For glory, power and gold!

    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! Empty For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Wto 29 Wrz 2020, 23:35

    ~
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Sro 30 Wrz 2020, 01:34

    Mój drogi, stary przyjacielu Barnabasie Yoricku i tak dalej i tak dalej.

    Ufam, że jesteś w dobrym zdrowiu. Wiem, że “La Belle Saiora” wciąż pływa po Morzach Okręgu a nawet dalej, a to znaczy, że jak mówi stare przysłowie, złego diabli nie biorą i masz się dobrze. Bardzo mnie to cieszy. Nie pisze jednak by wymieniać się uprzejmościami.
    Wiem, że na pewno bardzo tęsknisz za czasami Akademii i naszym terminem u świętej pamięci mistrza Keltrisa dlatego żeby przypomnieć ci jak to było, kiedy mieliśmy po dwadzieścia parę lat i magia sączyła się z nas jak z wyżymanej skarpety, mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. (Mówię poważnie, że jest nie do odrzucenia. To przysługa za to, że uratowałam Ci tyłek jak wypłynąłeś na Smoczy Archipelag i naraziłeś się tamtejszym książętom, więc odmowa nie wchodzi w grę). Oddaję pod twoje opiekuńcze skrzydła jednego z moich najbardziej utalentowanych i najsilniejszych uczniów - Eliona Magnana.
    Zastanawiasz się pewnie dlaczego go oddaję, skoro jest taki wspaniały? Otóż to bardzo intrygująca sprawa. Jego potencjał znacznie wychodzi poza obręb znanych Akademii skal. Być może jest równie utalentowany co Ty, jeśli nie bardziej. Chłopak nie dotarł nigdy do swoich limitów podczas jednego zaklęcia, a roznosi Akademię na lewo i prawo. Trafił pod moją opiekę po tym jak mistrz Artis, któremu Rada przydzieliła go tuż po przebudzeniu potencjału, trafił do szpitala z licznymi obrażeniami po wybuchu mocy. Obecnie (dzięki mnie) chłopak nie jest już chodzącą bombą, ale to wciąż za mało by w pełni kontrolował taką siłę. A jak dobrze wiesz, Ty jako jedyny posiadasz wiedzę naszego drogiego, nieżyjącego Keltrisa i potrafisz posługiwać się technikami permanentnej blokady, która bardzo by mu pomogła. Dlatego właśnie odsyłam go do Ciebie.
    Będąc zupełnie szczerą, zwyczajnie nie chcę też żeby młodemu stała się krzywda. Rada go zlikwiduje jak dowie się, że sobie nie radzi. A jeśli nie zrobi tego ona, to dzieciak sam się zabije. Jesteś jego ostatnią szansą, a to naprawdę dobry chłopak i zwyczajnie szkoda byłoby go spisać na straty. Jest tylko trochę przytłoczony swoją potęgą, ale radzi sobie. Potrzebuje tylko kilku wskazówek.
    Poniżej zamieszczam wszystko, co powinieneś o nim wiedzieć:
    Urodził się jako jedyne dziecko ostatnich Magnanów. Ich linia zawsze miała duży potencjał, więc może po prostu końcówka jest kumulacją potencjału całego rodu. Jego matka umarła niedługo po porodzie i dzieciakiem opiekowały się mamki. Ojciec nie ożenił się po raz drugi. To karierowicz i malwersant, (jak być może wiesz) aspirował do stanowiska w Radzie, ale kiedy wypłynęły na jaw jego układy z półświatkiem, został odsunięty. Niedługo po tym incydencie w Elionie obudził się potencjał. Dokładnie w jego dwudzieste trzecie urodziny, więc stosunkowo późno, ale to może lepiej. Nie ma przecież nic gorszego niż klątwa wiecznego dzieciństwa.
    Jak wspomniałam wyżej, z początku pobierał nauki u Artisa, ale kiedy go poturbował, przeniesiono go do mnie. U mnie na terminie był przez cztery lata. Opanował podstawy samokontroli, błyskawicznie wchodzi w stan medytacji, co jest bardzo przydatne, kiedy zaczyna się denerwować albo ekscytować. Kiedy czaruje, jest bardzo skupiony, nawet przesadnie, przez co jego twory wychodzą zbyt perfekcyjne, tracąc na realizmie albo nie wychodzą w ogóle, jeśli czaruje pod presją czasu. Bardzo źle radzi sobie z presją ogólnie i z gwałtownymi zmianami. (Dlatego bardzo współczuję mu, że musze go do Ciebie posłać)
    Ma dobrą pamięć i jest całkiem inteligentny, ale niechętnie wdaje się w dyskusje. Bywa uparty, szczególnie jeśli coś sobie postanowi. Jest też cholernie ambitny i niezłomny. To akurat duży plus, choć zdarzało mu się przesadzać z ćwiczeniami. Nieraz chodził przemęczony zanim nie ustawiłam go do pionu. A z tym natomiast wiąże się to, że jest bardzo karny i podchodzi do obowiązków poważnie. (I tu po raz kolejny bardzo współczuję mu, że go do Ciebie wysyłam). Poza tym trenowałam go w szermierce. Dobrze posługuje się mieczem, chętnie wykorzystuje magię do walki w zwarciu. To jego konik.
    Co jeszcze… trochę stroni od ludzi, ale nie dziwię się mu. Od początku był izolowany, nawet za dzieciaka wychowywał się prawie sam. Nie zna życia, więc na Twoim statku pewnie będzie biedaczek cierpiał, ale dzięki temu może trochę się otworzy. Myślę, że wasz szantymen może go nieco przekonać do życia na statku, bo kiedy nie siedzi nad książkami albo nie trenuje, to śpiewa. Swoja drogą, niebrzydko. Posłałam go na dodatkowe lekcje i czasem przygrywałam mu na lutni, ku uciesze młodszych pokoleń.
    A teraz najważniejsza kwestia - to, że go do Ciebie wysyłam musi zostać między nami. To bardzo ważne, Yorick. Rada nigdy by się na to nie zgodziła, a jak się dowie, to wszyscy możemy mieć kłopoty. Wprawdzie dzięki szybkim postępom Eliona pod moim protektoratem, udało mi się odsunąć ich zainteresowanie, ale jak być może pamiętasz, Rada nigdy nie śpi.
    Jak widzisz sprawa jest zawiła i mało przyjemna. Więc z łaski swojej nie rób mu więcej kłopotów w życiu niż już ma i po prostu pomóż, jeśli nie przez wzgląd na niego i jego potencjał, to na to, że jesteś mi winny przysługę i w ten sposób możesz ją odpłacić.
    Elion przybędzie do Stargrewel równo za trzy dni od daty napisania tego listu. Przekazałam mu wszystko, co powinien wiedzieć, więc… zaopiekuj się nim.

    Pozostań w zdrowiu
    Twoja wierna przyjaciółka
    Arcymistrzyni Kolegium Wojny Saiora Adran



    5 czerwca 687 roku Nowej Ery
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Sro 30 Wrz 2020, 12:42

    Tego dnia Stargrewel tętnił życiem jak mrowisko, do któregoś jakiś wyjątkowo zafiksowany bożek postanowił nasypać kokainy i zobaczyć co z tego wyniknie. Z położonych w głębi miasta tavern dobiegały dźwięki wesołej muzyki i zachrypniętego śpiewu pomimo, że słońce nie przeszło nawet połowy zaplanowanej na dzień trasy, na leżącym nieopodal targu ludzie przekrzykiwali się zawzięcie o cenę przypraw, jakość przedstawianych materiałów i niezawodność tutejszych wielbłądów, a w samych dokach nieustannie płynęła rzeka wypływających i dopiero co przybyłych podróżników, piratów, poszukiwaczy przygód i portowych dziwek.
    Przechadzające się po niebie leniwie słońce grzało nieubłaganie tocząc spór z morską bryzą o to czy i jeśli tak to kiedy, wszyscy zebrani pod jego promieniami śmiertelnicy padną wreszcie trupem spopieleni żarem. Była to walka wyjątkowo nierówna jak na tę stronę świata, jednak przyjemny wicherek ani myślał ustępować, hasając figlarnie między namiotami targowymi, żaglami i banderami, rozchełstując nieuważnym koszule, porywając kapelusze i zawiewając i tak kuse przecież spódnice wyżej, niż wymagałyby tego pozory zachowania jakiejkolwiek godności.
      Barnabas stał oparty o drewniany pal powitalnego łuku ustawionego na początku głównego mola i całym sobą chłonął atmosferę tego miejsca, ciesząc uszy tutejszym gwarem i pełną piersią zaciągając się przeplatanymi wońmi morza, drewna, przypraw i ludzi. Na jego uniesionej ku niebu twarzy widniał leniwy, szelmowski uśmiech, pogodnego czoła nie zdobiła ani jedna bruzda, a w jednej ze skrzyżowanych na piersi rąk dogasała kuriozalnie długa, drewniana fajka. Gdyby nie unosząca się na prawo od jego głowy kartka papieru i intensywnie piszące po niej czarne pióro można by było przypuszczać, że mężczyzna usnął, czekając na swój statek lub kogoś bliskiego.  Pióro przy jego głowie skreślało coś zawzięcie, przystawało i zaczynało skrobać na nowo, zapętlone w tych trzech czynnościach już od ponad pół godziny.
      Prawda była taka, że Barnabas nie miał pojęcia, co właściwie odpisać. Fakt faktem pojawienie się listu od Saiory nie wzbudziło w nim wielkiego szoku, może poza delikatnym zdziwieniem, że oto minął już rok od ich ostatniej korespondencji i nadszedł czas ponownie upewnić się nawzajem, że żadne z nich (a zwłaszcza on) nie zginęło na jakimś zadupiu dolnym pod kamieniem wielkim czy w otchłani głębokiej górnej.
    I to już nawet nie to, że jej list go zirytował...No dobrze. W ciszy własnego umysłu Yorick mógł chyba przyznać, że zirytował go mocno. Po pierwsze Saiora nawet nie pokwapiła się, żeby nazwać go Mistrzem, pomimo, że piastował ten tytuł niezmiennie od półwiecza. Fakt faktem dawno już nie było go w Novirghawqu, a co więcej nigdy nie był specjalnie na bierząco z Kodeksem Praw Magicznych, jednak zawsze wydawało mu się, że tytułu mistrzowskiego nie można kogoś od tak pozbawić. A przynajmniej nigdy nie słyszał, żeby kogoś to spotkało. Z drugiej strony od dawien dawna nikomu nie przyszło do głowy zarzucić magicznego fachu i wypiąć się na Wielką Radę, więc trudno, żeby cokolwiek o tym słyszał. Chyba, że Saiora nie zatytułowała go specjalnie pomimo, że o swoich własnych "Arcymistrzyniach blablabla" jakoś nie zapomniała.
      Ale już chuj z tym tytułem, nawet Yorick nie był na tyle małostkowy, żeby przeżywać nadmiernie jakieś tam uchybienia w Tytułologii! Ale ta wzmianka o Smoczym Archipelagu! Kpina!
    Siedzą sobie tacy książęta całymi dniami na opasłych zadach, przygnieceni ciężarem własnego obżarstwa na tyle, by nie dokładać nogom dodatkowych obciążeń w postaci złotych koron i wisiorów, a później dziwią się, że pojawia się ktoś, kto by te zakurzone, biedne osamotnione korony i wisiory chętnie przygarnął. Już nie wspominając, że jedynym...Jedynym wyczynem Saiory było późniejsze przekonanie tych samych opasłych książąt, że definitywnie nie chcą wojny z Barnabasem. Wielkie ratowanie tyłka panie i panowie, od zapobiegnięcie masowej rzezi. To ci pieprzeni książęta powinni mieć u niej dług, nie on!
    I jeszcze cała ta konspira, że Rada nie może się dowiedzieć. Nie po to Barnabas uciekł na pieprzony piracki statek, żeby teraz zainteresowała się nim pieprzona Wielka Rada ze wszystkimi jej zgredami w pakiecie!
    A dodatkowo to roszczeniowe “Elion przybędzie do Stargrewel równo za trzy dni od daty napisania tego listu”.  Na kartce papieru widniały trzy różne skreślone sposoby na to, żeby dać kobiecie znać, że Ależ oczywiście, że on się pojawi w wyznaczonym miejscu dokładnie o wyznaczonym czasie bo przecież to wcale nie jest tak, że jest kompletnie z drugiej strony półkuli kurwa mać!
    Oczywiście pojawić i tak się pojawił, nie byłby pieprzonym Mistrzem Magii gdyby przerosło go coś takiego, ale niedogodność to jednak wciąż niedogodność!
     Mężczyzna prychnął wewnętrznie i odetchnął ciężej, pozwalając by woń oceanu i palonych na targu smakołyków otuliła go kojącą obietnicą niedługiej podróży. Wiedział, wiedział cholera, że to wszystko w tej chwili nie ma znaczenia. Że koniec końców Saiora ma trochę racji, a jej postępowanie da się niemal logicznie uzasadnić. Może zwyczajnie nie lubił być stawiany przed faktem dokonanym, może drażniło go właśnie to, że nikt tak dobrze jak Saiora nie brała go na litość i przysłowiowe piękne oczy (bo na pewno(!) nie na "zaległe przysługi!").
    "Ty jako jedyny posiadasz wiedzę i potrafisz posługiwać się technikami permanentnej blokady, która bardzo by mu pomogła Barnabasie"
    "nie chcę też żeby młodemu stała się krzywda Barnabasie"
    "dzieciak sam się zabije. Jesteś jego ostatnią szansą Barnabasie"
    Pierdolenie!
    "Jeśli chciałaś mieć ze mną dziecko, wystarczyło poprosić siedemdziesiąt lat temu kiedy jeszcze wydawało mi się, że dam radę żyć pod dyktando starych, stetryczałych snobów" - Kazał zapisać pióru a następnie westchnął znowu, zaklął i kazał to skreślić. Jego myśli pobiegły w stronę samego dzieciaka. Ledwie co trzydziestka na karku, nawet nie i "równie utalentowany co Ty, jeśli nie bardziej". Ot ciekawostka. Jego własny potencjał magiczny też objawił się późno, bo delikatnie po trzydziestce, ale kiedy już pierdolnął, pierdolnął srogo. Kto wie, może właśnie tym objawiała się prawdziwa potęga? Przynajmniej będą mieli jakiś wspólny temat. Jeden z niewielu, z tego co Saiora zdążyła napisać o charakterze dzieciaka. W prawdzie Barnabas nie przykuwał wielkiej uwagi do tego, co przeczytał o usposobieniu swojego nowego ucznia zwyczajnie wychodząc z założenia, że woli o wszystkim przekonać się osobiście, jednak jakaś jego cząstka była świadoma tego, że zarówno dla dzieciaka jak i dla niego cała ta kabała może okazać się katastrofalna w skutkach. Cząstka, która zmarła zduszona w czeluściach jego świadomości dokładnie w chwili, w której stopa Eliona zetknęła się z deskami mola. Silna magiczna energia niczym podziemne źródło przemknęło wprost pod nogi Barnabasa sprawiając, że mężczyzna drgnął lekko zaskoczony i otowrzywszy przymknięte do tej pory oczy natychmiast wyłapał przyczynę anomalii w tłumie podróżnych. Cały świat zatrzymał się natychmiast zamierając na ułamek sekundy w przeszywającej ciszy. Przez jedną, dłużącą się w nieskończoność chwilę Yorick stał po prostu i chłonął ten nowy rodzaj energii, dziwny vibe, który nie pozwalał mu oderwać oczu od sylwetki ginącej w tłumie innych podróżnych, zbyt przytłoczony nieznanym doznaniem by cokolwiek zrobić lub pomyśleć. Zaraz jednak świat ruszył dalej, mewy zaczęły z powrotem krzyczeć, a fale obijać się o pale mola. Handlarze znów targowali się między sobą, uliczni grajkowie grali, a dziwne, trudne do sprecyzowania uczucie, które zadomowiło się w piersi mężczyzny jeszcze sekundę temu zniknęło bezpowrotnie zostawiajac go w lekkim oszołomieniu. Yorick otrząsnął się szybko, uśmiechnął szeroko, zniknął pióro i papier, na którym i tak nie powstało nic interesującego i uniósłszy wysoko rękę z fajką zamachał żywiołowo, drugą wsadzając sobie do ust i wydając z siebie przeciągły gwizd.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Sro 30 Wrz 2020, 15:38

    Stargrewel różniło się od Novirghawqu tak jak dzień różnił się od nocy. Tętniące życiem ulice największego portowego miasta w tej części Znanego Kontynentu porażały jaskrawością barw i energią, która zdawała się wsiąknąć w mury domów z piaskowca i rezonować w pełnym świetle czerwcowego słońca. Novirghawq natomiast, położny bliżej Gór Środka, wybudowany z ciemnego drewna i szarych kamieni wydawał się przy tym ponurym mauzoleum. Zimny i bezduszny, skupiający głównie magów i ich chłodne, pełne wyuczonego dystansu charaktery, stanowił brzydki kontrast. To, jak jego rodzinne miasto różniło się od reszty świata, Elion zrozumiał dopiero wtedy, gdy wyruszył w tę podróż. Im dalej na południe, tym bardziej wyniosłe, iglaste lasy ustępowały miejsca łagodnym wzgórzom, trawiastym stepom aż w końcu także kwietnym łąkom, urokliwym wsiom i błyskającym w słońcu rozlewiskom rzek. Elion nie był tylko pewien, czy te różnice naprawdę mu odpowiadają. Nie przepadał za zmianami, napawały go lękiem. Jednak mimo swoich uprzedzeń naiwnie zachwycał się widokiem odwiedzanych miejsc, a potem także dalekiego horyzontu stykającego się z granatem wód. Było w tym coś mistycznego, jakby świat chciał mu pokazać swój ogrom. Jakby rozpościerał przed nim ramiona, tylko czekając aż w nie wpadnie i doceni ich niekończące się możliwości. Choć z tym docenianiem było u niego jeszcze nieco krucho, bo wielodniowa podróż hamowała jego entuzjazm zwyczajnym zmęczeniem.
    Był zmuszony przebyć całą dwutygodniową drogę do Stargewel bardzo klasycznymi metodami, część konno część w powozie, a wszystko przez to, że Saiora nie chciała mieszać w jego sprawę dodatkowych magów, którzy pomogliby mu w szybszym transporcie. Nie miał jej za złe. Po tym jak stało się jasne, że żadne obietnice i prośby nie zmienią jej zdania, pogodził się z tym, co będzie musiał znieść. To nie tak oczywiście, że jej wybaczył, po prostu rozumiał ograniczenia. Był pewien, że potrzebuje tylko trochę więcej czasu, treningów i samozaparcia by w pełni się kontrolować, więc ani w części nie zgadzał się z jej decyzją, bez względu na to jak bardzo miała na uwadze jego dobro. Niestety w decyzjach o przebiegu nauki żaden młody mag nie miał prawa głosu i on nie był tu żadnym wyjątkiem. Z jednej strony było to zrozumiałe. Mistrzowie mieli większe doświadczenie, pojmowali więcej i widzieli dalej niż przerażony uczeń wstępujący dopiero na drogę wyznaczoną przez dar. Jednak według Eliona mistrzowie nadal wciąż byli tylko ludźmi, wciąż mogli się mylić i popełniać błędy jak wszyscy inni. I właśnie za błąd i pomyłkę uważał decyzję Saiory.
    W głębi duszy był więc przerażony. Nie tylko podróżami i zmianą sposobu nauki, ale również samym spotkaniem i współistnieniem z Barnabasem. Mistrzyni jakkolwiek starała się być dobrej myśli i zarazić go entuzjazmem opowiadając o dokonaniach wielkiego kapitana, a także o ich wspólnej przeszłości, nie była w stanie ukoić jego lęku przed człowiekiem, który w tych opowieściach rysował się jako szaleniec i degenerat. Elion próbował w życiu nie kierować się uprzedzeniami, ale na wszystkich bogów! Przecież Barnabas był żywą legendą. Bardowie pisali pieśni o jego wyprawach i nikt nie chciał wchodzić mu w drogę. Nawet sama Rada trzymała się od niego z daleka. Tymczasem on miał tak po prostu stanąć u jego boku i zignorować fakt, że wybrał życie pirata nie bez powodu. Że sprzeciwił się wszystkim zasadom i ograniczeniom, pogrywając sobie z polityką i urzędami. Że był cholernym wyrzutkiem bez praw i przyszłości. Bardzo potężnym, z którym wszyscy zdawali się liczyć, ale nadal... nie był częścią świata, którego częścią chciał zostać Elion. Dlatego bał się i miotał w goryczy i złości. Na Saiorę, że nie dała mu więcej czasu, ale i na siebie, że nie był wystarczająco silny by poskromić własny talent. To, że był ponad przeciętny, nie miało dla niego żadnego znaczenia. Liczył się fakt słabości i to, że zmuszony był szukać pomocy u człowieka, od którego świat odwracał spojrzenie.
    Kiedy przemierzał ludne uliczki miasta, było mu duszno. Z nerwów i z gorąca. Co i raz odciągał wysoki kołnierz, który teraz wydawał się bezlitosnym wężem-dusicielem, tylko czekającym na jego nieuwagę żeby pozbawić go życia. Pot spływał mu po karku lepiąc ciemne kosmyki włosów i sprawiając, że kręciły się bardziej niż zwykle, ale starał się ignorować dyskomfort. Dwa tygodnie w podróży zdecydowanie zmieniły jego podejście do noszenia się godnie i dbania o wizerunek. W trasie nie było na to ani czasu ani możliwości, więc jego ciemnoczerwone szaty były nieco wygniecione, a włosy zwykle starannie ułożone, teraz sterczały na wszystkie strony. Zdawał sobie sprawę z okazyjnych ciekawskich spojrzeń, kiedy przemierzał Stargewel by dostać się do portu. Nie pasował tu. Pośród lekkich, lnianych czy satynowych ubiorów, w które tutejsi mieszkańcy przyoblekali swoje ciała, jego wyglądał niecodziennie i egzotycznie. Jakby urwał się gdzieś z Podgórza i nie zdążył przebrać w bardziej odpowiedni strój. Prawdą było, że faktycznie przyjechał z północy, ale strój zostawił z premedytacją. Nie mógł pozwolić sobie na paradowanie wśród takiego tłumu bez żadnej ochrony. Więc znosił te spojrzenia z godnością, przemierzając ulice w swojej grubej adamaszkowej todze, z wystającym pod niej golfem oraz dłońmi wciśniętymi w czarne rękawiczki. Prowadzony przyjemnie chłodną bryzą, powietrzem pachnącym przyprawami, rybami i morską wodą, sukcesywnie parł do przodu. Cóż innego mu pozostawało, skoro dotarł aż tu?
    Już z oddali widział kołyszące się na falach, gigantyczne statki. Nawet w pewnym momencie przystanął, przyglądając się ich majestatycznym bryłom. Nieprofesjonalnie rozdziawił wtedy usta, a nawet się uśmiechnął, otarłszy mokre czoło rękawem. Mógł się bać, mógł mieć wątpliwości, ale i tak chłonął wszelkie nowe widoki z niemal dziecięcą radością. Zaraz jednak przypomniał sobie, że zamiast trwonić czas na rozkoszowanie się widokami, powinien poszukać miejsca swojego przeznaczenia i jak na zawołanie zrobiło mu się mdło ze stresu. Momenty takie jak ten były bardzo niebezpieczne. Opuszczał wtedy gardę przechodząc z jednego stanu emocjonalnego w drugi, co zwykle kończyło się emanacją. Połyskliwa mgiełka w kolorze indygo, barwie jego magii, zawirowała wokół niego zgodnie z obawą. Kilka głów najbliższych przechodniów zwróciło się ku niemu, część spojrzała z ciekawością, zaintrygowana niecodziennym zjawiskiem, część zaś (bardzo roztropnie) zrobiła wymowny krok w bok, rozstępując się przed nim i opływając go jak fale przyboju wystającą z dna skałę.
    Elion wziął głębszy wdech, normując szybsze bicie serca. Nie powinien zwracać na siebie uwagi bardziej niż to konieczne. Istniała niewielka szansa, że pośród portowych handlarzy, przechodniów i pracowników znajdą się magowie, ale lepiej było dmuchać na zimne. Poprawił pasek wypchanej, skórzanej torby i razem z tym gestem niebieskie iskierki podobne kurzowi lśniącemu w słońcu, zgasły zupełnie. Całe szczęście. Skupił się na wypatrywaniu miejsca przeznaczenia, oddalając od siebie lęki tak mocno jak tylko mógł. Nie był pewien czy ktoś po niego wyjdzie czy może sam powinien odnaleźć właściwy statek, ale wszystkie jego rozterki przestały mieć znaczenie, kiedy pomiędzy sunącymi ludźmi dostrzegł nonszalancko opartego o drewniany łuk wyznaczający granicę portu, maga. Maga, który w niczym nie przypominał tych, których znał Elion. Maga tak różniącego się od przyjętych przez niego norm, że jednocześnie wywoływał w nim sprzeciw, podziw, ale też coś dużo, dużo subtelniejszego, delikatniejszego - nadzieję. Bo może właśnie o tym mówiła Saiora? Że i on będzie mógł posmakować kiedyś choćby części swobody, która teraz emanował Barnabas? Mimo świadomości jego umiejętności, Elion i tak się dziwił. Jak bardzo potężny musiał być i jak bardzo pewny swoich umiejętności, by pozwolić sobie na taki strój i taką swobodę?
    Zazdrość - To było jeszcze jedno uczucie, które nieoczekiwanie wykwitło w sercu młodego maga.
    Na jego oczach jasny pergamin i pióro rozpłynęły się w powietrzu, a rosły mężczyzna podobny bardziej portowym osiłkom niż pełnym dostojeństwa czarodziejom z Akademii, gwizdnął i zamachał, jakby ich spotkanie było czymś równie nieważkim co wyjście z kumplem na piwo. Najzwyklejsza rzecz na świecie.
    Przyspieszył kroku, skrzętnie unikając mijanych po drodze ludzi, by w końcu stanąć na przeciw blondyna. Sam nie należał do niskich mężczyzn, ale kapitan był od niego przynajmniej o ćwierć głowy wyższy i zdecydowanie nieco szerszy w barkach. I jakiś taki... pogodniejszy. Jakby wchłoną aurę Stargrewel by teraz móc się nią dzielić. Wypełniał sobą przestrzeń w ten dziwnie przyjemny sposób, nie przytłaczający, a zachęcający by znaleźć się blisko niego.
    To było dziwne uczucie. Nie tego się spodziewał. Mimo sprzecznych emocji, bardzo starał się zachować zimną krew i profesjonalizm, dlatego przyłożywszy dłoń do swojego brzucha, pochylił się w geście szacunku.
    - Mistrzu Archer, to dla mnie zaszczyt. - Wyprostował się, wznosząc na niego spojrzenie dwukolorowych oczu, teraz pełnych powagi, za którą próbował ukryć zmęczenie. - Bardzo dziękuję, że mistrz osobiście zdecydował się mnie odebrać. Bardzo to doceniam i mam nadzieję, że nie czeka mistrz zbyt długo. - Na moment zerknął na szeroką pierś wystającą spod rozchełstanej koszuli, zwyczajnie nie mogąc nadziwić się ilości nagiej skóry jaką widział na ciele maga. Nawet mistrzowie Akademii nie pozwalali sobie na podobna ekstrawagancję.

    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Sro 30 Wrz 2020, 21:11

    Widząc jak Elion  pochyla się w pełnym szacunku geście po twarzy mężczyzny przebiegł delikatnie zadowolony uśmieszek. Blondyn odbił się od drewnianego pala postępując krok do przodu i przełożył fajkę do drugiej ręki, opierając ją o biodro. Użycie tytułu mistrza mile połechtało jego ego zwłaszcza, że wiedząc już, że Saiora kazała młodemu go tytułować mógł teraz zwyczajnie poprosić by tego nie robił. Bogowie, naprawdę miał problemy ze stawianiem go przed faktami dokonanymi i odbieraniem mu kontroli. Mentalnie zanotował sobie, by poświęcić temu nieco przemyśleń w swoim wolnym czasie. Tymczasem wróciwszy myślami do kłaniającego się ucznia przesunął oczami po jego sylwetce skrytej pod ciężkimi, czerwonymi szatami, a kiedy ten podniósł się, utkwił oczy w młodej, przystojnej twarzy.
    - Nie przejmuj się i tak bywam tu za rzadko -Przyznał niefrasobliwie, a następnie nie myśląc wiele ujął podbródek mężczyzny w dwa palce i uniósł go nieco, by móc przyjrzeć mu się z bliska.
    Już z daleka kiedy Elion dopiero szedł w jego stronę widać było, że chłopak jest przystojny, jednak z bliska, z potarganymi włosami, z zadartą do góry głową, z dwukolorowymi oczami wpatrzonymi w jego twarz, z kształtnymi, pełnymi ustami i z tymi nieszczęsnymi niebieskimi tatuażami odbijającymi się na jego bladej skórze jego widokowi zwyczajnie nie można było się oprzeć. Yorick mógłby dać sobie rękę uciąć, że nie widział w życiu nikogo równie pięknego.
    - A niech mnie, ależ z ciebie cudo. -Westchnął zachwycony, pozornie bez jakiegokolwiek zastanowienia i  uśmiechnął się promiennie, krzyżując ręce na piersi i ani na moment nie odrywając wzroku od swojego nowego ucznia.
    - I do tego jeszcze czaruje! -Żachnął się z jeszcze większym zachwytem, kręcąc głową z niedowierzaniem. Zdawać by się mogło, że tak jak wcześniej Yorick chłonął uroki portu tak teraz starał się pochłonąć niespotykaną aurę swojego młodego ucznia.
    - Bogowie, dostałbym za ciebie prawdziwą fortunę... -Przyznał i zamilkł na chwilę, mrużąc nieco oczy zupełnie, jak gdyby faktycznie przeliczał czy bardziej opłaca mu się sprzedać ucznia na tutejszym targu czy też zabrać go ze sobą i zawracać sobie gitarę jego obecnością. W końcu jednak musiało okazać się, że jego sprzedaż nie opłaca mu się aż tak, bo mężczyzna westchnął i zaśmiał się lekko.
    -No nic to! Dla mnie to nie zaszczyt, ale i tak miło cię widzieć-Przyznał uczciwie wzruszając ramionami i ponownie opierając się o pal. - Tak czy inaczej na przyszłość nie pochylaj się tak w tego typu portach, ktoś mógłby nas opacznie zrozumieć. -Dorzucił, spoglądając znacząco na otaczający ich tłum i przechadzające się w nim dziwki. Powróciwszy spojrzeniem do ucznia Yorick raz jeszcze przesunął spojrzeniem po jego czarnym golfie, rękawiczkach i czerwonej szacie. Nagle jego błękitne oczy rozszerzyły się w widocznej realizacji.
    - Cholera, pewnie gotujesz się w tych szmatach jak Matidyjski szczur w rosole! -Zauważył z czymś między współczuciem a wstrętem, kręcąc głową z niedowierzaniem. Sam już niemal nie pamiętał czasów, w których okutywał się i chował pod tysiącami warstw odzieży w obawie, że przechodząc obok jakiegoś innego maga zetknie się z nim nagą skórą i dojdzie między nimi do zwarcia, że  wyssie z niego kawałek mocy lub co gorsza, sam zostanie jej pozbawiony. Teraz, po tylu latach od opanowania blokad, stojąc pośród tłumu w rozchełstanej, białej koszuli, która spokojnie odsłania nie tylko jego szyję i kark ale i obojczyki i sporą część klatki piersiowej i przedramiona,  prostych, lnianych spodniach przepasanych bordowym materiałem i z bosymi stopami na drewnianych deskach, nie czuł żadnej, absolutnie żadnej obawy. Ot, korzystał ze słońca i cieszył się ciepłym dniem.
    - Chcesz najpierw skosztować miejscowych specjałów czy wolisz, żebym zabrał cię na statek i pozwolił ci zrzucić z siebie tę karmazynową zbroję?


    Ostatnio zmieniony przez Temptress dnia Sro 30 Wrz 2020, 23:46, w całości zmieniany 1 raz
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Sro 30 Wrz 2020, 22:37

    Skłamałby gdy powiedział, że wzrok Barnabasa go nie onieśmielał. Jasny błękit przeszywał go na wskroś, choć wcale nie było w nim niechęci czy irytacji, raczej ciekawość. A może to nawet gorzej? Wszystko zależało przecież od kierunku tej ciekawości, a ten kapitan zdawał się obrać bardzo... nieodpowiedni. Przynajmniej w sferze profesjonalizmu, bo gdyby okoliczności były inne, Elion niemiałby dużych skrupułów, by zwyczajnie się zabawić, by wykorzystać to zainteresowanie. Świadom, że kiedyś dar spieprzy mu życie, sprawiając że niemal każdy dotyk stanie się problematyczny, próbował wszystkiego, sycąc się na kolejne lata. Oczywiście niemożliwym było stworzenie sobie zapasu wspomnień, ale w tamtym czasie wiele się nauczył. Jego świadomość własnej urody, własnego ciała i reakcji ludzi sprawiała, że z łatwością potrafił odczytywać sygnały. Choć właściwie, w przypadku spojrzenia Barnabasa to nie były jakieś tam subtelne sygnały tylko ostentacyjne walenie zainteresowaniem przez łeb.
    Wytrzymał jego spojrzenie ze stoickim spokojem kogoś, kto nie przywykł do spuszczania wzroku z byle powodu. Nawet zebrał się na łagodny, wystudiowany uśmiech - doskonale odmierzona dawka uprzejmości i zainteresowania. Nic mniej nic więcej. Wszystko jednak zmieniło się, kiedy blondyn bezceremonialnie chwycił go za podbródek. I w pierwszej chwili nie chodziło o to, że Barnabas potraktował swego ucznia jak konia na sprzedaż albo jeszcze gorzej, niewolnika na targu. Chodziło o to, że zetknął swoją skórę z jego skórą.
    Elion drgnął w odruchu, wstrzymał oddech, a jego dłoń wystrzeliła ku górze, gotowa odtrącić rękę, przerwać dotyk, ukrócić połączenie. Ale... zatrzymała się w pół ruchu. Nie wyczuł bowiem nic więcej prócz ciepła. Żadnego ekstatycznego mrowienia, żadnego poczucia pojednania, nic. I choć taki obrót sprawy kompletnie go zaskoczył, to i tak jego dwukolorowe oczy zapłonęły zimnym błękitem magii w odpowiedzi na wzburzone emocje. Ich spojrzenie stwardniało. Nie wyrwał się, ale zmarszczenie brwi podpowiadało, że zdecydowanie nie podoba mu się taki gest i gest w ogóle. Był wściekły na blondyna za jego lekkomyślność, a na siebie za gwałtowną reakcję, ale też za poczucie, że paradoksalnie dotyk szorstkich palców wydawał się... przyjemny. Na tym zupełnie pierwotnym poziomie. Od lat nikt przecież go nie dotykał, więc chcąc nie chcąc wywołało to całą lawinę różnych emocji. Tak tych złych jak i potencjalnie dobrych.
    To niestety było jedynie wierzchołkiem góry lodowej jeśli chodziło o zachowania blondwłosego kapitana.
    Słowa, które padły tuż po tym, tak bardzo zaszokowały Eliona, że szerzej otworzył oczy i gdyby mógł, rozdziawiłby usta. Jeśli spojrzenie było ostentacyjnym wyrazem nieodpowiedniego zainteresowania, to werbalny przekaz bił to na głowę.
    - Słucham? - wyrwało mu się kompletnie odruchowo. W końcu cofnął się i z godnością poprawił adamaszkową togę, choć wcale nie trzeba było jej poprawiać. Mgiełka magii rozpłynęła się łagodnie, świadcząc, że młody mag odzyskał panowanie nad emocjami.
    Rzucił ostrożne spojrzenie wpatrzonemu w niego mężczyźnie i ze zdumieniem stwierdził, że wydawał się naprawdę... zachwycony. Elion natomiast, kompletnie nie wiedział co z tym faktem zrobić. To było przyjemne, jasne. O ile szczere, a tego nie był pewien. Poza tym, komplementy pod adresem swojej urody były ostatnimi czego spodziewał się po mistrzu magii, nieważne jak bardzo ekstrawaganckim. A może to był jakiś test? Sprawdzał go? Ale pod jakim kątem? Nie miał pojęcia.
    Starając się nie wyciągać pochopnych wniosków, odchrząknął w zwiniętą dłoń i puścił mimo uszu kolejną uwagę. Bardzo chciał wierzyć, że Barnabas nie byłby zdolny do sprzedania go na targu niewolników, choć wszelkie opowieści o jego czynach mocno podkopywały te nadzieje.
    Na wzmiankę o tym, że ma się nie pochylać, zamrugał z niedowierzaniem i wtedy pierwszy raz od wieków, poczuł jak lekko pieką go policzki. Na bogów, przecież nie płonił się przy nawet najbardziej świńskich żartach, ale bądźmy szczerzy, żaden mistrz czy mistrzyni takimi do niego nie rzucali. To była doprawdy... wyjątkową sytuacja. Poza tym, kilka lat bez śmielszego flirtu i porządnego seksu również dokładały swoją cegiełkę do jego zaskoczenia i końcowego efektu jakim było zawstydzenie. Ale nie, tak nie mogło być. Nie mógł zachowywać się jak jakaś pensjonarka, na pewno nie przy tym człowieku. Mistrzyni przecież ostrzegała go przed jego rubasznym humorem. Wychodziło na to, że niczego nie wyolbrzymiała.
    Przełknął ślinę i zebrał się na kolejny uprzejmy uśmiech, ale jeśli Barnabas wciąż dobrze mu się przyglądał, dostrzegł w jego oczach zadziorny błysk, czy raczej ledwie jego iskierkę.
    - Zapamiętam, mistrzu. Potraktuję to jako pierwszą lekcję - powiedział, lekko pochylając głowę, nadal w geście szacunku.
    Na zakrzyknięcie i współczucie podszyte obrzydzeniem odpowiedział wzruszeniem ramion. Tak to już było, że musiał dbać by nie dotykać ludzi nawet przypadkiem. To była norma. W obecnym klimacie bardziej uciążliwa, ale przyzwyczajenia i rutyna pozwalały mu zachować spokój ducha i wspomagały kontrolę emocji. Dlatego z tego nie zrezygnował.
    - Dziękuję, ale chyba faktycznie lepiej będzie, kiedy znajdę się już na pokładzie, za pozwoleniem, mistrzu - odparł, kolejny raz się kłaniając, tym razem faktycznie dużo płycej.
    Jedno musiał przyznać, Barnabas był bardzo gadatliwy i bardzo, bardzo specyficzny. Elion zaczął martwić się jeszcze bardziej, ale skoro i tak nie miał żadnego wyboru jak tylko stosować się do jego rozkazów i zaleceń, to próbował robić dobrą minę do złej gry.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Czw 01 Paź 2020, 12:47

    Widząc jak w dwukolorowych ślepiach pojawia się zimno niebieski blask Yorick uniósł brew i jeśli to było w ogóle możliwe uśmiechnął się z jeszcze większym samozadowoleniem. To było niesamowite! Wystarczyła jedna chwila, może minuta i młody mag dosłownie płonął pod jego dotykiem widocznie nie mogąc opanować własnych emocji. (Co tak swoją drogą brzmi o niebo lepiej od tego, co zonacza.) Gdyby blondyn chciał zachować się jak ostatni z kutasów zapewne zaśmiałby się pełną piersią ubawiony takim obrotem spraw, zamiast tego jednak patrzył po prostu na ten niesamowity dar niebios zesłany mu przez byłą towarzyszkę niedoli tak, jak trzeźwy pirat patrzy na butelkę dobrego rumu w tawernie pełnej pięknych kobiet. Jednym słowem patrzył na niego jak na zapowiedź naprawdę dobrej zabawy. I trudno mu się dziwić, doprawdy! Na płaszczyźnie czysto personalnej chłopak wydawał się być czymś, czym Yoick będzie mógł bez problemu  rekompensować sobie ogrom nadprogramowej, nieprzyjemnej roboty jaka go czeka.

    W głębi siebie, w małej, racjonalnej części własnego mózgu Barnabas widział bowiem nie tylko magiczny potencjał swojego ucznia, ale idące za  nim następstwa. Zakładając bowiem optymistyczny obrót spraw, to jest taki, w którym Elion nie wysadzi jego statku w pierwszym tygodniu ich obiecującej współpracy ( i jak naiwnie łudził się pirat, w żadnym kolejnym) na jego barkach spoczął faktycznie nie przyjemny ciężar poprowadzenia go ku faktycznemu Mistrzostwu.
    Wprawdzie Yoric pamiętał, że Saiora wspominała coś o problemach z samokontrolą, jednak niebieska mgiełka otulająca stojącą przed nim postać była czymś znacznie, znacznie więcej.
    Na szczęście zniknęła chwilę później sprawiając, że przyglądający się im z zaintrygowaniem ludzie ruszyli w swoją stronę, wtapiając się w tłum przechodniów. I choć w rozluźnionej postawie pirata nie zmieniło się absolutnie nic, jego błękitne wciąż pełne rozbawienia oczy przesunęły się leniwie po otoczeniu szukając kogoś, kto zwróciłby na nich nieco więcej uwagi niż wypadało. Stary mag nie miał bynajmniej problemu z ludźmi, których spojrzenie kierowało się w jego stronę z czymś na kształt niemal pobożnej ciekawości. Ostatecznie wiedział kim jest i jakie emocje może budzić wśród dobrze zorientowanych żeglarzy. Pilnował jednak, by nie przegapić kogoś przejawiającego niezdrowe zainteresowanie jego rozmówcą. Ostatecznie paranoja paranoją, ale Rada faktycznie nigdy nie śpi. A to, co zleciła mu Saiora posyłając w jego objęcia młodego maga zdecydowanie mogłoby się Radzie nie spodobać. Nie trzeba było być tęgim umysłem, żeby domyślić się, jakie obawy i zastrzeżenia pojawiłyby się na zebraniu tych starych, zasuszonych, stetryczałych konserwatywnych durni.  (Ba, biorąc pod uwagą z jakim entuzjazmem magowie Rady drżeli przed jakimkolwiek odstępem od normy ich obawy i zastrzeżenie mogłoby wywołać absolutnie wszystko włącznie z samym faktem tego, że Barnabas i Elion spotkali się osobiście.) Potęga Eliona, pozbawiona niepotrzebnych ograniczeń i uformowana wprawnymi dłońmi Yoricka byłaby prawdopodobnie w stanie potrząsnąć całym magicznym światem. O ile nie światem w ogóle. Nie wspominając już o delikatnej presji tego, że jeśli blondynowi nie uda się go odpowiednio ukształtować, chłopak prawdopodobnie zginie na jego oczach  w dość krwawy i nieprzyjemny sposób. Mężczyzna powstrzymał się przed zmarszczeniem nosa na wspomnienie ostatniego maga, któremu przydarzyło się to na jego oczach. Poza tymi, głównymi problemami dochodził jeszcze drobne uniedogodnienia w postaci świadomości, że Elion może później przekazać jego nauki innym magom (co miałoby fatalny skutek dla dalszego pirackiego życia Barnabasa), odwrócić się przeciwko niemu i spróbować go zabić (co w zasadzie nie było aż tak niespotykane i dziwne w ich środowisku zawodowym) czy chociażby zagrozić jego obecnej działalności gospodarczej i pracownikom.
    Przez ułamek sekundy Barnabas raz jeszcze rozważył pozbycie się chłopaka na najbliższym targu.
    Odrzuciwszy tę myśl po raz drugi mężczyzna uznał, że po pierwsze, powinien jak najszybciej uświadomić Saiorę, że ta jakże drobna przysługa będzie ją kosztować znacznie więcej niż tylko anulowanie jego i tak mocno naciągniętego (!) długu, i że po drugie, wszystkie te wewnętrzne i realne dylematy są dylematami dnia jutrzejszego, ktore zapewne uda mu się rozwiązać jeśli poświęci im później nieco czasu w odosobnieniu i z odpowiednią butelką rumu na podorędziu.

    Ergo, nie powinien się nimi ani przejmować, ani niepotrzebnie zasępiać.
    Powróciwszy spojrzeniem do twarzy Eliona dostrzegł  zadziorną iskrę tlącą się w jego spojrzeniu i prychnął lekko, widocznie ubawiony. Na bogów, to było zwyczajnie zbyt dobre. Barnabas już niemal mógł posmakować frajdy, jakiej dostarczy mu ten młody, niczego nie podejrzewający mag.
    Fakt faktem ta niewielka, ledwo dostrzegalna oznaka buntu nie była może tak spektakularna czy estetycznie oszałamiająca jak wcześniejszy bladoniebieski płomień, jednak dodawała całej twarzy czarnowłosego swoistego uroku (zwłaszcza w połączeniu z delikatnym rumieńcem zdobiącym jego policzki), który jakby z automatu wprawiał Yoricka w weselszy humor budząc w nim stanowczo nieodpowiednie dla nauczyciela pragnienia. Tym tematem też postanowił zająć się w wolnej chwili. Tymczasem przewrócił ostentacyjnie oczami na kolejne dwa "mistrzu" dostrzegając z gorzkim rozbawieniem ironię w tym jak zaczynały działać mu na nerwy i westchnąwszy ciężko na samego siebie, swojego ucznia i w ogóle na cały świat zarazem skinął głową i odbiwszy się od pala postąpił krok w stronę morza.
    - Niech będzie. -Stwierdził po prostu i splótłszy palce na karku ruszył powoli między zacumowane statki. Nie minęła jednak nawet minuta nim gwałtownie stanął w miejscu jakby rażony jakąś wyraźnie drażniącą myślą.  Odwrócił się na pięcie w stronę ucznia i spojrzawszy na niego krytycznie skrzyżował ręce na piersi.
    - Posłuchaj no, moje ty Novirghawrdzkie słońce w zenicie, mylę się zapewne, ale na wszelki wypadek upewnię się tu i teraz: Masz jakieś zwykłe ubrania poza tymi majestatycznymi szlafrokami, prawda? -Zagadnął tonem przyjacielskiej pogawędki jednocześnie niemal święcie przekonany,  że wcale się nie myli.
    Oczywiście, że żadne z nich nie wpadło na to, że te nieszczęsne ciężkie szmaty kompletnie nie sprawdzą się w wyspiarskim klimacie! Już nie mówiąc o tym, że nic nie krzyczy tak ostentacyjnie "Wszyscy szpiedzy rady patrzcie! na tym statku jest nadprogramowy mag!" jak magiczne szaty właśnie.
    - Gdyby jednak jakimś cudem okazało się, że wcale się nie mylę, skoczymy najpierw na targ i kupimy ci coś, co pozwoli mi później nie przycinać żagli i nie żebrać po załodze o dodatkową parę koszul - Oznajmił zrezygnowany zawracając w stronę miasta. Przystanął jednak ponownie, rażony kolejną myślą.
    - Moment, przecież tak się z tobą nie pokażę -Żachnął się sam na siebie i zamknął na chwilę oczy. Sekundę później po całym ciele przeszedł widoczny dreszcz, a tuż po nim następny. Przy trzecim cała jego sylwetka rozmyła się nieco, a gdy wyostrzyła się ponownie wyglądała kompletnie inaczej, niż poprzednio.- Dobra, tak będzie dobrze -Mruknął przeczesując włosy palcami i poprawiając ubranie. Wyprostował się też i przeciągnął zupełnie, jakby sprawdzał czy nowy wygląd odpowiednio do niego przylega mrucząc przy tym z zadowoleniem.- No i cacy, możemy iść. Tylko moje ty egzotyczne cudo, daruj sobie na razie tego “mistrza”. Do wejścia na statek mów mi Deacon -Polecił puszczając Elionowi oczko i uśmiechając się zawadiacko ruszył spokojnie w stronę portu.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Czw 01 Paź 2020, 14:51

    Kiedy człowiek robi jakąś głupotę pod wpływem impulsu, nie spodziewa się ujrzeć na twarzy przełożonego zadowolenia. Oburzenie, gniew, ostatecznie pobłażliwość, ale zadowolenie? Barnabas był doprawdy przedziwną personą i żeby to stwierdzić Elion nie potrzebował wielu lat spędzonych w jego towarzystwie. Wystarczyło mu te kilka minut i opowieści Saiory.
    Jego uwadze nie umknęło wymowne przewrócenie oczami, ale nie potrafił dopasować tej reakcji do sytuacji. Przecież nie licząc tej małej emanacji zachowywał się chyba całkiem dobrze. Okazywał mu szacunek należny mistrzowi i nie starał się grać butnego. Więc o co chodziło? Zmarszczył brwi jeszcze mocniej, wyraźnie nie rozumiejąc. Chciał jak najszybciej dopasować się do oczekiwań nauczyciela i nie wchodzić z nim na wojenną ścieżkę, ale musiał je rozumieć, więc nie pozostawało mu nic innego prócz obserwacji i wyciągania wniosków. I właśnie może przez to dostrzegł jak przez moment Barnabas lustruje otoczenie. Niby nic, ale wydawał się kogoś szukać. Elion zdusił w sobie odruch obejrzenia się. Dopiero po chwili powiązał fakty, ale nim zdążył przeprosić za własną lekkomyślność, Barnabas ruszył do portu.
    Elion podążył tuż za nim, więc kiedy tamten gwałtownie się obrócił, mężczyzna niemal na niego wpadł. Wystarczyły dwa, może trzy centymetry żeby przydzwonił nosem w jego brodę. Na moment otulił go zapach jego ciała, silny, nieznajomy, ale cholernie przyjemny, przygaszający wszystkie inne unoszące się teraz w powietrzu. Przez głowę Eliona przebiegła wtedy głupia, romantyczna myśl, że właśnie tak pachnie życie na morzu.
    Chrząkając, odstąpił pośpiesznie i znów przybrał na twarz uprzejmy uśmiech, w duchu obawiając się tego, co znaczyło to zupełnie nagłe spojrzenie pełne dezaprobaty i wymownie zamknięta postawa. Na szczęście nie musiał długo czekać na wyjaśnienia. Barnabas był cholernie gadatliwy, a przy tym przesadnie żywiołowy.
    Elion wróżył sobie naprawdę ponurą przyszłość. O ile można było mówić o ponuractwie w kontekście Barnabasa.
    - Novirghawrdzkie słońce w zenicie? - powtórzył jak debil, znów łapiąc się na tym, że nie bardzo nadąża za jego tokiem rozumowania. Po chwili uznał jednak, że może mistrz nie pamięta albo nawet nie zna jego imienia. W zasadzie, Elion pogubił odrobinę swoje maniery - pewnie podczas tej okropnej dwutygodniowej podróży - i kompletnie zapomniał się przedstawić.
    Ciężko było mu się skupić, kiedy z nieba lał się żar, był w zupełnie obcym mieście, wiecznie ktoś potrącał go łokciem i na domiar złego musiał konfrontować się z nadzwyczaj barwną personą jaką był jego obecny mistrz. Dlatego zająknął się, ale zaraz złapał myśl.
    - Niestety, tak się składa, że nie mam zbyt wielu lżejszych strojów. Znajdą się jakieś koszule, to prawda, ale faktycznie mogą nie przydawać się w tutejszym klimacie. I nazywam się Elion, mistrzu. Elion Magnan - decydował się grzecznie o tym napomknąć, tak dla pewności.
    Nie chciał robić kłopotów i już na starcie korzystać z opieki mistrza, ale z drugiej strony nie był pewien czy odmowa i upieranie się przy swoim było właściwe. Pokiwał więc głową.
    - Dobrze, dziękuję - mruknął całkiem ugodowo, ale ledwie ruszyli, a kolejny raz mało na siebie nie wpadli. Z westchnieniem, Elion przezornie postanowił trzymać się bardziej z boku niż z tyłu. Zrobił wymowny krok w bok, a potem uniósł brwi w uprzejmym zdziwieniu, kiedy powietrze wokół Barnabasa rozedrgało się od magii. I unosił je coraz wyżej im bardziej zmieniała się jego sylwetka. To nie było byle zaklęcie, żadna byle iluzyjna sztuczka. To był cholerny pokaz perfekcji. Nie wiedział tylko czy mag pokusił się o kształtowanie własnego ciała (co było przecież szalenie niebezpieczne i w wielu kręgach zakazane) czy zwyczajnie nałożył na siebie doskonałą iluzję.
    Jak urzeczony przyglądał się szybkiemu procesowi, który wydawał się ani odrobinę nie zmęczyć swego twórcy. Miał ochotę przeciągnąć dłonią po nowej skórze i zobaczyć czy iluzja faktycznie była tak perfekcyjna jak się wydawała. Nawet nie starał się zamknąć ust rozchylonych w wyrazie zdumienia i zachwytu. No i wiedział. Naprawdę wiedział, że nie powinien, ale kiedy Barnabas w nowej odsłonie przeciągnął się, sprawiając że mięśnie napięły materiał bawełnianej kozuli; młody mag przesunął wzrokiem po jego sylwetce nie tylko pod kątem zachwytu magicznym kunsztem, ale też już całkiem zwyczajnego. Ta swoboda przyciągała jego uwagę, rozpalała ciekawość. Potężny Barnabas, postrach mórz, człowiek którego bało się pół świata był jak płomień wabiący swoim ciepłem. A Elion poczuł się teraz jak ćma. Mistrzowie nie zachowywali się w ten sposób. Nosili się z godnością i nie pozwalali sobie na podobne gesty w obecności uczniów. Tępili swobodę. Tymczasem kapitan olewał konwenanse. Był żywym przykładem ich zaprzeczenia.
    Bogowie i jeszcze ten pomruk.
    Eliona przeszedł bardzo nieodpowiedni w tej chwili dreszcz, więc odwrócił wzrok i skarcił się w myślach. Chyba rozumiał już dlaczego inni mistrzowie byli tacy służbowi i bez wyrazu - dzięki temu istniała naprawdę niewielka szansa, że ich stosunki z uczniami nigdy nie zejdą z profesjonalnej stopy na tę bardziej prywatną.
    Czy poprzednio wróżył sobie ponurą przyszłość?
    Cóż, teraz wróżył sobie ponurą przyszłość pełną cierpienia.
    Odetchnął płytko otarłszy czoło i odepchnął od siebie wszystkie nieodpowiednie myśli. Uśmiechnął się wąsko w odpowiedzi na mrugnięcie. Musiał się do tego przyzwyczaić. Nie będzie łatwo, ale na pewno był w stanie. W przeciwnym wypadku jak nic zwariuje.
    - Jak sobie życzysz, Deacon - odparł, nieznacznie podkreślając wymyślone imię, tylko troszeczkę sobie kpiąc. Potem zrównał z nim krok.
    - Więc to, co mówią to prawda. Naprawdę jesteś jednym z najpotężniejszych magów obecnych czasów - zaczął, bardziej jednak wydawał się mówić do siebie. Dopiero po chwili wzniósł na niego spojrzenie, mierząc go z nie mniejszą ciekawością niż ta, którą Barnabas darował mu chwile wcześniej.
    - To iluzja czy fizyczny kształt? - zapytał, nieco podnosząc głos żeby przekrzyczeć szum tłumu, który ich otulił gdy weszli między stragany. - Choć bez względu na to czym jest, jest niesamowita - przyznał z rozbrajającą wręcz szczerością. Entuzjazm na chwile rozpalił mu oczy w zupełnie inny sposób niż robiła to magia - ciepłem i swego rodzaju admiracją.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Czw 01 Paź 2020, 17:58

    W chwili, w której chłopak postanowił mu się przedstawić Barnabas prychnął lekko i spojrzał na niego jak na debila jasno dając do zrozumienia, że wie. Zaraz też przewrócił oczami widząc jak czarnowłosy przezornie staje z boku by czasem nie zaryć nosem o jego plecy, gdy kapitan znów zatrzyma się nagle rażony kolejnym przebłyskiem geniuszu. Cóż, przynajmniej uczył się szybko. Blondyn, czy raczej szatyn uśmiechnął się na tę myśl pozwalając by zapoczątkowała nieśmiałą nadzieję na nieco mniejsze trudności w uczeniu niż początkowo zakładał. Oczywiście Saiora zachwalała inteligencję i szybkość z jaką jElion przyswajał nowe techniki, jednak Yorick podchodził do tego ze zdrowym dystansem. Ostatecznie nie oszukujmy się, która Mistrzyni otwarcie przyznałaby, że jej protegowany jest kretynem?
    Z zamyślenia wyrwał go kpiący ton ucznia, który ewidentnie nie mając pojęcia jak brzmi pełne imię Mistrza prawdopodobnie założył, że ten zwyczajnie go wkręcai. Yorick wyszczerzył się na tę myśl zaraz przybierając poważny wyraz twarzy i posyłając Elionowi ostre spojrzenie z ukosa.
    - Nie podoba ci się? Mam je po pradziadku. -Oznajmił zimno, przenosząc wzrok na mijane różnobarwne przyprawy, by ukryć rosnący w piersi chichot. Zaraz jednak zaśmiał się  otwarcie, patrząc na ucznia z niedowierzaniem.
    - Śmiałeś w to wątpić!?  -Żachnął się niemal ugodzony do żywego przykładając dłoń do klatki piersiowej, zupełnie jakby fakt,  że ktokolwiek ma czelność podważać jego renomę ranił go w samo serce. - Oczywiście, że jestem jednym z najpotężniejszych magów! Nie ma na tej planecie nie-potężnych magów żyjących z dala od Wielkiej Rady. -Oznajmił z przekonaniem schylając nieco głowę, by wejść pod namiot rozpościerający się między dwoma stoiskami z owocami.  Ludzie na bazarze schodzili im z drogi wyraźnie nie chcąc podpadać tajemniczemu magowi i jego rosłemu przewodnikowi. Przepychali się więc między sobą, szerokim łukiem obchodząc przechadzających się spokojnie mężczyzn. Jedynie dzieci kręcące się między straganami w nadziei na darmowy posiłek lub szybki zarobek przebiegały przy nich od czasu do czasu, zbyt zaaferowane własnymi sprawami, by zwracać uwagę na górujących nad nimi dorosłych.
    - Iluzja. Fizyczne kształty przyjmuję tylko na specjalne zamówienia. -Odparł  puszczając mu oczko i  przystając przy fioletowo-różowym namiocie by rzucić okiem na jakieś świecidełko. Uśmiechał się przy tym szelmowsko jakby na wspomnienie poprzednich "specjalnych zamówień" - Niemniej cieszę się, że ci się podoba. -Oznajmił zaraz, pochylając się nieco i chwyciwszy Eliona za nadgarstek położył jego rękę na swojej głowie. - Masz, dotknij. -Powiedział, mierzwiac swoją brązowo-szarą czuprynę jego dłonią. Szorstkie, sztywne włosy w niczym nie przypominały wcześniejszych jasnych i miękko opadajacych pukli.
    - Niezłe, prawda? Jeśli twoja mistrzyni się nie myli i faktycznie twój potencjał jest podobny mojemu nauczę cię tej sztuczki tuż po tym jak opanujesz blokady. -Obiecał zaraz przesuwając wzrok z ucznia na niedalekie stoisko z pieczonym mięsem zwabiony rozchodzącym się stamtąd aromatem.  
    - O Bogowie, ale to dobrze pachnie. Chcesz jedno? -Zapytał i nie czekając na odpowiedź ruszył w stronę uśmiechającego się do niego kupca, grzebiąc w kieszeni by przygotować już monety.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Czw 01 Paź 2020, 20:03

    Elion nie sądził, że mistrz wyczuje jego drwinę, dlatego pobladł nieco pod nieoczekiwanie ostrym spojrzeniem. Czujny skubaniec. I nieprzewidywalny. Należało to zapamiętać.
    - Ależ skąd, jest doskonałe - odparł śmiertelnie poważnym tonem. Kurtuazyjne kłamstwo zawsze było w cenie, bo tak naprawdę nie miał zdania na temat imienia, a nie wypadało zostawić pytania bez odpowiedzi. Jak się jednak okazało już za chwilę, mistrz dosłownie robił sobie z niego jaja. Świetnie. Po prostu wspaniale. Wyczucie tego człowieka graniczyło z cudem, co Eliona jednocześnie frustrowało i... intrygowało. Wolał jednak na razie skupić się tylko na pierwszym aspekcie.
    Drgnął zaskoczony, kiedy Barnabas wybuchł śmiechem, ale było to tak zaraźliwe, że sam również uśmiechnął się lekko. Pokręcił głową na znak, że nie, wcale w to nie wątpił.
    - Nie śmiałbym, ale co innego słyszeć plotki, a co innego zobaczyć mistrzowski kunszt na żywo. - I znów brzmiał zupełnie szczerze. Elion w swojej ciężkiej, dostojnej szacie i z powagą niemal na stałe przyklejoną do oblicza, nie wyglądał na człowieka, który z łatwością doceniałby innych i wyrażał to słowami. A tak właśnie było. I nie chodziło o próbę wkupienia się w czyjeś łaski czy mówienia brzydkich kłamstw, by w duchu zazdrościć albo pogardzać, a o całkowicie zwyczajną chęć sprawienia komuś satysfakcji. Jeśli ktoś zasługiwał na uznanie, należało o tym mówić, tak właśnie uważał.
    - Zapewne ma mistrz rację - odparł, na moment odwracając wzrok ku mijanemu straganowi, na którym pyszniły się barwami i zapachami nieznane mu dotąd owoce. - Znaczy... masz rację, przepraszam - zmitygował się, zdając sobie sprawę, że zupełnie odruchowo go zatytułował. Mnogość kolorów, głosów i ludzi nawet jeśli teraz trzymała się zdała, jakby zaniepokojona rosłym osiłkiem dotrzymującym mu towarzystwa, i tak rozpraszała go wystarczająco, by miał problemy ze skupieniem. Kiepsko odnajdował się w tłumach, bo zwyczajnie nigdy nie musiał w nich przebywać. Na targach podobnych temu, tak ludnych i głośnych, nie bywał w ogóle. Jak dziecko chłonął więc wszystkie nowości, choć i tak najchętniej chłonąłby je z daleka.
    Przystanął przy Barnabasie, kierując spojrzenie na stoisko zarzucone biżuterią. Kolorowe, jak podejrzewał, półszlachetne kamienie w oprawie złota lub srebra błyskały pięknie w czerwcowym słońcu. Wiedziony ciekawością uniósł ciężki wisior z bursztynu, kierując go pod światło, naraz skupiając tym uwagę handlarza.
    - Najpiękniejsze bursztyny z Stargewel, tylko u mnie! Dla damy serca, dla matki, dla siostry! Może coś doradzę? Pan dostojny zapewne doceni piękno kruszcu! - zakrzyknął entuzjastycznie, węsząc łatwego klienta.
    Elion natomiast uśmiechnął się uprzejmie i pokręcił głową, odkładając błyskotkę. Była ładna, ale nie zamierzał wydawać swoich oszczędności na zbytki luksusu. Tym bardziej, że Barnabas znów rzucał dwuznacznościami. A przecież to było zupełnie niewinne pytanie! Ale teraz Elion nie był już tak zaskoczony. Saiora naprawdę nie kłamała wspominając o barnabasowej rubaszności, ale nie kłamała też o inteligencji Eliona. Poza tym postawiony przed faktem dokonanym, młody czarodziej adaptował się całkiem szybko, nawet jeśli w głębi serca czuł się okropnie przytłoczony.
    - Rozumiem - odparł, bo przecież nie wypadało mu odpowiadać żadną zaczepką, choć cała masa cisnęła mu się na usta. Uśmiechnął się nawet całkiem ciepło, kiedy nagle palce Barnabasa zakleszczyły mu się na nadgarstku. Wtedy znów stężał i przez sekundę stawił wyczuwalny opór, zbyt zakorzeniony w obawie przed dotykiem, żeby tak łatwo to z siebie wyplenić. Znów dał się zaskoczyć. Pewnie upłynie jeszcze wiele czasu zanim ]wyzbędzie się odruchów, ale powoli kodował sobie w głowie, że kontakt ze skórną Barnabasa nie niesie za sobą żadnych komplikacji. Po chwili więc, kiedy się opanował, mistrz mógł pokierować jego dłonią tak jak chciał. Jednak Elion lekko zmarszczył brwi, uśmiechając się z czymś na kształt zniecierpliwienia.
    - To bez sensu, przez rękawiczkę nie poczuję - powiedział i wprawnym ruchem zsunął ją z dłoni odsłaniając jasną skórę oraz znaczące ją błękitne linie tatuażu. Potem sam wsunął palce w ciemne teraz kosmyki i potarł opuszkami skórę jego głowy.
    - Faktycznie, niesamowite. - Oczy rozszerzyły mu się w zachwycie. Tym razem jego oblicze aż pojaśniało jakby szczerze i naiwnie uwierzył w obietnice rzuconą mimochodem. - Tak naprawdę będę wdzięczny za samo nauczenie mnie technik blokady, reszta... nie jest taka ważna - zapewnił miękko i cofnął dłoń na powrót chowając ją w rękawiczkę.
    Z chwili na chwilę czuł się coraz swobodniej. To paradoksalnie wcale nie było dobre uczucie w jego sytuacji, ale nic nie mógł na to poradzić. Entuzjazm Barnabasa był zaraźliwy.
    Powiódł wzrokiem za spojrzeniem towarzysza i uśmiechnął się pod nosem, odrobinę pobłażliwie. Nie odpowiedział na propozycję, bo i nie dostał takiej szansy, ale również nie ruszył za nim. Był zbyt zdenerwowany żeby jeść. Zamiast tego rozejrzał się wokół w poszukiwaniu rzeczy, po które tu przyszedł i faktycznie niedaleko dostrzegł stragan pełen bali przeróżnych sukien, ale i uszytych już, gotowych strojów. Ruszył ku niemu. Zaraz jakaś urocza blondyneczka wzięła go w obroty, szczebiocząc o tym w których krojach i kolorach będzie mu do twarzy. Jako że nie znał się na tutejszej modzie, postanowił zaufać jej ocenie, jak zawsze wykazując się uprzejmością i swoistym dystansem. To jednak nie odstraszało dziewczyny, wręcz odwrotnie. Patrzyła na niego jak urzeczona i już po chwili wcisnęła mu w dłonie trzy lekkie, lniane koszule w kremowych odcieniach, parę luźnych, czarnych spodni wiązanych pod kolanami i szeroką, granatową szarfę.
    - Jestem pewna, że będą pasować! - zapewniła żarliwie, kiedy zasugerował, że mogą być zbyt duże. - Ale jeśli pan sobie życzy, można przymierzyć, o tutaj, za parawanem - wskazała dłonią w stronę sukna prowizorycznie rozciągniętego pod krokwiami straganu. - Mogę też pomóc, bo z tego to na pewno ciężko się rozdziać - zachichotała wskazując na wszelkie guziki, haftki i zapięcia jego szaty.
    Widział, że go podrywała, nie kryła się z tym szczególnie. W zasadzie dziwiło go to jakie wrażenie robił tutaj na ludziach. To, co wcześniej wziął za niechęć podszytą drwiną było raczej fascynacją i zdumieniem. Ludzie brali go za dostojnika, choć właściwie był ledwie uczniem i dopóki nie osiągnie tytułu mistrza, był nikim. Przynajmniej nikim wśród magów. Zwykli ludzie najwyraźniej byli innego zdania.
    Spojrzał dziewczynie prosto w oczy i uśmiechnął się szelmowsko. Bez wątpienia był świadomy swoich atutów. No i przecież drobny flirt go nie zabije, nie? Co z tego, że kompletnie nie gustował w dziewczynach?
    - Tak, jest z tym trochę roboty - przyznał i mrugnął do niej porozumiewawczo wywołując kolejną falę dziewczęcego chichotu.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Czw 01 Paź 2020, 23:55

    Widząc, że ten sam chłopak, który przed chwilą walczył z jego ręką teraz zdejmuje rękawiczkę, by gołymi opuszkami poczuć detale nałożonej przez niego iluzji mistrz uśmiechnął się delikatnie pod nosem, pochylając sie usłużnie, niemal czując w powietrzu jak Novirghawrdzki zaduch zamkowych komnat ustępuje miejsca rześkiej morskiej bryzie. Zachwyt i entuzjazm z jakimi Elion podchodził do wywołanej przez Barnabasa iluzji zostały z nim jeszcze chwilę potem, jak odłączył się od swojego ucznia ruszając na podbój straganu z pieczeniami. Oczywiście był nieco za stary i za bardzo przyzwyczajony do tego, jak inni reagują na jego magiczne sztuczki by czuć się dumny lub chociażby mile połechtany jego reakcją, jednak jakaś mała, ledwie dostrzegalna cząstka jego duszy  uśmiechnęła się nieśmiało na myśl, że wciąż jeszcze potrafi zaskakiwać nie tylko ludzi, których przecież zaskoczyć można autentycznie czymkolwiek, ale i niektórych magów. Nawet takich przybyłych dopiero co ze stolicy magii, okazuje się.
    Również  ostatnie słowa ciemnowłosego  odbiły się po czaszce Yoricka budząc w nim delikatne zaskoczenie. "reszta nie jest ważna" - Nonsens! - Sarknął w myślach. Dopiero po nauczeniu się blokady Mag stawał się niemal nieograniczony w swoich działaniach! Blokady były dopiero początkiem, preludium do prawdziwej zabawy i swobody! Nic nie równało się niemal z...
    Ze smakiem mięsa, w które zachłannie wgryzł się szatyn, przymykając oczy z zachwytu i tłumiąc próbujący wydostać się z niego jęk. To była dopiero magia! Żadne tam iluzje, świecenie i kolorowe mgiełki. Przeżuł powoli ciesząc się poezją smaków i nieprawdopodobnie dobrze dobranych przypraw  i z namaszczeniem spojrzał na wpatrzonego w niego, wyszczerzonego kucharza wyraźnie zadowolonego z siebie niemal w stopniu równym temu, w jakim zachwycony smakiem był sam Barnabas.
    Nie myśląc wiele pirat pochylił się nad straganem i używając nieco więcej magicznej perswazji niż kultura wymaga wyprosił u handlarza metodę przygotowania przepysznej pieczeni, pewien tego, że przekaże ją kucharzowi tuż po tym, jak jego noga z powrotem stanie na statku.. Zapisawszy wszystko na pergaminie zniknął go szybko i odwróciwszy się na pięcie rozejrzał po targu szukając swojego zaginionego ucznia. Bystre błękitne oczy wypatrzyły go akurat w chwili, gdy blondwłosa straganiarka przeganiała go z kąta namiotu w kąt najprawdopodobniej śpiewając mu o niespotykanej jakości jej towarów, ponadprzeciętnie niskiej cenie i tym, jak fantastycznie będzie wyglądał w spodniach jej własnej roboty. Uśmiechnąwszy się pod nosem mężczyzna ruszył powoli w ich stronę przypominając sobie ile znajomości z ludzkimi kobietami udało mu się zawrzeć w ten sposób na przestrzeni jego życia. Było w nich zawsze coś niezwykłego i pociągającego,  w znajomościach znaczy, zaczynając od łatwości ich nawiązywania, poprzez nienachalność ich krótkiego żywota aż wreszcie po słodycz rozejścia się ku własnym sprawom, bez pretensji, wyrzutów i obligacji w stosunku do ewentualnej przyszłości..
    Sądząc po słowach dziewczyny właśnie na progu takiej znajomości znajdował się Elion w chwili, w której Barnabas wreszcie pojawił się w obrębie namiotu. Mężczyzna bynajmniej nie zamierzał jednak psuć chłopakowi zabawy, zamiast tego, słysząc jego słowa uśmiechnął się i rzucił, nie wiedzieć czy do niego, czy do dziewczyny.
    - Jestem pewien, że będzie tego warta. -Oznajmił uśmiechając się szerzej i machając chłopakowi swoim kawałkiem mięsa zawiniętym w bambusowy liść.
    - A pan jest...? -Dziewczyna urwała niepewnie, odsuwając się na chwilę od ciemnowłosego maga na wypadek, gdyby okazało się, że robi coś niewłaściwego.
    - Nikim ważnym, ja tylko za wszystko płacę. -Oznajmił z rozbawieniem i pochylił się dworsko, przykładając dłoń z zawiniętym mięsem do szerokiej piersi. - W ogóle się mną nie przejmujcie, pani. Nigdzie się nam nie śpieszy. -Dodał zaraz i wyprostowawszy się odwinął swój przysmak, wziął gryza i jak gdyby nigdy nic zaczął przyglądać się uważnie poukładanym skrzętnie materiałom, wyraźnie odpływając myślami do innego miejsca. Widząc to dziewczyna rozpłynęła się w pięknym, nieśmiałym uśmiechu i skłoniwszy się delikatnie pociągnęła Eliona w stronę przebieralni, moment później składając długie, delikatne palce na haftkach jego szaty. Nie chcąc stać się nieproszoną widownią Barnabas przeniósł się subtelnie do straganu obok oferującego obfity wybór wszelkiej maści kapeluszy i zaczął je przymierzać, od czasu do czasu przeglądając się w wywieszonym nieopodal lustrze.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Pią 02 Paź 2020, 01:10

    Barnabas wyrósł przy Elionie jak góra, roznosząc wokół zapach pieczonego mięsa. I jak łatwo było się domyślić, uczeń znów został zaskoczony.
    To co usłyszał, w stu procentach uznał już za jakiś rodzaj testu. Bo przecież jak to? Mistrz tak radośnie posyła ucznia na schadzkę z jakąś panną? I to ucznia, który ma problem z panowaniem nad mocą? Chciał żeby biedna blondyneczka została rozsmarowana na wszystkich barwnych balach i okolicznych ludziach? Historia znała takie przypadki i właśnie dlatego młodzi magowie musieli podchodzić z ostrożnością do wszelkich sytuacji, w których ich samokontrola mogła zostać zachwiana. A czy było wiele więcej momentów prócz uprawiania seksu, w którym człowiek niemal zupełnie wyłączał myślnie i przestawał się kontrolować?
    Najgorsze było to, że przez jego słowa blondynka się rozochociła, a wcale nie o to chodziło Elionowi. Chciał jedynie niegroźnego flirtu, może nawet niewielkiej zniżki na te nieszczęsne ciuchy, ale nie autentycznej schadzki.
    Rzucił niepewne spojrzenie w kierunku jakże wyrozumiałego Barnabasa i poszedł za zarumienioną dziewczyną. Niestety jeśli kapitan liczył na jakieś niebieskie fajerwerki wystrzeliwujące z przebieralni albo malowniczą fontannę flaków, to się przeliczył, bo nic takie nie nastąpiło. Nie było też słychać żadnych więcej chichotów czy o zgrozo, jęków. Kiedy dziewczyna zaczęła się do niego dobierać, Elion uśmiechnął się do niej łagodnie i odciągnął jej ręce od swojej togi.
    - Mój przyjaciel był bardzo niedyskretny i według mojej opinii zasugerował coś, co kładłoby cień na twój honor, panienko - zwrócił się do niej przyciszonym, ciepłym głosem. Wyszedł z wprawy jeśli chodziło o podobne kontakty z ludźmi, ale bycie dżentelmenem raczej nie wychodziło z mody. Choć nie był pewien jak to działało wśród... zwykłych ludzi.
    Duże, zielone oczy dziewczyny spojrzały na niego z niezrozumieniem, ale już po chwili jej blade policzki pokrył rumieniec, tym razem wstydu. Elion wciąż ujmował jeszcze drobne dłonie w delikatnym chwycie własnych palców.
    - Nie chciałem zostać źle zrozumianym. Doceniam pomoc przy wyborze ubrań, ale nie musi panienka robić nic ponad to. - Puścił ją i skłonił się dystyngowanie, a speszona dziewczyna dygnęła niezgrabnie i cała spąsowiała uciekła zza parawanu.
    Pozostawiony sam sobie Elion, westchnął głęboko i przetarł twarz dłońmi. Chciał żeby ten dzień już się skończył. A skoro tak, nie powinien go przedłużać ani więcej się wygłupiać. Zachciało mu się flirtów z przekupkami, cholera.
    Zaczął rozpinać swoją togę i faktycznie po chwili przymierzył skomponowany przez blondynkę zestaw. Pamiętał mniej więcej jak tutejsi mężczyźni oraz jak sam Barnabas przewiązywał się w pasie szarfą i całkiem udanie powtórzył ten splot. Potem przejrzał się w wypolerowanej blasze. Tak odkrytego siebie, stojącego gdzieś na zewnątrz, widywał rzadko. Niemal w ogóle. Pokrywające ciało tatuaże wiły się błękitnymi liniami na bladej, nawet nie muśniętej słońcem, skórze. Wystawały spod dekoltu i rękawów koszuli, pięły się po szyi, sięgając twarzy. Były wszędzie, nawet na nagich teraz łydkach. Nie przepadał za widokiem ochronnych tatuaży, przypominały mu o osobistej porażce. O brakach jakie miał, niepozwalających mu funkcjonować normalnie i nawet uczyć się normalnie. Ale gdyby je zignorować, prezentował się w nowym stroju całkiem nieźle. Jeśli złapie trochę słońca, to może w końcu zacznie wyglądać jak mieszkaniec Stargewel? Co ważniejsze jednak, w końcu mógł odetchnąć. Liźnięcia bryzy na spoconej skórze były nieziemsko przyjemne. Ach, drobne przyjemności!
    Wyszedł zza kotary i uśmiechnął się do dziewczyny, która teraz nie była już tak skora do chichotów.
    - Faktycznie pasują - powiedział z uznaniem, wygładzając koszulę. - Wezmę ten zestaw i te koszule także. - Gestem wskazał przerzucone przez ramię ubrania, leżące na wierzchu ciężkiej, bordowej togi. Dostrzegając ponad stołem z suknami spojrzenie Barnabasa, posłał mu jeden z uśmiechów z palety tych uprzejmych, a potem zaczął grzebać w swojej wypchanej torbie w poszukiwaniu mieszka.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Pią 02 Paź 2020, 12:59

    Niepewne spojrzenie chłopaka sprawiło, że Barnabas uśmiechnął sie zachęcająco, chcąc dać mu jasno do zrozumienia, że naprawdę nigdzie mu się nie śpieszy i chłopak śmiało może zadbać o siebie (i blondynkę) przed czekającą ich podróżą. Do głowy by mu nie przyszło, że egzotyczne cudo jakim był jego uczeń odmówi sobie podobnej przyjemności z obawy przed rozsmarowaniem nieszczęsnej handlarki po materiale namiotu. Sam nigdy nie tracił głowy dla przelotnych znajomości, traktując je raczej jak spuszczenie z siebie pary niż głęboko emocjonalne przeżycie. I to nie tak, że w głębi dusz Yorick był zimną rybą nieczułą na podniety tego świata! Zwyczajnie targowe handlarki i ich ciepłe względy nie znajdowały się w kanonie rzeczy mogących łatwo wyprowadzić go z równowagi. Tak czy inaczej słysząc szmer kotary mężczyzna rzucił okiem w stronę namiotu, chwilę później dziwiąc się głęboko czerwonej, płonącej wstydem twarzy wyraźnie niezadowolonej dziewczyny. No cóż, ewidentnie coś tam poszło nie tak jak powinno. Nie chcąc zagłębiać się myślami w ten, ani żaden z pokrewnych tematów Barnabas szybko wrócił do przymierzania kapeluszy. W chwili, w której Elion opuścił przytulną przestrzeń przebieralni pirat zdążył kupić już dwa duże, ekstrawaganckie nakrycia głowy z szerokimi rondami, jedno zdobione czerwonymi, żółtymi i pomarańczowymi piórami, drugie stworzone na podobną modłę również przybrane długimi piórami jednak w kolorach czerni, granatu i srebra i pasujące do nich kolorystycznie chusty. Widząc swojego ucznia w nowej odsłonie pirat zagwizdał z podziwem, wyraźnie zadowolony z zaistniałej zmiany lustrując go uważnie swoimi przenikliwymi oczami. Faktycznie było na co popatrzeć, chłopak prezentował się fantastycznie teraz, kiedy jego młoda, męska sylwetka nie kryła się już pod tonami czerwonych szat. Barnabas z przyjemnością przesunął spojrzeniem po jego wyrzeźbionych treningami z Saiorą nogach, po silnych przedramionach i wreszcie po samych tatuażach, które poza tym, że nie przypominały absolutnie żadnych,  jakie do tej pory widział, dodawały Elionowi prawdziwie hipnotyzującego uroku.
    - No i to rozumiem, nareszcie wyglądasz reprezentacyjnie! - Pochwalił go entuzjastycznie, a widząc że uczeń sięga po pieniądze wyciągnął w jego stronę ramię machając nim ostrzegawczo. - Ściągnij wodze rozbestwiona chabeto, mówiłem przecież, że to ja płacę. -Zaznaczył tonem wyraźnie nie znoszącym sprzeciwu i nakrywszy głowę obydwoma kapeluszami by mieć wolne ręce (mięso już dawno pożegnało się z tym światem) pirat zatarł dłonie i rozejrzał się po prezentowanych materiałach raz jeszcze.
    - Na pewno weźmiemy to i to też, a także ten i tamten. - Oznajmił, podchodząc do półki i wyciągając całe rulony interesujących go materiałów. Zarzuciwszy sobie trzy z nich na ramię i wręczywszy czwarty Elionowi Yorick podszedł do oniemiałej teraz dziewczyny i sięgnąwszy do kieszeni położył na jej blacie niewielki stosik monet. - Starczy? - Upewnił się, a kiedy dziewczyna pokiwała jedynie głową uśmiechnął się z zadowoleniem i odwróciwszy się żywiołowo na pięcie spojrzał na swojego obładowanego ucznia.
    - No to co? Komu w drogę temu w drogę, możemy iść! - Zarządził wesoło i ruszył przez targ z powrotem w stronę portu. Nie minęły jednak nawet dwie minuty kiedy barnabas zerknął spod rond kapeluszy w stronę idącego obok chłopaka z wyraźnym zaciekawieniem.
    - Powiedz mi no, moja ty gwiazdo zaranna, te tatuaże to wyraz samoekspresji czy kryje się za nimi jakaś większa myśl?
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Pią 02 Paź 2020, 14:49

    Gdyby Elion dowiedział się, że Barnabas nie uważał podniecenia za swego rodzaju "utratę głowy" nawet przy przypadkowym kochanku, to jednocześnie strasznie by mu współczuł i może trochę zazdrościł. Było przecież czymś pięknym zatracenie się na kilka chwil i pozwolenie sobie po prostu odpuścić. Właśnie dlatego seks niwelował napięcie, bo można było przestać się pilnować. A większość magów musiała żyć w ciągłym napięciu po to by nie zrobić krzywdy sobie albo postronnym. Na tym polegał problem.
    - Dziękuję. Gustowne kapelusze. - Odwdzięczył się komplementem. Przestał też wysupływać monety z mieszka, kiedy Barnabas powiedział, że chce zapłacić. Elion nie miał zamiaru się z nim sprzeczać ani upierać się przy swoim. Jakkolwiek było mu niewygodnie z myślą, że musi na kimś polegać, tak z drugiej strony była to bardzo standardowa rzecz wśród uczniów. Część kosztów nauki pokrywał sam mistrz, choć i tak wiadomo było, że ci są finansowo wspierani przez Radę, by właśnie zapewnić optymalne warunki do pracy i do nauki następnym pokoleniom. Jak to jednak miało się do Barnabasa i tego, że w zasadzie nie podlegał Radzie? Zamierzał sam wszystko opłacać? Elionowi przeszło przez myśl, że może będzie musiał odpłacić za to pracą na statku? Miał nadzieję, że nie. Nie znał się na żegludze, ale z drugiej strony mógł robić inne rzeczy. W zasadzie praca na własne utrzymanie wcale mu nie wadziła. Może nawet poczułby się z tym lepiej.
    Skłonił się lekko, z wdzięcznością, pozostawiając rozważania na ten temat na inny czas.
    Ruszył ku mistrzowi, kiedy ten jeszcze wybierał materiały, a potem bez słowa sprzeciwu przyjął jeden z ciężkich rulonów i wzorem Barnabasa zarzucił go sobie na ramię. Kiwnął głową dziewczynie, zanim ruszyli (jak miał nadzieję) do portu. Bo może i przyjemnie było mu czuć na skórze powiew wiatru, ale stare przyzwyczajenia i obawy wrzeszczały na niego, że jest lekkomyślnym idiotą i powinien chociaż założyć rękawiczki, bo przecież a nuż w tłumie otrze się o jakiegoś maga i będzie problem. Przezornie więc, trzymał się bardzo blisko Barnabasa, od czasu do czasu ocierając ramię o jego ramię. Z dwojga złego lepiej ocierać się o niego niż przypadkowych przechodniów.
    Westchnął w duchu słysząc kolejny epitet. W tak krótkim czasie stał się już wieloma różnymi rzeczami - cudem, słońcem, chabeta i gwiazdą - może powinien je spisywać? To zaczynało się robić zabawne. Ale istotniejsze było teraz, że skoro Barnabas zapytał o tatuaże, znaczyło to, że mistrzyni nie uprzedziła go o nich i obowiązek przekazania sposobu ich działania spadał na niego.
    Poprawił przewieszone przez bark płótno, jakby było mu niewygodnie z tematem a nie z samym pakunkiem i westchnął cicho.
    - Raczej blokada samoekspresji. - Pokusił się o gorzki żart. - Zrobiono je niedługo po tym jak zostałem uczniem Mistrzyni Adran. Dzięki nim moje manifestacje w skutkach bliższe są adeptowi z przeciętnym poziomem mocy. Bez nich były często bardzo katastrofalne. To zabezpieczenie, które obiecano ze mnie zdjąć kiedy będę gotowy wkroczyć na mistrzowską ścieżkę. - Z tonu jego głosu dało się wyczytać, że ten temat jest dla niego niewygodny. Czuć było wyzierającą z niego gorycz. - Linie zbierają moc, dlatego są niebieskie. Prawdopodobnie byłyby innego koloru gdyby moja magia miała inna barwę. Po silnych manifestacjach albo długotrwałym używaniu magii, zdarza się, że przez jakiś czas jeszcze opalizują, ale to nic, co powinno cię niepokoić - zapewnił, wbijając wzrok w drogę przed sobą. Na szczęście byli jedynie na obrzeżach wielkiego targu, więc po chwili wyszli na szerszą, mniej ludną drogę prowadzącą prosto w dół do ogromnego portu. Gwar ludzi przycichł, ale zastąpił go szum fal, pokrzykiwanie żeglarzy i pojękiwanie lin oraz desek kołyszących się w porcie statków. Potężne galeony, zwinne karawele, a nawet drobne rybackie łodzie, tłumnie zebrane przy szerokiej kei, pyszniły się swoim majestatem pod bezchmurnym, błękitnym niebem. A za nimi rozciągał się bezgraniczny przestwór morza.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Pią 02 Paź 2020, 21:31

    Właśnie przez to, że w Novirghawqu panowała opinia, że magowie muszą żyć w ciągłym napięciu by nikogo nie skrzywdzić szatyn uciekł na drugi koniec świata. Problemem nie byli magowie per-se, ale cała ich popieprzona, nadmiernie skomplikowana filozofia. Przynajmniej zdaniem Barnabasa.
    Słysząc komplement z ust ucznia mężczyzna skłonił się kurtuazyjnie, uśmiechając przy tym pięknie. Miał szczerą nadzieję, że chłopak mówił prawdę, ponieważ jeden z kapeluszy kupił w ramach prezentu i naprawdę zawiódłby się, gdyby jego adresat uznał, że wybrane dla niego nakrycie głowy nie spełniało powszechnie uznawanych kanonów piękna. Teraz jednak okazało się, że jeśli prezent nie przypadnie do gustu obdarowanego, Barnabas zawsze móoże oddać go uczniowi. Tak czy inaczej kapelusz nie mógł się zmarnować, więc i pieniądze za niego wydane nie pójdą szybko w błoto.
    Kiedy chłopak przestał grzebać w kieszeni mężczyzna uśmiechnął się pod nosem uznając to za jak najsłuszniejszy obrót spraw. Ostatecznie, był piratem psia mać, jeśli była na świecie jedna rzecz, której miał pod dostatkiem z pewnością był to hajs. I to wcale nie tak, że Barnabas przepierdalał go na prawo i lewo, zwyczajnie jeśli miał być to hajs wydany w słusznej sprawie, Yorick nie miał absolutnie nic przeciwko pozbywaniu się go.
    Sama myśl, że uczeń, który nie bardzo ma jeszcze jak zarobić na własne utrzymanie zamierzał przeznaczyć swoje pieniądze na coś tak trywialnego jak ubranie wydawała się magowi zwyczajnie kuriozalna. Choć może był to efekt długiego przebywania wśród ludzi, którzy nie mieli najmniejszych skrupułów, by ktoś wyręczał ich finansowo. Ostatecznie, nie było na tym świecie ani jednego pirata, który widząc jak towarzysz sięga do sakiewki zakrzyknąłby “ Ależ nie, teraz ja zapłacę!”
    Zdziwiło go też, że chłopak postanowił nie przebierać się na drogę do statku. Nie było to najroztropniejsze zagranie, jednak Barnabas zrzucił to na zmęczenie i torując im drogę przez pełne ludzi alejki dyskretnie lustrował otoczenie aby w razie czego mieć szybszy czas reakcji.. Przynajmniej ciemnowłosy nie oddalał się zbytnio co i rusz ocierając się o jego ramię nawet się przy tym nie wzdrygając. Dobrze.- Pomyślał Barnabas. Przynajmniej się przyzwyczaja
    Wychodząc z powrotem na świeże ( w ramach możliwości) powietrze mężczyzna odetchnął pełną piersią spoglądając z rozmarzeniem w dal, na widniejące w porcie statki, zaraz ponownie kierując wzrok na swojego protegowanego w samą porę na wyjątkowo ciężki żart. Yorick uniósł wysoko brwi nieco zdziwiony ich właściwościami i genialnością ich potencjału, a słysząc, że tatuaże nie zostaną na chłopaku na stałe mruknął z niezadowoleniem.
    - Szkoda, dobrze ci w nich. No i pomysł sam w sobie też jest świetny. Można by go rozszerzyć na resztę dzieciaków i dla odmiany dać im trochę więcej swobody. Nie wspominając jak epicko mogłyby wyglądać przyszłe pokolenia, gdyby to się przyjęło… -Przyznał oczami wyobraźni widząc tłumy uczniów podobnych Elionowi. Każdy z innym kolorem zdobiącym jego ciało. I każdy z szansą na nieco normalniejszą młodość. Barnabas zanotował z tyłu głowy, by odezwać się w tej sprawie do Saiory i podpytać ją o techniczną stronę całego procesu tworzenia tych cudeniek. Jednocześnie, słysząc o świecących właściwościach tatuaży mężczyzna przystanął na moment i przyjrzał się uczniowi jeszcze dokładniej niż poprzednio wyraźnie zaskoczony i zafascynowany.
    - Czekaj, w sensie, że świecisz jak ryba głębinowa? Albo świetlik? - Zapytał, mając świadomość, że chłopak może zwyczajnie nie wiedzieć, jak świecą ryby głębinowe. Zaraz też zaśmiał się widocznie ubawiony własnymi skojarzeniami i przesunął po uczniu współczującym wspomnieniu. -To dlatego są ci tak nie w smak? Ktoś się z ciebie naśmiewał? -Zapytał autentycznie ciekaw, czy ktoś przed nim wpadł już na podobne przezwisko. Oczywiście, że jego uwadze nie umknął ton jakim Elion wypowiadał się o swoich tatuażach jednak do głowy by mu nie przyszło, że tak fantastyczny wynalazek może budzić coś poza dumą i ekscytacją. Chyba że, jak to mieli w nawyku Wielko-Radni magowie nawet taki fenomen udało im się w jakiś sposób zatruć własnym jadem.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Sob 03 Paź 2020, 13:14

    Elion na wzór swojego przewodnika, również odetchnął pełną piersią nawet jeśli powietrze miało mocny zapach ryb, wodorostów i stęchlizny zbutwiałych desek. Mimo tej mieszanki, było w tym coś przyjemnego, innego. Coś co go urzekało, choć nie zdawał sobie sprawy, że w ogóle mogłoby. Może życie na statku nie będzie więc takie złe? W końcu który adept miał okazję do takich eskapad zanim dostał tytuł mistrzowski? Takie rzeczy nie zdarzały się często. Jeśli potraktować to jako życiową przygodę, zaczynało nabierać kolorów, ale Elion i tak nie potrafił przestawić się na tak pozytywne myślenie. Na pewno nie od razu. Wystarczyło, że już w pierwszych chwilach po spotkaniu Barnabasa zdecydował się na śmiały ruch i ściągnął z siebie uczniowską togę. To dopiero była ekstrawagancja i odwaga. Na pełną akceptację swojego losu było jednak jeszcze zdecydowanie za wcześnie.
    Elion w ogóle nie brał pod uwagę, że tatuaże mogłyby go w jakiś sposób uatrakcyjniać, bo sam widział w nich jedynie piętno. Dlatego tak bardzo zdziwiły go słowa Barnabasa, który z niezmiennym entuzjazmem przekazał mu swoją wizję.
    - Nigdy się nad tym nie zastanawiałem - przyznał, marszcząc brwi. - Ale nie sądzę, by weszło to do powszechnego stosowania. Sam proces był ryzykowny, kosztowny i bolesny. Śmiem sądzić, że bardziej niż wykonywanie tatuażu tradycyjną metodą. - Odruchowo popatrzył na swoją dłoń, na której prostymi liniami odznaczał się błękit wspomnianych tatuaży. - Mam w skórze sporo Kryształowego Pyłu, więc faktycznie moja wartość na targu niewolników mogłaby bardzo podskoczyć - dodał nieco ciszej, znów jakby mówił do siebie.
    Przez to, że Barnabas przystanął, Elion wyminął go o krok, ale zaraz odwrócił się, pytająco unosząc brwi. Nie spodziewał się tak żywej reakcji na podaną informację. Widząc jego zaskoczenie, uśmiechnął się, rozbawiony.
    - Można tak powiedzieć - przyznał z odrobiną zmieszania. - Choć mi nie zależy na zwabianiu ofiar albo osobników płci przeciwnej. - Mógł nigdy nie widzieć ryby głębinowej, ale w Akademii uczono adeptów nie tylko posługiwania się magią, ale przekazywano również całkiem zwyczajną wiedzę o otaczającym ich świecie. Elion miał więc przynajmniej szczątkowe informacje na temat większości stworzeń zamieszkujących Znany Kontynent.
    Niestety jego dobry humor prysł nadspodziewanie szybko, razem z kolejnymi słowami kapitana, czy raczej z tym, co niosło ze sobą jego spojrzenie.
    Współczucie.
    Elion nienawidził, kiedy ktoś mu współczuł. Starał się z całych sił, by osiągnąć to, co po pięciu latach inni osiągali z łatwością, a choć nadal mu się nie udawało, nigdy nie odpuszczał i nie pozwalał sobie na słabość. Współczucie implikowało brak wiary w jego starania albo co gorsze, chęć niańczenia go. A tego na pewno nie potrzebował, tak samo jak nie potrzebował cholernych niebieskich linii wyrytych na ciele.
    Spojrzał mu prosto w oczy i w tamtym momencie, na jedną, krótką chwilę wyparowała cała elionowa łagodność i kurtuazja, którymi karmił otoczenie. W tym jednym momencie jego spojrzenie zyskało niezwykły chłód i ostrość stali, ukazując upór i śmiałość, o którą ciężko było go posądzić. Nie chciał współczucia, szczególnie od przyszłego, czy w zasadzie obecnego mistrza. I nie chciał tego tak bardzo, ze gotów był wejść na wojenna ścieżkę, by to udowodnić.
    - Naśmiewał? Nie. - Jego głos stał się nieprzyjemnie bezbarwny. - Inni uczniowie raczej trzymali się z daleka. Bardziej mi współczuli niż dokuczali, a ja nie potrzebuję współczucia - podkreślił. Nim jednak Barnabas zdążył jakkolwiek zareagować, Elion odwrócił wzrok i wymownie zmienił temat.
    - Mistrzyni Adran wspominała, że mój potencjał jest zbliżony do twojego. Jak to było z tobą, mistrzu, zanim opuściłeś Akademię? Jak radziłeś sobie z potęgą otrzymaną w darze od losu? - Głos Eliona wciąż miał w sobie odrobinę chłodu. W tamtej chwili nie zastanawiał się, że tak naprawdę warczy na Barnabasa niesłusznie, że tamten na pewno nie miał nic złego na myśli. Po prostu strach przed okazaniem słabości był w nim tak wielki, że nie mógł pozwolić choćby na cień jej okazania.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Nie 04 Paź 2020, 17:11

    W chwili, w której chłopak przyznał, że raczej nie myślał nad tym, jak tatuaże wpływają na jego prezencję Yorick przewrócił oczami, nie wierząc mu za grosz.
    Jaki człowiek nie zastanawiał się nad własnym wyglądem? Zwłaszcza mając na sobie takie cuda jak te niebieskie wijące się po całym ciele wzory! No i to było aż nieprawdopodobne, żeby żadna z poprzednich kochanek czy żaden z poprzednich kochanków nie wspomnieli o nich ani słowem, nie dając chłopakowi jasno do zrozumienia, jak seksownie i tajemniczo z nimi wygląda.
    Gdyby Barnabas miał okazję, wychwalałby podobne magiczne znaki dzień w dzień i noc w noc, podążając za nimi oczami, językiem, palcami i nożem  nie mogąc nacieszyć się ich unikalnym właściwościom i niemal hipnotyzującym urokiem. Niestety, z tego co mówił Elion,trudno byłoby Barnabasowi znaleźć jeszcze kogoś dysponującego tak charakterystyczną ozdobą.
    Słysząc nazwę magicznego pyłu Barnabas zamarł na chwilę, niby rażony piorunem, powstrzymując się by nie chwycić twarzy ucznia w swoje ręce i nie zakryć mu ust. Zaraz też rozejrzał się badawczo po mijających ich ludziach jakby upewniając się, że poza nim nikt nie usłyszał nazwy kruszcu. Cała jego nonszalancja i entuzjazm zniknęły niespodziewanie, odsłaniając twarde, pełne wewnętrznego majestatu oblicze kogoś, kto bez mrugnięcia okiem zdolny był do wielkich i potwornych czynów. Jego spojrzenie stwardniało nagle, przyjmując ostrzegawczy, groźny wyraz.  W ułamku sekundy mężczyzna, który jeszcze przed chwilą prezentował się jako drwiący ze wszystkiego śmieszek upodobnił się do najpotężniejszych, najgroźniejszych i najbardziej nieprzystępnych członków Rady, jakich Elion miał okazję widzieć.
    - Nigdy więcej nie wymawiaj tej nazwy publicznie. Ani w porcie, ani na statku. Nigdzie póki nie powiem ci inaczej, chyba, że faktycznie planujesz skończyć swój marny żywot na targu lub w rękach najemników próbujących wydłubać z ciebie całą zawartość pyłu ziarnko po ziarnku. -Ostrzegł patrząc na ucznia przenikliwie, by po chwili raz jeszcze przesunąć skupionym wzrokiem po otaczających ich ludziach i porcie. Zaraz jednak jego zwyczajowy humor i entuzjazm powróciły na dawne miejsce, zasklepiając nieoczekiwanie poważną część jego charakteru pod swoimi wezbranymi falami, sprawiając, że jego krótka, gwałtowna zmiana mogła wydać się zwyczajnym przywidzeniem.
    - Wierzę na słowo! - Zapewnił na wzmiankę o wabieniu ofiar i potencjalnych kochanków, posyłając chłopakowi szeroki uśmiech i pełne rozbawienia spojrzenie.
    Widząc jak ciemnowłosy sroży się w odpowiedzi na jego pytanie Yoick przesunął po nim zaintrygowanym spojrzeniem, ewidentnie nie spodziewając się takiego obrotu spraw. Samo spojrzenie Eliona mogłoby zapewne zabić, co generalnie nie wyglądał na nim źle, a nawet w dziwny sposób dodawało mu swoistego uroku, jednak w obecnej sytuacji było kompletnie nieadekwatne. Westchnąwszy ciężko na to, jak został odebrany i idącą za tym zmianę w nastawieniu Eliona pirat przewrócił ostentacyjnie oczami, jasno dając do zrozumienia, że chłopak niepotrzebnie bierze na poważnie coś, co w zamierzeniu było tylko próbą nawiązania bardziej przyjacielskiej relacji.
    - Oddychaj moje ty owinięte w jedwab ostrze, chodziło mi tylko o to, że  wiem, że inni uczniowie w akademii bywają czasem skrajnymi kutasami. A przynajmniej bywali, kiedy jeszcze gościłem w ich szeregach. - Oznajmił polubownie unosząc wolną dłoń na wysokość piersi w poddańczym geście, po raz kolejny częstując ucznia swoim porozumiewawczym uśmiechem.
    - Absolutnie nie chciałem najeżdżać ci na kompleksy! Dodał śmiejąc się już otwarcie i kręcąc głową z niedowierzaniem. Niesamowite cholera, jak ten mag szybko się zacietrzewiał. Wizja żartów i docinek, jakimi będzie ubarwiał sobie zajęcia z nim raz jeszcze przesunęła się przed oczami mężczyzny, wywołując u niego zaraźliwy entuzjazm i zajmując go na tyle,że nim zdążył wyjaśnić po co w ogóle zapytał o te przezwiska Elion przezornie i z naciskiem zmienił temat ucinając ewentualny dialog w temacie jego tatuaży na jakiś czas. Zaskoczony Yorick uniósł brew  i popatrzył na ucznia jakby ten zapytał go o top pięć jego ulubionych zwierząt, kompletnie gubiąc myśl.
    - Ja? -Upewnił się jak debil, wyraźnie zbity z pantałyku. Mężczyzna zamruczał z namysłem, przenosząc wzrok z ucznia gdzieś w dal, między statki i ruszył powoli przed siebie, wymijając stojącego mu na drodze mężczyznę.
    - Jak ja sobie radziłem? -Zapytał sam siebie, wyraźnie zamyślony, marszcząc brwi i gładząc się po ciemnej brodzie.
    - Cóż, mnie na pewno nikt nie zapieczętował magicznymi, świecącymi cudeńkami, jeśli o to pytasz. -Oznajmił z cieniem zazdrości w głosie, prychając zaraz z rozbawieniem
    - Nie, definitywnie nie, moje czasy w akademii zdecydowanie wyglądały inaczej! - Zaśmiał się już otwarcie z czymś na kształt szyderstwa i politowania. - Kompletnie sobie nie radziłem! - Oznajmił wreszcie, ewidentnie ubawiony własnymi początkami.
    - Z mojej winy zginęła trójka ludzi nim do Rady dotarło, że trzeba mi innych metod wychowawczych. W tym jedna wyjątkowo miła dziewczyna. Bogowie, ależ ona była prześliczna! - Barnabas westchnął głośno i zachichotał, pozwalając by na wspomnienie dziewczyny na jego twarzy odmalowało się rozmarzenie. I to nawet nie to, że Yorick był aż tak skrzywionym skurwolem, co to na wspomnienie o zamordowanych białolicych uśmiecha się jedynie z melancholią. Zwyczajnie po takim czasie - a mówimy tu przecież o ponad siedemdziesięciu latach - idzie przepracować nawet najbardziej przypałowe wpadki. Przynajmniej do pewnego stopnia.
    - Naprawde olśniewająca. -Podkreślił, spoglądając na Eliona znacząco, jakby chciał żeby ta informacja szczególnie wyryła mu się w głowie.
    - Pierwsza taka dziewczyna w moim życiu, wiesz o co chodzi! Była niesamowita! Szalona! Prawdziwe złoto, zgubiłem dla niej głowę jak szczeniak. -Przyznał szczerze, uśmiechając się do wspomnień. Przez chwilę szedł w ciszy, pogrążony we własnych myślach, manewrując między  zgromadzonymi  na molo żeglarzami i podróżnymi z gracją kroczącego bezszelestnie kota. Mijane przez nich statki kołysały się lekko na falach, trzeszcząc przy tym cicho i pomrukując swoim mokrym drewnem jakby w odpowiedzi na prześlizgującą się między ich masztami bryzę.
    - Później przez jakiś czas dyscyplinę i samokontrolę próbowano wtłoczyć we mnie przysłowiowym kijem, ale to też nie skończyło się dla nikogo najlepiej. Można więc śmiało uznać, że byłem dla Rady straconym przypadkiem. Idę o zakład, że tydzień czy dwa i te ponure zgredy podsunęłyby mi truciznę zbyt obsrane wizją kolejnych trupów by próbować unicestwić mnie osobiście. -Zaśmiał się znów, wyraźnie zadowolony swoimi dawnymi poczynaniami. Jednocześnie spojrzał na Eliona znacząco jakby mówił “Widzisz? Byłem zupełnie jak ty!”.
    - Na całe moje kurewskie szczęście zdążył zainteresować się mną Mistrz Keltris! Wrócił akurat z podróży po kontynencie, którą prowadził z Saiorą i niemal natychmiast wziął mnie w obroty. - Na wzmiankę o swoim mistrzu Yorick rozpromienił się widocznie, sprawiając że słyszalny w jego głosie entuzjazm zdominował całą wypowiedź. Mówił o Keltrisie niemal z nabożną czcią i oddaniem, jakby opowiadał o znanym na cały świat herosie, bohaterze dziecięcych opowieści - niepokonanym i niesamowitym ponad wszelkie wyobrażenie.
    - To był dopiero koleś! Jego Mistrzostwo krążyło mu we krwi, na gościa nie było mocnych! Miał wiedzę jak z kosmosu, pomysły godne szalonego wynalazcy i taki zmysł do intryg i interesów, że cała Rada mogła mu co najwyżej zbiorowo ciągnąć! Nie był tak potężny jak ja, ale mówię ci moje ty Novirghawrdzkie słońce w zenicie, jego umysł nadrabiał braki w mocy po trzykroć! Rzeczy których mnie nauczył i sposób myślenia jaki wtłoczył mi i Saiorze stanowią podstawę, dzięki której każde z nas jest dzisiaj tam, gdzie jest. - Oznajmił z przekonaniem, pozwalając by w jego głosie przebrzmiał sentyment.
    - Ale to jest historia na inną okazję. Powiedz mi raczej, co jeszcze wspominała ci o mnie Saiora? -Zapytał wyraźnie ciekaw, ponownie kierując swoją uwagę w stronę idącego z nim ucznia.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Sro 07 Paź 2020, 13:43

    Odkąd poszedł do Akademii, jego myśli zajęte były obowiązkami. Skupiał się na trudach znalezienia w sobie wystarczającej ilości siły, by poskromić swój potencjał, a to znaczyło, że nie zostawało mu wiele czasu i determinacji na tak skomplikowane i w gruncie rzeczy niebezpieczne kwestie jak obcowanie z innymi ludźmi. Nawet jeśli kiedyś przez chwilę zastanawiał się czy ktoś mógłby spojrzeć na jego tatuaże jak na faktyczną ozdobę, a nie jedynie przez pryzmat ich przydatności, szybko porzucał te rozważania. I tak nie miały znaczenia skoro nie zamierzał ich nikomu pokazywać.
    Co natomiast tyczyło się jego braku rozwagi w kwestii wypowiadania się otwarcie na temat Kryształowego Pyłu, to w zasadzie nie poczytywał tego za niebezpieczne. Dlatego zdziwił się, kiedy Barnabas nagle się zatrzymał. Naturalnie Elion również wtedy przystanął, a kiedy spojrzał na mistrza, niepokój zmroził go aż do kości.
    A więc masz też i takie oblicze?
    Chyba właśnie czegoś takiego spodziewał się przy pierwszym spotkaniu. Nie tej niefrasobliwości, dziwnych żartów i całego morza nonszalancji, a właśnie tego - nieprzejednania, stanowczości i przenikliwego chłodu.
    Starał się zachować spokój pod siłą tego spojrzenia, ale na odkrytej teraz skórze ramion pojawiła się gęsia skórka, wymownie podkreślając dreszcz fascynacji, niepokoju i ekscytacji, który wspiął mu się po plecach. To była bardzo dziwna mieszanka. Nie spodziewał się, że odczuje ją wobec tego człowieka, ale najwyraźniej życie postanowiło go zaskoczyć.
    - Nie ośmielili by się - powiedział cicho, nie odwracając wzroku i nie korząc się pod jego naganą. Barnabas mógł traktować go jak szczeniaka bez wiedzy i umiejętności, być może właśnie był nim przy jego przeżytych stu latach, jednak Elion nie był już dzieckiem. I bardzo nie chciał być tak postrzegany. Miał ponad trzydzieści realnych lat, do cholery. Wiedział o świecie wystarczająco dużo. Trzydzieści lat dla innych ludzi było połową ich życia. - Z tatuażami czy bez, gdybym był zmuszony, rozerwałbym ich na strzępy. Umiem o siebie zadbać - zapewnił bez śladu pychy. - Ale oczywiście, jak rozkażesz, mistrzu. - I dopiero wtedy skłonił się lekko, po tym nie wracając już spojrzeniem do jego twarzy. Było dokładnie tak, jakby zrobił mentalny krok w tył, wciskając się w bezpieczną skorupę dystansu. Po tym drobiazgu, Barnabas nie był już w stanie go z niej wyciągnąć, nawet jeśli znów wydawał się rubasznym żeglarzem. Elion nie odpowiedział na jego uśmiech, nie przyznał mu racji, nawet zignorował kolejny epitet. Niemal widać było też jak jeży się na wzmiankę o kompleksach. Nikt nie lubił jak ktoś wytykał mu, że jakiekolwiek posiada i w tym Elion nie różnił się od innych ludzi. Z premedytacją więc trzymał usta zamknięte, dusząc w sobie irytację spowodowaną głośnym śmiechem towarzysza. Bowiem ta jedna sytuacja podpowiedziała mu, że nie powinien nawet przez chwilę zapominać z kim ma do czynienia. Barnabas nie był tylko radosnym, niefrasobliwym gościem, ale też bohaterem wszystkich pieśni o bezwzględności i szaleństwie. A może był tym bohaterem nawet bardziej niż tym, kogo mu pokazywał.
    Ruszył za nim, czy raczej obok niego, kiedy tylko go wyminął. I pierwsze, co rzuciło mu się w oczy, czy raczej w uszy, była nuta zazdrości, z jaką ten oznajmił, że nikt nie próbował go zapieczętować. W Elionie naturalnie urósł sprzeciw. Miał chęć powiedzieć mu, ze to dobrze. Że to oznaczało jego siłę i umiejętności w radzeniu sobie z własnym potencjałem, ale... za chwile padły kolejne słowa i te skutecznie zamknęły Elionowi usta, jednocześnie otwierając serce.
    Spojrzał na niego akurat w momencie, kiedy ten podkreślał jak piękna była zabita dziewczyna i kontrast ich spojrzeń był ogromny. Oczy Barnabasa lśniły rozbawieniem, pozbawione cieni jakie mógł rzucać ciężar przeżytych tragedii. Tymczasem dwukolorowe oczy Eliona pełne były nagłego przejęcia, troski i współczucia.
    Kiedy kapitan spojrzał przed siebie, Elion jeszcze przez moment patrzył na jego profil, porażony wyznaniem. Nie zastanawiał się nad tym, że ten już dawno pogodził się z tym, co się stało. Młody mag nie wierzył, że coś takiego nie zostawiało śladu. Musiało wciąż tkwić zadrą głęboko w sercu, nawet jeśli minęło naprawdę wiele lat. Dlatego nie przerwał chwilowego milczenia. Odwrócił wzrok, nagle speszony tym, jak łatwo go ocenił, tak naprawdę nic o nim nie wiedząc. Dlatego kiedy Barnabas podjął na nowo, spojrzenie Eliona złagodniało. I nie, ani trochę nie byli podobni. Noszenie na barkach ciężaru winy za czyjąś śmierć, szczególnie za śmierć kogoś, kogo być może się kochało, zdecydowanie ich od siebie różniło. Elion nie splamił swoich rąk krwią. Nigdy nie był zmuszony odebrać komuś życia więc nawet nie wyobrażał sobie jak wielki wpływ miało to na człowieka. Był niemal pewien, że gdyby zdarzyło mu się coś takiego, przez długi czas dochodziłby do siebie, o ile w ogóle nie zmieniłoby go to bezpowrotnie.
    Nie skomentował jego wspomnień. Nie wiedział jak. Wyrażenie współczucia wydawało mu się idiotyczne przez wzgląd na upływ czasu, a dopytywanie jednak mimo wszystko zbyt bolesne. Poza tym, nie potrafił za dobrze rozmawiać o tak delikatnych kwestiach. Nie umiał też podejść do tego z taką nonszalancją jak Barnabas. Milczał więc, słuchając dalej - zbity z tropu, z poczuciem lęku, że nie jest w stanie rozgryźć człowieka, który szedł obok. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że dopiero się poznali, ale miał wrażenie, że to uczucie zagubienia, które mu przy nim towarzyszyło, nie ulegnie zmianie nawet z upływem czasu.  
    Mimo to uśmiechnął się kącikami ust, słysząc z jakim entuzjazmem opowiadał o mistrzu Keltrisie. Elion czytał o jego dokonaniach, zresztą Saiora też nie raz go wspominała, szczególnie wyrażając żal, że nigdy nie pokusiła się o naukę technik władania magią, których mistrz uczył Barnabasa. Mawiała wtedy, że gdyby była nadgorliwa uczennicą, dzisiaj nie musiałaby wysyłać swojego utalentowanego ucznia w morze. Elion też trochę żałował, ale nigdy jej tego nie powiedział.
    - Tak, mistrzyni opowiadała mi o nim. Był ekscentrycznym, inteligentnym magiem. Żałuję, że nie miałem okazji go poznać - powiedział cicho nieco krzywiąc się w duchu, że niepotrzebnie rozpoczął tę rozmowę, bo kompletnie nie wiedział jak ją poprowadzić. Poczuł się dziwnie przytłoczony otrzymanymi informacjami, ale nie chcąc urywać tematu, spojrzał na niego i powiedział całkiem szczerze:
    - Może wobec tego ty, mistrzu, staniesz się dla mnie takim Keltrisem. - Uśmiechnął się słabo i skinął głową. - Bardzo na to liczę. - Potem, zdając sobie sprawę, że te słowa były nieco zbyt... naiwne, odwrócił wzrok ku morzu, przywołując w pamięci rozmowy z Saiorą.
    - Wspominała, że w ekscentryczności przebił mistrz mistrza Keltrisa przynajmniej dwa razy i że ma mistrz bardzo liberalne poglądy. Ogólnie wypowiadała się na mistrza temat ciepło, rysując mistrza jako człowieka pełnego werwy, odwagi i determinacji. Może nieco, hm... - zmarszczył brwi, szukając odpowiedniego słowa - ...nieokrzesanego, ale z sercem na właściwym miejscu. Choć przyznam, że jej opowieści w zestawieniu z pieśniami bardów nieco się nie pokrywały, ale mistrz jest pewnie świadom, że świat nie postrzega go jako człowieka o dobrym i prawym sercu. - Elion w żadnym wypadku w tych słowach go nie oceniał, a jedynie przekazywał fakt.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Sro 07 Paź 2020, 20:47

    Gęsia skórka pojawiająca się na ramionach chłopaka nie zdziwiła Barnabasa. Mężczyzna doskonale wiedział, jaki efekt potrafi wywierać na ludziach, kiedy ci świadomie bardziej lub mniej naciskali  mu na odcisk sprowadzając na niego więcej roboty, niż by ten sobie życzył.
    Zdziwiły go natomiast słowa Eliona. Nawet, jeśli tylko przelotnie.

    ”Nie ośmielili by się”
    - Cud, że Barnabas nie ryknął śmiechem, bo było naprawdę blisko.

    Przez ułamek sekundy w umyśle Yoricka przewinęła się twarz każdej młodej nadobnej damy, statecznej matrony, dumnego lorda, wpływowego namiestnika, rozkapryszonego księcia i wreszcie wielu, wielu innych pysznych, oderwanych od rzeczywistości ludzi, którzy  w jego obecności wypowiadali podobne słowa nim przychodziło im dobitnie i boleśnie (mniej lub bardziej) przekonać się o tym, że istnieją na tym świecie ludzie, którzy owszem, jak najbardziej by się ośmielili. Z wielką przyjemnością, w dodatku. Zaraz później przed oczami pirata stanęli ludzie, z którymi zdarzało mu się walczyć, ludzie, których zabijał lub skazywał na powolną, niekończącą się agonię w ramach pokuty za czyny, których się dopuścili.
    Kolejne słowa ucznia powróciły maga do teraźniejszości, jednak i one wydały mu się dziwnie śmieszne w starciu z rzeczywistością, której Barnabas miał wielką nadzieję uniknąć o ile dopisze im szczęście. “Umie o siebie zadbać.”
    Na wszystkich kurwa Bogów! Na tym świecie istnieli płatni mordercy, porywacze, złodzieje, wreszcie inni, kompletnie oszalali magowie czy chociażby  pieprzeni poławiacze jebanych-kurwa-syren, a ten mówił mu, że on Umie o siebie zadbać! Komedia!
    Pirat popatrzył na stojącego przed nim mężczyznę i uśmiechnął się jedynie z politowaniem na wspomnienie swoich  własnych wyobrażeń o świecie w jego wieku.  Widząc, jak Elion oddaje mu delikatny pokłon Barnabas westchnął ciężko, zamykając na chwilę oczy i pokręciwszy głową z niedowierzaniem, zostawił temat w spokoju tłumacząc sobie, że będzie się martwił podobnym podejściem w chwili, w której będzie mu to jakkolwiek potrzebne. Na razie zwyczajnie nie miał ochoty na tłumaczenie Elionowi, że na tym świecie istnieją ludzie polujący na istoty znacznie potężniejsze niż młodzi magowie, czy tego, że cała zabawa polega na nie byciu zmuszanym do niczego. Sam fakt, że pojawiła się potrzeba wytłumaczenia mu tego wydawała się piratowi skrajnie upierdliwa i niepotrzebnie czasochłonna. Zwłaszcza,że nawet jeśli chłopak się z nim nie zgadzał, przynajmniej zamierzał się słuchać - co samo w sobie również było fatalne i wymagało osobnych wyjaśnień z czego Barnabas doskonale zdawał sobie sprawę i co również zamierzał naprostować w najbliższej przyszłości, ale na co w tym konkretnym momencie kompletnie nie miał ochoty - zwłaszcza, że temat szybko przeszedł na kolejne, weselsze i mniej problematyczne wody. Przynajmniej z jego perspektywy.
    Ciemnowłosy uczeń wydawał się wciąż tkwić emocjonalnie na momencie wcześniej, zamknięty w skorupie własnych myśli. Mężczyzna nie zwracał na niego większej uwagi, nazbyt pochłonięty własnymi wspomnieniami.
    Dopiero kiedy ich spojrzenia spotkały się ponownie, do Barnabasa dotarło, że z perspektywy Eliona jego opowieści są dużo poważniejsze niż w jego własnej, przymglonej piętnem czasu świadomości. Dwukolorowe tęczówki chłopaka zdawały się niemal razić troską i współczuciem zupełnie, jakby sama myśl o podobnych przeżyciach budziła w nim nieopisany żal i specyficzny rodzaj empatii.  Oczywiście, Yorick nie dał po sobie poznać, że to jedno, uchwycone niechcący spojrzenie wywarło na niego jakikolwiek wpływ, zwyczajnie kontynuując opowieść, jednak głęboko w nim drgnęła jakaś stara i przygnieciona warstwą metaforycznego kurzu struna, odbijając się echem po świadomości mężczyzny. Na szczęście całe zajście nie trwało dłużej niż trzepot motylich skrzydeł i zniknęło równie szybko, jak się pojawiło, pozostawiając po sobie jedynie dziwny, nostalgiczny posmak. Ostatecznie, gdyby Yorick miał być przygnieciony każdą spoczywającą na jego barkach śmiercią  (o tych istotnych nie wspominając) już dawno czołgał by się po deskach molo zamiast iść dumnie dziarskim, sprężystym krokiem człowieka pozostawiającego przeszłość za sobą tam, gdzie jej miejsce. Nie, stanowczo w profesji takiej jak jego podobnie naiwne, sentymentalne podejście nie miało racji bytu.
    Widząc cień uśmiechu mężczyzna rozpromienił się znacznie, szczęśliwy, że Saiora nie zaniedbała pamięci o mistrzu.
    -  Żałuj, żałuj, Keltris był jeden na milion, nic nie było w stanie go przebić. Poza śmiercią, rzecz jasna. -Zaśmiał się, wzruszając ramionami jakby mówił “co zrobisz?” chwilę później patrząc na Eliona badawczo. Już pomijając tego pieprzonego “mistrza”, którym uczeń rzucał mu w twarz już któryś raz, sama propozycja “bycia czyimś Keltrisem” wydała mu się skrajnie poważna i  zobowiązująca. I to w wyjątkowo nieprzyjemny, sentymentalny, dotykający go gdzieś głęboko sposób. Mistrz  Keltris był dla niego jak ojciec (zwłaszcza, że orginał nie był najlepszy), ich relacja zawsze była szczególnie bliska i nietypowa jak na Novirghawrdzkie standardy, zwłaszcza, że obu panów cechowała nieokiełznana kreatywność i chęć zgłębienia absolutnie wszystkich tajników świata. Bez przesady można było powiedzieć, że Mistrz ukształtował Yoricka nie wspominając już o tym, że przecież uratował mu życie. Sama myśl o tym, że szatyn miałby nawiązać podobną więź z kimkolwiek poza własnej załogi, nie wspominając już o jakimś niemal kompletnie przypadkowym Magu wydała się mężczyźnie nieco absurdalna i kompletnie niewygodna. Tym bardziej, że przecież Elion miał po szkoleniu u niego wrócić z powrotem pod skrzydła swojej Mistrzyni.
    - Zobaczymy. - Mruknął zdawkowo, nie bardzo wiedząc co innego odpowiedzieć. Zabawne uczucie swoją drogą, Barnabas niemal kompletnie nie pamiętał już, jak to jest.
    Sam ciemnowłosy wydawał się dziwnie przejęty własnymi słowami, uciekając spojrzeniem gdzieś w bok. Na szczęście niezręczna chwila minęła, zastąpiona potokiem dość ogólnikowych informacji na jego temat.
    Pirat zaśmiał się otwarcie na dźwięk słowa, którym Elion postanowił zastąpić zapewne dużo mniej przyjemne epitety jakimi obrzuciła go Saiora. “Nieokrzesany” -Ładne. Trafne. Choć dość delikatne…
    - Dyplomata z ciebie, co? - Zadrwił, wyraźnie rozbawiony tym niedopowiedzeniem.Na wzmiankę o własnym sercu przewrócił jedynie oczami zupełnie jakby podobny sentymentalizm był w jego przypadku z góry skazany na porażkę. - Dziwi mnie sam fakt, że pomimo moich usilnych starań marketingowych ktoś w ogóle przypuszcza, że mam jakieś serce -Zażartował tylko uśmiechając się drapieżnie. - Muszę cholera robić coś kompletnie nie tak! Ale dobrze, że dałeś mi sygnał, na pewno uda nam się to jakoś naprostować.! Jak się zapewne domyślasz zaciągnięcie na statek kogoś, kto zechciałby osobiście wyśpiewać mi swoje przemyślenia na temat mojej działalności graniczy z cudem. -Zaśmiał się nonszalancko. - Tak czy inaczej, co człowiek to opinia. Przypuszczam, że będziesz miał dość czasu by samodzielnie dojść do rozsądnych wniosków.  A tak swoją drogą prosiłem cię przecież, żebyś na jakiś czas darował sobie tego “mistrza” -Upomniał go mimochodem, zaraz uśmiechając się szeroko i przystając w miejscu. Doszli już niemal do końca pomostu, skąd poza ostatnimi trzema statkami rozciągał się piękny widok na spokojną, oświetloną słonecznymi promieniami wodę, latające dookoła mewy i rozciągającą się na prawo i lewo linię  piaszczystego brzegu okolicznych plaż.
    - No! Ale nareszcie jesteśmy! Słonko, pozwól, że przedstawię ci dumę mojego życia. Jedną z, w każdym razie. -Oznajmił Barnabas z uśmiechem i skłoniwszy się dystyngowanie wyprostował się dumnie, wskazując ręką na majestatyczny galeon kołyszący się delikatnie na lazurowych falach. I faktycznie, trudno byłoby dziwić się mężczyźnie nazwania okrętu swoją dumą. Statek był przepiękny. Wykonany z najlepszej jakości drewna w misterny i pieczołowity sposób, bez przesadnej ostentacji jednak z dbałością o każdy, najmniejszy nawet szczegół. Było w nim coś hipnotyzującego, przyciągającego i wodzącego na pokuszenie jak śpiew pięknej dziewczyny czy obiecujący uśmiech przystojnego mężczyzny.
    - Elion, oto La Belle Saiora. La Belle Saiora, to jest Elion. -Przedstawił, pozwalając by w jego głosie zabrzmiała ogromna czułość i duma, przy okazji sprawdzając, jak imię ucznia układa się na jego ustach.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Czw 08 Paź 2020, 10:11

    Pełen politowania uśmiech go ubódł, ale nie był w pozycji żeby się o to obruszać. Stanęło więc na tym, że każdy z nich myślał, co chciał, choć Elion nie był aż tak naiwny, by spodziewać się, że ten temat umarł na zawsze. Zapewne wypłynie w najmniej oczekiwanym momencie, burząc mu spokój ducha. Niemniej, w tamtej chwili faktycznie był przekonany o swojej sile, o tym, że potrafi o siebie zadbać. Od dziecka uczono go, że polegać powinien jedynie na sobie. Bez wsparcia rodziny, w domu pełnym służby, z którą nie wolno mu było się spoufalać, ostatecznie zdany był tylko na siebie. Wychowany w strachu przed okazywaniem słabości, wolał wybrać upór niż przyznać komuś rację, że nie poradziłby sobie sam. Nawet, jeśli gdzieś głęboko w sobie był świadom własnych ułomności.
    Nie umknęła mu burkliwa odpowiedź na tę niezręczną prośbę, przez co poczuł się jeszcze bardziej głupio. Właściwie, spodziewał się, że Barnabas sobie zadrwi albo rzuci jakimś głupim żartem. To, że tego nie zrobił, wydało się Elionowi dziwne i żenujące. Na całe szczęście nie zdecydował się pociągnąć tematu dalej.
    Wzruszył ramieniem, uśmiechając się z czymś na kształt zmieszania. O nie, nie ma bata, że da się podpuścić. Nie zamierzał schodzić z grzecznego, pełnego odpowiedniego dystansu tonu i rezygnować z tej wyśmianej dyplomacji. Już nie. Barnabas może i miał w sobie to dziwne coś, co powodowało, że miał chęć opuścić gardę i porzucić to, co wpajano mu w Akademii, wszystkie te zasady zwracania się do mistrzów i traktowania ich z należytym respektem, ale nie mógł folgować tym zachciankom. Mistrz był mistrzem, nieważne jak bardzo ekscentrycznym. Eli musiał tylko gryźć się w język za każdym razem, gdy miał chęć wdać się z nim w dyskusję.
    Kolejne słowa skwitował uprzejmym uśmiechem, zgodnie ze swoim postanowieniem. Bo co miał mu odpowiedzieć? Zaprzeczyć, że robi coś nie tak i zapewnić, że na pewno gdzieś tkwi w nim to metaforyczne serce? A może przyznać rację, że był bestią bez uczuć? Cokolwiek by nie powiedział, brzmiałoby fatalnie. Dyplomatyczne milczenie było więc najlepszym wyborem.
    - Na pewno tak będzie - odparł polubownie. Oczywiście, że wyrobi sobie własną opinię, o ile będzie miał wystarczająco dużo czasu zanim dokona żywota podczas jakiegoś sztormu, abordażu czy innego nieszczęścia. A może nawet przyczyni się do tego sama niekompetencja wielkiego mistrza Barnabasa? To wydawało się całkiem prawdopodobne, bo jakoś nie wyobrażał sobie, że jego nowy mistrz będzie traktował swoje mistrzowskie obowiązki z należytym szacunkiem i rozwagą.
    Kiedy zwrócił mu uwagę, Elion westchnął płytko. Cholera, kompletnie o tym zapominał. Wpojone przez lata zachowania ciężko było wyplenić w kilka chwil.
    - Przepraszam, to już kwestia przyzwyczajenia. Czy na pokładzie również mam zwracać się do ciebie po imieniu? - zapytał, kiedy dotarli na kraniec kei. - Czy wolisz może "kapitanie"? - dodał, odwracając spojrzenie ku potężnemu galeonowi, na widok którego oczy Barnabasa zalśniły szczęściem i dumą. Elion oczywiście widział go z daleka, ale przed nim stały jeszcze inne statki i nie był pewien, do którego dokładnie zmierzają. Każdy z nich był wspaniały i dla maga, który przez całe życie oglądał z okna swojego domu ośnieżone szczyty gór, ich widok był zachwycający i bardzo egzotyczny, La Belle Saiora również. Jednak zetknięcie z tym konkretnym okrętem wywołało w nim coś na kształt niepokoju. To znaczyło przecież, że właśnie spogląda na swój nowy dom. Statek Barnabasa przez kolejne kilka lat będzie jedynym miejscem, które będzie mógł tak nazywać.
    Odpychając od siebie niepotrzebne obawy, powiódł wzorkiem po masywnej burcie. Nie znał się na okrętach, ale potrafił docenić majestat potężnego trójmasztowca. Jego ogrom robił wrażenie, a dwanaście luków dział sugerowało, że okręt był nie tylko piękny, ale i niebezpieczny.
    - Jest wspaniały - przyznał szczerze, zadzierając brodę i pochłaniając widok. Przez moment kontemplował kształt całej bryły, wysokość strzelistych masztów i kunszt wykonania, zastanawiając się czy statek był po prostu nowy, czy może Barnabas naprawiał go za pomocą magii i dlatego nie było na nim żadnych łat ani zadrapań. Bo jeśli przyjąć, że wciąż był to statek piracki, to musiało dochodzić do jakichś uszkodzeń. Tymczasem... nic, ani jednej ryski.
    Właśnie zachwycał się pozłacanymi zdobieniami rufy oraz dziobu, błyskającymi w słońcu, pięknie kontrastującymi z czernią drewna, kiedy w końcu dotarła do niego pewna kwestia...
    - Nazwałeś statek po mistrzyni Saiorze, czy to przypadek? - Spojrzał na Barnabasa z ciekawością. Wiedział, że się przyjaźnili, ale nie spodziewał się takiego wyrazu szacunku.
    Tymczasem gdzieś z pokładu dobiegł przeciągły gwizd, znak, że któryś z bosmanów zauważył zbliżającego się kapitana i oznajmił reszcie załogi, że będzie wchodził na pokład. Za chwilę więc zawieszono trap, a na jego szczycie pojawiła się barczysta sylwetka Artena, jednego z dwójki bosmanów. Wyglądał jakby urwał się z chłodnych wysp Bawełnianego Archipelagu, co w zasadzie było prawdą - był rudy, brodaty i wielki jak sama góra. Oparł wytatuowane ramiona na relingu, szczerząc się zawadiacko spod gęstego wąsa.
    - Jak tam połów, kapitanie? - zawołał, salutując niedbale. Jego głos był donośny, a zielone oczy śmiały się radośnie.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Pią 09 Paź 2020, 19:09

    Uprzejme uśmiechy chłopaka w zupełności zadowoliły pirata, który tak po prawdzie i tak nie oczekiwał od niego jakiejś większej, bardziej merytorycznej odpowiedzi. Słysząc polubowne przytaknięcie uśmiechnął się jedynie kącikiem ust święcie przekonany, że prędzej czy później Elion pozna wszystkie dostępne dla jego załogi twarze i chcąc-nie chcąc będzie się musiał do nich przyzwyczaić. O ile oczywiście nie wysadzi ich wszystkich w powietrze jakimś swoim przypadkowym wybuchem.
    -  Rozumiem. Postaraj się tylko, by te przyzwyczajenia nie rozpieprzyły naszej małej konspiry o przysłowiowy kant dupy. - Powiedział wesoło, puszczając mu oczko. Ostatecznie jego prywatne upodobania to jedno, a fakt, że Rada mogła w każdej chwili spróbować dobrać im się do dupy to  kompletnie innego kalibru, niedogodne drugie. - O widzisz, to jest dość proste. Jeśli wydaje ci polecenie służbowe dotyczące pracy na statku - jestem Kapitanem. Jeśli natomiast gramy w karty, gnębię cie magią czy pijemy rum - Imię w zupełności wystarczy. -Wyjaśnił zwyczajnie, emanując niemal promiennym entuzjazmem na samą myśl o powrocie do ciepłej rutyny swojego chaotycznego życia. - Ale to szybko się w tym połapiesz, załoga cię nauczy. -Zapewnił jeszcze, widocznie przekonany, że żyjący na statku ludzie pomogą Elionowi zaaklimatyzować się w nowym środowisku.
    - Wspaniała. -Poprawił odruchowo i bez większego namysłu, wciąż jeszcze pochłonięty własnymi zachwytami i ukontentowaniem. Ktoś mógłby przypuścić, że po tylu latach na pokładzie Yorick przyzwyczaił się już do misternych detali, gustownych ozdób i ogólnego kunsztu jakimi prezentowała się La Belle, jednak prawda była taka, że majestatyczny statek nieustannie odbierał mu dech w piersiach i wzbudzał w mężczyźnie nowe pokłady dumy i samozadowolenia. Nie było na świecie takich pieniędzy, których pirat nie zainwestowałby w powabne wdzięki swojej pływającej  siedziby.
    Słysząc pytanie ucznia Barnabas oderwał na chwilę wzrok od statku i zerknąwszy na Eliona uśmiechnął się szeroko, zupełnie, jakby ktoś opowiedział mu naprawdę przedni dowcip.
    - W nazwach statków nigdy nie ma przypadku, mój drogi uczniu. -Powiedział tajemniczo, zupełnie jakby ciemnowłosy miał dopiero za jakiś czas zorientować się na czym dokładnie polega ten konkretny brak przypadku w pokrewieństwie imion między jego Mistrzynią, a pięknym galeonem. Chwilę później mężczyzna oderwał wzrok od Eliona, unosząc znacząco głowę i rozpływając się w drapieżnym wyszczerzu.
    - Nie widać!? - Odkrzyknął, zaraz ostentacyjnie wskazując na spoczywające mu na głowie kapelusze, trzymane w rękach rulony materiału i stojącego tuż obok chłopaka jakby cały ten widok mówił sam za siebie. Tym czasem  tuż obok opierającego się o reling Artena pojawia się wysoka, ciemna i poważna postać pierwszego oficera, który w milczeniu zmierzył obu stojących w dole mężczyzn chłodnym, analitycznym spojrzeniem stalowo-szarych oczu. Widząc to Barnabas uśmiechnął się promiennie, machając przy tym zakupionym wcześniej upominkiem i krzyknął :   “O Yusuf, zobacz! Kupiłem nam pasujące kapelusze!”  W odpowiedzi na co czarnowłosy pirat drgnął nieznacznie i oparłszy dłoń o ciemne drewno statku pochylił się nieco, by lepiej przyjrzeć się oferowanej mu rzeczy, a następnie zmierzył wesołą postać kapitana od góry do dołu raz jeszcze i powróciwszy oczami, jakby w kierowanej do bogów prośbie o cierpliwość cofnął się bez słowa w głąb statku prawdopodobnie w celu dopilnowania, by cała załoga była gotowa na jego przyjście. Yorick zaśmiał się jedynie w odpowiedzi, ewidentnie dostrzegając pod rzeczowym zachowaniem pierwszego oficera coś jeszcze i rzuciwszy przez ramię spojrzenie na Eliona powiedział: “Chodź, przedstawię cię załodze”. - natychmiast ruszając po trapie żwawym krokiem łudząco podobnym do kroku powracającego na swe włości króla.

    Wraz z chwilą,  w której stopa pirata zetknęła sie z pokładowymi deskami, iluzja oblepiająca jego prawdziwy wygląd opadła z mężczyzny niczym niedbale zrzucony, mokry płaszcz, pozwalając blondynowi stanąć naprzeciw swoich ludzi w pełnej, nonszalanckiej krasie. Barnabas oddał jednemu z marynarzy trzymane na ramieniu materiały, zdjął oba kapelusze z głowy i przeczesawszy włosy palcami przeciągnął się z zadowolonym pomrukiem, zaraz przesuwając po stojącej przed nim załodze pełnym ciepła spojrzeniem. Tuż przed nim, w równym rzędzie stali kolejno trzej oficerowie, dwaj bosmani, nawigator i kucharz, a w niewielkim odstępie za nimi w prostych liniach niemal setka noszących znamiona etniczne całego kontynentu, ogorzałych i postawnych mężczyzn. Przez chwilę Barnabas kontemplował ten widok w milczeniu, niczym dumny ojciec spoglądając na wszystkich tych wyprostowanych, lojalnych, karnych i doświadczonych przez morze marynarzy, by już po chwili zaśmiać się pobłażliwie, krzyżując ręce na piersi i popatrzeć sceptycznie na cały ten przesadnie pompatyczny pokaz. Również załoga wydała się nagle rozbawiona całą tą przedłużającą się niepotrzebnie powagą.
    - Ależ panowie! -Zaczął pobłażliwie Yorick, przechodząc nonszalancko na początek rzędu i raz jeszcze obrzucając wszystkich ubawionym spojrzeniem -  Bez przesady, bo chłopak gotów uwierzyć, że u nas faktycznie tak to wygląda. - Ostrzegł przesadnie, zaraz zerkając kontrolnie w stronę swojego ucznia, jakby chcąc się upewnić, że  nie przytłoczyło go nagle tyle nowych twarzy. Załoga rozluźniła się widocznie, jednak wszyscy pozostali na swoich miejscach, czekając na dalszy rozwój wypadków i wpatrując się z większym lub mniejszym zaciekawieniem w stojącego  przed nimi chłopaka.
    - No dobra, zacznijmy. Jak zapewne widzisz La Belle Saiora bez najmniejszego problemu mieści w sobie setkę twardych, ogorzałych mężczyzn... -Głos Barnabasa nie drgnąłł nawet podczas wypowiadania tego zdania, jednak spojrzenie, jakie pirat posłał Elionowi bez wątpienia znaczyło, że nazwał statek imieniem dawnej znajomej tylko i wyłącznie po to, by móc wypowiadać  tego typu rzeczy publicznie i z pełną manierą kogoś, kto ewidentnie zna się na temacie.  Sekundę później pirat zatarł ręce i przełożywszy kapelusz z niebiesko-srebrnymi piórami na głowę pierwszego oficera uśmiechnął się promiennie. Ciemne oczy Yusufa rozszerzyły się wyraźnie w czymś na kształt szoku pomieszanego z niedowierzaniem, jednak na jego twarzy wykwitł niewielki uśmiech świadczący o tym, że między nim, a kapitanem istnieje głęboka, trudna do określenia słowami zażyłość. Zażyłość, której określenia Barnabas podjął się bez najmniejszego problemu i z widoczną serdecznością.
    - ...Najwazniejszym z całej tej setki twardych mężczyzn jest bez wątpienia Pierwszy Oficer, którego mam ogromny zaszczyt ci przedstawić. Elion, to jest Yusuf Saddam Raa’d. Moje oczy, uszy, serce i wątroba. Moja prawa ręka, lewa noga i niemal cały mózg. Fundamentalna część duszy tego statku, człowiek, bez którego Saiora rozpadłaby się w niecały tydzień, a my wszyscy zostalibyśmy bez pracy i perspektyw na życie. Człowiek który ogarnia cały ten burdel z wprawą wojennego chirurga i delikatnością kochającej matki.  Jeśli będę czymkolwiek zajęty, kieruj się bezpośrednio do niego, a on na pewno odpowiednio się tobą zajmie.  -Oznajmił z entuzjazmem, w odpowiedzi na co wpatrujące się w niego z przywiązaniem ciemne oczy wysokiego mężczyzny przeniosły się w stronę dwukolorowych ślepi stojącego przed nim Maga.
    - Yorick przesadza. -Zaczął miękkim, niskim głosem podobnym do przesuwającego się po skórze jedwabiu. - Niemniej, gdybyś czegoś potrzebował, jestem do dyspozycji.. -Dodał zaraz, schyliwszy nieco głowę i uśmiechając się ledwie dostrzegalnym, tajemniczym uśmiechem. Widząc to Barnabas postąpił do przodu i nie przestając się uśmiechać wskazał ruchem dłoni dwóch następnych mężczyzn. Obaj byli podobni wzrostem Elionowi i wyglądali, jakby byli również gdzieś w okolicach jego wieku. Widać było jednak piętno żeglarskiego życia odciśnięte na ich młodych, uśmiechniętych szeroko twarzach. Ich niemal bursztynowe oczy lśniły zaczepnym blaskiem i inteligencją, wyprostowane sylwetki prezentowały się dumnie, a blond czupryny wydawały się potargane niemal w identyczny sposób.
    - Panowie Faramund i Kassander, mój drugi i trzeci oficer, prawa i lewa ręka Yusufa. Pilnują, by Raa’d nie zapracował się na śmierć i wdrażają jego wizje w życie. Jedna dusza w dwóch ciałach i cztery ręce mogące bez wzbudzania podejrzeń ograbić każdego człowieka na świecie i otworzyć każdy zamek. Nie polecam też pożyczać od nich pieniędzy, jeden bezbłędnie odgrywa drugiego co pozwala im pobierać zaległości podwójnie w długich odstępach czasu... -Ostrzegł Yorick śmiejąc się przy tym z wyraźnym podziwem, na co bliźniacy niemal jednocześnie skinęli mu głową i spojrzeli z zaciekawieniem na Eliona, podając mu wyciągnięte przed siebie dłonie. Barnabas odczekał chwilę, pozwalając im się zapoznać i postąpił kolejny krok do przodu, stając po boku żylastego, wysokiego mężczyzny niemal w całości pokrytego tatuażami. Łysą głowę bosmana przykrywała zwinięta bandana najpewniej chroniąca go przed stojącym wysoko słońcem, a w prawym uchu mężczyzny widniała nieco niepokojąca ilość kolczyków.
    - Moi Bosmani, panowie Erick i Arten. -Przedstawił go blondyn zaraz  wskazując też na stojącego tuż obok nieprzyjemnie wyglądającego zakapiora, widzianego już wcześniej przez Eliona ryżego wielkoluda.-  Pilnują by zarówno La Belle jak i załoga działały bez zarzutu. Są lojalni, nieustraszeni i wierz mi na słowo, morderczo przekonywujący gdy trzeba. -Przy ostatnich słowach pirat uśmiechnął się groźnie i skinąwszy głową obu panom przeszedł dalej, gdzie czekał już na niego Brunet o krótkich włosach, pociągłej twarzy i orlim nosie na którym nosi okulary w drucianej oprawie.
    - Następny w kolejce jest pan Sylvan Faeleth, klejnot królewskiej korony, który odłamawszy się od niej wpadł wprost w me zachłanne ręce. Sylvan jest mi gwiazdą zaranną i północną, moim wiatrem w żaglach i zapewnieniem, że nie rozpieprzymy się przypadkiem o skały jakiejś popieprzonej wyspy. Pełni rolę nawigatora i sternika. -Również tutaj Yorick poczekał, aż przedstawieni sobie panowie przywitają się ze sobą i ruszył dalej, dochodząc do ostatniej osobiy w tym niecodziennym rzędzie ważnych osobistości.
    - I nareszcie, nasz pokładowy Cook! -Wykrzyknął wreszcie, wskazując obydwoma rękoma na stojącego przed nim drobnego, nieco szczurowatego ryżego blondyna o długich, prostych włosach sięgających połowy pleców. - Jedyny - poza złotem i chwałą oczywiście - powód dla którego cała ta rozbestwiona chołota w ogóle jeszcze pływa pod moimi flagami. Przekonasz się sam Elion, ten tutaj niepozorny jegomość pełni rolę niemal zupełnie ważniejszą od mojej własnej! -Powiedział z przekonaniem i pstryknąwszy palcami zmaterializował w swojej ręce przepis na mięso, który zdobył wcześniej na targu. - A właśnie Sven, jak już przy tym jesteśmy, zdobyłem dla nas wszystkich przepis na nowe cudeńko. Zupełna eksplozja smakó, zobaczysz! -Zapewnił, wręczając kartkę mężczyźnie i spojrzawszy z entuzjazmem na Eliona przeszedł do następnego rzędu. - No, to teraz załoga! -Oznajmił zaklasnawszy w dłonie i począł od początku, raz jeszcze, przemierzać rząd za rzędem przedstawiając z osobna wszystkich żyjących pod nim ludzi, o każdym z nich wspominając najistotniejsze jego zdaniem słowo lub dwa, śmiejąc się, żartując, klepiąc ludzi po ramionach i generalnie robiąc wszystko by wszyscy jego żeglarze mieli okazję przyjrzeć się ciemnowłosemu z bliska i uścisnąć mu dłoń. Oczywiście Yorick doskonale wiedział, że nie ma wielkich szans na to, by Elion zapamiętał tyle imion, historii i twarzy w jednym czasie, jednak mając okazję zamienić parę słów ze wszystkimi członkami załogi mężczyzna zwyczajnie nie mógł sobie odmówić. Szli więc ramię w ramię od osoby do osoby, ściskali dłonie i wymieniali się przyjaznymi uwagami aż do ostatniej osoby w ostatnim rzędzie. Skończywszy, Barnabas westchnął zadowolony, po raz ostatni przesuwając jasnymi oczami po całej tej różnorodnej zgrai i oparłszy dłonie na biodrach spojrzał gdzieś przed siebie  z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.
    - No! To jak się już wszyscy znacie, możemy się stąd wreszcie zawijać! Do roboty, panowie! - Zakrzyknął, na co załoga bez chwili zwłoki rozpierzchła się do swoich zadań znikając w sporej części na masztach i pod pokładem.
    Pirat obserwował to przez chwilę chłonąc pełna podekscytowanią atmosferę towarzyszącą załodze podczas wyruszania w nowy rejs, a następnie zerknąwszy na Eliona uśmiechnął się z wyraźnym spokojem i ukontentowaniem. - Yusuf i ja mamy do przegadania parę spraw, dzisiejsze popołudnie i wieczór masz zatem wolne. Znajdź kogoś, kto pokaże ci twoją kajutę i rozgość się. Odpocznij, pozwiedzaj, zżyj sie z załogą. Tak długo jak nie będzie z tego problemów, w które musiałbym ingerować, do jutzejszego ranka daję ci wolna rękę. Także wiesz: Hej przygodo i  witamy na pokładzie. -Rzucił jeszcze klepiąc Eliona w bark, salutując mu na odchodne i nie czekając na jego ewentualne pytania zrobił zwrot na pięcie i gwizdnął na Yusufa by zwrócić na siebie jego uwagę, sekundę później ruszając już w jego stronę sprężystym, pełnym życia krokiem.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Sob 10 Paź 2020, 01:54

    Wolałby pozostać przy mistrzu albo kapitanie, ale tego oczywiście też nie powiedział. Pokiwał jedynie głową, zresztą zaraz jego uwagę skupił obcy człowiek i jego pytanie. Jak nigdy Elion poczuł się nagle niczym niewielka sardynka w akwarium pełnym rekinów. Jak złowiona sardynka. Przedziwne uczucie.
    Odchrząknął i poprawił belę materiału ciążąca mu na ramieniu, jakby to miało mu pomóc w zachowaniu godności, która zaczęła wymykać mu się z rąk. Entuzjazm i lekkość Barnabasa też nie sprzyjała rozluźnieniu. On inaczej niż kapitan, poczuł się cholernie spięty.
    - A widzę, widzę! Doskonały połów! - odkrzyknął Arten i odwrócił się przez ramię, kiedy Barnabas wywołał pierwszego oficera. Za jego spojrzeniem podążyły też dwukolorowe oczy Eliona, na moment lokując się w odległej sylwetce śniadego mężczyzny. Jego zachowanie... było osobliwe. Choć właściwie, mniej osobliwe niż zachowanie Barnabasa, czy raczej... osobliwe, ale w inny sposób. Jak ogień i woda - przeszło mu przez myśl. Na czole Eliona pojawiła się drobna zmarszczka, ale nie miał czasu zastanawiać się nad niuansami zachowań swoich zwierzchników. Czekało go wdrapanie się na pokład.
    Szedł za Barnabasem niepewnie, z duszą na ramieniu, jak dziecko stawiające pierwsze kroki. W zasadzie trochę tak było. To były jego pierwsze kroki ku nowemu życiu, ku przyszłości, która w końcu miała być osiągalna.
    Drgnął nieznacznie, gdy magia wypełniła przestrzeń i odsłoniła prawdziwe oblicze Barnabasa. Odruchowo na dłużej zawiesił wzrok na jasnych włosach i obcych rysach, na szczerym uśmiechu i błyszczących oczach. Widział ten wizerunek jedynie przez chwilę więc bardziej zdążył się przyzwyczaić do iluzji niż oryginału. Co za tym szło, ciężko było go winić za to, że się zagapił. Ale to była tylko jedna z wielu nowości w całym ich morzu. Pokład statku bowiem, również był obcy, jak egzotyczna, pełna tajemnic wyspa. Wszędzie walały się dziwny osprzęt i różnej grubości liny. Wiły się jak węże przy relingach, haczyły o zaczepy i pięły ku masztom. Miejsca na samym deku było mniej, niż się spodziewał i gdy wyszła na niego większość (jak sądził) załogi, zostało niewiele wolnej przestrzeni. Kiedy pomyślał sobie, że przez kilka tygodni, a może i miesięcy będzie zamknięty tu z tymi ludźmi, bez możliwości ucieczki na suchy ląd... poczuł się okropnie klaustrofobicznie. Jakoś tak odruchowo stanął wtedy bliżej Barnabasa, jako jedynej znajomej osobie w całym tym chaosie. To wiązało się też z tym, że patrzyła na niego grupa kilkudziesięciu ludzi, a bycie w centrum uwagi zawsze wprawiało go w dyskomfort. Nie przywykł do tego. Podobnie jak do dziwnie napiętej atmosfery, która zapanowała. Pozwolił, by ktoś odebrał  od niego rulon materiału, a potem przesunął spojrzeniem po poważnych obliczach, na koniec zawieszając je w końcu na samym kapitanie, ale ten z niezwykłym ciepłem, którego Elion jeszcze na jego twarzy nie widział, przyglądał się swojej załodze. I dokładnie z chwilą, kiedy w szum morza wdarł się jego pobłażliwy śmiech, wszyscy się rozluźnili. To było kolejne nowe doświadczenie dla młodego maga. Ten posłuch był niezwykły.
    Kiedy Barnabas ruszył, Elion zmusił się do pozostania w miejscu i zachowania neutralnej miny. Jego podenerwowanie zdradziła iskra błękitu, rozpalająca oczy, ale prawdopodobnie nikt nie zwrócił na to większej uwagi... czy raczej nikt by nie zauważył, gdyby Barnabas się nie odwrócił, spoglądając wprost na niego. Elion wtedy wyprostował się jak struna i zmusił do jednego z tych swoich obrzydliwie uprzejmych uśmiechów nieobejmujących oczu. Bez zastanowienia pokiwał głową na wzmiankę, że statek jest w stanie pomieścić wielu ludzi i dopiero znaczący wyraz twarzy kapitana nakierował go na właściwy trop. Mag zamrugał, w pierwszej chwili zbyt zaskoczony, by zareagować. Doprawdy, wyborny żart, tylko że... naprawdę wyborny. Elion był fanem sprośnych żartów, czy raczej był nim zanim nie wcisnęli go w ramy powagi i dostojeństwa. Naraz uniósł do ust zwinięta dłoń, ukrywając za chrząknięciem cisnący się na usta uśmiech. Potem, widocznie nieco się rozluźniając, skłonił się z prześmiewczym szacunkiem wobec tych słów, jakby oddawał hołd pojemnej Saiorze. Swoją drogą był ciekaw, czy mistrzyni zdawała sobie z tego sprawę, ale sadząc po tym, że się przyjaźnili, pewnie tak. Porzucił  rozważania o wiedzy mistrzyni, kiedy kapitan nałożył na głowę oficera jeden z kapeluszy. Młodego maga po raz kolejny zdziwiło ich zachowanie, ale kiedy tylko Barnabas przeszedł do pełnego przedstawienia śniadego mężczyzny, pośpiesznie skłonił mu się z szacunkiem. To w jaki sposób blondyn wypowiadał się o Yusufie było intrygujące, ale właściwie jedynie przez chwilę, bo kiedy zaczął przedstawiać innych, Elion coś zrozumiał... Barnabas wypowiadał się z podobnym entuzjazmem o wszystkich. Owszem, poświęcił swemu (jak sądził) przyjacielowi więcej ciepła i życzliwości, ale mimo to, każdy z grupy dowodzącej dostał swoje przysłowiowe pięć minut. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że takie zachowanie w ogóle nie pasowało Elionowi do Barnabasa o którym słyszał.
    - Dziękuję - odparł pierwszemu oficerowi, czując się w dziwny sposób onieśmielonym, jak miał czasem wobec mistrzów Akademii. Yusuf kojarzył mu się z nimi emanując powściągliwością i dystansem - znajomy pierwiastek w kompletnie nieznajomej formie. Niestety Elion nie miał okazji przyjrzeć mu się bliżej, ale właściwie nawet nie chciał. Pierwszy oficer wywoływał w nim niepotrzebną, krzywdząca melancholię, a ta teraz nie była mu potrzebna. Z roztargnieniem spojrzał więc na bliźniaków, tylko przez moment dziwiąc się temu w jaki sposób Yusuf zwrócił się do Barnabasa. Potem z pewnym wahaniem podał dłoń najpierw jednemu, a potem drugiemu blondynowi.
    - Zapamiętam - zapewnił, uśmiechając się krzywo na wzmianki o ich umiejętnościach. Nie często widywał bliźnięta, więc zawiesił na nich spojrzenie nieco dłużej nim przeszedł do reszty.
    Uścisnął dłoń rudemu Artenowi, który uśmiechnął się do niego pokrzepiająco i kiwnął głową nieprzyjemnie wyglądającemu łysolowi. Przyjął słowa powitania od Sylvana, który wydał mu się podobnie jak Yusuf nieco zdystansowany, no i zaniepokoił się trochę entuzjazmem młodego kucharza, który rezolutnie potrząsając jego dłonią zapewnił, że będzie mu u nich dobrze i w ogóle, to koniecznie muszą dzisiaj posiedzieć przy kufelku, bo trzeba się lepiej poznać.
    Elion nie podzielał tego entuzjazmu, ale na całe szczęście nie musiał zbyt długo użerać się z hiperaktywnym blondynem, bo kiedy ten dostał w ręce przepis, oczy zaświeciły mu się jak u kota co chwycił mysz i zaczął studiować go, kompletnie przestając zwracać uwagę na maga.
    Elion był przekonany, że to wszystko, na tym koniec przedstawienia. Liczył, że teraz wszyscy się rozejdą, a on będzie mógł odetchnąć, ale Barnabas niezrażony ruszył dalej, sprawiając, że oczy młodego czarodzieja otworzyły się szerzej. Nie wierzył w to, co widzi. Kapitan naprawdę zamierzał przedstawić mu wszystkich tych ludzi? Przecież to mijało się z celem. I tak ich nie zapamięta, a tak w ogóle to jakim cudem on ich pamiętał?
    Po kolejnej dziesiątce uściśniętych dłoni, Elion poczuł się kompletnie skołowany i coraz bardziej rozdrażniony. To był jakiś żart. To musiał byc jakiś żart, bo inaczej cała ta sytuacja nie miałaby miejsca. Mimo to robił dobra minę do złej gry, bo przecież gdyby się wyłamał, wyszedłby na gbura. Więc witał się z każdym, cholernym załogantem.
    Jedno było pewne... Barnabas był jebnięty. I to zdrowo. Nie miało znaczenia jak bardzo cieszył się opowiadając o każdym po kolei. To po prostu nie było normalne.
    Podczas kiedy radosny jak skowronek kapitan czuł się ukontentowany po całej tej głupiej przeprawie, jego uczeń coraz bardziej przypominał sobą cień człowieka, a w jego sercu rósł lęk. I gdy w końcu ich spojrzenia się spotkały, Elion nie powstrzymawszy się w porę, wyglądał na zagubionego i zlęknionego. Błękit jego magii rozświetlał mu spojrzenie nienaturalnym, chorym blaskiem, ale to była sekunda. Zaraz odwiódł barki przestając się garbić i przywołał na twarz uprzejmość. Błękit zgasł.
    Słowa Barnabasa docierały do niego jak przez mgłę.
    - Tak, oczywiście. Dziękuję - wymamrotał machinalnie i przez chwilę tępym wzrokiem odprowadzał jego barczystą sylwetkę. Potem przetarł twarz drżącymi dłońmi. Autentycznie przez moment bał się rozejrzeć. To nie tak, że należał do strachliwych ludzi, albo że nie umiał sobie radzić samotnie w kryzysowych sytuacjach, ale teraz wszystko go przytłoczyło. Dawno nie czuł się tak obco jak teraz, wyrwany ze swojej strefy komfortu i rzucony wprost w paszczę nieznanego.
    Wziął głęboki wdech, próbując przywołując się do porządku. Zanim się ruszył, kilka razy musiał sobie powtórzyć, że da radę. To przecież nic takiego. Początki zawsze są trudne.
    - Hej, młody! Wszystko gra?
    Z tego dziwnego zawieszenia wyrwał go głos nawigatora, który właśnie wchodził po schodach, by zająć miejsce przy sterze. Jego badawczy wzrok zdecydowanie otrzeźwił Eliona.
    - Tak, nic mi nie jest. To po prostu mój pierwszy rejs i... trochę się martwię.
    Mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie, a potem ruchem głowy dał mu znać żeby za nim ruszył. Mag wahał się przez chwilę, ale po szybkim rozejrzeniu się wokół, poszedł za nawigatorem. Wprawdzie zgodnie z poleceniem miał udać się do kajuty, ale miał również pozwiedzać i odpocząć. Dodatkowo i tak nigdzie mu się już nie spieszyło więc co za różnica czego chwyci się w pierwszej kolejności?
    Sylvan zajął miejsce przy sterze, a Elion stanął nieopodal, nadal dziki jak nieoswojone zwierzę zamknięte w niewygodnej i ciasnej klatce.
    - Stąd wszystko lepiej widać - powiedział nawigator, oszczędnym ruchem dłoni wskazując pokład. - Nabiera się dystansu. A stając na rufie będziesz mógł pożegnać się z lądem. Nie spiesz się. Zmiany wymagają czasu.
    Nieco flegmatyczny ton Sylvana miał w sobie coś kojącego. Elion przyjrzał się jego wyprostowanej sylwetce odzianej w zamszową, nieco wytarta już, ale nadal wyraźnie drogą, granatową kamizelę. Mężczyzna wyglądał na około czterdzieści lat i przypominał mu trochę, zmarłego już wuja Otena. Może dlatego jakoś naturalnie poczuł się przy nim swobodniej?
    - Dziękuję. - mruknął niepewnie, ale tamten mu nie odpowiedział. Zamiast tego mocnym głosem wydarł się do załogi, rzucając rozkazy niezbędne do wyprowadzenia statku z portu. Elion drgnął na dźwięk podniesionego tonu, ale po chwili pozostawiony sam sobie, spojrzał w górę na uwijających się marynarzy rozwijających żagle, przeskakujących między rejami zwinnie niczym egzotyczne małpy. Musiał przywyknąć do tego widoku i do wielu, wielu innych rzeczy - nie miał innego wyboru. I powinien rozpocząć ten proces od teraz. Potem spojrzał na port i pracujących w nim ludzi zastanawiając się, kiedy ponownie zobaczy ten widok. Może nigdy?
    Z wolna zsunął z ramienia torbę, jak w transie przestając przejmować się jej ciężarem. Opadła na deski pokładu razem z ciężką akademicką togą. Lżejszy o te kilka drobiazgów, faktycznie podszedł do relingu na rufie i chwyciwszy go dłońmi, spojrzał na piaszczysty brzeg w oddali i przestwór morza po lewej. To działo się teraz. Kolejny rozdział w jego życiu. Stał na progu zmian i tak jak zawsze, tak i tym razem był w tym zupełnie sam. Wokół wprawdzie słyszał szum ludzi - krzyki, słowa, kakofonie istnienia, ale czuł się samotny. Gdzieś w głębi duszy urósł mu żal, niepotrzebny i głupi, bo przecież nigdy się nad sobą nie użalał, ale teraz... coś ściskało go w piersi i nie chciało odpuścić. Przez kilka długich chwil kontemplował to uczucie, oswajał je, ale ostatecznie z premedytacją przekuł je w determinację. Co innego mu pozostało?
    Nie ruszył się ze swojego miejsca, kiedy żagle chwyciły wiatr wyprowadzając z portu jego nowy dom. Mocno zaciskał dłonie na gładkim drewnie, wbijając wzrok w powoli oddalający się brzeg, do ostatniego momentu, dopóki zupełnie nie zniknął na horyzoncie. Nikt mu nie przeszkadzał, nie drażnił go i nie zaczepiał może dlatego, że nie był istotny, a może dlatego, że rozumieli. Nie dbał o to. Trwał jak posąg, ignorując chłód wiatru wdzierający się pod luźną koszulę i pieczenie skóry podrażnionej słońcem. Sylvan miał rację, pożegnanie wymagało czasu, ale czy i kiedy koiło żal?
    Kiedy w końcu ruszył się z miejsca, ciało miał skostniałe i zimne. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo zaciskał palce na relingu, ale teraz wyraźnie czuł ich ból. Podniósł swoje rzeczy i nie patrząc na spokojnego sternika, zszedł po schodach na główny dek. Czas wziąć się w garść bo i tak nie było żadnej innej drogi.
    Bez trudu odnalazł wśród ludzi brodatego bosmana i właśnie jego poprosił o krótką wycieczkę po statku, którą zakończył w swojej kajucie. Resztę popołudnia spędził na oswajaniu się z niewielkim pokojem. Dobrze czuł się w czterech ścianach oferujących łóżko, stolik i niewielką szafkę, które na ten czas były mu przynależne. Najchętniej wcale by ich nie opuszczał, wiedział jednak, że nie powinien zamykać się na ludzi, którzy bez wątpienia byli dla Barnabasa jak... rodzina. Przez jakiś czas musiał z nimi współistnieć i nie chciał robić sobie wrogów. Zamierzał więc wykrzesać z siebie odrobinę entuzjazmu, choćby i sztucznego. Poza tym na statku nie było żadnego maga, niewiele więc Eliona ograniczało. Dlatego wieczorem wyszedł na kolację i ku swojemu zdumieniu, został ciepło przyjęty przez wachtę, która zeszła z deku by odpocząć. W kubryku uraczono go mocnym alkoholem, którego początkowo domawiał, ale żeglarze byli bardzo przekonujący więc zgodził się na jedną kolejkę. Zresztą czuł, że potrzebuje rozluźnienia. A kiedy na stół wjechał alkohol, to i języki wszystkim się rozwiązały. Młody mag posłuchał więc trochę o życiu na morzu, o niebezpiecznych i epickich przygodach, a także i o samym Barnabasie, którego wszyscy tutaj nazywali Yorickiem. Nauczył się też kilku szant, zachwycając tutejszego szantymena swoim głosem, a potem nawet opowiedział im trochę o życiu maga, które wszyscy prócz wyszczekanego, entuzjastycznego Svena, uznali za nudne i bardzo mu współczuli. I nim Elion się spostrzegł, zmęczenie, słaba głowa oraz drugi kufel rumu rozluźniły go nieco za bardzo. W innych okolicznościach nigdy by sobie na to nie pozwolił, ale tutaj? Co miał do stracenia? Zatopi te łajbę? No i trudno. Raz się żyje!
    Przez jego głowę przelatywały myśli lekkie i nieodpowiedzialne tak bardzo, jak tylko lekkie i nie odpowiedzialne mogą być myśli pijanego człowieka.
    - Dobra młody, tobie to już na dzisiaj starczy bo zaczynasz się nam świecić, to u was normalne? - Arten chwycił Eliona pod ramie i bez najmniejszego problemu poderwał go z ławy. Mag zachwiał się i wsparł na towarzyszu.
    - Chyba tak. To nic, nie puszczę Saiorki z dymem, spokojnie - wybełkotał, uśmiechając się głupkowato.
    - Ja tam nie wiem, przyjacielu, ale lepiej podrzucę cię kapitanowi, zanim zrobisz krzywdę sobie albo nam.
    - Nie trzeba, wrócę do siebie...
    Ale Arten go nie słuchał. Wywlókł go z kubryku na dek i chłodną, nocną bryzę, a potem zapukał do kapitańskiej kajuty. I gdy tylko Yorick otworzył, bosman wskazał na zalanego czarodzieja.
    - Przyniosłem ci go, bo to to chyba nie jest normalne. Wcześniej się tak nie świecił.
    Elion bez wątpienia był pijany, ale wokół jego postaci, jarząc się wirowały drobinki błękitu. Powietrze nad jego ciałem falowało leciutko, iskrząc od nagromadzenia mocy. Linie tatuażu wyryte w jego skórze, wcześniej uśpione, teraz mieniły się wściekle, rozpalone niekontrolowaną manifestacją. Istotnie, były piękne, tak jak wyobrażał to sobie Barnabas, szczególnie w kontraście do otaczającego ich miękkiego półmroku i czyniły sylwetkę Eliona żywym dziełem sztuki. Ludzie nie byli w stanie dostrzec pewnych drobiazgów związanych z fenomenem manifestacji, jak choćby drobnych iskier, a tym bardziej doświadczyć tego, czego doświadczał teraz sam Yorick, będący świadkiem jak magia Eliona dosłownie rozpływa się po pokładzie, wdziera się we wszystkie szczeliny, wibruje delikatnie i w specyficzny, elektryzujący sposób liże skórę.
    Uczeń podniósł szkliste spojrzenie na mistrza, wyciągając przed siebie rękę, jakby chciał mu ją pokazać.
    - Kryształowy Pył robi doskonała robotę - wybełkotał, najwyraźniej mając głęboko w poważaniu dzisiejsze przykazanie, że nie powinien wspominać tej nazwy gdziekolwiek i pod żadnym pozorem. - Saiorka nie pierdolnie, Yorick. Nie ma się o co martwić. Yoooorick, tak ci tu mówią, nie? Dużo tych imion masz, to co ci szkodzi być mistrzem dodatkowo? Jedno imię w to czy w tamto... - bełkotał dalej niezrażony ani swoim stanem ani tym do kogo mówi. Było mu zbyt obojętne, i za bardzo kręciło mu się w głowie, by przejmował się czymkolwiek.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Pon 12 Paź 2020, 12:33

    Niestety zarówno niezręczne poprawienie torby w celu ratowania resztek godności jak i pojawiająca się na czole Eliona zmarszczka umknęły bystrym oczom Barnabasa, który spoglądał na niego rzadko i pobieżnie, nazbyt zaabsorbowany Yusufem i Artenem, by poświęcać myśli swojemu uczniowi. Nie zauważył również tego, jak chłopak zawiesił na nim oko, ani tego, jak stanął bliżej przytłoczony widokiem, który w duszy Kapitana wywoływał jedynie poczucie spokoju i bezpieczeństwa przeplatane niemal ojcowską dumą. Oczywiście Yorick zdawał sobie sprawę z tego, że jego załoga, nieznana i pełna silnych, ogorzałych mężczyzn może wzbudzać pewien dyskomfort w  kimś kompletnie obcym, jednak Elion już za chwilę miał przestać być “obcy”  wobec czego nie było specjalnie czym się przejmować. Dopiero błękitna iskra w oczach chłopaka przykuła uwagę kapitana na dłużej, dając mu jasno do zrozumienia, że jego ciemnowłosy uczeń ewidentnie potrzebuje nieco czasu, żeby oswoić się ze splendorem swojego tymczasowego lokum. Blondyn powstrzymał się przed przewróceniem oczami na widok kolejnego już w tym dniu, bezproblemowego, dyplomatycznego grymasu i odczekał moment pozwalając by trybiki w czaszce młodego Maga zaskoczyły na odpowiednie miejsce sprawiając, że żart siadł tak, jak powinien. Jednocześnie kapitan musiał powstrzymać się przed głośnym rechotem, tłumiąc go w sobie na widok pośpiesznego, roztargnionego potakiwania przywodzącego na myśl, że Elion kompletnie się z nim zgadza w sprawie pojemności swojej Mistrzyni, a co więcej wie o jej niezwykłych umiejętnościach z pierwszej ręki. Widząc wreszcie, jak uczeń mruga zaszokowany, uderzony samą insynuacją odnośnie swojej mentorki, a co więcej, że zakrywa usta pięścią starając się ukryć to, że żart go bawi Barnabas uśmiechnął się z zadowoleniem i mile ukontentowany powrócił myślami do stojących przed nim oficerów.
    - Powinieneś. -Odparł Faramund, kiedy stojący przed nim mag zawiesił oko na nim i jego bracie. Nie była to jednak jawna groźba czy ponura obietnica, a jedynie przeciągnięcie rzuconej przez kapitana, wesołej przestrogi.
    Reszta zapoznania minęła bezproblemowo ( ze strony Barnabasa i załogi, ma się rozumieć), zwłaszcza, że Yorick był pod delikatnym wrażeniem, że Elion dotrwał do samego jej końca. Widać było jednak, że blondyn przyciągnął go nieco ponad miarę, sądząc po tym jak czarnowłosy niemal zapadł się w samego siebie. Trudno było mu się też dziwić, biorąc pod uwagę parotygodniową podróż jaką młody Mag miał za sobą, niemal epopeję nowych informacji, jaka spadła na niego w zaledwie parę pierwszych godzin jego obecności w towarzystwie Yoricka, że już o wszystkich czekających na niego atrakcjach związanych z pobytem na statku nie wspominając. Fakt faktem Barnabas nie pamiętał swojego pierwszego rejsu, a pierwsze wyprawy w roli kapitana kojarzył jedynie jak przez mgłę, jednak w jego wspomnieniach były to zawsze niezapomniane przygody pełne nowych, przyjaznych (bardziej lub mniej) twarzy i niesamowitych miejsc. Z resztą, kiedy jego własne serce drżało z ekscytacji na nadchodzącą żeglugę i poczucia ulgi związanego ze znalezieniem się wśród swoich ludzi i w swoim żywiole, mężczyźnie trudno było pamiętać o tym, że odczucia ciemnowłosego maga na temat ich wspólnej wyprawy mogą być skrajnie różne od jego własnych. Zbagatelizował więc zagubione spojrzenie dwukolorowych oczu uznając najzwyczajniej w świecie, że Elion potrzebuje jedynie czasu i na pewno da sobie radę, zwłaszcza, że niemal sekundę później całe jego zagubienie i strach zniknęły za maską uprzejmości, sprawiając wrażenie, jakby chłopak nad sobą panował.  Słysząc potwierdzenie w odpowiedzi na własne słowa Barnabas ostatecznie utwierdził się w przekonaniu, że może iść i już po chwili zrównał się ze zmierzającym w stronę dziobu oficerem. Mężczyźni ruszyli bez słowa przed siebie, ramię w ramię, niczym ogień i woda lub dzień i noc kontrastując ze sobą wszystkim poza postawnymi, wyprostowanymi dumnie sylwetkami. Dotarłszy do balustrady z przodu statku Barnabas przesadził ją zwinnym susem lądując na kotbelce i przenosząc się z niej na nasadę bukszprytu  chwycił się mocno liny  i zaciągnął głęboko wilgotnym, słonym powietrzem, uśmiechając się przy tym szeroko niczym beztroskie dziecko.
    - Siedemdziesiąt lat robię w tym zawodzie i jak dotąd nie znalazłem nic, co dałoby mi większą satysfakcję, wiesz? -Zagadnął pełnym zachwytu głosem, odwracając się przed ramię do opartego na balustradzie przedramionami splecionych ze sobą dłoni przyjaciela. Statek unosił się i opadał na niewysokich falach niemal tuż pod stopami Barnabasa, orzeźwiający wiatr targał splecione z tyłu głowy włosy i uparcie starał się porwać kapitanowi jego nowo kupiony kapelusz. Dookoła słychać było dźwięk rozbryzgującej się o drewnie wody, cichnący hałas opuszczanego portu i pokrzykiwania uwijających się na rejach żeglarzy.  Yusuf uśmiechnął się delikatnie pod nosem, wpatrzony w rozpościerający się przed ich oczami skrzący się w słońcu, błękitny bezkres morza i skinął głową bez słowa na znak, że i jemu  te widokii nie są obojętne. Jego czarne, zdobione złotem i srebrem włos kołysały się muskane frywolną bryzą, by zaraz znów ułożyć się na jego ramionach. Kupiony przez Yoricka prezent spoczywał w ręce mężczyzny, gdzie przyczepione do niego pióra dygotały łagodnie pod dotykiem powietrza. Ciężkie, kosztowne bransolety szczęknęły metalicznie w chwili, w której oficer skrzyżował ręce na relingu, wzdychając głośniej i przymykając na chilę oczy. W tej pozie Yusuf zawsze kojarzył się Barnabasowi z wygrzewajacą się na słońcu czarną panterą. Mężczyźni stali tak przez parę minut, zwyczajnie chłonąc otaczające ich widoki, zapachy i dźwięki.
    - Ten chłopak... -Jedwabisty głos pierwszego oficera wyrwał Yoricka z bańki jego rozmyślań sprawiając, że pirat odwrócił się przez ramię i popatrzył na rozmówcę z zaciekawieniem. - O jakiej skali mówimy?
    - Komplikacji i niebezpieczeństw? -Barnabas uniósł pytająco brew, a widząc potwierdzające skinienie głową wzruszył ramionami, powracając spojrzeniem do horyzontu i przesuwających się po nim statków. - Pamiętasz jak przywoziliśmy beczki z prochem w cieśninie lodowej i dopadła nas kompania z  Krogwalii? Tutaj będzie podobnie, z tym że proch jest tylko trochę zabezpieczony i jeszcze nie wiem, co dokładnie powoduje wybuch, a w razie problemów będziemy mieć na głowie nie tylko kompanię królowej Anny, ale całą bandę przerażonych, a co za tym idzie bardzo zdeterminowanych mistrzów magii, którym mocno nie w smak jest myśl, że mógłbym zdobyć i urzeźbić we własnych herezjach tak silnego sojusznika. I oczywiście, byłbym zapomniał, w tych beczkach z metaforycznym prochem nie ma tylko prochu, ale i bardzo cenny, kurewsko rzadki proszek, którego istnienie musimy utrzymać w tajemnicy, żeby przez przypadek nie zainteresowali się nami jego bezwzględni, wyjątkowo wręcz upierdliwi kolekcjonerzy. Ale poza tym, bardzo podobnie do cieśniny lodowej. - Przyznał i westchnął ciężko na samą myśl o tym, że po tylu latach niemal dziecięcej beztroski Wielka Rada miałaby wyciągnąć po niego swoje zgrabiałe, wysuszone łapska,  raz jeszcze wyrzucając sobie, jak miękką fają się stał, lecąc na te pieprzone, głodne kawałki, jakimi Saiora ryrała mu po umyśle.
    "Dzieciak sam się zabije. Jesteś jego ostatnią szansą Barnabasie"
    "Ty jako jedyny posiadasz wiedzę i potrafisz posługiwać się technikami permanentnej blokady, która bardzo by mu pomogła Barnabasie"
    Słowa przyjaciółki wryły mu się niemal w czaszkę początkując w jego mózgu koło auto-wyrzutów, które przekształciłoby się zapewne w całonocną sesję gdyby pełen zamyślenia pomruk Yusufa nie sprowadził go z powrotem na ziemię.
    - Ambitnie. - Skwitował oficer, kiwając głową w swego rodzaju akceptacji. - Poradzisz sobie? -Zapytał jedynie, na co Yorick prychnął pod nosem, przewracając oczami i spojrzał na przyjaciela z politowaniem, uśmiechając się przy tym zawadiacko.
    - Jasne, że sobie poradzę! - Żachnął się pozwalając, by niewinna sztuczka Yusufa przekliknęla jego świadomość z  wyrzucania sobie wziętej na kark odpowiedzialności i grzęźnięcia w ponurych przypuszczeniach  na tryb udowadniania światu, że jest jego prywatną dziwką. - I kto wie, czy czegoś po drodze nie ugram. - Dodał butnie, a w jego błękitnych oczach błysnęła znajoma, bursztynowo-czerwona iskra.  - A jak już przy tym jesteśmy, raport…

    Załatwiwszy wszystkie sprawy, Barnabas powrócił do swojej kajuty zaraz ponownie biorąc się do pracy. Za jednym gestem jego ręki rozłożone na masywnym biurku mapy zwinęły się w rulony i wymieniły na nowe, bardziej adekwatne teraz zwoje, do których kapitan podszedł nieśpiesznie, materializując w swojej dłoni fajkę i odpalając ją za pomocą magii. Silna dłoń mężczyzn przesunęła się bezwiednie po papierze kiedy skupione, jasne oczy studiowały rozłożone przed nim trasy. Wizje związane z rozpowszechnieniem blokujących  tatuaży w kulturze magicznej nie dawały mu spokoju niemal ani na chwilę, krążąc po świadomości Yoricka z natarczywością żeglarzy na skraju śmierci, błagających o litość. Wciąż były to ledwie zalążki planów, nieśmiałe pomysły kształtujące się nieśpiesznie w czaszce blondyna, jednak mężczyzna wolał rzucić okiem na miejsca, które jego zdaniem mogłoby być kluczowe dla całego przedsięwzięcia chociażby po to, by uspokoić nieco myśli.
    Zaciągnąwsz się dymem Yorick przywołał do siebie pióro i papier, przy pomocy których  nakreślił następnie jedno proste, nie znoszące sprzeciwu zdanie, w typowy dla siebie sposób omijając wszelkie niepotrzebne formy grzecznościowe, tytuły i wstępy.
    ”Chcę wiedzieć wszystko o tatuażach.
    -B.”
    Podpisał zdawkowo, zaraz potem wysyłając kartkę wprost do urzędującej w Novirghawqu Mistrzyni, za pomocą magicznego ognia. Mając poczucie, że pierwszy krok w jego sprawie został poczyniony, pirat raz jeszcze przesunął wzrokiem po mapach i odesłał je gestem dłoni na stojący pod ścianą regał by następnie zmaterializować w dłoni puchar z ciepłym, pełnym przypraw grogiem i podejść do wychodzących na morze okien kajuty, powracając na chwilę myślami do technicznych problemów jego nowej sytuacji.
    Uniedogodnienia w postaci szpiegów Rady i najemników chcących zarobić na umiejscowionym pod skórą chłopaka pyle mężczyzna odłożył w swojej głowie na dzień jutrzejszy uznając, że na ten moment zrobił co mógł, by sprawa się nie rypła i jeśli pomimo jego starań ktoś zorientował się w ich małej roszadzie, pozostaje jedynie przygotować się na ewentualny atak i wypatrywać znaków. Nie były to więc duże utrudnienie jego codziennej rutyny, biorąc pod uwagę, że statek i tak niemal zawsze był na czyimś celowniku, a jedynie rozszerzenie horyzontu o kolejnych ludzi mogących pokusić się o jego głowę. Co się zaś tyczyło komplikacji w postaci wizji Eliona przekazującego jego nauki innym magom czy odwracającego się przeciw niemu i chcącego pozbawić go mocy doprowadzając do jego bolesnej, pełnej nieprzyjemnych detali śmierci, Barnabas wyszedł z naiwnego (łudził się, że nie) założenia, że jeśli zdoła wkraść się w łaski chłopaka i dostatecznie go do siebie przywiązać, podobne komplikacji zwyczajnie nigdy się nie pojawią.
    Yorick wypuścił dym z płuc, wznosząc nad sobą kłąb szarej chmury i postukał się ustnikiem fajki w dolną wargę, zastanawiając się, czy nawiązanie na tyle głębokiej relacji z uczniem będzie wymagało od niego wysiłku, czy też stanie się jakby samo, tocząc ich relację naturalnym biegiem rzeczy. Tymczasem stojący w rogu pokoju fotel wysunął się spomiędzy ściany, a półki z książkami, bezszelestnie zmierzając w stronę wpatrzonego w zachod za oknem właściciela, a niewielki, rzeźbiony podnóżek podążył nieśpiesznie jego śladem wkrótce zajmując miejsce  w progu otwartych na taras drzwi. Kapitan usiadł wygodnie, ponownie zaciągając się dymem z fajki i oparłszy puchar na podłokietniku zmaterializował przed sobą list Saiory unosząc go na wysokość oczu i czytając raz jeszcze, tym razem mając z tyłu głowy obraz majaczącej mu w świadomości sylwetki opisywanego ucznia.
    No więc Elion Magnan…
    Wychowany bez matki, z delikatnie problematycznym ojcem i potencjałem, który nie dość, że ujawinił się stosunkowo późno, to jeszcze jest na tyle duży, że utrudnia mu normalne funkcjonowanie w kaście poza którą życia kompletnie sobie nie wyobraża.
    Wypisz, wymaluj żart stworzony ku uciesze bogów. Nie jakiś wybitnie oryginalny czy zajmujący, ale mimo wszystko żart. W dodatku prawdopodobnie samotny, z kompleksami na punkcie współczucia wskazującymi niedwuznacznie na to, że chłopak ma wysokie, niespełnione oczekiwania względem siebie i kto wie, czy nie innych. Barnabas zastanowił się przez chwilę jak musiała wyglądać psychika Eliona, jednak zgodnie z własnymi przypuszczeniami, nie wpadł na nic szczególnie pomocnego czy odkrywczego. Naturalnie, sam był kiedyś w podobnej pozycji, jednak w jego wypadku “odstawanie od reszty”, że tak to nazwiemy nie było niczym problematycznym czy wyjątkowo zaskakującym. Mężczyzna nienawidził całej swojej rasy odkąd tylko pamiętał pogardzając wszystkim od ogólno przyjętych norm, poprzez hierarchiczny system na twardych, kompletnie nieuzasadnionych zasadach kończąc. W jego wypadku opóźnienie związane z ujawnieniem się potencjału było odebrane jako hańba i plama w  historii rodu, jednak niewiele większa od samego faktu jego istnienia, natomiast nieokiełznana potęga, która raczywszy się wreszcie pojawić uprzykrzyła mu znacząco kontakty międzyludzkie, uprzykrzała je tylko z innymi magami, z którymi blondyn i tak przebywał w granicach absolutnego minimum preferując dużo łatwiejszych w obejściu, żyjących nieopodal ludzi. Trudno mu więc było z własnych doświadczeń wywnioskować cokolwiek więcej niż najbardziej oczywiste, oklepane banały, które zapewne były trafne, jednak nazbyt ogólne by opierać na nich jakiekolwiek szersze studium przypadku, na które Barnabas próbował się pokusić.
    Wracając do listu Yoick uśmiechnął się pod nosem na wzmiankę o tym, że Elion nie zna życia. Oczywiście, że go kurwa nie zna, jeśli całe niemal trzydzieści lat jego trwania spędził w ponurym, zatęchniętym Novirghawqu!
    Na szczęście tę drobną niedogodność pirat był w stanie naprostować niemal od ręki, samym tylko faktem zabrania ucznia w podróż po rozległych morzach i oceanach znanego świata.
    Inna rzecz, że sama wyprawa również nie była idealnym rozwiązaniem biorąc pod uwagę, że chłopak “bardzo źle radzi sobie z presją i gwałtownymi zmianami.”
    Jasna cholera, przecież styl życia Yoricka był niemal personifikacją tych dwóch cech! Gwałtowne zmiany i presja zwyczajne wpisywały się w specyfikę zawodu! O byciu Magiem już nie wspominając! Saiora i tak miała niebywałe wręcz szczęście decydując się na posłanie swojego ucznia w czułe objęcia Barnabasa i jego załogi akurat w momencie, w którym nagromadziwszy łupów piraci wracali do domu chcąc wydać zarobione pieniądze, zobaczyć się z rodzinami (lub dobrze opłacaną alternatywą) i zwyczajnie, kurwa, odpocząć. Rzecz jasna fakt, że chwilowo kapitan nie ostrzył sobie na nikogo zębów nie gwarantował jeszcze sielankowego rejsu, jednak czego by nie rzec, Saiora, a co za tym idzie i Elion nie mogli trafić na dogodniejszy dla nich moment. Szkoda, że blondyn nie był w stanie powiedzieć o sobie tego samego. Choć tak po prawdzie, żaden moment w jego życiu nie byłby odpowiedni na wysłanie mu w prezencie tykającej, ewidentnie temperamentnej bomby z pięknymi oczami i buntowniczym błysku w ich środku. .
    Właśnie, z tym niechętnym wdawaniem się w dyskusję Yorick nie był do końca przekonany, zwłaszcza, że nawet jeśli Elion nie robił tego otwarcie, niemal jak na dłoni widać było, że kwestionuje prawie całe jestestwo Barnabasa ze wszystkimi jego decyzjami w pakiecie. I tutaj ponownie, trudno było jakkolwiek mu się dziwić biorąc pod uwagę gdzie i przez kogo został wychowany, jednak gdzieś z tyłu głowy blondyn nie mógł powstrzymać się przed dumaniem nad tym jak i kiedy dokładnie Elion pęknie, otwarcie okazując swojemu nowemu Mistrzowi swoje obawy i zastrzeżenia.
    “Mistrz” - Na sam dźwięk (tak metaforycznie) tego słowa Barnabas skrzywił się lekko, wzdychając ciężko wyraźnie rozdarty wewnętrznie między dwoma różnymi wydźwiękami.  Jeszcze paręnaście godzin temu słowo to było jedynie nieistotnym tytułem w całej plejadzie innych nieistotnych tytułów, którymi ludzie  określali jego osobę. Potwierdzeniem ukończenia akademii, czasem źródłem żartów związanych z innymi “mistrzami” jego rasy lub “mistrzami” różnych profesji tak w ogóle. Teraz natomiast, kiedy trafiło do niego wypuszczone spomiędzy pełnych, podejrzanie kuszących (o tym też powinien pomyśleć -  zaznaczył wcinając się w swój własny wewnętrzny monolog) ust ucznia słowo “Mistrz” nabierało nowego, niebezpiecznie znajomego i znienawidzonego wydźwięku. Zupełnie jakby Elion świadomie bardziej lub mniej odkopał jego drugie dno i nie zważając na wszystkie znaki na niebie i ziemi postanowił otrzeć je z kurzu i rzucić nim w pysk Barnabasa ze złośliwą satysfakcją. Chłopak nadawał mu rangę, nie pytając go o zgodę wpychał pirata z powrotem w ramy systemu, z którego nie dość, że Yorick wypisał się dekady temu, to którym w dodatku mężczyzna szczerze i zapamiętale gardził. Jasne, oczywiście, w jego życiu był jeden konkretny “Mistrz” wyłamujący się poniekąd z tego schematu, jednak był to jedynie wyjątek potwierdzający regułę i jedynie “poniekąd”. Przy całym szacunku jakim Yorick darzył Keltrisa.
    Każde kolejne “mistrz” wydawało się Barnabasowi wbijaną pod paznokieć szpilką, kroplą kapiącą gdzieś na granicy wzroku z natarczywością odpalanych na statku dział, przypominającą mu o tym, że pomimo wielu lat utrzymywania się w szarej strefie życia łączącej beztroskę ludzkiego żywota z bonusem magicznego talentu, oto znalazł się w sytuacji,  której na przekór własnym staraniom stał się “mistrzem” w znaczeniu mentora szkolącego pod sobą kolejnego maga mającego dobrowolnie stać się trybikiem w wielkiej machinie Rady. Podsumowując, tytuł przestał być tylko tytułem, zmieniając się w uwierającą świadomość, że gdzieś na drodze własnego życia Barnabas popełnił wielki, prześmiewczo cyniczny błąd. Błąd, który dało się jeszcze naprawić, to fakt, jednak błąd tak czy inaczej. A przecież wystarczyłoby jedynie, by Barnabas pomimo niemożliwych do przeoczenia obaw Saiory (a kto wie, czy i nie samego Eliona) okazał się mentorem z prawdziwego zdarzenia, kimś na wzór Keltrisa, tyle, że niezależnym i wolnym od szkodliwej narracji Rady, kimś kto wyrzeźbi chłopaka niczym fantastycznej jakości glinę otwierając mu oczy na nowe sposoby życia i niezliczone możliwości. Gdyby udało mu się coś podobnego, wszystko wróciłoby niemal do normy. Jego normy ma się rozumieć.
    Ostatecznie, dopóki Yorick nie wpisałby się kanonem swoich zachowań (o co akurat wcale się nie martwił) lub głoszonych przez siebie nauk (o które martwił się tylko trochę i które z pewnością dałoby radę dostosować do jego potrzeb) w utarty przez Radę i związanych z nią magów schemat, dopóty pozostawałby tą wersją siebie, którą cenił najbardziej - to jest Barnabasem-Piratem, który przy okazji jest Mistrzem magii i który przy okazji bycia tymi dwoma rzeczami na raz uczy młodego maga na, być może, równie niezależną jednostkę jak on sam.
    I nawet gdyby tak się właśnie stało, to jak krew w piach, bo jego uparty kutas ewidentnie nie potrafił zrozumieć powagi sytuacji!
    Barnabas pominął pierwsze wrażenie jakie wywarła na nim sama obecność chłopaka, świadomie i z premedytacją ignorując całe to “zamieranie świata w jednej niepokojąco dłużącej się sekundzie” ze wszystkimi niewygodnymi, intensywnymi uczuciami w pakiecie i zamiast tego skupił się na chwili, w której chwycił twarz Eliona we własną dłoń, przyglądając się jej z bliska z niekłamanym zachwytem. Chłopak był piękny!
    Dramatycznie, niekomfortowo niemal piękny, hipnotyzująco pociągający i najzwyczajniej w świecie seksowny.
    I to już nie to, że Yorick od dawna nikogo nie przeleciał! Znaczy jasne, tak, długi rejs i te klimaty wszystko w normie, gdyby nie to, że przecież było dokładnie na odwrót! Nie bez powodu zszedł na ląd dużo wcześniej niż powinien, nie widząc absolutnie żadnych przeszkód, by przy okazji odebrania ucznia nie skorzystać z nadażajacej się możliwości i nie zawrzeć nowych, ulotnych znajomości. Skąd, doprawdy skąd miał wiedzieć, że cały urok spędzonych w burdelu chwil (i wszystkie wydane tam pieniądze) okaże się kompletnie bezużyteczny w obliczu chorego, niesmacznego niemal żartu bogów, którzy z jakiegoś niezrozumiałego dla mężczyzny powodu postanowili niecałe pół godziny po jego powrocie na molo postawić przed Barnabasem istotę wyglądającą zupełnie jak spełnienie jego najskrytszych, najbardziej podświadomych marzeń. Pirat nie miał pojęcia za jakie grzechy bogowie postanowili uprzykrzyć mu życie do tego stopnia (choć prawdopodobnie gdyby się zastanowił znalazłby jedną taką rzecz czy dwie…) stawiając przed nim coś, po co absolutnie nie mógł sięgnąć, a czego bezapelacyjnie i całkowicie świadomie pragnął, jednak niezależnie od przyczyny, Yorick  absolutnie nie zamierzał pękać i dawać im satysfakcji.  I to nie to, że kodeks honorowy, jakaś tam etyka zawodowa czy inne bzdety! Przelecenie Eliona wiązało się z bowiem z konsekwencjami, za które Barnabas zwyczajnie nie zamierzał odpowiadać. O narażaniu na nie statku, załogi czy chociażby samego obiektu jego pragnień nie wspominając. Pierwszą rzeczą był oczywiście fakt, że wdanie się w romans z ciemnowłosym chłopakiem było złamaniem jego własnych, kurwa, zasad, na jego własnym, kurwa, statku. Hipokryzją w najczystrzej formie i jakby napluciem reszcie ekipy w twarz.
    Drugą zaś, znacznie poważniejszą sprawą były wszystkie możliwe “gdyby”. Gdyby na przykład okazało się, że znajomość obu panów tworzy pewne napięcia, mogłoby dojść do niechcianych emanacji mocy mogących bez problemu zatopić statek czy ciężko ranić przebywających na nim marynarzy. Elion miał problemy z tłumieniem w sobie potencjału w mieście pełny ludzi, pomimo, że nie działo się nic nadzwyczajnego, Yorick nie miał więc najmniejszych złudzeń co do tego, jak skończyłaby się między nimi ostra wymiana zdań czy bardziej emocjonalna kłótnia gdyby na przykład okazało się, że ich oczekiwania wobec nowej relacji znacząco się od siebie różnią. Mężczyzna absolutnie nie zamierzał stawiać na szali własnych żądz galeonu, którego dopieszczanie i złożenie zajęło mu lata, o życiu i zdrowiu lojalnych i fantastycznych w swoim fachu ludzi nie wspominając. A to wszystko i tak za pominięciem kolejnego, niemal równie fatalnego scenariusza, w którym zakładając, że między mężczyznami dojdzie do nieporozumienia, o ognistej kłótni kochanków nie wspominając, Elion może zwyczajnie nie chcieć przebywać dłużej w towarzystwie Barnabasa, o pobieraniu u niego nauk nie wspominając. I już chuj z tym, że kapitan zwyczajnie zawiódł by jako mentor, nie będąc w stanie podołać podjętemu przez siebie zadaniu!  W głowie Yoricka ponownie przewinęły się rzewne lamenty Saiory (być może delikatnie przekolorowane popijanym w spokoju grogiem).
    “ Dzieciak sam się zabije Barnabasie.”
    “ Jesteś jego ostatnią szansą Barnabasie.”
    W takim wypadku trzymanie chuja w spodniach było więc nie tylko przejawem kurtuazji i odpowiedzialności, ale i zapewnieniem, że jeśli między nim, a jego uczniem dojdzie do jakiegokolwiek konfliktu, zapewne nie będzie to poważny problem, a jedynie błąd w komunikacji czy metodzie nauczania, nie zaś efekt tego, że Yorick pomyślał nie tą główką, którą powinien. Podsumowując, do czasu, w którym Elion nie nauczy się tworzyć odpowiednich blokad i utrzymywać ich niezależnie od sytuacji, Barnabas zwyczajnie postanowił zignorować wszystkie nieprzyzwoite myśli i pragnienia, dochodząc do oczywistego wniosku, że przelotny, magiczny romans zwyczajnie nie jest tego wart.  Nawet jeśli prawdopodobnie byłby fantastyczny i bardzo, bardzo satysfakcjonujący.
    Na szczęście myśli idące w tę stronę zostały szybko przerwane przez pukanie do drzwi, które wyrwawszy go z zamyślenia sprawiło, że blondyn podniósł się niechętnie i przybrawszy na twarzy wesoły uśmiech otworzył z rozmachem drzwi, stając w progu kajuty w swojej zwyczajnej, pełnej entuzjazmu krasie, niemal natychmiast dostając po pysku emanującym z ucznia, błękitnym blaskiem.
    - A witam ser…-Urwał, stając niemal twarzą w twarz z trzymającym Eliona bosmanem, a słysząc jego słowa opuścił nieco wzrok spoglądając w dół, na stojącego tuż obok maga. Elion wyglądał…
    Wyglądał tak, jakby chciał udowodnić mężczyźnie, że wszystkie dopiero co postanowione przez niego postanowienia są tak naprawdę kompletnie niepotrzebne i ewidentnie przesadzone. Jakby doskonale wiedział, co Yorick myślał jeszcze sekundę temu i chciał pokazać mu, że i on potrafi grać w tę grę zastanawiając się, jak i kiedy mężczyzna pęknie rzucając się na niego jak ogłupiałe zwierze, zwabiony pomimo wcześniejszych zapewnień Eliona niczym nie przymierzając głupia ryba polująca na światełko umieszczone tuż nad paszczą większego drapieżnika. Z resztą Barnabas poczuł się przez chwilę właśnie jak taka ryba, zahipnotyzowany i kompletnie pochłonięty igrającymi przy ciele chłopaka drobinkami magii, wijącymi się w półmroku lazurowymi wzorami i całą otaczającą czarnowłosego aurą.  Yorik poczuł niemal jak krew odpływa mu z twarzy, a płuca zaciskają się boleśnie i dopiero wtedy zorientował się, że zapomniał wziąć wdech, nazbyt zaintrygowany dziejącym się na jego oczach spektaklem. Jego własna magia rwała się niemal, by odpowiedzieć na wzbierający w środku mężczyzny zew, dziwiąc Barnabasa nakładem samokontroli, jakim musiał się wykazać, by również nie zacząć emanować mocą. Odchrząknął więc, zmuszając się do przełknięcia śliny i wzięcia spokojnego, wyważonego oddechu starając się zgodnie z własnymi postanowieniami zignorować entuzjazm z jakim jego kutas odniósł się do całej sytuacji, zaraz też otwierając usta by zapytać co konkretnie się stało.
    Młody mag uprzedził go jednak, odzywając się pierwszy i jednocześnie, prawdopodobnie kompletnie nieświadomie wypuszczając Barnabasa spod rzuconej przez siebie klątwy, pozwalając by do tej pory utkwione w nim oczy przesunęły się na odpieprzające się za plecami ciemnowłosego cuda i nieco niepewne spojrzenie stojącego nad nim Artena. W jednej chwili krew w żyłach mężczyzny zawrzała groźnie, zapominając o wcześniejszym celu swojej wędrówki, a jasne oczy przesunęły się z krążącej po statku magii z powrotem na stojącego przed nim maga. Zachwyt malujący się do tej pory na twarzy kapitana przemienił się w gorzki, pełen niezadowolenia zawód, a rozszerzone w zdziwieniu oczy błysnęły iskrą zmęczonej życiem irytacji. W wypowiedzi Eliona było tak wiele wkurwiajacych czynników, że Yorick nie był nawet pewien, do którego z nich powinien odwołać się najpierw, opierdalając upierdliwego ucznia od góry do dołu.
    “Saiorka” Noż kurwa mać, gdyby nie to, że Barnabas zdążył już wcześniej wysłać list do przyjaciółki, wyjebał by zachlanego ucznia za burtę w przeciągu pierwszych paru sekund najzwyczajniej w świecie udając, że nigdy w życiu go nie widział i że protegowany Mistrzyni musiał jakoś zapodziać się gdzieś po drodze do Stargrewel.
    ”Saiorka”... W pierwszym odruchu Yorick uniósł rękę chcąc zwyczajnie i po ludzku doprowadzić ucznia do porządku tradycyjnym trzaskiem w pysk, jednak już sekundę później zorientował się, że równie dobrze, mógłby wymierzyć policzek odpalonej lasce dynamitu, wobec czego jego ręka zamiast jak do uderzenia, uniosła się w zapraszającym do kajuty geście towarzyszącemu bardzo powolnemu wypuszczeniu powietrzu z płuc. Magia chłopaka i tak rozlała się już po całym pokładzie, grożąc katastrofą. W pierwszej kolejności Yorick zamierzał zapobiec wybuchowi magii już pierwszego, kurwa(!) dnia, a dopiero później, gdy nadarzy się do tego dogodna okazja wrócić do tematu i przekonać niesfornego ucznia, że podobne odpały stanowczo nie leżą w jego interesie.
    “Karny i podchodzący poważnie do obowiązków.” - No kurwa, ewidentnie!
    - Wejdź. -Powiedział jedynie, zmuszając się by  ton jego wypowiedzi brzmiał spokojnie i naturalnie, zaraz przenosząc wzrok na Artena. - Daj mi parę minut. -Polecił, uśmiechając się w jego stronę delikatnym, złowieszczym uśmiechem i odwróciwszy się w stronę Eliona zamknął za sobą drzwi do kajuty, zostawiając bosmana na zewnątrz.
    - Widzę, że zdążyłeś zaprzyjaźnić się z załogą. -Rzucił od niechcenia, podchodząc spokojnie do biurka i wyjmując z jednej z dolnych szuflad nieoklejoną butelkę i szklankę. Jego jasne oczy przesunęły po stojącym w jego sypialni cudzie i sekundę później powróciły do odskakującego właśnie korka. Banabas nalał przezroczystego płyny do naczynia, odmieżając tyle, ile jego zdaniem było w stanie powalić kogoś wielkości Artena, o Elionie nie wspominając i z przyjaznym uśmiechem wręczył szklankę uczniowi mówiąc : ”Masz, wypij to duszkiem, pomoże ci.”
    Ciecz nie miała żadnej konkretnej woni, ani smaku kojarzącego się z czymkolwiek znanym. Elion mógł mieć wrażenie, że jest to zwykła woda, o której istnieniu Barnabas zapomniał na jakiś czas i dopiero niedawno odnalazł ją w czeluściach walających się po szufladach papierów lub, że jest to jakiś magiczny lek na kaca przetrzymywany w kapitańskiej kajucie właśnie na takie sytuacje.
    Kapitan odczekał, aż chłopak wypije podany mu napój, a kiedy minutę czy dwie później zobaczył jak ciało ucznia opada na posadzkę podtrzymał je magią, osuwając je delikatnie na drewniane deski by ewentualny cios nie wyładował skrywanej w ciele Eliona mocy, uśmiechając się przy tym z czymś pomiędzy zadowoleniem i rozczarowaniem. Problem został chwilowo zażegnany to fakt, a wszystkie obowiązujące na statku procedury spełnione, jednak z całą pewnością pirat będzie musiał wrócić do niego myślami jakoś w granicach jutrzejszego dnia. A przecież mogło być tak pięknie cholera, zaczynanie współpracy z Elionem w ten sposób stanowczo kolidowało z powziętymi przez Barnabasa planami. Wszystko to były jednak troski dnia następnego, którymi Yorick zamierzał zadręczać się jakoś w okolicach ranka. Na ten moment mężczyzna odbił się od blatu biurka, na którym wcześniej przysiadł i niespiesznym krokiem ruszył otworzyć bosmanowi drzwi, wpuszczając rudzielca do środka.
    - Zanieś go do łóżka, połóż tak, żeby nie utopił się we własnych rzygowinach i powiedz naszemu nadwornemu słowikowi, że ma przygotować na jutro swój specjalny repertuar. -Polecił beznamiętnie, zaraz spoglądając na Artena z ledwie dostrzegalną skruchą.
    - Wybacz, że dowiedziałeś się w ten sposób. Planowałem zwołać zebranie jutro po śniadaniu, kiedy będę miał w zanadrzu ewentualne taktyki obronne. Sam dowiedziałem się po południu. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe... - Przyznał, unosząc delikatnie brew i spoglądając na bosmana z cichą nadzieją, że może Yusuf już mu powiedział, albo przynajmniej, że incydent z Elionem nie zawiódł tym jego zaufania.
    Owoc
    Owoc
    Prime Daemon

    Punkty : 2188
    Liczba postów : 448
    Wiek : 34

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Owoc Pon 12 Paź 2020, 21:03

    Elion nie był w stanie dostrzec ani zachwytu ani złości Barnabasa. Zbyt otumaniony alkoholem, plótł jakieś debilizmy, chwiejąc się pomimo podtrzymującego go Artena. Nawet nie przerażał go błękit, który przesłaniał mu wzrok sprawiając, że wszystko nabierało upiornego, nieprzyjemnego klimatu. Nie miało znaczenia, że sączyło się z niego jak z durszlaka i z każdą iskrą liżącą pokład, każdym tchnieniem błękitu ulatywało jego jestestwo.
    Bosman kiwnął głową nie zdradzając, że wieść o czymkolwiek zrobiła na nim jakiekolwiek wrażenie. Wprowadził Eliona do kajuty i zgodnie z poleceniem, wycofał się.
    Elion natomiast uśmiechnął się półprzytomnie, kiedy Arten zostawił go za drzwiami kajuty. Zresztą, mag zaraz oparł się o nie ciężko, przyciskając przedramię do czoła. Pokład falował mu przed oczami i nie była to sprawka ciągłego kołysania morza.
    - To cholerna prawda, co mówią o pirackim rumie. Nie wiem skąd go bierzecie, ale to strasznie mocne gówno. - Na moment zacisnął palce na włosach, wzburzając ciemne kędziory. Zaśmiał się ochryple. - Można powiedzieć, że się zapoznałem. Fajni ludzie, na swój sposób. Inni, wiesz? Od tego, co znam. Tacy... - zamachał dłonią, najwyraźniej szukając jakiegoś słowa. - Wyzwoleni, o. To o to mi chodzi. Przypomina mi to, że cały ten kurewski daaar - to słowo podkreślił wyraźnym obrzydzeniem. -  ...spieprzył mi życie. Nie żeby było jakieś świetne, ale z tym chujostwem. Mogę mówić chujostwem? Ciebie to nie rusza, nie? - Błędnym wzrokiem powiódł po Barnabasie nalewającym czegoś do szklanki, ale wcale nie czekał na jego aprobatę. - Ale z tym chujostwem co jest teraz, nie mogło się równać - dokończył, bez zastanowienia przyjmując naczynie. Spojrzał na nie, marszcząc brwi. - Ale ja się dobrze czuję. Jeszcze - podkreślił, uśmiechając się szeroko, w taki sposób w jaki Barnabas jeszcze nie widział - zupełnie szczery i niefrasobliwy, pozbawiony trosk i konwenansów. - Ale jak mistrz mówi, to zaufam... - wybełkotał i wychylił zawartość bez szemrania. Nawet nie zastanowił się co to było. Jego głowa wolna była od jakichkolwiek obaw czy nawet bardziej składnych myśli.
    - Wiem, że to pewnie chujowy moment, że trochę za dużo wypiłem, ale dzięki. - Mówił tak bełkotliwie, że ciężko było go zrozumieć. - Doceniam, że się zgodziłeś. Nie wiem dlaczego, na twoim miejscu w życiu bym się nie zgodził, ale może masz powód. Tym lepiej, chyba lepiej, dla mnie. Doceniam, dziękuję. - Pochylił się, zapewne mając zamiar wykonać coś na wzór ukłonu, ale poleciał na pysk. Przez mgłę coraz bardziej zamazującej się rzeczywistości, wyczuł jak obca magia prześlizguje się po jego skórze i zatrzymuje go w powietrzu. Na granicy świadomości pomyślał sobie, że to dziwnie przyjemne. Potem nastała ciemność.
    Arten odbił się ramieniem od balustrady przy której stał, kiedy drzwi do kajuty stanęły otworem. Podszedł do kapitana i spojrzał na wiszącego w powietrzu, nieprzytomnego Eliona. Słysząc polecenie, uśmiechnął się kątem ust, ale bardziej ze współczuciem niż złośliwością.
    - Jasne, kapitanie. - Chwycił maga jak worek ziemniaków, przerzucając go sobie przez ramię, potem odwrócił się do blondyna i uśmiechnął z wyrozumiałością.
    - Nie ma żadnego problemu - zapewnił. - A bo to pierwszy raz, kiedy wieziemy na pokładzie jakiś niebezpieczny albo cenny ładunek? Nie takie rzeczy nas nie zabiły. Ale teraz na pewno będzie ciężko narzekać na nudę - uśmiechnął się krzywo, zerknąwszy kątem oka na nieprzytomnego Eliona.

    To był jeden z najgorszych dni w jego życiu. Gorsze były chyba jedynie te, kiedy po nałożeniu tatuaży wył z bólu przez bite trzy dni. Jego ciało przyzwyczajało się do pyłu z wielkim trudem, który Elion zapamięta do końca życia. Dzisiaj natomiast leżał w swoich własnych rzygach, jakimś dziwnym cudem nie kończąc życia dławiąc się nimi, ale to nie było najgorsze. Najgorsze było zmęczenie, które ze zwykłym kacem miało tyle wspólnego co kałuża z oceanem - Elion był wycieńczony ubytkiem mocy. To zdarzało mu się tak rzadko, że niemal zapomniał, że w ogóle jest możliwe. Nigdy nie dotarł do swojego limitu, ale bywały w jego życiu momenty, kiedy czuł się osłabiony i to był jeden z nich. Co w zestawieniu z kacem tworzyło obezwładniającą mieszankę bólu i cierpienia, gorszą od większości nieprzyjemnych rzeczy jakich już kiedyś doświadczył.
    Miał tylko nadzieję, że nie zrobił nikomu krzywdy, bo statku na szczęcie nie rozwalił. Inaczej na pewno dzisiaj nie obudziłby się na zarzyganej koi, swojej własnej, z tego co zdążył zauważyć.
    Podniósł się z trudem, obudzony waleniem do drzwi.
    - Zaraz - wychrypiał, ale nikt nie czekał na pozwolenie wejścia. Drzwi otworzyły się z rozmachem, a stojący w nich Arten uśmiechnął się z politowaniem.
    - Za pięć minut na deku, majtku. To rozkaz. Tu masz wiadro i ściery. - Rzeczone wiadro huknęło o ziemie, kiedy bosman postawił je w progu. - Ruszaj się.
    Elion siedział jak wryty, patrząc na rudzielca szeroko otwartymi oczami.
    Majtku?
    Z trudem przełknął ślinę.
    - Musze się przebrać... - zaczął, ale Arten, który wcześniej wydawał się strasznie fajnym gościem, teraz zmierzył go beznamiętnym wzrokiem przełożonego i przerwał mu w pół zdania.
    - Więc się sprężaj, bo masz mało czasu. - I z zostawił go z tymi słowami.
    - To jakiś koszmar... - Elion wstał z trudem, ściągając z siebie zarzygane ciuchy. Kręciło mu się w głowie, wiec zachwiał się niebezpiecznie. Przez moment rozważał czy się nie zbuntować, bo przecież do jasnej cholery nie był żadnym pieprzonym majtkiem. Nie przyszedł tu pracować na statku, ale powoli i nieubłaganie wracały do niego wspomnienia poprzedniego wieczoru. Zadziwiające jak wiele pamiętał i zdecydowanie nie podobało mu się to, co wczoraj odstawił. A skoro nie podobało się jemu, to Barnabasowi zapewne tym bardziej. Tylko Elion sądził, że na pewno dałoby się się to jakoś inaczej załatwić. Już sam kac i wstyd związany ze świadomością własnej nieodpowiedzialności był wystarczająco bolesnym doświadczeniem. Nie trzeba było tego poprawiać. Widać jednak jego mistrz miał na ten temat baaardzo odmienne zdanie.
    - Cholerny skurwiel - wymamrotał, przypominając sobie jak kapitan wręczał mu jakiś płyn, zapewniając, że poczuje się po tym lepiej. To jak bardzo kłamał właśnie do niego docierało. - Pieprzony wariat...
    To była kara, zrozumiał to bardzo szybko. Szybciej nawet, kiedy w progu jego kajuty pojawił się Narel ze skrzypcami w dłoni. Niezbyt wysoki, ale całkiem przystojny młody brunet był szantymenem na La Belle i teraz uśmiechnął się do Eliona ze współczuciem.
    - O panie, ale bałagan - zaśmiał się obrzucając wzrokiem siennik w stanie nieużywalnym. - Czeka cię ciężki dzień, przyjacielu, przykro mi. - A potem zaczął grać najbardziej rzewnie i jękliwie jak się tylko dało, jakby przygotowywał dusze maga do ostatniej drogi. Każda nuta wżynała się Elionowi w mózg niczym rozgrzany nóż i cięła ten mózg na kawałki, a potem jeszcze na papkę niezdolną zupełnie do przetrawienia jakiejkolwiek myśli.
    - To. Jakiś. Koszmar. - Powtórzył Elion. Błękit otulił jego sylwetkę, bo nie był w stanie kontrolować się przez mnogość bodźców, co oczywiście w jego stanie było najgorszym, co mogło się stać. Tyle dobrego, że z tym zasobem, który miał, pewnie nie byłby w stanie rozwalić statku. Chyba. Taką miał nadzieję. Gorzej, że być może dokona przez to żywota.
    Narel spojrzał na niego niepewnie.
    - Nie złość się, takie zasady. A przynajmniej nie na mnie - poprosił, ale nie przestał grać.
    Mag zazgrzytał zębami w bezsilnej złości i bez słowa, ale również bez pośpiechu, z całą godnością na jaką było go stać, zaczął doprowadzać do porządku siebie i swoje posłanie. Z premedytacją ignorował zawodzenie skrzypiec i bardzo starał się powstrzymywać drżenie dłoni.
    Kiedy wyszedł na pokład z tym nieszczęsnym wiadrem, mając u boku szantymena, załoganci pracujący na pokładzie uśmiechali się na ten widok drwiąco, albo ze współczuciem. O tak, to była doskonała kara dla kogoś, kto nienawidził współczucia i upokorzenia.
    - I co powinienem z tym robić? - zapytał Narela, unosząc wiadro.
    - To co każdy majtek powinien, myć pokład.
    Elion rozejrzał się. Deski wyglądały na czyste, więc domyślił się, że to zajęcie było zwyczajnie bez sensu i służyło tylko temu, by go upokorzyć. Wspaniale, bo przecież uwielbiał robić rzeczy bez sensu. Linie wyryte w jego skórze zaczęły błyszczeć wściekle, ale bez dalszych pytań Elion po prostu uklęknął (to było zdecydowanie lepsze niż próba stania) i zaczął robić to, co mu polecono.
    Kilka pierwszych minut było najgorsze, ale z czasem zaczynał przyzwyczajać się do jękliwego dźwięku skrzypiec, a nawet nucić pod nosem wygrywaną przez nie melodię, pomimo tego, że głowa bolała go okropnie. Chciało mu się pić i po godzinie zaczął czuć pieczenie spalonego karku, ale był dobry w ignorowaniu bólu i zmęczenia jeśli tylko się uparł. A teraz był bardzo uparty żeby odbyć karę tak jak należało. Bez słowa sprzeciwu, bez grymasu. Tylko wciąż wirujący wokół niego błękit i jarzące się tatuaże świadczyły o tym jak bardzo był teraz zmęczony. I jak bliski prawdziwego zrobienia sobie krzywdy.
    Narel zagadywał go kilka razy, ale Elion był niewzruszony, co szantymena najwyraźniej zachęcało do bycia nieco bardziej natarczywym. Czasem szturchał go więc, zachęcając, by mu coś o sobie powiedział skoro już razem "pracowali", ale Elion zwyczajnie nie miał na to siły. Facet burzył mu skupienie, którego potrzebował i to go drażniło, a teraz bardzo złym pomysłem było dokładanie mu irytacji. Więc kiedy w pewnym momencie kolejny raz chwycił go za ramie, mag ze złością zacisnął dłoń na brzegu wiadra, które potem w jednej chwili rozprysło się na kawałki, rażąc odłamkami samego Eliona, ale i Narela oraz jednego z załogantów, który stał w pobliżu. Niestety Elion nie zdążył porządnie tego zarejestrować, bo krew poszła mu nosem, a on sam padł na deski zupełnie nieprzytomny.
    Nie wiedział, co działo się potem, ale obudził się w swojej kajucie. Leżał na pryczy bez siennika, ale ból pleców związany ze złym spaniem był niczym z poczuciem wycieńczenia. Dodatkowo drobne ranki na udach i piersi po tym jak uderzyły w nie drzazgi, swędziały nieprzyjemnie. Nie miał też pojęcia, która była godzina, ale sadząc po mocno zaschniętych plamach krwi na koszuli, było już późno.
    Przez kilka chwil wpatrywał się nieprzytomnym wzrokiem w sufit zastanawiając się po co właściwie było to wszystko? W pierwszy dzień na tym cholernym statku omal nie zginął. Jasne, w dużej części przez własną głupotę, ale gdyby Barnabas był normalnym, odpowiedzialnym mistrzem w życiu nie dopuściłby do tego, co się stało. A może on chciał go zabić? Tylko po co? Nie miałby w tym żadnego interesu... prawdopodobnie. Gdyby Eli miał więcej siły, pewnie zacząłby panikować, ale dopadła go paskudna stagnacja. Przysunął drżące dłonie do twarzy. Tatuaże pulsowały delikatnie. Przynajmniej wiedział już, że jego moc faktycznie miała jakiś limit. Tyle dobrego, w jakimś sensie.
    Chciało mu się spać, ale bardziej niż snu, potrzebował teraz wody, bo miał wrażenie, że głowa boli go nie tylko ze zmęczenia, ale i odwodnienia. Ku swojemu zdumieniu znalazł na stoliku obok dzbanek. Niemal od razu, bez zastanowienia podniósł się i po niego sięgnął, ale w porę się powstrzymał. Jeśli ten szaleniec znów chciał go napoić jakimś szajsem, to...
    Odstawił dzbanek.
    Niedoczekanie.
    Akurat w tym momencie Erick, łysy bosman zajrzał do jego kajuty nie trudząc się pukaniem.
    - A, już nie śpisz. Dobrze. Kapitan cię wzywa.
    To się musiało skończyć. Tutaj musiały być jakieś cholerne zasady. I jeśli Barnabas nie miał zamiaru ich ustalić, to Elion zamierzał je wyegzekwować. W ten czy inny sposób.
    - Oczywiście kurwa, że wzywa - syknął do siebie pod nosem, a głośniej odpowiedział: - Już idę.
    Erick nie ruszył się z miejsca, patrząc na niego znacząco. Świetnie, po prostu wspaniale. Elion podniósł się i powoli ruszył do wyjścia w obstawie bosmana.
    Po kilku chwilach stał przed drzwiami kapitańskiej kajuty i nim bosman zdążył wyciągnąć dłoń, by zapukać, Elion go uprzedził. Potem zmroził Ericka niechętnym spojrzeniem, ale ten nie ruszył się dopóki drzwi nie stanęły otworem.
    Mag spojrzał na kapitana beznamiętnym wzrokiem. Wyglądał cholernie niereprezentatywnie w porównaniu do Barnabasa i w innych okolicznościach nigdy nie pokazałby się żadnemu mistrzowi w takim stanie, ale teraz na to lał. Na twarzy i bieli koszuli miał zaschniętą krew, jego oczy błyszczały gorączkowo, a tatuaże wciąż pulsowały połyskliwym błękitem. Był zły, zmęczony, ale pełen tej dziwacznej, niepokojącej determinacji, którą kapitan miał okazje już widzieć.
    - Wzywałeś - powiedział. Wysuszone gardło nadało jego głosowi nieprzyjemnej chropawości.
    Temptress
    Temptress
    Lost Soul

    Punkty : 197
    Liczba postów : 41

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Temptress Pią 16 Paź 2020, 02:21

    Gdyby nie szalejąca po pokładzie magia i fakt, że Barnabas tylko wysiłkiem własnej woli nie zajebał Eliona gołymi rękami, ochrypły śmiech ucznia, zwłaszcza w połączeniu z jego rozluźnioną pozą przy drzwiach i wplątaną we włosy ręką wystarczyłyby zapewne, żeby wszystkie postanowienia odnośnie niemyślenia chujem ostatecznie i definitywnie strzeliły w łeb. Yorick specjalnie i z premedytacją przesuwał wzrokiem po pomieszczeniu w miarę możliwości starając się udawać, że Eliona zwyczajnie nie ma w jego kajucie. Nawet jeśli był. I gadał kompletne od rzeczy. Na wzmiankę o “tym chujstwie” blondyn uniósł wysoko brwi, widocznie zdziwiony takim postrzeganiem własnego talentu. Znaczy tak, jasne, duża moc - duża odpowiedzialność i wszystkie tego typu bzdury, ale przez całe chyba życie nie zdarzyło mu się aż tak nienawidzić własnego potencjału. Oczywiście, za jego sprawą mężczyzna przeszedł jedne z najgorszych chwil w swoim życiu, nie było jednak powodu by ignorować fakt, że dzięki swojej magicznej potędze Barnabas przeżył również bezapelacyjnie najlepsze chwile w swoim życiu. I mógł przeżywać dalej ich  nieskończoność, bo absolutnie nikt nie był w stanie zabronić mu żyć na własnych warunkach. W chwili, w której chłopak napomknął o zaufaniu mężczyzna uśmiechnął się jedynie, starając się zignorować rosnące w nim poirytowanie spowodowane własnymi wyrzutami, dławiąc je w zarodku bezdusznym stwierdzeniem, że w życiu należy mieć pewne priorytety i  jednym z jego własnych z całą pewnością był jego statek. Zaufanie Eliona mógł zdobyć innym razem. Niestety zdławione wyrzuty wróciły sekundę później, kiedy tylko kompletnie nieświadomy niczego uczeń zaczął dziękować mu, za przyjęcie go na statek. No żesz kurwa. Powód - Robił się miękką fają, ot cały powód! Gdyby nie Saiora i jej pieprzony list i jego własne durne sentymenty do tej sytuacji w ogóle by nie doszło. Cokolwiek nie podkusiło go, by się zgodzić, teraz leżało już zdechłe w czeluściach jego jestestwa przeznaczonych innym, równie debilnym pobudkom.
    Na szczęście, niedługo potem chłopak wreszcie odpłynął, niezdolny do dalszego wbijania szpil w Yorickowy mózg.
    - To fakt. - Odparł sceptycznie Artenowi, nim ten zniknął za drzwiami kapitańskiej kajuty.

    Następnego ranka, zgodnie z własnymi założeniami Barnabas zwołał zebranie, na którym rzeczowo i energicznie przedstawił oficerom i bosmanom  związaną z tatuażami Eliona sytuację, a także niektóre z wymyślonych przez siebie strategii utrzymania maga przy życiu w razie problemów, odbijania go z cudzych rąk i wykaz portów, do których zważywszy na okoliczności, La Belle definitywnie i niezaprzeczalnie nie powinna w ogóle wpływać. Po wysłuchaniu wszelkich pytań i ewentualnych zastrzeżeń co do jego planów i zaistniałej sytuacji per se, a także wyjaśnieniu wszystkiego raz jeszcze, spotkanie dobiegło końca pozostawiając kapitana jego własnym sprawom.
    Niedługo po śniadaniu do jego kajuty zawitał Arten, meldujący krótko o postępach związanych z zmartwychwstającym Elionem. Yorik uśmiechnął się z politowaniem na myśl o tym, ile bólu i zmęczenia musi odczuwać szorujący pokład, skacowany,  magicznie wycieńczony uczeń, na samo tylko wyobrażenie tych mąk gotów odpuścić ciemnowłosemu znaczną część nieprzyjemnej rozmowy i puścić cały ten niezręczny incydent w niepamięć. Ostatecznie, skoro chłopak odcierpiał swoje, istniała niewielka szansa, że postanowi nie narażać  się na podobne przyjemności raz jeszcze. A przynajmniej Yorick nie znał do tej pory nikogo, kogo poranne szorowanie pokładu na kacu ze stojącym obok, zawodzącym słowikiem nie oduczyłoby picia na umór w godzinach pracy.
    Ba! Może nawet po skończonej karze Barnabas zaprosiłby młodego maga by na spokojnie wdrożyć go w blaski i cienie pirackiego życia? Chłopak odpocząłby u niego, nabrał sił i przedyskutował z kapitanem swoją wizją mającej zaistnieć między nimi współpracy. Bez wątpienia Elion miał przecież jakieś sugestie czy plany dotyczące swojej dalszej nauki. Yorick wysłuchałby ich z prawdziwą przyjemnością, zwłaszcza, że nawet jeśli sam miał parę pomysłów na to czego i w jaki sposób nauczyć Eliona, perspektywa głównego zainteresowanego mogła znacznie wzbogacić jego spojrzenie na cały proces. Ich relacja też nieco by na tym zyskała, zwłaszcza, że przecież nawet jeśli Yorick nie zamierzał ukrywać, że chwilowo bawiło go cierpienie ciemnowłosego, w niedalekiej przyszłości podobne zabiegi mogły okazać się zupełnie niepotrzebne. Słysząc dobiegające z dołu zawodzenie Narela Kapitan westchnął ciężko i  pokręcił głową na myśl, że te jakże urocze dźwięki będą towarzyszyły i jemu przez większą część dnia. Wzruszywszy ramionami mężczyzna wrócił do swoich zajęć, na jakiś czas odpuszczając sobie wszelkie zmartwienia związane z jego niesfornym uczniem.

    Jakiś czas później obowiązki wywiały Barnabasa na pokład. Mężczyzna przeszedł się po okręcie, a  skończywszy trasę na półpiętrze schodów między wejściem na rufę i zejściem na pokład przystanął, zaintrygowany słowikiem, który z tylko sobie znanych przyczyn uznał, że drażnienie i tak podkurwionego już maga okaże się fenomenalnym pomysłem. Yorick skrzyżował ramiona na balustradzie schodów i w ciszy obserwował przebieg wydarzeń, od czasu do czasu skubiąc trzymane w dłoni nasiona słonecznika. Nie wiedzieć kiedy tuż obok niego pojawił się Yusuf, który oparłszy się tuż obok przyjaciela wskazał brodą na szorującego pokład czarodzieja i uniósł pytająco brew.
    - Chcesz się założyć, który prędzej da za wygraną? -Zagadnął kapitan, częstując przyjaciela słonecznikiem. Ciemnowłosy prychnął jedynie, wyraźnie nie zainteresowany proponowaną przez blondyna rozrywką i poczęstował się przekąską, żując przez chwilę w ciszy.
    - Nie martwi cię… to - Zapytał po chwili, wykonując  ręką bliżej nieokreślony gest mający zapewne oznaczać świecące znaki na ciele pokutującego Eliona, jednocześnie dźwięcząc obijającymi się o siebie złotymi bransoletami. Barnabas wzruszył w odpowiedzi ramionami, uśmiechając się pod nosem w wyraźnym rozbawieniu.
    - Biorąc pod uwagę braki w mocy po wczorajszym pokazie, dzieciak byłby w stanie co najwyżej wysadzić…- Niestety, Yorick nie był w stanie dokończyć zdania, gdyż w tym właśnie momencie Elion postanowił osobiście zademonstrować, co dokładnie byłby w stanie wysadzić dysponując resztkami tkwiącego w nim potencjału.  Widząc to, zaskoczony kapitan zdążył jedynie zakląć paskudnie i wyciągnąć przed siebie rękę by nieco spowolnić rozbryzgujące się na wszystkie strony drzazgi sprawiając, że pozornie niewielki wypadek nie pociągnął za sobą niemal żadnych większych konsekwencji. Oczywiście, zarówno Narel jak i boguduchawinny Kaspian i tak oberwali, o samym Elionie nawet nie wspominając, jednak żadna z ran nie była jakoś morderczo poważna. Zeskoczywszy z balustrady Yorick wcisnął resztkę słonecznika w kieszeń spodni i podszedł do nieprzytomnego maga, odwracając go na plecy i sprawdzając, gdzie właściwie raniło go to nieszczęsne wiadro.
    - Kurwa, niewiarygodne… -Mruczał pod nosem, opierając dłonie na ciele chłopaka i skupiając się, by wyciągnąć wbite w niego drzazgi. - Szczyt bezczelności... -  Mamrotał dalej, koncentrując się na przyspieszeniu procesu gojenia, jednocześnie zdejmując na chwilę obejmujące jego dłonie bariery i oddając nieprzytomnemu uczniowi cząstkę własnego potencjału.  Czując, jak rozprasza go jęczenie siedzącego tuż obok szantymena mężczyzna westchnął ciężko, odwracając się w jego stronę z pełnym poirytowania spojrzeniem.
    - Przestań jęczeć pieprzony ptasi móżdżku. Było podpuszczać podkurwionego maga? Potrzebne ci to było? Cierp teraz Narel, cierp w ciszy póki nie postanowię się tobą zająć. - Ofuknął go, a powróciwszy spojrzeniem do nieprzytomnego ucznia westchnął ciężko raz jeszcze uznając, że jego stan jest już mniej-więcej akceptowalny. Nie myśląc wiele Yorick wstał i podszedł do siedzącego przy burcie, kompletnie zaszokowanego Kaspiana, którego odłamki trafiły w łydkę i ramię. Klnąc i złorzecząc na czym świat stoi Barnabas opatrzył jego “bojowe” rany, przy okazji dając mu wolne na resztę dnia i dopiero wtedy ruszył w stronę milczącego, wykrzywionego w bólu i niedowierzaniu śpiewaka.  
    Kiedy sytuacja była już opanowana, a Erick podnosił właśnie Eliona by zanieść go z powrotem do jego kajuty, do opartego o grotmaszt Barnabasa podszedł nieśpiesznie Yusuf, uśmiechając się tajemniczo pod nosem. Kapitan skrzyżował ręce na piersi, spoglądając pytająco na przyjaciela, na co ten uśmiechnął się jedynie nieco szerzej i widocznie z siebie zadowolony rzucił: “ Przynajmniej wiemy już, co powoduje wybuch…”, na co blondyn rozpogodził się widocznie, uśmiechając wesoło i  pozwalając, by uderzył w niego komediowy aspekt całej sytuacji.
    - Czyli co, od teraz trzymamy Słowika po drugiej stronie statku? - Upewnił się, na co Yusuf prychnął rozbawiony, zerkając z ukosa na przyglądające mu się blondyna.    
    - Podejrzewam, że Narel przez jakiś czas sam będzie pilnował, by nie wchodzić Elionowi w drogę…- Przyznał, na co Barnabas pokiwał jedynie głową ze zrozumieniem. Panowie stali przez chwilę w ciszy, chłonąc spokój jaki wyjątkowo zapanował na statku. Ich myśli cofnęły się o parę godzin, kiedy to na porannym zebraniu omawiali kwestię wypadków tego typu zastanawiając się, jak możliwie szybko i bez ofiar zapobiec samosądowi na statku. Oczywiście, załoga La Belle składała się z najbardziej oddanych ludzi, jakimi mógłby dysponować jakikolwiek kapitan, jednak nie trudno się było domyślić, co się stanie, kiedy reszta zamieszkującej statek ekipy zorientuje się jak dużym niebezpieczeństwem może okazać się niepanujący nad sobą mag. Jakby na to nie spojrzeć, samego Barnabasa mężczyźni darzyli niemal nabożnym respektem, pomimo trudnej do ukrycia zażyłości i świadomości, że kapitan nie wykorzysta swojego potencjału przeciwko nim. Biorąc pod uwagę, że przy Elionie podobna gwarancja była niemal niemożliwa do zapewnienia, sytuacja mogła nieco wymknąć się spod kontroli. Zwłaszcza, jeśli w przyszłości ucierpi więcej wiader i stojących obok śpiewaków. Zarówno kapitan jak i pierwszy oficer doskonale zdawali sobie z tego sprawę, toteż wystarczyło jedno wymienione między nimi spojrzenie, by mężczyźni uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo, przystając na rozłożony między siebie podział obowiązków. Niedługo potem Yusuf ruszył na poszukiwania Bosmanów, chcąc uprzedzić ich przed potencjalnymi następstwami popołudniowego przedstawienia, natomiast Yorick ruszył w stronę skarbca, by wypłacić Kaspianowi należne mu odszkodowanie.
     Parę godzin później Barnabas spróbował posłać po Eliona, a dostawszy informacje o tym, że chłopak nadal się nie obudził poprosił, by przynajmniej zostawiono młodemu wody na wypadek, gdyby po tym, jak wróci do siebie dopadło go pragnienie. Zajęty własnymi sprawami Yorick nie zauważył kompletnie upływającego nieubłaganie czasu. Gdzieś w okolicy obiadu posłał po ucznia ponownie, jednak i wtedy okazało się, że chłopak jeszcze śpi. Parę godzin później do jego drzwi zapukał Yusuf, który skończywszy wszystkie zaplanowane na dzień obowiązki przyniósł ze sobą swoją plansze do szachów, których rozgrywki Barnabas ani myślał odmówić. Panowie usiedli więc wygodnie, rozkładając grę i już po chwili rozpoczęli twardą, zażartą walkę. Tutaj warto wspomnieć, że rozgrywki  Yoricka i Yusufa różniły się znacząco od zwykłych, ordynarnych partii szachów. Przeważnie, ludzie toczyli je bowiem w nabożnej niemal ciszy, starając się w skupieniu rozważyć wszystkie możliwe do wykorzystania fortele i koncentrując się na ewentualnym bilansie zysków i strat. Tutaj natomiast, mężczyźni toczyli ze sobą pełne pasji rozmowy, otwarcie i na głos rozważając swoje posunięcia i możliwe do poniesienia ofiary, oskarżając się wzajemnie o krętactwo i przebiegłe intrygi, wytykając sobie każde drżenie głosu i niekontrolowane ruchy powiek.
    Cała zabawa nabierała niemal psychologicznego wydźwięku pełnego podszytych przywiązaniem docinków i toczonych dla frajdy kłótni. I właśnie podczas jednej z takich kłótni Elion postanowił wreszcie się pojawić, przerywając przebieg gry swoim pukaniem do drzwi. Krzyki w pomieszczeniu ustały i już sekundę później dało się usłyszeć charakterystyczny dźwięk Yorickowych kroków.
    - Świetlik! -Barnabas otworzył z rozmachem, stając w progu w całej swojej promiennie uśmiechniętej krasie, spoglądając w dół na stojącego przed nim ucznia. Widząc w jakim chłopak jest stanie mężczyzna prychnął ubawiony i oparł ramię o framugę, mierząc ucznia spojrzeniem od stóp do głowy, starając się ignorować fakt, że w tak koszmarnym stanie Elion podoba mu się nawet bardziej, niż w swojej zwyczajowej formie. - No popatrz tylko, drugi dzień na statku i już wyglądasz jak morski zabijaka! -Skwitował niemal z dumą, darując sobie na razie porównanie do wkuwionych bogów wojny, zaraz przenosząc spojrzenie na stojącego za mężczyzną bosmana.
    - Ale poważnie, mogłeś chociaż dać mu się umyć, przecież chłopak wygląda, jakby ktoś go przeżuł - Dodał nieco poważniej, na co łysy zakapior zmroził go spojrzeniem.
    - Powiedziałeś :”Wezwij go jak tylko się obudzi”. - Odpowiedział zdawkowo, na co kapitan uniósł ręce w poddańczym geście, śmiejąc się z niedowierzaniem.
    - Jasne, okej, mój błąd. Ale fakt, powiedziałem.  - Przyznał zwieszając głowę na znak skruchy i uniósłszy ją na powrót, przeniósł wzrok na wciąż stojącego przed nim Eliona.- Trzeci raz cię chyba wzywam, niemal zaczynałem się martwić, że to coś poważnego. -Przyznał tonem szczerego zmartwienia, jednak już po chwili zaśmiał się znów niefrasobliwie, odsuwając się wreszcie z przejścia. - No ale nic to, wchodź, miejmy to już za sobą. - Zaprosił go do środka, jednocześnie kiwając głową na Ericka w niewerbalny sposób dając mu do zrozumienia, że jego zadanie zostało wykonane i może wrócić do swoich spraw. Wchodząc do kajuty po raz drugi i na trzeźwo (no powiedzmy) Elion miał tym razem szansę nieco lepiej przyjrzeć się pomieszczeniu. Po prawej stronie od zamykających się za nim drzwi znajdował się sporych rozmiarów przeszklony regał, niemal w całości zawalony zwojami papieru. Tuż obok niego znajdowała się pięknie rzeźbiona komoda, na której blacie spoczywały szkatułki, świeczniki, dzban i misa do mycia, a także rozsądnych rozmiarów lustro. W głębi pomieszczenia, prostopadle do ściany ustawione było ogromne łóżko z baldachimem, zasłane piękną czerwoną pościelą. Bogato haftowane poduszki walały się po nim w nieładzie, zupełnie jakby pirat dopiero co wygrzebał się ze swojego luksusowego posłania. Po obu stronach łóżka, a także przed nim umiejscowione były wielkie, drewniane skrzynie z metalowymi okuciami. Przed łóżkiem, na miękkim dywanie rozstawione było potężne biurko i stojące przy nim plecami do łóżka krzesło. Całą przeciwległą do drzwi ścianę pomieszczenia zajmowało spektakularne okno z wyjściem na niewielki balkon. Lewą część pomieszczenia zajmował natomiast długi stół, który pierwotnie pełnił zapewne rolę jadalnego, jednak w obecnej chwili prawie całkiem ginął pod stertami pootwieranych książek i zajmujących miejsce między nimi kartek zapisanego, często zabazgranego papieru. Książki znajdowały się też na stojącym pod lewą ścianą pomieszczenia regale, oddzielonym od stołu wielkim, królewskim niemal fotelem i dobranym do niego podnóżkiem.  Drugi, bardzo podobny fotel zajmował róg między ścianą, a oknem i w obecnej chwili służył swym podparciem pochylonemu nad stojącą na niewielkim stoliku planszą szachów Yusufowi. Pierwszy oficer uniósł na chwilę wzrok znad planszy, uśmiechając się w nowy dla Eliona, rozluźniony i pełen ożywienia sposób. Zaraz jednak na jego twarzy zapanowały zwyczajowe dystans i opanowanie, kiedy pierwszy oficer wstał ze swojego miejsca i ruszył w stronę wyjścia na chwile przystając przy obu magach.
    - Nawet jej nie rusz! - Powiedział, grożąc Barnabasowi palcem.
    - Ależ gdzież bym śmiał! - Kapitan zaśmiał się ochryple, a widząc sceptyczne spojrzenie przyjaciela uniósł rękę jak do przysięgi, druga kładąc sobie na piersi. - Ja, Barnabas Yorick Deacon Kayden Fairbairn Archer zobowiązuje się nie dotykać planszy do czasu powrotu mojego drogiego pierwszego oficera, nawet jeśli jego kompletny brak zaufania rani mnie do żywego i żłobi przeciągłą bruzdą po delikatnej tkance mojej duszy- Zaprzysiągł, zaraz posyłając Elionowi spojrzenie w stylu “widzisz, z czym ja muszę sobie radzić?”.   - Zadowolony? - Zapytał, ponownie kierując jasne oczy w stronę obserwującego go uważnie pirata. Yusuf wydał się usatysfakcjonowany i po krótkim przesunięciu swoim stalowym spojrzeniem po obu magach westchnął delikatnie, skinął potwierdzająco głową i wyszedł bez słowa, zamykając za sobą drzwi.
    Kapitan patrzył za nim przez parę sekund, a powróciwszy spojrzeniem do Eliona uśmiechnął się zadziornie, zacierając ręce. Coś w otaczającej go energii zmieniło się zauważalnie, wyostrzając się i twardniejąc zupełnie, jakby sama obecność pierwszego oficera temperowała nieco ekscentryczne usposobienie blondyna.
    - No dobrze, to teraz sobie porozmawiamy. - Oznajmił z entuzjazmem, wyciągając rękę i obejmując nią ramiona Eliona, przysuwając go do siebie w przyjacielskim, jednak niemożliwym do wywinięcia się bez szarpaniny geście.
    - Widzisz, moja ty świecąca rybko osobiście nic do ciebie nie mam, a nawet uważam, że jesteś poniekąd uroczy z tym swoim młodzieńczym mętlikiem w głowie i dylematami co też począć ze swoim długim, magicznym życiem,  jednak nie mogę pozbyć się dziwnego wrażenia, że między nami doszło wczoraj do pewnego rodzaju nieporozumienia. - Rozpoczął spokojnie, prowadząc chłopaka w stronę znajdującego się przed nimi okna. - Takie rzeczy się oczywiście zdarzają, jednak zważywszy na moją profesję i nieco zamknięty charakter placówki, bardzo zależy mi na szybkim zamknięciu tematu. Zwłaszcza, że jestem niemal święcie przekonany, że uda nam się jakoś wszystko wyjaśnić. - Zapwnił z pewnym siebie uśmiechem, spoglądając na Eliona z góry. - Zacznijmy więc od tego, że coś ci wytłumaczę.  Wiem, że to co powiem może wydać ci się szokujące, ale w rzeczywistości nie różnię się wiele od ludzi, których do tej pory znałeś.  - Powiedział, robiąc niewielką pauzę zupełnie, jakby pozwalał ciemnowłosemu oswoić się z tą myślą. - Znaczy jasne, cała ta magia i piractwo nieco wyłamują się z kanonu,  ale pod tym wszystkim jestem jak każdy inny facet. - Zapewnił z przekonaniem, kiwając głową jakby na potwierdzenie własnych słów -  Mam swoje plany i swoje marzenia, hobby, które uskuteczniam i miejsce, które bez problemu mogę nazwać domem. Mam pod sobą wspaniałych, niezastąpionych w swoim fachu ludzi, lojalnych i dzielnych, gotowych skoczyć za mną w morską otchłań. Mam rodzinę. - Zaznaczył, kładąc nacisk na ostatnie słowo i jednocześnie obserwując wyraz twarzy swojego ucznia w odbijającej ich sylwetki szybie odgradzającej rozświetloną ogniem świec kajutę od ciemności pochłoniętego nocą morza. - Rodzinę, dla której zupełnie jak każdy inny facet na kontynencie gotów jestem  bez wahania nadwyrężyć własne życie i zdrowie jeśli tylko zajdzie potrzeba. Przyznał, poważniejac na ułamek sekundy, w którym jego spojrzenie rozbłysnęło niepokojącym blaskiem kogoś, kto doskonale wie, o czym mówi. Była to jednak tylko krótka chwila, która minąwszy, ponownie odsłoniła beztroski wyraz Yorickowej twarzy. - I teraz nie zrozum mnie źle. Absolutnie nie zamierzam przechodzić z tobą całej tej rozmowy pt :“ Jestem wielkim złym piratem, oto rzeczy, które ci zrobię, jeśli nadepniesz mi na odcisk”. Raz, że dawno tego nie robiłem, bo jak słusznie zauważyłeś wczoraj - bardowie i nieliczni ocalali dbają by moja reputacja kwitła sprawiając,  że rozmowy tego typu są kompletnie niepotrzebne, dwa, że trochę za bardzo przypomina mi to robotę, a przecież nie jesteś kapitanem innego statku, ani marynarzem naiwnie myślącym, że ukrywanie przede mną złota jest dobrym pomysłem, a jedynie moim nieco zagubionym w nowej sytuacji uczniem i trzy, że biorąc pod uwagę jakim brakiem wyobraźni się wczoraj popisałeś mam wątpliwości, czy jakikolwiek opis - nawet wypowiedziany przez takiego krasomówcę jak ja - przebiłby się przez twoją twardą czachę i utkwił w niej tak, jak chciałbym, żeby utkwił. Przyznał i dalej trzymając Eliona w żelaznym, pozornie przyjaznym uścisku przesunął dłonią wolnej ręki przed oddzielającą ich od morza szybą, tworząc na niej rozległą, nieprzezroczystą iluzję. - Dlatego, zamiast zanudzać cię opisami tego co, gdzie i jak zamierzam ci zrobić, zwyczajnie ci to pokażę. - Oznajmił beznamiętnie i skupiwszy się nieco przelał na opartą o szyby iluzję każde dostępne w swojej głowie wspomnienie z egzekucji, tortur i błagań o litość, jakie przewinęły się przed jego oczami przez ostatnie pięćdziesiąt lat pływania po morzach i oceanach. Jednocześnie, Barnabas skupił się na swoich własnych blokadach, by w momencie, w którym Elion postanowi wyrzucić z siebie za dużo mocy przechwycić ją i wchłonąć.
    Widniejące za oknem morze zniknęło kompletnie przysłonięte tysiącami małych, kwadratowych obrazów okaleczanych, bitych, podpalanych, podtapianych i ćwiartowanych ludzi. Widać było wśród nich nieszcześników, którym Barnabas zamienił miejscami uszy z oczami, czy kości z innymi kośćmi,  ludzi płynących ku tafli wody tylko po to, by zaraz zostać cofniętymi głębiej w zimną nicość, mężczyzn zwisających między masztami w całości lub już tylko w połowie, dziobanych przez sadowiące się na zwłokach ptactwo, ciała rozrywane kulami i faszerowane prochem wysadzającym je od środka.  Gdzieniegdzie przewijały się obrazy ludzi walczących ze sobą w zaciętej walce pomimo, że ich twarze nie wyrażały niczego więcej poza śmiertelnym przerażeniem i szokiem. Byli wśród nich ludzie z połamanymi kośćmi, unoszeni niczym marionetki i wyjący w niesłyszalnym z zewnątrz wspomnienia bólu, byli nieszczęśnicy wiszący bezwładnie niczym najeżone igłami piniaty, ludzie z niedoboem kończyn lub tylko ich cześci, byli i tacy zwyczajnie przeciagani pod kilem (jeszcze za czasów, w których Yorick udawał, że jest zwykłym piratem). Słowem, wśród wspomnień mężczyzny nie brakowało niczego, czego dysponujący magią i odpowiednią dozą kreatywności człowiek nie był w stanie wymyślić. Wspomnienia przewijały się i znikały, zastępowane kolejnymi, łącząc w sobie zawsze nie tyle krew czy ból, co trudne do przeoczenia, paraliżujące niemal przerażenie odmalowane w oczach katowanych przez pirata ofiar. Cały ten makabryczny pokaz zajął może z minutę, może dwie i zniknął z taką samą łatwością, z jaką się rozpoczął, niespodziewanie  ukazując odbijajace się na tle ciemnej wody sylwetki stojących przy oknie mężczyzn. Barnabas odetchnął lekko i zdjąwszy rękę z Eliona odsunął się od ucznia by dać mu trochę przestrzeni. Stałym zwyczajem kapitan przeszedł do biurka i przysiadłwysz na jego blacie skrzyżował ręce na piersi, spoglądając na ciemnowłosego mężczyznę z niezmiennym, promiennym uśmiechem.
    - No, mam nadzieję, że tym razem się zrozumieliśmy. Tak jak mówiłem na początku, osobiście nic do ciebie nie mam. Ba! Byłoby mi bardzo niezręcznie poświęcić resztę swojego długiego życia na robienie ci tych wszystkich paskudnych rzeczy, zwłaszcza, że moje stosunki z twoją mistrzynią znacząco by się przez to pogorszyły. Dlatego też moja ty spadająca gwiazdko, mój ty księżycowy promyczku, moja ty świecąca w ciemności rybko prosze cię z najgłębszej głębi swojego czarnego serca: Następnym razem, zanim postanowisz zrobić coś skrajnie głupiego i potencjalnie krzywdzącego dla mnie i załogi, jak na przykład zalanie pały do stopnia, którym Twoja magia rozleje się po całym moim pieprzonym statku, wyświadcz nam obu przysługę i podejdź do burty, popatrz w niebo, przypomnij sobie tę rozmowę i  dla własnego kurwa dobra, wyskocz do wody, zanim wpadniesz mi w ręce. - Zakończył uśmiechając się pięknie i niemal przyjacielsko.

    Sponsored content

    For glory, power and gold! Empty Re: For glory, power and gold!

    Pisanie by Sponsored content

      Similar topics

      -

      Obecny czas to Pon 29 Kwi 2024, 14:48