Two sides of the same coin

    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Pon 21 Mar 2022, 16:52

    Tak niedaleko od domu, zupełnie blisko, a jakoś na Komsomolskiej brało go tylko na ponure myśli. Podzielał pogląd, że to stacja przynależna do Linii Czerwonej, jego Linii, a panosząca się Hanza to jedno wielkie nieporozumienie.
    A potem spojrzał na Aleksieja, który już urabiał przemytnika i zaczynał powoli rozumieć, że nie ma to już najmniejszego znaczenia. Są tu tylko przejazdem, gdzie indziej ich droga prowadzi, inny jest już ich cel, żadne wojny i żadne frakcje. Żadna ze stacji i żaden z tuneli. Żadne metro.
    Jedyny dom, jaki mu teraz pozostał, to on, ten człowiek obok niego. Trzeba się było tylko przyzwyczaić... Do diabła z Komsomolską, niech ją Hanza bierze. Do diabła i z Teatralną...
    "Kolega", jak go określił Aleksiej, słysząc jego słowa zsunął nieco uszankę na potylicę i obejrzał sobie go szarawymi oczami, które zwężały się w wyrazie zaciekawienia. Miał garbaty nos, szerokie bary i długie, lekko siwiejące włosy ściśnięte w kucyk, który spływał mu na waciak.
    - Aha... - mruknął, ale jakby pogodnie i gdy Oleg do nich dołączył pochylił się ku nim nieco do przodu. - No to kłopot, nie przepuszczają, co nie?
    - Coś się na pewno da zrobić, bracie... - Odezwał się Oleg i przyklęknął przy nich. Oficjalnie wszyscy czerwoni byli dla siebie towarzyszami, ale on sam adoptowany przez ideę, zawsze postrzegał ich jako swych braci.
    - Gdyby tylko! Aż żal patrzeć, jak tych biedaków kolbami szczują... - westchnął, ale wciąż nie opędzał się od nich, dość uporczywie przyciągany przez niezwykłe zielone oczy Aleksieja. Nie skomentował ich jednak w żaden sposób.
    - Ale ja nie do Hanzy, ja do Teatralnej muszę...
    - A gdzie ja nie muszę!
    - Spartanin zapłaci - obejrzał się na kochanka, zastanawiając się właściwie, ile mogli temu człowiekowi zaoferować. Sam miał niewiele. Oby Aleksiej zagrał mu kiedyś na tej drogiej gitarze...
    - Tu nie o naboje chodzi, a o zasady - rzekł niemal konspiracyjnie i podrapał się po łopatce - Szpiegów na stację nie szmugluję... pieprzone naziolki. Do wojny wam tak spieszno?

    Rusłan ze słabo ukrytym niedowierzaniem patrzył, jak nieśmiertelniki lądują na podłodze, a potem aż mu się wyrwał krótki pomruk samozadowolenia.
    - Najwyższy... - powtórzył za nim potwierdzająco, już barwiąc głos nieco złośliwie. I gdy już szykował się na dalszy ciąg tej łóżkowej zemsty, Nikolai nazwał go "kimś znacznie ważniejszym" i tym samym zupełnie wybił go z rytmu, sprawił, że oblał się rumieńcem, złagodniał od pocałunków. Dostał to, czego chciał, jego uwagę i wiele więcej. Kiedyś te dreszcze, fale ciepła, ciało reagujące bez jego udziału były czymś stresującym, teraz nauczony przez Petrowicza tej przyjemności był na nią bardzo łasy. Tego dnia jednak miało to nabrać zupełnie innego wymiaru. Może dlatego, że wciąż czuł na sobie dotyk mężczyzny, którego zabił? Woda nie mogła go oczyścić, mógł to zrobić tylko kochanek. A raczej ten jedyny ukochany, który go ocalił, a którego wciąż tylko wyzywał i narażał na swoje nieodpowiedzialne zachowanie.
    - Chcę, żebyśmy to zrobili. Tak... do końca. Żebyś był mój, a ja twój - powiedział szczerze, z początku nie patrząc mu w oczy, czując jak i jego ciało przygotowuje się do spełnienia już pojawiających się wyobrażeń. Wreszcie odwzajemnił spojrzenie i jakby sobie coś przypomniał - No tak, ślub... - rozejrzał się odruchowo, ale nie miał nic, co mogłoby mu służyć za rekwizyt obrączki, w końcu przerzucił naszyjnik ze swojej szyi na szyję Nikolaia, mając tak naprawdę nikłe pojęcie o rytuałach towarzyszących małżeństwu - Czy zostaniesz moim mężem, panie Petrowicz? Szpon jest do zwrotu.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Wto 22 Mar 2022, 20:12

    — Ludzie nas interesują, nie wojna  —  powiedział z naciskiem Aleksiej i pokazał swoje własne nieśmiertelniki. Jeszcze tego by było, żeby tamten ich zaczął od szpiegów wyzywać w pobliżu żołnierzy Hanzy i czerwonoarmistów. —  A pan tutaj jest czerwony całym sercem, już nie raz mi to udowodnił... Dlatego prosimy, niech chociaż te trudne czasy będzie mógł spędzić z rodziną.
    Cholerni Czerwoni z ich zasadami. Mężczyzna nadal nie wydawał się przekonany, ale wtedy tłum jakby się zmógł, coraz częściej dochodziło do szarpanin. Ludzie chcieli dostać się na Okrężną, żołnierze Hanzy podchodzili coraz agresywnie podchodzili do niechcianych uchodźców. Wreszcie ich przemytnik westchnął i opierając się, wstał powoli.
    Nic nie mówił, za to zaprowadził ich gdzieś na bok, w bardziej nieznane części Komsomolskiej. A raczej w takowe, gdzie każdy pilnował swojego własnego interesu i nawet obecność Sparty była tu ignorowana. Aleksiej przez chwilę się zastanawiał, czy ich nowy towarzysz nie zechce ich wydać, dlatego przestrzegł Olega, by był gotowy.
    Przemytnik wymieniał parę słów z przechodniami, a Aleksiej z każdą chwilą tylko bardziej się niecierpliwił. Dopóki w ich stronę nie zostały rzucone mundury typowe dla żołnierzy Linii.
    — Drezyna. Jedzie na Łubiankę. Jak się dobrze usadowicie, to pomieści waszą dwójkę.
    I to było wszystko. Po wrzuceniu niewielkiej garści naboi, przemytnik odszedł w swoją stronę. Resztą miał zająć się niejaki Blizna, który nakazał im prędko się przebrać. Ze wszystkich możliwości, Aleksiej nie spodziewał się, że będzie mu dane któregoś dnia założył mundur czerwonoarmisty. Dawniej prędzej wolałby spłonąć niż go założyć. A teraz stał w takowym, nieco za dużym dla niego. Nieśmiertelniki ukrył przed widokiem wścibskich oczu.
    Obrócił się kilkakrotnie, specjalnie eksponując się w nim przed Olegiem.
    — I jak? Podobam ci się, towarzyszu?
    Oleg miał okazję pochodzić w mundurze Rzeszy, tak teraz Aleksiejowi dane było zostać komunistą. Przewrotność losu.

    Petrowicz spojrzał zaskoczony na Rusłana i zaraz wstąpiło w niego niespotykane rozczulenie. Już ochoczo chciał okazać, dać wyraz tym emocjom, które teraz nim targały. Jednak zanim to zrobił, Rusłan zdążył nałożyć na niego naszyjnik. Nikolai z początku nie zrozumiał, potem dopiero sobie przypomniał te żarty chłopaka o ślubie,  
    — No wiesz? Bo się tu zaraz zarumienię — zaśmiał, biorąc do ręki naszyjnik ze szponem i nie spuszczając wzroku z twarzy kochanka, rzekł: — Ślubuję miłość i oddanie mojemu ukochanemu rycerzowi Rusłanowi Marininowi. Jestem tylko twój. I nikogo innego. Na zawsze. — I zapieczętował te słowa pocałunkiem pełnym czułości.
    Pociągnął Rusłana w stronę łóżku i z szerokim uśmiechem górował nad nim.
    — Skoro już po ślubie…To teraz pozwól, że zajmiemy się naszą nocą poślubną — wymruczał Nikolai, zaraz to biorąc się do roboty. Ręce i usta błądziły ostrożnie po ciele i jeśli Rusłan pozwalał, to ostrożnie odkrywał skórę, pozbywając się ubrań młodzieńca. Każde miejsce, które wywołało chociażby jęk czy westchnienie, Nikolai zapamiętywał dokładnie, by z czasem wrócić do nich i jeszcze nieco pognębić tymi doznaniami.
    Wreszcie i sam postanowił zdjąć z siebie podkoszulek i resztę, szczególnie spodnie, by się uwolnić od tej ciasności i dyskomfortu. Pewne ruchy nadal wywoływały ból, ale już nie taki co przedtem. Petrowicz był świadom swojego wyglądu i mimo swojego doświadczenia, poczuł dziwne zażenowanie. Jakby bał się, że widokiem rozczaruje Rusłana.
    Próbował jednak odpędzić te niepotrzebne myśli, dalej poznając ciało swojego „męża”, zachęcając go by robił to samo. Jego ręce stopniowo zsuwały się w dół, by chwycić niezbyt mocno za pośladki, lekko je ugniatać w rękach. Wtedy nieoczekiwanie się pochylił tak, by usta znajdowały się tuż przy męskości młodzieńca, owiewając ją ciepłym oddechem.
    — Czy teraz rycerz mi pozwoli na ten zaszczyt?
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Czw 24 Mar 2022, 11:48

    Rusłan zaśmiał się na to ślubowanie, a była w tym jakaś nieporadność i niewinność, którą dawien dawno stracił już nie pamiętając dlaczego i przez kogo. Teraz jakby cofnął się o krok, odzyskał coś cennego, jakąś własną wartość. Co prawda wciąż była to wartość w oczach innego człowieka, nie jego własnych, ale miała w sobie jakąś absolutną i wszechogarniającą słodycz...
    - Ja.. też ślubuję... to wszystko, co trzeba - zająknął się. Pod wpływem pieszczot tracił oddech bardzo szybko, nie starczało go na mówienie - Ni.. Nikolaiu... Petrowiczu.
    Ciało mimowolnie wyprężyło się, spięło, przy okazji eksponując przed oczami kochanka i narażając na więcej tej słodkiej udręki. Długo trwało, zanim Rusłan zaakceptował bezradność, w jaką wpadał pod wpływem tych pocałunków, ale cierpliwość Petrowicza opłaciła się im obu. Może stał się nieco zachłanny, ale nie wydziwiał już, nie odpychał go, nie zaciskał zębów, by tylko pozostać cicho. Wręcz przeciwnie, kochanek mógł czytać w nim jak w otwartej księdze. A skomplikowane to też nie było -uszy, kark, pośladki - to na niego działało najbardziej.
    Wreszcie gdy partner dał mu chwilę wytchnienia sam obnażył się przed nim, nieświadomy, że po tym czasie razem Petrowicza mogły jeszcze nachodzić jakieś obawy. Był dojrzałym dzieckiem powierzchni, posiadał atuty, o których ludzie wychowani w ciemności mogli tylko marzyć. Rusłan uwielbiał jego posturę, barwę jego skóry, owłosienie ciała tak różne od własnego - właściwie wszystko, co ich różniło, było dla niego podczas tych intymnych schadzek fascynujące. Nigdy jednak tego kochankowi nie powiedział. Podczas zbliżeń jakoś go zatykało, a później nie wiedział, jak miałby to zrobić.  
    - Ym... wiesz... tak... - oparł się na łokciach i spojrzał mu w oczy lekko rumiany i rozedrgany tym ciepłym oddechem - Jeśli chcesz...
    Też chciał, nie mógł zaprzeczyć, zresztą ciało samo dawało jasno do zrozumienia, czego potrzebuje. Rusłanowi jednak ta forma współżycia kojarzyła się raczej z przykrymi doznaniami. Opadł na posłanie, by zasłonić oczy i zawalczyć w swoim umyśle o oddzielenie tego, co kiedyś musiał robić innym, od tego, co teraz kochanek chciał zrobić jemu.
    - Dobrze... zrób to.. proszę - wyszeptał wreszcie.

    Jeszcze jakiś czas temu za posądzenie o bycie nazistowskim szpiegiem Oleg nawet się nie zastanawiał, lał, ile wlazło. Teraz jakoś spłynęło to po nim, a irytacja dotyczyła tylko straty czasu. Koniec końców wiadomo było, że to tylko gra na podniesienie ceny i miał tych gierek dość. Pozwolił Aleksiejowi zająć się formalnościami, nie miał do tych ludzi cierpliwości.
    Mundur Czerwonoarmisty... mógł się oszukiwać, ale w całej tej misji był to jakiś przyjemny aspekt. A widok towarzysza Aleksieja... o, to już sprawiło, że zły humor opuścił go zupełnie. Gwizdnął na niego jak na panienkę z teatru.
    - I nie trzeba było tak od razu...? - spytał ze śmiechem, gdy Blizna akurat na nich nie patrzył, bo daleko mu teraz było do gry zmartwionego ojca. To, że mundur był za duży, nawet dodawało temu wszystkiemu autentyczności - zazwyczaj był a to za duży, a za mały. Oleg był wysoki, ale nie miał tyle ciała, by porządnie wypełnić nim kurtkę. Przykrótkie rękawy i tors szeroki, jak na dwóch chłopa. Ale nieważne, Aleksiej w mundurze Linii był jak spełnienie erotycznych snów Olega.
    - Ah, suka, Aleksiej - złapał go za poły munduru i szarpnął energicznie ku sobie, by ni to złowrogo, ni namiętnie wycedzić przez zęby  - Ale bym cię teraz...
    - Hola, żadnych tu szarpanin, towarzysze, za dużo zębów macie? Jak tak, to mogę pomóc, psiamać... - Blizna pogroził im i rozdzielił, a potem pchnął ku drezynie.
    Podróż przebiegła spokojnie, choć tunel nie był ani tak dobrze uprzątnięty, ani tak przejrzysty, jak na Linii Okrężnej, a atmosfera, którą wyczuć tu można tu było wyczuć wybiła Olegowi z głowy jego nagłe seksualne fantazje. Od czasu do czasu musieli się nawet zatrzymać, by zgarnąć z torowiska jakiegoś świeżego trupa. I choć Oleg coś tam przy nich szperał z nawyku, były już dokładnie skrojone. No tak... zbliżał się do domu.
    A potem pamięć przywołała już nieco szczegółów, mimo, że w tym kierunku się zwykle nie zapędzał. Jeden boczny tunel, uszkodzona zwrotnica, kępa niejadalnych, fluorescencyjnych porostów nad głowami, jak ułuda księżyca na niebie... aż wreszcie znajomy czerwone sztandary przy pierwszym posterunku. A raczej czerwone szmaty. I ten znajomy, zniekształcony głos sekretarza partii wypełniający powietrze, osiadły w nim jak wilgotna mgła.
    - Kto tam?! Zatrzymać drezynę -
    Oleg spojrzał na Aleksieja z melancholijnym uśmiechem i podniósł ręce, wyskakując na tory. Padło na niego światło reflektorów, ale szedł przed siebie powoli.
    - Kto tam?!
    - A kto może być? Kto ci tu po dobroci przyjdzie, jak nie Czerwony? Pamięta  mnie tu jeszcze kto? Wyrzucili mnie już z roboty?- głos zmienił mu się, inaczej układały się jego akcenty, jakby na Łubiance tak było trzeba.
    - Kto...? Lyosha Sergiejewicz?
    - Co? Jak? Żyje?
    Reflektory przestały ich razić, a zza barykady wyszło dwóch mężczyzn w bliźniaczym do nich mundurze. Podobni w jakiś sposób do Olega, wysocy i szczupli, jakby odbijali na sobie to samo życie czerwonoarmisty z Łubianki.
    - Lyosha żyje! Wrócił!
    Podbiegli do niego obaj, jeszcze inny, starszy podszedł powoli, nieufnie skupiony na Aleksieju. Młodsi, jak barciszkowie, wpadli sobie w objęcia, nawet go przewrócili, by trochę go wyszarpać.
    - A ty suczy synu, myśmy cię już pochowali, a ty tu na drezynce od Hanzy wypachniony, ogolony!
    Starszy strażnik minął tę dziecinadę i zbliżył się do Aleksieja, taksując skojarzeniem spod krzaczastych brwi jego twarz i mundur.
    - Nie znam cię... Jestem towarzysz Bogrov - jeśli Aleksiej mu się przedstawił, tamten zbliżył się bardziej i brał za całowanie -  Co tu się kroi? Do sztabu? Na wojnę jedziecie?
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Sob 26 Mar 2022, 18:29

    Aleksiej nawet to się uśmiechnął, widząc radość tych strażników, gdy zobaczyli Olega. Mniej cieszyło go podejście starszego z nich. Postarał się szybko przejąć rolę, dlatego przyjął te gesty braterstwa od towarzysza Borgrova. Po Sparcie, nie były one mu już tak obce jak kiedyś, a i tak się różniły.
    — Aliosza Sidorow — przedstawił się, próbując przywdziać jak najlepiej te maskę komunisty. — Towarzysza przypadkowo spotkałem, do Teatralnej niesie z informacjami…
    I tak Aleksiej starał się wymyślić historię, która mniej więcej pozwoliłaby zdjąć podejrzenia z niego, by Borgov uznał go za jednego z nich. Nie podawał też zbytnio szczegółów – pewne informacje wolałby, żeby Oleg to dopowiedział, szczególnie że był „u siebie”, znał lepiej tych ludzi  i wiedział, jak się z nimi obchodzić.
    Jeśli gdzieś chcieli poprowadzić, to Aleksiej szedł tuż przy Olegu, a nawet z lekka go wyprzedzając o krok. Możliwe, że robił to nieco specjalnie, by nasycić kochanka swoim widokiem w tym przeklętym mundurze. A może była w tym też pewna złośliwość? W końcu był świadom, że Oleg jakby chciał, to tknąć go teraz nie mógł. Niezależnie od tego, co ukochany mógł myśleć, Aleksiej dobrze się przy tym bawił. Przynajmniej dopóki nie zagłębili się w stację.
    Bo tutaj działania wojenne dało się odczuć. Pojękiwania rannych, przerzucanie zwłok, a nade wszystko sznury. A na paru takich sznurach dyndały mu dobrze znane mundury. Aż się zatrzymał, wpatrując się na martwych nazistów, może nawet dłużej niż powinien.
    — To nic. — zapewnił, próbując oderwać wzrok od tego widoku. — Nie wiem, tak pomyślałem… Tego dnia, co się spotkaliśmy. Dwóch moich byłych zwiadowców dostało się na Łubiankę i zastanawiałem się, czy…— nie dokończył, próbując przestać zamartwiać się tym faktem. To już nie byli jego ludzie. Mieli inny cel. Cel, który pozwoliłby im w końcu opuścić te mroczne tunele
    — Myślisz, że pozwolą nam wyruszyć dalej? Czy przytrzymają tu dłużej albo na Kuźniecką każą iść? — Aleksiej rozejrzał się już ostrożniej po stacji. — Długo tutaj… mieszkałeś?

    Wydawało się, że skoro Petrowicz uzyskał zgodę, to zaraz ochoczo weźmie się do pracy. Nikolai starał się jednak robić wszystko powoli i dokładnie. Może nawet zbyt powoli, ale wszelkie protesty Petrowicz ignorował. Skupiał się na tym, by zaspokoić swego partnera. Jedną dłonią poszła pod pośladki dla większej wygody. Dopiero potem drugą zachęcił Rusłana, by ten wplótł mu dłonie we włosy i sam nim pokierował. Każdy dźwięk, ruch bioder, czy mocniej zaciskające się palce, tylko bardziej nakręcały Nikolaia, przy czym nadal chciał zachować to powolne tempo. A przede wszystkim, by nie pozwolić Rusłanowi skończyć tak szybko.
    Dlatego wypuścił jego męskość z ust, niemal łapczywie nabierając powietrza. Usadowił się na łóżku tuż przy chłopaku, a ręce szybko na nowo zaczęły błądzić po ciele. Szczególnie przy jednym miejscu, które palce niecierpliwie zaczęły nękać.
    — Rusłan, Rusłan, Rusłan — mamrotał jego imię tuż przy uchu, jakby chcąc się nim nasycić. Dłoń chwyciła za twarz, palce muskały policzek.  Delikatnie ułożył swoją męskość między pośladkami. — Pa-patrz na mnie… na mnie, dobrze…? Tylko na mnie… Chce widzieć… Muszę widzieć… —  W końcu gdy uznał, że chłopak był gotów, naparł główką na wejście, by potem dać się ponieść  temu ciepłu, tej ciasnocie. — Jakiś ty… piękny… Mój R-Rusłanie….— Jego ruchy, tak samo jak wcześniejsze były powolne, ale i dokładne. Petrowicz wyraźnie szukał miejsca, które wyciągnie te cudowne dźwięki z ust kochanka. A jeśli nadeszły, to pozwolił sobie na pełen zadowolenia uśmiech.
    — Rusłanie. Cudowny… Idealny… Mój… — szeptał, a ruchy stawały się szybsze i bardziej zdecydowane, a Nikolai już nie był w stanie się poprawnie wysławiać.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Nie 27 Mar 2022, 09:46

    - Aj, Vanya, Vanya... znowu się gdzie wymyka... - Saszka i jeszcze jedna z młodych kucharek, płowowłosa Irina, odkąd poznały Słońce Metra i jej obrońców, niemal odżyły. Ich rutyna nad wielkimi garami została zburzona przez to przyjemne uczucie nowości i ekscytacji. Wszystkie kucharki ze Smoleńskiej były przecież młode, czasem tylko zdarzało im się o tym zapomnieć.
    - Co tam u naszego Kolyi?
    - Nie skarży się, ale...
    - Nie skarży wiadomo, jak to on... - cenne golonko trafiło do wody, Irina wytarła dłonie o fartuch i spojrzała na towarzyszki. Wszystkie w tych samych roboczych ubraniach, na swoim własnym froncie, w ukropie słabo wentylowanego pomieszczenia.
    - Nie będzie się skarżył przecież naszej pięknej Vanyeczce, mężczyźni nie tacy! Nawet, jakby nóg nie miał, to by pobiegł, byle się popisać...
    - Co ty, Saszka, ty nie wiesz, że on... inny jest.
    - Inny... Ja w tę jego inność nie wierzę - Saszka wzruszyła ramionami, łamiąc w palcach suszone grzyby - słyszałam, że miał żonę, więc wiecie... - zerknęła na koleżankę, jej czarne oczka błysnęły - Lepiej powiedz Vanya, którego wreszcie wybierzesz, Aleksieja czy Olega.
    Dziewczyna zaśmiała się, zasłaniając usta wierzchem dłoni, pokiwała tylko głową.
    - Mi to się pan Aleksiej widzi... piękny... tajemniczy... - Irina zbliżyła się do koleżanek, niby nieśmiało im się zwierzając. Saszka prychnęła na to.
    - Może i niezgorszy, ale widziałaś te jego oczy? Jakbym się obok niego budziła... i by tak na mnie nimi patrzył... brr... Aż strach się zbliżyć. Olega bym wolała... miły się wydaje. I wiecie co? Chyba nawet tak patrzył na mnie...
    Irina westchnęła.
    - Może masz szansę...? Ja to chyba się nigdy nie odważę... Gdzie ja... i on?
    - Niech Vanya wypyta!
    - No powiedz, Vanya! Może co mówili?
    Vanya trzęsła się wręcz z wesołości, aż nagle spoważniała, zamrugała, przymknęła oczy. Jej ciało straciło równowagę, mięśnie zwiotczały. Opadła zemdlona w ramiona koleżanek, nóż wysunął jej się z dłoni i opadł na posadzkę.

    Jeśli Rusłan sądził, że przez cały ten czas spędzony z tym mężczyzną i wszystkimi przed nim zdążył już poznać znaczenie wyrażenia "słodkiej udręki", tak kolejny raz przekonał się, że jego ciało nic tak naprawdę o seksie nie wie.
    Gdy upewnił się, że dłoń Petrowicza nie wędruje niebezpiecznie blisko wypalonego znamienia Rzeszy i mógł wreszcie oczekiwać komfortu i przyjemności, szybko to powolne tempo stało się drażniące. A potem wręcz dręczące. Zastanawiał się, dlaczego, podczas gdy napięte palce zaciskały się błagalnie na włosach kochanka, biodra wysuwały ku niemu. Nawet jęk, który wyrwał mu się w pewnym momencie, nie przypominał jęku ekstazy, a raczej bezradności. A ponieważ nie potrafił już wyartykułować w inny sposób swoich emocji i pragnień, pojawiła się w nim też złość, pomruki stały się bardziej gniewne, a dłonie były gotowe zadać ból.
    Dlatego też, gdy Nikolai przerwał tak o krok od doprowadzenia go, nie powitało go wcale spojrzenie rozczulonego partnera, dziękującego za pieszczoty, a to ostre, dzikie wręcz. Chłopak jednak oddychał przez usta, rumiany był nie tylko na twarzy, oczy miał szkliste i musiał przełknąć nadmiar śliny - jego stan był najzupełniej jasny.
    Ale Petrowicz musiał zapłacić za igranie ze swoim młodym mężem. Jego ciało, wciąż niezregenerowane po ostatnich obrażeniach tylko pomogło Rusłanowi w zemście. I dopóki tylko mógł, znaczył je niezbyt delikatnym dotykiem, jakby samolubnie, jakby na złość...
    Mógł mieć wielu partnerów, ale żaden z nich nie wpłynął na jego dojrzałość. Gdyby tylko mógł, kazałby mu się zamknąć, słysząc swoje imię tak tuż nad uchem, otoczone komplementami, w które nie wierzył.
    A potem wszystko się odmieniło i Nikolai w jakiś sposób pokonał w nim to, co przyprawiało go o frustrację. Wziął go, ale tak, że nie budziło to żadnego upokorzenia, więc i jęki popłynęły z jego ust bez wstydu. Początkowe spięcie zniknęło. I nic już nie bolało.
    Z początku ciężko było wypełnić prośbę, by patrzeć mu w oczy, ale przemógł się wreszcie i zrobił to, a podniecenie wywołane tym połączeniem wyrwało mu z gardła już nie jęk, a szloch bardziej. I to faktycznie wywołało zażenowanie. Tylko to. Na chwilę.
    Tempo zbliżenia rosło, uczepił się więc to włosów Petrowicza, to jego ramienia. Ustawił ciało tak, by jak najlepiej przyjmować kochanka, naiwnie przyciągając go do siebie, jakby to mogło jakoś pomóc, przyspieszyć to, na co czekał. I gdy właśnie miał już chwycić swoją własne przyrodzenie, by to zakończyć, doszedł niespodziewanie, między jednym pchnięciem a drugim. Nie dało się tego zachować w ciszy.

    Towarzysz Bogrov, choć początkowo wydawał się podejrzliwy, szybko okazało się, że to jest jego wrodzona cecha, że zawsze łypie jakoś tak, jakby w usta wcisnęli mu kawałek zgniłego grzyba. Nawet, jeśli Olega klepnął w ramię, było to bardziej ostrzegawcze uderzenie, nie poczciwy gest.
    - Są goście to i trzeba ugościć... - mruknął, a młodym kazał pozostać na stanowisku. zanim to się stało Oleg zdążył jeszcze przedstawić Aleksiejowi strażników. Yura, Vadim, na towarzysza Bogrova mówił "wuja Ihor", co tamtemu się wyraźnie nie podobało. Po drodze Aleksiej poznał jeszcze wiele imion, samych imion, żadnych pseudonimów, żadnych rang.
    Jakże radość z odnalezionego brata kontrastowała z tym, co się w gułagu działo. Ani to szczęście, ani ta groza, nic jednak nie mogło pokonać w Olegu przyziemnego pożądania, jakie wzbudzał w nim partner w mundurze czerwonoarmisty. I wiedział, że to było złe i próżne, ale nie mógł nic na to poradzić. Może nawet niechcący dawał czujnemu Bogrovowi cień przesłanek, że nie wpadli na siebie tak przypadkiem. Wreszcie jednak zostawił ich samych sobie, meldując tylko o ich przybyciu i wrócił na posterunek, dając Olegowi trochę więcej przestrzeni. Mieli dostać coś do jedzenia i czekać.
    - Nie, Aleksiej - przesunął dłoń po jego plecach, nie do końca tylko w pocieszającym geście i zbliżył twarz do jego ucha, niezupełne tylko po to, by tylko ukryć ich rozmowę - Nazistów wieszamy od razu. A to... świeżynki jeszcze...
    I gdy tak stali pod wisielcami, tam gdzie kiedyś i on stał i wysyłał ich na tamten świat, zwykle z uśmiechem i nutą zazdrości... jego życie zatoczyło jakieś koło. Domknęło się i trzeba było iść dalej. Nawet od zapachu Łubianki się odzwyczaił. Tak, jak te mundury nie były już Aleksieja, tak ci ranni i zabici nie byli już Olega. Pociągnął go więc dalej, do tego małego azylu, gdzie nie śmierdziało tak bardzo trupami.
    - Nie wiem, jak jest wojna, to inaczej, dawniej by puścili. Gadania będzie dużo i dużo pytań, ale to nie Rzesza... nikt nie wsadzi nam noża w plecy - wzruszył ramionami i przemył dłonie i twarz przy wejściu do części mieszkalnej, jak nakazywał znak nad zlewem rodem komuny starego świata. Jakby dla potwierdzenia propagandowe nagranie wychwalało braterstwo obywateli - Właściwie nigdy nie myślałem, że tu mieszkam... po prostu tu pracowałem i spałem. Z rok może? Może dłużej...
    W jadłodajni znów napotkali na zainteresowanie. Młodzi żołnierze o zapadłych policzkach lub podkrążonych oczach nawet nie pytali o zgodę, zasiedli z nimi przy miskach naprawdę podłego żarcia i wykrzesywali przy nich jakieś dawno zapomniane pokłady energiczności. I w tej sielskiej atmosferze nie przeszkadzały wcale dochodzące nawet tu zawodzenia więźniów i przesłuchiwanych. Oleg jakby ich nie słyszał. A wreszcie padło to, co paść musiało.
    - E, Siergiejewicz, i Ty, towarzyszu Sidorow. Do zarządcy na słówko.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Pon 28 Mar 2022, 17:17

    Spełnienie kochanka sprawiło, że ruchy Petrowicza stały się szybsze i bardziej chaotyczne.  W końcu i on sam doszedł, wydobywając z siebie pełen zadowolenia pomruk. Przylgnął do Rusłana i wtulił go bardziej w swoje ramiona, pozwalając sobie na tę dłuższą chwilę odpoczynku, napawając się ciepłem drugiego ciała, ich zmieszanym zapachem. Ale przede wszystkim Petrowicz mógł wreszcie przytomniej na twarz chłopaka. Pochylił się, chcąc go ucałować. Skrzywił się, czując jak ból nie tylko po walce, ale też po niezbyt delikatnym dotyku Rusłana w trakcie ich zbliżenia.
    — Z ciebie… to niezła bestyjka, mężu.— Nikolai nie wydawał się mieć mu tego za złe, wreszcie obsypując pocałunkami, tak jak zamierzał. — Taka wydająca cudowne dźwięki — I ze śmiechem zasłonił się na wszelki wypadek rękoma, jeśli Rusłan nie byłby zadowolony z tego, przynajmniej według niego, komplementu.
    W pewnym momencie dźwignął się z łóżka. Pierwszą rzeczą jaką zrobił, to chwycił za szmatkę, zamoczył ją i zaczął ogarniać bałagan, który narobili. Wycierał kochanka, niekiedy to spoglądając na niego z uśmiechem.
    — Widzisz? Coraz lepiej mi idzie sprzątanie. Podnieś trochę wyżej nogę.
    Po tym, odrzucił szmatkę gdzie na bok. Założył bieliznę i poprawił bandaż, by potem znów móc usadowić się wygodnie na łóżku przy Rusłanie. Los jednak nie pozwolił dłużej mu się nacieszyć taką chwilą.
    Głośne pukanie do drzwi przerwało ich sielankę.
    — Kto tam znowu? — rzucił głośno.
    — Szeregowy Iwanow, Petrowiczu! Chodzi o tę dziewczynę, Vanyę-
    Petrowicz chyba jeszcze nigdy tak prędko nie dobiegł do drzwi, zaraz je otwierając. Jego oczom ukazał się zaskoczony młodszy Spartanin, który spuścił nieco zawstydzony wzrok. Nikolai ścisnął go za ramię.
    — Co z nią? No, mów!
    — Z-Zemdlała w kuchni, dziewczyny poprosiły, by pana poinformować i-
    — Zaraz tam będę, czekaj przy wyjściu ze stacji — rozkazał Petrowicz i nim tamten zdążył się odezwać, zamknął drzwi. Nikolai oparł się o nie czołem i westchnął głośno, w końcu spojrzeć przepraszająco na ukochanego.
    — Chodzi o Vanyę… Coś się stało. Muszę to sprawdzić... Wrócę później, obiecuję. A ty odpoczywaj, piękny.

    Petrowicz niemal wpadł do gabinetu, gdzie zobaczył starego poczciwego Volkova oraz Vanyę na wpół siedzącą w łóżku. Nikolai uśmiechnął się do dziewczyny, wyraźnie czując ulgę. Volkov za to spojrzał na niego karcącym wzrokiem.
    — No i po co tak pędziłeś? Jeszcze tego trzeba, bym ciebie miał tutaj ułożyć..
    — Podobno zemdlała…Coś jej dolega? Czy się zraniła? Jak- — Doktor podniósł rękę, nakazując Spartaninowi się uciszyć.
    —  Spokojnie, Petrowiczu. Omdlenie mogło wynikać z przemęczenia. Zrobię jej jeszcze kilka badań. —  Petrowicz tylko kiwnął do doktora, podchodząc bliżej do dziewczyny, która spojrzała na niego, uśmiechając się słabo. Gdy spojrzał z powrotem na starego Volkova, ten przywołał go do siebie i nieco ciszej  zapytał: — Nikolai… Czy ona się z kimś widuje? Omdlenia mogą występować również w trakcie cią-
    Petrowicz zaraz pokręcił głową, nie chcąc nawet dopuścić do siebie takiej teorii. Podszedł bliżej dziewczyny, biorąc po drodze krzesło, by sobie je przysunąć do łóżka. Usiadł z głośnym stęknięciem na nim i zaraz skupił swoją uwagę na Vanyi, lekko chwytając ją za rękę.
    — Jak się czujesz Vanyeczko? Zmartwiłaś starego wuja Nikolaia, nie ma co!

    Aleksiej wykorzystywał te chwilę spokoju na dokładne zapoznanie się z panującymi tu zwyczajami. Starał się też dopracować bardziej swoją maskę, uważnie obserwując ich zachowanie. I on ignorował odgłosy dobiegające z cel czy z zamkniętych pomieszczeń. Za to wręcz instynktownie szukał tej bliskości z Olegiem, starając się, by odczytano to jak zwykłe braterskie gesty.
    Biuro zarządcy było równie ponure, co reszta stacji. I zadymione. Aleksiej zmarszczył nos, ale wszedł bez słowa do środka. Mężczyzna za biurkiem nie przedstawiał się jak reszta. Może nie o tyle był bardziej zadbany, co posiadał większą masę niż większość tu Czerwonych. Miał też niesamowicie bujną brodę, na której czasem odstawał popiół, jaki potem leniwie strzepywał ręką. Wydawało się, jakby zarządca to w jednej chwili chciał i skarcić, i wyściskać Olega.
    A później, tak jak Oleg przewidywał, było dużo gadania. I pytań. Także takich, na które i Aleksiej musiał odpowiedzieć. Musiał wymyślić historię o towarzyszu Sidorowie, czerwonoarmisty z Sokolinków, który to spotkał przypadkiem Olega na jednej ze stacji Hanzy i od tego czasu towarzyszy bratu w jego misji. I tutaj starał się być oszczędnym w szczegółach, licząc, że zarządcy nie będzie się tak bardzo chciało o nie dopytywać.
    Gdy zarządca skupił bardziej uwagę na Olegu, Aleksiej zdecydował się częściowo zignorować rozmowę. Do jego uszu zaczęło dobiegać poruszenie za drzwiami, a on sam nie wiedzieć czemu, odczuwał coraz to większy niepokój. Głosy stały się w końcu na tyle głośne i drażniące, że aż zarządca trzasnął ręką o biurko i zaraz to wstał, chcąc pewnie tamtych uciszyć.  
    Nie zdążył, gdyż do środka wpadł zdyszany czerwonoarmista.
    —  Przy Kuźnieckiej… eksplozja… eksplozja była! — Aleksiej aż popatrzył na Olega, dobrze wiedząc, co to znaczyło. Jak się szybko okazało, nie były to jedyne wieści, niesione przez żołnierza. — Jeszcze z Twerskiej... Przed posterunkiem zatrzymano ludzi, ale jakby nie nazioli… Bardziej to na więźniów wyglądali.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Pon 28 Mar 2022, 19:21

    Nawet i podniósł mu tę nogę wyżej, nawet i zignorował te żarty. I już prawie-prawie odpływał w półsen, już mu się głowa ułożyła wygodniej przy kochanku, a oddech wyrównał i spowolnił...gdy nagle wszystko to runęło. Usiadł i patrzył tępo, jak Petrowicz zbiera się do wyjścia, nie powiedział nic, starał się tylko oddychać, nie wybuchnąć. I dopiero, gdy drzwi się zamknęły zerwał się, strącił z półek książki, a ścierkę, którą go obmywał, cisnął w drzwi, za którymi zniknął, jakby mógł jeszcze trafić go nią w twarz.
    Najpierw wysłał go do tych pieprzonych map, potem przeleciał, a teraz zostawiał dla tej...
    Taka to "noc poślubna"...
    Na nic więcej nie zasługujesz.
    Potrząsnął głową, zbyt zdeterminowany, by jego demony mogły pozbawić go sił.
    Ubrał się szybko, zerwał z wieszaka jego kurtkę Spartanina, a nawet podniósł z podłogi nieśmiertelniki i je sobie przywłaszczył. Ot tak, bo coś dla Nikolaia znaczyły. Zabrał przecież jego szpon... Pieprzyć szpon, niech go sobie bierze. Jeśli Petrowicz miał gdzieś jakieś naboje, tytoń, zapalniczkę - wziął to wszystko i wyszedł.

    Vanya uśmiechała się, wpatrując z Petrowicza spod długich rzęs. Wyraźnie słaba, wyraźnie blada, ale robiąca co w jej mocy, by jakoś to zmartwienie z twarzy mężczyzny zmazać. Uniosła dłoń do jego policzka i pogładziła z czułością.
    - Już jest dobrze, już dobrze... - powiedziała i lekko odkaszlnęła, by oczyścić głos z chrypy - Wszyscy się tak... martwią... duszno tam na kuchni było, duszno wujku. I nic więcej.... Nic więcej.
    Powtarzała swoje słowa i kiwała lekko głową, jakby sama siebie też upewniała. I tak nawet trwała chwilę, zadając jakieś przyziemne pytania, wysłuchując z uśmiechem odpowiedzi mężczyzny.
    Nagle jednak jej jasne oczy zaszły wilgocią,a dłoń z policzka Nikolaia zasłoniła jej usta przed zdradliwym szlochem. Ostatnim zrywem wpadła jego w objęcia i cicho zapłakała mu w pierś.

    Oleg wydawał się zupełnie nieporuszony tym potokiem pytań, wpatrując się w brodacza, jak kolejnego z całej chmary jego wujków i braci - a więc z pewnym rozczuleniem, utuloną tęsknota. Aż tak dobrym aktorem jak Aleksiej nie był, ale chyba to szczęście z powrotu, z którym tak w sobie walczył, a które i tak odczuwał, pozwoliło mu nawet się nie zająknąć, nawet przez chwilę nie zdziwić historyjką, jaką kochanek tu sprzedał. I Oleg ją ciągnął bez trudu, bo to było zwierzanie się ze swoich szczeniackich marzeń. Wiele nie potrzebował.
    Dopiero, gdy doszły ich nowiny, zerwał się natychmiast, odwzajemniając spojrzenie Aleksieja.
    - Wybuch... jak wtedy, gdy mnie odcięło - powiedział, jakby dla wytłumaczenia się zarządcy, ten już jednak nie w głowie miał ich dalej przepytywać. Opuścił pomieszczenie a towarzystwie żołnierza i słychać było jeszcze jak pokrzykuje rozkazy na lewo i prawo.
    - Więźniowie z Twerskiej? - tak naprawdę ten fakt bardziej nawet niż wybuch wzbudził jego niepokój. Nigdy coś takiego się tu nie wydarzyło. Dlaczego teraz...? - Ten adiutant? Tak szybko? Nie... jak?
    Nie wierzył w to, w jakiś sposób się tego bał. I dlatego tam właśnie najpierw chciał się udać.

    Na posterunku więźniów trzymano pod bronią. Sami strażnicy nie wiedzieli, co z tym wszystkim zrobić, a informacja o wybuchy pogłębiała chaos. Dowódca tej drużyny nie był wcale dużo wyższy stopniem od swoich ludzi, zarządca i towarzysz Bogrov zniknęli gdzieś pewnie z drugiej strony stacji albo do radia ich wezwano.
    - Aleksiej... może nie... może... ostrożnie... a jak cię tam kto z Twerskiej pozna? - ułożył jakoś nerwowo dłonie na jego policzkach, przesunął je na jego szyję i ramiona - Co myślisz?
    Trzymał go wciąż, ale odwrócił wzrok w stronę grupy mężczyzn za barykadą posterunku. Nie musiał być blisko, by widzieć, że byli zmaltretowani... ale nie wszyscy. A ci, co trzymali się prosto, patrzyli w taki sposób... nie byli to więźniowie pochodzący z Linii Czerwonej. Ta postawa, te spojrzenia. I wtedy zobaczył tego człowieka, a w głowie od razu zabrzmiały mu słowa Młynarza, o tym, jak bardzo Aleksiej przypomina swojego ojca.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Wto 29 Mar 2022, 21:37

    — Masz rację — kiwnął głową, ale coś w spojrzeniu Olega było takiego, że Aleksiej w pewnym momencie się nie powstrzymał i zerknął na chwilę na więźniów. I to wystarczyło, żeby kompletnie znieruchomiał. Większość z tych ludzi znał. Aż za dobrze. W szczególności jednego.
    Jakżeby inaczej. W końcu był to jego ojciec. Niegdyś generał Andrei Sorokin, teraz jeden z uciekających więźniów. Pobyt w zamknięciu na Twerskiej odcisnął pewne piętno na nim, a i tak mężczyzna stał dumnie wyprostowany, intensywnie wpatrując się w żołnierzy Linii.
    Słowa Młynarza nie były przesadzone. Aleksiej rzeczywiście bardzo przypominał ojca.
    Jakimiś ostatnimi resztkami kontroli Aleksiej zdołał posłuchać wcześniejszej rady Olega i skrył się tak, że więźniowie z Twerskiej nie powinni go przyuważyć. Szczególnie bał się, że ojciec zaraz spojrzy w jego stronę. Bał się, a jednocześnie pragnął tego. Tej konfrontacji między nimi.
    — Oleg — odezwał się niespodziewanie Aleksiej, a jego głos nabrał chłodnej powagi. Widział, jak w końcu żołnierze dostają rozkaz, by przeszukać więźniów, a potem wprowadzić ich na stację. — Muszę z nim porozmawiać, rozumiesz?
    I tak jak postanowił, tak od razu zaczął działać. Szczególnie że teraz przez ten chaos, mogli się poruszać swobodniej na stacji, a zarządca, jak i Bogrov chwilowo zapomnieli o ich sprawie. Więźniów umieszczono na razie w celach na Łubiance, tych samych, w których wpędzano złapanych nazistów, by krótko potem ich powiesić. Aleksiej szedł w ich stronę zdeterminowany, ale też oglądając się czasem to na Olega. Chciał wiedzieć, że ten był przy nim. Gdyby coś poszło nie tak. Gdyby… stracił nad sobą kontrolę.
    Aż wreszcie stanął przed tą jedną wybraną celą, próbując się w międzyczasie uspokoić. Jego próby spełzły na niczym. Wystarczyło tylko, że ojciec na niego spojrzał.
    I tak oto nadeszło długo wyczekiwane spotkanie ojca z synem. Andrei podszedł bliżej krat, a w jego oczach dało się dostrzec pewne niedowierzenie. Aleksiej za to wpatrywał się w ojca, a wszystko to, co chciał mu powiedzieć, utkwiło mu w gardle.
    — Czyli Czerwoni…— Takimi słowami przywitał własnego syna. Mimowolnie zacisnął pięści.
    — Nie jestem z komunistami — odparł twardo Aleksiej. — Należę do Sparty.
    — Aleksiej… — próbował zacząć starszy Sorokin, ale Aleksiej mu na to nie pozwolił.
    — Co ty… co wy tutaj robicie? To jakiś kolejny ruch Rzeszy? Przecież nie byłbyś tak głupi… Wybrać najgorszą drogę do ucieczki i jeszcze… i jeszcze… — Nie nadążał już za własnymi myślami. Za to czuł narastający gniew z każdym wypowiedzianym słowem.  —  Wysłałeś Aliyewa na śmierć! Chciał wrócić do Rzeszy, by was ocalić, cholerny głupiec,  a wy ot tak zjawiacie się na Łubiance-
    — Aleksiej, zaczekaj… A to kto?

    Petrowicz na początku uwierzył w zapewnienia dziewczyny, co krótko potem runęło, gdy ta objęła go, popłakując cicho. Nikolai zaraz odwzajemnił uścisk, szepcząc do niej uspakajające słowa, próbując dać komfort, który widocznie teraz potrzebowała.
    — Już, Słońce ty nasze… Wszystko jest dobrze…
    Suka… Nic nie było dobrze. A najgorsze, że Petrowicz mało co mógł zrobić. Po kolejnej rozmowie z doktorem, ten stwierdził, że zachowanie dziewczyny mogło również wynikać z urazu psychicznego. Aleksiej i Oleg wyrwali Vanyę z rąk bandytów, ale co tak naprawdę przeżyła, pozostawało nadal zagadką. Volkov zakładał, że trauma dała o sobie znać ze względu na brak właśnie chłopaków w pobliżu. To przywróciło tylko wcześniej zapomniany niepokój.
    Volkov ostatecznie zdecydował się przetrzymać Vanyę aż do rana, naciskając na obserwację oraz przeprowadzenie później badań. Chcąc czy nie chcąc, Petrowicz został wyproszony z gabinetu.
    —  Odwiedzę cię potem jeszcze, dobrze? Na razie odpoczywaj aniołku — szepnął na pożegnanie Petrowicz, by wreszcie zostać wręcz wypędzony przez doktora. I choć nadal się martwił o biedną dziewuszkę, to myślami był już przy Rusłanie, a szpon, który zapomniał uprzednio zdjąć, tylko sprawił, że ochoczo szedł z powrotem do Polis.
    Dopóki nie wszedł do mieszkania. Pustego mieszkania. Patrzył zdezorientowany to na łóżko, to na bałagan, który zostawił po sobie Rusłan. Petrowicz przez chwilę był kompletnie zagubiony i nie wiedział, co robić. Rozgorączkowane myśli krążyły mu w głowie, nie pozwalając się uspokoić. Dopiero wtedy zaczynało do niego docierać, jak ta cała sytuacja musiała wyglądać dla Rusłana. I świadomość tego tylko sprawiła, że on wpadł w pewien szał, zwalając z biurka wszystko, co było możliwe. Wtedy też zorientował się, że pewnych rzeczy brakowało. Chociażby nabojów czy też zapalniczki. O nieśmiertelnikach ani to nawet nie pomyślał. Myślał o czymś innym.
    Znowu spieprzyłeś, Petrowiczu. A on miał dość, opuścił cię, zostawił.
    Nie, to nie tak. Znajdę go. Wyjaśnię. Nie stracę go. Nie mogę.

    I dlatego chwilę później, niemal wybiegł, prawie się potykając na sam środek stacji.
    — Rusłan? Rusłan?! — wołał, niekiedy się podpierając o to, co miał akurat pod ręką. Wiedział, że takie wołanie nie miało większego sensu, ale chciał próbować, napawał się jakąś złudną nadzieją, że chłopak zaraz to wyjdzie, rzuci co złośliwego i będzie mógł dać mu tyle uwagi, ile był w stanie.
    Swym darciem przyciągnął za to uwagę Iwanowa, który jeszcze to nie zdążył wyruszyć na Smoleńską.
    — Petrowiczu, co ty… Masz odpoczywać!  — rzucił młody Spartanin i próbował go chwycić, ale Nikolai zaraz go odepchnął i syknął, czując ból, który tylko ten ruch spowodował.
    — Nie… nie obchodzi mnie to! Musisz mi pomóc… Rusłan, musisz mi pomóc znaleźć Rusłana, słyszysz?!
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Sro 30 Mar 2022, 18:05

    Rozumiał to? Dla sieroty żywy rodzic w zasięgu ręki był jakąś zupełną abstrakcją.
    - To chodźmy, Aleksiej... chodźmy szybko - towarzyszył mu ramię w ramię, jako jego Świetlik, wytyczając drogę w tym pełnym chaosu gułagu, czasem jednak trochę go spowalniając, czasem zagadując kogoś, kto mógłby za bardzo się nimi zainteresować.
    - Nie bójcie się - mówił do mężczyzn w celach, choć starał się nie patrzeć na ich twarze, mocno skupiony na wyprzedzającym go kochanku - Tu nie Rzesza. Dostaniecie pić...
    A gdy stanął nieco za nim, właściwie oko w oko z człowiekiem, który zabił swoje dziecko, a drugie przyprawił o traumę, aż nim wstrząsnęło. Jak bardzo był podobny, jak wiele miał w sobie tego, co Oleg w Aleksieju ubóstwiał. I nie, nie był człowiekiem, który zamordował jego rodzinę, jak się niegdyś obawiał, ale... mógłby być. Należał do tego samego rodzaju pięknych potworów. Dlaczego tacy ludzie w ogóle mają prawo istnieć? Dlaczego los odziewał szkaradne dusze w te idealne powłoki, czyniąc je tak niebezpiecznymi? Oleg nie potrafił go odczłowieczyć i skazać w swoim umyśle na śmierć. W tym sensie Sorokin go pokonał.
    Wzburzenie Aleksieja nakazało mu zbliżyć się, ułożyć dłoń na ramieniu partnera.
    - Może do Smutnego nadać? - zaproponował, ignorując pytanie uciekiniera z Twerskiej - Kto wie, gdzie który z tamtej trójki teraz jest.  
    Dopiero po chwili, gdy już coś w nim wskoczyło na odpowiednie miejsce, spojrzał Andriejowi prosto w o czy. Zupełnie podobne do jego własnych, po Ibragrimie, odkąd stały się zimne. I widział, że mężczyzna spostrzegł to podobieństwo.
    - Jestem partnerem Aleksieja - rzucił mu to hasło do dowolnej interpretacji, zapewne jak najdalszej od prawdy w umyśle nazisty. Mogło tak zostać, choć miał złą ochotę by pocałować się z kochankiem na jego oczach, tylko po to by cierpiał. Zostawił jednak to wszystko, zachował dystans, dając Aleksiejowi prawo do decydowania o wszystkim, co tego człowieka dotyczyło. O ile w ogóle którykolwiek z nich mógł o czymkolwiek decydować.
    - Spartanin? Aleksiej... Widziałeś się z Aliyewem?
    - Spartanin. To jak, odpowiesz synowi? - ścisnął mocniej ramię kochanka - dużo czasu nie ma.
    - To była jedyna droga. Jedyna możliwa - zaczął mówić. wciąż miał mocny głos, w którym pobrzmiewał stan ciągłych analiz, jakby pracujące trybiki w jego umyśle nie mogły się zatrzymać -  Nie wybrałbym jej, Aleksiej, masz rację. Wydaje się więc, że nie uciekliśmy, a raczej... pozwolono nam uciec.
    By zabito ich na Linii Czerwonej. Bestie... - pomyślał Oleg. A było to tak przewrotne i złe, że aż zmusił Aleksieja, by na niego spojrzał, choć na sekundę, by przekonać się, że nie ma już w tych zielonych oczach żadnego nazistowskiego jadu.

    Rusłan, po jakimś czasie włóczenia się pod arkadami, po przejściu tego i tamtego poziomu, tej i tamtej stacji Polis, zaszył się wreszcie w barze. Trochę tu już mieszkał, trochę go nawet niektórzy kojarzyli, tak z widzenia, bo nigdy się z nimi tak naprawdę nie zadawał, handlował tylko lub szukał informacji, a nigdy kontaktu.
    Tym razem było inaczej, gdy ze szklanką, a więc drogiego trunku, poprosił o pozwolenie grupę stalkerów, by się do nich przysiąść. Pozwolili, nic im nie szkodził, nawet cicho siedział dłuższy czas, na pozór przysłuchując się ich opowieściom i planom, tak naprawdę dręczony jedynie myślami o Petrowiczu. Nawet ruszając się od czasu do czasu na krześle czuł to, co niedawno robili i nie mógł liczyć nawet na chwilę wytchnienia od swego gniewu. Alkohol, na który był niezbyt wrażliwy właściwie mu nie pomógł. Może zaraz stąd wyjdzie, może się naćpa, może sobie kogoś poderwie. Na złość. Nawet, jakby się miał nigdy nie dowiedzieć, ale na złość.
    - Zabierzcie mnie ze sobą - coś jednak Petrowicz w nim zaszczepił, coś dobrego. Odrzucił wszystkie te upadlające rozrywki, wybrał co innego - Chodziłem po powierzchni, nadam się wam.
    Stalkerzy spojrzeli po sobie, jeden wzruszył ramionami, inny wykonał jakiś nieokreślony gest niedopałkiem. I tak właśnie usłyszał o inicjacji jakiegoś młodego z Kszatrijów, który miał się wybrać na swój pierwszy spacer po Moskwie...
    Przerwano im jednak. Rusłan zajęty rozmową nie zauważył nawet Spartanina Iwanowa, który ni stąd ni zowąd zjawił się tuż za nim.
    - Idziesz ze mną, Rusłan - trzepnął go po plecach zupełnie nie przyjacielsko - Czy ja ci nie mówiłem, żebyś się nie nosił jak Spartanin po stacjach?
    Większej afery nie potrzebował, więc i wyszedł z żołnierzem na zewnątrz, choć zatrzymał się natychmiast, gdy minęli próg knajpy.
    - To co teraz, chcesz mi zabrać kurtkę, czy od razu pod sąd polowy...? - ostatnie słowo trochę mu ugrzęzło w gardle. Iwanow wcale sam po niego nie przyszedł.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Czw 31 Mar 2022, 22:28

    Odwrócenie uwagi i jednoczesne pozbycie się zdradzieckich żołnierzy. Coś w sam raz dla Rzeszy. Rzeszy, do której Aleksiej nie należał. W jego oczach nie dało się zauważyć tej jadowitości, z którą Olega zetknął się przy ich pierwszym spotkaniu. Za to wyraźnie się odznaczał w nich gniew, ale nie tylko na ojca, również na siebie. Nawet gdy człowiek, którego spędził większość życia, by mu zaimponować, siedział teraz w celi, częściowo sponiewierany przez byłych sojuszników… Nawe wtedy Aleksiej czuł się tym gorszym. Mimo to stał wyprostowany, nie spuszczając z niego wzroku. Może sam fakt, że Oleg był w pobliżu dodawał mu jakichś sił.
    — Tyle ich obchodziła twoja lojalność, ojcze —  rzekł tylko, wiedząc, że powinni powoli kończyć te rozmowę. Za długo już stali przy jego celi. — A teraz przez ciebie cierpią też inni. Również Aliyew. I tak, widziałem się z nim. Wyjaśnił mi poniekąd sytuację. Powinieneś być na tyle mądry, by przewidzieć ruchy niektórych z Rzeszy, skoro tak cię przyciągało do ich towarzystwa.
    — Tak mówisz, Aleksiej… A sam otaczasz się podobnymi ludźmi — rzucił mu na odchodne ojciec. Nie mógł już dopytać. Musiał iść… gdziekolwiek indziej. Dał się Olegowi prowadzić przez stację, nadal rozpamiętując przebytą rozmowę z ojcem.
    — Byśmy w jakieś zacisze poszli z radiem. Może masz rację, może nadamy do Smutnego, może jeszcze się nie rozdzielili — mówił do Olega, gdy znaleźli się w takim miejscu, na które to pozwalało. A jeśli udało im się zajść gdzieś, gdzie w końcu mogli pobyć sami, Aleksiej bez zastanowienia objął Olega, potrzebując tej bliskości z ukochanym, chociażby na tę jedną krótką chwilę. I może chciał zrobić coś więcej, pozwolić na małe zapomnienie w tej beznadziejnej sytuacji…
    Ale słowa ojca znów rozbrzmiewały w jego głowie. I za wszelką cenę nie chciały wyjść, zmuszając Aleksieja, by rzeczywiście przyjrzeć się uważnie Olegowi. Może to właśnie wtedy młodszy Sorokin zaczął pojmować, że zaszła jakaś zmiana w jego partnerze.  
    — … Czemu już nie mówisz do mnie Aliosza? — zapytał znienacka Aleksiej. Chwycił go za dłoń i ścisnął mocno.

    Petrowicz czekał przed wejściem, opierając się przy jednej z kolumn. Gdy chłopcy wyszli na zewnątrz, podszedł do nich i choć wyraźnie spięty, to nic nie powiedział do Rusłana. Iwanow zaproponował za to, że przynajmniej ich odprowadzi aż do mieszkań. Raz, że nie ufał temu całemu Rusłanowi i sądził, że temu może się zechcieć uciec. Dwa, martwił się o Petrowicza, który pewnie już ledwo trzymał się na nogach. Tak uważał, choć sam mężczyzna starał się to ukrywać.
    Dopiero gdy młodszy Spartanin odszedł, Petrowicz bezceremonialnie chwycił za rękę Rusłana i wciągnął do środka. Tam przyciągnął go mocno do siebie i jeśli pozwolił wtulił się w niego. Może nawet z większą siłą niż powinien, bo zaraz cichy jęk wydobył się z jego ust i musiał w końcu się odsunąć. Opadł na krzesło, ciągle jednak wpatrując
    — Co to miało być, co? Wyjaśnisz mi to? Coś ty tam planował zrobić? — wypytywał Petrowicz, próbując się ułożyć wygodniej na krześle. — Chodzi ci o Vanyę… Tak? Musiałem sprawdzić, czy dobrze z nią. Chłopców nie ma jestem za nią odpowiedzialny i uch… — Tutaj podrapał się po karku, wyraźnie zażenowany. Coraz bardziej przypominało to jakąś tanią wymówkę. — Wiem, że to mogło źle wyglądać… Ale ty też nie byłeś lepszy! Sobie ot tak znikasz! Myślałem, że coś się stało! Myślałem, że mnie opuściłeś...! —  zaczął się pod koniec już wydzierać, ale wraz z ostatnim słowem głos mu się załamał i zamilkł na dłuższą chwilę. Stukał palcami o blat biurka, a jego wzrok niespodziewanie spadł na szpon, który nadal miał nałożony na szyję. Wziął go w dłoń i lekko go pocierając palcami, uśmiechnął się lekko.
    — Suka… ledwo ślub i już pierwsza małżeńska kłótnia. Wiesz… Nie byłem w związku odkąd… odkąd spadły bomby. — Taki z niego niepoprawny romantyk, a tak bardzo bał się wcześniej z kimkolwiek wiązać. Zastanawiał się, czy gdyby Książę odwzajemnił jego młodzieńcze uczucia, to czy byłby nawet wtedy w stanie z nim być. A teraz właśnie, gdy udało mu się w końcu z kimś być…Przy czym wybrał sobie partnera, który był prawie dwukrotnie od niego młodszy, wychowany właśnie tu w metrze, nie jak on na powierzchni. Tyle ich dzieliło. A jednak nie czuł się tym tak zrażony, jakby mógł myśleć.— Rusłanie... Czego byś ode mnie oczekiwał… jako od męża?
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Pią 01 Kwi 2022, 17:08

    Słowa Sorokina uwięzły w umyśle nie tylko Aleksieja, ale długo jeszcze odbijały się echem w uszach Olega. I wtedy poczuł, jakby się zapadał, chwilę tylko, jakby leciał w tył, choć przecież stał prosto, na własnych nogach.
    - Tato! - kątem oka dostrzegł, jak mija go jasnowłosy chłopiec o jadowitych oczach, za nic sobie mając kraty, rozłożonymi ramionami zjawy chcąc wpaść realnemu mężczyźnie w objęcia.  
    Oleg odszedł, nie zajmował się dłużej swoimi zwidami, nie wiedział, czy chłopcu udało się cokolwiek wskórać. Nie czuł już jednak strachu przed własnym szaleństwem, przyjął je, nie było żadnego zimnego potu, żadnego wahania. Widział wyraźnie rzeczywisty świat mimo kalki halucynacji.
    - Pospieszmy się... Kto wie, czy im... - urwał, czując ciało kochanka przy sobie i mechanicznie go objął. Dlaczego zupełnie nie pomyślał o tym, by dać mu to pocieszenie? Naprawił błąd po chwili refleksji, przytulił go czulej, ucałował skroń. I wszystko mogło być dobrze, gdyby nie to z nagła wystrzelone w jego stronę pytanie. Jak zarzut, irytujący zarzut, bo podszyty jakąś nieuświadomioną prawdą.
    - Co ty tak teraz...? - odsunął go od siebie trzymając mocno za ramiona - "Bestyjko" już też na ciebie nie wołam. Nie masz ważniejszych zmartwień?
    Brzmiał surowo, ale nagle jakby się zreflektował. Uciekł spojrzeniem, szukając odpowiedzi, która była przez nim zakryta, jakby istniała, ale czaiła się na drugim koniec mrocznego tunelu.
    - Ibragrim - wypowiedział imię człowieka, którego po raz pierwszy w życiu zabił z prawdziwym okrucieństwem. Nie na zimno, a w furii.
    - Nie teraz... nie. Dawaj to radio - machnął ręką i cofnął się, odwrócił nawet do niego plecami - Co chcesz zrobić z ojcem?  - nawet nie czekał na odpowiedź, na sekundę zerknął na niego przez ramię - Daj mi go zabić.
    Nie wiedział, dlaczego. Bo go pokonał?

    Rusłan też milczał, a z każdym krokiem wzbierał w nim jakiś podskórny stres na tę nadchodzącą konfrontację. I miał już tyle różnych przemów obmyślanych przez cały ten czas, a żadna nie nadawała się do powiedzenia, gdy poczuł to przytulenie. I to było dobre, znów czuł to ciepło, czuł się jego, tylko jego. Jak łatwo dawał się zwieść tej ułudzie... aż zły był na siebie.
    A potem popłynęły słowa, które ośmieliły go, pozwoliły szukać odwetu i ranić w zamian za swoje poczucie krzywdy. Prawdziwej czy wyimaginowanej, nieważne.
    - E tam ślub, najwyżej łóżkowa zabawa, stary naiwniaku - parsknął i spojrzał na niego z góry - Pracy szukałem, wiesz, stalkerem kiedyś byłem. Masz tyle szalenie ważnych spraw, łazisz gdzie chcesz, robisz co chcesz, a mi robisz scenę razem z tym pierdolniętym służbistą Iwanowem. Pieprzony cwaniak.
    Kopnął jakąś książkę, bo przecież nie mógł Petrowicza, a potem jakby nagle opadł z sił, aż musiał oprzeć się o ścianę. Odczekał tak chwilę w milczeniu.
    - Nie wiem, czy potrafię, Nikolai... - wyszeptał mu nad głową - Nie wiem, czy ja... tak potrafię... Chciałbym nic nie czuć... a przy tobie... czuję to wszystko sto razy bardziej. Za dużo... I jeszcze... nic z tego nie rozumiem.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Nie 03 Kwi 2022, 20:20

    Ostatnie słowa sprawiły, że z impetem uderzył w to, co miał najbliżej. Zabić jego ojca. Nie wiedział co go bardziej przerażało. Ta wizja czy z jaką łatwością Oleg przyszła taka myśl.
    — Nie będziemy nikogo zabijać — odpowiedział twardo i częściowo nieświadomie Aleksiej. Dopiero po chwili te słowa dotarły do niego samego, a on sam zaczął się zastanawiać, skąd u niego taki protest. Gorączkowo szukał wyjaśnienia w sobie.
    …Sam otaczasz się podobnymi ludźmi.
    Ibragrim. Jego imię wypowiedział wcześniej Oleg. To w nim tkwiła odpowiedź. Metro umierało, trawiła je choroba. A najgorsze było to, że i Oleg się nią zaraził. Możliwe, że od ich przygody na Kitaj-Gorodzie. A on tego nie zauważył. Albo nie chciał zauważyć? Aleksiej aż zacisnął dłonie w pięści, próbując odzyskać panowanie nad sobą.
    — Chodziło mi o to… Nie wiem jeszcze, co zrobię z ojcem… — Ale nie mogę pozwolić ci go zabić. Bo wtedy nie tylko on by zginął. W końcu miał odwagę, by podejść bliżej, może nawet zmusić kochanka, by ten na niego dłużej spojrzał. — Wpierw… wpierw zajmijmy się tym radiem. Uratujmy Aliyewa. Resztę ludzi, co tkwią w klatkach. A potem… — Tutaj nie mógł się powstrzymać i zapragnął tego chwilowego kontaktu z Olegiem. Dłoń przesunęła się po twarzy komunisty, a jeśli był jakiś opór, to tym bardziej naciskał na ten dotyk. — Mamy misję do skończenia. Powstrzymać ten bezsensowny  rozlew krew. I wtedy będziemy wolni, Oleg. Opuścimy Moskwę. Ja i Ty. Do tego musimy dążyć. — W końcu podsunął torbę, w której tkwiło radio, mając nadzieję, że dadzą radę się skontaktować ze Smutnym.
    W tym czasie chaos na stacji tylko bardziej się wzmógł, gdyż zaczęto na nią wnosić pierwszych rannych i zabitych po wybuchu na Kuźnieckiej. Czasu było coraz mniej. Muszą przedostać się do Teatralnej… A jeśli będzie trzeba to nawet do Rzeszy.
    Inaczej Metro umrze zanim oni zdołają je opuścić.

    — Nawet mi to schlebia— próbował nieco rozluźnić atmosferę Petrowicz, ale szybko uznał, że to byłoby kiepskie podejście.  Zerknął na Rusłana i jeśli był w stanie, to spróbował sięgnąć po jego dłoń. —  Zapominam, że dla ciebie to wszystko… nowe. — Chciał go przyciągnąć bliżej, ale mógł nie mieć tyle siły po tym wszystkim. To był cud, że nadal jeszcze kontaktował. — Potrafisz. Ale potrzebujesz czasu...Zrozumieć, przyzwyczaić się. Ja sam muszę się pewnych rzeczy… przyuczyć.
    Że już nie był sam. Że nawet t sytuacja z Iwanowem była nieco przesadzona. On sam musiał się uspokoić, bardziej zaufać Rusłanowi.
    — Wiesz… może zostanie jednym ze stalkerów. Jesteś w tym naprawdę dobry… — A wiedział, co mówił. Z niejednym stalkerem chodził, niejeden go przeprowadzał przez to zniszczone miasto. Nagle obrócił się gwałtownie do chłopaka i jeśli był w stanie, przyciągnął do siebie bardziej.
    — Ale spróbuj mi zaginąć… To sprowadzę na Moskwę większy chaos niż bomby. — Brzmiało to co najmniej absurdalnie, jednak Petrowicz mówił to z poważnym wyrazem twarzy, nie spuszczając wzroku z Rusłana. — Tego… tego nie zniosę... mężu. — I uśmiechnął się słabo, zmęczenie dawało się coraz bardziej we znaki.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Pon 04 Kwi 2022, 19:30

    Ten gest Aleksieja, jego bunt... Oleg tylko się uśmiechnął, by rozładować irytację, która powracała do niego falami.
    Ciebie też pokonał...
    - Jak chcesz - nie rozumiał tego do końca. Zabijali i zabijać będą. Przyjął jednak, że tym człowiekiem będzie dysponował kochanek, ustąpił więc. - Czasu dużo nie masz na te twoje rozmyślania...
    Nie opierał się dotykowi, wręcz przeciwnie, wraz z płynącymi słowami, z wizją, która zupełnie niebawem mogła się ziścić doznawał ulgi, jakby Aleksiej podawał mu lekarstwo na tę chorobę, która zaczynała go trawić. To było niewiele, nie dość, myśli wciąż krążyły wokół nienawiści, śmierci i zemsty, wystarczyło jednak, by mógł pocałować go, jak kiedyś, z jakąś specyficzną pogodną zachłannością, z chęcią do życia. Nawet jeśli to życie było teraz tak bardzo ograniczone i składało się właściwie tylko z tego, czego oczekiwał od niego ukochany. A oczekiwał działania.
    - Dobrze, Bestyjko - na koniec cmoknął go w usta, zbierając te ostatnie nuty ich zmieszanego smaku - Dawaj tego Smutnego, zajrzę, czy kto się tu nie kręci.
    Wrócił po chwili, gdy mieli już na łączach nie tylko Smutnego, ale i jego kompanię w jednym kawałku. Zdążyli. Oleg dołączył do tej trzeszczącej, niewyraźnej rozmowy w jej trakcie. Rozejrzał się po tym niewielkim pomieszczeniu obłożonym falistą blachą. Lepiej z łącznością nie będzie...
    - ...Możemy spróbować ich odebrać z Linii Okrężnej. Ale nie obiecuję... że Hanza urządzi im miłe powitanie. Ich neutralność ma swoje granice...
    - Nad czym tu się jeszcze zastanawiać? - głos Tolyi dobiegł ich ciszej, mniej wyraźnie, ale słaby odbiór nie zakłócił jego emocji.
    - Aleksiej... - charakterystyczny nijaki głos Aliyewa stanowił dla niego wyraźny kontrast - wiem, że pomożesz naszym ludziom. Pomożesz ojcu - zatrzymał się na chwilę dziwnego, nieprzyjemnego pisku radia - Odnajdę go później. Sprawdzę Teatr Narodów, a potem...
    Coś przerwało. Albo Aliyew nie chciał mówić dalej, bo kolejne minuty udało im się jeszcze wykorzystać na wymianę informacji ze Smutnym. Oleg był przy tym boleśnie szczery.
    - Jeśli nas tu odkryją, to i na Teatralnej nie będzie dla nas życia. Za dużo się dzieje razem z tą naszą wizytą...
    Pewnie wszyscy to wiedzieli, pewnie myśleli o tym i układali jak najmniej ryzykowne scenariusze. Ale dopiero groźby wypowiedziane zaczynały być groźbami realnymi.
    - Nie przedłużajmy, chłopcy. Poradzicie sobie. Bez odbioru.
    - Poradzimy - Oleg przymknął jedno oko w zawadiacki sposób, niemal jak kiedyś, gdyby tylko to drugie nie było tak nieufne w żaden z tych planów. - No dobra, Bestyjko, to na co masz ochotę? Po spartańsku otworzyć klatki? Z tobą będą współpracować. Ja mogę spróbować oczyścić posterunek. Jest też wagon... Boże, Boże... czy ja będę okradać swoich, żeby ratować nazioli? - zaśmiał się bezdźwięcznie i z takim ponurym rozbawieniem pozwolił sobie na jeszcze jednej pocałunek.
    - Widzimy się przy tunelu. Będę tam czekać. - odwrócił się tylko na chwilę przy drzwiach - Znasz ich, prawda? Wiesz, kto nie zasłużył na ratunek, tak...? - zostawił go z tą niewypowiedzianą surową opcją. Nie wszystkie klatki musiały zostać otwarte.

    Chciał się nieco cofnąć, by spokojnie pomyśleć, bez żadnego fizycznego kontaktu, który go tak obezwładniał, ale się nie dało. Sam właściwie chciał się dać przekonać, dać się obezwładnić i odpocząć wreszcie od nadmiaru... właściwie wszystkiego tego dnia.
    Przez jakiś czas milczał, żywiąc się bliskością, a gdy uzyskał pewien poziom spokoju, zupełnie ścięło go z nóg. Pociągnął mężczyznę na łóżko, zrzucił z niego książki, które tam trafiły i poprosił tylko gestem, by się z nim położył, by się tak przyjemnie nawzajem uśpili. Jakby nic się nie wydarzyło, jakby ten przeklęty Iwanow...
    - Lubię... - wymruczał mu w kark, gdy już ułożył się ciasno przy jego plecach, trzymając go w ramionach - lubię, gdy mówisz "mężu"... Nawet jeśli... to tylko... łóżkowa... no ta... zabawa...
    Szybko wpadł w stan przedsnu i pierwsze wizje zaczęły przewijać się mu przez myśl.
    - Ochronię cię...Nikolai... - powtarzał z niknącą świadomością sensem - Mogę cię ochronić...mogę... pieprzony cwaniak...
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Sro 06 Kwi 2022, 19:59

    Mógł tylko patrzeć, jak Oleg znika za drzwiami, gotowy na zrobienie tego, co on może. A Aleksiej został sam. Z niby najprostszym, a jednocześnie najtrudniejszym zadaniem.
    Oto na Łubiance, Aleksiej miał zostać Panem Życia i Śmierci. Ironio. Czy znał wszystkich tych nazistów? Tak, choć niektórych nie tak dobrze. Czy każdy zasługiwał na ratunek? Nie. Mógł każdego poddać obiektywnej ocenie… Tak myślał, póki nie przypomniał sobie
    Myślał, że ponowny widok starszego Sorokina znów wywoła w nim gniew. Ale widocznie większość negatywnych emocji zdołał z siebie wydobyć już po pierwszym spotkaniu. Teraz tylko tępo spoglądał na cele, niekiedy usuwając się bardziej w bok, gdy był znów na widok, gdyby jakiś strażnik go zauważył. Prędko się okazało, że podjęcie takiej ostrożności nie było konieczne. Aleksiej zgadywał, że pewnie ich uwaga była skupiona teraz na rannych czy wzmacnianiu posterunków.
    Uwolnienie z celi było więc znacznie prostsze, nawet jeśli Aleksiejowi niby to nie udało się uwolnić wszystkich. A mimo takiej władzy, jakiej posiadał, jednego z nich uwolnił.
    Jego ojciec stanął przed nim i nawet jakby lekkim ruchem głowy wyraził swoje uznanie do syna. Ten nic nie odpowiedział, zbyt już skupiony na tym, by doprowadzić uciekających nazistów w stronę tuneli, gdzie powinien czekać na nich Oleg. Przez całą drogę starał się maskować swój niepokój. Ale nie o byłych żołnierzy Rzeszy, a o Olega.
    Dlatego jeśli wszystko faktycznie poszło zgodnie z planem, to Aleksiej nie ukrywał ulgi, widząc ponownie ukochanego.
    — Ten twój Spartanin…— Był to również moment, w którym ojciec zdecydował się w końcu do niego przemówić.   — Dość dobrze wie, jak się tu poruszać. Za dobrze. — Zapomniał o tej spostrzegawczości, o temu przykładania się do szczegółów. W końcu coś, co czyniło go dobrym generałem.  
    A Aleksiej wyczuł, że to czas, by nieco rozjaśnić panu generałowi sytuację.
    — Prawda. W końcu kiedyś był Czerwonym. I takim go poznałem. — Jego zielone oczy intensywnie wpatrywały się w ukochanego. Może tym spojrzeniem próbował przywołać Olega bliżej siebie. —  Spartanami zostaliśmy razem. Bo jest moim partnerem… Kochankiem. — Przy takich informacjach, nawet Andrei nie mógł już się dłużej skrywać pod swoją maską. Przy czym taka nagła szansa odczytania emocji z twarzy ojca, nieco zbiła Aleksieja z tropu. Nieważne, że były takie jak mógł się spodziewać: mieszanka zaskoczenia z obrzydzeniem. Trochę też rozczarowania. Ale czy również… zagubienie?
    —  Czemu mi to wszystko mówisz? — Nie takiego pytania się spodziewał. A raczej nie w takim momencie. Aleksiej zdobył się na słaby uśmiech.
    — Bo już nic nie ma znaczenia. Metro umiera. Widziałem to na własne oczy. Ale jeszcze chcę, by pooddychało trochę. Z nadzieją, że ktoś znajdzie rozwiązanie. I teraz mam szansę robić to sam. Decydować sam. A nie słuchać kogoś, kto nawet umiał zabić własnego syna-
    — Aleksiej. Stepan był chory. — Dobrze znał ten racjonalny ton. — Myślisz, że przeżyłby poza stacją? Czym mógł się przysłużyć dla Rzeszy?
    — To był twój cholerny syn! — Tym razem emocje dały o sobie znać. Nie tylko u niego.
    — Poświęcenie by drugi mógł żyć! By mógł dać temu miejscu lepsze jutro! — A ten mnie zawiódł. Uciekł, jeszcze z tym…mężczyzną. — Wydawało się, że o Olegu wypowie się bardziej wulgarnie, ale coś go powstrzymywało. Może dlatego, że odzwierciedlał marzenia ojca. Chodząc ideał Rzeszy.
    I właśnie wtedy starszy Sorokin zaczął się śmiać. Albo przynajmniej próbował wydobyć z siebie coś takiego. Aleksiej zacisnął pięści i zignorował tę chwilę szaleństwa u ojca. Podszedł w końcu za to do Olega.
    — Nie strać go z oczu. I… wiem. Jego klatkę otworzyłem. Śmierć to coś zbyt łaskawego dla niego. — Aleksiej zamilkł na dłużej, próbując odzyskać pewien — Chcę, by cierpiał, rozumiesz? Nie ucieknie mi teraz. Ma cierpieć. Sam. Za to co zrobił Stepanowi, mojej matce....— I mi. Zielone oczy rozbłysły. —Wypuścimy go na powierzchnię. Nieważne, co mówił Aliyew-
    Nagle starszy Sorokin podszedł do nich bliżej. Jednak nie patrzył już na Aleksieja, a bardziej na Olega. Tak jakby to z nim chciał pomówić.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Czw 07 Kwi 2022, 17:54

    - Yura... Gdzie wuj Ihor? - Oleg dotarł do posterunku nieniepokojony, a nawet po części niezauważony. Musiał położyć dłoń na ramieniu młodego komunisty, by zyskać jego uwagę. Uwagę źrenic rozszerzonych do granic. Dopiero po chwili wyczuł charakterystyczny zapach kwasu.
    Z Yurą nie dało się więc pogadać, opędził się od Olega i otępiały usiadł przy ogniu.
    - Daj mu spokój - podjął Vadim, który właściwie został sam przy barykadzie, ale na bezużytecznego kompana spoglądał bez złości, nawet z jakimś zrozumieniem - Widziałeś nazioli. Znowu wieszać będą. Widziałeś rannych... i znów trupów pod sufit. Yura młody jest. Daj mu spokój.
    Oleg stanął przy komuniście, zerknął na jeden z niewielu  ckmów na stacji, a potem w jego oczy, równie czarne jak Yury, ale taki Vadim już był. Z południa.
    Cisza trwała za długo, jakoś Olegowi przykro było ją przerwać, choć czas naglił. Towarzysz go w tym wyręczył.
    - Idziesz sobie od nas, Lyosha, tak? - pociągnął nosem i splunął, a potem nawet się do niego uśmiechnął  - Ja wiedziałem... Wiedziałem, że dla nas umarłeś. Widać to po tobie.
    I Oleg się uśmiechnął, ale nie do niego, a w czerń tunelu.
    - Co ty tam widzisz...
    - A widzę... Powiedz, że nie mam racji. - zaśmiał się ale bez szczypty wesołości, a Oleg nagle spoważniał. Jakieś głosy, jakieś ruchy, nie miał na to czasu, choć kłuło go to wyraźnie.
    - Vadim... weź Yurę i idź stąd gdzieś... wuja poszukaj.
    - Powieszą... - pokręcił głową, ale zaskoczony tą propozycją nie był. Wiedział przecież.
    - Ja z Alioszą was zmienimy. Yura po kwasie do niczego, a ty sam...
    - Powieszą... - powtórzył Vadim. Zmusił Olega przy powoli wyjął pistolet i przystawił mu do piersi, tam, gdzie po strzale nic by nawet nie poczuł.
    - Powieszą, albo i nie... A ja cię zdejmę na pewno.

    Gdy Aleksiej dołączył do niego, Oleg był na posterunku sam, a nieopodal przy wjeździe drezyna, sklecony z różnych części szynowy pojazd z budą sterowania pozbawioną już okien i szeroką platformą do przewożenia niewolników lub żołnierzy. Jeszcze gdzieniegdzie widać było odpryskującą pomarańczową farbę pierwotnej drezyny.
    Podniesiony głos kochanka i odgłosy szaleństwa jego ojca, jakby znajome, sprawiły, że odwrócił się w ich stronę.
    - Nie będę udawał, że się na tym znam - wzruszył ramionami. - Zwrotnicę przestawiłem. Włączyć spróbujemy. I jazda... tak sądzę... - zaczął, zanim jeszcze kochanek zdradził mu swoje plany co do ojca. I wtedy faktycznie się zaśmiał i brzmiało to znajomo - A mnie pouczałeś... nie wierzę...
    Mimowolnie zerknął w stronę starszego Sorokina, z lekkim dreszczem odczytując jego intencję rozmowy. Uciekł od tego.
    - Wsiadać, myślicie, że ile nam czasu zostało? - rzucił do zgrai uciekinierów, ignorując generała.
    Naziści potrafili wykonywać rozkazy, nie dać się owładnąć strachem czy chaosem. Dwóch nawet znało się na prowadzeniu tego typu drezyn. Oleg nie mógł wręcz uwierzyć, jak spokojnie opuścili stację. Tak, metro umierało. Wykrwawiało się i nie mogło dbać o wszystkie swoje zwyczaje. Gdy wybuchało tu i tam, nie ważne już, że naziści uciekają z czerwonego gułagu. Nie miało już swoich starych odruchów. Jak starzec z demencją.
    - Więc jesteś... kochankiem mojego syna - Oleg nie miał już gdzie uciec, gdy Andrei, którego miał trzymać na oku pominął zupełnie fakt, że nie są przy panelu sterowniczym sami. Krótko przystrzyżony mężczyzna z potężnym sińcem na skroni i pod okiem pomagający prowadzić pojzd musiał być równie zaskoczony, co on , bo nawet wymienili spojrzenie.
    Oleg zerknął tylko raz na postać Aleksieja na drugim końcu wagonu pilnującego  tunelu  za nimi.
    - Właściwie tak...zgadza się - odpowiedział, czując przemożną ochotę na alkohol i tytoń jednocześnie - dobrze się go rucha. Tato.
    Pojazdem rzuciło, a w Olegu wezbrała nagła agresja, emocje pochodzące z innego źródła, które znalazły pretekst.
    - Oh, suka! - warknął na nazistę przy panelu- Zwolnisz trochę? Czy ciebie mam zwolnić z miejsca w wagonie?
    - Przestań - Generał Sorokin nie dał się ani zbyć ani oszukać, ani nawet rozzłościć - Kłamiesz bardzo słabo.
    - Czego chcesz?
    - Nie jest za późno. Ani dla niego ani nawet dla...
    - Słuchaj mnie... - przerwał natychmiast, jednak niezdolny do słuchania jego głosu i obcowania z tym jego pokrewnym do własnego wejrzeniem - Gdyby nie twój syn, już by cię tu nie było... bo rozszarpałbym cię gołymi rękami...
    - A dlaczego miałbyś chcieć to zrobić?
    - Bo go skrzywdziłeś.
    - Kłamstwo. Nie dlatego.
    - ...Zabiłeś swoje dziecko!
    - Kłamstwo. Jeszcze raz...
    - Jeszcze..? Jesteś pieprzona bestią. nie masz litości nawet dla swoich!
    - I znów kłamstwo... A może dlatego, że nie potrafisz przyjąć do wiadomości tego, co już wiesz. O nim. I o sobie. Jaki jesteś i gdzie jest twoje miejsce.
    Oleg zauważył, jak dłonie drżą mu, a umysł projektuje kolejne krwawe sceny, tka przyszłość, gdzie Andrei kończy jak Ibragrim.
    Zerwał się z miejsca i zawołał Aleksieja.
    - Zmieńmy się - rzucił, ale nawet nie czekał na odpowiedź, ruszył na koniec drezyny.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Sob 09 Kwi 2022, 16:36

    Na drugim końcu drezyny, reszta nazistów co najwyżej szeptała co między sobą, ale z samym Aleksiejem nie rozmawiali. Dało się jednak zauważyć pewnego rodzaju wdzięczność na ich twarzach, ale młodemu Sorokinowi na niej nie zależało. Wyjadą z nimi na ile się da, a potem wrócą ponownie do swojej misji. Nie mogli się teraz zatrzymywać.
    Odwrócił się zaskoczony na Olega. Bez słowa zamienił się z nim miejscami, od razu karcąc ojca wzrokiem.
    — Coś znowu zrobił? — zapytał go, na co ten tylko wzruszył ramionami, obdarowując go obojętnym wyrazem twarzy.  
    — Nic takiego, Aleksieju. Zwyczajnie twój kochanek nie umie zaakceptować prawdy. A szkoda… Widać w nim potencjał. W tobie też on ciągle tkwi, synu. Mimo waszej… specyficznej relacji. Metro tego potrzebuje.
    Aleksiej zmarszczył brwi, zaraz spoglądając na Olega, będącego już po drugiej stronie, a potem po prostu prychnął na ojca, oparł się obok panelu. Nawet w tak kiepskiej sytuacji jego ojciec próbował swoich sztuczek. Albo naprawdę wierzył, że oni mogli coś jeszcze zdziałać w tym zdychającym miejscu.
    — Metro to nasza klatka. — Kiedyś twierdził inaczej, ale ostatnie wydarzenia bardziej utrwaliły tę myśl. — I zamierzam z niej wyjść.
    Nie sam. Aleksiej musiał znów zerknąć w Olega, nawet jeśli nie robił tego zbyt dyskretnie. Wiedział, że jego ojciec to wyłapie. Szybko postanowił potwierdzić jego obawy słabym śmiechem.
    — Mówiło się kiedyś, że dzieci wybierają partnerów na podobieństwo swoich rodziców.
    — Mylisz się. Oleg nie jest taki jak ty.
    — To ty się mylisz. Choć nie powiem, ma jeszcze coś z charakteru twojej matk-
    — Nie waż się o niej wspominać — przerwał mu twardo Aleksiej, spoglądając wreszcie na ojca. Słowa jakby zadziałały na niego, bo zamilkł na dłuższą chwilę.
    — …Może zamiast uprawiać waszą małą dewiację, powinieneś spojrzeć partnerowi w oczy — powiedział na sam koniec.
    Wreszcie musieli się zatrzymać, gdyż niedaleko majaczyły już nikłe świata jednego z posterunków. Aleksiej poradził naziście, by nie jechali zbyt blisko. Musiał przedyskutować dalszą drogę z Olegiem. Jednak wpierw potrzebował chwili… na coś innego. Dlatego gdy tylko drezyna wyhamowała, od razu chwycił partnera za rękę i odciągnął z dala od nieco niespokojnych nazistów. A przede wszystkim z dala od ojca.
    — Oleg. Cokolwiek mój ojciec tam ci mówił… nie słuchaj go — zaczął Aleksiej, zmuszając, by ten się jeszcze bardziej do niego przybliżył. Nawet przejechał czule dłonią po jego szyi, wędrując nią na policzek. — Pamiętaj o naszym celu. Udadzą się w swoją stronę, a my w swoją. Jeśli się uda, powstrzymamy dalszy rozlew krwi, a potem wyjdziemy. Pamiętaj o tym… Musisz pamiętać. Nie chciałbym… Nie chciałbym cię w tym czasie stracić. Olega. Mojego Olega.
    Nie wiedział, czemu wypowiedział ostatnie słowa. Czy to przez to, o czym wspomniał wcześniej starszy Sorokin? Aleksiej zagryzł wargę, martwiąc się, że choć dobrze znał ojca i jego gierki, to i on jakoś w nią wpadł. Albo co gorsza, był to wyraz jego spostrzegawczości i nie mylił się w kwestii Olega. Tym bardziej odczuwał większą potrzebę zapewnienia bliskości, może i bezpieczeństwa.
    — Musimy ustalić jakąś dobrą wersję nim przejedziemy kolejny posterunek… I znaleźć wyjście na powierzchnię. Dla jednego z nich.

    Nikolai jako pierwszy się przebudził, ale nie widziało mu się nigdzie ruszać. Zamiast tego czekał, aż jego młodszy partner się również obudzi.
    Jeśli Rusłan miał ochotę, to Petrowicz również przywitał ich nowy „dzień” czułościami podobnymi do tych z zeszłego wieczora, gdyż nadal miał w głowie te słodkie jęki i marzyło mu się znów je usłyszeć. A potem mógł się już tylko błogo uśmiechnąć, napawając się ciszą wokół nich. Nikt nie pukał, nikt nie wzywał. On też nic do tej pory nie powiedział, za to patrzył rozczulony na młodszego kochanka, nie omieszkując przejechać palcami po nagiej skórze.
    —  Piękny… i kuszący — nie wytrzymał w końcu, pochylając się, by tylko ucałować to, co było jego. A jako że tym razem faktycznie mogli tak razem przeleżeć dłużej, to Nikolai wykorzystywał, głuchy na możliwe protesty, nawet nieco przyciskając go swoim ciężarem, odurzony tym ciepłem i ich zapachem.
    Dopóki przynajmniej żołądek nie dał o sobie znać i wtedy aż musiał odchylić głowę, śmiejąc się jak głupi.
    — Dobra, może jednak koniec tego leżakowania. Pójdziemy coś zjeść, znam tu jedną kucharkę, co ona potrafi zrobić, ja ci mówię… — I zaczął swoją historię, jego małych wędrówkach do kuchni, by podwędzić trochę mięsa, nie zapominając, jak raz prawie dostał chochlą w łeb za to. Tak mówił, ubierając się, niby to czasem „przypadkowo” to jakoś muskając delikatnie partnera.
    Dopiero gdy zakładał buty, dotarła do niego istotna myśl, której wcześniej ciężko było się przebić przez tą radość towarzyszącą mu od przebudzenia.
    — Wpadłbym jeszcze później zobaczyć się z Vanyą… Chcesz pójść ze mną? — Przechylił głowę tak, by móc widzieć Rusłana, a przede wszystkim jego reakcje. — Proszę? Myślę, że ty byś się z nią dogadał. A chciałbym zajrzeć wiesz... tak dla własnego spokoju.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Sob 09 Kwi 2022, 18:58

    Nie mógł znieść obecności tego człowieka. Zaczynał boleśnie rozumieć, jak destrukcyjną siłą dysponuje, jak najzupełniej łatwo przenika do jego myśli. Jak to w ogóle było możliwe? Na domiar tego tak mocno skupiony na sobie i swoich krwawych przypadłościach, swoich frustracjach, że niebezpiecznie oddalił się od Aleksieja. Choć był tuż obok, zaczynał za nim tęsknić, z każdym kolejnym metrem tunelu coraz bardziej. Rodził się w nim zupełnie nowy rodzaj pożądania.
    Dlatego też, gdy tylko znaleźli się sami, nieważne, że może w zasięgu wzroku, mocno go chwycił. Wysłuchał co prawda jego słów, ale jedynie kiwnął bez przekonania głową, jakby chciał jak najszybciej dojść do głosu. Po sekundzie nie pamiętał już, co kochanek chciał mu przekazać.
    - Aleksiej, tęskno mi, tak strasznie... - ucałował dłonie wędrujące po jego twarzy, mocno przywarł szorstkim policzkiem do policzka, a wreszcie i ciałem do ciała - Tęskno za tobą. Kiedy ja cię miałem? Potrzebuję cię, suka, tak bardzo... - pocałował go głęboko bez żadnego łagodnego wstępu, może nawet nieprzyjemnie, jakby chciał zupełnie sobie jego wnętrze przywłaszczyć. Łapczywie przełknął ich zmieszaną ślinę, ale puścił go jednak, choć aż zadrżał, gdy musieli się rozdzielić.
    - Za Komsomolską... jest tunel. Techniczny. Można wyjść na powierzchnię. Tam go wyrzucimy. A z tymi ja pogadam... Więźniów za Sokolniki wieziemy, tam most jest, ale i skażenie. Czerwonych szkoda, by tam pracowali - powiedział to praktycznie bez zastanowienia, co nadało wymówce mdłego posmaku rzeczywistości. -  Daj mi swoje naboje. W razie czego...
    Zanim ruszyli kazał jeszcze maszyniście i Andreiowi wypieprzać na tył. Na tego drugiego nawet nie spojrzał. Bał się.
    Negocjacje poszły gładko, zwłaszcza, że Oleg i Aleksiej byli już na tej linii znajomymi twarzami, a drezyna z więźniami niezupełnie rzadkim widokiem. Zwykle jednak w drugą stronę jechała, ale mężczyźni tylko z tego ponuro żartowali. Nie poskąpili sobie też okazji, by zarzucić nazistów groźbami i wyzwiskami, nie takimi mrożącymi krew w żyłach, a raczej na poły żartobliwymi, pijackimi.
    Tak oto dotarli do Linii Okrężnej, gdzie trzeba było wysilić się bardziej, ale status Spartan ratujących więźniów i powołanie się na najwyższe władze zakonu dały im wjazd. Na razie nie było co myśleć, co na to wszystko Młynarz, z pewnością dużo tłumaczenia miał sam Książę, którego wywołano do radia w tej sprawie.
    Wkrótce jednak, już bez odpoczynku, stanęli przed kolejnym tunelem już tylko we trzech, by, wedle woli Aleksieja, wyprowadzić generała Sorokina na powierzchnię. Żadnej drezyny, nikogo innego, po prostu trzech mężczyzn w tunelu, wyściełanyn trupami czerwonoarmistów, którzy kiedyś walczyli o stację. Trzech mężczyzn i... od czasu do czasu... jedno dziecko o jadowitych oczach.

    Tak, jak jeszcze poprzedniego dnia Rusłan miał zamiar iść po prostu przed siebie w szale nienawiści, tak teraz, tak niedługo potem, był dla swojego kochanka najwdzięczniejszym towarzyszem. Oszczędził mu swoich złośliwości, uraczył dotykiem i jękami, które przychodziły mu już zupełnie naturalnie, bez żadnego aktorzenia. Jeśli protestował, to tylko po to, by przekonać się czy Nikolai pragnie tej bliskości tak bardzo, jak on sam jej pragnął. Choć śmiał się specyficznie i raczej nieczęsto, zawtórował mu w tym, a historie o kucharce wywołały w nim czyste wesołe zainteresowanie. Jednocześnie wiedział, jak bardzo niewielkie miało to znaczenie. Czy to właśnie znaczyło zakochanie?  Przeklęta huśtawka nastrojów i zachwyt każdą głupotą z ust partnera?
    - Dobra, dobra, mężu - tego dnia nawet propozycja odwiedzin Vanyi nie była tak irytująca, choć i neutralna też nie. - Tylko jak coś z nią znowu będzie nie tak i zepsuje ci humor to...
    Nie dokończył. Nie miał właściwie pomysłu. Co wtedy? Nie wiedział ani gdy wychodzili z mieszkania, ani gdy stali przed doktorem, który potwierdził Petrowiczowi, że dziewczyna jest w ciąży.

    Nie wpuścili go na Smoleńską ot tak, co to, to nie. Przeprowadzili na nim dekontaminację. kazali zmienić ubranie. Przesłuchali, powymieniali się informacjami. Nie trwało to wcale długo, a dłużyło się niemiłosiernie. Był jednak cierpliwy, zupełnie spokojny. Tylko zmęczony, przysypiający, lekko przeziębiony.  
    Nie wzywano Księcia od razu, najwyraźniej w ich ocenie nie był tego wart. A może rzeczywiście sprawy w metrze tak się miały, że nie było wyjścia. Czekał w tej niewielkiej, ale ciepłej i suchej stróżówce, pod okiem, a może i pod bronią wartowników.
    Wreszcie się doczekał i potężny mężczyzna pojawił się w drzwiach,a on mógł wstać, lekko się uśmiechnąć na koniec swego znużenia i zrobić kilka kroków w jego kierunku. A potem pozwolić sobie, by skroń spoczęła na jego piersi, tak po prostu.
    -  Nie wiem - wyprzedził pytanie Księcia, co tu robi, po co, dlaczego? Viktor naprawdę nie wiedział.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Nie 10 Kwi 2022, 23:43

    —  Oleg, skup się… —  prosił, gdy tamten uparcie szukał z nim bliskości. Ale i on w końcu się temu poddał i gdzieś po tamtym zachłannym pocałunku wyszeptał: —  Też tęsknie…
    Jednak nie mogli się teraz uporać z tą tęsknotą. Musieli wpierw doprowadzić kwestię więźniów i jego ojca do końca. Tak jak przy więźniach były pewne komplikacje, w których pomógł to ich status Spartanina, tak nie spodziewał się, że zwykłe pójście tunelem technicznym we trójkę może być dla niego takie trudne. Często natrafiali na zwłoki Czerwonych, niegdyś walczących o dom, teraz pozostawionych w zapomnieniu w tej części metra. Aleksiej czasem to zerkał na nie, a potem na Olega, jakby upewniając się, że jego Czerwony nadal tu był. Żył, oddychał. Dla niego.
    Torba z radiem trafiła w pewnym momencie do Olega, a on sam dźwigał mniejszą. Jednak jej zawartość przyda im się dopiero, gdy dotrą do włazu. Ojciec Aleksieja szedł przed nimi. Broń również mieli w gotowości. Na wszelki wypadek. Starszy Sorokin nie ociągał się, nie musieli go popędzać. Co jakiś czas zerkał do tyłu to na jednego, to na drugiego. Nie dało się zbytnio określić, co mógł teraz czuć. Odrazę? Nienawiść? Rezygnację? …Poczucie winy?
    Robiło się zimniej, trupów też jakby mniej było. Za to w Aleksieju rósł dziwny niepokój. Stanęli jakieś kilka metrów od jednego z włazów, który prowadził na powierzchnię. Wziął głęboki wdech, robiąc krok ku ojcu.
    — To dla ciebie. — Rzucił w jego stronę torbę z podstawowym przyborem dla stalkera. Jedyne, czego ojciec nie mógł tam znaleźć to broni.
    — Mogliście dać Metru nowe, lepsze jutro.
    —Tu nie ma przyszłości. Mówiłem już. Dlatego i my sami długo tu nie zagościmy. Opuścimy Moskwę.
    Nie wiedział, czemu to nawet powiedział. Może właśnie na widok tej kompletnie zdumionej twarzy ojca, gdy o tym usłyszał. Starszy Sorokin aż podszedł bliżej, Aleksiej tylko gestem pokazał Olegowi, by ten nie strzelał.
    — C-co ty mówisz?! Aleksiej, nie giń głupio. Nie warto. Jeszcze z tym człowiekiem… Tam nic nie ma. Niczego. Ten świat umarł rozumiecie?! — Kiedy Aleksiej mógł usłyszeć tyle emocji w głosie Sorokina? — Jest tylko Metro. I ono potrzebuje waszej dwójki. Mogę wam w tym pomóc. Poprowadzić.

    —  Może ojcem jest któryś z jej towarzyszy? —  zasugerował Volkov, ale Petrowicz szybko pokręcił głową. W końcu był świadom relacji między nimi, wątpił też, by którykolwiek mógłby tknąć Vanyę. Przez chwilę pomyślał również o Ahmedzie, ale czasowo by się nie zgadzało. Chciał dopytać samej dziewczyny, ale ta odkąd się pojawili, tylko patrzyła półprzytomnie przed siebie. Doktor musiał ją poinformować. Cholerny głupiec. Mógł chociaż trochę z tym poczekać.
    Porozmawiał jeszcze trochę z doktorem. Jeśli Rusłan chciał, mógł ich słuchać. Głównie dyskutowali o następnych krokach, a przede wszystkim poruszali stan psychiczny Vanyi. Petrowicz martwił się jak ciąża wpłynie na dziewczynę. Taka młoda osóbka, jeszcze z dzieckiem. Wychowywać w takim miejscu. To też było ich dalszym tematem.
    — Jednak najważniejszą decyzja i tak pozostaje w jej rękach. Czy chce donieść ciążę, czy nie. —  Volkov zaciągnął się papierosem, kątem oka spoglądając na dziewczynę.
    Nikolai za to przeklinał los, że akurat teraz to musiało się zdarzyć. Teraz, gdy Aleksiej i Oleg byli na misji, a Vanya ich potrzebowała. Bardziej niż wszystkich innych. Petrowicz wiedział, że sam również wesprze dziewczynę, ale nie mógł zrobić tego sam. Potrzebował pomocy. Każdej pomocy.
    — Dobra, pogadam z dziewczynami,  bo widziałem już jak tam zerkały z jadalni. — Petrowicz odciągnął nieco Rusłana na bok. Tak, by ani to doktor, Vanya, czy ktokolwiek inny ich usłyszał. — Może ty mógłbyś z nią jakoś porozmawiać. Jesteście… dość w podobnym wieku. A jak nie będzie chciała… to poproszę może Saszę. Lub inną  z jej koleżanek. — Nikolai uśmiechnął się pokrzepiająco i ucałował Rusłana tym razem w usta. Nie bacząc na to, że ktoś może ich widzieć. — Tak, one pewnie będą lepiej wiedziały, co robić. Ach, suka.. nie sądziłem, że mielibyśmy zostać tak szybko wujkami — próbował nieco rozluźnić atmosferę, ale szybko spoważniał i kiwnął głową. — Zapytam, wrócę i potem pójdziemy… gdziekolwiek zechcesz.
    Petrowicz próbował jeszcze porozmawiać z Vanyą, ale ta nie reagowała. Dopiero gdy zamknął za sobą drzwi, drgnęła lekko i tym pustym wzrokiem rozejrzała się po pomieszczeniu. Zatrzymała wzrok dopiero, gdy trafił on na postać młodzieńca.

    Nie dość, że docierały do nich coraz to bardziej niepokojące raporty, to jeszcze Aleksiej i Oleg znaleźli sobie czas, by jakiś więźniów ratować. Jeszcze na nich się powoływać. Książę praktycznie był prawie od ponad doby na nogach. Zawsze co wyskakiwało, gdy tylko chciał sobie odsapnąć.
    Jednak gdy usłyszał pewne wieści, Daniła wstał gwałtownie, odchodząc od radia. Szedł prędko, samemu nie wierząc w to, co usłyszał, dopóki nie zobaczył Viktora. Pozwolił mężczyźnie na tę chwilę odsapnięcia, kładąc mu rękę na ramieniu i ściskając lekko go za ramię.
    — Dobrze cię znowu widzieć, chłopcze — powiedział tylko. W końcu musieli się ruszyć, więc Książe zdecydował, że zaprowadzi go do biura, z dala od wścibskich oczy reszty Spartan. Wewnątrz postanowił przyrządzić im ciepłą herbatę. Podał emaliowany kubek z herbatą od WOGNu. Książe zaczął szukać czego w szufladach. I choć znalazł tę wymiętą paczkę papierosów, to przy okazji uderzył się kolanem o samą szufladę.
    — Suka…!  Przepraszam, ledwo na oczy widzę. — Wyciągnął jeden ze szlugów i zapalił. — Zakładam, że ty nie palisz? — Mimo tych słów, spróbował poczęstować chłopaka. Rozsiadł się wygodnie na krześle, prosząc, by Viktor zrobił to samo.
    — Z tego co usłyszałem, Aleksiej odnalazł ojca.  Myślałem… — Co w sumie myślał Książe? Dla niego starszy Sorokin kojarzył się trochę z Młynarzem. Żołnierze dla każdego lojalni, ale kompletnie różnej formie.  — Jeśli zechcesz, możesz tutaj zostać. Pomyśleć co dalej. Ale przede wszystkim porządnie się wyspać… — I tutaj zaśmiał się krótko, jakby próbując też rozweselić nieco chłopaka.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Pon 11 Kwi 2022, 16:55

    Im bliżej wyjścia na powierzchnię, tym Oleg coraz częściej słyszał płacz i zawodzenie. Gdy ciał było wiele, głosy  mieszały mu się w głowie w posępnym chórze. Starał się nie patrzeć m. Zabrał tylko jednemu z trupów małą odznakę czerwonoarmisty. Tylko to. Potem pozwolił, by ciemne smugi przesuwały się obok niego, podczas gdy on wpatrzony był w plecy Andreia, od czasu do czasu ściskając za dłoń Aleksieja, nie wymieniał z nim jednak spojrzeń. Obawiał się, że dostrzeże w nim to traumatyczne szaleństwo.
    Gdy było zimniej, pozostał mu w uszach już tylko jeden głos. Płacz dziecka. Nie widział go aż zatrzymali się niedaleko włazu. Siedział skulony pod drabiną, kołysał się w przód i w tył w nieutulonej rozpaczy. Oleg pierwszy raz nie rozumiał jego słów.
    Ta zjawa była już jednak oswojona, nie stanowiła przeszkody, by być czujnym, by skupić się na zadaniu. I słowach Sorokina. Dobrze, że Aleksiej go powstrzymał, bo może by i strzelił?
    - Kto by mógł jeszcze pomyśleć, że ci na nas zależy, tato - w tonie Olega pobrzmiewała ta prowokacja, ta chęć, by nawet słowem, które powinno dawać radość, przyprawić go o cierpienie. - Idź przodem, sprawdź, czy tam czasem na powierzchni nie ma czego ciekawego. Poszukaj dla nas ładnego domu, może ci kiedyś jakichś wnuków narobimy? Niech zielono tam będzie, by się gdzie bawić miały. No, ruszaj.
    Gdy padło ostatnie słowo, chłopiec z jego umysłu zawył boleśnie, świdrująco, jakby go ktoś przypalał żelazem.

    Jak to możliwe, że ilekroć było tak dobrze, musiało być tak źle? Rusłan już nawet nie okazywał swoich emocji, tego złego rozczarowania na myśl, że teraz Vanya i jej bachor będą dla Petrowicza pępkiem świata. Słowa kochanka udobruchały go jednak skutecznie, nawet sam się zdziwił, że ta zmora zazdrości tak szybko dała się uśpić. Może to ten bezpretensjonalny pocałunek?
    - Mm, no tak, może tak być - szepnął, gdy byli tak blisko - Wracaj szybko.
    I został sam na sam ze Słońcem Metra, odruchowo mierząc ją uważnym spojrzeniem - ją i całe jej otocznie, jak niegdyś, gdy musiał dopasowywać sobie maskę do zastanej sytuacji. Po tym czasie z Nikolaiem nie robił już tego tak często, a teraz, ta obca dziewczyna... jedyna dziewczyna, która potrafiła poruszyć jego serce, zupełnie niewrażliwe na kobiece wdzięki, teraz pogrążona w tym ciężkim stanie... Nie, nie był na to przygotowany.
    - Ciekawe - zaczął powoli podchodząc do łóżka - nie wyglądasz, jak dziecko metra. Jesteś bardzo ładna.
    Dziewczyna patrzyła na niego, a może przez niego, na wskroś? Upiorne to było spojrzenie.
    - Nie gap się tak - usiadł bez pytania na posłaniu, a Vanya zareagowała, skuliła się po przeciwległej stronie.
    - Co, ojca nie znasz? - nie reagowała na jego słowa, jedynie gesty, ale ciężar ciszy był nie do zniesienia, więc Rusłan mówił - No trudno. Jaka to nowość, że ktoś kogoś przeleciał...
    Vanya zerwała się i uderzyła go w twarz.
    - Suka...! - dostał jeszcze raz zanim złapał ją za nadgarstki i przycisnął do materaca, zaskoczony i poirytowany. - No co, no co, myślisz, że tylko ciebie coś takiego spotyka, że tylko ciebie sobie ktoś wziął bez pytania? Gdzie ty się chowałaś, na jakim świecie żyjesz? Wszyscy drżą o ciebie, księżniczko, na każde skinienie masz całą Smoleńską, a ile gwałtem wziętych dzieciaków gnije gdzieś w rowach i tunelach. I nikomu na nich nie zależy, są nic niewarci, gorzej, jak rzeczy - widział to, zalały go dawno wyparte obrazy, a potem mrugnął i zobaczył jej łzy, które tylko rozjuszyły go bardziej - Nie masz prawa płakać!  Nie masz prawa!
    Vanya nagle zastygła, wpatrzona w niego swoimi niezwykłymi oczyma, lekko uchyliła usta, ale nic nie wyrzekła. Delikatnie wyswobodziła dłoń i uniosła ją do policzka Rusłana. Pogładziła go z czułością, widział, jak rodzi się w niej współczucie. Jej zrozumienie było dla niego niespodziewanym, szokującym wręcz doświadczeniem. Czuł się tak, jakby i ona dostrzegła jego wspomnienia.
    - Przykro mi - wyszeptała i otuliła go ramionami. Nie opierał się.

    Viktor milczał, dopóki nie znaleźli się sami, a i chwilę jeszcze pogrążony był we własnych myślach, gdy tak ogrzewał dłonie kubkiem tej dobrej herbaty o charakterystycznym aromacie. Spokojnym gestem podziękował za papierosa.
    - "Chłopcze"... "synu"... - zaczął nieco melancholijnie przekrzywiając zmęczoną głowę lekko na bok, ale potem jego spojrzenie nieco się wyostrzyło. Wpił je w Daniłę, jakby miał zamiar zacząć go przesłuchiwać - Nazywasz mnie dziwnymi słowami. Jestem oficerem Rzeszy, Generaladjutantem. Nie powiem, ciekawe doświadczenie. - upił łyk napoju, a potem i kolejny. - Nie zostanę tu długo, muszę przecież odnaleźć generała, prawda? - pytanie było retoryczne - I faktycznie nie wiem, dlaczego tu jestem, ale to nie do końca jest prawdą na wszystkich poziomach moich decyzji. - Odstawił kubek i wyprostował się, a wystarczyła drobna zmiana w jego mimice, by zobaczyć, że w tym młodym ciele tkwi jakąś stara, zblazowana dusza - Znam cel, nie wiem jednak, dlaczego tak zdecydowałem. Może dlatego, że powiedziałem ci wtedy... wszystko.  W Rzeszy takich ludzi należy eliminować. Są niebezpieczni. Masz w swoich rękach wszystkie moje słabości.
    Wreszcie wstał, podszedł do mężczyzny wsunął mu się na kolana i pocałował go, a zrobił to wszystko zupełnie płynnie i bez zawahania.
    - Bądź ze mną, tylko raz. Chcę poczuć drugiego człowieka. Jesteś zmęczony... może być później. To już będzie moja ostatnia słabość.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Sro 13 Kwi 2022, 15:37

    — To te oczy… prawda chłopcze? — usłyszał nagle starszego Sorokina. Wpatrywał  się w trzymaną maskę. —Zawsze one. Niebezpieczne… i piękne.
    I przez ten jeden moment, Aleksiejowi się wydawało, że mógł zobaczyć w nim swojego ojca. Tego z przed wojny. Była to dosłownie chwila, bo zaraz powróciła maska starego generała, który zmierzał to na powierzchnię.
    W końcu odszedł. Człowiek, będący jego ojcem, generałem Rzeszy, kimś, za kogo ludzie chętnie ginęli. Teraz wychodził na powierzchnię jako nikt.  Aleksiej nie spuszczał z niego wzroku, dopóki nie usłyszeli charakterystycznego odgłosu zamykanego włazu.
    Dziwna cisza zdawała się wypełnić tunel. Wreszcie przeniósł spojrzenie na Olega, chcąc zwyczajnie oznajmić, że mogą już iść. Jednak słowa uwięzły mu w gardle i wtedy zdał sobie sprawę, że policzki miał mokre od łez. Tak jak zjawa Olega płakała wcześniej, tak prawdziwy Aleksiej teraz płakał. Pytanie tylko czy wyłącznie z rozpaczy.
    Cokolwiek postanowił jego ukochany, machnął tylko ręką, próbując zetrzeć te nieprzyjemną wilgoć, może nawet odwrócić wzrok.
    — Nie… nie… to nie za nim — chciał wyjaśniać Aleksiej, nawet jeśli żadne pytanie nie padło z ust mężczyzny.
    — Raczej… Raczej za tym, kim kiedyś był. Gdy był tylko ojcem, nie generałem. Jednocześnie… czuję się… wolny. Nie tylko od niego. Jakbym mógł wreszcie godnie pożegnać również i  Stepana, i matkę. Czuję… ulgę i chyba szczęście.
    I cokolwiek chciał planować teraz Oleg, poddał się temu, jedynie prosząc, by jak najszybciej opuścili ten tunel. Przy czym wychodził stamtąd inny, odmieniony. Pomyślał, że może powinni się skontaktować z resztą Sparty, ale aż sam potrząsnął głową.
    — Możemy zostać na Komsolskiej dłużej… Chyba że ci śpieszno ruszać dalej.

    Rozmowa z Saszą oraz innymi przebiegła bez większych problemów. Co prawda myślały podobnie, co doktor, że ojcem byłby Aleksiej lub Oleg, ale Petrowicz nie wgłębiał się z nimi w ten temat, co więcej próbował go skierować na nieco odmienne tory. Na tyle, że te nawet zażartowały, by sam się szykował, bo wujkiem zostanie. Nikolai uśmiechnął się do siebie cierpko. To akurat jeszcze nie było nic pewnego. Wszystko zależało od Vanyi, jak ona zdecyduje.
    Myślał, że wraz z powrotem, zastanie to, co w sumie zostawił: wpatrzoną w przestrzeń w Vanyę, może Rusłana obok, próbującego coś tam jej gadać. Czego się nie spodziewał, to zobaczyć dziewczynę przytulającą młodzieńca do siebie. Petrowicz patrzył na ten obrazek, nie za bardzo wiedząc, co powinien zrobić. Nawet myślała, żeby może jeszcze wyjść na trochę, ale Vanya zdążyła podnieść wzrok, przywołać go do siebie.
    Skończyło się na tym, że tulił teraz do siebie i Vanyę, i Rusłana.
    — Oj, młodzież, młodzież… — mruczał, niemniej rozczulony tą sytuacją i nie opierając się temu. Przynajmniej dopóki dziewczyny nie postanowiły zajrzeć, ale już wtedy Vanya była jakaś odmieniona. Zdobyła się nawet na lekki uśmiech w ich stronę.
    To był ten czas, żeby pozwolić koleżankom działać, a samym udać się we własną stronę. Przy czym Petrowicz był sam na tyle podniesiony na duchu, ze aż sam musiał ucałować Rusłana, gdy wychodzili.
    — Nie wiem, co tam zrobiłeś, powiedziałeś… — zaczął Petrowicz. — Ale dałeś jej siłę. Widzisz? Mówiłem, że jesteś wspaniały…To może Pan Wspaniały chce teraz jaką nagrodę?

    W Księciu nadal tkwiła pewna nieufność do Aliyewa, więc gdy ten podszedł, spodziewał się, że ten planuje co mu zrobić, szczególnie po takich słowach. Zamiast tego został kompletnie zbity z tropu, przez co ani to nie oddał jakoś pocałunku, ani to nie zrzucił chłopaka z kolan. Jego śmiałość w tych gestach tylko podbudowała to zaskoczenie i Książę potrzebował dłuższej chwili, by się odezwać.
    — Chłop- Aliyew. Ty… Nie wiesz, o co prosisz. — Chwycił go delikatnie za ramiona, ale nie zrzucił go z kolan. Wpatrywał się za to intensywnie w mężczyznę. — Czy w Rzeszy tylko tak was uczą? Że to słabość?— pokręcił z niedowierzaniem głową. — Odpocznij… W jednej z naszych kwater. Przemyśl wszystko na spokojnie. — Książę wziął głębszy wdech, by wreszcie dodać: — Odwiedzę cię później.
    Dał mu wskazówek co do jednej wolnej kwatery, by potem w końcu puścić powoli. Jeśli został sam, to Książę zaraz boleśnie analizował tę sytuację. A przynajmniej starał się, mimo tego zmęczenia. Może to właśnie ono było winne? Nie odmówił, nie zgodził się, ale same odwiedziny mogły dawać wyraźny przekaz. W jednej chwili Aliyew był kolejną ofiarą metra, a teraz… Książe tym razem nie szczędził sobie schowanego w szufladzie alkoholu zamiast herbaty. Może powoli pojmował ten dziwny urok byłych nazioli. Aleksieja. Rusłana. A teraz Aliyewa.  
    — Ach, suka… za stary jestem na takie rzeczy…
    Mimo to, gdy nadeszła chwila wytchnienia, a Sparta nie miałaby się załamywać bez jego obecności, Książe w końcu zaszedł do tej kwatery i zapukał dość delikatnie, jak na kogoś z jego siłą i posturą.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Czw 14 Kwi 2022, 18:26



    Tak, jak Aleksiej nie spuszczał wzroku z generała Sorokina aż do końca, tak Oleg w ogóle na niego nie patrzył, nawet nie stał w miejscu z początku lekko przerzucając ciężar ciała z jednej nogi na drugą, wreszcie musiał zrobić jakiś krok, to tu, to tam. I choć w tunelu słychać było tylko rytmiczne odgłosy wspinaczki, w jego głowie zapanowało piekło wściekłej furii i rozpaczy. Aż szumiało mu w skroniach. A był tym bardziej zły, że tego nie rozumiał.
    Mało brakowało, a zastrzeliłby Andreia, byle to wszystko zakończyć.
    - Suka... suka... jego mać... - mamrotał, znów nasycony wyrzutami sumienia, że nie potrafił nawet stać spokojnie przy kochanku w takiej chwili, ale nie trwało to wcale długo, bo gdy tylko właz zamknął się za generałem i zapanowała cisza, wszystko się skończyło.
    Jakieś demony zniknęły wraz z nim. Oleg mógł odetchnąć wreszcie nie tylko w ciszy metra, ale i błogosławionej ciszy własnego umysłu.
    - Aleksiej... - od razu podszedł do niego, przytulił - Aliosza, ja wiem... - może nie wiedział dokładnie? Ale stratę znał, znał też ból odrodzenia. Starł resztkę jego łez, wciąż trzymając go w ramionach, pozostałości słonawego smaku scałował z niego z pieczołowitością, a nawet zawziętością, by to oczyszczenie ich dusz szybciej się dopełniło.
    By tak się stało, musieli się jednak stąd wydostać. Zimno też dawało już o sobie znać. Wziął jego dłoń w silny chwyt, poprawił na ramieniu torbę z radiem. Mogli ruszać. Jakikolwiek los miał spotkać Andreia Sorokina, generała Rzeszy, oni teraz byli już zupełnie osieroceni i prawie wolni. Pozostało jeszcze tylko spłacić dług. I to zamierzał Oleg, mimo, że nawet to lekkie otwarcie włazu obudziło w nim lęk przed otwartym niebem.
    - Zostaniemy, ile będziesz potrzebować - oznajmił marszcząc czoło, gdy głowa zaczęła mu znów nieprzyjemnie pulsować tępym bólem. Dla Aleksieja jednak miał uśmiech, czuły uśmiech stęsknionego kochanka, który mimo wszystkich dolegliwości, wreszcie może być blisko. Wcześniej czuł się tak oddalony... - Pamiętam o celu, Aliosza. Jestem z tobą i zawsze będę. Komsomolska jest dobra, bo chcę z tobą jeść, pić i się z tobą kochać... i znów, od początku... Co, nie należy nam się? Chcę poczuć, że żyjemy, suka, że nie jesteśmy jak oni - minął jednego z czerwonych trupów - I niech Stepan i Luda, niech już sobie odpoczną w pokoju, niech widzą, że z nami dobrze...

    Rusłan wciąż czuł się nieswojo ze świadomością, że w tak głupi sposób dał się przejrzeć tej dziewczynie, którą pewnie w innych okolicznościach by znielubił, wszak była kimś, kto wyjątkowo mocno zaprzątał myśli Nikolaia. Prychnął więc na jego słowa, jaki to z niego Pan Wspaniały, a i pocałunek przyjął tak, jakby całował go dziwnie rozweselony wujek na rauszu.
    - O tak, wspaniały, urodzony położnik - machnął ręką i zagarnął coraz dłuższe włosy powoli zaczynające wpadać mu do oczu. - Zdradzę ci więc tajemnicę młody Nikolaiu - jeśli pokażesz człowiekowi, że ktoś ma gorzej, zawsze poprawisz mu humor. Takie z nas podłe kreatury, nawet, jeśli niektórzy z nas wyglądają jak księżniczki z bajki. Takie same kreatury...
    Nie kontynuował już tematu, a obejmując swojego mężczyznę również dał o zrozumienia, że nie chce już wracać do tematu Vanyi i jej bachora.
    - Wracajmy na Arbacką... - zaproponował - Chcę nagrodę. A w nagrodę furę orgazmów... Ale wcześniej będziesz paradować ze mną za rękę po całym Polis, a kto cię tylko zagada, powiesz, że nie masz czasu,że jesteś ze swoim Rycerzem. Albo Mężem. Tak! Nie masz czasu dla nikogo innego, taką nagrodę sobie życzę! - z każdym słowem ton chłopaka się podnosił i robił coraz bardziej prześmiewczy, choć kto wie, czy te jego żarty nie miały w sobie jakiegoś ziarenka jego prawdziwych pragnień. Dopiero gdy wyszli ze smoleńskiej zwyczajnie swobodnie splótł z nim palce i spojrzał na niego naturalnie - wówczas wydawał się zupełnie spokojny i niegroźny...
    - Nikolai, ja chyba niczego nie potrzebuję... tylko ciebie... twojej uwagi... Bo jeszcze nie ufam ci do końca, nie wierzę w to wszystko. Chciałbym ci powiedzieć, że to tylko przez jakiś czas... ale nie wiem.

    Gdy pukanie do drzwi ustało, dało się słyszeć kroki. Jakby dostosowując się do tego cichego odgłosu i drzwi zostały otwarte nad wyraz ostrożnie.
    - Jesteś - oficer stwierdził ten fakt przyciszonym tonem i wpuścił Księcia do niewielkiego pomieszczenia, a potem i sam oddalił się od drzwi by stanąć przed nim w pewnej odległości.
    - Czyżby alkohol? Przynajmniej mogę przypuszczać, że potraktowałeś moją prośbę poważnie. Słucham więc - otworzył oczy szerzej - lśniły nieco stanem podgorączkowym, który Aliyew musiał złapać po wycieczce do Teatru Narodów. Nic jednak innego nie świadczyło o tym, by czuł się źle. Nie był nawet częściowo rozebrany, aż ciężko było sobie wyobrazić, że pod tym mundurem jest jeszcze jakieś ciało, jakaś osobowość. - Jaka jest twoja decyzja?
    Nawet głos i dobór słów tchnęły zimnem Rzeszy, będącym absolutnym zaprzeczeniem uwodzenia. Nie zbliżał się również, nie czynił żadnych gestów, nie próbował powtórzyć pocałunku. Czekał zwyczajnie na informację od Księcia, zamykając ich w tej niekomfortowej przestrzeni perspektywy seksu bez uczuć, bez nadziei i bez sensu. Z bardzo nikłą szansą na przyjemność, Viktor bowiem nie miał w sobie na pierwszy rzut oka nic z namiętnego kochanka. Wydawał się zupełnie aseksualny.
    A jednak nie wycofał się z tego. Najwyraźniej nie była to z jego strony pochopna propozycja.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Pią 15 Kwi 2022, 18:02

    —  …Trochę odpoczynku by nie zaszkodziło — zdecydował wreszcie Aleksiej, słysząc tę dość kuszącą wizję od Olega. Uśmiechnął się mimowolnie na wspomnienie o dwóch bliskich im osobach. Jego słowa niosły ze sobą sporo racji. Niech pokażą, że żyją, że nie trzeba się o nich martwić.
    Wrócili na stację, w której nie panował już taki gwar, co przedtem. To by znaczyło, że według wyznaczonego czasu, nadchodził wieczór, więc i tutaj ludzie zdążyli się rozpierzchać. Podniesione głosy usłyszeli dopiero będąc w pobliżu jedynego baru na stacji.
    — Chyba nie ma co zwlekać z twoim planem, towarzyszu — szepnął mu Aleksiej i sam zaciągnął go od środka. Udało się zgarnąć jakiś boczny stolik, trochę kiepskiej jakości alkoholu i jedzenia, by wreszcie zacząć porządnie świętować tę część wolności, którą zyskali. Aleksiej dość prędko opróżniał zawartość butelki, czasem coś mrucząc do Olega, to może o samych mieszkańcach stacji, to czasem co o Polis, a potem nawet się śmiał. A z czego? W pewnym momencie już sam nie wiedział. Za to nie żałował sobie tej bliskości z ukochanym, jego gesty jeszcze skryte, ale wystarczająco sugestywne, by tamten nie musiał się martwić, że dalsza część również zostanie spełniona.
    To wtedy, będąc już częściowo zamroczony alkoholem i tą błogością, rozległ się dźwięk akordeonu. Jeden z mieszkańców, ten bardziej trzeźwy z tutejszego grona, zdecydował się zagrać. Grał coś ze starego świata, czegoś, co Aleksiej nie kojarzył, ale melodia była na tyle skoczna, że z czasem zrobiono miejsce na środku, by osoby zaczęło się tam schodzić i… tańcować ze sobą.
    Aleksiej przyglądał się temu uśmiechnięty i zarumieniony. Czego ludzie nie zrobią, by na chwilę zapomnieć.
    — Też.. też chcę — zaczął cicho Aleksiej, a jeśli zdołało to złapać uwagę Olega, to dodał już głośniej: — Za-zatańczyć. Znaczy… ja i tak nie umiem, ale chcę. Z tobą.

    Myślał, że może po tym czasie chłopak faktycznie przemyśli własną propozycję, uzna ją za nierozsądną. Wydawał się jednak dalej zdecydowany na to, co postanowił. A on nadal nie umiał pojąć dlaczego.
    — A ty nadal twardo przy swoim stanowisku? Decyzja…decyzja… dobre pytanie. — Dobre, bo mimo że tu przyszedł, to nadal nie umiał sprecyzować w jakim celu. By wypełnić prośbę adiutanta? By go od tego odwieść? Odwrócił się w końcu, spoglądając na chłopaka, na tę jego stonowaną postawę. Nie wiedzieć czemu, Księciu zachciało się wtedy zaśmiać. — Jak dobry żołnierz, czekający na dalszy rozkaz… Viktor. Mówiłem, nie wiesz, o co prosisz. To wszystko przypomina teraz bardziej obowiązek. — Może tak właśnie widzieli to w Rzeszy? Prawdopodobne, ta frakcja nieraz umiała go zaskoczyć, nie tylko w boju. — Ja jestem starej daty, chłopcze. Nasze spojrzenia na to się trochę różnią. Że też chcesz takiego starego pryka jak ja. — Chciał nieco rozluźnić tę już wystarczająco niekomfortową atmosferę. Czy to się udało? Trudno powiedzieć. — Ale i tak powinieneś to przemyśleć. Nie tylko tę sytuację. Również tą ze swoim generałem. My tu też mamy miejsce…Możemy pomóc. Ocaliłeś mnie wtedy ze Smutnym. Też mam swój dług wobec ciebie.
    Wreszcie przysiadł na pryczy, która zaskrzypiała głośno pod wpływem jego ciężaru. Poklepał miejsce obok siebie, zachęcając Aliyewa, by zrobił to samo. By w sumie zrobił cokolwiek. Byle tylko nie stał tak sztywno i bez emocji. A jeśli ten faktycznie się na to zdecydował, ręka Księcia spoczęła na jego plecach i delikatnie po nich wędrowała.
    — … Ale jeśli dalej będziesz się upierał… To niech tak będzie. Spełnię te prośbę. — wyrzucił wreszcie z siebie. — Ale na moich warunkach. Rozumiesz?
    Dłoń zastygła na plecach chłopaka, a on sam patrzył wprost na twarz Viktora, czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Wiedział, że jakkolwiek to się nie potoczy, zgodził się. Na oba ze scenariuszy.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Pią 15 Kwi 2022, 19:48

    - Towarzyszu! No no... - Oleg niemal się zaśmiał, a było to dziwnie upiornie, gdy musiał przeskoczyć przez kolejne ciało czerwonoarmisty, tak uczuciowy wobec Aleksieja i zupełnie znieczulony wobec całej reszty świata - Jak miło... nie zapomnij mnie w łóżku nazywać Czerwonym...
    Jak dawno nie pozwalał sobie na taki ton. Prawie nie pamiętał, ale mimo, że czuł jeszcze w ustach słonawy smak łez, chciał wreszcie pozbyć się bólu, gniewu, rozpaczy... Aż przyspieszył kroku. Gdzieś tam na końcu tunelu wyściełanego śmiercią czekały na niego obietnice spełnienia, śpiew, słodka zazdrość, miłosne przekomarzania, alkohol. Może musieli przejść całą tę drogę, by wreszcie jakiś bożek metra się nad nimi ulitował.
    -  Aliosza... Alioszka... Piękny jesteś i mój...- gdy siedzieli nad alkoholem odcięci od trosk odeszły w niepamięć wszystkie dziwne koszmary, które zabraniały tak do niego mówić. Patrzył na ukochanego, tylko na niego, pił z nim i opędzał od dziewek. Bywalcy, czy to myśleli, że już jest zupełnie pijany, czy co tam innego, nie komentowali tego przymilnego zachowania, o wiele bardziej ostentacyjnego niż gesty samego Aleksieja. A Oleg wcale nie był pijany. Przynajmniej nie alkoholem. Mógł być pijany swoją ulgą, szczęściem i miłością uwolnioną z pęt.
    - Chodź, Alioszka - wstał szurając krzesłem, wychylił jeszcze szybko kubek do dna i otrząsnął się po tym ostrym, pobudzającym doznaniu. - Ty to zawsze niby nie umiesz...
    Porwał go więc na środek, pośród reszty wirujących w rytm szybkiej melodii. Reszta klaskała, ktoś podśpiewywał. Oleg też ruszał ustami, niemo towarzysząc śpiewającemu, wpatrzony migotliwymi od alkoholu i ciepła oczami prosto w tę kojącą zieleń. Stali tak chwilę, aż nie wybił obcasem do trzech i gładko dołączyli do tej radosnej kołomyi.

    - Obowiązek... - powtórzył za nim to słowo, jakby obracał jego sens na wszystkie strony i wreszcie mógł je z pełną świadomością odrzucić - Nie. Mylisz się.  - przedstawił mu swój osąd bez tłumaczenia, które albo uznał za zbędne, albo kolejne słowa Księcia wydały mu się nieco ciekawsze. Nie omieszkał skwitować nazwania go znów chłopcem lekkim, choć znaczącym uśmiechem. Pozostawił to jednak bez komentarza - Jeśli potrzebujesz jakiejś walidacji mojej prośby, to pomyśl, że jesteś potężnym mężczyzną, wysokopostawionym oficerem Sparty. Pochlebia mi, że to w ogóle rozważasz - to było wszystko, na co było Viktora stać w kwestii rozluźnienia atmosfery -  Nie ma znaczenia, ile masz lat ani jak wyglądasz. Nie ma znaczenia, co o mnie myślisz, jeśli tylko sama perspektywa obcowania z mężczyzną nie jest dla ciebie wstrętna. Liczy się to, że mnie wysłuchałeś, więc możesz mnie wysłuchać do końca. Możesz... choć oczywiście nie musisz.
    Zaproszony podszedł bliżej, zanim jednak zajął miejsce obok niego pouczył go dość oschle.
    - Byłbym wdzięczny, gdybyś nie wspominał o generale. Ani długach.
    Potem faktycznie usiadł i kilka chwil przyzwyczajał się do dotyku, reagując na niego mimowolnym spięciem mięśni. Cokolwiek postanowił jego umysł, ciało nie było ani przyzwyczajone, ani chętne, a raczej... zaskoczone, gotowe, by uciec. Musiał wytrzymać to wysiłkiem woli, ale wreszcie napięcie zaczynało odpuszczać, a oddech wyraźnie się zmienił. Jego dłoń nawet drgnęła, by odpowiedzieć na dotyk, ale powstrzymał się i uniósł wzrok wyżej, by poszukać w oczach Księcia wyjaśnień.
    - Jakie są więc twoje warunki?
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Sob 16 Kwi 2022, 18:19

    Aleksiej dał się poprowadzić Olegowi w sam środek tej wesołej kompanii. Próbował niezdarnie imitować kroki to ukochanego, to kogoś obok. Jak każdy dobry początkujący to przydeptał go parę razy, uderzył w przypadkową parę albo to pogubił się przy krokach. Takie błędy normalnie mogłyby sfrustrować, ale Aleksiej każdy zbywał głośnym parsknięciem, czasem spoglądając na Olega, posyłając w jego stronę uśmiech.
    W jednym momencie Aleksiej za bardzo się odchylił i uderzył biodrem w stolik. I choć zasiadający przy nim chcieli się zbulwersować, to zaraz mężczyzna postarał się złagodzić sytuację paroma słówkami. Widocznie upity i szczęśliwy Aleksiej również dobrze umiał wpływać na ludzi. Dlatego po chwili znów mógł się cieszyć tańcami. Był wręcz uczepiony Olega, nie chcąc, by komuś zachciało się bawić w odbijanego.
    Dla ludzi z boku pewnie wyglądali bardziej jak pijana para głupców. Dla Aleksieja był to szczęśliwy moment ich jako kochanków.
    A dla kogoś jeszcze była to kiepska okazja, by uderzyć. Dlatego ta osoba usunęła się w cień, zostawiając to rozweselone towarzystwo. Przynajmniej na razie.
    Muzyka nieco przycichła, ludzie zaczęli się rozpierzchać, więc zdecydował, że należałoby się już zbierać. Chwiejnie poprowadził Olega z powrotem do stolika, by zgarnęli swoje rzeczy, a potem prosto do wyjścia. Stacja nie przedstawiała się już tak źle jak wcześniej. Aleksiej szedł przy Olegu, a raczej przylegał do niego prawie całym swym ciężarem.
    Po pewnym czasie zatrzymał go gwałtownie.
    — Patrz — wyciągnął przed jego twarzą dłoń, w której mieściła się garść naboi. Aleksiej uśmiechnął się szeroko, zaciskając mocno rękę. — Miały być na czarną godzinę… Ale potrzebujemy je na coś innego, nie?
    Dokładnie potrzebowali na jakiś nocleg dla siebie. Gdzieś, gdzie pobędą w końcu sami. I tak dotarli do jednego z prowizorycznych hoteli. Był mniejszy niż ten na Prospekcie, ale póki mogli zmieścić się razem w jednym „pokoju”, Aleksiejowi to wystarczało.
    Tam mógł odłożyć wreszcie rzeczy i ułożyć się wygodnie, tak by Oleg go widział w całej okazałości.
    — Pewnie chcesz, bym został w mundurze, co Czerwony? Może tak... zostawię górę?

    — Po pierwsze: żadnej sztuczności. –– To mówiąc, klepnął go po plecach. Po chwili wstał, chcąc zrzucić z siebie kurtkę, w której robiło mu się już zdecydowanie za gorąco. Poleciała na podłogę tuż przy pryczy. — Wiem, że się w tym lubujecie, ale… nie dziś. Nie podoba się coś, to masz mówić. Podoba.. no wiesz — Machnął ręką, próbując się skupić na zdejmowaniu wierzchniej odzieży, póki nie został w samym podkoszulku. — Co jeszcze… Jak faktycznie coś będzie nie tak… przerywamy. Bez dyskusji. Ja też ustalam tempo.
    Wreszcie usiadł z powrotem i gestem wskazał, by mężczyzna również co nieco się rozebrał, jeśli do tej pory tego nie zrobił.
    — Rozluźnij się trochę, Viktorze — polecił i jeśli zdołał, to chwycił go, by z łatwością go sobie usadzić na kolanach. W przeciwieństwie do Aliyewa, pierwszy z pocałunków przyszedł Księciowi z pewnym wahaniem. Zależało mu na tym, że skoro i tak znaleźli się w tej sytuacji, to by mężczyzna odrzucił ten dziwny chłód Rzeszy, który za nim kroczył.
    Z pierwszym pocałunkiem poszedł kolejny. Po chwili zaczął nimi obdarowywać, tymi powolnymi szorstkimi pocałunkami nie tylko usta, ale również twarz czy szyję. Drażnił skórę oddechem z wyczuwalną nadal wonią alkoholu. Ruchy Księcia nie należały do delikatniejszych, widocznie już od dawna nikogo tak nie trzymał w ramionach. Musiał ponownie nauczyć się odpowiednio kontrolować swoją siłę.
    — A tak, jeszcze jedna rzecz… — mruknął niespodziewanie, przerywając całowanie, by spojrzeć Viktorowi prosto w oczy. — …Przez ten czas zwracaj się do mnie Daniła.  
    I wreszcie, jeśli mógł, położył chłopaka w końcu na pościel, chcąc dać sobie dostęp do partii poniżej szyi.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Sob 16 Kwi 2022, 20:34

    Viktor słuchał postawionych przed nim warunków z beznamiętnym zrozumieniem. Tylko raz jakaś emocja przetoczyła się przez jego twarz, gdy Książę wspomniał, że narzuci swoje tempo. Nie dopytywał jednak. Nie negocjował. Kiwnął głową i również zaczął się rozbierać, rozumiejąc, że właśnie musi się zacząć się do tego tempa dostosowywać. Ewidentnie zrzucenie z siebie munduru nie przychodziło mu z zupełną łatwością, nawet, jeśli sam do tego doprowadził i wstydem byłoby teraz dawać wyraz tej ewidentnej niezręczności. Odpinał guzik po guziku, a gdy już wreszcie pozostał bez munduru, znalazł chwilę, by odłożyć go krzesło.
    - Rozluźnić się. Rozkaz - zażartował w swoim niezabawnym stylu, nawiązując do słów o obowiązku, które utkwiły w jego umyśle dłużej, niż było potrzeba.
    Pociągnięty usadowił się sztywno na kolanach partnera.
    - Miej dla mnie trochę cierpliwości. Nie byłem nigdy w takiej sytuacji z mężczyzną.
    Odetchnął głębiej i powoli wypuścił z płuc niemal całe powietrze tuż przed tym pierwszym pocałunkiem, skutkiem czego bardzo szybko musiał oderwać się, zaczerpnąć go więcej. Dostrzegł to wahanie Księcia, a sam zdawał się czekać tylko na moment, gdy będzie mógł się odsunąć. Nieporadnie to wyszło. Ni roztrząsał tego, dopóki dotyk nie stał się zbyt intensywny.
    - Ja robię to źle. A ty robisz to za mocno - zakomunikował gdy leżał już pod mężczyzną wpatrzony w jego oczy z jakimś rosnącym niepokojem, że to nie wyjdzie, że to ciepło jest jednak dla niego stracone.
    Strach był wrogiem dobrego żołnierza. Opanował się więc szybko. A może to starania partnera pokazały mu, że jest w błędzie.
    - Daniła... - zaczął ciszej znajdując swój spokój. Dłonie ułożył na szerokim torsie, przesunął dalej linią żeber. Po chwili nie musiał już im niczego nakazywać, same błądziły po tym nad wyraz ciekawym ciele, przypominając sobie mimowolnie stan, w jakim go wówczas znaleźli. Wiele z tych ran musiało być jeszcze w stadium gojenia. Starał się ich nie urazić - To imię... jest ktoś na tyle odważny by go używać?
    Może był to kolejny z niezrozumiałych żartów oficera, może faktyczna ciekawość. Nie czekał jednak na odpowiedź zbyt długo. Wspiął się lekko na ramiona i poprosił gestem o kolejny pocałunek. Jeśli tylko Książę na to przystał, poszło mu już dużo lepiej. Powoli wracał tamten człowiek, który z taką szczerością powierzył mu swoje życie.
    - Naprawdę się bałem, Daniła - wyznał nie patrząc mu w oczy, jak tamtego dnia - Chciałbym na chwilę przestać. Pomóż mi... tylko ty możesz mi pomóc... Na chwilę... na twoich warunkach, jak chcesz... - mamrotał szeptem.

    śmiali się więc i bawili, a tak, jak niegdyś Oleg korzystał ze swojego wychowania na teatralnej pod batem starego dyrektora, tańczył, śpiewał ze wszystkimi, tak tym razem nie było go dla nikogo poza ukochanym. Nawet pić za dużo nie chciał,by nie złapać tego smętnego, melancholijnego nastroju, co zawsze. Zresztą nie musiał, gdy upajał się samym widokiem roześmianego Aleksieja. Poza tym musiał być w formie. Nie było mowy, by tej nocy dał mu spokój. Podniecił go już sam widok naboi przygotowanych na nocleg.
    - To jest czarna godzina! - zaśmiał się, może już za głośno jak na ciszę wpełzającą na stację wraz z nastaniem "głębokiej nocy" - Chyba nie chcesz bym to powariował? - objął go ramieniem za szyję i ucałował - Bardziej niż teraz.
    Hotel, dobry jak każdy inny, nie mógł zupełnie zabezpieczyć sąsiadów przed odgłosami dalszej części świętowania sensu życia. Oleg pomyślał o tym, jak tylko zobaczył tymczasowe lokum. No cóż, niejedno małżeństwo płodziło dzieci za cienką warstwą brezentu oddzielającego ich od innego małżeństwa. Tu i tak mieli chociaż sztywne, obite wyblakłym dywanem ściany.
    Oleg swoim zwyczajem rzucił wszystko w kąt, łyknął jeszcze wody i niecierpliwie przyjrzał się rozłożonemu kochankowi, który tak bardzo popychał go z tym pożądaniu, że od razu rozpiął rozporek i zsunął spodnie, ale tylko trochę. Nawet trepów nie ściągał.
    - Nic mi tu nie ściągaj, tylko leż spokojnie, póki jestem dobry - rzucił mu tą miłosną groźbą i tak samo zrobił z jego spodniami, bez ceregieli rozpiął je, obnażył go tylko na tyle, ile wymagało odbycie stosunku. - Później cię wypieszczę, Alioszka, obiecuję. Ale teraz... no suka... muszę.. daj mi. Towarzyszu.

    Sponsored content

    Two sides of the same coin - Page 10 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Pon 20 Maj 2024, 05:21