For glory, power and gold!

    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! - Page 3 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Sro 18 Lis 2020, 03:22

    Charakterystyczne spojrzenie Eliona uderzyło w maga swoją intensywnością, przebijając się przez chmurę Yorickowych myśli i jakby przypominając mu o tym, jak właściwie wygląda. “Jakby”, bo przecież trudno jest posądzić kogokolwiek o to, że faktycznie zapomniał, jak się prezentuje. Przynajmniej do pewnego stopnia...
    Pirat oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że właśnie dopina spodnie, a jego koszula wciąż tkwi przerzucona przez krzesło, jednak  będąc wciąż pochłonięty myślami związanymi z niecodzienną rozmową z Yusufem, kompletnie nie zwrócił uwagi na swój nieprzeciętny sex appeal i to, jak kompletnie niechcący zasadził nim Elionowi prawdziwie bezczelnego kopa w pysk. Orientując się z opóźnieniem, mężczyzna westchnął ciężko na samego siebie, dokładając jeszcze większych starań do tego, by znaleźć odpowiednią koszulę i jakoś się ogarnąć. I to nie tak, że zupełnie niespodziewanie Barnabas odkrył w sobie jakieś głęboko skrywane pokłady cnoty czy skromności!
    Zwyczajnie i po ludzku wizja śliniącego się przy nim ucznia nie była czymś, z czym mężczyzna miał ochotę radzić sobie w tamtym konkretnym momencie swojego życia.(Jak wyżej, zero skrywanych pokątnie pokładów własnej skromności…)
    Mógłby, oczywiście, że “mógłby” gdyby nie fakt, że sam wodził oczami za postacią Eliona dosłownie od chwili, kiedy ten stanął mu przed twarzą i w konsekwencji, nie stanowił najlepszego materiału na “niewzruszonego, profesjonalnego Mistrza”. Ostatnią rzeczą, której Yorick potrzebował na obecny moment była wzajemność!
    Tym bardziej, jeśli jego emocje już w chwili ich jakże niewinnej przecież walki wyłaziły na wierzch, sabotując jego usilne starania zachowania swoich pragnień w ryzach zimnej, bezpiecznej logiki.
    Ostrożne przeprosiny Eliona podziałały na Yoricka jak kubeł zimnej, ożywczej wody, uświadamiając mu jak konkretnie przedstawiona nieopatrznie scena malowała się w dwukolorowych tęczówkach młodego ucznia. Mężczyzna zatrzymał się na chwilę i popatrzył na Eliona z delikatnym uśmiechem, przyjmując z zaskoczeniem, że taki obrót spraw jest mu w zasadzie jak najbardziej na rękę. Zażyłość między nim, a Yusufem była przecież widoczna jak na dłoni, a jej szczegóły nie były czymś, o co uczeń miał go pytać w najbliższym czasie.
    Oczywiście, wytłumaczenie nieporozumienia samemu kwatermistrzowi malowało się w świadomości pirata jako zadanie szczególnie trudne i nieprzyjemne, jednak tak po prawdzie, póki młody mag nie postanowiłby osobiście zapytać o coś pierwszego oficera ( co w głowie Yoricka było skrajnie trudne do zobrazowania) temat właściwie nie istniał i nie trzeba było go adresować. Nie było to może rozwiązanie idealne, czy chociażby trwałe, ale na zaplanowaną na ten wieczór kolację nadawało się idealnie. Nie myśląc wiele Yorick machnął ręką z delikatnym zrezygnowaniem, rzucając pod nosem ”Teraz to bez znaczenia…”.
    - W takim razie powieś ją na ścianie, obok pierwszej. - Poinstruował spokojnie chwilę później, wskazując ręką wiszący już na ścianie oręż zajmujący miejsce na lewo od drzwi, w przestrzeni nad stołem, gdy ten był odsunięty ze środka pokoju. Słysząc kolejne słowa Eliona blondyn uśmiechnął się pod nosem, kiwając głową na znak, że rozumie. - W to nie wątpię. Po dzisiejszej rozgrzewce na pewno znajdziesz paru partnerów do sparingu. Im ich więcej, tym lepiej, zwłaszcza, że pierwsze grupowe ćwiczenia już za trzy dni. Możesz oddać mi szablę po nich. Albo zachować ją do czasu, gdy uznasz, że nie jest ci już dłużej potrzebna- Zapewnił wielkodusznie, wychodząc z założenia, że skoro Elion naprawił ostrze raz, uda mu się to również w razie gdyby podczas praktyk  coś z szablą poszło skrajnie nie tak, jak powinno. Być może było to po części wywołane dumnym, dostojnym obliczem chłopaka, jednak Barnabas absolutnie nie zamierzał tego roztrząsać.
    - Portowych zagrywek? - Brwi kapitana uniosły się w uprzejmym zdziwieniu, gdy mężczyzna po raz kolejny przerwał swoje zajęcie, by móc zerknąć na rozmówcę. - Jeśli już zgodzili się wymienić z tobą paroma rzeczami zapytaj ich raczej o  Terjikijską technikę walki wręcz. Portowych zagrywek nauczy cię byle wieśniak, a tego co potrafią Faramund i Kassander nie znajdziesz niemal nigdzie na świecie. -Zaproponował z przekonaniem, pozwalając by w jego głosie zabrzmiała nuta zachwytu, gdy wspominał o umiejętnośiach swoich oficerów. Fakt, że Yorick był dumny ze współtowarzyszy nie był zapewne szczególnym zaskoczeniem, zwłaszcza, że pirat nigdy nie szczędził pochwał tym, którzy na nie zasługiwali, jednak poza zachwytem w jego tonie dało się też wyłapać, że kapitan nie spodziewał się, by podobne oferty miały paść już w pierwszym tygodniu Elionowego pobytu na statku.  Jasne, bliźniacy nie byli najbardziej skrytymi istotami z jakimi Barnabasowi przyszło się mierzyć, jednak fakt, że obaj postanowili wziąć ciemnowłosego pod swoje zwinne skrzydła przypadł Yorickowi do gustu tym bardziej, że Elion faktycznie miał szansę nauczyć się od nich czegoś wartościowego.
    - Nah, w ogóle się nie przejmuj. Usiądź, rozgość się, nalej sobie wina... - Blondyn machnął ręką raz jeszcze, zbywając niepewności młodego maga kompletnym zblazowaniem i nie zastanawiając się wiele, rozejrzał się za butami, wkładając je na siebie chwilę później. Yorick wyprostował się akurat w chwili, gdy nastrój Eliona ulegał drastycznej zmianie, toteż ciekawskie ślepia wychwyciły zarówno końcówkę uśmiechu jak i dość niesubtelne zerknięcie w stronę szyby. Barnabas bez problemu domyślił się, w jaką stronę podążyły myśli ciemnowłosego i zastanowił się nawet, czy chłopak postanowi jakoś nawiązać do ich niedawnej rozmowy, jednak ku jego zaskoczeniu Elion odpowiedział na jego pytanie, kontynuując aktualny temat ich konwersacji.
    Będąc na powrót w pełnej krasie Yorick zajął swoje standardowe miejsce i pozwolił sobie wreszcie skupić spojrzenie na stojący nieopodal uczniu na nieco dłużej.
    Z jego perspektywy Elion radził sobie całkiem nieźle, ewidentnie dokładając starań, by ich relacja szła w odpowiednią stronę bez większych zgrzytów. Barnabas przyłapał się na chęci pochwalenia go za to, jednak już w następnej chwili strzelił sobie mentalnego kopa w świadomość, oczami wyobraźni widząc niemal obruszoną reakcję ucznia. Zamiast tego mężczyzna skupił się więc na tym, co chłopak mówił, kiwając głową z uznaniem.
    Siedemnaście lat było całkiem porządnym czasem, zwłaszcza, że ostatnie pięć z nich spędzone pod czujnym okiem Saiory niepodważalnie zrobiły swoje. Już-już Yorick zamierzał zadać jakieś pytanie, czy chociażby przyznać otwarcie, że umiejętności młodego maga wydają mu się imponujące, gdy wtem padło pytanie, które wybiło go z toru jego myśli i rzuciło niespodziewanie w swoją własną stronę.
    - Raczej przypomnienia. - Yorick wzruszył ramionami, mimowolnie zerkając w stronę swojego lewego boku na którym, pod warstwą materiału koszuli widniała jedna z większych blizn w jego kolekcji. - Nikt nie jest nieomylny, każdego da się jakoś zranić, poczucie bezpieczeństwa to iluzja, a jeśli nie jesteś w stanie powiedzieć czy jakiś duży futrzak ma wobec ciebie pokojowe zamiary, odpowiedź prawdopodobnie brzmi “nie.” - Dodał po chwili, spoglądając na Eliona ze swoim standardowym, pogodnym obliczem i spokojnymi, błękitnymi oczami, na koniec wyliczanych informacji dorzucając nawet swego rodzaju żart i uśmiechając się szerzej.
    - Z resztą, w świecie ludzi blizny dają jasny sygnał, że ktoś próbował cię już zajebać i jak dotąd, nikomu się nie udało. Albo, jeśli trafisz na szczególnego zakapiora, że cokolwiek planowało cię zabić, zostało przez ciebie dopuszczone dość blisko, żeby faktycznie spróbować. -Uśmiech pirata na nowo zabarwił się drapieżnym odcieniem, gdy przed oczami mężczyzny przewinęły się wspomnienia odważnych, zaciętych, upartych kapitanów próbujących podkopać jego autorytet. - Tak czy inaczej, poza oczywistą funkcja dodawania mi tajemniczości i groźnej nuty pełnią też rolę stricte wizerunkową. -Zakończył śmiejąc się lekko i zaraz wskazując ruchem głowy na swojego rozmówcę.
    - A ty? Masz jakieś ?
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! - Page 3 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Czw 19 Lis 2020, 02:22

    Gdyby Elion zdawał sobie sprawę, że to jak patrzył na Yoricka zostało odebrane w dwuznaczny sposób, sam dałby sobie w twarz. Nie to, żeby było inaczej. Faktycznie przyglądał mu się z pewnego rodzaju przyjemnością, z którą po prostu patrzy się na urodziwego człowieka. Osobiście wolał jednak, by nie zostało to odebrane w ten sposób, więc całe szczęście, że się nie pokapował. Skinął tylko głową na wieść, że "to bez znaczenia", czymkolwiek było tajemnicze "to", po raz kolejny przykazując sobie, że to naprawdę nie jego sprawa, nawet jeśli ciekawość była w nim niemożliwie silna.
    Ostatni raz zerknął na ostrze, a potem posłusznie zbliżył się do ściany, by nasadzić szablę na uchwyty. Niestety stół nieco mu przeszkadzał, ale to nie stanowiło dużego problemu. Znaczy, stanowiłoby gdyby był w innym miejscu z innym mistrzem, jednak nie podejrzewał Yoricka o zabranianie mu używania magii poza "zajęciami". Błękitna łuna zamigotała nad tatuażami, gdy szabla wysunęła się z jego dłoni i łagodnie osadziła na swoim miejscu.
    - Pozwól, że zgłoszę się po nią kiedy będzie mi potrzebna. Na razie niech będzie tu, gdzie jej miejsce. I tak nie mam jej gdzie trzymać. - Odwrócił wzrok od błyszczącego w świetle lamp ostrza, i uśmiechnął się wąsko do kapitana. - Ale dziękuję za możliwość jej wykorzystania. - Ukłon był u niego odruchem, więc pojawił się i w tym momencie, tak samo jak zaplecenie za plecami dłoni, wymuszające sztywną postawę. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że to robi.
    - Ach tak, grupowe ćwiczenia. Kassander coś o nich wspominał - zauważył półgłosem. Ten pomysł go niepokoił, ale niepokoiła go przecież niemal każda, pojawiająca się na horyzoncie nowość. Tym bardziej związana ze statkiem i zgrają piratów pod wodzą Barnabasa. Z drugiej strony, w walce czuł się całkiem nieźle wiec może akurat z tym nie będzie miał dużych problemów? Dzisiejsze pochwały tchnęły w niego odrobinę więcej pewności.
    Nie umknął mu sposób w jaki Yorick wypowiadał się o swoich ludziach. To nie był pierwszy raz i Elion dochodził do wniosku, że to, co wczoraj mówił mu w kajucie, to o rodzinie, nie było tylko podstawą do zastraszania, ale miało swoje realne odzwierciedlenie w rzeczywistości. Ta myśl była niewygodna, bo narzucała młodemu magowi, że Postrach Mórz i Oceanów naprawdę miał swoją całkiem ludzką stronę i to do tego może nie koniecznie udawaną.
    - Pochodzą z Terjikji? Jeśli tak, to są bardzo daleko od domu - zauważył zaintrygowany. O położonej daleko na południu Terjikji, niewiele było wiadomo. Lud żyjący głównie z połowów syren i sprzedaży ich łusek, osiadły na dzikim archipelagu wulkanicznych wysp, zazdrośnie strzegł swoich terytoriów. Niechętni obcym, pozostawali enigmą dla reszty świata. - Nie przypominają Terikijczyków. Czytałem, że to śniadoskóry lud. No proszę, fascynujące. - Uśmiechnął się szerzej. - Zapytam, dziękuję. - Kolejny raz skinął kapitanowi uprzejmie. To pewnie było dziwne, ale czując się swobodniej, Elion paradoksalnie nie był wcale bardziej rozluźniony w taki sposób, w jaki większość ludzi uznałaby za właściwy. On po prostu przestawał zwracać uwagę na swoje odruchy. Więcej skupienia wymagało od niego zmniejszanie dystansu i dopasowywanie się do otoczenia żeglarzy czy samego kapitana, niż wyniesione z domu zachowania. Dlatego znów wyglądał tak, jakby połknął kij.
    Zapewniony, że może się rozgościć, rozejrzał się po pomieszczeniu nieco... bezradnie, ale nie wahał się długo. To było lepsze od zerkania w stronę upiornego okna. Poza tym, przyrzekł sobie przecież, że nie będzie zachowywał się jak zastraszone pisklę. Nie był już dzieckiem. Nie był też więźniem ani tym bardziej chłopcem do bicia.
    - Rozumiem, że napijesz się ze mną? - dopytał, zanim ruszył do alkoholu i kielichów stojących na bocznym stoliku. Zdusił w sobie odruch przyjrzenia się butelce, zanim nalał trunku. Po prostu wyciągnął wystający do połowy korek, sugerujący, że butelka była już napoczęta, a potem rozlał część z rubinowego płynu, słuchając odpowiedzi na swoje pytanie.
    Przypomnienie.
    Nie było to obce usprawiedliwienie. Elion słyszał już podobne od ludzi, którzy pielęgnowali pamięć po dawnych bitwach, po przeżytych starciach. Czy to nie znaczyło więc, że Yorick był na swój sposób sentymentalny, skoro chciał o tym pamiętać? Nawet jeśli, to był też zdecydowanie cyniczny, biorąc pod uwagę dalszy ciąg jego wypowiedzi, nawet jeśli koniec został rozluźniony żartem. Elion nie miał pojęcia czy nie nadinterpretowuje, ale to wydało mu się czymś nowym - obie te cechy jakoś nie pasowały mu do obrazu Yoricka, który zdążył sobie ukształtować przez ostatnie dni.
    Zbliżył się i podał kapitanowi jeden z kielichów. Swoje własne naczynie objął obiema dłońmi, sprawiając, że zawisło w klatce długich palców. Potem przyjrzał się Yorickowi z namysłem, jakby szukał w jego twarzy czegoś nowego, co poparłoby jego podejrzenia. Miał nieodparte wrażenie, że jeśli posiedzi z nim nieco dłużej, zobaczy więcej. Może dojdzie też do nowych wniosków, podobnych do tych odkrytych przed chwilą. Ucieszyłby się gdyby tak było. Potrzebował zapewnić siebie, że człowiek, z którym przyjdzie przystawać mu być może przez kilka długich lat, nie jest jedynie bezwzględnym mordercą ukrytym za fasadą rubasznego żeglarza. To byłoby pokrzepiające i mogłoby rzucić nowe światło na ich współpracę.
    Nie znajdując jednak na jego obliczu nic istotnego, uśmiechnął się lekko, pozwalając by uśmiech ten nawet się poszerzył przy ostatnich jego słowach, jakby niemo popierał wysuniętą tezę, że blizny istotnie dodawały mu charakteru.
    - Osobiście, skłaniałbym się ku opinii zakapiorów. Brak blizn przy twoim rozgłosie świadczyłby wręcz o nietykalności, ale wydaje mi się, po tym co dzisiaj miałem okazję zobaczyć, że i ciebie walka w jakiś sposób satysfakcjonuje. Więc fatycznie, czemu nie zwiększać okazji na bitkę? - Lekko wzruszył ramieniem, a potem pokręcił głową pozwalając sobie na szczery, szeroki uśmiech, który na moment rozwiał fasadę chłodnego opanowania.
    - To akurat zabawna kwestia. Zdarzyło mi się oczywiście kilka razy oberwać. Miałem sporą bliznę o tutaj, na brwi. - Odgarnął z czoła grzywkę, pokazując miejsce, które obecnie nie nosiło na sobie żadnej skazy. - Zebrałem ją w jakiejś bójce, lata temu, ale wszystkie ślady jakie miałem łącznie z tym, zniknęły po eksperymencie Saiory. To prawdopodobnie skutek uboczny - wyjaśnił i tym razem nawet nie skrzywił się przy wspomnieniu mistrzyni i eksperymentu. Wszystko wskazywało na to, że Elion sukcesywnie wracał do swojej bezpiecznej skorupy opanowania, znów bardziej przypominając swoją postawą ospały sztil niż wzburzone fale. Tak samo jego tatuaże pozostawały jedynie niebieskimi liniami na bladej skórze. - Nie przeszkadza mi ich brak. Nie garnę się też do otrzymania nowych, ale tutaj pewnie o nie dużo łatwiej.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! - Page 3 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Wto 24 Lis 2020, 15:06

    Widząc jak Elion korzysta ze swojej magii w celu tak trywialnym jak powieszenie szabli na gwoździu wbitym w ścianę Yorick uśmiechnął się pod nosem dochodząc do wniosku, że postępy w nauce chłopaka z pewnością nastąpią prędzej niż później. Czarnowłosy błyskawicznie odnajdywał się w nowy podejściu do swoich umiejętności dając Barnabasowi nadzieję, że mająca się między nimi odbyć rozmowa pójdzie gładko i bez większych problemów. Mężczyzna zignorował znajome uczucie zachwytu wymieszanego z pożądaniem, które pojawiało się w nim ilekroć tatuaże Eliona rozpalały się błękitnym blaskiem i zamiast na nich, skupił się całkowicie na kierowanych w swoją stronę słowach zaraz zabijając ukłucie paniki wbijające się w jego umysł na nachalne wyobrażenie niespodziewanych wizyt, jakie uczeń zamierzał mu składać w celu pożyczania broni.
    - Nie ma sprawy. - Rzucił niedbale w odpowiedzi, wymuszając w sobie pogodzenie się z tą wizją i przejście nad nią do porządku dziennego. Da radę. I tak widywali się codziennie. A z resztą to przecież nie tak, że jego kajuta była miejscem, w którym kapitan chował się licząc na chwilę wytchnienia i psychicznej ciszy.
    W najgorszym wypadku Yorick przeniesie parę książek na grotmasztowe bocianie gniazdo i da znać Yusufowi, że w razie szczególnych wypadków ma uderzać w dzwon. Proste.
    Idący tuż za podziękowaniem ukłon wywołał w mężczyźnie głębokie westchnięcie, jednak poza tym, nie doczekał się nawet przewrócenia oczami. Kompletnie nieświadomie, Barnabas zaczynał się do tego przyzwyczajać. Wciąż uważał, że zachowania tego typu były kompletnie niepotrzebne i kuriozalne w swoim oderwaniu od rzeczywistości, jednak mimo wszystko stanowiły część Eliona, której zmiana wymagałaby dużo więcej perswazji i wysiłku niż ignorowanie ich. Z resztą Yorick liczył po cichu na to, że drwiny, przewracanie oczami  i generalnie mocno pobłażliwe gesty reszty załogi załatwią sprawę, rozwiązując tę drobną niedogodność za niego.
    Kiedy Elion wspomniał, że Kassander poinformował go już o ćwiczeniach blondyn skinął głową, uśmiechając się z zadowoleniem. Planował rozwinąć ten temat przy kolacji, jednak jeśli istniała szansa, że bliźniacy uprzedzili go w jego planach, nie widział w tym absolutnie żadnego problemu. Mężczyzna zanotował jedynie w myślach, by upewnić się, że Elion otrzymał wszystkie potrzebne informacje -  tak na wszelki wypadek.
    - Któż z nas nie jest? - Zadrwił, krzyżując ręce na piersi w odpowiedzi na zaintrygowanie ucznia, jednocześnie patrząc na niego z rozbawieniem.
    - Z resztą, ty też nie wyglądasz jak stereotypowy mag. -Dorzucił śmiejąc się lekko i spoglądając na Eliona znacząco. Tak po prawdzie ciemnowłosy chłopak o dwukolorowym spojrzeniu i błękitnych tatuażach na całym ciele nie prezentował się w zasadzie jak stereotyp czegokolwiek, odbiegając swoją estetyką od wszystkiego, co Yorick do tej pory poznał, jednak pomijając ten drobny szczegół,  “stereotyp maga” mógł się przecież znacząco zmienić odkąd Barnabas faktycznie miał okazję przyjrzeć się mu z bliska. Za jego czasów czarodzieja określały bogato zdobione szaty, przenikliwe spojrzenie i aura “wyższych ambicji”, które zdaniem pirata stanowiły piękny synonim dla  kija w dupie i tłumaczonego abstrakcyjnym “większy dobrem” skurwysyństwa. No i nieskazitelny młody wygląd - to jedno było prawdopodobnie niezmienne.
    - I nie powiedziałem, że stamtąd pochodzą. Ale i o to możesz ich zapytać, jeśli najdzie cię ochota. Dobrze ci zrobi poznanie moich ludzi z innej perspektywy. Ostatecznie co człowiek to historia... - Zapewnił puszczając Elionowi oczko z porozumiewawczy uśmiechem, zupełnie jakby już teraz zdradził mu jakiś soczysty sekret.
    Będąc ze sobą całkowicie szczerym Barnabas liczył po cichu na to, że stojący przed nim mag zdąży zżyć się z jego ludźmi (a przynajmniej z jakąś ich częścią w każdym razie) nim przyjdzie mu wrócić do Novirghawqu. Oczywiście Yorick nie był na tyle naiwny, żeby posądzać niemal kompletnie obcego faceta o to, że mierne znajomości z kompletnie różnymi od niego ludźmi wystarczą, by powstrzymać go przed długą i pełną detali rozmową z Radą, jednak z drugiej strony, z pewnością mogłaby to okazać się cegiełka dołożona do innych, ważniejszych powodów trzymających język ucznia za zębami.
    Koniec końców, Yorick był ostatnim facetem na ziemi skłonny do ignorowania siły ludzkich sentymentów.
    No i już zostawiając na chwilę “politykę”, historia Faramunda i Kassandra była fenomenalna i warta poznania ot tak - w ramach poszerzania światopoglądu i zapewnienia sobie rozrywki w wolne wieczory. Zwłaszcza, że bracia większością jej elementów dzielili się chętnie i z ogromnym entuzjazmem, korzystając ze swoich krasomówczych talentów i połączonej świadomości do kreowania niesamowitej atmosfery. Ba! Gdyby Elion faktycznie dorwał ich w tej samej chwili i skłonił do opowiedzenia chociaż części ich przygód Yorick sam zszedłby do kambuza posłuchać ich z zapartym tchem pomimo, że na tym etapie wspólnej żeglugi znał je już niemal na pamięć.
    Wracając jednak do rzeczywistości przywołany pytanie ucznia, blondyn skupił na nim spojrzenie i  zorientował się, że czarnowłosy faktycznie nalewa im wina.
    - Jeśli obiecasz go po drodze nie zatruć. -Odpowiedział z nonszalanckim wzruszeniem ramion, ewidentnie żartując i uśmiechnął się szeroko, zaraz przyjmując kielich i unosząc go w nieznaczny toaście. Intensywne, studiujące go niemal spojrzenie mężczyzny zwróciło jego uwagę, jednak pirat nie przypuszczał, by powiedział coś znaczącego, toteż przypuścił, że Elionowi musi chodzić o coś innego. Fakt, że chłopak próbował go “rozgryźć’ nie był w zasadzie ani niczym szczególnie zaskakującym, ani niezrozumiałym, tym bardziej, że nie był pierwszą osobą, u której Yorick zauważył podobne zachowania. Na miejscu Eliona pirat też starałby się się rozgryźć.
    Ba! Będąc na swoim własny miesjcu Barnabas miewał dni, podczas których patrzył na siebie samego podobnym spojrzeniem, szukając w sobie przyczyn własnych zachowań czy planów.
    Jedna z brwi mężczyzny uniosła się w zdezorientowaniu na kolejną wypowiedź ucznia, kiedy jego głos po raz kolejny sprowadził Yoricka z powrotem na ziemię. Pirat trawił przez chwilę to, co usłyszał, zastanawiając się, która część tego, co padło zdziwiła go najbardziej. Zwiększać okazję do bitki...
    Na wszystkich, kurwa, Bogów, co ten dzieciak miał w głowie?
    Toż cały biznes-plan Barnabasa opierał się właśnie na próbach unikania”bitek” (swoją drogą słowo “bitka”, pirat musiał się niemal fizycznie powstrzymać przed przewróceniem oczami) !
    Z resztą, jakim Barnabas byłby kapitanem, gdyby dla własnej rozrywki ryzykował życiem reszty załogi?  No i już patrząc na to tylko pod kątem biznesu, narażanie się na straty tylko i wyłącznie dla zaspokojenia własnych, niewyżytych rządz było czymś, czego mężczyzna nie robił od….
    Cóż, właściwie aż do chwili, w której nie zgodził się przyjąć Eliona na swój statek…
    Uświadomiwszy to sobie Yorick prychnął rozbawiony, kręcąc głową z niedowierzaniem zarówno na kompletnie pozbawione logiki rozumowanie ucznia jak i na własną niekonsekwencję w działaniu.
    Przez głowę mężczyzny przebiegła też niemal mrożąca krew w żyłach świadomość, że gdyby ktokolwiek dowiedział się, że Wielki-i-Potężny Barnabas Archer gotów jest zaryzykować więcej dla uciszenia głupich sentymentów i wyrzutów sumienia, aniżeli dla poszerzania swojej legendy i zaspokajania żądzy krwi, cała jego misternie składana reputacja posypałaby się w drobny pył. Ironia losu, doprawdy.
    Pochłonięty swoimi myślami, Yorick nie zdążył skomentować słów ucznia, zaraz też uznając, że skoro temat poszedł dalej, nie ma co strzępić ryja. W chwili, w której Elion wspomniał o “jakiejś bójce” pirat uniósł wyżej jedną z brwi, dochodząc do zaskakującego wniosku, że kompletnie niewymuszenie ciekawi go z jakich powodów ktoś taki jak Elion mógł skończyć w okazjonalnym mordobiciu. Pociągnąwszy łyk wina Barnabas zanotował sobie w pamięci, by kiedyś jeszcze o to zapytać, zaraz podążając oczami za dłonią ciemnowłosego do miejsca, które wskazywał.  
    - No proszę…- Błękitne oczy mężczyzny zalśniły niebezpiecznym zainteresowaniem, kiedy pirat skupił się na niespodziewanie leczniczych właściwościach pyłu, niemal natychmiast rozważając wszystkie “za” i “przeciw” rozpoczęcia badań nad tym fenomenem. Nie chcąc jednak przekładać rozmowy również i ten temat Yorick odłożył w swojej świadomości na bliżej nieokreślone “później” zamiast tego skupiając się na ostatniej wypowiedzi Eliona.
    - Szczerze powiedziawszy wątpię żebyś faktycznie miał jakieś zebrać. Jeśli pójdzie ci dobrze podczas walki z załogą, starcie z prawdziwymi napastnikami nie powinno być dla ciebie dużym problemem, zwłaszcza, że mało który statek dysponuje ludźmi mogącymi równać się moim. Zresztą, biorąc pod uwagę twój dzisiejszy pokaz magii, odnoszę śmieszne wrażenie, że tak czy inaczej nic ci nie będzie. - Mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem, biorąc następnie kolejny łyk wina i przełknąwszy go podjął, jakby coś mu się przypomniało. - Chociaż tak po prawdzie, wolałbym żebyś ograniczył magię podczas walk do absolutnego minimum, przynajmniej do chwili, w której nie będziesz absolutnie pewien, że dasz sobie radę bez niej. Przynajmniej w starciu przeciwko ludziom….- Powiedział zaraz odrywając swoje skupione spojrzenie od Eliona i rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu swojej fajki.Przywoławszy ją do siebie za pomocą magii pirat odłożył kielich i sięgnął po stojącą między rozwalonymi na biurku papierami popielniczkę, wystukując do niej Novirghawqkiu tytoń. Przy okazji Yorick przypomniał sobie o wcześniejszych słowach ucznia i podniósł na niego wzrok.
    - Wspomniałeś wcześniej, że wyczarowywałeś go na własny użytek, może zapalisz? - Zaproponował wskazując na tytoń ruchem głowy, następnie rozglądając się już za jakąś wolną fajką.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! - Page 3 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Wto 01 Gru 2020, 14:18

    Elion nieszczególnie przejmował się przewracaniem oczami i przytykami. Doszedł do wniosku, że jest w stanie pogodzić ze sobą pragnienie przynależności do magów i przymus przynależności do piratów. Znalezienie złotego środka nie będzie łatwe, ale wierzył że z czasem ludzie przywykną do niego oraz jego zachowań wyniesionych z Novirghawqu, a on przywyknie do zasad i specyfiki życia na statku. Nie widział innego wyjścia, nie zamierzał bowiem wyrzec się wszystkiego żeby dopasować się do załogi. Nie chciał zatracić siebie. Nie był piratem, nie był nawet żeglarzem i chciał by tak pozostało.
    Na drwiące pytanie kapitana zareagował łagodnym zdziwieniem. Teoretycznie Yorick miał rację, pewnie zdecydowana większość załogi była daleko od rodzinnych krajów z samym Elionem na czele, ale odległości były różne, a Terjikja stanowiła jeden z najodleglejszych zakątków świata, o ile brało się pod uwagę obecne położenie statku na mapie.
    - Myślę, że to zależy od podejścia - odparł, niezrażony jego nieprzyjemnym tonem. - Sądziłem, że dla niektórych, w tym także dla ciebie, to miejsce, ten statek, jest domem. Ale tak, masz rację - wszyscy jesteśmy daleko. - Subtelna melancholia odbiła się w jego spojrzeniu. Już teraz tęsknił za znajomymi widokami, nawet jeśli piękno i majestat morskiego bezkresu miał w sobie wiele uroku. Trochę martwił się, że przez jakiś czas tęsknota będzie jedynie narastała zanim zostanie nadpisana nowymi przeżyciami, ale cóż, nie było innego wyboru jak po prostu to przeżyć.
    Nie wiedział czy traktować wzmiankę o niepodobieństwie do magów jako przytyk czy komplement. Wzruszył wiec ramieniem, odrobinę się krzywiąc.
    - Biorąc pod uwagę wygląd, pewnie nie - przyznał niechętnie, a potem kiwnął głową. - Zapytam - zapewnił, nie mając zamiaru ciągnąć Barnabasa za język. Podejrzewał zresztą, że to na niewiele by się zdało - kapitan najwyraźniej odczuwał jakąś przyjemność ze zwodzenia go i nie dawania odpowiedzi na pytania, które go wyjątkowo ciekawiły. To akurat była bardzo brzydka cecha, która na pewno uprzykrzy Elionowi życie, bo ciężko było uczyć się od kogoś, kto nie chciał wyczerpująco odpowiadać na pytania. Oczywiście można było uznać, że Yorick zachęcał go do poszukiwań odpowiedzi na własną rękę, ale Elion zwyczajnie nie podejrzewał go o takie sposoby wychowawcze, po prostu uznając, że był złośliwy. Poza tym, Elion nie był pewien czy chce poznawać załogę od "innej strony", cokolwiek to stwierdzenie tak naprawdę znaczyło. Pozostawił więc ten temat bez komentarza, a jedynie uśmiechnął się łagodnie, kwitując tym porozumiewawcze mrugnięcie. Zresztą, potem skupił się na nalewaniu wina więc nie widział czy Barnabas pokusił się o kolejne wywrócenie oczami czy inny przejaw zniecierpliwienia jego zachowaniem.
    Słysząc jego odpowiedź, sam prychnął cicho. Sprężyste, wciąż wilgotne od potu loki, zakołysały się lekko, kiedy pokręcił głową w niedowierzaniu. Gdyby Elion był wredną, mściwą kreaturą, może nawet pokusiłby się o poparcie jego sugestii czynami i zadbałby o to, by za jakiś czas drogi kapitan dostał po winie takiej sraczki, że jego pierdy słyszałaby cała załoga, ale przecież... nie był aż tak okrutny. Jeszcze. Bo kto wie do czego zmusza go okoliczności. Mógł wydawać się całkiem ułożony, chwilami niemal płochliwy, ale zdecydowanie nie był osobą, która nadstawiała drugi policzek.
    - Ja w przeciwieństwie do ciebie, nie jestem tak złośliwy żeby pod przykrywką uprzejmości uczynić ci krzywdę - odparł bez zajadliwości, tonem najzwyklejszej informacji. Oczywistym było jednak do czego się odnosił, a kiedy podawał mu wino, uśmiechnął się psotnie, jakby mimo słów coś kombinował.
    To, że Yorick nie chciał wystawiać się na szwank w bitwach nie znaczyło, że na świecie nie było ludzi, którzy robili to z premedytacją i radością. Elion osobiście znał człowieka, który na wojnę szedł z pieśnią na ustach, a blizny traktował jak trofea, więc mag nie był osamotniony w swoich poglądach Poza tym, według niego, wojownik który nie czuł żadnej satysfakcji z walki nie mógł być w niej dobry. Ktoś, kto nie znalazł równowagi między obawą o zranienie, a chęcią zranienia przeciwnika, miał spore problemy tak w nauce walki jak i w samych potyczkach. To po prostu trzeba było w jakiś sposób lubić, a sądząc po tym jakie legendy o Barnabasie krążyły wśród ludzi, opinia Eliona nie wzięła się znikąd i wbrew temu co kaptan chciał sądzić, była całkiem zasadna. A jeśli Barnabas tak bardzo martwił się o swoją załogę, był jednym z niewielu taki kapitanów. Spoufalanie się z pracownikami bardziej niż to konieczne do tego, by wykonywali rozkazy, czyniło człowieka sentymentalnym i podatnym na zranienie. Sentyment ten czynił go słabszym. A przynajmniej tak wyobrażał to sobie Elion, któremu od najmłodszych lat wpajano poczucie odrębności, szacunek do stanowisk i kast oraz swoistą znieczulicę wobec ludzi, z którymi nie łączyły go więzy krwi.
    Uniósł brwi, czekając aż Barnabas poprze słowami swoje zdziwione prychnięcie, ale nie doczekał się. Sam również nie miał zamiaru ciągnąc tego tematu więc ostatecznie zignorował jego reakcję. Skoro nie został wyprowadzony z błędu, pozostał przy swoim poglądzie, mając Yoricka za człowieka, który chętnie korzystał z okazji do obicia kilku mord.
    Dostrzegając błysk zainteresowania w jego oczach, kiedy wspomniał o znikających bliznach, łatwo powiązał, że pewnie przypisywał to zdarzenie wbitemu w ciało pyłowi.
    - To raczej nie zasługa samego pyłu - powiedział, uprzedzając jego domysły. Po głowie Saiory i Eliona krążyły podobne gdy stali się świadkami tego fenomenu, więc czuł się w obowiązku sprostować. - Raczej wynik samego rytuału. Mistrzyni chcąc utrzymać pył na miejscu, starała się koić ból i naprawiać spustoszenie jakie czynił w moim ciele. I prawdopodobnie właśnie to przyczyniło się do tego, że obecnie nie mam żadnych skaz. I widzisz, tym lepiej, że jest nieduża szansa na zdobycie nowych - pociągnął podsunięty przed Yoricka temat, faktycznie wyglądając na zadowolonego tak z jego komplementu jak i sugestii, że nie musi się martwić zbyt wieloma starciami. - Nie przeszkadza mi brak blizn, nie sądzę też by dodawały mi uroku w taki sposób w jaki dodają tobie. - Zaśmiał się krótko, nie zdając sobie sprawy, że na głos przyznał się do swoich wcześniejszych myśli. Powiedzenie tego przyszło mu naturalnie i zupełnie niewinnie. Potem przyjrzał Barnabasowi z mieszanką zaciekawienia i zdziwienia, bo śmiał sądzić, po końcówce ich walki, że Yorick również chętnie i całkiem odruchowo korzystał z magii w walce.
    - Dlaczego? - zapytał niemal od razu, ale zanim Yorick zdążył mu odpowiedzieć, pociągnął dalej. - Ale oczywiście nie będę jej używał jeśli tego sobie życzysz, tym bardziej, że w moim przypadku bywa zawodna. Ale jeśli ktoś celuje we mnie zaklęciem, naturalnym odruchem jest jej użycie. Tak jak dzisiaj - zauważył, wspominając moment gdy dłoń kapitana rozpaliła się magicznym ogniem. W końcu uniósł też kielich do ust i upił niewielki łyk alkoholu zanim padło pytanie. Dawno nie palił, tym bardziej, że zapomniał zabrać ze sobą swoją ulubioną fajkę. Mógłby wprawdzie stworzyć sobie jej kopię, ale do tej pory zwyczajnie nie przyszło mu to do głowy. Teraz jednak uznał, że chętnie zapaliłby, choćby dla towarzystwa.
    - A, tak. Chętnie. - Widząc jak kapitan rozgląda się, zapewne w poszukiwaniu wolnej fajki, Elion w pierwszej chwili chciał powiedzieć mu, że mógłby faktycznie stworzyć sobie własną. Szybko jednak zrezygnował, mając świadomość, że pewnie zajęłoby to więcej czasu i mogłoby być niebezpieczne.
    Nim jednak Barnabas zdążył nabić jakąkolwiek fajkę, rozległo się pukanie do drzwi. Elion zerknął na nie przez ramię, ale oczywiście nie ruszył się ani nie odezwał. Przecież nie był u siebie.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! - Page 3 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Nie 18 Lip 2021, 22:49

    Uwaga odnośnie statku i załogi, a także poetyckiego “domu” jakim Saiora była dla mieszczących się w niej mężczyzn sprawiła, że Yorick uśmiechnął się pobłażliwie, wypuszczając powoli powietrze z płuc. Melancholijny obrót spraw wziął go nieco z zaskoczenia, zwłaszcza, że kompletnie nie planował takiego rozwinięcia wątku, tym bardziej, że tłumaczenie Elionowi skąd właściwie biorą się piraci i dlaczego ludzie decydują się na taką ścieżkę kariery mógł prawdopodobnie zostawić sobie na inny moment, w którym to chłopak zapyta go o to sam z siebie. Albo przynajmniej na chwilę, w której podobnie nieprzyjemne tematy nie będą kolidowały z jego wesołym humorem i przyjemnymi planami na wieczór. Dlatego mężczyzna prychnął jedynie, kiwając głową z rozbawieniem, darując sobie komentarz o tym, że  patrząc na temat z tej perspektywy, jedyną osobą z dala od domu był właśnie Elion. Temat bliźniaków również dotarł do naturalnego końca i Yorickowi już wydawało się, że będzie mógł skupić się na konkretach gdy wtem uczeń postanowił raz jeszcze  udowodnić mu jak skrajnie odklejony jest od rzeczywistości, zmieniając jego niewinny żart w ewidentny przytyk. Słysząc słowa Eliona Barnabas uniósł jedną brew i popatrzył na niego przenikliwie, tłumiąc wzbierające w sobie pokłady irytacji. Fakt, że stojący przed nim chłopak wciąż nie potrafił pogodzić się z konwencjami własnych zachowań, tkwiąc w poczuciu niesprawiedliwości i krzywdy,a  co gorsza uznawał, że zachowaniem jego kapitana kierowała złośliwość skutecznie ostudził rosnącą sympatię Barnabasa i uprzytomnił mu jak głęboka jest przepaść między nim a Elionem.  Zabawnym efektem ubocznym tej sytuacji okazał się też nagły spadek pożądania i kompletnie nowa perspektywa z jaką Yorick spojrzał na podającego mu wino ucznia. Fakt, że chłopak postanowił w ten sposób zwrócić się o tamtym wydarzeniu nieco kolidował ze słowami, jakimi zapewniał Yoricka o tym, że zdaje sobie sprawę z nie odpowiedzialności własnych poczynań.  sugerowały raczej, że chłopak ewidentnie nie rozumie, dlaczego został mu podany środek nasenny i dopatruje się w tym jedynie najbardziej prymitywnych pobudek takich  złośliwość właśnie.  Biorąc głębszy oddech Archer skinął głową i uśmiechnął się z delikatną pobłażliwością, nie wiedzieć który to już raz na przestrzeni zaledwie pół tygodnia starając się rozumieć słowa Eliona poprzez pryzmat braku doświadczenia.
    - To prawda. W przeciwieństwie do mnie, zrobisz to po przykrywką uniżonej wdzięczności, pokory  i braku obeznania ze światem, narażając nie tylko siebie czy mnie ale i lekko ponad setkę bogom-ducha-winnych żeglarzy. -Przyznał cierpko, w sposób ewidentnie kończący temat i upił wina, nie powracając jeszcze całkiem od swojej zwykłej, nonszalanckiej postawy. Rozumienie toku myślenia Eliona było w oczach Barnabasa jedną rzeczą, zaś tolerowanie jego krótkowzroczności i przytyków -  drugą. Inna rzecz, że Pirat nie chciał do końca winić chłopaka za coś, czego na dobrą sprawę nikt mu nie wytłumaczył. Wodząc spojrzeniem z sylwetką mężczyzny Yorick odnotował sobie w myślach, by zastanowić się nad tym jak i kiedy zacząć tłumaczyć Elionowi zawiłości otaczającego go świata, jednocześnie przypominając sobie ileż to razy, ponownie na przestrzeni jedynie paru dni, zbył jakąś kompletną głupotę płynącą z jego ust tylko i wyłącznie tego, że w danym momencie tłumaczenie jej nie wydawało mu się na rękę. Westchnąwszy na samego siebie Barnabas pokręcił głową dając upust własnemu niezadowoleniu i obiecawszy sobie, że pochyli się nad tematem, wrócił do rozmowy z uczniem, powracając myślami o bieżących spraw. Informacje na temat rytuału sprowokowały jedynie pełne zrozumienia kiwnie głową, porządkując w jaźni kapitana parę wcześniej powołanych do życia myśli. Yorick pogrążył się niemal we własnych rozważaniach, gdy wtem uwaga Eliona na temat uroku jakiego dodawały mu blizny sprowadziła go z powrotem do kajuty, przywołując na twarz mężczyzny delikatnie rozbawiony uśmiech oprawiony niemal pytająco uniesioną brwią.
    -Co ty nie powiesz…-Powiedział, zanim zdążył się powstrzymać, ewidentnie pokonany przez przemożną ochotę podrażnienia się z uczniem. Czując jednak, że sam ze sobą Yorick stąpa po cienkim lodzie, wyprostował się i okrążywszy biurko  już ze zwykłą niefrasobliwością dodał. - I tak masz go aż nadto. - Śmiejąc się życzliwie i pozornie obojętnością szukając drugiej fajki w szufladach biurka. Pytanie odnośnie  zastrzeżeń do walki magią wywołało w mężczyźnie wewnętrzne ciężkie westchnienie. Czy tacy są właśnie młodzi ludzie? Czy on taki był? I kiedy stetryczał na tyle, by pytania zadawane mu przez młodych, ciekawych świata ludzi zaczynały go drażnić? Może to była kwestia zmęczenia? Może zwyczajnie robił się zgredem? I jeszcze to stwierdzenie tak jak dzisiaj. Barnabas pamiętał przecież doskonale, że to Elion jako pierwszy sięgnął po magię,  a przecież chłopak ewidentnie wydawał się pomijać ten fakt. Yorick zastanowił się przez chwilę nad tym, czy percepcja Eliona jest skrzywiona od tak, czy może w głowie chłopaka działa jakiś mechanizm obronny przerzucający wydarzenia tak, by w świadomości maga to zawsze ktoś inny był prowodyrem najróżniejszych sytuacji. Mężczyzna absolutnie nie chciał osądzać Eliona jedynie na podstawie paru niejasnych stwierdzeń i dwóch nieodpowiednich zachowań, jednak zapamiętał sobie, by w przyszłości uważać na rzeczy tego typu i kiedyś ostatecznie ogarnąć  jak to działa faktycznie. Ostatecznie, mechanizmy obronne mogły z czasem się zmieniać. gdyby jednak okazało się, że jest to stała cecha jego charakteru, Barnabas obiecał sobie, że nad tym popracuje. Tak czy inaczej, na pewno nie miał zamiaru pytać o to już teraz. Upiwszy wina Pirat  zdyscyplinował się sam w sobie, wymyślając na siebie i zmuszając się do wykazania większego entuzjazmu zgodnie z powziętym wcześniej postanowieniem.
    - Właśnie przez to, że na ten moment bywa zawodna. -Powiedział znajdując wreszcie drugą fajkę i kładąc ją na blacie biurka. Zaraz też posłał Elionowi wymowne spojrzenie.- Jak się zapewne orientujesz, życie które wiodę bywa niebezpieczne. Muszę mieć pewność, że będziesz się w stanie obronić, jeśli znikniesz mi z oczu na moment czy dwa. Na tę chwilę nie radzisz sobie źle, ale sytuacje, w których testowałeś własne umiejętności nigdy nie były...Skomplikowane, że się tak wyrażę. - Powiedział ponownie obchodząc biurko i chwytając znalezioną fajkę by ją nabić. Podnosił nawet głowę, by rozbudować swoją wypowiedź, jednak w tej chwili rozległo się pukanie, toteż mężczyzna porzucił swoje zajęcie i ruszył w stronę drzwi, w międzyczasie wykonując dłonią niedbały gest i tym samym przestawiając stół spod ściany na środek kajuty wraz z dwoma krzesłami na jego końcach. Otwierając drzwi z typowym sobie rozmachem i szerokim uśmiechem Barnabas powitał przynoszącego im jedzenie mężczyznę z delikatną konsternacją .
    - Alex? Od kiedy nosisz kolację po pokładzie? - Zapytał, na co marynarz uśmiechnął się jedynie krzywo, niemrawo wzruszając ramionami.
    - Rogers ojebał mnie w karty, więc wyręczam go w tym tygodniu. -Stwierdził, na co Yorick żachnął się nieco, odchylając głowę do tyłu.
    - Mówiłem ci, że on prawie na pewno trzyma jakąś kartę w bucie, powinieneś był to sprawdzić. Z resztą, nieważne, postaram się na dniach znaleźć trochę czasu i sam się temu przyjrzę. Dwa tygodnie temu musiałem oddać mu swój ulubiony kolczyk, od tamtego czasu nie daje mi to spokoju… - Kapitan zastanowił się nieco, na co Alex ponownie wzruszył ramionami, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że jeszcze nie czas na wydawanie osądu. Skinął jedynie głową i wręczywszy kapitanowi tacę z jedzeniem i sztućcami życzył mu smacznego, zaraz ruszając dalej. Barnabas patrzył za nim chwilę, a następnie sam również wzruszył ramionami, uznając, że najwyraźniej Alex nie cierpi na tyle, by przykładać do tematu więcej uwagi niż to absolutnie konieczne. Odwróciwszy się w progu i zamknąwszy drzwi kopniakiem Yorick spojrzał w stronę Eliona i wskazał mu jedno z krzeseł ruchem głowy.
    - Siadaj. - Polecił, kładąc tacę na stole i przywołując na niego jeszcze swój puchar z winem, karafkę i obie fajki. - Mamy na statku takiego jednego, przedstawiałem ci go z resztą. Nazywa się Randall Rogers, wygląda jak skrzyżowanie kaczki z łosiem. Generalnie świetny facet ale jakby proponował ci karty, miej się na baczności. Albo jest największym szczęściarzem na tej półkuli, albo kantuje tak zręcznie, że nikt nie jest w stanie go na tym złapać… -Mówił rozkładając wszystko na tafli stołu i wreszcie zajmując miejsce u jego szczytu. Płomienie świec wiszącego nad stołem żyrandola odbijały się w metalowych pokrywach pod którymi spoczywała ich kolacja. Yorick uniósł je zaklęciem uwalniając skryte dotychczas kuszące aromaty, które rozeszły się niebawem po całej kajucie i rozdysponował między siebie i Eliona znajdujące się na tacy przysmaki. - Częstuj się. -Zaprosił gestem ręki, samemu sięgając najpierw po wino. Upiwszy łyk Yorick pozwolił sobie rozsiąść się wygodniej i odetchnąć ze spokojem, rozluźniając się pozornie po ciężkim dniu. - Wracając do walki, pomijając to, że zwyczajnie nie na rękę byłoby mi, gdybyś przez przypadek zrobił sobie krzywdę, lub powiedzmy, zdradził się ze swoimi umiejętnościami w nieodpowiednim towarzystwie, istnieje na tym świecie wiele sposobów na to, by pozbawić czarodzieja magii lub przynajmniej zablokować ją na jakiś czas. Oczywiście nie należy to do zadań banalnych, jednak nie powiedziane, że przyjdzie nam się mierzyć z sytuacjami tego typu. Dlatego właśnie wolałbym, żebyś na ten moment, w miarę możliwości ograniczał magię bojową do absolutnego minimum. -Zakończył, zaraz przesuwając spojrzeniem po stole i stojącymi przed nim smakołykami, zupełnie, jakby nie był w stanie zdecydować się na to, od czego zacząć. Ostatecznie, kapitan doszedł do wniosku, że jeśli zgłodnieje, decyzja przyjdzie do niego sama, toteż zamiast na jedzeniu, skupił się na Elionie. - No dobrze, skoro dzień próbny za nami, poodpowiadam na pytania odnośnie magii. Pamiętam, że interesuje cię swoboda, z jaką przychodzi mi korzystanie z niej. Interesuje cię coś jeszcze?
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! - Page 3 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Pon 26 Lip 2021, 23:40

    Najwyraźniej byli siebie warci jeśli chodziło o zamienianie niewinnych żartów w ewidentne przytyki. Gdyby Elion wiedział jak bardzo delikatnym człowiekiem był Barnabas i jak łatwo było go urazić, wcale nie zdobyłby się na podobną złośliwość. W ogóle darowałby sobie jakiekolwiek próby przekształcenia ich rozmów w coś, co nie obróciłoby się przeciwko niemu. Dokładnie tak, przepaść między nimi powiększała się z każdym dniem, a przecież podzielili ich raptem trzy. Zanosiło się na bardzo ciężką przeprawę, ale Elion obiecał sobie, że to przetrwa. Musiał uzbroić się w cierpliwość i schować dumę do kieszeni. Z tym pierwszym zwykle nie miał żadnego problemu, w końcu cała społeczność magów opierała się na cierpliwości.
    Zachował zimną krew, kiedy kapitan pierdolnął mu w twarz salwą słów, które ewidentnie miały go urazić. Inaczej, nawet jeśli nie miały, to to zrobiły. Jedyną jego reakcją na ten wywód było lekkie uniesienie brwi. Był zdumiony i zawiedziony. Cień smutku, którego nie skontrolował, odbił się w jego spojrzeniu. Kompletnie go nie pojmował. Yorickowe wahania nastrojów bardzo go niepokoiły. Elion nie mógł zachowywać się przy nim swobodnie, bo zwyczajnie się nie dało. Właśnie dostał tego piękny przykład. Musiał być w ciągłej gotowości i jak się okazuje - uważać na każde słowo - bo inaczej ryzykował wplątanie się takie sytuacje.
    Wypuścił powietrze nosem w cichym westchnieniu, nie komentując żadnego z gorzkich słów, które wylądowały pod jego adresem. Nie było sensu.
    Nagle stracił ochotę na tę całą kolację.
    Późniejsze próby nawiązania normalnej konwersacji były dla młodego maga cholernie niewygodne, ale się starał, naprawdę się starał nie brać do siebie niczego, co mówił i robił Barnabas. Poprzednia, chwilowa fascynacja i poczucie komitywy zaczęło odpuszczać i odpływać w niebyt. Może to dobrze? Może nie powinien doszukiwać się w tym człowieku jakichkolwiek pozytywnych cech, a już na pewno tych wspólnych. Nie było ich tam.
    Uśmiechnął się słabo ani odrobinę nie wierząc w pośredni komplement i przyjemny, życzliwy śmiech, który rozniósł się po kajucie. Z chwili na chwilę młody mag cichł i poważniał, ostatecznie przybierając na twarz bezbarwną maskę.
    Pokiwał głową zgadzajac się na warunki Barnabasa, bo też nie miał innego wyboru, to po pierwsze, a po drugie nie miał ochoty wchodzić z nim w dyskusje i narażać na niezrozumienie. To prawda, że do tej pory nie był wystawiony na wiele niebezpiecznych sytuacji, a jego magia była zawodna, dlatego wedle zaleceń mógł zrezygnować z niej w podbramkowych sytuacjach. Poza tym wiedział, że w tamtej sytuacji sam pierwszy użył magii, ale to nie miało żadnego znaczenia. Po prostu jako przykład podał dzisiejszą sytuację. Chodziło mu przecież o sam fakt użycia magii przez nich dwóch, a nie o jakieś dziwne licytowanie się kto zaczął. Ilość sytuacji, kiedy Elion zostawał opacznie rozumiany przez Yoricka, mogłaby zadziwić nawet najbardziej odpornych. Można było sądzić, że kapitan najzwyczajniej go nie znosił i jedynie szukał pretekstów, co wcale nie zdziwiłoby samego zainteresowanego.
    Kiedy Barnabas otworzył drzwi, jego gość stał sztywno z zaplecionymi za plecami dłońmi, czekając w ciszy. Nie wyglądał na obrażonego, w żadnym wypadku. Raczej na bardzo neutralnego w ten specyficzny, irytujący sposób, którego nie trawił żaden człowiek nie będący Novirghawdzkim magiem.
    Odprowadził wzrokiem Alexa, który przegrał zakład i meble, które zmieniły miejsce. Nie ruszył się, niczego nie komentował, dopóki nie dostał polecenia by usiąść. Wtedy zajął miejsce, mrucząc pod nosem “dziękuję”.
    - Będę miał to na uwadze - odparł, gdy został przestrzeżony przed graniem w karty z kanciarzem. Nie żeby często grywał w karty, tym bardziej na pieniądze czy zakłady, ale nie zamierzał o tym mówić.  
    Ponownie stanowili kontrast, rozwalony na krześle kapitan i jego uczeń w pozie dystyngowanego szlachcica, sączący wino z taką uwagą, jakby uronienie kropli było zbronią karaną conajmniej hłostą. Kiwnął głową, niemo dziękując za poczęstunek, a potem nałożył na swój talerz jedną z wędzonych ryb i pajdę chleba, uznając że im szybciej skończą kolację, tym szybciej uwolnią się od swojego towarzystwa.
    Gdyby Elion był innym człowiekiem, wychowanym w innym otoczeniu, to już na pierwsze słowa powrotu do tematu walki, prychnąłby lekceważąco. “Nie na rękę byłoby mi”, też coś. Mógł darować sobie takie teksty. Ale wychowała go Akademia, więc zbył to milczeniem, zabierając się za rozpracowanie ryby. Dopiero drugie zdanie sprawiło, że uniósł spojrzenie znad talerza. Nie znał zbyt wielu metod blokowania cudzej magii. To było niemal niemożliwe i zwykle sprowadzało się do gmerania w samej istocie maga, a to wymagało już niezwykłej wprawy, znajomości rzeczy i niemałej potęgi. Jakoś nie chciało mu się wierzyć, że napotkają podobnych ludzi, dysponujących taką wiedzą i mocą. Szczególnie tak daleko od Novirghawqu. Niemniej ponownie, nie miał zamiaru sprzeciwiać się kapitanowi i jego zasadom.
    - Będzie jak sobie życzysz - zapewnił, uśmiechając się tym charakterystycznym uśmiechem, który nie obejmował oczu.
    Wsunął kęs ryby do ust zanim Barnabas wspaniałomyślnie uznał, że w końcu odpowie na jakieś pytania. Elion jednak nie dał się zwieść. Podejrzewał, że o cokolwiek by nie zapytał, mimo wszystko i tak dostanie wymijającą odpowiedź. Tracił nadzieję, że czegoś nauczy się od tego człowieka, przynajmniej jeśli chodziło o wykorzystanie tradycyjnych metod. Jeśli chciał coś z tego wyciągnąć, musiał podejść do tego inaczej, ale skoro Barnabas zamierzał odpowiadać na pytania, Elion nie zamierzał go zawieść. Choćby dla świętego spokoju.
    - Cała twoja osoba jest jedną wielką niewiadomą. - Nie powiedział tego uszczypliwie, po prostu stwierdził fakt. Odłożył sztućce na talerz i sięgnął po wino, skupiając uwagę na Yoricku. - W zasadzie żaden z magów nie wie w jaki sposób korzystasz ze swojej mocy nie czyniąc przy tym krzywdy ani sobie ani innym. Twój mistrz zabrał do grobu wszystkie informacje związane z tokiem twojej nauki, więc interesuje mnie wszystko, co możesz mi powiedzieć i czego mogę się z tego nauczyć. Bo prawdopodobnie jedynie mi, jako magowi o podobnym do twojego potencjale, w ogóle się to do czegoś przyda. - W tych słowach również brakowało emocjonalnego zabarwienia. Kolejny fakt. - Więc zamieniam się w słuch. W jaki sposób doszedłeś do takiej perfekcji, w jaki sposób panujesz nad swoją magią? Czym to okupiłeś?- Objął kielich dłonią, zawieszając spojrzenie dwukolorowych, teraz pozbawionych blasku oczu, na twarzy kapitana.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! - Page 3 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Pon 06 Wrz 2021, 23:10

    Uniesione brwi czy cień smutku w dwukolorowych tęczówkach, o ile w ogóle zauważone - nie zrobiły na Yoricku większego wrażenia. Barnabas nie poświęcał tej sytuacji więcej myśli niż to absolutnie konieczne, dochodząc do wniosku, że jeśli jego komentarz zmusi Eliona do myślenia przed otwieraniem ust, wszystkim wyjdzie to na dobre.
    Słaby uśmiech odpowiadający na komplement nie był może tym, do czego Yorick był przyzwyczajony, jednak biorąc pod uwagę zmianę panującej w kajucie atmosfery Barnabas nie mógł szczerze powiedzieć, że go to zdziwiło. Sam fakt faktem nie stracił wiele ze swojego dobrego nastroju, a już tym bardziej nie dość, by odpuścić sobie kolację w towarzystwie ucznia z którym miał do omówienia tyle kwestii odnośnie czekającej ich współpracy… Zwłaszcza, że po ich sparingu i pokazach magicznych Eliona Barnabas zaczynał powoli odnajdować grunt pod stopami w kwestii całego tego nieszczęsnego “mistrzowania”. Jasne, niektóre kwestie wymagały doszlifowania (mówiąc delikatnie), ale teraz przynajmniej blondyn wiedział już dokładnie czego się spodziewać i jak (mniej-więcej) sobie z tym radzić. Nie, żeby pirat odkrył nagle jakiś mistrzowski, niezawodny kamień filozoficzny pedagogiki!
    Yorick nie miał pojęcia, jak konkretnie ustabilizować sytuację między nim, a Elionem (zwłaszcza, że z tego co widział, różnił ich niemal wszystko od wieku po podejście do życia i ludzi wokół), niemniej w swojej wiekowości i optymizmie mężczyzna zakładał, że ich stosunki interpersonalne odnajdą własny rytm same z siebie, za jakiś czas, tym szybciej, im szybciej zaczną spędzać więcej czasu zajmując się magią. Ostatecznie, nawet gdyby jakimś cudem Elion nie polubił Yoricka, nie padając z czasem ofiarą jego uroku osobistego (w co Barnabas kompletnie nie był w stanie uwierzyć, ale co mimo wszystko brał pod uwagę), zawsze mogli sprowadzić ich rozmowy jedynie do magii, na której temat kapitan wiedział sporo i jakby intuicyjnie odnajdywał się w każdym temacie jej dotyczącej.
    Tym bardziej, że nawet pomimo upływu lat i tego, że założenia Novirghawrqdzkiej szkoły magii budziły w nim wewnętrzną niechęć, pirat był niemal stuprocentowo pewny, że pamięta reguły tamtejszych technik dość dobrze, by po dzisiejszych pokazach być juz w stanie zrozumieć, na czym konkretnie polegają braki w Elionowej praktyce i naprostować je bez zbytniej ingerencji w jego filozofię posługiwania się magią.
    Widząc, jak chłopak podnosi wzrok na wzmiankę o pozbawianiu i blokowaniu magii Yorick uśmiechnął się lekko, na wspomnienia własnych spotkań z tego typu ludźmi. Od ostatniego czasu kiedy zdarzyło mu się wdepnąć w tego rodzaju ekstrawaganckie gówno minęło już parę ładnych lat, jednak mężczyzna wciąż przeżywał coś pomiędzy ciarkami na plecach, a rozbawieniem na samą myśl o tym, że udało mu się wyjść z tego cało... Sam fakt, że istnieli na świecie ludzie mogący odebrać lub zablokować jego moce był niepokojący i zmuszający do zachowywania czujności niezależnie od tego, czy Barnabas wyczuwał w pobliżu innych magów czy nie, ugruntowując mężczyznę w świadomości tego, że zagrożenie może nadejść z każdej, nawet najmniej oczywistej strony, jednak szok i niedowierzanie z jakim zareagował za pierwszym razem, kiedy go to dotknęło - o jego początkowej nieporadności nie wspominając - były z perspektywy czasu tak komiczne (zwłaszcza, że przecież Yorick od lat mieszkał wśród ludzi i przynajmniej w teorii doskonale rozumiał jak to jest być nie-magiem) i kuriozalne, że pirat zwyczajnie nie mógł zmusić się do samych negatywnych odczuć co do tego wspomnienia. Nie, żeby marzyło mu się w jakiejś bliskiej przyszłości przeżywać tego typu przygody. Jedną z absolutnie ostatnich rzeczy, na które chciałby trafić mając pod swoimi skrzydłami nieprzeszkolonego maga byłaby zapewne właśnie trupa Wojowników Tygrysiego Kła ze Smoczego Archipelagu czy inna, podobna im banda. Na szczęście w jego obecnych planach trasa ich przeprawy nie zakładała ani Smoczego Archipelagu, ani żadnego innego miejsca, w którym podobna grupa mogłaby się rozpanoszyć, toteż jeśli Bogowie nie postanowiliby zabawić się jego kosztem, istniała spora szansa, że Elion jedyną styczność z nimi będzie miał z ust Barnabasa.
    Odpowiedź chłopaka, zgadzającego się na jakiś czas nie używać magii bojowej usatysfakcjonowała go całkowicie. Tak długo jak Elion zamierzał dostosowywać się do jego próśb, Yorick był spokojny o bezpieczeństwo załogi i powodzenie własnych planów (w których skład wchodziło między innymi utrzymanie Eliona przy życiu). Oczywiście byłoby idealnie, gdyby chłopak rozumiał, że Yorik kieruje się czymś więcej niż własną ekscentrycznością i fanaberią, jednak na ten moment ich relacji pirat nie oczekiwał od Eliona podobnych wniosków. Ostatecznie, mężczyzna zdawał sobie sprawę, z reputacji jaka go otaczała i miał świadomość, że zanim chłopak odnajdzie się w ich nowym układzie, może minąć chwila czy dwie. Zwłaszcza, biorąc pod uwagę, skąd pochodzi jego świecący uczeń i jak wiele miał styczności z czymkolwiek poza propagandą Rady.
    Nie martwił się więc, dochodząc do dość banalnego wniosku, że na wszystko przyjdzie czas.
    Czekając, aż ciemnowłosy zada pytanie, Barnabas usiadł wygodniej, z jedną nogą przerzuconą przez podłokietnik krzesła i drugą - wyprostowaną i opartą o usłużny podnóżek pod stołem, odpalając sobie fajkę i już po chwili wypuszczając w górę kłąb dymu. Nie chcąc, by wypuszczony dym pojawił się nad jego stołem kompletnie na darmo, Yorick zmienił go w płynącą poprzez kajutę orkę i uśmiechnął się pod nosem obserwując jej podróż nad stołem. Orka płynęła spokojnie i niefrasobliwie, przepływając przez unoszące się w jej stronę parę wydobywającą się znad jedzenia. Wędzona ryba i chleb wyglądały dobrze, jednak Yorick kompletnie nie miał na nie ochoty. Mężczyzna upił wina i odstawił je na stół, raz jeszcze przesuwając spojrzeniem po jedzeniu, zaraz wracając spojrzeniem do płynącej między oparami mary. Korzystając z okazji, pirat ruszył od niechcenia palcami, formując dwie kolejne orki z pary i puścił je w podróż dookoła stołu i poustawianych na nim przedmiotów.
    Głos chłopaka i wypowiedziane przez Eliona sprawiły, że przenikliwe oczy kapitana natychmiast odnalazły jego własne tracąc rozmarzony błysk, który towarzyszył im, póki podążały z czułością za orkami. Elion mógł niemal poczuć, jak cała uwaga Barnabasa skupia się na powrót na jego osobie, w spokojnym, zaciekawionym wyczekiwaniu. Już po chwili na nonszalanckiej twarzy Yoricka wykwitł na wpół pobłażliwy, na wpół rozbawiony uśmiech. Pirat prychnął cicho, jednak nie przerywał, cierpliwie czekając na puentę. “Wielka niewiadoma” nie była może określeniem jakiego mężczyzna użyłby w odniesieniu do samego siebie, jednak z perspektywy Eliona faktycznie musiało to przecież tak wyglądać... Z drugiej strony, zastanowił się mężczyzna - gryząc się w język, żeby nie zanudzić siedzącego naprzeciw ucznia kolejnym już, filozoficznym “czyż nie my wszyscy” - czy skrytość sama w sobie (nawet ta przybierająca maskę przesadnej otwartości) nie była dość powszechną cechą?
    I to nie tylko w jego szacownej profesji!
    Ostatecznie, między poważnymi przedsiębiorcami, biznesmenami czy ludźmi najzwyczajniej w świecie ambitnymi od stuleci krążyło powiedzenie; “Im więcej mówisz, tym szybciej popełniasz błąd”.
    I choć z pewnością Barnabas nie stronił od słów per se, trudno było przecież zakładać, że ktoś z jego życiorysem będzie na lewo i prawo opowiadał o swoich prywatnych sprawach!
    Pirat westchnął sam na siebie i odtrącił przemożną chęć rozkładania wypowiedzi ucznia na czynniki pierwsze obiecując sobie, że jeszcze od tego wróci (pewnie w półmroku i samotności własnej kajuty lub na balkonie, z czymś mocniejszym do picia) zamiast tego wygładzając swoje oblicze do uprzejmego zainteresowania i skupiając się na kolejnych słowach Eliona w celu załatwienia dobrowolnie podjętych (żeby to cholera) zobowiązań.
    Wysłucha go. I odpowie na pytanie tak szczerze jak się da, choćby miał to przypłacić całonocnym stwierdzeniem faktów i uczeniem chłopaka od zera.
    Tym “nieczynieniem krzywdy innym ani sobie” Barnabas by osobiście nie szastał, tym bardziej, że w profesji którą wybrał robienie krzywdy magią było nie dość, że wyjątkowo wygodne to jeszcze niesamowicie spektakularne, a co za tym idzie - skutecznie. Yorick zamierzał nawet zwerbalizować tę uwagę, jednak ułamek sekundy później blondyn zorientował się, że Elionowi prawdopodobnie chodziło o niekontrolowane wybuchy czy… wypadki przy pracy, wobec czego pirat otworzył jedynie usta tylko i wyłącznie po to, żeby zamknąć je sekundę później i zająć oczy pływającymi dookoła świec orkami. Nakarmiwszy je dymem mężczyzna połączył je w jeden kłąb dymu w kształcie ośmiornicy, by następnie pokierować ją tak, aby przepełzała z jednego ramienia lampy na drugie.
    Cóż, rzeczywiście, nietrudno było wyobrazić sobie jak skonsternowani członkowie magicznej kasty głowią się i trudzą nad tym jak ktoś taki jak Barnabas panuje nad swoimi umiejętnościami jednocześnie pozostając...kimś takim jak Barnabas. Ostatecznie, absolutnie nikt nie wierzył, by mężczyzna miał w sobie dość samodyscypliny czy kontroli nad magią, by naginać potężne magiczne moce do swej woli niezależnie od okoliczności jednocześnie nie stając się emocjonalnym impotentem.
    Yorick zaśmiał się lekko pod nosem, uśmiechając wilczym uśmiechem na myśl o minach czarodziei dowiadujących się o banalności jego metod. Nieszczęśni, starzy głupcy…
    Na wspomnienie o Keltisie Barnabas powrócił myślami do rozmowy, uniósł wzrok znad podpalanej fajki i wyprostowawszy się, by włosy nie przysłaniały mu twarzy tak, jak robiły to gdy pochylał się w skulonej pozie na krześle - sięgając fajką do odpalonego z palca płomienia, uśmiechnął się półgębkiem, pozwalając by obraz kajuty i siedzącego naprzeciw Eliona przysłoniły na chwilę wspomnienia dawnego Mistrza i ciepła z jakim Keltris obejmował Yoricka swoją wiedzą i doświadczeniem. Dawne obrazy konspiracyjnej komitywy i zrozumienia, z jakim mężczyźni pracowali nad Barnabasowymi umiejętnościami trąciła w piracie starą, nieco zardzewiałą strunę melancholijnego rozrzewnienia i wdzięczności, do której mężczyzna nie miał zwyczaju wracać sam z siebie, a do której to któryś już raz z rzędu był przywoływany, wiedziony ku niej głosem Eliona i wypowiadanymi przez niego słowami. Pirat czuł, jak kolejne wspomnienia wracają o niego powoli, przewijając się przed jego oczami. Resztki nie doczyszczonego, ziemistego, orzechowo-korzennego Novirghawrqdzkiego tytoniu przemieszały się z jego własnym, cytrusowo-miodowo-rumowym, swoim smakiem i zapachem tym silniej przywołując dawno odłożone, zakurzone wspomnienia z odmętów Yorickowej świadomości.
    Jako pierwsza przypomniała mu się beznadziejność z jaką zaczynał swoje nauki u Keltrisa.
    Ostrożny dystans z jakim Mistrz pochodził o niego i jego napadów gniewu.
    Zszokowane niedowierzanie odbijające się w oczach mentora ilekroć drwiący z konwenansów i norm uczeń uskarżał się na Radę, Magów, system i filozofię korzystania z magii w ogóle. Pobłażliwe rozbawienie, z jakim Keltris przemawiał do niego, niby do narowistego konia, próbując nakłonić sfrustrowanego ucznia do kolejnych prób występowania wbrew własnej naturze. Wreszcie miękkie i ciepłe słowa otuchy, zaufanie i wizjonerski błysk w oku, gdy mistrz sugerował mu inne sposoby nauki. Prastare, jednak niejako nowatorskie podejście, dawno już zapomniane lub odstawione z pogardą do lamusa. Naiwne w swojej prostocie.
    Barnabas mógłby przysiąc, że niemal słyszy zachrypnięty, stary głos mistrza stojącego nad nim, dając mu instrukcje i poprawiając jego postawę swoją długą, bambusową witką.
    I choć ciemnowłosy mylił się dokumentnie w przeświadczeniu o unikalności Keltrisowej czy - prywatnym zdaniem Barnabasa - dawno i kompletnie zapomnianej przez nowożytnych magów filozofii magii, pirat był w stanie bez problemu uwierzyć, że znając jej techniki (czy raczej wyzbywając się technik?) Elion byłby w stanie osiągnąć niekwestionowane mistrzostwo, przy okazji nie narażając się na szwank. Choć tak po prawdzie, mając świadomość prawdziwej natury jego magii Yorick nie mógł nie zastanowić się, czy zmiana percepcji nie spowoduje więcej zamieszania i wybuchów, niż twarde trzymanie się technicznych ram.
    Ostatecznie Elionowa magia nie była tak spokojna jak jego własna. Choć może była to raczej zasługa młodości chłopaka? Jego nie obeznania ze światem czy, idąc arogancko nieco głębiej - z samym sobą?
    Barnabas przesunął po uczniu skupionym, analizującym spojrzeniem, jakby wyraz twarzy siedzącego naprzeciw chłopaka (na tamten moment zajętego rybą) miał dostarczyć mu jakichś odpowiedzi. Ponieważ jednak wskazówki odnośnie tego typu rozterek nie przychodzą szybko, a już tym bardziej nie podczas pierwszych dwóch minut od postawienia znaku zapytania, pirat westchnął ciężko i wypuściwszy dym z płuc, zanotował sobie w myślach, żeby w ciągu następnych treningów czy pokazów wybadać teren i zastanowić się, czy jeśliby założyć, że poza technikami blokady Yorick nauczy Eliona również kierowania magią tak, jak Keltris nauczył jego, czy przyniesie to więcej pożytku niż szkody. Ostatecznie, wszystko sprowadzało się do tego, czy koszt metaforycznej podróży Eliona nie okaże się wyższy od nagrody czekającej na jej końcu. Była to jednak kwestia do rozstrzygnięcia w najbliższych dniach, więc nie chcąc zajmować się nią natychmiast, blondyn skierował swoje myśli ku nieco praktyczniejszemu (z jego perspektywy) zagadnieniu.
    Co możesz mi powiedzieć...”
    Cóż, to konkretne sformułowanie nastręczało piratowi pewnych trudności, powodując, że mężczyzna zmarszczył nieco brwi i przygryzł ustnik fajki w zamyśleniu, przesuwając spojrzeniem po całej sylwetce Eliona, zupełnie, jakby mowa ciała chłopaka i niejako cała jego osoba miała dostarczyć Yorickowi jakichś skrajnie istotnych odpowiedzi.
    W głowie pirata cała zawiłość ich nietypowej relacji polegała niejako właśnie na tym, że Yorick nie mógł (czy raczej absolutnie nie powinien) powiedzieć Elionowi za wiele. I to z dwóch bardzo różnych powodów.
    Pierwszym, najważniejszym, był oczywiście fakt, że wbrew opinii chłopaka, sposób w jaki Barnabas posługiwał się magią nie był ani skrajnie skomplikowany, ani specjalnie wymagający w swoim zastosowaniu - w przeciwieństwie do technik powszechnie używanych w Novirghawrqdzku.
    Jego czary przychodziły same, nie przywołane magicznymi zaklęciami, inkantacją czy runami. Magia Barnabasa funkcjonowała razem z nim, zupełnie jak ciało i umysł, będąc niejako częścią niego samego, miast siłą, którą jedynie kierował, zmuszając ją do przybranej przywołanej odpowiednimi słowami formy. Oznaczało to mniej-więcej, że w przeciwieństwie do większości Magów, Yorick nie potrzebował zaklęć, nie musiał panować nad swoimi emocjami, by te nie wystąpiły przeciwko przyzywanemu zaklęciu i nie tracił czasu na wyszukiwanie w pamięci rzadziej używanych fraz, o tym, by “nasycić je” w swojej głowie magią i dzięki temu zmaterializować efekt w świecie rzeczywistym nie wspominając. Metoda magiczna Keltrisa, w połączeniu z paroma innymi przekazanymi przez niego sztuczkami sprawiała, że Yorick korzystał ze swojego potencjału szybciej i bardziej kreatywnie, co w połączeniu z ogromem jego potencjału robiło z niego niemal niepokonanego przeciwnika.
    Nie trudno było więc nie zauważyć, że zdradzając technikę Elionowi, Barnabas był niemal pewien, że zdradza ją też całej reszcie jego pobratymców, a co za tym idzie, naraża się na rychłe i dość krwawe zakończenie kariery i życia w ogóle. Oczywiście, można było założyć, że Wielka Rada czy jakieś pomniejsze jednostki zwyczajnie nie przyjmą techniki tego typu - Tym bardziej, że kolidowałaby ona mocno z panującym od wieku statusem quo oraz w zasadzie - zmusiłaby do postawienia paru bardzo niewygodnych dla hierarchicznej struktury państwa pytań, jednak wszystko to tylko przy założeniu, że nie pojawiłby się nikt gotów do zaryzykowania i przeprowadzenia rewolucji.
    A w to Barnabas, który przecież sam był chodzącą rewolucją, kompletnie nie wierzył, bo w jego nasączonej nienawiścią do Rady (i Novirghawrqdzku w ogóle) jaźni nie mieściło się kompletnie, by był ze swoimi odczuciami szczególnie odosobniony. Jasne, na pewno był nielicznym z tych, którzy w związku ze swoimi uczuciami postanowili coś zrobić - i wytrwali w swoich postanowieniach, niemniej, na pewno nie był jedynym.
    Inna rzecz, że jego metoda magiczna wymagała nieco wysiłku i dość sporej dozy pokory i samoświadomości (z których to Kasta Magiczna nigdy specjalnie nie słynęła) co mogło być, ale przecież kompletnie nie musiałoby być powodem, dla którego Keltrisowa myśl magiczna zwyczajnie by się nie przyjęła. Ryzyko było więc umiarkowane, choć wciąż oscylujące na granicy prawdopodobieństwa, a co gorsza, niemożliwe do oszacowania w pełni. Konsekwencje podjęcia go były natomiast… W zasadzie te same, co zawsze gdy w grę wchodziła Magiczna Rada czy magowie w ogóle.
    Drugim powodem był natomiast fakt, że tak już całkiem szczerze, Barnabas nie był jeszcze pewien, czy uczenie Eliona nieschematycznego sposobu czarów nie okaże się zwyczajnie problematyczne.
    Nie wspominając już o tym, że to co Yorick mógł Elionowi powiedzieć, a to czego Elion mógł się z tego nauczyć były dwoma bardzo odrębnymi rzeczami. Inna spraw, że przecież i jego własne początki, nawet pod okiem tak wprawnym jak to Keltrisa nie zaczęły się najlepiej. Samo przestawienie się mentalnie potrwało u niego parę dni, mimo, że był ogromnym fanem tego typu eksperymentów. Czy ktoś taki jak Elion (emocjonalnie i ideologicznie związany z Kastą i jej prawami) dałby radę się przestawić? Czy wytrwał by dość długo, żeby zmiany zaczęły przynosić efekty? Czy zdołałby przerobić w sobie wszystkie potrzebne do przerobienia rzeczy nie rozsadzając statku gdzieś po drodze?
    I wreszcie, czy opanowawszy technikę na tyle, by wrócić do Rady, nie postanowiłby w ramach podniesienia swojego statusu w grupie zajebać Yoricka i powrócić w glorii i chwale z jego głową na tacy?
    Wszystko to, a już w szczególności ta ostatnia wizja wyklaruje się zapewne samo - pomyślał Barnabas, dochodząc do niezbyt odkrywczej konkluzji, że co ma być to będzie i nie ma sensu przejmować się czymś, co jeszcze się przecież nie wydarzyło.
    Wniosek ten naszedł go rychło w czas, bo po kurtuazyjnym wstępie nadszedł wreszcie czas na faktyczne pytanie, które poza tym, że z nonszalancją i gracją baletnicy ominęło zostawionego przez Yoricka hinta odnośnie tego, na jakie konkretnie pytania chciałby odpowiedzieć, a które pozostawić na inny termin, wywołało w mężczyźnie delikatną konsternację.
    I to nie tak, że pytanie Eliona było złe samo w sobie, co do tego pirat był pewien. Było zdane z perspektywy kogoś, kto o magii Barnabasa zwyczajnie nie ma pojęcia (trudno się dziwić), toteż nie odnosiło się do niego praktycznie wcale. Mruknąwszy pod nosem, blondyn odchylił się na krześle i zaciągnął znowu, rozważając możliwe odpowiedzi. Po tylu latach magia stanowiła już nieodłączną część jego samego, podobnie jak ręce czy nogi. Poruszał nią w podobny sposób, nie tyle kierując nią, co raczej sobą samym i traktując ją jak przedłużenie własnej jaźni. Mężczyzna zdawał sobie sprawę, że przecież nie zawsze tak było, toteż spróbował cofnąć się pamięcią do swoich podstaw (tych drugich, już z Keltrisem - te pierwsze uznając za całkowitą pomyłkę i żart systemu)
    Po jego ustach przymknął łotrzykowski, gałgański uśmiech, kiedy przed oczami przesunęły się mu jego nędzne początki pełne frustracji, przekleństw, wybuchających rzeczy i medytacji zbyt szybko i łatwo zamieniającej się w głęboki sen lub napad gniewu. Ale poza tym, w zasadzie nie było w tym wiele filozofii. Od samego początku Keltris powtarzał mu, żeby pracował nad sobą samym i nie przejmował się magią w rozumieniu czegoś, czego trzeba się nauczyć z książek czy poprzez testy. Magia po prostu…Była. I przychodziła, kiedy Yorick potrafił doprecyzować, do czego jest mu potrzebna.
    Kwestia dochodzenia do perfekcji rozbawiła go nieco, bo tak po prawdzie, sprowadzała się do dokładnie tych samych rzeczy, co dochodzenie do perfekcji w czymkolwiek innym. Godzin ćwiczeń, skupienia, pracy nad sobą i determinacji podszytej desperacją. Mężczyzna zaśmiał się cicho na myśl o szczególnym wspomnieniu, kiedy nie poczyniwszy żadnych postępów przez miesiąc, wkurwiony i załamany przywalił pięścią w drzewo (jak ostatni kretyn) krzycząc coś o idiotycznym funkcjonowaniu świata i w konsekwencji, jak nietrudno się domyślić - złamał rękę, w efekcie czego krzyczał i wkurwiał się jeszcze więcej. Jak się jednak okazało, nie było tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo poczucie własnego przypały i zalewający go na myśl o poproszeniu Keltrisa o zrośnięcie mu kończyny wstyd (Keltris zawsze pytał o źródło Yorickowych obrażeń, a blondyn zwyczajnie nie potrafił przemycać kłamstw czy choćby półprawd pod uważnym spojrzeniem swojego mistrza) o szyderstwach Saiory (która w tamtym czasie władała magią o wiele lepiej od niego i nie szczędziła żadnej okazji do ponabijania się z młodego, naiwnego, wiecznie wkurwionego faceta) nie wspominając, natchnęło go dość, by kończynę zrósł sobie sam.
    Najlepszą odpowiedzią na pytanie o perfekcję byłoby więc “praktyką”.
    Co się zaś tyczy panowania nad magią, cały fun polegał w zasadzie na tym, że magia Barnabasa nie była czymś, nad czym mężczyzna specjalnie panował. Czy raczej - czymś, nad czym panował świadomie.
    - Cóż…- Yorick zastanowił się, zgrabnym ruchem nadgarstka rozpalając płomień wewnątrz własnej dłoni. Już po chwili płomyk rozciągnął się i owinął wokół kciuka mężczyzny, a następnie przewinął się między jego palcami, zwinął w kulkę, a następnie w krążek, którym to z kolei Barnabas zaczął bawić się niby monetą, szukając odpowiedniego słowa.
    - Obawiam się, że nie mam dla ciebie sensacyjnych odpowiedzi, moje ty Novirghawrqdzkie słońce w zenicie. - Przyznał oscylując między rozbawieniem, a nonszalancją. - Dochodzenie do perfekcji w magii nie różni się w zasadzie niczym od dochodzenia do niej w jakiejkolwiek innej dziedzinie życia. Osiągasz ją zawsze tak samo - Ćwicząc. Choć może, żeby lepiej ci to zobrazować, moje czary przypominają bardziej chodzenie niż, powiedzmy, szermierkę. Panuję nad nią dokładnie tak, jak ty nad swoimi nogami. Instynktownie. - Odparł w końcu, wzruszając nonszalancko ramionami i zakręcając ręką krąg, zamykając dłoń - zgniatając płomyk w środku. Mężczyzna roztarł palce w zamyśleniu i przeniósł wzrok na Eliona, sięgając pozbawioną już płomieni dłonią po wino. Słowo “okupiłeś” wywołało u Barnabasa lekkie skrzywienie. Jasne, jego nauka wymagała wiele pracy, skupienia, tysiące godzin spędzonych na medytacji, o bólach i upokorzeniach nie wspominając, jednak magia pozwoliła mu niemal dosłownie zdobyć świat. A przynajmniej jakąś jego część. Przez większość czasu Yorick nie myślał, że dar, który otrzymał od losu przyszedł zbyt wysokim kosztem. Ba! Czasami zastanawiał się, czy ilość przygód jakie przeżył, osób które poznał, dom, który zbudował dla siebie i swoich ludzi, generalnie: szczęścia, które przeżył, nie przyszło mu za łatwo. Barnabas był gotów przysiąc, że przyjdzie taki dzień, w którym Bogowie czy Karma przypomną sobie o jego nędznym istnieniu i ześlą na niego jakiś spektakularny kataklizm w ramach odpłacenia za przeżyte życie. - Jeszcze nie wiem… - Powiedział, bardziej do siebie, niż do Eliona, a zorientowawszy się, że padło to na głos, zaciągnął się dymem i odwrócił na chwilę wzrok, odganiając fatalistyczne myśli jak najdalej od siebie. - Kto wiem, może kiedyś się przekonam. - Zaśmiał się zaraz przyjemnie, jakby rzucając światu ciche, psotne wyzwanie. Nie chcąc jednak nadmiernie kusić losu, kapitan powrócił myślami do tematu rozmowy i postanowił rozwiać nieco własnych wątpliwości. - Czy Saiora tłumaczyła ci może, dlaczego jej zdaniem akurat moje techniki blokad usprawnią twoją efektywność? - Zapytał, autentycznie ciekaw, jednocześnie starając się samemu rozgryźć i odtworzyć tok myślenia, jakim musiała kierować się jego koleżanka..
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! - Page 3 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Pon 13 Wrz 2021, 14:58

    Na wszystko przyjdzie czas. Tak, jako istota niemal wieczna, też powinien w końcu przyjąć to do wiadomości. Miał czas na wszystko, na to żeby nauczyć się panować nad sobą, nad magią, żeby stać się niepokonany, podbić świat, zniszczyć go albo siebie czy cokolwiek, co mu się zamarzy. Miał czas i możliwości. Tylko jego problem polegał na tym, że pomimo prawie półwiecza na karku i życia pod kloszem Rady przez około połowę tego czasu, Elion nigdy nie nauczył się cierpliwości. Pretendował do niej, jak większość uczniów Akademii, bo tego od nich oczekiwano. Ale w duchu straszliwie się miotał. Tak naprawdę magia nie zabiła go tylko dlatego, że miał jakieś durne szczęście i ludzi, którzy chronili go przed krzywdą. W końcu trwał w wiecznym konflikcie między sobą sprzed przebudzenia mocy, a tym, którym musiał się stać po objawieniu, i ostatecznie nigdy nie był sobą w pełni. A sytuacja w jakiej postawiła go Saiora jedynie to uwypukliła, sprawiając że czuł się jeszcze bardziej zagubiony i bezradny. Być może to był jeden z powodów, dla których nie panował nad swoją magią ani teraz ani wcześniej? I być może Yorik w swej nieskończonej mądrości setek przeżytych lat potrafił to dostrzec lepiej niż sam Elion i chciał nauczyć go najpierw jak radzić sobie ze sobą, zanim naprawdę skupi się na mocy, ale młody mag na tę chwilę widział w nim głównie szaleństwo z okazjonalnymi przebłyskami geniuszu. W końcu w jakiś sposób panował nad potęgą czyniąc z niej zabawkę. Dosłownie. Elion był na statku jeszcze zbyt krótko, by magiczne pokazy kapitana przestały robić na nim wrażenie i by w duchu nie czuć sprzeciwu, który wpajano mu od ponad dwudziestu lat "magia jest narzędziem, nie zabawką! Okaż jej szacunek!" Po dzisiejszym dniu czuł się jak anarchista, ale czy nie był nim? Tkwił na pirackim statku pod banderą jednego z najniebezpieczniejszych ludzi na świecie. Oczywiście, że nim był. Podejrzewał, że jeśli Rada dowie się o przekręcie mistrzyni, ruszą za nim w pogoń. Racjonalnie przecież, nie chcieliby żeby ich najpotężniejszego ucznia kształtował ktoś wyjęty spod prawa.
    Przez moment obserwował sunący nad stołem dymny twór. Robił to w zabawny sposób, śledząc go samymi oczami, nie poruszywszy się ani o milimetr, ale gdy przepłynęła na tle Yoricka, zatrzymał spojrzenie na nim. Widząc maślany wyraz jego twarzy, ściągnął brwi i powrócił do jedzenia. Nie łatwo było mu traktować Barnabasa poważnie. Czy raczej, traktował go poważnie tylko w jednej kwestii - niebezpieczeństwa. Do całej reszty podchodził z pobłażliwością z jaką podchodzi się do wariata. Co co jednak było smutne, jeszcze ćwierć wieku temu również zachwycałby się pięknem magicznych sztuczek, miałby pewnie równie niedorzeczny wyraz twarzy jak on, a nawet spróbowałby przesunąć palami przez dym jak zachwycone dziecko. W końcu zanim moc skaziła mu krew, był jak wszyscy młodzi faceci w jego wieku - zachwycał się piękną muzyką, ładnym widokiem, buntował się ojcu, wymykał się z domu, upijał na potańcówkach w karczmie i zalegał z kimś na sianie w wozowni. Bił się, kochał, czerpał z życia garściami. Jednak w jego świecie, w świecie, w który wepchnął go los, nie można było dzierżyć narzędzia boskości i żyć jak śmiertelnik.
    Tymczasem Barnabas prezentował sobą to, co dla innych magów było stanem nie do osiągnięcia - był bogiem w ludzkim ciele. Bardzo rubasznym bogiem, należy nadmienić. Jego pozycja na krześle nie miała nic wspólnego z etykietą i młody mag zżymał się w sobie, raz jeszcze tłumiąc w sobie sprzeciw. Nie miał żadnego prawa go upominać, w końcu był kapitanem na swoim statku, a Elion... cóż, był jedynie sakiewką na bardzo drogi kruszec, czyż nie?
    Upił łyk wina słuchając odpowiedzi, która - jak się spodziewał - nie powiedziała mu zbyt wiele. Zdziwiłby się, gdyby było inaczej, toteż nawet nie podniósł wzroku. Praktyka, jasne, powiedz mi coś, czego nie wiem, miał ochotę sarknąć, ale oczywiście powstrzymał się. Dopiero wzmianka o instynktowości sprawiła, że zerknął spod brwi przestając kontemplować czerwień trunku.
    - Instynktownie? - powtórzył jakby to słowo w ogóle nie figurowało w jego słowniku w zestawieniu z magią. - Polegając na instynkcie zamiast na wiedzy i wyliczeniach mag prosi się o katastrofę - odparł, bezwolnie cytując jednego z mistrzów. Yorick, nie pierwszy raz zresztą, przeczył wszystkiemu, co Elion znał. - Chyba, że poprzez wielosetletnią praktykę doszedłeś do perfekcji działania na odruchach - wyjaśnił sam sobie ten logiczny zgrzyt. Przecież nie mogło być tak, że Yorick od początku działał instynktownie. To by go zabiło, a przecież siedział tu cały i zdrowy i oczywiście irytująco niefrasobliwy, nic nie robiąc sobie z tego, że jego uczeń łamał sobie głowę nie mogąc tego pojąć.
    Subtelny przebłysk nostalgii na twarzy kapitana tym razem w żaden sposób Eliona nie poruszył. Był przekonany, że jego działania nie mają nic wspólnego ze szczerością i przykazywał sobie, by się jej nie doszukiwać. Darował sobie również doprecyzowanie pytania. Wszak nie chodziło mu o konsekwencje zdobytej potęgi, tylko o sposoby nauki i trudności z nimi związane.
    - Zapewne - zgodził się bezbarwnie, lekko kołysząc kieliszkiem, wprawiając w ruch szkarłat. W kontraście do Barnabasa jego ruchy były oszczędne i miały w sobie tę irytującą bufonowato-szlachecką manierę. Absolutnie nie zachowywał się w ten sposób specjalnie, żeby wkurzyć kapitana, który kpił sobie z etykiety i formalności. Pewne rzeczy i on robił już instynktownie.
    Słysząc pytanie, westchnął, zdając się z rozdrażnieniem. Pytanie o Saiorę zbudziło w nim niechęć. Miał do niej żal i szczerze mówiąc, nie chciał mieć z nią już nic wspólnego. Odstawił kieliszek i uznając, że mimo wszystko ten wieczór odrobinę się przeciągnie, jednak sięgnął po fajkę, którą Barnabas wcześniej dla niego przygotował. Skrzywił się w duchu na brak zapałki pod ręką, ale chyba nie mógł się temu dziwić, Barnabas raczej nie korzystał z tak trywialnych narzędzi, skoro właśnie bawił się ognistą monetą. Dlatego Elion z najwyższą ostrożnością zaczerpnął odrobiny mocy, rozżarzając sobie opuszkę palca. Jak można było się spodziewać, białe linie na jego ciele zabłysły wtedy błękitnym światłem.
    Wsunął fajkę do ust i przytknął koniuszek palca do tytoniu, zaciągając się głęboko.
    - Podejrzewam, że w tej kwestii mistrzynią Adran - zaczął z przekąsem po tym jak wypuścił obłok dymu pod sufit - nie kierowała żadna teoria, jedynie czcze spekulacje. W końcu uwielbia robić eksperymenty - pokusił się o sarkazm. - Według niej podobny poziom naszej mocy jest wystarczającym powodem do tego, abyśmy doskonale się zrozumieli. A raczej żebyś ty zrozumiał dlaczego ja nie panuję nad potencjałem. - Elion był przekonany, że Saiora niewiele wiedziała o tym w jaki sposób Yorick posługuje się magią. Gdyby wiedziała, potrafiłaby przekazać tę wiedzę jemu, prawda? I nie musiałaby go nigdzie wysyłać. Chyba, że stał się częścią jakiejś gry między nimi, bo zaczynał szczerze wątpić w jakąkolwiek życzliwość z ich strony. Liczyły się interesy i układy, ewentualnie zemsta. Ufanie komukolwiek z nich czy z ich otoczenia było skrajna naiwnością, z której jakoś musiał się wyleczyć. - Ale jeśli chcesz znać moje zdanie, sądzę, że zwyczajnie podrzuciła ci kukułcze jajo. Pozbyła się problemu robiąc go tobie i prawdopodobnie ściągając ci na głowę połowę Rady. O ile wyjdzie na jaw, że tu jestem - dokończył odchylając się na oparcie krzesła i zaciągając dymem. Widać było w lekko przymkniętych oczach i subtelnym rozluźnieniu ciała, że ta czynność sprawia mu przyjemność.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! - Page 3 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Sro 06 Paź 2021, 21:00

    Zdziwienie w głosie Eliona wywołało na twarzy mężczyzny lekko pobłażliwy uśmiech, powstały głównie na wspomnienie swoich własnych przemyśleń z momentów, gdy Keltris odkrywał przed nim niektóre ze swoich kart. Koniec końców jego własne nastawienie nie różniło się od Elionowego aż tak skrajnie. Być może w Yoricu było więcej entuzjazmu, być może wydawało mu się to nieco mniej absurdalnie, niż wydawało się w tej chwili Świetlikowi, ale zapewne sama myśl o tym, że istnieje inny, nierozpowszechniany w Novirghawrqdzku sposób kontrolowania mocy zdziwił go podobnie. O ile nie bardziej. Słysząc wyuczoną na pamięć formułę, w dodatku tak obrzydliwą, mężczyzna przewrócił jedynie oczami, uśmiechając się przy tym cierpko.
    Prosi się o katastrofę - też coś. Z jego perspektywy oczywistym było, że prawdziwie potężny mag nie potrzebuje ani wyliczeń, ani szczególnie tajemnej wiedzy. Trudno mu było nie sarknąć pogardliwie w duszy na samą myśl o tym, że gdzieś tam - na północy - głupoty tego kalibru były uznawane za wiedzę powszechną i wpajane młodym, nie mającym pojęcia o istocie magi ludziom.
    Tego typu kłamstwa musiał jego zdaniem wymyślić ktoś, kto kompletnie nie umiejąc zapanować nad własnym potencjałem przekuł go w narzędzie do urzeczywistniania formułek, zaklęć i drobiazgowych danych. Żałosna słaba kreatura, prekursor wielkiego jarzma Rady i jej plugawych nauk, żeby go tak jasny chuj z ciemnego nieba.
    Yorick wypuścił powoli powietrze z płuc, uspokajając wzbierający w jego piersi gniew. Wypuściwszy przed siebie dym, pirat zmienił go w płaszczkę, która popłynęła na wysokości jego oczu nad stołem, kołysząc z irytacją zakończonym kolcem ogonem. Śledząc ruchy tytoniowej mary Yorick przypomniał sobie, jak kiedyś wraz z Yusufem widział całą ich ławicę, migrującą tylko w sobie znanym kierunku i uśmiechnął się pod nosem, tym samym odwracając swoją uwagę od związanej z polityką magów irytacji. Ilość zmarnowanego potencjału, zakłamania i psychicznego zniewolenia otaczających jego ojczyznę stanowczo nie była czymś, nad czym pirat zmierzał pochylać się akurat tego pięknego wieczoru. Zwłaszcza, że do niedawna unikanie w myślach tego tematu szło mu wprost wyśmienicie. Niestety mężczyzna miał nieprzyjemne przeczucie, że w najbliższym czasie wysiłek jaki należy będzie włożyć w utrzymanie bezsilnej złości i irytacji jakie budziły w nim podobne rozważania na wodzy będzie wyższy, niż dotychczas. Pirat zawiesił się na chwilę na tej myśli, na wskutek czego wisząca na żyrandolu ośmiornica odeszła w niepamięć i rozpłynęła się, ulatniając między szparami sufitowych desek.
    Wzmianka o "wielosetletniej praktyce" wprawiła mężczyznę w lekkie rozbawienie, nieco poprawiając mu humor brakiem swojej trafności, jednak Blondyn nie zdecydował jeszcze, czy wyprowadzenie Eliona z błędu leży w jego interesie. Zbył ją więc jedynie tajemniczym uśmiechem, zaraz upijając wina i ponownie zaciągając się dymem nie bez rozbawienia dostrzegając, że ich wspólna “kolacja” szybko i bez wysiłku przekształciła się w sesję palenia. Gdyby nie otwarte na oścież balkonowe okno, chwila czy dwie, a w kajucie zrobiłoby się siwo od unoszącego się pod sufitem dymu.
    Suche "zapewne" rzucone odnośnie okupywania magii mającymi nadejść w przyszłości wydarzeniami odbiło się złowróżbnie po czaszce Barnabasa, sprawiając że mężczyzna przesunął po uczniu przenikliwym spojrzeniem. Cała postawa chłopaka krzyczała niemal "Novirghawrqdzki Mag" (w dodatku krzycząc ostentacyjniej niż przez ostatnie trzy dni) ponownie sprawiając, że pirat nasrożył się mimowolnie, już w następnej sekundzie przekonując dosadnie samego siebie, że uprzedzenia i zamierzchłe przecież w obecnym kontekście życia animozje nie powinny dyktować jego zachowań. Bufonowato-szlachecka maniera, z jaką obnosił się Elion kusiła go, by utrzeć chłopakowi nosa, zepchnąć go z wyimaginowanego piedestału i tylko na wpół metaforycznie zmieszać go z błotem. Wiedział jednak, wiedział doskonale, że tak naprawdę to nie Świetlik sam w sobie budzi w nim tego typu zapędy (co z kolei było miłym odstępstwem od nowej "normalności" ich pierwszych wspólnych dni).
    Ba! Nawet bufonowata maniera nie była przecież czymś, z czym Yorick nie miał styczności już wcześniej, ilekroć na pokładzie jego statku nie pojawiali się dużo bardziej zapamiętali w swych postawach i uprzywilejowaniu szlachcice czy szlachcianki. Choć może właśnie o to mu chodziło?
    O to nieuzasadnione niczym przekonanie o własnej wyższości, pogarda i dystans z jakim zarówno czarodzieje jak i szlachcice podchodzili do mniej pretensjonalnie obłudnych od siebie? Barnabas westchnął i zmusił się do nie podążania tą myślą, nie chcąc psuć sobie humoru, ani przesadnie projektować własnych uprzedzeń w kierunku (bądź co bądź) swojego ucznia.
    Złość piękności szkodzi, a towaru deficytowego marnotrawić nie wypada. - pomyślał, upominając się nie wiedzieć który już raz podczas ostatnich pięciu minut. Trudno było mu nie zauważyć, że zwyczajowa dyscyplina z jaką podchodził o siebie i swoich myśli znacząco wymykała mu się przez palce ilekroć przebywał dłużej w towarzystwie Eliona. I choć racjonalnie trudno było mu się dziwić biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności,  blondyn obiecał sobie pochylić się nad tym w wolnej chwili i w miarę możliwości wyszumieć się jakoś, by kotłujące się w nim emocje nie zaczęły przeszkadzać mu w codziennym funkcjonowaniu.
    Na ten moment mężczyzna przypomniał sobie raz jeszcze, że sam ściągnął to nieszczęście na siebie, dając się omamić przejaskrawionym lamentom Saiory i że wobec tego nie wypada mu winić nikogo poza sobą.  Nie chcąc się jednak nadmiernie rozpraszać, zamiast na Elionie mężczyzna skupił się  na magii per se, dającej o sobie znać rozbłyskiem błękitnego światła.
    Na wszystkich Bogów - Żachnął się wewnętrznie Barnabas - jak ktoś, kto tak uskarża się na magię może być tak piękny korzystając z niej. Trudno było wprawdzie nie docenić ironicznego wydźwięku tego fenomenu, jednak mimo wszystko kapitan miał pewne trudności z utrzymaniem toru własnych myśli przed rozbiegnięciem się w stronę rozlicznych fantazji. Nie sposób było wręcz nie zastanowić się, jak wyglądałby Elion, gdyby czary przychodziły mu z równą łatwością i wprawą z jakimi przychodziły Barnabasowi. Jak zmieniłyby się jego ruchy? Jaką zmianę Yorick dostrzegłby w jego spojrzeniu?
    Mężczyzna przyglądał się siedzącemu naprzeciw uczniowi, próbując zobrazować sobie podobny efekt, zachwycony samym tylko wyobrażeniem podobnego pokazu.  Na szczęście kąśliwy ton Świetlika połączony z wzmianką o Mistrzyni Ardan skutecznie sprowadziła go z powrotem na ziemię, zmuszając do poświęcenia uwagi toczącej się przecież konwersacji.
    Prawdę powiedziawszy wyrzut w głosie Eliona nieco go bawił, zwłaszcza w kontekście eksperymentu, który jakby na to nie spojrzeć utrzymywał maga przy życiu. Nie, żeby Yorick był wielkim fanem zatajania przed ludźmi ewentualnego ryzyka oferowanych im przez niego rozwiązań, jednak, niezależnie od tego, w świadomości pirata pod koniec dnia liczył się głównie efekt, a ten, jakby na to nie spojrzeć był całkiem niezły, zważywszy na to, że Elion wciąż miał fizyczną możliwość wściekać się o cokolwiek.
    - Cóż… - Mężczyzna zastanowił się chwilę, oglądając z pozornym zaciekawieniem kręcące się w kieliszku wino. - Nie ma potrzeby na siłę robić z naszej ukochanej Mistrzyni większego bólu w dupie, niż jest nim w istocie. Osobą, która zgodziła się na twoją obecność tutaj, organizując ci te darmowe wakacje z przygodami - jestem ja.- Barnabas uśmiechnął się pięknie, odsłaniając zęby i popatrzył na Eliona spokojnie. - Oczywiście nie zgodziłbym się bez odpowiedniej zachęty z jej strony, jednak jeśli już koniecznie musimy wskazywać winnych ewentualnych problemów z Radą czy innych... technicznych animozji jakim przyjdzie nam stawić czoła, nie trzeba nam szukać dalej, niż poza tę kajutę. Z resztą, twoja troska o moje problemy z tą bandą stetryczałych dziadów, poza tym, że oczywiście wzrusza mnie do żywego - nie jest szczególnie potrzebna. Jak sam roztropnie zauważyłeś będę - czy raczej będziemy go mieli, tylko "o ile" się dowiedzą. -Pirat podkreślił wypowiedziane wcześniej słowa Świetlika zrzucając nogę z podłokietnika i opierając jedno przedramię o stół, tak by móc wygodnie pochylić się nad jego blatem. Na jego wargach rozciągnął się leniwie drapieżny uśmiech, a w niemal szarych z uwagi na światło oczach błysnęła niebezpieczna iskra.
    - A póki będziesz stosował się do moich zaleceń, póty szpiedzy Rady nie będą mieli o niczym pojęcia. Ostatecznie nie pierwszy raz coś przed nimi ukrywam. - Mężczyzna wzruszył ramionami i uśmiechnął się łobuzersko, posyłając uczniowi oczko i przeczesawszy włosy palcami odchylił się z powrotem na krzesło, powracając do poprzedniej, swobodnej pozy. - Wracając jednak do Sairory, niezależnie od jej kontrowersyjnych metod, trzeba przyznać, że jej eksperymenty odnoszą efekty z imponującą skutecznością. -Przyznał z delikatnym podziwem, pozwalając, by po jego wargach przesunął się rozbawiony uśmiech. - Chciała, żebyś żył i żyjesz. Założyła, że będę rozumiał z czym się borykasz i faktycznie rozumiem. - Barnabas uśmiechnął się szerzej i przeniósł spojrzenie jasnych tęczówek wprost na swojego ucznia. -. Choć faktycznie, byłoby niezręcznie gdybym nie rozumiał, biorąc pod uwagę ile nas łączy. - Powiedział i zaśmiał się ironicznie, następnie jakby w zamyśleniu odwracając głowę ku oknu, w którym odbijały się ich kontrastujące ze sobą sylwetki. Pirat postukał się ustnikiem fajki w dolną wargę, widocznie znów nad czymś myśląc. - Za jasną cholerę nie potrafię wpaść, jakim cudem  blokady miałyby w czymkolwiek pomóc, zwłaszcza, że biorąc po uwagę, jak  twoja magia rozpieprza mi beczki i wiadra, techniki tego typu mogłyby uzyskać efekt odwrotny od zamierzonego, niefortunnie kładąc cię trupem, jednak koniec końców nie robi to przecież różnicy.
    Grunt, że wiem, czym je zastąpić i jak utrzymać cię wśród żywych dość długo, by nauczyć cię ich później. Na ten moment, moje ty...kukułcze - khm - jajo, obawiam się, że nie przekażę ci niestety niczego nazbyt odkrywczego. Boję się widzisz, że odpowiedzią na twoje tak licznie i chętnie wygłaszane troski jest praktyka. I teraz nie zrozum mnie źle, jestem pewien, że Mistrzyni Ardan zrobiła wszystko co w jej mocy, by jakoś nauczyć cię panowania nad sobą.
    To, że w jej mocy nie leży wiele to z kolei inna kwestia…
    Mężczyzna prychnął i wstał zrzucając wcześniej nogę z podłokietnika z donośnym tupnięciem. Okrążywszy fotel na którym do tej pory siedział, Barnabas uśmiechnął się delikatnie i chwycił za oparcie mebla jedną dłonią, drugą znów stukając się fajką w dolną wargę w wyraźnym zamyśleniu. - Tak się na szczęście szczęśliwie składa, że w mojej “mocy”, że się tak wyrażę leży o wiele więcej. I w twojej też zacznie. -W głosie Yoricka czuć było wyraźnie pewność siebie i coś na kształt leniwej determinacji. W jego wyprostowanej, dumnej pozie, ze wzrokiem wciąż zwróconym w stronę okna trudno było nie dostrzec aury kogoś, kto nie tylko ma już doskonale uformowany plan, ale i konkretne założenia co do mających nadejść efektów. Pirat różnił się od innych mistrzów magii, jednak tym co w mającej ich łączyć relacji odróżniało go najbardziej był z pewnością fakt, że po raz pierwszy w karierze Eliona miał go uczyć ktoś, kto dysponował równym mu potencjałem, a co za tym idzie: ktoś posiadający adekwatne oczekiwaniami i odpowiednie doświadczenie.
    - Myślę jednak, że praktyką zajmiemy się już na lądzie, gdzie nie będę musiał nieustannie drżeć całym swoim udręczonym jestestwem o to, czy nie puścisz czegoś z dymem tuż po tym jak zostawiwszy cię bez nadzoru pójdę zająć się innymi zobowiązaniami. Nie jest to prawdę rzekłszy coś, czym uśmiecha mi się w obecnej chwili ryzykować, a pech chce, że mam dość własnych zajęć, by co dzień wyszukiwać dla ciebie dość czasu, by przyniosło to jakikolwiek sensowny efekt.- Barnabas uśmiechnął się krzywo jakby sam do siebie i powrócił spojrzeniem do Świetlika, zaciągając się dymem. - Do celu podróży zostały nam mniej-więcej dwa tygodnie, a ponieważ wiem już, czym grozi zostawienie cię bez żadnych konkretniejszych instrukcji, wykorzystamy ten czas, żeby otrzepać cię jakoś z oblepiającego cię Novirghawrqdzku ideologicznego brudu. Ostatecznie, skoro przyszło ci zmienić wreszcie otoczenie, również twoje nastawienie powinno ulec zmianie. - Spokojne oczy pirata przesunęły się po siedzącym naprzeciw Świetliku z krytyczną iskrą tlącą się gdzieś za pogodnym wyrazem. - Zależy mi na uniknięciu nieporozumień między nami, więc wyrażę się najjaśniej, jak potrafię:  Nie podoba mi się twoje podejście do potencjału. Nie obchodzi mnie też specjalnie dlaczego je masz i które wymówki twoim zdaniem usprawiedliwiają niechęć, którą się kierujesz. Za mniej-więcej dwa tygodnie od teraz zaczniesz trening pod moim okiem i choć nie spodziewam się po tobie zniewalającej metamorfozy, oczekuję, że twoja postawa ulegnie zmianie. Chcę, żebyś przez resztę rejsu oswoił się ze swoją mocą w codziennym życiu. Poznał granice jej komfortowego użytkowania. Żadnych fajerwerków, żadnych wybuchających wiader, żadnych ekstrawaganckich pokazów - nic, w czym nie czujesz się pewnie. - Podkreślił mężczyzna, patrząc twardo wprost w oczy ucznia. Następnie, opuściwszy rękę z oparcia fotele pirat przeszedł się po kajucie, podchodząc bliżej okna. oparłszy się ramieniem o framugę drzwi prowadzących na balkon Yorick zaciągnął się dymem raz jeszcze, zaraz wypuszczając go w górę i tworząc z niego ławicę małych rybek.Jego ton nie był przesadnie władczy ani krytyczny, słychać było jednak, że polecenie nie podlega dyskusji.- Jeśli będziesz miał z czymś problem, lub najdą cię pytania wymagające odpowiedzi, możesz oczywiście liczyć na moją pomoc. Poza tym możesz swobodnie spędzać czas sam lub z resztą załogi. Potraktuj to jako…Okres próbny, spontaniczne wakacje czy może nawet czas dla siebie.  Oddaję ci do dyspozycji moje księgi, (o ile oczywiście uprzedzisz mnie przed ich pożyczeniem) pozwalam na swobodne poruszanie się po statku. Tak jak mówiłem wcześniej, w zamian zależy mi jedynie, abyś nie tworzył mi swoją obecnością niepotrzebnych problemów. - Zakończył z obojętnością Barnabas i choć nie był pewien, czy Elion rozumie dokładnie, gdzie zaczynają lub kończą się “niepotrzebne problemy” miał nadzieję, że w razie wątpliowści siedzący naprzeciw niego mag wykaże się dostateczną odpowiedzialnością, by przynajmniej zapytać. - Pytania?
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! - Page 3 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Pią 22 Paź 2021, 12:09

    Cierpki uśmiech czy pobłażliwość przestawały robić na Elionie wrażenie. Yorick tak miał, ewidentnie czuł się lepszy od wszystkich i wszystkiego, bardzo lubiąc manifestować otoczeniu swoją dezaprobatę wobec rzeczy, które nie zgadzały się z jego światopoglądem. Właściwie, nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby tym światopoglądem dzielił się przykładowo z Elionem. Wtedy młody mag wiedziałby z czego wynikała, a tak musiał zadowalać się domysłami, ewentualnie, w stanie większej niechęci, po prostu zarzucać mu w myślach bycie bucem i pyszałkiem. Nie zdziwił go także cwaniacki uśmiech, który oczywiście nic nie wyjaśniał, podobnie jak milczenie. Więc ponownie, Elion nie dostał żadnych odpowiedzi i zmuszony był odpowiedzieć sobie sam.  Najwyraźniej Yorick miał gdzieś czy jego uczeń wyciągał dobre czy złe wnioski. Nie żeby to dziwiło Eliona. Powoli wszystko przestawało go dziwić.
    Nie umknął mu fakt, że jedno słowo, które w zasadzie nie miało żadnego znaczenia, wywołało w Yoricku jakieś poruszenie. Czyżby uznał, że próbuje go zastraszyć? To ciekawe. Pod wpływem wnikliwego spojrzenia, Elion lekko zmrużył oczy, naturalnie nadając twarzy wyraz zastanowienia i niemego pytania, co zaś w zestawieniu z chłodnym spokojem sprawiało, że na chwilę stracił całą łagodność naiwnego dziecka. Cóż, nie był dzieckiem. Od dawna. Ale czyżby wielki i potężny postrach mórz i oceanów obawiał się konsekwencji swoich czynów? A może tego, co mogłaby zrobić Rada gdyby dowiedziała się gdzie jest ich problematyczny, uzdolniony uczeń? Elion nie sądził, by mógł użyć jakiejkolwiek z tych rzeczy jako karty przetargowej, nawet jeśli Barnabas faktycznie (jakimś cudem) czuł respekt przed konsekwencjami czy zastępem magów Rady rzucającym się za nim w pogoń. Po pierwsze i najistotniejsze, zanim użyłby tej karty, pewnie zginałby długą i bolesną śmiercią, a po drugie, wcale nie zależało mu na zastraszaniu jedynego człowieka, który teoretycznie mógł mu pomóc.
    - Nie miałem na myśli nic złego - sprostował, tym samym jasno pokazując, że dostrzegł w postawie Barnabasa więcej niż pewnie ten by sobie życzył. Kusiło go żeby podkreślić, że nie przybył tu jako wróg, nawet nie jako potencjalny wróg, ale ugryzł się w język. Akurat na tym żeby zbudować choćby szczątkowe zaufanie, przestało mu zależeć. Chwilami miał wrażenie, że gdyby przestali rozmawiać, wszystko byłoby prostsze. To właśnie słowa zgrzytały między nimi, to właśnie przez nie wydawali się sobie tacy różni. A nie byli. Elion nie lubił tej myśli. Owszem, w trakcie walki czy dzisiejszych ćwiczeń, kiedy otoczony yorickową magią pozwalał sobie na komfort zabawy, było mu z tym szalenie dobrze. Z poczuciem niemego zjednoczenia jakby odeszły w niepamięć wszystkie uprzedzenia. Wiedział jednak, że nie powinien sięgać do tego wrażenia, nie powinien się nim mamić. Branabas był magiem, oczywiście, ale to nie sprawiało, że automatycznie stawał mu się bliższy. Nawet jeżeli tutaj, na tym cholernym morzu, w pewnym sensie byli zupełnie sami.
    Wyczuwając na sobie kolejne wnikliwe spojrzenie, uniósł wzrok znad zapalanej fajki. Poblask błękitu właśnie gasł w jego oczach, na powrót czyniąc je naturalnymi, o ile można tak powiedzieć o dwubarwnych tęczówkach. Tym razem jednak nie dostrzegł w Yoricku poprzedniego chłodu, a coś zgoła innego, co sprawiało, że po odjęciu fajki od ust, zwilżył je końcem języka i przezornie odwrócił wzrok próbując odciąć się od zalewający go, nieodpowiednich i niechcianych teraz uczuć. Widział podobne spojrzenie już wcześniej, podczas walki, coś na kształt fascynacji, przez którą jego ciało stawało się zbyt świadome obserwujących go oczu. Wtedy, gdy ogarniały go różne emocje od ekscytacji poprzez gniew aż do zachwytu, ciężko było powiedzieć która z tych emocji przeważała i przez którą tak naprawdę jego tatuaże rozpalały się jak morska latarnia. Zapewne przez wszystkie na raz, teraz jednak, kiedy błękitna poświata znów na moment roziskrzyła biel, znaczyło to tyle, że Elion w porę nie powstrzymał czegoś, co zachwiało jego równowagą. W tym przypadku żywej ekscytacji. I to z gatunku tych pierwotnych, które wychodziły przed szereg mając w głębokim poważaniu rozsądek i wstyd. Nie podobało mu się, że reagował tak mocno na każdy przejaw zainteresowania z jego strony, jak pies łasy na pochwały. Pod tym względem, autentycznie się sobą brzydził. Całe szczęście jednak, jakkolwiek Barnabas nie byłby chwilami... rozpraszający, trening w Akademii dawał rezultaty. Elion łapał kontrolę bardzo szybko, więc po mrugnięciu okiem wydawał się równie zdystansowany i zimny, co wcześniej. To, że Yorick również odwrócił wzrok, miało w to swój wkład, jego dalsze słowa, też pomogły.
    Darmowe wakacje z przygodami? Też coś. Zastanowiło go tylko dlaczego kapitan wziął na siebie całą odpowiedzialność? Mógł z powodzeniem zrzucać winę na Saiorę, a jednak jasno wyraził, że był to jego świadomy wybór. Elion nie bardzo wiedział jak powinien to odbierać. Podobnie jak słowa musimy, nami, mieli, sugerujące, że był częścią wszystkiego, a nie tylko niewygodnym dodatkiem do worka Pyłu.  
    Bezwiednie przygryzł ustnik fajki, kiedy Barnabas przechylił się przez stół darując mu jeden z tych swoich drapieżnie seksownych uśmiechów.
    - Bez obaw - odparł sięgając do wszystkich pokładów samokontroli. Tym razem nie odebrał jego słów jako groźby. - Będę stosował się do zaleceń. Nie zależy mi na kłopotach z Radą ani na sprowadzaniu ich na ciebie.
    Nie miał wątpliwości, że ukrywanie się przed magami z Novirghawqu Barnabas opanował do perfekcji. Nie mógł też nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że eksperyment mistrzyni odniósł zamierzony skutek. Ale nie znaczyło to, że wybaczy jej szafowanie jego życiem w imię nauki. Nie godził się na to. Zresztą, bez tatuaży też jakoś dawał radę. W wielu przypadkach było nawet lepiej, bo może magia wciąż z niego wyciekała, ale wtedy nie musiał uczyć się jak obchodzić zabezpieczenia by w ogóle zacząć czarować. Obawiał się, że jeśli kiedyś nastąpi moment, w którym pozbędzie się Pyłu, będzie to oznaczało uczenie się wielu rzeczy na nowo.
    Elion uniósł brwi niemo pytając "doprawdy?", gdy Yorick śmiało założył, że rozumie jego problem. Ciekawe, bardzo ciekawe. Już miał zapytać czym wobec tego dokładnie ten problem był, ale kapitan mówił dalej, skutecznie uciszając Eliona na dobrych kilka chwil. Nagła zmiana postawy kapitana tak bardzo go zaskoczyła, że przechylił głowę wpatrując się w niego z mieszanką niedowierzania i nieufności. Po prostu nie spodziewał się takiego zaangażowania. Nawet nie zirytował się w duchu, że Barnabas znów mówił o praktyce jako remedium na wszystko, fenomen jego zachowania przyćmiewał dosłownie wszystko. Poza tym było coś szalenie ujmującego w pełnym determinacji, zdecydowanym i zaangażowanym Yoricku, coś, przez co w Elionie zatliła się maleńka iskierka nadziei. Wcale nie chciał rozpalać jej na nowo, wolał uważać Barnabasa za środek do celu, nie autorytet. Nie chciał mu ufać, ale odkrył, że gdyby sobie na to teraz pozwolił, byłoby to śmiesznie łatwe. Postrach mórz i oceanów był świetnym manipulantem, bez wątpienia, ale zamiast to roztrząsać, Elion uchwycił się tego, co wydawało mu się najistotniejsze - unikanie nieporozumień. Tak, też by sobie tego życzył.
    Na koniec całego wywodu Elion zamrugał kilka razy, wydał z siebie sapnięcie, mogące oznaczać albo brak odpowiednich słów albo zdumienie graniczące z osłupieniem, a niebieskie drobinki zatańczyły wokół niego wypchnięte przez emocje.
    - Obawiam się, że mam całą masę pytań - odparł powoli. Nie wiedział jak powinien zareagować. Jeśli dobrze zrozumiał wszystkie te wzmianki o ideologicznym brudzie i zmianie nastawienia, wiedział do czego zmierzał Barnabas. Nie wiedział tylko jak miałoby to pomóc mu w kontrolowaniu mocy. Na tę chwilę wyparcie się wszystkich zasad, które do tej pory trzymały go przy życiu wydawało sie skrajnym szaleństwem. Musiałby zaufać, że Yorick wie co robi, a zaufanie po tym, czego doświadczył z jego strony wczoraj było równym szaleństwem. Chyba.
    Naprawdę miał już dość balansowania nad tą przepaścią. Chciał w końcu znaleźć sobie miejsce na tyle wygodne i spokojne, żeby nie musieć się co chwila martwić, że podjął złą decyzję. Byłoby dużo łatwiej, gdyby Barnabas nie był... Barnabasem.  
    Pełen sprzecznych emocji podniósł się z krzesła, ruszając ku Yorickowi, którego rosła sylwetka odbijała się w szkle balkonowych okien. Zanim jednak zdecydował się wyrazić jakąkolwiek wątpliwość, stanął blisko, zaglądając mu w twarz z ostrożną fascynacją, trochę jakby patrzył na niego po raz pierwszy, albo jakby spodziewał się, że to wszystko to tylko jakiś głupi, złośliwy żart.
    - Brzmisz tak, że niemal wierzę, że chcesz mi pomóc - powiedział wprost, zaskakując nawet samego siebie. Zmarszczył brwi i uśmiechnął się niepewnie. - Przedziwne - stwierdził, plecami opierając się o okno. Wciągnął w płuca dym i odchyliwszy głowę na chłodne szkło, wypuścił siny obłok pod sufit. Była w jego zachowaniu jakaś nieoczywista naturalność, jakby przez zaskoczenie pogubił wpojoną w szkole sztywność.
    - Zapomniałem, że w świecie poza Akademią ludzie są inni. Tam bardzo łatwo jest zapomnieć jak wygląda prawdziwe życie, jakimi kieruje się zasadami. Jestem pewien, że kiedyś to wiedziałeś, może nadal pamiętasz, w końcu byłeś starszy niż ja, kiedy potencjał się w tobie obudził. - Spojrzał na niego zastanawiając się ile dokładnie miał wtedy lat. Trzydzieści? Może trochę mniej. Dzieciom łatwiej jest przez to przejść. - Miałeś wykreowany pogląd, może nawet plan na życie, a potem okazało się, że wszystko, co znałeś, nie ma żadnej wartości tam, gdzie od tej chwili zmierzasz. Musiałeś zmienić myślenie, przyzwyczajenia, nawet hierarchię wartości, stać się innym człowiekiem, kimś na miarę przyszłego mistrza. - Uśmiechnął się gorzko. - Sprostać oczekiwaniom, wpasować w standardy. Aż w końcu zaczynasz wierzyć we wszystko, co mówią, w jedyną słuszność ich słów, bo bunt nie wchodzi w grę, bo krzywdzisz siebie i innych będąc zbyt pogubionym żeby zapanować nad tym, co oni nazywają darem, a ty przekleństwem. Tylko to daje ci jakąś kontrolę.
    Spojrzał na dogasającą fajkę, na swoje palce otoczone błękitną poświatą, która nie znikała odkąd wstał z krzesła, a nawet wzmocniła się teraz podsycona melancholią.
    - Nie użalam się nad sobą, ani nad tobą, nie o to mi chodzi - kontynuował, odwróciwszy głowę by w końcu spojrzeć Yorickowi w oczy. Nie szukał jego aprobaty ani tym bardziej sympatii. Sam nie był pewien dlaczego mu to mówi. Przecież nie zależało mu żeby zrozumiał, w końcu jaka była szansa, że i tego nie zbagatelizuje uznając go za szczeniaka, który gówno wiedział o życiu? Tym bardziej, że powiedział przed chwilą, jak to nie obchodzą go uzasadnienia. A jednak Elion mówił. I mówił szczerze. - Zmierzam do tego, że błędnie zakładasz moją krótkowzroczność. Teraz, widząc jak korzystasz z mocy, rozumiem że odnalazłeś na to sposób inny niż uczą w Akademii, więc głupotą byłoby z mojej strony próbować uparcie trwać przy zasadach, które do tej pory się nie sprawdziły. Ale na tę chwilę nie potrafię sobie wyobrazić jak mógłbym żyć inaczej. Po prostu nie znam innego sposobu i nie poznam go jeśli mi nie pokażesz. Mogę co najwyżej kompletnie zignorować nauki Akademii wracając do myślenia i czucia sprzed obudzenia potencjału, ale nie wiem czy to nie wygeneruje problemów, przed którymi tak chcesz się ustrzec. Nie wiem, co się stanie kiedy pozwolę sobie po prostu odpuścić. Może nic, a może cały statek pójdzie z dymem. Więc po prostu powiedz mi, czego oczekujesz. Jakiego nastawienia, jakiej zmiany? - Rzeczywiście przez moment wyglądał na zagubionego. Jego fajka zdążyła się wypalić, a on zamarł z przymkniętymi oczami i twarzą ściągnięta znużeniem i smutkiem. Zimny błękit potęgował to wrażenie. - Byłoby prościej gdybyś powiedział mi jakie sam masz nastawienie i na czym powinienem się wzorować.

    Sponsored content

    For glory, power and gold! - Page 3 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Sponsored content

      Similar topics

      -

      Obecny czas to Czw 16 Maj 2024, 14:37