- Dziś już jesteś mój. Nie czujesz, nie widzisz? - rzucił to pytanie, nie oczekując jednak odpowiedzi. Kontynuował przyciszonym głosem, ale nie szeptem. Wciąż każde słowo, które do Nikity wypowiedział, miało swój ciężar - To, co proponujesz, życie na spokojnej stacji, byłoby kuszące, gdyby nie to, że nie jest możliwe. Wiem, że zdajesz sobie z tego sprawę, bo... poznałeś mnie nieco lepiej, niż było wskazane. Niż bym tego chciał. Trzeba będzie ponieść tego konsekwencje, prawda, mój Nikito? - westchnął cicho, zwracając się już zupełnie obliczem ku mężczyźnie.
- To, o czym mówię, nie ma nic wspólnego z żadnym "dziś" czy "jutro". Nie miałem na myśli fizycznych aspektów takiego oddania, choć, jeśli byś tego potrzebował, mógłbym wziąć to pod uwagę. Twoja cielesność mnie nie odpycha. Przeciwnie - i jakby na dowód tego wyswobodził dłoń i objął Jegorowa ramieniem, przyciskając zdecydowanie do siebie. To chwilowo przerwane spojrzenie po raz kolejny wyrwało z jego ust kolejny ciężej zaczerpnięty oddech.
- To chyba tylko marzenia o człowieku, który będzie dość cierpliwy, by wypełnić wszystkie te niedoskonałości, te wszystkie... braki. Przy którym jest tak bezpiecznie, że można być... rozkojarzonym, sentymentalnym, nieidealnym. To bardzo egoistyczne marzenie, Nikito. Rozumiem to. Sądzić, że pójdziesz, ot tak, w nieznane. Z nieznajomym. No cóż, mogę cię tylko zapewnić, że to marzenie jest prawdziwe. A ja powinienem być... co najmniej niepocieszony, że je we mnie obudziłeś. Wypada mieć nadzieję, że rozsądek uśpi je, gdy wytrzeźwiejemy.
Nie wypuszczając towarzysza z objęć wychylił wszystko to, co jeszcze miał w kubku i odstawił go na bok.
- Mam na imię Andrei.
Chyży bawił się w najlepsze, a przy okazji testował granice Aleksieja. Gdy uznał, że jest tak, jak być powinno, nie okazywał już tak ostentacyjnie swojej zażyłości, rozmawiał z innymi, pozwalał porwanemu na względną swobodę, często obserwując go ukradkiem, jak pan młody, chełpiący się skrycie zachwytem towarzyszy nad jego wybranką. Powracał do niego jednak raz po raz, by z nim popić, lub zjeść. Do rozmów czy do śpiewu go nie zmuszał.
Im bardziej towarzystwo było ucieszone, a granice rozmyte alkoholem, tym odważniej wszyscy wcześniej milczący zagadywali Aleksieja. Aż wreszcie doszło do momentu, gdy ta uciecha ustąpiła poważnym dysputom, albo szalonym planom. To wtedy właśnie Aleksiej niejako przypieczętował pozycję Chyżego, gdy sam wtulił się w niego i kierował tylko do niego jakieś swoje słowa. W tym stanie odebranie mu nieśmiertelników nie stanowiło większego problemu, choć poza ogniem o oczach i rumieńcem na kościach policzkowych nie zdradzał osłabiających objawów upojenia.
- Już ze mnie robisz swoją zabaweczkę? - zaśmiał się w głos i wstał, gdy wszyscy już podnieśli hałas po słowach Zbawcy. Nie było wątpliwości, że teraz to jego każdy chciał pokonać, jak w bandzie wilków rzucić wyzwanie temu na czele stada.
- Ja ci dam uciechę, Paniczu, ale jak wygram, to ty mnie ucieszysz! - rzucił tę obietnicę, albo i groźbę tak, by wszyscy słyszeli. To się nie spotkało z aprobatą, podtekst niektórzy stalkerzy uznali za uwłaczający dla ich Zbawcy, tym z większą werwą chcieli dać Chyżemu lekcję pokory. Inni przekonywali, że Chyży gada tak, bo się nachlał. Jeszcze inni, że nic takiego strasznego nie powiedział. Zamieszanie zmieniło siłowanie w zapasy, gorączkowo podsycane nieokiełznanymi emocjami.
I tak i o samym Zbawcy jakby zapomniano. Do czasu.
Jakiś czas później, strażnicy, którzy wyciągnęli Aleksieja z tunelu już niemal poza bunkrem, sprowadzili go z powrotem i rzucili w krąg. Zapadła głucha cisza, wszystkie dźwięki, bójki, śpiewy i kłótnie natychmiast ucichły. Wielu otrzeźwiało w jednej chwili.
- Byście mieli kurwa Zbawcę... chyba w kawałkach! - syknął wściekły strażnik i odszukał lekko poturbowanego zapasami Chyżego spojrzeniem - Ty... skończony idioto!
Nie powiedział nic więcej, srogo powiódł spojrzeniem po reszcie i odszedł, wraz z dwójką innych pełniących straż.
I się skończyło. Porozchodzili się bez słowa. Został tylko Chyży, który chwilę stał tak nad Aleksiejem, ale zaraz poderwał go na nogi.
- A więc nie widziałeś nic z tego, co dla Ciebie robiłem - zaśmiał się złowróżbnie, pijackim śmiechem - Dlaczego to robisz, Paniczu? Dlaczego zmuszasz mnie, bym cię karał? Co mam teraz zrobić? Oko powinienem ci wypalić... ale oczy masz takie... Oh, mój Paniczu...