I zniósł każde z nich ze świadomością, że już zaraz, być może, poczuje wielkiego, złego wilka za sobą, blisko, najbliżej, jak się dało. Znów będą razem, a później, później może spojrzą sobie w oczy i pierwszy raz szczerze porozmawiają. To mógł być początek odbudowy wszystkiego, co wymknęło im się z rąk. Do wybaczenia. Nawet jeśli Connor – choćby uzyskał je Negana – zapewne i tak nigdy nie znajdzie go dla samego siebie.
Choć krew szumiała chłopakowi w uszach, zagłuszając wszystko wokół, to gdy pas zacisnął się wokół jego szyi, a gorące ciało mężczyzny przylgnęło do jego ciała, słowa Negana usłyszał wyraźnie. Zbyt roztrzęsiony i złakniony nie usłyszał natomiast kroków. Wystarczyło trochę bólu, trochę jego odurzającej, dominującej bliskości i całkiem zapomniał, gdzie się znajdują.
— Tatuś…? — wydusił słabo, nie rozumiejąc, dlaczego Negan przerwał (kurwa, chyba nie zmienił zdania, nie mógł, niemożliwe, oszaleje), zaciskając rozpaczliwie palce na przyduszającym go kawałku skóry. Odchylił mocno głowę, oddychając z trudem, płytko, i oparł ją na twardym ramieniu. — Tatuś może mnie w…
— Nie ruszaj się — odezwała się ostro Maggie, która zamarła w bezruchu u stóp schodów. Ściskaną w drżących rękach bronią mierzyła w Negana. Dopiero wtedy Connor zdał sobie sprawę z jej obecności. Rumieńce zażenowania bez wątpienia objęłyby jego policzki, pogłębiając ich czerwony odcień, gdyby tylko cała krew nie odpłynęła mu z twarzy.
— Maggie — syknął, prostując się nagle. Jedną ręką ściskał wciąż pas utrudniający mu oddychanie. Drugą gwałtownie sięgnął do bluzy, ciągnąc ją w dół. Całe podniecenie w ułamku sekundy zniknęło. — To nie to, na co wygląda.
— Puść go i wejdź do celi — kontynuowała Maggie, jakby go nie usłyszała. — JUŻ!
Widać było po niej roztrzęsienie. Nawet Connor, tuż po tym solidnym laniu, wydawał się bardziej stabilny i pełen rezonu niż ona. Wyglądała przynajmniej tak, jakby zobaczyła ducha.
I, sądząc po zaciętej minie, już teraz rozważała, jakimi słowami opowie o tej sytuacji Rickowi.