- Kurwa.. - zaklął cicho a jego głos był zupełnie zachrypnięty, poczuł jak cholernie chce mu się pić. Byłby gotów zabić za szklankę wody a duszę oddałby za wielki kufel piwa.
Szarpnął się, jednak ciężki metal na jego szyi uniemożliwił mu ruch a nadgarstki zapiekły boleśnie. Jego ciało zadrżało i dopiero wtedy zdał sobie sprawę jak zimno tu jest, a jego ubrania zostały odebrane. Wszystko co posiadał zabrali.
Niczym zwierzę w klatce siedział oczekując na... na co? Zacisnął dłonie mocno, aż kostki mu zbielały a paznokcie wbiły się w ciemną skórę, przebijając ją. Jego krew zawrzała od chęci mordu, był tak wściekły...
Nie wiedział kogo bardziej w tej chwili pragnie dorwać w swoje łapy.
Wystarczy jedna chwila by wszystko się zmieniło, nieodwracalnie. By całe życie jakie znamy mogło się skończyć, rozmyć niczym senna mara. Taką chwilę, a właściwie noc, doświadczył Afaren i już nigdy miał jej nie zapomnieć. Zapowiadało się pięknie, wieczór spędzony wspólnie był idealną pożywką dla zmęczonego umysłu i spragnionego czegoś chociaż odrobinę bardziej wyszukanego od kufla piwa i pijanych awanturników.
Rozmowa którą odbyli była wręcz magiczna, mógłby wyrecytować każde jego słowo zapamiętując je i smakując. Każdy jego ruch czy gest, a to wszystko zwieńczone upojną nocą. Na jej wspomnienie przechodziły go wciąż dreszcze, by po chwili miał unieść się wściekłością. Spuścił gardę i gdy otworzył rano oczy, wciąż będąc w tak błogim stanie, poczuł, że miejsce obok jest już zimne. Drewniany pokój z oknem na brukową uliczkę, był już zupełnie pusty. Jakby nic nigdy się nie wydarzyło. Podniósł się i od razu poczuł niepokój. Wiedział, że coś jest nie tak... I miał rację. Kamień, który przez tyle czasu starał się wykraść zniknął. Przepadł. Zapadł się pod ziemię tak jak i jego kochanek. Był wściekły, zdruzgotany i głodny zemsty. Nie mógł odpuścić i już nie chodziło tylko o swojego zleceniodawcę i godność najemnika czy zranione serce kochanka... Tu chodziło o honor złodzieja! To ten go najbardziej zabolał i piekł niczym wyjątkowo siarczysty policzek.
Ubrał się niezwykle szybko i porzucając wszelkie swoje dotychczasowe zadania, ruszył śladem niezwykłego elfa. Gdy zszedł na dół po drewnianych i nadniszczonych już czasem schodach, wyszedł prosto na salę karczmy w której tyle wypili. Odszukał barmana a potem cycatą kelnerkę, wypytując o swojego gościa. Nie poskąpił złota, więc chętnie rozwiązali swoje języki, zdradzili mu wszystko co wiedzieli. Może i nie było to zbyt dużo jednak wystarczająco, by niczym pies myśliwski wyruszył, opuszczając niewielką wioskę w której się zatrzymał.
Docisnął głowę do zimnych krat, czując jak przyjemnie łagodzą ból. Miał tak proste zadanie więc jakim cudem musiał skończyć tu? Szukał zaciekle a gdy powrócił do kryjówki, oni już na niego czekali. Gotowi, uzbrojeni i chętni by złapać swoją nową zwierzynę. Szarpnął się znów zaciekle, domyślał się kto za tym stał. Kto go zdradził, sprzedał się niczym zwykły nic nie warty śmieć. Nikle się uśmiechnął pod nosem, wspominając jak wiele kłopotu im sprawił oraz ilu straciło życie. Nie oddał tanio skóry...
Nagle poczuł przeszywający chłód i przeciąg, gdy ciężkie drzwi się otworzyły. Znieruchomiał i otworzył szeroko oczy. Wpatrzył się w miejsce z którego dochodziły odgłosy, nawet nie zauważył, że wstrzymał oddech.
- Spodoba się Panu, zapewniam. Wiem, jak wyszukany gust ma Panicz, jednak najnowsza dostawa jest wyjątkowo... Niezwykła. - zaśmiał się wysoki, łysy mężczyzna. Przetarł czoło szmatką, by zetrzeć kolejne krople potu. Oblizał powoli wargi i znów się roześmiał nerwowo
- To będzie dobry zakup. Oj dobry. - ponownie się roześmiał, zapewniając swojego kupca o doskonałości towaru. Każdy mógłby powiedzieć, że ten mężczyzna budził obrzydzenie a jego skrzeczący głos wyjątkowo drażnił zmysły, powodując nieoczekiwaną falę agresji. A jednak nikt nie śmiał go nawet małym palcem tknąć... Każdy wiedział, że nikt lepszego towaru nie zapewni niż ta wysoka, tłusta kreatura, wiecznie spocona o małych i świńskich oczkach.
Poprowadził szacownego maga przez korytarz, mijali wiele klatek z istotami spoglądającymi na nich. Jedni z jakąś chora nadzieją, inni z agresją a jeszcze inni z czystym strachem. Znalazło się kilkoro par ślepi obojętnych i chłodnych, które zupełnie się poddały.
Zatrzymał się przy pięciu nowych klatkach. Mroczny elf, Wilkopodobne stworzenie, karzeł, drobna nimfa oraz człowiek z ciałem oznaczonym całą masą run i znaków.
- Oto oni. Oto oni... Piękni. Magiczni. - powtórzył kupiec i znów oblizał spierzchnięte wargi
- Drodzy. - dodał zaraz. Pamiętał szacownego maga, gdyż już raz od niego odkupił niewolnika. Niezwykłego i drogiego, samego elfa. A teraz... Miał jeszcze lepsze okazy. Potarł dłonie już sobie wyobrażając to złoto
- Ile sztuk Panicz chce? Trzech? - dopytał przestępując z nogi na nogę.
Cały świat momentalnie zatrzymał się w tej jednej sekundzie. Powinien się bać, rzucać, grozić i walczyć.. A jednak on siedział nieruchomo, wpatrzony w jednego ze sług maga jak w obrazek. Cała ich wspólna noc znów przeleciała mu przez głowę, ich ciała niczym słońce i księżyc, złączone w namiętnym akcie niczym jedno ciało. Jakby tylko siebie szukali... Nie mógł nawet wypowiedzieć jego imienia. Nie był pewien, czy i te drugie nie było kłamstwem. Złodziej okradł złodzieja, największy absurd jego życia by na koniec tej farsy skończyć w takim miejscu, klęcząc bezradnie i bezsilnie mogąc się jedynie przyglądać wymianie dwóch mężczyzn.
Mógłby znów się utopić w tych niezwykłych oczach, niczym dziki ocean w trakcie sztormu, spętany fiołkowymi refleksami magii. Nie potrafił jeszcze przyjąć tego co właśnie zobaczył. Skąd tu się wziął, dlaczego przyszedł z tym magiem..?