Two sides of the same coin

    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Wto 01 Mar 2022, 19:41

    W jednym momencie Petrowicz chciał znaleźć Leva, by w drugim mógł zobaczyć, jak Rusłan wskakuje żwawo na samą Arenę. Spartanin wręcz zamarł na ten widok. Przez chwilę myślał, że jego przeciwnik musiał mu przywalić mocniej niż zakładał i teraz dręczą go jakie halucynacje. Albo ciągle śnił. Najgorszy z koszmarów. Z tego szoku wyrwał go dopiero Daniła.
    — Przeklęty… przeklęty gówniarz — wysapał Książę. Widocznie próbował chłopaka dogonić, ale na próżno. Zerknął na Nikolaia i zaraz chwycił go za ramionami.  — Ale ci ktoś przyjebał — Książę chwycił za twarz Petrowicza i przechylił tak, by przyjrzeć się jego obrażeniem. Nikolai prędko odepchnął dłoń, ciągle wpatrując się w Rusłana, który już nie był sam na Arenie.
    — Czemu tu jesteście?! Czemu on…— zaczął wyraźnie wściekły Nikolai, spoglądając w końcu na towarzysza. — Nie mów, że go teraz przyprowadziłeś?! I co on wyprawia?! Skrzywdzą go…
    Skrzywdzą, a może nawet i zabiją. Rusłan nie miał pojęcia o Arenach! Nie znał ich brutalności! Nawet jeśli był szkolony przez Rzeszę. Zacisnął mocno pięści, nie bacząc na ból.
    — Rusłan, złaź stamtąd- — Petrowicz już próbował wgramolić się na ring, gdy silne ramię go przed tym powstrzymało.
    — Zwariowałeś?! Chcesz jeszcze bardziej dostać?! — Nikolai nie poddawał się. Wił się, miotał, ale żelazny uścisk Księcia nie pozwalał mu się uwolnić. Obrażenia po jego walce Levem dały znów o sobie znać, ale dalej to uparcie ignorował. Ciągle patrzył na Rusłana, na jego przeciwnika, na walkę, która tam się toczyła.
    — Czemu… Czemu on to robi… — szepnął Petrowicz.
    —  Bo ja wiem… — Książę również powędrował wzrokiem na ring. — Może się wkurzył, że ci tak mordę obili? A może chce ci na złość zrobić? Ciężko tego twojego zrozumieć…

    Aleksiej również nie pozostawał dłużny i sam pozwolił sobie na dyskretny pocałunek w policzek. Przy czym on miał bardziej charakter wsparcia, przypomnienie partnerowi, że był świadom tego, co przechodzi i rozumiał to. A przynajmniej myślał, że rozumiał.
    — Oleg, to tylko… zwiad. Nie musimy przecież nikogo zabijać. Może to nawet nie Czerwoni, może to kto inni i tylko przez ich stację przechodzili — próbował go nieudolnie pocieszać Aleksiej. Wreszcie poddał się, zerkając w stronę stacji. — Poszukajmy go. Przy okazji trzeba znaleźć też Aliyewa i tego Tolyę.
    I tak mogli wyruszyć znów w głąb tej bandyckiej stacji. Jednak szybko dało się zorientować, że wielu mieszkańców skupiło swoją uwagę na Arenie, a okrzyki, wiwaty tylko to potwierdzały. Aleksiej zaproponował, by sprawdzić i tam pójść.
    Przy czym dość szybko się skrzywił, widząc już w oddali znajomy obraz ringu.
    — Co za barbarzyństwo — skomentował Aleksiej, ale gdy podeszli bliżej, to jego oczy rozszerzyły się w zdumieniu. Od razu rozpoznał jednego z uczestników. Rozejrzał się, jakby chcąc zrozumieć, co się działo i wtedy zobaczył Księcia wraz z Petrowiczem. Pociągnął Olega za rękaw, wskazując na mężczyzn i zaraz pobiegł w ich stronę.
    — Oleg, Aleksiej! — rzucił w ich stronę Daniła. Aleksiej popatrzał to na jednego, to na drugiego, a na usta cisnęło mu się wiele pytań. Czemu Rusłan i on tutaj byli? Czemu tamten walczył na arenie?
    Za to Petrowicz wykorzystał pojawienie się szeregowych i chwilową nieuwagę Księcia. Zdołał się wyrwać i z trudem, ale z determinacją wdrapał się na ring.
    — Halo! Wujaszek to co robi? Zabawę psuje! — krzyknął któryś z widzów.
    — Dajta młodemu walczyć!
    Petrowicz był głuchy na te wołania.  
    — Nie rób tego. Suka… Rusłan, proszę… — prosił  Nikolai, próbując podejść bliżej.
    —  Kolya, no co ty! — usłyszał znajomy głos staruszka, któremu zachciało się i tutaj sędziować.
    — Zamknij się! — warknął Petrowicz, by znów spojrzeć na młodzieńca. — To jest… to ostatnie, czego bym chciał… Proszę, zależy mi na tobie. Nie pozwolę… nie pozwolę, by cię skrzywdzono.

    — Hej, zabierz tego swojego  — Usłyszał nagle Aleksiej. Odwrócił się do jakiegoś zirytowanego mieszkańca Nowokuźnieckiej. — Wy to musicie zabawę psuć! — Aleksiej zmarszczył brwi, próbując zignorować natręta, ale ten miał czelność chwycić go za ramię. — Ej do ciebie mówię!
    — Nie dotykaj mnie — warknął Sorokin, już odruchowo stojąc tak, żeby osłonić Olega. Jeśli ten zechce mu dać w gębę, to chociaż jemu. Ale niech tylko tknie jego partnera…
    — Żadnych kłopotów. Tego by nam jeszcze brakowało — rzekł Książę, rzucając jakieś pojednawcze słowa do bandyty. Ten jednak nie wydawał się zainteresowany, a i inni zaczęli ich zauważać.
    Nie pierwszy raz bitka mogła się rozegrać i poza Areną. Szczególnie że Petrowiczowi uwidziało się nie schodzić, dopóki nie zabierze ze sobą Rusłana.
    — Jak coś, przylgnijmy do siebie plecami  — mruknął do Olega, czując, że konfrontacja ich nie ominie.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Sro 02 Mar 2022, 18:12

    Oleg pokiwał głową, gdy wychodzili z namiotu,
    - Oj, Aliosza, czasem nie wiem, czego się bardziej boję, zabijania i szpiegowania swoich czy wspomnień i tęsknot.
    A potem zamajaczył przed nimi tłum przy Arenie i Oleg prawie natychmiast został uleczony ze swoich małych męczących strachów.
    Przeciwnik Rusłana może i mógłby być w wieku jego ojca, może i sobie ponuro żartował, że zaraz go życia nauczy, ale tak naprawdę miał bandyckie, zacięte spojrzenie nieznające litości. Co musiało dziać się z człowiekiem, że z dziecka, którym był kiedyś, przekształcił się w istotę, która patrzyła w ten sposób? Jaka choroba strawiła jego człowieczeństwo?
    Rusłan przestraszyłby się go zapewne, gdyby nie to, że tak naprawdę mężczyzna nie był głównym obiektem jego uwagi. Niosły go też emocje, ogłupiały i ośmielały, a słowa kochanka tylko te emocje podsycały.
    - A co ty sobie myślałeś, gdy tu wchodziłeś, Nikolai, powiedz mi, co ty sobie myślałeś?! - krzyczał, a i tak z trudem przedzierał się przez narastający harmider - Czy ja miałem prawo głosu? Patrz na siebie! Co mi mówiłeś o arenach? Ludzie giną, tak?! W dupie miałeś to, że czekam. I proszę, teraz ja tu stoję. Jak to smakuje? Mi na tobie zależało, gdy siedziałem w twoim pięknym Polis. I nie chciałem, by stała ci się krzywda. Ale chuj z tym, prawda? Macie nas za bandę skurwysynów. Zaprzeczaj sobie, ale tak jest, masz to wbite do łba, ty i ten twój cały Książę! Wy wszyscy! Ile jeszcze razy mam słyszeć, że nie wiesz, czy do mnie wracać?
    - Dobra, dobra, dobra, synek - wtrącił się mężczyzna o bezlitosnym spojrzeniu, zniecierpliwiony chyba czekaniem i wysłuchiwaniem tego, czego nie rozumiał. - To co ja ci obiecałem? A... wpierdol... - Jednym ruchem faktycznie wyszarpał pas ze szlufek i strzelił nim, na razie jakby ostrzegawczo, więc zupełnie zdumiony Rusłan uniknął tego, odskakując. Zmarszczył nos, nie wiedząc, czy przeciwnik mówi poważnie. Po krótkiej serii uników jednak dostał tym pasem przez bark, i aż go chwilowo zamroczyło z bólu. Ramię po tej stronie całe zadygotało. Wybronił się z trudem, ale i po jego ciosie przeciwnik musiał złapać równowagę, dając mu chwilę na dystans, spojrzenie na Petrowicza.
    - Dajta młodemu walczyć! - słyszał to. Nawet się na to uśmiechnął, wciąż w lekkim szoku. Barbarzyńcy. Dzikie zwierzęta. Nie rozumiał tego, gdy Nikolai mu o tym mówił. Teraz już tak.
    Ktoś też zaczepił Księcia, że przecież miał syna do areny sposobić, więc niech się zajmie intruzem i da mu się pokazać.

    Olega aż zelektryzowała ta jawna bezczelność. Kto wie, może Aleksiej wcale nie ochronił Olega przez natrętem, a odwrotnie.
    - Łapy precz, śmieciu - rzucił tylko w jego kierunku, niwecząc starania Daniły o zachowanie spokoju. Ich było dwóch, więc i tamtego ktoś wsparł. Książę jakoś podpadł w oczach bandytów pod ich zgraję, to i jeszcze więcej ludzi było trzeba. I tak w kilka chwil ze stosunkowo spokojnej, sytuacja stała się napięta do granic. I niemal wszyscy wokół nich czerpali z tego jakąś niewyobrażalną przyjemność, jakby demonstracja siły była tu jedyną wartością, jedyną podnietą. Oleg tym gardził i był już w takim stopniu poirytowany, że lada moment a sam zamachnąłby się na pierwszego lepszego.
    A potem się zaczęło. Ktoś zaatakował Aleksieja, ktoś Olega, a kto inny kogoś zupełnie innego. Kto nie chciał bitki, po prostu bez emocji odsuwał się nieco, robiąc miejsce. Więc bili się, i choć Oleg był zdenerwowany to odczuł coś dziwnego... jakby brał udział w pijackiej przepychance pod barem. Nawet nie bardzo bał się o Aleksieja, który z pewnością nie miałby problemów z tymi poślednimi bandziorami. Ale ci ludzie... Nieważne, kim byli, nieważne po co i dlaczego. Walka była celem samym w sobie. Bezsensowna. Im brutalniejsza, tym lepiej. Zupełnie nieosobista. Kopnął kogoś w piszczel, ktoś inny prawie złamał mu żebro ładnym ciosem w bok, a myśli płynęły dalej mimo bólu tym dziwnym trybem...
    Trzeba wyjść z metra. Inaczej tak właśnie skończy ludzkość.

    I wtedy przestrzeń wypełnioną po brzegi chaosem przeszył odgłos wystrzału.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Czw 03 Mar 2022, 18:20

    — Co ty gadasz… Rusłan! Posłuchaj mnie! Chciałem cię zob-
    Widząc, jak tamten smagnął pasem Rusłana, Petrowicz wymienił z chłopakiem spojrzenie, czując narastający gniew. Dał się ponieść adrenalinie. Nim się obejrzał, jego pięść zetknęła się ze szczęką przeciwnika. Z wrażenia tamtemu aż pasek wypadł z dłoni. Nikolai zgarnął go z ziemi i niedługo potem zaczął nim przyduszać mężczyznę. Ciało przypominało o bólu, ale był zbyt zaślepiony kotłującymi się w nim emocjami.
    Te dało się bez problemu odczytać z jego oczu, gdy znów spojrzał na Rusłana.
    — Skrzywdzić… skrzywdzić cię nie pozwolę — wycedził, starając się trzymać paskiem przeciwnika, który wił się zaciekle.
    Książę w tym czasie próbował się dostać na ring, ale już znalazło się paru, którzy mu to zechcieli udaremnić.

    Ludzi nie obchodziło już, co się działo na Arenie. Byle temu drugiemu obok przywalić. I dlatego Aleksiej musiał niekiedy zaserwować komuś przyłożenie, ledwo się uchylić przed lecącą butelkę, omal nie zostać staranowanym przez jednego z bandytów.
    I mieli trwać w tym dzikim tańcu, dopóki dźwięk wystrzału sprawił, że wszyscy w jednej chwili zamarli. Chwilę później dało się usłyszeć upadające ciało. Staruszek padł na ring z twarzą zastygłą w szoku.
    Wreszcie mogli dostrzec zbliżający się oddział w ich stronę.
    — Suka… Czeczeni… — usłyszał skądś. Bandyci zaczęli się rozpierzchać, przeciwnik też czmychnął, puszczony przez Petrowicza. Niedługo potem zostali tylko oni. Z trupem.  
    Petrowicz chciał osłonić Rusłana, ale skończyła się na tym, że to on musiał się o niego oprzeć.
    — Sparta, Sparta… — zaczął jeden z nich, wysuwając się naprzód.— Nie za dobrze wam tutaj? My gościnni, a wy połowę stacji do walki zaprzęgliście!
    — Nie chcieliśmy tu robić zamieszania- — zaczął Książę, nie kryjąc się już ze swoją przynależnością. Czeczen tylko prychnął głośno.
    — Możecie lizać dupę Młynarzowi, ale na swoim nie jesteście — A potem Książę nie miał wyjścia, jak się odsunąć.
    — No proszę… Kolya! Ty zbóju, ile to już lat? To ja, Ibragim! — Czeczen aż klasnął w dłonie.— Widzę, że panienkę sobie znalazłeś — Wzrok skierował na Rusłana i zaraz oddział zarechotał głośno.  — Chociaż walczyć umie.
    I to był szczery komplement ze strony bandyty. Petrowicz tylko przycisnął się mocniej do Rusłana, ale tamten już stracił zainteresowanie. Teraz to dzikie spojrzenie spoglądało na Aleksieja. Nie uciekał przed nim.  Nie zamierzał też dać się zastraszyć.
    — Masz spojrzenie, Szmaragdowy! Podoba mi się — wymruczał ich rzekomy przywódca, zbliżając się. Aleksiej skrzywił się, ale nie drgnął.— Choć jest z lekka zbyt aroganckie. — I wtedy zbyt późno zrobił unik i dostał kolbą prosto w twarz. Zatoczył się do tyłu, upadając w końcu na ziemię. Świat zawirował mu przed oczami, ręką ostrożnie pomacał twarz.
    Broń skierowano również ku Olegowi, jeśli ten zechciałby podejść do Aleksieja. Tym razem Czeczen na nim skupił swoją uwagę, przyglądając się z ciekawością.  Chwycił Olega mocno za podbródek.
    — Ty też niczego sobie. Jak naziolek. Miejsc ci w Rzeszy brakło?
    —Nie dotykaj… nie dotykaj go… — dało się usłyszeć Aleksieja, który z widocznym trudem zdołał się zebrać z podłogi. Przy czym wyglądało na to, że zaraz z powrotem na nią wróci.
    Przywódca zaśmiał się tylko, a potem odsunął się, pozwalając swoim ludziom ich schwytać.
    — Ja dobroduszny jestem! Kolya potwierdzi! Rozwiążemy to uczciwie! Od walki się zaczęło to na walce się skończy. W Kitaj-Gorodzie.
    Jęk wyrwał się z ust Petrowicza.
    — Jeśli myślisz, że na to przystaniemy— próbował oburzyć się Książę, ale lufa skierowana w jego stronę prędko mu to udaremniła.
    Zwierzęta. Paskudne zwierzęta. Tym się właśnie w większości stawiali.
    — A reszta będzie naszymi honorowymi gośćmi! Chyba że wolą być trupami? — Ibragim przechylił głowę, spoglądając na nich pytająco. — Jak nie, to ruszać te dupska!
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Czw 03 Mar 2022, 21:15

    Rusłan był tak zaskoczony, że Nikolaia w ogóle w takim stanie stać na dołączenie do walki, że gdy się z tego ocknął, jego przeciwnik był już unieszkodliwiony.
    Jesteś niesamowity - pomyślał.
    - Jesteś idiotą! Pieprzonym idiotą! - krzyknął, ale już powoli gniew odpuszczał i znów czuł, jak ulega kochankowi, jego niezrozumiałemu poświęceniu, tej obronie, na jaką może wcale sobie nie zasłużył. - Idiota...
    Stał w miejscu, nawet się nie zbliżył, a gdy wreszcie mógł, padł strzał i szczury z Nowokuźnieckiem rozpierzchły się do swoich nor. Po chwili zamieszania mógł już tylko podtrzymywać Nikolaia, a mimo okoliczności, jego stanu, napiętej sytuacji i wszystkiego, co mogło ich teraz spotkać, coś mu podpowiadało, że wszystko już jest dobrze. Bo był tak blisko niego, czuł go, trzymał. Jednocześnie obserwował, jak banda Czeczenów zbliża się do nich, ale strach się nie pojawił. Nawet lekko skrzywił się w dziwnym uśmiechu, i choć zdawał sobie z niego sprawę, nie mógł nic poradzić na to swoje ciche szaleństwo. Nawet, jeśli Petrowicz miał mu nie wybaczyć, to i tak tej chwili nikt mu nie mógł zabrać. Nawet nazwanie go panienką spłynęło po nim zupełnie, w czym może Spartanie mogli upatrywać jakiegoś swojego szczęścia - nie przysporzył im więcej kłopotów.

    Oleg nie spuszczał spojrzenia z Ibragima, odkąd tylko jego uwaga skupiła się na Aleksieju. Bandyta... nie miał prawa patrzeć w oczy Aleksieja, nie miał prawa cieszyć się zielenią trawy i młodych liści brzóz. Narastała w nim ta niebezpieczna fala gorąca, to spięcie mięśni, które szykują się do działania i faktycznie rzucił się ku niemu w chwili, gdy Aleksiej dostał z kolby. Było to jednak daremne. Obok niego stali bezimienni, weseli tą złą wesołością ludzie, którzy szybko doprowadzili go do porządku i nie pozwolili się zbliżyć. Gdy więc Czeczen oglądał sobie jego twarz, z kącika ust i nosa ciekła już krew.
    - Zapamiętam cię... - wyszeptał mu - i kiedyś dopadnę.
    Wszystkie te ich słowa, starania i zabiegi tylko podsycały dobry nastrój oddziału, jakby w monotonnym bandyckim życiu zaczęło się nagle dziać coś ciekawego. Słynny Kolya i jego wojownicza panienka, butni Spartanie, i tego wielkiego można było pod lufę wziąć, patrzeć, jaki bezradny... a dowódca ogłosił, że to dopiero początek zabawy! Wstąpił w towarzystwo raźny duch, który prawych ludzi mógł przerazić.
    Rusłana poza tym jeszcze brzydził. Te ogorzałe, ciemne twarze podludzi, którzy czuli się dobrze tylko w swojej bandzie. Tylko białka ich czarnych oczu odcinały się od podobnych w jego postrzeganiu ciemnych, niekształtnych figur. Szczury... cała ta stacja to gniazdo szczurów.
    - Nikolai... - zaczął, nie przestając go podtrzymywać, gdy kazano im iść, ale wiele więcej nie powiedział, nie od razu. - Nie musiałeś...

    Oleg po swoim wybryku został na wszelki wypadek mocno związany, aż czuł, stalowa linka, którą to zrobiono wrzyna mu się w ciało. Szedł jednak wyprostowany, a to patrząc na Aleksieja, a to na Ibragima. I z każdym krokiem i każdym powtórzonym obrazem to jednego, to drugiego zbliżał się do tej krawędzi, za którą nie widział już osoby. I tak się właśnie po niedługim czasie stało. Mężczyzna, który ich pojmał, został odczłowieczony, a błękit nasycił się zimnem, teraz już zupełnie upodobniając go do nazistów.

    - Widzisz, Tolya - głos Viktora płynął spokojnie, jak dym z papierosa stalkera, który stał obok niego i z bezpiecznego dystansu obserwował to zajście. - właśnie dlatego brak porządku jest zgubny. Prowadzi do degeneracji rasy...
    - Ta - mruknął tamten i przytrzymując papieros w wargach sprawdzał swoją broń, zerkał na magazynek, wypróbował rytm czterotaktu. - Skąd to masz?
    - Nieistotne - westchnął adiutant. Powoli wesoły orszak do Kitaj-Gorodu znikał mu z oczu, a lampka nad nimi zaczynała nieprzyjemnie mrugać. jakby dawała im znak, że koniec przedstawienia. - Na pewno chcesz iść?
    - Znam tego młodego.
    - A może... czujesz wdzięczność?
    - Zamknij się już - stalker zacisnął mocniej rzep rękawicy i ruszył. Viktor z nikłym uśmiechem podążył za nim.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Pią 04 Mar 2022, 20:04

    — Musiałem… stawić czoła… bestii — powiedział jedynie Nikolai, by resztę drogi spędzić w milczeniu.
    Szli do bardziej znanej stacji bandytów. Kitaj-Gorod . Podzielona pomiędzy Rosjanami, a Czeczenami, którzy od czasu do czasu prowadzili ze sobą potyczki. Kupić dało się tutaj wszystko. Alkohol? Bardzo proszę. Broń po zabitym komuniście? Nie musisz mówić dwa razy. Stacja prosperowała. Zupełnie nie przypominała siebie z przeszłości. Jaką zapamiętał ją Petrowicz.
    Nie można zapomnieć również o Arenie. Tutejsza była znacznie większa od tej na Nowokuźnieckiej. Tak jak i tam stanowiła centralny punkt stacji, ale wydawała się być traktowana niemal z boską czcią. Nawet teraz toczyła się walka, a ludzie wiwatowali. Wiwatowali, gdy jeden dobijał drugiego. Widocznie tutaj nadal chętnie kierowano się starymi zasadami.
    Księcia miano umieścić w wagonie przeznaczonym dla więźniów, a eskortowało go przynajmniej trzech ludzi Ibragima. Nikolai chciał coś powiedzieć do Daniły, ale ten tylko pokręcił głową. Nie miał ryzykować. Szczególnie gdy wróg zewsząd ich otaczał. Za to Petrowicz prędko zrozumiał tą ostrożność Czeczena. Boi się go. Nie był przekonany, czy kojarzył Daniłę z przeszłości, ale już samą posturą, musiał on gdzieś zasiać strach w bandycie, nawet jeśli ten starał się tego nie okazywać.
    Jego i Rusłana poprowadzono do jednego z namiotów. Dla gości. Petrowicz wiedział, że w tym nie ma nic z dobrego wychowania. Bardziej przypominało to chorą grę, którą umyślił sobie Czeczen. I teraz rozstawiał sobie pionki.
    — Bawcie się dobrze, Kolya. Wpadnę potem na pogaduchy, powspominamy stare czasy — rzucił im na odchodne Czeczen, znikając za połami namiotu. Petrowicz jeszcze przez dłuższą chwilę spoglądał w tamtą stronę.
    — Niech cię.. nie zwiedzie… jesteśmy zakładnikami — Nikolai odstąpił od Rusłana, powoli zmierzając w stronę pryczy. Ta zaskrzypiała, gdy tylko na niej usiadł.  — Zawsze lubił… bawić się… ofiarami.  
    Wątpił, że mężczyzna był słowny. Dla niego Aleksiej i Oleg stanowili pewnie dodatkową rozrywkę w jego życiu. Tak jak pewnie nieco wahał się z ruszaniem starych Spartan, tak szeregowi stanowili łakomy kąsek. To tylko bardziej sprawiało, że Petrowicz czuł się bezsilny... oraz winny za to, co mogło czekać mężczyzn.
    — Nie sądziłem… że jeszcze tu wrócę. Kiedyś człowiek… człowiek co parę kroków mógł się o trupa potknąć…Ale teraz…— Pokręcił z niedowierzaniem głową. Stacja zdecydowanie przedstawiała się lepiej niż za młodu Petrowicza. Jednak bandyci nadal nie zrezygnowali ze swojej zwierzęcej rozrywki. I wyglądało na to, że on i Rusłan dostaną na taką miejsca w pierwszym rzędzie.
    — Usiądziesz przy mnie? —  zapytał Petrowicz, a jeśli chłopak spełnił swoją prośbę, to nie omieszkał się w niego wtulić mimo bólu.  —  Słuchaj… Słuchasz? Przepraszam…to jak kurewski koszmar… Ale nikt cię nie dotknie… Nikt.

    Aleksieja i Olega zaprowadzono do bocznego tunelu, który przeznaczono na miejsce dla przymusowych zawodników. Sorokinowi od razu rzuciły się wychudzone sylwetki niektórych z zawodników oraz mógł poczuć słabą woń jakby zgnilizny. Kto wie, czy tamci nawet raczyli usuwać zwłoki pokonanych.
    — Liczę na świetne przedstawienie, szczególnie od ciebie — mruczał Ibragrim Aleksiejowi, który mimo usilnych prób, nie był w stanie się odsunąć. — Jak wygrasz mi ładną sumkę, to cię nawet odwiedzę.
    Tym razem Aleksiej nie wytrzymał i splunął w stronę mężczyznę. Został za to uderzony w brzuch i wrzucony do bocznego tunelu. Ibragrim zaklął gniewnie, samemu chcąc zaciągnąć Olega do środka. Przed samym wejściem pozbył się linki, którą dotąd spętany był jego ukochany, a potem kopniakiem „zaproszono” go do środka.
    — Pilnujcie ich. Szczególnie pana naziolka. Agresywne bydlę — rzucił w stronę strażników, którzy tylko mruknęli co na potwierdzenie. — A ty się naucz  zachowywać, Szmaragdowy!
    — Oleg… Oleg…— Aleksiej nie silił się, by wstać. Doczołgał się do partnera, ścierając z twarzy już zaschniętą posokę. Muskał palcami rany, które mogła spowodować linka, co tylko zwiększyła jego wewnętrzne rozgoryczenie sytuacją.  — Zabiję… zabiję wszystkich. — Możliwe, że mógł się zapomnieć i nieco za mocno nacisnąć na rany. Prędko odsunął dłonie.
    — Przepraszam. Bardzo cię boli? — Musiało to brzmieć śmiesznie od człowieka, któremu twarz zdążyła już częściowo napuchnąć od uderzenia. — Trzeba coś wymyśleć, inaczej my…

    Smutny również był świadkiem całego zdarzenia. Musiał on czym prędzej pozbyć się munduru, inaczej któryś z bandytów mógłby go wsypać. Po tym należało złożyć raport i…
    — Co ja wyprawiam?  — mruknął do siebie, ściskając mocniej za przenośne radio. Jego towarzysze potrzebowali go. Właśnie teraz. Co jeśli prowadzili ich wprost na egzekucję? Niczego nie mógł być pewny. Ich cała misja w jednej chwili się zjebała.
    Dlatego jeśli zdołał się skontaktować ze Spartą, to po krótkim czasie zrzucił z siebie mundur i samemu zamierzał dotrzeć do Kitaj-Gorodu. Bez cienia wątpliwości.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Sob 05 Mar 2022, 08:37

    W takich chwilach można było zatęsknić za Rzeszą i Rusłan przez jedna krótką chwilę, gdy dotarli na stację, faktycznie pomyślał o byłej ojczyźnie ze szczątkiem ciepłych odczuć. Porządek, w którym go wychowano, nie istniał, ale może jego niedojrzałość nie pozwoliła mu dostrzec tego, co oczywiste - że okrucieństwo było wszędzie takie samo. Ale możliwe, że to też Rzesza robiła dobrze - uczyła, jak być na nie uniewrażliwionym.
    Szedł z Nikolaiem krok za krokiem tym specyficznym skróconym chodem metra, po zawilgoconych podkładach, w otoczeniu uzbrojonych mężczyzn i mimo wszystko czuł szczęście. Pierwsza tęsknota jednak została zaspokojona w tej głuchej ciszy, a gdy zostali sami, miał już w umyśle przestrzeń na spojrzenie realnie na ich położenie. Trzymał rannego kochanka w ramionach i próbował usilnie przypomnieć sobie cokolwiek, co mogłoby być w ich położeniu przydatne, ale gdy Ibragim pojawił się ze swoim oddziałem, był mocno rozkojarzony, nieuważny, a teraz przez to zły na siebie.
    - Nikolai... - zsunął się z pryczy i przyklęknął między jego nogami, dłońmi ujmując jego twarz, by maksymalnie się na nim skoncentrował - To moja wina, wszystko moja wina, ja wiem, ale później, zostawmy to na później. Musimy się stąd wydostać - i choć patrzył wprost na niego, przed oczy cisnęło mu się wspomnienie wzroku Czeczena z Nowokuźnieckiej, gdy podchodził bliżej - jedyne, co wtedy zapamiętał. Było w tym coś znajomego, choć nie mógł skojarzyć, co.
    - Czego on chce? Znasz go... O co mu chodzi? Czego chce? Spartan? Tych chorych walk? Zabawy...?- a potem aż wzdrygnęło go, gdy naszła go ta na pozór irracjonalna myśl, urodzona ze skrawków obrazów z chwili ich pojmania - Sorokina... Nie wypuści go.
    Zerwał się szybko, nawet nie czekając na odpowiedź Nikolaia, a gdy tylko lekko poruszył brezentem, od razu pojawił się strażnik.
    - Czego trzeba szanownym gościom? - spytał, a do chłopaka doleciała woń jakieś niegdysiejszej suto zakrapianej libacji . Mężczyzna jednak nie wyglądał na skacowanego.
    - Wychodka, wujaszku.
    I choć strażnika nawet rozbawiło nazwanie go w ten sposób, Rusłanowi zajęło chwilę, by go przekonać.
    - Zaraz wrócę, Nikolai - powiedział jeszcze do niego, jeśli mężczyzna dopuścił w ogóle do tego, by strażnik go zabrał.

    Oleg na pozór z dużo mniejszą agresją i nienawiścią reagował już na poczynania Ibragima i to, co działo się z Aleksiejem w odpowiedzi na jego bunt. Stał i patrzył. Bandyta wypchnął go już poza pewną granicę, tam, gdzie nie mógł już zasłużyć na większą zemstę, gdzie zbliżył się do muru. Był więc w jakimś stopniu uspokojony. Po prostu musiał go zabić. Kolejnego potwora, który ośmielał się wyciągać łapy po osobę, która należała do niego i do której on należał. Karał to śmiercią. To była wbrew pozorom uspokajająca myśl, anawet jeśli fakt, że Aleksiej wpadł Ibragimowi w oko wciąż próbował te strzępki spokoju mu odebrać.
    A gdy usłyszał słowa Aleksieja o zabiciu wszystkich wiedział, że czuje to samo.
    - Jego zostaw dla mnie, suczego syna - wyciągnął do niego ramiona i przysunął do siebie, faktycznie ponuro śmiejąc się z jego troski - Nic mi nie jest - i choć co zdrowsi i żwawsi zawodnicy patrzyli na nich ze zrozumiałą ciekawością, zatroszczył się o niego z czułością, która nie pozostawiała wątpliwości co do ich relacji. Ludzie mieli jednak swoje problemy. Może i ktoś splunął, może i coś wymamrotał, gdy ocierał jego twarz i całował delikatnie, ale gdy życie było zagrożone, życie innych przestawało być aż tak interesujące czy bulwersujące.
    - Aliosza, wydostaniemy się stąd, nawet jeśli to i posłanie tego pojeba do piekła miałoby być ostatnią rzeczą jaką zrobię - stwierdził z niepopartą niczym pewnością, bo tak naprawdę planu nie miał. Wstał wreszcie, uwalniając ukochanego z ciepłych objęć i rozejrzał się po ich więzieniu, po ludziach, po ohydnych odmętach braku człowieczeństwa, które zdawało się pogłębiać mrok i czerń osadzoną na ścianach.
    - Potrzebujemy broni. A mają ją tylko sucze syny - podniósł z podłogi nie kamień, może kawałek zastygłego betonu. Zważył go w ręce, podrzucił kilka razy a potem cisnął w strażnika. Nie mógł zabić, mógł rozjuszyć. I taki był jego cel.
    - Nosz suka, bydlę, jednak bydlę! - trafiony momentalnie podniósł broń, ale jego kolega powstrzymał go z ostrzeżeniem, że to nowe zabawki Ibragima. Tamten poprzeklinał wściekły, zaśmiał się na koniec okrutnie - lać ich nie zabronił. Ani wiązać.
    Ruszyli we dwóch w stronę Olega.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Nie 06 Mar 2022, 14:56

    — Sparta? I tobie odjebało ich schwytać?! — Ibragrim stał niewzruszony tym nagłym wybuchem gniewu od mężczyzny. Jedynie uchylił się, gdy w jego stronę poleciał jakiś bibelot.
    — A moja wina, że Misza wtedy spierdolił? Może to właśnie znak, Leonid. Los zesłał nam szansę — Czeczen przysunął się bliżej, teraz wręcz szepcząc do ucha mężczyzny. — Moglibyśmy ustalić pewne warunki z nimi. Młynarz skupi się na odzyskaniu ludzi, a my będziemy mieli dość czasu, by się towaru pozbyć.
    — To ryzykowne. Te spartańskie psy swoich nie zostawiają — zaczął Leonid, a jego na wpół poparzona twarz błyszczała w świetle lampy. — …To kogo tam masz?
    — Nie uwierzysz! Nasz kochany Kolya i ten… jeden. Pewnie dowódca  — Leonidowi nie umknęło, jak Ibragrim zaczął się krzywić na myśl o Księciu. Czeczen kojarzył go z przeszłości, a dokładnie walkę między nim, a Kolyą. Od tamtego czasu ten człowiek wywoływał u niego strach. Tym bardziej — I jeszcze dwóch szeregowych… Ale tych możemy zatrzymać. Szczególnie pana Szmaragdowego, och, żebyś ty go zobaczył. Zrobię z niego prawdziwego czempiona. — Czeczen jakby się rozmarzył, na co Leonid tylko przewrócił teatralnie oczami.
    — Oszczędź mi tych obrzydliwych fantazji, robota cię nie ominie. — Mężczyzna podszedł do biurka, pogrzebał przy nim trochę, by wreszcie podać Ibragrimowi świstek papieru. — Po następnej walce twoi ludzie zajmą się kolejną dostawą. Mówią, że już pierwsze siły się starły. — Leonid chwycił za znoszoną kurtkę Czeczena i chłodnym tonem dodał: — Lepiej, byś miał rację. Bo pójdziesz gnić z Miszą. A teraz wynocha.

    Wszystkiego. Ludzie tacy jak Ibragrim byli nieprzewidywalni.
    — Rusłan, co ty- — próbował Nikolai i próbował sięgnąć po chłopaka, ale ciało nie chciało go słuchać. Stęknął, przyciskając dłoń mocniej do materaca. Nie wiedział, co tam młodzieniec mógł sobie umyślić, a to tylko wzbudzało w nim wewnętrzny niepokój.
    W jednym miał za to rację. Muszą się stąd wydostać. A Petrowicz w takim stanie nie mógł za wiele zrobić, co najwyżej oszczędzać siły na później. Dlatego spuścił głowę zrezygnowany, w duchu karcąc się za taką bezsilność.
    — Rusłan…  Tylko nie rób…nie rób niczego głupiego — poprosił jeszcze, nim strażnik zabrał chłopaka.
    — I wróć  — wyszeptał już do tej ciszy w namiocie. Został sam ze swoimi zmartwieniami.

    Aleksiej domyślał się, co mógł planować  Oleg, dlatego postanowił również do tego dołączyć. Podkulił kolana, mocniej przypłaszczył do ściany, chcąc sprawiać wrażenie bezsilnego, słabego. W rzeczywistości spoglądał na strażników, którzy z uśmiechem na ustach bawili się kosztem Olega. Ścisnął mocniej usta, ale musiał  zaczekać. A gdy wreszcie jeden z nich odsunął się, Aleksiej zdążył jeszcze rzucić porozumiewawcze spojrzenie partnerowi nim rzucił się na strażnika. Zaskoczenie pozwoliło mu wymierzyć cios, ale Czeczen dość szybko wyzbył się pierwszego szoku i zrzucił Sorokina z siebie.
    — Suka… Ty jebany- — Strażnik już instynktownie chwycił za broń i Aleksiej zaraz zrobił to samo. Przez moment szarpali się miedzy sobą, dopóki nie wyczuł momentu, by popchnąć strażnika na ścianę. To chwilowe zaskoczenie pozwoliło mu wyrwać upragniony karabin i zdzielić nim mężczyznę. Jak najmocniej. Aż ten nie będzie się ruszał.
    Jeśli Oleg zdołał sobie poradzić z drugim, począł przeszukiwać strażnika, z nadzieją, że znajdzie przy nim co przydatnego.
    Wtedy zauważył, że reszta zawodników szła powoli w ich stron. Aleksiej już skierował lufę w ich stronę, czekając na jakiś ruch z ich strony. Ci jednak nie zwracali na nich uwagę. Bardziej byli zainteresowani powalonymi strażnikami. Chwycili za te bezwładne ciała, by zniknąć w mroku tunelu. Na ten widok dziwny dreszcz przeszedł go po plecach.
    Byli wśród zawodników i tacy, którzy patrzyli na nich z tym żywym błyskiem w oczach. Kto wie, czy część z nich nie widziała w nich właśnie zbawicieli. Może nawet myśleli, że przyszli tutaj, by ich uratować.
    — Nie możemy tak łazić z bronią… — mruknął Aleksiej.— Musimy odnaleźć resztę… — Tylko gdzie byli? Tym Aleksiej gardził, błądzeniem po ciemku, bez żadnego stosownego zwiadu. A czas uciekał. W końcu pojawią się pewnie strażnicy, którzy mają tamtych zmienić.  
    — Gdzie trzymaliby zakładników? Ważniejszych więźniów? — zwrócił się w końcu do tamtejszych. Niektórzy popatrzeli na siebie, inni jakby udawali, że nie dosłyszeli, a do paru to chyba jego pytanie nawet nie dotarło.
    — Gdzie?! — warknął coraz bardziej zirytowany.
    — Wagony… — rozległ się czyjś głos. Aleksiej kiwnął głową, siląc się na wdzięczność. To był ich jedyny trop. Bez planu. Mieli błądzić po omacku na wrogiej stacji. Ale jeśli tu zostaną, kulka ich już nie ominie. Albo coś nawet i gorszego. Obraz Czeczena mignął mu przed oczami i aż ścisnął mocniej karabin. Popatrzył w końcu na Olega, jakby sprawdzając, czy jego towarzysz był gotów wejść głębiej do paszczy lwa.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Nie 06 Mar 2022, 16:26

    Rusłan przybrał twarz, a może i całą postać innej postaci. Jego nijakie w barwie oczy błysnęły ciepłą wesołością.
    - Co ci się tam umyśliło w tym obitym łbie, dziadku? Idę tylko szczać. - puścił mu oczko bez oporów ruszył naprzód, jak mu kazał strażnik. Nie wyglądał na specjalnie bystrego, a jednak Rusłan szybko się przekonał, że nie jest pierwszym lepszym cieciem. Nie było szans, by go obejrzeć, nie mówiąc o jakimkolwiek fizycznym kontakcie. Jedyne, co więc mógł obserwować, to otoczenie.
    - Tutaj - rzucił i lekko trącił go lufą, by skręcił, choć wcale nie musiał. Nie trzeba było widzieć latryn, by wiedzieć, że tam są. Tak czy inaczej spędził tam chwilę dla podtrzymania swojej bajeczki, a gdy mieli już ruszać z powrotem, zaczął się lekko ociągać.
    - Dzięki, wujaszku... A głodny trochę jestem... i napiłbym się czegoś... Tak dawno nie piłem...
    - Oho - zaśmiał się tamten - gość wymagający, psiakrew. Daj mu to, daj mu tamto...
    - Wujaszku, pić nie dasz? Jeść trochę?
    - A co ty mi dasz, e?
    Chłopak westchnął w duchu, mocno skupiając się, by nie dawać po sobie poznać. Przez Petrowicza wyszedł z wprawy.
    - Nic nie mam... - szepnął jakby tym zakłopotany- wszystko przecie zabraliście...
    - No to heja naprzód, młody, póki jestem dobry! - pogroził mu, ale chłopak niespodziewanie stanął do niego przodem, ze wzrokiem niż zażenowanym ni wyuzdanym, zupełnie jednoznacznym. Jednoznaczny był też sposób, w jaki powoli sięgnął do dłoni mężczyzny.
    - Takiś mądry, co? - Strażnik wciąż się pilnował, Rusłan nie miał szans go zaskoczyć, ale pozwolił się wreszcie dotknąć - A! Tak mówili. Panienka. Znaczy dziwką jesteś? - jak dawno Rusłan nie musiał już słuchać takich teksów od mężczyzn śmierdzących samogonem. Ale wytrzymał to.
    - Właściwie...
    - Ale z twarzy to jakiś niewyględny...
    - To nie o twarz się przecież rozchodzi, wujaszku - uprosił go spojrzeniem i gestami, które było mu tak trudno wobec niego wykonać, że sam się nawet tego nie spodziewał. Już czuł się brudny - Ale nie tu chyba? Cuchnie, ludzie się kręcą...
    Nie minęło więcej niż kilka minut, gdy mężczyzna przycisnął go do ściany w jakimś stęchłym zaułku, a on sam odpowiedział na to tak, jak należało. Niecierpliwie wodził dłońmi po jego ciele, utulając w tej udawanej czułości jego czujność. Aż wreszcie wymacał przy jego spodniach to, co znacznie ułatwiło mu zadanie.
    - Naprawdę... dzięki za pomoc, wujaszku... - to były ostatnie słowa, jakie mężczyzna usłyszał w swoim życiu, po już w następnej sekundzie dławił się pod nogami chłopaka własną krwią, wyciągał ku niemu dłoń z wytrzeszczonymi w agonii ślepiami. Trochę głośno charczał, więc Rusłan wraził mu ostrze jego własnego noża w oczodół aż po samą rękojeść. Potem tylko trzepnęło ciałem konwulsyjnie dwa czy trzy razy. Ale wujaszek już nie żył.

    Tak, jak Aleksiej poradził sobie z jednym z bandytów, tak Oleg zajął się drugim. Udało mu się go sprowadzić do parteru, gdzie zwykle dobrze sobie radził, ale przeciwnik był zacięty. Zapewne walczył właśnie o życie - przeszło Olegowi przez myśl. Petrowicz jednak wyszkolił go dobrze. Gdy ciało tamtego zwiotczało po przyduszeniu, Oleg wstał. Sam już nie wiedział, czy człowieka udusił, czy tamten tylko stracił przytomność. Zresztą nie miało to znaczenia, gdy ludzie z tunelu powlekli go ku czarnej otchłani. Wszędzie wokół dzikie bestie - pomyślał. I oni tak samo zupełnie to samo. On i jego ukochany. Bestie, którym nie dano wyboru. Nieistotne. Dobrze, że zdążył skroić zwłoki, jak przystało na biedaka z Linii Czerwonej, zanim inni się do niego dobrali. Zarzucił na siebie jego kurtkę.
    - Aliosza... - szepnął jego imię i kiwnął głową na znak, że jest gotowy. Nawet się uśmiechnął - mam do pogadania z tym twoim wielbicielem... Rozkazuj, Zjawko, ja przepatrzę ci drogę.
    Przylgnął ostrożnie do ściany, nasłuchiwał chwilę. Coś mu się nie podobało, wstrzymał Aleksieja. A gdy wyczuł chwilę wychylił się szybko zaraz za lufą swojego karabinu.
    - Stój! - syknął znajomy głos. Olega ogarnęła ciepła fala adrenaliny, ale opanował się, otaksował intruza spojrzeniem.
    Rusłan. Pistolet, który ukradł zamordowanemu strażnikowi zadrżał mu w dłoni, omal nie strzelił. - Czerwony? Gdzie Sorokin?
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Pon 07 Mar 2022, 17:26

    Za długo go już nie ma. Nikolai coraz bardziej się niecierpliwił. W końcu nie wytrzymał i zaciskając mocno zęby, zrobił kilka chwiejnych kroków w stronę wyjścia. Zanim jednak zdołał się ruszyć dalej, do namiotu wszedł nieoczekiwany gość. Petrowicz aż zamrugał zaskoczony, myśląc przez moment, że zaczyna mieć halucynacje.
    — M-Mistrzu? — wydukał w końcu Nikolai. Miał przed sobą jednego ze swoich mentorów, człowieka, który jako pierwszy zdecydował się sprawować nad nim opiekę. Przynajmniej dopóki młodemu Petrowiczowi nie odbiło zbytnio od sławy i pozbył się staruszka.
    —Nie wierzyłem… jak mówili, żeś w Sparcie — rzekł, zbliżając się do niego. Wyciągnął pomarszczoną dłoń, a Nikolai odwrócił wzrok, jakby zmieszany. Mistrz tylko westchnął cicho, odsuwając rękę.— Kolya… przepraszam cię, ale musisz iść ze mną. — Staruszek wyciągnął pistolet i Petrowicz mógł tylko westchnąć z rezygnacją, podnosząc drżące dłonie do góry.
    — Nawet… nawet ty?

    — Świetnie, tylko ciebie tutaj brakowało — burknął, gdy w końcu sam się wychylił i ujrzał Rusłana. — Ale skoro tu jesteś… Co z Petrowiczem?
    Czy chłopak zdążył odpowiedzieć czy nie, jego uwagę przyciągnęli nagle zawodnicy, którzy z początku ostrożnie wychodzili na zewnątrz swojej klatki, by nagle zaczęli z niej wychodzić garściami. Biegli w stronę stacji, a Aleksiejowi przypominali dzikie zwierzęta wypuszczone na żer. Musieli darować sobie dalszą pogawędkę.
    — Nie możemy dłużej tutaj zostać. Chodźmy. — Wskazał im drogę, którą uznał za słuszną. Dokładnie taką, gdzie znaleźliby tory. A gdzie tory tam i wagony. Miał nadzieję, że mogliby tam dotrzeć w miarę niepostrzeżenie. Prędko sobie uświadomił, że sytuacja nie była im na rękę, a nawet przebranie mogłoby tu za niewiele zdziałać.
    Wreszcie, gdy zauważył zwiększoną liczbę strażników nieopodal, stwierdził, że musieli znaleźć inną drogę.
    — Może da się naokoło.
    Część, w której się znaleźli przypominała bardziej magazyn urządzony w pomieszczeniach technicznych. Niezbyt dużo miejsca, by się poruszać, ale też znacznie mniejsza ilość strażników. Trzymając broń w pogotowi, Aleksiej zerknął na skrzynie, która wydawały się czekać, aż zostaną przeniesiono.
    — Czekajcie. —To mówiąc przystanął przy jednej z takiej skrzyń. — Pomóż mi ją otworzyć, Oleg.
    Metalowa skrzynia uparcie nie chciała puścić, ale gdy wreszcie to zrobiła, Aleksiejowi ukazał się obraz, którego się spodziewał, a i tak przerażał. Zabezpieczone ładunki wybuchowe. Już ich ilość w tej skrzyni przerażała. A to tylko była jedna.
    — Przecież… tym można pół metra wysadzić…— Aleksiej chciał wierzyć, że zbytnio przesadza w tych słowach, ale im dłużej się rozglądał, tym ta wizja stawała się coraz bardziej prawdziwa.
    Dopiero po dłuższych oględzinach zauważył, że były one jakoś oznaczone symbolami. Może każdy był przypisany do danego przyszłego właściciela? Ile frakcji miało już w posiadane te materiały?
    Czy Rzesza również takowe posiadała?
    Wtedy gdzieś rozległ się strzał. Aleksiej wzdrygnął się, prędko unosząc broń. Dopiero potem się zorientował, że musiało to być gdzieś na zewnątrz. Tam, przyciskając się do ściany i lekko wychylając, zauważył Ibragrima. Ale co gorsza poza paroma strażnikami, zauważył klęczącego obok Petrowicza
    — Pokażcie się, pokażcie! Chyba, że chcecie mieć Kolyę na sumieniu? — Ibragrim uśmiechał się promiennie, wymachując bronią w stronę Nikolaia. Jakiś staruszek również trzymał lufę skierowaną ku Spartanowi. Jakby bał się, że temu może się uwidzieć zaatakować Czeczena. — Leonid byłby smutny, jakbym go zabił. Ale tu po jednym cięciu, tu po drugim. Przecież nie musi chodzić…
    — Może wymiana? Wypuszczę was wszystkich. Szmaragdowy zostanie. — Aleksiej aż znieruchomiał, gdy Czeczen spojrzał w jego stronę. Wiedział, że tutaj się ukrywał? Aż
    — Nie… nie słuchaj go.. Kłamie- —Petrowicz nie dokończył, bo zaraz dostał w skroń pistoletem.
    Aleksiej zacisnął mocniej pięści, krew szumiała mu w uszach.
    — Petrowicz… — Odwrócił się powoli w stronę Olega, spoglądając na niego przepraszająco. — Jeśli tam pójdę… Zwrócę na siebie uwagę, a wtedy wy…

    Książę splunął krwią obok fotela, do którego został przywiązany. Jeszcze kilka uderzeń i straci przytomność. To nie było przesłuchanie. Bawili się jego kosztem. Czerpali satysfakcję z tego, że mogli torturować kogo ze Sparty. Przy następnym uderzeniu stęknął głośno, a palący ból przedarł się do świadomości. Kątem oka zauważył jakiś błysk.
    — Co robisz? Ibragrim chce zachować go żywego — usłyszał żołnierza.
    — A daj się pobawić mi trochę! Zarzynać nie będę, ale może palec z tej wielkiej łapy… Na pamiątkę — zarechotał paskudnie, sprawdzając nóż w dłoni.
    Książę próbował się ruszyć, ale skórzane pasy tylko bardziej wrzynały się w jego skórę.
    — Skurwiele… Jebane zwierzęta…
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Pon 07 Mar 2022, 18:50

    Rusłan wzdrygnął się ni zaskoczenia ni oburzenia, gdy usłyszał głos zdrajcy Sorokina w taki sposób ku sobie skierowany. Jego ton robił na nim większe wrażenie niż morderstwo, którego się dopuścił. I nie było to wrażenie najlepsze.
    - Sam po was przyszedłem, łaskawcy... - mruknął z przekąsem, a potem wyjaśnił, gdzie trzymają Petrowicza i jaki jest jego stan. Również ten psychiczny, który może nawet martwił go bardziej, choć jego ton wobec tych raczej wrogich mężczyzn był raczej suchy i z pewnością nie doszukali się w nim przesadnego zmartwienia. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale czas ich naglił. Poddał się dowodzeniu Aleksieja, jak na porządnego wychowanka Rzeszy przystało.
    Oleg zaakceptował tego niespodziewanego kompana, nie miał wyjścia.
    - No to jazda - puścił go przodem, sam pilnował tyłów, co w tej zbieraninie ludzi wymagało od niego sporo uwagi. Gdy patrzył na twarze mieszkańców stacji, wyzwolonych zawodników, bandytów... wszystko mu było za jedno. Dzieci, gdyby chociaż gdzieś widział dzieci... choć kto wie, może ich trzeba było się bać.
    Gdy znaleźli się w części magazynowej i zrobiło się ciaśniej, bardziej klaustrofobicznie, nieco ciemniej, poczuł się na przekór temu pewniej. Aż do czasu, gdy z Aleksiejem podnieśli wieko jednej ze skrzyń. Jako żywo stanęła mu przed oczami eksplozja z Łubianki, gdy ostatni raz widział swój posterunek pogrążony w tym małym, krwawym końcu świata.
    - Krwawy koniec świata... - wyszeptał to, co podpowiadały mu wspomnienia i dopiero strzał wyrwał go z tego spowalniającego poczucia grozy.
    - Nie! - chwycił dłoń Aleksieja. Nie chciał widzieć tego spojrzenia, bał się go, bał się tych przeprosin, bał się poświęcenia - Nie, Aliosza, nie ma mowy... Jak tam pójdziesz... to stracimy ciebie i dwóch was będzie do ratowania. I to z samego środka tego bagna - przekonywał sam siebie, maskując tym niby-rozsądkiem strach o ukochanego.
    - Puść go - wtrącił się nagle Rusłan. Nie krzyczał, ale ten szept był bardziej przejmujący niż krzyk - Puść go. Już.
    Oleg poczuł się tak, jakby to nazistowskie szczenię, za jakie go miał, splunęło mu w twarz i szybko przyciągnął go siebie, by go skarcić. Wtedy zobaczył, że te dziwne oczy lśnią szkliście.
    Rusłan może i mógłby się mu wyrwać. Może i nawet bez trudu, jak niegdyś, ale nie zrobił tego.
    - Nie rozumiesz? Nie rozumiecie? Nie widzicie tego? - pytał cicho, z narastającą desperacją - On zabije Nikolaia, nie zależy mu... Po prostu go odstrzeli, nie widzicie tego? Sorokin musi iść, bo tyko na nim temu sukinsynowi zależy. Nie widziałeś, jak na niego patrzy? Chce go, kurwa, tak sobie umyślił, i się nie cofnie... więc... puść go! Nikolai nie może umrzeć, rozumiesz to, czy nie, komunisto?!... Ocalił mnie... i was też! Nie może tu umrzeć! - przygryzł wargę i zmarszczył nos, jakby oczekując jakiejś zemsty za te słowa, ale ona nie nadeszła. Oleg rozluźnił uścisk i tak jego spojrzenie, jak i Rusłana spoczęło na Aleksieju.
    - Aliosza... - znów miał pozwolić mu iść tam, gdzie nie mógł go chronić? Nie to sobie obiecywali, nie to. Jak go potem odnajdzie, jak go zabierze do domu w Polis? Jak pokona tę bandę, która stanie między nimi? I jak zniesie to, że tamten człowiek...? Nie... wolał nie myśleć, nie myśleć, że mógłby choć tknąć go palcem...
    Pocałował go krótko, na tyle tylko było ich teraz stać. Tym samym dał mu wolną rękę i odsunął się pochmurny, zimny- Ty wiesz, co ja myślę... Nie powinniśmy się rozdzielać.

    - Tylko nie jebane! - obruszył się bandyta z nożem, ale uśmiech miał wciąż szeroki I zamierzał wziąć sobie to trofeum. Palec najpotężniejszego Spartanina, jakiego metro widziało! No, to było coś...
    Uderzył Daniłę jeszcze raz, by był zupełnie unieszkodliwiony, by już nic nie gadał, by za bardzo się nie ruszał. By był spokojny... zmiękczony... Ułożył sobie jego dłoń, wygodnie, powoli. Znawca krwawego rzemiosła w całej okazałości. Przyłożył nóż do skóry, powoli się w nią zatopił, krew wypłynęła powoli, aż nagle...
    Żołnierz zginął pierwszy, rzeźnik drugi. Najpierw ogłuszeni, potem dobici. Trochę głośno... ale tylko trochę.
    - Nie było tak całkiem nadaremno włóczyć się po tych kazamatach, panowie - spokojny głos rozszedł się po tej przestrzeni, jakby zupełnie do niej nie pasował.
    - Ta...
    Viktor przepuścił Smutnego, który znalazł się szybko przy Księciu. Tolya został przy drzwiach. Jak na grupę, która wpadła na siebie w tunelu i współpracowała pierwszy raz, poszło im zupełnie sprawnie.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Wto 08 Mar 2022, 18:53

    Smutny zaczął oceniać stan Księcia, przy okazji starając się go ocucić. Ten wymamrotał co pod nosem, by wreszcie powieki mężczyzny uniosły się powoli. Przez chwilę patrzył kompletnie zdezorientowany na klęczącego przy nim Spartanina.
    — S-Smutny? Co…
    — Przyszedłem… Przyszliśmy cię ocalić. Zaczekaj, odetnę te pasy.
    Do Daniły tylko częściowo docierały informacje. Coś o tunelu, nazistach, strażnikach. Wreszcie machnął ręką na Smutnego, by ten już dalej nie tłumaczył. Z pewnym trudem zdołał się dźwignąć na nogi, podtrzymywany ciągle przez Smutnego. Gdzieś mu mignęła druga sylwetka, zapewne osoby, która mu również pomogła. Półprzytomnie wymacał drugą osobę i ścisnął ją za ramię.
    — Dziękuje… — zdołał wydusić do nieznajomego, by potem częściowo się na nim oprzeć. Smutny tylko kiwnął głową i spojrzał na Viktora.
    — Chodźmy. Musimy znaleźć resztę.

    To nie była już żadna maska. Przynajmniej w ocenie Aleksieja. Rusłan rzeczywiście był przejęty losem Nikolaia, a to wcale nie ułatwiło tą zawiłą już sytuację. Milczał przez chwilę, czując na sobie ich spojrzenia. Czekali.
    — Oboje macie rację. — I to komplikowało tylko bardziej sprawę. Spojrzał to na jednego, to na drugiego, choć na Olegu wzrok zatrzymał na dłużej, na ustach nadal czuł znajomy smak i coraz bardziej myślał, że to był ostatni raz, gdy może go kosztować. — Też się nie chcę z tobą rozdzielać, ale Petrowicz, nie mogę mu tak po prostu dać umrzeć-
    — To może zacznę liczyć, co? Jeden… — usłyszał głos Czeczena.
    Żadne wyjście nie było dobre. Zostanie tu, Nikolai zginie. Pójdzie, znów będzie więźniem. Gorączkowo rozglądał się po pomieszczeniu z nadzieją, że może wpadnie mu do głowy jakie rozwiązanie.
    — Dwa…
    Wtedy właśnie spojrzał na skrzynię i aż wciągnął gwałtownie powietrze. W następnej chwili pomyślał o czymś tak ryzykownym, że nie sądził, ze kiedykolwiek mu takie coś wpadnie do głowy. Wyciągnął jeden z niewielkich ładunków, ważąc go w dłoni.
    — Trzeba pozbawić Ibragrima poczucia kontroli. Tego na pewno nie zniesie. — Skradziony karabin niespodziewanie trafił w ręce Rusłana. — Bądźcie gotowi.
    W końcu Aleksiej wyszedł z ukrycia, wyglądając to na kompletnie bezbronnego.
    —  No! Grzeczny chłopiec. — Ibragrim rozłożył ręce, wręcz pożerał wzrokiem Aleksieja, który z uniesionymi rękoma szedł powoli w jego stronę. — Ładnie to tak uciekać? Chcesz, by wujaszek się musiał o ciebie martwić, co? A gdzie twój kolega nazista?
    — Co kogo on obchodzi? — I faktycznie Aleksiej to powiedział tak, jakby kompletnie mu nie zależało na Olegu. W końcu zmniejszył dystans na tyle, że Czeczen miał go na wyciągnięcie ręki. — Uczyniłbyś mnie czymś… lepszym?
    — Zrobiłbym  z ciebie prawdziwą Bestię — mruczał Ibragrim, tym razem decydując się na kontakt. Jego ręka bezwstydnie powędrowała na plecy Aleksieja, głaszcząc go delikatnie, ignorując kompletnie obecność innych.  — A potem bym ją ujarzmiał każdej nocy… Spartanie są słabi. Zobacz, co zrobili z naszym potworem.
    — Chyba nie mogę czekać tak długo — westchnął Aleksiej, rozpinając kurtkę. Ibragrim na ten widok zaświeciły się oczy, by w jednym momencie kompletnie zbladnąć. Pod kurtką znajdowały się przyczepione ładunki. Machnął detonatorem tuż przed oczami Czeczena, który odsunął się jak poparzony.
    — Zabawmy się wszyscy.
    — N-no co ty… Szmaragdowy. Chyba się nie wysadzisz? Bądź ty mądry…—  zaśmiał się nerwowo Ibragrim, szybko nakazując swoim ludziom opuścić broń. — Nie bądź taki. Wujo Ibragrim będzie dobry dla ciebie. A teraz bądź że rozsądny… Zostaw ten kurewski detonator!
    Detonator był w rzeczywiście zwykłym blefem, mającym dać czas, by Rusłan i Oleg mogli się przygotować do ostrzału. Może zdołałby wykorzystać ten element zaskoczenia, zgarnąć Petrowicza-
    I wtedy cały obraz przysłonił dym z rzuconego niespodziewanie granatu. A potem rozległy się strzały.

    W tym samym czasie Petrowicz został popchnięty na  ziemię przez Mistrza, by nie dostać zbłąkanym nabojem. Staruszek przylgnął mocniej do niego.
    — Kolya — szeptał mu do ucha. — Wzdłuż torów obok powinna stać drezyna. Ucieknijcie. Na Linię, do Hanzy, gdziekolwiek. —Petrowicz patrzył na Mistrza z niedowierzaniem, ale wreszcie kiwnął głową.
    — C-czemu? I… co z tobą?
    Staruszek tylko się uśmiechnął lekko, klepiąc Nikolaia po głowie.
    — Muszę syna pilnować. A ciebie… ciebie to zawsze lubiłem, cholerny gówniarzu. — Petrowicz chciał powiedzieć coś jeszcze, ale Mistrz zaczął go ciągnąć do najbliżej osłony.

    Dym kompletnie pozbawił Aleksieja pole widzenia. Pierwsze co zrobił, to cofnął się w stronę ściany. Próbował prędko znaleźć miejsce, by się schować. Jednak gdy takowe znalazł, zaraz z dymu wyłonił się inny kształt. Nie zdążył w porę zareagować i Ibragrim zdołał go rzucić na ziemię. Detonator wypadł mu z ręki.
    — Niezły z ciebie skurwysyn, Szmaragdowy — wysapał Ibragrim i zaraz zaczęła się między nimi szarpanina. W końcu silne dłonie chwyciły go za szyję i zaczęły przyduszać. — Wpierw odrąbię ci te jebane nogi, oduczy cię to uciekania, ty mała kurewko…
    Aleksiej czuł, że zaczynał tracić kontakt ze światem. Desperacko próbował się wyrwać.  
    — O-Oleg…
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Sro 09 Mar 2022, 16:44

    Nie skomentował tego pomysłu, choć aż go zmroziło na samo wyobrażenie. A może... wspomnienie?  Ciała ginące w jaskrawym świetle, pochłaniane lub rozrywane na strzępki. Może i materiały nieuzbrojone, może i zabezpieczone w transporcie... ale wiadomo?
    - Bądź ostrożny, Aliosza... - zmusił się do zaufania. Dlaczego to było takie trudne?
    Nie było mowy o tym, by stracił z oczu kochanka. Widział kątem oka, jak Rusłan szybko umyka w cień, by znaleźć sobie dobre stanowisko, ale nie mógł się zdobyć na to samo. Nie było bezpiecznie stać blisko miejsca, z którego wyłonił się Aleksiej. Kąt też tu był słaby, wąski, trzeba było się mocno wychylić, narazić. Ale został... tylko dlatego, że musiał go widzieć przez cały ten czas. Jego i człowieka, który tak bardzo go zapragnął. I choć dzielili to uczucie, tę popchniętą do granic fascynację tym samym mężczyzną, Oleg nie czuł wobec niego ani krzty empatii, nic poza chęcią pozbawienia go życia.
    - Suczy syn... - złożył się do strzału, ale wyczekał.
    A potem ich plan posypał się, jak domek z kart.

    Zobaczył ich w dymie, gęstym, zamykającym świat w trzech, czterech metrach. Padło jego imię - dobrze znał ten ton duszonych, tracących przytomność. Usłyszał w głowie śmiech i sam się uśmiechnął, bo w tej właśnie chwili jakaś część Olega, ta dobroduszna, prosta, została zastąpiona czymś nowym - okrucieństwem.
    Miał w dłoniach naładowany karabin, ale nie strzelił. Uderzył Czeczena w głowę z całym impetem, jaki mógł nadać broni, potem skopał go z Aleksieja , uderzył raz jeszcze. W głowę, zawsze w głowę. Dosiadł go i tłukł tak kolbą raz za razem, aż Ibragrim znieruchomiał, a potem uderzał dalej, aż nie została z niego krwawa miazga. Krew, odpryski potrzaskanej czaszki, może i tkanka mózgu osiadły mu na twarzy, dłoniach, bandyckiej kurcie. A był podczas tej kaźni prawie zupełnie spokojny, nie miał w oczach wściekłości, nie zaciskał dłoni, nie zagryzał zębów. A jeśli ktokolwiek, choćby i ukochany, wszedłby między jego i ofiarę, zostałby usunięty z jego pola widzenia z najwyższą brutalnością. Bo Oleg właśnie umierał i rodził się na nowo. I potrzebował do tego samotności.
    - Ohoho, Czerwony!
    Zaprzestał bezczeszczenia zwłok i uniósł nieco zimne spojrzenie. Tuż przy nim, a nad głową zabitego kucał chłopiec o jadowicie zielonych oczach - Zrobiłeś mu z głowy marmoladę! O rety...!
    Chłopiec przekręcił głowę i wbił oczy w Olega, a palec przesunął się po jego policzku, po skórze ubrudzonej krwią. I mężczyzna mógłby przysiąc, że czuł ten dotyk naprawdę.
    Mały Aleksiej oblizał palec i dziecięcą przyjemnością, jakby trafił mu się jakiś smakołyk.
    - Dżem o smaku... mózgowym... Mój ulubiony! - zaśmiał się i nabrał na palec brei będącej mózgiem bandyty, który potem podsunął Olegowi - Chcesz też?
    Dawny Oleg szarpnąłby się w tył, jęknął ze zgrozą, uciekł od makabrycznej wizji. Nowy tylko wstał, obserwując te gesty. Już nie chciał z tym walczyć. I choć ignorował zaczepki, zaakceptował jego istnienie.
    - Aliosza... - przez chwilę jakby wahał się, czy może dotykać ukochanego zbrukanymi dłońmi, ale wreszcie wziął go w ramiona, przytulił, podźwignął w górę. Gdy spojrzał w przestrzeń ponad jasnymi włosami Aleksieja, zobaczył, jak dym zaczyna się przerzedzać.  - Alioszka... zabieram cię stąd.

    W tym czasie Rusłan, błąkał się w dymie, jak we mgle, zupełnie zagubiony. Tam, gdzie spodziewał się odnaleźć Petrowicza, wcale go nie było. Ktoś go potrącił, ktoś coś krzyczał, mężczyźni pojawiali się w tej szarej kotłowaninie i znikali, a on nie mógł go odszukać. Wreszcie zawołał go, najpierw niepewnie, jakby obawiał się, że to im wszystkim zaszkodzi, potem już zupełnie głośno nawoływał kochanka, biegał, przeklinał, uderzał przypadkowych ludzi którzy stali mu na drodze.
    A jeśli Nikolai odpowiedział na jego wołanie i przywołał go do siebie, nawet się nie wahał, od razu zrobił to, o czym marzył, co chciał zrobić już na Nowokuźnieckiej. Wpadł w niego niedelikatnie, przytulił mocno wstrzymując oddech. Dopiero po chwili zakasłał, jakby coś stanęło mu w gardle i odsunął się.
    - Co teraz? - dopiero wtedy zauważył towarzyszącego Nikolaiowi staruszka.  Ten pokręcił głową i wskazał im kierunek.

    - Cała przyjemność po mojej stronie - Viktor przylgnął mocniej do boku Księcia, by wygodniej mu było go wspierać, po czym kiwnął głową na słowa Smutnego - Ruszajmy.
    Viktor i Smutny musieli zająć się Daniłą, odnalezienie reszty przypadło więc Tolyi. Umówili się na peronie, przy wyjeździe ze stacji, a potem puścili stalkera przodem. Po chwili stracili go z oczu i mogli mieć tylko nadzieję, że dopisze mu szczęście.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Czw 10 Mar 2022, 17:11

    Gdy Tolya zniknął gdzie w tłumie, Smutny zaproponował, by usadowili gdzie Księcia. Ten dotknął swojej obitej twarzy i syknął cicho. Jego towarzysz w tym czasie postanowił już nieco dokładniej wyjaśnić wszystko. Szczególnie kwestię niespodziewanych sojuszników. Książę słuchał uważnie tego, by wreszcie pokręcić z niedowierzaniem głową.
    — Czyli znów naziści. Jeszcze trochę, a będziemy z nimi bardziej zżyci niż z Hanzą. Nie sądzi pan? — Spojrzał tu na Viktora. Książę próbował się zaśmiać, ale zamiast tego zakaszlał i splunął gdzieś w bok. Niestety wątpił, by ci pomogli z dobroci serca. W metrze pomoc oznacza dług. A ten kiedyś będzie trzeba spłacić.
    — Ludzie wpadli w szał. Będziemy musieli się bronić… — Daniła próbował wyciągnąć broń z torby Smutnego, ale ten go w ostatniej chwili powstrzymał.
    — Na pewno chcesz strzelać w takim stanie?
    — Mam sprawne ręce, tak? — Pociągnął za torbę, spoglądając na Smutnego. — I nawet co widzę za opuchlizną. — Smutny chciał coś jeszcze powiedzieć, ale tylko pokręcił głową. Wiedział, że ciężko byłoby namówić oficera do zmiany decyzji.
    — A ty... uch, jak mam cię nazywać? — zwrócił się do Viktora. — Dobrze będzie, jak ustawisz się tam po przeciwnej stronie. Szczególnie trzeba uważać na tych cholernych Czeczenów-
    Przerwał nagle, gdyż albo tak mu mocno w łeb dali, albo właśnie widział znajome sylwetki.

    Do Nikolaia wołanie Rusłana dotarło po pewnym czasie, ale równie głośno i on zaczął nawoływać, by w końcu mógł znów trzymać kochanka w ramionach. Niemal się zachłysnął tym znajomym zapachem, wreszcie spoglądając rozczulająco na chłopaka.
    — Co ja ci mówiłem… żadnych głupot — niby to skarcił Petrowicz, ale się uśmiechał. I choć pozwolił mu się odsunąć, to nadal ściskał go mocno za rękę, jakby z obawy, że zaraz miałby go w tym tłumie zgubić. — Daleko do tej drezyny.
    — Kawałek. Będą zbyt zajęci ogarnianiem tłumu niż pilnowaniem jej.
    Nikolai kiwnął niepewnie głową, ale szedł dalej za swoim starym mentorem. Znał on ścieżki, które pozwoliły im na uniknięcie starć z przypadkowymi mieszkańcami czy bandytami. Zaczęli się zbliżać do wyjazdu stacji, gdy nagle Petrowicz zauważył coś. A raczej kogoś.
    — Książę? Smutny? — próbował przyspieszyć kroku, ale szybko tego pożałował.
    Rzeczywiście, udało im się napotkać resztę grupy. Patrząc na stan Księcia, Nikolai aż przyklęknął obok niego.
    — Tylko mi się nie maż, Kolya — Książę uśmiechnął się, z wargi zaczęła sączyć się niewielka strużka krwi. — I tak jest lepiej niż wtedy, gdy nas wartowniki otoczyły.
    — Tutaj, panowie. — Mistrz zdecydował przerwać te rozczulające spotkanie i wskazał na boczny tunel, zamknięty bramą. Gdy staruszek zaczął używać dźwigu, by ją podnieść, Nikolai szepnął co do Rusłana i reszty, by na wszelki wypadek mieli broń w pogotowiu. — To nasza dziewuszka, Swietłana.
    I faktycznie im oczom ukazała się drezyna, którą bandyci na tyle zmodyfikowali, ze bardziej przypominała opancerzony pojazd.
    — Używamy jej przy transporcie towarów — wyjaśnił Mistrz. — Zaopiekujcie się nią. Dotąd dobrze służyła. — I wraz z tymi słowami, staruszek tylko skłonił się mężczyznom, ale w ostatniej chwili zatrzymał się przy Nikolaiu. — Kolya… jeśli życie ci miłe, twoje i tego chłopaka… Nie mieszajcie się. Szczury zagryzą się same. Taki nas los tutaj w metrze.
    Petrowicz starał się coś powiedzieć, ale Mistrz już szedł w swoją stronę. Nikolai objął tylko Rusłana mocno i w końcu spojrzał na resztę.
    — Musimy czekać na Zjawę i Świetlika. Gdyby nie oni… — Pewnie byłbym już martwy.
    — Lepiej, by się pośpieszyli… — Książę spojrzał dalej na stację. Widocznie ich grupka zaczęła przyciągać nieproszonych gości. — Inaczej jedynie, co tu zastaną to trupy.

    Aleksiej jeszcze zamroczony, dał się prowadzić Olegowi, czując jak wcześniejszy strach znika. Czasem docierały do niego czyjeś krzyki. Głównie rzucane były wyzwiska w stronę Czeczenów, ale parę razy usłyszał słowa takie jak rewolucja czy nawet wojna. Cała stacja stała się jeszcze bardziej chaotyczna niż wcześniej. A oni musieli przez ten chaos przebrnąć.
    W końcu Aleksiej zechciał spojrzeć porządnie na Olega, ucałować, podziękować. Przechylił nieco głowę i zamarł kompletnie. Przez ten jeden krótki moment nie widział przy sobie komunistę. Zamiast tego zobaczył ojca z przepełnionymi chłodem błękitnymi oczami.
    Aleksiej oderwał się od niego jak poparzony, uderzając plecami o jakąś drewnianą paletę. Ludzie ignorowali Przetarł szybko oczy. Obraz ojca zniknął. Zobaczył za to Olega umorusanego krwią. Nie musiał nawet pytać, do kogo należała.
    — O-Oleg… — Przełknął z trudem ślinę, chwytając się za głowę. — Myślałem, że to był... —  Zacisnął jeszcze raz powieki i wreszcie tylko machnął ręką. — Nieważne. Wydostańmy się stąd zanim-
    Nie dokończył. W ostatniej chwili zdążył się uchylić przed prętem, którym zamachnął się jaki nieznajomy. Jeśli Oleg próbował chwycić za broń, Aleksiej starał mu się to wybić z głowy. Walka z innymi tylko by ich spowolniła.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Czw 10 Mar 2022, 20:04

    Viktor przedstawił się Księciu z nazwiska i nie omieszkał skomentować jego stanu w odniesieniu do zadania, które przed sobą postawił. Jego skłonność do przewodnictwa nawet bawiła adiutanta. Rzucił Smutnemu pytające spojrzenie, czy ten człowiek, którego właśnie wyrwali z celi tortur naprawdę zamierza przejąć dowodzenie. Ani myślał w tym przeszkadzać, za dobrze wiedział, jak kończy się chaos przywódczy, ale mimo to zaproponował, by znalazł sobie kogoś jako osobiste wsparcie.  Wszak, w odróżnieniu od Księcia, on miał możliwość obiektywnej oceny jego stanu.
    - Poza strzelaniem, trzeba jeszcze stawiać kroki.
    Nie pociągnęli tego tematu. Grupa zaczynała powoli się im domykać.

    - Nic głupiego... Nic głupiego nie zrobiłem - Rusłan również nie mógł przestać się uśmiechać. ściskając dłoń Nikolaia nawet nie wiedział już, dlaczego czuł na niego taką straszną wściekłość. Teraz te obrażenia z Nowokuźnieckiej wywoływały tylko troskliwość. Gdyby tylko mogli znaleźć się gdzieś indziej, gdzie mógłby to okazać... Tymczasem tylko był przy nim blisko, poza momentem, w którym Petrowicz czuł potrzebę, by zbliżyć się do rannego Daniły. I nawet, jeśli gdzieś tam odżyła ta dziecięca zawiść, nawet jego nie mógł  nie poruszyć zły stan Spartanina. Nie dało się przecież ukryć, że gdyby nie jego prośba o pomoc, nic takiego nie miałoby miejsca. Nie przeszkadzał im. Odstąpił i jakby dla dodania sobie samemu jakiejś pewności dotknął naszyjnika od Nikolaia, który stale wisiał mu na szyi.
    A potem dostrzegł adiutanta Sorokina.
    - Herr Generaladiutan? - zmarszczył nos. Viktor nie znał wszystkich szeregowych Szestakowa, mimo to ta twarz wydała mu się znajoma. Dima mógł się łudzić - jego ekscesy z młodymi szeregowymi nie były tak tajemnicze, jak mu się wydawało.
    - Buduje nam się tu wielka szczęśliwa rodzina - oficer gestem kazał mu ruszać, Rusłan nic więc mu nawet nie odpowiedział. Nie było czasu, szybko znalazł się tam, gdzie widział swoje miejsce - u boku Nikolaia. Tak, jak on odprowadził spojrzeniem Mistrza - kolejną osobę, której coś zawdzięczał. Poczuł przytulenie kochanka. I nagle przez myśl mu przeszło, czy czuć od niego krwią i śmiercią. Ukradkiem zerknął w górę, w jego oczy. Jakie to ma znaczenie, pomyślał w następnej chwili i podniósł wyżej karabin. Jakie to ma znaczenie, jeśli przeklęty Sorokin nie dotrze na czas?

    Oleg parł stanowczo przed siebie.
    Czerwony, ale ty się guzdrzesz...
    Nie bał się, nie czuł dreszczy, zimny pot nie osadzał mu się na skroniach, gdy rozmyta dziecięca sylwetka prowadziła go przez wypełnione szarością korytarze, zaułki, przejścia. A im więcej kontaktu miał z ukochanym, tym wytwory jego jaźni lub psotny duch metra były w jego percepcji coraz słabsze.
    Zniknęły całkiem, gdy Aleksiej szarpnął się i wyrwał.
    - Aleksiej... co ci? - z czułą obawą dotknął jego twarzy, pogładził po włosach... tylko to imię, które nie wiedzieć czemu zastąpiło ulubione zdrobnienie... Sam jednak tej różnicy nie zauważył.
    Kolejna chwila, kolejne zagrożenie i tylko dzięki zabiegom kochanka popędził dalej. Zimna nienawiść do tego miejsca osadziła się w nim na dobre. Czuł to wyraźnie, jak lodową drzazgę w swoim wnętrzu.
    - Tu jesteście... - Tolya wyłapał ich w tłumie nie bez trudu i odciągnął w bok. Wydawał się z twarzy zmęczony, ale ruchy miał żwawe, nie dające szansy na dyskusję. - Szybko, za mną.

    Jeszcze kilkadziesiąt... kilkanaście metrów... drezyna, a raczej ich pancerny wagon był już gotowy Na sam koniec rozległy się strzały, ale tak nieskoordynowane, że wystarczyło, by ostatnich pasażerów osłaniał ogień ze Swiety, by mogli dostać się na jej bezpieczny pokład.
    - Dalej, ruszać! - krzyknął Viktor, gdy ostatniego Tolyę wciągnął na platformę.
    I ruszyli. Piskliwie, jakby ociężale, przy akompaniamencie pokrzykiwań i pojedynczych strzałów wroga i własnych.  A potem coraz szybciej, coraz głębiej w mrok, który, jak nigdy, można było objąć z wdzięcznością i nadzieją na chwilę oddechu.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Pią 11 Mar 2022, 19:43

    Gnali przez mrok, popędzani przez strzały, które z każdym przebytym dystansem stawały się coraz to bardziej odległe, by w końcu zamilknąć. Po nieco większym zaznajomieniu się ze sprzętem, Smutny zdołał włączyć reflektory i teraz mknęli przez tunele, odstraszając możliwe paskudztwo, które się tam czaiło. Ich celem miała być Kurska.
    A Kurska była stacją Hanzy, służącą za jej wschodnią osłonę. Dlatego ich pierwsze powitanie z żołnierzami nie należało do przyjemniejszych, którzy wpierw oskarżyli ich o bycie bandytami, potem o przebranych szpiegach z Linii. Wreszcie po dłuższych wyjaśnieniach i kilku ostrych słów od Księcia, żołnierze z posterunku postanowili ich przepuścić.
    Tak jak pozwolono im znaleźć się na stacji, tak drezyna musiała zostać ulokowana tymczasowo w jednym ze specjalnych garaży Hanzy. Aleksiej wątpił, że już ją kiedykolwiek zobaczą. Jednak ważniejsze było, że znajdowali się na Okrężnej. W końcu jakaś otoczka bezpieczeństwa.
    Po ulokowaniu ich w wybranych namiotach, Książę zebrał towarzystwo w ich pobliżu, by przedyskutować sytuację. Opierał się w tym czasie o kolumnę, słuchając dokładnie tego, co każdy miał do przekazania. Smutny wyjaśnił sytuację Viktora i Tolyi, za to Aleksiej postanowił podzielić się jego i Olega odkryciem w Kitaj-Gorodzie.
    — Jeśli faktycznie handlują nimi z różnymi frakcjami… Musimy się dowiedzieć, skąd to posiadają. Odciąć źródło. I to jak najszybciej. Szczególnie że Rzesza i Linia zaczęły kolejną bezowocną wojnę między sobą — Książę niespodziewanie odwrócił się w stronę Olega i Aleksieja. — A co do was… Spisaliście się. Oboje.
    Kwestia sytuacji stalkera Rzeszy również nie umknęła Danile.
    — Skoro tak obiecaliście, to tak spełnicie — Książę tutaj spojrzał na Tolyę. — Porozmawiamy z żołnierzami Hanzy. Jeśli nie będą robić zbytnio problemów, to jeszcze następnego dnia trafisz na Prospekt. Smutny cię tam odprowadzi. — A przy okazji sprawdzi, jak sprawy się tam miały. Szczególnie po ostatnich wybrykach Petrowicza. — A teraz rozejść się. Myślę, że zasłużyliśmy na nieco odpoczynku.
    I gdy powoli każdy odchodził w swoją stronę, Daniła postanowił zatrzymać jeszcze Viktora.
    — Aleksiej wspomniał, że jest adiutantem jego ojca, panie Aliyew. Jestem oficerem Sparty, możesz mi mówić Książe. — Wyciągnął ku niemu dłoń. — Przyznam, trochę lat już mam, ale wątpię, by taką pomoc pan ofiarował tylko ze względu na swojego towarzysza. Dlatego zapytam wprost: co pan by chciał?

    Aleksiej słuchał tylko częściowo tych pochwał, bardziej skupiony na kochanku. Gdy wreszcie mogli pobyć sami, pierwsze co zrobił, to załatwił nieco wody i jakąś starą ścierkę. Ścierał zaschniętą krew głównie z rąk i twarzy ukochanego. Szorował na tyle mocno, że mogło to sprawiać ból. Wydawał się na to zważać, kompletnie pochłonięty swoim zadaniem. Jakby teraz było to najważniejsze zadanie. W pewnym momencie jego ruchy zwolniły, by wreszcie kompletnie zaprzestać tego wysiłku. Uniósł wzrok na Olega, a potem po prostu rzucił szmatkę na bok i wtulił się w niego gwałtownie.
    — Wiem, że wtedy ryzykowałem… Ale wiedziałem, że przyjdziesz  — przyznał przyciszonym głosem, a potem lekko uderzył w pierś kochanka. — Widziałeś ich? Ludzie bez żadnych pohamowań. My się wybijemy, Oleg, wybijemy jak cholerne zwierzęta. A ja… — Nie chciałby tego widzieć. Może Rzesza nie myliła się, że należałoby wprowadzić jakiś porządek. Nim rzeczywiście się wszyscy wyrżną. Szczególnie że i on czuł, jak mógł wiele stracić, gdyby tak się stało.
    — Oleg… jak się czujesz? — Aleksiej coraz naturalniej przychodziła ta troskliwość o partnera. Zważywszy na poprzednie wydarzenia, to uczucie tylko się spotęgowało. Przez ten czas ani myślał go puścić, choć sama pozycja nie należała do zbyt wygodnych. — Wiesz, ta sytuacja... z tym cholernym Ibragrimem...

    Mało mieszkańców oznaczało więcej miejsca. Więcej prywatności. Petrowicz skorzystał z tego, by on i Rusłan mogli się nieco oporządzić. Pozwolił też Smutnemu zmienić jego bandaże, dopóki ten nie wyszedł w końcu z namiotu. Nikolai usadził się na pryczy, zmęczony i obolały. Ale gdy tylko było to możliwe, taksował sylwetkę młodzieńca, co w jakiś sposób dawało mu siły. Wreszcie oparł się tak by na wpół to leżeć, a na wpół siedzieć.
    — Przepraszam. Za wszystko — zaczął dość niepewnym tonem. — Na Arenie spotkałem kogoś. Pewnego mężczyznę. Chciał być taki jak ja. Potworem. To przywróciło pewne… wspomnienia. Myślałem wtedy, że… że może jednak się nie zmieniłem. Chyba żaden ze mnie cudowny Spartanin. Tylko stary głupiec. — I jeśli Rusłan pozwolił, przyciągnął go mocno do siebie, próbując usadowić tuż przy sobie na pryczy. — A ty tego głupca ocaliłeś. Ty mój wspaniały rycerzu.  — Ostatnie słowa niemal wymruczał młodzieńcowi, czerpiąc przyjemność z tej bliskości i ciepła. Z trudem przechylił się, by ucałować jego skroń.   — Wiesz, do twarzy ci nawet z taką fryzurą.
    Zaśmiał się nieco świszcząc przy tym. Tak jakby Petrowicz powracał do starego siebie.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Nie 13 Mar 2022, 09:11

    Aliyew wymienił spojrzenia z Tolyą, który zostawił go sam na sam z Księciem i udał się na spoczynek.
    - Książę... - wyszeptał sobie cicho jego pseudonim, zdecydowanie ściskając jego dłoń - Adekwatnie. - uśmiechnął się do niego, rozmyślając, co sprawia, że człowiek w jego stanie ma w sobie jeszcze nie tylko tyle witalności, ale i przenikliwości. Było to coś najzupełniej imponującego.
    Niemniej jednak w pewnym sensie Książę się mylił. Viktor pomógł Tolyi właściwie tylko ze względu na niego samego, by mógł spłacić swój dług wobec Spartan i zacząć swoje życie bez takiego bagażu. To była sprawa honoru. Jemu nie zależało już na niczym, wszak jego życie miało się już niebawem zakończyć i świadomie obrał tę ścieżkę. Nie zamierzał jednak tego wszystkiego Spartaninowi tłumaczyć. Jego zrozumienie nie miało znaczenia. Ale pomoc, jaką mógł od niego uzyskać, owszem.
    - Proszę mnie przerzuć do Rzeszy - powiedział bez zastanowienia i puścił tę potężną dłoń, a uśmiechem nieco załagodził kategoryczność tej prośby - Z pewnością pańscy przyjaciele z Hanzy mogliby mi to ułatwić, a przyznam, że na te nasze przygody zabrały mi więcej czasu niż przewidywałem.

    światła rozganiające mrok z jakiegoś powodu przyciągały wzrok Olega. Trzymał Aleksieja blisko siebie, ale tak naprawdę to światła i to, co mogły mu ukazać z każdym kolejnym metrem, zajmowały większość jego uwagi.
    Na wszystkie pytania, jakie mogły nadejść biorąc pod uwagę jego wygląd i zachowanie odpowiadał tylko, że jest zmęczony. A ta krew nie jego.
    Na odprawie Księcia nie odzywał się zupełnie, choć stał prosto, patrzył na dowódcę, oczy nawet błyszczały mu z pewną energią. Wszystko to jednak zniknęło, gdy znaleźli się z ukochanym sami. Obdarował go pełną szczerością swojego zmęczenia, siedząc przygarbiony podczas, gdy Aleksiej szorował go z taką mocą. Bolało, jak miało nie boleć, na dłoniach miał pęcherze, a i blizna się odezwała. Cierpliwie to znosił, nie wędrując spojrzeniem nigdzie po namiocie, wpatrzony tylko w niego. A potem, gdy ten się w niego wtulił, w przestrzeń ponad jego ramieniem. Słuchał, delikatnie dotykając jego włosów, szyi. Opuszki miał szorstkie i chłodne od wilgoci, wciąż czuć było od niego krwią.
    - Aleksiej... - wypowiedział jego imię z czułością, choć jakby odmienioną... a potem powtórzył to imię twardo, intensywnie. Kochanek mógł wyczuć, jak staje się spięty, jak każdy mięsień napina się bez widocznej przyczyny.
    I nagle zerwał się, wyrywając z objęć. Odepchnął go, ale zaraz potem znów był blisko, by uderzyć go w twarz, raz, drugi... Tą dłonią, którą z taką pieczołowitością Aleksiej próbował oczyścić z krwi Czeczena. Było to jednak najwyraźniej zupełnie bez znaczenia. Może jednak najgorsze w tym wybuchu agresji było to, że w jego oczach nie było ognia gniewu, a zimna złość.
    - Posłuchaj mnie... - przyciągnął go do siebie i objął sztywno, by szeptać mu do ucha - Zawsze po ciebie przyjdę. Zawsze. Ale następnym razem, gdy ci się umyśli coś takiego... Pożałujesz. Pożałujesz, że po ciebie przyszedłem.
    Ta groźba zawisła w powietrzu, aż Oleg odsunął się nieco, by mogli na siebie patrzeć.
    - Należę do ciebie. A ty należysz do mnie. Czego wciąż nie rozumiesz, tępy nazisto?

    Chłopak z niecierpliwością oczekiwał chwili, gdy Smutny zostawi ich samych. Sam w kącie namiotu zajmował się w międzyczasie swoim ubraniem, przepoconą koszulkę rozwiesił gdzieś na krześle, obejrzał czerwoną smugę na barku po uderzeniu pasa. Nic takiego, ale zadziwiło go, jak mocno musiał uderzyć przeciwnik, by mimo kurtki zostawić taki ślad.
    Nie było to jednak ważne, gdy został przywołany przez Nikolaia i może z premedytacją nie zarzucił nic na siebie i taki półnagi dołączył do niego na pryczy, swoją młodzieńczą potrzebą cielesności jakby przeciwstawiając się bezsensownemu paplaniu starego głupca. Nie chciał słuchać żadnych przeprosin, zignorował je. Sam też nie przepraszał. Nie zamierzał uprawiać z nim seksu, ale chciał poczuć, że jest jego kochankiem, że może domagać się dotyku jego skóry i ogrzewać się ciepłem jego ciała.
    - Tak to zapamiętajmy na przyszłość: ja jestem wspaniały i piękny, a ty po prostu głupi - podsumował to wszystko jednym ironicznym stwierdzeniem odebrawszy ten z trudem wypracowany pocałunek w skroń. I odwdzięczył się mu z nawiązką, pieszcząc lekkimi muśnięciami warg to obolałe ciało - Porozmawiamy o tym wszystkim... O potworach i arenach.. jeśli będziesz chciał.. ale nie teraz, proszę cię... teraz... nie.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Pon 14 Mar 2022, 13:13

    Brew Księcia powędrowała do góry. Dokładnie ocenił spojrzeniem postawę mężczyzny, przypomniał sobie też słowa Smutnego, również o tym, co tamten ustalił z rozmowy między Aleksiejem a Viktorem.
    — Granica między lojalnością, a głupotą łatwo się zaciera — skomentował w końcu. — Cóż, nie wolno interweniować nam w wasze wewnętrzne sprawy, a decyzja… jest pańska, więc ją uszanuję. Przy czym mogę jedynie poradzić, że martwy pan się mało przyda. Nawet swoim ludziom. — Książę patrzył ze skupieniem na adiutanta, by w końcu pokręcić głową. — Może pan ze Smutnym wyruszyć na Prospekt, on powinien również załatwić bezpieczny przejazd od Hanzy aż do Białoruskiej. Jeśli sytuacja na froncie pozwoli. — Nadal nie wiedzieli, na jakich stacjach doszło do starć, czy któraś ze stron odważyła się użyć materiałów wybuchowych. O ile faktycznie je posiadali.
    Książę za to wiedział jedno. Musieli czym prędzej dotrzeć na Smoleńską i wydać kolejne rozkazy. Zabezpieczyć materiały z Kitaj-Gorodu. Sprawdzić, z kim handlowali. Zacisnął mocniej pięści na myśl o zniszczeniach, które to może ze sobą nieść.
    — Nie będę pana więcej zatrzymywać. Niech się pan wyśpi — rzucił na odchodne Książę i uparcie szedł w stronę swego namiotu, odmawiając pomocy, jeśli taka oferta padła.

    Dziwny dreszcz przeszedł Aleksieja Kiedy Aleksiej za pierwszym razem I nagle nie czuł się tak komfortowo w ramionach Olega jak wcześniej.
    Jego słowa tym razem wzbudziły gniew w Aleksieju, pozwoliły i jego bestii wyjść na powierzchnię. Twarz zaraz przybrała innego wyrazu i sam mu przyłożył, a jeśli mu się udało to również powalił wprost na ziemię. Ścisnął rękoma za materiał koszuli.
    — Głupi Czerwony. — Pochylił się gwałtownie, że ich twarze dzieliły zaledwie centymetry. — Pożałuje? I co zrobisz? Uderzysz? — Zielone oczy błyskały teraz jadowicie, jeśli by doszło do dalszej szarpaniny, Aleksiej nadal by nie odpuszczał. — Chciałem was ratować! Wolałeś, by ten psychol wsadził nas na Arenę?! A jakby kazał walczył nam przeciwko sobie?! Co byś zrobił?! Nosz kurwa odpowiadaj!
    Wydarzenia w Kitaj-Gorodzie wpłynęły na nich bardziej niż dałoby się sądzić. A reszta tej nocy wyglądała. W końcu wybuch gniewu tylko sprawił, że zmęczenie było bardziej odczuwalne. Dlatego, jak już znowu zaczął mówić, to już mniej z ożywieniem:
    — Należę do ciebie. A ty do mnie. Tępy nazista to wie. I wie, że to się nie zmieni. — Pochylił się w jego stronę. Pocałunek nadal był bardziej agresywny niż czuły. — Nie zmieni. — Powtórzył z większym naciskiem. — Rozumie Czerwony? Czy nastawimy nawzajem policzek?
    Przy czym wolał nie prowadzić ani dalej tej kłótni, ani znowu okładania się po mordach. Czego on chciał, a czego jego wnętrze chciało… to okiełznania i oddanie się bestii jednocześnie.

    Nikolai mruczał pod nosem, jakby chcąc jeszcze coś powiedzieć, może znowu przeprosił. Wreszcie z ust wydobyło się ciche westchnięcie. Przymknął na oczy, na chwilę, tak sobie mówił. Ręką wodził po odkrytej skórze kochanka, ale dość szybko znieruchomiał ją. Petrowicz skończył utulony ciepłem i pocałunkami. I choć niekiedy jego stara stacja wracała do niego w śnie, to ciepłe ciało obok prędko umiało te sny rozwiać.

    Gdy światła znów rozbłysły intensywniej na stacji, Smutny zaczął swoje przygotowania do drogi. Książę zdecydował się przechować skradzioną drezynę tymczasowo na stacji Hanzy, nim ustalą z władzami, co z nią począć. Zdecydowanie przydałaby się i jednej i drugiej stronie, a to zwykle oznaczało przyszłe dyskusje, którymi Książę tak gardził.
    Na razie patrzył, jak Spartanin coś tłumaczył Tolyi, możliwe że dostarczał informacje o bezpiecznych stacjach, na których mógłby się ukryć. Reszta miałaby wrócić na Smoleńską. Kontynuowanie misji byłoby wielce nieodpowiedzialne, zważywszy na stan Petrowicza.
    — Rozumiem, że raczej pan zdania nie zmienił? — zapytał, jeśli zdołał napotkać jeszcze Aliyewa. Podszedłby do niego już pewniejszym krokiem, choć nadal niekiedy się krzywiąc przy gwałtowniejszym ruchu.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Pon 14 Mar 2022, 21:27

    Nie pierwsza to ich bójka i pewnie nie ostatnia, a podburzony Oleg nie miał zamiaru jej zakończyć, póki miał w sobie tę nieutuloną złość.
    - Uderzę? - szarpnął go czując na twarzy wyraźnie ten pulsujący ból- Ja cię tak spiorę, że cię tylko po oczach poznają, suka... jeśli będzie co prać, jebany samobójco!
    Argumenty nie trafiały, ale i do rękoczynów już nie doszło. Poszarpali się, może i powyzywali.. aż wreszcie dzięki temu agresywnemu pocałunkowi mogli z wyjątkową łatwością przejść do zupełnie odmiennego nastroju i zupełnie odmiennych aktywności.
    - Nie zmieni, Aleksiej... - odwzajemnił te brutalne zaloty, siłą zmuszając, by odsłonił przed nim to idealnie piękne ciało - Rozumiem... ja to wszystko rozumiem... Żeby wszyscy to tak dobrze rozumieli, jak ja...
    Później usta miał zbyt zajęte, by co więcej gadać, a i ręce do czego innego się garnęły.
    Ibragrim obiecał, że zrobi z Aleksieja bestię i będzie ją ujarzmiał każdej nocy. Musiał więc zginąć, Oleg musiał go zabić i to swoje prawo obronić. Zawalczyć o to, by tylko on mógł budzić tę bestię i tylko on mógł ją ujarzmiać. Każdej nocy. Nikt inny. Żaden bandycki król. I nikt w ogóle na tym całym cholernym świecie.

    Rusłan uśmiechnął się do siebie, gdy ręka kochanka zastygła, ale jeszcze przez pewien czas dotykał jego ciała, badał je, robił, co chciał dla swojej własnej przyjemności. Nic jednak takiego, co mogłoby Petrowicza wybudzić, nic, co byłoby zbyt wyuzdane. Za dużo tego miał kiedyś, za mało to kojarzyło się z ciepłem, za bardzo z wyzyskiem.
    A jednak, gdy przebudził się przed Nikolaiem już mu to przestało wystarczać. I choć może nie powinien, poruszał się trochę i szeptał coraz głośniej jego imię, by samolubnie dostać to, czego pragnął. Jego uwagę.
    - Nikolai... światła... Prześpisz życie, staruchu- przesunął czubkiem nosa po jego policzku - Będziemy dziś w domu?

    Viktor powitał Księcia uśmiechem.
    - Widzę, że czuje się pan już lepiej. To cieszy - adiutant Sorokina nie podawał ręki, ewentualnie mógł ten gest odwzajemnić. Pozwolił sobie jednak na zaczerpnięcie głębokiego wdechu i prośbę, która najwyraźniej nie była czymś szczególnie komfortowym do wypowiedzenia - Czy poświęciłby mi pan kwadrans na osobności?
    Jeśli Książę na to przystał i zabrał Viktora gdzieś, gdzie mogli poczuć się zupełnie odseparowani od zewnętrznego świata, być może został jednym z niewielu ludzi, które zobaczyły tego metodycznego nazistę bez jego maski. Profesjonalizm i układność, jakie cenił w nim generał Sorokin, jakich od niego wymagał dzień za dniem, wreszcie zeszły na dalszy plan i to właśnie Daniła był tym człowiekiem, przed którym Aliyew zdecydował się po raz ostatni w życiu być sobą, ze wszystkimi swoimi wątpliwościami, straconymi złudzeniami. I strachem.
    - Boję się, Książę - odezwał się do niego ciszej, jego głos wreszcie brzmiał tak, jak powinien, zważywszy na jego młody jeszcze wiek, jego oczy wreszcie dopuściły jakieś emocje - Muszę wrócić. Czekają na mnie. Wiem, co zrobić i jak. Ale boję się, co nas tam spotka...
    Przysiadł gdzieś i z lekko pochyloną głową mówił jeszcze. Różne sprawy, różne wspomnienia, zasługi i winy, zupełnie niezwiązane z polityką Rzeszy, z niczym, co mogłoby tak naprawdę Księcia zainteresować. Po prostu mówił, jeśli mu pozwolono, mówił wszystko, czego nie mógł nikomu powiedzieć i gdy opuści to miejsce, straci na to ostatnią szansę. Ostatnią szansę na tę dziwną spowiedź, ostatnią szansę na okazanie słabości.
    A gdyby ktoś zapytał go, dlaczego akurat Książę, nie potrafiłby odpowiedzieć. Była to jedna z niewielu decyzji, której w sobie nie rozumiał, a którą jednak podjął. Po prostu poczuł, że to będzie ten człowiek.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Wto 15 Mar 2022, 19:08

    Książę naturalnie przejął tą narzuconą rolę. Słuchał spowiedzi Aliyewa ani razu mu nie przerywając. Co jakiś czas to potakiwał czy marszczył brwi. A gdy tamten skończył, nie odezwał się od razu. Zamiast tego spojrzał w końcu na Viktora wzrokiem pełnym zrozumienia, by wreszcie objąć go jakby w ojcowskim geście. I rzeczywiście czuł się jak ojciec, który posyła syna na pewną śmierć.
    — Wiesz, chłopcze — zaczął Daniła, odsuwając się. — Cieszę, że mogłem cię poznać. I dopóki będę dychać, mogę choć obiecać jedno: że nie zapomnę. — Odchrząknął, podając rękę, chcąc wyrazić w ten swój szacunek. Przy czym wewnątrz trawiła go ta niemoc, że nie mógł Viktorowi pomóc.
    Nigdy nie sądził, że będzie odprowadzał kogoś z Rzeszy, by go możliwie już nie spotkać. Nie spodziewał się też, że będzie to takie trudne.

    Aleksiej obudził się przed Olegiem, nadal mocno trzymając go w objęciach po ich dość burzliwej nocy.
    — Zaraz wrócę, muszę porozmawiać z Księciem — powiedział, czy też wyszeptał. Jeśli Oleg próbował go zatrzymać, to starał się wyswobodzić, możliwie też uciekając się do bardziej nieczystych zagrywek. Wreszcie zdołał narzucić kurtkę i wyjść z namiotu. Przeszedł się trochę postaci nim zobaczył znajome sylwetki. Na torach. Przy wyjściu ze stacji.
    Tylko cudem zdołał złapać go w ostatniej chwili, gdyż Smutny już szykował ich do wymarszu. Gdy podszedł zauważył, że również Książe tam stał i jakby życzył chłopakom bezpiecznej podróży. Aleksiej zdołał zatrzymać adiutanta, prosząc o dosłowne kilka minut.
    Jeśli pozwolił, odszedł z nim gdzieś na bok. Sam pewnie nie wyglądał za dobrze. Pośpiesznie się tylko ogarnął, ślady zostawione przez Olega na pewno były widoczne. Niemniej Aleksiej się tym nie przejmował. Jego uwaga w całości była skupiona na Aliyewie.
    — Czyli jednak? — Aleksiej nie oczekiwał odpowiedzi, wystarczyło już spojrzeć na samego adiutanta. — Jeśli faktycznie zdołał spotkać się z moim ojcem, powiedz mu… — Że powinien gnić. Że sam się o to prosił. Że nigdy mu nie wybaczy egzekucji Stepana. Zacisnął mocniej pięści. — Powiedz mu, że jestem bezpieczny i… że nie jestem sam.
    Nie poruszał kwestii innych żołnierzy, ona i tak już na nim mocno ciążyła. Może właśnie dlatego, gdy Smutny nakazał ruszać, Aleksiej zaczął jakoś gorączkowo analizować sytuację to w Rzeszy, to na stacji bandytów. Wreszcie odwrócił się w stronę Księcia, który dotąd nie spuścił wzroku z tamtych.
    — Gdyby się okazało, że Rzesza rzeczywiście… handlowała z Kitaj-Gorodem… — Myśli Aleksieja pędziły jak szalone, próbował to wszystko zebrać w jakąś logiczną całość. — To czy i tak nie musielibyśmy się wmieszać?
    Daniła zamrugał, wreszcie spoglądając na wychowanka. Zmarszczył brwi w zamyśleniu.
    — Szczerze? Wolałbym walnąć po łbie Fuhrera, generała i czy tam chuj kogo jeszcze. — Ale jeśli faktycznie zagrażają całemu metru… to moglibyśmy poprosić Radę, by przymusiła obie strony do pokoju.
    Na ten wniosek, Aleksiej wyraźnie się ożywił. Wiedział, że pokój między Rzeszą, a Linią były dość kruche i nie powstrzymywały do końca starć, ale mogłyby pozwolić niepotrzebnemu rozlewowi krwi. Może nawet dałoby się poruszyć kwestię więźniów…
    — Nie ekscytuj się tak — upomniał go niespodziewanie Książę. — Potrzebne są dowody.
    A takowych nie mieli. Choć mogli spróbować zdobyć.

    Nikolai mruknął coś niezrozumiałego, próbując się obrócić, ale w końcu otworzył powoli oczy. A widząc tak blisko siebie Rusłana, spróbował odszukać jego ust, by go szybko ucałować.
    — Starzy ludzie potrzebują więcej snu — zaśmiał się cicho, ból nie dokuczał mu już przy tym zbytnio. —Tak, dziś…w domu… — powiedział, powtarzając jeszcze raz te słowa, które wywołały przyjemne ciepło. Jeśli Rusłan nie stawiał oporu, to ułożył sobie jego głowę na piersi, bawiąc się przez chwilę włosami. — Ale dajmy sobie jeszcze pięć minut, co? Całkiem mi wygodnie.
    Wreszcie należało się zbierać. Nikolai nie odstępował na krok Rusłana, tak samo Aleksiej prędko się odnalazł przy Olegu. W końcu mogli drezyną wyruszyć, choć dało się wyczuć pewną wątpliwość. Niby misja się powiodła, mniej więcej ustalono kto przemyca materiały wybuchowe. Tylko one ciągle tam były. Gotowe do użytku. Ta sprawa nadal była nieskończona. A na froncie ponoć sytuacja się pogarszała. Książę zdołał odebrać przekaz z radia, że naziści zaatakowali Kuźniecki Most, a ich głównym celem będzie Łubianka.
    — Powinniśmy kontynuować misję— rzekł cicho Aleksiej do Olega. — Chociaż my we dwójkę… Co jeśli któraś strona się zdecyduje na użycie ładunków? Przechyliła to szalę zwycięstwa, zaburzy równowagę metra… — I tak dalej głowił się z przyzwyczajenia Aleksiej, ale w końcu tylko pokręcił głową, gdzieś odnajdując dłonią dłoń ukochanego. Te same dłonie, którymi jeszcze poprzedniej nocy dawały sobie po mordzie.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Sro 16 Mar 2022, 16:50

    Nazista zesztywniał podczas tego objęcia, zupełnie do tego nie nawykły i już miał nawet się odsunąć, ale dotarło do niego, że i na to nadeszła ostatnia szansa. Ostatnia szansa na bliski kontakt z drugim człowiekiem. A gdy odsunęli się od siebie, tamten Viktor już nie istniał, pozostał już tylko adiutant Aliyew.
    - Proszę nie obiecywać niczego, na co nie ma pan wpływu. Pamięć bywa zawodna - obdarzył go tym uśmiechem pozbawionym uczuć - Dziękuję za pański czas.
    Niedługo potem dołączyli do Smutnego i Tolyi, a mogło się wydawać, że tych dwóch w jakiś sposób odnalazło ciche porozumienie w tym swoim pokrewnym, oszczędnym sposobie komunikacji. Ten drugi nie odmówił sobie ostatniego papierosa przed podróżą.
    Pojawienie się Aleksieja wprowadziło na peronie nieco zamieszania, głównie przez fakt, jak wyglądał. Aliyew, który zgodził się z nim porozmawiać, nie odezwał się słowem na temat jego wyglądu, może tylko przez chwilę uśmiechał się ze szczyptą politowania.
    - Nie jestem przekonany, czy naprawdę jesteś bezpieczny - stwierdził lekko przekrzywiając głowę, jakby chciał mu się naprawdę dobrze przyjrzeć. Może i przejrzeć go na wylot, wreszcie bez dyskomfortu odwzajemniając spojrzenie tych niepokojących oczu. - Ale przekażę. Jeśli zdołam się z nim spotkać.
    Wcale nie było to takie pewne, ale jakie uczucia kryły się za tymi słowami - to już Viktor pozostawił dla siebie.
    Wreszcie mogli wyruszyć, zabierając ze sobą chociaż część zmartwień, na które ci, co pozostali, nie mogli już nic poradzić. I tak, jak zagnębiali się w tunel i powoli znikali im z oczu, tak pozostali na stacji Spartanie mogli pozwolić, by zaczęli kawałek po kawałku znikać z ich pamięci, nawet jeśli usilnie starali się temu opierać.

    Gdy i na nich przyszedł czas i zebrali się wszyscy coraz mniej było czasu na pozostawanie w tym dziwnym zawieszeniu tej przejściowej stacji. Oleg, mimo nocy z kochankiem, był wciąż nieco ponury i bardziej milczący niż zwykle, a Rusłan przez jakiś czas trochę czaił się, by jednak przeprosić księcia za to, na co go swoim zachowaniem naraził. Nie znalazł jednak odpowiedniej chwili, a może cywilnej odwagi. Gdy jednak już jechali, rzucił w jego stronę cicho, może i niechętnie, a może po prostu trawiła go niewygodna powinność.
    - Pomogę wam przy tych mapach - ścisnął nawet dłoń Nikolaia, by jakoś przełknąć ten posmak zdrady. Był przy nim, więc dostał czego chciał. Narzekanie mogłoby być grzechem, a grzechy potrafiły domagać się kary.
    Oleg, choć milczący, słuchał wszystkiego uważnie, każdego ich słowa, ale to dopiero głos Aleksieja przerwał w nim tę gonitwę myśli, która zajmowała go tak bardzo, że na interakcję z kompanami nie miał już siły. Powoli kiwnął głową ze zrozumieniem i pierwszy raz od początku podróży zabrał głos, ignorując nawet to, że i sam ukochany nie był pewny swoich słów i w końcu zostawił je dla siebie.
    - Aleksiej ma rację - powtórzył jego słowa głośno - Powinniśmy pójść. Sami, wy nie pomożecie - zwrócił się do Petrowicza, z którym jakoś mu było bliżej, odkąd go uczył - Ja wiem, może i jesteśmy rekrutami Sparty, ale nie wybrałeś nas bez powodu. Nie trzeba nas niańczyć. Chodzimy po tunelach nie od dziś, Aleksiej dowodził zwiadowcami. Możemy to zrobić już, teraz. Bliżej nam będzie, gdzie do Smoleńskiej i co potem, nazad? A Kuźniecki Most ja znam... i Łubiankę znam...
    A zaraz potem może paść jego Teatralna... tam gdzie Luda, Wowa, Saszka... Oleńka... Nie ma ich ciał, ale tam ich duszyczki biegają, nie nudzą się wcale, spektakle oglądają, opowieści słuchają, cyrkowcom płatają figle. A na Łubiance... jego chłopcy pod gruzami może? Jak nie teraz to zaraz?
    - Ciągnie Czerwonego do tego waszego gułagu? - Rusłan nie opanował się, ale może w pewnym sensie wypowiedział na głos to, czego inni mogli się przecież domyślać. Ciągnęło go by coś zrobić. By nie dać tych, których uważał za swoich tak łatwo.
    - Róbcie, co możecie, politykujcie, jak chcecie, a nam dajcie misję dokończyć - spojrzenie Olega przeniosło się na Księcia. A po chwili na Aleksieja i nawet nieco złagodniało, choć próżno w nim było szukać dawnego ciepła.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Czw 17 Mar 2022, 17:56

    Sam Nikolai rzucił tylko pytające spojrzenie to na jednego, to na drugiego, ale nie dopytywał. Przynajmniej nie teraz. Za to dyskusja na temat ich misji rozgrzała na dobre. Najpierw od Aleksieja, potem od Olega. Odwzajemnił spojrzenie swojego wychowanka. Oleg dość boleśnie wytknął jego chwilową niemoc, ale miał również rację. Nie wybrał ich bez powodu. Swój pozna swego. Na pewno mogliby kontynuować misję, ale podjęcie decyzji zdecydowanie spoczywało teraz na Księciu.
    Ten dość długo siedział milczący, patrząc gdzieś na bok na pokryte wilgocią tunele.
    — Nie zlokalizowaliśmy wszystkich materiałów — zaczął wreszcie Książę. — A w wojnie liczy się czas. Im dłużej się zwleka, tym więcej ofiar będzie. — Albo ludzi gotowych za swoją lojalność zginąć. Jak Aliyew. — I tak będziemy wysyłać innych. Młynarz tego nie przepuści…— Daniła nie zdziwiłby się, jakby Młynarz i sam zechciał wyruszyć. Może dlatego podjął taką decyzję. Kolejna, przy której musi stawiać ludzkie życia. — Aleksiej i Oleg są do tej misji idealni. Ze względu na swoje… powiązanie z obiema frakcjami.
    Jakże pięknie ujęte. Aleksiej powstrzymał się od ironicznego uśmiechu, ale słuchał dalej swojego mentora. Ten zatrzymał w końcu drezynę, pozwalając im wysiąść. Dostali sprzęt, który im pozostał, głównie od Smutnego. W tym też radio. Aleksiej zdecydował się, że będzie je niósł.
    — Chłopcy… — zaczął Petrowicz i przygryzł wargę. — Tylko macie wrócić cali, jasne? Co ja bym powiedział Vanyi? — zaśmiał się gorzko, nadal nie do końca pewien tej decyzji. Mimo to musieli im teraz zaufać. A gdy tylko jego stan się polepszy, dołączy do nich. Musiał. Spojrzał nagle na Rusłana. On też miał coś do stracenia. Musiał to chronić.

    Aleksiej zdawał sobie sprawę, że szli praktycznie w ciemno. Nie wiedzieli jak potoczyły się starcia, czy Rzesza zdołała przejąć Kuźniecki Most, czy komuniści zdołali ich odeprzeć. Ale i tak jego szczególną uwagę zwracał Oleg.
    — Może wpierw do Komsomolskiej? — zasugerował Aleksiej, choć nie naciskał na tę opcję. Ufał, że Oleg też mógł znać inne ścieżki, choć zdecydowanie te przy bandyckich stacjach chwilowo odpadały. Jeśli nie na zawsze… Aleksiej nie chciał nawet wspomnieniami wracać do tego miejsca. A jednak gdzieś w umyśle dalej majaczyła mu ta przeklęta Arena. Ibragrim. Ludzie rzucający sobie do gardeł.
    Wizja jego ojca zamiast Olega.
    — Może wreszcie zobaczę Teatralną. Może trafimy na jakąś sztukę. To prawda, że jeden pokazywał tam wytresowanego mutanta? — próbował nieco innego podejścia Aleksiej, ale zaczynał się obawiać, że nie polepszał tym sprawy. Czy w takiej chwili byłby nawet w stanie pocieszyć Olega? Nawet jego gnębił go niepokój związany z wojną, to, że będzie chodził po terenie swojego byłego wroga. To, że jego dawni kompani mogli już dawno leżeć pod gruzami.
    A może niepokoiło go to, że może oto będzie świadkiem całkowitego zniszczenia metra?

    Na Smoleńskiej wyjątkowo, a może po prostu bardziej niż zwykle panował chaos ze względu na wieści z metra. Księcia od razu gdzieś zaciągnięto, więc on i Rusłan pozostawiono samym sobie.
    — Ty tam coś chyba miałeś pomóc, nie? Powinieneś od razu iść  — zachęcił niespodziewanie Nikolai i zaraz uśmiechnął się pokrzepiająco. — Nie martw się. Zajrzę do naszego dobrego doktora, a potem pójdę do domu. Chyba mi tam czego nie wyrzuciłeś? Dam radę. A ty im pomóż. — Petrowicz jakoś żwawiej chwycił mocniej Rusłana i ucałował jego policzek, nim niechętnie się odsunął.
    Nadal dość niepewnym krokiem szedł przez Smoleńską. Jeden Spartanin nawet chciał zaoferować mu pomoc, ale odmówił. Dopiero gdy zobaczył Vanyę, pozwolił jej się prowadzić do doktora. Oczywiście, przez cały czas rozglądała się po tłumie, jakby chcąc wypatrzyć Aleksieja i Olega. Petrowicz dość cichym głosem rzekł jej, że chłopcom nakazano dalej kontynuować misję.
    Na pięknej twarzyczce dało się zauważyć zmartwienie.
    — Ale wrócą, tak? — zapytała cichutkim głosikiem.
    — Innej opcji nie widzę, Vanyeczko.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Czw 17 Mar 2022, 21:32

    Gdy Książę pozwolił, Oleg aż przymknął oczy i wypuścił wstrzymywane powietrze. Wcześniej dziwne myśli mu się kołatały po głowie - co by zrobił, gdyby im nie pozwolono, kim by się wtedy stał? Teraz nie trzeba się już było o to martwić. Nadeszły inne, bardziej swojskie, mniej przytłaczające zmartwienia. Zawsze lepiej było mierzyć się ze światem zewnętrznym, z metrem, niż ze swoimi własnymi demonami i tylko raz po raz dręczącymi go duchami metra.
    Energicznie zeskoczył na lekko zawilgotniały podkład kolejowy i na kilka sekund zapatrzył się w tył, tam skąd przyjechali, gdzie w świetle drezyny małe wilgotne cząsteczki rozpraszały to drogie światło i nie pozwalały zerknąć dalej, poza tę szarawą ścianę. Ale tam właśnie prowadziła ich droga.
    - Nie zawiedziemy - powiedział do swoich dowódców w zamian za podziękowania, obietnicę powrotu i pożegnanie.
    A potem, jak kiedyś, przez stu laty, mógł ruszyć krok w krok z Aleksiejem zupełnie w nieznane. Tunele nie były złe, stacje były znane. Ale ich los tak samo niepewny, jak wówczas, gdy błądzili po omacku.
    - Chyba nie dla nas wygody Polis - rzucił do kochanka i objął spojrzeniem radio,ten niewygodny bagaż. - Jakby co, to zmienię...
    Komsomolska wydawała się naturalnym wyborem, choć w sercu prawdziwego Czerwonego ten cudowny pałac zawsze wywoływał jakąś zadrę, poczucie niesprawiedliwości, ale teraz Oleg niemal tego nie odczuł, za dużo miał na głowie. Komsomolska, tak. A potem prosto do domu, zobaczyć, czy żyje tam ktoś , kto go jeszcze pamięta. I ten spartański mundur, którego się dopiero uczył. Wzięło go na gorzkie rozbawienie, nawet wymruczał coś, jakby szorstki śmiech.
    - Prawda, że pokazywał i prawda, że wytresować nie umiał - przyznał, poddając się lżejszej rozmowie, wodząc spojrzeniem za światłem latarki, ale często też spoglądał w bok, w oczy koloru zielonej trawy.
    - Wiesz, Aleksiej, że ja nie znoszę powierzchni - zaczął lekko zwalniając, gdy wygodne podkłady się skończyły i musieli iść wilgotnymi kamieniami - Nienawidzę. Ale wiesz, co pomyślałem, gdy ludzie się tam żarli jak szczury? Tak mi przyszło... że musimy wyjść wreszcie. My, ludzie. Wyjść na świat. I choćby tam zdechnąć, ale wyjść, coś znaleźć na tym świecie, a duży on jest przecież... A teraz te ładunki... jakby faktycznie coś miało się zaraz skończyć... Metro już nie podoła... Ludzie je wyżarli do cna... I dziczeją. I zaraz się zniszczą, już zaraz, na naszych oczach... - ciągnął tę katastroficzną wizję, ale nie wydawał się nią wstrząśnięty. Metodycznie stawiał krok za krokiem. Głos mu nawet nie zadrżał. - Nawet, jak znajdziemy każdą z tym bomb... to już nie będzie powrotu. Czuję to... - otrząsnął się, układając karabin wygodniej na pasie i ujął jego dłoń. Niewygodnie tak było iść, a i tak chciał go trzymać - A ty? Czujesz, że metro umiera?

    Smoleńska... stacja, na której można było tylko zszargać sobie nerwy natłokiem tych przeklętych Spartan. Rusłan nie krył swojej podejrzliwości, jakoś podskórnie spiął się, gdy tam dotarli. A propozycja Nikolaia wcale nie ułatwiła mu adaptacji w tym miejscu. Kopnął kawałek gruzu, który miał pod butem i przyjął tego całusa w policzek.
    - No dobra, jak chcesz - odszedł z narastającą irytacją. To nie do końca układało się tak, jak to sobie wyobraził. Jednak wciąż nie mógł przywyknąć, że Nikolai był przede wszystkim Spartaninem. Być może nawet nie zdawał sobie sprawy, że Rusłan miał zupełnie inaczej ustawione priorytety. Tak, zadeklarował, że pomoże, niech im będzie, ale czy to naprawdę w tych spartańskich móżdżkach nie mogło poczekać do kolejnego dnia? Z nikim nie miał ochoty tu rozmawiać, Książę to Książę, a pewnie i tak ma teraz co innego do roboty, a trafić na tę zimną telegrafistkę z centrum nadawczego... niech Fuhrer broni...
    - Zgubiłeś się, chłopcze? - ktoś go wreszcie zatrzymał, gdy zaczynał zbliżać się do części stacji, na których obowiązywał ściślejszy nadzór.
    Rusłan często musiał się mierzyć z takim traktowaniem. Dzieci Powierzchni nie nawykły jeszcze do tego, że Dzieci Metra trochę się od nich różniły. Ten mężczyzna mógł być 5-7 lat od niego starszy. A traktował go jak gówniarza. Uśmiechnął się jednak przyjaźnie, trzymając nerwy na nich wszystkich na coraz słabszym postronku.
    - Mam pomagać przy mapach. Z polecenia Księcia.
    Gdy żołnierz Sparty nie powstrzymał prychnięcia, Rusłan już przeczuwał, że upiorna łączniczka, która wyrzuciła go ostatnio na zbity pysk to może nie było najgorsze, co mogło go tu spotkać.
    Pieprzeni Spartanie. Pieprzony Petrowicz.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Pią 18 Mar 2022, 20:38

    Aleksiej szedł prowadzony wizjami, przedstawionymi przez Olega. Może nie martwił go sam fakt ładunków, a to że nawet teraz, żyjąc w takim miejscu, byli tacy, co chcieli ich użyć. Jakby nie dość, że zniszczyli świat nad nimi to jeszcze chcieli tę resztkę tutaj.
    Na jego pytanie zwolnił znacznie, aż przystanął w końcu.
    — Umiera… — powtórzył i nie wiedzieć czemu obejrzał się za siebie. — Obiecałem sobie przynieść metru lepsze jutro. Taki miałem zamiar. A może tak naprawdę już nic więcej nie dałoby się zrobić? Może jak na tej jednej stacji Hanzy, niby bym naprawiał, ale w rzeczywistości odwlekał tylko nieuniknione.
    Zdjął na moment torbę z radiem, która nieco zaczęła mu ciążyć. I wtedy właśnie nadeszły go kolejne myśli.
    — Kiedyś sobie myślałem… czy na pewno nic już tam nie ma?  Ludzie mówili o radioaktywnych pustkowiach, miastach w ruinach. Ale przecież nikt stąd nie wychodził, a świat ten jest duży. Tylko czemu nikt się z nami nie skontaktował, czemu nikt nie dał znać, że żyje, czemu… — Aleksiej wziął głębszy wdech, próbując się nieco uspokoić. Nawet takie gdybanie umiało wywołać w nim gniew. — Lepiej się nie zatrzymywać. Chodźmy dalej…
    Żołnierze Hanzy mogli być zdziwieni ich nagłym powrotem, ale on tylko mruknął, że przez nagłą zmianę w rozkazach, mieli obowiązek się udać Komsomolskiej. Zapytał też o transport, póki ten był jeszcze możliwy. Sądził, że nie minie wiele czasu, kiedy Hanza ograniczy przejazdy drezynami i wagonami ze względu na wojnę między frakcjami.
    — Pamiętasz co słyszeliśmy o stalowej bestii, co niby przemierzała przez tory? — Aleksiej stał przy krawędzi peronu, tępo wpatrując się na tory.— Mówiłeś, że powinniśmy wyjść… niezbyt zważając na to, co może nas spotkać. Ale gdyby trafiła się taka okazja…— Aleksiej nie spuszczał wzroku z Olega, by zamknąć między nimi dystans na tyle, by się stykali czubkami butów. — Chciałbyś… wyruszyć? Ze mną? — Te słowa już wyszeptał, jakby bał się, że kto podsłucha, jakby planowali coś iście nieodpowiedniego.
    Zielone oczy miały w sobie nietypowy błysk, który sprawiał, że Aleksiej przypominał bardziej dziecko, może nawet te, które widywał jego ukochany. Pełne nadziei. Marzeń. I rzeczywiście w tamtej chwili pozwolił sobie na taką słabość. Bo był przy Olegu. Marzyło mu się opuścić te upiorne tunele metra, ale nie sam.

    Vanya zdecydowała się odprowadzić Petrowicza nawet do samego Polis, a Nikolai starał się zająć jej głowę czym innym, pytając się jej o prac, czy coś ciekawego się działo to na Smoleńskiej, czy gdzieś indziej. Ale ta uparcie skupiała się na kwestii Olega i Aleksieja. Zapewne spodziewała się, że wrócą razem z nimi. Tym bardziej Nikolai zaczął się zastanawiać czy puszczenie ich dwójki samych było faktycznie dobrym pomysłem.
    Dlatego nieco z ulgą przyjął to, że dziewczyna musiała wracać do pracy, a on mógł w końcu zostać sam. W mieszkaniu dość prędko odnalazł książkę podarowaną przez Księcia i humor mu się nieco poprawił. Doczłapał się na łóżko i próbował oddać się lekturze. Przynajmniej dopóki nie wróci Rusłan.
    A jeśli tylko Rusłan wszedł do środka, Petrowicz zaraz to odstawił podarowaną książkę i spojrzał przepraszającym wzrokiem.
    — Wiem, wiem… ale lepiej byś już to pomógł im teraz… A tak… mamy już czas tylko dla siebie. — Usiadł na posłaniu i gestem zachęcił, by Rusłan usiadł obok. Splótł dłonie, wpatrując się w nie przez chwilę. — … A przynajmniej dopóki nie wrócę do sił i mnie też gdzie nie wyślą. — Ci narobiłem kłopotu, a ty jeszcze tam przyszedłeś. Jesteś doprawdy moim ideałem. — I spróbował go w jakiś sposób dotknąć, nie miał w sobie żadnej lubieżności, jedynie chęć nacieszenia się bliskością partnera.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Sob 19 Mar 2022, 21:45

    Oleg nie miał odpowiedzi na te pytania. Był tylko dzieckiem Partii, zwykłym sołdatem, który nie orientował się nawet, czy ktokolwiek próbuje wysyłać czy odbierać takie sygnały do świata po tylu latach od wojny. A powierzchnia była straszna, nie tylko dla niego, więc kto by chciał nasłuchiwać, wychodzić? Ludzie byli leniwi, ludzie byli strachliwi. I on sam by nie wychodził, gdyby nie wszystko, co zobaczył, ale teraz z każdym kolejnym krokiem, z każdą poszarzałą twarzą, jaką minął na stacji, z każdym dzieckiem, które rodziło się gdzieś, tylko po to, by zostać taką twarzą... wiedział, że to go czeka. Nawet jeśli to byłaby ostatnia rzecz jaką zrobi. Jakież to było pokrzepiające, że Aleksiej przyjął to, rozumiał, a nawet podzielał w pewnym sensie jego odczucia. Tego jednak nie był pewny aż do chwili, gdy stali na tym peronie tak blisko siebie i knowali tę swoją zdradę metra, zdradę świata, który uchował ich od śmierci.
    Zielone oczy nie były oczami chłopca-upiora, nie były jadowite, były niewinne , czyste, kojące, jak marzenia o zielonej trawie i pleceniu wianków. Oleg zapamiętał tę chwilę, tę szaloną decyzję. I wydawało mu się, że jeszcze raz zakochuje się w tym mężczyźnie. Na nowo, niby tak samo, a smakowało to inaczej.
    - Spłaćmy nasze długi... Spłaćmy Spartę, zróbmy dla nich ile trzeba... Zabezpieczmy Vanyę... I co tam jeszcze by cię tu trzymało... zróbmy to, załatwmy. A potem chcę stąd wyjść... wyruszyć z tobą. - oparł się czołem o jego czoło czując jakąś niewysłowioną ulgę, jakby całe życie nosił na sobie nieuświadomiony ciężar, który teraz zniknął - Chcę żebyś mnie nauczył.. nie bać się nieba. Chcę leżeć z tobą na trawie. A nawet gdybyś musiał strzelić mi w łeb, bo mutanty, bo choroba, bo się nie udało... To i tak wiem, że będzie warto. Bo to będzie nasz wybór.
    Oleg uśmiechnął się na koniec tej swojej mowy, gdy przypomniał sobie, jak Aleksiej przepowiadał mu karierę mówcy. Co on sam interpretował jako żart o nadmiernym paplaniu po próżnicy. Chciał coś jeszcze powiedzieć, może obdarzyć wyznaniem, które formowało mu się w myślach, ale wokół powstał jakiś ruch, jakiś szmer, ktoś zawołał ich i jeszcze  wyzwał od "gołąbeczków".
    - Panie przodem - szepnął mu do ucha i pchnął lekko w stronę podstawionej drezyny.

    Dzień  był dla Rusłana nader męczący, czasem wręcz frustrujący. Gdy wreszcie udało mu się dogadać z każdym z kolejnych strażników, którzy wyrastali mu jakby znikąd za każdym kolejnym zakrętem, to później musiał znaleźć jeszcze wspólny język ze swoimi tymczasowymi współpracownikami, mężczyzną i kobietą w wieku Petrowicza. I był to jeden ze sporadycznych momentów, gdy chłopak zatęsknił za Dimą Szestakowem, przynajmniej w roli swojego przełożonego. Mapy Spartan wydawały mu się zawiłe, niejasne słowem - dla niego nieużyteczne. Zauważył rozdźwięk między tym, jak dzieci powierzchni, które znały żywą Moskwę, mocno i może mimowolnie naciągają dane do swoich wspomnień czy nawet marzeń? On znał tylko ziejącego trupa tego  miasta, nie widział osiedli ani ulic, jak oni, widział tylko bezpieczne szlaki, strefy silnego skażenia, trasy przejścia stad mutantów... Niby mówili o tym samym, ale zupełnie innym językiem. A Rusłan nie miał tego dnia cierpliwości, zupełnie nie...
    Dlatego może przyjęcie przeprosin Nikolaia po tym, jak wszedł do mieszkania i odwiesił swoją-jego kurtkę, nie przyszło mu łatwo. I nie omieszkał dać temu wyraz.
    - Szukaj sobie wymówek, stary Spartaninie - fuknął na niego i wszedł do wnęki będącej ich miniaturową łazienką, obmył twarz, a po chwili zdecydował się zrzucić ubranie i zmyć z siebie wszystko, co ta podróż zostawiła na jego ciele. Tym samym zignorował zaproszenie mężczyzny, ale nie oszukiwał się, pragnął tej bliskości. Po skończonej niby kąpieli, w poszarzałej, ale czystej bieliźnie, koszulce i naszyjniku ze szponem  sam wepchał mu się w ramiona.
    - Już ci po głowie chodzą kolejne misje? - otarł się policzkiem o jego ramię, ale słowa wcale nie były przymilne - Masz nieśmiertelniki Sparty zamiast mózgu.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Nie 20 Mar 2022, 22:25

    To był najbardziej szalony pomysł, na jaki mogli wpaść we dwójkę. A jednak nie wiedzieć czemu, Aleksiej czuł, jakby jego życie właśnie nabrało większego sensu. Kiwnął energicznie głową, słysząc słowa Olega, jakby było to właśnie coś, co od zawsze chciał usłyszeć.
    Spłacą swe długi. Każdemu. A potem wyruszą tam, gdzie chcą. Z własnego wyboru. Bez żadnych przełożonych, dzielących ich mundurów. Razem w nieznane.
    Trącił ramieniem Olega i pokręcił głową z rozbawieniem, nim wszedł na drezynę. Niedługo potem ruszyli. Przy czym ta wyprawa tunelami wydawała mu się teraz inna, a przecież nic tak naprawdę się zmieniło. A może właśnie się zmieniło wszystko?
    Komsomolska nie różniła się zbytnio od stacji Hanzy, poza posiadanym górnym piętrem, gdzie Aleksiej mógł również zauważyć dobrze znane mu mundury Czerwonych, którzy byli dość dokładnie pilnowani przez Hanzę. Dawniej ten mundur napawał go obrzydzeniem i pogardą. Teraz traktował go jak każdy inny mundur.
    Przemieszczając się po stacji, mogli usłyszeć, że zwiększono liczbę żołnierzy przy tunelu między Komsomolską, a Krasnyj Worotami, aby zapanować nad przypływem imigrantów z Linii. Co do informacji o postępującej wojnie, dało się wyłapać co o ofiarach, jeńcach, jeżdżących drezynach z żołnierzami. Ale nic o wybuchach. Jeszcze.
    Wreszcie kiwnął w stronę niewielkiego zgromadzenia na torach.
    —  Może znajdziemy kogoś, kto by zdołałby nas przemycić na Linię — podzielił się swym pomysłem Aleksiej i pociągnął Olega do samego środka tego niewielkiego tłumu. Ludzie ci byli bardziej pilnowani niż pozostali, niektórzy nawet mieli odwagę wykłócać się z żołnierzami Hanzy, przez co dochodziło do szarpanin albo straszenia bronią. Widocznie sytuacja
    Aleksiej upatrzył sobie kogoś „na ofiarę”. Polecił Olegowi wyzbyć się wszystkiego, co mogłoby go wiązać ze Spartą, a on sam przybrał już odpowiednią maskę i ostrożnie podszedł do wybranego jegomościa.
    — Kolega wybaczy, można się przysiąść? — zagadał wreszcie kogoś siedzącego przy ścianie. Rozpoczął zaraz własne przedstawienie i chciał, by Oleg również dołączył, by wyglądało to wszystko jak najbardziej wiarygodnie.
    — Chce tego pana przeprowadzić przez Linię, a teraz może być ciężko… —  Rozłożył bezradnie ręce. — A jako Spartanin nie mogę zignorować kogoś w potrzebie. Człowiek ten musi wrócić do domu, do rodziny, a ja zamierzam mu w tym towarzyszyć. Upewnić się, że dotrze tam gdzie trzeba.

    Petrowicz w końcu nie wytrzymał i aż musiał się zaśmiać na słowa Rusłana.
    — Chyba czasem mam, co? —  Zerknął na swoje nieśmiertelniki. Kiedyś rzeczywiście Sparta była dla niego wszystkim. Czymś, co uratowało go od losu w Kitaj-Gorodzie, coś czemu chciał się poświęcić przez resztę życia. Jednak teraz już nie miał tylko Sparty.
    —  Hm, czas najwyższy trochę od służby odpocząć. — Wręcz teatralnie sięgnął po nieśmiertelniki i rzucił je w stronę biurka. Te odbiły się od jego powierzchni, ostatecznie lądując na ziemi. Petrowicz tylko machnął na to ręką, a Rusłana przycisnął mocniej do siebie. Sam ukrył twarz we włosach, uśmiechając się, gdy dłoń wymacała naszyjnik ze szponem. —  Teraz zajmę się kimś znacznie ważniejszym. — Słowa wymruczał mu tuż przy uchu, zanim ucałował czubek głowy chłopaka.
    Jeśli pozwolił, składał pocałunki na odkrytej skórze, gdziekolwiek mógł na nią natrafić, jakby chcąc w ten sposób zadośćuczynić. Cała jego uwaga była skupiona wyłącznie na Rusłanie, by czuł się dobrze w jego ramionach. I możliwe, że wciągnął się na tyle, że ciało w końcu swoje zareagowało. Dlatego w końcu się odsunął, by móc spojrzeć na twarz chłopaka.
    — Uch… może się już ułożymy… Poczytam ci coś… Chyba… że chcesz kontynuować?  — Pytanie wypowiedział już ciszej. Nie chciał na chłopaku czegokolwiek wymuszać.
    Tak jak przy ich pierwszym spotkaniu. Decyzja należała do Rusłana.

    Sponsored content

    Two sides of the same coin - Page 9 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Pon 20 Maj 2024, 06:40