I tak jak można było się spodziewać, kolejnego dnia żałował wszystkiego. Najbardziej jednak tego, że nie był na tyle silny, by uczyć się w normalnym trybie i tego, że w ogóle Siora go tu wysłała. Jeśli to wszystko miało być tylko jakąś głupią karą za jego słabość, to nie wiedział czy to zniesie.
Razem z prychnięciem i nową ksywką, Elion uniósł lekko podbródek, a jego spojrzenie stwardniało. Zaskakujące było jak wiele godności mógł mieć ktoś, kto wyglądał jakby właśnie odbył mało chwalebną bitkę w karczmie. Jednak cokolwiek by o Elionie nie mówić i jakkolwiek źle by się nie czuł, niewymuszone dostojeństwo, którym cechowali się wszyscy magowie (a przynajmniej wszyscy magowie z Novirghawrq) zdawało się przylgnąć do niego na dobre.
Nie skomentował wymiany zdań między Barnabasem a Erickiem. Ba, nie powiedział nic nawet na te wyrazy współczucia z bardzo prostej przyczyny - nie wierzył w ani jedno. I to by było na tyle jeśli chodziło o zaufanie, które Yorick chciał gdzieś tam budować sobie z czasem. Elion może w tej chwili na to nie wyglądał, ale czuł się jak szczur na tonącym statku - zaszczuty i przerażony. I jedyne czego spodziewał się po Yoricku, to krzywdy.
- Dziękuję - mruknął kurtuazyjnie, wcale nie czując się za nic wdzięcznym. Wszedł do środka, bezwiednie wodząc spojrzeniem po wystroju kajuty. Owszem, był tu wczoraj, ale wtedy nie był w stanie skupić się na takich niuansach. Zresztą i teraz nie miał chęci na podziwianie pysznych mebli ani zastanawianie się nad tym, że w zasadzie właśnie zbliżył się do yorickowej prywaty.
Dostrzegłszy Yusufa i jego radosny uśmiech, Elion skłonił mu się płytko. Beznamiętnie patrzył na tę uroczą scenkę. Brew nawet mu nie drgnęła, kiedy Barnabas wyrecytował wszystkie swoje imiona, bo po pierwsze nie był pewien czy wszystkie były prawdziwe, a po drugie mało go to obchodziło, podobnie jak mało obchodziło go jakie relacje miał kapitan ze swoim pierwszym oficerem. Jeszcze wczoraj był zaintrygowany, ale dzisiaj... dzisiaj miał ochotę udusić wszystkich z sobą na czele.
Nawet nie odprowadził oficera spojrzeniem. Wpatrywał się gdzieś w punkt przed sobą, napięty jak struna, która mogłaby w każdej chwili pęknąć. Nie ruszył się też, obrzucając zacierającego ręce Yoricka spojrzeniem tak bardzo pozbawionym jakiegokolwiek wyrazu, że ciężko było zinterpretować o czym myśli. A myśli galopowały przez jego głowę z szybkością stada przerażonych koni. Bardzo szybko zrozumiał, że po Barnabasie mógł spodziewać się dosłownie wszystkiego, a nieprzewidywalność cholernie go przerażała. Elion działał na wypracowanych schematach, na zasadach wpojonych mu latami nieczułego wychowania i wymogami świata w jakim przyszło mu żyć. Rzucony w paszczę chaosu gubił się okrutnie. Zdawał sobie sprawę, że rozmowa, którą za chwilę będzie zmuszony odbyć będzie nieprzyjemna, ale jako uczeń przywykł do bycia pouczanym. Tylko niestety wiedział już, że kapitan nie działał jak mistrzowie, których znał i do których przywykł.
Gest go zaskoczył. Drgnął wyraźnie i choć różnili się od siebie gabarytami, to Barnabas mógł wyczuć chwilowy opór ciała, które bez wątpienia było silniejsze niż na to wyglądało. Nawet w obecnym stanie.
Z ociąganiem dał się poprowadzić, słuchając słów, które w końcu miały jakiś związek z jego sprawą. Już pierwsze kilka zdań sprawiło, że miał ochotę warknąć. “Młodzieńczy mętlik” ubódł w jego godność, osiadł wstydem na duszy. Pamiętał swoje wyznanie z wczoraj i choć wiedział, że zostanie użyte przeciwko niemu, nic nie mógł poradzić na gniew zbierający się w trzewiach. Palił go jak ogień wzbierający w smoczej gardzieli.
Nie miał pojęcia do czego to zmierza, ale miał cholernie złe przeczucia.
Spojrzał na swoje odbicie w szybie kapitańskiego okna. Obraz zamazywał się delikatnie, błyskał niezmordowanym błękitem i był cholernie obcy przez wzgląd na to, że nie odbijał się w nim sam. Obejma yorickowego ramienia, jak klamra spajała go z tym miejscem, z tym momentem. Ciężar i ciepło jego ciała w innych okolicznościach uznałby za przyjemny, ale teraz oznaczał łańcuch zależności.
“Mam rodzinę.”
Wspaniale, dobrze dla ciebie - syknął w myślach z goryczą. Na moment spojrzenie dwukolorowych oczu, przedtem twardo wbite w obraz ich sylwetek, uciekło w bok. Naturalnie słowa Yoricka były dla niego zrozumiałe, podobnie jak jego obawy, choć takie pojęcie jak “rodzina” czy nawet “przyjaciel”, były dla Eliona jedynie odległym echem, rzeczami o których wiedział, że istniały, ale nie w jego rzeczywistości. Więc w tamtej chwili Elion wiedział już do czego to zmierzało. Był gotów przeprosić i zapewnić, z pełną szczerością i determinacją, że nigdy więcej nie narazi jego ludzi na szwank. Sam przecież też źle czuł się z własnym błędem. Przyznawał się do niego przed sobą i przyznałby się przed nim. Nie chciał więcej go popełnić, ale Yorick pragnął przesady, tak jak wczoraj. I zamiast dać dojść do słowa swojemu głupiemu uczniowi, postanowił pokazać mu coś, czego ten na długi czas nie zapomni i z czym przyszły mu na myśl bardzo nieodpowiednie w jego położeniu postanowienia.
Beznamiętność głosu Barnabasa była przerażająca tylko dlatego, że zwykle kipiał emocjami, a w zestawieniu z tym, co pojawiło się na szybie zamiast odbicia ich twarzy, była jak obietnica najgorszych koszmarów. Elion w odruchu chwycił głęboki haust powietrza. Całe jego ciało w jednej chwili stężało od napięcia, a oczy zaszły łzami. Zamrugał szybko, wyrzucając spomiędzy spierzchniętych warg jeden, drżący szept:
- Bogowie…
W swoim życiu nie widział nigdy tylu okropieństw. Takiego nagromadzenia masakry i okrucieństwa, takiego horroru. Zrozumiał doskonale kto zgotował tym ludziom taki los więc naraz zrobiło mu się niedobrze. Ten ktoś właśnie obejmował go ramieniem.
Nie zwrócił zawartości żołądka tylko dlatego, że jej nie było. Choć targnęły nim torsje. Po kilku chwilach zamknął oczy i zacisnął szczęki. Nie musiał oglądać całości tego przedstawienia, te kilka obrazów w zupełności wystarczyło żeby wpadł w panikę. Miał ochotę udusić Saiorę gołymi rękami. Czy ona zdawała sobie sprawę kogo nazywała przyjacielem? Przecież… ten człowiek nie powinien chodzić po ziemi. Stanowił cholerne zagrożenie, dokładnie tak jak mówią. Był pieprzonym sadystą i wariatem, a Rada pozwalała mu tak po prostu egzystować i robić co chciał. Przecież tak nie mogło być!
Elion nie był w stanie wyczuć, że blokady Yoricka prewencyjnie spadają, by uchronić statek od możliwych uszkodzeń. To było niebezpieczne dla samego Barnabasa, ale najwyraźniej był gotów się poświęcić. Dzięki temu, z chwilą wzrostu elionowego przerażenia, mógł poczuć jednostronne nawiązanie więzi. Moc maga wdarła się w niego z siłą wzburzonego morza - niepowstrzymana, gwałtowna i niebezpieczna, ale już po pierwszym uderzeniu wyciszyła się, napływając jak leniwe fale przyboju, kojąco i sycąc jego potęgę w taki sposób w jaki żaden inny mag do tej pory nie był w stanie bo zwyczajnie nie miał takiej mocy. Elion nawet w chwili wycieńczenia silniejszy był od przeciętnego czarodzieja i właśnie teraz Barnabas mógł odczuć to bardzo wyraźnie. Jednak poza tym było coś jeszcze. Sama natura elionowej magii zdawała się przeczyć jego charakterowi, kpić z jego zachowań. Błękit nie był chłodem lodowych pustyń, pozbawionym emocji, zimnym i niedostępnym, był nieprzewidywalną głębią oceanu, sztilem i sztormem, łagodnością i rozszalałą kipielą jednocześnie. Pięknem i destrukcją w doskonałym splocie.
Kiedy obrazy zniknęły, Elion wpatrywał się w swoje odbicie pełen szoku i przerażenia. Miał ochotę strącić z siebie ojcowski gest i niechybnie zrobiłby to, gdyby Barnabas sam się nie cofnął. Brzydził się nim, ale ciężko było mu się dziwić po tym, co zobaczył. Yorick nie miał na swoich rękach krwi, on pływał w jej morzu. I pomyśleć, że Elion jeszcze wczoraj mu współczuł. Bogowie... Nawet gdyby chciał, nie byłby w stanie ukryć targających nim emocji. Poza tym, magia go zdradzała. Może gdyby był bardziej świadom swojej mocy, zaskoczyłby go fakt, że w takim stanie wzburzenia nie uczynił krzywdy sobie ani Yorickowi, ale za bardzo skupił się teraz na świadomości bycia zastraszanym.
Odwrócił się, a kiedy spojrzał na uśmiechniętego mężczyznę, wzdrygnął się z obrzydzeniem. Nie zrobił tego świadomie, to było po prostu silniejsze od niego i zaraz pożałował swojej reakcji. Przełknął ślinę, starając się poukładać chaos w swojej głowie licząc z całego serca, że Barnabas nie odbierze tego jako obelgi, bo cholera wie do czego mógłby się posunąć.
Być może Yorick w całym swoim długim życiu miał już do czynienia z ludźmi, którzy uznali go za kompletnego szaleńca i zaczęli zachowywać się w stosunku do niego w taki sposób, by tylko się nie narazić - tak właśnie teraz wyglądał Elion, jakby chciał zejść mu z oczu, a najlepiej to faktycznie samemu wskoczyć w morskie odmęty i zakończyć swoje życie zanim nieuważny krok zbliży go do obiecanej masakry. Młody mag dawno nie czuł się tak cholernie bezsilny jak w tej chwili. Nie miał pojęcia, że to wszystko tak źle się skończy. Jak miał współpracować z mordercą? Jak miał słuchać jego rad, ufać mu i powierzyć swoje zdrowie i życie?
Gdyby chciał cię zabić, zrobiłby to bez wahania już wczoraj - pomyślał, próbując jakoś się pocieszyć, chwycić czegokolwiek, ale przecież równie dobrze jak przystało na szaleńca i sadystę, mógł chcieć bawić się jego kosztem, skazać na cierpienie.
- To… - odezwał się, a że głos mu się załamał, odchrząknął i zebrał w sobie ostatki siły woli i spokoju. - To nie może tak wyglądać - dokończył wciąż trochę roztrzęsiony. Wyraźnie powiedział to do siebie, nie do niego, bo nie sprecyzował myśli.
Zdał sobie sprawę, że kurczowo zaciska dłonie, więc rozluźnił je i zwilżył językiem spierzchnięte wargi. Metaliczny smak krwi wywołał w nim kolejną falę mdłości.
- Zdaję sobie sprawę z własnej nieodpowiedzialności i rozumiem twoje stanowisko - zaczął cicho, nie ruszając się z miejsca, nie podnosząc wzroku. - Nie chcę się usprawiedliwiać. Nie ma dobrego usprawiedliwienia dla moich posunięć, więc z całym szacunkiem pozwól, że oszczędzę ci wynurzeń na temat moich uczuć. - Rozluźnił głębokim wdechem ściśnięte płuca i przetarł twarz dłońmi. Nie było sensu udawać, że zachowanie Barnabasa i jego poczynania nie zrobiły na nim wrażenia. Według Eliona to nawet lepiej, żeby widział. Przecież to chciał uzyskać, czyż nie? Dlatego właśnie mag dał mu to, czego chciał, jawnie okazując strach.
Wsunął palce we włosy i podnosząc wzrok, pokręcił głową. W jego oczach jednak, prócz lęku Barnabas mógł dostrzec całą gamę emocji - od obrzydzenia po żal i wyraźny, krzyczący na cały głos zawód.
- Pragnę zapewnić, że nigdy więcej nie dojdzie do podobnej sytuacji. To był pierwszy i ostatni raz gdy pozwoliłem sobie na taką bezmyślność. - Opuścił dłonie i wyprostował się. Wyraźnie próbował wykrzesać z siebie odrobinę godności, dlatego w tym ostatnim zdaniu słychać było, że nie przemawia przez niego jedynie strach spowodowany zastraszaniem, ale również samoświadomość. Mimo to, jego słowa brzmiały pusto, jakby szok zostawił po sobie tylko suchość rzeczowości.
- Doceniam i dziękuję ci, że pozwoliłeś mi zamieszkać w swoim domu, wśród swojej rodziny. Nigdy więcej nie narażę jej na szwank - zapewnił z mocą i skłonił się lekko. Pompatyczność i chłód wpojonych przez lata zachowań wydawał się działać na niego kojąco. Był jak powrót na znajome tory i zapewnienie bezpieczeństwa, którego teraz tak rozpaczliwie potrzebował. - ...Chciałbym jednak prosić o ustalenie kilku zasad. Zdecydowanie lepiej radzę sobie z wyraźnymi wytycznymi. Pokornie proszę też żebyśmy obaj traktowali się z szacunkiem. - Zrobił krótką pauzę, ale wciąż nie patrzył mu w twarz, tkwiąc w niezdarnym pół ukłonie. - Nie chce kwestionować twoich metod wychowawczych, ale wiem co działa na mnie najlepiej i choć zastraszaniem odniesiesz zamierzony skutek, to sprawisz również, że będziemy budować współpracę nie na zaufaniu a na strachu. Jeśli na tym ci zależy, jeśli pragniesz żebyśmy traktowali się jak wrogowie, to równie dobrze już w tej chwili możemy zakończyć tę farsę. - I dopiero po tych słowach spojrzał mu prosto w oczy, w te złudne ciepło, które zamrażało mu serce strachem. Nie miał pojęcia jak wielkim trzeba było być szaleńcem, by ukrywać takie okrucieństwo za takim, cholernie ciepłym i pięknym uśmiechem. -Mając na uwadze dobro twojej załogi, ale i moje własne, pozwolę sobie, w miarę możliwości, od dzisiaj trzymać się od niej z daleka. Tak chyba będzie najlepiej. - Wziął kolejny głęboki wdech i w jakimś dziwnym odruchu zaplótł ręce za plecami, prostując się bardziej. W obecnym stroju i położeniu było to jak kiepska próba wbicia się w ramy, do których już nie pasował. - Jeszcze raz przepraszam, że przysporzyłem ci problemów, mistrzu. - Tym razem i dla niego ten tytuł był tylko żenującym żartem.
Dokładnie po tych słowach, przed twarzą Yoricka pojawił się schludny pergamin, który bezceremonialnie się rozwinął, ale nie ukazał treści. Jeśli Saiora wysyłała mu wiadomość w podobny sposób, zabezpieczała list przed przypadkowym przeczytaniem. Barnabas musiał więc tchnąć w przekaz część swojej mocy, by tekst mu się ukazał.
Drogi przyjacielu, Barnabasie, Yoricku i tak dalej...
Tatuaże na ciele Eliona są moim autorskim projektem, który miał na celu poskromienie jego mocy. Projekt, jak widzisz całkiem się udał, ale wymagał potężnego nakładu mocy i bardzo dużej ilości specyficznego surowca. Pył jest bardzo niestabilny, ale jest również najlepszym nośnikiem i katalizatorem magii jaki znamy. Rozważałam też Krew Przodków, ale jej toksyczność wykluczała wszczepienie jej w ciało na stałe. Podobnie rzecz miała się ze Szklistym Popiołem, choć ten był dla odmiany bardzo stabilny. Niestety Elion bardzo pochorował się w kilka dni po nałożeniu tatuaży i długo przechodził detoksykację, musieliśmy więc z tego zrezygnować.
Kryształowy Pył sprawdził się najlepiej, choć praca z nim na ludzkim ciele jest męczarnią. Już rozumiem dlaczego tego nie robią, już pomijając jego cenę. Bardzo długo (przez około trzy dni) adaptował się i zmuszona byłam warować przy Elionie przez cały ten czas, utrzymując Pył w miejscu, inaczej wyrywał się z jego ciała. Kilka razy dzieciak odlatywał mi z bólu, ale nie zrezygnowałam tylko dlatego, że widziałam zależność. Moc Eliona wchodziła z nim w interakcję. Im częściej się manifestowała, tym bardziej pył stawał się stabilny i zaczynał przybierać kolor jego magii. I z każdą godziną było po prostu coraz lepiej aż w końcu ustabilizował się w pełni.
Podejrzewam, że gdyby nałożyć podobne tatuaże na maga o przeciętnym poziomie mocy, być może można by było całościowo wygłuszyć jego magię i prawdopodobnie zupełnie pozbawić go możliwości jej wykorzystania. Choć być może zależy to od ilości Pyłu. To tylko teza.
Poniżej zamieszczam ci fragment raportu z rytuału i lepiej żeby nie wypłynął, bo będę miała kłopoty. A zanim przyjdzie ci do głowy uskuteczniać go na kimś innym, miej na uwadze, że to prototyp i prawdopodobnie tylko cudem nie zabiłam obiektu, to znaczy, Eliona. (Nie mów mu tego, bo byłoby mu przykro. Jest taki oddany i ufny, szkoda by było żeby miał o mnie złe zdanie.)
Uczestnicy:
Saiora Adran - przewodzący rytuałowi, mag w klasie arcymistrzowskiej, ponadprzeciętny potencjał
Ofelia Petralei - główny asystent, mag w klasie mistrzowskiej, przeciętny potencjał
Lena Herkas - źródło, mag w klasie mistrzowskiej, przeciętny potencjał
Luvon Herkas - źródło, mag w klasie mistrzowskiej, przeciętny potencjał
Siverli Barler - źródło, mag w klasie uczniowskiej, przeciętny potencjał
Przygotowania rozpocząłem o godzinie dwunastej dnia pierwszego, od zmieszania dwustu gramów Kryształowego Pyłu z czterystoma gramami CR27 białego - podstawowego barwnika wykorzystywanego w tatuażach (biel prawdopodobnie nie ma znaczenia, była wyborem Eliona).
Pył nie wchodził w interakcję z barwnikiem, ale nie łączył się z nim w pełni. Aby zadbać o połączenie, użyłam własnej magii tworząc gęstą, niestabilną zawiesinę. Do zapobiegania wybuchowi pojemnika (pojemnik szklany, przezroczysty), nadania stabilności oraz przede wszystkim, nadania zawiesinie odpowiedniego przeznaczenia to jest zaszczepienia w niej blokady zapobiegającej wybuchom magii oraz zadbanie by blokada nie blokowała magii w pełni, potrzebowałam pomocy całego składu magów. Pył przyjął magię, w dużym stopniu uszczuplając jej pokłady w każdym z uczestników, ale zgodnie z oczekiwaniami, stał się stabilnym nośnikiem woli.
Następnego dnia o godzinie siedemnastej, Pył wciąż był stabilny, a my po odpoczynku mogliśmy przejść do wprowadzenia go w ciało obiektu.
Osobiście zająłem się magicznym wtłaczaniem linii w ciało obiektu, mając na uwadze by pokryć je nimi w formie sieci, w stopniu pozwalającym obiektowi na korzystanie z magii. (Jak w przypadku wszystkich innych znaków ochronnych, tak i w tym wszystkie linie się ze sobą stykają. Przerwanie splotu może spowodować przerwanie działania zaklęcia.)
O godzinie pierwszej w nocy skończyłam wtłaczanie Pyłu, ale zauważyłam, że Pył w liniach zrobionych na początku zaczyna tracić stabilność. Dzięki pomocy uczestników rytuału, udało mi się utrzymać stabilność Pyłu w ciele Eliona.
To powinno ci wystarczyć. Dalej był opis, który już ci streściłam. Bite trzy dni siedzenia przy wyjącym z bólu chłopaku, ale jak widać, opłaciło się, choć za cenę szybkości rzucania przez niego zaklęć. Ale jeśli nauczysz go nad sobą panować, to będziesz mógł usunąć mu te tatuaże. Możesz sobie nawet zatrzymać Pył, niech stracę.O ile w ogóle usunięcie ich będzie możliwe.
Ufam, że wasza współpraca przebiega bez problemów i już zdążyliście się polubić. Pozdrów go proszę ode mnie.
Twoja przyjaciółka
Arcymistrzyni Saiora Adran
PS. Spal to jak tylko przeczytasz.