknął jedną teczkę, zabezpieczył ją, sięgnął po kolejną, ale zanim ją otworzył, poprawił jeszcze opaskę. Zerknął krótko na Daniłę, po czym wrócił spojrzeniem na zapisane niezbyt czytelnym pismem arkusz. Gdy czytał między brwiami rysowała się mu płytka zmarszczka zamyślenia - i po tym można było poznać, że tocząca się miedzy nimi rozmowa ma charakter jedynie służbowy.
    - Pamiętam, że generał Sorokin był w posiadaniu informacji o tym miejscu. Bardzo niekompletnych. Wynikało z nich jednak, że strefa, wokół bunkra ucierpiała w wyniku biologicznego skażenia, a sam bunkier... Nie pamiętam już. Czy doszło tam do mutacji drobnoustrojów? Powstania anomalii? Ktoś nie bez powodu odciął dostęp do tego miejsca. Jesteście pewni, że...- podniósł znów wzrok, a napotykając na twarz Daniły bliżej niż się spodziewał zamilknął nagle, wysłuchując po raz kolejny jego propozycji. Zareagował na nią wyprostowaniem sylwetki i półuśmiechem. - Byłoby rozsądniej zadać to pytanie zanim mi to wszystko pokazałeś - westchnął i sięgnął chłodną dłonią jego dłoni - Nie opuszczę cię, nie z własnej woli, Daniła. Chcę z tobą pracować, chyba, że sam mnie odprawisz. Przypuszczam więc, że to żadna różnica. Dopełnię waszych formalności. Nie martw się już o to. Jest tyle spraw, o których powinieneś teraz myśleć...
    I gdy tak patrzył w oczy Księcia, swoje rzeczowe myśli ubierając w rzeczowe słowa, z nagła nawiedziła go fantazja, jak kocha się z nim tylko z tymi spartańskimi nieśmiertelnikami na piersi. Jak się one miarowo kołyszą. I nawet tak nieplastyczny obraz dla kogoś wciąż nieco wycofanego i pruderyjnego miał dość mocy, by przywołać na blade oblicze jakieś kolory.
    Wtargnięcie dziewcząt uwolniło go od własnego roztargnienia. Daniłę obdarzył przy tym uśmiechem pełnym zrozumienia, jakby chciał jeszcze dodać, że racja była po jego stronie. Naprawę miał za dużo spraw na głowie, by sobie ich dokładać.
    Wstał, podszedł bliżej, może część z nich onieśmielając swoją aryjską prezencją. Ale nie Vanyę, Słońce Metra, ona patrzyła na niego inaczej, nie wiedział nawet, dlaczego. I sam poczuł pewien ciężar jej szeptu. Przez chwilę słychać było tylko pomruk wentylatora.
    - Nie zaprzeczysz, dowódco - Viktor odezwał się wreszcie, zerkając na Daniłę - że potrzeba ci tak zmotywowanego personelu.

    Nikonov został oczyszczony z zarzutów i przywrócony do swoich obowiązków. Polis nie mogło sobie pozwolić na utratę dwóch śledczych, oceniono również, że jest w stanie efektywnie pracować. Tak też czynił, a ponieważ odzyskał dostęp do wszystkich raportów, wiedział, jak zaplanowano odejście Spartan, w ilu turach, w jakich godzinach, ile zasobów Polis zostało wykorzystane lub odkupione, by cała operacja przebiegła sprawnie.
    Nie było trudno dowiedzieć się przy tym, gdzie znajdzie Kiryła, ale na odwiedziny zdecydował się na sam koniec, niemal przed samym jego odejściem, gdy większość rodzin było już odprawionych, a do zbiórki szykowali się członkowie zakonu, którzy rodzin nie posiadali.
    - Nie zajmę ci dużo czasu - rzekł, zastępując młodzieńcowi drogę, zaburzając potok ludzi zmierzających w tę samą stronę. I faktycznie, nie zajął. Wręczył Kiryłowi starannie zabezpieczony i dobrze zachowany przewodnik po metrze, napisany przez niego osobiście drobnym, ale czytelnym pismem, rzecz wyjątkowo cenną, biorąc pod uwagę jego skrupulatność i dostęp do całej wiedzy potężnego Polis. Choć być może ktoś tak młody jak Kirył nie był w stanie ocenić w pełni wagi tego prezentu, śledczy najwyraźniej o to nie dbał. Jeszcze raz pozwolił sobie spojrzeć w niezwykłe oczy, które skradły mu duszę.
    - Bądź zdrów.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Sro 15 Mar 2023, 20:40

    Książe łypnął na Viktora, by wreszcie westchnąć ciężko, spoglądając z powrotem na wyczekujące dziewczęta. Wreszcie machnął ręką.
    — Pakujcie to, co potrzebne, jasne? I nie oddalajcie się od nas.  
    Sasha podskoczyła, by zaraz z rozpromienioną Vanyą podejść i ucałować policzki Księcia. Ten spiął się lekko, ale przyzwolił na to. Były na tyle szczęśliwe, że próbowały powtórzyć to również na Viktorze.
    — Dziewczęta proszę… — Sasha zachichotała, chwytając Vanyę za ręką i z podziękowaniami co rusz rzucanymi w ich stronę, poszły podzielić się wieściami z resztą.
    — Zdrajca — Książe  burknął do niego, gdy wreszcie zostali sami. Nie mówił tego jednak z wyrzutem, szczególnie z tym uśmiechem, który przebijał się przez już przydługą brodę. Podszedł bliżej, kładąc mu rękę na ramieniu. — Wiesz, chyba mogę mieć pewną słabość do swojego nowego asystenta. — Jego głos stał się głębszy, z tą specyficzną nutą, która zapewne Viktor tylko rozumiał. Poprawił mu odruchowo przepaskę, jeszcze bardziej się zbliżając, by wreszcie… podać mu dokumenty, które zdołał zgarnąć z biurka. — Co nie znaczy, że będzie mu łatwiej. Ale nie martw się. Umiem też dobrze nagradzać.

    Petrowicz próbował ignorować komentarzy od mieszkańców Polis. W końcu nie pierwszy raz się stykał z takowymi. A jednak, gdy Rusłan zadał to pytania, Nikolai zaczął się nad nimi zastanawiać. I nie tylko nad nimi, a nad całym obrazem ich relacji. Aż ścisnął mocniej młodzieńca, przyśpieszając.
    — Mężczyznę, który… ugania się za młodzieńcami. Czy też ogólnie… ktoś z takimi preferencjami — Jego wyjaśnienie było ciche, niechętne, a mina Nikolaia nieco zrzedła. A potem poczuł w sobie dziwny gniew.  — Suka! Nie ich sprawa! Po tym wszystkim, co dla nich zrobiliśmy, będą mi wypominać, bo jestem szczęśliwy?! — Po tym nagłym wybuchu, nieco poczerwieniały Nikolai zaraz odwrócił się do Rusłana, przepraszając go.
    Za stary był na takie wybuchy. A może też za stary i dla niego?
    — Pośpieszmy się.

    Gdy Nikonov go zatrzymał, Kiryła zdołano już ubrać w mundur, który był trochę za duży dla niego. Jeśli okaże taką samą determinację, miał zostać oficjalnie członkiem Sparty, a w raz z tym otrzymać nieśmiertelniki. Poza nowym strojem nie miał żadnego bagażu. W końcu co mógłby posiadać?
    Nie krył zaskoczenia, gdy tamten wręczył mu przewodnik. Obejrzał przewodnik z pewnym zainteresowaniem, by potem przycisnąć go mocno do piersi. Jeśli Nikonov próbował od razu odejść, Kirył złapał go prędko za nadgarstek.
    — Wiem, że nas uratowałeś… — Choć nie wszystkich. Kirył ledwo się powstrzymał, by to dodać. Wziął głębszy wdech, kontynuując: — Nie chciałem tego.  Naprawdę. Przepraszam. — Nie precyzował za co dokładnie, ale sądził, że mężczyzna się domyśli. Nieco nieporadnie objął śledczego. — Dlatego chce życzyć tego, byś odnalazł szczęście… Vyacheslavie.
    I po tych słowach odsunął się, by ściskając mocno prezent od Nikonova, dołączyć do reszty.

    Wagonem zaskrzypiało lekko, gdy ruszył. Zjeżdżali w dół dziwną spiralną koleją, która mogła ich doprowadzić do danego sektora. Z tego co tłumaczył Książe, dwa pierwsze czyli i A i B zostały już niemal w całości zabezpieczone. Sektor A był głównie ośrodkiem dowodzenia, którego  sprzęt nadal funkcjonował. Jednak mieli na obecną chwilę go ominąć i udać się do sektora B, w który miały się znajdować inne istotne punkty. Kwatery, kuchnia, sala do ćwiczeń, strzelnica, a w jednym z podsektorów również szpital, magazyn i laboratoria. Był też najbardziej zatłoczony,  Spartanie uwijali się ciągle, sprawdzali i przenosili sprzęt, przypisywali kwatery, naprawiali wadliwą elektrykę.

    Nikolai musiał przyznać, że kwatery mogły spokojnie równać się z tymi w Polis, nie zostawiając przy tym złudzeń, dla kogo pierwotnie bunkier był przeznaczony. Dziewczęta również wydawały się tym faktem zachwycone. Vanya co jakiś czas zaczepiała Rusłana, coś mu nieśmiało pokazując.  
    — No dobrze —  zaczął w końcu Książe, który wyszedł naprzeciw jego grupie. — Dziś czeka was sporo pracy. Zapoznajcie się z nowym domem. Nie wszystkie sektory zostały sprawdzone. Dopóki nie wydzielimy oddziałów, które go sprawdzą, wszyscy bez wyjątku mają zakaz schodzenia tam. Dziewczęta, wy tam tez dopilnujcie chłopaków.  Poza tym… — Tutaj przyciągnął do siebie Viktora i Kiryła. — Jako nowi członkowie Sparty, zgłoście się później do sektora A. — Puścił ich, rzucając Aliyewowi spojrzenie, które obiecało coś więcej niż tylko spotkanie. — Ty też Kolya.
    Nikolai kiwnął głową, wiedząc dobrze o czym, a raczej  o kim może dotyczyć rozmowa. Wreszcie się rozeszli. Vanya też się z nimi pożegnała, dołączając do dziewczyn. Petrowicz pociągnął Rusłana za rękaw.
    — Może... może chcesz zobaczyć nowe mieszkanie? Przeniesiemy swoje rzeczy... — mówił, jednak nie był to ten sam pewny siebie głos co zawsze. Coś go wyraźnie trapiło odkąd wyszli z Polis.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Pią 17 Mar 2023, 20:03

    Wiedział dobrze, jaki to był dzień. Rzadki luksus.
    Siedemnasty kwietnia. Jeszcze trzy do jego urodzin - bo wiedział też, którego dnia się urodził. W tym roku nie będzie mógł wziąć wolnego, pewnie i napić się nie zdoła, tak go słabo zaaprowizowali na tej wachcie.
    O tej porze roku, gdy niedawne roztopy zamieniały większość pól w bagno, a te uszkodzone drogi i trakcje łatwiej było utrzymać nieprzejezdne, mieli zwykle więcej spokoju. Tego roku było jednak inaczej, jednak mu się w te urodziny nie poszczęściło.
    Czekał jakiś czas w bezruchu, rozłożony na brezencie na dachu dwupiętrowego budynku w Czernaynej - ostatniej miejscowości, w której można było oddychać po staremu, bez maski, zanim wdepnęło się w moskiewską zonę. Potem mieli iść dalej, autostradą do przedmieść, przepatrzeć szlaki, zameldować się, oddać do dyspozycji... już nie miał wielkich nadziei, że szybko pozwolą mu wrócić do jednostki.
    Strzał był czysty, a wędrowiec padł od razu, jak kukła odcięta od nici. Jego kompan zdjął kolejnego, a on jeszcze jednego. Nie krzyknęli, nie cierpieli i nie zaśmiecali mu sumienia - a to znaczyło, że dobrze wykonał swoją pracę. Obronił tajemnicę. Utrzymał ład.
    - Ale ich diabli na trasie naroiło - mruknął jego towarzysz, szybciej zbierając się z miejsca. I Ławrentij wstał wreszcie, korzystając z jego wyciągniętej dłoni. Po karku smagnął go zimny podmuch, aż wbił głowę w ramiona.
    -  Wiosna idzie, to powyłazili z nor - kontynuował kompan, sprawnie zbierając sprzęt. Ławrentij zerknął jeszcze raz na trzy ofiary poniżej. Ofiary poniesione dla wyższego dobra.
    - Coś tam mówili... - odezwał się wreszcie, gdy zeszli z budynku i ruszyli w drogę. - że zagłuszarki ktoś wyłączył...
    - I co, ludzi pospraszał?  Rauty na Kremlu urządza? - to miał być żart, ale Ławrentija zupełnie nie bawił. Kontynuował.
    - Ponoć już działają, ale ta chwila wystarczyła...
    - Na co niby?
    - Nadzieję dała. To wyszli. I idą. Szukają... Z metrem pewnie to samo będzie...
    - Na nadzieję to, jakbyś mnie pytał, najlepszy jest kaliber 7,62 mm - prychnął i wcisnął Ławrentijowi filtr na zmianę, gdy tylko minęli znak, że do Moskwy już niespełna 30 km.

    Nastrój Nikolaia udzielał się Rusłanowi.
    Nie przejmował jednak jego zmartwień, a rezonował raczej irytacją, że coś im w tych chwilach przeszkadza. Dobrych chwilach uwolnienia się od przeklętego Polis, dobrych chwilach przejęcia wygodnego, zaopatrzonego bunkra, gdzie sami mieli się sobą rządzić. Jeśli nie teraz, to kiedy miało być dobrze?
    A potem nagle te wymoszczone demony dały o sobie znać i zaczął nabierać przeświadczenia, że Nikolai wcale nie jest taki pewny, że mu to wszystko puści w niepamięć, że jakieś ma wątpliwości. Później odezwała się bestia zazdrości i cała masa różnych niewygodnych myśli. Wyuczona dyscyplina kazała mu to wszystko trawić w ciszy, dopóki musieli poddać się całej tej organizacyjnej rutynie, i czynił to całkiem przekonująco, gdy tak chwilę pomagał Vanyi i dziewczętom, a nawet wdawał się z nimi w zdawkowe rozmowy, a Kiryłowi zaproponował odwiedziny Iwanowa.
    Gdy jednak wreszcie dostali trochę czasu na zapoznanie się z obiektem, jak najszybciej zamknął się z Petrowiczem w przydzielonej im kwaterze i nawet nie poświęcił chwili, by ją dokładnie obejrzeć. Upuścił tylko karton i porzucił tę stoicką maskę.
    - O co ci chodzi, Nikolai? - nie miało to brzmieć nerwowo, choć może zabrzmiało? Lęk wywołał gniew, daleko temu było do czułej empatii - O co? O Sorokina?

    Nowy rozdział w życiu Viktora, jako nowicjusza na drodze Sparty wiązałby się może ze wzmożonymi przemyśleniami o Rzeszy czy moralnymi rozterkami, spraw jednak było tyle, że nie bardzo znajdował na to czas. Poza samym członkostwem, Metro 2 zaczynało go coraz bardziej fascynować i korzystał z każdej wolnej chwili i dostępnych mu zasobów, by się z nim zaznajomić.
    W sektorze A zjawił się wcześniej, niż reszta. Jeden ze Spartan skierował go do Księcia. Zanim ten skończył rozmowę, Viktor czekał opart biodrem o blat, wpatrzony w swoje odbicie w szybie, tak dobrze zachowanej, że faktycznie mogła służyć za lustro. Dalej, za nią, rozpościerała się walcowata przestrzeń bunkra. Przestrzeń tak rzadko widziana, pozwalająca odetchnąć. i choć to miejsce wciąż nosiło dla niego inny, specyficzny zapach, odetchnął pełną piersią.
    - Czy słyszałeś, że odpoczynek czyni pracę bardziej efektywną? - spytał, bez podtekstów, nawet surowo, gdy mogli wreszcie pozostać na osobności. Podejrzewając jednak, że nie będzie to trwało zbyt długo, od razu zbliżył się i ujął jego dłoń. - Czasem zastanawiam się, w jakim mogłem być stanie, gdy ci wtedy zaproponowałem ten bezecny układ na jeden raz - uśmiechnął się - a teraz jeszcze czasem nie mam pewności, czy wypada mi cię pocałować. Czy taka relacja nie podpada pod konflikt interesów? Co na to Zakon, że jesteśmy... -przekrzywił głowę nie tracąc tego wyjątkowo jak na niego pogodnego wyrazu, i obejrzał ukradkiem wokół, jakby istniała możliwość, że ktoś ich jednak obserwuje. Zdania i tak nie dokończył, nie znajdując odpowiedniego słowa.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Pon 20 Mar 2023, 22:21

    — Odpoczynek to luksus, na który mnie nie stać — powiedział Książe, gdy wreszcie mogli pobyć sami. Oparł się o fotel, znacznie wygodniejszy niż ten co miał w Polis i odetchnął głęboko.  Przymknął oczy, by zaraz je otworzyć, czując znajomy dotyk. Ścisnął jego dłoń.
    — Dopóki wypełniamy swoje obowiązki nasz… związek nie jest sprawą Zakonu —  wyjaśnił powoli Książe, przecierając oczy wolą ręką. — Myślisz, że tutaj nie ma mężów z żonami, którzy razem współpracują? Bracia, siostry? Ojciec z synem czy córką? Co do naszej relacji… Jeden się skrzywi, drugi nawet nie zauważy. Tu też są różni ludzi, ale jesteśmy Spartą, Viktorze. Rodziną. — I tutaj faktycznie pochylił się, by go prędko ucałować, nie puszczając jego dłoni. — Ale jeśli nie chcesz tego tak okazywać publicznie, to nie mam nic przeciwko. Bylebyś wiedział, by potem trafić do naszych kwater — Jego zdanie również nie niosło podtekstów. Ostatnio Książe lubił tę świadomość, że ktoś tam mógł czekać na jego powrót. Nikolai był zwykle tym, który to robił, ale i tak mężczyzna nie potrafił go widzieć więcej niż lojalnego towarzysza, przyjaciela.
    — Dopełnimy tylko te parę formalności, kazałem tez obserwować Kiryła. Ponoć jest z bandyckich stacji, ale czuję, że będzie potrzebny mu nie lada tre-
    Kolejne pukanie zdołało przerwać ich tę chwilę prywatności. Ścisnął ostatni raz Viktora, zanim nakazał osobie wejść. Spartanin szybko zasalutował, widocznie zdyszany.
    — Książe, wiem, że przeszkadzam, ale… ale to ważne. W radiu usłyszałem… Sygnały, głosy…— wyrzucał z siebie mężczyzna.
    — Powoli, powoli, co dokładnie wyłapałeś?
    — …Lepiej. Udało się nagrać — Spartanin wyszczerzył zęby w uśmiechu. Książe kiwnął do Viktora, by ten jak coś poszedł za nim, na co tamten zmarszczył brwi. — A on nowy nie jest?
    — On? Przecież to mój nowy asystent — Książe przyciągnął go do siebie w szerokim uśmiechu.
    — Wreszcie, ktoś może pomoże ogarnąć ci ten bajzel…
    — Igor, ty już stul pysk!
    To był już piąty raz, kiedy Książe słuchał tego, co zdołał wychwycić Igor. Wiele z tych rzeczy nie dało się zrozumieć. Były w innych językach, choć mógł nieco wyłapać coś z angielskiego, gdzie wspomniano Boston. Powinien później przyprowadzić Sama albo Jacka. Poza jeszcze paroma innymi wypowiedziami, słyszał też ich, rosyjski. Było to jak nawoływanie do modlitwy, gdzieś przemknęło słowo Nauczyciel i Bosman, aż wreszcie wszystko gwałtownie się urywało.
    I znów ogarniała ich cisza.
    — Takiego sprzętu się nie oszuka — zaczął ostrożnie, by zaraz zmarszczyć brwi. — To by znaczyło… że może ktoś tam być. Inni ludzie, którzy przeżyli wojnę. Tylko czemu teraz, przecież niejednokrotnie próbowaliśmy się kontaktować. Wysyłaliśmy z radiem i nic. Dlaczego…
    Książe chwycił się gwałtownie za głowę, która teraz pulsowała niemiłosiernie. Bycie na nogach przez prawie 3 dni dawało o sobie znać.
    Igor spojrzał zmartwionym wzrokiem to na Księcia, to na Viktora.

    Gdy Nikolai wszedł do kwatery, chciał po prostu rozpakować ich pudła, zdjąć to przepocone ubranie i po prostu poczuć przy sobie Rusłana. Ten jednak nie był świadomy, jak jego paskudny humor wpłynął na chłopaka.
    Spojrzał na niego, przez chwilę będąc kompletnie zbity z tropu.
    — Aleksieja? Skąd ci się to wzięło? — zapytał, czując jak udziela mu się nerwowość młodzieńca. Znowu poczuł, jak jego ciało się spina, jakby czekało na nadchodzącą konfrontację. Nikolai przymknął oczy, siadając na pryczy, próbując uspokoić kotłujące się w nim emocje.
    — Wiesz, kiedy cię zabierałem do Polis, obiecałem ci raj. Miejsce, gdzie będziesz bezpieczny. Tak się nie stało, prawie zginąłeś, a potem reszta mieszkańców… — zawiesił głos, czując jak ogarnia go nagłe zmęczenie. Jakby w końcu uświadomił sobie ciężar, który było dane mu nosić przez te wszystkie lata. Oparł dłonie na kolanach, wpatrując się tępo w podłogę. — Chciałem dać ci tak wiele, a o mało co cię nie straciłem. I naprawdę chciałbym być dobrej myśli o tym miejscu. O D6, które może skrywa znacznie więcej niż przypuszczamy.  — Przy czym jak każdy miał też co do tego wątpliwości. I od czasu tamtej sytuacji w tunelu, tylko się nasilały. Wreszcie odważył się, by spojrzeć na Rusłana. — Chcę dać ci szczęście. A najbardziej chciałbym cię stąd wyrwać. Jak najdalej od metra. Pokazać ci to, o czym mówiłem. Dać ci prawdziwą nadzieję. Innym ludziom też, bo metro ich zżera. Nawet czasem wydaje się i mnie… — Wreszcie zdobył się na to, by wstać z pryczy i podejść do młodzieńca.
    — Sam mówiłeś, bez ciebie świata zbawiać nie będę. Potrzebuję takiego utalentowanego stalkera u swego boku. — Wziął jego twarz w dłonie. — A ja obiecuję, że pewnego dnia pokaże ci morze. Prawdziwe morze.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Sro 22 Mar 2023, 21:59

    Nerwowość Rusłana tak nieprzyjemnie bliska agresji zmalała szybko, gdy zwrócił wreszcie uwagę na to, w jakim stanie naprawdę jest Nikolai. Skupiony na sobie i swoich imaginacjach, niespecjalnie to wcześniej dostrzegał - wreszcie jednak zrozumiał i uśmiechnął się nawet jakby zakłopotany własnym egoizmem, czując te dłonie na twarzy.
    - Ah, czyli to ten twój pieprzony ból istnienia - odetchnął głębiej z wyraźną ulgą - Już myślałem, że jesteś na mnie zły. Albo, że w kółko rozmyślasz o tych swoich złotych chłopcach.
    Pocałował go głęboko, ale krótko, by na chwilę odsunąć się nieco i jeszcze raz objąć go spojrzeniem. Nie łudził się, że kiedykolwiek pojmie wszystko, co się w tej głowie działo, dzieci powierzchni były tak inne. Jego słowa brzmiały czasem dla Rusłana zupełnie egzotycznie, perspektywa spojrzenia na świat raz po raz wymykała się jego przewidywaniom. Był niemal pewny, że ich marzenie, by zobaczyć morze, znaczyło dla Petrowicza coś nieco innego.
    Nie przestawało go to fascynować.
    - To nie zamartwiaj się już, Nikolai, dobrze? - powiedział miękko, jak rzadko kiedy - Zacznijmy od tego to całe uszczęśliwianie. Gdybym nie robił... tego co robiłem... to wszystko może by inaczej wyglądało, ale pieprzyć to. Nie chce mi się o tym myśleć. Ty też nie powinieneś. Ten twój wielki łeb może się nadać do lepszych celów. Może mi historie powymyślać o morzu do spania. - nachylił się mu nad uchem - A potem... chodźmy na spacer, Nikolai. Na powierzchnię. Chodź ze mną. Powiedz coś Danile, coś wymyślisz, puści cię. Pokarmimy jakiegoś małego Paskuda. Pooglądamy niebo. I tak... co tak naprawdę jest do stracenia?

    Naszych kwater - oko Viktora mrugnęło, zdradzając, że nie spodziewał się takiego obrotu spraw. I choć być może Książę powiedział to bez podtekstu, sam łapał się coraz częściej na mimowolnej projekcji różnych scenariuszy, także wtedy, gdy zupełnie sobie tego nie życzył. Jak teraz, gdy ktoś pukał do drzwi, a on starał pozbyć się myśli, jak może smakować cały dzień spędzony w obecności partnera w służbowym dystansie, z perspektywą przełamania tego dystansu, gdy zostaną sami.
    - Pozostańmy profesjonalni - stwierdził i odsunął się, zanim Igor do nich dołączył, by zaraz zostać ponownie przyciągniętym. I w przeciwieństwie do Księcia, zupełnie się nie uśmiechał.

    Nagrania były sprawą kompletenie nieprawdopodobną - sam w przeszłości obsługiwał transmisje Rzeszy i od czasu do czasu bawił się w tę daremną zabawę ze śledzeniem pasm, dopóki wprost mu tego zakazano. To było lata temu, gdy miał w sobie jeszcze sporo młodzieńczej naiwności. A teraz te odrzucone przemyślenia wróciły do niego tak niespodziewanie. Milczał wsłuchany, trawiąc to surrealistyczne uczucie. Krótkie komunikaty, a świat nagle zatrzeszczał w swoich posadach.
    - Jeśli to prawda... - zaczął, ale nie dokończył, patrząc na ból Daniły. Nie rzucał się ku niemu z troską. Nawet w spojrzeniu Igora było więcej zmartwienia.
    - Dowódca teraz odpocznie - oznajmił Spartanom. Zupełnie spokojnie i zupełnie kategorycznie.

    Gdy zaczynały się deszcze, było chujowo. Tak mówili wszyscy z oddziałów Obserwatorów. Morale ludziom spadało, trudniej było chronić się przed mutantami - słowem, wiosny się tam w jednostkach nie lubiło. Ale to właśnie w te deszcze Ławrentijowi przyszło robić przeglądy zagłuszarek, wspinać się po tych śliskich instalacjach a potem zastanawiać się, jak zapisać raport na rozmiękłym papierze. Wszystko to było jakieś nieprzemyślane, jakieś takie w pośpiechu. Ktoś się tam na górze bał.
    Miało jednak niedługo dobiec końca, bo przydzielono mu inne zadanie.
    - Już od jakiegoś czasu obserwujemy tam wzmożony ruch - przełożony machnął mu palcem przed nosem, co miało może wskazać na mapie punkt.
    - Co to? Jakaś stalkerska melina? - spytał kompan po jego prawej.
    - Możliwe. Nie chodzą jednak do metra, trzymają się starej ambasady. Dużo czasu spędzają na powierzchni.
    - Nie wracają na stacje?
    - Sporadycznie.
    Pięciu mężczyzn skupionych przy sobie, w tym i Ławrentij, lekko zadygotali od mocnego podmuchu mokrego wiatru.
    - Jebane przeciągi... Lepiej byś się tu urządził, panie Lvov...
    - Wydelikatniałeś na tych daczach za miastem, panie kolego...
    - Do rzeczy - Ławrentij przerwał to, marząc tylko o zakończeniu odprawy i ciepłej herbacie - Co mamy zrobić?
    - Co zrobić, co zrobić... - mruknął ktoś - ludzie żyją w metrze, czy nie tak? Tam są bezpieczni. Tylko tak zachowamy porządek. Chyba nie muszę ci przypominać.
    - Nie...
    - Nie wolno ludziom mącić w głowach.
    - Ja to rozumiem.
    - Zlikwiduj mi tę melinę.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Nie 26 Mar 2023, 17:47

    — Daj spokój, Viktorze... — Próbował jeszcze sprzeciwiać się Książe, ale nawet Igor zachęcał, by go stamtąd zabrać. I tak trafił do kwatery oficerskiej, w której nie miał jeszcze szansę być. Już przekraczając próg zachwiał się niebezpiecznie. Poprosił cicho, by Viktor go asekurował, dopóki nie siądzie na pryczy. Dopiero wtedy całe zmęczenie dotarło do jego świadomości.
    Mógłby zasnąć, choćby i teraz. A jednak próbował pozostać świadomy, patrząc wprost na Viktora. Uśmiechnął się słabo.
    — Wiesz… — zaczął, gdy wreszcie oderwał wzrok od mężczyzny. — Nie sądziłem, że kiedyś dożyję tego dnia, by to usłyszeć… Głosy innych ludzi poza Moskwą. Zawsze wydawało nam się dziwne, że tylko my mieliśmy przeżyć... Ale nikt nie próbował się z nami komunikować przez te wszystkie lata, a ci, którzy zgłosili się zwiedzić tereny poza Moskwą… nigdy już nie wrócili. — Książe westchnął ciężko,  przykładając dłoń do czoła. Było rozpalone. — Wiesz, lubiłem wyjeżdżać w góry… Na Słowacji miałem rodzinę. Mówi ci nawet ta nazwa? Pewnie nie. O tak, dobrzy to byli ludzie. Przez moment nawet chodziłem z tamtejszą dziewczyną… Ale Rosja też miała pełne uroku miejsca…
    I jako dziecko powierzchni, Książe opowiadał. O tym, co udało mu się zobaczyć za młodu, nim spadły bomby. Nim utknął w tej przeklętej Moskwie. Oczy coraz bardziej mu się zamykały. Wyciągnął rękę, jakby w stronę Viktora.
    — Chodź. Chyba nie zamierzałeś dalej pracować? Odpoczynek należy się też tobie.
    Niedługo po tych słowach Książe zapadł wreszcie w dawno zapomniany sen.

    Petrowicz pamiętał, jak energicznie pokiwał głową na wspomnienie o wspólnym spacerze. Już wcześniej deklarował, że dołączy do stalkerów Sparty. Okazało się, że ani Książe, ani Idiota nie sprzeciwiali się tej decyzji. Potrzebowali ludzi do sprawdzaniu
    Celem poza zwiadem, miało być ustalenie czy Aleksiej i Oleg nadal żyją. Byli oni rodziną, podopiecznymi Petrowicz i nie mógł okłamywać Rusłana, że zależy mu na chłopcach. Dlatego mieli wziąć ze sobą radio, jeśli tamtym udałoby się z nimi skontaktować. Tak przynajmniej brzmiała wersja oficjalna.
    Powiedzieli mu tyle, że mogli wyłapać kontakt. Poza Moskwą. Przestrzegając jednocześnie, że informacja nie ma być rozpowiadana dalej. Na nic zdawały się protesty Nikolaia.
    — Trzeba dać ludziom nadzieję!
    — Ludzie szybko umieliby przeinaczyć te nadzieję, by siać terror — powiedział mu wtedy Idiota. — Dopóki się nie upewnimy, nie podejmiemy dalszych czynności. Nasze wyjście z Polis nie zmniejszyło naszych problemów. Nasi zaginieni chłopcy, eksplozje od bandytów czy niedoszli zabójcy Iwanowa.
    Mimo tego nieprzyjemnego końca rozmowy, Nikolai nigdy wcześniej nie był tak podekscytowany wyjściem na zewnątrz. Spoglądał cały czas na Rusłana, któremu jedynie użyczono sprzęt, ale nie mundur Sparty. Nigdy nie zmuszał ukochanego, by ten do nich oficjalnie dołączył. Dlatego innym żołnierzom mówił o nim jako o stalkerze, który działa na rzecz polepszenia sytuacji metra. A Nikolai mógłby choć na chwilę wyjść z Rusłanem. Na ten ich „spacer”.
    — Mamy wiosnę — rzekł mu niespodziewanie Nikolai do ucha, gdy szedł korytarzem. — To był kiedyś taki piękny okres… Śnieg topniał, wszystko wokół rosło tą świeżą zielenią. Może gdzieś nadal tak rośnie. Lubiłem wtedy wychodzić i czytać. Miałem nawet ulubione miejsce w parku-
    — Gdzie idziecie? — Petrowicz zatrzymał się, by zobaczyć nadbiegającego Kiryła. Wraz ze zmianą fryzury, mundurem Sparty, chłopak wyglądał poważniej, nawet jego spojrzenie się zmieniło. Choć jakby się tak dłużej w niego wpatrywać, zobaczy się ten znajomy błysk niewinności i naiwności.
    — Na powierzchnię, Kirya. Takie rozkazy. Wracaj, nim Diabeł zacznie cię szukać.
    Kirył przetarł czoło, wyraźnie jeszcze zaczerwieniony od wysiłku. Zapewne wracał dopiero co z treningu od Diabła. Pamiętał, jak zdziwiony mężczyzna był, gdy mu przydzielono podopiecznego. Pierwszego w życiu.
    Myślał, że tyle wystarczy, by chłopak zawrócił. Ten jednak nadal stał przy nich.
    — Chce… chce z wami — odezwał się w końcu. —  Aleksiej i Oleg nadal tam są. Bo o nich nie zapomnieliście, prawda?
    — Nie zapomnieliśmy — twardo zapewnił Nikolai. — Ale do poszukiwań wysyła się bardziej doświadczonych ludzi. Ty nadal masz tren  
    — Trening to nie wszystko. Potrzeba mi praktyki-
    — Teraz to już wymyślasz, młody.
    Kirył przeniósł wzrok z Nikolaia na Rusłana, jakby szukając poparcia u młodego.

    Aleksiej wypuścił powietrze z płuc, które nie wiedział, że trzymał. Wreszcie gdy ich zostawiono,  rozejrzał się prędko i pochylił do Olega.
    — Plan się nie zmienia — szeptał Aleksiej, choć nie robił tego z taką pewnością, jak wcześniej. — Co do tamtego Nikity… — Wspomniany mężczyzna stał niedaleko ich, wyglądało na to, że bił się z myślami. Niewiele zdołał wychwycić wtedy z ich rozmowy.  — To wszystko jest… dziwne. Mój ojciec tak się nie zachowuje. — A może już nie pamiętał, by tak się zachował? Miał tyle pytań do tego stalkera. — Nie wiem czy to jakaś nowa forma manipulacji… — mówił, choć w zasadzie to wmawiał sobie. Próbował to zracjonalizować, nie przyjmując do wiadomości, że ojciec faktycznie próbowałby im pomóc. — Myślę, że Nikita też się zgodzi. Dowiedz się też, kim jest Seryozha. —To imię była właśnie jedną z tych rzecz, która zdołał usłyszeć. Widział wtedy, jak wyraz stalkera się zmienił. I nie tylko jego. — Chodź tutaj.
    I dopóki nadal mieli chwilę dla siebie, Aleksiej przyciągnął do siebie Olega, całując go mocniej.
    — Będę musiał wrócić —  wyszeptał, gładząc policzki ukochanego. — Do Chyżego. — Skrzywił się, gdy tylko wypowiedział to imię. — Zajmę się nim. I żadnych bójek.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Pon 27 Mar 2023, 13:31

    Dezaprobata w spojrzeniu Viktora była więcej niż oczywista, jednak Książę ogarnięty gorączkowym majaczeniem, za co asystent wziął te wszystkie opowieści, pewnie nie miał nawet tej świadomości. Słuchał więc w milczeniu, ze spokojem i dyskretną wprawą zapewniając mu pomoc i opiekę. Od czasu do czasu zmienił kompres na rozpalonym czole, uważnie przyglądając się szklistym oczom, pochylony nieco na krześle tuż przy łóżku. Zupełnie niezainteresowany rozmową zastanawiał się, ile Daniła może znieść, zanim przydadzą się im farmaceutyki.
    - Właśnie odpoczywam - zapewnił tracącego przytomność kochanka, a gdy ten zasnął, wyprostował się na krześle, cicho odetchnął i rozejrzał po kwaterze. Nagle powróciła do niego świadomość, co niedawno usłyszeli,a o czym chwilowo zupełnie zapomniał przez stan Księcia.
    Opuścił pomieszczenie i po krótkim błądzeniu po bunkrze przyspieszonym krokiem odszukał Igora.
    - Daj mi coś na gorączkę. Proszę. I pozwól mi tego posłuchać jeszcze raz.

    Oleg oddał pocałunek, ale był odczuwalnie spięty, przeczuwając, że prowadzi to do rozłąki, w czasie której Aleksiej miał znów pozostawać poza jego zasięgiem. Nie rozproszyło go to jednak, a zmotywowało. A na wspomnienie bójek nawet się uśmiechnął, aż go ta opuchnięta morda trochę zabolała, a zasklepione niedawno pęknięcie wargi znów zawilgotniało
    -  Powiedz to swoim ludziom, Zbawco.  - cmoknął go jeszcze w czoło - Pogadam z Nikitą. Uważaj na siebie.
    Zanim jednak faktycznie miał ku temu okazję młodzieńcy, z którymi obaj walczyli, dorwali ich i zaciągnęli do kuchni.
    - No, to była walka... kto by się spodziewał..! - większy z nich, objął Nikitę ramieniem, drugi, bardziej obolały, tylko boleśnie się zaśmiał. Co i rusz grzebał językiem w miejscu utraconego zęba.
    - Stara szkoła, jak to mówią. Ludzie z powierzchni. Mocni są. Mocniejsi od nas. Nawet tacy starzy... bez urazy.
    - A co, on nie wie, że stary? Wujaszek się nie gniewa, prawda, Wujaszku?
    - Kto wie, kto wie, gdyby nie przerwali... co by tam jeszcze było.
    - Kiedyś trzeba powtórzyć!
    Oleg prawie zachłysnął się tym, co mu dali do picia, a co teraz nawet okrutniej paliło w gardło i otwarte rany. Dla odwrócenia uwagi poczęstował ich papierosem, a gdy tak miał przy sobie środki do zaspokojenia swoich nałogów i rozmownych ludzi, mimowolnie zaczął wyzbywać się tej jątrzącej w nim ślepej nienawiści. Spojrzał na nich jakoś inaczej, a pod koniec nawet miał z tego jakąś pokrętną przyjemność.
    Gdy przyszło im się rozejść, zatrzymał jednak Nikitę.
    -  Chyba wiesz więcej, niż nam się wcześniej zdawało... - spojrzał mu w oczy poważniej - Aliosza twierdzi, że Sorokin zachowuje się dziwnie. I Ty... że to wszystko jest podejrzane. Powiesz mi o co chodzi, zanim pożałuję, że ci tak szybko zaufałem? I kto to jest Seryozha?

    Posterunek na wieży był jednym z tych niewdzięcznych. Wymęczony i głodny Chyży wystał się, wymarzł tam, co i rusz mu się wydawało, że kogoś widzi w oddali, a to może wiatr z nim igrał? Droga tam wiodła przez miejsca skażone, więc zanim go na powrót do ambasady wpuścili, spędził swój czas w przedsionku do dekontaminacji, by jeszcze trochę pomarznąć pozbawiony wierzchniego odzienia i zmuszony do obmycia się w chłodnej wodzie.
    Gdy więc ta jego służba dobiegła końca, zamiast za Paniczem, podążył szybko za czymś gorącym do picia, przegryzł coś, mało, żołądek miał skurczony,  i jeszcze chwilę postał przy ogniu, zerkając na zmyte niby, ale wciąż widoczne ślady po walkach w kręgu. Zamyślony był przy tym i z nikim nie zamienił słowa.
    Wreszcie jednak Panicz gdzieś tam mu zamajaczył. Vova i Kieł mili go na oku, choć nie zbliżali się na tyle, by Chyżego sprowokować do słownych utarczek. A może by nie sprowokowali? Zmęczenie wyprało go z arogancji.
    - Chodź, Paniczu - podał Aleksiejowi kubek z gorącym, alkoholizowanym naparem - Niech nam zejdą z drogi...
    Wreszcie, gdy znaleźli się w jego namiocie, przysiadł, pochylił się, przesunął dłonie po twarzy i głowie z tymi krótkimi najeżonymi włosami nieokreślonego koloru, a wreszcie dotknął nieco sfatygowanego po służbie bandaża.
    - Zmieniłbyś mi to, Paniczu? Dobrze to umiesz robić - drgnął na pryczy, by Aleksiejowi podać apteczkę, ale zrezygnował. Przecież wiedział, gdzie ją trzyma. Jak wtedy, gdy go pierwszy raz opatrywał i gdy po raz pierwszy dał mu to uzależniające uczucie - akceptację słabości. Aż zaśmiał się cicho na to wspomnienie, ale Aleksiejowi się nie tłumaczył.
    - Obiecałem, że cię nie tknę... - odezwał się jednak po chwili, wbijając w niego to jednocześnie frywolne i cierpkie wejrzenie okaleczonej bestii. - I tak będzie. Ale położyć się przy mnie chyba możesz? Popatrzeć trochę na mnie. Powiedzieć moje imię. Zmęczyły mnie te przygody, Paniczu. Nie wiem, co tam na górze widziałem... Zimno mi jakoś tak... do szpiku kości... Nie chcę być sam. Nienawidzisz mnie, wiem. Ale jesteś mi teraz najdroższy. Nikogo innego nie ma.

    Rusłan choć cieszył się, że trafili do D6 to wciąż Sparta wydawała mu się niczym innym jak kolejną po Rzeszy czy Polis naiwną bandą wierząca w swoją nieomylność. W żadną ich filozofię nie wierzył, więc i nigdy mu przez myśl nie przeszło wstępowanie do zakonu. Być może tak by uczynił zmuszony okolicznościami, ale póki Petrowicz był ich gwarantem, nie zamierzał narzucać sobie kolejny pęt. Ale korzystał chętnie, próbując negocjować u logistyków co lepszy ekwipunek.
    Idąc raźno korytarzem uśmiechał się do ukochanego, rozpoznając ten nostalgiczny rytm opowieści, który zawsze lubił, o który często prosił. Zamiast więc omawiać trasę, którą mieli podążyć, blisko obwodnicy i miejsca, gdzie kiedyś zostali zaatakowani przez tę przeklętą sektę, chętniej dopytywał, czy czasem nie mogą o jakiś park zahaczyć, tylko nie taki, co o halucynacje przyprawia.
    - Może byś powiedział, czy to zieleń taka sama jak w twoich historiach. - Rusłan widział już w swoim życiu zieleń wybujałych roślin, lecz zwykle oznaczała niebezpieczeństwo. Nie mogła być więc taka sama... Ale Petrowicz i w nim potrafił tę niechcianą nadzieję zaszczepić, że może gdzieś jest ten park z przeszłości.
    Aż nagle wyrwała go z tego obecność Kiryła, którego z dystansu ledwie poznał. Krzywo się na to uśmiechnął. Może przeżyje? Może jednak przetrwa?
    Gdy Nikolai poszukał u niego pomocy, prychnął głośno.
    - Nie patrz tak - poprawił radio na ramieniu i zmarszczył nos, powoli idąc dalej w stronę wyjścia - Widzę, że chcesz go wziąć, rujnując nasz romantyczny wypad. Nie zwalisz tego na mnie.
    Mimo tych słów po wszystkim, czego wspólnie doświadczyli, Rusłan nie był w stanie potraktować Kiryła jak kolejnego spartańskiego intruza. Zerknął na nich przez ramię i gestem pogonił naprzód.
    - Diabeł nie musi wiedzieć?
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Sob 01 Kwi 2023, 00:29

    Z początku Nikita był nieufny wobec byłych przeciwników. Spodziewał się nawet powtórki z rozrywki. Zamiast tego do kuchni go zaciągnęli. A nawet jakby przychylniejszym okiem patrzyli. Może zaczęli ich akceptować do grupy. Ciało Nikity zaczęło się mimowolnie rozluźniać, a czasem nawet uraczyć młodych jaką krótką historyjką z poprzedniego życia.
    Gdy się rozeszli, Nikita podtrzymywał się lekko ściany, myśląc czy nie wstąpić do Andreia. Spróbować jeszcze raz z nim pomówić. Ale nim zdążył cokolwiek zdecydować, został zatrzymany przez Olega. Słysząc znajome imię, jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił i znów poczuł te bolesną tęsknotę za dzieckiem.
    — Czyli słyszałeś. Chodź bliżej Oleg. —  Osunął się na ścianę, by z uśmiechem spojrzeć na Olega. —    Seryozha, chłopcze…Seryozha to mój syn  — wyznał Nikita, nie umiejąc skłamać temu chłodnemu błękitowi, który mu się przyglądał. Wypity wcześniej napar tym bardziej mu w tym pomagał. Wreszcie przysiadł, gestem  prosząc, by Oleg zrobił to samo. — Zaledwie siedem lat. Wiesz, nie spodziewałem się zostać ojcem. Gdy Sonya mi to obwieściła, byłem w kompletnym szoku. Ale dawaliśmy radę. Dawaliśmy, zanim mnie tak z nagła opuściła. — Zawiesił na chwilę głos. — Obiecałem jej, że się nim zajmę. Tylko jestem tutaj, prawda? Boję się, że zapomniałem jak być ojcem. Podobnie Andrei. Też tego zapomniał. Jak Aleksiej bycie synem.  Z tymi chłopcami… Andrei chyba chciał to odzyskać.  I choć oni są pewnie wpatrzeni w niego jak w obrazek, to wątpię, że wypełnią jego pustkę…
    — Jestem rozdarty, chłopcze... Przez własną głupotę  —  zaśmiał się gorzko. Jego ciało zadrżało, mężczyzna przygryzł wargi, potarł prędko oczy, jakby chcąc powstrzymać możliwy płacz. — Czy wiem więcej… nie. Po prostu zaczęło mi zależeć na kimś, na kim nie powinno… — Wpatrywał się w Olega, próbując znaleźć jakiekolwiek zrozumienie. Coś, co pozwoli przeboleć mu decyzję, którą podjął wtedy na powierzchni. — Czy żałuję? Nie wiem. Wiem za to, że tęsknie za moim Seryozhą. Strata dziecka… To chyba jedna z najgorszych rzeczy, jaka może się przydarzyć.
    Po tym nie było słów. Jedynie ciche łkanie ojca.

    Aleksiej szedł tam, gdzie chciał Chyży. Jeśli chcieli uciec, musiał skupić na sobie jego pełną uwagę. Było to prostym zadaniem, zważywszy na zmęczenie, które ciągnęło się za mężczyzną po patrolu. Bez słowa sprzeciwu spełnił polecenie, biorąc do rąk apteczkę.
    — Nie ruszaj się — mruknął tylko, gdy tamten się zaśmiał. — bo ci jeszcze obwiążę całą głowę.
    I potem miał się zająć tym niby prostym zadaniem. Słuchał Chyżego, nie uciekał od niego wzrokiem, choć starał się wyglądać na pochłoniętego czynnością.
    — Na górze? — próbował dopytać z nadzieją, że ten rozwinie bardziej temat. Cokolwiek Chyży nie powiedział, Aleksiej skończył zmieniać bandaż, zużyty odrzucając gdzie za sobą.
    — Dobrze… Oleg — powiedział w końcu, gdy się do niego przybliżył. Dłonią delikatnie chwycił stalkera, by ten się ułożył na pryczy, a on zaraz obok niego. I tak jak chciał, wpatrywał się w niego, dając mu tę ułudę, że mu zależało na nim. A im dłużej cała ta farsa trwała, tym jakby bardziej odczuwał nóż, który ukrył w kieszeni spodni. Ledwie się powstrzymywał, by go użyć. Musiał jednak czekać. Dlatego zamiast tego, niemal czułym gestem ukrył mężczyznę podziurawionym kocem.
    — Ty mów. Opowiedz mi coś o sobie. Rozgrzeje cię to.

    Nikolai mógł jedynie westchnąć zrezygnowany, gdy nie otrzymał potrzebnego wsparcia.  A jego miękkie serce nakazywało mu wziąć Kiryła, zwłaszcza, że ten martwił się o jego zaginionych podopiecznych. Romantyczny wypad skończył się na tym, że Nikolai pozwolił młodemu wziąć sprzęt i dołączyć do nich. Mimo dodatkowej ekspedycji, ich plan się nie zmieniał. Petrowicz pozwolił Rusłanowi prowadzić przez Moskwę. Ta uraczyła ich w miarę piękną pogodą. Nie utrudniała, dawała możliwość zobaczenia niebezpieczeństwa z daleka.
    Co jakiś czas Nikolai odwracał się do Kiryła, który próbował za nimi nadążyć. W którymś momencie młodzieniec nawet zaczepił  Rusłana, by mógł wziąć torbę z radiem i go odciążyć. Chłopak się zmienił. Próbował być bardziej pomocny, choć Petrowicz nadal wątpił czy się nadawał na Spartanina.
    Po wyjściu na powierzchnię skupił uwagę całkowicie na Rusłanie. Pozwolił się prowadzić trasą, która miała być im znana z poprzednich przygód. Czasem podchodził bliżej, opowiadając mu kolejne historie ze swojej młodości związane z danym miejscem. Nie były jakoś wielce ekscytująco. Ot opowiastki o codziennym życiu młodego studenta. Nie umiał się od tego powstrzymać Dręczył go tymi historyjkami, wizją starego świata, dopóki byli zbyt nużeni, by iść, więc wreszcie przycupnęli w środku jednej z większych ruin.  
    — Romantyczna wycieczka się sprawdza — Mruczał wtedy Nikolai, patrząc na wyrwę budynku, którą musiał spowodować jakiś przypadkowy pocisk. Znalazł stary, podniszczony fotel i przyciągnął bliżej, zachęcając, by Rusłan usiadł mu na kolanach.  —I dziecko się dobrze bawi…
    Kirył siedział niedaleko nich, widocznie podekscytowany obsługiwaniem radia po tym, jak Petrowicz pokazał mu, jak to robić.
    — Wiesz, wiele zwierząt umiało się przywiązywać do ludzi. Może mutanty mają podobnie? Może dziś jest dzień, gdzie nam wyskoczy i pójdzie do swojego pana Rusłanka? Albo już podrosło i nas zeżre — śmiał się Nikolai. Dziwny był to dzień. Siedząc tak w opuszczonym budynku, wpatrując się w to, co pozostało z Moskwy. Starał sobie to wyobrażać inaczej. Jakby był to zwyczajny dzień za jego czasów. Niczym piknik w parku.
    I tak się rozmarzył, że z początku nie zauważył Kiryła, który do nich podbiegł.
    — Wyłapałeś coś?
    — Nie, ale… tam ktoś jest.  
    Na te słowa Nikolai zmarszczył brwi i poderwał się z miejsca. Dał sygnał, by młodzieńcy przykucnęli, a sam ostrożnie podszedł na skraj ruiny. Z początku nie widział nic. Dopiero potem zauważył. Z takiej odległości można byłoby rozpoznać mundur. Czy to naziści, Czerwoni czy Hanza, nosili oni dość charakterystyczne stroje. Im dłużej się im przyglądał, tym bardziej rósł w nim niepokój.
    — Ja.. nie mam pojęcia, kto to — przyznał chłopcom.
    — Może to ci, co ich porwali? — odezwał się Kirył, ściskając karabin.
    — Spokojnie chłopcze. Nie mamy pewności czy to ci sami. Ale… — Tutaj już spojrzał na Rusłana. — Powinniśmy ich śledzić. Zobaczmy, gdzie ich tak niesie.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Nie 02 Kwi 2023, 10:36

    Silny wiatr skutecznie rozpędził pochmurną, ciemną kopułę chmur wiszącą nad Moskwą. W dzień urodzin Ławrentijowi zaświeciło słońce. Ogrzało go, wlało w serce nową energię. To tego dnia musiał załatwić sprawę z ambasadą, skorzystać z tego nastroju, z tych warunków. Zresztą, gdyby sam o tym nie zadecydował, zadecydowaliby za niego.
    - W jakiej tam oni sile? - pytali zwiadowcę z tutejszych obserwatorów.
    - Może być dwudziestu, może być i trzydziestu. Nie wszyscy wychodzą.
    Ławrentij ludzi miał ośmiu, ale nie martwił się tym zupełnie. Przewaga w sprzęcie była wystarczająca. Nie zamierzał wdawać się w szturmy czy niebezpieczne starcia, w których człowiek może zajrzeć przeciwnikowi w oczy. To była podstawa jego zawodu. Bezpieczny dystans, w którym przestaje się widzieć w celach ludzi.
    - Najpierw posterunki. Najlepiej po zmianie. Będzie więcej czasu... - spojrzał raz jeszcze przez lornetkę, powiódł za demonem krążącym nad wieżowcem nieopodal, oceniając, czy im zagraża, jednak nic na to nie wskazywało. - Ruszamy.

    Chyży wspomniał tylko o czarnych mirażach w oddali, znikających po ułamku sekundy. Zastanawiał się, czy to przez utratę oka. Gienie, który go zmieniał, mówił o tym, ale nic więcej wiedzieć nie mógł, póki byli razem, chłopak niczego nie dostrzegał. Temat szybko porzucił, dając się ponieść tej słodkiej ułudzie.
    Objął Aleksieja, tak jak wtedy, gdy wędrowali szczelinami i musieli korzystać ze swojego ciepła. Okryty zadrżał chwilowo, ale szybko się rozluźnił, gdy bardzo mozolnie ale jednak odczuwalnie zaczął odzyskiwać komfort istnienia.
    - O mnie...? - mruknął zaskoczony i zadrżał ponownie, unosząc powiekę wyżej, by po chwili znów spokojnie opadła, pozostawiając oko otwarte tylko na tyle, by mogło zarejestrować człowieka tuż obok. - To... trudne... Paniczu... nie zabawi cię. ja mam pamięć bardzo słabą. Bardzo. Jakbym żył krótko, albo wcale, prawie wcale. Coś tam wiem. Ale mało. Niektórzy mają wspomnienia sprzed wojny, a ja ni chuja. A mógłbym chyba, tyle mam lat, że mógłbym. Pamiętam... jakieś światła... biel taką, że aż bolało, zapach jakiegoś chemicznego gówna, korytarze... a potem tylko stacje, jedna do drugiej podobna, pełne ścisku i syfu. I tego człowieka. Huntera. Ze Sparty. Uważaj na niego. Uważaj... Aleksie..Paniczu - poprawił się szybko i uśmiechnął, a potem ten uśmiech przytulił do czoła Aleksieja - Przez takich ludzie nienawidzą zakonu... Ale noś je... noś sobie te nieśmiertelniki...
    Mówił trochę nieskładnie, ale może jakaś w tym racja Aleksieja była, bo Chyży wydawał się coraz mniej zziębnięty. Przeszłość nie była jednak tym, co mogło dać mu ukojenie. Coś go w wykuło na takiego, jakim był, coś go uczyniło tą silną bestią o szerokim uśmiechu, ale cokolwiek to było, zostało wymazane z jego świadomości.
    - Nie żałuję, że te oczka ci ocaliłem. Może to najlepsza rzecz, jaka mi się w życiu udała.

    Oleg nie snuł wcześniej podejrzeń co do Nikity, ale gdy ten zaczął mówić, aż się spiął, bezwiednie wstrzymał oddech. Ani przez myśl mu nie przeszło, że ktoś mógłby...
    - Zależy ci na...? - nawet nie dokończył, a oczy, te bliźniaczo podobne do oczu Andreia na kilka sekund przestały je zupełnie przypominać, bo takiego wyrazu pełnego zupełnego chaosu nigdy u generała nie wyrażały. Poza zupełną irracjonalnością samej tej myśli, że ktoś mógłby dobrowolnie oddać uczucia temu potworowi w ludzkiej skórze, w jednej chwili mężczyzna przestał być dla nich wiarygodnym sojusznikiem. Jak teraz sobie poradzą? Ale potem Oleg zupełnie o tym zapomniał. W jednej sekundzie. Tej, w której usłyszał płacz ojca nad swym ojcostwem, łkanie, które przywołało wszystkie te wspomnienia, gdy brał w ramiona swoje dzieci, a one przelewały mu się, jak kukiełki. Zawodził wtedy jak opętany, ale to były te same łzy bezradności. I stojąc tak wiele lat później przy Nikicie wciąż tak łatwo ogarniał go ten sam szok, aż musiał się podeprzeć, a w nozdrzach znów poczuł ten charakterystyczny słodkawy zapach świeżej krwi.
    - Przestań już... - poprosił, ale było za późno, bo już urocza i upiorna zarazem buźka jasnowłosego chłopca o jadowicie zielonych oczach wychyliła się zza Nikity i zaśmiała dźwięcznie.
    - Co tam, Czerwony, zakładacie tu klub mazgai?
    Kilka innych niewyraźnych smug przemknęło mu przed oczami ku zacienionym zakamarkom bunkra. Oleńka? Sasza? Wowka?
    - Miałem... dzieci - odezwał się wreszcie, chwytając mocno ubrań Nikity, jakby to mogło mu pomóc odzyskać równowagę. I pomogło - Miałem, kiedyś, krótko... trójkę nawet. I nie umarły ani przy porodzie, ani z zimna, ani z głodu. Cała Teatralna o nie dbała, matki dokarmiały, pracować wtedy nie musiałem. Chodzić już zaczynały. I mi je zabrał. Nazista... - więcej opowiadać nie był w stanie, potrzebował chwili na oddech - Wracaj do syna, Nikita... niech te nazistowskie diabły już nigdy nie odbierają rodzicom ich dzieci...

    Rusłan nie przyznał tego, ale był pod wrażeniem, jak Nikolai jednak ich spacer uratował, że mu tak uwagę poświęcał. I choć to słońce mu trochę doskwierało, gdy mógł, trzymał się cieni i było dobrze. Chyba tylko karabin w rękach przypominał mu, że nie jest to wcale beztroska przechadzka. Wyhasał się podczas tego przemarszu, wybiegał, poczuł, jak mu tam w metrze zawsze za ciasno. I jak mu kondycja spadła po tej przygodzie z więzieniem.
    Chętnie więc przysiadł na Nikolaiu, dopiero po chwili przenosząc się na podłokietnik fotela, by go jednak swoim ciężarem nie obarczać.
    - Podrósł na pewno, ale nas nie zeżre - mruknął opierając się o mężczyznę. I chwilę milczał i trochę się wahał, ale w końcu wyrzucił to z siebie - Kocham cię. I dziękuję za to wszystko.
    Chciał to jeszcze potem jakoś żartem rozmyć, ale pojawił się Kirył i nie było o tym już mowy.
    - Tamci mieli chyba... mieli swoje znaki - nie przypominał sobie już jak wyglądały, nie był też tego do końca pewien. Ale mundurów trochę się naoglądał służąc w teatrze i też ich nie poznawał, za to śledzenie ich w takim składzie wydało mu się ryzykowne. Nie mówił jednak nic tylko wykonał polecenie.
    Ciężko mu było tę grupę ogarnąć, kilku stracił z oczu. Rozeszli się, zajmowali pozycje. Nie poznawał dokładnie tego miejsca, ale pozostawali wciąż blisko obwodnicy. Nagle mogli zobaczyć, jak jeden z nich oddaje jeden strzał. Cichy tak, że ledwo go usłyszeli. Napastnicy przekazali sobie znaki, strzelec zmienił pozycję, przesunęli się dalej. A potem podążając ich śladem i Rusłan mógł dostrzec nieruchomy zarys ciała. Z czerwonymi znakami sekciarzy, które zdołał zapamiętać. Coraz mniej z tego rozumiał, aż w dali zamajaczyła mu wieża ocalałej dzwonnicy przy zrujnowanym kościele. Snajper znów niespiesznie poszukał pozycji i zaczął przymierzać się do strzału. Rusłan spojrzał na Nikolaia, potem i na Kiryła.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Nie 09 Kwi 2023, 01:53

    Poruszali się za nieznaną grupą dość sprawnym tempem. Nikolai tylko co jakiś czas popatrzał na Kiryła. Ten za to, gdy miał problem z wejściem gdzieś, podawał torbę Rusłanowi, by dość nieporadnie wgramolić na górę. A gdy był pewny, że nie zostanie w tyle, znów spoglądał na tamtych. Ledwo zdołał rejestrować strzały, które jednocześnie były szybkie i precyzyjne. Z każdym takim strzałem, Nikolai tracił pewność czy aby powinni za nimi podążać w takim składzie. Z drugiej strony miał to przeczucie, że nie mogą teraz zrezygnować. Może tamci stanowili właśnie klucz do wszystkiego, co wydarzyło się w ostatnich dniach.
    Będąc bliżej kościoła, Nikolai zauważył, że jeden z nich bardziej się odłączył od reszty. Sądził, że zadaniem tamtego miały być głównie posterunki. Stwierdził, że lepszej okazji nie będzie. Petrowicz uniósł rękę, nakazując chłopcom czekać.
    Tamten już przymierzał się do kolejnego strzału.  Nie zdążył go jednak oddać, gdy lufa karabinu zaczęła mu się wbijać w plecy.
    — Opuść broń i odłóż broń — polecił nieznajomemu, mocniej dociskając mu lufę. — Wstaniesz i z rękami w górze odwrócisz się do mnie.
    Liczył, że mężczyzna nie będzie sprawiał mu problemu. Przy czym nie omieszkał kiwnąć na chłopców, by podeszli bliżej. Wsparcie by nie zaszkodziło, mimo że najchętniej by ich dwójkę w to nie mieszał.
    — Rusłan weźmiesz od niego karabin. Kirył, cały czas w niego celuj. Nie spuszczaj go z oczu — polecił młodym, patrząc z żywym zainteresowaniem na nieznajomego. To, co go najbardziej zainteresowało, była sama broń. Taki model, jeszcze tak dobrze zachowany był kompletną rzadkością. Taką, którą szybciej znalazły w kompleksie D6 niż na przypadkowej stacji.
    — Może sobie porozmawiamy, co? Kim jesteś? Co tutaj robisz?

    Przez tę mgłę przebiły się słowa Olega. Otrzeźwiły go na tyle, by mógł się wyprostować i wytrzeć łzy, które zdążyły mu ulecieć z oczu. Patrzył ze zdziwieniem na młodszego mężczyznę, by w następnej chwili wziąć go w objęcia.
    — Tak mi przykro, synu… Co ty musiałeś wycierpieć… — Nikita mocno przyciskał Olega do siebie, jakby co najmniej chciał wziąć część bólu mężczyzny. Pogłaskał go po głowie w ojcowskim geście.  — Świetliku… Oleg…. Podziwiam cię, synu. Wiesz dlaczego? Bo ciągle masz siłę stać. Nie wiem, co by było ze mną, gdyby Seryozha… — zawiesił na chwilę głos, wreszcie odrywając się od Olega. — Przepraszam, masz rację. Powinienem wrócić do syna. Ale może zdołam jeszcze porozmawiać, może da się to rozwiązać, by nikt inny nie cierpiał-
    Nie skończył, gdy kątem oka zauważył jakiś ruch. Jak się okazało, było to ciało jednego ze stalkerów, opadające niedaleko nich. Instynktownie zakrył sobą Olega i popchnął go naprzód. Słyszał strzały blisko nich, ale nie odwracał się. Po prostu parł przed siebie, omijając postawionych na nogi stalkerów. Wreszcie stanął nieco zdyszany w pobliżu namiotów mieszkalnych.
    — Idź! Znajdź Aleksieja! Nie możesz jego też stracić! — krzyczał do ucha Olega Nikita, by popchnąć mocno mężczyznę w wybrany kierunek. — Znajdźcie broń i uciekajcie!
    Jeśli w końcu został sam, próbował zaczepić któregoś ze stalkerów, by mu dał jakąkolwiek broń. W końcu któryś łaskawie wręczył mu pistolet, na co niechętnie przystał. Musiała minąć dobra chwila, nim się zorientował, że to nie wcale chęć przetrwania go prowadziła, a tęsknota. Bo nim się zorientował, mignęła mu znana sylwetka osoby, którą powinien nienawidzić. A zamiast tego radował się wewnętrznie. Dlatego podbiegł w końcu do Andreia, z trudem łapiąc oddech.  
    — Atak… Zaatakowano ambasadę — zdołał wreszcie wydusić z siebie Nikita, patrząc Andreiowi w oczy. Słowa Olega ciągle rozbrzmiewały mu w głowie. O naziście, co zabił jego dzieci. Aż on sam zaczął się zastanawiać czy faktycznie powinien tutaj być. I wtedy przypominała mu się Baumańska. Seryozha, który płakał za mężczyzną. Ciepłe ramiona, które go oplatały… — Andreiu. Proszę. Pozwól mi wziąć porządną broń do rąk. Chyba nie chcesz, by więcej twoich chłopców zginęło?! Czy nawet … twój syn.

    Słysząc takie słowa, Aleksiej uświadamiał sobie, jak się zmienił. Kiedyś bez zastanowienia poderżnąłby Chyżemu gardło. A teraz patrzył na wyjęty nóż i się zastanawiał. Jeśli tego dokona nie będzie wcale lepszy od ojca. Przy czym musiał w końcu się wyrwać. Chciał wreszcie znaleźć się tam, gdzie jego miejsce. Przy Olegu. I może ta myśl sprawiła, że zbliżył ostrze do gardła stalkera. Nim jednak zdążył podjąć ostateczną decyzję, usłyszał strzał.
    Próbował schować nóż, nie będąc pewien czy Chyży to zauważył, czy też nie. Za to zaraz zsunął się z pryczy, by wyjść z namiotu. Stalkerzy strzelali do niewidocznego dla niego wroga. Widział, jak Wowa i Kieł podchodzą do niego prędko.
    Jeden ze strzałów przemknął przez pomieszczenie trafiając w Kła. Ten padł martwy na ziemię, nim nawet zdążył się zbliżyć.
    — Zbawca niech ucieka! Jak najdalej stąd! — słyszał, z trudem powstrzymując się, by podbiec do martwego stalkera i wziąć leżący obok karabin.
    Próbował pobiec. Przed siebie. Do Olega. Cały czas błagając, by ten wciąż żył.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Pon 10 Kwi 2023, 10:54

    Ławrentij miał prosty, czysty strzał. Cel nawet niespecjalnie się poruszał, dzwonnica nie dawała wiele osłony...
    Wtedy go dorwali.
    Westchnął w duchu. Nie dlatego, by martwił się o swoje życie, a jakby popełnił błąd na jakimś ważnym egzaminie. Co nie zagrało? Odszedł za daleko? Gdzie jego odwody? Musiały przemieścić się na drugą flankę... Przez mutanty, czy przez towarzyszy człowieka, który wbijał mu lufę między łopatki. Dlaczego ich nie usłyszał? Przeklęty wiatr, przeklęte przeciągi. Nie wziął tego zupełnie pod uwagę. Następnym razem weźmie.
    Bo gdy tak wstał i został obrabowany z broni, gdy już mógł przyjrzeć się temu mężczyźnie i dwójce jego przybocznych, nie ich twarzom, a działaniom, sposobie poruszania się, dobieranym słowo, wiedział, że nie ma do czynienia z bandytami, którzy mogliby go zdjąć z zimną krwią.
    Rusłan odebrał mu karabin i aż swój własny odwiesił na plecy, by przymierzyć się do tego pięknego sprzętu.
    - Co to w ogóle jest? - mruknął do siebie, a upewniając się, że obcy nie stanowi niebezpieczeństwa, zaczął grzebać przy broni - Tłumik?
    - Będę wdzięczny, jeśli nic tam nie poprzestawiasz - odezwał się Ławrentij ręką podniesioną do góry robiąc delikatny gest, jakby chciał go przed tym powstrzymać. A jednocześnie wybadać, jak bardzo kategorycznie ci ludzie podchodzą do własnych rozkazów - Potrzebuję go. I zaraz mi go oddasz. - po tych słowach zwrócił się do tego największego, który zadawał pytania.
    - Czyścimy bunkier zajęty przez bandytów. Morderców, czy pan to rozumie? Przeszkadza pan w operacji i naraża swoich... młodych towarzyszy. Oddajcie broń i wycofajcie się w bezpieczne miejsce. Zanim komukolwiek stała się krzywda. To nie jest odpowiedni czas na rozmowy. Proszę mi wierzyć.
    Jaka to była szkoda. Nie lubił zabijać ludzi, którym już spojrzał w oczy - bo to już byli w jego świadomości ludzie z krwi i kości. A teraz miał świadków, którzy nie mogli żyć. No i było mu przykro. Jeszcze w urodziny.
    Pieprzona Moskwa.

    Andrei już o tym wiedział. Gdy Nikita go odnalazł był już uzbrojony, miał przy sobie ludzi, a w jego spojrzeniu zaszła pewna zmiana. I choć wokół panował chaos, już samo to, że się pojawił i wydał rozkazy, usprawniło działania stalkerów, ujarzmiło ich zagubienie.
    - Nikita - na kilka sekund wyszedł z roli dowódcy i pozwolił sobie go pocałować. Bardzo krótko, ale zupełnie jawnie, przy okazji oddając mu własny karabin. Wziął jego pistolet, sprawdził magazynek. Tak właśnie się z nim pożegnał. Na więcej nie było czasu. Nie mówił, by się ratował, uciekał. By przekazał od niego Seryozhy, że zawsze o nim pamiętał. Nie wypominał, że obecność kochanka była błędem od samego początku, może wcale nie był tego do końca pewny. Nie dziękował za tę intymność, która pomogła mu znów poczuć się człowiekiem. Może zrobiłby to, gdyby miał czas. Może - Wyprowadź stąd mojego syna. To rozkaz.
    To było wszystko. Po tych słowach musiał go odepchnąć, kazać komuś zabrać go do Chyżego, bo ponoć z nim ostatnio widziano Zbawcę. Już nie mógł poświęcać uwagi niczemu innemu poza dowodzeniem. Musieli utrzymać pozycję, póki reszta ludzi nie przeprawiła się przez kanał i nie zajęła pozycji by osłaniać ich odwrót. Most był zniszczony. Wszystko trwało. I należało ten chaos ujarzmić. To był jego obowiązek. Może już ostatni.

    Oleg lawirował między ludźmi, cały czas słysząc te dziwne tłumione wystrzały, pomieszane z pokrzykiwaniem stalkerów. W końcu oni też przegrupowali się i zaczęli strzelać, ale dla Olega było to po prostu tylko podsycony chaos. Determinacja powstrzymywała panikę, ale nie potrzebował wiele, by pęknąć, stanąć bezradnie, zacząć krzyczeć jego imię. Czuł to, więc biegł szybciej. A wokół niego ginęli ludzie.
    Wreszcie go dostrzegł, prawie na niego wpadł w tym półmroku przedzieranym przez iskry wystrzałów.
    - Aliosza... Jesteś... biegiem! - tylko dokąd? Nie byli nawet uzbrojeni. Nie mógł wiedzieć, że Vova ich osłania, dość nieporadnie, walcząc z kontuzją. Nie widział porzuconych broni. Póki kule latały im nad głowami, mógł myśleć tylko o ucieczce.
    - Ej, Paniczu! - Usłyszeli. To był Chyży. Spokojny, jakby wokół niego nie działo się piekło. Nawet nie w mundurze, w koszulce brudnej od krwi, czyjejś lub własnej. Ignorując rozkazy wyszczerzał się wesoło, kaszląc trochę od drażniącego zapachu palonego prochu, krok za krokiem, niewrażliwy na strach, niewzruszony. Nawet rozbawiony - Nie zapomniałeś o czymś? - oddał mu swój karabin, śmiejąc się z niego pośród bitewnego hałasu - z tym małym scyzorykiem daleko nie zajdziesz. - dodał, dając do zrozumienia, że wiedział. - Pamiętasz nasz romantyczny rejs? Można tratwą, jak was tylko dwóch... Albo drugim wyjściem na Moskwę, choć może być obstawione. I mało sprzętu na bieganie na powierzchni. Może jedna maska? Chyba, że wam nieboszczyk jakiś pożyczy... Żegnaj, Paniczu.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Nie 16 Kwi 2023, 00:17

    Bunkier? Petrowicz zmarszczył brwi na tę informację. Próbował sobie przypomnieć, co też mogło być w okolicy. W międzyczasie nieznajomy nie przekazał za wiele. Widział, jak Kirył na niego zerkał i gestem nakazał mu dalej trzymać broń w górze.
    — Trochę skąpy pan w informacjach. Mam rozumieć, że ot tak jesteście dobrym Samarytaninem i pomagacie oczyszczać Moskwę z bandytów. Myślę, że pan nam jeszcze potowarzyszy.
    Po tych słowach podszedł bliżej Rusłana, na chwilę prosząc, by podał mu broń. Poobracał ją sobie w dłoniach, by parsknąć cicho do młodzieńca.
    — Podoba ci się, co?  Taką to może szybciej w D6 by się znalazło. Na pewno nie w metrze. Nie mam pojęcia, kim jest ten mężczyzna, ale nie może jej odzyskać. Nie teraz. Zajmiesz się nią, prawda? — Podsunął karabin z powrotem do rąk młodzieńca, a potem szepnął: — Niczym prezent ślubny.  
    Jego ramiona znów się spięły, gdy usłyszał odległe strzały. Oddział nieznajomego widocznie starł się już bezpośrednio z resztą sekty.  Nie mieli innego wyjścia, jak dalej ruszać. Jednak nim dał sygnał, podszedł do nieznajomy, by chwycić go za ręce i je zakuć.
    — Ostrożności nigdy za wiele, co panie nieznajomy? — mruknął Petrowicz, uśmiechając się przez maskę. Potem podszedł bliżej młodzieńca, który podskoczył lekko, gdy ten chwycił za jego dłoń.
    — Kirył — zaczął, na co młodzieniec wyprostował się instynktownie, czekając na rozkaz od starszego Spartanina. Ten wręczył mu kluczyk do kajdanek, zaciskając dłoń Kiryła. — Jesteś Spartaninem, chłopcze. Musimy sobie ufać. Dlatego ty pilnujesz więźnia. Cokolwiek się nie stanie, nie masz go uwalniać. — Młodzieniec zadrżał lekko, ale schował prędko kluczyk, kiwając energicznie głową. Spojrzał również na Rusłana, jakby chciał, by również on pilnował Kiryła.
    Popchnął nieznajomego do przodu, by mogli iść śladami reszty oddziału mężczyzny. W pobliżu kościoła, strzały były wyraźniejsze, a Nikolai podszedł z mapą do Rusłana. Będąc tak blisko był już niemal pewny, gdzie znajdowała się baza stalkerów.
    — Tutaj niegdyś była ambasada Stanów Zjednoczonych… Takiego kraju daleko stąd — mówił, niekiedy zerkając z tyłu. Nie wiedział czy więzień próbował co mówić do Kiryła. Jak na razie chłopak nadal trzymał broń tuż przy więźniu.
    — Wiesz, moglibyście tutaj zostać, a ja- — przygryzł wargę, zdając sobie sprawę, co proponuje. Mieli się rozdzielić, mimo że obiecał sobie, że więcej z Rusłanem tego nie zrobi.

    Nie zdążył oddać pocałunku. Ani powiedzieć to, co mu leżało na sercu. Na przykład o tym, że mimo tego, co usłyszał o ukochanym, nadal wierzył w pokojowe rozwiązanie. Albo jak to nie wszystko było stracone z Aleksiejem. Jak ten krótki czas spędzony razem wiele dla niego znaczył i dał poczuć, że żył. Zamiast tych słów, mógł jedynie ścisnąć mocniej za broń
    — Andrei, czekaj- — próbował jeszcze, ale już został pociągnięty gdzie przez młodego stalkera. Czuł ten ucisk w piersi, gdy spoglądał na ukochanego. Być może ostatni raz. Ale szedł uparcie do przodu, mając w na uwadze życzenie Andreia.
    W tym samym czasie Aleksiejowi ulżyło, widząc Olega całego. Mimo to nie ruszył się z miejsca. Nie zaczął biec, jak mu kazano. Gdzieś w podświadomości nadal myślał o ojcu, który gdzieś tam mógł nadal być. I może właśnie dlatego, Chyży zdążył do niego podejść.
    Nie krył się już z nożem. Sądził nawet, że mężczyzna domyślał się jego wcześniejszych zamiarów. Dlatego z pewnym zdziwieniem przyjął od niego karabin, ale nie pozwolił odejść.
    — Czekaj —  powstrzymał jeszcze stalkera, który to pewnie był gotów walczyć. — Wiem, że szanowałeś… szanujesz mojego ojca jako dowódcę. Ale ja proszę o coś jako syn: bądź u jego boku. Wspomóż go. — I dopóki była okazja, ostatni raz poprawił jego opaskę. — Żegnaj Chyży.  
    Wraz z tymi słowami pociągnął za sobą Olega. Stalker miał rację, były dwie drogi. Jedna z potworami, druga z ludźmi, jeśli tamci obstawili wejście. Potrzebowali jednak sprzętu. Aleksiej starał się lawirować pomiędzy stalkerami, których już więcej leżało na ziemi. Gdy jednak docierał do celu, zauważył zbliżających się do nich ludzi.
    — Kazano mi go tutaj przyprowadzić — poinformował tylko stalker, który dość prędko zniknął, pewnie by walczyć u boku braci.
    — Dlaczego? — zapytał od razu Aleksiej.
    — Spełniam czyjąś prośbę — odparł Nikita, o dziwo spoglądając bardziej na Olega niż na Aleksieja. — Droga poza bunkrem nie jest łatwa, ale będę was w stanie doprowadzić do Polis. Pozwólcie mi chłopcy.
    Aleksiej popatrzył na Olega, nie do końca będąc pewny, jak powinien zdecydować. Sytuacja jednak pogarszała się i niedługo zobaczył nieznajomego, który odpychając z odrazą od siebie jakiegoś stalkera, zmierzał w ich stronę. Sorokin zaklął, próbując oddać kilka strzałów w stronę mężczyzny. Widział, że Nikita robił to samo. Zerknął też na Olega, by wtedy usłyszeć krzyk Nikity.
    Widział jak ich przeciwnik pada na ziemię. Gdy Aleksiej podbiegł do Nikity, zauważył krew, wyciekającą z lewej nogawki. Mężczyzna dostał w łydkę i teraz siedział na ziemi, nieudolnie próbując powstrzymać krwawienie.
    — Oleg! Szybko daj mi jakiś materiał, szybko! — krzyczał, w międzyczasie przeszukując półki, by znaleźć alkohol. Polał nim ranę, na co Nikita tylko głośniej zajęczał, chwytając się mocno regału. Jeśli dobrze ocenił, kula nie utknęła w środku. Dłońmi starał się uciskać ranę.
    — Tratwa odpada. Tamte stwory na pewno wyczują krew — zaczął Aleksiej, jeśli Oleg znalazł się przy nim.
    — Oleg… weź… — wykrztusił z siebie Nikita i podał karabin, który otrzymał od Andreia. Aleksiej w tym czasie próbował opatrzyć stalkera.
    — Dlaczego… nie chcesz się… wiązać! — mruczał coraz bardziej poddenerwowany Aleksiej, dopóki nie usłyszał huku, gdzie w pobliżu nich. Aż jęknął, gdy mu zadźwięczało nieprzyjemnie w uszach. Czy tamci zaczęli rzucać granaty?! Coraz bardziej przeklinał w duchu te sytuację, ale i siebie. Od kiedy był tak rozproszony? — Spróbuję go wziąć pod pachę a ty… ty będziesz strzelał! Wyjdziemy stąd Oleg! Słyszysz?
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Sro 19 Kwi 2023, 17:01

    - Właściwie... chyba tym właśnie jestem - Ławrentij uśmiechnął się krzywo, pojmując, że tak łatwo się z tego nie wykaraska. Zerknął za okno na szare bloki po drugiej stronie i wietrzną wstęgę autostrady w oddali. Może to przez nią dał się przyłapać? Towarzyszy jednak nie dostrzegł, a więc i oni nie widzieli jego. Cóż, poradzą sobie, gdy zniknie, poprowadzi ich Pavel. Wrócił spojrzeniem do tej trójki osobliwych porywaczy skupiając się początkowo na tych rozprawiających o jego broni, potem na tego, który miał go pilnować.
    - To nie jest dobra decyzja... gdy tak nas zobaczą, nie będą pytać, kim jesteście.
    Niemal to samo powtórzył, gdy ruszyli.
    - Zamknij wreszcie mordę! - warknął na niego Rusłan, trochę dziwiąc się Petrowiczowi, że tak pobłażliwie traktuje jeńca. I choć już jakiś czas temu poucinał więzy z Rzeszą, tak pewne nauki jeszcze mocno w nim tkwiły. Więźniów należało łamać - A jeszcze raz ją otworzysz niepytany to sobie inaczej z tobą pogadam. Nie, nie wszyscy chcą tu słuchać twojego pierdolenia, jasne?
    I jakby nigdy nic szedł dalej z Petrowiczem, nawet nie komentując swojego zachowania, jedynie coś czasem rzucając coś o broni, która będzie się teraz nazywać "Ślubna" i nikomu nie zamierza jej oddawać.
    Ławrentij tymczasem szedł spokojnie i faktycznie nie zagadywał Kiryła, ale od czasu do czasu przekręcał głowę, by spojrzeć mu prosto w oczy, w te wielobarwne tęczówki.
    Dopiero gdy dotarli bliżej ambasady i mógł rozpoznać choćby na słuch, na jakim etapie jest operacja, a ten agresywny nie mógł go usłyszeć, zwrócił się do młodzieńca lekko odstępując, by swobodnie stanąć do niego przodem. Jego maska zasłaniała niemal całą twarz, widać mu było tylko oczy, ale i te niewiele zdradzały. Ton natomiast miał niezmiennie polubowny.
    - Powtórzę to raz jeszcze... to, co robicie jest bardzo nierozsądne... - zaczął i jednym ciągiem kontynuował - nigdy nie widziałem piękniejszych oczu od twoich.
    Powiedział to, a zaraz potem, jeśli dostrzegł w oczach Kiryła choć sekundę zawahania, uderzył. Trzasnął go w skroń splecionymi dłońmi i szarpnął w tył za sobą, aż obaj stracili równowagę i spadli w dół zrujnowaną klatką schodową. Był na to gotowy, upadł dość zręcznie, a Kiryła szarpnął pod schody i przygniótł kolanem. Oddał jakieś przypadkowe strzały z jego broni. Skuty za wiele nie mógł zdziałać, na pewno nie było w tym żadnej celności. Ale jakaś zasłona przed resztą tych przeklętych obcych...
    - Nie zbliżaj się! Zabiję go! - krzyknął, a potem szepnął Kiryłowi do ucha - Rozkuj mnie i wyprowadź, albo giń. Masz trzy sekundy - naparł mocniej na gardło chłopaka. Czuł, jak adrenalina sprawia, że zaczyna się pocić, a maska parować. Te trzy sekundy miał on sam, zanim po niego wrócą.

    Oleg chwycił broń, a potem chciał i Nikitę, ale po komendzie Aleksieja od razu od nich odstąpił i osłaniał ich odwrót. Nic już nie mówił, huk i tak by go zagłuszał, widział coraz mniej, klął więc tylko w duchu i liczył każdy strzał. Ile mu tego jeszcze zostało? Cofał się powoli, bez obracania w ich stronę, aż się o coś nie potknął, aż mu kula nie śmignęła tuż przy głowie. Żaden trening go na to nie przygotuje, już nigdy. Zawsze włosy będą stawać mu dęba, gdy tak śmierć zaglądała im w oczy.
    Nie tym razem - powiedziała Śmierć.
    Udało im się dopaść pokoju dekontaminacji. Jako jedynym. I wtedy Oleg uświadomił sobie, że to nie tylko on... że może i więcej stalkerów osłaniało Zbawcę. Ale dalej nie zamierzali z nim iść.
    - No dalej... Suka! - zatrzasnął ciężkie drzwi skrzypiące żałośnie. Wreszcie mógł spojrzeć na towarzyszy - w takich sytuacjach nie patrzył już błękitem Andreia. - Gdzie te pieprzone maski?
    Pozostawił opiekę nad rannym Aleksiejowi, a prowadzenie Nikicie, sam przetrząsnął wszystkie skrzynie i szafy, znajdując tylko dwie użyteczne maski o filtrach nieznanej użyteczności i jedną pękniętą, która wyglądała tak, jakby mogła się rozpaść od dotyku. do tego kombinezon i licznik, który do kombinezonu zbliżony zaczynał złowrogo trajkotać.
    - Pieprzyć to - mruknął i wrócił do kompanów, bunkrem znów wstrząsnęło, z sufitu posypał się tynk, zakurzyło tak, że zaniósł się kaszlem - możemy ryzykować z tym, co mamy i wyjść... Albo... tak, jak mówił...pożyczyć sprzęt od nieboszczyka.
    Jak daleko jednak musieliby szukać na powierzchni zanim coś takiego znajdą. Czy wracać tak, gdzie ginęli stalkerzy i liczyć, że któryś zdążył pochwycić maskę.
    Nabrał powietrza, przetarł twarz.
    - Nikita... jak tam na górze? damy radę z tym złomem? Jak nie to wrócę... znajdę coś w bunkrze...
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Pon 24 Kwi 2023, 20:22

    Nikolai odwrócił się dopiero w momencie, gdy Kirył z więźniem runęli do tyłu. Zaraz zerwał się, by chwycić za barierkę, ale nim nawet zrobił krok, rozległy się strzały. Zaklął, chwytając własną broń. Nie docenił ich więźnia, a teraz Kirył może przez to zginąć.
    — Nie, nie schodź! — krzyknął Nikolai do Rusłana, jeśli ten myślał podejść bliżej. — Nie krzywdź go! Porozmawiajmy!
    Kiryl w tym czasie wierzgał Nie mógł oddychać. Łzy napływały mu do oczy, ręce próbowały odsunąć od siebie nieznajomego. Bezskutecznie. Jednak w tamtej sytuacji to nie strach ani bezradność w nim najbardziej wojowała, a złość. Był zły. Na siebie. Za to, że tak się dał podejść… że nie dawał sobie rady nawet z kimś, kto był zakuty. I to wszystko przed Petrowiczem, Bestią z Aren.
    Ciemno robiło mu się przed oczami, więc kiwnął słabo. Ręką jakby zaczął szukać kluczyka po kieszeniach. Próbował odwrócić tym uwagę, nim drugą sięgnął po nóż. Ludzie zbytnio polegali na broni palnej, a przecież bliskie starcia nie były takie rzadkie. Pierwszą lekcja Diabła było, by zawsze nosić przy sobie nóż i w razie konieczności go użyć.
    To właśnie zrobił Kirył.
    Cięcie było bardziej na oślep i niezbyt głębokie. Wystarczyło jednak, by mógł się wyswobodzić. Pierwsze za co chwycił to za broń. Chciał uniemożliwić strzałów w swoją stronę, ale też starał się ją odzyskać. To drugie było znacznie trudniejsze. Tamten był silniejszy od niego. Ostatecznie próbował go uderzyć kolbą, gdy tak się z nim siłował na podłodze.
    — P-puszczaj! — stęknął Kirył, czując, że lada chwila, a znów znajdzie się przygnieciony na podłodze. Na szczęście jego bunt pozwolił chociażby Nikolaiowi zejść na dół i teraz samemu mierzyć do mężczyzny.
    — Puść broń i odsuń się od chłopaka. — Ton Petrowicza dawał jasno do zrozumienia, że żadnego sprzeciwu sobie nie życzył. Jeśli faktycznie podziałało, Kirył z ulgą przyciągnął karabin do siebie. Zaraz jednak spiął się, gdy podszedł do niego Petrowicz. Widział, jak gestem nakazywał Rusłanowi zająć się więźniem.
    — Kirył, nie możesz się dać tak zaskakiwać. Mógł cię zabić — syknął w jego stronę Nikolai. Kirył zacisnął usta, patrząc na ledwo widoczną twarz Spartanina. Nie musiał jej w całości widzieć. Wiedział, że starszy był rozczarowany. — Wiesz, jeśli sobie nie ra-
    — Poradziłem. Nie zabił — przerwał Kirył, by zaraz spłoszyć się nieco. Nie powinien być taki bezczelny wobec przełożonego.
    — Porozmawiamy o tym później. Widzieliśmy kogoś w oddali. Nie wiemy, czy to stalkerzy, nasi, a może jeszcze ci inni od tego. Ale lepiej się pośpieszmy.

    — Nigdzie nie będziesz wracał — sprzeciwił się zaraz Aleksiej. I jak na zawołanie, usłyszeli kolejny huk. — Myślisz, że pozwolę ci tam zginąć? Musi coś być na powierzchni… Ty się na tym znasz Nikito.
    — Niedaleko jest kościół… Pod nim są katakumby. Jedno ze stalkerskich schronień. — Nikita wziął delikatnie pękniętą maskę i skrzywił się.
    — Mieli swoje posterunki, może tam... coś zostało — dorzucił po krótkim namyśle Aleksiej. — Musimy spróbować z tym pójść. Oprzyj się na mnie Nikita, tylko po mojej drugiej stronie. Ty pierwszy Oleg. Zgarniemy co po drodze, jak się uda, a tak to utrzymujmy tempo.
    Nikita w ten czas pomyślał o tamtym młodzieńcze, Gieni. Nie widział go wśród walczących ani leżącego na ziemi. Przy czym nie mógł mieć pewności, biorąc pod uwagę chaos, który tam panował. W duchu miał jednak nadzieję, że może mu się udało, może zdołał się wydostać, zanim sytuacja się pogorszyła… I wtedy też myśli przeszły na Andreia. Ciągle mógł usłyszeć strzały dochodzące zza drzwi. Ciągle walczyli. Czyli nadal była nadzieja, że żył. Ukradkiem spojrzał na Aleksieja, który o dziwo też jakby się przysłuchiwał.
    Zostawanie nie miało więcej sensu. Nikita ostrożnie nałożył pękniętą maskę i przystawił do niej dłoń. Dał się poprowadzić chłopcom ku wyjściu na Moskwę. I choć nie widzieli nikogo, Aleksiej kazał im lawirować między gruzami i wrakami. To, że nie widzieli nikogo przy samym wyjściu, nie znaczyło, że gdzie nie czaił się strzelec.
    Nieco dalej Aleksiej zauważył trupa jednego ze stalkerów. Nikita, również go zauważając, kiwnął głową i oparł się o wrak, by mężczyzna mógł go przeszukać.
    Maska zabitego była kompletnie zniszczona przez pocisk, który się przez nią przebił. Aleksiej zadrżał lekko, widząc z jaką precyzją ktoś zabił tego stalkera. Zdjął z niej filtry i zaczął przeszukiwać kurtkę. To wtedy właśnie usłyszał, jak pocisk uderza o wrak pojazdu.
    — Na ziemię!
    Reakcja Nikity była natychmiastowa. Z głośnym jękiem padł na ziemię, poprawiając zranioną stopę.
    — Widzisz skąd strzela? — zapytał Aleksiej, podsuwając się bliżej Olega.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Sob 29 Kwi 2023, 08:49

    Ławrentij jęknął cicho niż z bólu ni zaskoczenia. Bał się. Bał się, że mimo względnej łatwości w zdominowaniu tego chłopaka, nie starczy mu na to czasu. I faktycznie nie starczyło.
    Poddał się od razu, gdy zrozumiał, że nic więcej nie da się zrobić. A gdy tak chwilę stał oddychając szybko i płytko, na myśl nachalnie przychodziły mu te momenty szkoleń, te zasady, w których ze stoickim spokojem nauczano, że w takich momentach należy uczynić wszystko, by nie zostać pojmanym. I Ławrentij miał taką tabletkę przy sobie. Jak każdy z nich.
    Zanim jednak rozstrzygnął, czy jest w ogóle zdolny do takiego kroku, został kopnięty, uderzony w przeponę, sprowadzony do parteru, zdjęto mu maskę...
    - Taki z ciebie cwaniaczek? Taki jebany zbawiciel ludzkości? Jak chcesz bandytów wykańczać, to mogę ci jedną kulkę pożyczyć!
    Rusłan nie miał z tym problemu. Najmniejszego. Mógł się nad nim znęcać nawet na zimno, bez emocji, ale go do głębi dotknęło, że jeniec podniósł rękę na Kiryła. Wciąż czuł ten nieprzyjemny impuls, gdy w ułamku sekundy zniknęli im z oczu i pomyślał, że już po nim. A jakoś się do niego przywiązał, jakoś się nawet o niego bać zaczynał. Przyznać, by się do tego nie przyznał, ale co więźnia obił i zwymyślał, to jego. I od razu mu się lepiej zrobiło, a ewentualne komentarze puszczał mimo uszu.
    Wreszcie jednak zwrócił mężczyźnie maskę, nawet pomógł ją założyć, bo tamtemu już brakowało precyzji, na nogi go postawił i pchnął w stronę, którą mu Petrowicz wskazał. A gdy zachwiał się niebezpiecznie na gruzie, szarpnął go za szmaty, żeby sobie ryja nie obił o kamienie. Czyż nie był dla niego dość litościwy? Ani Kirył ani Nikolai nie powinni mieć więc do niego pretensji.

    Moskwa, otwarte niebo, to przeklęte ostre słońce, które sprawiało, że oczy Olega łzawiły, maska parowała tak, że widzieć nic nie mógł. Mdłości, które organizm jakby zawczasu w sam w sobie wywoływał. Lęk. I nawet ta adrenalina i instynkt przetrwania nie mogły go na to wszystko zupełnie znieczulić.
    Zaklął sam do siebie, ściskając mocno dłonie na karabinie w tym pędzie między przeszkodami, a potem starał się osłonić ich pozycję, gdy Aleksiej przetrząsał zwłoki, okrutnie zdając sobie sprawę, jakie to daremne w ich sytuacji. I choć nikogo nie widzieli, to czuł się tak, jakby z każdego ciemnego okna obserwowało ich tysiące wrogich postaci. Byli na zewnątrz, w pełnym świetle dnia, wrogowie mogli pozostać niezauważeni na swoich pozycjach. Jak wiele ziejących niebezpieczną czernią przestrzeni w zrujnowanych budynkach mógł obserwować, zanim szczęście przestanie im sprzyjać?
    Wtedy faktycznie padł strzał. Oleg odpowiedział momentalnie. Ale dla Aleksieja nie miał dobrych wiadomości.
    - Musimy podejść do budynku - pokręcił głową - Stąd nie zobaczę.Tu za jasno, a oni w cieniu.
    Kolejne strzały nie padły. Ktoś, kto na nich polował, był cierpliwy. Może zmieniał pozycję, sądząc, że jednak kąt padania kuli go zdradził. Ten wyczuwalny spokój tylko podbijał niepokój Olega. Nie mógł już dłużej tkwić w tej pułapce. Spojrzał jeszcze załzawionymi od światła oczami za Alioszę, potem na Nikitę.
    - Osłaniam. Idźcie. Ja za wami.

    Nie wiedział zupełnie, jak to się stało, ale odkąd zobaczyli wieżę kościoła miał wrażenie, że ona wcale się do nich nie przybliża. Krok za krokiem, a wciąż była daleko. Potem odliczał już tylko, ile kul mu zostało. Ile może wystrzelić. Gdyby tylko ten pieprzony kościół... choć trochę bliżej.
    A jednak im się udało i po minięciu wymęczonym truchtem dziedzińca i szerokich schodów wpadli w niszczejące, ale solidne odrzwia. Oleg momentalnie uciekł z ich obrysu i przylgnął plecami do ściany, wycelowaną bronią omiatając przedsionek świątyni. Chciał zerknąć na Aleksieja, ale jeszcze nie teraz.
    - Rzuć broń. Kim jesteście?
    Nawet nie widział, skąd do nich mierzono, ale nie zabito ich na miejscu precyzyjnym strzałem między oczy. To nie byli ich oprawcy.
    Coś może by i powiedział, ale człowiek z kościoła ruszył się, słyszeli jego kroki po schodach wreszcie przemaszerował szybko ku nim, niby do nich mierząc, ale wyjątkowo niechlujnie, zupełnie bez woli do strzału.
    Zatrzymał się przy Aleksieju.
    - Zbawca? - Giena odruchowo jakby chciał mu zdawać raport, wyprostował się, ale szybko zainteresował się bardziej rannym Nikitą - Idźcie. Niżej. Tam można bez masek, będzie łatwiej się tym zająć. Będę pilnować.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Sro 03 Maj 2023, 20:21

    Zobaczenie Gieny sprawiło, że Nikita poczuł większą ulgę niż na widok samego kościoła. Aleksiej za to miał coraz to większy problem, by go utrzymać. Mężczyzna ledwo stawiał krok za krokiem. Musiał poprosić Olega o pomoc szczególnie przy schodach. Gdy wreszcie znaleźli się na dole, zaczął przeszukiwać miejsce w nadziei, że zdoła co znaleźć.
    Szukając, widział, jak Nikita po omacku czegoś szukał i jeśli zdołał, to chwycił tym razem Olega za dłoń. Wzrok miał rozbiegany, oddech ciężki. Patrzył zgorączkowany na Olega, choć ciężko było stwierdzić.
    — Seryozha… miałeś w domu zostać, czemu tutaj…— mówił, ściskając go niemal desperacko za rękę, jakby ze strachu, że ten gdzie odejdzie, cały czas mamrocząc co pod nosem. Czasem było tam co dalej o synu, też wspomniał o swojej stacji. Aż w końcu próbował sięgnąć do twarzy Olega. — Andrei, powinienem był tam zostać-
    Nie dokończył, jęknął głośno, gdy Aleksiej próbował oczyścić ranę znalezionym alkoholem. Próbował ukryć rosnące w nim zdenerwowanie. Może coś by było w pobliżu?
    — Zostań tu z nim na chwilę. Podejdę do Gieny. — To mówiąc wstał, biorąc ze sobą maskę i karabin. Odwrócił się jeszcze, nim wszedł po schodach już w masce. Ostrożnie podszedł do Gieni, nie chcąc go zbytnio wystraszyć.
    — Nie jest dobrze…Potrzebna nam fachowa pomoc, a nie wiem czy go doniesiemy do jakiejkolwiek stacji  — powiedział szczerze Aleksiej, spoglądając na wieżę kościoła. Wreszcie odwrócił się przodem do Gieni. — Jak ci się udało wydostać?
    I czy chłopak zdążył odpowiedzieć, czy nie, tym razem ona przyuważył ruch. Zaraz nakazał młodemu, by sięgnął po broń, samemu odbezpieczając karabin.
    — Kto idzie?! — rzucił głośno przed siebie.
    — Nie strzelać, my tylko- Aleksiej?! — I wreszcie zobaczył grupkę osób, część ze znajomym mundurem Sparty.
    Nie spodziewał się ich zobaczyć. Nikolaia. Rusłana. A już w szczególności Kiryła. W stroju Sparty. Jeszcze obciętego w taki sposób. Ale gdy tylko zdjął maskę i zobaczył te znajome wielokolorowe oczy, coś ścisnęło go w sercu. Chłopak zaraz podbiegł to do niego i Olega. Po jego twarzy dało się zauważyć, że próbował im się tutaj nie rozklejać.
    — Nic wam nie jest…Tak się cieszę — mówił do nich, wtulając się w każdego. Aleksiej wtedy tylko klepnął go sztywno po plecach, nadal niezbyt do tego przyzwyczajony. Zauważył, że Nikolai zdjął maskę i podszedł do rannego.  — Ten stalker pomógł nam wyjść. Zrobiłem tyle, ile się dało.
    Petrowicz spojrzał na nogę i skrzywił się nieco. Poprosił Rusłana o pomoc w opatrzeniu Nikity, gdy ten zajmie się więźniem. Kirył od razu uparcie stwierdził, że nadal zamierza tego człowieka pilnować. Aleksiej zmarszczył brwi, ale nie interesował się zbytnio. Przynajmniej dopóki nie zajmą się Nikitą.
    — Musimy to spróbować zszyć, poświeć mi trochę, dobrze? — To mówiąc Nikolai zaczął szperać w plecaku. To, że poprosił akurat Rusłana do siebie, nie było przypadkiem. Nie chciał, by młodzieniec znajdował się w pobliżu więźnia. Chciał z nim porozmawiać o tym, jak traktował więźnia, ale sam wtedy był o krok do zrobienia czegoś podobnego. Szczególnie gdy tamten zaatakował Kiryła. Chłopak nadal wpatrywał się w więźnia, jakby z obawy, że ten zaraz znowu gdzie zniknie.
    Nikita zawył głośniej, chwytając się jednego z nich.
    — Seryozha… — łkał mężczyzna, a Nikolai polecił Rusłanowi, by przetarł mu czoło.
    — Nie, nie panie. Ten to mój Rusłan. A ja ze Sparty jestem. Pomożemy, nie ma się co przejmować — mówił, patrząc dokładnie na ranę.
    — Sparta…
    Aleksiej podszedł wtedy bliżej Olega, z pewnym niepokojem patrząc na tamte starania. Petrowicz próbował nadal odgrywać tego wesołego wujaszka, ale on sam już niejedną maskę zakładał. Wiedział, że jeśli nawet opatrzą Nikity, czekała ich nie lada przeprawa.
    Petrowicz w tym czasie próbował się skupić, ale wszystko wydawało się działać przeciwko nim. Rana krwawiła, nie mógł nawlec tę cholerną igłę i jeszcze bandaż ciągle się zsuwał. Wreszcie wstał ostrożnie, przykrywając Nikitę kurtką, by ten im tu nie wymarzł.
    — Powinno wytrzymać, ale musimy go zaprowadzić do D6. Do Volkova. Najlepiej byłoby go nieść we dwóch.
    Aleksiej kiwnął głową. Chciał w tej chwili zapytać o wiele rzeczy, ale jedno pytanie szczególnie mu się wysuwało z całej reszty.
    — Kto to w ogóle jest? — wskazał na nieznajomego.
    — A mieliśmy się tę nieprzyjemność spotkać po drodze. Atak na sekciarzy to zapewne ich sprawka —  wyjaśnił Petrowicz. — Kim oni są, nie wiem. Mało rozmowny był. Ale teraz już nie będziesz, co? — rzucił nieco głośniej, by tamten mógł usłyszeć. Potem dodał już nieco ciszej, by wybrane osoby usłyszały. — Tylko tyle was zostało?
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Pią 05 Maj 2023, 08:24

    Gdy tylko znaleźli się w ciemniejszym miejscu, Oleg poczuł się nieco lepiej.
    - Idź, Alioszka. Damy tu radę... - odezwał się, ale patrzył wprost w te rozgorączkowane oczy stalkera. Trzymał go stabilnie, na tyle, na ile był w stanie, ale nie odpowiadał na jego majaki. Wiedział, że to na nic. Żal mu go było, tak bardzo żal, że aż serce ścisnęło, gdy tak mówił o synu, a i nawet o Andreiu. A jakby miał mu tu zemrzeć na rękach w tych katakumbach, dobry człowiek, w takiej tęsknocie i udręce? Aż łza się Olegowi zakręciła pod powieką, takie to było nieludzkie, jakie niesprawiedliwe.
    Giena stał na warcie, jak obiecał, ale gdy zorientował się, że jest z nim Aleksiej, pozwolił oczom odpocząć i odsunął się od okien.
    - Szkoda go - chłopak spisał rannego na straty, choć uczynił to niechętnie, z westchnieniem. Jaką jednak pomoc mogli mu tu zapewnić? Kolejne pytanie sprawiło, że pokręcił przecząco głową - Ja Chyżego zmieniałem na posterunku... Nie wiem, co z bunkrem... Może gdybym mu uwierzył, że coś widzi... Zbawco... - coś chciał jeszcze do Aleksieja wyrzec, ale wtedy pojawili się przybysze.
    Oleg czuwał przy Jegorowie, ściskał mocno jego dłoń , coś tam mu nawet nucił nad uchem, ale gdy ujrzał Kiryła musiał go zostawić. Musiał się zerwać, wziąć dzieciaka w ramiona. Już go nic nie obchodziło, ani skąd tu się wziął, ani dlaczego tak wygląda. A i ta łza, wreszcie mu po policzku spłynęła rzeźbiąc ślad w zakurzonej twarzy. I trochę mu jakby ulżyło.
    -Kirya... właśnie ciebie mi było trzeba zobaczyć. Właśnie ciebie. - ucałował jego czoło, przesunął dłoń po tych jego odmienionych włosach. Zaraz potem jednak dostrzegł Petrowicza i jego też musiał powitać, zanim jeszcze zabrali się z Rusłan do pracy.
    A Rusłan, przywołany, przestrzegł tylko więźnia, by niczego nie próbował, a gdy ruszał, by dołączyć do Nikolaia nie mógł zupełnie zignorować obecności Aleksieja. Jak zawsze poczuł najpierw to wtłoczone w niego uczucie niższości, a potem wywołaną tym irytację. Zmarszczył nos - jakie to było ohydne uczucie wciąż być niewolnikiem zasad tej przeklętej Rzeszy. Na przekór temu jednak, zbliżył się do niego z rozłożonymi ramionami i uśmiechem. I przytulił go, ale zupełnie inaczej niż Kirył.
    - Oh, żyjesz. Tęskniłem - westchnął i wspiął się nieco na palce, by cicho mu szeptać prosto do ucha - To ścierwo... tamten. Petrowicz sądzi, że ma dużo ciekawych historyjek do opowiedzenia. Zrób z nim coś... zrób z nim coś, co go skłoni do mówienia. I nie myśl, że już ci... nie wypada. On chciał zabić Kiryła. Przecież wciąż potrafisz robić te rzeczy, prawda, panie pułkowniku?
    Później, gdy pomagał Petrowiczowi przy Nikicie, robił, co do niego należało, ale mruknął raz czy dwa, że z tego stalkera to już nic nie będzie.
    Ławentij podniósł głowę, gdy Petrowicz odezwał się głośniej. Przejechał wymęczonym spojrzeniem po całej tej grupie, aż wreszcie zatrzymał je na swoim strażniku.
    - Wybacz, chłopcze - odezwał się, odkaszlnął, wypluł krwawą flegmę - Musiałem spróbować... czegoś, by wrócić do swoich. Nie wiem, kim jesteście, a świat niebezpieczny - mówił powoli, nabierając częste głębokie wdechy. Jakieś dziwne nuty kryły się w jego głosie, jakiś strach, jakieś rozżalenie - Nie denerwuj się, spokojnie. Nie mam żadnej broni. Mam tu... w kieszeni lekarstwo... boli, chłopcze, jakoś mi tak niedobrze. - skrępowane dłonie sprawiały mu trudność, ale rozpiął wreszcie zamek wewnętrznej kieszeni swojej kurtki i wybadał palcami maleńki woreczek z ampułką.
    Patrzył przez cały czas prosto w oczy Kiryła, tak piękne w tej otaczającej go szarzyźnie. Żal było umierać, ale chociaż te oczy...
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Sob 13 Maj 2023, 18:37

    Aleksiej drgnął mimowolnie, słysząc, że tamten osobnik miał czelność zamachnąć się na życie Kiryła. Poza tym, nie okazał większych emocji Rusłanowi, jedynie odprowadził chłopaka wzrokiem. Z zaciśniętymi pięściami odwrócił się na pięcie w stronę więźnia. Widział, jak tamten mówił co do Kiryła.
    Młodzieniec w końcu ruszył do przodu, zawieszając broń, by pomóc wyciągnąć cokolwiek znajdowało się w kurtce. Wziął woreczek w dłoń, wycierając rękawem to, co zostało po splunięciu na twarzy mężczyzny. Obrócił sobie woreczek w palcach, marszcząc brwi.
    — Nie wiem, czy mogę  — przyznał cicho, ale i tak z ciekawości zaczął wyjmować zawartość. Nim jednak zdążył jakkolwiek zareagować, Aleksiej zmniejszył dystans, wyrywając woreczek. Cisnął nim o ziemię, rozgniatając ampułkę. Kirył odskoczył, gdy tamten zamachnął się nożem, przecinając niezbyt głęboko skórę na dłoni mężczyzny.
    — Aleksiej, co ty-?!
    — Próbujesz znów młodego zwieść? Chciało się łatwiejszego wyjścia? — Specjalnie docisnął znów nóż, by potem gwałtownym ruchem przeciąć skórę na policzku.  Aleksiej zgromił Kiryła spojrzeniem, na co ten znieruchomiał, pobladły. —
    — Kirył. Przez jego pobratymców mogliśmy zginąć. Ty mogłeś zginąć — Aleksiej z trudem powstrzymał, by mu się głos nie załamał od samej myśli o śmierci chłopaka. Zielone oczy powędrowały na bok, na leżącego, ale ciągle oddychającego Nikitę. — Widzisz tamtego stalkera? Został zraniony przez jednego z jego ludzi.
    — I to znaczy, że mamy być tacy, jak oni? Myślałem, że Sparta jest… — Inna. Słowo utkwiły w gardle Kiryła, przygryzł on mocniej wargę.
    — Kirył… Odsuń się — rzekł ciszej niż wcześniej Aleksiej. Chłopak nic nie powiedział, jedynie pokręcił głową. Aleksiej westchnął ciężko. I choć nóż nadal znajdował się w pobliżu więźnia, to nie zamachnął się nim po raz kolejny. — To więzień. Niebezpieczny człowiek, który mógłby zacząć gadać, bo łatwiejszego wyjścia nie dostanie.
    I czekając na odpowiedź lub jej brak, zaczął uważniej przyglądać się mężczyźnie. Pierwsza rzecz, w zasadzie najistotniejsza był sam mundur. A raczej brak znajomych kolorów czy odznaczeń. Druga to była, jak sam strój wyglądał na zadbany, mimo surowego traktowania z ich strony.  
    — Z której jesteście stacji? A może… z żadnej? — Może również zamieszkiwali jakiś bunkier w Moskwie, uznając tamtych stalkerów za niebezpieczeństwo? Brzmiało to rozsądnie, ale coś mu nadal nie dawało spokoju.
    — Jak masz na imię? — zapytał znienacka Kirył.
    W międzyczasie Petrowicz z wolna mówił Olegowi, jak to oboje będą transportować stalkera. Potem miałby się on zamienić z Rusłanem. A z tym musieli się pośpieszyć, inaczej jak młodzieniec wspomniał, nie będzie nic po mężczyźnie. Mimo to pozostawała jedna kwestia, które nie dawała Nikolaiowi spokoju.
    — Oleg. Rozumiem, że Kardan i tamten drugi… — Petrowicz nie dokończył, czując, że i tak już znał na to odpowiedź. Mimowolnie przetarł czoło Nikity kawałkiem ścierki. — U nas też się trochę wydarzyło Świetliku… Wasz więzień, ten Sokołow nie żyje. Zabił go jeden ze śledczych Polis. Ogólnie po tamtym incydencie, nasze relacje z Polis stały się… bardzo napięte.  
    Na tyle, że Petrowiczowi nawet przeszła myśl, aby jeszcze cokolwiek o Aleksieju i Olegu tamtym wspominać. Mogło to im bardziej zaszkodzić niż pomóc. Chciał coś jeszcze powiedzieć, wspomnieć o tym, co wyłapało spartańskie radio. O głosach, które wtedy usłyszeli. Zamiast tego skupił jednak uwagę na Aleksieju, któremu nie wiedzieć czemu zachciało się więźnia męczyć.
    — Skończcie tam! Nie mamy na to czasu. — Pochylił się do Nikity, który spojrzał półprzytomnie na niego. — Zaniesiemy pana do nas. Proszę się nie martwić, będzie dobrze — mówił, starając się, by jego słowa brzmiały pewnie. — Przygotować się. Wyruszamy.

    Poranione ręce starszej kobieciny znów próbowały chwycić się porządnie wystającego gruzu i o własnych siłach wspiąć się na niego. Na próżno. Towarzysz obok, widząc z jakimi trudnościami zmaga się kobieta, poprawił plecak i broń, pochylając się do niej.
    — Podaj mi rękę, matko — powiedział rosły mężczyzna, podając dłoń. Niechętnie chwyciła za nią i nim się zorientowała, była już na górze. A przed nią rozpościerało się zrujnowane miasto. Moskwa. Jej dom. Aż maska jej zaparowała, czując, jak w kącikach oczu zbierają się łzy.
    — To zły pomysł. Co jeśli się dowiedzą? — usłyszała obok siebie.
    — Nie obchodzi mnie to. Mówili, że ich tam nie ma, ale sam to wtedy słyszałeś! —  zaczęła kobieta niemal krzycząc, by w końcu załkać cicho pod koniec. — Tam może być twój ojciec Ilya. Rozumiesz to? A ja muszę... — Drżące dłonie zacisnęły się na kurtce syna. — Muszę wiedzieć.

    Sponsored content

    Two sides of the same coin - Page 17 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Czw 09 Maj 2024, 09:29