— A może... — szepnęła i pociągnęła nosem, po czym wyswobodziła się z uścisku brata. — Może powinnam z nim porozmawiać na spokojnie? Może ta dziwka wszystko sobie wymyśliła? Widziałam, jak na niego patrzy! A ja od razu na niego naskoczyłam i dlatego zareagował w ten sposób...
Wstała z kanapy, podpierając się na ramieniu brata. Była tak zapatrzona w miłość swojego życia, że nawet nie brała pod uwagę możliwości, żeby ich związek mógł zakończyć się w taki tragiczny sposób. W tej sytuacji nie chodziło już nawet o potworną zdradę, która bez wątpienia była bolesna. Veronica została wręcz ośmieszona w oczach całej uczelni i kampusu, bo chyba każdy wiedział, że Noah spotyka się z nią od dawna. Właściwie zawsze czuła się wręcz dumna, że udało jej się usidlić chłopaka przy sobie na dłużej. Czy teraz wychodziłoby na to, że była dla niego ważna tyle samo co każda poprzednia pusta lala? Nie zasługiwała sobie na takie traktowanie i chociaż miała tego pełną świadomość, to i tak starała się znaleźć racjonalne wytłumaczenie.
— Muszę do niego zadzwonić! — zadecydowała stanowczo, chociaż jej głos wciąż się załamywał. Usiadła na dywanie, sięgając w stronę torebki. Jej sukienka podwinęła się żałośnie, ale nawet nie zwracała na to uwagi. — Nawet jeśli się całowali, jakoś to zniosę. Jestem pewna, że z nią nie spał. Chociaż pewnie chciałaby szmata. — Podniosła głowę i spojrzawszy na brata z zaciętą miną zastygła z ręką w torebce. — Wiesz, która to? Widziałeś ją. Pamiętasz tę imprezę, na którą Cię zabrałam?
Wróciła do chaotycznych poszukiwań. Była tak bardzo podobna do Michaela, że można byłoby brać ich za bliźniaków.
— Boże — jęknęła, ponownie przerywając grzebanie w torebce. — Przecież ja mam jego bluzę w szafie. Wróciłeś w niej do domu miesiąc temu, pamiętasz? — Prychnęła pod nosem z przerażającym błyskiem w niebieskich oczach. — Spalimy ją. Razem z tymi pierdolonymi lampkami w kształcie serduszek!
Kiedy już udało jej się odnaleźć telefon, wstała chwiejnie. Spojrzała na Mike'a jeszcze raz i podeszła do sofy. Zaskakująco delikatnie pogłaskała go po kasztanowych lokach, po czym przycisnęła brata do piersi, zamykając go w szczelnym uścisku.
— Dziękuję i przepraszam, że byłam taką beznadziejną siostrą — załkała, bo początkowy szał ustępował już zwykłemu smutkowi. Naprawdę była wdzięczna Michaelowi, że nie zignorował jej złego samopoczucia. Kiedy w akcie tej nieoczekiwanej miłości przestała już przyduszać chłopaka, skierowała się w stronę swojego pokoju. — Jak ojciec wróci, to powiedz mu, że się uczę — dodała jeszcze smętnie, zanim zamknęła za sobą drzwi.
***
Noah, jak to miał w zwyczaju, gnał właśnie przez wąski korytarz na wymęczonej desce. Powinien był wymienić ją już rok temu, ale ostatnio rodzina jakoś... niechętnie przesyłała mu kasę, a przecież nie miał czasu szukać sobie teraz roboty. Na ostatnim roku miał cholernie dużo roboty. Czas wolny musiał ograniczyć do maksymalnie jednej imprezy tygodniowo, co przy jego umiłowaniu do spotkań towarzyskich strasznie go męczyło. A może przeżywał fakt, że na zajęciach musiał być trzeźwy? Wyhamował przed drzwiami pokoju numer 87, uderzając jak zwykle przodem deski o ścianę pod oknem. W tym samym czasie pani Cheryl opuszczała właśnie pokój naprzeciwko i aż podskoczyła, słysząc dobrze znany jej dźwięk uderzenia.
— Noah! Ile razy mam powtarzać — zawołała, wymachując kijem od szczotki, ale chłopak uchylił się w odpowiednim momencie. Wskazała palcem na deskorolkę i szkody, które wyrządzała. Jego szaleńcze podróże po holu nie robiły już na nikim wrażenia, ale od takiego hamowania przez trzy lata w ścianie zrobiła się niezła dziura, a tynk z farbą tworzył na świeżo umytej podłodze białe ślady. — Możesz przestać psuć mi pracę tym badziewiem?
— To tak było od początku — uznał bez większego przejęcia i włożył kluczyk w zamek, próbując dostać się do środka. Zdziwił się, zdając sobie sprawę, że nie może go przekręcić. Nacisnął klamkę, a drzwi uchyliły się bez problemu. Odwrócił się w stronę kobiety z pytającym spojrzeniem.
— Ach tak, Moon. Przyznali Ci w końcu współlokatora — objaśniła Cheryl, a na jej twarzy zakwitł wredny uśmiech. Chyba liczyła na to, że skończą się teraz legendarne imprezy w 87, którym nawet dyrektor ośrodka wydawał się pobłażać. Odkąd rok temu ojciec Noaha zdecydował opłacać synowi cały pokój, życie na czwartym piętrze stawało się niemożliwe do wytrzymania. Co bardziej ambitni studenci błagali o przeniesienie do innej części budynku, nie mogąc znieść ciągłego krążenia po korytarzu nocami.
— Współlokatora? — zapytał chłopak bez wiary, ale nie czekał nawet odpowiedź.
Ojciec całkowicie stracił rozum? Pchnął deskę do środka, a przedmiot zatrzymał się dopiero pod czyimiś nogami.