Czując, jak Max się odsuwa, puściłem go bez najmniejszego słowa sprzeciwu. Nie, nie miałem zamiaru trzymać go przy sobie na siłę.
Spojrzałem na niego, słuchając jego słów i czując ogarniające mnie zewsząd zmęczenie.
— Przestań nadinterpretować i wciskać w moje usta słowa, których nie wypowiedziałem. Nie wiem, czy pasują ci do narracji, czy o co ci chodzi, ale po prostu przestań to robić — powiedziałem spokojnie, powoli, nie podnosząc głosu ani nie czyniąc go w ogóle ostrym. — Chcesz się ze mną na siłę pokłócić, czy coś? Wiem, że jesteś zdenerwowany i rozemocjonowany, ale to chyba nie jest powód, by mi nie ufać. To jest zdecydowanie nie fair. Spędziłem właśnie naprawdę paskudny weekend, pewnie tak samo jak ty, wpędzany w wyrzuty sumienia przez twoją mamę i tę całą sytuację. Ale ani razu nie zacząłem wątpić w to, że mnie kochasz, w to, co do mnie czujesz, przez to, że nie mogłeś doprowadzić do żadnego sensownego rozwiązania. Kochasz mnie. No i zajebiście. I co to dla ciebie oznacza? Że kochasz mnie mniej, jak poznajesz jakąś moją, nie wiem, wadę? Raczej wątpię. Tylko, wiesz co, to jest strasznie chujowe, jak stosujesz jakieś podwójne standardy. To, co robisz, jaką narrację budujesz, stawia moje uczucia jako te mniej istotne, mniej prawdziwe, gorsze od twoich. A to jest zwyczajnie, zwyczajnie nie fair. Bo co? Bo ci nie powiedziałem, że cię kocham? Boże, jak chcesz to ci mogę to powiedzieć. Nie wiem, czemu to akurat te dwa pieprzone słowa coś znaczą, a cała reszta nie, ale mogę, skoro to dla ciebie takie ważne i skoro to sprawia, że moje uczucia do ciebie staną się tak samo ważne jak twoje względem mnie — powiedziałem i pokręciłem lekko głową, zawiedziony.
Było mi przykro. Przykro, bo Max zwyczajnie ignorował to wszystko, co we mnie siedziało, to wszystko, co on we mnie wzbudził i czego do nikogo wcześniej nie czułem. Wiedziałem, że to ważne, przynajmniej takie było dla mnie i miałem chyba nadzieję, że dla niego też.
Boże, jak źle było mylić się w tej kwestii.
— Tego, co do ciebie czuję nie zmienią takie rzeczy. Myślę, że powinieneś to wiedzieć. Ile razy jeszcze będę musiał cię w tym zapewniać, żebyś w końcu potraktował mnie poważnie? — spytałem, chyba z nutką goryczy w głosie. — Zabujałem się w tobie. W tobie, kurwa, a nie w kilku twoich wybranych cechach, ignorując wszystkie pozostałe. To miałem na myśli. Jeśli coś jest dla ciebie niejasne, mógłbyś się mnie spytać, o co mi chodzi, a nie zakładać od razu swoją wersję wydarzeń. Może wyraziłem się trochę niejasno, sorry. Ale chyba myślałem, że masz o mnie nieco inne zdanie. Że obu nam zależy na tym związku bardziej, niż na łapaniu się za słówka i wytykaniu sobie hipotetycznych miejsc, gdzie ten drugi ssie bardziej — mruknąłem, nie kryjąc zawiedzenia. — Traktujesz to jak, nie wiem, jakiś wyścig? Ja myślałem, że gramy do tej samej bramki.
Ja poruszałem się w tym bardzo po omacku – i Max to przecież wiedział. Nie wiem, wydawało mi się, że to jest jasne, że możemy sobie jakoś pomóc, nawzajem uczyć, a nie…
Czułem się oszukany. Oszukany, bo Max przecież mówił mi, że nie muszę go kochać, że to nic nie zmienia, że czerpie radość z samego faktu kochania mnie, a tymczasem… a tymczasem było jednak inaczej, tymczasem stawiał swoje uczucia, poparte dowodem w postaci tych dwóch pieprzonych słów, za bardziej istotne, prawdziwe, nie wiem, lepsze. Odnosiłem wrażenie, że to, co ja czułem wobec niego, nie było tak istotne, prawdziwe, ważne, tylko przez to, że brakowało w tym wszystkim tego idiotycznego wyznania.
Tyle z tego było. Z tego komfortu, który mi zapewniał, z tego, że mogłem mieć swoją wersję tych skomplikowanych uczuć, których nawet do końca nie rozumiałem. Mógł tak mówić, mógł mnie tym okłamywać, ale to, co robił, jak mnie traktował, jasno stawiało pewną hierarchię, hierarchię, w której każdy z nas wyraźnie miał swoje miejsce.
Nie lubiłem rozmawiać o takich rzeczach, to prawda. O swoich uczuciach, kiedy nie do końca je rozumiałem, o naszym związku, o tym, o co w tym chodzi, gdzie jesteśmy i tak dalej. Ale to nie znaczyło, że o tym nie myślałem – że sam nie starałem się tego zrozumieć, ułożyć sobie w głowie, znaleźć w tym jakiś spokój i porządek, w tym całym pokręconym gównie. Myślałem o tym dużo, bo to dawało mi jakieś poczucie kontroli nad tym, czego nie rozumiałem. Nie chciałem z Maxem się w niczym prześcigiwać, udowadniać sobie i innym naokoło kolejnych rzeczy. Chciałem, by to było normalne, najbardziej normalne, jak tylko mogło, z całym tym bagażem szaleństwa, które za sobą niosło, tak po prostu.