Two sides of the same coin

    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Sro 15 Gru 2021, 20:12

    Banda Bestii Nienawiści nie oszczędzi nikogo. Byli w oczach Olega tym właśnie - stadem dzikich kreatur i nic, nawet ich piękny sprzęt, zadbane oblicza i gładkie słowa nie były w stanie zasłonić ich prawdziwej natury. Jak mutanty, które zwęszyły, że jeden z nich pachnie inaczej, bo znalazł się w złym miejscu o złym czasie.
    - Boże... - szepnął, uśmiechając się bezwiednie, bez nadziei dla ich podłych, nieludzkich dusz, wpatrzony już tylko w Aleksieja, który tak spokojnie lawirował w tym śmiertelnie niebezpiecznym labiryncie podejrzeń. Choć zachowanie nazistów świadczyło o jednym: że czynił to nie dość sprawnie.
    Jeden z żołnierzy zasłonił nagle pole widzenia.
    - Twarzą do ściany, śmieciu - rozkazał i kopnął więźnia w piszczel - A zrób coś, co mi się nie spodoba, to dasz gardła, bo żal mi na ciebie kuli, jasne?
    Zabrano mu wszystko, co miał, czerwony paszport, zapalniczkę, nawet medalik po Ludmile, a potem skuto z rękami na plecach. Wszystko to było spektaklem agresywnym i upokarzającym, ale milczał, próbując wyłapać sens rozmowy, która działa się za jego plecami.
    Szestakow po  krótkiej chwili zawieszenia zbliżył się do Aleksieja na krok i sam wystawił rękę po broń, dając mu tym samym do zrozumienia, że to jest jego ostatnia szansa. Nie ma nikogo wyżej, kto mógłby go tu obronić. Posłucha, albo zmusi go do działania.
    Dwóch pozostałych ludzi jego oddziału było jak na rozkaz przygotowanych, wyczuwając bezbłędnie nastrój i zamierzenia swego dowódcy.
    - Nie trać mojego czasu pułkowniku - ponaglił go, jeśli Aleksiej jeszcze się wahał - musimy wyjść na powierzchnię, a nie mam zamiaru ryzykować wyprawy stercząc tu i bawiąc się w te gierki. Zapłacono mi za dostarczenie syna Sorokinowi, ale chyba nie chcesz powitać ojca na smyczy, jak pies. - nieco demonstracyjnie rzucono przy nim na kolana Olega w potarganym od przeszukania mundurze, z trudem utrzymującego równowagę. - Twój wybór, pułkowniku. Mnie to za jedno - dodał mężczyzna na koniec.
    Narastający stres, ta gorzka świadomość wszystkich swoich błędów, nawet tego, że w jakiś sposób naraził ich obu swoim uporem, a także nadciągającego w niedalekiej przyszłości bezkresu bólu, sprawiły, że Oleg klęcząc w tym kręgu bestii ponownie zatrząsł się w bezdźwięcznym rozbawieniu. Dostał za to cios w potylicę i o mało nie stracił przytomności, gdy ciemność zawirowała mu przed oczami.
    - Dość - Szestakow wciąż nie spuszczał stalowego spojrzenia z Aleksieja - Wszystko, co znajdziemy na tej wyprawie, należy do Sorokina.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Czw 16 Gru 2021, 18:01

    Zielone oczy rozszerzyły się nieco, gdy zobaczył już skutego komunistę na kolanach. Wiedział, co znaczył ten ich mały pokaz. Szestakow miał wyraźny rozkaz go dostarczyć do ojca i tak zrobi. Czy będzie tego chciał, czy nie. Dobry żołnierz Rzeszy.
    Nawet w ich oczach był tylko Sorokinem Juniorem. Nie bali się go. Ale jego ojca już tak. I w tamtej chwili Aleksiej zdecydował się na coś, przed czym się wzbraniał. Zamierzał tamten fakt wykorzystać. Z twarzą nadal pozbawioną wyrazu, podszedł do dowódcy, wciskając mu karabin do ręki.
    — No tak, nie chcemy, by generał się niecierpliwił. Liczmy też, że nie zirytuje się tą decyzją. — Ostatnie słowa zdecydowanie przykuły uwagę dowódcy.
    — W jakim sensie, poruczniku?
    Puścił tylko karabin, uśmiechając się przy tym niewinnie.  
    — Wie pan, to mój ojciec. Ale to też generał i nawet on zna moją wartość jako żołnierza. Każdego z nas. — Tutaj rozejrzał się po reszcie oddziału. — I chwała mu za to. Dlatego ciekawe, jak wyjaśnisz generałowi, że pozbawiłeś go możliwości bronienia się?
    Zmarszczka na czole Szestakowa znacznie się pogłębiła.
    — Jasno dałem do zrozumienia, że nie może porucznik-
    — „Jeśli ciągle wiesz, gdzie jest spust i masz ręce, by za niego pociągnąć, to możesz walczyć.” Myślę, że dobrze wiemy, kto te słowa wypowiedział. — Przechylił głowę, pozwalając by światło z latarek w całości oświetliło jego twarz. — I lepiej, żeby je nie musiał powtarzać.
    Nastąpiła dłuższa cisza. Widać ten mały pokaz w stylu „syneczka tatusia” na tyle poskutkował, że dowódca musiał mieć teraz swoją chwilę, by się porządnie zastanowić nad decyzją.
    — Niech tak będzie. — Karabin z powrotem wrócił do Aleksieja, a ten żwawo przerzucił sobie pasek do niego przez ramię. W końcu dowódca oderwał wzrok od młodego Sorokina i ze skrzywieniem spojrzał na komunistę. — I nie zapomnijcie zabrać tej kanalii. Przygotujcie się! Wyruszamy!
    Wraz z opuszczeniem pomieszczenia, Aleksiejowi wydano również potrzebny sprzęt. Dostał dwie maski, gdyż stwierdzono, że skoro jak już to jego więzień, to niech o niego dba.
    Dowódca z jednym szeregowym zajmowali pozycję z przodu, pozostała dwójka maszerowała za nim. Aleksieja i Olega umieszczono w środku tejże formacji. Mężczyzna prychnął cicho z rozbawienia. Był traktowany jak więzień niż rzekomy poszkodowany. Niż jak ich kompan. Postanowił wykorzystać tę pozycję, nieco zmniejszając dystans między nim, a komunistą. Zbliżył się na tyle, by mieć pewność,  że reszta nie usłyszy żadnego słowa
    — Głupiec. Nie możesz walczyć o swoje ideały martwy. Nie rozumiem ciebie czy twojego… zachowania. — Pokręcił lekko głową, próbując odpędzić od siebie pewne wspomnienia. — Nie masz nikogo na tej swojej stacji? Żadnych przyjaciół? ...Rodziny? — Z każdym słowem, rosła również nutka irytacji w głosie nazisty.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Czw 16 Gru 2021, 19:15

    Oleg uśmiechnął się w duchu, czując ulgę, której może wcale nie powinien poczuć. Aleksiej był jednak dobry w tę nazistowską grę o przetrwanie w stadzie. Ciekawe, ile i jakich masek miał jeszcze w zanadrzu, by tylko przybrać je w odpowiedniej chwili dla swoich korzyści.
    Nie... - potrząsnął bolącą głową - jednak nie był wcale tego ciekaw.
    Szedł spokojnie, dość szybko odnajdując krok, dzięki któremu mógł nadążyć za nazistami i nie wytracać zaburzonej równowagi na cięższych odcinkach - skute z tyłu ręce nie ułatwiały zadania, ale był więźniem i niczego lepszego się nie spodziewał, wręcz przeciwnie, całe to okrutne zepsucie pasowało do biegu rzeczy. Spojrzał na krótko w bok na Aleksieja, który się do niego zbliżył, ale po chwili zachowawczo przeniósł wzrok pod nogi. Powietrze robiło się szorstkie i chłodne tak, że powoli z każdym słowem z jego ust wydobywała się para coraz lepiej widoczna w rozproszonym świetle latarek. Wychodzili coraz wyżej.
    - Całkiem zwinna z ciebie Bestyjka - ni to pochwalił ni zażartował, nieco marszcząc się w zdumieniu, gdy irytacja w głosie kompana przybierała na sile. Wciąż jednak lekko się uśmiechał - To cudowne, Aliosza, pięknie mieć ojca, który zrobi wszystko, byś wrócił do domu - nie było w tym ironii, uśmiech tylko  mu się rozszerzył, powodując pęknięcie spierzchniętej wargi. Zlizał odruchowo tę kroplę krwi w zamyśleniu, jakby układał swoją historię na nowo, zdanie po zdaniu - Byłem ojcem trojaczków, wyobrażasz sobie? Luda dała radę, dostaliśmy wszystko, mieszkaliśmy na Teatralnej. Duma całej linii. A potem... potem przyszedł do mojego domu aryjski mężczyzna. Poszedłbyś za nim wszędzie, Bestyjko, wszyscy byście poszli. Może i ja bym kiedyś poszedł... Taki był piękny i silny. Ideał. No... i ten ideał zabrał mi ich, bo nie byli idealni. Więc widzisz... Wszystko, co mogłem stracić, już straciłem. Teraz się tylko... tak jakby... bawię w życie.
    Dowódca dał znak, by się zatrzymali, więc Oleg przystanął i mógł teraz podnieść spojrzenie na swego rozmówcę. Opuchlizna zeszła już nieco i błękitne oko okalała tylko sina obwódka.
    - Wtedy, gdy przyszli... - wskazał na żołnierza z oddziału dyskretnym ruchem głowy -  ja nie zabiłem ciebie, a ty nie zabiłeś mnie. Jak dla mnie to niezłe zwycięstwo, co myślisz, Bestyjko?
    - Ruszać, wychodzimy! - padła komenda, a jeden z żołnierzy zaczął się wspinać po szczeblach dospawanych do ścian szybu, zupełnie pionowo do góry. Cała reszta włożyła maski i już po chwili usłyszeli piskliwy szczęk otwieranego włazu. Do środka wpadło nikłe niebieskawe światło księżyca i ostry, zimny podmuch.
    Szestakow rzucił Aleksiejowi kluczyki do kajdanek bez słowa i zaczął wspinać się jako drugi.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Pią 17 Gru 2021, 17:10

    Ojciec. Nie znał jego ojca. Nie wiedział, kim był. Aleksiej zagryzł wargę, przeklinając się w duchu. Chciał nagle zignorować słowa mężczyzny. Tylko im ten bardziej mówił, tym on mocniej się wsłuchiwał. Poznawał jego historię, o tym jak komunista sam mógł dumnie nazywać siebie ojcem, jak stracił wszystko. Jak nie miał nic do stracenia. Nazista nie chciał, ale chłonął te słowa, umysł już zdołał sobie wyobrazić Olega, a obok niego rozmyte kształty, mające prezentować utraconą rodzinę. A za nimi oni. Rzesza.
    Metro trzeba oczyścić.
    Byli plugawi, tamten człowiek wykonał naszą powinność.
    Ciekawe, czy ich krzyki były równie głośne, co jego?

    Wreszcie stanęli, a on mógł w końcu spojrzeć na Olega, ale teraz jego oblicze wydawało mu się inne. Mniej widział wroga, a człowieka, którego nie obchodził już własny los. Na pytanie nie odpowiedział, za to spłoszony widokiem, odwrócił wzrok, w międzyczasie łapiąc kluczyki od Szestakowa. To by znaczyło, że oboje stoczyli wtedy wewnętrzną walkę. Jeden chciał zabić drugiego, a i tak żaden nie pociągnął za spust. Komunista widział w niej zwycięstwo, on swoją pierwszą porażkę. I nawet teraz, gdy miał tę przewagę nad Czerwonym, gdy właśnie prowadził go wprost do zguby w imię ich przekonań, nadal nie czuł się jak zwycięzca.  
    Kajdanki puściły, uwalniając komunistę. Zaraz wcisnął mu w dłonie maskę i resztę swojej wody.
    — Byś nam nie padł po drodze — powiedział opanowanym głosem, czując na sobie zniecierpliwiony wzrok pozostałych żołnierzy. Wskazał szybkim ruchem dłoni na drabinę, chcąc, by zaczął się wspinać. Następnie sam założył maskę i zacisnął zakrytą dłoń na metalowym szczeblu.

    Moskwa. Dawniej tętniąca życiem, teraz pogrążona głównie w mroku, oświetlana jedynie słabym światłem księżyca. Nawet teraz Aleksiej mógł zauważyć puste budynki, pozostawione same sobie, które z kolejnymi latami tylko bardziej popadały w ruinę. Licznik zaczął terkotać, jakby dla potwierdzenia.
    Ileż to zdarzało mu się być na powierzchni? Dwa, może z trzy razy. I za każdym razem czuł ten nieprzyjemny ścisk w piersi, gdy tak przypatrywał się tej upadłej cywilizacji. Chciał wierzyć, że kiedyś odzyskaliby to, co utracone. Po to była ich misja. Może właśnie wtedy krzyki by wreszcie ucichły i doznałby ukojenia.
    Jeden z szeregowych podał mu latarkę, by mógł z powrotem nałożyć kajdanki. Robił to powoli i mniej szorstko niż poprzedni żołnierz. Znów nieprzyjemnie zawiało, a głosy jakby przybrały na sile. To właśnie wtedy Aleksiej nie wytrzymał, pochylając głowę do przodu.
    — Ojciec rozkazał zabić mojego brata. — Musiał mówić teraz nieco głośniej przez maskę, a porywisty wiatr mu w tym nie pomagał. To go nie zniechęciło. Rozległ się trzask zamykanych kajdanek, a słowa dalej wychodziły z jego ust: — Bo też nie był idealny. Ja miałem być. Miałem być tym, za którym mieliby iść. Choć za mną by nie poszli. Zresztą nawet teraz to widać — prychnął jakby rozbawiony tą myślą.
    Wreszcie przekręcił kluczyk. Ten jednak nie trafił do kieszeni Aleksieja. Ustawił się tak, by zakryć kompletnie sylwetkę komunisty i w jednej chwili kluczyk znalazł się w dłoni komunisty, którą prędko zacisnął własną.
    — A jednak ja chciałbym… żyć. Zabawą nic się nie zmieni. — Nie wiedział, co robił. Sumienie? Chęć spłacenia długu? A może głosy przyćmiły mu zdrowy rozsądek? Cokolwiek to było, nie o takim zwycięstwie marzył.
    I kto tu jest teraz głupcem?
    Gdzieś w oddali dało się usłyszeć ryk demona. Jednego z wielu nowych mieszkańców ich utraconej Moskwy.
    — Ruszamy! Sorokin! Przestańcie się ociągać!
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Pią 17 Gru 2021, 21:14

    Oleg wypuścił powietrze z cichym świstem gdy znów odzyskał na chwilę tę namiastkę wolności. Zerknął na ofiarowaną mu wodę masując nadgarstki, to znowu w te zielone oczy, a bardziej nawet niż ta pomoc, rozbawiły go słowa, jakie za nią szły.
    - Tego byście nie znieśli, co? - Kłamstwem byłoby jednak stwierdzenie, że nie był wdzięczny i podziękował bez słowa, kładąc drugą dłoń na dłoni nazisty, gdy odbierał butelkę. A była to właśnie ta dłoń, którą sam mu opatrzył.
    Nie uronił ani kropli.
    Wspinaczka zajęła mu dłużej, niż zwykle, aż sam się zdziwił, jak ciężko mu to szło i bynajmniej nie chodziło o odniesione obrażenia. Coś tam na górze odpychało go, organizm jakby sam dawał mu sygnały, że powinien zostać na miejscu, w bezpiecznych podziemiach. To, czego chciał i to, co musiał jak zwykle nie szło w parze.
    Stanął pośród tej otwartej, ponurej przestrzeni, będącej nieustannie w mroźnym tańcu tuszującym pustkę. Tu i ówdzie coś szeleściło, szarpane wiatrem, zdegenerowana roślinność uginała się w jego rytm, nawet nijakie, cienkie obłoki nie mające szans przykryć tarczy księżyca, pędziły po niebie, a przecież wszędzie wokół czuł tylko nieprzyjazną śmierć.
    Był tu już. Nie raz, nie dwa, ale dawno temu, jako inny człowiek. Niektórzy podziwiali tu przestrzeń, niebo, ogrom świata. Jemu tylko szumiało w uszach, śniły się demony, czasem było trzeba przetaczać mu krew. Aż wzdrygnął się na ten charakterystyczny dźwięk trzasków w liczniku Aleksieja. Jego kochana Moskwa stała się paskudną ladacznicą diabła. Tylko księżyc jeszcze był w stanie zachwycić jego jałową duszę.
    Czy na pewno?
    Zupełnie się tego nie spodziewał, ale gdy padło wyznanie, poczuł się tak, jakby zobaczył Aleksieja pierwszy raz. Jak wtedy, gdy jego twarz wydała mu się tak dziwnie znajoma. I choć historia była zatrważająca, choć dla ojca, który utracił swoje dzieci, sens jej był kompletnie abstrakcyjny, to jednak poczuł wyraźnie drżenie zapomnianej struny w swoim wnętrzu.
    I być może byłoby to głuche brzmienie przebudzonej iskierki nadziei, gdyby nie klucz, który znalazł się w jego dłoni. Przeszedł go dreszcz, już sam nie wiedział, zimna czy zastrzyku adrenaliny.
    - Myślisz o tym, prawda...? Nie rozumiesz tego, nie chciałeś tego... -odwrócił głowę, a po chwili nawet stanął bokiem i przywarł mocno czołem do jego czoła - Nie jesteś taki, jak on. MY nie jesteśmy, jak ONI, Aliosza... - wbił w niego intensywne spojrzenie, świadom, że ma zaledwie chwilę zanim sam Aleksiej nie przywoła go do porządku nawet i dla ich dobra. - Pomóż mi. Chodź ze mną.
    Nie miał szansy powiedzieć nic więcej, gdy w dźwięk jego słów wmieszał się ryk demona i ponaglenia dowódcy. Sam odstąpił od towarzysza właśnie teraz, chyba, że został wcześniej odepchnięty.
    Mówił szczerze, ale już po kilku krokach po tym trudnym terenie, przy wietrze, pod okiem ludzi, którzy tylko czekali na nieostrożny ruch z jego strony, sam nie wiedział, dlaczego coś takiego zaproponował. Może widział to, co chciał w nim widzieć - podpowiadało zwątpienie i zmęczenie. Szybko jednak znalazł sposób, by te wątpliwości odpędzić - mocniej ściskał kluczyk od kajdanek.
    Wtedy właśnie runęła na nich agresywna latająca poczwara. Skrzydlaty zawodzący mutant w jednej chwili rozpędził ich kolumnę. Rozległy się komendy i strzały. Krwawa zawierucha i okazja, której nie mógł zaprzepaścić.
    Przypadł pędem do jednego z budynków - oh tak, wiedział, że nie wolno tego robić, ale strach zagłuszał instynkt. Oswobodził się z kajdanek nieco nieporadnie, ale nadlatujące mutanty dały mu więcej czasu. Był wolny ale nie miał broni. Musiał zaryzykować, nie miał ani chwili nawet by oglądać się na Aleksieja.
    Wyczekał momentu, by zaatakować jednego z nazistów. Kopnął go od tyłu w kolano, sprowadził do parteru i wyrwał mu broń. Ogłuszył go kolbą i zerwał się do ucieczki, byle pod dach, byle w ciemność.
    Nie wolno do budynków... Suka...
    Nie miał innego wyjścia. Pisk w uszach był nie do zniesienia.
    Ale mimo instynktu zwierzyny, mimo całego tego rozpętanego chaosu, przystanął w jamie wyważonych drzwi i odszukał go spojrzeniem. Czy żyje, czy walczy... czy pójdzie za nim.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Sob 18 Gru 2021, 17:08

    Nawet z twarzą zakrytą pod maską, Aleksiej mógł dostrzec to spojrzenie Olega, które przeszywało go wraz z jego słowami. Iść? Z nim? Porzucić wszystko? Pokręcił głową, próbując nie brnąć dalej myślami w te rejony, ale jak na złość, nie mógł przestać.
    Jak nie byli jak oni? Ile to razy zabijali, wierząc w to, co im głoszono? Nadal gdzieś w głębi wierzył. Chciał zapewnić mieszkańcom Metra lepszy byt. Chciał również dowieść swej wartości. A teraz znów wpadał w te chwilę zwątpienia, słowa komunisty odbijały się echem w jego głowie. Wręcz zmusił swoje nogi, by wreszcie ruszyć do przodu.
    Tylko ta nowa Moskwa postanowiła im urządzić swe przywitanie. W jednej chwili okolice wypełniły niemieckie okrzyki zmieszane z odgłosami ryków i strzał. Skrzydlate demony zlatywały z dachów, chcąc pochwycić sobie ofiarę. Posłał pierwszą serię strzałów w jednego z mutantów, który zdołał pochwycić jednego z szeregów w szpony. Słyszał te krzyki, wysyłane na oślep strzały, by wreszcie to wszystko ucichło, gdy tylko ciało wygięło się nienaturalnie pod siłą łap.
    Wtedy sobie przypomniał. Odwrócił się i zobaczył nieprzytomnego szeregowego. Uciekł. Po prostu uciekł. Tak sobie mówił, dałoby mu to dobry powód, by tamtego znienawidzić, zniekształcić obraz, który tworzył sobie jego umysł.
    Tylko on tam był. Zielone oczy odnalazły go. Olega i… demona, który wyraźnie szykował się, by ponownie zanurkować. Wiedział, po prostu wiedział, że mutant wybrał go sobie na ofiarę. A on powinien ty zostać i walczyć u boku swoich towarzyszy.
    Będziesz krzyczał razem z nimi.
    A mimo to Aleksiej ruszył biegiem w stronę budynku. Jakby kompletnie poddał się instynktowi. Potwór w tym samym czasie machnął swymi potężnymi skrzydłami.
    Strzelanie nie ma sensu, biec, byle biec.
    Bestia zamachnęła się, a on desperacko rzucił się do przodu, wprost na czekającego komunistę.
    Popchnął go do wnętrza budynku, niemal przewracając ich na ziemię. Odruchowo przywarł do niego całym sobą, głową skierowaną w bok, jakby wstydził się wymienić nawet jednym spojrzeniem. W tym przeraźliwym zimnie martwego świata, zakryci warstwą ubrań, nadal mógł poczuć to ciepło ciała, teraz tak kuszące, któremu chciał się poddać, odnaleźć w nim swój spokój.
    Nie potrafił. Jego chęci zagłuszył nagły gniew. Na siebie. Dlatego dał mu swój upust, uderzając niespodziewanie Olega pięścią w brzuch. Odsunął się, robiąc kilka kroków do tyłu. Nogi zaraz ugięły się pod nim i teraz będąc na kolanach, wpatrywał się intensywnie w podłogę.
    Wybrał. Właśnie wybrał. Wydał z siebie zduszony jęk, zaciskając mocno powieki. Powinien go był wtedy zastrzelić. Jego i siebie. Teraz było na to za późno, on już wybrał… wybrał….
    — Jak najdalej. Chce.. chce jak najdalej — wykrztusił, mrugając szybko oczami. Nie mógł tutaj zostać.
    Przechylił głowę, chcąc w końcu spojrzeć na Olega. Spotkać się ze swoją nową rzeczywistością. Zanim jednak to zrobił, zauważył, że rękaw od munduru był rozdarty, a z ramienia skapywała czerwona posoka.
    — Ach, Scheiße...
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Sob 18 Gru 2021, 18:36

    Czekał, bo, jak zawsze, nie miał już nic do stracenia. Nie wierzył, że to się wydarzy, a jednocześnie tak mocno i naiwnie tego pragnął, nie pojmując nawet, dlaczego. A gdy wreszcie go zobaczył, w pełnym biegu, jedyne, o czym mógł myśleć to o tym, jak ponoć niektórzy wpadają w pułapkę Martwej Moskwy i łudzą się zsyłanymi przez nią halucynacjami, wprost ku swej zgubie.
    I taki los mógłby go spotkać. Nawet nie wiedziałby kiedy i jak demony rozniosłyby go w strzępy, gdyby nie to, że Aleksiej nie był halucynacją. W duchu śmiał się z nich obu jak szaleniec, próbując zachować równowagę, wytrzymać ten impet i balansować z ciężarem towarzysza wśród gruzu. Na zewnątrz był otumaniony, jak zwierzę, któremu zaświeci się prosto w oczy.
    Trzymam cię, Bestyjko.
    Z tego wirującego przed nim ni rzeczywistego świata ni zakrzywionych wyobrażeń wybudził go cios. Otrzeźwiał nagle i zupełnie, gdy z jego płuc z cichym jękiem wydostało się całe powietrze. Aż zgiął się wpół, zaskoczony, dyszący, ale... żywy, przytomny. I z nim.
    Nie uciekał spojrzeniem, jak Aleksiej, wręcz przeciwnie, wpatrywał się w niego, w całą jego postać, a gdy mężczyzna padł na kolana, poczuł, że odpowiedzialność leży teraz po jego stronie. Wyprostował się, nabrał powietrza, przez chwilę nasłuchiwał. Zawodzenie demonów wciąż odbijało się dudniąco od ścian pomieszczenia, ale docierało z coraz większego dystansu. Nie słyszał, ani nie widział ze swojego miejsca nikogo z oddziału, ale przecież nie mógł wiedzieć. Znów tak mało czasu...
    Przykucnął przy Aleksieju, przyjmując te wszystkie negatywne emocje, ale odłożył je na razie na bok.
    - Na razie jeden budynek dalej, może dwa - szarpnął go do góry za zdrowe ramię - Zapach krwi nam nie pomoże.
    Więcej było w tym szczęścia niż rozumu, gdy prowadził go truchtem z tej opuszczonej galerii, przez zdewastowany plac zabaw aż do kolejnego budynku, mieszkalnego wieżowca z wielkiej płyty. Widział tu i ówdzie ruch, czatujące na murach mutanty, zastygłe nieruchomo, jak kamienne gargulce, ale udało im się nie zwrócić niepożądanej uwagi.
    Wąskie przejścia, szaro oświetlona księżycem klatka schodowa - nie podobało mu się to, więc już nawet bez pytania wyszarpnął Aleksiejowi z kabury krótką broń, by w ogóle odnaleźć w sobie odwagę pięcia się w górę, aż natrafili na piętro, gdzieś w połowie wysokości, gdzie licznik się uspokoił. Wyżej mógłby wariować od opadu, niżej pewnie nasiąknął tym, co spłynęło z wodą. Tu było nieźle. Mogli chwilę odpocząć.
    Pierwsze lepsze mieszkanie, w którym zostały jeszcze drzwi i łatwo mógł je zabarykadować. Szybkie sprawdzenie pozostałych pomieszczeń w całkiem znajomym układzie małego, radzieckiego mieszkania. W jednym szkielet. Czysto.
    Na tym kończył się automatyzm jego działań. Teraz zaczynała się ta nowa droga, którą tak bezmyślnie obrał. Nie był nawet w stanie wyobrazić sobie, co czuje Aleksiej i chyba nie chciał, ale mimo to nie potrafił dłużej utrzymywać ciszy i emocjonalnego dystansu.
    - Siadaj - zdjął z niego karabin i górę munduru, jeśli tylko dał się dotknąć. - Obejrzymy to sobie, Mój Bohaterze.
    Przez moment myślał, że ten żart przypłaci kolejnym ciosem w brzuch.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Sob 18 Gru 2021, 21:19

    Aleksiej nie oponował i dał się grzecznie prowadzić Olegowi. Czasem odwracał niekiedy głowę w którąś stronę, myśląc że coś słyszy. Głosy. Krzyki? Mówi się, że moskiewskie duchy lubią o sobie przypominać. Wprowadzać człowieka w szaleństwo. Ale czy on już nie był wystarczająco szalony? Gdzieś w ciągu drogi emocje ucichły i teraz wstąpiła jedynie rezygnacja. Nie miał przecież po co już wracać. Zresztą po Szestakowie i oddziale pewnie nie było już śladu. Za to on, zdrajca, kroczy sobie przez poniszczone ulice ich podupadłej stolicy jak gdyby nigdy nic.
    Dotarli w końcu do jednego z bloków. Jego oczy zmrużyły się, gdy komunista zabrał jego pistolet, ale nie zrobił nic, by mu go odebrać. Buty stukały o betonowe schody, by wreszcie zatrzymać się przed jednym z mieszkań. Przystanął w przedpokoju, spoglądając beznamiętnym wzrokiem na pozostałość mieszkania. Gdy Oleg zajmował się przeszukiwaniem i barykadowaniem ich pozycji, Sorokin wszedł do pierwszego lepszego pokoju. Po wstępnych oględzinach mógł stwierdzić, że dawniej pełnił rolę salonu. Teraz pozostało tu parę zdemolowanych mebli oraz poniszczony fotel.
    Rzucił karcące spojrzenie w kierunku  towarzysza, ale nic nie powiedział. Pozwolił się rozebrać od pasa w górę, dopóki nie został w samym podkoszulku. Wciągnął gwałtownie powietrze, gdy nieprzyjemny moskiewski chłód zderzył się z jego nagą skórą. Podkoszulek przylegał do twardych mięśni na brzuchu mężczyzny, a w słabym świetle dało się zauważyć kilka starych już blizn. Pamiątka po treningach. I nie tylko.  
    Zadrżał mimowolnie i wystawił bardziej rękę, chcąc dać lepszy dostęp Olegowi.
    — Jak… jak to wygląda? —  zapytał, krzywiąc się zaraz.
    W końcu rozsiadł się wygodniej w starym fotelu, pozwalając tamtemu działać z raną, a sam wiódł znudzonym wzrokiem po pomieszczeniu. Przypatrywał się tym wybitym oknom, strzępkom po dywanie, przebarwionej, poodklejanej od ścian tapecie.
    — Nie masz planu, prawda? — odezwał się nagle, wzrokiem wreszcie przystając na towarzyszu. — Nawet, agh… pewnie nie wiesz, gdzie nas prowadzisz. Albo lepiej, wiesz i teraz prowadzisz mnie na stryczek! — Odchylił zaśmiał się gardłowo. Zaraz śmiech zamarł na jego ustach, gdy kolejna dawka bólu dotarła do niego. W zastanowieniu przejechał palcami zdrowej ręki po zniszczonym materiale jego munduru.
    — Chyba to ja by-byłem jednak głupcem.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Nie 19 Gru 2021, 00:31

    Nie musiał długo przyglądać się ranie, by wyciągnąć wnioski. Te jednak zachował dla siebie, wymamrotał tylko ulubione przekleństwo i odstąpił od niego, by lepiej się rozejrzeć. Słuchał wynurzeń Aleksieja czując ciężar, który próbował go przytłoczyć, ale skupienie na zadaniu dodawało mu sił. Przetrząsnął podniszczone szafy, raz po raz przecierając wizjer maski. Mieszkanie musiało należeć do starszej kobiety. Znalazł trochę nieprzydatnych dla nich ubrań, pamiątki po dzieciach, na których widok coś ścisnęło go za gardło, więc nawet ich nie dotknął... pożółkłe obrusy... i coś, czego właśnie potrzebował.
    - Pokładane we mnie zaufanie kurewsko mnie rozczula, Bestyjko - powiedział wreszcie wracając do niego nieco raźniej. Na stole wylądowała obłupana miska. Wlał do niej resztkę zabarwionego bordowo spirytusu, taki przynajmniej zapach się rozniósł. W nalewce wylądowała szpula nici i igły, sam trochę przetarł nią dłonie. Zapiekło okrutnie.
    - Suka... Coś mi się wydaję, że twoi wybawcy już na ciebie nie doniosą, więc może ja jestem głupcem. Zaraz się rozmyślisz, dasz mi w łeb i wrócisz do tatusia? - wcisnął mu w rękę resztkę alkoholu, nakrył strzępem narzuty, a potem przysunął sobie krzesło i usiadł na nim okrakiem, tuż przy fotelu, by mieć dobry dostęp do rany.
    Wcale nie był w tym dobry, żaden z niego ratownik, Aleksiej pewnie już o tym wiedział, ale niewiele mieli do stracenia. Z trudem nawlekł igłę i wbił ją ostrożnie w ciało, dla uspokojenia jego i siebie mówiąc niemal bez przerwy w czasie zabiegu. Gdy był tak skupiony, jego głos brzmiał nisko, szeleszcząco.
    - Jeszcze nie wiem, gdzie jesteśmy - wypływająca krew sprawiała że od czasu do czasu tracił pewność swych działań i dłoń mu drżała, ale szył dalej - Chodziłem kiedyś po Moskwie.. w sensie... tej już po... znajdziemy jakiś punkt orientacyjny... wejdziemy do tuneli... Luda była z Ryżskiej, miała tam rodzinę, brata. Nie wiem, czy jeszcze żyje, ale znam tylko jego. Z neutralnych. Tam zaczniemy od nowa, zawalczymy o lepsze metro, a wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie - skończył zakładać szwy i nagle poczuł, jak bardzo cały był spięty, aż dostał skurczu w karku, który musiał szybko rozmasować - I jak ci się podoba taki plan? - pozostało mu obwiązać ranę, by nie wabiła drapieżników.
    A gdy zabieg według jego najlepszej wiedzy i umiejętności mógł zostać uznany za zakończony, wreszcie sam usiadł, by chwilę odpocząć od tego chaotycznego biegu rzeczy.
    Chciał coś do niego powiedzieć, coś bardziej wartościowego niż monotonne snucie utopijnej wizji przyszłości mające na celu zamaskowanie zdenerwowania, ale po kilku spokojnych oddechach przekonał się, że nic, co przechodzi mu przez myśl, nie nadaje się do powiedzenia.
    - Nie patrzysz na mnie - odezwał się jednak i zaraz uściślił - Czasem... często nie chcesz, uciekasz. - gdy poczuł ciężar swojej ciekawości, zaraz jego ton nieco stracił na powadze - Nie wolno wam spoufalać się z podludźmi czy jak? Wciąż się mnie brzydzisz?
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Nie 19 Gru 2021, 16:26

    —  Nie kuś. —  W tej chwili nie umiał się wysilić na nic lepszego. Ścisnął za to mocniej ofiarowany alkohol. Nieporadnie odchylił maskę i bez wahania opróżnił pozostałość nalewki. Niewielka jej strużka spłynęła mu po brodzie, a jego samego złapał zaraz kaszel, gardło zapiekło mocno. Poprawił w końcu maskę i biorąc głęboki wdech, czekał aż ten zacznie. Mimo że się przygotował, to ręka i tak zacisnęła się mocniej na oparciu, gdy tylko igła zatopiła się w jego skórze, a on sam zaczął oddychać głęboko wraz z każdą dawką bólu
    . Skupił się na słowach Olega, próbując wyłapać jak najwięcej z nich sensu.
    — Z ciebie to byłby…  niezły bajkopisarz —  powiedział, chcąc brzmieć na rozbawionego, ale zaraz syknął i  wciągnął szybko powietrze, gdy igła po raz kolejny wbiła się w niego. Ryżska. Ryżska brzmiała dobrze. Jak cel. A potrzebowali takowego. Neutralnego. Oddalonego od ich poprzednich żyć. Tak, to był jakiś pomysł.
    W końcu Oleg zakończył swój zabieg, a Aleksiej niemal jęknął z ulgą. Jego ciało kleiło się teraz od potu, oddech nadal potrzebował czasu, by się unormować. Mimo to był wdzięczny. Nawet jeśli nie potrafił tego powiedzieć na głos.
    Nieco spokojniejszy sięgnął w końcu po mundur. Skrzywił się momentalnie, gdy próbował włożyć opatrzoną rękę do rękawa koszuli.
    Jego palce znieruchomiały przy pierwszym z guzików, słysząc pytania od komunisty. Powinien je zignorować. Zbyć tę dziwną, niemal dziecięcą ciekawość. Obrócić w żart. Nie musiał mu się przecież tłumaczyć. Nie miał tego obowiązku. Palce odsunęły się od koszuli.
    — Nie. To te… te twoje oczy — przyznał cicho. Nie wiedział nawet czemu mu to mówił. Może to przez ból, może przez alkohol. A może po prostu chciał to z siebie wyrzucić. — Nie powinienem. Są jak… marzeniem i wspomnieniem. W jednym. Irytuje mnie to.
    Podniósł głowę, wreszcie spoglądając na mężczyznę. Nawet teraz, gdy oboje nosili maskę, on mógł je wciąż wyraźnie zobaczyć. Tę niesamowicie intensywny błękit, który jakby chciał, żeby mu się oddał. Zatopił się w nim. Był tak samo kojący jak za dziecka. Tym razem z trudem było mu oderwać wzrok. Obawiał się, że w innym czasie, w innych okolicznościach… Pokręcił głową, nie chcąc tymi myślami brnąc dalej. Zamiast tego, powrócił do zakładania swego munduru.
    — Jeśli na Ryżską… To.. to moglibyśmy spróbować zahaczyć o Prospekt Mira — zasugerował nagle, pozwalając swojej racjonalnej stronie działać. Jak najszybciej zapomnieć o tamtej chwili. — Dowiedzielibyśmy się czegoś. O sytuacji w metrze. Pohandlowali trochę.
    Wątpił, że jego propozycja zostanie przyjęta pozytywnie. Dobrze pamiętał, że Hanza i Linia Czerwona miewała ze sobą spory. Czy to handlowe, czy ideologiczne. Skoro i tak ich celem była teraz Ryżska, to czemu tego nie wykorzystać?
    — Musielibyśmy się też… przebrać. — Ścisnął mocniej za materiał munduru, czując nieprzyjemne kłucie w piersi.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Nie 19 Gru 2021, 19:39

    Oleg dziękował w duchu za tę wytrzymałość swojego przypadkowego pacjenta. Gdyby się ruszał, wyszłoby jeszcze gorzej, jeszcze trudniej. Kolejny raz musiał przetrzeć maskę. Dlaczego to cholerstwo parowało tak bardzo?
    I po co zadał to pytanie? Co tak naprawdę spodziewał się usłyszeć? Że to taki nawyk, że komuniści nie są warci nawet spojrzenia? Że jeszcze minie jakiś czas, zanim przestanie postrzegać go jako gorszego od siebie?
    Wszystko to nie byłoby tak złe, jak to, co właśnie usłyszał, bo, choć Aleksiej nie mógł tego wiedzieć, swoim wyznaniem przeniósł Olega wprost do tego dnia, gdy jego dusza umarła. Tamten mężczyzna powiedział mu coś podobnego - że boli go, gdy patrzy w jego oczy, że świat naprawdę stanął na głowie, gdy ktoś taki płodzi sobacze bachory z cygańską suką i ubiera czerwony mundur.
    Nie, to nie to samo. Nie to samo - myślał usilnie, gdy zapadła między nimi cisza, poprzetykana świstem wiatru, co tylko męczyło go bardziej, nie pozwalało odegnać wspomnień. Nie chciał wierzyć, że towarzysz jest kolejnym wytworem Rzeszy, którego podnieca tylko czystość rasowa, ordnung i... cholera ich wie, przemówienia Fuhrera?
    I gdy już miał popaść w wątpliwości, jego wzrok spoczął na swoich dłoniach, wciąż jeszcze pokrytych już krzepnącą posoką. Przecież poszedł za nim, uratował go i przypłacił to własną krwią.
    Przecież wiem, że nie jesteś jak oni.
    Nie rozumiał z tego zbyt wiele, ale już nie dopytywał. Dał też jasno do zrozumienia, że temat uważa za zakończony, jeśli nie niebyły. Coś mu podpowiadało, że tak będzie lepiej dla nich obu.
    - Nie będę kłamać, to nie będzie najładniejsza z twoich blizn - rzekł i wstał, z ulgą przyjmując zmianę nastroju rozmowy na pragmatyczny. Rozejrzał się jeszcze raz po pomieszczeniu.
    - Pohandlowali, mówisz...
    Prospekt Mira - teraz nawet to nie brzmiało tak odpychająco, jeśli jakaś przyjazna albo chciwa duszyczka pozwoli im wejść na stację bez papierów. Przetasował całą graciarnię uważnym spojrzeniem. Co mogło być w cenie? Książki, śrubki, igły, szczątki zegara, zdjęcia? Opłukał dłonie w reszcie czerwonego spirytusu i wytarł je o pierwszą lepszą szmatę.
    - Ciebie nie możemy obciążać - powiedział bardziej do siebie szykując sobie pakunek co ciekawszego szpeju. - To musiała być dobra babuszka... - dodał, odkładając pożółkły zeszyt z przepisami na nalewki, a gdy znalazł legitymację partyjną z czasów radzieckich aż prychnął z daremnej uciechy, która, choć najzupełniej infantylna, jednak podniosła go na duchu. Pomachał małą książeczką Aleksiejowi - Zostawiam to z bólem serca.
    Gdy był już gotów, stanął przed kompanem i podał mu rękę.
    - Z ciuchami nie będzie problemu, chyba, że brzydzisz się ściągać je z trupów. Trzeba tylko wiedzieć, z których. No... możesz iść? Filtr wieczny nie będzie. - dopiero wtedy dostrzegł, że Aleksiej ściskający swój mundur na piersi wygląda niepokojąco - Aliosza?
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Pon 20 Gru 2021, 14:48

    — T-to nic takiego. — Chwycił za rękę komunistę, dźwigając się z trudem do góry. Czy myśl pozbycia się munduru aż tak go zabolała? Na Rzeszy mówi się, że mundur to twoja tożsamość, twoja duma. Wiedział jednak, że pójście z nim nawet do Prospektu byłoby ryzykowne i spowiadałoby tylko zbędne problemy.
    Musiał to zrobić, by przeżyć. Zagryzł wargę, chwytając wreszcie za karabin i przekładając pas przez prawą, zdrową rękę. Wiedział, że bardziej opłacało się go oddać Czerwonemu, tylko że nie potrafił. Jakby się bał.
    Bierności. Zbędności. Tych słów, które w Rzeszy wiązały się równoznacznie ze śmiercią.
    —  Dam radę, dam radę. — Nie wiedział, czy chciał tymi słowami upewnić siebie czy Olega. Zacisnął dłoń na ramieniu towarzysza. — Idziemy?

    Z początku stawiał kroki dość ociężale, niejednokrotnie musząc się podtrzymać towarzysza, szczególnie przy schodzeniu ze schodów. Mimo to starał się dotrzymywać kroku Olegowi, choć wymagało to nie lada silnej woli. Niestety wiatr mu w tym nie pomagał, jakby Moskwa wręcz szydziła z jego wysiłku i często kończyło się na tym, że musiał choć na moment chwycić się z powrotem komunisty. Przecierał co rusz wizjer maski, rozglądając się niekiedy po bokach, jakby z nadzieją, że zaraz wzrokiem natrafi na coś godnego uwagi, a jednocześnie nie ujrzy czegoś, co mogłoby zacząć szczerzyć kły w ich kierunku. Niekiedy mogli usłyszeć dalekie wycie wartowników, ogłaszające przemieszczanie stada.
    Gdzieś w trakcie swojego marszu natrafili na zrujnowany przystanek autobusowy. Jego znaczna część Czas zrobił swoje i plan w dużej mierzej był zatarty, ale przy dokładniejszej obserwacji, człowiek mógł wypatrzyć ledwo widoczne linie moskiewskiej obwodnicy i niektóre nazwy. To już dawało jakiś punkt zaczepienia. Aleksiej zmrużył oczy, próbując wyłapać jak najwięcej informacji, by wreszcie pokręcić ze zrezygnowaniem głową i odłożyć latarkę.
    Nie pozostało nic innego, jak wyruszyć w dalszą drogę. Trasa w niektórych miejscach robiła się bardziej wymagająca. Na tyle, że Sorokin musiał bardzo ostrożnie stawiać każdy krok. Mozolne tempo, zmęczenie, coraz cięższe oddychanie w masce i tykanie licznika sprawiały, że stopniowo tracił nadzieję.
    Moskwa ich pochłonie. Tak jak pochłonęła innych.
    Przetarł niedbale maskę, znów spoglądając na ogarnięte martwą ciszą budynki. I wtedy przystanął nagle, jego wzrok przykuło coś niby zwyczajnego, a co nie mógł jakoś zignorować.
    — A-a może tam? — wysapał Aleksiej, wskazując palcem na wybrane miejsce. Na jedną z ruin, z której powiewała szmatka, przywiązana do ramy pozbawionego szyb okna. Sama budowla była częściowo zawalona, ale nawet w tym opłakanym stanie, oczy mogły trafić na niemal w całością urwaną tabliczkę informującą o tym, że niegdyś istniało tu pomniejsze muzeum sztuki. — Może... może coś tam znajdziemy.
    Albo kogoś.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Pon 20 Gru 2021, 16:24

    Oleg przechylił niego głowę w powątpiewaniu, ale oczy mu się uśmiechnęły.
    - No niech będzie... - chwycił go pewniej - Trzymam Cię, Bestyjko.
    Lepiej było zachować milczenie, ale gdy tylko opuścili blok, świst wiatru w ruinach i tak skutecznie ich zagłuszał. Oleg mówił więc. Spytał, czy pamięta, jak powiedział to do niego po raz pierwszy, wtedy w zawalonym tunelu, gdy był tak wrednym kawałem skurwysyna, że nie chciał pomóc mu wstać. Opowiadał to tak, jakby Aleksieja przy tym nie było, a on właśnie częstował go zabawną towarzyską anegdotką. Ton miał pogodny, mimo okoliczności, aż było to podejrzane. Żadne podtrzymywanie rozmowy ze strony nazisty nie było mu potrzebne, by kontynuować te snute przyciszonym, ale raźnym głosem historie bez znaczenia. Potrzebował tylko paliwa - był nim na przykład przystanek, który w sumie dał im nie tak znów mało, wyznaczył pewien azymut.
    Mimo to głód, stres, brak snu, niewygoda i wysiłek piętrzyły się z każdym kolejnym krokiem i nie mógł się temu już dłużej przeciwstawiać, zakłamując rzeczywistość nerwowym gadulstwem. Najpierw przycichł, potem zamilknął zupełnie, resztki sił przeznaczając już tylko na marsz. Na szczęście wysiłek równoważył chłód, a ich szlak miejscami osłonięty był przed wiatrem - w tych jednak miejscach nie mogli liczyć na równe podłoże.
    Być może w tym samym momencie, w którym Aleksiej zaczął tracić nadzieję, on zaczął odczuwać gniew. Sam nie znał jego podstaw, ale czuł wyraźnie rozgrzewający go bunt. I właśnie wtedy zrozumiał, że coś się zmieniło. Przestał bawić się w życie. Znów miał coś do stracenia.
    Nie. Nie mogę cię teraz stracić - pomyślał, a raczej ta myśl nawiedziła go jak wizja w tańczącej mu przed oczami bieli i czerni martwego miasta. Zatrzymał się nagle, świat zawirował z tnącymi płatkami śniegu. Utkwił w nim spojrzenie, prawie nieświadomy, że było bardzo długie, niepokojące, przeciągnięte... Aleksiej również się zatrzymał,a Oleg poczuł się tak, jakby towarzysz mógł usłyszeć jego myśli. Nabierał nawet tchu, by mu się wytłumaczyć. Czy to wszystko, co słyszał w swojej głowie, nie było tak naprawdę wypowiedziane w jakim nieuświadomionym bełkocie wśród zawiei? Skąd miał mieć pewność?
    - Tam...? - oprzytomniał i zwrócił się ku wskazanemu budynkowi, powoli wydychając powietrze, wstrzymywane przez kilka chwil - Tak... dobrze...
    Jeszcze kilka oddechów kosztowało go pozbycie się tego nieprzyjemnego roztargnienia, ale gdy postawili pierwszy krok na schodach prowadzących do wysokich, ciemnych drzwi ocalałych z katastrofy, odzyskał już panowanie nad sobą. Pomogło mu w tym to, co zobaczył kilka stopni wyżej - prosty potykacz z puszek i linek. Nie chciał go uruchamiać, by przekonać się, co jeszcze skrywa.
    - Nie obraź się, Bestyjko - powiedział cicho przestępując nad pułapką - Lepiej będzie, jak zamienimy się na broń.
    Możliwe, że tylko mu się zdawało, ale gdzieś wewnątrz, a może i poniżej nich, z wnętrza piwnic tej rudery docierały do niego szelesty ludzkich rozmów. Stalkerzy? Bandyci? Czy inne cholerstwo, które tylko przypominało mu głosy?
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Pon 20 Gru 2021, 22:23

    — Co?! Niby dlaczego miałbym- — już chciał zaoponować Aleksiej, ale nagły ruch do przodu tylko posłał  . Syknął, przeklinając w duchu tamtego cholernego demona. Wreszcie westchnął z rezygnacją i nieco się ociągając podał mu karabin. Wiedział, że strzelanie z niego jedną ręką nie byłoby najmądrzejszym pomysłem, a i tak uparcie chciał go mieć przy sobie. Mimo to nie opuścić dłoni, spoglądając za to wyczekująco na Olega. — Pistolet.
    Ruszyli dalej w górę, aż do drzwi, które zaskrzypiały cicho, gdy je zdołali uchylić. Ruszyli dalej w głąb. Po drodze minęli jeszcze parę tych amatorskich pułapek, by wreszcie dotrzeć do niewielkiego korytarza. A raczej jego części, gdyż druga zdołała już niemal całkiem runąć. Stawiając ostrożnie kolejne kroki, Aleksiej przelotnie spoglądał na ostałą część. Gdzieniegdzie na ścianie wisiały jeszcze głównie podarte, pozbawione ramek obrazy. Dla kogoś były pewnie całym dorobkiem jego życia. A teraz zamiast być podziwiane przez innych, niszczyły się tutaj, kompletnie zapomniane.
    Szli dalej i teraz te ciche szmery, które wpierw uznał za wymysł swojego umysłu, zaczynały przybierać formę ludzkich głosów. Sorokin niekiedy mógł wyłapać jakieś słowo, ale brak kontekstu nie mógł mu stwierdzić, o czym toczyła się rozmowa. Nie pozostało nic innego jak dotrzeć do źródła.
    A według niego znajdowało się ono w którejś z wybranej sali. Niedługo dla potwierdzenia mogli ujrzeć, jak niewielkie światło wychodzi z pokoju pozbawionego drzwi. Aleksiej trzymał się blisko swojego towarzysza, przylegając mocniej do ściany.
    Zanim jednak dotarli do wybranego punktu, Sorokinowi rzucił się w oczy jakiś kształt w pobliżu. Nieco wychylając się, dyskretnie poświecił latarką w tamtą stronę, natrafiając na zwłoki starszego mężczyzny. Sądząc po stanie, w jakim było ciało, musiał umrzeć stosunkowo niedawno. Spojrzał na Olega, kiwając na znak, żeby był gotowy.
    Teraz, będąc już tak blisko pomieszczenia, mogli usłyszeć w nim poruszenie, ale przede wszystkim samą rozmowę. Prawdziwą ludzką rozmowę.
    — Ile mamy na niego czekać? Szczać mi się chce.
    — To idź się wyszczać na zewnątrz.
    — Co?! Żeby mi jaja odpadły?!
    — Tak jakbyś ich do czego innego używał. — Gromki śmiech rozbrzmiał po pomieszczeniu.
    — Zaraz sam swoje stracisz. — Usłyszał ciężkie stąpnięcia butów o posadzkę.
    — Daj spokój, Ignat. Przestań jęczeć. Jakoś przytrzymasz do Suchariewskiej!
    — Suka… Już dawno byśmy tam byli, gdyby nie ta mała dziwka! — Nagle dało się usłyszeć stęknięcie i wyraźnie kobiecy jęk. — To była twoja robota. Nawet dziewuchy nie umiesz przypilnować!
    — Ja nie przypilnowałem?! — Pisk, jakby odsuwanego mebla. Tamten najwyraźniej wstał z miejsca. — A kto odstrzelił starego?! Za niego też by sypnęli, ale nie, musiałeś tymi łapskami sobie podotykać, co?! — Kłótnia dalej ciągnęła się w najlepsze.
    Co najmniej dwóch. I więzień. Kobieta. Z tego co wnioskował mogli mieć do czynienia z jakąś pospolitą grupką bandytów. Mimo to nie powinni ich lekceważyć, szczególnie biorąc pod uwagę jego własny stan.
    Niepotrzebny. Bezużyteczny.
    Zacisnął mocniej usta, próbując odgonić te nieprzyjemne myśli.
    — Jakiś plan... panie Czerwony? No chyba że poczekamy aż... aż łaskawie się odstrzelą.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Wto 21 Gru 2021, 15:45

    Kiwnął mu również na znak, że jest wciąż w gotowości. Wysłuchał całej rozmowy w dziwnym nastroju satysfakcji. To, co usłyszał, wystarczyło mu, by w ułamku sekundy wyzbył się swojej dobroduszności i w świadomości natychmiast ich odczłowieczył. Znaczyło to ni mniej ni więcej jak to, że zabije bez zmrużenia oka, bez cienia wątpliwości, bez wyrzutów sumienia. Nie czuł nawet obrzydzenia, lecz najczystszą pewność swoich postanowień. A to było dobre, przyjemne uczucie.
    Odwrócił się do Aleksieja znów z tym śmiechem w oczach na jego całkiem zabawną propozycję.
    A potem szybko uświadomił sobie, że chciałby po prostu zrobić to sam. Jak mógłby go teraz narażać? Z drugiej strony, czy miał w ogóle taką władzę, by mu rozkazać schować się i czekać? Patrząc na jego twarz, tę część, którą mógł zobaczyć, miał wrażenie, że to nie wchodzi w grę dla tego nazistowskiego mózgu.
    - Słuchaj... - zaczął, lecz nagle zamilknął i przywarł do ściany, gdy kroki zaczęły zbliżać się do wyjścia.
    - A weź spierdalaj! - rzucił jeden z bandytów, najwyraźniej kończąc rozmowę. - Tylko czekać na mnie, nieroby!
    Musieli nieco się wycofać, by mężczyzna ich nie dostrzegł, ale potrzeba najwyraźniej zmusiła go do pośpiechu. Nawet nie rzucił światła w ich stronę. Mogli przez chwilę obserwować, jak oddala się w kierunku wyjścia. Oleg odprowadził go spojrzeniem, a gdy zniknął mu z pola widzenia, zwrócił się znów ku Aleksiejowi, prawie do niego przylgnął.
    - Posłuchaj, Alioszka - szeptał z naciskiem, kładąc mu rękę na głowie i przesuwając ją w dół na kark dwa lub trzy razy - mam do ciebie prośbę, dobra? Zrób mi taki mały prezent na nową drogę życia.
    Padnij na glebę i ani pary z gęby - podpowiadało mu coś, co chciał uznać za zdrowy rozsądek - Nie mogę cię teraz stracić.
    Najwyraźniej nie był to zdrowy rozsądek, bo ten podyktował mu inne słowa.
    - Twój kamrat podszedł mnie z nożem. Potrafisz zrobić coś takiego? Tak cicho? Tylko nie spierdolić tego, jak on? Dasz radę? - w międzyczasie wyjął magazynek by zorientować się, ile naboi zostało, ale syknął tylko ciche przekleństwo, gdy okazało się, że jest to sprzęt podłego typu, w którym jest to niemożliwe. - Zdejmij mi tego obszczymurka. Po cichu. Nie chcę mieć go na plecach. Potem wróć do mnie. I wchodzimy. Kontakt-strzał. Osłonię cię.
    Powiedział to wszystko niemal na jednym tchu, szybko, nie tracąc czasu, a może obawiając się, że w ostatniej chwili zrezygnuje i da wyraz swej nowonarodzonej protekcyjności wobec towarzysza. - To jak?
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Wto 21 Gru 2021, 17:49

    Czując dotyk na sobie, Aleksiej zaraz skupił całą uwagę na komuniście. Dziwny to był gest. Miał wręcz wrażenie, że emanował go pewnego rodzaju troską. Może ten pobyt na zewnątrz zaczynał już mu mieszać w głowie.
    Zadrżał, na wspomnienie o jego poległym kamracie. Wilhelm. Wzrokiem mimowolnie powędrował na opatrzoną rękę Olega. Ostatnia rzecz, która o nim mogła mu przypomnieć. Potem jego mina zrzedła, słysząc jak ten zaczął ot tak wydawać mu polecenia. Nazista nie przywykł do brania jakichkolwiek poleceń czy rozkazów od kogokolwiek innego niż od oficerów Rzeszy. Musiał jednak uciszyć swój wewnętrzny bunt. Zamiast tego przechylił głowę, wyginając usta w lekko złośliwym uśmiechu.
    — Osłonisz? Ty mój radziecki Obrońco — zadrwił, jakby w akcie zemsty za podobne frazesy rzucane przez Czerwonego. Wreszcie spojrzał na oddalającego się bandytę i poczuł to. Ten przyjemny zastrzyk adrenaliny. Dłoń prędko znalazła się przy pasie, ściskając mocno rękojeść noża.
    — Tylko spróbuj mi odebrać całą zabawę w środku… To sam zaserwuje ci jakąś sztuczkę nożem — rzucił jeszcze na odchodnym. Mimo użytych słów, jego ton nie brzmiał groźnie. Dało się wręcz powiedzieć, że przypominał on tę żartobliwą nutkę, w której tak lubował się Oleg. Przychodziło mu ona z taką łatwością, że aż z lekka się zaniepokoił. Jeszcze trochę i będą ze sobą rozmawiać jak starzy, dobrzy kompani.
    Bratanie z wrogiem. Zdradziecka szumowina.
    Obrzydliwy.

    Z trudem odganiając te myśli, ruszył w końcu za swoim celem, wykorzystując wszystko, co do tej pory. Był teraz cieniem bandyty, ostrożnie bacząc na każdy swój krok. Jego oddech spokojny, opanowany, choć ciągle bolesny w tej masce. Tamten w końcu przystanął, widocznie nie zamierzał wychodzić całkiem na zewnątrz.
    Przygotuj się.
    Chwycenie barczystego bandyty nie wchodziło grę, nie z jego ramieniem, dlatego musiał szybko i precyzyjnie wbić nóż. Poruszał się powoli, patrząc z obrzydzeniem, jak ten oddawał się potrzebie, mamrocząc co do siebie. Pewnie nadal był rozgoryczony tamtą kłótnią. Aleksiej odsunął się w końcu do ściany. Niczym drapieżnik czaił się na ofiarę, by wreszcie znaleźć ten moment i sięgnąć po to co jego.
    Uderz.
    Nóż przeszył szyję jednym płynnym ruchem, a bandyta zastygł gwałtownie, ostatnimi desperackimi ruchami chcąc sięgnąć do gardła. Aleksiej szybko wyciągnął broń, a czerwona posoka splamiła mu rękawice. Pozwolił ciału osunąć się na ziemię, wciąż nie odrywając wzroku od twarzy bandyty. Od tego jak dławił się własną krwi, a z oczu uchodziło życie. Zawsze coś było w tym widoku takiego, że sprawiał mu on wewnętrzną satysfakcję. Kolejny wróg poległy z jego ręki.
    Napawanie się tym nie wchodziło grę. Liczył się czas. Zanim jednak powrócił do towarzysza, postanowił jeszcze na szybko przeszukać ofiarę, a przede wszystkim zmienić maskę. Truposz już na niej nie skorzysta. Jemu natomiast czyściejsze filtry przyniosły niesamowitą ulgę, którą wyraził cichym westchnięciem. Zdążył jeszcze chwycić dwa magazynki, wystające z kieszeni kamizelki. Po broń nie było sensu sięgać.
    Wracał, a zielony oczy przepełniała duma.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Wto 21 Gru 2021, 20:53

    Nawet mu przez myśl nie przeszło, że tak naprawdę ma przed sobą wyszkolonego żołnierza w randze oficerskiej, czyli o kilka stopni wyżej, zupełnie go tak nie postrzegał. Nawet odprowadzając go spojrzeniem czuł, że coś w tym wszystkim jest niewłaściwego, że Aleksiej stracił dużo krwi i musiał być wyczerpany, a on go prosi o łeb bandyty w prezencie.
    Jaki nagle dziarski... Złośliwy nazistowski sukinkot - pomyślał o tych niby groźbach i mruknął pod nosem z nerwowego rozbawienia, skupiając uwagę już na tym, co działo się  pomieszczeniu. Głos kobiety umykał jego uwadze, jeśli w ogóle go z siebie wydawała. Jeden z bandytów nucił coś pod nosem, szurało po stole jakieś szkło.
    Trwał w tej ciemności, koncentrował się, ciało dostroiło się do tego, choć może wolniej niż wówczas, gdy szedł w tunele wypoczęty. Zaczynało mu się robić gorąco, no i oczywiście jak zawsze przed akcją, jemu też zachciało się odlać. Jakżeby inaczej.
    Ale przede wszystkim naprawdę kurewsko mu się dłużyło.  
    Widok powracającego mężczyzny sprawił, że musiał zawalczyć z ochotą, by nie spytać, czy to tylko krew bandyty, ale tak naprawdę dobrze wiedział po tej pewności bijącej ze spojrzenia, że wszystko poszło według planu. Poczęstował się magazynkiem, który szybko wymienił. Czasu było od tej chwili coraz mniej.
    Nie wymienił z nim już więcej słów, jedynie porozumiewawcze spojrzenie. Plan wydawał mu się nader oczywisty.
    Nie czaił się zbytnio, odstąpił od ściany i naturalnie złożył się do strzału wychodząc zza drzwi. A gdy jego oczom ukazało się pomieszczenie, wpadł w instynktowny tryb działania, który wyrzucił z jego myśli nawet tę dziwnie przytłaczającą troskę o Aleksieja.
    Kontakt - strzał.
    Zanim bandyci zdołali się zorientować, zdjął już pierwszego. Nie celował w głowę, miał być po prostu skuteczny, snajper z niego był żaden. Niemal cały czas w ruchu szył do nich potrójnymi seriami. Nie liczył naboi. Zabił lub ciężko  ranił drugiego, gdy dotarł do pierwszej zasłony - odrapanego filaru niemal na środku sali. Już wtedy podniesione krzyki i strzały wypełniły przestrzeń, światła latarek wirowały po ścianach, wydawało mu się też, że słyszy szloch.
    Poczekał, aż jego towarzysz ściągnie na siebie uwagę, by móc wysunąć się zza zasłony i dokończyć dzieła, jeśli ktokolwiek jeszcze pozostał przy życiu.
    Wszystko to tak naprawdę trwało tylko chwilę - element zaskoczenia i fakt, że bandyci zebrali się w grupie przy ogniu ułatwił sprawę.
    Nie lubił jęku rannych. Jeśli Aleksiej nie zechciał tego zrobić, sam ich dobijał bez użycia kul, własnymi rękami. A gdy ludzkie ścierwo co do jednego leżało bez ducha, to mentalne zimno, ten Oleg, który zabijał bez satysfakcji i bez żalu odszedł gdzieś głęboko do jego podświadomości. Do czasu, aż znów nie będzie mu potrzebny.
    Odszukał kompana spojrzeniem i natychmiast podszedł do niego, obejrzał go sobie od stóp do głów i z powrotem. O jego stan wprost nie pytał, jakby żart o radzieckim obrońcy w jakimś sensie go dotknął i nie chciał usłyszeć go znów. Może dlatego, że było w nim uwierające go ziarno prawdy, której nie pojmował.
    -  Miałeś trochę zabawy, czy czeka mnie opierdol i czary-mary z nożem? - odezwał się wreszcie, lecz zanim Aleksiej zdążył odpowiedzieć, znów usłyszał ten szloch. Cichy, pełen lęku. Zakładniczka była wolna, choć skąd mogła o tym wiedzieć? Zamiast się nią zająć miał czas by sprawdzić, co z towarzyszem i sobie z nim żartować.
    Idiota - pomyślał o sobie i ruszył ku niej.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Sro 22 Gru 2021, 15:59

    Strzały. Światła. Krzyki. Bandyci padają jeden po drugim. Wychylając się, Aleksiej patrzył na ten chaotyczny, wręcz dziki taniec, któremu oddał się komunista. Kompletnie odmienny widok od tego, do którego zdołał nawyknąć w Rzeszy. Gdyby mógł po prostu dalej tylko by obserwował, ale miał przecież swoją rolę do wykonania. Wsparcie, odwracanie uwagi, gdy było to konieczne, a co pozwalało tamtemu lawirować dalej. To przedstawienie niestety trwało dość krótko, element zaskoczenia zrobił swoje.
    A tym, którzy je przeżyli nie było dane długo cieszyć się z tego faktu. Sam zdołał natrafić na takowe i bez zastanowienia wbił mu nóż prosto w serce, przekręcając go powoli, by wreszcie wyciągnąć gwałtownie i jak gdyby nigdy nic pójść dalej.
    Oleg zdołał go odnaleźć i przez krótki moment patrzyli na siebie całych, jakby oceniając wzajemnie swój stan. Wreszcie kiwnął krótko głową, tym gestem chcąc pochwalić tę udaną, choć nieco chaotyczną jak na jego gust akcję. Zanim jednak poszło to dalej i poddali się kolejnej słownej potyczce, zakładniczka dała o sobie znać. Pozwolił Olegowi zająć się uratowaną kobietą, a sam podszedł powoli do ogniska, czując, że musiał klapnąć. Nawet wyszkolony żołnierz miał swoje limity. Szczególnie że nadal był osłabiony po utracie krwi. Aleksiej czuł, jak jego ciało znów ogarnęło zmęczenie, a w głowie zaczyna się nieco kręcić.
    Usiadł z westchnieniem, przez moment oddając się temu przyjemnemu ciepłu, dobiegającemu z ognia. Gdyby mógł, zamknąłby tutaj i teraz oczy. Nie, nie wolno. Spoglądał na leżące obok ciała, wzrokiem sunąć po nim i wtedy sobie przypomniał.
    No tak. Wypadałoby się przebrać.  
    Mając nowy cel, zaczął przyglądać się zwłokom, a raczej na tym, co nosili. Coś jak najmniej… splamionego krwią. Gdy wreszcie trafił na takowe, przyciągnął je z trudem bliżej. Dłonie zaraz wylądowały na własnym mundurze.
    Zaklął cicho, gdy w pewnym momencie próbował wysunąć zranione ramię z rękawa. To idzie mu za wolno, pomyślał z frustracją. A przecież nie wiedzieli, ile mieli czasu. Nadal mogła się wpaść reszta tej podłej zgrai, a wątpił, że mieliby z kolejną grupką tyle szczęścia, co z tą leżącą właśnie pod jego stopami. Istotny był teraz pośpiech.
    — Czer- Oleg. Ubranie — Wymówił po raz pierwszy imię towarzysza, chcąc zwrócić na siebie uwagę, podnosząc wyżej ściągniętą kurtkę z bandyty. Starał się brzmieć pewnie, stanowczo, tak jak zwykł zwracać się do szeregowych. Niestety jego próba spełzła za niczym. Brzmiał cicho i słabo. — Potrzebuję…
    Pomocy.
    Słowo nie zdołało mu przejść przez gardło.
    — Podpórki.
    Jeśli kobieta obserwowała ich, to nie skomentowała tego. Może była zbyt zajęta swoją żałobą. Lub zwyczajnie się ich bała. Nie dziwił się jej, szczególnie po tym co zobaczyła. On za to postanowił wykorzystać jej obecność, skupić się na czymkolwiek innym, niż tej niezręcznej bliskości z komunistą.
    —  Jak ci na imię? —  nieco szorstko zwrócił się w końcu do kobiety.
    Ta w końcu podniosła głowę, patrząc tak, jakby do niej nie docierało, co mówił.
    — Imię — powiedział z większym naciskiem.
    — V- Vanya — wyszeptała wśród łkań.
    — Ładnie — skwitował krótko, nie wiedząc za bardzo, co innego powiedzieć. Ta spojrzała na niego, co tylko wprawiło go jeszcze w większe zakłopotanie. Może nie powinien był nawet zaczynać. Nie nadawał się do takich przyziemnych rozmów.
    — To miał być tylko skrót… Tylko skrót — Usłyszał nagle. Dziewczyna mamrotała do siebie, wzrokiem skierowanym do ogniska. — Skrót, wujaszku. Dlaczego…
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Sro 22 Gru 2021, 17:46

    Oleg obejrzał ją pierwszy. Z pewnością opierała się dotykaniu, o którym wspominali bandyci. Mimo chłodu spod za dużego płaszcza widać było nagie łydki. Czy widział tam krew?
    - Zabierzemy Cię stąd, towarzyszko - nie dotykał jej, ale przyklęknął, by patrzyli na siebie z tego samego poziomu. Ludzie metra nauczyli się żyć bez nadziei, ale ona wyglądała tak, jakby jeszcze do niedawna ją miała i właśnie utraciła. Upiorny był to widok.
    Jakie to szczęście, że w niczym nie przypominała Ludy. Nie wiedział, co by wtedy zrobił.
    Choć może... nic? Był tak zmęczony płytkim oddechem, że nie miał siły na odrazę czy nienawiść.
    - Jaka stacja? Skąd jesteś? - Kobieta nie miała szansy mu odpowiedzieć, bo momentalnie jego uwagę przykuł kompan wypowiadający jego imię. Zwrócił się w jego stronę i chwilę go obserwował, nie dlatego, że nie rozumiał jego potrzeby, ale dlatego, że próbował sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek słyszał swoje imię w jego ustach.
    Jakie to ma znaczenie? - otrząsnął się w duchu i zagarnął poszkodowaną ramieniem, by wszyscy we troje mogli skorzystać z ognia, a on przy okazji mógł też wykonać swoją powinność. Wszak ta rana była ceną, jaką ktoś zapłacił za jego życie.
    Nie poczęstował go tym razem żadną kpiną, może również dając tym milczeniem wyraz swemu znużeniu.
    - Już nie krwawi - powiedział tylko przy okazji zerkając na ranę, choć starał się jej nie dotykać zakrwawionymi, brudnymi dłońmi. Dobry znak.
    Pozbył się tego haniebnego w jego oczach munduru nie bez przyjemności. Nawet jeśli musieli się spieszyć, nawet jeśli te okoliczności zupełnie temu nie sprzyjały, naprawdę poczuł fizyczną ulgę, gdy wreszcie tak symbolicznie się zrównali. Nie czuł też zażenowania dotykiem, faktem opieki nad kimś, nad nim. Oswajał się powoli ze swoją niespodziewaną troskliwością i ten jej wyraz dawał mu swego rodzaju satysfakcję.
    Oczywiście wszystko to zachował dla siebie, bez złudzeń, jak to może wyglądać w oczach nazisty, któremu wtłacza się do głowy tę parszywą, nieludzką ideologię. Słabość byłaby pewnie najłagodniejszą z ocen. Zboczenie - najbardziej prawdopodobną.
    Jakby na potwierdzenie jego domysłów Aleksiej zaczął "rozmawiać" z kobietą. Najpierw przewrócił oczami na tę sekwencję poleceń, później westchnął znacząco.
    - Jesteś beznadziejny.
    Oleg po Ludmile nie miał kobiety, a ją stracił już dawno. Był wtedy bardzo młody i nie pamiętał tamtego siebie zbyt dobrze, niedojrzałego, ale pełnego, niezniszczonego cierpieniem. Potem wylądował w gułagu, by wieszać ludzi. Mimo to, a może właśnie dlatego czuł, że poradziłby sobie lepiej w kwestii wspierania ofiary, choć nie pouczał go już. Nie miał siły.
    Gdy skończył z Aleksiejem, zajął się sobą, teraz licząc każdą straconą chwilę. Może to wiatr się wzmógł, ale miał wrażenie, że coraz więcej słyszy i coraz mniej są bezpieczni. Szybko poradził sobie z grabieniem zwłok i oceną przydatności ubrań, była to na biednych komunistycznych stacjach umiejętność każdego obywatela.
    - Gotów? - spytał jeszcze ostatni raz towarzysza i wziął kobietę na ręce. Choć była tak drobna, poczuł wyraźnie jej ciężar. Na szczęście uczepiła się go i mógł dość dobrze sobie z tym radzić. Choć nie wiedział, jak długo.
    - Proszę, powiedz, że pamiętasz ten skrót - rzucił w przestrzeń wychodząc z pomieszczenia, osłaniając twarz kobiety tak, by nie oglądała zwłok. Vanya nie odpowiedziała. Choć niósł ją Oleg, często zerkała na Aleksieja dużymi, łzawymi oczyma.
    Wreszcie wskazała kierunek chudym palcem. Wcale nie prowadził on do wyjścia a niżej, w stronę schodów w dół, niknących w mroku.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Czw 23 Gru 2021, 15:16

    Mundur trafił do ognia. Aleksiej sam go tam wrzucił. By zatrzeć ślady, wmawiał sobie. Przez chwilę stał nieruchomo, patrząc jak ubiór trawił ten niszczycielski żywioł. Znów poczuł ten nieprzyjemny uścisk w sercu. Jego tożsamość. Przynależność. Duma. Nie wiedział, co go przerażało bardziej. Fakt, że tak łatwo się go pozbył, czy to, że niemal symbolicznie pozwolił komuniście go z siebie zdjąć.
    Nie było czasu zagłębiać się w to bardziej. Musieli ruszać, więc wykorzystał resztę czasu na przeszukanie zwłok, choć nie szło mu to tak sprawnie jak towarzyszowi. Wreszcie ruszyli w drogę z nowo poznaną Vanyą, niesioną przez Olega.
    — Nie podoba mi się to — stwierdził, spoglądając podejrzliwie to na schody, to na kobietę. Zaufanie zawsze było problematyczną kwestią dla nazisty. Mieszkanie na stacjach Czwartej Rzeszy głównie wymagało mieć się na baczności. Nigdy nie wiesz, skąd nadejdzie cios.
    Jego umysł już zdołał podsuwać mu różne scenariusze, że to wszystko w pokoju była tylko szopka, a kobieta współpracowała z bandytami, by prowadzić takich samozwańczych bohaterów ku zagładzie. Teraz jednak nie mieli wyjścia. Nawet do uszu Aleksieja docierały już dźwięki, które zdecydowanie nie dało się już przypisać wiatrowi.
    Postanowił pójść pierwszy, ot żeby poświecić Olegowi, by ten bezpiecznie zszedł z Vanyą na dół. Schodzili do piwnic muzeum, latarka Aleksieja natrafiała na zakryte płótnem meble czy obrazy.
    — Tu…— Cichy głosik dziewczyny sprawił, że się zatrzymał, trafiając snopem światła na pordzewiałe, metalowe drzwi. Z początku nie zauważył w nich nic nadzwyczajnego. Dopiero zbliżając się bardziej, udało mu się coś dostrzec.
    Niewielkie wyżłobienie w kształcie prostej strzałki. Chyba wreszcie zaczynał pojmować.
    — Twój wuj. Był stalkerem.  — Bardziej stwierdził niż zapytał. Mimo to kątem oka zdołał zauważyć, że jak dziewczyna kiwnęła słabo głową.
    Nie musieli się długo siłować z drzwiami. Nie pomyślał jednak, że poczuje ulgę, gdy zobaczy, co się znajdowało po drugiej stronie. Właz. Cholerny właz. Pewnie był tam bunkier. A skoro stalker zwał to skrótem, to mógł łączyć się z metrem. Była w tym pewna logika. Możliwość ucieczki z cennymi obrazami daleko poza strefą walk. Plan, na który się przygotowano, a jakiego nie zdołano ostatecznie wprowadzić w życie.
    Nieistotne, bo w środku licznik w końcu przestał tykać i ogarnęła ich błoga cisza. Dało się tutaj oddychać. Aleksiej zaraz to wykorzystał, zdejmując tę uwierającą maskę. Usłyszał jak Vanya wciąga nagle powietrze. Odwrócił się do niej, unosząc brew w zdumieniu, ale ta zdążyła uciec już wzrokiem gdzieś w bok. Aleksiej tylko wzruszył ramionami, niezbyt rozumiejąc to zachowanie.
    — Wyglądam aż tak przerażająco? — szepnął cicho to pytanie, nie oczekując zbytnio odpowiedzi. Znał ją.  
    Oczy. Przekleństwo. Plugastwo.
    Pokręcił zaraz głową, ignorując to.
    Nie wiedział, jaki dystans był stąd do stacji. Musieli odpocząć. Po walce, ich wcześniejszym marszu przez Moskwę.  
    Dziewczyna w tym czasie zdążyła się skulić gdzieś obok, widocznie chcąc zasnąć. Po takim nadmiarze wrażeń jej się nie dziwił. Sam też o tym marzył. Choć te kilka godzin odpoczynku, by móc pójść dalej. Suchariewska poczeka.
    Oparł się o ścianę i gestem zachęcił, by Czerwony zrobił to samo, tuż obok niego.
    — Wiesz… — Przechylił głowę, choć w oczy mu nie spojrzał. — Tam na górze. Z ciebie też jest niezła „Bestia” w walce. Ale jakbyś tam trochę wyżej unosił lufę… — zaczął, jakby pouczał pierwszego lepszego szeregowego. Chwycił bezceremonialnie dłoń Olega, układając ją w niby pistolet i udając, że nią strzela. Tak jak za dzieciaka się robiło. Jeszcze przed tym wszystkim. Nie wiedział, czemu nawet to zrobił. Może chciał rozluźnić atmosferę? Albo ta przechadzka po Moskwie wprawiła go w dziwną nostalgię? A może zwariował? Zaśmiał się gardłowo na samą tę myśl. I wtedy spojrzał na ich ręce. Na ubrania. Teraz niczym się już nie wyróżniali. Jedynie wnętrzem.
    — Trzeba będzie czatować. Na wypadek… gdyby któryś z tamtych miał więcej oleju w głowie i zszedł na dół. Wziąłbyś... pierwszą… zmianę.  — Oczy Sorokina już same zaczynały mu się zamykać. Zmęczenie wzięło nad nim górę i ostatecznie głowa nazisty opadła w końcu na coś miękkiego i wygodnego, że ani już myślał się z tego ruszyć.


    Ostatnio zmieniony przez Raiden dnia Pią 24 Gru 2021, 01:39, w całości zmieniany 1 raz
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Czw 23 Gru 2021, 16:44

    Vanya, choć wydawała się nie większa od małego, wystraszonego zwierzątka, po jakimś czasie zaczęła nieco ciążyć, więc widok włazu i perspektywa odpoczynku podziałały na Olega, jak zastrzyk adrenaliny. Był jednak zdecydowanie spokojniejszy niż kompan. Powierzchnia to nie był jego żywioł i gdy tylko schody prowadziły w dół, wolał obrać tę ścieżkę.
    - Dzięki Bogu za stalkerów - uśmiechnął się stawiając dziewczynę na własne nogi, by pomóc z włazem. Zamknięcie go z drugiej strony było jak wynurzenie się z mętnej wody. W wielką ulgą zaczerpnął powietrza, odkaszlnął, splunął gdzieś w bok, wyrzucając z ust ten specyficzny posmak. Z  miejsca poczuł się w tej betonowej klatce niemal jak w domu. W porównaniu z tym zimnym, ciemnym piekłem na górze to cisza, swobodny oddech i brak przeklętego wiatru to było coś, co mogło otulić spokojem, jak ciepły koc.
    Nie zadawał więc żadnym zbędnych pytań, gdy Aleksiej w dziwny sposób dopuścił go bliżej siebie i zaśmiał się cicho na jego pouczenia. To już zaczynało mu się z nim kojarzyć - zawsze dążący do perfekcji. Teraz jednak, gdy był tak wycieńczony, sam kontrast poważnej rady i tego chłopięcego gestu sprawił, że Oleg poczuł na sercu jakieś zapomniane ciepło. I dla odmiany on na niego patrzył, wprost na jego twarz, korzystając z tego, że nie groziła im niezręczna wymiana ów spojrzenia.
    - Jestem tylko prostym sołdatem, Bestyjko - usprawiedliwił się i poruszył nieco na swoim miejscu, by ułożyć obolałe ciało wygodniej, ale tak, by nie rozleniwiło się za bardzo, przyjął bowiem propozycję pierwszej warty. Uwolnił wreszcie Aleksieja od swojego spojrzenia, które skierował najpierw na drzemiącą Vanyę, potem na wprost, na niemal czarną betonową ścianę i mrok czający się w kątach.  - Powiem ci coś... Te twoje oczy są po prostu... inne, wyraźne, nie widziałem jeszcze takich. Tu wszyscy mają je jakby rozmyte, albo przykurzone. Nie wiem, czy to możliwe, ale tak to widzę... A twoje są jak... - wykonał lekki gest dłonią sam dla siebie, szukając odpowiednich słów - trawa, świeża trawa... albo młode liście brzozy. Widziałeś w ogóle młode liście brzozy? Wyjeżdżałeś gdzieś z Moskwy?  - w pewnym momencie snucia słowo za słowem zorientował się, że jego rozmówca śpi, oddychając w ten spokojny, charakterystyczny sposób. Znów zmieniał się w chłopca, żadnej podejrzliwości, żadnego obrzydzenia, żadnego rozczarowania sobą czy innymi.
    Oleg jednak mówił dalej niby do niego, a właściwie do siebie, tylko trochę ciszej.
    To wspólne ciepło i spokojny obrazek ciała przy ciele nie usypiał, wręcz przeciwnie, poczuł jakieś szczególne pobudzenie, które pomogło wytrwać. A gdy i ono w końcu zeszło po czasie trudnym do określenia, poruszył się, by zbudzić towarzysza.
    - Ja tylko na trochę - zarzekał się. - Za spieszno mi na stację. Tam się wyśpię, o jak się wtedy wyśpię... I napijemy się, Bestyjko, co tam będą mieli najlepszego - zanim skończył zdanie, już stracił przytomność.
    Prawdą jednak było, że miał już tylko jeden cel i po tej drzemce znalazł w sobie siły, by go jak najszybciej zrealizować. Cierpliwość go opuściła.
    Nie wiedział, czy było to daleko czy nie, z pewnością minęło go na tyle, by ponownie poczuł ból nóg, ale byli głęboko w metrze... a tuż przed nimi zamajaczyła wreszcie rdzawa brama.
    Aż złapał Aleksieja za szyję i cmoknął go w skroń w przypływie radości i ulgi.
    Nagle syknął przeklenstwo, gdy blask wdarł mu się pod powieki.
    - Kto idzie? - krzyknął ktoś ostro, ktoś, kto oślepił ich latarkami... nie, reflektorami. Zabolało i poirytowało to Olega, który był już tak blisko ciepła, jedzenia, picia, prawdziwego odpoczynku...
    - Pokazać się! - rozkazywał dalej wartownik.
    - No jak to kto? Stado nosalisów, żeby się nażreć twoją wątrobą - krzyknął mu w odpowiedzi trochę z humorem, więcej z desperacją - Człowieku, wpuść nas, jesteśmy ranni, mamy tu kobietę, która ledwo stoi.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Pią 24 Gru 2021, 14:42

    Aleksiejowi śniła się trawa. I brzozy. Nie wiedział skąd, ale był pewien, że te drzewa nazywano kiedyś brzozami. Krótki, ale przyjemny sen.
    Dlatego sam nazista ochoczo wyruszył w głąb aż do tuneli, nie zatrzymując się ani na chwilę. Ten trud się opłacił. Ujrzeli w końcu bramę. Oczywiście komunista musiał wyrazić radość swym kolejnym bezwstydnym gestem, ale nim zdążył zareagować, oślepiły go reflektory. Instynktownie zakrył oczy.
    Usłyszał tę krótką wymianę zdań między wartownikiem, a Olegiem. Potem nastąpiło jakieś poruszenie.
    — Co, że kolejni? — rozległ się czyjś głęboki głos.
    Wstrzymał oddech, czekając z niecierpliwością na to, co nastąpi. Co jeśli ich nie wpuszczą? Czy będą zmuszeni tu koczować i modlić się o dobroduszność wartowników? Te wątpliwości na szczęście szybko zostały rozwiane, gdy reflektory przygasły nieco, a brama zaskrzypiała głośno, ukazując im dwie stojące postaci. Zamrugał kilkakrotnie, spoglądając w ich stronę.
    — Dokumenty? — odezwał się ten bardziej barczysty. Odruchowo zagryzł wargę.
    — Skradli.
    Drugi zacmokał ustami. Zaczęli między sobą co szeptać. Nie pozostało nic innego niż czekać.
    — To wystarczy symboliczna kwota. Takie…dziesięć naboi od osoby.
    — D-dziesięć?!  — powtórzył z niedowierzeniem Sorokin. Oczywiście. Jakieś kłopoty na Czerwonej, więcej imigrantów, to i ludzie Hanzy chcieli skorzystać. Aż ręka sama chciała sięgnąć pod nóż i poharatać te ich uśmieszki. Wątpił, że daliby to jakoś przenegocjować. Mimo to postanowił spróbować, jego twarz przybrała zmęczony, niemal błagalny wręcz wyraz.
    — Panie, chociaż odstąpcie mojej narzeczonej. — Tutaj chwycił delikatnie za rękę Vanyi, by potem chwycić ją w pasie i przyciągnąć. Ciało miała spięte. Spojrzał przelotnie na nią. Na te rzadkie, w kolorze słomy, włosy, okalające jej bladą, ale ciągle młodziutką, trochę wychudzoną buźkę. Ta widocznie zrozumiała, jakiego to przedstawienia się podjął, bo zaraz przylgnęła mocniej do niego.— Ledwo udało nam się ujść z życiem przed bandytami. Gdyby nie to, że szwagier strzelać umie, byśmy tego nie przeżyli. Zdecydowanie.
    Wartownik zmrużył brwi, a on cierpliwie czekał. Wydawało się, że minęły wieki, nim tamten wreszcie westchnął głęboko, na nowo się odzywając:
    — Od mężczyzn wziąć po dziesięć.
    Aleksiej  zaraz zaczął żarliwie dziękować, tuląc mocno Vanyę, chcąc w ten sposób wyrazić swoje szczęście. Puścił ją dopiero, gdy minęli ostatniego wartownika, przepraszając ją cicho.
    Dotąd nie był na Suchariewskiej. Słyszał tylko, że sama stacja była słabo zaludniona, ludzie tam raczej krótko przebywali, nawet oświetlenia nie posiadała. Ponoć Hanza nawet zbytnio żołnierzy swoich tam nie wysyłała. Teraz obraz przedstawiał się zgoła inaczej. Jakakolwiek sytuacja panowała w metrze, zmieniła to miejsce nie do poznania.
    — Niedobrze. Jeśli na Suchariewskiej już tak pilnują, to co dopiero na Prospekcie. Jeszcze bez paszportów…— Oczywiście umysł Aleksieja nie umiał zbytnio zaznać spokoju. Wykorzystywał tę chwilę wytchnienia, by obmyślić dalsze kroki. — Trzeba będzie się zorientować.
    Jednak nawet on w końcu odpuścił myślenie, szczególnie gdy do jego nozdrzy dotarł znajomy zapach gotowanego mięsa. I jak na zawołanie, jego żołądek zaraz dał o sobie znać, przypominając mu o głodzie, który do tej pory tak gorliwie ignorował. Teraz już się nie dało. Ręka instynktownie chwyciła za magazynek, w którym nadal tkwiło trochę naboi. Powinno starczyć.
    — Poszukajcie stolika albo jakiś kąt. Pójdę po coś ciepłego — zasugerował szybko i zanim ci zdążyli odpowiedzieć, już ruszył w stronę lady.
    Tam też chętnie wyłożył naboje, by dostać porcje tej potrawki do pordzewiałych metalowych misek, która teraz wręcz odurzała zapachem.
    —  A może jeszcze herbaty? —  dopytywała jeszcze starsza kobiecina, a Aleksiej kiwnął z lekkim uśmiechem.
    I herbaty. Oczywiście. Co to za posiłek bez herbaty?
    Gdy dostał to czego chciał, wzrokiem odszukał Olega i Vanyę, którzy zaraz mogli się wraz z nim nacieszyć posiłkiem i kubkiem parującego wywaru.
    Przegotowana wieprzowina. Obrzydliwe, pomyślał, biorąc łyżkę tej potrawki i wsadzając ją do ust.
    Błogi uśmiech zagościł na jego twarzy.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Pią 24 Gru 2021, 16:31

    Oleg przyjął szopkę Aleksieja z ukrytym rozbawionym zdumieniem. Nie sądził nawet, że w tym nazistowskim służbiście drzemią takie talenty, które przypisywał raczej ludziom takim, jak on, skazanym na kombinowanie dzień po dniu. Niczym się nie zdradził, ale zapamiętał, by kiedyś pożartować sobie z tego.
    Skinął głową przechodząc obok wartowników już bez słowa. Nawet ta bandycka cena nie była w stanie pozbawić go tego przemiłego uczucia - mógł wreszcie odpocząć, usiąść w cieple, wokół ludzi, wokół rozmów. I nie było dla niego ważne, gdzie właściwie się znaleźli, byle mieć przed sobą strawę. Jeśli jego podręczny perfekcjonista chciał wciąż myśleć i planować, w porządku.  Jego pociągała myśl o potrawce i alkoholu. Musiał zadbać o swoje najbardziej podstawowe potrzeby.
    - Vanya, Vanyeczko - zagadał łagodnie do dziewczyny usadzając się z nią w kącie i przetarł przedramieniem niewielki, okrągły blat, jakby miała ich czekać zaraz królewska uczta. Pakunek ze zrabowanymi fantami wylądował tuż obok. - Jest czas na smutek, ja wiem, wiem... A jest czas, by się pocieszyć, że wszyscy dychamy.
    Dziewczyna patrzyła na własne zakrwawione paznokcie uczepione o krawędź stolika. Powoli jednak jakby odnalazła swoją nadzieję, małą jej iskierkę, która sprawiła, że spojrzała na niego nieco inaczej. Może zrozumiała, że tych dwóch ludzi to jej ostatnia i jedyna szansa. Z pewnością jednak wydała się Olegowi ładniejsza.
    - Nic się nie bój. Jestem przecież twoim bratem - odwrócił głowę, by zerknąć po obecnych, akurat odnajdując powracającego Aleksieja - O, a oto i twój Luby!
    Powiedzieć, że Oleg pochłonął potrawkę, to nic nie powiedzieć. Po chwili nie było po niej śladu, tak samo jak i po herbacie. Podczas tego posiłku nie powiedział ani słowa. Delektowanie się jedzeniem nie było luksusem, na który tacy, jak on, mogli sobie pozwolić.
    - Pomyślimy o tym wszystkim, pomyślimy, Bestyjko - schylił się by pogrzebać w pakunku - Ale teraz nie dręcz duszy, przecież coś wam obiecałem!
    Zrzucił z siebie kurtkę, ogrzany posiłkiem i postępującym dobrym humorem.
    - Mateczko - wstał i zwrócił się do kobiety przy ladzie, opuszczając na chwilę towarzystwo kompanów  - potrawka palce lizać, ale może coś mocniejszego się znajdzie? - zaoferował jej za to igły, nici i kilka zdjęć z mieszkania na powierzchni. - Będzie dobrze? - upewnił się. Kobieta mocno wpatrywała się w jedno ze zdjęć, nawet nie patrząc na niego podała mu butelkę  i kubek.
    - Moja siostra... - wskazał na Vanyę - potrzebowałaby się trochę oporządzić w jakimś ustronnym miejscu. Pomoże Mateczka?
    Gdy wrócił, wydawał się tak rozweselony, jakby upiła go sama myśl o piciu. Pierwszą porcję podał dziewczynie, a gdy ta pokręciła głową, wepchnął ją w dłoń Aleksiejowi, trącił kubek butelką i łyknął z gwinta. Nie był to tak zupełnie najpodlejszy trunek, a na pewno po jakimś czasie dodał błękitnym oczom specyficznego blasku rozbuchanej śmiałości. Ledwo opanował się, by nie zaśpiewać którejś z komunistycznych przyśpiewek.
    - Nie, nie... - mruknął do siebie i zaintonował, wysoko podnosząc butelkę, z której dolał jeszcze towarzyszowi - To może ta... "Nie targuj się, nie bądź skąpa. Zbliż swe usta szkarłatne Bliżej młodzieńca siądź. Oto już noc zamglona zapadła. Czeka dzielny zuch... "


    ********


    - Kto to? Tam...
    - Widzę... Stać!
    - Dać przejść, szybko! Otwieraj, żołnierzu! Wrócił! Otwieraj.
    -Kto?
    Postać wtoczyła się do korytarza i oparła na młodym, zaskoczonym szeregowcu, który podtrzymał go patrząc jak cała reszta oddziału zbiera się wokół. Większość nie mogła uwierzyć w to, co widzi.
    - Herr Leutnant?
    Szestakow pozwolił sobie na tylko chwilę słabości, zaraz odepchnął młodego od siebie i wsparł się o ścianę, ale szedł dalej.
    - Muszę się widzieć... z Herr General... - wysapał, ściskając dłoń na broni. Utykał.
    - Ale jak, teraz? Herr Leutnant, jest pan ranny...
    Mężczyzna złapał szeregowego za szmaty, jak dzieciaka i odsunął sobie z drogi.
    - Prowadź mnie do Sorokina. Teraz. To rozkaz.
    Raiden
    Raiden
    Tempter

    Punkty : 1107
    Liczba postów : 223

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Raiden Nie 26 Gru 2021, 16:58

    Chciał przewrócić oczami, odłożyć kubek i odmówić. Nie mieli na to czasu. Widział jednak, że protesty na nic się nie zdadzą, a komunista ochoczo zamierzał dopełnić obietnicę. Wreszcie sam też uległ, opróżniając zawartość kubka. Wypiją i obmyślą co dalej. Tak sobie przynajmniej powtarzał. Problem w tym, że Oleg ani myślał pozostawiać mu pustego naczynia. Pozwalał mu na to, początkowo ignorując te jego przyśpiewy.
    Zwrócił nieśmiało wzrok na Vanyę, do której akurat kobiecina z lady podeszła, coś jej tam szeptać zaczęła i chwilę później obydwie oddaliły się. Zmarszczył brwi, patrząc na towarzysza, ale ten nie wydawał się tym faktem przejęty. Sam wzruszył w końcu ramionami, wracając do picia.  
    Czas mijał, a trunek zaczął na niego działać. Ciało się rozluźniło, umysł też. Zielone oczy teraz błyszczały, a jego twarz nieco zarumieniła się od wypitego alkoholu. Gorąco mu się robiło. Wysunął dłonie z rękawiczek, kurtka trafiła na kolana. Podwinął rękawy rozciągniętego swetra i tak bawiąc się kubkiem, patrzył na towarzysza. I w którymś momencie zaczął sobie nucić pod nosem, aby w końcu nieporadnie próbował wraz z nim zaśpiewać. Głos był zbyt skrzeczący, w słowach ciągle się gubił, więc wreszcie poczerwieniały dał sobie spokój.  
    — Śpiewaj dalej, sam nie potrafię — odwrócił wzrok, w którym nadal tkwiło rozbawienie.
    Gdzieś nawet na tyle się odprężył, że sam zaczął co mówić, zamiast tylko słuchać Olega. Gadał, cokolwiek mu się tam akurat przypomniało. Rozmówcą najlepszym nie był, ale starał się.
    — I tak oficer podchodzi…już tutaj pistolet mi wyrywa, a ja mu próbuje… no próbuje powiedzieć, że jest odbez-odbezpi- No wiesz, o co chodzi! — Kubek uderzył o blat stołu. — A ten nic! Wywija nią i gada sobie dalej! I nagle jest lufą w dół i bam! Postrzelił sobie stopę! Zaraz krzyki, śmiechy, on podskakuje jak zając — Zniekształcony obraz skaczącego oficera  i zaraz Aleksiej zachichotał. Zakrył usta dłonią, nie mogąc przestać. — My nadal uśmiani! Ale jak spojrzał na nas! Jak my czmychali… Tak myśmy zwie-zwiewali, że myślałem… że my zaraz do Cze-Czechowskiej zajdziemy!
    Podniósł głowę, kompletnie roześmiany. Dopiero wtedy zauważył, jak blisko znajdował się Olega. Kiedy zdążył się tak do niego pochylić? Tym razem to nie oczy przykuły jego uwagę. Nim nazista się zorientował, jego dłoń sama powędrowała do twarzy Czerwonego, próbując odgarnąć jakieś niesforne kosmyki.
    Nie dzieliły ich żadne maski i rękawiczki. Myśl ta skrępowała nazistę, który zaraz się odsunął.
    — Ob-obciąłbyś się.
    Vig
    Vig
    Seducer

    Punkty : 3695
    Liczba postów : 739

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Vig Nie 26 Gru 2021, 18:13

    Oleg bawił się w najlepsze, a fakt, że Aleksiej okazał się jednak wdzięcznym kompanem do picia, tylko pogłębiał jego jowialny nastrój.
    - Potrafisz, potrafisz! Każdy potrafi, tylko wam śpiewać pewnie bronili! I masz! Głos tylko do rozkazywania! Ale ja bym słuchał, śpiewaj mi, Alioszka!
    Wraz z kolejnymi łykami i upływającym czasem słowa, które wypowiadał, nabierały specyficznej hiperpoprawności - tak właśnie objawiało się jego upicie. Nie bełkotał, a wyrażał się bardzo dokładnie. Poza tym mniej się śmiał, bardziej rechotał i oczywiście jego oddech pachniał dokładnie tak, jak trunek.
    Ich zachowanie nie uszło uwadze innych obecnych. Wielu z nich przybyło tu poza niewielkim dobytkiem dźwigając jeszcze cięższe przeżycia, a taka młodzieńcza, niegroźna wesołość przyciągała. Ktoś próbował śpiewać z Olegiem, ktoś poszedł po butelkę i dla siebie, energia niejako rozpłynęła się po niedużym pomieszczeniu i na jakiś czas przegnała wiszący pod sufitem strach i niepewność jutra.
    Ale Oleg nie był nawet tego świadom. Prawie nie spuszczał wzroku z towarzysza, a im więcej tamten mu opowiadał, tym mniej on sam mówił, jakby przeczuwając, że to się może nie powtórzyć, że dzieje się coś cennego, czego nie powinno się przerywać. Kiedyś nawet by nie powiedział, że naziści potrafią się śmiać, a już na pewno nie oficerowie, ci przecież nie mieli duszy. A Aleksiej śmiał się, był rumiany, oczy błyszczały mu jak gwiazdy... Tak to widział. Alkoholowe upojenie zmieniło troskliwość Olega w czyste rozczulenie.
    - Alioszka... - nie pozwolił mu się odsunąć tak łatwo po tym geście, który, jak mu się wtedy wydawało, stanowi odwzajemnienie jego własnej czułości. Ciężko było nawet powiedzieć, że patrzył, oczy miał przymknięte w wąskie szparki, suche wargi łagodnie wykrzywione, a ciężar ciała, jakim obarczył towarzysza świadczył ewidentnie o problemach z koordynacją. Przytulił jednak czoło do jego skroni najdelikatniej, jak potrafił, a głos miał cichy i miękki, gdy starał się wypowiadać każde słowo ze swoją nadpoprawną manierą - Alioszka, powiem ci coś... ja nienawidzę być tam, na górze... Nie znoszę takiej Moskwy... boję się... Kurwie miasto... ale właśnie tam, teraz... pomyślałem, że muszę znowu żyć naprawdę. Już się nie mogę bawić z kostuchą... Alioszka... ty mnie nie znienawidzisz, prawda?
    I nagle, w jednej sekundzie, nastrój komunisty z beztroski zmienił się w coś zupełnie przeciwnego. Dla jego umysłu to, co powiedział, było najzupełniej jasnym wyznaniem, którego szybko się przestraszył. Najpierw cofnął głowę i spojrzał na Aleksieja szeroko otwartymi oczami, a potem z jego ust wydobyło się westchnienie podobne do szlochu.  Cofnął się, szurając krzesłem i pochylił nisko nad stolikiem z czołem wspartym na dłoni, osłonięty zasłoną jasnej grzywki. Lekko zadrżał, ale nie były to spazmy rozpaczy, a potem zastygł w ciszy. Zapewne mógłby tak i zasnąć.

    Sponsored content

    Two sides of the same coin - Page 2 Empty Re: Two sides of the same coin

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Pon 20 Maj 2024, 04:59