Half in the shadows, half burned in flames

    Dante
    Dante
    Daemon

    Punkty : 2512
    Liczba postów : 517
    Skąd : Z kosmosu

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Dante Wto 15 Cze 2021, 20:44

    Kły Spardy błysnęły w uśmiechu godnym samego diabła. Louis nie musiał dwa razy powtarzać swojego niegrzecznego żądania.
    Dante wysunął palce z obłędnej ciasnoty, ujął swojego potężnego fiuta u samej nasady i spojrzał w dół, jednak przede wszystkim na oślep nakierował go we właściwe miejsce. Rozepchane mięśnie rozstąpiły się przed główką męskości, która zaczęła wślizgiwać się do środka, zawłaszczając kolejne centymetry.
    Sparda westchnął ochryple, przymykając powieki. Z tak wielkim trudem powstrzymywał się, by nie werżnąć się do środka od razu, w całości. Nie ukrywał, jak podziałało na niego uczucie gorącej, miażdżącej ciasnoty, nawet jeśli prezerwatywa znacznie je przygasiła.
      — Mm… och… szlag.
    Zacisnął mocno szczękę i otarł się szorstkim policzkiem o bok twarzy Louisa, który zadzierał pośladki, ułatwiając mu wtargnięcie do środka.
      — Jesteś… taki… mm… ciasny.
    Zęby zacisnął tak mocno, że aż zatrzeszczały. Jego fiut z mlaśnięciem wsunął się do pewnego momentu, w którym Dante zatrzymał się tylko po to, by zaraz cofnąć biodra.
    Nie wysunął się już do końca. Zanim męskość zdążyła wyśliznąć się ze zwartego mocno – i zaskakująco świadomie – otworu, naparł znów, czując gdzieś odlegle, jak paznokciami Louis orze mu plecy.
    Nie przejmował się tym, nie. To w ogóle nie miało już znaczenia. Zadarł głowę i zacisnął powieki, oddychając chrapliwie, ciężko. Powolny, choć zdecydowany ruch bioder stawał się coraz bardziej pełny, a z czasem również szybszy. Louis otwierał się dla niego coraz bardziej i tak, stopniowo, dzięki resztkom cierpliwości, Dante utorował sobie drogę do jego wnętrza – tak głęboko, że chłopiec jęczał już nie tylko z przyjemności, ale i z bólu.
    Sparda sapnął, kiedy młodzieniec zakwilił.
      — Shh… Za głęboko, wiem… Już… — uspokoił go trochę niespójnie, instynktownie, nie słysząc nawet własnych słów przez szumiącą w uszach krew. — Już…
      — Aa-ach… aa-
      — Już prawie…
      — Nhhh… n-n…
    Krople potu spływały po czole Dantego i zwieszałyby się z jego prostego, minimalnie zadartego na samym końcu nosa – gdyby nie wtulał go w jasne, splątane kosmyki chłopca.
      — Ach — wydusił mężczyzna i aż zgrzytnął zębami. Wycofał znów biodra i natarł ponownie, i jeszcze raz, i znów, za każdym razem o te kilka milimetrów głębiej. — Oaach.
    Jego jądra nie uderzały jeszcze w pośladki młodzieńca – a jednak musiały być już blisko, prawda?
    Niemożliwe, by urósł jeszcze bardziej.
    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Wto 15 Cze 2021, 22:20

    Obaj oddychali ciężko, dyszeli wręcz, niegotowi do formułowania słów, niezdolni. Pot rosił czoło Dantego, Louis drżał, a jego lico przechodziły spazmy bólu; chłopiec zaciskał oczy, niegotów do objęcia tego wszystkiego wzrokiem, jeszcze jednym zmysłem, jeszcze jednym tchnieniem.
      — Aa-ah… Aa…
      — Ćś… Aach…
    Powietrze wokół naelektryzowane było gorącem atmosfery, przesiąknięte feromonami, potem i nierozładowanym napięciem. Sparda, zgrzytając zębami, cofnął ponownie biodra i znów zagłębił się w ciasnym, cholernie ciasnym ciele Louisa, aż chłopiec zakwilił z bólu. Tak blisko siebie byli, bliżej niż kiedykolwiek — a jednak wciąż za daleko, wciąż niewystarczająco, wciąż niekompletnie.
      — Prze… ouach… Dante… — Louis rozchylił rozpaczliwie usta i oblizał spierzchnięte wargi. — Weź mnie… weź mnie od tyłu — wyjęczał, zaciskając paznokcie na ramieniu mężczyzny.
    I szarpnął nim, szarpnął, nim zdołał się rozmyślić w swej bezwstydnej prośbie. Stęknął z zaskoczenia, gdy ciężki penis wysunął się z jego wnętrza. Podniósł powieki i zamglonym z pożądania spojrzeniem objął wiszącego nad sobą mężczyznę. Dante dyszał ciężko, z trudem trzymając się w ryzach, a jego spojrzenie przyprawiało Louisa o drżenie. Chłopiec z trudem dźwignął się na ramiona i odwrócił, eksponując swoje wdzięki.
    Uniósł biodra, wypiął pośladki. Spojrzał przez ramię, napotykając to jedno, pociemniałe spojrzenie.
      — Weź mnie tak… proszę… Dante…
    Sparda powoli opuścił wzrok. Objął nim całe to filigranowe, lśniące już od potu ciało, aż napotkał pulsującą dziurkę, z której wypłynęła właśnie śliska maź lubrykantu. Wyciągnął prawą rękę, wolną dłonią chwytając swojego sztywnego fiuta. Przesunął nim pomiędzy pośladkami chłopca, który jęknął wtedy i desperacko wypchnął do tyłu biodra; w końcu nakierował i naparł na niego.
      — Ouuch — sapnął głucho, gdy sztywny kutas zanurzył się w rozciągniętym chwilę temu wnętrzu.
    A później natarł głębiej.
      — Aaach! — krzyknął Louis, zapierając się na wątłych ramionach i odrzucił głowę w tył. Końcówki loków smagnęły ręce Spardy, który ułożył teraz ręce na biodrach chłopca i trzymał go mocno, zagłębiając się w jego wnętrzu milimetr po milimetrze. Resztki godności tego powściągliwego młodzieńca roztrzaskały się gdzieś w przeszłości, bo nie było po nich śladu, nie teraz, gdy wypinał się przed nim w tej pozycji, jęcząc i wypinając desperacko biodra. — T-tak… Dante… Oooch…
    I w pozycji tej, chwila po chwili, sekunda po sekundzie, Sparda wchodził w ciało filigranowego chłopca, zgrzytając zębami i trzymając go jak swoją własność.



    Dante
    Dante
    Daemon

    Punkty : 2512
    Liczba postów : 517
    Skąd : Z kosmosu

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Dante Sro 16 Cze 2021, 23:09

    I pewnie takie myśli Sparda miał w głowie – o ile miał jakieś w ogóle. Zawłaszczył sobie tego dzieciaka, zdobył go i wcale nie spieszyło mu się, żeby go oddawać.
    Jakże spektakularny był Louis, gdy wił się i krzyczał, gdy szukał czegoś dłońmi w pościeli, a ostatecznie tylko miął miękki materiał, chaotycznie i bezwiednie.
    Jak piękny, gdy wyginał się w łuk, gdy pozwalał przyciągnąć za ramię i – dociśnięty do wyprostowanej piersi Dantego – z odchyloną, opartą o jego ramię głową dawał się rżnąć, słuchając ciężkiego oddechu partnera i plasku jąder obijających się o idealne pośladki.
    Przyciskając go do siebie, Sparda sięgnął prawą ręką w dół, by ucisnąć krągłości pod członkiem młodzieńca. Nie zgrzytnął już zębami, lecz zacisnął je na smukłej szyi, ssąc ją i jednocześnie dysząc ciężko przez nos.
       — Ta-aak… ― dobiegały go gdzieś z oddali maniakalne zachęty Louisa, którym nie zamierzał się opierać. Poprawił tylko pozycję, opierając kolano na materacu i… ― O-o… oo-och… tam…!
    Najwyraźniej trafił w prostatę, ponieważ Louis zupełnie zmienił ton głosu. Teraz już prawie piszczał, nadstawiając się jak kotka w rui, a jednocześnie wyślizgując się z silnych, podtrzymujących go ramion.
    Tak więc Dante objął go przegubem, tym razem za szyję, by podciągnąć go wyżej, odrobinę przyduszając.
    Drugą ręką objął smukłą ptaszynę [masz, niech ci będzie, w sumie faktycznie pasuje? XD] i potrząsnął nią zdecydowanie, bez delikatności.
    I chyba było tego za wiele, bo po kilku takich potrząśnięciach zrobiło się tam bardzo, bardzo wilgotno i… Sparda wypchnął biodra, ze zmęczenia uderzając wolniej, ale za to głębiej. Przy każdym takim pchnięciu Louis gotów był opaść na materac, gdyby nie przegub wciąż dociśnięty (choć niezbyt mocno) do jego szyi. Dante z kolei, ilekroć wypychał biodra, dyszał mu w ucho, zlany potem i wyczerpany; kiedy jednak mogło się już zdawać, że za chwilę osunie się bez sił,
    nagle jakby odzyskał całą werwę.
    Puściwszy Louisa, pchnął go na łóżko, gdzie przypadł do niego, prawie się na nim kładąc, by ponownie zanurzyć się w obłędnej, mokrej ciasnocie. W nowej pozycji jego biodra przypuściły dziki szturm na drobne ciało. Lewa dłoń Dantego docisnęła Louisa do łóżka za kark jak niepokornego szczeniaka, a prawa podciągnęła dolne partie młodzieńca wyżej, ot, dla wygody.
    To był moment, w którym Sparda pieprzył drobnego chłopca jak maszyna i wcale nie wyglądało na to, by miał już dość. Zdawało się natomiast, że zupełnie stracił kontakt z rzeczywistością.
    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Nie 20 Cze 2021, 15:25

    Stracili obaj — albo obaj przenieśli się do tej innej, gdzie nie liczyło się nic poza spoconymi ciałami, ciężkimi oddechami, krzykiem i gardłowym warczeniem; nic poza odgłosem uderzających o pośladki jąder, nic więcej.
    Louis zaciskał drobne piąstki na pościeli. W nią też wciskał usta, śliniąc się bez opamiętania i pewnie nie próbowałby się podnieść nawet gdyby nie gorący uścisk Dantego na karku.
    Resztkami sił chłopiec wypiął biodra w górę, ku Spardzie, trzymając je tak wysoko, jak tylko był w stanie, ile miał sił, gdy mężczyzna rżnął go bez opamiętania. Smukłą klatkę piersiową umorusaną miał już we własnej spermie, która hojnie skropiła łóżko; i ta mokrość, ta wilgotność, to spełnienie odebrało Louisowi dech…
    Ale było tylko początkiem.
    I trzymany w ten sposób, zdominowany, zawłaszczony, Louis piszczał cichutko, jebany na tej pościeli, a uczucie to wypełniało go całego. I cały był taki, dla Dantego, piękny, niepokorny, rozbestwiony, taki, jakim nie widział go nikt na co dzień, i nikt już długo wcześniej.
    Uległy.
    Zdobyty.
    Tak wulgarny, gdy wił się na pościeli, gdy jęczał i krzyczał imię Spardy.
    Jakże daleko było temu chłopcu do wysublimowanego, eleganckiego młodzieńca, zawsze towarzyszącego panu Redgrave’owi.
       — Oooch, Daa-ante! — jęknął słabo Louis, gdy Sparda nie przestawał, nie zwalniał choć trochę, gdy powietrze było ciężkie, coraz cięższe, a ich ciała spocone i spragnione siebie. I Louis choć chciał, chciał tak bardzo, tracił już siły, bo nie był nawykły do tak szaleńczego tempa. — Ja… aaach!
    I byłby się sam osunął, gdyby nie stalowy chwyt Spardy, który złapał biodra chłopca mocno, mocno docisnął do swych jąder, aż Louis zakwilił rozpaczliwie.
    I opadł, opadł policzkiem do pościeli, wykończony, ledwie żywy, gdy Dante rżnął go jak maszyna, gdy brał sobie to wszystko, na co tylko czekał. Aż wreszcie eksplodował, przyciskając Louisa do siebie, a sperma rozlała się nawet po krągłych pośladkach chłopca, gdy Sparda pchał jeszcze biodrami, przedłużając tę przyjemność. Nakrył go swym ciałem i wpił się zębami w szyję chłopca mocno, pozostawiając ślady; i leżał tak jeszcze przez chwilę, dysząc, dyszeli obaj.
    A później Dante z trudem zsunął się z pleców miażdżonego przez siebie chłopca; przytrzymał gumkę przy jego pośladkach, zwinął ją w supeł i odrzucił w bok, nie przejmując się konwenansami. I zanim chłopiec zdołał się poruszyć, zanim zebrał choć odrobinę sił, to Dante złapał mocno jego ciało i wciągnął na siebie. Objął mocno, przyciągnął do piersi i odchylił głowę, leżąc na wznak i dysząc ciężko, dochodząc do siebie.
    I taki też był chłopiec na jego ciele, smukły, piękny, wykończony. Louis, sunąc policzkiem po twardej, spoconej piersi Spardy, uniósł wzrok i napotkał to pociemniałe, przeszywające spojrzenie. Było coś hipnotyzującego w tym, jak pomimo wszystkiego, co się wydarzyło, napięcie pomiędzy nimi nie opadło, a Dante wciąż patrzył na niego w ten elektryzujący wszystkie zmysły sposób.
       — Nienawidzę cię — wydyszał Louis, wykończony i spełniony.



    Dante
    Dante
    Daemon

    Punkty : 2512
    Liczba postów : 517
    Skąd : Z kosmosu

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Dante Nie 20 Cze 2021, 16:15

    Sparda patrzył na chłopca przez chwilę z całkowitą powagą, a potem nagle roześmiał się ochryple.
       — Uwielbiasz — mruknął. — Do szaleństwa.
    Wplótł palce w jasne, wilgotne kosmyki chłopca i westchnął ciężko, powoli uspokajając oddech.
    Przez długie minuty leżeli tak w całkowitej ciszy; sperma zdążyła częściowo zaschnąć na ich stygnących ciałach. W końcu jednak Dante wsparł się na przegubach, zmuszając do podniesienia się również wyczerpanego chłopca.
       — Zanim zaśniesz, królewno, weźmy prysznic, bo rano się od siebie nie odkleimy.

    Kaden Guildenstein miał ciężką noc, pełną bólu, zakładania szwów i niepokoju o przyszły wygląd tak ważnej przecież dla niego twarzy. Redgrave wiele razy wychodził i wracał. Wydawać się mogło, że ten człowiek w ogóle nie śpi.
    Nad ranem zabrał wyczerpanego młodzieńca do swojego penthouse’a, ale choć Kaden zaległ w wielkim, wygodnym łożu, nie doczekał się obecności swojego kochanka. Gdy zaś obudził się późnym porankiem, pościel obok niego nadal była perfekcyjnie zasłana i nic nie wskazywało na to, aby Redgrave spoczął przy nim choćby na chwilę.
       — …i wymagało to spędzenia u niego nocy? — mówił Victor do telefonu, kiedy młodzieniec schodził po schodach, kierując się cichutko do kuchni.
       — Nie wymagało, jednak było wygodne. Mogłem mieć pewność, że przywiezie mnie do hotelu, jak tylko doktor Nakasuka zadzwoni — odrzekł mu Louis takim tonem, jakby mówił o czymś zupełnie błahym.
    Victor otworzył usta, aby odpowiedzieć, ale nagle poczuł, jak chłopięce ramiona owijają się wokół jego odzianej w białą koszulę piersi. Odchrząknął, odwrócił się do młodzieńca i niecierpliwym gestem go odpędził, ale Kaden pokręcił tylko głową i zarzucił mu ręce na szyję, układając głowę na jego barku.
       — Sugeruję więc, abyś ograniczył tego rodzaju rozwiązania — wychrypiał Victor. — Nie dostarczaj mu wiedzy, której nie potrzebuje. Nie angażuj go w wydarzenia, w których nie musi brać udziału. W przeciwnym razie zacznie stanowić… problem, chłopcze, a tych – jak doskonale wiesz – mamy już dość.
       — Vic… — mruknął Kaden, szarpiąc go za koszulę. Redgrave odsunął go od siebie stanowczym, zirytowanym już gestem, po chwil jednak znów poczuł, jak szczupłe ramiona oplatają go od tylu.
       — Guildenstein — syknął, co Blanchard kompletnie i z właściwą sobie stosownością zignorował.
       — Zaangażowanie go w moje prywatne interesy ma tylko jeden powód, proszę pana. Sugerowałem się tym, jak ostatnio moje towarzystwo sprawiło, że to z nim, nie z Chapmanem, złożyłem wizytę Paradersom. Prywatnie nie interesuje mnie towarzystwo Dantego Spardy.
       — Zjemy razem obiad o siedemnastej, chłopcze.
       — Oczywiście, proszę pana.
       — Przyjadę po ciebie do twojego domu.
    To rzekłszy, Redgrave rozłączył się i odwrócił gwałtownie do Kadena.
       — Widzę, że czujesz się już lepiej, Guildenstein. Na tyle dobrze, aby mnie prowokować?

    Dante odwrócił się przez ramię i patrzył, jak Louis chowa telefon, po czym pośpiesznie zaczyna się ubierać.
       — No, no — rzucił w końcu i podszedł do chłopca ze swoim krzywym uśmieszkiem. Zagarnął go do siebie objęciem w talii i Louis zmuszony był zaprzeć się dłońmi o jego klatkę piersiową, by uniknąć zderzenia.
       — Puść mnie. Muszę wyjść.
       — Bo Red na ciebie zagwizdał? — wymruczał Dante i zacmokał, kręcąc głową. — Będzie musiał trochę wydłużyć smycz. Widziałaś, co się dzieje, kiedy za długo żyje się w wieży, Roszpunko.


    Ostatnio zmieniony przez Dante dnia Nie 20 Cze 2021, 19:23, w całości zmieniany 1 raz
    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Nie 20 Cze 2021, 18:08

    — Człowiek idzie do łóżka nawet z tobą?
    Brew Spardy powędrowała ku górze, jednak mężczyzna nie byłby sobą, gdyby nie przeszedł obojętnie obok tej zaczepki. W ślad za jego brwią poszedł również kącik ust, a Dante pokręcił powoli głową.
    — W sam środek serca, kiciu — mruknął, przesuwając dłonie na pośladki chłopca, a Louis poruszył się niespokojnie.
    — Dante — upomniał go krótko, jednak Sparda nie cofnął rąk. — Mam sprawy do załatwienia.
    — Jak wczoraj. I przedwczoraj. I każdego poprzedniego dnia.
    — Mam ich wiele — mruknął Louis, już widocznie poddenerwowany. — Wczoraj uniemożliwiłeś mi skupienie się na nich, więc, proszę…
    — Mam cię zostawić w spokoju? — Sparda wszedł mu w słowo. — Kotku, ty uwielbiasz moje towarzystwo — orzekł, pewien siebie, intencjonalnie bądź nie nawiazując do tego, co zaledwie chwilę temu chłopiec powiedział Redgrave’owi.
    Na te słowa Louis otworzył szeroko oczy i po raz pierwszy wierzgnął się w uścisku Spardy.
    — Kot — wydusił, niedowierzając. — D-dante, zostawiliśmy na dole kota!
    Sparda westchnął, słusznie zakładając, że tym razem żaden jego argument nie zadziała. Puścił więc chłopca ze słowami:
    — Zawsze na drugim miejscu, co? — Widząc jednak minę Louisa, spoważniał nieco i dodał: — Hej, mała, spokojnie. Nic mu na pewno nie jest.
    Louis, stojący już przy drzwiach, odwrócił się z zamiarem odpowiedzenia czegoś niechybnie niemiłego, jednak teraz, gdy stał w pewnej odległości od mężczyzny, automatycznie zlustrował go wzrokiem, a następnie poczerwieniał.
    — Ubierz się, Dante — wydusił, jak mniemał, spokojnym tonem, nie chcąc dać po sobie poznać, jak podziałał na niego widok nagiego Spardy, i prędkim krokiem zbiegł po schodach.

    Gdy Dante zszedł powolnym krokiem po schodach, miał na sobie jedynie szare, dresowe spodnie. Zastał Louisa siedzącego z kocięciem na kolanach; chłopiec jedynie zacisnął wargi, jednak nic nie powiedział, skupiony na podawaniu zwierzęciu wody.
    — Widzisz? Z tego domu żadna kicia nie wyjdzie niezaopiekowana — rzucił, a zanim Louis zdołał się obruszyć, dodał: — Zrobię ci kawę.
    — Nie zostaję u ciebie, Dante.
    — Jak na moje, to na razie jesteś chyba unieruchomiony.
    — Czarną — padło więc po chwili milczenia.
    Sparda skierował się ku części kuchennej, a zaraz postawił na niewysokim stoliku dwa szklane kubeczki z esencjonalnym espresso. Louis zerknął na mężczyznę tylko na ułamek sekundy, ile tylko wymagało, by w wolną dłoń złapać szklaneczkę.
    — To na którą mam zamówić tę kolację?
    — Dante. Proszę cię. To się nie powtórzy.
    Sparda parsknął śmiechem, nawet się z tym nie kryjąc.
    — Kiciu, będziesz mnie prosił, bym to powtórzył.
    Louis nieznacznie spąsowiał i nerwowym nieco ruchem założył kosmyk włosów za ucho.
    — Wydaje ci się. Mogłeś po wczorajszym wieczorze odnieść mylne wrażenie, ale to dlatego, że minęło wiele czasu odkąd… — Louis zamilkł nieelegancko, gdy zorientował się, co byłby powiedział.
    — Ile? — zapytał więc Dante, nic sobie nie robiąc z zawstydzenia chłopca.
    — Dante — wydusił Louis, chyba zszokowany tym, jak bardzo Sparda za nic miał sobie konwenanse.
    — No co, pytam serio, kicia. Ja też już dawno z nikim nie byłem. Mówiłem ci, to były bardzo stare gacie… okej, okej. — Dante uniósł dłonie, widząc spojrzenie Louisa po tym jednym, felernym słowie. — Ale mówię samą prawdę, kotku. Słowo skauta.
    Louis przygryzł wargę, wyraźnie bijąc się z myślami. W końcu jednak otworzył usta i wyznał cichutko:
    — Siedem…
    — No patrz, kicia! — Sparda uśmiechnął się kącikiem ust. — Taka wygłodniała. Też z nikim nie byłem siedem tygodni.
    — …lat — dokończył w tej samej chwili Louis i z momentem, gdy dotarło do niego, co powiedział Dante, chłopiec zamarł, a jego szczupła twarz pokryła się cała soczystą czerwienią.



    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Koss Moss Wto 22 Cze 2021, 01:57

    Dante zamrugał, jakby te słowa dotarły do niego z pewnym opóźnieniem. Rozchylił usta i nabrał powietrza, żeby coś powiedzieć, a w kąciku warg zaigrał już jakiś cień uśmieszku – a jednak na widok miny Louisa, o dziwo, pohamował ten niewyparzony język.
       — Red zupełnie ocipiał — podsumował w końcu, wzruszając ramionami. — To naukowo udowodnione, że brak seksu źle wpływa na zdrowie, i to nie tylko psychiczne. Zupełnie nie wie, jak opiekować się taką kicią.
    Louis odchrząknął i wreszcie odrobinę się rozchmurzył.
       — A ty wiesz? — zapytał, leciutko się uśmiechając.
       — Oczywiście. Widzisz? Uśmiechasz się. Nie słuchaj frajera, zawsze był nadopiekuńczy. Możesz tu przychodzić, kiedy chce…
    Urwał, gdy nagle drzwi wejściowe otworzyły się i do środka, jak do siebie, wparował nie kto inny, jak Vincent.
       — O, hej — mruknął, unosząc zakolczykowaną brew na widok Louisa. — Masz dzisiaj towarzystwo, widzę.
       — A ty czego tu… — zaczął Dante, jednak chłopak mu przerwał.
       — Umawialiśmy się, zapomniałeś już, frajerze? — Vincent zbliżył się do Dantego szybkim krokiem i uderzył go pięścią w bark, ale najwyraźniej niezbyt mocno, ponieważ Sparda zaśmiał się tylko. — Kurwa, mam uczulenie na jebane koty.
       — Och, serio? — Dante opadł w końcu na kanapę u boku Louisa i swobodnie zarzucił ramię na jej oparcie. — To wybacz, mam tu dzisiaj aż dwa.
       — Ja pierdolę — prychnął Vincent, poruszając się po salonie niespokojnym krokiem, jakby nie mógł znaleźć sobie miejsca.
       — Roznosi cię energia, co?
       — Kurwa, stary chce przenieść Vic do jebanej Francji na jakieś jebane studia, powiedziała mu, idiotka, że może wyjechać na jakieś e-gówno, a skurwiel podchwycił i kurwa, no nie mogę, ja go zajebię, jeżeli ją zmusi!
       — Mmm. Rozumiem, że lalunia nie chce jechać?
       — No raczej! — parsknął Vincent. — Jasne, że nie, jesteśmy tu razem, nie? Chcemy mieszkać razem, spoko się dogadujemy i jest bezpieczna, kurwa, ale ten popierdolony bufon potrafi z niej wyciągnąć wszystko, a ona też papla jak bezmyślne kurwis…
       — Dobra, dobra — Dante poklepał miejsce obok siebie na kanapie. — Zaraz spuścimy trochę tej pary. Weź sobie piwo…
    Vincent sapnął wściekle, zaciskając mocno pięści. Na knykciach miał specyficzne rany.
       — Nie, nie będę się rozsiadał, bo mnie coś zaraz trafi. Chodź się napierdalać.
       — Mmm, no dobra — westchnął Dante, nie wyglądając na zbytnio przejętego humorem syna Redgrave‘a. — Kicia, wybaczysz nam? Spuszczę młodemu łomot, wrócę i zjemy coś.
       — Ta, spuścisz! — parsknął Vincent, podrygując w miejscu jak bokser. — Ryj ci rozpierdolę!
       — Właściwie możesz popatrzeć, jeśli chcesz. Rzucać bielizną, piszczeć z zachwytu — kontynuował Sparda, wstając leniwie, i zwrócił się znów do Vincenta. — A ty wyjmij to żelastwo, młody padawanie.
    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Czw 24 Cze 2021, 20:43

    Brew Louisa drgnęła na widok Vincenta i chłopiec ledwo zauważalnie skinął głową, nie zabierając jednak głosu — było to zbyteczne. I może gdyby Dante skupiał się na Blanchardzie bardziej, niż na swoim gościu, dostrzegłby mniej swobodną pozę, poważniejszy wyraz twarzy.
       — Pójdę już — uciął te (irracjonalne przecież) insynuacje Louis, ostrożnie zsuwając ze swoich kolan kocię i podnosząc się.
    Sparda pokręcił głową.
       — Miała być kolacja ze śniadaniem, mała.
       — A więc nakarm kota — odparł spokojnie chłopiec, tak, jak gdyby insynuacja ta w ogóle go nie obeszła. — Jedzenie dla niego masz w lodówce. Przywieź go później do fundacji, proszę, przekażę im, że się tam pojawisz. Nie będę wam już przeszkadzał, miłego… jakkolwiek to nazywacie.
    Cień uśmieszku zadrgał w kąciku warg chłopca, a Louis — rzeczywiście — skierował się do wyjścia i opuścił dom Spardy.

    — Ubierz się, Guildenstein. Odwiozę cię.
    Kaden, sięgając rękoma do śnieżnobiałej koszuli Redgrave’a, pokręcił szybko głową.
       — Nie mogę tak wrócić — wypalił. — Wszyscy się będą pytać, co mi się stało, a doktor Nakasuka powiedział, że to tylko kilka dni, zanim mi zdejmie szwy, naprawdę. I że nie będzie nic widać, tak mi obiecał. Nie ma co ich wszystkich niepokoić… — powiedział, wdzięcząc się. — Mogę zostać tutaj.
    Brew Redgrave’a ledwo drgnęła, a Kaden uśmiechnął się pomimo założonych szwów.
       — Ktoś mógłby mi tylko przywieźć mój komputer i moje rzeczy, i w ogóle bym ci nie przeszkadzał — zauważył niby mimochodem Guildenstein.
    Redgrave gestem odsunął chłopca od siebie — a jednak nic nie powiedział, nie zaprzeczył, i Kaden dobrze wiedział, co to znaczy. Zbliżył się do Victora i objął go od tyłu, przytulając głowę do umięśnionych pleców mężczyzny.
       — I jeszcze może książki, żebym miał się jak pouczyć, bo mam strasznie wymagających nauczycieli w tym semestrze — wymruczał chłopiec.
    Victor odwrócił się gwałtownie, łapiąc Kadena za szyję; młodzieniec zaharczał mało elegancko w próbie złapania powietrza.
       — Moja cierpliwość ma swoje granice, chłopcze — syknął Redgrave, mierząc go z góry pociemniałym spojrzeniem. Przez chwilę obaj milczeli, aż Victor pchnął Kadena w tył. — Stąpasz po niebezpiecznej linii.
    Chłopiec przyłożył dłonie do swojej szyi i zakrztusił się w próbie złapania powietrza. Trwało to chwilę, nim się uspokoił, jednak w końcu uśmiechnął się słabo i, jakby całkowicie ignorując tę sytuację, westchnął ostentacyjnie.
       — Muszę się napić kawy — oświadczył z emfazą i odwrócił się w stronę wyspy kuchennej.
    Nie zwrócił się jednak w stronę ekspresu. Z całą pewnością siebie, na jaką tylko było go stać, skierował się ku lodówce, spodziewając się tam znaleźć czekający na niego, słodki, mrożony napój — wcześniej jednak w oczy rzucił mu się leżący na blacie nóż, szeroki, kuchenny, ostry, tak bardzo przypominający…
       — O-och. — Kaden przystanął, czując, jak od tego braku kawy kręci się mu w głowie. Przytrzymał się szafki, nie potrafiąc oderwać wzroku od leżącego na blacie noża. — Ja…
    Nie był nawet świadom tego, że wpatrzony w nóż, znieruchomiał i wcisnął się plecami w szafkę naprzeciw. Skamieniały, zacisnął mocno pięści, jak i usta, a oddech mu przyspieszył.
       — V-vic, bo w-wczoraj… — wydusił, podnosząc spanikowany już nieco wzrok na mężczyznę. — Ja… to on mnie zaatakował, wierzysz mi, prawda? Ja tylko biegałem! — przyrzekł tak, jakby była to sprawa życia i śmierci. — N-nic mu nie zrobiłem, naprawdę, a on, on mnie nękał z tymi różami, był nieprzyjemny, bardzo się bałem, a potem on mnie oszpecił, i j-ja tylko chciałem, żeby on sam zobaczył… jak to… jak to jest… ale to było… tak tylko… Vic — jęknął Kaden, znieruchomiały i patrzący na Redgrave’a z niewypowiedzianą prośbą; by tylko coś powiedział, by potwierdził, by przytaknął.
    Że to nie była jego wina.



    Dante
    Dante
    Daemon

    Punkty : 2512
    Liczba postów : 517
    Skąd : Z kosmosu

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Dante Pon 28 Cze 2021, 04:13

    Victor zadarł lekko podbródek, popatrując na młodzieńca z góry z twarzą bez wyrazu; przez chwilę pozwalał, by roszczeniowy chłopczyk wylewał swoje żale, wywołane najwyraźniej wspomnieniami związanymi z widokiem noża.
       — Doprawdy ― odezwał się wreszcie, unosząc brew w wyrazie politowania. ― Tak tylko.
    Kaden popatrzył na niego z konsternacją, niedowierzaniem, poszukując w nim jakiegokolwiek zapewnienia, że to, co się stało, nie było jego winą – tak bardzo nie chciał zaakceptować tego, czym się stawał. Z perspektywy Daylena musiało to wyglądać zgoła inaczej, jednak Victora w tej chwili nieszczególnie interesowało go, co zaszło między chłopcami, ani co którykolwiek z nich czuje. ważny był tylko efekt, a w nim – obaj skończyli z twarzami tak zmasakrowanymi, że stracił ochotę, by na którąkolwiek patrzeć.
    Podszedł do blatu, zgarnął z blatu nóż i łypnął na swoje odbicie w ostrzu, a potem znów skupił uwagę na wciśniętym w szafkę naprzeciw młodzieńcu. Gdyby ten wykazał się większą uważnością, może mógłby zauważyć, że jego kochanek zdystansował się od tego przykrego incydentu. Był obok, ale jakby go nie było. Mówił jeszcze mniej niż zwykle. Nie spał obok.
       — Ubierz się ― powtórzył zimno mężczyzna, powoli obracając w palcach nóż. ― Odwiozę cię.
    I trudno było określić, czy podjął właśnie jedną z gier, których finał zwykle spędzali ciężko dysząc w swoich objęciach, czy groził młodzieńcowi, nie traktując go już z właściwą sobie pobłażliwością.
    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Sro 30 Cze 2021, 17:51

       — A-ale… — Kaden otworzył szerzej oczy. — Vic…
    Nie starał się nawet kryć zdziwienia, z którym wpatrywał się w twarz tak niezainteresowanego nim mężczyzny. Przecież miał tu zostać, miał tu być, na spokojnie…
    Minęła chwila, nim zacisnął pełne wargi. Odwrócił się i bez słowa odszedł na górę, a gdy później schodził po schodach, nie wstąpił z powrotem do połączonego z kuchnią salonu.
    Drzwi wejściowe trzasnęły głośno, dając znać o tym, co rozpieszczony chłopczyk twierdził o takim traktowaniu.

    Louis delikatnym ruchem założył pukiel złocistych włosów za ucho i podniósł wzrok na kelnera.
       — …oraz kieliszek Montracheta — powiedział i uśmiechnął się uprzejmie do dojrzałego mężczyzny, który skinął głęboko głową.
    Młodzieniec zamknął leżącą przed nim kartę i z nikłym zainteresowaniem przysłuchiwał się panu Redgrave’owi, który w oszczędnych słowach składał zamówienie. Kątem oka zerknął na wyświetlacz telefonu, który zawibrował, jednak nie sięgnął po urządzenie, by odczytać wiadomość.
       — Reeds jest już na miejscu — poinformował jednak pana Redgrave’a, gdy tylko kelner oddalił się na stosowną odpowiedź.
    Mężczyzna skinął poważnie głową; powoli, wpatrując się w siedzącego przed sobą chłopca i nie zabierając głosu. I Louis również nie odezwał się pierwszy, a chwilę tegoż milczenia przerwał sommelier, który zjawił się przy stoliku. Spróbowawszy wina i wyraziwszy swoją aprobatę, Victor w ciszy unurzał wąskie wargi w czerwonym trunku.
       — Moja znajomość ze Spardą mogła podsunąć ci o nim mylne wyobrażenie — powiedział w końcu cicho, spokojnie — jednak nie jest to osoba godna twojego zaufania, Louisie.
       — I nie pokładam go w nim — odparł chłopiec, przechylając nieznacznie głowę. — Owszem, ostatnim czasem poświęciłem mu nieco swojego czasu… Być może posiada po tym swoje wyobrażenie o tym, jak wygląda nasza relacja, ale nie ma to pokrycia w rzeczywistości.
       — Jaki więc zbieg okoliczności sprawił, że to do niego zatelefonowałeś w sprawie wyjazdu poza miasto? — spytał Redgrave tonem, który każdy inną osobę przyprawiłby o ciarki na ciele.
       — Nie zatelefonowałem — odparł spokojnie Louis. — Byliśmy już wtedy razem — dodał i choć spojrzenie, którym mierzył go teraz pan Redgrave cięło atmosferę nożem, chłopcu nie zadrżał nawet głos. — Sparda czekał pod hotelem, gdy z niego wychodziłem.
    Niemal niewidoczna zmarszczka na twarzy Victora drgnęła, jednak nim Victor zasugerował cokolwiek o naprzykrzaniu się Dantego, Louis otworzył ponownie krwistoczerwone usta.
       — Przez jego ekscentryczne zachowanie, Paradersi, a przede wszystkim Phobos, są przekonani, że Sparda jest moim… — Louis zawiesił na ułamek sekundy głos, a jego brew uniosła się nieco ku górze w tiku ni to rozbawienia, ni zdziwienia. — Partnerem — dokończył z pewną dozą dystansu. — Nie chciałbym go wyprowadzać z tego błędu.



    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Koss Moss Sro 30 Cze 2021, 20:22

      — Z jakiego powodu uważasz taki stan rzeczy za korzystny — wychrypiał Redgrave, co – wypowiedziane w ten sposób – nie zabrzmiało nawet jak pytanie.
      — Koledzy — zaczął Louis po chwili ciszy — zwłaszcza z pewnych kręgów — dodał powoli, z wyraźną ostrożnością w doborze słów — bywają skłonniejsi do zwierzania się sobie, gdy wierzą, że mają coś wspólnego. Sparda… można powiedzieć, że zna język, którym posługują się Paradersi.
      — To powód, dla którego go zaangażowałem — rzekł Redgrave. — Nie dla którego powinieneś się z nim spoufalać.
      — To Dante Sparda, proszę pana — powiedział spokojnie Louis. — Tylko ktoś, kto zna mnie z przeszłości, mógłby pomyśleć, że spoufalam się z tym bawidamkiem.
      — Owszem. Tylko ktoś, kto dobrze cię zna — odparł Redgrave na te śmiałe słowa, unosząc lekko brew. — Wierzę, że nie muszę ci tłumaczyć, dlaczego nawiązywanie bliskich relacji z moimi zleceniobiorcami budzi we mnie pewne obawy. Starałbym się na twoim miejscu zmienić moje postrzeganie waszej relacji, aby nie powodować zakłóceń w biznesie.
      — Oczywiście, proszę pana — odpowiedział Louis bez mrugnięcia okiem, wiedząc, jak drapieżcy pokroju Redgrave‘a reagują na najsubtelniejsze objawy wahania. Zignorował też konsekwentnie telefon, który subtelnymi wibracjami sygnalizował mu nadchodzące połączenie, ograniczając się do pojedynczego spojrzenia. — Nie dam panu powodu do obaw.

    Gdy tylko Kaden wszedł po schodach i stanął przed drzwiami mieszkania, wiedział, że coś jest nie tak. Drzwi były uchylone, ale jego żywiołowy współlokator wcale nie pojawił się zaraz z zapomnianym kompletem kluczy, aby je domknąć.
    Coś było nie tak, mieszkanie było ciche i puste. Wystarczyło jednak poczynić kilka kroków w jego głąb, aby zobaczyć porozrzucane wszędzie rzeczy. Porwane, poniszczone ubrania, rozbite elementy zastawy stołowej, roztrzaskane butelki przechowywanych w barku alkoholi.
    Zniszczony, podeptany laptop, oblane winem dywany.
    Współlokatora nigdzie nie było, ale na szafce tuż przy drzwiach ktoś położył długi kuchenny nóż. Kaden, zaniepokojony, wziął go do ręki, by w razie potrzeby użyć jako broni, ale natychmiast upuścił, gdy okazało się, że druga strona ostrza jest pokryta smugą czerwieni.
    Drzwi łazienki pozostawały zamknięte, a on zostawił odciski palców na czymś, co niebezpiecznie przypominało narzędzie zbrodni.
    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Sro 30 Cze 2021, 21:08

    Delikatny krem z mascarpone i zbieranymi o tej porze roku malinami z południowej Afryki łechtał podniebienie Louisa, gdy spożywali ostatni już posiłek podczas tego obiadu. Pan Redgrave zignorował wibrujący telefon, podobnież jak Louis czynił z własnym, gdy ten zamigotał. Tak miało być również w tym momencie — jednak spojrzawszy na ekran, młodzieniec zawahał się.
    Kaden Guildenstein.
    Louis przeniósł spojrzenie na pana Redgrave’a, a gdy mężczyzna skinął oszczędnie głową, sięgnął po komórkę.
      — Tak, Kadenku?
      — Lou — usłyszał w słuchawce spanikowany szept. — Vic… Vic nie odbiera…
      — Pan Redgrave ma teraz ważne spotkanie — odparł chłopiec, patrząc się wprost w oczy siedzącego naprzeciw niego mężczyzny. — Co się stało?
      — To on — wysapał w panice Kaden. — To on, on tu był, on, Lou, może jeszcze…
      — Spokojnie. — Louis odłożył łyżeczkę i ujął wygodniej telefon. — Gdzie jesteś?
      — U siebie — wydusił z trudem Guildenstein. — Z-zrobił coś, wszystko, wszystko jest zniszczone, i jest krew, Lou, proszę, Vic…
      — Czyja krew? — uciął Louis, a brew pana Redgrave’a drgnęła. — Widzisz tam kogoś?
      — N-nie wiem — wybełkotał Kaden, a ton jego głosu wskazywał, że był niebezpiecznie blisko płaczu. — D-drzwi… one są, są zam-knięte, i boję… nie chcę… dotknąłem noża…
      — Kadenku — zwrócił się do niego przez telefon Louis tonem spokojnym, ale i rzeczowym. — Zamknij teraz drzwi wejściowe do swojego mieszkania. Rozumiesz, co do ciebie mówię?
      — T-tak… — wybełkotał chłopiec i Louis milczał przez chwilę, słysząc w słuchawce odgłos zamykanych drzwi.
      — Bardzo dobrze — pochwalił miękko chłopca. — A teraz potrzebuję od ciebie, żebyś podszedł do tych drzwi i…
      — N-nie! — wykrzyczał rozpaczliwie Kaden i zaraz zamilkł, zapewne przerażony wydanym z siebie dźwiękiem. — N-nie chcę, L-lou, j-ja… — zaczął bełkotać już dużo ciszej. — V-vic, zadzwoń po niego, p-proszę…
      — Pan Redgrave jest teraz bardzo zajęty, słoneczko — powtórzył spokojnie Louis. — Jestem przy tobie. Już do ciebie jadę, ale musisz powiedzieć mi, co jest w środku, bym mógł poinformować odpowiednie osoby. Nic się nie stało, ze wszystkim sobie poradzimy. Otworzysz drzwi i powiesz mi, co widzisz?
    Kaden w słuchawce nie odezwał się, tylko pociągnął nosem. Louis usłyszał głuchy dźwięk ostrożnie stawianych kroków.
      — Spokojnie. Na pewno sobie poradzisz. Jestem tutaj obok…
    W słuchawce Louis słyszał jedynie ciężki oddech Guildensteina mieszający się ze skrzypieniem drzwi. I nie zdołał powiedzieć nic więcej, nim rozległ się głośny trzask, świadczący najpewniej o tym, że telefon zderzył się z podłogą.
      — Kaden? Kadenku?! — spróbował Louis, jednak odpowiedziała mu tylko cisza. — Słyszysz mnie?
    Podniósł swoje duże, niebieskie oczy na pana Redgrave’a.
      — Zdaje się — powiedział ostrożnie, odsuwając słuchawkę od ucha — że Daylen nieco narozrabiał.



    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Koss Moss Sro 30 Cze 2021, 21:31

    Victor subtelnie zwilżył wargi końcówką języka. Zanim w ogóle zareagował na tę rewelację, najpierw jeszcze upił łyk wina i pozwolił sobie jeszcze skosztować deseru. Potem dyskretnie nawiązał kontakt wzrokowy z kelnerem.
      — To było do przewidzenia — wychrypiał, wydawało się, że z zimną bezwzględnością, bez najmniejszego wzruszenia. — Chłopiec się uczy.
    Louis kiwnął krótko głową i wsunął do ust łyżeczkę z odrobiną delikatnego kremu. Maliny niemal doskonale zlewały się z barwą pełnych ust.
      — Czy wszystko państwu odpowiada? — zapytał kelner, zatrzymując się w stosownej odległości od stolika.
      — Rachunek, proszę — odrzekł oszczędnie Victor. W swój dystyngowany sposób dokończył deser, a gdy mężczyzna podszedł, aby wręczyć im rachunek i stosownie się oddalić, Redgrave nawet nie spojrzał na kwotę, nim włożył do skórzanej książeczki kilka banknotów.
    Chwilę później obaj wstali. Victor poczekał, aż Louis okryje ciało cienkim, gustownym płaszczykiem i puścił go przodem, wychodząc z lokalu tuż za nim.
    Siedząc w samochodzie, słuchał, jak Louis dzwoni po ludzi, którzy mieli znaleźć Daylena – Redgrave zamierzał doprowadzić tę lekcję do końca.
      — Jeśli jest u siebie, będzie go pan miał za kwadrans — oznajmił wreszcie Louis, odłożywszy telefon.
    Victor nie odpowiedział, bez pośpiechu przemierzając kolejne ulice. Telefon Louisa zawibrował po raz kolejny, zwiastując przybycie wiadomości, tym razem zawierającej zdjęcie. Chłopiec skorzystał z okazji, aby spojrzeć na nie krótko, ale niemal natychmiast zgasił ekran. Obraz pochodził od Dantego. Najwyraźniej młody kot wciąż nie został odwieziony do fundacji, ponieważ na zdjęciu leżał wśród pościeli, którą Louis natychmiast rozpoznał.
    Nieopodal koronkowych, równie znajomych majteczek, które zostały tam – trudno było pomyśleć inaczej – podłożone lub pozostawione przez mężczyznę celowo.
    Nie przeczytał nawet podpisu.

    Redgrave nie zapukał, tylko od razu nacisnął klamkę, która jednak nie ustąpiła. To Louis uniósł dłoń, by subtelnie zastukać w drewnianą powierzchnię.
      — Kadenku? — rzucił łagodnie, jak do jednego z kotów. — Otwórz, proszę.
    Victor nic nie powiedział. Z nieznacznie zmarszczonymi brwiami trzymał dłoń zaciśniętą na chłodnym metalu pod marynarką.
    Na wypadek, gdyby poszukiwania Daylena nie odbywały się tam, gdzie powinny.
    I może gdyby się zastanowił, odczułby pewien rodzaj niepokoju. Może nawet poczułby się nieco wytrącony z równowagi na myśl o tym, iż pewna kreatura miała czelność…
    Że Kaden Guildenstein mógł być…
    Gdy obaj usłyszeli ruch za drzwiami, Victor zacisnął szczękę w pełnej gotowości.
    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Sro 30 Cze 2021, 23:50

    Drzwi ustąpiły, ukazując twarz bladego, ciemnowłosego chłopca, na której zaschły już strumienie łez. Oczy Kadena były wielkie, ogromne i błyszczało w nich czyste przerażenie; przedzierająca twarz rana z opatrunkiem dodawała jedynie tragicznego, surrealistycznego wyglądu temu tak zwykle przecież urokliwemu chłopcu.
      — V-vic — jęknął słabo Kaden i wyciągnął dłonie, by przylgnąć do dużego, silnego ciała, jednak Louis był szybszy. Stanął pomiędzy chłopcem a panem Redgrave’em i uniósł odziane w jasne rękawiczki dłonie.
      — Nie tutaj, Kadenku — powiedział ciepło, pchając zestresowanego chłopca wgłąb mieszkania.
    Zdezorientowany, Guildenstein nawet nie zwrócił na to uwagi — a gdy drzwi mieszkania za powrót zamknęły się, a Louis odszedł w bok, chłopiec sięgnął dłońmi do tego gorącego, męskiego ciała.
      — V-vic — wydusił rozpaczliwie, wtulając twarz w koszulę mężczyzny. Tak przerażony, tak roztrzęsiony, że najwyraźniej zdążył już zapomnieć o swoim wielkim oburzeniu, które miało miejsce zaledwie kilka godzin wcześniej.
    Teraz liczyło się tylko to, by być blisko, najbliżej, by poczuć ten znajomy zapach, to ciepło, ten spokój…
    Louis nie obejrzał się kątem oka na Guildensteina; pewnym krokiem ruszył w stronę drzwi, na framudze których błyszczał bordowy ślad. Jasne, niegdyś zapewne białe kafelki ubryzgane były czerwoną posoką; na ziemi zaś leżały zwłoki ciemnoskórego, młodego mężczyzny. Jego gardło poderżnięte było w sposób, który sugerował zadanie rany od tyłu; rozbryzg na wysokości umywalki świadczył o tym, że zanim Daylenowi udało się złapać ofiarę, musieli szamotać się po podłodze.
    Na ścianie wdzięczył się, wypisany krwią, napis: a ty, czemu się nie śmiejesz?
      — T-to on, S-sam…
    Louis słyszał ledwo dukane słowa, gdy nachylał się nad zwłokami. Przykucnął i okrytym rękawiczką palcem dotknął policzka ofiary. Wyciągnął telefon. Wykonał kilka fotografii, nim cofnął się z powrotem do salonu.
      — Osiem — ocenił bezbarwnie, oficjalnie, ale ton jego głosu zmienił się nie do poznania, gdy zwrócił się ponownie do Kadena. — Kadenku — rzucił łagodnie. — Zrobię ci herbatki, dobrze? Usiądziemy i opowiesz nam, czego doty…
      — Guildenstein — odezwał się po raz pierwszy Victor, a Kaden na dźwięk swojego nazwiska momentalnie uniósł głowę, wpatrując się w mężczyznę. Zamrugał, gdy zorientował się, że Redgrave nie mówił do niego — studiuje kryminologię, Louisie. To piątkowy uczeń. Jestem przekonany, że dostrzeże więcej, niż…
      — N-nie — wybąkał Kaden. — N-nie, Vic, nie, proszę, nie każ mi…
      — Guildenstein — warknął krótko Victor, wyciągając dłoń. Ułożył ją na ramieniu chłopca i odsunął od siebie, pchając w stronę łazienki.
      — Vic, proszę, nie, Vic, n-nie, błagam… — mamrotał Kaden, odwracając się i patrząc z przerażeniem na Victora. Ten jednak z chłodnym spojrzeniem prowadził młodzieńca wciąż do łazienki, aż w końcu stanęli w drzwiach.
      — Louisie — powiedział krótko Victor, a Blanchard zaraz zjawił się obok i, złapawszy Kadena za nadgarstki uchwytem tak pewnym, że może zastanowiłoby to Guildensteina, gdyby nie jego stan, założył mu na dłonie rękawiczki.
      — Spójrz przed siebie, Guildenstein — polecił Redgrave. Stanął za chłopcem, twardym torsem napierając na jego plecy; tak, by Kaden mógł czuć jego obecność, jego zapach, słyszeć głos. — Co widzisz?
      — V-vic — chlipnął Kaden, jednak w napiętej ciszy podniósł w końcu spłoszony wzrok i zapłakał rozpaczliwie. — T-to S-sam, m-mój przy…
    Nie dokończył, wciskając mocno plecy w twarde, ciepłe, znane mu ciało; a po chwili poczuł, jak duża dłoń ujmuje go od przodu za krtań. Redgrave chwycił go pewnie, choć nie mocno; nie w sposób tak znajomy, przyduszając i odbierając dech, a tak, by być blisko, bliżej, tak jak bliżej chciał być Kaden i…
      — Oddychaj, Guildenstein — wychrypiał wprost do ucha Kadena Redgrave i chłopiec poczuł to znajome, przyjemne ciepło muskające wrażliwą skórę. — Powiedz mi, co widzisz.
      — V-vic — jęknął słabo Kaden, wtulając się ufnie w ciało Victora. — S-sam… leży martwy — wyszeptał cicho chłopiec.
      — Skąd to wiesz, Guildenstein?
      — M-ma… Och… Rany na ciele…
      — Jakie rany. Opowiedz mi.
      — N-nie wiem, nie mogę, V-vic…
      — Guildenstein — warknął krótko Redgrave i to krótkie ostrzeżenie wystarczyło, by chłopiec wziął głęboki oddech. — Policz ile ich jest.
    Stojący wciąż w salonie Louis ze skupieniem i uwagą oglądał, jak pan Redgrave, wisząc nad przerażonym i wstrząśniętym Guildensteinem, ze spokojem zmuszał go do patrzenia na zamordowanego przyjaciela i, zadając kolejne pytania, powoli i skutecznie naprowadzał chłopca na odpowiedni trop.
    Uczył go.
    Manipulował nim.
    Tresował.
    A wstrząśnięty chłopczyk wtulał się w niego ufnie, tak spragniony zapomnianego poczucia bezpieczeństwa.
    W tym czasie Louis dyskretnie też wyciągnął telefon, odczytując podpis pod zdjęciem.
    "Zapomniałaś czegoś, mała."
    "Kiedy wpadniesz odebrać?"

    I chyba tylko świadomość tego, że nikt na niego w tym momencie nie patrzył, sprawiła, że chłopiec uniósł leciutko kącik ust.
    "Fundacja, Dante."



    Dante
    Dante
    Daemon

    Punkty : 2512
    Liczba postów : 517
    Skąd : Z kosmosu

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Dante Sob 03 Lip 2021, 03:53

    Kaden był już na skraju histerii. Zmuszony do oglądania zwłok z tak bliska, dotykania ich, drżał na całym ciele i z trudem łapał oddech. Tym, co utrzymywało go na granicy był chyba tylko spokojny, niewzruszony ton głosu Victora i dotyk, którym ten naprowadzał jego dłonie w odpowiednie miejsce.
      — Dobrze — podsumował, kiedy chłopak skulił się w kącie tuż przy wannie, szlochając słabo. — Zorganizuj sprzątanie, Louisie. Natomiast zwłoki nie mogą tu pozostać, Kadenie, jeśli chcesz uniknąć niemożliwej do wygrania rozprawy — zwrócił się do kochanka, kiedy drugi chłopiec posłusznie opuścił łazienkę, by za jej drzwiami wykonać telefon do odpowiedniej osoby. — Co zaproponujesz?
      — Niemożliwe… A-ale to nie ja, przecież… — Kaden uniósł przerażony wzrok na Victora – tak, jakby szukał jakiegoś potwierdzenia. Ten jednak pozostał niewzruszony i w końcu jego posągowa aura przekonała Kadena do przyjęcia innej ścieżki myślenia. Przełknąwszy ciężko ślinę, chłopiec odezwał się ponownie. — Trzeba go stąd z-zabrać i… spalić, żeby nie zaczął g-gnić i…
      — Jak wynieść ciało, nie wzbudzając podejrzeń?
      — Trzeba je… — głos Kadena zaczął się łamać, a jednak chłopiec odchrząknął i kontynuował w zupełnie inny sposób. — Poćwiartować, albo… od razu rozpuścić. W plastikowej misie, bo substancje rozpuszczą ceramiczną wannę.
    Victor odniósł wrażenie, iż słowa te Kaden wypowiedział wręcz automatycznie,  jakby opisywał nierealną sytuację ze slajdu na jednych z zajęć. Napięta twarz mężczyzny minimalnie zmieniła wyraz, gdzieś tam zaigrała jakaś nutka dawnej pobłażliwości.
      — Przed wejściem do klatki schodowej jest kamera — rzekł Redgrave. — Prawdopodobnie zarejestrowała jego wejście, ale nie zarejestruje wyjścia.
    Kaden zamrugał, unosząc drżącą dłoń do przerażonej twarzy.
      — Może… gdyby uszkodzić ją…
    Victor pokręcił krótko głową.
      — Celowe działanie. Zbyt wiele na zbieg okoliczności. Odsuniesz podejrzenia od swojej osoby, jeśli skłonisz agencję do usunięcia materiału — stwierdził takim tonem, jakby mówił o pogodzie. — Pozostaje jeszcze jeden trop, którym służby pójdą w pierwszej kolejności.
      — Telefon…
    Redgrave kiwnął głową i przesunął się nieco w bok, odsłaniając Kadenowi drogę do drzwi.
      — Zdaje się, że nie ma go tutaj. Poszukaj go.
    Zaraz po tym, jak Kaden pośpiesznie opuścił łazienkę, do pomieszczenia znów wkroczył Louis.
      — Panowie są już w drodze. Mamy też już chłopaka.
      — Doskonale, mój chłopcze — mruknął Redgrave i wyciągnął dłoń, by odgarnąć jasny kosmyk z delikatnego policzka chłopca za jego ucho. Louis pozwolił na to, spojrzenie błękitnych oczu utrzymując na dojrzałej twarzy. I wtedy ich uszu dobiegł wpadający przez uchylone okno dźwięk licznych syren. — Ach, przeklęty gówniarz — westchnął mężczyzna i opuścił powoli dłoń, ale nie ruszył się z miejsca; nie wyglądał też na szczególnie wzruszonego.
      — V-Vic, policja! Policja tu jest, pod blokiem! — To Kaden wpadł do łazienki, zupełnie spanikowany.
      — Kadenie.
      — Wezwał ich, wystawił…! Wystawił nas! To koniec, Vic, ja nie…
      — Kadenie — powtórzył twardo Victor, podnosząc głos jedynie nieznacznie. — Prosiłem, abyś poszukał telefonu. Pomóż mu, chłopcze — polecił Louisowi, który kiwnął posłusznie głową.
    Redgrave natomiast westchnął ponownie, z pewnym znużeniem; następnie wyciągnął papierosa i, trzymając go w ustach, opuścił łazienkę, a potem również mieszkanie, wychodząc funkcjonariuszom naprzeciw.
    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Nie 04 Lip 2021, 16:43

      — Chodź, Kadenku — powtórzył Louis i choć ton jego głosu był delikatny, stanowczym uściskiem chłopiec zmusił Guildensteina do odwrócenia się za zatrzaśniętymi przez Redgrave’a drzwiami. — Jak myślisz, gdzie mógłby być ten telefon?
    Blanchard nie rozpoczął poszukiwań. Jeśli Kaden myślał, że wraz z opuszczeniem apartamentu przez Victora skończyło się jego szkolenie — był w błędzie. Louis spojrzał z uprzejmym uśmiechem na niewiele młodszego od siebie chłopca i bez trudu powstrzymał grymas pobłażania.
    Guildenstein wyglądał strasznie — i nie chodziło o jego prezencję fizyczną, bo ta, pomijając opatrzoną bliznę, nie różniła się przesadnie od tego, jak wyglądał na co dzień, może pomijając zmierzwione włosy. To strach i panika, które wróciły do jego oczu wraz z opuszczeniem mieszkania przez pana Redgrave’a sprawiały, że młodzieniec przypominał miotającego się w kółko szaleńca, którego zmysły rozproszone były przez dziesiątki czynników.
      — Nie wiem… musimy przejrzeć wszystko. — Kaden powiódł pospiesznie wzrokiem po swoich zniszczonych, markowych ubraniach. Louisowi nie umknęło uwadze, że chłopiec przygryzł mocno wargę i zacisnął pięści. — I tylko nie dzwonić, nie możemy zadzwonić, żeby go znaleźć.
      — Nie możemy — przytaknął spokojnie Blanchard, jednak wciąż nie poczynił kroku, by rozpocząć poszukiwania. — Kadenku — powtórzył miękko — gdybyś był nim, gdzie ukryłbyś ten telefon?
    Kaden spojrzał z niezrozumieniem na Louisa i trwał tak przez chwilę, podczas której intensywnie myślał. W końcu jego źrenice rozszerzyły się, a Kaden rozchylił lekko wargi.
      — W m-moim… — wydusił i Louis skinął spokojnie głową.
    Guildenstein odwrócił się na pięcie i prędkim krokiem ruszył w stronę (zamkniętych do tej pory) drzwi. Gdy otworzył je z impetem, aż zamarł, zaskoczony… zastanym porządkiem.
      — Co… on… — Kaden przysunął dłoń do ust i spojrzał z przerażeniem na Louisa. — Lou, on… on chciał… on…
      — Już, słoneczko.
    Louis podszedł spokojnym krokiem i ułożył ciepłą dłoń na ramieniu Guildensteina. Posłał mu kojący uśmiech i popchnął leciutko wgłąb pomieszczenia, a Kaden (jak na zawołanie, pomyślał Louis) postąpił do przodu.
    Tak prosty w obsłudze.
    Tak podatny.
    Tak ufny.
      — Sprawdźmy… mogę? — spytał, choć nie czekał, gdy otworzył szufladę przy łóżku Guildensteina. — O proszę, zobacz, już go mamy.
    Wyciągnął dłoń po nowego iPhone’a, bez mrugnięcia okiem ignorując ciemne dildo, które leżało zaraz obok.
      — Dobrze, Kadenku — powiedział Louis, chowając telefon do kieszeni marynarki i nawet nie dając na niego spojrzeć Guildensteinowi. — Potrzebuję teraz, byś się skupił. Powiedz mi, czy masz u siebie coś, co nie powinno być w tym mieszkaniu?
      — N-nie, wszystko jest dobrze, o ile o-on nic nie podło-ożył, i…
      — Przyjedzie tu ekipa sprzątająca — upomniał Kadena Louis. — Sprawdzą takie rzeczy. Mam na myśli przedmioty, które pozornie wydają się nic nie znaczące, ale w rzeczywistości nie powinieneś ich mieć. Jak, na przykład, ta śliczna koszula, którą masz na sobie, i którą sprezentował ci pan Redgrave — tłumaczył cierpliwie i z uśmiechem Louis. — Nie możemy pozbyć się wszystkich twoich rzeczy, a nikt poza tobą — i mną, dodał w myślach, jednak nie zwerbalizował tych słów — nie wie, które z nich są prezentami od pana Redgrave’a. A bardzo nie chcielibyśmy, by służby, gdy się tu już zjawią, odnalazły jakieś powiązanie z twoim wykładowcą, prawda?
    Kaden zamrugał w zaskoczeniu, a Louis odgarnął ciemny kosmyk jego włosów z twarzy. Oczywiście sam zdawał sobie sprawę z tego, które z rzeczy nie należały do Guildensteina i były prezentem od pana Redgrave’a, ale nie zamierzał mu niczego ułatwiać.
      — J-ja… n-nie, chyba nie, u-ubrania on i tak zniszczył…
      — Czy sprawdziłeś, czy zniszczył wszystkie?
    Kaden pokręcił głową w panice i zaraz ruszył do szafy. Otworzył ją i jęknął na widok bałaganu, ale zaczął prędko przerzucać rzeczy — aż w końcu, po kilku sugestiach Louisa, odnalazł tę jedną apaszkę. Zestresowany, przesunął ją pomiędzy palcami.
      — Lou, ja… on, on… za-zabił…
      — No już — westchnął Louis, przechyliwszy lekko głowę. I chyba nawet ku swojemu zaskoczeniu, rozsunął ramiona i chwycił pomiędzy nie Kadena, który w dwie sekundy wtulił się w niego ufnie i cicho załkał. — Już, słoneczko, już — mruknął.
    W tej pozycji zastał ich pan Redgrave, który zdążył wrócić do mieszkania. Na widok chłopców w tej pozycji uniósł nieznacznie brew; spojrzenie wycelowane miał w Louisa, który odchrząknął cichutko.
      — Vic — sapnął Kaden, chyba nieświadom tego, co działo się pomiędzy tą dwójką, i momentalnie ruszył w stronę mężczyzny. — Mamy… mamy już telefon, możemy… zabierz mnie stąd, proszę, Vic — szepnął, wlepiając spojrzenie wielkich oczu w Redgrave’a.



    Dante
    Dante
    Daemon

    Punkty : 2512
    Liczba postów : 517
    Skąd : Z kosmosu

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Dante Nie 04 Lip 2021, 20:51

    Redgrave wymienił z Louisem długie spojrzenie.
      — Muszą zdążyć do szesnastej — rzekł, a jasnowłosy chłopiec natychmiast sięgnął po swój telefon, aby wykonać odpowiednie połączenie.
    Następnie ruszyli, wszyscy trzej, do wyjścia z mieszkania, przy czym Victor poświęcał Kadenowi zaledwie minimum uwagi, traktując go w sposób automatyczny i chłodny, popychając lekko i kierując jego ciałem przed sobą – jak wcześniej robił to Louis. Drzwi nie zamknął na klucz i stało się jasne, dlaczego, gdy na schodach minęli się z czteroosobową grupą ubranych na ciemno, częściowo zamaskowanych mężczyzn, z którymi Redgrave przywitał się tylko skinieniem głowy.
    Chwilę później byli już w samochodzie, za którego kierownicą ponownie zasiadł mężczyzna.
      — Wysadzę cię przy kasynie. Przekażesz mu, że chłopak pracował u niego całą noc i skończył nad ranem. Dopilnujesz, aby dostosowano zapisy z kamer — rzekł. Najwyraźniej za bardzo zależało mu na czasie, aby zlecić to zadanie komukolwiek innemu. Louis podejrzewał, dokąd zabiera teraz Kadena – a Royal mieli akurat po drodze.
    Redgrave popatrywał w lusterku na skulonego na tylnym siedzeniu chłopca, jednak nie odezwał się do niego choćby słowem. W ciągu pięciu minut byli już pod kasynem, gdzie Louis rzeczywiście opuścił samochód, żegnając się z nimi, a Kadena obdarzając pełnym zrozumienia, pokrzepiającym – pozornie – uśmiechem.
    Następnie Redgrave zatrzymał samochód pod wyglądającym bardzo drogo sklepem. Ponownie spojrzał na młodzieńca w lusterku.
      — Weź się w garść, Guildenstein. Kup stosowne ubrania. Przebierz się na miejscu.
    Z portfela wyciągnął, przeliczywszy je uprzednio, kilkadziesiąt banknotów i podał je od niechcenia kochankowi.
      — Masz piętnaście minut. Jeśli tu wrócę i nie będziesz na mnie czekał przed sklepem, uznam, że postanowiłeś radzić sobie sam.
    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Nie 04 Lip 2021, 23:13

    Trzymając w spoconej dłoni setki dolarów, Kaden wszedł do sklepu, zwracając na siebie uwagę dwóch ekspedientek. Kobiety od razu rzuciły się do proponowania mu ciepłego napoju i pomocy w spokojnym wyborze odzienia, jednak na pośpiech klienta zareagowały momentalnie; były na tyle profesjonalne, że bez pytania przyniosły zestresowanemu chłopcu odpowiednie rozmiary wskazanej przez niego odzieży i dodatków.
    O zdenerwowaniu Kadena, gdy czekając przed drzwiami sklepu na Victora rozglądał się na boki, świadczył również fakt, że rozrzutny chłopiec nie trzymał w dłoniach toreb z naręczem dodatkowych ubrań.
      — Gdzie jedziemy? — spytał Kaden cichutko, gdy na powrót zasiadł w wozie Redgrave’a, jednak to pytanie — jak chłopiec mógł się spodziewać — pozostało bez odpowiedzi.
    Wcisnął się więc w wygodny fotel, za nic znając teraz poczucie komfortu, z niepokojem obserwując trasę. I choć gdy w ciszy dojechali do jednego z wieżowców Kaden nie rozpoznał miejsca, gdy pokonawszy drogę składającą się z kilku zawiłych korytarzy w końcu trafili na ostatnią z sal, chłopiec od razu rozpoznał aparaturę.
    Leżące na stole plącza kabelków. Niewielkie urządzenie. Krzesło.
    Dwa krzesła.
      — Nie jestem goto… — chciał powiedzieć, jednak zamilkł w pół zdania, bo w porę zdał sobie sprawę z tego, że właśnie dlatego tu był, że właśnie po to się tu zjawili.
    Jak Victor zdołał zorganizować to wszystko w tak krótkim czasie, jak wszystko przemyślał, jak nad wszystkim miał pieczę… Kaden z bijącym sercem patrzył wielkimi, niebieskimi oczami na profil mężczyzny, który skąpiąc mu choć spojrzenia zakładał na niego całą aparaturę.
      — Jest jeszcze jedna kwestia — powiedział drżącym tonem. — Moi znajomi wiedzą, że się z kimś spotykam — zaczął ostrożnie i drgnięcie brwi Victora sprawiło, że dodał prędko: — Nie wiedzą z kim! Victoria tylko… wie, że z jakimś starszym mężczyzną i gdyby… gdyby ją też… też zna S-sama, m-mieszka nad nami, i gdyby… — Kaden zamilkł, nie odważywszy się na głos wypowiedzieć tej prawdopodobnej przecież myśli, że córka Victora zostanie poddana przesłuchaniu. Wziął głęboki oddech i wyartykułował szybko swój śmiały pomysł: — Sparda. Jest moim szefem, to… nie powinno budzić wątpliwości.



    Dante
    Dante
    Daemon

    Punkty : 2512
    Liczba postów : 517
    Skąd : Z kosmosu

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Dante Nie 04 Lip 2021, 23:47

    Victor zasiadł naprzeciw chłopca i dopiero wtedy popatrzył na jego twarz, w błękitne oczy, w których widać było tak wiele strachu. A jednak nawet w takiej chwili młodzieniec robił wszystko, aby Victor nie uznał go za balast. Aby docenił, aby wyraził uznanie. I tak, zamiast histeryzować, z własnej inicjatywy poszukiwał kolejnych wątków – i nawet, jeżeli nigdy nie miał tego usłyszeć, na pewno wiedział, że jest to jeden z powodów, dla którego Redgrave robił dla niego w tej chwili tak wiele.
      — Gdy skończymy tutaj, zawiozę cię do niego, abyście mogli ustalić wspólną wersję — stwierdził w końcu ochryple, a w jego głosie dało się słyszeć nietypową nutę.
    Może, poniekąd udobruchany posłuszeństwem chłopca, znów okazał mu odrobinę pobłażliwości. A może Kadenowi właśnie udało się w jakiś sposób mu zaimponować.
    Zanim jednak młodzieniec zdążył skupić swoje myśli na czymś tak abstrakcyjnym, już padło pierwsze, zadane ostrym tonem pytanie.
      — Czy znasz Sama Rudda?
      — T-tak…
      — Jesteście ze sobą blisko?
      — Tak.
    Victor zaznaczył coś długopisem na arkuszu, który spoczywał przed nim na biurku, ale poza zasięgiem wzroku Kadena.
      — Sam Rudd jest twoim kochankiem?
      — Nie…
      — Czy w tej chwili z kimś się spotykasz?
      — Tak.
      — Czy spotykasz się z Samem Ruddem?
      — Nie.
      — Czy spotykasz się z Victorem Hawthornem?
      — …nie.
      — Łżesz.
    Po raz pierwszy podzielił się z chłopcem jakąkolwiek informacją w trakcie badania. Wskazówki wariografu, dotąd poruszające się według relatywnie stałego wzoru, nagle zarysowały wyraźnie odstępującą od pozostałych linię.
    Ten krótki komentarz, niebędący prawdą, wywołał w chłopcu silne emocje.
      — Ale to nie… ja naprawdę… — zaczął Guildenstein, ale mu przerwano.
      — Czy spotykasz się z Dantem Spardą?
      — Tak…
      — Nie mam wpływu na to, kto będzie przeprowadzał przesłuchanie, Guildenstein, ale musiałby być skrajnym idiotą, żeby ci w cokolwiek uwierzyć — stwierdził zimno Redgrave, patrząc chłopakowi wprost w oczy. — Zamiast usilnie starać się wprowadzić mnie w błąd, sugeruję, abyś zastanowił się, jak zamierzasz ochronić swój tyłek przed wygłodniałymi więziennymi pederastami. Jesteś nieudolny... bezużyteczny.
    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Pon 05 Lip 2021, 23:03

    Po ostatnich słowach Redgrave’a wskazówka wariografu wygięła się gwałtownie, a źrenice Kadena poruszyły. Jego szczęka napięła się, a chłopiec przez chwilę wyglądał, jakby zamierzał coś powiedzieć; i Victor był prawdopodobnie jedyną osobą, która wiedziała o tym, że Guildenstein właśnie się przed czymś powstrzymywał. Wiedział to, bo widział te nieznacznie falujące nozdrza, jak zawsze wtedy, gdy chłopca ogarniał gniew, ale resztki zdrowego rozsądku kazały mu go poskromić; okiełznać niewyparzony język, którego najpewniej młodzieniec nie powstrzymywałby, gdyby siedział przed kimkolwiek innym, niż Victor Redgrave.
    A jednak siedział przed nim. I to sprawiło, że zaciśniętą przed chwilą pięść Kaden z tłumioną agresją rozprostował, ułożył z powrotem na stole. Wziął oddech na tyle głęboki, na ile mógł sobie pozwolić bez otwierania ust.
      — Przepraszam — zaczął, siląc się na spokojny ton, jednak słowa cedził niemal przez zęby — to sugestia, że mógłbym pozwolić Spardzie cokolwiek we mnie włożyć, tak mnie obrzydziła — skłamał.
    Victor tak sobie z nim pogrywał! Kłamał mu prosto w oczy, mówił rzeczy, które miały Kadena niby przestraszyć, a były tak nieprawdziwe, i to nieprawdziwe bardzo, bo nie był bezużyteczny, nie był taki, i dobrze o tym wiedział. A Victor zamiast powiedzieć mu, podpowiedzieć cokolwiek, powiedzieć, jaki miał cel, jaki pomysł, jak zawsze robił wszystko bez ostrzeżenia, później jeszcze mówiąc Kadenowi takie rzeczy, i było to szalenie, szalenie irytujące!
    Redgrave zaś, choć nie dał tego poznać po sobie ułamkiem mikroekspresji, uśmiechnął się w duchu z satysfakcją. Wiedział przecież, jak komentarz taki podziała na tego próżnego dzieciaka, którego ego znajdowało się na poziomie wyższym, niż ktokolwiek poza nim mógłby przypuszczać. Jak nikt wiedział, jak wywołać w nim określone emocje. Jak nimi sterować, jak je skojarzyć, jak zaprogramować, by ich wspomnienia pojawiły się zaraz po usłyszeniu tych samych pytań.
    O tym wszystkim Guildenstein nie musiał wiedzieć, nie. Ważnym był tylko cel.
    Wskazówka wariografu, która wychyli się ponad miarę po usłyszeniu pytania o Spardę.
    A może chłopiec, tak skupiony na udowodnieniu kochankowi, że się nadaje, że dysocjujący się od utraty przyjaciela, jak lubił o nim mówić.
      — Jestem gotowy — powiedział Kaden spokojnie i poruszył się na krześle, poprawiając włosy i szarpiąc kabel. — Och, przepraszam! — rzucił zaraz, nieco się spinając. — Przepraszam… n-nie mogę się w ogóle ruszać? — spytał, tak jakby siedział na tym krześle po raz pierwszy, choć przecież nie spodziewał się nawet odpowiedzi.



    Dante
    Dante
    Daemon

    Punkty : 2512
    Liczba postów : 517
    Skąd : Z kosmosu

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Dante Wto 13 Lip 2021, 03:32

    Redgrave obserwował młodzieńca przez dłuższą chwilę bez słowa, pozwalając temu raczej retorycznemu pytaniu zawisnąć bez komentarza.
    Za chwilę jednak podniósł się i – kiedy już wiedział, że Kaden nie poruszy się, popełniając kolejny błąd – obszedł stół, by stanąć za plecami młodzieńca. Było pewne, że zdaje sobie sprawę, jakie są skutki usunięcia się poza pole widzenia, wszak tak często Kaden widział go w cieniu bądź wyczuwał elektryzującą obecność za swoimi plecami. Chłopiec miał też okazję oglądać go w innych sytuacjach, kiedy to osoby z otoczenia Redgraveʼa podlegały temu samemu napięciu, tej niepewności wynikającej ze spuszczenia drapieżcy z oczu i braku możliwości przygotowania się na jego ruch.
    Przez moment Guildenstein wsłuchiwał się w głuchą ciszę, zakłócaną jedynie donośnym biciem jego serca. Mógł spodziewać się wszystkiego – Victor najpewniej chciał tylko odpiąć pasy i kable, którymi połączone było ciało chłopca z maszynerią – a jednak zamiast tego padło kolejne pytanie.
      — Wiesz, co się stało z Samem Ruddem.
      — Nie…
      — Wiesz, że nieważna jest sama odpowiedź na pytanie ― rzucił Redgrave i z początkiem jego wypowiedzi zdawać się mogło, że znów pyta, a jednak zakończenie okazało się zaskakujące w kontekście tego, że niezwykle rzadko z ust tego mężczyzny Kaden słyszał wyrażone wprost sugestie. ― Liczy się wyłącznie reakcja twojego ciała. Gdy z tobą skończę, Guildenstein, będziesz perfekcyjnie potrafił nad nią zapanować.
      — Mhm…
    Zza pleców młodzieniec usłyszał dźwięk, który przypominał naciąganie na dłonie znanych mu już lateksowych rękawiczek. Sprawiło to, że Kaden drgnął wyczuwalnie.
      — Pozwól, że podam ci substancję, która powinna pomóc nam w... nieco sprawniejszym osiągnięciu tego celu.
    Specyficzny dźwięk rozrywanego opakowania i woń środków dezynfekujących poprzedzały moment, w którym Redgrave stanął po jego prawej stronie, by następnie usiąść na taborecie, na którym zasiadał też wcześniej, mocując na ciele Kadena wszystkie kable i pasy. Spojrzeli sobie głęboko w oczy, a potem wilgotna chusteczka przesunęła się subtelnie po wyeksponowanym zgięciu łokcia młodzieńca, pozostawiając uczucie chłodu. Victor rozmasował palcami zwilżoną skórę i zbliżył do niej igłę strzykawki.
    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Wto 13 Lip 2021, 19:29

    Tętno chłopca przyspieszyło, jednak by to określić Redgrave nie potrzebował spojrzeć na jeden z wielu ekranów. Wystarczył dotyk na delikatnej skórze Guildensteina, ale i jego spojrzenie, które przybrało na intensywności.
    Jakby chciał zaoponować.
    Jakby miał coś powiedzieć.
    I Kaden rzeczywiście rozchylił nieznacznie usta, jednak nawet westchnienie zwątpienia nie opuściło tych malinowych warg. Czy ufał Victorowi? Zaprzeczyłby w każdym z możliwych stanów, ale nie było tak, że miał jakieś wyjście, że istniało inne rozwiązanie. Victor… Victor wiedział, jak o to wszystko zadbać, jak nie dopuścić do tego, by błędne wnioski służb pokrzyżowały im plany, i od tak dawna dbał o Kadena, że ten…
    — Co… — szepnął i musiał zwilżyć czubkiem języka spierzchnięte z niepokoju wargi. — Co to takiego?
    — Poczujesz momentalne rozluźnienie — odparł niebezpośrednio na to pytanie Victor, przykładając kciuk do dyszy strzykawki. — Masz tu ze mną zostać, Guildenstein.
    Mężczyzna nie sprecyzował, co miał na myśli, a Kaden słabo pokiwał głową. Zimny specyfik rozlał się nagle, prawie bez ostrzeżenia, w krwi chłopca, który odczuł to niemal natychmiastowo; jak wstąpienie w każdy z jego nerwów, jak obezwładniające odprężenie, tak potrzebne, tak wyczekiwane, tak niezbędne w tej trudnej chwili. Nieprzytomny uśmiech wstąpił na bladą twarz, a Redgrave upomniał chłopca surowo:
    — Guildenstein — wychrypiał. — Nie jesteś tu na dyskotece, to nie czas na zabawę. Skup się. Ile palców widzisz?
    A wzrok skupić było tak trudno, tak trudno, gdy kolory zyskały na intensywności i wszystkim, o czym Kaden marzył, było przymknięcie powiek i odpłynięcie w czcze rozważania. Z trudem odwrócił głowę za dłonią Victora, śledząc półprzytomnym spojrzeniem niewyraźny kształt.
    — O-osiem…? — spytał i gdzieś z oddala świadomości zawitała do niego pewna myśl. — Nie mogę ośmiu, Vic…?
    I nie mógł, i tych resztek świadomości Victor w nim teraz szukał. By w stanie tego upojenia znaleźć je i wyczulić, wyszkolić i skojarzyć, by teraz stworzyć w nim odruchy, które później odnajdzie.
    I do tego potrzebował go w tym stanie. W tym, gdzie zaraz z łatwością wzbudzi w nim strach, smutek, niepokój, wszystkie te emocje, podczas których rodził się lęk, i na lęk ten go wyszkoli.
    A ten zapatrzony w niego, szukający w nim oparcia i nadziei chłopiec, zaufa mu we wszystkim.
    Przecież tak łatwo mógłby teraz przekonać go, że może osiem.
    Tak łatwo przekonać o innych rzeczach.



    Dante
    Dante
    Daemon

    Punkty : 2512
    Liczba postów : 517
    Skąd : Z kosmosu

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Dante Wto 13 Lip 2021, 21:47

    Dante nie odebrał telefonu ani za pierwszym, ani za drugim razem, ale kiedy już Louis był bliski irytacji, której nie mogła załagodzić nawet ich ostatnia przygoda, oddzwonił.
      — Louie — przywitał się, zasapany.
      — Skończ proszę te wygłupy z Vincentem, potrzebuję z tobą… — zaczął Louis, ale mężczyzna mu przerwał.
      — Nie najlepszy… moment, kicia. — W słuchawce Louis usłyszał szumy i kobiecy okrzyk. Dante, dysząc ciężko, wskoczył na żelazny płot i z pewnym trudem, kalecząc sobie ręce, przedostał się na czyjeś podwórko, ale od razu zobaczył nadbiegającego z drugiej strony dryblasa w zieleni.
    Mimo zamętu usłyszał też w słuchawce, po dłuższej chwili ciszy – gdy już był pewien, że chłopiec się rozłączył – coś, co przypominało zgrzyt zębów.
      — Ach… — sapnął, zmieniając gwałtownie kierunek. — Kurwa…
      — Potrzebuję z tobą pilnie porozmawiać — wycedził Louis.
      — Green Tower… za jakieś… pięć i pół minuty, dasz radę?
    Odpowiedział mu tylko dźwięk przerwanego połączenia. Mężczyzna zaklął i rzucił się w kolejną boczną uliczkę, kierując się w stronę przeciwną niż ta, z której dobiegał go dźwięk policyjnych syren – nie mógł mieć już pewności, kto pociąga za sznurki na komendzie. Nie zdążył też nawet uprzedzić chłopca, że mogą mieć całkiem liczne towarzystwo. Na oślep kierował się w stronę Green Tower, klucząc uliczkami i przeskakując ogrodzenia, ścigany strzałami Luchadores – i jakże miłym, zbawiennym zaskoczeniem był beżowy Mercedes, który gwałtownie przyhamował, gdy Sparda wybiegł na główną ulicę tuż przy charakterystycznym wieżowcu.
    Dante ledwie rzucił okiem na kierowcę, nim przez otwarty dach wskoczył na fotel pasażera, odrobinę tratując przy tym drobnego chłopca.
      — Wybacz, mała — sapnął, z ogromnym trudem łapiąc powietrze. — Gazu, gazu!
    Obaj pochylili się gwałtownie, gdy z dwóch stron padły strzały, a z trzeciej na ulicę wjechał radiowóz.
    Sparda nie musiał, na szczęście, powtarzać. Mądry chłopiec za każdym razem potrafił go zaskoczyć zimnym spokojem, z jakim podchodził do nawet najbardziej szalonych sytuacji.
      — Chcieli mnie uprowadzić! — zawołał, przekrzykując syreny, strzały i ryk sportowego silnika.
    Przeładował wreszcie swoją broń i odwrócił się przez ramię, by oddać mało celne w tej sytuacji strzały.
    Najwyraźniej ufał Blanchardowi i jego intuicji na tyle, że nie próbował mu nawet dyktować kierunku jazdy.
    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Wto 13 Lip 2021, 22:59

    W sposobie jazdy Louisa było coś, co tylko osoba nawykła do jazdy ekskluzywnymi samochodami mogłaby uznać za znajome. Chłopiec prowadził pewnie, jednak bez brawury i można było mieć pewność, że gdyby nie okoliczności, zapewne zrezygnowałby z tak wielkiej prędkości. Próżno też było doszukiwać się w Louisie nawet cienia ekscytacji związanego z prowadzeniem tak drogiego samochodu i choć żaden z ruchów chłopca nie sprawił, by jego pasażer miał czuć się niebezpiecznie, Louis strzępił słów i nie prowadził z Dantem żadnej rozmowy, skupiony na jeździe.
    Nawet wtedy, gdy głośny strzał przebił im oponę, a koło zaryło z hukiem o ziemię, to Sparda zaklął szpetnie, a Louis zacisnął mocno krwistoczerwone wargi, jak i dłonie na kierownicy, i skręcił gwałtownie.
      — Nie mam na sobie kamizelki — odezwał się po raz pierwszy do Spardy, wciąż jednak nie zaszczyciwszy go nawet połową spojrzenia. Z piskiem opon zatrzymał samochód, skręcając w kolejną z uliczek, gdy śledzący ich wóz pomknął w opuszczoną aleję. — Musimy go tu zostawić, zanim zepchną nas w róg Greenlandu. Znasz…
      — Tak — przerwał Louisowi Dante. — Za znakiem, po lewej! Otwórz drzwi! — sapnął, się w stronę chłopca.
    Blanchard zahamował gwałtownie, a siła odśrodkowa odrzuciła Spardę w stronę maski. Przytrzymał się jednak wezgłowia i w chwili, gdy tylko Louis jednym sprawnym ruchem odpiął pas, przepchnął się przez skrzynię biegów i złapał chłopca w pół, aż obaj wypadli z samochodu.
    Wprost na ziemię; to Sparda przeturlał ich dalej, sprawiając, że strzały odbiły się rykoszetem od chodnikowych płyt. Podniósł się zaraz i łapiąc Louisa mocno za biodra, dźwignął chłopca w górę, wprost na zewnętrzną klatkę schodową. Louis zachwiał się i wyprostował akurat w momencie, gdy Dante rzucił mu w dłonie karabin maszynowy.
      — Lou! — krzyknął mężczyzna, skacząc i łapiąc się rusztowania; potężne, żylaste dłonie zacisnęły się na metalowej drabince dokładnie w tej chwili, w której Blanchard oddał serię strzałów w niczego nie spodziewających się Luchadores.
    Odgłosy martwych, upadających ciał zlały się w jedno z ciężkim stęknięciem Spardy, który podciągnął się na drążku, by zaraz stanąć obok Louisa na schodach. Chłopiec nie czekał jednak; oglądając się za siebie, ruszył biegiem w górę, wraz za chroniącym jego plecy Spardą.
    I to właśnie Dante złapał Louisa za nadgarstek w połowie schodów; gdy Blachard obrzucił go pytającym spojrzeniem, mężczyzna wybijał już szybę w wielkim, industrialnym budynku i zaraz wciągnął przez okno chłopca do ciemnego, opustoszałego wnętrza.
    I nie pozwalając mu złapać oddechu, nie zważając na odbezpieczony w jego dłoniach karabin, pchnął go na ścianę i pocałował mocno, odbierając dech.
      — Stęskniłaś się, mała? — rzucił w końcu, zziajany, gdy oderwali się od siebie, przerywając ten gwałtowny, namiętny pocałunek.
    W ciemnościach niebieskie oczy Louisa zabłyszczały, a na wargach zadrgał cień uśmiechu. Pierś chłopca unosiła się i opadała prędko, ale ten nie zabrał dłoni, którą (sam chyba nie wiedział kiedy) objął Dantego za szyję.
      — Przez ciebie straciłem wóz.
    Kieł Spardy błysnął w diablim uśmiechu i mężczyzna może i byłby coś odpowiedział, gdyby nie seria strzałów, tak wyraźnie słyszalna przez rozbite okno.
    Nie musieli nic mówić. Obaj w jednej chwili ruszyli z miejsca, wgłąb przemysłowego wnętrza. W kolejnej sekundzie rozległ się donośny huk, ziemia zatrzęsła i zanim którykolwiek z nich zdołał wykrzyknąć choć słowo, ściany budynku poruszyły się, a sufit w jednym miejscu załamał się i runął, rozdzielając ich od siebie.



    Dante
    Dante
    Daemon

    Punkty : 2512
    Liczba postów : 517
    Skąd : Z kosmosu

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Dante Czw 15 Lip 2021, 16:18

    Spotkania z tym dzieciakiem za każdym razem były szalone. Prawdopodobnie obaj czerpali z tego przyjemność – ułożony chłopczyk, ponieważ brakowało mu w życiu wrażeń, i wieczny Piotruś Pan, który od tych wrażeń był uzależniony.
    Czasem jednak Sparda odnosił wrażenie, że ciąży nad nimi jakieś fatum, a tracenie Louisa z oczu nie należało w takich chwilach do ekscytujących w ten przyjemny sposób.
      — Żyjesz?! — zawołał, gdy już pozbył się z płuc duszącego pyłu. Zamiast uciekać jak najdalej, zbliżył się do wyrwy w podłodze, którą wyłamał zapadający się dach, i zachwiał się, prawie spadając, gdy część podłogi pod jego stopami odłamała się i runęła w dół. — Louis!
    Wpatrywał się w gęstą chmurę pyłu, usiłując dojrzeć cokolwiek – gdy nagle dobiegł go okrzyk młodzieńca.
      — Na zewnątrz, Dante! Wezwę wspa…
    W następnej sekundzie krążący nad budynkiem helikopter ponowił ostrzał – rakieta ponownie zderzyła się z budowlą i Dante zdołał tylko paść na ziemię, zakrywając się rękami przed opadającym gruzem. Nie miał nawet czasu się nad tym zastanowić, ale jeśli Luchadores ścigali jego, choć z taką pasją unikał powiązań z mafią, gdzieś musiał nastąpić przeciek. Gdzieś istniał słaby punkt, o którym Redgrave nie wiedział.
      — Kurwa, zrównają nas…
      — Na zewnątrz! — krzyknął Louis zza ściany pyłu.
    Dante sapnął, poderwał się i, mimo iż czuł już w ustach kwas z wyczerpania, zeskoczył na niższe piętro przez nowo powstały wyłom.
      — Louis! — wykrzyknął, kiedy kolejna rakieta wywołała wstrząs całego budynku, który już teraz przeistoczył się w zwyczajną ruinę. — Gdzie ty…!
    Nie było mu dane dokończyć. Kolejny ogłuszający huk różnił się od poprzednich. Tony stali zwaliły się na budynek, powodując niemal całkowite jego zawalenie. Przednia ściana już nie istniała. Dante spadł kilka poziomów w dół i rąbnął ciężko o posadzkę, z głuchym stęknięciem zakrywając tylko głowę.
    Stracił orientację i ogarnęło go zamroczenie. Nie istniał taki fragment ciała, który by go teraz nie bolał – w czym dominował jednak kręgosłup – ale mimo to Sparda znów zdołał się podnieść, siwy od pyłu, popiołu i brudu.
    Kaszlnął ostatkiem sił i na oślep przemieścił się w stronę światła dziennego. Nie był w stanie złapać choćby jednego oddechu – może odpowiadały za to zmiażdżone płuca, a może tylko unoszący się w powietrzu kurz – ale instynkt skłaniał go do walki do samego końca, do całkowitego opadnięcia z sił.
    Z jakim zdziwieniem postawił stopę na zakurzonej trawie mimo przekonania, że znajduje się znacznie wyżej. Runął na nią, wyrżnął policzkiem w ziemię. Jak przez mgłę dostrzegł otaczające go postaci. Huki dobiegały jak gdyby spod wody, zlewając się w jeden.
    Nie potrafiłby stwierdzić, kogo widział – i czy w ogóle – ponieważ gdy wzrok na powrót mu się wyostrzył, a w płuca wdarło się zbawienne powietrze, nikogo przy nim nie było. Dziwne, bo mógłby przysiąc, że…
      — To on, tu jest — usłyszał nagle nieco wyraźniej. — Chyba… NIE STRZELAJ!
    Dante, gwałtownie odwróciwszy się na plecy, wycelował w sam środek twarzy człowieka, który okazał się… nosić niebieskie kolory.
      — Wy tu czego — wydusił Sparda, nie opuszczając broni.
      — Widzieliśmy, że macie kłopoty. Zrzuciliśmy ten śmigłowiec. Możesz wstać? — Czarnoskóry Paraders pochylił się, wyciągając do Dantego rękę. Mężczyzna po chwili wahania lub może tylko oszołomienia opuścił broń i chwycił dłoń sprzymierzeńca, by z trudem podnieść się na nogi i skorzystać z możliwości podparcia się o silne ciało. Dopiero gdy obraz przed jego oczami się ustabilizował, zdał sobie sprawę, że wokół roi się od zmasakrowanych ostrzałem z karabinu postaci w zieleni.
      — Chyba wiszę ci jednego — wychrypiał do Paradersa. Dłoń dociskał do lędźwi, krzywiąc się z bólu, ale mimo podłego samopoczucia spojrzał w stronę kłębów pyłu spowijających zawalony, płonący budynek. — Muszę tam…
      — Ktoś tam jeszcze jest? — zapytał Paraders, marszcząc brwi. Sięgnął po krótkofalówkę, gotów pewnie zawiadomić swoich przyjaciół. — Nie jesteś sam?

    Sponsored content

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 23 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Sponsored content

      Similar topics

      -

      Obecny czas to Czw 09 Maj 2024, 18:35