Zauważył, że Liam w jego słowach nie zrozumiał bardzo prostego przekazu. Pomimo niezadowolenia i złości tematu, którego podjął się chłopak, on też nie unosił się emocjami. Emanował z niego chłód, którego dotąd jasnowłosy nie miał okazji poznać. Głos choć narwany, wciąż pozostawał w jednym, niskim tonie, nie pozawalają sobie na uniesienie głosu. W zasadzie Leo rzadko kiedy krzyczał. Bywały momenty, w których łatwo ulegał negatywnym odczuciom, ale nigdy nie okazywał tego po przez krzyk. Nie wstydził się również swoich słabości, był w takim wieku, gdzie te stawały się czymś naturalnym. Zapewne właśnie dlatego zachowanie chłopaka w żaden sposób mu nie imponowało, ponieważ z jego perspektywy to wszystko miało bardzo szczeniacki wydźwięk. Jeżeli potrzebował o tym porozmawiać, mógł zrobić to w zupełnie inny sposób niż ten, a nie poniżać go swoim zachowaniem w obecności innych ludzi. Nie wiedział, czy Liam o tym zapomniał, ale Leo nadal był, jest i będzie jego szefem w dosyć brutalnej rzeczywistości, w której miał go szanować. Niezależnie od tego gdzie byli — na tym polegała rola kierowcy, inaczej mówiąc jego przydupasów.
— Czyli rozumiem, że jakbym razem z Tobą zabił, dajmy na to Laurenta, też w tak śmiały sposób rozmawiałbyś o tym pośród innych ludzi? — spytał, chcąc zobaczyć jak zareaguje kiedy postawi go w nieco innej sytuacji. Prawdopodobnie nie wiedział jak to jest, w końcu skąd miał wiedzieć kiedy tak naprawdę nigdy nie był na prawdziwej misji. Zwykle dawał mu zadania, które nie wymagały użycia brutalnej siły, gdzie musiał zadecydować o tym, czy właściwym będzie pociągnięcie za spust prosto w głowę, a może w ramię. Zazwyczaj robił za wsparcie, aby powoli przyzwyczaić go do tego świata. Ale kto wie? Może Leo i w tej kwestii mylił się całkowicie, jednocześnie nie znając prawdziwych zdolności chłopaka. Może tylko w jego oczach wydawał mu się... w pewien sposób niewinny. Ostatecznie zawsze inaczej jest być postronnym i patrzeć na wszystko z boku.
— Jeżeli niczego nie wyłapałeś, naprawdę potrzebujesz przeszkolenia jeżeli chcesz stać obok mnie — przyznał surowo, przy okazji pokazując jak wielka przepaść ich dzieliła. Leo akurat był z tych osób, którzy mieli sporą podzielność uwagi. Nauczony doświadczeniem wiedział, że każda informacja była potrzebna — dlatego nauczył się słuchać, niezależnie od tego, czy to była para, która co jakiś czas mówiła sobie jacy to nie są sobie ważni, czy grupka dziewczyn, która obgadywała okropną kumpelę.
— Więc mówisz, że jeżeli Ty nie słuchasz dość uważnie, inni nie słuchają Ciebie? Ciekawe — zakpił, odkładając sztućce na bok, jednocześnie tracąc apetyt na to, co kelner mu przyniósł — Nie wiem, czy takie niepotrzebne. Z nas dwóch, to ja z tej sytuacji wyjdę obronną ręką, wiec jedynie grasz na swoją niekorzyść — zauważył, spoglądając na niego z uwagą. Chyba właśnie chciał go uświadomić, że Liama życie dawno temu przestało być zależne od niego samego odkąd ojciec oddał go w ręce Jerycho. To on pociągał za sznurki, to on miał układy z policją, to on mógł go wsypać w każdej chwili jeżeli mu podpadnie. Nie dzieciak, który ledwo wkroczył na próg przestępczy, zapewne uważają siebie za bóg wie kogo, skoro Leo pozwolił mu działać na własną rękę. Może powinien to zmienić? Wprowadzić pewne restrykcje, aby zobaczył jak to jest zaczynać od zera.
Mimo wszystko starał się rozumieć zmartwienie Liama. Nie każdy stał przed takimi wyborami jak on. Nigdy nie mógł mieć pewności, czy przypadkiem i on nie będzie tym drugim, który skończy z mózgiem na ścianie. Laurent był nieobliczanym w swoim szaleństwie, a Leo względem niego miał związane ręce. Gdyby rzeczywiście mógł zrobić coś więcej...
— W nieszczęśliwym wypadku? — przyznał, unosząc brew. Czuł jak to niedorzecznie brzmiało, z drugiej strony nawet i on miałby spory problem, aby coś takiego przekazać jego ojcu — Cholera, Liam. Nie zachowuj się jakbyś miał skończyć w taki sposób — rzucił wyraźnie niepocieszony tą wizją. Choć Lau pozwala sobie na przemoc względem chłopaka, jest świadom tego, że Leo nigdy nie pozwoliłby Laurentowi do przekroczenia tej granicy. Wie, jakie ma względem niego plany i prawdopodobnie właśnie chce pokazać, jak Leo w łatwy sposób może stracić kontrolę nad czymś, co jest dla niego ważne.
Słysząc jego dalsze słowa, mężczyzna westchnął bezradnie, a przeczesując swoje niesforne kosmyki włosów, chwycił kieliszek wina, które było tak samo paskudne jak ta cała rozmowa i wypił je na jeden raz.
— Laurent wie, że najpierw musiałby zabić mnie, aby mógł zabić Ciebie, a to do najprostszych nie należy — rzucił, łapiąc za widelec, który póki co tylko obracał w palcach — Jeżeli bardzo chcesz wiedzieć — nie pozwolę mu dopuścić do czegoś takiego — dodał, wbijając spojrzenie w stygnący posiłek. Niepewnie, ale nabrał kolejny kęs makaronu na widelec, odpuszczają sobie wszelakie zasady Savoir-vivre. Podniósł na niego wzrok dopiero kiedy powiedział o odejściu.
— Czemu nie przyszedłeś z tym od razu? Znam go najlepiej, porozmawiałbym z nim — przyznał, ale nie zdradził w jaki sposób ta rozmowa musiałaby wyglądać. Z drugiej strony wiedział, że ze względu na sojusznicze grupy, nie mógł pozwolić sobie nazbyt wiele. Chociaż gdyby rozegrał to w dobry sposób... Mógłby pomóc uwolnić go od tego tyrana.
— Wszystko jest realne — westchnął, nie wierząc w to, z jaką bolączką tułał się ten młodzieniec od tych kilku miesięcy — No i co mam z Tobą zrobić? — odparł, wpatrując się w niego z wyraźnym niedowierzaniem w spojrzeniu. Nie ufał mu, że nie przyszedł do niego z tym wcześniej? Nie było okazji? Bał się? Chyba naprawdę Liam zapomniał, że Leo robił znacznie więcej w tej grupie, a nie tylko ładnie wyglądał w gabinecie czy na wszelakich rozmowach.