Nie zrobiła na Connorze wrażenia śmierć człowieka, a zrobiło je spojrzenie i dotyk Negana. Zaczerwienione od alkoholu policzki chłopaka tylko pogłębiły swój krwawy odcień, ale młodzieniec nie odwrócił wzroku, nie tym razem – kierowany czy to przyjemnie rozchodzącym się po ciele ciepłem, czy po raz kolejny zwykłą brawurą.
Nie poruszył się ani o cal, jakby czekał, co się stanie, jeśli tym razem nie wytknie mężczyźnie niezręcznego zachowania. Jakaś jego część, ta bezczelna, niepokorna, była ciekawa, do czego może ich to doprowadzić.
Napięta atmosfera uleciała jednak niczym powietrze z przebitego balona w momencie, gdy dłoń Negana porzuciła miękkie włosy, a mężczyzna wzniósł toast.
Wódka znikała szybko, gdy Connor popijał ją mlekiem, nie mogąc znieść goryczy. Connor śmiał się nieco za głośno z rubasznych żartów i wachlował rozgrzaną, zaczerwienioną twarz, ocierając łzy z kącików oczu. Zdawał się zapomnieć o wszystkich złych emocjach. Pijany i rozkoszny obudził Love, ale nawet tego nie zauważył.
— Ale czasem — powiedział, unosząc gwałtownie palec. — Ups… — Szybko podniósł przypadkiem przewróconą butelkę, ale wódki było już za mało, by mogła się wylać. — Rany, ale dziwne uczucie — mruknął, przeczesując włosy i najwyraźniej gubiąc wątek. — Strasznie z-ziwne, Negs… Nie wie-hyp-em, co w tym fajnego.
Love podniosła się, uśmiechając blado, z ogromnym zmęczeniem, które odbijało się też w przekrwionych oczach.
— Żyjesz, szefie… Bardzo cię przepraszam. Musiałam przysnąć.
— Nie przeszkadzaj. — Connor machnął ręką. — Mamy waż-żną rozmowę.