„…Ty mnie nie znienawidzisz, prawda?”
Aleksiej nie przestał wpatrywać się w Olega, nawet gdy ten zakrył twarz. Wydawało się, że nazista chciał coś powiedzieć, już otwierał usta, ale słowa utknęły mu w gardle. Co miałby powiedzieć?
Nie znasz mnie. Chciałbyś, bym cię nienawidził.
Czemu tu jestem? Czemu nie w Rzeszy?
Patrzcie tylko, prosta sytuacja, a tak cię przerasta!
A czy… ty byś mnie nie znienawidził?
Po raz pierwszy od dawna Aleksiej Sorokin nie wiedział po prostu, co zrobić. I dlatego ostatecznie na nic się nie zdobył, siedząc przy tym stoliku, przy którym jeszcze parę chwil temu panowały gromkie śmiechy.
W takim impasie zastała ich Vanya. Dziewczyna wyglądała teraz na znacznie odświeżoną. Twarz nabrała jakby kolorów, zniknął z niej niemal cały brud. Włosy były uczesane w długi warkocz, dając im żywszy wyraz. Kobiecina naprawdę o nią zadbała. Na tyle, ile mogła. I teraz zamiast wystraszonej ofiary, miał przed sobą młodziutką, śliczną dziewczynę.
— Vanya! — Aleksiej aż wstał gwałtownie, czego zaraz pożałował, gdy kolano uderzyło o blat i syknął wściekle. Palce kurczowo zacisnęły się na stoliku, czując że może zaraz stracić równowagę.
— Przepraszam, ja tylko chciałam…— zaczęła, a Sorokin tylko pokręcił głową. Po dłuższej chwili, gdy poczuł się znacznie pewniej, puścił w końcu blat, patrząc znowu na kobietę. Ta widocznie czuła się jak intruz, widział to w jej mowie ciała. Chciała się wycofać, odejść, a to była ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebował.
— Nic się nie stało — zapewnił ją, starając się, by jego głos brzmiał miękko. — W-wystarczy nam na dziś. Chodźmy stąd.
—P-pani Yezhova wspomniała mi o bocznym tunelu. Tam jest miejsce…
Aleksiej przyjął te informację z wdzięcznością, zakładając z powrotem kurtkę, rękawiczki chowając do kieszeni. wreszcie zdobywając się na to, by zwrócić uwagę na Olega. Szturchnął go w ramię raz. Jeśli pierwsza próba zawiodła, próbował dalej. Nie mogli tutaj zostać.
— Oleg… idziemy. — Próbował chwycić go zranioną ręką, chcąc podciągnąć do góry i zaraz tego pożałował, czując nagły ból. Przeklął pod nosem. Kompletnie o tym zapomniał. Nie było mowy, żeby sobie sam z nim poradził. Co więcej ciągle miał problemy z równowagę po ich wcześniejszej libacji. — Vanyo, mogłabyś też…?
Ta podskoczyła w miejscu, jakby zbytnio się zamyśliła. Mimo wszystko nie zaoponowała, je dłonie zaraz znalazły drogę do ramienia Olega, próbując usadowić się pod jego pachą. Aleksiej postanowił w tym czasie sięgnąć po rzeczy, które towarzysz wcześniej odłożył. Jak tamten nie zechce współpracować, to najwyżej będzie targać nimi po ziemi.
— Panowie się… pokłócili? — W którymś momencie usłyszał ciche pytanie. Aleksiej wziął głęboki wdech, przez chwilę niepewien co towarzyszce odpowiedzieć.
— Nie — odparł zbyt twardo, na co dziewczyna z lekka się spłoszyła. Dlatego zaraz dodał: — Nie… to trochę skomplikowane. — Nic więcej nie powiedział, Vanya też nie dopytywała.
— Dalej, Olegu Siergiejewiczu. Wyśpisz... wyśpisz się w innym miejscu.