by Raven Pon 01 Kwi 2019, 20:43
- W porządku. - Powiedział krótko V.
Żeby nie zastanawiać się za wiele, skręcił w pierwszy lepszy korytarz, uciekając i od Dantego, i poczucia winy.
Cokolwiek się między nimi nie działo, nie było w żadnym stopniu normalne.
Korytarz okazał się zdradliwy. Po wyeliminowaniu kilku pomniejszych demonów, wyminięciu pułapek i pokonaniu pancernych drzwi V stanął na podejrzanie wyglądającym panelu i runął w dół, przez ukrytą zapadnię. Gdyby nie Gryf, upadek mógłby okazać się tragiczny, ale dzięki niemu wylądował zgrabnie na ziemi, znowu w podziemiach budowli.
Dopiero wtedy zobaczył Dantego, który szedł już w kierunku nowej części lochów.
V dogonił go i zrównał się z nim krokiem.
Znów nie patrzyli sobie w oczy.
Wejście, przez które przed chwilą przeszli, zamknęło się nagle stalowymi kratami opadającymi od góry. Stali w długim korytarzu, mając po bokach cele ze skazańcami, a na samym końcu znajdowało się wyjście do góry, rozdzielone na parę różnych od siebie drzwi.
A przed drzwiami stało biurko, przy którym siedział smukły, długowłosy mężczyzna, czytając w najlepsze ziemską gazetę. Był zjawiskowej urody. Niemożliwej do osiągnięcia wśród śmiertelnych.
- Ooo, znowu goście? - demon podniósł spojrzenie na Dantego i V? - Kogo zaanonsować? Interesanci czy trupy? Znaczy, eee... khe. - odkaszlnął w zaciśniętą pięść – Interes na lewo, pojedynek na prawo. Krótka piłka. Mam nadzieję, że tym razem wy z tej lewej, straszny pierdzielnik trzeba sprzątać po walkach ze Spardą.
Obcy rzucił im szeroki uśmiech, po czym sięgnął po stojący na biurku kielich i pociągnął zdrowego łyka, a i Dante, i V poczuli zapach krwi. Kiedy nie dostał odpowiedzi, widząc konsternację na ich twarzach, uniósł lekko brew.
- No co jest. Ty, młody – rzucił do V – powiedz temu swojemu żywicielowi, żeby się decydował. Co się tak dziwicie, inkuba żeście nie widzieli? - parsknął demon, odstawiając kielich na bok.
- Co? On wcale nie jest moim... - mag już chciał go wyśmiać, ale zaraz zamilkł, popatrzył na Dantego.
W zasadzie, z tej perspektywy, to Dante był jego żywicielem. Czym w takim razie był V?
- Dobrze myślę, że nie ma opcji, żebyś nikogo nie anonsował? - zapytał w końcu mag, chwytając mocniej laskę.
Inkub podrapał się po karku. Westchnął.
- To wy chcieliście wejść do Spardy niezauważenie, huh? Ach, ci nowi! Niestety, obawiam się, że... - inkub sięgnął do góry, do podejrzanie wyglądającej linki, której koniec niknął w bardzo dziwnych i zpewnością magicznych dzwonach – Że nie mogę na to pozwolić. Ta czarna maź zrobiłaby mi wodę z mózgu, to nie jest fajne, możecie mi wierzyć.
Zanim jednak inkub zdołał zrobić choć ruch, Cień wpadł na niego z impetem, wywalając i jego, i biurko. Sięgnął gardła, chcąc zacisnąć szczęki.
- Dobra, dobra, nic nie powiem! - inkub krzyknął szybko, unosząc ręcę w geście poddania – Nie chcę ginąć. Proszę. Nic nikomu nie powiem, obiecuję! Robota tutaj nie jest tego warta. A w ogóle to... - zerknął na panterę – Eee. Bardzo fajny kotek. Nie widziałem takiego od kilku tysięcy lat. - złapał spojrzenie Cienia. - Dobra kicia. Tylko błagam, nie zjadaj mnie, okej?
Czas działał na jego korzyść. Choć inkub zdawał się całkiem bezbronny, czarna pantera nie zacisnęła szczęk. Kiedy na nią patrzył, zęby czarnego demona poluzowały się trochę, a potem zupełnie go puściły, gdy Cień przygniatał go łapą, zdezorientowany nieco, o co właściwie chodziło.
- Dooobry kotek. Bardzo ładnie. - inkub kontynuował urok, który najwyraźniej działał tak samo, niezależnie od rasy, na jaką go rzucał – A teraz ze mnie zejdziesz.
V schylił się do ucha Dantego.
- Kazałem go zabić. - szepnął do brata, obserwując jak Cień siada w końcu przed inkubem, niezdolny do żadnego działania.
Inkub przerzucił gęste, kręcone włosy na lewe ramię i poprawił pedantycznie przylegającą koszulę.
Uniósł spojrzenie na Dantego.
- Do rzeczy. Dogadajmy się. Kim jesteś?