Wygra ten, którego karmisz...

    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Nie 10 Lut 2019, 18:51

    Zwątpienie prawdopodobnie dość mocno odznaczało się na twarzy najemnika, bo za cholerę nie mógł pojąć, jaki to niesamowicie ważny sekret skrywa chłopak. Chodziło o śmierć jego pana, czy jeszcze coś innego? I kogo miałby pytać? Dlaczego?
    Sprawy nie polepszyło także niefortunne pytanie Theo o ojca mężczyzny. Rhys od razu zdał sobie sprawę, że zareagował za ostro i speszył teraz chłopaka, który pewnie ma go za przewrażliwionego gbura. Był czasami chamskim gburem, ale to tylko dlatego, że w wielu kwestiach taka postawa niezwykle pomagała w życiu. Ale nie teraz.
    Rhysand milczał dłuższą chwilę, gdy chłopak jednak powiedział coś więcej o swoim życiu, raczej szczęśliwym, niż tragicznym. Pokiwał głową, bo czasami było tak, że im bardziej ganiono dzieciaka, tym bardziej było się dumnym. Zresztą... był na służbie rycerskiej, więc chyba rodzina musiała być dumna. Jednak tego nie powiedział na głos, bo pytanie Theo go rozbroiło.
    Ja? Spójrz na mnie. — Zaśmiał się, trochę gorzko. — Raczej nie nadaję się na ojca, chyba że to ciebie miałbym przygarnąć. Skoro i tak się tobą opiekuję. — Jasne. Opiekuje to za dużo powiedziane.
    Tym razem parsknął weselej, bo wizja posiadania takiego odchowanego dzieciaka nagle wydała mu się niezwykle śmieszna i absurdalna.

    Rhysand nie pytał o zamożność rodziny z nieprawych pobudek, po prostu był ciekaw... czy się nie martwią o swoja latorośl.
    Wiem, że nie masz i wcale nie o to mi chodziło, Theo. Słuchaj mnie, kurwa. — Westchnął ale nie powstrzymał się od wywrócenia oczami. Czasami wkurzało go, że ludzie zawsze sądzili, że za każdy drobiazg będzie oczekiwał zapłaty! A to przecież nie tak... Jak każdy inny momentami też szukał drugiego człowieka, by zwyczajnie spędzić z nim czas. I nie zawsze musiało się w tym kryć drugie albo i trzecie dno!
    Po prostu się zastanawiam... Bogaci zawsze chuchają i dmuchają na swoje pociechy. Nawet nie wiesz ile razy ktoś mnie wynajmował, żebym znalazł ich zagubionego syna, albo co gorszę córkę. — Chciał dodać coś jeszcze i być może wyjaśnić, że ma gdzieś jego pieniądze i po prostu mogli by zabawić się na mieście, jak dorośli tym razem. I może jednak odwiódłby Theo od Zakonu albo chociaż zyskał trochę więcej jego sympatii i miałby człowieka wewnątrz...
    Ale chyba jego żarty jak i to całe nieudolne zagadywanie nie przyniosło takiego efektu jaki miało. No tak, najemnik rzadko z kimś rozmawiał dłużej niż kilkanaście minut i jak widać musiał coś chlapnąć.

    Theo zaskoczył go. Podniósł się tak nagle i zamierzał ewidentnie stąd iść.
    Przecież mówiłem, że ci pomogę! Hej. O co ci chodzi... — Tym razem to Rhysand miał nietęgi wyraz twarzy. Obraził go? Przecież tylko się z nim droczył. Trafił w jakiś czuły punkt swoimi żartami, stąd ten rumieniec? Czy może chodziło o coś jeszcze innego, ale tego Rhys mógł tylko się domyślać i fantazjować. 
    Choć nie miał w tej chwili na to czasu, bo chłopak już wychodził, a on z głupią miną dalej siedział na poduszkach.
    Kurwa mać. Z tymi dzieciarami dzisiaj, zero szacunku! — Burknął sam do siebie i zamierzał wbić temu chłopaczysku, że nie powinien o wszystko tak się obrażać i wychodzić bez słowa. Przecież nawet nie skończyli rozmowy!
    Mężczyzna też zaraz się zebrał z siedzenia, chciał jeszcze dogonić młodego nim ten zniknie. Ubrał płaszcz i zabrał swoje tobołki - bo w przeciwieństwie do Theo zazwyczaj broń nosił ze sobą. Wiadomo, nie cały arsenał ale jednak.

    Zszedł na dół, tak jak tutaj weszli i nie kłopotał się nawet z szukaniem "Cherubinka", jedynie rozglądał się w którą stronę mógł pójść Theo. Całe szczęście błoto i deszcz tworzyło świetną podstawę do znalezienia zagubionej osoby i Rhys po najświeższych śladach poszedł w uliczkę.
    Jakiś szósty zmysł podpowiedział mu, że coś jest nie tak - choć pewnie to był to czyjś głos. Nie pasował to takich uliczek i w chwili, gdy wychylił się zza rogu miał już cały obraz sytuacji. Theo stał w towarzystwie trzech, mało przyjaznych ludzi. Nie, żeby to jakoś specjalnie powinno obchodzić Rhysa, prawie młodego nie znał... Ale miał z nim jeszcze do pogadania, poza tym zwidział sobie w nim swojego "rekruta".
    Kusze...czemu to zawsze muszą być kusze... — Wymruczał do siebie, bo chyba miał bardzo złe wspomnienia z takimi urządzeniami i strasznie ich nie lubił.
    Rhys poprawił broń, tak by nie było jej widać i naciągnął mocniej czapkę. Pociągnął nosem i wyszedł zza rogu... chwiejnym krokiem. W swoim płaszczu i lekko zgarbiony wyglądał jak typowy przedstawiciel porannego kaca.
    Ooo.. dziem dorrby.. panom. Panowie poratują... gorzałeczką? — Nie wybijając się z roli podszedł na tyle blisko, że Theo już mógł domyślić się, że to on. Byle smarkacz się nie zdradził. 
    Gorzałeczka, gorzałeczka... — Zanucił bez sensu, co może wywołało by na czyjejś twarzy głupawy uśmiech, ale ci tutaj chyba byli profesjonalistami. Nie dobrze, bo to znaczyło, że musiał sie sprężać. 
    Obrócił się zwinnie i celnie wbił ostrze sztyletu w dłoń, przebijając ją na wylot. Wyszarpnął ostrze razem z mięsem, w asyście paskudnego syku przeciwnika i obrócił się ku drugiemu, tym razem z sztyletem i krótkim mieczem w drugiej dłoni. Jakoś, sam nie wiedział jak udało mu się odbić bełt, czym chyba zaskoczył przeciwnika, ale nie na tyle by móc rozpłatać mu gardło. Kusza poszła w odstawkę, na rzecz białej broni.
    To nie była uczciwa walka, zresztą nigdy nie jest i do tego Rhys był przyzwyczajony. Kolejny obrót, blok, cięcie i krew z tętnicy szyjnej obryzgała mu oko na chwilę przesłaniając pole widzenia. Psiakrew! 
    Rhys ciągle gdzieś pamiętał o tej zasranej kuszy... Ale bełt był szybszy. Jednak w ferworze walki Rhys jeszcze nie wiedział, czy go trafiło, gdzie go trafiło i na razie tylko myślał o tym, że musi uporać  się z tymi dwoma. A może tylko jednym? Czy elegancik uciekł? Wiedział też, że Theo był w tym momencie bezbronny, bez miecza dlatego cofnął się ku niemu i podrzucił mu swój sztylet.
     — Masz! —  Krzyknął do Theo, by ten nie tracił zimnej krwi i się mógł bronić. Bo szczerze... nie liczył na pomoc, sam nie wiedział dlaczego. 
    Miał nadzieję, że chłopak potrafi tego używać. Nie było czasu na rozmowy, bo przecież walka jeszcze się nie skończyła. I lepiej by skończyli to szybko, nim ktoś się zainteresuje tym co się działo w tej uliczce i zadyndają na szubienicy... No, o ile wcześniej ktoś nie rozpłata im brzucha.
    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Nie 10 Lut 2019, 20:12

    Przełknął ślinę zastanawiając się, co to za jedni? I skąd go znają? Jakieś niejasne przeczucie kotłowało się gdzieś z tyłu głowy. Mimo wysiłków nie zdołał po nie sięgnąć. Ale skoro tam było, to znaczy, że musiał mieć już okazję ich spotkać. A skoro tak...
    – Myślę, że to nie mnie szukacie – powiedział siląc się na spokój, chociaż serce miał już w gardle. Oczami wyobraźni, gołymi rękami dusił już winowajcę całego zajścia. Jedynie to mu pozostało na tę chwilę. Zacisnął powieki czując, że lada moment elegancki brodacz będzie mógł się spotkać z tym, kogo szukał. Z jednej strony Theo cieszył się, że go przy tym nie będzie, z drugiej... nie chciał się znów ocknąć w otoczeniu trupów.
    Zanim jego napastnicy zdołali cokolwiek odpowiedzieć, cały dramatyzm sytuacji chuj strzelił, bo o to pojawił się bohaterski Rhysand, spieszący na ratunek chłopakowi. Cała uwaga skupiła się teraz na jegomościu poszukującym gorzałeczki. Nikt się nie zaśmiał, ale za to każdy popadł w konsternację. Widać najemnik element zaskoczenia miał opanowany do perfekcji. Głupia mina brodacza była ostatnim, co Theo zdołał dostrzec, zanim jego świadomość zatopiła się w mroku.
    – Spieprzaj cieciu! – jeden z kuszników próbował przegonić upierdliwego natręta, żeby nie musieć za chwilę wrzucać jego trupa do rynsztoka. W odpowiedzi ostrze przebiło jego dłoń. Nie trzeba było długo czekać, żeby wyszła z tego krwawa jatka.

    Chłopak wyglądał przez moment na zamroczonego, jakby dopiero ocknął się po długim śnie. Nie miał jednak czasu na zastanawianie się. Musiał działać już. Bystre oczy szybko oceniły sytuację, ciało zareagowało wyuczonymi odruchami, zanim do umysłu dotarło, że jest gorzej niż źle. W dodatku nie miał broni. Jednak sekundę później w jego dłoni, jak na zawołanie pojawił się sztylet. Chłopak zacisnął pewnie palce na rękojeści i wiedział, że przynajmniej jeden z mężczyzn jest po jego stronie. Sytuacja jednak szybko mogła ulec zmianie, bo brodacz wycelował właśnie kuszę w stronę Rhysanda.
    Tym razem przeciwstawne odruchy przeszyły umysł chłopaka.
    Nie zdąży do niego dopaść.
    Nie będzie lepszej okazji do rzutu.
    Jeśli go ugodzi, to może powstrzyma go od strzału.
    Jeśli typ nosił kolczugę, to na nic się nie zda.
    Pozbawi się jedynej broni.
    Musiał coś zrobić.
    Jego rozważania trwały jedno uderzenie serca, przy kolejnym cisnął sztyletem. Mocno. Do celu było kilka kroków. Ostrze weszło w ciało tuż koło mostka brodacza, nie napotykając żadnej poważniejszej przeszkody. Widać, nie spodziewali się kłopotów. Trafiony niezdarnie sięgnął do klatki piersiowej, ale zaraz potem zwalił się na błotniste klepisko. Wcześniej zdążył wypuścić bełt z kuszy, który świsnął tuż obok chłopaka. Mniej szczęścia miał Rhysand, którego grot ugodził między żebra.
    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Nie 10 Lut 2019, 21:41

    Ale cieć nie chciał spieprzać, chciał pomóc chłopakowi, bo widać ten miał poważne kłopoty. Nie wiedział, że kłopoty nie tylko z obcymi ale i chyba samym sobą...
     Jednak co by nie było powodem wmieszania się Rhysa w krwawą jatkę,  i jakby sobie sam tego nie tłumaczył to trudno nie zauważyć, że w jakimś stopniu awantury mu się podobały. Może to ten błysk w oku, może coś innego.
    Nie miał czasu zwracać zbytniej uwagi na Theo, jedynie liczył, ze chłopak sam się mu nie podłoży i poradzi sobie z obrona samego siebie... On musiał się zająć jeszcze jednym facetem, który dalej stał i wydawało się, że też bardzo pragnie kogoś pociąć. Jedynie kątem oka dojrzał jak Theo niezwykle celnie trafia w elegancika, a bełt kuszy trafia jego. Jednak tego jeszcze nie zarejestrował, na razie tańczył z przeciwnikiem.
    Jego ruchy były płynne i szybkie. Przydupas pana elegancika chyba nie spodziewał się, że napotkają na taką formę kłopotów. 
    W końcu i on padł koło nóg Rhysa, a ten wytarł swój miecz o jego ubranie i spojrzał jeszcze na trupa pierwszego przeciwnika, czy aby na pewno nie trzeba go dobijać. Nie trzeba było.
    Theo? — Obrócił się do chłopaka, zdając sobie sprawę, że ten faktycznie rzucił do celu i to niezwykle precyzyjnie. — Chyba... cię nie doceniłem, potrafisz walczyć.
    Uśmiechnął się lekko, wycierając twarz z krwi i próbował schować miecz, ale coś było nie tak. Ciężko mu się było przekręcić na jedną stronę, coś go blokowało. Do tego jego płaszcz miał dziurę i kamizelka była upaprana w krwi... 
    Przeklęte kusze... — Sapnął cicho, dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jest to poważne. — Theo. Musimy stąd się wynosić.. Nie mogą nas znaleźć. Pomóż mi. — Wyciągnął rękę do chłopaka, krzywiąc się przy tym. Prawdopodobnie powinien bardziej, biorąc pod uwagę stan w jakim się znalazł, więc dlaczego nie krzyczał z bólu? Może i był najemnikiem, nawykłym do tego, ale jednak tylko człowiekiem.
    Drżąca ręka Rhysanda oparła się na ramieniu Theo, po czym najemnik zażądał powrotu do burdelu z którego wcześniej chłopak uciekł. Miał nadzieję, że Theo da radę go dam dotaszczyć, bo on sam zaczynał mieć mroczki przed oczami...
    W burdelu ponownie otworzył im blondyn, ale tym razem nie sam, bo za jego plecami stał mężczyzna z z czerwoną przepaską na oku i tylko zacmokał z dezaprobatą na ten widok. Tak jakby był przyzwyczajony do takich rzeczy... szczególnie w wykonaniu Rhysanda, co oczywiście po chwili dobitnie oznajmił.
    Rhys, Rhys... w coś ty się znowu wpakował. — Pomógł Theo odebrać Rhysa, po czym jakoś udało im się go położyć na materacu. Typ w przepasce już wysłał chłopaka po jakieś przybory, żeby móc uratować najemnika przed kompletnym wykrwawieniem i niechybnym zgonem.
    Nawet nie pytam w co się wpakowaliście... jesteś jego przyjacielem? Świetnie, przyda mu się ktoś, najlepiej z głową na karku. Przeklęty sukinsynu, nie zdychaj mi tu. — Warczał na najemnika, próbując zdjąć z niego choć część ubrań by móc obejrzeć ranę.
    Nie, nie uważaj... uważaj na naszyjnik.— Mamrotał Rhys, widocznie nie był już do końca świadomy co się z nim działo. Złapał się za pierś, ignorując wystający z boku kawałek drewna z bełtu. Jakby go w ogóle nie czuł. Chyba próbował wyszukać spod kamizelki swój medalion.
     — Dzięki... znów się przydałeś. — Po czym stracił przytomność. Widać rana była poważniejsza niż mogło się wydawać.
    Cóż... teraz był zdany na łaskę lub niełaskę osób które z nim zostały. I oby medyk przybył szybko.

    Mężczyzna odzyskał przytomność dopiero wieczorem. Próbował się obrócić, ale wyszło mu to na tyle kiepsko i zdaje się boleśnie, że jęknął żałośnie. Tak, nawet w jego zamotanym i mało przytomnym umyśle zabrzmiało to bardzo żałośnie.
    Mruknął coś pod nosem, niewyraźnie. I zaczął obmacywać zabandażowany grubo bok.  A potem zaraz, czy aby medalion jest na swoim miejscu. Chyba miał lekką lukę w pamięci. Wiedział, że szedł tu z Theo, a raczej był wleczony bo miał mało sił, potem... widział jeszcze jakieś twarze i wnosząc po tym, że jednak oddycha - to były to przyjazne twarze.
    Mogę... wody? Piwa? Ych...— Syknął cicho, zaczynając dopiero teraz się rozglądać po pokoju w którym się znalazł. Nie wiedział, czy ktoś go słyszy...
    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Nie 10 Lut 2019, 22:43

    Bełt dosięgnął celu, ale człowiek nie padł. To z kolei wprawiło w lekką konsternację chłopaka, ale nie było dużo czasu na dumanie nad tym faktem. Podszedł szybko do brodatego truchła i wyciągnął z jego piersi sztylet, na wszelki wypadek, gdyby miał się jeszcze przydać. Rozejrzał się czujnie, ale nie dostrzegł więcej ewentualnych przeciwników, którzy mogli czaić się w ukryciu.
    Usłyszał słowa pochwały, ale sprawiał wrażenie, jakby go to nie obeszło. Beznamiętnie popatrzył jeszcze raz na Rhysanda, a później na jego ranę. Kiedy został poproszony o pomoc, nie odpowiedział nic i dopiero po kilku sekundach zwłoki ruszył się z miejsca, służąc rannemu najemnikowi za oparcie. Nie odezwał się także po drodze do burdelu, do którego mężczyzna chciał wrócić. Na miejscu dostosował się do sytuacji i nie pytał o nic. Skoro brali go za przyjaciela rannego mężczyzny, to tylko skinął twierdząco głową i pomógł, jeśli tego od niego oczekiwano.
    Czujnie wszystko obserwował i wychwytywał wszystkie słowa. Szczególnie to bredzenie o naszyjniku go zaciekawiło. Pomagając przy opatrywaniu ran nie omieszkał dokładniej przyjrzeć się kawałkowi wspomnianej biżuterii, ale nie gapił się zbyt natarczywie.
    Pomógł się zająć rannym, aż do przyjazdu medyka, który zabandażował rany. Więcej zrobić nie mógł, więc polecił modlić się za mężczyznę. Sprawiał wrażenie kogoś, kto woli zajmować się kurwami z kiłą jak zazwyczaj, niż prawdziwymi ranami.

    Rhysand był nieprzytomny, więc chłopak, chcąc czy nie, był zdany sam na siebie w ewentualnej rozmowie z jego innymi przyjaciółmi. Jeśli go o coś pytano, to powiedział tylko tyle, że nie znał tych ludzi i że to sprawy Rhysa. Takie imię przynajmniej wychwycił wcześniej. Szybko przypomniał sobie imię zapisane w dzienniku. Rhysand. A to już podpowiedziało wiele. Niestety nigdzie nie widział dziennika.

    Później zdeklarował się, że będzie czuwał przy rannym. Kiedy zostali sami, przyjrzał mu się uważniej, tak samo jak naszyjnikowi. Po chwili namysłu ostrożnie ściągnął go z szyi najemnika i z zainteresowaniem obejrzał w świetle dnia stając przy oknie. Uśmiechnął się przewrotnie do swoich myśli i zawiesił medalion na własnej szyi, chowając go pod tuniką i pod koszulą.

    Wieczorem mężczyzna się ocknął. Dość szybko, jak na kogoś, kto został tak poważnie raniony. Nie była to jednak zasługa ani medyka, ani medalionu, którego oczywiście nie odnalazł na swojej piersi. Chłopak obserwował go z drugiego kąta pokoju. Panował tu półmrok, a jedynym źródłem światła był ogień w kominku i ogarek świecy. Za oknem szalała śnieżyca, co czyniło ten pokój naprawdę przytulnym, nawet pomimo wesołych głosów dochodzących zza ściany, jakie zazwyczaj słyszy się w burdelu.
    – Alkohol rozrzedza krew, co w twoim przypadku nie jest wskazane – odpowiedział mu po chwili spokojny, znajomy głos, ale jednak brzmiący zupełnie obco. Chłopak podniósł się z fotela i podszedł do małego stolika przy łóżku, na którym leżał najemnik. Chwycił za dzbanek i napełnił kubek wodą. Podał go mężczyźnie. – Jak się czujesz? – zapytał dość rzeczowo stojąc nad łóżkiem i takiej samej odpowiedzi oczekiwał.
    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Nie 10 Lut 2019, 23:29

    Medalion był całkiem ciekawy.  Łańcuszek wykonany z dobrego i ciężkiego metalu, lub innego stopu... tak samo jak zawieszka. Okrągła, dość gruba końcówka z wyrytymi na obu stronach krążka runami i znakami, które mogły być ozdobą, ale mogły także coś znaczyć. O ile człowiek się na tym znał... Skąd byle jaki najemnik mógł mieć coś takiego?
    I dlaczego było to dla niego aż tak ważne, że zaraz po przebudzeniu szukał go na swojej szyi.
    Nie znalazł jednak kojącego ciężaru i z chwili na chwilę narastała w nim panika i nagle wszystko zaczynało go boleć bardziej. Stęknął ponownie z bólu i złapał się za bok. Musiało być poważnie...  Ledwo się ruszał.
    Jednak próbował racjonalnie podejść do sprawy. Na pewno musi być gdzieś obok. Rubin dobrze wiedział, że Rhys był przeczulony na tym punkcie, nie pozwoliłby, żeby zniknął, a podczas walki na pewno miał go gdzieś schowany.
    W końcu jego wołanie o picie nie przeszło bez echa i odpowiedział mu znajomy głos, choć coś było z nim inaczej. Nie wiedział co, nie obchodziło go to w tej chwili. 
    Nie pieprz mi tu o przypadkach... — Mruknął boleśnie i próbował się choć trochę unieść na łóżku, by w tym mroku dojrzeć Theo. Jakże nie lubił czuć się tak jak teraz i wyglądać tak marnie. No więc nim zajął pozycję bardziej godną, zajęło to trochę czasu i kosztowało Rhysa kilka wykrzywionych wyrazów twarzy.
    Co tu tak ciemno, robisz.. nastrój? — Spytał w końcu i uśmiechnął się krzywo, nawiązując do ich poprzedniej nasiadówki w burdelu. Ta, pewnie powinien jakoś bardziej docenić pomoc, czy cokolwiek ale w tej chwili chciał by ból zniknął. 
    Medalion... Bez niego czuł jakby ciało paliło go dziesięć razy mocniej i nie wiedział, czy to tak właśnie powinno wyglądać. Szczerze nie pogardziłby gorzałką na uśmierzenie bólu, ale na razie chyba mógł dostać tylko wodę. Cóż. Dobre i to, więc wypił do dna. 
    Znów dostał małego ataku paniki, że medalion jakimś trafem przepadł... Nie. Musiał się uspokoić, wszystko się wyjaśni.
    Spoglądał więc ze swojego miejsca na Theo z lekkim zastanowieniem. Miał wiele pytań... 
    Nie umieram, jeśli o to chodzi. — Łypnął spod byka na Theo, coś było z tym chłopakiem nie tak. Dalej był zły?
    Kim byli ci ludzie w uliczce, tylko mi nie ględź, że to znów jakaś tajemnica... I długo tu leżę? I gdzie do chujapana jest mój medalion? Theo. Potrzebuję go... — Przy ostatnim pytaniu spojrzał uważniej na Theo... Był tu cały czas? Wyglądało tak jakby czekał aż się obudzi. Powinno mu to schlebiać, że się martwił. A może chodziło o coś innego? Rhys miał lekki mętlik w głowie.
    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Pon 11 Lut 2019, 00:27

    Mógł mu pomóc z piciem, ale coś mu podpowiadało, że mężczyzna będzie chciał to zrobić sam. Poza tym w ten sposób, mógł się przekonać, na ile odzyskał siły. Rzeczywiście nie było z nim tak źle, skoro miał jeszcze na tyle siły, aby narzekać i besztać chłopaka. Stał więc cierpliwie z wyciągniętą dłonią i czekał, aż Rhysand weźmie kubek.
    “Nastrojowy” żart najemnika nie rozbawił w żaden sposób chłopaka, więc nijak na niego nie zareagował. Przyglądał się mężczyźnie z poważną miną, która w ogóle nie pasowała do młodzieńczego oblicza. A może to właśnie niedostateczne światło sprawiało, że wydawał się inny?
    – To dobrze – powiedział ciszej i po chwili zastanowienia zdecydował się przysiąść na krawędzi łóżka, żeby rozmawiało im się wygodniej. Także miał kilka pytań, ale to Rhysand pierwszy zasypał go swoimi.
    – Co za różnica, kim byli, skoro już nie żyją? – odpowiedział pytaniem na pytanie odstawiając pusty kubek na stolik. – Jestem wdzięczny, że się do tego przyczyniłeś.
    Najwyraźniej chłopakowi nie spieszyło się z wyjaśnianiem wszystkiego od razu. Zdążył za to zauważyć, że ten medalion naprawdę musi być ważny. Być może zdoła się dowiedzieć dlaczego.
    Słysząc imię Theo lekko się uśmiechnął, ale nie był to przyjazny uśmiech.
    – Theodora tutaj nie ma – oznajmił, co było chyba powodem jego dziwnego rozbawienia. – Pilnuję cię tutaj od kilku godzin, odkąd straciłeś przytomność.
    Chłopak przeniósł spojrzenie niżej, na opatrunek. Lekko zmarszczył brwi w niezadowoleniu, kiedy dostrzegł jak czyste włókna bandaży powoli nasiąkają krwią. Widocznie, kiedy Rhysand się wiercił musiał naruszyć ranę.
    – Nadal krwawisz. Ten medyk, którego sprowadził twój przyjaciel, to partacz – stwierdził mimo wszystko spokojnie, ale zaraz westchnął niezadowolony. Wstał z łóżka i odszukał pozostawiony na parapecie sztylet, który w międzyczasie wyczyścił. Tak samo jak miecz najemnika, ale o tym mężczyzna pewnie przekona się dopiero później.
    Chłopak podszedł do kominka i wsunął końcówkę ostrza w żar. Wrócił do Rhysanda i pochylając się nad nim zaczął odwiązywać opatrunek.
    – Dlaczego ten medalion jest dla ciebie taki ważny? – zapytał, mogłoby się zdawać, ze zwyczajnej ciekawości.
    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Pon 11 Lut 2019, 00:56

    O tak... Rhys miał w sobie naprawdę wiele siły, pomimo tak poważnej rany. Ale widocznie miał dobre geny i byle kusza nie mogła go zabić? Lub coś spowodowało, że mężczyzna doszedł do siebie szybciej niż normalnie by to miało wyglądać.
    Odebrał w końcu kubek z wodą i po sekundzie oddał Theo, bo nie sięgał do stolika. Głupie bandaże, naprawdę go krępowały. Zresztą nie tylko to, bo poważna mina chłopaka też była inna niż pamiętał z rozmów z nim. Lekko zmarszczył brwi, gdy jego żart nie wywołał żadnej reakcji w chłopaku.
     Dziwne.
    Mhm. Wolałbym wiedzieć, czy ktoś podobny może się jeszcze zjawić. — Wyjaśnił, co przecież miało wiele sensu. Jeżeli był to ktoś nasłany na Theo - choć bogowie wiedzą czego mogli by od dzieciaka chcieć - to Rhys wolał wiedzieć, czy powinien teraz oglądać się za siebie. Czy może spać spokojnie.
    Dlatego nic dziwnego, że po widocznym omdleniu miał tyle pytań, także o swój stan. Jednak młodzik nie bardzo miał ochotę odpowiadać, a raczej powiedział coś tak nieoczekiwanego, że Rhysa na moment zamurowało. Spojrzał na niego inaczej podczas, gdy ten oznajmiał mu co się stało... Nawet nie zwrócił uwagi, że bandaże nasiąkają krwią, prawdopodobnie tego nawet nie widział, skupiał bowiem wzrok na chłopaku.
    Czy ty sobie robisz ze mnie żarty, o co tutaj chodzi? — Mruknął pytającym głosem. Nie wiedział dlaczego, ale nie czuł się teraz swobodnie i znów jego zmysł podpowiadał mu, że coś jest nie tak. Lecz w tej chwili nie potrafił tego zdefiniować. A Theo, czy... kimkolwiek był młody człowiek nie pomagał.
    Ale przynajmniej coś zrobił. — Nie zamierzał bronić Rubina. Jego lekarz faktycznie był do dupy, ale zazwyczaj go zszywał, gdy coś się stało i jak na razie nie umarł. Czyli coś tam umieć musiał. Spojrzał ponownie na chłopaka.
    Theo, Theodor. Co to ma znaczyć, że go nie ma. Więc kim ty jesteś do jasnej cholery... Bo to fakt. Zachowujesz się... inaczej. — Pokręcił głową zdezorientowany. I sam do końca nie wiedział, czy chłopak nie robi sobie z niego żartu.
    Mimo to... Theo rzucał mu takie dziwaczne zdanie i myślał, że Rhys tylko pokiwa głową, powie "Nie ma sprawy"  i będą sobie konwersować dalej? 
    Widział jak chłopak podchodzi do ognia. Wkłada tam sztylet...
    Obserwował go.
    I nie czuł się zbyt pewnie. 
    Przez chwilę Rhys żałował, że stracił przytomność i nie ma pod ręką żadnej swojej broni... I był za słaby by w ogóle obronić się jakkolwiek inaczej. Lecz Theo  jedynie  chciał zająć się jego bandażem. 
    Rhysand w końcu złapał go za rękę, przerywając pracę. Spojrzał mu w oczy, spomiędzy potarganych kosmyków włosów, zastanawiając się nad tą sytuacją. Ostatecznie musiał mu coś powiedzieć o medalionie, ale przecież nie prawdę!
    Medalion jest pamiątką... rodzinną i bardzo mi zależy by do mnie wrócił. Nie mówiłem ci? Jeżeli ma go Rubin na pewno mi odda, a jeżeli... ktoś inny, to pewnie wiesz kto? W końcu byłeś tu cały czas. — Powiedział cicho Rhys, przyglądając się uważnie chłopakowi. Nie był głupi. Dobrze wiedział, że jeżeli ktoś mógł go zwinąć to pewnie był on i Theo wiedział, że on wie. Gdyby tylko był sprawny, sam by poszukał, nawet siłą. Ale niestety nie był i chcąc nie chcąc na razie musiał się zdać na cholerną łaskę tego chłopaka, który ewidentnie zachowywał się zupełnie inaczej niż Theo, którego poznał na szlaku.
    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Pon 11 Lut 2019, 10:53

    Chłopak spojrzał na Rhysanda w zastanowieniu. Skoro tak stawiał sprawę z napastnikami, to rzeczywiście należało mu się jakiekolwiek zapewnienie, że nic podobnego nie wydarzy się w przyszłości.
    – Minie sporo czasu, zanim ktoś dowie się, że nie żyją. Nie byli stąd. Myślę, że obaj możemy teraz spać spokojnie – zapewnił mężczyznę, a jego kąciki ust drgnęły delikatnie, jakby nie do końca przywykł do pocieszających uśmiechów.
    Liczył się z tym, że przyznając się do tego, że nie jest tym, za kogo uważa go Rhysand, wzbudzi jego niepokój, a także niedowierzanie. Chciał jednak stopniować te rewelacje powoli. Miał swój interes w tym, aby najemnik mu uwierzył.
    – Jestem śmiertelnie poważny. Że tak powiem - odsłonił zęby w nieprzyjemnym uśmiechu popisując się dość kaustycznym dowcipem, który mężczyźnie niekoniecznie musiał wydać się zabawny. Tak, to zdecydowanie nie był Theo, a przynajmniej nie ten, którego było dane poznać najemnikowi.
    – Theodor – powtórzył imię, żeby wyjaśnić jego znaczenie. – “Dar boży”. Z pewnością nie ma bardziej odpowiedniej osoby dla tego imienia. To dobry chłopak. Czasem zbyt dobry, a przez to naiwny. Ja jestem... – trochę inny, chciałoby się rzecz. Jego młody wygląd kłócił się ze sposobem bycia i zachowaniem. – Azkres. Pomagam mu, kiedy trzeba zrobić to, co konieczne, a z czym on nie mógłby dać sobie rady. Teraz chciałbym pomóc także tobie.
    Chłopak pozostawił kolejne pytania bez odpowiedzi zastanawiając się nad tym jak usunąć opatrunki. Kiedy mężczyzna leżał, było to dość trudne. A już na pewno niewykonalne, kiedy unieruchomił mu dłonie. Poważne, granatowe spojrzenie przeniosło się na twarz Rhysanda nie do końca zadowolone z takiego stanu rzeczy. A także z odpowiedzi.
    – Nie, nie mówiłeś. Nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać, choć już trochę o tobie wiem – zapewnił go i oswobodził swoją rękę. Na razie jednak krwawiąca rana musiała poczekać, skoro najemnik tak bardzo dopominał się wyjaśnień.
    – Ale spokojnie, mam twój medalion i z pewnością go odzyskasz. Jeśli powiesz prawdę – dodał. Jak widać chłopak nie dał sobie wcisnąć bzdur o rodzinnych pamiątkach. – Theodor ci ufa. Ja nie. Jeszcze. Nie mamy zbyt wiele czasu na wspólne rozmowy i wzajemne poznanie, więc pomyślałem, że odrobinę przyspieszymy cały ten żmudny proces. Twoja rodzinna błyskotka ma magiczne właściwości. To w porządku, także nie mam nic przeciwko magii. Szczególnie, kiedy bywa przydatna. Ja też miałem przy sobie kilka przydatnych rzeczy. Wiesz, gdzie teraz mogą być? Kiedy je odzyskam, twoja własność także do ciebie wróci. Zgoda? – wyciągnął dłoń, żeby przypieczętować ich małą umowę. Wskazanie karczmy, gdzie Theo pozostawił konia i swoje tobołki nie było wybitnie trudnym zadaniem, ani wysoką ceną za odzyskanie medalionu.
    Jeśli Rhysand się zgodził i podał mu dłoń, chłopak chwycił go mocno i korzystając z okazji, pociągnął mężczyznę do siebie, żeby ten usiadł. Azkres miał w sobie sporo siły, którą w przeciwieństwie do Theo, potrafił dobrze wykorzystać. Dla najemnika z pewnością było to nieprzyjemne doświadczenie, ale tak przynajmniej można było odwinąć bandaże.
    Chłopak podszedł do kominka, żeby zabrać pozostawiony tam sztylet. Wrócił do Rhysanda z rozgrzanym do czerwoności ostrzem.
    – Może troszkę zapiec – ostrzegł go wspaniałomyślnie. Najemnik mógłby przysiąc, że to co zamierza zrobić chłopak, sprawia mu dziwną satysfakcję. Wbrew pozorom miało to tylko pomóc mężczyźnie i zasklepić ranę. Przyłożył gorące żelazo do jego skóry...
    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Pon 11 Lut 2019, 16:23

    Dużo o nich wiesz. — Stwierdził po chwili milczenia, ale już nie drążył tematu uznając temat za zamknięty. Przyglądał się natomiast Theo, który serwował mu dziwne rewelacje i ze sposoby w jaki to robił, nie mógł wyczytać kłamstwa jedynie powagę. Rhysand nie do końca wiedział, co to ma wszystko oznaczać i może z chłopakiem nie było do końca wszystko w porządku? Może... coś mu się powieszało w głowie? Słyszał o takich przypadkach, choć nigdy nie spotkał tak przemyślanego i wydawało się, że jednak w pełni sprawnego umysłowo. Większość siedziała  i robiła pod siebie. Więc tym bardziej był zdziwiony i zaciekawiony.
    Ciekawe masz imię, sam je wymyśliłeś? — Nie mógł się powstrzymać. Och jaką ochotę miał nagle cudownie wyzdrowieć i wyjść stąd i być może nigdy więcej tego całego Theo nie spotkać. Jednak opatrunek i ból który temu wszystkiemu towarzyszył skutecznie Rhysa unieruchamiał na łóżku.

    Najemnik chwilowo złapał za dłoń Azkresa, albo Theo - jeden pies - bo zwyczajnie nie był do końca przekonany co do tych rewelacji i chyba musiał je przetrawić w głowie. Niezadowolenie odbijające się w oczach młodszego chłopaka spotkało się z podobnym spojrzeniem ale ze strony mężczyzny. Jemu się nic nie podobało co teraz się działo, dodatkowo ktoś podpierdolił mu medalion! Jak zresztą po kilku chwilach zostało to wyjaśnione. Rhys aż się zapowietrzył i spojrzał wkurzony na Azkresa. 
    — I to ma mnie uspokoić?! — Warknął do niego, ponownie poruszając się w łóżku, co tylko pogorszyło stan bandaży i spowodowało nieprzyjemny ból z boku. Jak śmiał kłaść łapy na JEGO własności. Rzucił się w łóżku, szukając wzrokiem reszty jego rzeczy, czy aby nic więcej nie zginęło. Jednak w pokoju było zbyt ciemno by był pewny, że jego rzeczy nie zostały przeszukane. Oglądanie pokoju zakończył jęcząc ochryple i po raz drugi spojrzał zirytowany na młodego, a potem także z lekką obawą. Skąd... Jak się dowiedział o magicznych właściwościach! Nie każdy mógł się tego domyślić albo co gorsza... poczuć. 
    A już samo to dało Rhysowi do myślenia.

    Theo... kim ty jesteś?   — Pytał sam siebie.
    — Skąd wiesz, że jest magiczny? — Parsknął pod nosem. Ale w końcu zrezygnował z droczenia się z chłopakiem. Zależało mu na medalionie, mimo że w tej chwili nie ufał temu.. temu czemuś to nie miał innej możliwości. Wątpił też by Rubin był skłonny go posłuchać i nasłać na Azkresa jakiś zbójów. Może tak było łatwiej, o ile chłopak dotrzyma umowy.
    Dobra. Jeśli chodzi ci o jego rzeczy to wiem gdzie to, powiem ci bo w tym stanie i tak nie mam z tobą szans, cholera... — Spojrzał na niego z lekkim zastanowieniem i w końcu podał mu rękę. Niech będzie po myśli Azkresa, choć Rhys miał obawy dotyczące zaufania mu. Zresztą nic dziwnego. Mimo to zamierzał wyjawić mu gdzie jest karczma i jak do niej trafić najkrótszą drogą.
    Chłopak pociągnął go za rękę i ponownie najemnik syknął z bólu.
    Obserwował ruchy młodszego i zachodził w głowę jak do cholery w kimś mogą żyć dwie osobowości... bo nie miał wątpliwości, że to nie jest Theo którego znał. A może chłopak był opętany? Czy tak mogło być? Może chciał iść do Templariuszy by pozbyć się tego drugiego? Przecież nie mogli żyć w symbiozie i przyjaźni, prawda?

    Miał tyle pytań ale na razie to musiało poczekać, bo Azkres wrócił już z rozgrzanym żelazem, a to nie podobało się Rhysowi.
    Uch. Wolałbym mój medalion mieć już teraz... — jęknął na widok ostrza i przez kręgosłup przeszedł mu dreszcz, bo wiedział co zaraz nastąpi. Ból eksplodował nawet nie tyle w zranionym miejscu ale czuł go nawet w skroniach i końcówkach palców. Ale potem świadomość łaskawie odłączyła się od odczuwania i posłała Rhysanda w błogą ciemność. Mężczyzna po raz kolejny został sam na sam z Azkresem.
    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Wto 12 Lut 2019, 16:52

    – Nie. Theodor nadał mi takie imię. Mógłbym je zmienić, gdybym chciał, ale podoba mi się – odpowiedział jak gdyby nigdy nic. Brzmiałoby to nawet jak fragment najnormalniejszej w świecie rozmowy, jednak powaga w głosie fundowała całkiem odwrotne wrażenie. Tak samo jak fakt, że patrząc z zewnątrz, był tą samą osobą. Nic więc dziwnego w tym, że najemnik pomyślał, iż ma do czynienia z bardzo przekonującym wariatem.

    Azkres znosił cierpliwie szamotanie się mężczyzny, kiedy oznajmił mu, co stało się z jego medalionem. Chciał też, żeby sam zrozumiał, w jakim położeniu się teraz znajduje, a ból całkiem naturalnie mu w tym pomagał. Tak samo jak czasem trzeba pozwolić dziecku wejść w pokrzywy, aby następnym razem pamiętało, że należy je omijać. W następnej chwili również podstępny i zadowolony wyraz twarzy chłopaka mógł przyprawić o mentalne szczypanie i swędzenie pod czaszką.
    – Do teraz nie wiedziałem – odpowiedział zgodnie z prawdą, ale słusznie się domyślał. Wystarczyło tylko trochę podpuścić najemnika, aby sam zdradził się swoją reakcją. Zresztą każdy bystry obserwator dostrzegłby to samo. Niecodziennie spotyka się wojowników, którzy nic sobie nie robią z bełta kuszy wbitego między żebra, a później swoją wdzięczność za przeżycie kierują w stronę medalionu, a nie Boga.

    – Jesteśmy po tej samej stronie, Rhysandzie, a to powinno przedłużyć twoje życie – oznajmił mężczyźnie, żeby trochę uspokoić jego obawy. Zanim najemnik stracił przytomność nie miał zbyt wiele czasu na rozmyślanie, czy chłopak na pewno mówił tylko o tamowaniu jego krwawienia.

    Azkres niewzruszony dokończył swój mały, ale skuteczny zabieg. Pomiętymi opatrunkami zebrał ze skóry mężczyzny resztę krwi i przez chwilę obserwował ranę. Powinno pomóc. Reszta w rękach Boga, pomyślał przypominając sobie słowa nieudolnego medyka, co wywołało na ustach chłopaka drwiący uśmiech. Na szczęście Rhysand był na tyle mądrym człowiekiem, aby nie powierzać swojego życia tylko Bogu. Medalion mógł go ocalić w sposób, jakiego się nie spodziewał. Azkres sięgnął palcami do szyi nieprzytomnego mężczyzny. Pod skórą wyczuł wyraźny puls.

    Chłopak wytarł sztylet, pozbierał zużyte bandaże i wrzucił je do ognia w kominku. Dołożył kilka polan, żeby nie wygasło. Na zewnątrz śnieżyca rozszalała się na dobre, ale to nie powstrzymywało go przed wyprawą do karczmy, która przecież nie powinna być daleko. Nie pozwolił też wybić sobie z głowy tego pomysłu przez właściciela przybytku, którego napotkał przy wyjściu. Korzystając z okazji poprosił o czyste opatrunki oraz o to, aby ktoś czuwał przy rannym, dopóki on nie wróci. Zarzucił kaptur na głowę i zniknął w zawierusze.

    ***

    Na zewnątrz zaczynało robić się już widno, po części przez śnieg, który nocą zasypał miasto. Jedynie ulice wyglądały jak błotniste szlaki, które mieszkańcy przemierzali przeklinając pogodę i zimę, która przyszła zbyt wcześnie.
    Theo podwinął rękawy koszuli i odebrał od jasnowłosego młodzieńca miskę z ciepłą wodą. Zmoczył w niej czystą szmatkę i wyżymniętym materiałem przemył twarz Rhysanda. Mężczyzna był blady, a na chłodnej skórze pojawiły się drobne kropelki potu. Musiał stracić sporo krwi, ale skoro nadal dychał, to mogło być tylko lepiej. Chłopak obserwował unoszącą się i opadającą klatkę piersiową najemnika, jakby sie nad czymś zastanawiał, ale w końcu musiał go obmyć z resztek zaschnętej krwi. Na razie tyle mógł dla niego zrobic za uratowanie życia. Znów. Odsunął na bok medalion, żeby mu nie przeszkadzał. Przy okazji tych zabiegów zauważył kilka innych blizn, które przelotem widział już wcześniej, ale wtedy nie miał śmiałości się przyglądać. Oczywiście najbardziej rzucała się w oczy świeża rana, która na szczęście już nie krwawiła. Przynajmniej z zewnątrz.
    Na chwilę przerwał i przykucnął przy łóżku, żeby z tej perspektywy lepiej się przyjrzeć. Zawsze fascynowało go to, jak ludzkie ciało samo potrafi się uleczyć z niewielką tylko pomocą. Musiała istnieć jakaś siła wyższa, bez której nie byłoby to możliwe. Ostrożnie przesunął mokrym palcem po zaognionej skórze wokół zranienia, jakby to miało w jakiś cudowny sposób pomóc w uzdrowieniu. Jednak nie odmawiał w głowie żadnej cichej modlitwy. Inne myśli zaprzątnęły mu umysł, a ciekawość i fakt, że Rhysand ciągle był nieprzytomny sprawiły, że odważył się przesunąć palce niżej, z boku brzucha, gdzie gładka skóra była nienaruszona.
    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Wto 12 Lut 2019, 17:08

    Nadał ci... Rozumiem. — No pewnie, przecież to bardzo logiczne, że Theo swoją drugą osobowość albo demona - czy czymkolwiek Azkres był - nazwał. Ochrzcił imieniem. Tak, to bardzo normalne i na pewno pomagało w "pozbyciu" się demona, który rozgościł się w ciele i umyśle chłopaka. Najemnik tylko pokręcił głową do swoich myśli, ale co miał zrobić? 
    Na razie był zmuszony do sprzymierzenia się z Azkresem, chciał odzyskać swój medalion i jeśli to miało pomóc to tak powinien zrobić. I w chwili słabości całkiem bezwiednie i przypadkiem wygadał się o magii zawartej w naszyjniku. Sam siebie w tym momencie przeklinał, ale skąd miał wiedzieć, że go podpuszcza? Azkres brzmiał niezwykle przekonująco, dlatego wziął go za kogoś kto choć w tym wypadku nie kłamie.
    Rhys zwalił to w końcu na swój marny stan i gorączkę, bo na pewno ją miał, nie czuł się w pełni sił. Nawet tych umysłowych i myślenie też przychodziło mu z większym wysiłkiem niż zawsze.
    Naprawdę po tej samej? — Mruknął tylko. Nie miał pewności, czy na pewno są po tej samej stronie. Teraz może tak, ale czy na dłuższą metę? I czy Theo wiedział co w tej chwili Azkres robi, gdy wychodzi na światło? Zbyt wiele pytań, za mało czasu na odpowiedzi. Chłopak w końcu zajął się ranom Rhysa, ale było to na tyle bolesne, że mężczyzna ponownie zemdlał, nawet jeśli chciał ze wszystkich sił trzymać się świadomości to nie wyszło.

    Nie wiedział ile tak leżał nieprzytomny. Chwilami odzyskiwał przytomność, by znów ją stracić. Po zabiegach Azkresa chyba podniosła się gorączka Rhysanda i jedyne co można było zrobić w tym wypadku to czekać, aż przejdzie. O ile przejdzie.
    Rhys jak przez mgłę czuł, że ktoś chodzi po pokoju. Nie był zbyt świadomy tego co się wokół niego działo i póki nikt go nie szarpał to nawet nie miał ochoty się ruszać. 
    Chciał spać jednak mokra rzecz dotykająca jego twarzy minimalnie wybiła mu ten pomysł z głowy, a także otrzeźwiła. Ale nie na tyle by mężczyzna otworzył oczy. 
    Był też pewny, że Azkres dotrzymał swojego słowa, bo na piersi ciążył mu dobrze znany przedmiot, a co za tym idzie nie czuł bólu i...  w zasadzie spałby dalej, gdyby nie czyjaś zbyt wielka uwaga zwrócona na jego osobę.
    Początkowo sądził, że to medyk... Ale wilgotny palec podejrzanie zaczął błądzić po innej części jego ciała. Nie było to nieprzyjemne ale Rhys nie wiedział, kto to robi i po co... Uchylił lekko powieki, nie ruszając się jeszcze i dostrzegł przy swoim łóżku Theo. 
    A może Azkresa? Na chwilę zamarł, ale palec chłopaka nie robił nic złego, o ile nie liczyć obmacywania jego boku. Dziwne myśli pojawiły się w głowie Rhysa, biorąc pod uwagę z jakim zainteresowaniem chłopak go oglądał... lub nawet wcześniej przyglądał się blondynkowi. W końcu lekko się poruszył.
    Co ty robisz? — Odchrząknął i mimowolnie sięgnął dłonią po kołdrę, która niedbale leżała poniżej jego pasa. On się odkrył? Czy może to... — Chyba mamy do pogadania Theo. A może Azkresie? — Spojrzał zmęczonym wzrokiem na chłopaka. Miał dość tych gierek i teraz wydawało się, że nie zadowoli się tajemniczymi odpowiedziami.
    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Wto 12 Lut 2019, 18:14

    Theo słysząc głos najemnika natychmiast zabrał palce i zamknął dłoń. Cóż za brak rozwagi z jego strony! Mimo to zachował resztki zimnej krwi i nie odskakiwał jak poparzony. Spojrzał w uchylone oczy Rhysanda, ich głowy były na tej samej wysokości. Wahał się odrobinę za długo, zanim odpowiedział. Jakby wpierw chciał się upewnić, czy mężczyzna będzie miał mu to za złe, albo coś sobie pomyśli. Nie mógł dłużej na niego patrzeć, bo zaraz znów głupio by się zaczerwienił.
    – Theo – podpowiedział mężczyźnie z kim ma teraz do czynienia z lekką skruchą w głosie, która pojawiła się tam dość niechętnie, ale była szczera. Wstał w końcu i odłożył mokrą ściereczkę do naczynia z wodą. – I tak, mamy do pogadania – zgodził się z nim i nie zabrzmiało to tak, jakby tylko on miał się tłumaczyć. Po części dlatego, że był zły, że dał się przyłapać, więc przybrał trochę bojową postawę.
    Tym razem to Rhysand został złapany za dłoń, kiedy próbował się przykryć. Chłopak zaraz mu wytłumaczył swoje poczynania.
    – Trzeba zrobić okład i założyć nowy opatrunek. Żeby nie było zapalenia – powiedział, aby Rhysand mniej więcej wiedział, co go jeszcze czeka. Tymczasem podsunął najemnikowi pod nos pełen kubek wody. – Powinieneś też dużo pić.
    Chłopak poczekał aż Rhysand weźmie kubek i na razie zostawił go w spokoju. Usiadł na krześle przy stole i zaczął szperać w skórzanej saszetce - sądząc po odgłosach - zawierającej fiolki. Prawdopodobnie gdyby zobaczył go ktoś nieodpowiedni, to z miejsca zostałby oskarżony o paranie się czarami. Kościół usilnie wmawiał ludziom, że jedynie silna wiara i modlitwa ma właściwości uzdrawiające, a cała reszta to konszachty z diabłem i innymi nieczystymi siłami.
    Jeśli mężczyzna chciał bardziej rozejrzeć się po pokoju, to mógł dostrzec, że przybyło tutaj kilka rzeczy, głównie należących do Theo. Na stole obok leżał gruby dziennik, pod ścianą torba i owinięty w płótno miecz.
    – Co chciałbyś wiedzieć? – zapytał spokojnie, jakby wcale nie chodziło o jakiś tajemny byt zamieszkujący jego ciało, a o wydarzenia z targu z dzisiejszego poranka, które ominęły niedysponowanego Rhysanda. Może aż za spokojnie. Uniósł pod światło buteleczkę z ciemnego szkła, ale nie potrafił poznać, co jest w środku, ani rozszyfrować nazwy zapisanej tajemniczymi literami na etykiecie. Odkorkował i powąchał. Skrzywił się z obrzydzeniem, uznając że na pewno nie tego szuka. Sięgnął po dziennik i otworzył go na ostatnio zapisanych stronach szukając podpowiedzi.
    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Wto 12 Lut 2019, 19:18

    Rhysand pytał na wpół zdziwiony i poniekąd zaciekawiony tym co do cholery młody wyrabiał. Raczej nie wyglądało to na zwykłe, rutynowe badanie rany, więc tym bardziej miał mętlik w głowie. Uśmiechnął się lekko i dalej obserwował Theo, bo podobno teraz przed nim stał Theo, a nie ten drugi. Niby.. niby dało się to wyczuć, jakimś zmysłem , ale mężczyzna nie ufał sobie na tyle by być pewnym.
    Najemnik nie powstrzymał parsknięcia.
    Ten ton młodego, tak jakby to ON zawinił i czegoś nie powiedział.
     No dobrze, może nie powiedział o medalionie, ale to akurat nie miało nic do rzeczy. Medalion nie zmieniał jego osobowości w jakiegoś pokręconego demona albo inne rozdwojenie jaźni!
    Rhys lekko szarpnął dłonią, by chłopak go zostawił i broń boże nie podnosił. Sam lekko się uniósł na pościeli. Tak w razie czego...
     Czy ten okład jest niezbędny? Rana powinna oddychać... Czy coś. — Powiedział pod nosem, bo tak ktoś kiedyś mu mówił. Może się mylił, ale przecież nie był medykiem!
     Tak czy siak on teraz nie czuł bólu, więc nie mógł wiedzieć jak bardzo jest źle.
    Zabrał kubek od chłopaka i upił łyk, a potem drugi. Naprawdę chciało mu się pić, więc szybko opróżnił cały i poprosił o dolewkę.  Skoro już miał niańkę, to zamierzał to wykorzystać.
    Jednocześnie rozejrzał się trochę po pokoju, przybyło rzeczy. Nie wiedział czy niektóre z nich widział już wcześniej, czy nie ale to nie było ważne. Po chwili spojrzał na to co robił młody przy tym stole i co ogląda. Szkło zabrzęczało.  Fiolki nie brzmiały tak źle, przynajmniej już nikt nie zamierzał go przypalać rozgrzanym żelazem, co za ulga.
    Co ty tam robisz? Nie mieliśmy przypadkiem porozmawiać? — Mężczyzna spoglądał na Theo z zastanowieniem, jednocześnie wygodniej siadając na łóżku. Oparł się o ścianę za sobą i nieporadnie odstawił kubek na pobliski stolik.
    W końcu jednak Theo się odezwał, głosem wybitnie spokojnym jak na okoliczności. Znów zamienił się miejscami z tym Azkresem?
    A może przyjął od niego kilka cech?
    O ile nie robiłeś sobie ze mnie niewybrednych żartów smarkaczu, to na początek chciałbym wiedzieć kim jest Azkres. Tak od początku, wiesz? — spojrzał wymownie na młodego, by ten znów nie wciskał mu kitu — No i co do cholery robi w twojej głowie? Czy to demon? Jesteś opętany? Jesteś ze mną, czy przeciwko mnie...— 
    Na początek miał tyle pytań. Ale w głowie kotłowało mu się dwa razy tyle. Chciał zapytać także o magiczne przedmioty. Czy Theo coś wiedział o nich, znał się na takich sprawach? Był... magiem? Ta myśl lekko przeraziła i z drugiej strony mocno podekscytowała Rhysa.
    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Wto 12 Lut 2019, 21:10

    – Azkres twierdzi, że tak. No i bez bandaży rana szybko się zabrudzi – wytłumaczył od razu, a raczej powtórzył to, co mu zostało przekazane. Pewnie gdyby Rhysand chciał leżeć przez cały dzień i zajmować się jedynie rekonwalescencją, to ta metoda bez bandaży by się sprawdziła. Nie sprawiał jednak wrażenia kogoś, kogo tak łatwo da się przykuć do łóżka.

    Theo wydobył z saszetki kolejny, bardziej pękaty pojemniczek. Tym razem zawartość miała przyjemniejszy zapach i gęstszą konsystencję. Kolor też się zgadzał. Przewrócił jedną stronę z zapiskami, żeby upewnić się, jak ma zaaplikować maść, pomimo, że doskonale pamiętał. Czytał to już dwa razy. Ale póki co nie znalazł lepszego pretekstu do tego, aby uniknąć rozmowy z Rhysandem twarzą w twarz. Nadal czuł się skrępowany swoim niewinnym, ale dość głupił występkiem. Zapewne w duchu wszystko to sobie wyolbrzymiał, ale w tej samej chwili zdał sobie sprawę, że łatwiej przychodziło mu przyznanie się do tego, że w jego głowie żyje ktoś jeszcze niż do... Nie, do tego nie przyzna się nigdy. To było po prostu głupie.

    – Przecież rozmawiamy – zauważył nadzwyczaj elokwentnie i tylko przelotnie zerknął na mężczyznę, żeby skontrolować, czy ten czasem za bardzo się nie forsuje podnosząc się z łóżka. Albo był bardzo wytrzymały, albo ten medalion naprawdę miał magiczne właściwości.

    W następnej chwili spadła na niego lawina pytań, a nazywanie go smarkaczem, jakoś rozbawiło chłopaka. Nieoczekiwanie zaśmiał się całkiem swobodnie i w końcu odwrócił się do Rhysanda, żeby spojrzeć na niego normalnie.
    – A ty? Co robisz w swojej głowie? – przekornie odpowiedział pytaniem na pytanie, bo na obydwa odpowiedź była taka sama. Po chwili jednak dodał coś jeszcze, zanim mężczyzna by się zirytował. – Nie jestem opętany. Azkres to normalna osoba jak ja, czy ty. Jest ze mną, odkąd pamiętam.
    Mówienie o tym było łatwiejsze niż mógłby się spodziewać. Może dlatego, że niewiele miał okazji, to zwierzania się innym w tym temacie. A przecież dla niego było to tak naturalne jak posiadanie ręki. Był jednak na tyle rozsądny, aby nie spodziewać się, że inni potraktują go z miejsca poważnie i nie wezmą za wariata. Chociaż to nie byłaby najgorsza ewentualność...
    Zastanowił się chwilę i sięgnął po znaleziony przed chwilą słoiczek.
    – Zna się na ziołach i innych... specyfikach – zaczął wymieniać rzeczy, które mogły świadczyć na jego korzyść, tak jakby podświadomie chciał załagodzić nieco szorstkie wrażenie, jakie mógł wywrzeć na Rhysandzie. Bo jak sam najemnik widział, Azkres znał się nie tylko na tamowaniu krwotoków, ale także na ich powodowaniu. – Nie mówiłem o nim wcześniej, bo nie wiedziałem, czy by sobie tego życzył, ale skoro sam tak zadecydował...
    Chłopak spoważniał i trochę się zasępił. Wiedział, że powinien być wdzięczny Rhysandowi, za to co dla niego zrobił i oczywiście był. Tylko jedna mała rzecz nie dawała mu spokoju.
    – Dlaczego mnie okłamałeś? – zapytał w końcu. – Wystarczyło wskazać mi kierunek. Poszedłbym w swoją stronę, a ty miałbyś się teraz zdecydowanie lepiej.
    Uśmiechnął się współczująco i znów spojrzał na jego ranę. Wyglądało na to, że Theo albo sam, albo za sprawą Azkresa dowiedział się, że od siedziby templariuszy dzieli go jedynie kilka ulic.
    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Wto 12 Lut 2019, 22:11

    Azkres twierdzi... - Rhys w tym momencie spojrzał na Theo tak trochę jak na wariata, bo dla niego takie gadanie naprawdę brzmiało jak mowa szaleńca. I nikt go nie mógł za to winić! Ale po dłuższej chwili skinął głową, bo chyba podobnie jak Azkres doszedł do wniosku, że nie będzie wiecznie leżał w łóżku. Będzie chciał czym prędzej stąd iść, to może okład jest lepszym rozwiązaniem. Oby.
    Teraz jednak dalej przyglądał się co młody tam wyczynia. Ciekawiło go co to za książkę, czy też dziennik właśnie wertuje. Nie każdy miał ten luksus, że potrafił czytać albo pisać. To tylko przypomniało Rhysowi, że młody nie kłamał choć w jednym - odebrał naprawdę dobre szkolenie podczas służby swojemu panu. Jedak Rhys nie miał pojęcia jakie myśli kotłują się w głowie Theo na jego temat, lub raczej tego co chłopak wcześniej przy nim robił.

    Po kolejnym elokwentnym stwierdzeniu chłopaka, mężczyzna tylko spojrzał na niego powątpiewająco, co ten pewnie mógł przyuważyć w chwili gdy kontrolował jego unoszenie na łóżku. Nie wiedział też co takiego rozbawiło Theo...
    Na pewno nie rozmawiam tam z żadnym... Azkresem. — Wydusił w końcu zbity z tropu najemnik i znów wbił w chłopaka intensywne spojrzenie. Na szczęście ten nie przerwał wypowiedzi i dodał coś jeszcze. Oczywiście taka odpowiedź nie przekonała Rhysa, o przecież każdy opętany by tak powiedział. Przynajmniej w jego opinii.
    Normalna osoba? Ciekawe. Nie mogę sobie tego wyobrazić — mruknął pod nosem i przeniósł spojrzenie z chłopaka jeszcze raz na swoją ranę. Nie wyglądała tragicznie, ale jednak niezbyt zachęcająco. Pewnie bez medaliony dalej zwijał by się w bólu. Chyba miał też gorączkę, było mu całkiem ciepło,  a siedział jedynie ubrany do połowy. Cóż... miał nadzieję, że do połowy. Przesunął dłonią w dół, ale na szczęście bielizna była na miejscu. Mimo to poczuł się dziwnie odkryty... Pewnie przez to jak chłopak wcześniej mu się przyglądał i nie tylko.
    Słuchał dalej w milczeniu jak chłopak zachwala Azkresa jakby był jego kolegą. Cóż... pewnie dla Theo był, ale Rhysand miał naprawdę mieszane uczucia co do tej całej sprawy i chyba było to widać na jego twarzy.
    Do tego stopnia, że na razie wolał się nie odzywać, by nie powiedzieć czegoś wrednego.

     Jednak gdy chłopak zarzucił mu kłamstwo momentalnie się napuszył.
    Hej! Nie prawda! Nie okłamałem cię. Po prostu... nie chciałem cię odstawiać im pod drzwi. Poza tym przyznaj, to było trochę zabawne. — Stwierdził, nie wyjaśniając nic więcej. Po rozmowie z Rhysem, młody mężczyzna powinien się domyślić dlaczego najemnik nie chciał mu pokazać bram Zakonu.
    Widać było nam to pisane. Może tak naprawdę jesteśmy skazani na siebie, haha.— Powiedział pod nosem i nawet się zaśmiał z własnego żartu. Kto wie co tam kierowało życiami ludzi. Rhys nie mógł niczego na pewno wykluczyć, nawet jeśli nie do końca wierzył... ale skoro istniała magia, to może i coś większego także? 
    Cholera, zaraz rozboli go głowa od takich rozmyślań!
    Skupił uwagę na Theo i maglowaniu chłopaka.
    Więc ee... ten... Azkres pojawia się wtedy kiedy ty chcesz, czy on? I na pewno to nie jakaś forma pasożytniczego demona? Nie miałeś kiedyś nieudanego rytuału, czy coś? — Spojrzał z lekko uniesioną brwią na chłopaka. Mimo wszystko chciał się jeszcze raz upewnić. Poza tym to nie były wszystkie pytanie jakie kotłowały mu się w głowie i Theo chyba mógł się spodziewać, że nadejdą.
    Ktoś jeszcze wie o twoim koledze? Czy... ty jesteś magiem, Theo? Albo znasz jakiś? — łypnął z większą ciekawością na chłopaka. Pewnie nie odpowie na to pytanie, więc spytał o coś jeszcze. 
    I w dalszym ciągu zamierzasz iść do tego cholernego zakonu? Nie... żeby mnie to jakoś obchodziło, ale chyba jesteś mi coś winny za tą dziurę w brzuchu. Mmm. Obiad na przykład? — Przesunął palcem wokół rany. Była zaogniona. Nic dziwnego, że ogólnie czuł się tak parszywie. Ale chyba polepszyło mu się bo zaczynał czuć głód... Uśmiechnął się lekko do młodego. Mimo wszystkich rewelacji o pasożycie w jego głowie nie wygonił go w cholerę, czyli Rhys był w dalszym ciągu zaintrygowany młodym. Teraz może jeszcze bardziej... choć Azkres go niepokoił.
    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Sro 13 Lut 2019, 15:23

    Theo wcale nie winił Rhysanda za to, że ten nie potrafi sobie tego wszystkiego wyobrazić i być może wcale mu nie wierzy. Źle by to o nim świadczyło, gdyby rzeczywiście brał wszystko za ostateczna prawdę. Tak czy inaczej chłopak doskonale wiedział, że tak to może wyglądać i także z tego powodu nie był zbyt chętny do mówienia prawdy o sobie. Poza tym nie wiedział kim dokładnie jest najemnik. Mógł zareagować zupełnie inaczej odsyłając go do przytułka dla obłąkanych, albo jednak chętnie oddając w ręce templariuszy. Ale skoro Rhysand sam używał magicznego medalionu, to obaj nie wpasowywali się w standardy normalnych ludzi, których nie uznano by za zagrożenie.

    – Tak, musiałeś mieć ze mnie niezły ubaw... –  podsumował dowcipnego najemnika, ale ostatecznie nie mógł być zły za taką błahostkę. Jego duma aż tak bardzo nie ucierpiała. Chodziło o coś innego. – Jednak bez względu na to, co tobą kierowało, decyzja o tym czy udam się do zakonu należy do mnie, a nie do ciebie.
    Pomimo że chłopak sprawiał wrażenie łagodnego i, jak twierdził Azkres, naiwnego, to jednak potrafił bronić swoich wartości i nie dawał sobie narzucać woli innych. Jego wytrwałość nie mogła być zatem oznaką słabego charakteru. Może jedynie brakowało mu trochę pewności siebie, bo sam tego nie dostrzegał.
    W końcu się uśmiechnął skoro Rhysand na chwilę się rozweselił.
    – Ale nie mam prawa się za to gniewać, skoro ciągle ratujesz mi życie. Z pewnością mam teraz u ciebie dług, którego tak szybko nie spłacę, więc w pewnym sensie tak - jesteśmy na siebie skazani.
    Nie wiedział czy Rhysand to właśnie chciał usłyszeć w odpowiedzi, ale ton chłopaka wskazywał na to, że też jest poważny tylko w połowie. Nie zamierzał przecież włóczyć się za najemnikiem i usługiwać mu w podzięce za to, co dla niego zrobił. Na razie mógł opatrzyć jego rany, bo na ten moment to było najważniejsze. Jednak żeby to zrobić, chłopak w końcu musiał podejść do Rhysanda, bo nie dało się tego zrobić samą siłą woli. Tymczasem najemnik się rozkręcił z pytaniami, na które chłopak starał się odpowiadać najlepiej jak potrafił. Być może dzięki temu mężczyzna nadal będzie sobie zaprzątał głowę Azkresem, zamiast zwracać uwagę na lekkie zakłopotanie Theo, które nie chciało go opuścić.
    – A czym jest nieudany rytuał? Znasz się na tym? – przekornie odbił piłeczkę zupełnie jakby próbował go znów podpuścić do wygadania się na niewygodne tematy. Może jednak on i Azkres mieli też ze sobą coś wspólnego, albo byli tak samo sprytni. Mówiąc to wstał z krzesła i zabrał ze specyfik, który miał pomóc Rhysandowi. - Bez obaw, nikt się nie przyczynił do jego powstania, on po prostu jest. Pojawia się zawsze wtedy, kiedy coś mi grozi, tak jak to miało miejsce wczoraj. Albo po prostu, kiedy tego potrzebuje. Mogę też z własnej woli pozwolić mu być. Dzielimy się czasem sprawiedliwie. Zazwyczaj...
    Ostatnie dwa tygodnie z dala od rzeczywistości były małym szokiem dla chłopaka, ale nie mówił o tym głośno. To już nie dotyczyło Rhysanda, ale mężczyzna mógł zadawać sobie filozoficzne pytania typu: kto był pierwszy Azkres czy Theo?

    Przysiadł na łóżku i wyglądał na trochę zmartwionego czy może zasmuconego. W pewnym stopniu było mu przykro, że mężczyzna jest aż tak podejrzliwy względem niego. Nie miał wpływu na istnienie Azkresa.
    – W tej chwili tylko ty wiesz – przyznał całkiem szczerze kiedy oddzierał kawałek czystego płótna. Niemożliwe żeby przez cale życie chłopaka tylko jedna osoba o tym się dowiedziała. Co mogło być zastanawiające i niepokojące jednocześnie. – Nie, nie jestem magiem. Azkres... w pewnym sensie tak. Więc owszem, znam jednego. Ale nie wiem czy to się liczy, bo nigdy nie stanę z nim twarzą w twarz. Uprzedzając pytanie – zerknął na Rhysanda, bo doskonale wiedział, jak to mogło zabrzmieć. Wskazał brodą w stronę stołu, przy którym przed chwilą siedział i wertował zapiski. – Rozmawiamy ze sobą przez dziennik.

    Popatrzył wyczekująco na najemnika, aby ten ruszył się i usiadł bliżej. Kiedy opierał się o ścianę, nie mógł założyć mu opatrunku. Jeśli Rhysand się przysunął, to chłopak przykrył jego ranę kawałkiem płótna i kazał tak przytrzymać. Dopiero teraz nałożył ciemno pomarańczowy specyfik, który pachniał jak lek, ale przebijał się przez niego zapach nagietka, który nieco łagodził specyficzną woń. Taki sposób aplikacji sprawiał, że maść działała wolniej, ale dłużej i nie podrażniała rany.

    – Tak – odpowiedział w międzyczasie na kolejne pytanie o Zakon. Jednak zanim zaczął mówić coś więcej musiał w końcu zabrać się za bandażowanie. To zasiało delikatne zwątpienie na twarzy chłopaka, bo nie chodziło o owinięcie nadgarstka, ale tułowia. Chcąc nie chcąc musiał prawie objąć Rhysanda  w pasie. – Jak pewnie możesz sobie wyobrazić, albo i nie – uśmiechnął się przewrotnie, ale będąc tak blisko nie odważył się patrzeć mu w oczy – dzielenie się swoim życiem po połowie z kimś innym nie jest zawsze tak... cudowne. Nawet gdybyśmy chcieli, to żaden z nas nie może pójść w swoją stronę, decydować tylko o sobie i robić to, na co ma ochotę.  A nie we wszystkim się zgadzamy. Mimo to Azkres jest częścią mnie, a ja jestem częścią jego. Postanowiliśmy poszukać sposobu na to, aby nas jakoś... połączyć, a Zakon posiada wiele ksiąg niedostępnych dla zwykłych ludzi... – nie dokończył zdania pozwalając, aby Rhysand sam dopowiedział sobie resztę. Tak najemnik mógł przynajmniej to odebrać. Jednak prawda była taka, że chłopakowi coraz trudniej było się skupić z nosem przy jego ramieniu i nagiej skórze. Pachniał po prostu mężczyzną, jednak w taki sposób, który nie pozostawał dla Theo obojętny. Nawet gdy próbował go ignorować. Szybko dokończył wiązanie opatrunku i wstał, żeby schować resztę maści do skórzanej saszetki. Odetchnął i dopiero wtedy się odwrócił.
    – Ale obiadu nie odmówię. Ani tobie, ani sobie – zapewnił go z uśmiechem.
    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Sro 13 Lut 2019, 16:00

    Rhys wiedział, że do końca nie może osądzać Theo - nawet jeśli był opętany albo chory - bo on sam chętnie korzystał z pomocy magicznego przedmiotu. I kto wie co tam jeszcze ukrywał...
    Rhys westchnął cicho ale jednak uśmiechnął się do Theodora.
    Daj już temu spokój, przecież siłą cię nie zatrzymam. — Nawet jeśli Rhys uważał, że to co chce zrobić Theo jest głupie, to nie mógł go zatrzymać na dłuższą metę. Chłopak sam decydował o sobie i to było jego życie. W dodatku był niesamowicie uparty... Rhysand jedynie mógł trochę mu rozjaśnić obraz używając do tego swojego doświadczenia, lub tego co zwyczajnie wie i widział. 
    Zaśmiał się ponownie po słowach młodego, bo to znaczyło, że na razie nie zamierza oddać się w ręce restrykcji Zakonu. Co za tym idzie, Rhys mógł jakimś cudem wprowadzić w życie swój plan... Ufał na swój dziwny sposób Theo. Azkres nieco go frasował i nie wiedział, czy powinien brać ten byt za coś stu procentowo realnego... Ale jeżeli naprawdę istniał, to też mógł być przydatny. Powinien się jednak z nim jakoś dogadać, choć to może być ciężkie.

    Potem zasypał chłopaka mnóstwem pytań. Oczywiście jeżeli zauważył jakiekolwiek zakłopotanie Theo, to wziął to za znak, że może zadaje za dużo pytań. Na pewno nie podejrzewał, że Theo może być onieśmielony zakładaniem mu nowego okładu i opatrunku.
    Może się znam. Może nie... — Lekko rozbawiony wzrok sugerował, że sobie żartuje. Skoro chłopak tak sobie dowcipkował, to czemu on miałby się hamować?
    Czyli nazwałbyś go takim twoim strażnikiem? — Dopytywał Rhys, bo istnienie Azkresa faktycznie było interesujące. Tak samo w głowie najemnika pojawiła się myśl, czy Azkres pojawił się po jakimś traumatycznym wydarzeniu... którego Theo nie pamięta? Czy po prostu taki się urodził? Na razie nie brał pod uwagę faktu, że to Theo mógłby nie być "prawdziwym".
    Chłopak też nie powinien brać do siebie podejrzliwości najemnika. Po części tak był wychowany i jego zawód wymagał, by zazwyczaj dogłębnie badał daną sprawę. Poz tym nie spotkał się z kimś takim jak Azkres w ciele kogokolwiek.
    Tylko? — Tu spojrzał lekko zaskoczony na młodego chłopaka i zmarszczył brwi. Chłopak był aż tak samotny, czy bał się komuś powiedzieć o Azkresie? A może to i to?
    Kolejne słowa natomiast poruszyły inną strunę w Rhysowym sercu. Nadzieja? Niepokój? Ciekawość...
    — Potrafi... czarować? Czy jest mmm... dobry w tym? — Spytał jeszcze po czym zerknął na dziennik. W sumie to smutne, że jeżeli naprawdę Azkres był częścią chłopaka, to nie mogli porozmawiać inaczej niż przez dziennik. Na pewno nie było to zbyt wygodne. 
    Cholera... czyżbym zaczął wierzyć w tego Azkresa? - Rhys pokręcił głową sam do siebie. 
    Po czym zorientował się, że dalej się opiera o ścianę. 
    No tak. Musiał usiąść inaczej.
    Podniósł się z łóżka i przysiadł obok Theo, tak by ten w miarę możliwości mógł mu pomóc. Chętnie zrobiłby to sam... ale jednak rana była w takim miejscu, że raczej było by to niemożliwie, albo co najmniej bardzo niewygodne.
    Najemnik obserwował przez chwilę Theo w milczeniu, pozwalając mu mówić. Zerkał na jego dłonie, tyle ile mógł dojrzeć ale teraz Theo chyba nie zamierzał obmacywać go bardziej niż to było konieczne. Nie wiedział czemu, ale teraz bardziej go to rozbawiło niż rozzłościło.
    Zastanawiał się nad tym wszystkim, nie tylko Azkresem i w końcu odezwał się do chłopaka. Jego głowa kiwała się tuż obok jego ramienia wiec nawet lekko zniżył głos, w razie gdyby byli podsłuchiwani.
    Myślisz, że Zakon chętnie wam da te księgi? Czy  w ogóle macie na tyle odwagi, by próbować rytuału, który może was zabić? — Spojrzał na chłopaka lekko zaniepokojony, bo przecież przez takie zachowanie i węszenie wokół tajemnic Templariuszy mógł zginąć. Mogli go bardzo łatwo oskarżyć o czary. I prawda była taka... że nie byle kto potrafi wykonywać takie hokus pokus. Tu działała magia wyższa, i Rhys szczerze wątpił, czy Azkres jest aż tak dobry. 
    On jednak... znał kogoś kto by dał radę. Ale wcześniej trzeba by tą osobę znaleźć. A do tego potrzebował też maga, bo sam w tej chwili nie był w stanie tego zrobić. 
    Wszystko było zagmatwane. Bardzo pogmatwane.
    Przygryzł lekko wargę, myśląc o tym intensywnie, co Theo mógł interpretować jak chciał.
    Całe szczęście chłopak podchwycił temat z obiadem.
    Tak, jestem głodny jak wilk... — Uśmiechnął się szybko by ukryć swoje zmieszanie i poruszył się, sprawdzając jak dobrze trzyma opatrunek. Był zawiązany solidnie, więc mógł się poruszać. Spróbował zejść z łóżka... ale zakręciło mu się trochę w głowie. Oparł się o łóżko i stłumił w sobie chęć wyrzygania żołądka. Jęknął pod nosem. Medalion nie działał na wszystko jak widać.
    Cholera. Chyba będziesz musiał przynieść obiad tutaj, bo nie dam rady... o i przy okazji poproś tu Rubina. — Mruknął pod nosem i ponownie wtarabanił się na łóżko.

    Jeżeli Theo spełnił prośbę Rhysanda, to chwilę potem w pokoju byli w trójkę.
    Czy może ktoś wreszcie powie mi w jakie bagno się wpakowaliście i czy będę miał z tego tytułu kłopoty? — Facet pomimo swoich kolorowych fatałaszków - musiał bowiem dbać o renomę miejsca swoim ubiorem - nie wyglądał na kogoś  z kim łatwo się rozmawia. Nie mówiąc już o innych sprawach.
    Był dość wysoki, szczupły. Zacięta mina świadczyła też o tym, że nie jest zadowolony z obecnego stanu rzeczy.
    Przestań już... Ile razy dla ciebie pracowałem co? Możesz choć raz pomóc ty mnie. Poza tym głodni jesteśmy. — Rhys spojrzał tak samo twardo na mężczyznę, na co Rubin tylko zacmokał pod nosem i spojrzał sępim wzrokiem na Theo.
    Ty. Theo tak? Chcecie jeść, to idź na dół i pomóż Quilowi w kuchni. Nie będę karmił darmozjadów. — Zarządził Rubin. Jednocześnie dając jasno znać Theo, że on i Rhys mają do pogadania na osobności.
    W sumie nie było w tym nic dziwnego, bo tych dwóch chyba łączyły wspólne interesy i przysługi. Lepiej też by Theo nie wiedział jakiego rodzaju, tak na wszelki wypadek i dla jego dobra.
    Więc? Znalazłeś go? Ten młody ma ci pomóc, czy jak?
    — Jeszcze nie... ale jestem całkiem blisko, poza tym. Mam plan jak mógłbym to wszystko przyśpieszyć, więc tak może mi pomoże... — Rhys uśmiechnął się lekko. Nie wiedział tylko jak ma o tym powiedzieć Theo. Mężczyzna pokazał palcem na swoją kamizelkę.
     — Mam tam klucze z pokoju ktoś zaufany musi iść po moje rzeczy, bo nie mogę przecież siedzieć w tych szmatach. A i zapłacić za stajnie.— Uśmiechnął się ładnie do Rubina, na co ten się skrzywił. Już wiedział kogo zaufanego ma na myśli Rhys. Podszedł do kamizelki i ostrożnie wyciągnął klucz. Widać było, że nie lubi dotykać takich brudnych rzeczy...
    Dobra. Ale nie myśl sobie, że jak mnie nie ma to nie wiem co się tu dzieje. Ale tu jest bajzel.— Zmrużył lekko oczy rozglądając się po pomieszczeniu.
     Nim jednak Rubin poszedł, Rhys dostał od niego jakąś koszulę, bo faktycznie nie mógł siedzieć taki półnagi. Była trochę... fikuśna i zupełnie nie w stylu najemnika, ale nie narzekał. Zakrwawione rzeczy raziły zmysł estetyczny właściciela, więc to co dało się uprać polecił uprać.
    Rhysand spojrzał na stół... bardzo kusiło go przejrzenie dziennika chłopaka. Powinien zaryzykować i wstać? Zagryzł wargę, nie wiedząc co zrobić...

    Na dole,  nie było ciężko znaleźć kuchnię. Rozchodził się stamtąd całkiem aromatyczny zapach, co świadczyło o tym, że tutaj nie serwuje się starego mięsa i zwiędłych warzyw. W całkiem przestronnej kuchni Theo dowiedział się, że ów Quil to uroczy blondynek, którego wcześniej tak szczegółowo obserwował. Młody chłopak właśnie siedział nad garem ziemniaków i marudził coś pod nosem. Jak widać nikt nie lubił obierania ziemniaków, a w takim przybytku trzeba było nastrugać ich naprawdę sporo... Theo mógł też wybrać co chcieli by zjeść na obiad razem z Rhysandem. I być może porozmawiać z chłopakiem, który wydawał się całkiem sympatycznym człowiekiem. W kuchni jednak nie byli sami. Były tu też dwie starsze kobiety, prawdopodobnie to one były głównymi kucharkami i trochę goniły młodych do roboty, by się nie obijali.
    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Sro 13 Lut 2019, 16:49

    – Można tak powiedzieć – zgodził się z Rhysandem, ale gdyby Azkres mógł uczestniczyć w tej rozmowie, to prawdopodobnie nazwałby się inaczej niż strażnikiem. Sprawiłby też, że najemnik mógłby się poczuć naprawdę wyjątkowo, jako jedyny żywy świadek jego istnienia... Na szczęście teraz rozmawiał z Theo, a chłopak chyba z obawy, że zniechęci do siebie Rhysa, postanowił pomijać pewne... szczegóły.
    – Myślę, że to jego powinieneś zapytać – podpowiedział najemnikowi, bo chłopakowi ciężko było ocenić umiejętności magiczne Azkresa. Nie miał porównania, ani możliwości zobaczenia tego na własne oczy. Więc jeśli mężczyzna będzie chciał to powinien pytać u źródła.
    Theo nie bardzo miał także ochotę poruszać temat templariuszy i swoich planów co do ich zasobów. Widać nie była to dla niego wygodna ani tym bardziej łatwa rozmowa. Ciągle walczył ze swoimi przekonaniami.
    – Zobaczymy – zbył szybko Rhysanda i odszedł od niego kiedy skończył bandażowanie. Ale przynajmniej co do obiadu byli zgodni. Chłopak nie jadł śniadania i czuł jak żołądek zaczął mu się skręcać na myśl o jedzeniu. Tym bardziej, że był w wieku, w którym zdecydowanie łatwiej było go ubrać niż wyżywić.
    Trochę się zaniepokoił, kiedy Rhysandowi nie powiodła się próba stanięcia na nogi. Odruchowo zrobił krok w jego stronę, żeby mu pomóc, ale na szczęście mężczyzna zaniechał kolejnych prób i zdecydował się na pozostanie w łóżku. Słysząc jego prośbę zawahał się, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale uznał, że nie będzie mu nadskakiwał i niańczył nadmiernie. Był chyba na tyle rozsądny, że wiedział na ile może sobie pozwolić w takim stanie, nawet z pomocą magicznego medalionu.
    – W porządku – zgodził się i wyszedł z pokoju w poszukiwaniu Rubina. Podczas późniejszej rozmowy nie odzywał się za dużo, ale był czujny i gotów wejść w słowo Rhysandowi, gdyby ten chciał powiedzieć za dużo na jego temat. Przyglądał się też z zainteresowaniem mężczyźnie w kolorowych ubraniach. Z tego co wiedział, zazwyczaj burdelem kierowały emerytowane prostytutki... Zastanawiał się jaka była jego historia, ale pomimo ciekawości nie śmiał zapytać na głos. To był jego sposób na trudnych i nieprzystępnych ludzi - wyobrażał ich sobie w najbardziej groteskowej sytuacji, jaka przyszła mu do głowy i teraz też podziałało powodując dziwne rozbawienie.
    – Ma się rozumieć! – odpowiedział wesoło, może aż za bardzo i natychmiast ruszył do kuchni. Poza tym nie miał nic przeciwko takiej umowie i chętnie się odwdzięczy za możliwość chwilowego pobytu pod dachem. W swoim życiu przerzucił już dostatecznie dużo końskiego łajna, aby przestać się bać ciężkiej pracy. W porównaniu z tym pomaganie w kuchni wcale nie było takie złe, szczególnie, że może uda mu się coś podjeść zanim obiad będzie gotowy.

    Wszedł do kuchni witając się z każdym, kogo tam zastał i poinformował o rozmowie z Rubinem. Panie kucharki były chyba zadowolone z dodatkowej pomocy. Z lekkim zaskoczeniem przyjął fakt, że znajomy blondyn ma takie, a nie inne zajęcie. Wcześniej myślał, że pracuje tu w innym charakterze. Od razu chwycił za jakiś nożyk i zabrał się za obieranie warzyw bez szukania wymówek. Zdawał sobie sprawę, że im szybciej skończą, tym szybciej obiad będzie gotowy.
    – Długo tutaj...  pracujesz? – zagadnął całkiem zwyczajnie, bo pewne rzeczy nadal nie dawały mu spokoju. Nie miał jednak odwagi zapytać wprost o to, co chodziło mu po głowie. Czułby się niezręcznie, gdyby jego domysły okazały się nieprawdziwe. Może naprawdę blondyn pomagał tylko w kuchni? Jednak wyraz twarzy Theo mógł sugerować, że dręczy go taka a nie inna ciekawość, tak samo jak on dręczył tępawym nożykiem dorodną marchew...
    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Sro 13 Lut 2019, 17:39

    Hm, więc przy okazji... spytam. Zostawmy może ten temat na razie. — Stwierdził pod nosem, zastanawiając się jak do cholery miałby zacząć taką rozmowę z Azkresem. Na razie cała ta sytuacja była absurdalnie niemożliwa. Nie naciskał też na chłopaka w sprawie Templariuszy, bo widział iż Theodor niechętnie na net temat nawet żartuje. Postanowił go bardziej już nie irytować, ani nie mącić w tym temacie. Chłopak na pewno nie był głupi... musiał mieć jakiś plan w związku z tymi księgami, a on pewnie tylko bez sensu się martwił. No bo, czemu miałby go obchodzić praktycznie obcy dzieciak?

    Próba wstania z łóżka nie wyszła Rhysowi za dobrze, ale miał na tyle dumy, by nie prosić Theo o pomoc. Dobrze, też że chłopak sam z siebie nie skakał do najemnika, bo pewnie tylko zirytowało by to mężczyznę. Nie lubił być aż tak zależny od innych... I nie chciał też pokazywać siebie innym w takim stanie. Między innymi także dlatego posłał po Rubina, on go widział nawet w gorszych sytuacjach. Zresztą musieli pogadać oraz coś zjeść, więc dobrze się stało, że Rubin chłopaka zamierzał wysłać do kuchni. Przynajmniej będzie jeszcze jedna osoba do pomocy, to i żarcie powinno pojawić się szybciej.
    Nikt nie wiedział natomiast z czego Theo jest taki wesolutki... Gdy wychodził obaj starsi mężczyźni tylko spojrzeli po sobie i wzruszyli ramionami. Młodzi, kto ich zrozumie?

    W kuchni natomiast praca wrzała. Burdel to nie tylko uciechy cielesne. Często ludzie przychodzili tutaj się zabawić po prostu w innym towarzystwie, bardziej... elokwentnym niż pryszczate dziwki z slumsów. Bywały tu także przedstawienia artystyczne pomniejszych objazdowych artystów, napędzało to klienteli nie tylko właścicielowi. Natomiast Rubin dbał o to, by tutaj jego goście mogli zjeść także smaczne dania, napić się dobrego wina, czy innego bimbru i w spokoju się zaszyć.
    W każdym razie, gdy Theo dotarł do kuchni dostał nożyk i mógł zając się pomocą.
    Quil uniósł na moment głowę znad góry pyrów i jego buźka się rozjaśniła widząc Theo, nowego kolegę Rhysa.
     Taa... Wieści szybko się rozchodzą w burdelu, zresztą przez ten czas miał chwilę by dyskretnie wypytać pana Rubina co i jak. Chciał się z nim przywitać, czy coś, tak  bardziej oficjalnie ale chłopak chyba miał inne pytania co do niego. Mimo to Quil roześmiał się pod nosem, cicho by reszta nie zwracała na nich zbytniej uwagi.
    Tu? W sensie kuchni? — Wyszczerzył się łobuzerska do Theo — No, będzie już trochę czasu... — Odpowiedział, tak naprawdę nic nie zdradzając. Zabrał  też od niego marchewkę, bo nie mógł patrzeć jak ten ją maltretuje... Przesunął szczupłymi palcami po jej długim trzonku, trochę dwuznacznie jeśli się nad tym zastanowić. Zerknął na chłopaka. Nie był chyba wiele starszy niż on sam...
    Hmm...  Ale to nie moja główna praca. Jak chcesz dorobić, mogę ci pokazać co i jak. — Uśmiechnął się tym razem weselej i złapał pewniej marchewkę. Oczy Quila błyszczały zawadiacko, więc raczej nie był w burdelu za karę, jakby się mogło postronnym wydawać. 
    Theo, tak się nazywasz? — Pomachał mu nożykiem. — Jestem Quil. Ale do rzeczy. Przede wszystkim musisz musisz dobrze lecz czule złapać tu za grubszą część. Często są śliskieee i mokreee. Ale to dobrze! Potem trzeba przesuwać w górę i dół, i znów do samego czubeczka. — Zaśmiał się, jednocześnie bardzo obrazowo obierając marchewkę. Biedny Theo. Z taką pomocą obiad będzie się robił pół dnia. Chłopak się z nim droczył przez chwilę jeszcze, póki Theo nie załapał żartu. Potem jednak już powinni zacząć obierać sprawniej i normalnie, o ile nikt nie chciał zarobić ze ściery. Blondyn nawet rozejrzał się na bok, czy nikt nie sterczy nad nimi z posępną miną i nie zacznie się jakieś kazanie starszych.
    Ile masz lat? Rhysand to twój przyjaciel... czy coś?— Spytał. Potem wstał i zaczął przekrajać ziemniaczki, oraz wrzucać je go sporego garnka. Oparł się biodrem o blat stołu i zerknął spod blond kosmyka na Theo.
    Jest całkiem przystojny... — Chłopak uśmiechnął się pod nosem, bardziej do samego siebie ale Theo na pewno też to słyszał.
    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Sro 13 Lut 2019, 18:20

    Theo patrzył jak chłopak zabiera jego marchewkę i prezentuje mu błyskawiczny kurs obierania warzyw. Nie wiedząc jeszcze co go czeka z lekką konsternacją i pytającym spojrzeniem obserwował dłonie blondyna. No i dostał swoją odpowiedź, a nawet więcej. Jednak nie był na to przygotowany. Teraz nie miał już wątpliwości, czym Quil się tutaj zajmuje, kiedy nie pomaga w kuchni.
    Chłopakowi nie przyszło do głowy nic sensownego, co mógłby odpowiedzieć.
    – To ja w takim razie będę obierać ziemniaki... – zadecydował i chwycił za mniej dwuznaczne warzywo marchewki pozostawiając blondynowi. Nie było mowy o tym, żeby wziął przy nim do ręki coś podłużnego!
    Kiedy padły kolejne pytania, Theo uniósł na chwilę spojrzenie na chłopaka. Skoro już mowa o wieku, to chyba był od niego starszy. Niewiele, ale jednak. A to wziął sobie za pozwolenie, aby trochę pouczyć Quila.
    – Kiedy zadajesz pytanie, powinieneś chociaż poczekać na odpowiedź, zanim zadasz następne – stwierdził próbując chyba zabić mentalnie wesołość swojego rozmówcy. Ale tak już miał, że czasem zachowywał się zbyt dojrzale jak na swoje lata. Po chwili odpowiedział chociaż na część jego dociekań. – To tylko znajomy...

    Później Theo nie okazał się zbyt dobrym towarzyszem do konwersacji. Pionowa zmarszczka na jego czole świadczyła o tym, że myśli nad czymś intensywnie, czym zniechęcał do dalszych zaczepek. W końcu uporali się ze wszystkimi warzywami, a jeśli było coś jeszcze do zrobienia, to chłopak sam się zaoferował. Tak zleciało mu trochę czasu, aż w końcu mógł zabrać porcje jedzenia dla siebie i dla Rhysanda. Niestety nie potrafił zabrać się ze wszystkim sam, więc musiał poprosić o pomoc Quila, żeby nie musieć łazić dwa razy w tę i z powrotem.
    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Sro 13 Lut 2019, 19:47

    Theo nie miał wątpliwości... Quil przecież dużo wiedział, żył tu w zasadzie od małego, to chcąc nie chcąc podłapał dużo. I nie był aż tak niewinny, miał swoje za uszami.  Jednak, gdyby ktoś zapytał o noc z chłopakiem mógłby się zdziwić. Według Rubina był jeszcze trochę za młody dla większości klientów, więc jedynie towarzyszył w grze wstępnej niektórym klientom.
    Jednak zabawy blondyna chyba nie do końca przypadły do gustu Theo.
    Jeju... sam zacząłeś! — Ofukał chłopaka i zajął się obieraniem cebuli. To znaczyło, że przy dalszej rozmowie miał łzy w oczach i wyglądało to prawie tak jakby naprawdę przejął się pouczeniem Theodora. Popatrzył na niego, wycierając brzegiem czystej ręki policzek i pociągnął nosem. Więc tak. Wesołość blondyna powoli zaczęła uciekać, choć nie za sprawą Theo. W końcu lekko wzruszył ramionami.
    Skoro tak mówisz. — Ważniejsze dla niego było to, że Rhysand był blisko z Rubiniem i miał polecenie by mu dogadzać podczas leczenia tu.
    Theo zrobił się milczący, a to znaczyło że Quil nie bardzo miał ochotę na dalsze zaczepki. Przyśpieszył swoja pracę i trzeba mu było przyznać, że był obrotnym chłopakiem. Niedługo potem nałożono jedzenia dla Rhysanda oraz jego znajomego.
    Quil zabrał tacę z miskami z zupą, jako  że miał w tym większą wprawę, a Theo wziął resztę. tak obładowani weszli do pokoju w którym przebywał najemnik. 
    Tymczasem sam główny zainteresowany obiadem siedział na krześle przy kominku, w jednej ręce miał pogrzebacz i bez przekonania grzebał nim pomiędzy polanami. Gdy weszli zwrócił na nich uwagę i lekko zmarszczył brwi.
    Co tak długo to trwało, myślałem że zaraz zemdleję z głodu... — pożalił się rozgoryczony.
    Pana kolega jest marny w obieraniu... marchewek, to dlatego. — Rhys zerknął dziwnie na Theo, bo kto nie umie obierać marchewek? Jak widać młody chłopak nie mógł się powstrzymać przed dogryzieniem Theo. Zaraz też zajął się rozłożeniem sztućców, a potem zabrał od Rhysanda pogrzebacz. Nie odzywał się w sprawie koszuli...bo jeszcze ten by mu przywalił. Chłopak czuł respekt do najemnika.
    Proszę siadać. Ja tu trochę ogarnę. — Powiedział chłopak uśmiechając się ładnie do Rhysa, na co ten tylko skinął głową i jakoś dokuśtykał do stołu w swojej jedwabnej koszuli. 
     A co do samego stołu, nie było już na nim rzeczy Theo, te leżały na jednym z wolnych łóżek w pokoju. Jak widać Rhys nie czuł się aż tak tragicznie i postanowił sam zrobić tu nieco porządku. Aczkolwiek nie wiadomo, czy przy tym nie wywalił się z pięć razy. Nikt go w końcu nie kontrolował od dobrej godziny, czy dwóch!
    Nim wyszedł, Quil zajął się dołożeniem do ognia, bo w pokoju zaczynało się robić chłodno. Zapalił też kilka ogarków, przez co było w środku naprawdę przytulnie. Szczególnie, że na dworze znów mocno sypało śniegiem i było ponuro.
    Rhysand ze smakiem zjadł zupę, od czasu do czasu zerkając na Theo.
    — Mhm. Jesteś nie w sosie, czy mi się wydaje? — Zagadnął go pomiędzy wysiorbywaniem resztek zupy. — Nie zamierzam już cię męczyć, więc spokojnie. — Wyjaśnił, próbując jakoś dotrzeć do chłopaka. Sądził, że ten może ma mu za złe to całe wypytywanie czy coś jeszcze. Nie potrafił go do końca rozgryźć i raczej nie brał pod uwagę, że to Quil coś zmalował!
    Mężczyzna liczył, że dobre, ciepłe jedzenie poprawi humor Theodora. Jemu już poprawiło!
    Rhys zajął się teraz drugim daniem.
     Wyglądało smakowicie aż ślinka ciekła. W miarę spokojnie jedli. W miarę... bo  z kęsa na kęs widać było po twarzy Rhysa, że coś go zaczynało gnębić. Może to przez to, że zerknął na rzeczy Theo? A może coś innego. Spojrzał na chłopaka bardziej poważnie, upewniając się, że ma jego uwagę.
    Theo... Od tego wypadku jesteś ze mną szczery, prawda? W takim razie też chciałbym ci coś powiedzieć. — Zapytał go poważniej i odsunął od siebie talerz. Nie dokończył wszystkiego, ale jakoś tak stracił apetyt. Zamiast od razu mówić o co mu chodziło, zaczął bawić się nożem obracając go w palcach zwinnie. Westchnął w końcu.
    Wiesz. Hm... od jakiegoś czasu szukam mojego ojca, ale do tej pory standardowe poszukiwania nie zdały za dużego rezultatu. A skoro Azkres jest magiem, to to bardzo ułatwiło by sprawę. — Popatrzył na chłopaka. Oczywiście nie mówił mu całej prawdy i historii, ale teraz też nie kłamał. Naprawdę szukał ojca i jedynie mag mógłby mu pomóc. O drugiej rzeczy na razie nie śmiał mówić, nie ufał na tyle Theo, czy ten aby go nie wyda komuś.
     Zresztą może ten Azkres wcale nie był taki dobry, może zał tylko parę sztuczek.
    Myślisz... że mógłby mi pomóc? Bo jeśli tak, to chyba chciałbym z nim porozmawiać. — Rhys lekko zagryzł wargę. Czuł, że Theo może mieć kilka pytań więc się na to przygotował.
    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Nie 17 Lut 2019, 16:01

    Humor Theo rzeczywiście trochę przygasł, ale tylko do momentu, w którym przekroczył drzwi pokoju i dostrzegł Rhysanda w nowej koszuli. Jego aktualna poza i marudny ton dopełnił wizerunku. Dzięki temu puścił mimo uszu komentarz Quila.
    – Widzę, że mianowali cię hrabią, kiedy mnie nie było...  – rzucił ironicznym tonem, gdy odstawiał tacę z jedzeniem na stole, a blondyn krzątał się po pokoju. Chłopak przystanął wyprostowany i odezwał się w obcym języku. Wybrał właśnie taki nie bez powodu.
    Quil – zwrócił się do blondyna i dworskim gestem wskazał na najemnika je vous présente...  le comte de la maison de l'amour libre - Rhysand! [Quilu, przedstawiam ci hrabiego domu wolnej miłości - Rhysanda]
    Pokłonił się, żeby dopełnić formalności. Następnie z namaszczeniem postawił przed Rhysandem talerz zupy.
    Et voilà! Podano do stołu, jaśniepanie – uśmiechnął się usłużnie, trochę wymuszenie. Trudno orzec, czy po prostu robił sobie podśmiechujki, czy w dość niewybredny sposób chciał dać znać Rhysandowi, że nie jest jego parobkiem. W każdym razie zbyt dobrze wychodziła mu ta parodia dworskiej maniery, aby uznać, że gdzieś to tylko podpatrzył. Chłopak z pewnością był wykształcony i odebrał dobre wychowanie.

    Zabrał swój dziennik z łóżka i również zasiadł przy stole, żeby też w końcu zjeść. Lewą ręką zaczął zapisywać czystą kartkę w międzyczasie podjadając zupę. Nauczył się dobrze wykorzystywać czas i jeśli dało się ze sobą pogodzić dwie czynności, to tak właśnie robił.
    – Jestem trochę zmęczony... – wyjaśnił nie podnosząc oczu znad kartki. Biorąc pod uwagę fakt, że Theo nie miał tej nocy okazji położyć głowy na poduszcze, mógł wyglądać na zmarnowanego i trochę niezadowolonego. Nadal nie był też zbyt rozmowny, ale może przez to, że próbował skupić się na pisaniu. Dopiero po kolejnych słowach Rhysanda przestał i spojrzał na mężczyznę. Wyglądał na trochę zaskoczonego, żeby nie powiedzieć zaniepokojonego, ale trwało to tylko chwilę.
    – Kiedy skończę, będę chciał, żeby to przeczytał. Wtedy możesz sam go zapytać – odpowiedział i przelotnie spojrzał na talerz z drugim daniem. Kawałek mięsa wyglądał na bardzo smaczny i naprawdę miał ochotę go spróbować, ale powstrzymał się. Skoro nadarzyła się okazja, to postanowił nie odbierać Azkresowi tej prozaicznej przyjemności, jaką było smakowanie jedzenia.
    Wrócił do pisania, ale w końcu ciekawość zwyciężyła i znów spojrzał na Rhysanda.
    – Co się stało z twoim ojcem? – zapytał, ale nie miał zamiaru dopytywać nadmiernie. Jednak liczył na to, że mężczyzna po tym, jak sam powołał się na szczerość, teraz odwdzięczy się tym samym i powie o sobie coś więcej.
    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Nie 17 Lut 2019, 17:35

    Rhys spojrzał na Theo, nie do końca rozumiejąc do czego pije... Ale w chwili, gdy dostrzegł jak ten zerka na jego koszulę, wszystko stało się jasne. Uśmiechnął się krzywo do młodego i wzruszył ramionami.
    Jeszcze nie, ale nie miałbym nic przeciwko. — Powiedział trochę rozbawiony, nic sobie nie robiąc z ironicznego tonu głosu Theodora. Jednakże to co chłopak zaraz zaczął wyprawiać, lekko zbiło go z tropu. Głównie dlatego, że nie do końca rozumiał, co ten mówi. Miał wrażenie, że także Quil nie wie o co chodzi, choć chyba wyłapał trochę więcej niż Rhys. Lub... to najemnik nie dał po sobie poznać, że coś tam zrozumiał. 
    Ha. Ha. Ale zabawne, Theo. — Burknął do niego, mierząc go wzrokiem. Mimowolnie rumieniec zirytowania pokrył zarośnięty policzek Rhysa, wiec pewnie zbyt dużo tego widać nie było - całe szczęście!  Zaperzył się mamrocząc coś pod nosem i w końcu milcząc zaczął pałaszować obiad - bo naprawdę był wilczo głodny i nie kłamał. Jednak mężczyźnie nie  uwagi, że Theo chyba nie był zadowolony z roboty w kuchni lub towarzystwa takich, a nie innych ludzi.. Ale jeść chciał mimo, że nie miał za co zapłacić. Prawda?

    Podczas jedzenia obserwował chłopaka, który coś tam sobie notował w dzienniku.
    Pewnie zapisywał co się działo do wiadomości Azkresa... Dla najemnika ten stan rzeczy dalej był ciężki do zaakceptowania, jednak jeśli istniał cień szansy, że druga osobowość Theo mu pomoże to nie mógł zaprzepaścić szansy. 
    Wytłumaczenie chłopaka odnośnie zmęczenia wydało mu się lekkim mydleniem oczu, bo przecież nikt nie kazał mu czuwać całej nocy przy nim. Zresztą... podobno t nie był on tylko Azkres. Czy więc wtedy Theo nie odpoczywał? Rhysand dalej nie ogarniał jak to działało u nich.
    Och zapytam... możesz być pewny. O ile ten będzie chciał ze mną o tym porozmawiać. — powiedział pomiędzy kęsami jedzenia i westchnął cicho. Nie wiedział czy to co zamierza zrobić ma jakiś sens, ale Azkres o ile był magiem mógł mu pomoc. Lub chociaż coś podpowiedzieć. Jednak nie chciał teraz zdradzać zbyt wiele. W momencie, gdy Theo zapytał go o ojca, najemnik już kombinował co niby ma mu powiedzieć.
    Wiem tylko, że był... ścigany przez różnych ludzi. Podobno odszedł od nas, gdy miałem dwa lub trzy lata. Nie pamiętam nawet go. — Powiedział zgodnie z prawdą i oparł się wygodniej na krześle. Odetchnął cicho. Dopiero teraz poczuł, że jednak się najadł i zaczynało mu się robić niezwykle sennie. 
    Ale wiem, że żyje choć jest niezwykle dobry w zacieraniu śladów. Sam chciałbym z nim porozmawiać, co się wtedy stało. Wyjaśnić różne kwestie. — Wzruszył lekko ramionami. 
     Taka odpowiedź na razie musiała wystarczyć Theo.  Więcej na razie nie chciał mówić...
    Jeszcze coś chcesz wiedzieć?  Ach. Przy okazji. Twoje rzeczy dałem tam na drugie łóżko... jak widać będziemy dzielić pokój, mam nadzieję że nie chrapiesz? — Rzucił nieco weselszym tonem głosu.
    Rhys zaczął podnosić się  z krzesła. Nieporadnie z uwagi na szwy i bandaż. Miał wisior, więc nic go nie bolało, jednak wiedział, że musi uważać by nie popsuć tego co powoli zaczynało się zrastać. Udało mu się wstać... ale nagle łóżko zaczęło wydawać się o wiele dalej niż było naprawdę. Rhys stanął za krzesłem mocno trzymając się oparcia i w końcu spojrzał na Theo. Nie lubił prosić o pomoc. Ale coś mu się wydawało, że sam nie dojdzie do łóżka. Albo dojdzie, ale na czworaka, a to już było by całkiem niegodne... Szczególnie w tej koszuli wyglądał by niegodnie. Miał nadzieję, że Rubin pośpieszy się po jego rzeczy i w końcu będzie mógł założyć swoją, bo ta była idiotyczna.
    psychopath
    psychopath
    Tempter

    Punkty : 941
    Liczba postów : 189

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by psychopath Nie 17 Lut 2019, 20:27

    Theo dostrzegł, jak mu się wydawało, ten rumieniec poirytowania. Nie miał jednak śmiałości głośno zwracać na to uwagi, więc udawał, że nie widzi tej reakcji. Natomiast w duchu doszedł do wniosku, że również Rhysand jest tylko człowiekiem, który ulega swoim emocjom. Dopiero wtedy ledwo zauważalnie uśmiechnął się pod nosem, bo taka świadomość, nie tyle go rozbawiła, co pozwoliła chłopakowi odwikłać nieco osobę najemnika. Ucieszyło go to, nie wiedzieć dlaczego.
    W następnej chwili cieszył się już mniej. Rano Rhysand nie był do końca zadowolony z faktu istnienia Azkresa, a teraz chciał z nim współpracować, kiedy wydał mu się przydatny. A może trochę ubodło go, że to on nie mógł się w żaden sposób przydać najemnikowi.
    – Rozumiem – odpowiedział po wysłuchaniu odpowiedzi na swoje pytanie. A przynajmniej starał się zrozumieć. Reszty mógł się domyślać, więc postanowił nie pytać o więcej, choć przez głowę przemknęła mu jedna myśl. A co, jeśli okaże się, że ojciec Rhysanda wcale nie ma ochoty być odnalezionym właśnie przez niego? Chłopak szybko sam sobie odpowiedział i stwierdził, że na miejscu najemnika, pewnie postąpiłby tak samo. Chciałby znać swojego ojca i na pewno miałby sporo pytań.
    Theo pokręcił przecząco głową, co miało oznaczać, że już o nic nie będzie pytał i także nie będzie chrapał. Trochę zamyślony wrócił do pisania w dzienniku. Przynajmniej do momentu, w którym Rhysand postanowił wstać od stołu i... na tym się zatrzymał. Chłopak podniósł spojrzenie na pana hrabiego w kolorowej koszuli i szybko zrozumiał o co chodzi. Uśmiechnął się całkiem zwyczajnie i pośpieszył mu z pomocą. Pozwolił mężczyźnie wesprzeć się na sobie, tak jak jemu było najwygodniej, żeby sprawnie dotrzeć do łóżka. Znów, siłą rzeczy, znalazł się blisko Rhysanda, który w przeciwieństwie do Theo, pewnie traktował to tylko jak przykrą konieczność...
    – Dobranoc – odpowiedział, wracając na swoje miejsce przy stole, choć mężczyzna prawdopodobnie jeszcze nie zamierzał spać. Było dość wcześnie. Jednak Theo podejrzewał, że nie porozmawiają już tego wieczoru...

    Chwilę później chłopak w milczeniu dokończył drugą część posiłku nadal ślęcząc z nosem w swoich zapiskach. Z tą tylko różnicą, że zamiast pisać - czytał. W końcu zamknął dziennik i westchnął głośno spoglądając w stronę Rhysanda.
    – Więc... Czego ode mnie chcesz? – odezwał się tonem niezbyt zachęcającym do rozmowy. Jednak bardziej od ewentualnej odpowiedzi zainteresowało go to, co działo się za oknem, do którego podszedł bez pośpiechu. Z niezadowoleniem przyjął fakt, że śnieg sypał tak samo mocno jak poprzedniej nocy. Nie dostrzegł niczego niepokojącego, więc postanowił zatroszczyć się jeszcze o ogień w kominku. Pogrzebaczem, który wcześniej dzierżył Rhysand, wzruszył nadpalone polana czym sprawił, że kilka iskier wzbiło się w powietrze.
    mroczny_ptys
    mroczny_ptys
    Tempter

    Punkty : 946
    Liczba postów : 190
    Skąd : nvm

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by mroczny_ptys Pon 18 Lut 2019, 11:03

    Rhys nie lubił okazywać swojego zażenowania, więc ten rumieniec tylko bardziej go wkurzył i prawdopodobnie swoim zachowaniem tylko pogłębił radość Theo. Ale oczywiście nie widział uśmieszku chłopaka i liczył, że może w pokoju jest na tyle ciemno, by chłopak nie widział jego zachowania.
    Po chwili, gdy się uspokoił zagadał na temat magi i Azkresa. I owszem, Rhysand dalej nie był zadowolony z istnienia Azkresa, bo szczerze wolałby wszystko powiedzieć Theo i z nim jakoś to rozpracować. Jednak chłopak upierał się, że na czarach się nie zna i jedynie Azkres mógłby pomóc. A naprawdę zależało mu na tym by znaleźć ojca. Więc jaki miał wybór?
    I jeśli obawy jakie miał Theo były słuszne co do ojca Rhysanda, to tak czy siak najemnik wolał dowiedzieć się o tym osobiście.
    Stojąc przy krześle, całe szczęście nie musiał prosić Theo o pomoc, bo chłopak całkiem naturalnie sam domyślił się o co chodzi. Oparł się od zdrowej strony na ramieniu Theo, pozwalając sobie na tą małą chwilę słabości i razem dokuśtykali do łóżka. Nie traktował dotyku Theo jako czegoś... przykrego. W sumie w ogóle o tym nie myślał. Bardziej skupiał się na kiwającym się mu przed oczami obrazem. Mężczyzna znów poczuł jak trochę kręci mu się w głowie, mimo że jeszcze przed chwilą czuł się całkiem dobrze. Odetchnął głęboko i spojrzał na Theo. Uśmiechnął się nawet lekko do niego.
    Tak... Dobranoc. — Odparł cichym głosem.

    Rhysand usadowił się w łóżku, w tej swojej hrabiowskiej koszuli i zerkał na Theo... który chyba odszedł a na jego miejsce wskoczył Azkres. Młody mężczyzna czytał notatki bardzo uważnie, a Rhysa zjadała ciekawość co też Theo tam napisał i czy o nim coś? Coś głupiego? Albo... żeby Azkres mu nie pomagał? Nie, tego pewnie by chłopak mu nie zrobił. Zresztą chwilę potem towarzysz się odezwał. Już po samym tonie głodu najemnik był pewny iż nie jest to Theo. Obserwował w chwilowym milczeniu Azkresa jak ten wstaje z miejsca i idzie ku oknu.
    Chciałem z tobą porozmawiać o kilku sprawach.— Powiedział zgodnie z prawdą. Odetchnął cicho, nie wiedząc jak delikatnie przejść do nurtującego go problemu więc uderzył z grubej rury. 
    Więc ty jesteś magiem w tym waszym związku, tak? Theo nie wie nic, a nic o magi? — Łypnał na niego trochę podejrzliwie. — Czy twoje umiejętności są na przyzwoitym poziomie? Bo... jeśli tak, to mógłbym mieć dla ciebie pracę. Nie wiem czy Theo coś pisał o tym? — mruknął pod nosem, spoglądając na wyraz twarzy mężczyzny — Oczywiście, wynagrodziłbym ci to jakoś. Mam odłożone pieniądze jeśli o to idzie. — Powiedział. Najemnik miał w kilku miejscach swoje skrytki na kosztowności, bo przecież musiał płacić czasami ludziom za różne przysługi, czy nawet informacje na temat śledzonego rodzica. 
    Spojrzał na Azkresa i przeszedł go dreszcz. Dalej w jego obecności czuł się nieco nieswojo. Sam nie wiedział dlaczego, bo przecież na szlaku spotykał nieraz gorszych typów, bardziej nieokrzesanych a mimo to ten tu byt działał mu na nerwy i włączał większą uwagę. Mimo przypatrywał mu się z zastanowieniem i lekką ciekawością.
    Azkresie? Jak to w ogóle się stało, że dzielicie razem jedno ciało? Sądzisz, że księgi templariuszy wam pomogą? — Spytał teraz z czystej ciekawości, jak w ogóle Azkres widzi tą sprawę.
    Czy nie lepiej było by was... rozłączyć do różnych ciał? Musi się dać takie coś zrobić,  musielibyście znaleźć silnego maga... — powiedział w zamyśleniu i spojrzał na niego z lekkim uśmieszkiem
    I tu może mógłbym wam pomóc. — Czytał kiedyś o rozszczepianiu duszy w jakiejś zawiniętej templariuszom księdze... czy czymś podobnym. Więc może w tym wypadku to było by lepsze dla Theo, życie bez Azkresa niż jeszcze mocniejsze łączenie się z nim.
    On sam natomiast... mógłby im pomóc z tym rytuałem, jeżeli wpierw Azkres pomógł by jemu.
    Lub znaleźliby jego ojca. Przysługa za przysługę. Jeśli Azkres zainteresuje się tematem, Rhys zamierza mu coś więcej powiedzieć. Ale coś za coś.

    Sponsored content

    Wygra ten, którego karmisz... - Page 2 Empty Re: Wygra ten, którego karmisz...

    Pisanie by Sponsored content

      Similar topics

      -

      Obecny czas to Nie 19 Maj 2024, 09:05