— Kazał ci się ze mną zaprzyjaźnić? — zapytał, zamiast odpowiadać na jakiekolwiek pytania. Zwrócił się do chłopca i pochylił głowę. Znalazł się trochę za blisko. — Nic mi po fałszywych kumplach-donosicielach, mała kurewko.
Podniósł się nagle i obszedł stół, by opuścić kajutę. Louis został sam ze swoimi myślami.
Kiedy zdecydował się wrócić na pokład, Elijah i Nathan rozmawiali. Ten drugi podnosił głos.
— ...wykorzystywać sytuacji!
— Uspokój się.
— I siedemnastolatka!
— Pomyślałem tylko, że obu wam dobrze zrobi taki wypad. Och, Louis. — Elijah przywołał go gestem. — Chodź tutaj, chłopczyku.
Nathan sapnął, potrząsnął głową i odwrócił się na pięcie. Udał się na dziób, gdzie usiadł i po chwili zobaczyli wokół niego obłok papierosowego dymu.
— Nie udało się? Nic nie szkodzi. — Dłoń Elijaha spoczęła na biodrze młodzieńca. — Mój syn ma swój charakter. Po mamusi. Nie przejmuj się. Cieszę się, że jesteśmy tu razem.