For glory, power and gold!

    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Pią 16 Paź 2020, 16:21

    Być może Barnabas był już zbyt stary by pamiętać cały możliwy ból, który szedł w parze z potęgą, a może od zawsze patrzył w przyszłość z nadzieją i pewnością. Może był szczęśliwszy w jego wieku i właśnie dlatego nie rozumiał głęboko skrywanej przez Eliona niechęci wobec własnych umiejętności. Mag w normalnych okolicznościach spychał obawy i gorycz daleko poza krańce świadomości, ale tak jak w stanie upojenia nie potrafił poskromić mocy, tak nie potrafił też poskromić myśli, które wylewały się z niego z równą śmiałością i bezmyślnością co magia. Jutro będzie żałował każdego słowa, ale dzisiaj świat mógł przestać istnieć, a on by nie zauważył.
    I tak jak można było się spodziewać, kolejnego dnia żałował wszystkiego. Najbardziej jednak tego, że nie był na tyle silny, by uczyć się w normalnym trybie i tego, że w ogóle Siora go tu wysłała. Jeśli to wszystko miało być tylko jakąś głupią karą za jego słabość, to nie wiedział czy to zniesie.
    Razem z prychnięciem i nową ksywką, Elion uniósł lekko podbródek, a jego spojrzenie stwardniało. Zaskakujące było jak wiele godności mógł mieć ktoś, kto wyglądał jakby właśnie odbył mało chwalebną bitkę w karczmie. Jednak cokolwiek by o Elionie nie mówić i jakkolwiek źle by się nie czuł, niewymuszone dostojeństwo, którym cechowali się wszyscy magowie (a przynajmniej wszyscy magowie z Novirghawrq) zdawało się przylgnąć do niego na dobre.
    Nie skomentował wymiany zdań między Barnabasem a Erickiem. Ba, nie powiedział nic nawet na te wyrazy współczucia z bardzo prostej przyczyny - nie wierzył w ani jedno. I to by było na tyle jeśli chodziło o zaufanie, które Yorick chciał gdzieś tam budować sobie z czasem. Elion może w tej chwili na to nie wyglądał, ale czuł się jak szczur na tonącym statku - zaszczuty i przerażony. I jedyne czego spodziewał się po Yoricku, to krzywdy.
    - Dziękuję - mruknął kurtuazyjnie, wcale nie czując się za nic wdzięcznym. Wszedł do środka, bezwiednie wodząc spojrzeniem po wystroju kajuty. Owszem, był tu wczoraj, ale wtedy nie był w stanie skupić się na takich niuansach. Zresztą i teraz nie miał chęci na podziwianie pysznych mebli ani zastanawianie się nad tym, że w zasadzie właśnie zbliżył się do yorickowej prywaty.
    Dostrzegłszy Yusufa i jego radosny uśmiech, Elion skłonił mu się płytko. Beznamiętnie patrzył na tę uroczą scenkę. Brew nawet mu nie drgnęła, kiedy Barnabas wyrecytował wszystkie swoje imiona, bo po pierwsze nie był pewien czy wszystkie były prawdziwe, a po drugie mało go to obchodziło, podobnie jak mało obchodziło go jakie relacje miał kapitan ze swoim pierwszym oficerem. Jeszcze wczoraj był zaintrygowany, ale dzisiaj... dzisiaj miał ochotę udusić wszystkich z sobą na czele.
    Nawet nie odprowadził oficera spojrzeniem. Wpatrywał się gdzieś w punkt przed sobą, napięty jak struna, która mogłaby w każdej chwili pęknąć. Nie ruszył się też, obrzucając zacierającego ręce Yoricka spojrzeniem tak bardzo pozbawionym jakiegokolwiek wyrazu, że ciężko było zinterpretować o czym myśli. A myśli galopowały przez jego głowę z szybkością stada przerażonych koni. Bardzo szybko zrozumiał, że po Barnabasie mógł spodziewać się dosłownie wszystkiego, a nieprzewidywalność cholernie go przerażała. Elion działał na wypracowanych schematach, na zasadach wpojonych mu latami nieczułego wychowania i wymogami świata w jakim przyszło mu żyć. Rzucony w paszczę chaosu gubił się okrutnie. Zdawał sobie sprawę, że rozmowa, którą za chwilę będzie zmuszony odbyć będzie nieprzyjemna, ale jako uczeń przywykł do bycia pouczanym. Tylko niestety wiedział już, że kapitan nie działał jak mistrzowie, których znał i do których przywykł.
    Gest go zaskoczył. Drgnął wyraźnie i choć różnili się od siebie gabarytami, to Barnabas mógł wyczuć chwilowy opór ciała, które bez wątpienia było silniejsze niż na to wyglądało. Nawet w obecnym stanie.
    Z ociąganiem dał się poprowadzić, słuchając słów, które w końcu miały jakiś związek z jego sprawą. Już pierwsze kilka zdań sprawiło, że miał ochotę warknąć. “Młodzieńczy mętlik” ubódł w jego godność, osiadł wstydem na duszy. Pamiętał swoje wyznanie z wczoraj i choć wiedział, że zostanie użyte przeciwko niemu, nic nie mógł poradzić na gniew zbierający się w trzewiach. Palił go jak ogień wzbierający w smoczej gardzieli.
    Nie miał pojęcia do czego to zmierza, ale miał cholernie złe przeczucia.
    Spojrzał na swoje odbicie w szybie kapitańskiego okna. Obraz zamazywał się delikatnie, błyskał niezmordowanym błękitem i był cholernie obcy przez wzgląd na to, że nie odbijał się w nim sam. Obejma yorickowego ramienia, jak klamra spajała go z tym miejscem, z tym momentem. Ciężar i ciepło jego ciała w innych okolicznościach uznałby za przyjemny, ale teraz oznaczał łańcuch zależności.
    “Mam rodzinę.”
    Wspaniale, dobrze dla ciebie - syknął w myślach z goryczą. Na moment spojrzenie dwukolorowych oczu, przedtem twardo wbite w obraz ich sylwetek, uciekło w bok. Naturalnie słowa Yoricka były dla niego zrozumiałe, podobnie jak jego obawy, choć takie pojęcie jak “rodzina” czy nawet “przyjaciel”, były dla Eliona jedynie odległym echem, rzeczami o których wiedział, że istniały, ale nie w jego rzeczywistości. Więc w tamtej chwili Elion wiedział już do czego to zmierzało. Był gotów przeprosić i zapewnić, z pełną szczerością i determinacją, że nigdy więcej nie narazi jego ludzi na szwank. Sam przecież też źle czuł się z własnym błędem. Przyznawał się do niego przed sobą i przyznałby się przed nim. Nie chciał więcej go popełnić, ale Yorick pragnął przesady, tak jak wczoraj. I zamiast dać dojść do słowa swojemu głupiemu uczniowi, postanowił pokazać mu coś, czego ten na długi czas nie zapomni i z czym przyszły mu na myśl bardzo nieodpowiednie w jego położeniu postanowienia.
    Beznamiętność głosu Barnabasa była przerażająca tylko dlatego, że zwykle kipiał emocjami, a w zestawieniu z tym, co pojawiło się na szybie zamiast odbicia ich twarzy, była jak obietnica najgorszych koszmarów. Elion w odruchu chwycił głęboki haust powietrza. Całe jego ciało w jednej chwili stężało od napięcia, a oczy zaszły łzami. Zamrugał szybko, wyrzucając spomiędzy spierzchniętych warg jeden, drżący szept:
    - Bogowie…
    W swoim życiu nie widział nigdy tylu okropieństw. Takiego nagromadzenia masakry i okrucieństwa, takiego horroru. Zrozumiał doskonale kto zgotował tym ludziom taki los więc naraz zrobiło mu się niedobrze. Ten ktoś właśnie obejmował go ramieniem.
    Nie zwrócił zawartości żołądka tylko dlatego, że jej nie było. Choć targnęły nim torsje. Po kilku chwilach zamknął oczy i zacisnął szczęki. Nie musiał oglądać całości tego przedstawienia, te kilka obrazów w zupełności wystarczyło żeby wpadł w panikę. Miał ochotę udusić Saiorę gołymi rękami. Czy ona zdawała sobie sprawę kogo nazywała przyjacielem? Przecież… ten człowiek nie powinien chodzić po ziemi. Stanowił cholerne zagrożenie, dokładnie tak jak mówią. Był pieprzonym sadystą i wariatem, a Rada pozwalała mu tak po prostu egzystować i robić co chciał. Przecież tak nie mogło być!
    Elion nie był w stanie wyczuć, że blokady Yoricka prewencyjnie spadają, by uchronić statek od możliwych uszkodzeń. To było niebezpieczne dla samego Barnabasa, ale najwyraźniej był gotów się poświęcić. Dzięki temu, z chwilą wzrostu elionowego przerażenia, mógł poczuć jednostronne nawiązanie więzi. Moc maga wdarła się w niego z siłą wzburzonego morza - niepowstrzymana, gwałtowna i niebezpieczna, ale już po pierwszym uderzeniu wyciszyła się, napływając jak leniwe fale przyboju, kojąco i sycąc jego potęgę w taki sposób w jaki żaden inny mag do tej pory nie był w stanie bo zwyczajnie nie miał takiej mocy. Elion nawet w chwili wycieńczenia silniejszy był od przeciętnego czarodzieja i właśnie teraz Barnabas mógł odczuć to bardzo wyraźnie. Jednak poza tym było coś jeszcze. Sama natura elionowej magii zdawała się przeczyć jego charakterowi, kpić z jego zachowań. Błękit nie był chłodem lodowych pustyń, pozbawionym emocji, zimnym i niedostępnym, był nieprzewidywalną głębią oceanu, sztilem i sztormem, łagodnością i rozszalałą kipielą jednocześnie. Pięknem i destrukcją w doskonałym splocie.
    Kiedy obrazy zniknęły, Elion wpatrywał się w swoje odbicie pełen szoku i przerażenia. Miał ochotę strącić z siebie ojcowski gest i niechybnie zrobiłby to, gdyby Barnabas sam się nie cofnął. Brzydził się nim, ale ciężko było mu się dziwić po tym, co zobaczył. Yorick nie miał na swoich rękach krwi, on pływał w jej morzu. I pomyśleć, że Elion jeszcze wczoraj mu współczuł. Bogowie... Nawet gdyby chciał, nie byłby w stanie ukryć targających nim emocji. Poza tym, magia go zdradzała. Może gdyby był bardziej świadom swojej mocy, zaskoczyłby go fakt, że w takim stanie wzburzenia nie uczynił krzywdy sobie ani Yorickowi, ale za bardzo skupił się teraz na świadomości bycia zastraszanym.
    Odwrócił się, a kiedy spojrzał na uśmiechniętego mężczyznę, wzdrygnął się z obrzydzeniem. Nie zrobił tego świadomie, to było po prostu silniejsze od niego i zaraz pożałował swojej reakcji. Przełknął ślinę, starając się poukładać chaos w swojej głowie licząc z całego serca, że Barnabas nie odbierze tego jako obelgi, bo cholera wie do czego mógłby się posunąć.
    Być może Yorick w całym swoim długim życiu miał już do czynienia z ludźmi, którzy uznali go za kompletnego szaleńca i zaczęli zachowywać się w stosunku do niego w taki sposób, by tylko się nie narazić - tak właśnie teraz wyglądał Elion, jakby chciał zejść mu z oczu, a najlepiej to faktycznie samemu wskoczyć w morskie odmęty i zakończyć swoje życie zanim nieuważny krok zbliży go do obiecanej masakry. Młody mag dawno nie czuł się tak cholernie bezsilny jak w tej chwili. Nie miał pojęcia, że to wszystko tak źle się skończy. Jak miał współpracować z mordercą? Jak miał słuchać jego rad, ufać mu i powierzyć swoje zdrowie i życie?
    Gdyby chciał cię zabić, zrobiłby to bez wahania już wczoraj - pomyślał, próbując jakoś się pocieszyć, chwycić czegokolwiek, ale przecież równie dobrze jak przystało na szaleńca i sadystę, mógł chcieć bawić się jego kosztem, skazać na cierpienie.
    - To… - odezwał się, a że głos mu się załamał, odchrząknął i zebrał w sobie ostatki siły woli i spokoju. - To nie może tak wyglądać - dokończył wciąż trochę roztrzęsiony. Wyraźnie powiedział to do siebie, nie do niego, bo nie sprecyzował myśli.
    Zdał sobie sprawę, że kurczowo zaciska dłonie, więc rozluźnił je i zwilżył językiem spierzchnięte wargi. Metaliczny smak krwi wywołał w nim kolejną falę mdłości.
    - Zdaję sobie sprawę z własnej nieodpowiedzialności i rozumiem twoje stanowisko - zaczął cicho, nie ruszając się z miejsca, nie podnosząc wzroku. - Nie chcę się usprawiedliwiać. Nie ma dobrego usprawiedliwienia dla moich posunięć, więc z całym szacunkiem pozwól, że oszczędzę ci wynurzeń na temat moich uczuć. - Rozluźnił głębokim wdechem ściśnięte płuca i przetarł twarz dłońmi. Nie było sensu udawać, że zachowanie Barnabasa i jego poczynania nie zrobiły na nim wrażenia. Według Eliona to nawet lepiej, żeby widział. Przecież to chciał uzyskać, czyż nie? Dlatego właśnie mag dał mu to, czego chciał, jawnie okazując strach.
    Wsunął palce we włosy i podnosząc wzrok, pokręcił głową. W jego oczach jednak, prócz lęku Barnabas mógł dostrzec całą gamę emocji - od obrzydzenia po żal i wyraźny, krzyczący na cały głos zawód.
    - Pragnę zapewnić, że nigdy więcej nie dojdzie do podobnej sytuacji. To był pierwszy i ostatni raz gdy pozwoliłem sobie na taką bezmyślność. - Opuścił dłonie i wyprostował się. Wyraźnie próbował wykrzesać z siebie odrobinę godności, dlatego w tym ostatnim zdaniu słychać było, że nie przemawia przez niego jedynie strach spowodowany zastraszaniem, ale również samoświadomość. Mimo to, jego słowa brzmiały pusto, jakby szok zostawił po sobie tylko suchość rzeczowości.
    - Doceniam i dziękuję ci, że pozwoliłeś mi zamieszkać w swoim domu, wśród swojej rodziny. Nigdy więcej nie narażę jej na szwank - zapewnił z mocą i skłonił się lekko. Pompatyczność i chłód wpojonych przez lata zachowań wydawał się działać na niego kojąco. Był jak powrót na znajome tory i zapewnienie bezpieczeństwa, którego teraz tak rozpaczliwie potrzebował. - ...Chciałbym jednak prosić o ustalenie kilku zasad. Zdecydowanie lepiej radzę sobie z wyraźnymi wytycznymi. Pokornie proszę też żebyśmy obaj traktowali się z szacunkiem. - Zrobił krótką pauzę, ale wciąż nie patrzył mu w twarz, tkwiąc w niezdarnym pół ukłonie. - Nie chce kwestionować twoich metod wychowawczych, ale wiem co działa na mnie najlepiej i choć zastraszaniem odniesiesz zamierzony skutek, to sprawisz również, że będziemy budować współpracę nie na zaufaniu a na strachu. Jeśli na tym ci zależy, jeśli pragniesz żebyśmy traktowali się jak wrogowie, to równie dobrze już w tej chwili możemy zakończyć tę farsę. - I dopiero po tych słowach spojrzał mu prosto w oczy, w te złudne ciepło, które zamrażało mu serce strachem. Nie miał pojęcia jak wielkim trzeba było być szaleńcem, by ukrywać takie okrucieństwo za takim, cholernie ciepłym i pięknym uśmiechem. -Mając na uwadze dobro twojej załogi, ale i moje własne, pozwolę sobie, w miarę możliwości, od dzisiaj trzymać się od niej z daleka. Tak chyba będzie najlepiej. - Wziął kolejny głęboki wdech i w jakimś dziwnym odruchu zaplótł ręce za plecami, prostując się bardziej. W obecnym stroju i położeniu było to jak kiepska próba wbicia się w ramy, do których już nie pasował. - Jeszcze raz przepraszam, że przysporzyłem ci problemów, mistrzu. - Tym razem i dla niego ten tytuł był tylko żenującym żartem.
    Dokładnie po tych słowach, przed twarzą Yoricka pojawił się schludny pergamin, który bezceremonialnie się rozwinął, ale nie ukazał treści. Jeśli Saiora wysyłała mu wiadomość w podobny sposób, zabezpieczała list przed przypadkowym przeczytaniem. Barnabas musiał więc tchnąć w przekaz część swojej mocy, by tekst mu się ukazał.

    Drogi przyjacielu, Barnabasie, Yoricku i tak dalej...

    Tatuaże na ciele Eliona są moim autorskim projektem, który miał na celu poskromienie jego mocy. Projekt, jak widzisz całkiem się udał, ale wymagał potężnego nakładu mocy i bardzo dużej ilości specyficznego surowca. Pył jest bardzo niestabilny, ale jest również najlepszym nośnikiem i katalizatorem magii jaki znamy. Rozważałam też Krew Przodków, ale jej toksyczność wykluczała wszczepienie jej w ciało na stałe. Podobnie rzecz miała się ze Szklistym Popiołem, choć ten był dla odmiany bardzo stabilny. Niestety Elion bardzo pochorował się w kilka dni po nałożeniu tatuaży i długo przechodził detoksykację, musieliśmy więc z tego zrezygnować.
    Kryształowy Pył sprawdził się najlepiej, choć praca z nim na ludzkim ciele jest męczarnią. Już rozumiem dlaczego tego nie robią, już pomijając jego cenę. Bardzo długo (przez około trzy dni) adaptował się i zmuszona byłam warować przy Elionie przez cały ten czas, utrzymując Pył w miejscu, inaczej wyrywał się z jego ciała. Kilka razy dzieciak odlatywał mi z bólu, ale nie zrezygnowałam tylko dlatego, że widziałam zależność. Moc Eliona wchodziła z nim w interakcję. Im częściej się manifestowała, tym bardziej pył stawał się stabilny i zaczynał przybierać kolor jego magii. I z każdą godziną było po prostu coraz lepiej aż w końcu ustabilizował się w pełni.
    Podejrzewam, że gdyby nałożyć podobne tatuaże na maga o przeciętnym poziomie mocy, być może można by było całościowo wygłuszyć jego magię i prawdopodobnie zupełnie pozbawić go możliwości jej wykorzystania. Choć być może zależy to od ilości Pyłu. To tylko teza.
    Poniżej zamieszczam ci fragment raportu z rytuału i lepiej żeby nie wypłynął, bo będę miała kłopoty. A zanim przyjdzie ci do głowy uskuteczniać go na kimś innym, miej na uwadze, że to prototyp i prawdopodobnie tylko cudem nie zabiłam obiektu, to znaczy, Eliona. (Nie mów mu tego, bo byłoby mu przykro. Jest taki oddany i ufny, szkoda by było żeby miał o mnie złe zdanie.)

    Uczestnicy:
    Saiora Adran - przewodzący rytuałowi, mag w klasie arcymistrzowskiej, ponadprzeciętny potencjał
    Ofelia Petralei - główny asystent, mag w klasie mistrzowskiej, przeciętny potencjał
    Lena Herkas - źródło, mag w klasie mistrzowskiej, przeciętny potencjał
    Luvon Herkas - źródło, mag w klasie mistrzowskiej, przeciętny potencjał
    Siverli Barler - źródło, mag w klasie uczniowskiej, przeciętny potencjał

    Przygotowania rozpocząłem o godzinie dwunastej dnia pierwszego, od zmieszania dwustu gramów Kryształowego Pyłu z czterystoma gramami CR27 białego - podstawowego barwnika wykorzystywanego w tatuażach (biel prawdopodobnie nie ma znaczenia, była wyborem Eliona).
    Pył nie wchodził w interakcję z barwnikiem, ale nie łączył się z nim w pełni. Aby zadbać o połączenie, użyłam własnej magii tworząc gęstą, niestabilną zawiesinę. Do zapobiegania wybuchowi pojemnika (pojemnik szklany, przezroczysty), nadania stabilności oraz przede wszystkim, nadania zawiesinie odpowiedniego przeznaczenia to jest zaszczepienia w niej blokady zapobiegającej wybuchom magii oraz zadbanie by blokada nie blokowała magii w pełni, potrzebowałam pomocy całego składu magów. Pył przyjął magię, w dużym stopniu uszczuplając jej pokłady w każdym z uczestników, ale zgodnie z oczekiwaniami, stał się stabilnym nośnikiem woli.
    Następnego dnia o godzinie siedemnastej, Pył wciąż był stabilny, a my po odpoczynku mogliśmy przejść do wprowadzenia go w ciało obiektu.
    Osobiście zająłem się magicznym wtłaczaniem linii w ciało obiektu, mając na uwadze by pokryć je nimi w formie sieci, w stopniu pozwalającym obiektowi na korzystanie z magii. (Jak w przypadku wszystkich innych znaków ochronnych, tak i w tym wszystkie linie się ze sobą stykają. Przerwanie splotu może spowodować przerwanie działania zaklęcia.)
    O godzinie pierwszej w nocy skończyłam wtłaczanie Pyłu, ale zauważyłam, że Pył w liniach zrobionych na początku zaczyna tracić stabilność. Dzięki pomocy uczestników rytuału, udało mi się utrzymać stabilność Pyłu w ciele Eliona.

    To powinno ci wystarczyć. Dalej był opis, który już ci streściłam. Bite trzy dni siedzenia przy wyjącym z bólu chłopaku, ale jak widać, opłaciło się, choć za cenę szybkości rzucania przez niego zaklęć. Ale jeśli nauczysz go nad sobą panować, to będziesz mógł usunąć mu te tatuaże. Możesz sobie nawet zatrzymać Pył, niech stracę.O ile w ogóle usunięcie ich będzie możliwe.

    Ufam, że wasza współpraca przebiega bez problemów i już zdążyliście się polubić. Pozdrów go proszę ode mnie.

    Twoja przyjaciółka
    Arcymistrzyni Saiora Adran

    PS. Spal to jak tylko przeczytasz.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Sob 17 Paź 2020, 18:48

    Widząc jak spojrzenie Eliona twardnieje ostrzegawczo Barnabas uśmiechnął się jedynie pod nosem tłumiąc w sobie chęć drażnienia ucznia dalej, tłumacząc sobie cierpliwie, że przecież parę godzin temu dokładnie za takie samo podejście do tematu przyszło mu zrugać pokłutego drzazgami Słowika. Niemniej, w jego głowie “świetlik” brzmiał zupełnie niewinnie , a co więcej pasował niemal idealnie i już zagnieździł się tuż przy wspomnieniu twarzy ciemnowłosego, nie dając się stamtąd wyrwać za chińskiego boga. Zwłaszcza, że majestat i dostojeństwo ucznia jedynie pobudzały w piracie chęć bawienia się jego kosztem, budząc niefortunne skojarzenia z innymi członkami ich rasy, którym przecież Yorick grał na nosie już którąś dekadę.
    W momencie, w którym mężczyzna skłonił się Yusufowi kapitan przewrócił ostentacyjnie oczami, na ułamek sekundy przenosząc spojrzenie na kiwającego głową w powitaniu przyjaciela. Ah konwenanse…. Pierwszy oficer cenił je sobie zdecydowanie wyżej toteż nie zastanawiając się wiele, posłał Banabasowi niemal karcące spojrzenie, sekundę później znikając za drzwiami.
    Pozostawiony z młodym magiem sam na sam pirat płynnie przeszedł z roli pokładowego śmieszka do poziomu zatroskanego niepowodzeniem nowego rekruta kapitana. Oczywiście, napięcie Eliona nie umknęło jego uwadze, podobnie zresztą jak wyprane z emocji spojrzenie, jednak w oczach blondyna podobny stan rzeczy bez wątpienia mógł zostać wzięty za dobrą monetę i zapewnienie, że nawet jeśli chłopak częściowo nie zdawał sobie sprawy z powagi zagrożenia, Saiora przynajmniej w jakimś stopniu wpoiła mu poczucie respektu (czy strachu, obojętnie) stanowiące idealne podłoże do tego, co przecież Barnabas i tak zamierzał zaraz zrobić.
    Nie przejmując się stawianym początkowo oporem mężczyzna rozpoczął prowadzącą do okna przechadzkę, notując jednocześnie w myślach, by jak najszybciej przetestować możliwości bojowe niepozornego, zaskakująco silnego ucznia.
    Jasne, Barnabas pamiętał, że Saiora wspominała coś o szermierce i treningach, jednak osobiście w życiu nie przypuszczałby, że jej metody dadzą aż tak dobry efekt. Czując jednak, że pomimo potężnego kaca i związanych z nim, porannych “trudności” Elion jest w stanie chociażby myśleć o tym, by przeciwstawiać mu się w jakikolwiek sposób Yorick doszedł do wniosku, że czeka ich dużo więcej zabawy niż początkowo przypuszczał. Zwłaszcza, jeśli uda mu się wtopić Eliona w rutynę odbywających się co tydzień ćwiczeń z załogą.
    Ich wspólne odbicie w szybie zdawało się tylko lepiej podkreślać istniejący między nimi kontrast. Trudno było nie zauważyć, jak skrajnie mężczyźni różnili się od siebie niezależnie od tego, czy patrzyło się jedynie na ich wygląd zewnętrzny, mowę ciała czy same tylko mimikę i wyraz oczu. Barnabas prezentował się dumnie i swobodnie zarazem, stojąc pośrodku własnej kajuty w czystej koszuli i narzuconym na ramiona, czerwono-złotym płaszczu z bogatymi zdobieniami, oscylując w granicach idealnego połączenia między poczuciem władzy, niepewnością tego, co przyniesie następna chwila i nonszalancją wzbudzoną świadomością całkowitego pogodzenia się z mającym nadejść losem. Jego spojrzenie było spokojne i pogodne pomimo ledwie-dostrzegalnego skupienia, jego uśmiech szeroki i figlarny, a ton niezachwiany i pewny, jak szum wiejącego za oknem wiatru. To nie była pierwsza taka rozmowa w jego życiu.
    Na Bogów, to nie była prawdopodobnie nawet setna jego rozmowa w tym stylu!
    Wbrew temu, co myślał Elion mężczyzna absolutnie nie pragnął przesady, choć może jedynie dlatego, że w jego repertuarze to, co miało się wydarzyć zwyczajnie jeszcze nie było “przesadą”.
    Pragnął natomiast efektów. Jak prawdopodobnie każdy na świecie pirat starał się uzyskiwać je raz, a porządnie nie chcąc kłopotać się występującą niedogodnością więcej, niż by to było absolutnie potrzebne.
    I jasne, oczywiście, Yorick mógłby zwyczajnie dać się przeprosić i zaufać uczniowi na słowo, wierząc, że następnym razem kiedy ten będzie miał trudności w panowaniu nad sobą, czy postanowi znowu pić z załogą, w jego głowie przewinie się szlachetna i odpoiedzialna myśl w stylu “Przecież kapitan wyraźnie prosił, żebym uważał na sytuacje tego typu”, jednak znając Eliona całe zawrotne trzydzieści trzy godziny i pływając po morzach i oceanach od niemal stulecia z najróżniejszymi ludźmi na świecie, Barnabas nie był w stanie wykrzesać z siebie podobnych pokładów wiary i od tak zwyczajnie zamknąć temat. Patrząc na odbijającego się w szybie ucznia Yorcik widział nie tylko zakrwawioną twarz i beznamiętne, zirytowane spojrzenie uciekające w bok na dźwięk słowa “rodzina”, nie tylko silnego, pięknego człowieka (nawet jeśli chwilowo wyglądającego tak, jakby ktoś go przeżuł i wypluł) ale i przede wszystkim nieograniczony, nieokiełznany jeszcze potencjał, który fakt faktem trafił jego prywatnym zdaniem do kogoś, kto absolutnie nie potrafił go docenić, jednak poza tym jednym drobnym szczegółem, potencjał mogący w jego rękach nabrać fantastycznych, spektakularnych kształtów lub, co niestety równie prawdopodobne - spowodować paskudną, skrajnie nieprzyjemną w skutkach katastrofę. Katastrofę, do której kapitan absolutnie i pod żadnym pozorem nie zamierzał doprowadzić. Dlatego właśnie Yorick pokazał Elionowi wszystkie horrory i makabreski jakich zdarzyło mu się w życiu dopuścić licząc, że wyryją się w świadomość ucznia i zostaną z nim już na zawsze, tak by niezależnie od tego gdzie był i co robił, Elion miał z tyłu głowy niewinne przypomnienie by pilnować własnej mocy i jej harmonijnego przepływu. Słowem, blondyn wolał upewnić się, że ten nie mający do stracenia nic poza własnym, pozornie nieudanym życiem chłopak spojrzy na spotykającego go do tej pory niedogodności z nieco innej perspektywy, być może po raz pierwszy w życiu rozumiejąc, że śmierć wskutek wytracenia mocy nie jest najgorszym, co może go spotkać.
    Słysząc, jak ciemnowłosy zachłystuje się powietrzem Barnabas oderwał na chwilę wzrok od przesuwających się po szybie wspomnień, zerkając na niego z umiarkowanym zainteresowaniem.
    Łzy były zaskoczeniem, cała reszta - niekoniecznie. Większośc stanów, które przerabiał właśnie Elion Barnabas znał już niemal na pamięć, oglądając je przeważnie podczas prowadzonych po abordażu pertraktacji. Yorick z wdzięcznością przyjął natomiast fakt, że Elionowi udało się nie zarzygać mu paneli, sekundę później z powrotem odwracając głowę w stronę wspomnień, nie zauważając jak chłopak zamyka oczy. Gdyby jednak zauważył pewnie i tak nie miałby mu za złe.
    Nawet, jeśli na nim samym wszystkie te obrazy nie robiły niestety większego wrażenia. Wszyscy ci ludzie weszli mu w drogę z własnej, niczym nie przymuszonej woli licząc, że uda im się zrobić z nim to, co ostatecznie on robił z nimi. Tortury były jedynie koniecznością; ceną, którą płacił za święty spokój i swobodę życia własnym życiem. Ryzykiem, z którym liczył się również w razie, gdyby komuś udało się go schwytać i obezwładnić. Po prostu częścią pracy.
    Nie oznaczało to bynajmniej, że Barnabas wymagał podobnego zobojętnienia od stojącego u jego boku ucznia! (Czy w zasadzie jakiegokolwiek cywila...)
    Przeciwnie wręcz, kapitan całym sobą liczył, że Elion przejmie się tym, co zobaczył i w konsekwencji nie będzie więcej zawracał mu gitary głupimi wybrykami.
    I nie przeliczył się, cholera, bo już po chwili potencjał przytłoczonego koszmarnym widowiskiem maga uderzył w niego z siłą sztormu, o którego nadejściu Yorick wiedział, jednak którego z pewnością nie docenił. Moc Eliona wdarła się w niego z takim impetem, że Barnabas niemal zachwiał się we własnym poczuciu panowania nad sytuacją, podtapiając się przez przez ułamek sekundy w morzu rozbijających się po jego jestestwie sensacji. Biorąc pod uwagę stan, w jakim ciemnowłosy w ogóle zawitał do jego kajuty i wszystkie poprzedzające ten moment perypetie, tak duża siła nie mogła wzbudzić w Barnabasie niczego poza nieokiełznanym zachwytem. I odrobiną szoku.
    To było niesamowite.
    Genialne w swojej popieprzonej prostocie. A przecież poza samą siłą uderzenie, w ich krótkim kontakcie dała się także poznać prawdziwa natura stojącego tuż obok kapitana mężczyzny. I to. Dopiero to sprawiło, że świadomość Barnabasa niemal zatrzymała się na moment próbując zrozumieć, co właściwie czuła, sprawiając, że pieprzony Mistrz-kurwa-Magii musiał solidnie skupić się na nie przerywaniu iluzji. Wszystko było prawie zupełnie tak jak wtedy, kiedy magia Eliona dotarła do niego spośród tłumu, wzbudzając go z przyjemnego, przedpołudniowego letargu, z tym, że teraz uderzyła w niego z siłą rozpędzonej pięści. Dziwnie znajomy, niemal podejrzanie swojski Vibe zawładnął nim na moment, niczym syreni śpiew wzywając by Barnabas podążył za nim. Jak groźny zew oceanu, jak wezbrane w morzu fale, energia chłopaka przesunęła się metaforycznie pod palcami pirata, uderzając go świadomością trafności własnych skojarzeń. Ten chowający się za ramami Novirghawrqiej etykiety chłopak, ten niepozorny mały drań, ten butny dzieciak z cierpliwością długości lontu dynamitowej laski tłumił w sobie energię żywiołu, który zawładnął sercem Barnabasa lata temu i nieustannie trzymał je w swojej stalowej pięści.
    Jak na ironię, przez tę krótką chwilę ich kontaktu, Yorick poczuł się niemal równie przerażony co Elion.
    Z tym, że jego przerażenie miast w obrzydzenie, przerodziło się w obezwładniające niemal pragnienie by dogłębnie poznać i ujarzmić wezbrany w chłopaku żywioł, by móc żyć z nim symbiozie tak, jak żył w niej z wodami, po których od lat pływał.
    I jasne, logiczna część Yorickowej psychiki krzyczała nieprzerwanie, że jest to jedynie normalny efekt czerpania z kogoś magii, że przecież pirat dawno tego nie robił i oczywistym jest, że jego emocje unoszą się w obecnej chwili na wielkiej chmurze magicznego haju.
    Ale co z tego, jeśli w głowie Barnabasa było już za późno. Widok przerażonego, bezradnego, kompletnie zagubionego w otaczającej go rzeczywistości Eliona obudził w stojącym przed nim Barnabasie niespodziewanie głębokie i mroczne pragnienia, sprawiając, że nawet jeśli postawa mężczyzny nie drgnęła ani o milimetr w jego oczach zapłonęła na sekundę iskra pożądania, na szczęście w porę zgaszona przez właściciela i niemożliwa do dostrzeżenia przez nie patrzącego na niego ucznia.
    Na wszystkich, kurwa, Bogów! - Mężczyzna zawył w myślach, zaskoczony takim obrotem spraw, zaraz oblizując usta i powstrzymując przemożną chęć napicia się czegoś i zwilżenia gardła. Zgadzał się z Elionem w zupełności.
    To nie mogło tak wyglądać!
    Yorick zaczął się niemal obawiać, że teraz tak właśnie będzie się czuł za każdym razem gdy tylko spojrzy w stronę młodszego maga, że to była teraz jego pieprzona codzienność. Że zwyczajnie i po ludzku będzie się musiał jakoś przyzwyczaić.
    A przecież nie był to pierwszy raz, kiedy Elion jakkolwiek mu się spodobał, nie czarujmy się! Niezależnie od tego, czy Elion prezentował się przed nim w czarnym golfie zakrywającym go aż po szyję i szkarłatnych szatach kontrastujących z błękitem jego tatuaży i mrokiem jego włosów - zmęczony podróżą, ale zaintrygowany otaczającym go, nowym światem, czy roznegliżowany niemal (jak na Magiczne standardy), pijany i beztroski śmiał się ochryple, opierając prowokująco o drzwi jego kajuty, z przymglonym spojrzeniem i ręką wplecioną w ciemne kosmyki opadających mu na twarz włosów, czy tak jak niecałe dziesięć minut temu - w rozsmarowanej na twarzy krwi i podartej, zabryzganej koszuli, zmęczony i poiryotwany, z płonącą mu w spojrzeniu determinacją, czy wreszcie tak jak teraz, zagubiony i przerażony, przytłoczony kursem jaki niespodziewanie obrało jego życie - Barnabas pragnął go i pożądał, zahipnotyzowany i kompletnie pochłonięty jego pięknem. Niemożliwmy do napatrzenia się sposobem jego bycia. Całe jestestwo pirata gotowało się w sobie na jego widok, targane milionem sprzecznych emocji na raz zupełnie, jakby odkrycie jego prawdziwej natury pozwoliło Yorickowi zobaczyć ucznia w całkowicie nowym świetle.
    Gdyby nie fatalny w tym momencie kontekst sytuacyjny, Barnabas bez zastanowienia chwycił by stojącego przed nim mężczyznę i przywiązał go do łóżka, nie wypuszczając z niego przez następnych parę godzin, zdeterminowany by odkryć każdą ze skrywanych w młodym magu emocji i wszystkie z jego schowanych przed światem twarzy. Zważywszy jednak na wciąż łopoczącą nad głową Eliona wielką, czerwoną flagę z napisem “fatalny pomysł”, schodzący powoli acz sukcesywnie magiczny haj i fakt wspomnianego już wcześniej, beznadziejnego kontekstu całej sytuacji, o obrzydzeniu i zawodzie wymieszanych w spojrzeniu, którym chłopak wreszcie go uraczył nawet nie wspominając, Yorickowi nie pozostało nic innego, jak z całej siły zacisnąć dłonie na blacie biurka, zamknąć na chwilę oczy - co mogło być odebrane jako reakcja na obrzydzone wzdygnięcie się ucznia- i zdusić kotłującą się w nim burzę w sobie i zamknąwszy ją w najciemniejszej części samego siebie, pogodzić się z faktem, że będzie zamykał ją tak za każdym razem kiedy się pojawi jeszcze przez długi, dłuuugi czas.
    Paranoja! Żart wszechświata! Spisek! To się nie miało prawda dziać!
    A jednak działo się, czas płynął dalej kompletnie niewzruszony intensywnymi emocjami obu panów, nazbyt zajęty własnym biegiem.
    Wróciwszy już jako-tako do rzeczywistości Yorick bez większych problemów wysłuchał wszystkiego, co to nieszczęsne ucieleśnienie karykaturalnie prześmiewczej karmy uznało za stosowne do powiedzenia, jednocześnie kompletnie nie przejmując się tym, jak wielki strach wzbudził w uczniu odsłaniając przed nim niektóre ze swoich kart. Zgodnie z oczekiwaiami cel został osiągnięty, a problem zażegnany, wobec czego kapitan poczuł się całkowicie i zasłużenie zadowolony z siebie. W ostatecznym rozrachunku, pomijając nieoczekiwany napływ nowych informacji, magiczny haj związany z przejęciem cząstki elionowej mocy i fakt, że będzie potrzebował solidnej dawki medytacji, żeby jakkolwiek uporać się z tym, jak działa na niego kompletnie nieświadomy niczego mag, cała rozmowa przebiegła dokładnie tak, jak planował.
    Usłyszawszy przeprosiny i zapewnienia Barnabas pokiwał wyrozumiale głową na znak, że je przyjmuje, uśmiechając się pod nosem na zapewnienie, że “to był pierwszy i ostatni raz gdy Elion sobie na taką bezmyślność”. Co do tego Yorick nie miał w danej chwili absolutnie żadnych wątpliwości. Również wspomnienie o tym, że “ Uczeń nigdy więcej nie narazi jego statku i załogi na szwank” spotkało się z pełnym zadowolenia uśmiechem, nawet jeśli towarzyszące mu skinienie wywołało w Barnabasie jedynie kolejne przewrócenie oczami.
    Bogowie kuwa w niebiosach, a ten znów swoje! Pirat westchnął ciężko, odrywając wreszcie dłonie od krawędzi biurka i skrzyżował ręce na piersi, przenosząc wzrok z ucznia na kołyszącą się za oknem wodę.
    Rozumiał, naturalnie, że rozumiał skąd w stojącym przed nim człowieku taka potrzeba trzymania się kurczowo etykiety i tego, co tak dobrze znał, jednak nawet rozumiejąc, Yorick miał problemy by podejść do jego zachowania ze spokojną obojętnością. Słysząc kolejną wypowiedź Eliona kapitan natychiast powrócił do niego swoimi błękitnymi oczami, ponownie skupiając na nim cała swoja uwagę z czymś na kształt rozbawienia i niedowierzania. Cały ten popis, cały ten horror i jebany jeszcze miał jaja, żeby stawiać mu warunki!
    Niesamowite!
    Znaczy jasne, gdyby stał przed nim oficer, czy kapitan innego statku taka reakcja byłaby całkowicie naturalna, jednak biorąc pod uwagę, że Elion był relatywnie nowy w całym tym szorstkim, pirackim świecie, fakt, że miał w sobie dość odwagi by po pokazanych mu rzeczach jeszcze się odezwać był poniekąd imponujący.
    Nawet jeśli wciąż stał pochylony niemal w pół, unikając barnabasowego spojrzenia. Kapitan niemal nie miał serca, by uświadamiać ucznia, że ten nie jest specjalnie w pozycji do ustalania czegokolwiek, toteż zamiast tego słuchał go uważnie dalej, starając się by wciąż obecny na jego twarzy uśmiech nie przerodził się w prześmiewczy grymas.
    Zasady! - Blondyn żachnął się w myślach, starając się by znów nie przewrócić oczami. Jego uczeń chciał ustalać panujące między nimi zasady!
    Może Barnabas pokazał mu jednak za mało? Może powinien był od rrazu przejść do części praktycznej i wypieprzyć gada za burtę?
    Mężczyzna stłumił w sobie podobne myśli, starając się poskromić wzbierające w nim, irracjonalne poczucie irytacji spojrzeniem na sytuację z drugiej strony. Jakby się tak nad tym zastanowić, jakieś zasady tak w ogóle nie byłyby najgorsze zwłaszcza, że przecież na statku i tak nie panowała anarchia per se. Yorick miał jednak niejasne przeczucie, że to, czego może zażyczyć sobie Elion może zwyczajnie nie przypaść mu do gustu. W takim jednak wypadku najgorszym, co mogło sięi wydarzyć było w zasadzie to, że Barnabas by mu odmówił. I tyle. No harm done…
    Na dźwięk tkwiącego w kolejnej wypowiedzi ”ale” pirat zaśmiał się krótko, wyraźnie nie mogąc się powstrzymać i pokręcił głową z niedowierzaniem. Zaraz jednak doprowadził się do porządku, nie chcąc przeszkadzać uczniowi w dalszym formułowaniu myśli i utkwiwszy spojrzenie na grzbiecie jednej ze swoich ulubionych powieści, utrzymał go w okolicy książkowego regału aż do momentu, w którym Elion nie postanowił odszukać jego oczu własnymi. W pierwszym odruchu Yorick chciał uświadomić swojego pięknie naiwnego ucznia, że tak poprawdzie, niemal wcale mu nie zależy, i tak długo, jak będzie mu wygodnie, zwyczajnie pozwoli Elionowi przebywać obok. W drugim na usta cisnął mu się śmiech i chęć przypomnienia ciemnowłosym cudu, że na tem moment (a także parę najbliższych) bycie Barnabasowym “wrogiem” jest kompletnie poza jego zasięgiem. Nawet “wrzód na dupie” mógłby okazać się przesadnym tytułem, gdyby oczywiście pirat postanowił go kiedykolwiek Elionowi nadać. Na ten moment “świetlik” wydawał się mężczyźnie jak najbardziej adekwatny. Robak.
    Ładny, świecący, ale wciąż tylko robak.
    Wreszcie w trzecim odruchu, opanowawszy dwa poprzednie Yorick rozpłynął się jedynie w jeszcze szerszym uśmiechu, starając się przetrwać całą tę “farsę” w jednym kawałku. Na szczęście potem padły ostatnie trzy zdania, podczas których chłopak wyprostował się i wydawać by się mogło, niemal wrócił do siebie. Przynajmniej na pierwszy rzut oka i do jakiegoś stopnia.
    Barnabas otworzył usta, chcąc mu odpowiedzieć, jednak w tej chwili jego twarz zniknęła za rozwijającym się pergaminem, który mężczyzna natychmiast pochwycił w rękę, elektryzując papier swoją magią by móc odczytać jego treść. Zanim jednak zaczął, opuścił list sprzed swojej twarzy i zmierzyszy Eliona od góry do dołu westchnął lekko, kręcąc głową po raz ostatni. Za ruchem jego wolnej ręki jedna z przyłóżkowych skrzyń otworzyła się z łoskotem, zaraz wypuszczając ze swojego wnętrza uniesioną magią koszulę, która wyminąwszy właściciela przefrunęła nonszalancko przez kabinę, zawieszając się przed stojącym na jej środku mężczyzną.
    - Przebierz się i doprowadź do porządku. -Polecił jedynie, wskazując ruchem głowy stojący na komodzie dzban z wodą i misę. - Przeczytam to i wrócimy do tematu. Tylko nie wysadź niczego, proszę cię bardzo, wszystkie te sprzęty mają dla mnie wartość sentymentalną. - Dodał zaraz, dopiero wtedy przesuwając wzrokiem po starannym, rzeczowym piśmie Saiory.

    Ponowne pominięcie tytułu sprawiło, że mężczyzna sapnął z niezadowoleniem, notując w pamięci, żeby następnym razem uświadomić przyjaciółce, że pomimo iż wypiął się na Radę wieki temu, wciąż należy mu się tytuł potwierdzający kunszt wykonywanej przez niego roboty. Nawet, jeśli “Mistrz” w jego przypadku brzmi jak kurewskie niedopowiedzenie. Omiótłwszy spojrzeniem resztę tekstu, zatrzymując się na dłużej jedynie na zawartej w nawiasie prośbie Barnabas odetchnął ciężko, przyznając przynajmniej przed samym sobą, że wyzwanie, którego postanowił się podjąć mogło okazać się nieco trudniejsze, niż początkowo przypuszczał.
    Nie chcąc jednak nazbyt długo ignorować Eliona i dalszej części ich rozmowy Yorick posłał list do specjalnej magicznej szkatułki przetrzymującej jego najbardziej poufną korespondencję i uśmiechnąwszy się w duszy na myśl, że oto w jego ręce wpadł hak, który bezsprzecznie przyjdzie mu kiedyś wykorzystać, powrócił spojrzeniem do swojego ucznia.
    - No dobrze… -Zaczął, chcąc zwrócić jego uwagę i uśmiechnął się pięknie, spoglądając na niego z zadowoleniem. - Chcesz zasad - będą zasady! Pierwszą, to jest ‘nie wysadzaj mojego statku i załogi w powietrze” już przyswoiłeś, więc przejdźmy dalej. Jeśli chcesz funkcjonować ze mną w zgodzie, daruj sobie wszelkie “mistrzowanie”, “pokorne proszenie” i generalnie owijanie w bawełnę z “niekwestionowaniem moich metod ALE…” na czele. Nie jestem twoim mistrzem w takim rozumieniu tego słowa, jakie cię interesuje. Nigdy nie byłem, nigdy nie będę. W głównej mierze jestem kapitanem statku - piratem i tylko przy okazji magiem. Nawet jeśli kurewsko potężnym. - Przyznał spokojnie, wzruszając przy tym ramionami - Im szybciej się z tym pogodzisz i przestaniesz udawać, że jestem kimś, kim nie jestem, tym łatwiej będzie ci zaaklimatyzować się w obecnej sytuacji. O próbie ufania mi nawet nie wspominając. -Zaśmiał się, patrząc na Eliona tak, jakby zdawał sobie sprawę, że jeszcze przez długi czas nie będzie mowy o jakimkolwiek zaufaniu. - Jeśli z kolei ja mam rozważyć próbę zaufania tobie, muszę wiedzieć co myślisz. Postaraj się zachować więc dyplomatyczne uniki dla oficerów, bosmanów i reszty załogi i zwyczajnie bądź ze mną szczery. Inaczej możemy spokojnie pozostać na płaszczyźnie strachu, zwłaszcza, że jak sam roztropnie zauważyłeś, działa skutecznie, szybko i zapewnia mi stuprocentową pewność tego, że nie muszę się do ciebie przywiązywać, bo któregoś dnia i tak prawdopodobnie spróbujesz mnie zabić. - Przyznał znudzonym głosem kogoś, kogo podobny przebieg ich znajomości ani specjalnie nie dziwił, ani nie przerażał, nawet jeśli słychać było, że sama myśl o tym jest dla blondyna wyraźnie upierdliwa. Potrząsnąwszy głową by jakoś pozbyć się tego typu rozkmin Yorick oderwał się od biurka i ruszył w stronę stojącego pod ścianą stołu, by nieco na nim uprzątnąć. Ostatecznie, dochodziła już pora kolacji, a jako, że zapowiadało się, że nie będzie jej jadł osobno, zawalony papierami przy biurku, postanowił dać szansę zaniedbanemu do tej pory meblowi.
    - Jeśli moje imię przechodzi ci przez gardło z takim trudem, możemy ustawić kompromis na “kapitanie” chociaż jak znam życie, chłopaki zeżrą mnie żywcem, jeśli będziesz z tym nagminnie przesadzał. -Przyznał z nutą niezadowolenia w głosie, oczami wyobraźni widząc już niemal konsekwencje tej decyzji.
    - Co do załogi proponuję ci unikać rumu, zamiast ludzi. Jeśli zaczniesz znikać im z oczu nie mogę dać ci gwarancji, że ktoś będzie bronił twoich pleców, jeśli zostaniemy zaatakowani. Zwłaszcza, że na ten moment jedyne, co chłopcy o tobie wiedzą, to to, że masz dość krótki czas panowania nad sobą i zdarza ci się miotać odłamkami wiader w boguduchawinnych żeglarzy. - Przy ostatnich słowach blondyn prychnął pod nosem, rozbawiony wspomnieniem padającego na deski Słowika. - Gdybym był na twoim miejscu, tak swoją drogą, zacząłbym budowanie zaufania z resztą ferajny od przeproszenia Kaspiana i Narela. Choć tak po prawdzie wystarczy sam Kaspian. Słowik powinien lepiej dobierać sobie przeciwników. - Przyznał z rozbawieniem, rzucając Elionowi spojrzenie przez ramię.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Sob 17 Paź 2020, 23:02

    W zasadzie, Elion dotarł do takiego momentu w swoim życiu, że poważnie rozważał skoczenie w morską toń. To nie tak, że był fatalistą i łatwo się poddawał, ale w obecnym stanie zmęczenia i rezygnacji, jedyne czego pragnął to spokoju. Gdyby okazał się świętym chyba nawet by nie protestował. A co mu szkodzi zginąć teraz na własnych zasadach zanim rozszarpie go na kawałeczki szalony mag?
    Dryfował sobie na tych myślach, niesiony ich upiornie kojącą ewentualnością, zupełnie nieświadomy, że Barnabas normalnie i całkowicie po ludzku na niego leciał. Gdyby młody mag jakimś cudem dowiedział się o takiej ewentualności, popukałby w czoło wszystkich wokół, a najbardziej siebie. To była czysta abstrakcja, szczególnie w obliczu całości wydarzeń, które bardzo wypaczały Elionowi pogląd na kapitana La Belle. W ich krzywym zwierciadle, Barnabas nie był osobą zdolną do ludzkich odruchów, a bestią bez krzty moralności, krwiożerczą i przerażającą. Dlatego Elion zdawał się kompletnie odporny na urok blondyna, na jego doskonałą sylwetkę, która w pysznym, szkarłatnym płaszczu rzucała na kolana zapewne niejedno niewieście serce. Na jego piękne uśmiechy i jaśniejące spojrzenie. Na przyjemny dla ucha, głęboki ton głosu i ciepły śmiech.
    Na ciepło i siłę jego ciała, które przecież dosłownie chwilę temu doskonale czuł.
    To wszystko schodziło na dalszy plan w obliczu świadomości okropieństw jakie mu pokazał i tego, na co go skazywał.
    Nie miał pojęcia jak interpretować napinające się ciało, kiedy bezwiednie spojrzał na nie z obrzydzeniem.
    Zniecierpliwienie?
    Irytacja?
    Bał się wszystkiego.
    I to właśnie Barnabas zobaczył. Widział też jak za każdym razem, kiedy prychał z niezadowoleniem albo patrzył na niego kpiąco, Elion miała trudności z utrzymaniem swojej maski. Zapadał się w sobie, wyraźnie coraz bardziej zdając sobie sprawę jak bardzo źle był odbierany. A ostateczny, szeroki uśmiech w ogóle wziął za złą monetę, bo z westchnieniem rezygnacji przygarbił się i przetarł palcami zaczerwienione oczy. Gdyby przed Barnabasem nie pojawił się list, pewnie dostrzegłby jeszcze bezradność w jego spojrzeniu, ale tego jednego przypadek mu oszczędził.
    Elion czekał jak na skazanie, rozważając najgorsze, więc delikatne mrowienie magii, huk otwieranej skrzyni i polecenie przyjął z zaskoczeniem. Jak dla niego w ogóle nie musieli wracać do tematu, mogli już przestać rozmawiać, byle tylko mógł się napić i odpocząć. To nie był dobry czas na mierzenie się z konsekwencjami niefortunnych wydarzeń, ale kiwnął głową i sięgnął po nieco za dużą jak na swoje gabaryty koszulę. Odłożył ją na blat rzeczonej komody, kiedy do niej podszedł. Z ulgą zmył z twarzy krew, spoglądając na swoje odbicie w niewielkim lustrze. Obraz własnego wymęczonego oblicza nasunął mu świeże wspomnienie masakr, więc odwrócił wzrok. Ciężko będzie zapomnieć to, czego był świadkiem. Obstawiał, że te wizje przyjdą do niego w koszmarach.
    Wilgotnymi palcami zaczesał do tyłu zmierzwione włosy, a potem zdjął koszulę. Kiedy to zrobił, a Yorick akurat zerknął wtedy w jego kierunku, mógł zrozumieć dlaczego Elion był całkiem silny. Pod skórą na której wiły się sploty pulsujących błękitem tatuaży, grały pięknie mięśnie wyrzeźbione fizycznymi treningami, a których pod luźnym ubiorem zwyczajnie nie było widać.
    Elion nie zwlekając, narzucił na siebie nowe odzienie, tylko przez moment dusząc w sobie sprzeciw by w ogóle to zrobić, bo miał poczucie, że coś co mogło dotykać skóry Barnabasa zdolne było wydrzeć mu wnętrzności.
    Słysząc jego głos, obejrzał się i momentalnie poczuł jak w gardle rośnie ciężka do przełknięcia gula. nie sądził, by kiedyś się przyzwyczaił. Barnabas w całej tej swojej cholernej nonszalancji wydawał się tak swobodny i niegroźny, tak irracjonalnie ciepły i pełen życzliwości, że Eliona wewnętrznie skręcało. Dysonans był okrutny, przerażał go w zestawieniu z tym czego był świadkiem przed chwilą.
    Słuchał go, siląc się na spokój. Wszystko, co Barnabas mówił i w jaki sposób to mówił wcale mu się nie podobało. Implikowało wiele rzeczy, których Elion chciał uniknąć, a których najwyraźniej nie będzie mu dane unikać.
    Mogłeś to wszystko powiedzieć na początku. Ustalić zasady na samym, kurewskim początku i może wtedy oszczędziłbyś mi przynajmniej część z tego koszmaru. Oczywiście nie powiedział tego, a jedynie pokiwał głową. Zresztą, być może nic by to nie zmieniło. Teraz i tak przysłowiowe mleko się rozlało. Można był tylko żyć z konsekwencjami zamiast biadolić. Oczywiście nie umknęło jego uwadze jak bardzo Barnabas kpił w słowach o zaufaniu, co dla Eliona znaczyło, że w ogóle nigdy nie brał takiej ewentualności pod uwagę, co natomiast naturalnie sprawiło, że wzmianka o przywiązaniu stała się zwykłą kpiną i wtedy to Elion miał chęć prychnąć drwiąco. Tu nie było mowy o jakimkolwiek przywiązaniu w żadnym kontekście. To była tak abstrakcyjna myśl, że nie mieściła się w jego głowie. Co zaś tyczyło się kwestii wystąpienia przeciw niemu w przyszłości... Normalnie Elionowi nigdy nie przyszłoby coś takiego do głowy, ale po tym co widział, nie zaprzeczył i nie potwierdził tego domysłu. Jeśli Barnabas był uważny, mógł dostrzec w zmęczonym spojrzeniu swego ucznia wyraźny żal.
    Zmarszczył brwi, kiedy Yorick przypomniał mu o nieszczęsnym wybuchu wiadra, ale też zdecydowanie nie spodobało mu się, że istniała szansa, że ktokolwiek musiałby kiedykolwiek osłaniać mu plecy. Nie chciał pakować się w ich konflikty. Nie był częścią tej "rodziny", choć podejrzewał, że bez względu na swoje poczucie i tak skazany był na próbę przypodobania się wszystkim na tyle, by faktycznie nie zginąć przy pierwszej okazji. Jak widać na razie szło mu dosłownie chujowo.
    - Przeproszę ich, oczywiście - zapewnił. I tak by to zrobił, nawet bez sugestii Yoricka, bo tego wymagała zwykła, ludzka przyzwoitość. Choć faktycznie co do Narela miał pewne opory, ale dla świętego spokoju nie zamierzał się obruszać. To i tak nie miało znaczenia. Lepiej było żyć ze wszystkimi dobrze, tym bardziej, że przecież wczoraj załoga podchodziła do niego z życzliwością. Może nieco szorstką i taką do której nie przywykł, ale jednak. Lepsze to niż otwarta wrogość. Musiał się zaadoptować albo zginie, dokładnie tak odebrał wszystkie dzisiejsze barnabasowe słowa. Więc jeśli miał wybierać bunt albo próbę wyciągnięcia z tego czegokolwiek dla siebie, wybierał pokorę. Jasne, autentycznie był moment, w którym miał chęć ze sobą skończyć, ale racjonalnie rzecz biorąc naprawdę nie chciał się narażać. Pomijając okoliczności, które wystawiały jego psychikę na ciężką próbę, był człowiekiem upartym i zdolnym do poświęceń oraz wytrwałości. Przeżył do tej pory, nawet udało mu się nikogo nie zabić i miał szansę, wciąż miał szansę na wyniesienie z tego czegoś, co mogło mu pomóc. Istniała przecież możliwość (niewielka i bardzo nieprawdopodobna według Eliona nakarmionego strachem i niepewnością), że Barnabas naprawdę nie chciał skrzywdzić go bez zdania racji. Może chodziło mu tylko i wyłącznie o dobro swojej rodziny, tak jak mówił? Ta myśl była tak niepewna i nieracjonalna, że Elion niemal z miejsca ją odrzucił, ale była też jedyną, która mogła pomóc mu zachować zdrowe zmysły rozpalając niemal zupełnie zduszoną determinację.
    - Szczerość nie zawsze jest dobrze odbierana, tak samo jak porzucenie konwenansów - zauważył, wciąż mówiąc przyciszonym, nieco chrapliwym głosem. - ...Ale tak jak mówią, kapitan na swoim statku jest bogiem, więc nie kwestionuję już żadnych twoich słów. Twój statek, twoje zasady. I dobrze, jeśli chcesz szczerości, postaram się być wobec ciebie szczery, w poszanowaniu dla ciebie i twoich zasad - nie dlatego, że tego chcę - te słowa nie wybrzmiały, ale ton Eliona je zasugerował. Chciał prosić o czas na zaaklimatyzowanie się, oswojenie ze wszystkim, ale uznał, że go nie dostanie. Barnabas wyraźnie stawiał na szybkie efekty, co bardzo źle wróżyło na przyszłość ich współpracy, ale Elion i tak nie miał wyboru.
    Robiąc pośpieszny rachunek zysków i strat, podwinął do łokci nieco przydługie rękawy i kolejny raz przeczesał włosy. W zasadzie wyzbycie się sztywnej etykiety mogło być całkiem odświeżające. Obce, ale kuszące w sposób w jaki kusi szklanka mocnego trunku - obiecując rozluźnienie. Barnabas naturalnie roztaczał wokół siebie właśnie taką aurę, której przecież z samego początku Elion bezwiednie się poddał. Więc nie było to wybitnie trudne zadanie, jednak niemożność traktowania Barnabasa jak mistrza wymykała się elionowemu pojmowaniu zasad działania nauki. Nie wyobrażał sobie jak w takim razie powinien go traktować, ale uznał, że najwłaściwiej będzie po prostu stworzyć jakiś nowy sposób działania. Zresztą nie było innej opcji. Musiał to jakoś przełknąć. Musiał się dopasować dla własnego dobra.
    - Jeśli nie chcesz bym używał tytułów, nie będę tego robił. Nie mam problemu z twoim imieniem. Z żadnym z twoich imion - podkreślił, siląc się na słaby uśmiech w niezdarnej próbie wejścia na jakiś akceptowalny przez obu poziom współegzystencji. Obserwował krzątającego się przy stole maga, powoli zbierając się na odwagę żeby faktycznie nadać temu wszystkiemu jakiś właściwy bieg, jakikolwiek, byle nie opierał się na poczuciu zaszczucia.
    - Więc, Yorick... - przywołał go łagodnie, wchodząc mu w pole widzenia. Kiedy kapitan na niego spojrzał, oblicze Eliona wyrażało powagę. Gdzieś w jego oczach tlił się jeszcze cień lęku, ale powoli zastępował go znajoma, chłodna neutralność. - Jeszcze raz, zupełnie szczerze, przepraszam cię za to co się stało. Ostatnie dni wytrąciły mnie z równowagi i pozwoliłem sobie na więcej niż zwykle. To wszystko było bardzo niefortunne w obliczu początków naszej współpracy... - Skrzywił się nagle, zdając sobie sprawę, że bezwiednie uderza w uprzejmy, dyplomatyczny ton, więc po chwili się zmitygował. - Po prostu... Spieprzyłem sprawę po całości. Więcej nie urżnę się jak ostatnia moczymorda i nie narażę nikogo na niebezpieczeństwo. I wiem, że na razie moje słowo znaczy dla ciebie mniej od funta kłaków, ale naprawdę potrafię przyznać się do błędu i wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. Udowodnię ci to. Liczę, że dzisiejsza rozmowa i cała praca na statku na kurewsko wielkim kacu, była ostatnią taką rzeczą w mojej karierze tutaj i to nie dlatego, że niedługo wyzionę ducha. Mam nadzieję - dodał z nutą podszytej rozbawieniem niepewności. Było mu cholernie ciężko dopasować się do nowych zasad, wyłuskać starego siebie ze skorupy przyzwyczajeń, szczególnie że czuł się niezręcznie, wciąż go mdliło, a głowa pulsowała ciągłym bólem, ale... nikt mu nie zarzuci, że nie spróbował.
    - Ciekawi mnie tylko... - Podszedł, stając po drugiej stronie stołu. Popatrzył mu w twarz z uwagą i czymś na kształt niepewności, która zmiękczyła harde i ziemne spojrzenie podpowiadając, że odpowiedź na to pytanie jest dla niego szalenie istotna, że cokolwiek Barnabas mógł sobie o nim myśleć, Elion naprawdę miał na uwadze jego zdanie i że chciał, naprawdę chciał zrozumieć.
    - Dlaczego zgodziłeś się mnie uczyć? - Pytanie zawisło między nimi, a przynajmniej właśnie takie Elion miał wrażenie, jakby wypowiedziana myśl osiadła na kajucie ciężkim całunem napięcia. Bał się usłyszeć odpowiedź, a jednak... to było kluczowe. Było niejako sposobem na sprawdzenie jak bardzo zasada szczerości działała w obie strony. Dodatkowo, może jeśli pozna jego ambicje, będzie w stanie się do nich ustosunkować i dopasować się? Oczywiście zakładając, że nie była to fanaberia szaleńca. Elion w duchu modlił się doi wszystkich znanych sobie bogów, żeby nie była.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Nie 18 Paź 2020, 16:16

    Strach i niepewność Eliona nie robiły na piracie w zasadzie żadnego wrażenia. Ostatecznie, Yorick nie był debilem, wiedział, że po tym, co pokazał chłopakowi ten prawdopodobnie przez jakiś czas będzie postrzegał go tak, jak każdy inny człowiek, który miał nieprzyjemność przebyć z nim rozmowę tego typu. Schemat zachowań był mu znany już na tyle dobrze, że po prostu przechodził do porządku dziennego nad panicznymi reakcjami na każdy, najmniejszy nawet ruch z jego strony. Fakt, że Elion przez parę dni, czy tygodni będzie drżał o swoje życie i odnosił się do niego z rezerwą absolutnie nie kolidował w głowie blondyna z jego standardową rutyną i zwyczajowym zachowaniem. Ostatecznie, z jego perspektywy nic się nie stało, nie było więc potrzeby udawać, że dotychczasowe wydarzenia wpłynęły na niego bardziej, niż faktycznie. Dlatego też ignorował wszelkie drgnięcia, spięcia, niespokojne spojrzenia i inne naturalne reakcje tego typu. Chłopak potrzebował jedynie czasu, by jakoś wszystko sobie przerobić, a tak się składało, że Barnabas miał go pod dostatkiem.
    Na ten moment Yorick uskuteczniał więc plan założony jeszcze rano, zakładający, że po odbyciu kary Elion dołączy do niego na kolacji i odpowiednio zachęcony wdroży go w swoje magiczne problemy.
    W jego głowie wszystko się zgadzało. Elion odbył karę, po drodze podziały się rzeczy, które już w zasadzie załatwił, kolejnym punktem była kolacja. Proste. Nieproblematyczne. Prawie nie wymuszone.
    Odprowadzając wzrokiem lecący do szkatułki list Yorick zerknął na ciemnowłosego ucznia akurat na moment przed tym, jak ten postanowił zanurkować w barnabasowej koszuli (swoją drogą absolutnie nie trującej, pirat nie maczał jej przecież w żadnej krwi wkurwionego centaura czy innych tego typu kwasach), niemal natychmiast dochodząc do wniosku, że był to wyjątkowo idiotyczny pomysł. Nawet jak na jego własne standardy.
    Przez ten nieszczęsny ułamek sekundy Elion stał w jego kajucie faktycznie półnagi (nie tak jak poprzedniego wieczoru, gdzie był jedynie pół nagi jak na standardy magów. Faktycznie, kurwa, półnagi), tuż obok jego pieprzonego łóżka, zakładając jego dużo za dużą koszulę.
    Po co? Na co mu to było? Dlaczego Barnabas był kretynem? Dlaczego nie pomyślał?
    Znaczy jasne, pomyślał - pomyślał sobie życzliwie, że po tak paskudnym dniu Elion na pewno poczuje się lepiej czysty i w ubraniu, które nie ma w sobie dziur i nie jest zapaćkane krwią. Czy mógłby osiągnąć ten sam efekt wysyłając Eliona do jego własnej kajuty i prosząc, by wrócił jak się ogarnie? Otóż mógłby. Gdyby nie był debilem.
    Ale był. Więc patrzył przez chwilę jak zahipnotyzowany na to, jak mięśnie ucznia poruszają się pod jego bladą skórą naznaczoną błękitnymi, pulsującymi wzorami po raz już chyba setny w przeciągu niecałych dwóch dni mając ochotę zwyczajnie przesunąć po nich językiem, a następnie tytanicznym wysiłkiem woli odwrócił wzrok, wlepiając go w stojący pod ścianą regał, jednocześnie raz jeszcze przypominając sobie o wszystkich okropnościach jakie widział w życiu, by jakoś przekonać własny organizm do kompletnie nie metaforycznego ogarnięcia pały. Pozornie bez problemu przeszedł więc do swojego standardowego sposobu bycia, odnajdując się doskonale we własnej nonszalancji i pogodzie ducha. Mówiąc o zaufanie mówił poważnie, niemniej nie przejął się zbytnio na myśl o tym, że Elion może mu nie wierzyć. Na ten moment nie miło to bowiem większego znaczenia. Cokolwiek uczeń myślał o nim w tej chwili, prawdopodobnie i tak miało ulec zmianie w ciągu paru następnych tygodni ich wspólnie spędzonego czasu. Chyba, że nie, ale to definitywnie należało do zmartwień dnia następnego, którymi Barnabas absolutnie nie zmierzał zadręczać się wcześniej, niż było mu to do czegokolwiek potrzebne. Dokładnie ta sama polityka tyczyła się braku  jakiegokolwiek komentarza na temat zabijania się w przyszłości. Była to jedynie jedna z opcji, coś, co wypadałoby wziąć pod uwagę, ale czym kompletnie nie trzeba było martwić się w tej chwili. Nawet, jeśli Elion ewidentnie brał wszystkie te gdybania i opcje nieco poważniej, otwarcie patrząc na Barnabasa z wyraźnym żalem.
    Skinął głową na znak, że słyszał,  w momencie, w którym ciemnowłosy zadeklarował, że faktycznie przeprosi poranionych przez siebie ludzi, jednak przezornie utrzymał wzrok na tworzonych przez siebie prowizorycznych zakładkach z dartego papieru i umiejscowieniu ich między stronami zamykanych następnie i odsyłanych na regał książek.
    Fakt, że Elion nie zamierzał się z nim kłócić mężczyzna przyjął jako coś tak normalnego i naturalnego, że nie poświęcił temu nawet myśli. Ostatecznie, jego życie zależało między innymi od dobrych stosunków z załogą. Na kolejne słowa ucznia Barnabas prychnął rozbawiony, przerywając na chwilę przeglądanie rozrzuconych na stole pergaminów.
    - Nic nie jest zawsze dobrze odbierane, cała zabawa polega na tym, żeby wiedzieć co chcesz osiągnąć i czego do tego użyć. - Powiedział rozbawiony, zastawiając się, czy Elion faktycznie nie jest dość  przebiegły by to rozumieć, czy jedynie kreuje się na kogoś takiego. Niestety,  jego kolejne stwierdzenie odbiło się echem po czaszce kapitana, uderzając niechcący w czuły punkt, natychmiast odrywając go od podobnych rozważań.
    Barnabas za nic w świecie nie chciał być postrzegany za tyrana na własnym statku. Całe swoje pieprzone życie spędził wyrabiając sobie renomę kapitana z prawdziwego zdarzenia, lidera, na którym załoga może bezwzględnie polegać i któremu można bez strachu powierzyć własne życie. I nawet jeśli poza stricte pirackim światkiem, w którym pływanie pod jego banderą uznawane było za szczyt pirackich osiągnięć i przywilej zarezerwowany jedynie dla wybranych, nikt nie wiedział o tej części jego pracy, słowa Eliona nieopatrznie nacisnęły mu na odcisk, sprawiając, że kapitan odwrócił się momentalnie, by popatrzeć na niego z błyszczącą w oczach irytacją. Zamierzał natychmiast naprostować to obraźliwe nieporozumienie, jednak nim się odezwał uświadomił sobie, że  w zasadzie, podobny zabieg nieco rozmija się z celem. Elion nie był członkiem załogi. Był jego uczniem, kimś, kto tak po prawdzie nie musiał do końca rozumieć, jak działa statek i na jakiej zasadzie pływająca nim załoga podlega kapitanowi. Dlatego też zamiast powiedzieć cokolwiek, mężczyzna zmierzył stojącego tuż obok maga od góry do dołu i uśmiechnął się zadziornie, zmuszając się do przejścia nad tym do porządku dziennego i wzięcia głębokiego, uspokajającego wdechu. Nie powinien się tym przejmować. Ostatecznie, również ta opinia mogła z czasem ulec w głowie Eliona małej poprawie.
    - Cokolwiek na ciebie zadziała, moja ty migocząca gwiazdko -Oznajmił, odwracając się na pięcie i wracając do segregowania pergaminów. Zaraz też zaśmiał się lekko na wzmiankę o  swoich imionach i wspomnienie tego, jak zaledwie wczoraj zagrał Elionowi na nosie, nieco go strasząc.
    - Pewien jesteś? Bo mógłbym przysiąc, że “Decan” wyraźnie nie przypadł ci do gustu. - Mruknął, posyłając uczniowi spojrzenie z ukosa i uśmiechając się figlarnie tak, by nie dało się nie zauważyć, że tylko się droczy.  Nie zdążył nawet porządnie wrócić wzrokiem do czytanych właśnie dokumentów, gdy Elion przywołał go miękko jego imieniem sprawiając, że błękitne oczy maga po raz kolejny utkwiły w dwukolorowych tęczówkach ucznia. Ignorując rodzące się w jego umyśle ody na temat ich niesamowitej barwy i unikalnej właściwości Yorick odczekał spokojnie, aż Elion zakończy swoje tym razem szczere przeprosiny i skinął głową zupełnie tak, jak podczas tych pierwszych.
    - Istotnie, prawdziwie niefortunne zważywszy na istniejące między nami róznice… - Zaczął poważnie, opierając się o stół i krzyżując ręce na piersi, zaraz ponownie uśmiechając się zaczepnie, wyraźnie ubawiony możliwością ponaigrywania się z ucznia. Zaraz jednak odchrząknł i przywołał na twarz nieco poważniejszy, ale wciąż przyjazny wyraz.  - Słuchaj, było minęło, grunt, żeśmy się odpowiednio zrozumieli. - Oznajmił pogodnie, posyłając stojącemu przed nim mężczyźnie pełne wyrozumiałości spojrzenie. Słysząc rzucony niepewnie żart,  w jego głowie zrodziła się dzika myśl, sprawiając, że pirat zaśmiał się otwarcie, przytłoczony jej absurdem i ponownie odwrócił się plecami do ucznia by wrócić do segregowania rozłożonych w tej chwili w schludnych odstępach kartek chcąc wreszcie posłać je do odpowiednich szuflad i odgruzować w końcu stojący pod ścianą stół. - Na Bogów, nie wyobrażam sobie, jak zakompleksiony bym się poczuł, gdybyś pomimo wszystkiego, co cię dziś spotkało wciąż jeszcze miał ochotę odjebać mi tu coś podobnego. - Przyznał, śmiejąc się ochryple, wyraźnie ubawiony tą wizją. Uniósłszy obie ręce Barnabas wzniósł starannie poukładane sterty papieru i jednym gestem odesłał je do rozmieszczonych po całej kabinie szuflad, tworząc wrażenie jakby po pomieszczeniu przemknęła chmara białych ptaków, wciąż jeszcze chichocząc pod nosem. Następnie przesunął mebel spod ściany, stawiając go na środku kajuty i przywołując stojące w rogach pokoju fotele do zajęcia miejsc u obu jego szczytów, jednocześnie śledząc z zaciekawieniem trasę Eliona aż do chwili, gdy chłopak stanął naprzeciwko niego, po drugiej stronie blatu. Barnabas nie mógł się niemal doczekać tego, co ciekawiło jego ucznia na tyle, by spojrzeć mu w twarz z taką mieszaniną niepewności i zainteresowania. Czekając na kolejne słowa mężczyzny, blondyn zastanawiał się z podekscytowaniem, czy fascynująca go sprawa będzie dotyczyła ich wspólnej podróży, sposobu, w jaki Yorick zarabiał na życie, technik magii ofensywnej, które Elion przed chwilą widział czy może specyfiki mającej funkcjonować między nimi zależności. Na wszystkie te kwestie pirat był w stanie odpowiedzieć szczerze i z entuzjazmem, utwierdzając się w przekonaniu, że może być  to kluczem dla wykwitających na jego oczach podwalin do mającego wykiełkować za jakiś (prawdopodobnie bardzo długi) czas zaufania. A potem padło faktyczne pytanie i wszystko strzelił chuj, sprawiając, że na twarzy pytanego odmalowało się autentycznie zaskoczenie.
    Dlaczego… Powody…
    Żeby to tak pochłonęła wielka otchłań, przecież Yoick nie mógł powiedzieć Eionowi, że zwyczajnie wzięło go na sentymenty!  Jakby to zabrzmiało w kontekście całej ich dzisiejszej rozmowy o mordowaniu i torturach? Cały zamierzony efekt chuj by strzelił i to z jego własnej winy!
    Elion mógłby nabawić się niepotrzebnego poczucia, że Yorickowi jakkolwiek zależy i że tak naprawdę pirat jest dużo lepszym człowiekiem, niżby starał się to pokazać. Co tak w ogóle nie było oczywiście wielkim problemem i prędzej czy później i tak musiało się wydarzyć, jednak na tamtą konkretną chwilę absolutnie nie pokrywało się z niczym, co blondyn do tej pory mówił.
    Biorąc to wszystko pod uwagę Barnabas zrobił jedyną praktyczną rzecz, jaka mu w ogóle pozostała.
    Skłamał.
    To znaczy, nie tak od razu, szanujmy się!
    Najpierw otwarcie przyznał się do bycia kompletnie nieodpowiedzialną miękko fają, sprytnie upewniając się że wypowiedziana przez niego prawda zostanie potraktowana jak kłamstwo. Przywoławszy na twarz jeden ze swoich nonszalanckich, pełnych dumy i samozadowolenia uśmiechu mężczyzna rozłożył bezradnie ręce, wzruszając ramionami i  zasiadł w fotelu, zarzucając nogi na podnóżek, gestem ręki polecając wpatrzonemu w niego chłopakowi, by postąpił podobnie.
    - Cóż, oficjalna wersja brzmi tak, że mam zaskakująco dobre serce i twoje problemy wzruszyły jedyną cząstkę człowieczeństwa jaka jeszcze we mnie  została na tyle, by zaprosić cię na dobrze płatne wakacje i ryzykujc życiem załogi i własnym spróbować uchronić cie przed fatalnym losem, jaki niewątpliwie cię czeka, jeśli ci nie pomogę. - Przyznał całkowicie szczerze, jednocześnie dbając by dobrać odpowiednio prześmiewcze słowa, ton i wyraz twarzy, zaraz w ramach wisienki na torcie posyłając uczniowi oczko. Następnie pozwolił, by te słowa wybrzmiały odpowiednio i dopiero po chwili skrzyżował ręce na piersi, śmiejąc się perfidnie.
    - Prawda jest jednak taka, że twoja mistrzyni, prawdopodobnie jedyna zdolna do czegoś podobnego istota we wszechświecie, zastosowała na mnie niezawodne połączenie szantażu i pieniędzy. -Przyznał niby z lekkim ociąganiem i niechęcią, zupełnie jakby podane przez niego wierutne kłamstwo składało jego godność na szali mającej panować między nim, a Elionem szczerości. Swoją drogą Barnabs był autentycznie pod wrażeniem dziejącej się za jego sprawą ironii losu. Chcąc jeszcze dopełnić dzieła i jakby utwierdzić ucznia w tym, że właśnie odsłania przed nim najbardziej skrywane ze swoich kart, pirat pstryknął palcami, posyłając mu przed nos wcześniej otrzymany od Saiory list.
    Odczekawszy moment, by dać Elionowi doczytać wszystko do odpowiedniego fragmentu Yorick na powrót zamknął pergamin w skrzynce, spoglądając na siedzącego przed nim chłopaka z doskonale odmierzonymi zblazowaniem i obojętnością.
    - Widzisz? Twoje postępy w nauce są mi poniekąd bardzo na rękę- Oznajmił wesoło i z entuzjazmem, niemal dumny z efektu, jaki osiągnął.
    - A jak już przy tym jesteśmy, móje ty chodzące cudo, może opowiesz o trawiących cię trudnościach?
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Nie 18 Paź 2020, 19:34

    Nie mógł nie zgodzić się ze słowami Yoricka. Wszystko zależało w dużej mierze od kontekstu i faktycznie świadomości celu oraz sposobów jego wykonania, jednak robiąc dyplomatyczne uniki często można było ustrzec się przed nieprzyjemnościami. Cóż, najwyraźniej niekoniecznie tutaj, ale to nie zmieniało faktu. Oczywiście Elion porzucił ten temat, tym bardziej, kiedy Barnabas odwrócił się zirytowany jego kolejnymi słowami. Cóż, najwyraźniej wyczuł kontekst niewypowiedzianych słów, więc Elion w duchu przygotował się na najgorsze, ale nic się nie stało. Co więcej, Barnabas obdarzył go szerokim uśmiechem, jakby wycofał się z czegoś w ostatniej chwili. Dlaczego? Elion przyjrzał mu się z mieszanką lęku i niezrozumienia, ale nic nie powiedział. Wolał zostawić rozterki kapitana w spokoju i w nie nie wnikać, szczególnie jeśli tliła się w nim irytacja.
    Odpowiedział markotnym uśmiechem na wspomnienie wczorajszej wpadki z imieniem, przez moment dziwnego luzu nawet podziwiając swobodę z jaką kapitan korzystał ze swojej mocy. Jej liźnięcia Elion czuł na skórze, kiedy przepływała łagodnymi strumieniami, najzwyczajniej w świecie robią porządki.
    Nie mógł tego pojąć. Najwyraźniej miał tak wąskie horyzonty, że wyobrażał sobie złych ludzi tylko w formie szaleńców, którzy na każdym kroku podkreślali swoje skrzywienia. Nie mieściło mu się w  głowie, że mogliby być też sympatycznymi, oddanymi przyjaciółmi i wspaniałymi przywódcami. Ale z drugiej strony, czy ludzie byli z gruntu źli albo dobrzy? Tak zupełnie? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie, na pewno nie w tej chwili. Kiedy widział żartującego, rozluźnionego Yoricka, który wydawał się zwyczajnie sympatycznym gościem, trybiki w jego głowie przestawały pracować. A już dosłownie zawiesił się na moment, widząc w błękicie wyrozumiałość, której pragnął od samego początku.
    Gdzieś w środku zabolało go strasznie, że gdyby nie całe to pieprzone piractwo, cały ten szajs ze statkiem, wypinaniem się na Radę i okrucieństwem, mógłby... go polubić. Tak zwyczajnie i po ludzku. Polubić ten lekki sposób bycia, gadatliwość, to ciepło, które choć było mu niemal zupełnie obce w każdej formie, i tak wabiło go niczym przysłowiową ćmę do płomienia świecy.
    Nie chciał żeby ten człowiek robił mu z mózgu sieczkę.
    Poczuł się zagubiony jeszcze bardziej niż dotychczas.
    Zaproszony gestem, usiadł na wskazanym krześle, choć oczywiście w dużo mniej swobodnej pozycji. Słuchał, marszcząc brwi. To prawda, że mu nie wierzył, ale nie pokazywał tego bardzo dobitnie. Mocno starał się, by na jego twarzy trwała jedynie odpowiednia dawka zaciekawienia i uwagi. Nie wierzył... raczej, ciężko było mu uwierzyć, właśnie przez ten prześmiewczy ton, już pomijając wszystko, co zobaczył jeszcze kilka chwil temu. Bo tak właściwie to by mu uwierzył, dlaczego nie? Wszystko zależało od tego w jaki sposób zostałoby to powiedziane i czy zostałoby poparte czynami. Jeśli Barnabas zdecydowałby się na szczerość w prawdziwej formie, otrzymałby jedynie szacunek i pierwszą cegiełkę zaufania, a tak... utwierdził swojego ucznia w przekonaniu, że jest pozbawioną ludzkich odruchów bestią. Więc co do drugich słów i perfidnego uśmiechu, od którego Elion dostał nieprzyjemnych ciarek, cóż... tym uwierzył bez problemu, do tych miał większe podstawy. Te miały więcej sensu. Nim jednak porządnie to przetrawił, zaskoczony, spojrzał na zwieszony przed sobą świstek papieru. Ujął go w dłonie i marszcząc brwi jeszcze bardziej, zaczął czytać.
    Początkowo nie rozumiał jak treść tego listu miałaby cokolwiek tłumaczyć czy dodawać do tamtej wypowiedzi, ale kiedy dotarł do nieszczęsnego zdania w nawiasie, a potem do ostatnich, zrozumiał. Och, jak doskonale wszystko zrozumiał.
    Z każdym kolejnym przeczytanym słowem twarz Eliona stawała się coraz bardziej wyblakła i pozbawiona wyrazu. Nie miał pojęcia skąd wziął w sobie tyle siły, by utrzymać w ryzach własne wyjące z bólu jestestwo i szczątki magii, która i tak zapulsowała żywiej, błyskając w jego oczach. Właśnie w jeden wieczór dowiedział się, że jest w śmiercionośnej pułapce z człowiekiem, który gotów był rozszarpać go na kawałki jeśli podwinie mu się noga; jego mistrzyni potraktowała go jak królika doświadczalnego, podczas kiedy zapewniała go o tym, że wszystko jest bezpieczne i przetestowane; by na sam koniec dostać po pysku wieścią, że być może całego procesu nie da się cofnąć, ale Pył i tak należał do Barnabasa.
    To nie był koszmar.
    To była apokalipsa.
    Świat zawalił mu się na głowę i przygniótł go z siłą, której nie potrafił się przeciwstawić. Nie w takiej chwili, nie w tym miejscu i nie w takim stanie.
    Podniósł wzrok znad listu, niemal tak jak życzył sobie Barnabas, odkrywając przed nim kolejne ze swoich oblicz, te jednak było zmęczone, blade i puste. Elion w jednej chwili ze zdeterminowanego, odważnego mężczyzny stał się pustą skorupą pozbawioną wiary i nadziei.
    - Trudnościach? - powtórzył beznamiętnie z dziwną nutą, której Barnabas jeszcze nie słyszał, a która była cynizmem. - Oczywiście - powiedział za chwilę, uśmiechając się delikatnie, nie dbając o to by uśmiech był czymś więcej poza wygięciem warg pozbawionym jakiejkolwiek ekspresji uczuć. Z chwilą, kiedy dowiedział się, że nie tylko Saiora, ale i Yorick traktowali go jak eksperymentalny obiekt, jak narzędzie czy w końcu upierdliwy worek na kosztowności, przestało mu zależeć. Wychodziło na to, że żadne z nich nie chciało mu pomóc, w żadnym nigdy nie miał i nie będzie miał oparcia. I takim oto sposobem oboje doświadczonych magów uczyniło sobie bardzo niewygodnego wroga. Najgorsi i najstraszniejsi byli bowiem ludzie, którzy nie mieli już nic do stracenia.
    - Mój potencjał jest największą trudnością. - Odchylił się, składając dłonie na udach. Jeśli kiedykolwiek Barnabas miał okazję zobaczyć człowieka, który naraz zrozumiał, że wszystko w co wierzył było okrutnym żartem, to teraz jego uczeń prezentował sobą dokładnie taki obraz. Było coś niepokojącego w Elionie pozbawionym iskry życia. Bez niej był tylko chłód jego magii - upiorny błękity skrzący się w pustym spojrzeniu, jak skuwający wody lód, ale co najgorsze... i on zgasł po chwili, a to znaczyło tylko jedno - mag kompletnie wycofał się uczuciowo. To zdarzało się bardzo rzadko, ale istniały przypadki, kiedy magowie w pewnym sensie zapadali się emocjonalnie, blokując w ten sposób swoją moc. - Czy raczej problemy z utrzymywanie go w ryzach - kontynuował, a potem zamrugał jak wyrwany z transu i spojrzał na swoje dłonie, na których tatuaże przestały wściekle pulsować, właściwie to nawet ledwie się skrzyły. Od dawna nie czuł się taki... spokojny i wcale go to nie przerażało. Metoda wyparcia była jedną z metod kontroli magii, ale czyniła z człowieka pozbawioną empatii skorupę często ukierunkowaną bardzo egocentrycznie. Prychnął z niedowierzaniem, a potem roześmiał się w obrzydliwie cyniczny sposób.
    - No proszę, w jeden dzień udało ci się to, co Saiorze nie udawało się przez wiele lat. Gratulacje. Może już nie są potrzebne, co? - Zakpił, kładąc dłoń na blacie. - Może weź go już sobie? - Przechylił się przez stół, wbijając zimne, wyzywające spojrzenie w jego oblicze. - Skoro tylko po to chciałeś się ze mną użerać, to dalej. Może mnie przy tym nawet zabijesz? Dwie pieczenie na jednym ogniu, nie? Doskonały interes.
    Chcąc chronić siebie, Barnabas bez wątpienia skrzywdził osobę, której miał służyć radą i wsparciem.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Pon 19 Paź 2020, 16:36

    Szacunek i pierwsza cegiełka zaufania nie były w oczach Barnabasa niczym wartościowym. Zwłaszcza sprezentowane mu przez człowieka, którego nie znał i któremu sam absolutnie nie ufał. Blondyn od zawsze miał brzydką tendencję do polegania wyłącznie na sobie i przesadnie ostrożnego podejścia co do otaczających go nieznajomych. Zwłaszcza, jeśli byli to magowie z Novirghawrq. Nawet tak młodzi jak Elion.
    W jego oczach czarnowłosy nie musiał wiedzieć, że jego przypadek nieco za bardzo przypominał Yorickowi jego własną młodość i trudności z jakimi musiał mierzyć się w pojedynkę do czasu poznania Mistrza Keltrisa. Że w głębi duszy mężczyzna chciał być dla niego kimś, kogo sam w jego wieku potrzebował. Wyznania tego typu mogłyby niepotrzebnie odsłonić karty, którymi Elion mógłby później grać, jeśli przyszłaby mu na to ochota.
    Zamiast tego, kapitan zarzucił więc “piracką chciwością” wychodząc z prostego założenia, że jeśli jego uczeń podniesie się z trawiących go w tej chwili beznadziei i zagubienia i wraz z upływem czasu polubi Yorick tylko i wyłącznie za to, kim jest i jak żyje, bez wzniosłych motywów i sentymentalnych gestów, ich współpraca zakwitnie sama przez się, bez składania na jej ołtarzu absolutnie żadnych niepotrzebnych ofiar. A przecież znając się tak dobrze, jak Yorick się znał, nie miał absolutnie żadnych wątpliwości, że jego urok osobisty jakoś to wszystko ogarnie.
    Widząc, jak twarz Eliona zmienia się na skutek dobrnięcia do odpowiedniego fragmentu listu, Yorick uśmiechnął się szerzej, pilnując, by w przyjacielskim geście nie przebrzmiała czasem nazbyt widoczna przebiegłość.
    Kto by przypuszczał, że Saiora postanowi aż tak strzelić sobie w stopę, posyłając do niego poufne słowa podobnego kalibru. Gdyby nie to, że jej wyznania były mu w tej chwili bardzo na rękę, Barnabas niemal rozważyłby faktyczne zastosowanie się do jej próśb mając na uwadze uczucia “oddanego i ufnego” Eliona.
    Ba! Jakaś część kapitańskiej duszy współczuła ciemnowłosemu mężczyźnie, zdając sobie sprawę, że zdrada tego typu z pewnością wpłynie na jego stan psychiczny. Był to niestety tylko część, cichsza i słabsza od innej, święcie przekonanej, że Yorickowi uda się z czasem zdobyć względy swojego ucznia, zawłaszczając dla siebie również tę ich część, która aż do tego wieczora należała do Arcymistrzyni Ardan. Ostatecznie, nie powinno być to wielkim problemem zważywszy na to, że Barnabas autentycznie nie mógł wpaść na nic, czym Saiora dałaby radę wybronić się z popełnionych czynów.
    Wracając jednak do twarzy Eliona, w którą pirat wpatrywał się z typowym dla siebie nonszalanckim ukontentowaniem, po przeczytaniu listu zmieniła się diametralnie, wbijając w blondyna ziarnko niepokoju.
    Pusta skorupa, w którą przekształcił się Elion nie była dokładnie tym efektem, do którego dążył Yorick, zwłaszcza, że widoczny w niej brak wiary i nadziei wydawał mu się nieco ekstremalny. Idący z nim w parze beznamiętny ton i kompletnie pusty emocjonalnie uśmiech dopełniły efektu, ostatecznie i definitywnie utwierdzając Barnabasa w przekonaniu, że niechcący przeliczył wytrzymałość psychiczną siedzącego przed nim ucznia. Jego widok przywodził mu na myśl marynarzy orientujących się, że ich kapitan oddał ich na pewną śmierć w żałosnej próbie ratowania własnej godności. I prawdopodobnie byłby to widok druzgocący, gdyby nie to, że Yorick doskonale wiedział, że właśnie takich ludzi, tych strzaskanych, pozbawionych chęci do życia i wiary w przyzwoitość nieszczęśników rzeźbi się najlepiej. Ostatecznie, po czasochłonnym sklejaniu pękniętych naczyń ich świadomości zostawało się wynagrodzonym możliwością wypełnienia ich nowym, dużo praktyczniejszym światopoglądem. I nawet, jeśli zaczynając ich dzisiejszą rozmowę pirat absolutnie nie dążył do podobnego efektu, w tej konkretnej chwili ani myślał nie wykorzystać okazji, która niemal sama z siebie przedziwnym zbiegiem okoliczności podsuwała mu się pod palce.
    Widząc jak chłopak dosłownie gaśnie w oczach Barnabas uniósł wysoko brew, ewidentnie zaintereskwany. Podniósł się nawet w fotelu, przechylając głowę niczym ciekawska mewa, przesuwając oczami po niemal kompletnie matowych teraz wzorach z manierą naukowca badającego nowe zjawisko. Również Elion poświęcił im nagle uwagę, zaraz śmiejąc się w dziwnie znajomy sposób. Yorick dałby sobie rękę uciąć, że gdzieś słyszał już śmiech tego typu. I faktycznie, zaraz oczy maga rozszerzyły się w nagłej realizacji.
    Chłopak zapadł się emocjonalnie! Może jeszcze nie całkowicie, biorąc pod uwagę nasycone złośliwością słowa, które zaraz skierował w stronę pirata, jednak zapadł się bez dwóch zdań!
    Nie, na to Barnabas zwyczajnie nie mógł się zgodzić. Cała ta zabawa zabrnęła definitywnie o jeden krok za daleko i trzeba było zrobić coś, by wszystko wróciło na właściwe tory, nim Elion postanowi faktycznie zrobić coś głupiego. Tak jak na przykład otwarte rzucanie piratowi wyzwania. Po wszystkim co uczeń widział Yorick poczułby się niemal urażony podobnym afrontem, gdyby oczywiście nie rozumiał, do jakiej skrajności nieopatrznie doprowadził. Tak czy inaczej mężczyzna zaśmiał się ochryple, wplatając w swój śmiech nieco niepokojącą, gorzką nutę, przyglądając się butnemu uczniowi z niemal czułym rozbawieniem.
    - Na bogów, moje ty źródełko młodości, skąd w tobie tyle dramatyzmu? -Zapytał, uśmiechając się na myśl o tym, że sam mógłby przeżywać tak silne emocje z powodu tak błahych rzeczy. Ah być młodym… Znów mieć wiarę w ludzi i ich dobre intencje, postrzegać zdrady jako coś personalnego...
    Barnabas przyglądał się ciemnowłosemu mężczyźnie, zastanawiając sie, jakim cudem w kimś tak pełnym pasji i porywistym znajdowało się tak niewiele woli walki i tak wiele poddańczej obojętności. Sam nie wyobrażał sobie sytuacji, która mogłaby doprowadzić go do podobnego stanu. Pirat od zawsze, odkąd tylko pamiętał chwytał życie za rogi i wyszarpywał z objęć wszechświata należne mu szczęście, korzystając z każdego i każdej okazji mogącej jakkolwiek poprawić jego stan aż do chwili, w której nie było już z czego korzystać i czego poprawiać. Nawet będąc w wieku Eliona, ze świeżo obudzonym potencjałem i sieczką w głowie mężczyzna wiedział, że przyjdzie dzień, w którym wszystko będzie inaczej. A gdyby takowy nie miał nadejść, Yorick był gotowy zajść po niego aż na kres wszechrzeczy i przytargać go do swojej codzienności za metaforyczne szmaty. W życiu nie przyszłoby mu do głowy by wystawiać na szali bezpiecześtwo własnej przyszłości tylko dlatego, że teraźniejszość nie była zachwycająca. Mówiąc oględnie.
    Tak czy inaczej Yorick niemal rozkojarzył się na moment, tonąc we własnych myślach. Zaraz pokręcił głową z niedowierzaniem, godząc się wewnętrznie z myślą, że jest zwyczajnie za stary i nazbyt cyniczny by podobne rzeczy robiły na nim jeszcze wrażenie - nad czym swoją drogą powinien stanowczo popracować nim zmieni się wewnętrznie w omurszały, sarkastyczny kamień - i uśmiechając się nadal wstał powoli z miejsca, ruszając nieśpiesznie wzdłuż stołu tak, by pozwolić wybrzmieć własnym krokom i skrzypiącym pod jego butmi deskom i dać czarnowłosemu czas do przetrawienia tego, co się dzieje. Następnie, równie nieśpiesznie i spokojnie, Barnabas przysiadł na blacie stołu tuż przed nim i pochyliwszy się nieco, zarzucił nogę na nogę, opierając dłoń nieopodal wytatuowanej dłoni ucznia, zaglądając w okna Elionowej duszy z czymś na kształt pobłażliwości wymieszanej z ciekawością.
    - Tego właśnie chcesz, Elion? Chcesz, żebym cię zabił? - Zapytał, całkowicie poważnie, wpatrując się intensywnie w tkwiącego naprzeciwko mężczyznę.
    Nawet, jeśli uczeń miał poczucie, że Yorick podniósł rzuconą przez niego rękawicę, w tej właśnie chwili pirat zwracał mu ją dobrowolnie, dając szansę wycofania się nim cała sytuacja nabierze nieprzyjemnego wydźwięku.
    Pytanie nie było więc odparowaniem wyzwania, a jakby upewnieniem się, czy dobrze usłyszał i zrozumiał słowa, które przed chwilą padły. Zwłaszcza, że jak już Yorik wspominał wcześniej, sam osobiście, bynajmniej nie chciał mordować swojego ucznia. Nawet jeśli ten był z lekka upierdliwy i ewidentnie nie rozumiał, co się dzieje. Ostatecznie, całe to jego młodzieńcze przejmowanie się tematem, jego nowe spojrzenie na otaczającą Barnabasa codzienność i wreszcie, jego zabawne reakcje na samego Kapitana, działały na blondyna nieco orzeźwiająco, a przynajmniej dostarczały mu nieco dodatkowej rozrywki.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Pon 19 Paź 2020, 21:29

    Różnili się od siebie tak diametralnie, że jeśli ktoś nie wierzył w złośliwość losu, wystarczyło po prostu na nich spojrzeć. Przypadek postawił na przeciw siebie dwie kompletnie odmienne jednostki, zmuszając je do współpracy podczas kiedy wszystko krzyczało w nich, że się do tego nie nadają.
    Elion czuł się pusty i spokojny. Odważny, brawurowy wręcz. Otóż tutaj, teraz, wszystko mogłoby się skończyć. Nieważny był cel, który kiedyś sobie powziął. Nieważne były pragnienia, zdrady czy nadzieje. Wszystko tonęło w głębinach tu i teraz, bezwzględnego, głodnego jego cierpienia. I utonąłby w nich, gdyby nie gorycz śmiechu, gdyby nie słowa w których Elion nie wyczuł kpiny, a coś pięknie odmiennego, co szarpnęło strunami jego duszy.
    Podniósł wzrok by zobaczyć twarz tego samego człowieka, który przed kilkoma chwilami karmił go obrazami masakry, który sprowadził jego istnienie i ambicje do garstki Pyłu; który nigdy nie miał być tym, o kim Elion skrycie marzył, że będzie. To właśnie w jego jasnych, niebieski oczach młody mag dostrzegał doświadczenie przeżytych lat. Wcześniej był świadom jego wieku, oczywiście. Tak samo jak świadom był wszystkich informacji na jego temat. Ale dopiero teraz, będąc zupełnie pustym, mógł w końcu spojrzeć na niego inaczej i przyjąć w siebie jego uczucia. Jakby nagle wszystko co sam czuł przestało mieć znaczenie, ale co czuli inni krzyczało głośno i wyraźnie.
    Elion zupełnie nieoczekiwanie zrozumiał jedną bardzo ważną kwestię, do której nie chciał się przyznawać, a która była kluczowa, jeśli nie chciał miotać się w poczuciu krzywdy - Yorick był wiekowy. I na tym polegał problem. Ich spojrzenia były różne, ich potrzeby również, bo dzieliła ich przepaść doświadczeń. Jednak Elion w tym właśnie momencie nie poczuł się źle będąc traktowanym protekcjonalnie. Wręcz odwrotnie, uznał to za właściwe. W całe to cierpienie jakiego teraz doznawał, to poczucie zdrady i świadomość braku wartości w oczach innych, wdarły się zaskakująco trzeźwe myśli, że to nie pierwszy raz kiedy Yorick widzi podobny obraz. Nie pierwszy raz kiedy kogoś zastrasza. Nie pierwszy raz kiedy zgniata w zarodku czyjeś pragnienia i poczucie wartości.
    Dla Yoricka Elion był nikim i nie miało znaczenia dlaczego.
    Liczył się fakt.
    Pytanie brzmiało czy w swoich własnych oczach Elion również był nikim?
    Poczuł mrowienie całego ciała, tysiące wbijających się w nie szpilek. Uczucie było znajome, przywoływało koszmar minionych dni. Pył w jego skórze chwilowo pozbawiony dopływu mocy, stracił stabilność i zawibrował wściekle. Oczy maga otworzyły się szerzej w przypływie nagłego bólu. Bogowie, przeżył tyle paskudnych chwil. Przetrwał tak wiele, a teraz kiedy życie oferowało mu jedyny sposób na zmianę losu, okazywał się zbyt słaby by przetrwać. Jak bardzo żałosny był w swojej głupiej dumie, że chciał by to świat dostosował się do niego, podczas gdy za słaby był, by go kształtować? Poza tym, przecież powinien się spodziewać, że ludzie byli egoistami i zawsze najpierw dbali o własne interesy. Nie było altruistów, nie było prawdziwej życzliwości. Wszystko sprowadzało się do umów i wymian. Nie było nic więcej.
    Prawdopodobnie niechcący, Yorick dał mu lekcje swoich cynicznych poglądów i to taką, którą Elion pojął i przyswoił bardzo szybko.
    Ledwie zarejestrował ruch blondyna. Dopiero kiedy wszedł mu w pole widzenia na nowo, ocknął się z kolejnej zapaści. Jego słowa jednak, dotarły do niego z siłą zalewającego statek sztormu.
    Wbił w niego wypełnione cierpieniem spojrzenie, a potem wstał, choć całe ciało drżało mu teraz wymęczone natłokiem emocji i bólu.
    To była taka irracjonalna chwila.
    Przez kilka uderzeń serca patrzyli na siebie tkwiąc w specyficznej ciszy wypełnionej jęknięciami desek i szumem wody. Gdyby Elion był świadom czegoś więcej prócz  chaosu swoich myśli, uznałby za szalenie niestosowne to, że Yorick się nie odsunął i przez to czuli ciepło własnych oddechów osiadające na miękkości warg. Że mogli dostrzec każdy szczegół oblicza towarzysza, że dzielili ciepło ciała stykając się udami, i że w końcu wystarczył jedynie delikatny ruch ręki, by mogli przepleść palce swoich dłoni.
    Być może wykreował to teraz jego umysł tkwiący niebezpiecznie blisko krawędzi szaleństwa, popychany za nią bliskością ciała i intensywnością pobłażliwego spojrzenia, ale miał wrażenie, że Yorick w jakiś sposób okazuje mu litość i to tę najpiękniejszą z możliwych.
    Dziwne uczucie.
    Uczucie...
    - A chcesz mnie zabić? - odparł butnie pomimo bólu rozdzierającego ciało. Właściwie nie dbał o to, co usłyszy. I tak w głębi duszy podjął już decyzję.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Wto 20 Paź 2020, 15:29

    Kiedy Elion podniósł się z fotela, stając z Yorickiem niemal dosłownie twarzą w twarz, błękitne oczy blondyna rozszerzyły się w autentycznym zaskoczeniu, sprawiając, że przez chwilę Barnabas wyglądał, jakby ciemnowłosy uczeń zbił go z pantałyku. I faktycznie, czegoś takiego mężczyzna kompletnie się nie spodziewał. Początkowe zaskoczenie przerodziło się jednak w natychmiastowy zachwyt, gdy tylko Yorick zorientował się, że to wszystko przerodziło się w nieoczekiwaną konfrontację, a co więcej, że źle ocenił drzemiącą w Elionie siłę charakteru. Barnabas poczuł, jak na jego skórze pojawia się gęsia skórka towarzysząca przebiegającemu mu po plecach dreszczowi ekscytacji.
    A potem…
    A potem Elion się odezwał.
    Och kurwa, ileż zabawy będzie z tym facetem! To było zwyczajnie nie fair, świadomość Yoricka zgasła na chwilę, wymagając natychmiastowego restartu. Ile potencjału drzemie jeszcze skryte za zobojętniałą maską jego twarzy?
    Pomylił się! On się, kurwa, pomylił! Niespotykane!
    Znaczy jasne, Yorick nigdy nie był “wielce-szanownym-i-nieomylnym” Mistrzem Magii, jednak z całą pewnością był prawdziwym znawcą ludzkiej natury. Ba! Jeśli była we wszechświecie jedna rzecz, której kapitan był pewien, była to właśnie jego umiejętność rozczytywania ludzi i drzemiących w nich namiętności i pasji. Odgadywanie ich posunięć i rozumienie ich motywów. I nagle, kompletnie niespodziewanie niemal stulecie jego praktyk poszło się jebaći jak krew w piach!
    Barnabas był zwyczajnie pewien, kompletnie i stuprocentowo przekonany, że natychmiast po pytaniu Elion spuści z tonu, ponownie chowając się za dobrze sobie znaną uległością cechującą większość magicznych “uczniów”. Że zatrzyma się gdzieś w sobie i odkrywszy, że niebezpieczeństwo w jakim się znalazł jest bardziej niż namacalne, ocknie się z zapaści i spróbuje jakoś naprostować sytuację. Że pochyli kark i usiądzie z powrotem, czekając na kolejny ruch Yoricka
    Nie zaś, że po wszystkim tym, czego Elion był świadkiem zaledwie pół godziny temu, po całej ich rozmowie, po zapadnięciu się w siebie i przejściu wszystkich tych paskudnych rzeczy, którymi los postanowił zarzucić go tego jakże feralnego dnia, mężczyzna wciąż będzie miał siłę i jaja potrzebne do tego, by odparować pytaniem, miast chować się w siebie i wycofywać we własną rozszarpaną na strzępy świdomość.
    To…To było po prostu, kurwa, imponujące. Nawet jak na standardy Barnabasa. Zwłaszcza, jak na standardy Barnabasa !
    Przez krótką chwilę pirat kompletnie nie wiedział gdzie podziać oczy, zagubiony między pięknie zarysowaną szczęką, szlachetnie prostym nosem, wysokimi kośćmi policzkowymi, czarnymi włosami i dwukolorowymi oczami. W pewnej chwili jego spojrzenie pobiegło nawet niekontrolowanie do kształtnych, pełnych ust ucznia, nim kapitan tytanicznym wysiłkiem woli nie utkwił go z powrotem w oczach stojącego przed nim maga.
    Pomijając brak zaufania, dystans, obojętność i pobłażliwość, z jaką Yorick odnosił się dotychczas w stosunku do Eliona we własnej głowie, w tej jednej konkretnej chwili niepokorny uczeń zawłaszczył sobie jedną z najcenniejszych rzeczy, jaką Barnabas w ogóle dysponował.
    Tym jednym, pozornie głupim zabiegiem niczego nieświadomy Elion wywalczył sobie szacunek, który pomimo wysiłków Yoricka by zachować kamienną twarz, przebił się przez wszystkie warstwy jego masek i iluzji, błyskając w błękitnych oczach pełną uznania iskrą połączoną z szerokim, ucieszonym uśmiechem.
    N Bogów! Powiedzieć, że w tym jednym niespodziewanym momencie każda komórka w ciele Barnabasa pragnęła całą sobą pokonać dzielące go od Eliona centymetry i pochwycić go w zachłannym, zaborczym pocałunku, to jest nic nie powiedzieć. Tego co zadziało się w umyśle Yoricka podczas tych paru uderzeń serca nie da się nawet dokładnie opisać, słowa mogłyby bowiem nie oddać potęgi panującego tam rozpierdolu.
    Nawet jeśli Elion był młody, naiwny, egocentryczny i kompletnie nie obyty ze światem, było w nim coś, co w tej konkretnej chwili przyciągało Yoricka z siłą potężnego magnesu, sprawiając, że mężczyzna przez ułamek sekundy faktycznie bał się, że nie da rady nad sobą zapanować.
    Czy chciał…
    Och, oczywiście, że by chciał. Może nie zabić, ale z pewnością doprowadzić do wielu małych śmierci. W jednej chwili przed oczami pirata przesunęły się krótkie, pełne detali wizje tego, jak rozegrać sytuację tak, by dostać to, czego pragnął. Wspomnienie półnagiego Eliona tuż obok jego łóżka zdawało się teraz tak kuszące, tak możliwe do zrealizowania raz jeszcze, tak niebotycznie proste i w zasięgu ręki, że pirat…
    Nie!
    Nie tracąc czasu Barnabas poderwał się z miejsca, chcąc znaleźć się możliwie jak najdalej, wyrzucając ręce w górę w wyrazie niedowierzania i irytacji.
    - Nie! - Wyrzucił z siebie z przesadną mocą, kierując te słowa bardziej do siebie, niż do Eliona nawet, jeśli uczeń nie mógł mieć o tym pojęcia. Idąc na oślep wyminął stół i ruszył szybkim, zdecydowanym krokiem w stronę okna, przy którym, nie mogąc iść już nigdzie dalej zatrzymał się z frustracją, otwierając na oścież drzwi na balkon i zaciągając się orzeźwiającą, nocną bryzą.
    Słysząc, że zabrzmiał kompletnie nieadekwatnie do sytuacji Barnabas wziął jeszcze jeden głęboki wdech, opierając dłonie o framugę otwartych drzwi i spuszczając głowę z rezygnacją zaśmiał się, nie mogąc uwierzyć, że coś podobnego wpłynęło na niego do tego stopnia.
    Na wszystkich, kurwa, Bogów, to był jakiś obłęd. Zupełnie jakby znowu był dzieciakiem!
    Ochłonąwszy nieco, blondyn odwrócił się zwinnie w stronę Eliona i już spokojnie, ze zwyczajową nonszalancją, popatrzył na niego z pobłażliwym rozbawieniem.
    - Powiedziałem ci przecież, moja ty świecąca rybko, że nie chciałbym poświęcać całej reszty swojego kurewsko długiego życia na zadawaniu ci bólu. Na świecie jest tyle innych, cudownie przyjemniejszych rzeczy do robienia! - Zaśmiał się cynicznie, przeczesując włosy palcami. - To oczywiście nie oznacza, że bym się do tego nie posunął! - Zaznaczył natychmiast z niebezpiecznym uśmiechem plączącym się po jego ustach. Czując już, że panuje nad sytuacją, Yorick wrócił spokojnie na swoje miejsce, rozsiadając się wygodnie na fotelu i przywołując do siebie swoją kuriozalnie długą fajkę, odpalając ją i zaciągając się dymem. Ponownie rozluźniony i pełen wewnętrzengo spokoju Barnabas westchnął z zadowoleniem, powracając wzrokiem do stojącego naprzeciwko ucznia.- Rolą kapitana statku, zwłaszcza pirackiego, jest robienie rzeczy koniecznych, w imię, że się tak wyrażę “większego dobra”. Ale dopóki istnieją inne metody? Wierz mi na słowo, mój ty nieustraszony świetliku, mam ciekawsze pomysły na spędzanie wolnego czasu. - Zapewnił usłużnie, ubawiony ironią własnych słów. Tym, że w imię “wyższego dobra” siedział teraz parę metrów od ucznia, gotując się w sobie zamiast cieszyć się jego towarzystwem we własnej pościeli.
    - Czy tym razem wyraziłem się jasno? - Zapytał dobitnie, nieco znudzonym tonem, nie chcąc poświęcać tej nieszczęsnej kwestii kolejnych minut swojego życia, dużo bardziej zainteresowany tematem magii i wynikających z niej problemów.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Wto 20 Paź 2020, 19:20

    To zabawne jak bardzo Yorick był pewny swego i jak bardzo zapatrzony był we własne potrzeby, że dopuszczał do siebie tylko jeden scenariusz dla swoich fantazji. A przecież mogłoby się zdarzyć, że gdyby zuchwale sięgnął elionowych ust, ten zwyczajnie by mu zajebał. Nie istniała bowiem żadna gwarancja, że podobałby mu się afekt ze strony mężczyzny. Widać jednak blondyn był egoistą w naprawdę straszliwy, wręcz bezmyślny sposób, by dopuścić do siebie myśl o odrzuceniu.
    Elion natomiast, zapewne na szczęście, kompletnie nie rozumiał uczuć, które nieoczekiwanie wypełniły yorickowe oblicze. Widział je, oczywiście, nawet potrafił nazwać - to co rozpalało jego jaśniejące oczy bez wątpienia było admiracją, szeroki uśmiech pełen był uznania i niech go cholera, ale dostrzegł w tym splocie pozytywów także ogromny głód, który w innych okolicznościach i jemu rozpaliłby krew, tylko... to nie miało sensu. Żadnego. Elion pogubił się w całej mnogości informacji i doznań. Wszystkiego było za dużo przy jednoczesnej pożerającej go pustce. Przerażające, destrukcyjne uczucie. Jakaś gasnąca cząstka jego człowieczeństwa krzyczała rozpaczliwie by chwycił się czegoś, czegokolwiek i nie zapadł się zupełnie, ale... pustka była taka kojąca, jak śmierć, która...
    Nie nadeszła.
    Gwałtowny ruch i błyskające irytacją oczy, a potem jedno ostre słowo, które przecięło ciszę między nimi z siłą huraganu, sprawiło że błękit elionowej magii błysnął niespodziewanie, rozpalając blednące linie. I podczas kiedy Barnabas miotał się w swoich myślach, młody mag musiał stawić czoło kolejnej dawce cierpienia. Jęknął, porażony intensywnością bólu gdy magia na nowo wcisnęła Pył w nadwrażliwą już skórę. Zadławił się powietrzem, pochylił odruchowo, opierając obie dłonie na blacie stołu. Dyszał urywanie, bo skóra paliła go żywym ogniem, a kojącą pustkę gwałtownie zalały wygaszone przed momentem uczucia - poczucie zdrady, beznadziei, szok, gniew i przeraźliwy smutek. Jednak pomiędzy tym wszystkim wykwitło nowe, bardzo ważne - zrozumienie. Bynajmniej nie zrozumienie wobec Yoricka, ale wobec siebie.
    Zwiesił głowę, w przypływie gniewu rzucając plecom Baranabasa ostre spojrzenie. Miał ochotę rozerwać go na strzępy za wszystko, za każdą sekundę cierpienia, którą mu dziś podarował. Gdyby nie to, co sobie postanowił, gdyby nie to, że nie był aż tak brawurowym idiotą, może nawet podjąłby próbę.
    Zacisnął dłonie w bezsilnej złości. Nie mógł uwierzyć, że w pieprzone dwa dni na tym statku, doprowadził się do takiego stanu. Niby ciężko było mu się dziwić po tym co sobie uzmysłowił i czego się dowiedział, ale czy to cokolwiek zmieniało w jego położeniu? Czy to, ze Saiora zrobiła z niego królika doświadczalnego, a Barnabas okazał się przede wszystkim piratem a nie mistrzem magii jakkolwiek wpływało na cele samego Eliona?
    Nie.
    Wpływało jedynie na to jak wszystkich tych ludzi będzie teraz traktował.
    Zaklął i odchylił się, siadając na krzesło tak ciężko, że zatrzeszczało w proteście. Boleśnie uderzył tyłem głowy w wysokie oparcie, ale to było nic w porównaniu do całości cierpienia. Nigdy w całym swoim życiu nie doświadczył czegoś równie paskudnego jak dzisiejszy dzień. Dawka bólu płynąca z tatuaży dopełniła czary tej goryczy.
    W spojrzeniu Eliona widać było obojętność wobec yorickowej nonszalanckiej postawy. Było tak, jakby cała ta sytuacja w niepojęty sposób sprawiła, że młody mag odzyskał równowagę. Czy raczej zyskał ją.
    - Jak na kogoś, kto nie chce zadawać mi bólu, muszę przyznać, że robisz naprawdę kiepską robotę - wymamrotał, odwracając wzrok. Nie zamierzał powtarzać się w kwestii swoich błędów. Wiedział co zrobił źle wcześniej, wiedział co zrobił źle teraz. Potrafił uczyć się na własnych potknięciach i zamierzał nie narażać się niepotrzebnie. Po prostu wykorzysta wszystko, co to pieprzone życie mu oferowało i przekuje to w broń przeciwko wszystkim tym, którzy kiedykolwiek go skrzywdzili. A przynajmniej w tej chwili właśnie tego pragnął. Czy pozostawało mu cokolwiek więcej?
    Mimo powoli powracającej determinacji, która przykrywała zawód i złość, jedyne o czym teraz naprawdę marzył, to odpoczynek. Całe jego ciało wyło z bólu, a wysuszone gardło błagało o łyk wody. Prychnął cynicznie do samego siebie, bo przeszło mu przez myśl, by o nią poprosić.
    Niedoczekanie.
    Kiedy Barnabas powoli zmierzał ku fotelowi, Elion wziął głęboki, drżący wdech, skupiając się na punkcie przed sobą. W jego głowie pojawił się obraz krystalicznie czystej, zimnej kuli wody wielkości zwiniętej pięści. Zapragnął by zawisła tuż przed nim zachowując nadaną jej formę i właściwości, dokładnie tak jak od zawsze go uczono, a potem zaczerpnął magii przelewając ją w wyobrażenie.
    Moc Eliona zadrgała posłusznie, materializując się jako twór, nie jako iluzja. Z początku wydawał się jak iluzja dziwnie rozedrgany i nietrwały, ale zaraz przybrał upragnioną przez maga formę. W połyskliwej kulce wody odbił się blask oliwnych lamp i delikatny błękit na nowo rozpalonych tatuaży.
    Podczas kiedy Barnabas mówił, Elion wychylił się i bezceremonialnie zassał swój twór przełykając łapczywie.
    - Najjaśniej na świecie - odparł odrobinę mniej charcząco zapewne dzięki zwilżeniu gardła. Miał gdzieś jak teraz wygląda i co Barnabas o nim sądził, bo zrozumiał, że istotne było tylko to, co sam myślał i co sam gotów był zrobić, by osiągnąć cel. Paradoksalnie był kapitanowi wdzięczny w ten gorzki, nieprzyjemny sposób.
    Poprawił się na krześle obrzucając Barnabasa zmęczonym spojrzeniem podkrążonych oczu.
    - To była doskonała pierwsza lekcja, Yorick. Dziękuję za nią i za szczerość. Saiora nie miała wobec mnie tyle przyzwoitości. Oby ta szczerość przyświecała nam już zawsze. - Kpił, oczywiście, ale nie całościowo. - Wiesz co sprawia mi największą trudność poza szalejącą mocą? - podjął jakby to pytanie wciąż było istotne. - Ludzie. Trafiam na chujowych ludzi przez całe swoje życie, ale chyba nic się w temacie nie zmieni, więc... - wzruszył ramieniem, ponownie odchylając głowę. - Co za różnica? Mogę skupić się na panowaniu nad mocą. - Po chwili podniósł dłoń na wysokość oczu i uśmiechnął się kwaśno. - Doświadczyłeś kiedyś tego? Wyparcia? - Spojrzał na niego ponad skrzącymi się tatuażami i drżącymi palcami.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Sro 21 Paź 2020, 12:08

    Niestety, zarówno jęk bólu jak i wściekłe spojrzenie Eliona umknęły uwadze Barnabasa, zajętego w tamtej chwili ogarnianiem własnych, cholernie niekonwencjonalnych i skrajnie nieodpowiednich zapędów.
    Od przeszło półwiecza mag nie czuł się tak skrajnie pozbawiony kontroli nad swoją psychiką, tak kompletnie wybity z rytmu i bezczelnie zaatakowany czyimś istnieniem. A zajmował się pieprzonym piractwem!
    Powiedzieć, że miotał się we własnych myślach, to jakby powiedzieć, że Elion postanowił nieco przewartościować swoje dotychczasowe spojrzenie na świat.
    Yorick pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna nie był w stanie zapanować nad trawiącymi go emocjami.
    Ba! Pirat pierwszy raz od dawna w ogóle czuł tyle tak silnych emocji na raz. Czegokolwiek Elion nie obudził w nim nieopatrznie swoim pojawieniem się, Barnabas walczył, by zamknąć to w sobie raz, a porządnie do czasu, w którym będzie w stanie się tym zająć. I co najgorsze, kompletnie nie był wstanie,gdyż swawolne pragnienia i myśli  wymykały mu się,  lawirując między szparami w zamkniętych za nimi drzwiach, zatruwając mu umysł i nie pozwalając się skupić.
    I oczywiście, Yorick nie byłby sobą, gdyby nie panował nad całym tym wewnętrznym rozpierdolem na tyle, by móc doprowadzić  odbywającą się właśnie rozmowę do jak najrychlejszego końca, jednak tocząc tę walkę całkowicie wzięty z zaskoczenia, nie był w stanie ogarnąć reszty dziejących się dookoła rzeczy tak, jak robiłby to normalnie.
    Odwróciwszy się dopiero w chwili, gdy uczeń opadał akurat na fotel klnąc przy tym pod nosem, Yorick skrzywił się nieznacznie ze współczuciem na widok tego, jak Elion uderza głową o rzeźbione w drewnie zdobienie, automatycznie przypominając sobie wszystkie razy, gdy zdarzyło mu się coś podobnego, przeważnie po tym, jak Yusuf ograł go w szachy. Przyjemna dygresja zeszła jednak na dalszy tor w chwili, w której Elion postanowił się odezwać, natychmiast prowokując Yoricka do bezradnego wzruszenia ramionami i pełnego politowania uśmiechu.
    - Gram takimi kartami, jakie mi rozdajesz. - Zaśmiał się niefrasobliwie, absolutnie nie mając zamiaru pozwolić, by Elion zrzucił na niego winę za ponoszenie konsekwencji własnej głupoty. Ostatecznie, gdyby nie to, czym ciemnowłosy postanowił popisać się już pierwszego dnia, ich relacja i spędzony wspólnie wieczór wyglądałyby zapewne kompletnie inaczej. Fakt faktem Yorick i  tak pokazałby mu wkrótce list otrzymany od Saiory, jednak istniała szansa, że zrobiłby to o wiele później, w nieco dogodniejszej sytuacji i być może nawet postarałby się jakoś złagodzić zaistniały między uczniem, a mistrzynią spór. Biorąc jednak pod uwagę, że Elion okazał się nieprzewidywalny i potencjalnie niebezpieczny, Barnabas nie zamierzał bynajmniej traktować go ulgowo. Przynajmniej tego wieczora. Zwłaszcza, że Elion przynajmniej w teorii, od samego początku wiedział, z kim ma do czynienia. Uświadomienie mu tego obrazowo i dobitnie, poza tym, że leżało stricte w interesie pirata, z czasem prawdopodobnie miało wyjść na dobre również i jego uczniowi. Z drugiej strony mężczyzna nie należał nigdy do typu ludzi  długo trzymających w sobie urazę, najzwyczajniej w świecie wychodząc z założenia, że jeśli ktoś odpokutował odpowiednio za swoje winy, zrozumiał je i przeprosił, temat był zamknięty i nie wypadało do niego wracać. Pamiętać, jak najbardziej, ale absolutnie do niego nie wracać.
    Kapitan wypuścił z siebie chmurę dymu, czując unoszącą się w pomieszczeniu magię swojego ucznia i obserwując z zaciekawieniem, jak Elion materializuje przed sobą wypełnioną wodą bańkę.  W pierwszej chwili zastanowiło go nawet, czemu nie wyczarował dzbanka czy chociaż kielicha. A ponoć to on był niekonwencjonalny…
    Widząc jednak, że tatuaże mężczyzny świecą ponownie dawnym blaskiem, pirat ucieszył się w duchu, zadowolony, że Elion samodzielnie poradził sobie z wyparciem i rwącym się pyłem.
    Słysząc zapewnienie, że temat został ostatecznie wyjaśniony blondyn uśmiechnął się z zadowoleniem, zaciągając się po raz kolejny. Zaraz też w powietrze nad stołem poleciała kolejna chmura dymu, która tym razem za sprawą niedbałego uchu ręką przerodziła się w krążącą pod sufitem papugę.Barnabas śledził wzrokiem trasę jej przelotu jednocześnie słuchając uważnie kolejnych słów ucznia.
    - Druga. -Poprawił odruchowo, bez cienia złośliwości. - Druga lekcja. Pierwsza brzmiała “nie pochylaj się  sugestywnie w porcie pełnym wracających z morza żeglarzy. -Przypomniał z rozbawieniem, uśmiechając się na wspomnienie wczorajszego, wspólnie spędzonego przedpołudnia.
    - Ale tak, oby podobna szczerość przyświecała i tak dalej i tak dalej… - Zgodził się, ignorując prześmiewczy ton Eliona. We własnych oczach widział jedynie wyświadczoną przysługę, która z czasem pomoże młodemu magowi odnaleźć się jakoś w trudnej rzeczywistości w jakiej się znalazł. Nawet, jeśli chwilowo nie był w stanie jej docenić. Całkiem naturalnie swoją drogą, lekcje tego typu od zawsze wymagały więcej czasu do zaakceptowania i pogodzenia się z nimi w pełni.
    - Czyż nie my wszyscy? - Zaśmiał się jedynie, na wzmiankę o chujowych ludziach. - Z resztą, w Novirghawqu tylko cudem udałoby ci się natknąć na innych. Niemniej teraz jesteś na otwartym morzu pośród setki zapalonych wilków morskich, a co więcej masz szansę nieco pozwiedzać ze mną świat! Fantastyczni ludzie pojawią się szybciej niż myślisz. - Zapewnił z entuzjazmem, święcie przekonany, że również dla Eliona wydostanie się z kamiennych murów magicznego miasta przemieni się w najlepszą przygodę życia. Może jeszcze nie tego konkretnego wieczora, ale już niebawem.
    - Musisz. - Poprawił znowu, pozwalając by w jego entuzjazmie przebrzmiała poważniejsza, bezkompromisowa nuta. - Musisz skupić się na panowaniu nad mocą. W tym kontekście ani ludzie, ani wydarzenia w twoim życiu nie mają żadnego znaczenia. Zrozumienie i kontrolowanie potencjału, zwłaszcza tak potężnego jak twój własny jest kluczem do obrania własnej ścieżki i pewnością, że nikt cię z niej nie zepchnie w imię własnych interesów. I mówię ci to z pierwszej ręki. - Wyjaśnił, zaraz zapewniając uczciwie, z zadziornym uśmiechem. Bardzo powoli, Barnabas zaczął rozumieć gdzie właściwie leży problem z Elionowymi czarami. Nie była to jeszcze całkowicie uformowana opinia, a jedynie przebłyski świadomości, jednak na ich podstawie Yorick był już w stanie mniej-więcej wiedzieć, w która stronę iść dalej. Słysząc pytanie również Barnabas uśmiechnął się kwaśno, prychając zaraz na wspomnienie jednych z najczarniejszych godzin jego życia.
    - Raz czy dwa. -Odparł zdawkowo, przenosząc spojrzenie na widoczne z okna morze. - Na twoim miejscu bym się do tego nie przyzwyczajał. To skuteczna technika, ale nic poza tym. Jestem w stanie nauczyć cię czegoś o wiele lepszego. Może nie dziś, biorąc pod uwagę na jak umordowanego wyglądasz, ale bez wątpienia jak tylko poczujesz się gotów. Mruknął i powróciwszy spojrzeniem do ucznia uśmiechnął się ponownie.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Sro 21 Paź 2020, 13:48

    Pierdolenie - sarknął w myślach. Może Yorick nie miał zamiaru pozwolić mu by zrzucił na niego winę, ale Eliona bardzo mało to obchodziło. Gdyby ten nie okazał się zwyczajnym kutasem i szaleńcem, to Eli na pewno nie byłby tak egoistyczny i spróbowałby spojrzeć na sytuację jego oczami, a tak miał to po prostu w dupie. Przyjął niektóre fakty, zrozumiał je, ale teraz i tak był zwyczajnie rozgoryczony i zły, a odnajdując w sobie pokłady egoizmu i obojętności, o których nawet nie wiedział, że je posiada, tym bardziej nie zamierzał się więcej kajać. Na pewno nie przesadnie.
    Jeśli chodziło o wybaczanie dawnych urazów, Elionowi było zdecydowanie trudniej. Może faktycznie nie wywlekał brudów danej relacji przy każdej okazji, ale miał w pamięci i był gotów użyć ich jako broni w odpowiednim momencie. Wbrew temu co mówiło jego grzeczne, wyuczone usposobienie, Elion był złośliwą bestią, a nastawianie drugiego policzka nie leżało w jego naturze.
    Gdyby Yorick zdecydował się wyrazić swoje zdziwienie na głos, to w głowie Eliona spadłby jeszcze niżej niż już leżał. Widać stary mag zapomniał już, że początki są trudne i tworzenie czegokolwiek materialnego było trudną, wymagającą sztuką. Elion był praktyczny. Nie zależało mu na popisaniu się, a na pomocy sobie. Po co tracić energię, skupienie i czas na zbytki? Jeszcze nie mógł sobie na to pozwolić, a już na pewno nie w obecnym stanie psychiczno-fizycznym. To i tak cud, że w ogóle mu się udało.
    Spojrzał spod byka na papugę utworzoną z fajkowego dymu, a potem przeniósł dokładnie to samo spojrzenie na Barnabasa. Bogowie, co ten człowiek miał w głowie, że przechodził w stan pociesznego, dobrego wujka z łatwością i szybkością pstryknięcia palcami? Znów poczuł niepokój, ale tym razem nie dał mu się stłamsić.
    - Tak, drugą. Ale pierwsza średnio się do mnie odnosi, nie jestem portową kurwą, jakkolwiek luksusowo nie wyglądałbym w szacie Novirghawrdzkiego maga. - I ponownie, w innych okolicznościach w życiu nie pozwoliłby sobie na podobną impertynencję, ale Yorick sam podkreślał, że nie jest takim mistrzem za jakiego Elion chciał go uważać i że ceni sobie szczerość, więc oto ona. Poza tym, był zbyt zmęczony i zirytowany, by zważać na słowa.
    - Na to wygląda - przyznał, uśmiechając się gorzko. Darował sobie słowa "a co mnie obchodzą inni", bo nawet w jego zalanej chaosem głowie zabrzmiało to szczeniacko i głupio. Podobnie darował sobie wnikanie w to jak bardzo nie wierzy w jego zapewnienie. Zmarszczył tylko brwi i pochylił się, opierając przedramiona o blat. Podparł lecącą głowę na dłoni, wsuwając palce w poczochrane, ciemne kędziory. - Jesteś najdziwniejszym facetem jakiego w życiu spotkałem - przyznał kompletnie szczerze, wbijając w niego dziwnie bystre jak na okoliczności spojrzenie. Nie sprecyzował swojej myśli. Pokiwał tylko głową na następne słowa, sennie przymykając przy tym oczy. W tej wypowiedzi Yorick brzmiał niemal jak mistrz, może jeszcze nie przez duże M, ale jednak.
    Elion uśmiechnął się leniwie.
    - Zgadzam się w zupełności, dokładnie przed chwilą zdałem sobie z tego sprawę. - Otworzył oczy, a uśmiech mu się poszerzył i miał w sobie sugestię, że zamierzał zastosować to o czym mówił Yorick, przeciwko niemu.
    Gdyby ich relacja nie obróciła się tak dziwacznie, Elion z chęcią zapytałby o to jak się wtedy czuł, chętnie zgłębiłby temat tego, co dla niego było nowością. Nieprzyjemną, okrutną, ale nadal istotną z magicznego punktu widzenia. Tylko, że Yorick skutecznie go do tego zniechęcił.
    - Nie mam zamiaru się przyzwyczajać - powiedział jedynie, nieco się prostując. Przez chwilę lustrował wzrokiem nonszalancko rozpartego na krześle blondyna, zastanawiając się nad jego słowami, nad tym, że faktycznie był jedyną osobą, która mogła go nauczyć kontroli nad mocą, nieniosącą ze sobą emocjonalnej zapaści. Nadal jednak nie do końca rozumiał dlaczego Yorick decydował się na to wszystko. Mógł zabrać swoją nagrodę już teraz, Elion mu ja proponował w chwili słabości, a jednak nadal chciał się z nim użerać. Więc może było w tym coś więcej? Na tę chwilę jednak nie potrafił znaleźć żadnego racjonalnego powodu.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Czw 22 Paź 2020, 15:27

    - W mojej koszuli też całkiem ci do twarzy -Yorick uśmiechnął się zaczepnie, wyraźnie robiąc sobie jaja, kompletnie nieprzejęty “charakternością” wypowiedzianych przez Eliona słów. Od lat żył i pracował z masą bezpośrednich, konkretnych i nie przebierających w słowach facetów, podobne sentencje absolutnie nie robiły na na nim wrażenia. Ba! Barnabas niemal dał się zmylić, biorąc pod uwagę, że chłopak zaczął się może aklimatyzować. Nawet, jeśli przekleństwa z jakiegoś powodu kompletnie mu do niego nie pasowały.
    -To kim jesteś nie miałoby znaczenia dla żadnego z wygłodniałych żeglarzy prawdopodobnie aż do pierwszego pioruna, którym byś w nich strzelił. Wyglądając jak luksusowa kurwa czy jedynie pochylając się jak jedna. -Dorzucił, śmiejąc się na samą myśl o obłapywanym rubasznie przez tłum pijanych, wyposzczonych wilków morskich, podkurwionym i ciskającym piorunami Elionie. To zdecydowanie byłby zajmujący widok. Przynajmniej przez pierwsze parę sekund…
    Z resztą szanujmy się, jak niby “wyglądała” portowa dziwka? Albo luksosowa kurwa? Przecież to były kobiety (i mężczyźni, w tej branży jak w żadnej innej od lat panowało równouprawnienie) jak każde inne, nawet ubrania miały podobne. Ba! Yorick był niemal stuprocentowo pewien, że w którymś burdelu zdarzyło mu się nawet płacić za śliczna dziewczynę w “Novirghawrdzkich szatach maga” w dziwnym przypływie tęsknoty za domem i zimnym klimatem otaczających miasto gór i lasów. Barnabas musiał się ugryźć w język, żeby nie uświadomić Eliona, że podobna ekstrawagancja nazywa się “przebranie” i ludzie jej używają. Z kurwami wszystkich państw na czele.
    Kolejna porcja wypuszczonego przez pirata dymu dotarła do latającej dookoła żyrandola papugi, zasilając jej ulatniający się kształt. Barnabas zerknął na nią z rozbawieniem i machnąwszy fajką, zamienił ptaka w młodą syrenę, pływającą figlarnie między rozpalonymi świecami. Widząc, jak chłopak odpływa powoli, tracąc resztki swojej solidnie nadszarpniętej energii, Yorick westchnął lekko z niezadowoleniem, mając poczucie, że uprzątnął zawalony od przeszło paru miesięcy stół kompletnie nadaremnie. Zaraz jednak przypomniał sobie, że równie dobrze może zjeść kolację z pierwszym oficerem, który niewątpliwie doceni gest (od chyba dwóch tygodni przebąkiwał o tym, że blondyn powinien wreszcie ogarnąć panujący tam rozgardiasz), toteż rozpogodził się natychmiast, dochodząc do wniosku, że rozmowę o magii można spokojnie przełożyć na inny termin. Z resztą, tak po prawdzie, mężczyzna nigdy nie był wielkim teoretykiem, dużo lepiej odnajdując się zawsze w zajęciach praktycznych.
    Słysząc odnoszący się do siebie komentarz blondyn przeniósł wzrok z powrotem na siedzącego przed nim ucznia, prychając pod nosem na myśl, że znając Novirghawrdzkie standardy, niewykluczone, że był pierwszym facetem, jakiego Elion znał. Była to wyjątkowo pyszna i arogancka myśl, nawet jak na jego własne standardy, toteż zachował ją dla siebie, zamiast tego kiwając głową z wdzięcznością zupełnie, jakby otrzymał komplement i wzruszając bezradnie ramionami, na znak, że nic na to nie poradzi. Cóż miał zrobić, skoro doskonale wiedział, że nawet odejmując piractwo od całej jego skrajnej ekstrawagancji wciąż nie szło określić go mianem “normalnego” czy chociażby “zrozumiałego” faceta. Nie, żeby jakkolwiek mu to przeszkadzało, pogodził się z faktem swojego bycia “niestandardowym” już jakiś czas temu, zwłaszcza, że Elion nie był pierwszą osobą zwracającą uwagę na jego niepowtarzalną wyjątkowość.
    - Ale za to jakim czarującym... - Przyznał za to, nie mogąc odpuścić podobnej okazji do durnego żartu, jednocześnie śmiejąc się w przyjemnie niski, cichy sposób.
    Mając potwierdzenie, że Elion wyciągnął z ich rozmowy dokładnie takie wnioski, jakimi Yorick chciał go nakarmić mężczyzna uśmiechnął się zadowoleniem, święcie przekonany, że podjęte tym zabiegiem ryzyko niechybnie mu się opłaci. Chyba, że uczeń postanowi go rzecz jasna zabić, ale to jak już ustalił wcześniej pirat należało do trosk dnia następnego. Dlatego skinął jedynie głową na znak, że rozumie ignorując nieco niepokojący uśmiech czarnowłosego, odłożył fajkę na stół i zaklasnąłwszy w ręce (absolutnie nie po to, żeby Eliona dobudzić, nie nie) zatarł je, uśmiechając się niemal po ojcowsku.
    - No i dobrze, na dziś możemy chyba skończyć! - Zaśmiał się niefrasobliwie, lustrując Eliona swoim pogodnym spojrzeniem. Zmęczony, blady, z podkrążonymi oczami i nieufnością wypisaną na twarzy do kompletu ze skołowaniem chłopak ewidentnie wyglądał tak, jakby starczyło mu atrakcji jak na jeden dzień. Czyli po krótce, rozmowa się udała, nawet jeśli okazała się nieco bardziej wyboista niż Barnabas początkowo zakładał. Ale co by nie mówić, cel został osiągnięty, a o resztę z pewnością pirat będzie miał okazję zatroszczyć się inną razą.
    - Idź, odpocznij, wyśpij się i daj mi znać, kiedy będziesz gotów i w pełni sił. - Polecił i sam wstał z fotela, gotów odprowadzić ucznia do drzwi. Urwał jednak w pół drogi, odwracając się do niego napięcie z przebiegłym uśmiechem wymalowanym na twarzy. No tak, tyle emocji, że Yorick niemal kompletnie zapomniałby o rzeczach prawdziwie istotnych!
    - A, jeszcze jedno, byłbym zapomniał. -Oznajmił, spoglądając na ciemnowłosego z prawdziwie mistrzowską manierą. - Czarny skoczek na F1 - Powiedział tonem miłym i przyjaznym, ale kompletnie nie znoszącym sprzeciwu i nie pozostawiającym pola na dyskusję, wskazując ruchem głowy stojącą pod regałem planszę szachów, zaraz rozpromieniając się w figlarnym uśmiechu brojącego z premedytacją dziecka. Ostatecznie, obiecał, że nie ruszy planszy. O pionkach nigdy nie było mowy.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Pią 23 Paź 2020, 18:14

    Elion naprawdę zaczął się aklimatyzować bo nie pozostawało mu przecież nic innego. Zmiany nigdy nie były dla niego łatwe, ale był uparty i wytrwały, szczególnie jeśli coś sobie postanowił, a dzisiaj przyrzekł sobie wiele rzeczy. O choćby to, że w tym świecie, tak dalekim od zimnych podgórzy Novirghawq, będzie nowym sobą - człowiekiem który nauczy się godzić wszystkie swoje maski i ulepi je w jedną, uniwersalną, być może prawdziwą. A jeśli będzie musiał wykorzystać do tego szalonego mistrza-pirata i przeżyć kolejny zawód magami z rodzinnych stron, zrobi to. Wciąż przecież żył.
    Uniósł brwi ani trochę nie śmiejąc się z żartu-komplementu. Teraz to on spojrzał na Yoricka z pobłażaniem.
    - Jeśli jest tak jak mówisz, to na tym statku muszą odchodzić dzikie orgie, skoro żeglarzom aż tak obojętne w co wytykają kuśkę - odparł bez zastanowienia, dopiero po chwili łapiąc się na tym jak bardzo ta rozmowa stała się irracjonalna. Od zastraszania i tortur obrazami masakr poprzez załamanie nerwowe aż do homoseksualnych orgii. Bogowie, to będzie długie kilka lat. Odchrząknął i pokręcił głową w niedowierzaniu, którego nawet nie starał się ukrywać, był na to zbyt zmęczony.
    Widząc jak Barnabas uśmiecha się z zadowoleniem na wieść, ze jest najdziwniejszym facetem jakiego znał, Elion westchnął w duchu. To nie był komplement w żadnej mierze, ale właściwie czego miał się po nim spodziewać? Oburzenia? Już zrozumiał, że po wielkim i strasznym Barnabasie należy spodziewać się dokładnie wszystkiego. Skwitował jego odpowiedź kolejnym pobłażliwym spojrzeniem, ale pochylił się nad tą czarownością. Obiektywnie rzecz biorąc faktycznie było w Yoricku coś ujmującego. Elion nie wątpił, że ze swoim statusem, majętnością, wyglądem i obyciem był człowiekiem, który jeśli chciał, zawsze miał rozgrzane łóżko. Nawet teraz, młody mag był tego pewien, potrafił świadomie robić użytek ze swoich walorów o choćby tym śmiechem, który wydawał się Eliemu... faktycznie czarujący.
    Zmarszczył brwi. Ten człowiek naprawdę robił mu sieczkę z mózgu. Taka ilość sprzecznych bodźców jakie mu serwował, mogła i czyniła spustoszenie w jego głowie, ale nie miał siły się z tym mierzyć. Nie dzisiaj.
    Drgnął, kiedy klasnął w dłonie, wybuchając śmiechem. Szaleniec, jak nic. Ale jego słowa sprowadziły na Eliego poczucie ulgi graniczące z tym, które czuje się po wybudzeniu z koszmaru. Koniec, nareszcie. Mag kiwnął głowa i wstał z wyraźnym trudem. Zakręciło mu się w głowie, ale przytrzymał się blatu, a potem bez słowa ruszył do drzwi. Rozmowa odbyła się w ten czy inny sposób i na pewno odcisnęła swoje piętno na Elionie i jego podejściu do tej wyprawy, ale czy była udana miało się jeszcze okazać.
    Gdyby był przytomniejszy, może znów zdziwiłby się wyrozumiałością Barnabasa, który ofiarował mu tyle czasu ile potrzebował na regenerację, ale nad tym Elion już się nie zastanawiał. Zatrzymał się tylko gwałtownie i zmierzył Yoricka podejrzliwym spojrzeniem, kiedy obwieścił, że to jednak nie wszystko. Nie miał chęci już niczego słuchać, ale zacisnął szczęki i uniósł brwi w pytającym geście, by zaraz dowiedzieć się, że został robiony w konia. Jak przez mgłę dotarło do niego wspomnienie sprzed kilkunastu minut, kiedy Yusuf strofował blondyna by nie ruszał szachów.
    Cmoknął i wyprzedził Yoricka, samemu otwierając sobie drzwi.
    - Dobranoc, Yoricku - powiedział tylko, po złośliwości wymawiając jego imię z taką samą pełną szacunku i dystansu manierą, jakby nazywał go mistrzem.
    Gdy wyszedł na dek, a drzwi zamknęły się za nim, odetchnął pełną piersią aż zemdliło go od słonego, rześkiego powietrza. Wszystko go bolało, był niesamowicie zmęczony, ale paradoksalnie czuł się w dziwny sposób ospały i spokojny. Strach i poczucie osamotnienia powoli przygasało, łagodzone zwykłym smutkiem. Nie miał pojęcia co czeka go w kolejnych dniach, ale cokolwiek to było, wiedział że może się z tym zmierzyć. Tak długo jak miał wiarę w siebie nie potrzebna mu była wiara w innych.
    Kogo on próbował oszukać?
    Nie był tak cyniczny. Nie potrafił wyprzeć się wiary w ludzi. Jednak w tym wypadku brak oczekiwań był najlepszą bronią do walki przeciw stającym mu na drodze przeciwnościom.
    Ignorując ciekawskie spojrzenia nocnej wachty ruszył w kierunku dziobu. Spoglądał w stronę sterburty, patrząc na miejsce gdzie ciemne niebo stykało się z horyzontem. Wiatr targał mu włosy i materiałem za dużej koszuli, ale rześkość bryzy była przyjemna, nawet jeśli sprowadzała dreszcze na zmęczone, obolałe ciało.
    Dotarłszy na sam dziób, oparł dłonie na relingu i zadarł brodę, spoglądając w granat ozdobiony tysiącem migoczących gwiazd. Niebo tutaj wyglądało inaczej niż w domu, nie kojarzył wszystkich konstelacji.
    Smutne.
    Tutaj wszystko było inne, nawet gwiazdy.

    Elion po drodze do swojej kajuty zahaczył o kuchnie i nabrał sobie dzban wody ani trochę nie ufając temu, który wciąż stał na jego stoliku. Kiedy po kilkunastu minutach wszedł do wnętrza pokoju, w powietrzu wciąż unosił się obrzydliwy, kwaśny zapach wymiocin, ale ktoś był na tyle uprzejmy, że przyniósł mu nowy siennik. Nie czekając, mag otworzył okno wpuszczając do środka nocna bryzę, a potem zamienił naczynia poprzednie opróżniając za okno kajuty. Nie trudząc się nalewaniem zawartości nowego do kubka, a zwyczajnie przechylił go i wypił łapczywie niemal połowę tego, co w nim było. Dopiero potem, czując się odrobinę lepiej zdjął z siebie koszulę Barnabasa i złożył ją, odkładając na jedną z półek. Nie chciał mieć jej dłużej na sobie. Zamierzał niebawem ją zwrócić.
    Wsunął się pod koc i próbując zdusić gorzkie myśli nasłuchiwaniem szumu wód oraz skrzypienia rej, zapadł w głęboki sen.
    Poranek był znośniejszy niż się spodziewał. Obudził go wprawdzie dzwon zwołujący załogę na poranny posiłek, ale nie przeszkadzała mu wczesna pobudka nawet jeśli całe jego ciało było nieprzyjemnie obolałe, a głowa wciąż ćmiła bólem. Czuł się zdecydowanie lepiej, a na pewno myślał trzeźwiej na tyle, że cała wczorajsza sytuacja wydawała mu się odległa i pozbawiona sensu, a wieści które na niego spadły, jakimś podłym żartem. Abstrakcyjność wyławianych z pamięci scen uderzała na niego z każdą chwilą, ale nie mógł podważyć ich prawdziwości. To wszystko było prawdą - Saiora go okłamała, a Yorick naprawdę miał na rękach krew wielu istnień. A on, Elion, był gdzieś po śród tego wszystkiego, kołysząc się na rozległych wodach przypadku, daleko od domu, całkiem sam i to w otoczeniu rzeszy żeglarzy. Ciężko było w takiej sytuacji czuć się swojsko. Nigdy wprawdzie nie lubił się przesadnie ze swoimi kolegami po fachu, z którymi pobierał nauki u Saiory, ale teraz zatęsknił do wysublimowanego zimna Aghaty i temperamentnego, zawziętego Oliego. Oni, choć nigdy nie traktowali go jak przyjaciela, przynajmniej traktowali go z szacunkiem. I byli znajomi.
    Zwlekł się z łóżka i rezygnując z ostatniej koszuli zakupionej w porcie, wyłuskał z pakunków ubrania zabrane z domu. Styl Novirghawq różnił się znacznie od tego, co prezentowali sobą żeglarze, ale nie licząc obszernych, bogato zdobionych szat, które wydawały się ciężkie i ciepłe, to ubranie spodnie było zwykle dobrze dopasowane i stosunkowo lekkie. Elion naciągnął na siebie czarne bryczesy, w które wpuścił granatową koszulę zdobioną subtelnie srebrną nicią na rękawach i przy wysokim kołnierzu. Do pełni szlacheckiego wizerunku brakowało mu jeszcze tylko aksamitnej, czarnej kurty i szerokiego, skórzanego pasa z przyczepioną do niego pochwą na miecz, ale już bez tego prezentował się elegancko i dostojnie, więc nie chciał przesadzać. Miał się dopasowywać, czyż nie? Jednak nie zamierzał rezygnować ze swojej odrębności. Była częścią jego. Wypierając się jej, to tak jakby podważał swoje istnienie.
    Wyczesał na koniec splatane włosy i ubierając na twarz maskę, dzięki której ludzie trzy razy zastanawiali się czy wypada im odezwać się do Novirghawradzkiego maga, wyszedł na pokład. Od razu zmrużył oczy przed blaskiem słońca. Nad La Belle rozciągał się wspaniały, bezchmurny błękit. Na jego tle majestatyczne, wydęte wiatrem żagle wydawały się skrzydłami potężnego ptaka, które niosły ich ku przeznaczeniu. Eli zagapił się na ten widok, pierwszy raz odnajdując w nim prawdziwe, surowe piękno.
    Spodziewał się, że załoganci będą go zaczepiać, ale część patrzyła na niego z czymś na kształt obojętności, a część z którą pił przedwczoraj, uśmiechała się niepewnie. Elion zastanawiał się czy Barnabas ich przestrzegł, czy może ten wykonany niechcący, drobny pokaz destrukcji tak bardzo nimi wstrząsnął. Ale i tak bez względu na powód, Elionowi pasował taki bieg wydarzeń. Mówił wczoraj prawdę, że nie chciał spoufalać się z załogą zbyt mocno, choć zachował w pamięci słowa, że bez dobrych z nią stosunków będzie zdany na siebie w przypadku niebezpieczeństw. Wprawdzie w przypływie buntu urosło w nim przekonanie, że nikogo nie potrzebuje, ale... tutaj był zupełnie sam, na obcym terenie i wśród obcych zasad. Buta mogła go zabić. Postanowił więc zacząć dzień od obiecanych przeprosin.
    Nie miał pojęcia kim był Kaspian, ale to nie stanowiło problemu tak długo jak mógł kogoś o niego spytać, a tych ktosiów było na statku przecież całkiem sporo. Elion zszedł do kubryku, szukając jakiejś znajomej twarzy. Żeglarze siedzieli na ławach przy masywnych, szerokich stołach, posilając się strawą zapewne przygotowaną przez Svena. Długą salę wypełniały głośne rozmowy i klekot drewnianych sztućców. Ten widok Elion widział już pierwszego wieczora na statku, ale nadal uderzał w niego swoją prymitywnością. Siedzący przy stołach ludzie mieli głęboko gdzieś zasady etykiety. Wyglądali jak armia przypadkowo zebranych oprychów, głośnych, rubasznych i dzikich. Elion był tutaj jak gronostaj między szczurami. I jeśli miał być ze sobą zupełnie szczery, podobnie się czuł. Przynajmniej do chwili, w której rum nie rozgrzewał mu krwi czyniąc go jednym z nich.
    Wyłowiwszy z tłumu rudobrodego Artena, który wraz z kilkunastoma załogantami z nocnej wachty właśnie się spożywał posiłek, ruszył ku niemu, kolejny raz ignorując łypiące na siebie oczy. Arten również zauważył go już z daleka i wyprostował się nad miską, uśmiechając się w taki sposób, który Elion nazwałby złośliwą pobłażliwością, a który zdecydowanie mu się nie podobał. Zignorował go wiec, uprzejmie kiwając głową.
    - Witaj, bosmanie. Możesz wskazać mi Kaspiana?
    Rudy wyszczerzył się do niego spod gęstego wąsa.
    - Którego?
    No tak, tego Elion nie przewidział. Nie pamiętał też żeby było ich kilku kiedy Barnabas wszystkich przedstawiał, ale to akurat nic niezwykłego. Nie zapamiętał wielu członków załogi prócz oficerów i kilku naprawdę wyraźnych postaci, jak na przykład ten żeglarz, którego cały bok twarzy nosił blizny po paskudnych poparzeniach - Otten.
    - Tego, którego wczoraj przypadkiem raniłem - odparł spokojnie. Nie miał zamiaru unikać odpowiedzialności.
    - A, tego - rudzielec uśmiechnął się złośliwie, a potem wskazał gestem młodego mężczyznę siedzącego przy drugiej ławie.
    - To ten czarny w kucyku. Ten z kolczykiem w uchu.
    - Dziękuję - mruknął Elion i bez zwłoki ruszył ku mężczyźnie, chcąc mieć za sobą te wszystkie formalności i w końcu coś zjeść. Pajda chleba i potrawka w drewnianej misce nigdy nie wydawały mu się tak kuszącym daniem, jak dzisiaj. Ale nim zdążył zbliżyć się do Kaspiana, czyjaś dłoń złapała go za przedramię. Wzdrygnął się odruchowo i szarpnął lekko, wciąż nieprzyzwyczajony, że ktoś tak zuchwale go dotyka.
    Słowik pośpiesznie uniósł dłonie by pokazać, że nie ma złych zamiarów.
    - Nie wybuchaj mnie! - roześmiał się, kolejny raz zaskakując Eliona swoją otwartością, śmiałością i swego rodzaju brawurą. - Już ci lepiej? - Przerzucił nogę nad ławą i odwrócił się do niego przodem, tym sposobem opierając łokcie o blat stołu za sobą. Obok niego siedzieli inni załoganci, którzy obrzucili ich ciekawskimi spojrzeniami, ale zaraz wrócili do jedzenia.
    - Tak, dziękuję - Elion zebrał się w sobie żeby przybrać na twarz coś więcej prócz niesympatycznego, zimnego grymasu. W końcu Narel wyraził zainteresowanie jego zdrowiem.
    - To świetnie, bałem się, że wtedy zejdziesz. Chyba się na mnie nie gniewasz, co? Nie miałem nic złego na myśli.
    - Nie, skąd. - Nie miał mu za złe, bo jakkolwiek Narel był irytujący wczoraj, tak nie ponosił odpowiedzialności za to, co się stało. Jeśli już miałby kogoś obwiniać, to Barnabasa, ale cóż, na to nie mógł sobie pozwolić. Za dobrze widział jak bardzo ci ludzie go podziwiali. Jakby było za co. Dodatkowo nie spodziewał się, że zamiast przepraszać, sam zostanie w pewien sposób przeproszony. - To raczej... moja wina. Właściwie, to chciałem przeprosić.
    Tym razem to szantymen wydawał się zaskoczony, ale zaraz się rozpromienił.
    - Co ty, nie ma za co. Ale kurde, przestraszyłeś mnie. No i wkurzyłeś Yoricka, znaczy, technicznie to ja wkurzyłem, ale naprawdę nie chciałem cię drażnić. Nic do ciebie nie mam, poważnie. Jesteś w porządku. - Stuknął go palcem w pierś, co Elion przyjął z mieszanką zdumienia i skrępowania.
    - Wierzę - uśmiechnął się wąsko, starając się brzmieć lekko. - Ale dla pewności na jakiś czas odpuszczę sobie rum.
    - Daj spokój! Nie ty jeden przez to przechodziłeś, nie ma się czego wstydzić. To było jak chrzest bojowy, powinieneś się cieszyć, już jesteś jak swój. - Mrugnął do niego porozumiewawczo sprawiając tymi słowami, że mag poczuł się jednocześnie niezręcznie, ale i odrobinę... lepiej. - Weź miskę i siadaj. Klens, weź rusz dupę, zrób miejsce młodemu.
    Wywołany Klens wyglądał jak typowy, portowy zakapior i tylko łypnął na Eliona z niechęcią.
    - No rusz się. - Słowik puknął faceta w ramię, a mag mając wrażenie, że jak nic zaraz znów rozpęta się z jego powodu jakaś burda, postanowił interweniować.
    - Nie, nie. Nie trzeba, dziękuję. I tak chciałem pogadać z Kaspianem.
    - A, Kaspian? - Szntymen podłapał zaraz. - To ten, o tam - wskazał tego samego faceta o którym mówił Arten.
    - Tak, dzięki - Elion kiwnął mu głową, uśmiechając się cieplej. Poszło dużo lepiej niż się spodziewał, ale zdawał sobie sprawę, że nie każdy na statku patrzył na niego tak jak żywiołowy i śmiały szantymen.
    Już miał iść, kiedy Narel znów chwycił go za przedramię. Bogowie, dlaczego ci ludzie byli tutaj tacy dotykalscy? Tym razem jednak zmusił się żeby nie reagować gwałtownie, nawet jeśli facet wstał i nieco konspiracyjnie nachylił mu się do ucha.
    - Eli, Eli, sam mówiłeś, że to będzie teraz twój nowy dom. - Spojrzał mu prosto w oczy z szerokim uśmiechem, wciąż trzymając go za przedramię jakby spodziewał się, że mu ucieknie, na co Elion w zasadzie faktycznie miał chęć. - Więc potrzebujesz nowych przyjaciół. Jakichkolwiek przyjaciół - podkreślił - a ja, mówiąc nieskromnie, świetnie się nadaję. - Mrugnął do niego porozumiewawczo, a potem jak gdyby nigdy nic chwycił swoją prawie pusta miskę i rzucając mu jeszcze jeden szeroki uśmiech, ruszył w kierunku kuchni.
    Elion rzadko się czerwienił, ale teraz poczuł gorąc na policzkach. Bogowie, nie wiedział do końca co plótł załogantom po pijaku, ale widać Narel zapamiętał więcej niż należało, a co najgorsze wziął sobie te słowa do serca. Bogowie, co za żenada.
    Odchrząknął po fakcie i pośpiesznie odszukał wzorkiem Kaspiana. Naraz miał ochotę znów zaszyć się u siebie i nie wychylać nosa. Dlatego nie zwlekał i już po chwili delikatnie stuknął żeglarza w ramię, by zwrócić jego uwagę. Mężczyzna przyjął przeprosiny, ale wydawał się nieufny i zdecydowanie mniej skory do rozmów niż Narel, więc Elion zostawił go samemu sobie i z myślą, że zaraz wróci do kajuty, zahaczył o kuchnie, gdzie Sven wcisnął mu porządną porcję potrawki, zapewniając, że na pewno mu zasmakuje. Nie wątpił w to ani trochę, bo teraz smakowałby mu i kawał zbutwiałego drewna.
    Skierował się do swojej kajuty chcąc zjeść w spokoju z dala od nieprzychylnych albo ciekawskich spojrzeń, ale powstrzymał go gwizd. Spojrzał w kierunku dźwięku i dostrzegł Narela stojącego na schodach prowadzących na pokład.
    - A ty gdzie? Sam masz zamiar jeść? Chodź tu.
    Elion zawahał się wyraźnie, rozdziawił i zamknął usta, ale potem wziął głęboki wdech i uśmiechnął się uprzejmie. Chyba nie zabije go chwila w towarzystwie niezwykle przyjacielskiego Słowika.
    Wyszli na dek, ale mężczyzna poprowadził go do schodów wiodących na rufę i klapnął sobie na nich. Elion zajął miejsce obok niego, stawiając sobie miskę na kolanach. Przez moment patrzył ja szantymen rozpiera się wygodnie i wzdycha pełną piersią, ale zaraz odwrócił wzrok. Zapanowała między nimi niezręczna cisza, a przynajmniej taka wydawała się Elionowi, który nie bardzo potrafił rozgryźć czego ten człowiek od niego oczekiwał.
    - Jeśli nie podlewać cię alkoholem, to jesteś całkiem nieśmiały, co?
    Mag zamarł z łyżką w połowie drogi do ust. To dopiero śmiała teoria.
    - Myślę, że zwyczajnie nie jestem człowiekiem wielu słów - odparł i w końcu wsunął sobie do ust pierwsza porcję. Jego żołądek odezwał się głośnym burczeniem jakby chciał wyrazić swoją aprobatę.
    Narel roześmiał się ciepło.
    - To nic złego. Po tym co mówiłeś wcale ci się nie dziwię. Nigdy nie byłem na północy, ale o magach dużo się słyszy. Wiesz, plotki ploteczki. Widać większość z nich jest prawdą.
    Bogowie, co on im wszystkim naplótł?
    - Co na przykład? - spróbował ostrożnie wybadać jak bardzo śmiało poczynał sobie nad kuflem rumu.
    Narel zamyślił się.
    - Na przykład to, że są sztywni jakby rodzili się z kijami w dupach, że u nich to rygor gorszy jak w wojsku, i że wyzbywają się emocji po to żeby móc władać magią. I że jak się wkurwiają, to mogą wybuchnąć. Tego ostatniego nie mówiłeś, ale się dowiedzieliśmy.
    Elion miał chęć zapytać od kogo, ale podejrzewał, że Yorick faktycznie ich uprzedził. W pewien sposób wydawało mu się to odważnym posunięciem. Jak wielką nadzieję i wiarę pokładał w swoich ludzi, że podzielił się z nim konsekwencjami jakie niosła ze sobą podróż z niewprawionym magiem? A może źle na to wszystko patrzył? Może ci ludzie po prostu za bardzo się go bali by mu się sprzeciwić?
    - Cóż... tak, to chyba wszystko prawda. Kapitan nie opowiadał wam o swoim życiu wśród magów?
    - Yorick? - Narel spojrzał na niego zdziwiony. - Nie, coś ty. Nie wiem nawet czy o tym pamięta. On jest inny.
    O tak, zdecydowanie inny.
    - Jest bez wątpienia bardzo barwną personą. I chyba masz rację, że jest bardziej piratem niż magiem - odparł dyplomatycznie wywołując tym szczery śmiech Słowika.
    - Doskonale powiedziane, jaśnie panie - Szantymen zgiął się w parodii ukłonu, w końcu rozbawiając swojego rozmówcę. - Yorick to bardziej ikona - powiedział z wyczuwalnym podziwem. - Pływam z nim od pięciu lat i przez te pięć lat widziałem wiele jego twarzy, wiele też słyszałem od starych żeglarzy, którzy pływali pod jego banderą za młodu, ale nikt nigdy nie wspominał o tym by Yorick na poważnie zgrywał maga. Jeśli kiedyś był takim magiem jak ty, to dawno się tego wyparł.
    To było dziwne, ale słysząc te słowa Elion poczuł się dotknięty. Wiedział jak ludzie postrzegają magów, wiedział jak sam ich postrzega, ale nie wszystko działało tam źle. Nie byli tylko bezwolnymi, pozbawionymi uczuć marionetkami Rady, a przynajmniej bardzo chciał w to wierzyć.
    - Ale jest kimś więcej niż jakimś tam piratem - Narel kontynuował, wbijając wzrok przed siebie. Na jego twarzy malował się podziw właściwy zafascynowanym bardom. - Przewodzi potężnej flocie. Ludzie lękają się go i szanują, a wszystkie wody należą do niego. Jest żywą legendą.
    To było niezwykłe. Narel mówił o Barnabasie z szacunkiem z jakim mówi się o ukochanych przywódcach, o ludziach, którzy napełniają natchnieniem masy, podczas gdy on widział w nim okrutnego szaleńca.
    - Ma posłuch, to prawda - przyznał ostrożnie, mieszając w potrawce łyżką. - I niewątpliwie jest legendą, ale zbudował swoje imperium na krwi i kradzieży. Na bezwzględności.
    Słowik uśmiechnął się pobłażliwie, co Eliemu wcale się nie spodobało. Drażniło go, że wszyscy mieli tu zupełnie inne zdanie niż on, ale w sumie, przecież to nie on był tu mordercą i piratem.
    - Yorick trzyma wszystkich twardą ręką, ale potrafi znaleźć złoty środek między bezwzględnością przywódcy, a wyrozumiałością kompana. To trudna, godna podziwu sztuka.
    - Nie niepokoi cię jego bezwzględność? - zapytał wprost, odrobinę dziwiąc się własnej szczerości. Napotykając wzrok towarzysza, dostrzegł w nim troskę i współczucie, które sprawiły, że znów poczuł się jak głupi szczeniak, który pstro wiedział o życiu, a był pewien, że jest od młodego żeglarza starszy o przynajmniej kilka lat.
    - Tutaj, w życiu jakie wybraliśmy nie ma wiele miejsca na sentymenty. Ty albo oni, Eli - powiedział łagodnie. - Im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej dla ciebie. Inaczej będzie ci wśród nas bardzo ciężko. Tu nikt się nie zawaha, a jeśli ty to zrobisz w imię litości, ktoś wbije ci sztylet w plecy. Myślisz, że Yorick stałby się legendą gdyby puszczał wolno swoich wrogów?
    - Ale, chyba musi być jakaś granica - mruknął niepewnie, wbijając wzrok w horyzont.
    - Każdy ma własną. Tylko pamiętaj, żeby nie mylić swojej z tchórzostwem.
    Te słowa trafiły do niego zaskakująco mocno, sprawiając że zamilkł na kilka długich chwil. Słowik jakby wyczuwając, że użył odpowiednich słów, również milczał cicho nucąc tylko jedną z leniwych pieśni żeglarskich, której słowa i tak zagłuszał szum wiatru.

    Elion spędził z Narelem całe przedpołudnie faktycznie odnajdując w jego towarzystwie pewną pociechę. Może naprawdę potrzebował tutaj przyjaciela, by zdusić w sobie smutek? Tylko to nie było takie proste. Nie zamierzał być naiwnym głupcem, który pada w ramiona każdego, kto wyciągnie do niego rękę w ciężkich czasach.
    Już nie.
    Jednak nic nie szkodziło mu odpoczywać w miłym towarzystwie, słuchając mocnego głosu i słów wielu szant. Kilku z nich szybko się nauczył (zawsze miał dobrą pamięć do pieśni), a potem śpiewał je razem z Narelem, zachwycając się w duchu chóralnym odzewem załogi, który wdzierał się w szum uderzających o burty fal. Złapał się na tym, że odkąd wyruszył w ten rejs, nie miał okazji też tak po prostu po rozkoszować się widokami. Był pewien, że szybko się znudzą, a potem po prostu zbrzydną, ale na razie było coś fascynującego w bezkresie morza i widoku pracujących przy żaglach ludzi. Stojąc na rufie obok Słowika, pozwalał by wiatr czesał włosy, a słońce ogrzewało twarz. Uśmiechał się z przyjemnością, bo było coś kojącego w tym szumie i śpiewie załogi. Nie krzywił się nawet gdy od czasu do czasu między ludźmi migała mu rosła sylwetka Barnabasa, ale ani razu nie zdecydował się do niego podejść. Mimo to rozmyślał o słowach szantymena i jego podejściu. O tym jak ludzie odbierali szalonego maga-pirata i o tym, jak sam go odbierał. Może naprawdę nie było tu tylko czerni i bieli? Może naprawdę było coś więcej?
    Współczuł sobie, że pomimo wszystkiego co wczoraj przeżył, wciąż potrafił odnajdywać w sobie pokłady zrozumienia.
    Zapukał do yorickowej kajuty jeszcze przed zmierzchem, ale niebo na horyzoncie wymalował już róż i pomarańcz, kąpiąc fale i pokład w złocistym blasku zachodzącego słońca. Wiatr ucichł niemal zupełnie, zapowiadając sztil. Elion nigdy go nie widział i chciał zobaczyć jak wygląda, ale pomyślał, ze będzie miał jeszcze wiele okazji. Dzisiaj dość już podziwiał i chciał kolejnej konfrontacji. Nie był pewien czy to dobra pora, ale kapitan jasno powiedział, że ma się u niego zjawić kiedy będzie gotów, a chyba bardziej gotów być nie mógł. Zresztą, po co odwlekać nieuniknione?
    Kiedy blondyn mu otworzył, uśmiechnął się do niego wąsko, znajomo, jakby wczorajsza rozmowa była tylko odległym wspomnieniem.
    - Yoricku... - Pochylił głowę, kolejny raz wymawiając jego imię jak tytuł. - Zgłaszam swoją gotowość, tak jak prosiłeś. - Podniósł na niego bystre spojrzenie, w którym błysnęło coś co nie było już ani niechęcią, ani strachem czy gniewem - było ciekawością.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Nie 25 Paź 2020, 15:32

    Chcąc tego czy nie, składając sobie w duchu wszystkie te obietnice Elion idealnie odzwierciedlił to, co Barnabas zamierzał od niego uzyskać. Znaczy jasne, kapitan kompletnie nie planował dotrzeć do podobnego efektu tą konkretną rozmową, planując raczej stopniowo łamać i zrastać uczniowską psychikę, jednak biorąc pod uwagę jak potoczyły się wydarzenia i jak ostatecznie wszystko wyszło, Yorick absolutnie nie mógł narzekać. Najistotniejsze było to, że Elion wyzbył się złudzeń co do sytuacji, w której się znalazł i wiedząc już na czym stoi postanowił wziąć życie za szmaty i wykorzystać to, czym dysponował. W oczach Barnabasa była to w zasadzie najlepsza rzecz, jaką chłopak mógł zrobić i jakby potwierdzenie tego, że w ogóle warto poświęcać mu czas i energię. Rzecz jasna Yorick jeszcze nie wiedział, jak ich relacja potoczy się dalej, jednak będąc niewzruszonym optymistą i wielkim fanem własnych umiejętności interpersonalnych, kompletnie nie wątpił, że prędzej czy później uda mu się zaskarbić nie tylko zaufanie młodego ucznia, ale też i jego bezgraniczną lojalność. Zwłaszcza, że przecież na razie chłopak nigdzie się nie wybierał, a rejs miał potrwać jeszcze przynajmniej parę tygodni, jak nie dłużej, a rozpoczynająca się między nimi współpraca właściwie nie miała ustalonej daty zakończenia.
    Tak czy inaczej, widząc kompletny brak rozbawienia ze strony Eliona Barnabas uśmiechnął się jedynie lekko, powtarzając sobie w myślach, że to nic takiego, że kiedyś jeszcze mu się uda wydobyć śmiech z tego faceta i co więcej, że nie należy się przejmować jego chwilowym dystansem, gdyż by… chwilowy.
    Słysząc jego słowa ciemnowłosego prychnął rozbawiony kierującą nim logiką. Oczywiście, że na statku nie zachodziły dzikie orgie! Jak to by w ogóle miało wyglądać ze strony technicznej ? Gdzie przechowywali by kremy i nawilżacze? Kto w tym czasie zajmowałby się łajbą? Jak uczestnicy mieliby zrobić… Z resztą!
    Tak po prawdzie, na statku nie dochodziło niemal kompletnie do niczego, gdyż Barnabas za wszelka cenę unikał pokładowych dram, wierząc całym sercem, że kłótnie kochanków są możliwie najgorszym, co może spotkać jego i pływającą na statku załogę. (Ba! Nawet krakena Yorick przywitał by z większym entuzjazmem niż ciągnące się tygodniami waśnie zakochanych w sobie ludzi.)
    La Belle praktykowała politykę, wobec której załogowe romanse były akceptowane jedynie w momencie, w którym Barnabas mógł z marszu zaślubić kochanków lub, co o wiele częstsze - w chwili, w której obie zainteresowane osoby zgodziły się opuścić statek natychmiast, gdy tylko ich prywatne sprawy uniemożliwią im harmonijną pracę z resztą współtowarzyszy. Właśnie dlatego żeglarze byli tak wygłodniali dobijając do portu. Niewielu piratów miało dość wiary we własny sentyment, by wpakować się w małżeństwo z współzałogantem czy na tyle odwagi, żeby ryzykować wysadzkę na kompletnie randomowej wyspie. Ciepłe ramiona portowych kobiet (lub mężczyzn, Barnabas nie należał do dyskryminujących typów) były więc możliwie najbezpieczniejszą opcją i pozbawioną konsekwencji ucieczką od morskiej codzienności. Pobłażliwe spojrzenie Eliona - łudząco podobne do tego, którym przed chwilą obdarzył go kapitan - wzbudziło w mężczyźnie coś na kształt rozbawienia i dziwnej mieszanki spokoju i pewności siebie. Lubił, gdy ludzie patrzyli na niego w ten sposób. Głównie dlatego, że oznaczało to albo brak strachu i zażyłość, albo, że miał nad nimi przewagę, z której ci zwyczajnie nie zdawali sobie sprawy.
    Widząc, że chłopak nie stosuje się do jego polecenia Barnabas uniósł jedynie brew, uśmiechając się z zaciekawieniem. Nie był na tyle małostkowy, żeby zemścić się na nim kolejnego dnia, jednak niewątpliwie zapamiętał niesubordynację Eliona i postanowił jakoś wykorzystać jej fakt w przyszłości.
    - Dobranoc. - Odparł jedynie, nisko i złowieszczo, posyłając uczniowi ostatni, wywołujący dreszcze uśmiech.
    Niedługo po tym, jak młody mag zniknął za schodami, do drzwi Barnabasa na powrót zapukał Yusuf, którego kapitan wpuścił z serdecznym uśmiechem i ulgą na sercu. Oficer zdziwił się, widząc, że pionki na planszy nie zostały ruszone, zaraz spoglądając na przyjaciela z niedowierzaniem, na co ten wzruszył jedynie ramionami, ruchem ręki posyłając fotele z powrotem pod regał, do stojącego przed nim stolika z rozstawioną na nim grą. Pierwszy oficer powrócił do przerwanej rozgrywki jak gdyby nigdy nic, jakiś czas później rozgramiając Barnabas w drobny pył w prawdziwie brutalny sposób, nad czym ten lamentował przez kolejne dziesięć dobrych minut.
    Niedługo po grze Sven przysłał do kapitańskiej kajuty kolację, którą mężczyźni zjedli z przyjemnością, żartując i rozmawiając dalej o rozegranej partii, swoich strategiach, brudnych zagrywkach, manipulacjach i prowokacjach mających miejsce.
    Zgodnie z przypuszczeniami ciemnowłosy pirat docenił też fakt, że Yorick wreszcie ogarnął zalegające dotychczas na stole książki i papiery, uznając, że być może tym razem podobny stan utrzyma się nieco dłużej, na co Barnabas zaśmiał się jedynie z politowaniem, całkowicie pewien, że za góra trzy dni wszystko wróci do normy. Dopiero pod koniec posiłku, kiedy wynikający z drwin i przekomarzanek śmiech ucichł ostatecznie, Yusuf popatrzył na Yoricka z zainteresowaniem, pochylając się delikatnie nad stołem i przykładając kielich do ust. Wiedział, że przyjaciela drąży jakaś myśl, toteż nie czekając zbytnio postanowił wybadać, co też mogło zmącić dotychczasową sielankę emocjonalną blondyna.
    - Ta rozmowa z chłopakiem… -Zaczął delikatnie, urywając i czekając, aż Barnabas wypuści trzymany w płucach dym i podejmie temat, niemal pewien, że źródłem wewnętrznego braku harmonii kapitana jest właśnie niedawno odbyta rozmowa.
    - Standardowa. Wyjaśniłem nieporozumienia, uświadomiłem w konsekwencjach, pozbawiłem złudzeń. Nihil novi, problem zażegnany.- Yorick odparł starając się brzmieć na wyraźnie zadowolonego z siebie, wzruszając przy tym ramionami i posyłając przed siebie syrenę z dymu, która niespiesznie płynęła nad blatem stołu. Yusuf skinął głową i milczał przez moment, przesuwając oczami za siwą zjawą, zastanawiając się nad kolejnym pytaniem.
    - Dla nas wszystkich, czy jedynie dla załogi? -Zapytał w końcu, świadom, że od czasu do czasu trafiał się ktoś, kto po podobnych rozmowach za cel życiowy obierał sobie “zdetronizowanie” Barnabasa i przypisanie sobie należnych z tego tytułu honorów. Kapitan oderwał wzrok od syreny i spojrzał z uśmiechem na ciemnowłosego, doceniając kierujące nim troskę i przywiązanie. Doskonale wiedział, do czego konkretnie pije Raa’d, jednak w miarę możliwości wolał nie wykładać mu trapiących go myśli.
    - Pytasz na teraz, czy długoterminowo ? -Blondyn pokusił się o żart i zaśmiał lekko, starając się przywrócić na twarz optymistyczny wyraz. Yusuf odpowiedział mu jedynie znaczącym spojrzeniem, na co pirat wzruszył obojętnie ramionami, uznając, że warto będzie wyjawić przynajmniej część prawdy w imię późniejszego świętego spokoju - Zobaczymy. Na ten moment się nie martwię, a jeśli zacznę, rozwiązanie nasunie się samo. Tak czy inaczej, nie ma tu nic, z czym nie byłbym w stanie sobie poradzić. - Zapewnił, na co pierwszy skinął głową raz jeszcze, nie mówiąc ani słowa. Przez parę minut oficer wpatrywał się w blondyna, rozważając czy pytać co w takim razie jest powodem jego niezadowolenia, jednak ostatecznie nie zdecydował się na drążenie tematu, uznając, że naciskanie na cokolwiek i tak do nikąd go nie zaprowadzi. Yorick nigdy nie był typem uzewnętrzniającego się faceta i jeśli nie miał akurat ochoty na zwierzenie, wyciśnięcie z niego czegoś, co zajmowało mu myśli graniczyło niemal z cudem. Barnabas jak nikt inny na świecie potrafił wyrażać się kwieciście o własnych problemach, spychając je do tak trywialnie bagatelnej skali, że wszystko brzmiało lekko i nonszalancko, zupełnie, jakby nie było problemem czy troską, a jedynie drobną, łatwą do usunięcia niedogodnością. Oczywiście, temat miał się kompletnie inaczej, jeśli w rolę wchodził statek czy załoga, o które Yusuf wiedział, że Yorick drżał niemal całym sobą za każdym razem, gdy coś szło nie po jego myśli. W tych tematach Barnabas nie ograniczał się nigdy, dzieląc troski i ponure myśli z oficerem w nadziei, że ten wynajdzie rozwiązanie, którego kapitan do tej pory nie dostrzegł.
    Wielu ludzi odbierało podobne rozgraniczenia jako brak zaufania czy oziębłość, jednak po tylu latach pływania wspólnie po morzach i oceanach i wszystkich wspólnie przeżytych przygodach, o rozlicznych rozmowach nie wspominając, Yusuf wiedział doskonale, że Yorick nie utożsamia wylewności z zażyłością. Inna rzecz, że ciemnowłosy miał pełną świadomość, że kapitan bywa przesadnie ostrożny i dokładnie dobiera sobie ludzi, przy których w ogóle (kiedy już) pozwala sobie na wspominanie o własnych bolączkach. Tak czy inaczej, wiedząc już, że cokolwiek zajmuje myśli Barnabasa, pozostanie dostępne jedynie dla samego zainteresowanego, Raa’d zmienił temat, częstując się wyczarowanym przez kapitana grogiem. Mężczyźni rozmawiali jeszcze przez jakiś czas, śmiejąc się i żartując do czasu, w którym obaj nie uznali, że czas się powoli zbierać.
    Po odprowadzeniu Yusufa do jego kajuty i życzeniu mu dobrej nocy Yorick postanowił przejść się po pokładzie i jakoś poukładać szalejący w nim emocjonalny rozpierdol. Splótłszy ręce za plecami mężczyzna ruszył powoli wzdłuż burty, wdychając rześkie morskie powietrze i nieśpiesznie przesuwając oczami po rozsypanych na niebie gwiazdach.
    Paranoja.
    Pirat autentycznie nie pamiętał, kiedy ostatnio cokolwiek ruszyło go do tego stopnia, mącąc jego wewnętrzny spokój. Yorick nie był nawet pewien, czy chodziło mu jedynie o wygląd Eliona i jeśli tak - czy powinien się martwić, że zupełnie nagle ładna buźka i parę niebieskich kresek wystarczą żeby podkopać pokłady jego potężnej samokontroli - czy może jest to też kwestia magicznej natury chłopaka i jej niemal ironicznego, morskiego zabarwienia, czy też dajmy na to, zwyczajnie od dawna nie był na magicznym haju i kopnęło go dużo mocniej niż pamiętał, że powinno, czy może zwyczajnie się starzał i od teraz stopniowo rzeczy będą stawać się dla niego o wiele trudniejsze, z utrzymaniem czystości myśli na czele, czy wreszcie jest to kumulacja wszystkich powyższych, która nabierając rozpędu omal nie wypchnęła go z toru obranej wcześniej logiki i założeń.
    Czy może zwyczajnie panikował, nienawykły do podobnych zmian emocjonalnych ?
    Obserwując zajmującą się statkiem nocną wachtę, Barnabas doszedł do wniosku, że los najprawdopodobniej przypomniał sobie w końcu o jego istnieniu, a widząc, że mu się powodzi zesłał mu na barki spersonalizowany prezent, tak w ramach przypomnienia, że w życiu nie może być za łatwo. Oczywiście pirat doceniał, że jego obecne troski krążyły głównie wokół własnego nieogaru, nieniepokojone zewnętrznymi zagrożeniami (choć tak po prawdzie kraken wciąż wydawał mu się milszą kwestią niż emocjonalny rollercoster, w który przez przypadek wpadł…) Nawet, jeśli ostatnie paręnaście godzin utwierdziło go w przekonaniu, że kompletnie nie może sobie ufać, a co więcej, koniecznie wypadało mu spędzić czas na medytacji i przyswojeniu nowej sytuacji. Nie chcąc poświęcać tej sprawie zbyt wielu pustych myśli, kapitan obrał sobie za cel liny prowadzące do znajdującego się na grotmaszcie bocianiego gniazda i już po chwili wpatrywał się z góry w bezkres odbijającego księżycowe światło morza. Kojące kołysanie i szum fal działały na niego zbawiennie, a widok ciemnego bezkresu wody pozwalał mu poczuć, że jest dokładnie tam, gdzie powinien być, a jego życie wciąż ma jeszcze sens. Niesamowite, że pomimo zwiedzenia większej części odkrytego kontynentu i wszystkich otaczających go wód, Barnabas nigdy nie znalazł dla siebie innego miejsca do życia, które byłoby w stanie dać mu równe poczucie przynależności i zrozumienia. Widok ciemnego nieba obsypanego gwiazdami, znajome skrzypienie drewna i szelest żagli budziły w Yoricku chęć zamknięcia oczu i wtopienia się w statek, wsiąknięcia w znajome w dotyku deski i po prostu bycia. Mężczyzna usiadł wygodnie, opierając się plecami o maszt i podkulając do siebie jedną nogę, drugą zwieszając między palikami balustrady, biorąc głęboki wdech i otwierając pozamykane w jego umyśle skrzynie z dzikimi emocjami, chcąc przyswoić je w spokoju i przeanalizować ich źródło.
    Z logicznego punktu widzenia sytuacja nie zmieniła się właściwie od wczorajszego wieczora, jednak pokłady nowych, mocnych wrażeń nieco zmieniły Yorickową perspektywę i wcześniejsze punkty odniesienia.
    Nie pozostało mu więc w zasadzie nic innego poza akceptacją wszystkiego co się w nim działo przy jednoczesnej świadomości, że większość z szalejących w nim rzeczy jest zwyczajnie nie na miejscu.
    Oczywiście Yorick nie był na tyle naiwny, żeby przypuszczać, że jedna medytacyjna sesja zapewni mu spokój ducha na całą podróż, czy chociażby stłumi trawiące go, problematyczne zapędy duszy (i ciała)!
    Niemniej, istniała całkiem spora szansa ( gdzie “całkiem spore szansy” były przeważnie tym, na czym Barnabas opierał większość swojego życia), że po przepracowaniu i rozłożeniu trawiących go płomieni na czynniki pierwsze Yorick nie dość, że nie da się zaskoczyć gdy te ponownie wybuchną, to jeszcze będzie w stanie utrzymać się na wodzy i nie odpierdolić niczego potencjalnie głupiego, niebezpiecznego czy chociażby mogącego zaowocować w przyszłości niepotrzebnymi nieporozumieniami. A to było już coś. Może nie wyjście idealne, ale jedyne w zasięgu jego możliwości na ten moment.
    Siedział więc, spokojnie i bez pośpiechu katalogując, opisując i analizując wszystko, co odjebało się w jego czaszce przez ostatnią dobę, z dokładnością pedantycznego mizofoba porządkując swoje myśli aż do chwili, gdy wszystko było jasne, przejrzyste i całkowicie zrozumiałe. Wciąż kompletnie dzikie i niewygodne, ale przynajmniej zrozumiałe. Skończywszy, Yorick pozwolił sobie sfrunąć na dół za pomocą magii i zmęczony całym tym nadprogramowym kminieniem udał się do swojej kajuty na zasłużony odpoczynek.

    Większość następnego dnia minęła kapitanowi na zajmowaniu się swoimi sprawami. Sporą część przedpołudnia Barnabas spędził w towarzystwie Faramunda i Kassandra, którzy razem z nim i z Erickiem układali scenariusze dla mających zajść w tym tygodniu ćwiczeń zbrojnych. Do pełni zostały jeszcze trzy dni, jednak Yorick miał nadzieję, że uda mu się do tego czasu przetestować umiejętności bojowe Eliona i jeśli te faktycznie okażą się wystarczające, wpleść go w skład którejś z drużyn. Wolał więc, tak na wszelki wypadek przedyskutować z oficerami i bosmanem wszystkie możliwe konsekwencje swojej decyzji, a także wysłuchać ich “za” i “przeciw” w nadziei, że kontrolowany chaos ćwiczeń nie przerodzi się przypadkiem w rzeź.
    Ryzyko nie było jednak wielkie, a wynikające z tego manewru korzyści dość duże, by mężczyźni przystali na jego pomysł bez większych problemów.
    Po spotkaniu Yorick wyjrzał na dek, ciesząc się piękną pogodą i widokiem pracującej załogi. Mógłby oczywiście próbować przyglądać się żeglarzom, by sprawdzić, czy dobrze wykonują swoją robotę, ale prawda była taka, że robili, więc pirat nie miał o co się martwić. Słysząc śpiew Słowika i Eliona Yorick uśmiechnął się pod nosem, chłonąc ich melodyjne głosy i połączony chuk odpowiadającej im załogi. Cieszyła go myśl, że Świetlik ze Słowikiem dogadywali się dość dobrze, by spędzać razem poniekąd wolny czas. Zwłaszcza, że jeszcze wczoraj Elion wyraźnie wolał schować się w swojej kajucie i udawać, że tak naprawdę wcale go nie ma. Fakt, że chłopak aklimatyzuje się z resztą załogi wprawił Barnabasa w prawdziwie dobry nastrój, upewniając go w tym, że wczorajsze zdarzenia dadzą pożądany efekt i z czasem wyjdą mu na dobre. Naprawdę trudno było mu martwić sie czymkolwiek, kiedy nad swoją głową widział uwijajacych się przy żaglach przyjaciół, na twarzy czuł ciepłe promienie słońca, a wiejący wiatr co i rusz próbował pozbawić go kapelusza. Kochał dni takie jak ten, kiedy wszystko było proste i przyjemne, morze miało przyjazne nastawienie, a w powietrzu unosiło się poczucie beztroski i dobrej zabawy. Niestety, w kajucie wciąż czekały na niego listy do napisania i informacje do analizy, więc po spacerze kapitan ponownie zniknął u siebie, ciesząc się, że przynajmniej pieśni podążały za nim, przedostając się przez ściany pokoju.

    Słysząc pukanie do drzwi Yorick był niemal pewien, że któryś z oficerów postanowił zaprosić go na partię kart z załogą, toteż uniósł wysoko brwi, kiedy po otworzeniu okazało się, że na progu jego kajuty stoi wyraźnie wypoczęty młody mag. Kto by pomyślał, że i na ciemnowłosego pogodny dzień na morzu wpłynie równie korzystne.
    Blondynowi brewka nie pykła nawet na widok stroju, w jakim Elion postanowił mu się zaprezentować pomimo, że w środku coś drgnęło w nim zdradziecko, nie mogąc umiejscowić się między ukłuciem nostalgii, zachwytem, a uwierającą niewygodnością. Granat koszuli świetnie kontrastował z bladą skórą mężczyzny, współgrając jednocześnie z jego czarnymi włosami i błękitnymi tatuażami, a wysoki kołnierz dodawał Elionowi powagi i dystyngowania. Całokształt był więc bardzo udany, nawet, jeśli przy okazji zabierał Yoricka w podróż do miejsc, których celowo dawno nie wspominał. Barnabas przyswoił ze spokojem wszystkie trzy emocje, zachowując przy tym niewzruszenie pogodne oblicze i już po chwili przeniósł myśli z efektu, jaki wywoływało ubranie, na jego prawdopodobną cenę i średnio praktyczne zastosowanie
    - Świetlik! -Pirat uśmiechnął się promiennie, widocznie zaskoczony tym, że Elion pojawił się u niego tak wcześnie, zaraz unosząc wzrok znad ucznia na roztaczający się za nim widok i wzdychając głęboko z wyraźnym zadowoleniem, wyraźnie ciesząc się ognistym zabarwieniem rozpalonego zachodem nieba. Zaraz też przewrócił oczami na podniosły ton ucznia i nieznośny sposób, w jaki Elion wycierał sobie gębę jego imieniem, powtarzając sobie w duchu, że jest to jedynie przejściowy problem, który prawdopodobnie rozwiąże się sam, nie wymagając jego interwencji.
    - Fantastycznie! - Odparł energicznie z zadowoleniem, klaszcząc i zacierając ręce na myśl, że wreszcie przyjdzie zobaczyć mu z czym tak naprawdę ma do czynienia, a co więcej, że mogą w końcu zabrać się do roboty. - Wezmę tylko rzeczy. - Odparł i cofnął się na chwilę do kajuty, sekundę później wyłaniając się z niej w towarzystwie idącego za nim krzesła stojącego zazwyczaj przy biurku, dwóch szabli i leżącej na krześle fajki. - Chodź, szkoda marnować taki widok! -Polecił, machając ręką w stronę ucznia i zamykając magią drzwi od swojej kajuty. Następnie zeskoczył z balustrady półpiętra schodów i ruszywszy przez pokład, zajął miejsce pod grotmasztem, całym sobą chłonąc otaczający ich zewsząd spokój.
    Krzesło dołączyło do niego jakiś czas później, ostrożnie i z rozwagą schodząc ze schodów, a następnie zamarło pod właścicielem, kiedy blondyn zasiadł na nim wygodnie, kładąc szable i fajkę na stojącej obok beczce.
    - No dobrze, mój ty świecący robaczku, zademonstruj, czego moja szanowna przyjaciółka zdążyła nauczyć cię przez ostatnie cztery lata. - Polecił z podekscytowaniem, wpatrując się w Eliona z widoczną pogodną i optymistyczną ciekawością.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Pon 26 Paź 2020, 15:06

    W zasadzie to Elion zignorował polecenie nieco... nieświadomie. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że własnoręcznie miałby przesunąć pionek po planszy. Już nie chodziło o zwykłe oszukiwanie czy nawet o to, że Yorick chciał się nim wysłużyć dla zabawy. Elion najzwyczajniej w świecie nie powiązał faktów, ale nic dziwnego, bo spodziewał się po kapitanie wszystkiego, każdej dziwności, a więc i tego że plótł od rzeczy. Dlatego opuścił kajutę nie mając pojęcia co na dobrą sprawę co mógł oznaczać mroczny uśmiech towarzysza, bo równie dobrze mógł oznaczać cokolwiek.
    Przez cały następny dzień, młody mag faktycznie odpoczywał, niepomny rozterek kapitana, ale za to przeżywając własne. Z chwili na chwilę jednak, czuł się coraz swobodniej, o ile tak można było nazwać uczucie przyzwyczajania się do otoczenia i odpychania od siebie złudzeń, że życie jakie zgotował mu los, jednak nie będzie tak okrutne jak się zapowiadało. Narel mu w tym pomagał, zabawiając rozmową, opowiadając o życiu żeglarza i śpiewając pieśni. Chyba właśnie dzięki temu Elion zdecydował się zapukać o zachodzie do kapitańskiej kajuty. Bo to nie tak, że czuł się już w pełni sił. Ubytek mocy był zbyt duży, a wymęczone alkoholem i bólem ciało nadal było osłabione, przypominając mu, że nie powinien z niczym szarżować, ale psychicznie... Psychicznie Elion szybko odzyskał równowagę, albo przynajmniej coś na jej wzór, co pomagało mu funkcjonować.
    To nie pierwszy raz, kiedy Barnabas nazywał go "świetlikiem", więc uznał, że prawdopodobnie ta ksywa przylgnie do niego na dłużej, jeśli nie na zawsze. Szczerze mówiąc, nic do niej nie miał. Tytuły i imiona i tak przecież nie miały tutaj znaczenia, sam Barnabas wpoił mu to do głowy już pierwszego dnia. Elion odkrył jednak, że wymawianie imienia kapitana w ten szczególny, przesycony szacunkiem sposób, chyba nie do końca mu odpowiadał, ale to dawało mu nieco złośliwej satysfakcji, więc nie zamierzał z tego rezygnować.
    Entuzjazm blondyna jak zawsze był irytująco zaraźliwy, ale młody mag tym razem nie dał się mu porwać, zachowując swój zwyczajowy dystans. Gdyby miał do czynienia z inną osobą, to byłby zaskoczony tą żywiołowością i serdecznością w kontekście wczorajszej rozmowy, a tak... cóż, Yorick był Yorickiem, czyż nie? W jego zachowaniu paradoksalnie nie było nic dziwnego.
    Skinął głową i poczekał aż blondyn zabierze z kajuty co chciał. Nie podejrzewał go o przyniesienie ze sobą materiałów dydaktycznych i jak się okazało, wcale się nie pomylił. Ciężko było bowiem nazwać materiałami dydaktycznymi kroczące krzesło, fajkę i broń białą, ale z drugiej strony kto mógł wiedzieć w jakim kierunku podążały myśli maga-pirata? Barnabas był doprawdy niezwykle specyficznym czarodziejem i faktycznie wyglądało na to, że jeśli kiedyś pamiętał zasady wpajane mu przez sobie podobnych, to dawno o nich zapomniał albo się ich wyrzekł. Świadczyła o tym choćby jego swoboda w wykorzystywaniu magii. Jedną z pierwszy lekcji jakie Elion dostał od swojego pierwszego mistrza, było to aby szanował swoją moc. Wbijano mu do głowy, że służyła tylko jako potężne narzędzie, a nie jako zabawka. Korzystanie z niej musiało być więc dokładnie wykalkulowane, ostrożne i pozbawione nadprogramowych ubytków mocy. Tymczasem Barnabas zdawał się traktować swój dar z równą nonszalancją, co traktował wszystko inne. Posługiwał się magią jak nie przymierzając sztućcami albo własnymi rękami, dodatkowo nadając jej dziwne, a czasem piękne kształty. To było niezwykłe, jak cały Yorick i miało swój urok. Elion odrobinę zazdrościł mu tej swobody, a choć nadal nie wyobrażał sobie siebie robiącego takie zbytki jak przykładowo animowanie krzesła, to jednak chciał w przyszłości posługiwać się magią z równą łatwością co on.
    Zszedł nieśpiesznie, podążając za tupiącym ostrożnie meblem. Zastanawiał się czy kapitan wziął ze sobą szable, bo marzył mu się mały sparing o zachodzie słońca, czy był to tylko jakiś rekwizyt, ale odkrył w sobie chęć, by szable faktycznie się przydały. Od ponad dwóch tygodni nie miał czasu na porządny trening i trochę tęsknił za szermierką. Wprawdzie częściej walczył mieczem niż szablą, jednak dzisiaj gotów był nauczyć się kilku trików.
    Kiedy Barnabas zasiadł na krześle, Elion zatrzymał się przed nim, odruchowo splatając dłonie za plecami. Długie i ciemne cienie ich sylwetek padały po skosie na deski pokładu, bo słońce od boku grzało ich ostatnimi promieniami. Wszystko tonęło w czerwono złotej łunie - żagle stały się niemal pomarańczowe, skóra pracujących na deku marynarzy zyskała złoty odcień, a blond włosy Yoricka rozwiane ciepłym wiatrem naraz zyskały barwę miedzi. Dlatego zanim jeszcze Yorick się odezwał, Elion zmierzył jego sylwetkę długim spojrzeniem pełnym namysłu. Tak, kapitan miał rację sądząc, że jest czarujący. Elion pozwoliłby sobie na niemy zachwyt, urzeczony pięknem chwili, ale niesforne myśli pomknęły ku wspomnieniom wczorajszego dnia, podsuwając mu wyobrażenie jak w tym świetle wyglądałby Barnabas gdyby na jego rękach kwitł szkarłat krwi i to skutecznie popsuło mu jego obraz, wywołując naraz poczucie żalu i niechęci. Ale grymas przeciął jego twarz tylko przez jedno uderzenie serca, bo a potem zupełnie odwrócił się ku zachodowi. Widok zapierał dech w piersiach, ciężko było przejść obok niego obojętnie, więc nie mógł powstrzymać cisnącego się na wargi uśmiechu pełnego zachwytu. Nie powinien myśleć o przykrych rzeczach. Nie teraz, kiedy musiał ruszyć naprzód. Dlatego tym bardziej wspomnienie Saiory zakuło go w piersi żalem.
    Powrócił spojrzeniem do kapitana.
    - Nauczyła mnie wielu rzeczy - powiedział cicho i widać było, że wraca pamięcią do dawnych dni. - Przede wszystkim znajomości i natury żywiołów. Wielu zaklęć defensywnych i ofensywnych. Wielu użytkowych, ale niczego co wyraźnie uszczuplałoby moje pokłady magii. Zresztą… - Wzruszył lekko ramionami. - Potężniejsze twory w moim przypadku wymagają dłuższego zbierania mocy. Przez tatuaże nie mam takiej swobody w jej wykorzystywaniu, ale sądzę, że umiem całkiem sporo.
    Był pojętnym uczniem, chętnym do tego, by robić użytek z przepełniającej go mocy. Jeszcze zanim nałożono na niego tatuaże, potrafił skupić się i panować nad mocą na tyle, że większość z tworów faktycznie mu się udawało i tylko część wybuchała niekontrolowanie albo rozmywała się w niebycie. Miał więc pokaźną ilość sztuczek, dzięki którym mógł zaprezentować swoje zdolności.
    Westchnął, zastanawiając się nad wyborem i przebiegł spojrzeniem po deku, pracujących załogantach, zwiniętych linach, hakach, w końcu na sylwetce kapitana, by ostatecznie zawiesić wzrok na beczce, szablach i fajce.
    - Mogę? - zapytał wskazując na prowizoryczny stoliczek i kiedy dostał pozwolenie, w jego oczach błysnął znajomy błękit. Fajka drgnęła leciutko, a potem uniosła się. Elion dał Barnabasowi ładny pokaz precyzji, kiedy delikatnie postukał fajką w bok beczki, usuwając z niej tytoń lub jego pozostałości. Potem fajka zawisła tuż przed Barnabasem, tak by mógł zobaczyć jak w jej wnętrzu pojawia się nowa porcja tytoniu. I jeśli tylko kapitan pamiętał zapach palonego przez arystokrację magów, drogiego fajkowego ziela, teraz mógł go poczuć.
    - Pan pozwoli - mruknął Elion z przesadną, żartobliwą kurtuazją, obracając fajkę w taki sposób, by Yorick mógł ją ująć, a gdy tylko to zrobił, ta rozpaliła się gotowa by z niej skorzystać.
    Jednak Elion na tym nie poprzestał. Wyciągnął dłoń w stronę beczki i zapragnął chwycić jedną z leżących na niej szabli. Wybrana, posłusznie uniosła się w powietrze, bezbłędnie lądując w jego otwartej dłoni. Mag zważył ją, obejrzał fachowym okiem, a potem przeciągnął palcem po błyszczącej stali. W ślad za jego ruchem ta roziskrzyła się do białości, efekciarsko buchając płomieniem. Żar objął palce maga, ślizgał się po skórze i lizał rękaw, ale nie uczynił mu krzywdy. Szabla również się nie topiła, ale Yorick mógł wyczuć bijący od niej gorąco jakby właśnie została wyciągnięta z hutniczego pieca. Elion natomiast wydawał się nie zauważać ciepła, mrużył tylko oczy przed jaskrawym blaskiem. Sprawiał wrażenie człowieka, który robił to już setki albo i tysiące razy, więc w jego ruchach była właściwa przyzwyczajeniu nonszalancja. Najwyraźniej takie drobiazgi nie stanowiły dla niego problemu i nawet zaintrygowani pokazem załoganci, przyglądajacy mu się z daleka nie zburzyli jego skupienia. Wyglądało też na to, że wcale nie chce się popisywać, choć to wrażenie mogło ulec zmianie, kiedy niedbałym, ale gwałtowniejszym gestem poderwał z beczki drugą szablę i posłał ją w powietrze, ostrzem ku górze i to tuż przed twarzą Barnabasa. Elion powiódł za nią wzrokiem, a kiedy po sekundzie zaczęła spadać, zrobił krok w tył biorąc poprawkę na ruch statku i oszczędnym, szybkim ruchem przeciął ją na pół. Zniszczona szabla upadła z łoskotem na ziemię, a ta wciąż trzymana przez maga, zgasła jakby nigdy nie płonęła magicznym ogniem.
    Elion odesłał ją na miejsce, ale uniósł tę zniszczoną i dopiero w tamtej chwili zmarszczył brwi, wyraźnie skupiając się bardziej. Przecięte ostrze zawibrowało, zdradzając, że mag posłał w nie zbyt dużo energii, ale po chwili przestało i powoli zaczęło się scalać. Ostatecznie więc i druga szabla dołączyła do swojej towarzyszki.
    Elion rozluźnił się, ogniskując spojrzenie na Barnabasie.
    - Zdecydowanie lepiej pracuje mi się z istniejąca materią. Większe problemy sprawia mi tworzenie rzeczy namacalnych, które już pozostaną, ale dobrze radzę sobie z iluzjami - powiedziawszy to, wziął głęboki wdech i przymknął oczy, nie czekając na polecenie by dowieść prawdziwości swoich słów. Jego tatuaże zaczęły mienić się w charakterystyczny sposób, co sugerowało, że Elion zaczerpnął zdecydowanie więcej magii niż do poprzednich drobiazgów.  
    Szum morza ucichł jak ucięty nożem, a powietrze wypełnia słodka woń lasu i wilgotnej od rosy ściółki. Wokół zupełnie nagle pojawiły się wyniosłe, liściaste drzewa, których ilość przesłaniała widok na cokolwiek, co było poza nimi. Nie wyrosły jednak z pokładu, a z miękkiej, porośniętej mchem ziemi. Rozległ się też śpiew ptaków i szelest liści przez które przebijało się jaskrawe światło porannego słońca. Między Barnabasem a Elionem natomiast, pojawiła się omszały, wytarty latami wiatrów i burz, kamienny posąg kobiety. Wszystko wydawało się niesamowicie realne, doskonałe, ale wystarczyło poruszyć stopą, by zamiast miękkości mchu wyczuć twarde deski pokładu.
    Elion otworzył oczy i rozejrzał się. Jego oblicze rozjaśnił nostalgiczny uśmiech.
    - To wspomnienie, dlatego jest tak dokładne - wyjaśnił szeptem, wyraźnie skupiony bardziej niż poprzednio. - To jedna z wielu rzeźb w ogrodach Akademii… być może nawet ją kojarzysz. - Spojrzał na Yoricka zza ramienia kamiennej kobiety, ale nim ten zdążył mu odpowiedzieć, wszystko zniknęło. Znów objął ich hałas morza, który teraz wydawał się wręcz ogłuszający.
    - Życzysz sobie żebym pokazał coś jeszcze? - Elion spojrzał na niego pytająco, zaplatając dłonie za plecami.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Wto 27 Paź 2020, 13:59

    Brak wiary Eliona dotyczący rzeczy, jakie Barnabas postanowił zabrać ze sobą byłby zapewne rozbawił  starszego maga, gdyby został wyrażony na głos. W swojej głowie Yorick sam w sobie był jednym wielkim materiałem dydaktycznym, a co za tym szło, czegokolwiek by się nie dotknął, również stawało się pomocą naukową. Ostatecznie, ograniczały go jedynie wyobraźnia i potencjał, na których braki blondyn jeszcze w życiu nie narzekał.  I tak jak krzesło czy fajka znalazły się z nim na pokładzie dla jego własnej, osobistej wygody, tak na przykład szable wziął z całkowitą premedytacją, gdyż pomijając wcześniejszą kwestię przetestowania umiejętności ucznia w celu wdrożenia go w rozkład odbywających się cotygodniowo na statku treningów, Barnabas miał nadzieję, że przy okazji potyczki zgromadzi część informacji potrzebnych mu do zrozumienia, dlaczego konkretnie magia Eliona nie działa tak jak powinna. Zwłaszcza, jeśli trenował pod okiem Saiory już cztery lata. Rzecz jasna podobny okres nie był niczym stricte hańbiącym, jednak pirat kompletnie nie wyobrażał sobie, by pod jego własnym okiem ktokolwiek miał w podobnym czasie nie poczynić znaczących postępów czy nie zacząć ubiegać się o tytuł Mistrza.(Pomijając, że działoby sie to w jakimś równoległym świecie, w którym od tak po prostu przydzielono by mu nowicjusza na praktyki)
    Tym bardziej, jeśli Świetlik faktycznie był tak pojętny, jak sugerowały to nadesłane przez Mistrzynię listy i tak uparty w dążeniu do perfekcji. Na szczęście, z czasem Elion miał się dopiero przekonać, że nauka pod skrzydłami Barnabasa skutecznie zmieni mu perspektywę patrzenia na magię, własny potencjał, kontrolę nad nim i sposób jej opanowania. Ostatecznie, gdyby Yorick kierował się w życiu wartościami i logiką dawnych mistrzów ciemnowłosego, prawdopodobnie do końca swoich dni zostałby w stolicy Magii, nie wyróżniając się spośród tysiąca podobnych mu mężczyzn niczym poza nieco pokaźniejszym  wachlarzem możliwości.  Gdyby jego myślenie czy techniki były standardowe, zarówno morza, oceany jak i stały ląd przepełnione byłby innymi, żądnymi przygód i chwały Mistrzami Magii tak samo jak on górującymi nad zwykłymi ludźmi swoją mocą.
    Tymczasem jednak, pirat uśmiechnął się pod nosem, widząc jak uczeń splata ręce za plecami, zupełnie tak jak poprzedniego wieczora, prawdopodobnie odnajdując w tym geście coś w rodzaju otuchy, jednocześnie raz jeszcze przesuwając spojrzeniem po nostalgicznie znajomym stroju, dochodząc przy tym do wniosku, że chłopak prezentuje się faktycznie, jak chodzący stereotyp magicznego protegowanego.  Może za wyjątkiem dziar na twarzy i rękach - gdyby nie ich zastosowanie w świecie sztywnych reguł i zasad byłaby to prawdziwa ekstrawagancja. Niemniej, poza tym, że Elion prezentował się dobrze (do czego blondyn nie miał czasu się jeszcze przyzwyczaić, ale co przynajmniej już go nie mordowało) w jego spojrzeniu kapitan dostrzegł przez chwilę coś na kształt zadowolenia czy może zachwytu, które fakt faktem zaraz zniknęły, jednak dały mężczyźnie nadzieję, że młody mag zaczyna powoli zaprzyjaźniać się z myślą o życiu na statku. I nawet jeśli na płaszczyźnie zawodowej aklimatyzacja Eliona (lub jej dobrze skrywany brak) w zasadzie nie była jego problemem, tak Yorick gdzieś tam po ludzku cieszył się zwyczajnie, że ten sam widok, który chwyta jego serce w żelazny uścisk i nie odpuszcza ilekroć tylko znowu wypływa na wezbrane wody, podoba się i przybyłemu aż z Novirghawrqu mężczyźnie. Słysząc cichy głos Świetlika Barnabas skupił się na nim, nie pozwalając sobie na odpływanie myślami i skinąwszy głową dał znać, że rozumie i chłopak może zaczynać. Oparłszy podbródek o splecione na zagłówku krzesła ramiona pirat rzucił jeszcze kątem oka na zbierającą się na schodach i pod masztami załogę chcąc skorzystać z darmowego widowiska i widząc, że nikt nie stoi niebezpiecznie blisko i generalnie nie stwarza zagrożenia, poświęcił całą swoją uwagę stojącemu przed nim mężczyźnie.
    Barnabas drgnął lekko, kiedy wzrok Eliona przeniósł się na leżącą obok fajkę, przez ułamek sekundy obawiając się, że ukochana pamiątka (dostał ją od kapitana, który uczył go żeglugi)  pierdolnie za sprawą magii nie gorzej, niż wczorajsze drewniane wiadro, jednak po krótkiej chwili skinął głową po raz już chyba trzeci, wydzierając z siebie niezbędne przecież pokłady zaufania dla ucznia i jego umiejętności.
    I jak się okazało dobrze zrobił, bo fajce faktycznie nie stało się nic złego. Jasne oczy podążały za jej płynnymi ruchami śledząc poczynania Eliona aż do chwili, w której chłopak nie podał mu jej, wypełnionej nowym, znajomo pachnącym tytoniem. Pirat przyjął ją z ulgą, muskając palcami rąbek kapelusza w niedbałym podziękowaniu, a następnie  zaciągnął się nowym zapachem, przymykając na chwilę oczy i skupił się na odszukaniu we własnej głowie wspomnienia odpowiedzialnego za wzbierające w nim poczucie nostalgii.
    Z początku zadanie wcale nie było łatwe, bo będąc zapalonym palaczem Yorick zdołał przetestować w swoim życiu naprawdę wiele mieszanek i przypominanie ich sobie w danej chwili nieco mąciło mu myśli. W końcu jednak jego oczy rozszerzyły się w nagłej realizacji, a usta rozciągnęły w delikatnym, melancholijnym uśmiechu. Już wiedział, skąd znał ten zapach. Keltris pachniał podobnie. Nie tak samo, ale podobnie. I nie tylko on, większość Mistrzów Magii jego młodości roztaczała wokół siebie nie tylko majestat i aurę dostojeństwa, ale i ten właśnie zapach noszonych przy pasach fajek i mieszków z tytoniem.
    Bazą Novirghawrqdzkiego suszu były ziemiste, orzechowe nuty połączone z paloną whiskey i mieszanką korzennych aromatów, do których Mistrzowie domawiali sobie kolejno własne udziwnienia, wypełniając mury pałaców i wież chmurami siwego dymu. Yorick nie czuł tego zapachu już od… cóż, od dawna, toteż westchnął z zadowoleniem i bez namysłu zabrał się za kosztowanie sprezentowanego mu podarku, tak bardzo różnego, od jego własnej, autorskiej mieszanki. Jednocześnie, Barnabas przyglądał się poczynaniom ucznia, z dystansem podchodząc do jego zabawy szablami, zwłaszcza, że należały do jego ulubionych.
    Obserwująca ich załoga wydała z siebie cichy pomruk w chwili, gdy ostrze rozżażyło się do białości, a płomień omal nie podpalił trzymającego go maga. Gdy jednak chłopak nie zapłonął drwiąc sobie z chłopskiej logiki, zgromadzeni dookoła mężczyźni postąpili o  krok do przodu, zaciekawieni takim obrotem spraw. Ich zbiorowa, nieufna świadomość zaczęła powoli dopuszczać do siebie myśl, że Elion jest nie tylko nowym, nieco niezręcznym i nie obytym w świecie członkiem załogi, ale też faktycznie magiem z krwi i kości, który poza kompletnie nieadekwatnym spojrzeniem na życie i przypadkowymi wybuchami, dzieży w rękach również i parę przydatnych sztuczek.  Że poniekąd tak jak i oni, ciemnowłosy jest fachowcem w swojej robocie. Czymkolwiek konkretnie by ona właściwie nie była.
    Sam Barnabas przyglądał się pokazowi w ciszy, podążając błękitnymi oczami za każdym ruchem Eliona już nie tylko zahipnotyzowany jego pięknem, ale i skupiony na jego technice. Może nie była to jeszcze jego własna nonszalancja i lekkość, jednak uczeń niewątpliwie wiedział co robi i nie miał wątpliwości co do skuteczności własnych technik. Jego ruchy były spokojne i płynne, jego pokaz spójny i bezproblemowy.
    Kiedy druga szabla śmignęła tuż przed twarzą kapitana, cała załoga jak jeden mąż zrobiła krok do przodu, odruchowo chwytając za uwiązaną przy pasach broń. Sam zainteresowany odsunął się nieco, zerkając kontrolnie najpierw na Eliona, a następnie na lecącą ku górze broń, unosząc brew w konsternacji. Zaraz jednak uśmiechnął się zadziornie i ponownie oparł się brodą o położone na oparciu ramię, ciekaw, co wydarzy się dalej. Niestety okazało się, że młody mag postanowił przeciąć jego szablę na pół toteż Barnabas mruknął z niezadowoleniem na samą myśl o tym, że będzie musiał poświęcić czas na jej naprawę. Jak się jednak okazało czarnowłosy postanowił go wyręczyć, naprawiając własną szkodę i dając przy okazji dowód kolejnej gamie swoich umiejętności. Yorick uśmiechnął się z zadowoleniem, odprowadzając wzrokiem odłożone szable,a następnie utkwił spojrzenie w oczach  Eliona, patrząc na niego z uznaniem. Słysząc jego słowa mężczyzna uśmiechnął się szerzej, unosząc fajkę w jego stronę.
    - Z tytoniem poszło ci całkiem nieźle. -Pochwalił, a widząc, że uczeń skupia się na iluzji rozejrzał się z zaintrygowaniem, ciekaw, w jakie miejsce postanowi przenieść go mag.
    Sekundę później pogratulował sobie w myślach podobnej naiwności,  bo też gdzie, doprawdy, gdzie mógł przenieść go facet, który całe życie spędził w Novirghawrqu?
    Czując znajomą woń lasu i słysząc delikatny szum liści Barnabas odetchnął głębiej, zamykając na chwilę oczy i odchylając się do tyłu, chłonąc znaną atmosferę akademickich ogrodów i ulotne uczucie porannego słońca na własnej twarzy. Dawno zaprzyjaźnione, majestatyczne drzewa kołysały się nad jego głową gdy otworzył oczy ponownie, a tuż obok niego widniał posąg Mistrzyni (czy może boginki?), której imienia Yorick nie pamiętał ani za czasów swojej odległej młodości, ani tym bardziej teraz. Na bogów! Najpierw strój, potem tytoń, a teraz jeszcze pomnik, pod którym, jeśli pirat dobrze kojarzył, przyszło mu przesiedzieć nie jeden poranek spędzony na czytaniu, paleniu i unikaniu obowiązków. Intencyjnie czy nie, Elion fundował mu tego dnia prawdziwą podróż do jego własnych początków, przy okazji wydając się być bardzo zadowolonym z siebie.
    Yorick westchnął ciężko, nieco rozkojarzony przelatującymi mu przez głowę wspomnieniami, a słysząc szept ucznia spojrzał na niego w dziwnie przenikliwy sposób. Nim jednak zdążył pomyśleć o czymkolwiek odpowiednim do powiedzenia na głos, iluzja zniknęła, ukazując mu kojąco odmienny obraz bezkresnego błękitu i pomarańczowo-różowego nieba otaczającego schodzące nieśpiesznie do wody słońce.
    Pirat zaciągnął się zapachem morza, drewna, lin i stojącej dookoła załogi, uśmiechając się przy tym lekko i powiódł spojrzeniem po zebranych, czując w sobie dziwny sentyment do wszystkich tych ludzi, do statku i do miejsca, w którym po tylu latach znalazł się we własnym życiu. Pytanie Eliona powróciło jego myśli na bardziej trywialne tory, każąc mu na powrót skupić się na stojącym przed nim mężczyźnie.  
    Widząc, że Elion ponownie splata dłonie za plecami Barnabas uśmiechnął się pobłażliwie, następnie kiwając twierdząco głową.
    - Ależ oczywiście, że sobie życzę. Pokaż mi teraz, moja ty świecąca rybko, czego jeszcze nie opanowałeś. Co ci nie wychodzi, co cię drażni, co jest trudne i tak dalej i tak dalej…
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Sro 28 Paź 2020, 14:19

    Uznanie.
    Widział je już wczoraj, ale wtedy był zbyt oszołomiony i rozgoryczony, by docenić jego wagę. Teraz natomiast, zrobiło na nim ogromne wrażenie i bez względu na to czy Yorick chciał być jego mistrzem czy jedynie kapitanem statku i piratem, który wziął pod swoje skrzydła młodego maga nie ze względu na powołanie a fanaberię, Elion poczuł bardzo znajome poczucie zadowolenia. Wykwitało w nim za każdym razem gdy Saiora była dumna z jego postępów. Bo Elion chciał by była dumna. Chciał żeby czuła, że jej praca nie szła na marne i żeby kiedyś mogła z dumą powiedzieć, że ten człowiek, który osiągnął tak wiele, osiągnął to z jej pomocą. A teraz... przelał to pragnienie na Yoricka. Świadomie wcale tego nie chciał, ale to po prostu zaistniało, podsycone spojrzeniem jasnych oczu. Dlatego kapitan mógł dostrzec jak elionowe oblicze jaśnieje, jak w młodym magu rozpala się nowa iskra - doskonały splot determinacji, wiary i szczęścia. Nieświadomie, Elion pokazał mu jak ogromny może mieć na niego wpływ, jeśli tylko użyje odpowiednich metod. Niemal wkładał mu w dłonie narzędzia, którymi mógł go ukształtować.
    - To drobiazg. Mam w nim wprawę, bo często wykorzystywałem go na własny użytek - odparł, uśmiechając się nieznacznie, wyraźnie zadowolony, że sprawił mu przyjemność. Bo w tej chwili czuł, że nie stali po przeciwnych stronach barykady. Teraz byli dwójką magów, w pewnym, bardzo podstawowym aspekcie niemożliwie do siebie podobną i być może tylko oni dwaj na całym świecie byli w stanie zrozumieć to, z czym borykał się drugi. To była piękna, pokrzepiająca, ale i cholernie naiwna myśl, jednak Elion jej potrzebował. Uczepił się jej zachłannie, pomimo wszystkich obaw. I gdy dostrzegł jak Yorick odchyla się, wdychając pełną piersią wspomnienie akademickich ogrodów, coś zakuło go w piersi. Jakby kapitan zanegował część z rzeczy, o których Elion dzisiaj myślał. Jakby właśnie dawał dowód, że nie gardzi wszystkim, co wiązało się z Novirghawrqiem i magami. Jakby nadal był częścią tego wszystkiego, choćby w maleńkim, pozornie nic nieznaczącym stopniu. Jednak znaczącym dla Eliona. Tego wrażenia nie zmył nawet nostalgiczny uśmiech i spojrzenie, jakim Yorick obdarzył załogę już po chwili, wracając z podróży do Novirghawrqu. Bo widząc to, młody mag miał wrażenie, że rozumie jego szczęście. To tu Yorick czuł się na miejscu. U siebie. Tu był jego dom. Tak jak domem Eliona było majestatyczne, zimne i odległe Miasto Magów.
    Sam odetchnął głębiej, posyłając blondynowi uśmiech, którego ten jeszcze nie widział - ciepły, pełen wyrozumiałości i czegoś na wzór nieśmiałej sympatii.
    Kiwnął głową na znak zgody, choć pokazywanie swoich porażek było ostatnim co chciał pokazywać komukolwiek. Nim jednak zabrał się do pokazu, zerknął w tył na załogę, która wpatrywała się w nich, głodna sensacji. osobiście Elion rozgoniłby ich, bo przez to zainteresowanie czuł się nieswojo, ale skoro Yorick tego nie zrobił, cóż... pozostawało mu się dostosować.
    - Czy mógłbyś - mistrzu - ustawić barierę? Nie chcę uczynić krzywdy ani tobie ani załodze - poprosił, gdy ponownie na niego spojrzał. Nie wypowiedział tytułu, ale w miejscu, w którym chciał go dodać, odruchowo się zawahał. Teraz, jak nigdy przedtem bowiem tytuł pasował mu i od sytuacji i do Yoricka, choć ten wciąż był tak samo nonszalancki jak zawsze.
    Widząc jak obejmuje ich półprzezroczysta kopuła, Elion skłonił się lekko. Zaniepokoił go fakt, że Yorick zamknął się z nim. Miał ochotę upomnieć go, że to nieodpowiedzialne, że istnieje większa szansa, że zrobi krzywdę jemu niż sobie, ale ostatecznie nie negował jego wyboru. Oby tylko w razie jakiegoś nieszczęścia załoga nie rozszarpała go na strzępy za skrzywdzenie albo zabicie ich ukochanego kapitana.
    Obejma obcej magii trochę go dekoncentrowała, podobnie jak świadomość kilkudziesięciu par oczu śledzącego każdy jego ruch. Przyzwyczaił się do charakterystycznej, szkarłatnej barwy i wibracji magii mistrzyni, ale moc każdego z magów była jego wizytówką, niepowtarzalną jak odcisk palca. Elion nie przywykł więc jeszcze do yorickowej magii, choć pewnie przyszłoby mu to z łatwością, gdyby zdecydowali się na połączenie, ale wcale się do tego nie garnął. Jednak przedsmaku można było doświadczyć, mając z mocą maga nieco dłuższy kontakt, na przykład w przypadku bycia celem zaklęcia. Tak jak teraz. Więc Elion wyczuwał jej zaskakującą, niemal kojącą stałość, tak różną od wściekłego błękitu, który grał w jego własnych żyłach. To było przyjemne i naraz wróciło do niego wspomnienie z pierwszej nocy na statku, kiedy magia objęła jego ciało. Rozejrzał się, chłonąc spojrzeniem bursztynową łunę, ale zaraz upomniał się w myślach, że powinien się skupić.
    - Dziękuję - powiedział, wracając do maga spojrzeniem. Zmarszczył brwi, najwyraźniej wahając się przez moment. Mówienie o rzeczach sprawiających trudność nigdy nie było łatwe, nawet jeśli całkiem zasadne w przypadku nauki.
    - Wszystkie zaklęcia wymagające większej ilości energii sprawiają mi trudność. Moja magia staje się wtedy... dzika. Nie potrafię zapanować nad dużą jej ilością, szczególnie jeśli muszę działać szybko i jestem zmuszony improwizować. Po prostu jest jej za dużo, jakbym mógł pobierać tylko odrobine, albo niebotyczne ilości - westchnął, odwracając wzrok w stronę zachodu. Zagryzł dolną wargę w zamyśleniu, zastanawiając się, co powinien zademonstrować. Powinno to być coś dużego, czego jeszcze nie próbował stworzyć. Jakaś rzecz, która w wyobraźni byłaby ledwie zarysem.
    - Z góry przepraszam za wszystkie szkody - wymamrotał, kiedy spojrzał na Yoricka, a potem przymknął oczy. W jego myślach pojawił się obraz łodzi. Nie wielkiego galeonu czy nawet jachtu, a zwykłej łodzi jakie tkwiły choćby na pokładzie La Belle, w formie szalup. Elion nie znał się na łodziach, niewiele ich w życiu widział, więc to wydawało się dobrym wyjściem.
    Kiedy zaczerpnął magię, by przelać ją w wyobrażenie, tatuaże dosłownie zapłonęły. Ogrom energii naelektryzował powietrze, czyniąc je lekkim i rześkim jak po przejściu burzy. Mag od razu poczuł, że popełnił błąd, że chwycił zbyt dużo i dlatego energia zaczęła się wymykać, zmuszając go do większej koncentracji. Zacisnął szczęki, całą wolę skupiając na tym jednym pragnieniu stworzenia na pokładzie dodatkowej szalupy, ale świadomość wlepionych w niego oczu, swoich ograniczeń i wielu niepowodzeń, skutecznie chwiała jego skupieniem. Już od początku zakładał porażkę, zbyt pewien, że zwyczajnie tego nie opanuje. Dlatego po kilku pełnych napięcia sekundach, magia wybuchła, siejąc spustoszenie. W ostatnim odruchu Elion nie pozwolił jej zamanifestować się w tworze, po prostu oddał ją bezpośrednio z siebie. To była sztuczka, której nauczył się już dawno, a która miała zapobiec zrobieniu sobie krzywdy. Gdyby moc wybuchła z tworu, raziłaby też Eliona, ale kiedy opuszczała jego ciało, nie czyniła mu krzywdy, nawet jeśli robiła to gwałtownie. Tutaj najgorszy był niekontrolowany ubytek, ale nawet podczas takich zdarzeń jak dzisiejsze, Elion nigdy nie dotarł do swoich limitów, więc się nie martwił. Bardziej przestraszył się, że skrzywdzi Yoricka, bo moc uderzyła w niego gwałtownie, ale dzięki jego błyskawicznej reakcji na szczęście nie uczyniła mu krzywdy. Roztrzaskała za to do szczętu niewinną, pusta skrzynkę, którą kapitan niechcący objął swoją magią wraz z Elionem. Ostatecznie magia uderzyła w ściany bariery z taką siłą, że podtrzymujący ją Yorick zmuszony był ją podsycić, by nie ugięła się pod jej naporem. Błękit, podobny falom rozszalałego morza obmył barierę, przy wtórze suchych trzasków i oślepiających błysków, a potem zaległ warstwą żywej energii na deskach pokładu wchodząc w interakcję z bursztynową poświatą. Przeskakiwał po niej na wzór elektrycznych wyładowań, drażniąc zmysły obu magów, choć Eliona jedynie przez chwilę, bowiem zaraz w pełni zerwał połączenie i wszystko się uspokoiło. Obaj wyglądali jak okazy egzotycznych zwierząt, zamknięci w specyficznym terrarium, otoczeni półprzezroczystymi ścianami bariery, brodząc we mgle zrodzonej z zimnego błękitu, który po kilku uderzeniach serca zaczął przygasać, by w końcu rozmyć się zupełnie.
    Elion wziął głęboki, drżący oddech. To nie pierwszy raz, kiedy zdarzyło mu się coś podobnego, ale każdy z tych razów podkopywał jego pewność siebie i tworzył rysę na nadziei.
    - Więc, tak to wygląda - powiedział, starając się brzmieć lekko, ale gorycz ściskała mu krtań. - To gorszy z wariantów, jakie się przydarzają. Czasem twór po prostu się nie materializuje, a jedynie rozlewa. Czasem materializuje się w groteskowej formie. Najgorzej jest, kiedy w porę nie zareaguję i  wybucha. - Darował sobie wspomnienie o tym jak kilkadziesiąt razy przez podobne wybuchy lądował poszarpany i połamany, zmuszając uzdrowicieli do ciężkiej pracy. To zdarzało się także innym młodym magom, ale w jego przypadku obrażenia zawsze były bardzo rozległe, niekiedy zagrażając życiu. - Trudne jest więc skupienie, kiedy muszę martwić się o szereg innych rzeczy zamiast jedynie o twór i jego doskonałość. Dzięki tatuażom i tak jest lepiej, dlatego sądzę, że jeśli nauczę się w pełni kontrolować przepływ mocy, kiedy zapanuję nad blokadami i będą zależały jedynie ode mnie, już nic nie będzie mnie powstrzymywało. - Ignorując wciąż wpatrzonych w nich załogantów, zrobił kilka kroków ku Yorickowi, który mógł zobaczyć jak na twarzy Eliona maluje się przejęcie, jakaś pasja, jakby wybuch mocy i podzielenie się z nim swoimi obawami, paradoksalnie uczyniło go śmielszym.
    - Jak ty to robisz? Jak to działa, że mając tak wielką moc, trzymasz ją w sobie tak mocno, że nawet nie wiem jakiej jest barwy? - Przebiegł spojrzeniem po jego sylwetce, zatrzymując się na oczach, patrząc w nie intensywnie. - Jak trudne to jest? Czy wciąż musisz pamiętać o kontroli, o trzymaniu wszystkiego w ryzach? Wydajesz się taki... - Rozłożył bezradnie ręce. - ...Taki swobodny - dokończył niezgrabnie i jakby naraz zdał sobie sprawę ze swojej śmiałości, odwrócił wzrok i przeczesał palcami włosy. Uśmiechnął się niepewnie. Miał ochotę przeprosić go za nagłą pasję, za którą w obliczu innego mistrza zostałby skarcony, ale powstrzymał się co poskutkowało, że z ust nie zszedł mu uśmiech, a spojrzenie znów powróciło do oblicza rozmówcy. A choć nie było tak rozpalone jak przed chwilą, to wciąż tliło się w nim odbicie emocji i niezmienny błękit powoli gasnącej magii.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Sro 04 Lis 2020, 16:47

    Widząc jak Elion rozpromienia się na dźwięk pochwały i jak jego mimika zmieniła się wyraźnie na sam widok przychylniejszego spojrzenia, jakim pirat go obdarzył, Barnabas uśmiechnął się lekko, jednocześnie nie mogąc wyjść z podziwu, jak skrajnie spragnionym atencji i uznania jest stojący przed nim dzieciak. I co gorsza, w jak niewinnie naiwny sposób się to przejawia. Gdyby chodziło o jakieś tam ambitniejsze pole; “Niech cały świat usłyszy o mnie” - czy coś w tym stylu, Yorick niewątpliwie uznałby, że nie warto poświęcać temu głębszej myśli. Na morzu roiło się od ludzi tej kategorii, chcących przejść do legend lub stać się nimi i z yorickowego doświadczenia, im bardziej ktoś tego pragnął, tym mniejsza była szansa, że mu się to udawało. Z nielicznymi wyjątkami, to prawda, ale jedynie z nielicznymi. Tak więc, gdyby chodziło o to - o pyszne popisanie się sobą i swoimi umiejętnościami, kapitan prawdopodobnie nie zwróciłby na to uwagi, nazbyt przyzwyczajony do podobnych zjawisk.  Niestety, wszystko wskazywało na to, że Elion nie chciał chwały i sławy.
    Ba! prawdopodobnie nie chodziło mu nawet o uznanie w szerokim kącie tego znaczenia. Wyglądało na to, że ciemnowłosy uczeń chciał jedynie zadowolić swojego mistrza. Udowodnić komuś, że jego magia - i co za tym idzie  on sam - nie jest bezużyteczna i z góry skazana na porażkę.  
    To było po prostu fantastyczne! Może nie fenomenalne, ale niewątpliwie bardzo, bardzo korzystne. Barnabas nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jeśli Elion faktycznie jest w głębi duszy na tyle samotny i zdesperowany, faktycznie tak łatwy do zadowolenia i prosty w obsłudze, pirat w zasadzie nie będzie musiał robić nic, żeby z czasem ich “współpraca” zahaczyła o lojalność i oddanie. Chyba, że w głębi duszy Elion był wyważonym skurwysynem i zachowywał się tak jedynie, by obniżyć barnabasową czujność. Co oczywiście nie mogło się wydarzyć, niedoczekanie, Yorick w życiu nie zamierzał wyzbyć się podejrzliwej, paranoidalnej cząstki siebie, zwłaszcza, że nie raz i nie dwa ratowała mu już skórę.
    Tak czy inaczej, będąc tak otwartym i życzliwym człowiekiem jakim Yorick  był, ewentualne zaskarbienie sobie sympatii kosztem komplementów i pochwał było nie tyle łatwym i bezbolesnym celem, co wręcz rzeczą niemożliwą do uniknięcia!
    Uświadomienie sobie tego wprawiło pirata w prawdziwie wesoły,  pogodny nastrój, toteż kiedy Elion uśmiechnął się do niego, odpowiedział mu tym samym, posyłając mu jeden ze swoich ciepłych, kojących gestów.  Dostosowawszy się do prośby ciemnowłosego (swoją drogą nie głupiej) i jednocześnie ignorując zawahanie, jakie wkradło się w jej treść, Yorick ustawił wokół nich blokującą bańkę, na wszelki wypadek obejmując nią także pokładowe deski.  Sam siebie pirat absolutnie nie zamierzał odgradzać, zwłaszcza, że nie wiedząc do końca, jak potoczy się sytuacja, mężczyzna wolał mieć pewność, że w razie problemów uda mu się pomóc Elionowi na tyle, by nie stała się mu krzywda. Czekał więc w gotowości, pomimo pozornej nonszalancji śledząc każdy ruch ucznia z nieustępliwą precyzją i skupieniem. Jego jasne oczy przesuwały się po sylwetce maga i otaczającej go przestrzeni, spokojnie chłonąc wypływającą z niego magię.
    Stworzona przez niego bariera poruszała się lekko, niby zajęta własnym życiem, zupełnie jak mydlana bańka przenosząc nasycenie swoich barw z miejsca na miejsce. Fakt faktem bursztyn nie był do końca odcieniem Barnabasa, jednak pozostając połowicznie w stanie spoczynku, tarcza nie emanowała całą mocą  potrzebną do jej utrzymania. Również poczucie magii, na które Elion z pewnością został wystawiony nie ukazywało całej gamy mistrzowskich “odcieni”. Jego moc tliła się jedynie dookoła, niczym wygrzewający się na słońcu grzechotnik, czekający na dogodną chwilę do błyskawicznego ataku. Jak promienie słońca prześlizguące się między żaglami.
    Słysząc wyjaśnienie Eliona kapitan pokiwał głową, na znak, że rozumie i raz jeszcze posłał mu swój ciepły, zachęcający uśmiech, dając mu do zrozumienia, że cokolwiek się zaraz wydarzy, młody uczeń nie musi się przejmować. Niedługo potem źrenice Barnabasa rozszerzyły się w zaskoczeniu, kiedy wzory na ciele Eliona zaczęły dosłownie razić go po oczach intensywnością swojego światła. Yorick był przekonany, że szczytem możliwości ciemnowłosego maga było to, co wydarzyło się ostatnio, kiedy Elion zalał pałę, jednak wtedy chłopak wyglądał po prostu ładnie - teraz zaś w jego wizerunek powoli wkradała się bezkompromisowa, wymagająca respektu potęga sprawiająca, że Yorick uniósł nieco brwi, zaskoczony tym widokiem i uśmiechnął się z zadowoleniem na myśl o tym, ile potencjału skrywa w sobie Elion i jak można by wykorzystać go mając dość czasu i chęci.
    Również obserwująca wszystko załoga zamilkła nagle kompletnie, przerywając dotychczasowe szepty, ewidentnie nie przyzwyczajona do podobnych widoków. Znaczy tak, jasne, na co dzień mieli przecież maga w swoich szeregach i to całkiem niezgorszego, jednak jak dotąd większości z nich nie zdarzyło się obcować z jeszcze jednym czarodziejem, o dwóch takich na raz nie wspominając. Zwłaszcza, że potencjał Eliona na pierwszy rzut oka nie pozostawiał złudzeń co do swojej wielkości, w przeciwieństwie do magii kapitana, o której wszyscy wiedzieli, że istnieje, ale której podobne manifestacje należały raczej do swoistej rzadkości.
    Wielu załogantów zastanowiło się w tamtej chwili nad tym, czy takie nagromadzenie mocy jest aby na pewno bezpieczne. I jak wytrzyma to statek, o nich nawet nie wspominając.
    Na szczęście już parę sekund później odpowiedź na podobne pytania przyszła sama, gdy błękit Elionowej magji wybuchł, lecąc wprost na Yoricka (w tej chwili każdy obserwujący jak na komendę wstrzymał oddech), który nie myśląc wiele odbił go w stronę bariery szybkim, prostym, zdecydowanym gestem zupełnie, jakby zmieniał tor lotu strzały, a nie falę szalejącej mocy.
    Bursztynowa bańka zalśniła nagle jasnym, podobnym do słonecznych promieni światłem o złoto-żółto-bursztynowym odcieniu zmuszając zebranych do przysłonięcia oczu,pochylenia się i wzięcia kroku w tył, a dobiegające z jej wnętrza trzaski magii sprawiły, że niemal połowa załogi dostała dreszczy.  To było zwyczajnie ponad ich siły. Dotychczas  sama myśl o  potyczce z Yorickiem wydawała się mężczyznom czymś przerażającym i bolesnym, nigdy jednak nie zastanawiali się, co by było, gdyby ich kapitan spotkał na swojej drodze innego maga, o kimś równie potężnym nie wspominając. Teraz, mając przed oczami powoli uspokajającą się bańkę i obmywającą ją od środka niebieską fale, prawie cała setka marynarzy, piratów i zakapiorów doszła do wniosku, że nie mają pojęcia o tym, jak skrajnie niebezpiecznych i upiornych rzeczy udało im się do tej pory uniknąć. A co za tym idzie, że wszystko jeszcze przed nimi.
    Sam Barnabas, w przeciwieństwie do swoich kompanów nie wydawał się pod wielkim wrażeniem całej sytuacji. Siedział dokładnie tak jak wcześniej, pykając tę samą fajkę z tym samym zawadiackim uśmiechem, co przed wybuchem, zupełnie, jakby wypadek nie był niczym więcej, jak tylko  wypadkiem właśnie, bardziej zajmującym i ciekawym niż niebezpiecznym czy niepożądanym. Rozejrzał się nawet dookoła wyraźnie zafascynowany interakcją dwóch potężnych sił magicznych, wodząc ubawionym spojrzeniem po dogasającej energii Eliona
    i swojej własnej, delikatnie tylko rozżarzonej już teraz bańce. Oczywiście, że to co się przed chwilą wydarzyło było skrajnie niebezpieczne i destrukcyjne. Jasne, że gdyby nie czujność, którą utrzymywał od samego początku, teraz sytuacja mogłaby wyglądać wyjątkowo paskudnie, a i to zakładając, że wciąż byłby na tyle żywy, żeby móc ją jakkolwiek ocenić. Ale Barnabas był żywy. W jego żyłach krążyła jeszcze adrenalina, a jego serce waliło przez chwilę zaskoczone tak nagłą groźbą zaprzestania działalności, jednak jego umysł był czysty. Wesoły, beztroski.
    Mężczyzna skinął nawet głową z uznaniem, jakby Elionowi udała się całkiem pokaźna sztuczka.
    - Teraz rozumiem…- Przyznał z wyraźnym zadowoleniem i uśmiechnął się jeszcze szerzej świadom, że faktycznie wie już, na czym polega jego zadanie i jak powinien doprowadzić je do końca.. Nie przejmował się goryczą w głosie ucznia, zwłaszcza, że jak na jego oko nic się przecież nie stało.
    - Cóż, jeśli to jest gorszy z wariantów, to jak na moje oko nie masz się specjalnie czym przejmować -Powiedział zaraz, wierny własnym przeświaczeniom i dewizie zakładającej, że “jeśli wszyscy żyją - zdecydowanie mogło być gorzej". Opuścił wreszcie barierę, pozwalając energii z powrotem wsiąknąć w jego wnętrze  i zaciągnął się fajką, kiwając głową ponownie, jakby słowa wypowiadane przez Eliona były dokładnie tym, czego się spodziewał. Już-już miał powiedzieć ciemnowłosemu, że “chuj będzie zależny, dopóki sam w swojej głowie nie upora się z poczuciem presji”,  kiedy nieoczekiwane pytanie wybiło go z rytmu, sprawiając, że mag uniósł brew i odsunął od siebie fajkę, wypuszczając dym i zapominają o tym, żeby jakkolwiek go uformować. Nie uchylił się przed spojrzeniem Eliona, a jedynie wpatrywał się w niego wzięty z zaskoczenia, nazbyt odwykły od podobnych pytań, by ot tak przejść nad nimi do swojej zwyczajowej nonszalancji. Na szczęście już po chwili Barnabas wrócił do siebie i uśmiechnąwszy się przekornie postukał się ustnikiem fajki w skroń.
    - Kwestia podejścia -Wyjaśnił, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, zaraz wstając z miejsca i odstawiając krzesło na bok.
    - Wszystko ci wyjaśnię, już ty się nie bój. -Oznajmił dobrotliwym tonem, zaraz unosząc palec na znak, że istnieje warunek wymagający spełnienia przed tym, jak pirat faktycznie weźmie się za szkolenie młodego maga.
    Odłożywszy fajkę na siedzenie, mężczyzna wyprostował się, przeciągnął i nie spuszczając wzroku z ucznia, złożył ręce zupełnie jak tania cyganka na targu, wróżąca naiwniakom ze swojej kryształowej kuli. Yorick obracał dłońmi, widocznie skupiony, aż do chwili, w której pomiędzy nimi nie rozbłysła jasna kula przypominająca do złudzenia południowe słońce.
    Powietrze wokół maga zadrżało od siły zmaterializowanej mocy, unosząc delikatnie poły jego płaszcza i wymykające się rzemyków  włosy tak, jakby dosłownie sekundy dzieliły wielkiego Mistrza od oberwania przez pysk zesłanym z niebios piorunem. Barnabas uśmiechnął się delikatnie, koncentrując się silnie na wyobrażeniu tworzonego w myślach dzieła i wykonał dłońmi taki gest, jakby rozciągał lewitujące między jego dłońmi słońce niczym rozżarzone szkło. Magia zawibrowała, mieniąc się odcieniami pomarańczu, żółci i złota, i faktycznie rozciągnęła się posłusznie, zaraz owijając się niczym wąż dookoła yorickowego przedramienia. W promieniu metra z hakiem dało się poczuć dziwnie spokojną, nieustępliwą siłę, zawierającą w sobie zarówno element szaleństwa i chaosu jak i pierwotne poczucie porządku rzeczy. Hipnotyzującą energię, która jednocześnie wzbudza rozleniwiony relaks jak i strach przed obłędem i rwetesem. Magia nie poprzestała jednak na tym, wijąc się dalej i migocząc, wyraźnie nabierając formy. Z początku jaśniejąca żywa energia przypominała jedynie walec nierozdmuchanego szkła, w które ktoś bardzo powoli zaczął wtłaczać powietrze, jednak z chwili na chwilę nabierała ona kształtu, uzyskując łapy, ogon, sumiaste wąsy i wreszcie smoczy łeb. Lśniąca, żółta postać owinęła się najpierw dookoła szyi pirata, a następnie spoczęła na jego kapeluszu, owijając się dookoła niego i moszcząc swoją majestatyczną głowę między czerwono-złotymi piórami.
    Barnabas uśmiechnął się triumfalnie, ewidentnie zadowolony z własnego wyczynu, krzyżując ręce na piersi i spoglądając wesoło na Eliona.
    - Ale najpierw, ostatnie pytanie: Powiedz mi, mój ty nadmorski wichrze, skoro już wiem jak wygląda twoja magia, kiedy wiesz co robisz i jak wygląda ona kiedy kompletnie nie masz pojęcia jak ją opanować, co zobaczę, kiedy będziesz się nią po prostu bawił ?
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Sro 04 Lis 2020, 21:00

    Elion nie był wyrachowanym skurwysynem, ale zdecydowanie znał swoją wartość. Co więcej, zdawał sobie sprawę z własnych atutów i słabości. Także z potrzeby atencji. W jakiś sposób faktycznie pragnął akceptacji, której nigdy nie miał, nie w takiej formie w jakiej jej potrzebował, ale nigdy za cenę własnej dumy. Prawda była taka, że od Eliona dostawało się to, co samemu się mu dawało. Im więcej dobrego otrzymywał, tym więcej chciał z siebie dawać. W jakiś stopniu był nawet altruistą, przynajmniej wobec ludzi, na których mu zależało, a takich... cóż. Takich już nie było. Lecz wbrew jego butnym postanowieniom o podchodzeniu do życia egoistycznie, jeszcze wiele wody w rzekach musiało upłynąć, by naprawdę przy nim wytrwał. Tak, Barnabas mógł więc wiele zdziałać zwykłą życzliwością, przynajmniej tak długo jak był w niej szczery. Teraz na przykład, wszystkimi swoimi uśmiechami i całą wyrozumiałością sprawił, że młody mag wyraźnie się rozluźnił (o ile można było tak powiedzieć o kimś, kto stał sztywno, jakby połknął kij). Choć sprawił to nie tylko tym, ale też pewnością z jaką podchodził do swojej magii, ale i magii Eliona. Udowodnił, że na tym polu uczeń może mu zaufać. Pokazał, że wie co robi, kładąc pierwszą cegiełkę w fundamentach ich przyszłej współpracy.
    Wcześniej, nonszalancja Yoricka trochę go drażniła, ale teraz... rozumiał, że nie wynikała jedynie z chełpliwości, ale faktycznej wiary w swoje umiejętności i pewności w ich wykorzystywaniu. Nie chciał tego przyznawać, ale kapitan zaimponował mu. Niestety zaimponował trochę mniej, kiedy zbył jego pytania.
    "Kwestia podejścia"
    Zmarszczył brwi, nieusatysfakcjonowany odpowiedzią nawet trochę. Kwestia podejścia, świetnie, ale co to za podejście? Elionowa niecierpliwa natura, puszczona tutaj samopas, teraz zbierała swoje żniwo. Chciał wiedzieć już, teraz, zaraz. Przecież po to tu był. Gdyby wiedział, mógłby zacząć ćwiczyć. Mógłby się uczyć, coś mogłoby się zmienić! Nieświadomie nawet, pochylił się lekko, zdeterminowany żeby się czegoś dowiedzieć, dlatego kiedy Yorick uniósł palec i wstał, Elion odchylił się i odchrząknął z godnością, ponownie starając się przybrać stateczny wyraz twarzy. Tak łatwo zapominał się w obliczu tego człowieka, że musiał przypominać sobie wszelkie nakazy mistrzów Akademii żeby zachowywać się poważnie. To było niedorzeczne. Lawirowanie miedzy luzem, jakiego wymagał od niego sam Yorick, a trzymaniem się zasad życia, do którego kiedyś musiał przecież wrócić, było zaskakująco trudne.
    Odwzajemnił wzrok kapitana, przynajmniej na początku, bo potem skupił się na tym, co tworzyło się pomiędzy jego dłońmi. Zadrżał wyraźnie, kiedy powietrze rozedrgało się od yorickowej magii i zupełnie bezwiednie zwilżył wtedy językiem wargi, czując przyspieszający puls.
    Elion widywał podobne pokazy, więc nie był tak zaskoczony jak załoganci, ale mimo to przyglądał się z zachwytem jaśniejącej kuli, ale i samemu Yorickowi, który zyskał nagle majestat należny wszystkim magom, bez względu gdzie wychowanym. Jego skupione oblicze i ogrom potęgi jaką dysponował, robiły ogromne wrażenie, tym bardziej na Elionie, który mógł odebrać go całym sobą. Nie tylko zmysłem wzroku, ale na innym, niedostępnym ludziom poziomie. Wszystko, co czuł zamknięty w bezpiecznej kopule, teraz nabierało mocy, wyostrzyło się, zabarwiło złotem. Ludzie widzieli tylko pięknego, jaśniejącego smoka, a Elion czuł go i wiedział czym naprawdę był. Yorick świadomie dał posmakować mu natury swojej magii, a to zaskakująco dużo potrafiło powiedzieć o czarodzieju, było przecież niejako odbiciem jego charakteru. Już wcześniej Elion dziwił się jak bardzo to, co odbierał nie pasowało mu do osoby kapitana, ale obecny pokaz jedynie to pogłębił. Mag spodziewał się raczej agresywnego szkarłatu, rozszalałego i wlewającego w ciało wściekłość; albo gorzkiego fioletu, mamiącego umysł i dławiącego płuca. Tymczasem zobaczył czyste złoto niosące ze sobą dziwne ukojenie i pragnienie, by ogrzać się w jego blasku.
    Yorick był pełen niespodzianek, ale czy to powinno go dziwić?
    Poczuł się zaintrygowany. Gdyby miał do czynienia z innym magiem, mógłby pokusić się o złamanie tabu i wymuszenie połączenie bez jego zgody. Wtedy zrozumiał by więcej, a wszystkie jego intencje byłyby dla Eliona jasne. A przynajmniej te, które zaprzątałyby mu głowę w tamtej chwili, ale z Yorickiem coś takiego nie wchodziło w grę. Był chodzącą, niezdobytą, magiczną fortecą. Jeśli istniał człowiek, który mógłby przebić się przez jego obronę, to nie znał go nikt, nawet członkowie Rady. Dlatego był tak niebezpieczny.
    I tak niezwykły.
    Oderwał spojrzenie od pięknego smoka, dusząc w sobie chęć sięgnięcia między pióra kapelusza i dotknięcia go. Był ciekaw co poczuje gdyby zanurzył w nim dłoń. Oczywiście nie zdobył się na to. Za plecami roztarł tylko opuszki palców, które mrowiły lekko podobnie jak całe jego ciało. Uśmiechnął się ciepło do kapitana, skłaniając mu się z szacunkiem.
    - Jest piękny. Podobnie jak kolor twojej magii. Dziękuję za ten pokaz. - Wyprostował się, a słysząc pytanie, na jego czoło powróciła mała zmarszczka.
    - Bawić? - powtórzył zdumiony. Naraz znów poczuł się na widelcu, kiedy w ich świat szturmem wdarła się rzeczywistość, wygaszając nieco odczucie yorickowej mocy. Wróciła za to świadomość bycia obserwowanym. Poczuł się niepewnie i zerknął w bok na siedzących wokół ludzi. Kolejny raz miał chęć powiedzieć im żeby zabrali się do pracy i przestali się gapić, ale jedynie westchnął i wydał z siebie mrukliwe "hmm". Chciał powiedzieć, że w Akademii uczono go żeby nie bawił się magią, ale był pewien, że Yorick o tym wiedział i co całkiem zrozumiałe, miał to gdzieś.
    - Możemy sprawdzić, tak sądzę - odparł w końcu. - Nigdy wcześniej tego nie robiłem. Od początku przestrzegano mnie, że mogę kogoś skrzywdzić jeśli będę używał magii nierozważnie, a zabawa, cóż, jest niemal synonimem braku rozwagi. - Uśmiechnął się cierpko. - Czy możesz ustawić barierę raz jeszcze? Nie jestem pewien co z tego wyniknie - poprosił, a gdy Yorick na nowo otulił ich magiczną kopułą, Elion rozplótł dłonie i w zamyśleniu podrapał się po policzku. Nawet nie wiedział, co kapitan miał na myśli mówiąc o zabawie. Chodziło mu o iluzje? O manifestacje? O wykorzystywanie magii do oddziaływania na ludzi?
    - Wszystko chyba zależy od tego, co uważamy za zabawę - zauważył, zerkając na niego z krzywym uśmiechem. W jego głowie nagle wybuchła masa przeróżnych pomysłów, ale wszystkie wydawały mu się niebezpieczne. Mógł stworzyć coś nietuzinkowego, mógł spróbować poderwać się do lotu, bo to zawsze wydawało mu się niezwykłym doświadczeniem. Mógł też zachwycić go iluzją, a nawet pokusić się o stworzenie czegoś z czystej mocy na jego wzór, choć to wymagało bardzo dużej praktyki i pewnie skończyłoby się porażką. W duchu zdumiał się, ze tak entuzjastycznie podszedł do tego pomysłu. Gdyby zobaczyła to Saiora...
    Nie, nie powinien teraz o tym myśleć.
    Ruszył ku Yorickowi zupełnie nagle i bezczelnie wyciągnął szkarłatne pióro z jego kapelusza, a uśmiech jaki mu wtedy posłał tak kontrastował z jego wcześniejszą postawą, że przez moment wyglądał jak mały chłopiec, który zamierza nabroić, ale przecież miał się bawić, czyż nie? Co więc szkodziła odrobina teatralności?
    Obrócił się do kapitana plecami, unosząc je triumfalnie, niczym królewskie berło i posłał załodze tajemniczy uśmiech. Nadal czuł się niepewnie z publicznością, ale tego wymagało jego przedstawienie. Odrobiny lekkości. Odrobiny... zabawy.
    Ruszył przed siebie, by przy ostatnim kroku, obrócić się na pięcie i z tym ruchem przesunąć wolną dłonią po piórze, niczym targowy magik, pokazujący dzieciom sztuczkę. Improwizacje zawsze szły mu fatalnie i nie miał pojęcia co wyniknie z tej, ale rozpalił w sobie magię jednocześnie podekscytowany i zaniepokojony. Tatuaże zalśniły, moc zawibrowała znajomo i skumulowała się w piórze sprawiając, że stało się półprzezroczyste i w jednej chwili zmieniło swoją formę, rozciągając się i zwijając na końcu, na koniec wznosząc się w splendorze iskier. Elion poczuł charakterystyczne rwanie mocy. Błękit rozedrgał twór, grożąc jego rozpadem, zmuszając maga do większego skupienia. To zdecydowanie odebrało lekkości jego postawie, ale teraz prezencja nie była już istotna. Tatuaże rozpaliły się podobnie jak w niedawnym przypadku, niemal oślepiająco, zdradzając, że mag nie panuje w pełni nad zaklęciem, ale mimo to twór wciąż utrzymywał się w powietrzu. Elion starał się dopracować wyobrażenie jakie miał w głowie. Pamiętał o wszystkim, o temperaturze, fakturze, smaku, wielkości, dosłownie każdym drobiazgu, a nie było to łatwe, kiedy chciał działać szybko i spontanicznie. Widać było jednak, że się stara. I choć zajęło mu to dłużej niż wszystkie inne pokazy (mimo szczerych chęci działania szybko) w końcu podrzucił pióro do góry, a blask płomienia oświetlił mu twarz. Ognisty ptak zatrzepotał skrzydłami, a w jego ogonie mieniły się szkarłatem powielone yorickowe pióra. Twór był stabilny, a choć nie zachwycał kunsztem jak emanacja Yoricka, miał w sobie przyjemny, toporny urok iluzyjnej sztuczki.
    Poderwał się do lotu i okrążył ich, sypiąc iskrami. Wydał z siebie koguci okrzyk podlatując do zebranej na schodach załogi, a potem zawrócił płynnie, by na koniec przysiąść na kapitańskim kapeluszu nie czyniąc swoimi płomiennymi łapkami żadnej szkody. Kiedy jednak starł się skrzydłem z głową smoka, obaj magowie poczuli charakterystyczne mrowienie. To znów był zaledwie jeden moment, bo potem, dokładnie z chwilą, kiedy elionowe tatuaże zgasły, twór rozprysł się w splendorze iskier, a pióro nienaruszone wróciło na swoje miejsce.
    - Coś takiego? - zapytał, unosząc brwi i wracając do swojej wyjściowej pozycji, ale na jego twarzy wciąż gościł delikatny uśmiech. - Improwizacje rzadko kiedy mi wychodzą, ta była wyjątkiem - przyznał, podchodząc bliżej kapitana. Spojrzał na niego, a gdy złapał jego wzrok, spoważniał wyraźnie, bowiem od dłuższej chwili chodziło mu po głowie pytanie, którego chęci zadania nabierał tym większej, im częściej ich magie się ze sobą ścierały.
    - Możesz dokonywać jednostronnego połączenia, prawda? - zapytał zerkając w górę, na wciąż wijącego się po kapeluszu smoka, ale po chwili znów wrócił do jego oczu. - Jak często używałeś tego na mnie? - W tym pytaniu zawarta była podejrzliwość, która sugerowała elionowe obawy. On nie potrafiłby tego wyczuć, nie przy ciągłym ubytku mocy i tak małym doświadczeniu. Określenie jaka ilość została mu skradziona albo czy Yorick wdarł się w niego bez uprzedzenia, było niemal niemożliwe. Ile razy więc Barnabas dokonywał jednostronnego połączenia i jak dobrze go przez to znał? Wprawdzie nigdy nie dotykał go dłużej niż kilka sekund, ale był przecież potężnym magiem. Być może to mu wystarczało? No i była też przecież sytuacja z wczoraj, kiedy obejmował go ramieniem zdecydowanie dłużej.
    Zmarszczył brwi, zamierając w pozornie spokojnej pozie, ale kapitan mógł wyczuć jego delikatne napięcie.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Pią 06 Lis 2020, 15:45

    Rozluźnienie Eliona - choć następujące stopniowo, występowało znacznie szybciej niż Yorick przypuszczał. Mężczyzna nie bez powodu nie rozganiał załogi pozwalając uczniowi tkwić w epicentrum ich skupionej uwagi. Powodów było kilka, większość z nich odnosiła się stricte do komfortu i przyszłych relacji piratów i maga, jednak między innymi było to również ćwiczenie dla samego Eliona. Barnabas wychodził z prostego założenia, że im szybciej chłopak przyzwyczai się do ciekawskich spojrzeń i presji otoczenia - tym skuteczniej uda mu się w przyszłości panować nad magią. Jemu samemu publika nie przeszkadzała w najmniejszym stopniu głównie dlatego, że znając prywatnie wszystkich i każdego z obserwujących ich żeglarzy, blondyn bez problemu mógł wyobrazić sobie, co ci akurat myślą, (przynajmniej do jakiegoś stopnia) nie wspominając już o tym, że od zawsze miał w sobie teatralną żyłkę.  Niezależnie jednak od tego co sprawiało, że Elion czuł się pewniej, istotny był sam fakt, że radził sobie całkiem niezgorzej, ugruntowując Yoricka w przekonaniu, że cała ta zabawa w “mistrza magii” nie potrwa dość długo, by pożałował swojej decyzji i poddania się kierującym nim sentymentom, jednocześnie uzyskując kompromis między życiem po swojemu bez większych przeszkód, a zaspokojeniem durnych przeświadczeń o tym, że “powinien pomóc”.
    Widząc nieustatysfakcjonowanie Eliona Yorick uśmiechnął się jedynie pobłażliwie, przypominając sobie, jak sam również gotował się w sobie, kiedy Keltris zbywał jego pytania tajemniczymi stwierdzeniami. Przez chwilę przez jego umysł przewinęła się mrożąca krew w żyłach realizacja, że kompletnie nieświadomie zaczął odzwierciedlać niektóre z mistrzowskich zagrywek swojego własnego mentora chcąc nie chcąc upodabniając się do niego. I to nie to, żeby pokrewieństwo metod nauczania z metodami Keltrisa, czy nawet samo podobieństwo do maga było czymś skrajnie strasznym, ostatecznie Barnabas wspominał swojego Mistrza z najczulszym oddaniem. Zwyczajnie było w tej myśli coś… Niekomfortowego.
    Nie chcąc się w to zagłębiać Yorick otrząsnął się z własnych myśli, siłą woli kierując ich tor na stojącego przed nim ciemnowłosego -mitugującego się właśnie -   ucznia, a następnie na wyciąganiu z siebie ilości potencjału potrzebnej do “ulepienia” smoka. Oczywiście demonstracja tego typu nie odsłaniała od razu wszystkich kart, jakimi dysponowała psychika pirata, jednak z całą pewnością odpowiadała na zadane i podświadome pytania Eliona dużo lepiej, niż zrobiłyby to jakiekolwiek słowa. Zwłaszcza, że w przeciwieństwie do nich, czysta magia nie mogła być fałszywa.
    To też nie tak, że Yorik stał się nagle jakoś podejrzanie wylewny i specjalnie dla Eliona postanowił pokazać swoje “prawdziwe oblicze” dając mu poniekąd na własnej skórze odczuć towarzyszący jego czarom Vibe.
    Zdarzenie tego typu musiało nastąpić prędzej czy później, jeśli magowie faktycznie mieli w przyszłości ćwiczyć razem, toteż jeśli blondyn mógł przy okazji zdobyć parę punktów do zaufania i stworzyć wrażenie, jakby robił to sam z siebie w ramach przyjacielskiego gestu, absolutnie nie zamierzał przepuścić podobnej okazji.
    Oczywiście, mężczyzna wiedział, że tworząc smoka składającego się z jego czystej energii ryzykuje jej utratę na rzecz ucznia, gdyby temu udało się jakimś cudem dosięgnąć tworu i wchłonąć go w siebie, jednak sam w sobie Yorick liczył na to, że wszystkie okropności pokazane Elionowi dzień wcześniej skutecznie powstrzymają chłopaka przed niekulturalnym wyciąganiem łap po nie swoją magię. Nie wspominając o tym, że Barnabas był też całkowicie gotów w razie ewentualnego ataku natychmiast spacyfikować ucznia tradycyjną - ręczną - metodą.
    Ostatecznie, sympatia do Eliona była jedną rzeczą, a ostrożność czymś kompletnie innym.
    Widząc pokłon Yorick przewrócił oczami i nieco mocniej zacisnął skrzyżowane na piersi ramiona. Zaraz jednak rozpłynął się w szerokim uśmiechu na dźwięk usłyszanego komplementu. To nie tak, że nie wiedział, że jego magia ma piękny kolor. Wiedział. Zwyczajnie nie chciał wyjść na aroganckiego dupka.
    - A proszę cię bardzo moje ty Novirghawrdzkie słońce w zenicie- Odparł kłaniając się nisko i teatralnie, zostawiając jedną dłoń przy piersi, a drugą wyciągając wysoko za siebie. Siedzący mu na kapeluszu smok przewinął się dookoła wyciągniętej w tył ręki, wracając z powrotem na swoje miejsce, gdy tylko mag wyprostował się ponownie.  
    - Bawić. - Powtórzył za Elionem, kiwając przy tym głową. W głowie mu się nie mieściło, żeby stojący przed nim mężczyzna faktycznie nigdy tego nie robił. Znaczy jasne, Magowska propaganda - Magowską propagandą, ale mało który świeżo upieczony mag był w stanie dostosować się do niej już w pierwszych tygodniach po obudzeniu się potencjału. A przynajmniej, mało który mag mógł się opanować za jego czasów, kiedy czarodziejskie świeżaki chowały się po zamkowych kontach, próbując poderwać książki do lotu czy odpalić magią fajkę, zmienić kształt dymu czy posłać komuś mokrą kulkę z pergaminu prosto w ucho.
    I jeszcze to stwierdzenie “Zabawa synonimem braku rozwagi” - Na Bogów!
    W tym zdaniu było tyle złych rzeczy na raz, że Yorick nie miał pojęcia, do czego przypieprzyć się najpierw. Kapitan utknął w swojej głowie między “Jeśli dla ciebie tym właśnie jest zabawa, to nic dziwnego, że nigdy tego nie robiłeś” a “Jakim cudem dotąd nikt nie wyprowadził cię z błędu?”  - ze wszystkimi myślami i skojarzeniami w pakiecie, toteż w ostateczności Barnabas nie powiedział nic, nazbyt pochłonięty własnymi spekulacjami odnośnie dotychczasowego życia Eliona.  Zamiast tego pokręcił jedynie głową z niedowierzaniem i machnął od niechcenia dłonią, ustawiając barierę na nowo. Widząc jak chłopak się zastanawia blondyn przywołał do siebie fajkę, odpalając ją ponownie i zaciągając się dymem. Jego brwi zmarszczyły się w odpowiedzi na smak  Novirghawrdzkiego  tytoniu, którym nabita była fajka, a o którym Yorick zdążył już zapomnieć. W chwili, w której Elion odezwał się ponownie Barnabas wypuszczał właśnie dym i formował go w miniaturową wersję smoka latającą okręgami dookoła jego kapelusza.
    - Tak, zależy - Zgodził się z rozbawieniem, kiwając przy tym głową. W życiu nie wpadłby na to, że słowo “zabawa” okaże się tak problematyczne i poddane tak szczegółowej analizie.  W jego własnym odczuciu to było po prostu coś, co sprawiało mu jakiś rodzaj frajdy.  Jak na przykład latające dymne chmury. Czy chodzące krzesła…
    Kiedy Elion ruszył w jego stronę Barnabas wyprostował się i utkwił w nim swoje przenikliwe spojrzenie, ciekaw, na jaki pomysł wpadł jego młody uczeń i jaką rolę ma w nim odegrać sam kapitan. Pirat nie spiął się, gdy ręka ciemnowłosego znalazła się podejrzanie blisko leżącego między piórami smoka, a pałętający się po jego ustach zaintrygowany uśmiech rozciągnął się jedynie dodając do wyrazu jego twarzy delikatnie zadziorną nutę, jednak w błękitnych oczach maga błysnęła stalowa, niebezpieczna iskra. Bezczelność Eliona bawiła go i drażniła jednocześnie, wywołując w mężczyźnie prawdziwie niewygodną mieszankę uczuć, która w połączeniu z widokiem figlarnego uśmieszku chłopaka sprawiły, że Yorick odetchnął głębiej, zduszając w zarodku wszystkie niekonwencjonalne myśli i odczucia. Parę sekund później Elion obnosił się już z podwiniętym kapitanowi piórem, demonstrując je załodze z manierą ulicznego kuglarza, o którą Yorick kompletnie go nie posądzał. Sam chętnie obserwował dziejące się przed nim widowisko, podobnie jak załoga stojąca poza bańską zaciekawiony tym, co stanie się dalej. Podobnie jak załoga, wstrzymał na chwilę oddech, gdy pióro zaczęło błyskać iskrami i zmieniać formę, choć w przeciwieństwie do reszty piratów, nie było to spowodowane zachwytem i rosnącym napięciem, a oczekiwaniem na mogącą nadejść w każdej chwili kolejną falę odrzuconej przez Eliona mocy.
    Już po chwili jednak falę niebieskiego światła magicznych tatuaży przyćmił pomarańczowoczerwony rozbłysk płomieni, który jak niechcący zauważył Yorick, pięknie oświetliły uniesioną ku górze twarz Eliona, dodając jego dwukolorowym oczom niesamowitego blasku.
    Sam feniks też był całkiem niczego sobie, blondyn z całą pewnością mógł stwierdzić, że nie była to wcale najgorsza iluzja, jakiej był świadkiem. Z jakiegoś powodu wybór ognistego ptaka wydał mu się nieoczywisty, nawet jeśli gdzieś w sobie Yorick miał przeczucie, że młody uczeń pójdzie właśnie w stronę iluzji, w  której przecież doskonale się czuł. Jak się szybko okazało, załoga podzielała stanowisko kapitana, gdyż po początkowej ciszy przerywanej jedynie paroma nieśmiałymi szeptami towarzyszącymi pierwszemu okrążeniu ptaka, mężczyźni wznieśli entuzjastyczne okrzyki (niektórzy odwzorowali nawet pianie), wtórując krzyczącej bestii swoimi własnymi głosami i klaszcząc z uznaniem, spoglądając na Eliona z respektem i po sobie z ogólną wesołością, zakończoną śmiechem towarzyszącym lądowaniu zwierza na głowie Barnabasa. Sam Yorick rozpostarł szeroko ramiona i okręcił się wokół własnej osi, prezentując zjawisko i siebie samego z szerokim, zadowolonym uśmiechem ignorując mrowienie wywołane kontaktem z Elionową magią. Kiedy ptak zniknął wraz z iskrami mężczyzna sięgnął ręką między pióra, upewniając się, że to zabrane wróciło na swoje miejsce i dopiero przekonawszy się o tym, że kapelusz nie ucierpiał przeniósł niefrasobliwe spojrzenie na na powrót stojącego przed nim ucznia.
    - Mniej-więcej. - Odparł kiwając głową i uśmiechając się przekornie. - W takim razie trzeba nam będzie więcej takich wyjątków, bo ten był całkiem imponujący. Mylę się ? - Dodał, po raz kolejny znikając barierę, ostatnie słowa kierując do zebranej dookoła załogi. Mężczyźni zakrzyknęli z uznaniem, a widząc, że żaden z magów nie zamierza dalej czarować, zaczęli powoli rozchodzić się do swoich spraw.
    Tymczasem Yorick zauważył dziwnie poważne spojrzenie Eliona i uniósł pytająco brew, nie bardzo rozumiejąc jego nagłą zmianę nastroju.  Na szczęście już sekundę później padło pytanie, które rozjaśniło nieco całość sytuacji jednocześnie sprawiając, że pirat skinął głową na znak, że owszem - “prawda” - potrafi robić rzeczy tego typu, jednocześnie niemal fizycznie czując jak przez jego umysł przebiega galopem stado dzikich myśli.
    Dlaczego, doprawdy, dlaczego Elion uparł się na zadawanie tych trudnych, niewygodnych pytań?
    Po ich ostatniej rozmowie chłopak powinien wiedzieć już, że uzyskana odpowiedź raczej nie pokrywa się z tym, na co niewątpliwie skrycie liczył!
    Ostatecznie, Barnabas absolutnie nie zamierzał mówić prawdy. Raz, że mogłoby to zepsuć dopiero co kiełkującą między nimi współpracę, dwa, że blondyn absolutnie nie łudził się co do tego, czy Elion zrozumie kierujące nim motywy i wreszcie trzy: uczeń nie miał absolutnie żadnego sposobu na przekonanie się o tym, że Yorick nie był z nim szczery. Z resztą, to mogło być nawet ciekawe (i jakże obfite w informacje na temat stanu ich relacji oczami Eliona), widzieć jak ciemnowłosy stara się utrzymać w ukryciu coś, o czym kapitan doskonale wiedział i móc zastanowić się dlaczego robi tak, a nie inaczej.
    Wszystko to i znacznie więcej przewinęło się przez umysł maga z prędkością błyskawicy, sprawiając, że już parę sekund po usłyszeniu drugiego pytania Yorick wzruszył beztrosko ramionami i bez mrugnięcia okiem skłamał, mówiąc “Nie używałem.” zupełnie jakby i ta informacja była najoczywistsza na świecie.  Zaraz też odwrócił się na pięcie i wchłonąwszy siedzącego mu na kapeluszu smoka ruszył w stronę odłożonych na beczce szabli.
    - Z resztą, moja ty luminescencyjna rybko, skąd w tobie przypuszczenie, że nie znalazłbym przyjemniejszych sposobów by lepiej cię poznać? -Zaśmiał się nonszalancko, patrząc na ucznia przez ramię i mrugając do niego porozumiewawczo z pełnym rozbawienia uśmiechem. Chwyciwszy szable pirat odwrócił się ponownie, unosząc obie ręce i spoczywającą w nich broń i uśmiechnął się drapieżnie, zaraz postępując krok w stronę ciemnowłosego i podając mu rękojeść jednego z ostrzy.
    Słońce znikało już powoli, tonąc w morskich falach, toteż nie zostało wiele czasu do chwili, gdy nad pokładem powinno rozpalić się latarnie. Niebo ciemniało nieubłaganie, odsłaniając nieśmiało pierwsze gwiazdy na swoim płótnie, a spod pokładu unosił się kuszący aromat przygotowywanej przez Svena kolacji.  
    - No, to jeszcze tylko mały sparing i pierwszy dzień będziemy mieć za sobą! - Oznajmił wesoło kapitan i odsunął się o parę kroków, stając naprzeciw Eliona ze skierowanym w jego stronę ostrzem. - Kiedykolwiek będziesz gotów. -Zapewnił z szerokim uśmiechem, przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Pon 09 Lis 2020, 13:48

    Niski pokłon, właściwy bardziej aktorowi aniżeli mistrzowi magii czy nawet kapitanowi statku, wywołał na twarzy Eliona, zapewne znajomy już blondynowi, rodzaj niezłośliwego pobłażania. W takich chwilach jak ta, Yorick jawił mu się kompletnie niegroźnie i niezwykle łatwo było mu odepchnąć na moment wspomnienia wczorajszego wieczora oraz wszystkich sprowadzonych nań wizji tortur. Tym bardziej, kiedy w powietrzu wciąż czuć było aurę stabilności i spokoju, podsycaną kojącym blaskiem złota. Co zaś tyczyło się zabawy, to Yorick nie był w błędzie. Młodzi magowie bardzo chętnie eksperymentowali z własną magią, w ten sposób także się ucząc, ale nie Elion. Wbrew temu, co przedstawił sobą wczoraj, był naprawdę odpowiedzialny, a strach że mógłby skrzywdzić magią kogoś albo siebie, skutecznie trzymała go z dala od prób wykorzystywania jej dla zabawy, czy choćby korzystania z niej samemu nie pod okiem mistrzów. On był wyjątkiem, mówiono mu to od samego początku. Nie był jak inni i nie mógł się tak zachowywać, a to pociągnęło za sobą szereg przyzwyczajeń, które poskutkowały tym, że teraz podchodził do kwestii zabawy magią bardzo zachowawczo. Nie znaczy to jednak, że nie umiał się bawić. Umiał, oczywiście. Zanim moc się w nim przebudziła, korzystał z życia pełnymi garściami w ramach możliwości jakie dawał mu rodzinny majątek. Po prostu zabawa i magia nie szły dla niego w parze. Choć prawdopodobnie, żyjąc przez ponad pięć lat w rygorze Akademii, z ciężarem odpowiedzialności za swój potencjał, jego podejście do zabawy ogólnie, również się zmieniło. Nie mógł pozwalać sobie na takie wybryki jak wczoraj. Właściwie wczoraj było wyjątkiem, który potwierdzał tylko jego wypowiedziane wcześniej słowa, że zabawa jest niemal synonimem braku odpowiedzialności.
    Jednak teraz, kiedy dostał przyzwolenie żeby się trochę zabawić, nie zamierzał się uchylać. W kwestii podejmowanych decyzji, zwykł polegać na mistrzach i Yorick... powoli wpasowywał się w ten schemat, dając Elionowi komfort. Może jeszcze nie w pełni, ale to już wystarczyło. Więc Elion popłynął na fali stworzonego przez siebie, małego przedstawienia. Uśmiechnął się nawet szeroko, kiedy załoga zawtórowała koguciemu okrzykowi feniksa. To, co wtedy poczuł, to ciepło w okolicy serca, że takim drobiazgiem sprawił ludziom radość, że dla nich to było coś więcej niż iluzja w ramach ćwiczeń, że żaden z nich nie patrzył na to tak, jak patrzyli mistrzowie, było... przyjemne. Nowe. Inne od tego, co znał. Jednak uśmiech Eliona przygasł, kiedy Yorick okręcał się, by zaprezentować siebie z nowym dodatkiem. Jego niefrasobliwość i teatralność wciąż była ujmująca i młody mag otoczony bursztynową barierą, ukojony wpływem jego magii i wewnętrznie rozgrzany podziwem żeglarzy, czując się tak... na miejscu, bardzo szybko skarcił się za to uczucie. Za opuszczanie gardy, za naiwność myśli, że może nie będzie tak źle. Nie powinien zapominać gdzie był i z kim. Nie powinien czuć się szczęśliwy w miejscu, które nigdy nie będzie jego domem.
    Usłyszawszy pochwałę, skłonił się płytko, a jakiś cień na stałe zagościł w jego spojrzeniu, a nawet wzmocnił się, kiedy poruszył niepokojący go temat. I to nie tak, że chciał usłyszeć coś konkretnego. Po prostu chciał wiedzieć, ale to prawda, nie miał żadnej pewności, że stojący przed nim mężczyzna mówił szczerze. Mógł, owszem, ale mógł też kłamać. Ostatecznie więc pytanie niewiele dało, choć jakaś część Eliona, chciała wierzyć, że kapitan faktycznie nie używał na nim jednostronnego połączenia, choć to w zasadzie... nie było nic skrajnie nieodpowiedniego. Oczywiście stanowiło pewne tabu jeśli nie zaistniały odpowiednie okoliczności, ale ogólnie było całkiem normalne. Bo przecież wielu magów decydowało się na to, choćby w przypadku wspólnych projektów. Bliscy sobie magowie w ogóle nie stronili od połączeń, bez względu na to czy byli jedynie przyjaciółmi czy kochankami. To było oczywiste i pożądane w jakimś stopniu. Po prostu nienormalne w przypadku nieznajomych. A przecież tym właśnie dla siebie byli - parą obcych ludzi, współpracujących ze sobą dla własnych korzyści.
    Pytanie go zaskoczyło. Bo no właśnie, skąd? Zmarszczył brwi, jakby odpowiedź wymagała większego zastanowienia. Ostatecznie wzruszył ramionami.
    - Bo inne sposoby wymagają więcej czasu i odpowiedniego podejścia. I w żadnym wypadku nie gwarantują powodzenia. Po co miałbyś zadawać sobie trud? Przecież nie po to, by trzymać się zasad świata, do którego nie należysz - odparł w końcu, sięgając po żelazną logikę, a po chwili odchrząknął, zdając sobie sprawę z tego, że bardzo śmiało wysunął pewien osąd. - Nie należysz w taki sposób w jaki należę ja - sprecyzował, tonem skruchy. Nie miał zamiaru go urazić. - No i wszystko zależy od tego czy zależy ci na zabawie czy na szybkich efektach - dodał, z łagodną, flirciarską nutą.
    Przyjmując szablę uśmiechnął się wąsko, a w jego oczach błysnęła zadziorna iskra, przeganiając na chwilę cienie żalu. Czyli naprawdę będzie miał okazję spróbować się z Yorickiem w małym sparingu. Skłamałby, gdyby powiedział, że to nie było ekscytujące. Był ciekaw jego możliwości, ale podejrzewał, że nie ma dużych szans na wygraną. Kapitan przecież, w przeciwieństwie do niego, walczył przez wiele długich lat i to pewnie często w obronie własnego życia. Ciężko przebić takie doświadczenie.
    Po raz kolejny dzisiaj, zważył broń w dłoni i zamachnął się nią. Ostrze ze świstem przecięło powietrze. Było nieźle wyważone jak na jego oko, więc przeniósł spojrzenie na rosłą sylwetkę kapitana. Zmierzył go oceniającym spojrzeniem i przybrał perfekcyjną, ale nie wymuszoną postawę szermierczą. Aura wieczoru dodawała całej scenie odrobiny mistycyzmu. W takim otoczeniu Elion nie miał jeszcze okazji walczyć.  
    Wziął płytki oddech, a potem zrobił błyskawiczny wypad w przód, krótkim, precyzyjnym cięciem celując w lewe yorickowe ramię. Ostrze szabli błysnęło w dogasającym świetle zachodu. Po pokładzie rozniósł się pierwszy szczęk stali, kiedy Yorick odbił perfekcyjnie.
    Elion nie był zaskoczony. To był dopiero początek, wyczucie przeciwnika, ale musiał przyznać, że za to brak ataku go zdziwił. Spodziewał się natychmiastowej odpowiedzi. Tymczasem Yorick wciąż czekał. Elion zmrużył oczy, robiąc kilka kroków w bok, jakby chciał go obejść i wyczekać, ale kiedy nic się nie stało, wyprowadził kolejny cios, równie szybki i precyzyjny, co poprzedni.
    - Chcesz mi robić za manekin treningowy? - syknął, kiedy po raz drugi rozległ się szczęk broni. Niebezpieczny uśmiech przeciął mu oblicze. - No dalej - ponaglił, miękko kołysząc się na lekko ugiętych nogach, prowokując nonszalancją, co odniosło zamierzony skutek. Kapitan naparł na niego, zmuszając, by się uchylił. Adrenalina skoczyła gwałtownie, w oczach pojawił się błękitny błysk. Szabla minęła go o milimetry, ale to jedynie potęgowało ekscytację. Elion był dobry, miał świadomość swoich atutów i wprost uwielbiał walki z nowymi przeciwnikami, których ruchów jeszcze nie znał. Dzięki temu uczył się nowych rzeczy. Teraz na przykład dowiedział się, że Yorick potrafił robić w walce dobry użytek ze swojej siły. Gdyby miał trochę czasu, może pozwoliłby sobie nawet na podziw stanowczości jego ruchów.
    Sparował kilka pierwszych ciosów, ale siła z jaką kapitan je wyprowadzał, była zwyczajnie zbyt duża. Wiedział, że fizycznie nie wytrzyma tego zbyt długo. Musiał zmienić taktykę.
    Przez kilkanaście sekund szable cięły powietrze i ścierały się ze sobą, kiedy wymieniali ciosy, ale potem szczęk ucichł, bo Elion zamiast parować, zaczął unikać i był w tym niezwykle dobry. Miał postawę szermierza i lekkość tancerza, zaskakując panowaniem nad ciałem i precyzją ruchów. Mimo to, nie potrafił przebić się przez obronę Yoricka, choć kilka razy był całkiem blisko, widział to. Niestety kapitan zepchnął go do defensywy, zmuszając do wycofania.
    Elion rzucił krótkie spojrzenie za siebie o mało nie obrywając wtedy w ramię. Musiał jednak poświęcić chwilę, żeby ogarnąć przestrzeń za sobą. Nie znał jeszcze statku zbyt dobrze, tu było więcej drobiazgów niż na dziedzińcu Akademii i na więcej rzeczy trzeba było zwracać uwagę.
    Yorick mógł bardzo szybko zauważyć, że to drobne potknięcie jak i dalsze działanie przeciwnika jest przemyślane, bo skierował ich wprost na schody wiodące na rufę, a te mogły dać mu przewagę wysokości. Elion zdumiał się w duchu, że kapitan w ogóle na to pozwolił, ale nie zamierzał wyprowadzać go z błędu. Całkiem zgrabnie wskoczył na pierwszy schodek i wykonał fintę, pierwszy raz przebijając się przez obronę blondyna i rozcinając mu rękaw koszuli. Poczuł falę ekscytacji, kiedy mu się udało. To był drobiazg, ale Yorick był piekielnie dobrym szermierzem i trafienie go było naprawdę dużą nagrodą. Elion nie miał zamiaru odbierać sobie radości z jej wywalczenia.Przez te kilka chwil, kiedy tańczyli po pokładzie, odeszły w niepamięć wszystkie jego troski. Była tylko chęć wygranej, gorąc napiętych mięśni i swoista wolność. Reszta schodziła na dalszy plan. Było mu po prostu dobrze, bo kiedy sięgał po znajome rozrywki i zapełniał myśli skupieniem, żadne smutki nie miały nad nim władzy.
    Yorick zgodnie z oczekiwaniami ucznia wycofał się spod schodów, co początkowo dało Elionowi przewagę, która bardzo szybko obróciła się przeciw niemu. Uśpiona czujność sprawiła, że zabrakło mu siły, kiedy kapitan mocno odbił jego broń, niemal wytrącając mu ją z ręki, tym sposobem sprawiając, że się odsłonił, a wtedy nadszedł cios, którego młody mag kompletnie się nie spodziewał. Głównie dlatego, że mało który szermierz wykorzystywał w walce pięści.
    Dostał w splot słoneczny i momentalnie zabrakło mu tchu. Cofnął się chwiejenie, rozkaszlał, przyciągając sobą więcej zaintrygownaych spojrzeń, ale nie zwracał na to uwagi, za bardzo skupiając się na złapaniu oddechu. Podniecenie walką uderzyło ze zdwojoną siłą, krusząc elionowe opanowanie i sprawiając, że mimo bólu zacisnął mocniej dłoń na rękojeści i posłał Yorickowi mordercze spojrzenie. Tamten nie musiał długo czekać na kolejny atak. Mag wyskoczył w przód, zasypując go gradem ciosów. Moc jego magii wypełniła powietrze, splatając się z rozpaloną złością. Oczywiście, że był wkurzony, bo Yorick nie grał czysto, ale był wkurzony jedynie na siebie, że nie wziął tego pod uwagę. No i nie była to taka czysta złość, raczej rozogniona agresja.
    Uspokoił się dopiero po chwili, kiedy płaz szabli stuknął go w bok, jasno pokazując, że się rozproszył i dał się podejść. To jednak nie odebrało mu chęci do walki, podobnie jak pot lepiący włosy i przyklejając do pelców koszulę. Wręcz odwrotnie. Zwiększyło jego czujność. Niestety pomimo psychicznego przygotowania, dostał raz jeszcze, tym razem bezceremonialnie z kopa w piszczel i o mało się wtedy nie wywrócił, klnąc pod nosem i skacząc na jednej nodze. Wyglądało to komicznie, ale i tak udało mu się sparować kolejny cios, choć z niemałym trudem. Trzeci raz nie dał się już podejść. Uchylił się przed ciosem w szczękę, pośpiesznie wychodząc ze zwarcia, w które Yorick tak chętnie go wpychał. Musiał przyznać, że ten styl walki zdecydowanie do niego pasował. Elionowi odpowiadał mniej, ale dostosował się z czasem, bo miał wrażenie, że bez tego ciężko będzie mu go pokonać. Dlatego w pewnym momencie, kiedy kapitan znów znalazł się niebezpiecznie blisko, mag najpierw uchylił się przed jego ciosem, a potem wyprowadził swój, celując rękojeścią szabli w bok jego głowy. Nie uderzył mocno, zmarkował, żeby nie zrobić mu krzywdy, ale Yorick musiał poczuć, że mimo szczuplejszej postury, Elion miał nie mniej ciężką rękę niż on sam.
    Oblicze młodego maga przeciął drapieżny uśmiech, kiedy odskakiwał, znów trzymając przeciwnika na odległość broni. Podobało mu się, tego Yorick mógł być pewien. Elion dobrze czuł się w walce i był przeciwnikiem bardzo zajadłym, choć lepiej radził sobie, jeśli nie tracił opanowania. To ostatnie miało jednak swoje plusy z perspektywy czysto wizualnej, bo rozpalała go wtedy magia, a jego twarz wykrzywiała drapieżność wyostrzajac rysy. Przepełniony pasją Elion zyskiwał urok agresywnej, zwinnej pantery.
    Nawet nie zauważył, kiedy słońce zupełnie utopiło się w morzu. Od dawna nie miał tak intensywnego treningu, który rozpaliłyby mu mięśnie bólem, i który tak by go pochłonął, ale lubił to. Imponowała mu wytrzymałość przeciwnika i jego umiejętności, bo na każdym kroku uczył się czegoś nowego. Choćby tego, że Yorick był zdecydowanie szybszy niż na to wyglądał. I właśnie tą szybkością doprowadził do tego, że Elion nie miał wystarczająco czasu, by ocenić otoczenie, w pewnym momencie dosłownie wpadając tyłem na jedno z dział. Zaklął wtedy i zsunął się z niego wprost w zwinięte liny, które nieco zamortyzowały mu upadek. Mimo to, nie wypuścił broni, uczono go, że nigdy nie powinien tego robić jeśli nie został zmuszony.
    Dokładnie w momencie gdy Yorick podstawił mu szablę pod gardło, tatuaże maga rozbłysły, a fala powietrza uderzyła w kapitana ciskając nim do tyłu. Elion również miał w zanadrzu brudne sztuczki, choć te z wykorzystaniem mocy w Akademii uchodziły raczej za rzecz pożądaną. Magowie, szczególnie w Kolegium Wojny (do którego przecież należał) uczyli się wykorzystania mocy w walce. To był jeden z podstawowych manewrów, których magowie mieli obowiązek używać w podobnych sytuacjach. Więc to był bardziej odruch niż świadome działanie.
    Elion poderwał się zaraz, kontrolnie spoglądając w kierunku Yoricka, czy czasem faktycznie go nie uszkodził.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Wto 10 Lis 2020, 13:51

    Słysząc odpowiedź Eliona pirat uśmiechnął się pobłażliwie, zastanawiając się w duchu, jakim cudem w głowie młodego maga poznawanie go miałoby być dla Yoricka “trudem do podjęcia”.  Otwierał już nawet usta, by jakoś to skomentować, jednak w tej chwili padło kolejne zdanie, które nieco wybiło go z rytmu. Widząc jak Elion orientuje się, jak właściwie zabrzmiała jego wypowiedź (i najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z tego, jak jest trafna) Yorick zaśmiał się cicho, niemal mu współczując.
    - Nie należę.  - Zapewnił otwarcie, chcąc jasno dać Elionowi do zrozumienia, że oddzielenie go od świata magów nie jest w oczach mężczyzny niczym oburzającym. - Niemniej, to może być dla ciebie szok, mój ty utalentowany dyplomato, nie potrzebne mi są zasady “twojego” świata, by zachować chociażby namiastki kultury osobistej - Przyznał, wciąż jeszcze ubawiony kontekstem swojej wypowiedzi, by w następnej chwili odetchnąć lekko i wzruszyć niefrasobliwie ramionami.
    - A zależy mi jedynie na nietworzeniu sobie niepotrzebnych problemów. Cała reszta jest do negocjacji. -Wyjaśnił usłużnie posyłając mu oczko, samym tylko zblazowanym tonem obracając ich dialog w żart, którym z jego perspektywy już i tak przecież był, zawierając w tym jednym zdaniu absolutnie wszystkie swoje przemyślenia na temat stojącego przed nim mężczyzny przy jednoczesnej świadomości, że Elion prawdopodobnie i tak nie potraktuje jego słów poważnie.  

    Chwilę później zaczęła się walka i chcąc nie chcąc Yorick porzucił dotyczące tego tematu rozważania na rzecz atakującego go maga. Pierwsze uderzenie ucznia pirat odbił z typową dla siebie nonszalancją, prawie nie ruszając się przy tym z miejsca. Uśmiech na jego twarzy nie zniknął, jednak w jego błękitnych oczach błysnęła nowa, nieznana jeszcze uczniowi iskra analitycznego skupienia. W głowie pirata wyświetliła się podświadomie ułożona wcześniej checklista, której punkty mężczyzna zaczął odhaczać z zimną determinacją. Na samym początku Yorick skupił się na sposobie, w jaki Elion wyprowadza ciosy. Gdzie patrzy, jak stawia nogi, jak szybko jest w stanie atakować.
    Zaciekłość, z jaką uczeń postanowił rozpocząć ich małą potyczkę nie zdziwiła go może w kontekście prawdziwej natury ciemnowłosego, jednak niewątpliwie wzbudziła w blondynie coś na kształt zaciekawienia. Nie wiedzieć czemu Barnabas przypuszczał, że upłynie parę minut, nim granica między “Elionem-przykładnym-uczniem”, a “Elionem-mężczyzną-wewnętrznego-sztormu” zleje się ze sobą dając mu całokształt uczniowskich możliwości. Z drugiej strony, taki obrót wydarzeń był magowi jak najbardziej na rękę już nawet nie tyle w kontekście samego sparingu - chociaż oczywiście też, fantastycznie było z bliska przyjrzeć się energii ciemnowłosego, gdy tej nie ograniczał jej na rzecz czegoś tak absurdalnie abstrakcyjnego jak “konwenanse” -ale i w kontekście jego magii i ewentualnego vibu końcowego  możliwego do uzyskania odpowiednimi metodami.
    A do tego jeszcze to syknięcie! Yorick omal nie parsknął śmiechem, ograniczając się jedynie do nieco bardziej drapieżnego uśmiechu i uniesienia wysoko brwi. Narwana bestia...
    Przez chwilę korciło go nawet, by coś odpowiedzieć, jednak już po ułamku sekundy blondyn doszedł do wniosku, że (uwaga, uwaga) najlepszą odpowiedzią będzie atak.
    W następnej chwili potężna sylwetka kapitana ruszyła w stronę Eliona, zmuszając go do cofnięcia się i sparowania silnego uderzenia z boku.
    Yorick poruszał się z niemal kuriozalną płynnością, zmuszając ucznia do blokowania jego uderzeń, jednocześnie wkładając w nie dość siły, by jak najszybciej zmęczyć przeciwnika. Widząc, jak czarnowłosy zmienia w odpowiedzi strategię i zamiast dalej parować jego uderzenia zwyczajnie ich unika mężczyzna uśmiechnął się z zadowoleniem, mentalnie odhaczając pierwsze punkty na swojej liście.
    I to nie tak, że sparing z Elionem w ogóle nie dawał mu satysfakcji, czy nie był dla niego przynajmniej częściowo dobrą zabawą. Jasne, że był, typowo Novirghawrdzkqi sposób walki, połączony z idealnie wypracowaną, akademicką techniką Eliona i smaczkami, które niewątpliwie były zasługą szkolenia się pod okiem Saiory wzbudzały w Barnabasie sentymentalne rozżewnienie, o hipnotyzującym ( i bardzo rozpraszającym) sposobie w jaki chłopak się poruszał czy niebieskim blasku rozpalającym jego dwukolorowe tęczówki nawet nie wspominając. Ba! Yorick bez zawahania gotów był przyznać, że dwa ostatnie z wymienionych szczególnie osładzały mu pełnienie obowiązków, prawdopodobnie zajmując jednocześnie miejsce między pierwszymi dziesięcioma rzeczami, o których kapitan kompletnie nie powinien myśleć i o których, jak znał życie, na sto procent będzie myśleć leżąc w swoim zimnym, samotnym, kurewsko dużym łóżku do późna w nocy zastanawiając się jakim, do chuja, cudem jego dotychczas przyjemne życie obrało właśnie taki obrót i których właściwie bogów udało mu się podkurwić do tego stopnia, by postanowili zesłać na niego nieszczęście tego typu
    Tak czy inaczej, walka z Elionem z pewnością była swego rodzaju rozrywką (by może nawet najbliższą prawdziwym pragnienom kapitana), jednak w pierwszej kolejności była też koniecznością. Punktem do odhaczenia na długiej liście yorickowych planów. Z resztą, nie tylko jego. Podążając za cofającym się w stronę schodów uczniem kapitan pozwolił sobie na szybkie spojrzenie w stronę ich półpiętra, na którym oparci o balustradę stali Faramund i Kassander, którzy, jak przypuszczał pirat, zdążyli już prawdopodobnie poobstawiać między sobą zakłady, a tuż obok nich, wyraźnie sceptycznie nastawiony do całej sytuacji Erick.
    Nad nimi z kolei, już na pokładzie rufy, stał również Yusuf z typowym dla siebie, delikatnym uśmieszkiem podążając bystrymi oczami za wskakującym na stopnie  młodym magiem. Pierwszy oficer zdawał się być nawet całkiem zadowolony z dotychczasowych poczynań Eliona, tym bardziej, gdy chłopak przedarł się niespodziewanie przez obronę Yoricka i omal nie poharatał mu przedramienia.
    Czując to pirat cofnął się rozkojarzony, uznając, że jak na jeden moment czarnowłosy zyskał dość przewagi  i pozwolił, by uczeń “zepchnął” go z powrotem na pokład, gdzie odczekawszy stosowną chwilę blondyn przeszedł do kolejnego punktu swojej checklisty sprawdzając, czy Elion będzie w stanie zablokować cios zadany pięścią.
    Jak się okazało, nie był.
    Uderzenie bez problemu dosięgnęło celu, sprawiając, że Elion zgiął się wpół, a stojący nad nim kapitan zacisnął usta w wąską kreskę, niemal namacalnie czując doskwierający uczniowi brak powietrza. W zasadzie Barnabas nie wiedział, czego się spodziewał. Może magicznej tarczy? Może uniku? Z drugiej strony wiedział przecież, że walki w Akademii różnią się nieco od tych typowo ludzkich. Z tylko sobie znanych powodów (Osobiście Yorick obstawiał megalomanię i skłonność do dram) Magowie rozwiązywali swoje konflikty magią, pozostawiając żelazo ludziom.
    Oczywiście, wielu magów potrafiło posługiwać się ostrymi przedmiotami ulepszają ich działanie zaklęciami, jednak niewielu z nich miało okazję faktycznie wykorzystać to do celów innych niż pokazowe.
    Widząc mordercze spojrzenie posłane w swoją stronę Yorick uśmiechnął się bezczelnie, rozkładając szeroko ramiona w niewerbalnym zachęceniu, by Elion podniósł się do pionu i spróbował mu zajebać. I faktycznie już po chwili młody mag napierał na niego z nową siłą, jednocześnie emanując swoją magią wszędzie dookoła, jasno dając piratowi do zrozumienia, że część jego samokontroli wyleciała z niego wraz z wyciśniętym mu z płuc powietrzem. Barnabas wykorzystał to bez większych skrupułów, najpierw subtelnie dając Elionowi znać zmarkowanym ciosem w bok, a chwilę później, widząc, że uczeń wciąż nie wyciągnął odpowiednich jego zdaniem wniosków, zasadzając mu bezczelnego kopa w piszczel.
    - No dalej, moje ty świecidełko, nie ułatwiaj mi tego! -Zaśmiał się, z zadowoleniem odkrywając, że nawet kicając na jednej nodze - jak skrajnie stereotypowy pirat - Elion jest w stanie uchronić się przed ciosem, a nawet wyprowadzić parę własnych. Chłopak wciąż jednak nie wyszedł z zasięgu rąk kapitana, o czym ten postanowił natychmiast go poinformować, wymierzając mu solidne uderzenie w pysk, które ku jego ogromnemu zaskoczeniu, zostało nie tylko uniknięte, ale dosłownie sekundy później zastąpione piękną, kurewsko bolesną w konsekwencjach kontrą.
    Z powodów znanych tylko sobie Elion zmarkował cios, okazując Yorickowi nad podziw duże pokłady litości, za co Barnabas, nie mając żadnych skrupułów, natychmiast podziękował mu skinieniem głowy. Na jego jeszcze przed chwilą kompletnie zaskoczonej twarzy pojawił się obraz samozadowolenia wymieszanego z dumą, która w połączeniu z jego czarującym uśmiechem tworzyły naprawde niesamowitą mieszankę.
    Stanowili niesamowity widok, Yorik był tego pewien. Pirat nigdy nie miał wątpliwości co do własnych atutów i niepodważalnej charyzmy, o fenomenalnym uroku osobistym nie wspominając, jednak dopiero tamtego wieczoru, stojąc naprzeciw emanującego mocą, rozgrzanego walką Eliona Barnabas mógł tak naprawdę zrozumieć, co czuli na co dzień przebywający z nim ludzie. Różnili się diametralnie to prawda,  każdy z nich unikalny na swój własny sposób, jednak mimo tego było w nich coś...zaskakująco podobnego. Nie w blond czy czarnych włosach, nie w postawie czy sylwetce obu mężczyzn, nawet nie w podejściu do całej sytuacji. Po prostu… W nich. W ułamku sekundy, na przestrzeni dzielącego ich spojrzenia. Może jeszcze nie teraz, nie tamtego wieczoru na środku morza podczas ich pierwszego sparingu. Ale było tam. Yorick widział to jak na dłoni i cały drżał z ekscytacji na samą myśl o tym, jak zapierający dech w piersiach efekt czeka na niego na końcu tej drogi. O ile oczywiście uda mu się ją przeżyć.
    Nagła podniosłość swojego spostrzeżenia wzbudziła w piracie niepokojący rodzaj wzruszenia, któremu mężczyzna kompletnie nie zamierzał się poddawać, toteż nie myśląc wiele blondyn uciekł się do otaczającej zewsząd rzeczywistości życia na morzu, rutyny i  swojej checklisty, skupiając się na powodach, dla których właściwie robili w tej chwili to, co robili. Cokolwiek ścisnęło mu serce - a było to to samo cholerstwo, które gryzło go już kiedy zobaczył Eliona po raz pierwszy, czy później, gdy chłopak świecąc jak pieprzona gwiazda z nieba stanął mu w drzwiach - musiało poczekać do chwili, w której Barnabas będzie miał dość czasu, by usiąść do tego na spokojnie i jeśli nie zapić tego na amen, to chociażby zakołkować na śmierć żelazną logiką. Podityrowany kolejną niezapowiedzianą przejażdżką na rollercoasterze własnych emocji Yorick postanowił przestać się pomału cackać i z zimną zaciekłością doprowadzić trening do jak najrychlejszego końca.
    Wiedział już, że Elion nie był na tyle zakompleksiony, by rzucać się na większych przeciwników, czy niepotrzebnie tracić siły na odpieraniu ich ataków przy jednoczesnym  udowadnianiu sobie czegokolwiek (przynajmniej w tej dziedzinie, dzięki niech będą Bogom i Saiorze), wiedział, że chłopak nie ma problemu z brudniejszymi zagrywkami, kiedy zostanie już do nich odpowiednio zachęcony (co z kolei otwierało całe pole możliwości ich przyszłym treningom), że jest zwinny, szybki w nogach i dość gibki. Wiedział, że Elion nie będzie miał skrupułów przed zadaniem odpowiedniego ciosu, co w ostatecznym rozrachunku zapewne okaże się w końcu kluczowe.
    Pozostało jedynie sprawdzić, jak uczeń  radzi sobie z połączeniem wszystkich tych rzeczy w chwili, w której jest już zmęczony. Nie myśląc wiele mężczyzna przystąpił do działania, narzucając uczniowi nowe, mordercze niemal tempo. Wyglądało to niemal tak, jakby Yorick nie tyle spychał, co wręcz prowadził Eliona w bardzo specyficznym tańcu, zmuszając jego ciało do robienia dokładnie tego, czego pirat od niego oczekiwał. Już po chwili czarnowłosy wpadł na jedno ze stojących na pokładzie dział, zaraz po tym lądując w kłębie lin z szablą u szyi.
    A potem, kompletnie nieoczekiwanie, Barnabas zajebał o burtę, pozbywając się całego zalegającego mu w płucach powietrza. W pierwszym, przymglonym bólem odruchu, widząc jak Elion podrywa się na nogi pirat uniósł rozżarzoną do czerwoności dłoń, chcąc usmażyć gada na miejscu w ramach samoobrony, zaraz jednak wraz z zaciąganym właśnie powietrzem wróciła mu zdolność racjonalnego myślenia, która rozgościwszy się na nowo w jego przytłumionej czaszce przypomniała mu do kogo mierzy i dlaczego powinien natychmiast przestać.
    Toteż przestał. Opuścił rękę, oparł się o burtę i wstał, machając w stronę wciąż stojących na schodach oficerów, że żyje i co za tym idzie, pomsta absolutnie nie jest konieczna.
    - Żyję! -Oznajmił najpierw, poprawiając kapelusz i płaszcz, a następnie uśmiechnął się lekko i pokiwał głową na samego siebie. Oczywiście, że zajebał mu magią.
    Westchnąwszy ciężko mężczyzna przeciągnął się z jękiem i czując, że wszystkie kości i organy są tam, gdzie powinny, odwrócił się na powrót w stronę wgapionych się w niego kuriozalnie piratów. Bliźniacy zaciskali dłonie na barierce, pochylając się znacznie w stronę pokładu (Blondyn miał śmieszne przeczucie, że żaden z oficerów nie wpadł na taki finał walki, a co za tym idzie, że żaden z nich nie wygrał pieniędzy, które  obstawili), a stojący obok nich bosman posyłał Yorickowi mordercze spojrzenia (ten stan rzeczy Barnabas rozumiał nawet lepiej, zakładając, że Erick oczami wyobraźni widział już wypadających za burtę marynarzy, albo zwłoki samego kapitana poszarpane gdzieś na maszcie.).  Nawet Yusuf wydawał się nieco przejęty, choć sądząc po jego spojrzeniu podzielał zarówno entuzjazm kapitana jak i całkiem realne obawy bosmana jak zwykle z resztą łącząc swoją osobą oba zamknięte na statku światy.
    - To co, możemy uznać, że się nada? - Yorick zaśmiał się bezczelnie, na co Faramund prychnął wyrzucając ręce w górę z niedowierzaniem, a Kassander pokiwał energicznie głową, zaraz zeskakując z półpiętra i ruszając w stronę stojących na pokładzie magów. Widząc to Barnabas westchnął ciężko, kompletnie nie mając ochoty na rozmowę z podjaranymi bliźniakami i zerknął przez ramię na Eliona, zaraz zmniejszając dystans między nimi i kładąc mu dłoń na ramieniu.
    - No to gratulacje Świetlik, zdałeś. -Oznajmił i poklepawszy go parę razy po ramieniu zdjął kapelusz i przeczesał włosy palcami, spoglądając na rozsypane po niebie gwiazdy. - Jeśli chcesz, idź się przebrać po tym, jak  chłopaki cię wypuszczą i dołącz do mnie na kolacji. - Powiedział  i uśmiechnąwszy się półgębkiem ruszył przed siebie, wymijając Kassandra i idących już za nim Faramunda i Ericka, kierując się wprost do ewidentnie czekającego na niego Yusufa.  
    - To było niesamowite! - Drugi oficer dopadł maga, klepiąc go w plecy z wyraźnym uznaniem i szczerząc się promiennie.
    - Kto by przypuszczał, że masz w sobie tyle pary! - Dodał jego brat, zrównując się z nimi wreszcie i gwiżdżąc przeciągle. - I te ruchy! Gdzie uczą takich rzeczy?
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Sro 11 Lis 2020, 13:12

    Na słowa "namiastki kultury osobistej" kąciki ust Eliona zadrgały w zdradliwym uśmiechu. Yorick i kultura osobista wydawały mu się skrajnymi przeciwieństwami. Miał go raczej za szalonego demona niż dżentelmena, ale pozostawił swoje przemyślenia dla siebie, na koniec tylko uznając, że bardziej niż kultura osobista, pasują do niego słowa urok osobisty. Z tym mógłby się zgodzić. Niechętnie, ale jednak. Nie pociągnął też tematu reszty do negocjacji, choć lekkość z jaką przeprowadzili tę krótką wymianę zdań działała na niego wyzwalająco. Nie tak wyzwalająco jednak, jak późniejszy sparing. Bo ten dopiero otworzył mu oczy na kilka szczegółów i nie chodzi tu tylko o walkę i znajomość przeciwnika pod kątem taktycznym, ale też o drobiazgi zupełnie innej natury. Na przykład to, że Yorcik był przystojny w ten seksowny, agresywny sposób. To nie ulegało wątpliwości i Elion był tego świadom od pierwszych sekund ich znajomości, ale czym innym było oglądanie go przechadzającego się w targowym tłumie, dyrygującego załogą czy w końcu spoglądanie na niego w odbiciu kapitańskiego okna - a czym innym zaś zobaczenie go teraz, tutaj, kiedy jego oczy błyszczały czujnie, ciało było napięte i wilgotne od potu, a po ustach błąkał się drapieżny uśmiech. Elion musiał przyznać, że gdyby nie cały ten cyrk jaki zafundowała mu Saiora i wszystkie nieporozumienia wynikłe z ich różnic, patrzenie na Yoricka przez pryzmat jego wyglądu i charyzmy byłoby śmiesznie proste. Za proste. Było takie nawet teraz. Proste i niebezpieczne. Były momenty, kiedy Elion wyczuwał zapach jego ciała, znajomą już mieszankę tytoniu, morskiej bryzy i korzennych przypraw teraz doprawioną wonią potu, co w zestawieniu z buzującą w żyłach adrenaliną, sprowadzało jego myśli w bardzo nieprzyzwoite rejony. Jakby to było poczuć siłę jego dłoni na sobie? Jakby to było zobaczyć tę pasję w jego oczach, kiedy ich usta dzieliłby milimetry? Jakie to uczucie, kiedy wyciskałby z płuc powietrze nie ciosem, a ciężarem własnego ciała?
    Elion mógł być na siebie zły, racjonalnie, ale tak właściwie przecież te fantazje nie były niczym dziwnym ani złym. Normalna reakcja, jeśli gustowało się w mężczyznach, a z tym nigdy nie dyskutował. Yorick był atrakcyjny, był pieprzoną legendą, potężnym magiem i zajebistym szermierzem. To była mieszanka, która w odpowiednich momentach (a ten takim był) przesłaniał nawet świadomość, że był również niebezpiecznym mordercą. To było normalne, powtarzał sobie, kiedy łapał się na tym, że patrzy na niego inaczej. Całe szczęście, że w walce łatwo było pomylić pożądanie z agresją. Nawet na koniec, gdy legł w zwojach lin, sam nie do końca wiedział, co jest w nim silniejsze, czy nowo odkryte pragnienia, czy chęć uderzenia raz jeszcze i nie poddania się w walce. Dlatego dla ukojenia własnego sumienia, skorzystał z magii. Odruch, wypracowanie, utarte schematy. Bezpieczne. Ale już po chwili wibracje yorickowej magii wdarły się w niego szturmem. Wiedział, co zwiastowały, a choć się nie spodziewał, to zadziałał bezbłędnie. Połyskliwa, półprzezroczysta bariera utkana z błękitu wyrosła przed nim równie błyskawicznie, co zadawane przedtem ciosy. Na moment rozpaliła jego tatuaże i oczy, ale wszystko zgasło w chwili, kiedy dłoń Yoricka straciła wściekłą barwę rozżarzonego węgla.
    Kiedy Elion ochłonął, coś mocno szarpnęło jego sercem. Ten widok, odruch, łatwość z jaką Yorick sięgał po swoją moc w chwili zagrożenia wywołała w nim drażniące poczucie zjednoczenia. Nie chciał tego. Nie chciał widzieć w nim człowieka, którego powinien podziwiać, z którym powinien czuć jakikolwiek związek. Którego powinien pożądać. Jednak wielki Barnabas, postrach mórz i oceanów, człowiek który gardził Radą Magów, plując na prawo każdego istniejącego królestwa, był magiem. Był nim niezaprzeczalnie. Był nim ponad wszystko inne i to definiowało go bardziej niż kapitański kapelusz, wierna załoga czy wszystkie popełnione zbrodnie. Było podstawą, fundamentem. Reszta... reszta była wyborem.
    Odetchnął drżąco, rozbity nowym natłokiem myśli. Ignorował napięcie za plecami, niemal namacalne, sądząc po tym jak bardzo ludzie Yoricka byli mu oddani i dysząc, wbijał wzrok w podnoszącego się kapitana jakby zobaczył go po raz pierwszy. Patrzył na niego z przejęciem, niezdolny powstrzymać dziwnej, obezwładniającej tęsknoty. Bogowie, jeśli do całego tego szumu dojdzie jeszcze taka fascynacja, to jaka była szansa, że to wytrzyma?
    Kiedy Yorick zwrócił się do oficerów, Elion pośpiesznie otarł czoło przedramieniem i odwrócił wzrok. Rozluźnił chwyt na wilgotnej od potu rękojeści szabli, starając się przybrać neutralny wyraz twarzy.
    Zrzucał to na rozemocjonowanie walką, na słabość w obliczu prawdziwych emocji, których nie powinien odczuwać, którym nie powinien pozwalać sobą szarpać i być podstawami do podejmowania decyzji. Wiedział to, przecież właśnie tego uczono go od samego początku, a jednak nigdy, choć bardzo się starał, nie był w stanie zapanować nad sobą jak robili to jego pobratymcy. A tu, było mu jeszcze trudniej.
    Słyszał za sobą kroki oficerów, ale nie odwrócił się. Spojrzał w bok na Yoricka, zanim jego dłoń nie opadła mu na ramię. Odnalazł w jej cieple i ciężarze coś kojącego, za co szybko zganił się w duchu.
    - Dziękuję - odparł, tym jednym słowem pragnąc zawrzeć wszystkie nieokreślone emocje. Może dlatego zabrzmiał mrukliwie i cicho.
    Zerknął krótko na jego profil, kiedy uniósł głowę żeby spojrzeć w ciemne już niebo i tak jak Yorick szukał czegoś w rozsianych po granacie gwiazdach, tak Elion zatopił wzrok w deskach pokładu.
    - Przyjdę - powiedział tylko, kolejny raz czując się ociężały i zagubiony. Zbyt często mu się to zdarzało. Teraz, kiedy powinien być najsilniejszy, rozsypywał się przez drobiazgi.
    Bliźniacy wypełnili sobą przestrzeń, piejąc z zachwytu. Elion wchłonął ich entuzjazm, używając go do znalezienia własnej równowagi. Poza tym... przecież to naprawdę była dobra walka. Pomijając wszystkie drapieżne yorickowe uśmiechy, jego aprobatę i błysk dumy w jego oczach. I tę jego prawdziwość, która wżarła się w elionowe serce i nie chciała odpuścić.
    Wywrócił oczami, uśmiechając się krzywo.
    - Nie jestem aż tak niepozorny. - Powiedział to z pewnością, która tylko braci rozbawiła. - Och, pieprzcie się - żachnął się, oburzony na żarty.
    - Może nie zginiesz przy pierwszej jatce - mruknął Erick z przyklejonym do twarzy cynicznym uśmieszkiem. Wciąż wydawał się Elionowi wrogi, ale w jego oczach dostrzegł błysk aprobaty, a to był dobry początek. Mag odruchowo skłonił mu się lekko w podzięce, sprawiając, że brew wytatuowanego żeglarza drgnęła, a z jego ust wyrwało się prychnięcie. Kręcąc głową jakby Elion zrobił coś niedorzecznego, wyminął go i ruszył ku dziobowi.
    - No, to gdzie uczą tego, to takie... - Faramund wykonał ruchy rękami, które nic Elionowi nie podpowiedziały, za to rozbawiły go tak, że zmuszony był parsknąć w zwinięta dłoń.
    - Tego nie wiem gdzie uczą, ale mogę nauczyć cię paru sztuczek, a w zamian nauczysz mnie kilku portowych chwytów, co ty na to?
    - Więc chcesz iść na układ? - Mężczyzna wyszczerzył się niebezpiecznie, ale Elion kompletnie nieprzejęty, wzruszył ramieniem i kiwnął głową.
    - Na to wygląda.
    - No, no. Świetnie, to ja też w to wchodzę. - Kassander oparł dłonie na biodrach, a mag uznał, że to wcale nie taki zły pomysł. Słowa Słowika o szukaniu nowych przyjaciół dotarły do niego całkiem dobrze. Nie chciał dłużej uciekać od tego, co nieuniknione. Mógł zmierzyć się z konsekwencjami. Musiał się z nimi zmierzyć.
    Poświęcił oficerom kilka chwil, wymieniając uwagi na temat odbytej walki. Rzucili mu kilka wskazówek, ale i wiele pochwał, które Elion przyjmował z właściwym sobie łagodnym zdystansowaniem. W głębi duszy jednak, czuł się naprawdę szczęśliwy.
    Kiedy w końcu wyrwał się z ich rąk, zapewniając, że chętnie odbędzie sparing z każdym z nich, a nawet z dwójką na raz, ruszył w końcu do swojej kajuty. Dopiero za jej drzwiami, ze zdumieniem stwierdził, że wciąż trzyma w dłoni szablę. Odłożył ją na łóżko i rozprostował zgrabiałe palce. Całe ciało miał napięte, ale w ten bardzo przyjemny sposób. W jego żyłach nie grała już adrenalina, ale całość zajścia zostawiła po sobie kojące zadowolenie. Czuł też narastający głód wiec wizja kolacji wydawała się tym bardziej zachęcająca. Pomyślał nawet, że gdyby wszystkie dni wyglądały jak ten, życie tutaj mogłoby być nawet... znośne. O ile nie będzie za bardzo skupiał się na fizycznych aspektach swojego "mistrza".
    Rozebrał się z przepoconych ciuchów, wzdychając z rezygnacją, kiedy uwolnił męskość w połowie drogi na baczność. Za długo z nikim nie był, jeśli byle fantazje sprawiały, że robiło mu się ciasno w spodniach.  
    Obmył ciało wilgotnym ręcznikiem, kategorycznie odsuwając od siebie niechciane wizje i potrzeby własnego ciała. Nie chciał kazać Yorickowi czekać zbyt długo, więc doprowadził się do porządku w kilkanaście minut. Przebrał się w podobny do wcześniejszego strój z tym, że obecna koszula miała barwę czerni, ale jej krój a także zdobienia przypominały do złudzenia poprzednią. Przeczesał nawet zmierzwione włosy, ale wilgotne kędziory kręciły się bardziej niż zwykle, więc ostatecznie odpuścił i ruszył na spotkanie z kapitanem.
    Nie wiedział czego spodziewać się po tej kolacji, jednak dzisiaj stając przed drzwiami do jego kajuty, czuł się bardziej zaintrygowany niż zaniepokojony.
    Zapukał, a kiedy drzwi stanęły przed nim otworem, wyciągnął w kierunku Yoricka rękojeść szabli.
    - Zapomniałem oddać - wyjaśnił.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Pon 16 Lis 2020, 12:42


    Rozemocjonowanie Eliona umknęło Barnabasowej uwadze, gdyż kapitan niemal w całości skupił się na idących w ich stronę oficerach, kierując swoje myśli ku stojącemu na rufie Yusufowi i jego ciemnemu, przenikliwemu spojrzeniu. Mężczyzna chciał jak najszybciej dowiedzieć się, co Raa’d myśli o możliwościach bojowych Eliona i czy udało mu się dostrzec w gestach ucznia coś, co jemu samemu umknęło przysłonięte niewygodnymi, niebezpiecznymi myślami. Słysząc podziękowanie pirat uśmiechnął się więc jedynie pod nosem, wciąż pochłonięty własnymi myślami i skinął głową na znak, że przyjął zgodę Eliona do wiadomości zaraz potem gwizdając na swoje krzesło i ruszając przed siebie w stronę rufy w towarzystwie dreptającego obok mebla.


    Już po chwili mężczyźni spotkali się w połowie schodów i jednomyślnie ruszyli w stronę kapitańskiej kajuty, w której gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, Yorick zrzucił z siebie kapelusz i płaszcz, a następnie kompletnie nie przejmując się obecnością przyjaciela - również i poharataną w boju koszulę, rzucając wszystko na usłużnie nadstawiające się krzesło, by następnie gestem ręki przywołać do siebie wodę z dzbana stojącego na komodzie i obmyć się za jej pomocą z potu i emocjonalnego rozkojrzenia.
    - To była całkiem niezła walka, nie sądzisz? - Zagadnął, gdy wypełniająca pomieszczenie cisza wydała mu się w końcu dziwnie nie na miejscu. Jasne, milczenie Yusufa nigdy właściwie nie było zaskoczeniem, jednak to konkretne zdawało się Barnabasowi jakoś niecodziennie podejrzane, toteż mówiąc, blondyn zerknął kątem oka na stojącego przy drzwiach przyjaciela i z zaintrygowaniem odkrył, że ten przygląda mu się bacznie, ewidentnie mierząc się z chęcią powiedzenia czegoś na głos. Mag wyprostował się więc i uśmiechnął przyjaźnie rozkładając szeroko ramiona w zachęcającym geście, starając się wyglądać tak, jakby nic na świecie nie mogło zepsuć mu humoru, licząc, że jakiegokolwiek problemu ciemnowłosy nie doszukał się w Elionie, sprawę da się natychmiast rozwiązać. Tymczasem Yusuf przyglądał mu się dalej bez słowa, ze skrzyżowanymi na piersi ramionami i plecami opartymi o drzwi kajuty, zupełnie, jakby czekał na jakiś znak (ewidentnie inny od tego, którym Barnabas właśnie go obdarzył) który upewnił by go w przekonaniu, że rozmowa odbywająca się już w jego głowie jest warta przeniesienia na łono rzeczywistości.
    Widząc zawarte w czarnym spojrzeniu Raa’da wahanie Yorick odetchnął lekko i spojrzał na niego pobłażliwie, postanawiając przejąć od niego konwersacyjną piłeczkę, dodając do tego jeden ze swoich kojących uśmiechów.
    - Daj spokój, jeśli chodzi o ten magiczny atak, to kompletnie nie… -Zaczął, jednak Yusuf wciął mu się niespodziewanie w zdanie, odrywając się od drzwi i zamiast o nie, opierając się o blat pustego jak dotąd stołu.
    - To spojrzenie, którym go obdarzyłeś... -Jedwabisty głos mężczyzny zabarwiony stanowczym, jednak zaciekawionym tonem świadomie bardziej lub mniej wywołał na ciele Barnabasa delikatne ciarki, które jeszcze nasiliły się pod przenikliwym spojrzeniem wpatrującego się w niego nieustępliwie kwatermistrza. Myśli Yoricka zatrzymały się na moment, odbiegając od Eliona i jego “ataku”, o które do tej pory był pewien, że chodziło, zamiast tego kierując się w stronę swojego własnego zachowania. Sama myśl o tym, że przeżywane przez niego emocje mogły okazać się transparentne i gołym okiem widoczne dla otaczających go ludzi zmroziła mu krew w żyłach powodując, że przesuwająca się po jego ciele woda wymsknęła się z toru jego zaklęcia i znienacka zaatakowała mu spodnie.
    - Kurwa. - Barnabas oderwał zaskoczone spojrzenie od stojącego w bezruchu przyjaciela i utkwił je w tworzącej się dookoła niego kałuży, z kompletnym niedowierzaniem przetwarzając w sobie informacje o ‘nieudanym” czarze i równie nieudanej próbie utrzymania swoich uczuć poza zasięgiem innych ludzi. Uniósłszy wodę z posadzki Yorick otworzył magią drzwi prowadzące na balkon i “wylał” ją za burtę, zaraz rozwiązując spodnie i zrzucając je z siebie z niedorzecznym plaśnięciem.
    - Chodzi ci o to, które posłałem mu mówiąc,żeby nie ułatwiał mi wpierdalania sobie, czy o .to, kiedy omal nie zajebał mi rękojeścią szabli? -Zagadnął nonszalancko, zdejmując przy tym buty, próbując pokierować rozmową w stronę bardziej błahych spraw, starając się uspokoić walące mu w panice serce zimną logiką i nadzieją, że może Yusufowi wcale nie chodzi o to, o co blondyn był niemal pewien, że chodziło.
    Raa’d uniósł brew w wyrazie niedowierzania, zupełnie, jakby podobna odpowiedź i w ogóle założenie że fortel tego typu jakkolwiek by na niego zadziałał były zwyczajnie uwłaczające, a następnie, westchnąwszy ciężko, zastanowił się w duchu, czy naciskanie na temat doprowadzi go do jakiegokolwiek merytorycznego skutku.
    - Yorick...-Zaczął, chcąc uświadomić stojącego przed nim nago maga, że jego pytanie było podyktowane jedynie ciekawością i niczym więcej, jednak tym razem to kapitan wciął mu się w zdanie wzdychając ciężko w wyraźnie poddańczym geście.
    - Ktoś jeszcze to widział? -Zapytał, wieszając spodnie na balkonowych drzwiach, zaraz spoglądając na przyjaciela z czymś na kształt zażenowania. Yusuf pokręcił przecząco głową. Poza nim nikt na statku nie skupiał się specjalnie na wewnętrznym życiu kapitana, prawdopodobnie głównie dlatego, że niewielu marynarzy w ogóle posądzało go o jakąkolwiek emocjonalną głębię, wychodzą albo z założenia, że Yorick pokazuje dokładnie to, co w nim siedzi, albo dochodząc do wniosku, że tak długo jak pirat pełni swoją funkcję bez zarzutu, nie jest to w zasadzie niczyj interes. Poza tym, nawet zwróciwszy jakimś cudem uwagę na coś tak trywialnego jak spojrzenie pirata , żaden innym mężczyzna nie byłby w stanie odpowiednio go zinterpretować, toteż w zasadzie poza Yusufem nie było nikogo, kto doszukał by się w nim czegoś niecodziennego.
    - Wątpię. -Odparł w końcu czarnowłosy, na co Barnabas skinął głową, idąc w stronę jednej ze stojących przy łóżku skrzyń w poszukiwaniu jakichś nowych ubrań. Przez pół minuty żaden z żeglarzy nie odezwał się słowem, każdy z nich pochłonięty własnymi myślami.
    Dla Barnabasa cała sytuacja wydawała się niepotrzebnie napięta pomimo, że przecież właściwie nie działo się absolutnie nic nowego a jedynym źródłem napięcia był on sam. W zasadzie, nie chodziło nawet o Yusufa, który tak czy inaczej czytał z Yoricka jak z otwartej księgi pomimo wszystkich starań kapitana, zachowując przy tym wygodny ( i bardzo doceniany) dystans, porywając się na pytania jedynie wtedy, gdy nie był czegoś pewien, co na przestrzeni ich wieloletniej współpracy i tak zdarzało się niemal niepokojąco rzadko.
    Tym, co tak naprawdę niepokoiło naciągającego spodnie maga była raczej myśl, że nie tylko jego przyjaciel mógł doszukać się w jego spojrzeniu czegoś szczególnego. Zwłaszcza, że w tamtym momencie śledziła go jeszcze jedna para przenikliwych oczu, w dodatku usytuowana znacznie bliżej niego od tej pierwszej.
    - A ty co widziałeś? - Zapytał w końcu, nie mogąc pokonać w sobie nawyku każącego mu sprawdzić na czym stoi przed niepotrzebnym odsłanianiem kart. Nie wiedział z resztą, co dokładnie rzuciło się Yusufowi w oczy i jak ciemnowłosy zinterpretował coś, czego Yorick sam jeszcze nie potrafił do końca określić.
    - Gdybym był pewien, nie pytałbym… - Raa’d wzruszył ramionami, zaraz uśmiechając się delikatnie, na co Barnabas westchnął lekko odkrywając z zaskoczeniem lekki zawód na myśl o tym, że jak widać nie tylko on miał problem z określeniem tego co w nim siedzi. Tymczasem, w oczach oficera błysnęła znajoma, figlarna iskra. - Ale jeśli pamięć mnie nie zawodzi, moja siostra patrzyła tak na narzeczonego w dniu ich ślubu... -Dorzucił niewinnie, na co blondyn parsknął jedynie, przewracając oczami, śmiejąc się lekko.
    - To mi raczej nie grozi… -Zapewnił z rozbawieniem, nie wiedząc czy chodzi mu stricte o ślub czy o miłość w ogóle. - Ale co by to nie było, mam to pod kontrolą… -Zapewnił zaraz, poważniejąc nieco, na co Yusuf skinął głową nie przestając się jednak uśmiechać, zupełnie jakby miał na ten temat własne zdanie.
    - Wracając jednak do Świetlika… -Barnabas odchrząknął , zamierzając zmienić temat, jednak nim zdążył powiedzieć coś więcej, po kajucie rozeszło się pukanie do drzwi. Pirat westchnął ciężko i minął przyjaciela podchodząc do drzwi by następnie otworzyć je za pomocą magii i szybko dopiąć dotychczas wiszące na nim luźno spodnie.
    - Świtlik! -Powitał ucznia, rozpromieniając się w szerokim uśmiechu, by już po chwili przesunąć swoje niebieskie spojrzenie z twarzy ucznia na wyciągniętą w jego stronę szablę. - Nie musiałeś, prawdopodobnie jeszcze ci się przyda. Chyba, że masz własną? - Zapytał, zapraszając Eliona do środka gestem ręki i jednocześnie przytrzymując drzwi dla podnoszącego się ze stołu kwatermistrza. Nie spodziewał się, że Elion pojawi się tak szybko, nie miał jednak złudzeń co do tego, że Yusuf nie postanowi dotrzymać im towarzystwa przy kolacji, wybierając towarzystwo swoich ksiąg i zwojów.
    - Dokończymy przy śniadaniu. - Zwrócił się do mijającego go w drzwiach przyjaciela, dając mu jasno do zrozumienia, że wcale nie chce kończyć ich przerwanej rozmowy, na co ten skinął jedynie głową, posyłając mu jeden ze swoich zwykłych, przyjaznych uśmiechów. Zamknąwszy drzwi do kajuty, blondyn odwrócił się w stronę ucznia i klasnął w dłonie, rozglądając się jednocześnie za jakąś wolną koszulą.
    - I jak tam bliźniacy? - Zagadnął, podchodząc do skrzyni z ubraniami i przerzucając jej zawartość. - Prawdę powiedziawszy nie miałem pojęcia, że tak szybko uda ci się wywinąć spod ich ciekawskich spojrzeń. Dałeś całkiem przyzwoity pokaz na pokładzie,panowie prawdopodobnie pierwszy raz w życiu widzieli tak czyście Novirghawrdzkqą technikę. -Pochwalił, niecierpliwiąc się poszukiwaniem i zwyczajnie przywołując koszulę zaklęciem, zaraz narzucając ją na siebie i rozpuszczając włosy. Przeczesawszy blond pukle palcami pirat podszedł do biurka i sięgnąwszy po wiszący na krześle kapelusz,założył go na głowię, następnie opierając się o blat i krzyżując ręce na piersi.
    - Od jak dawna trenujesz?
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Sro 18 Lis 2020, 00:30

    Brwi "Świetlika" powędrowały w górę, kiedy drzwi otworzył mu kapitan w pięknym półnegliżu do tego w pośpiechu zapinający spodnie. Jak na złość, chciałoby się rzec, biorąc pod uwagę jego wcześniejsze rozważania na temat patrzenia na Yoricka przez pryzmat jego wyglądu. Widać los nadal zamierzał robić mu złośliwości jakby do tej pory był za mało złośliwy.
    To oczywiście nie był pierwszy raz gdy Elion widział półnagiego faceta. Takie widoki normalnie nie robiły na nim wrażenia, ale teraz ciężko było mu oderwać spojrzenie od wyrzeźbionego, pokrytego bliznami i tatuażami ciała. Ciekawość popychała go do obserwacji, a wiedział, że nie powinien się gapić. Po pierwsze nie wypadało, a po drugie na wszystkich bogów, to był cholerny Yorick i samo to powinno być wystarczającym powodem, by odwrócić wzrok. Z pomocą przyszedł mu ruch w kajucie, zwiastujący obecność osób trzecich, w tym wypadku Yusufa. Mag przezornie skierował więc wzrok na niego i skinął mu głową jak robił to zawsze gdy krzyżowali spojrzenia.
    Dopiero po chwili dotarło do niego całkiem śmiałe podejrzenie bazujące na tym półnegliżu i rozpiętych spodniach, że może oni dwaj...
    Pośpiesznie odepchnął do siebie te myśli.
    To nie była jego sprawa.
    - Wybacz, jeśli jestem za wcześnie - zaczął ostrożnie, a potem spojrzał na trzymaną w dłoni, wspomnianą broń. - Szablę? Nie. Mam miecz - odparł odruchowo, w końcu znów spoglądając na Yoricka w całej jego półnagiej okazałości. Usunął się też z drogi oficera, który najwyraźniej nie zamierzał zostawać. Naturalnie przemknęło mu przez myśl, co też mieli dokończyć przy śniadaniu, ale porzucił te rozważania, przypominając sobie, że to naprawdę nie była jego sprawa. Tym bardziej jeśli dotyczyła jakieś większej zażyłości.
    Płytko skłonił się oficerowi raz jeszcze, tym razem na pożegnanie i dopiero kiedy drzwi się za nim zamknęły, podjął temat broni. Nie ruszył się też spod drzwi, przez co z bronią w ręku, ubrany jak szlachcic, wyglądał bardziej jak członek jakiejś królewskiej straży w cywilu niż zaproszony na kolację uczeń maga. Miał w sobie niewymuszone dostojeństwo, jakiś nieokreślony chłód, szczególnie wtedy, kiedy zupełnie się kontrolował. Tak jak teraz.
    - Walka szablą ma swoją specyfikę, do której nie przywykłem, ale mogę pożyczyć ją na jakiś czas żeby się wprawić. Bo chyba będę miał z kim. - Uśmiechnął się niepewnie na wspomnienie rozmowy z bliźniakami, o których to Yorick za chwilę sam wspomniał, krzątając się po kajucie. Elion zawiesił spojrzenie na jego szerokich plecach, kiedy pochylał się nad skrzynią. Swoją ciekawość tłumaczył sobie chęcią obejrzenia tatuaży i przyjrzenia się bliznom, niektóre z nich wyglądały bowiem na pozostałości po naprawdę poważnych ranach. To było zastanawiające... ale nim zdążył wypowiedzieć pytanie, które mu się nasunęło, Yorick mówił dalej, znów wlewając w serce młodego maga trochę ciepła. Czysta Novirghawrdzkqa technika... to brzmiało dumnie, choć Elion był w zasadzie całkiem skromny i nie uważał się za aż tak dobrego szermierza, to ten komplement wyraźnie sprawił mu przyjemność.
    - Wykupiłem wolność zapewnieniem, że nauczę ich kilku sztuczek. Obiecali się odwdzięczyć, a coś czuję, że przyda mi się znajomość portowych zagrywek - odparł, obracając w dłoni rękojeść szabli. Miał oczywiście na myśli ich ostatnią walkę i brzydkie, ale przydatne zagrania. - Jeśli potrzebujesz więcej czasu, mogę wrócić później - dodał po chwili, krzyżując spojrzenie z rozpuszczającym włosy kapitanem. Nieświadomie zmrużył oczy, przyglądając mu się z ciekawością. Jasne, puszczone luzem pasma w oczach Eliona dodawały yorickowemu obliczu ujmującej psotliwości, nieco łagodząc twarde rysy. To wrażenie spotęgował tylko nasadzony na głowę kapelusz. Młody mag uśmiechnął się wtedy kątem ust, ale darował sobie komentarz. Widać było jednak, że miał chęć coś powiedzieć, być może, o zgrozo, nawet zażartować, ale wtedy jego spojrzenie zatrzymało się na szybie okna, na którego tle stał kapitan i które to jeszcze wczoraj robiło za ekran do pokaz tortur i mordu. To wspomnienie wróciło do niego, całkiem żywe, szczególnie teraz, kiedy znów tu był i sprawiło, że uśmiech nagle zgasł, zastąpiony dystansem.
    - Szermierkę od piętnastego roku życia, mniej więcej - odpowiedział, skupiając się nie na swoich bardzo frywolnych dzisiaj myślach, a na poruszonym temacie. Odwrócił spojrzenie od okna, kierując je na kapitana, wręcz zmuszając się by nie patrzeć za niego. Zastanawiał się czy Yorick ustawił się w ten sposób specjalnie, żeby go drażnić albo wystawić na próbę. - Ale wróciłem do bardzo regularnych treningów dopiero po dołączeniu do Akademii. Więc tak ogólnie licząc, około siedemnastu lat. Czynnie, od pięciu. Tak w ogóle... - Przechylił lekko głowę, patrząc na niego z namysłem i próbując nie roztrząsać niepotrzebnie kwestii, na które nie miał wpływu. - Masz na ciele wiele blizn, a przecież mógłbyś je usunąć. To forma... trofeum?

    Sponsored content

    For glory, power and gold! - Page 2 Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Sponsored content

      Similar topics

      -

      Obecny czas to Czw 16 Maj 2024, 23:24