by Averil Sro 24 Lis 2021, 20:22
Uczestnictwo w zajęciach jako uczeń, możecie mi wierzyć lub nie, było jeszcze nudniejsze, niż udawanie, że nie istnieję [do czego mam wrodzony talent, każdy ziemianin to potwierdzi]. Udając, że nie istnieję, mogłem chociaż powłóczyć się po sali, powyglądać przez okno, albo podokuczać niczego nieświadomym uczniom. Teraz tkwiłem w ławce jak kołek, starając się nie przybijać gwoździ czołem. A Wypłosz, przynajmniej w trakcie zajęć, był naprawdę marnym towarzystwem. Może już się przyzwyczaił do tego, że skupia się na lekcjach, a może zwyczajnie był kujonem, albo ciekawił go ten bełkot, który wpadał mi jednym uchem, a wypadał drugim. Nie wiedziałem. I chyba wolałem się nie dowiadywać.
W każdym razie on skupiał się na bazgraniu w zeszycie, ja starałem się pamiętać, że jestem widzialny, co nie zawsze jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. Ale i moja mordęga wkrótce dobiegła końca, jak większość, poza tą piekielną, zrzuciłem kajdany, które ta chętnie na siebie włożyłem i... I nie bardzo wiedziałem co dalej.
Wypłosz, jak to on, nieśmiało zagadnął, udając, że niby przypadkiem pyta o moje plany. Ja udawałem za to, że nie jest moim jednym planem do końca jego marnego żywota. Ot, taka była ta nasza relacja, oparta na szczerości. Szczerość przede wszystkim.
- Nie słyszałeś jak mówiłem, że mój ojciec jest wojskowym? - zapytałem, bo do łba mi przyszło, że jeszcze zechce mi w tym rozpakowywaniu pomagać. A tak jakby nie miałem domu, do którego mógłbym go zaprosić, a przynajmniej nie taki, do którego dotarłby za życia. - Nie pozwoliłby mi zostawić nierozpakowanych rzeczy. Prędzej dostałby zawału. Możemy się gdzieś powłóczyć, jak chcesz. Pokażesz mi miasto, czy coś.
Tak, nawet jeśli nie ma tu wiele do oglądania, to zawsze ciekawsze niż jego pokój od środka. W jego pokoju znam już każdy kąt. Dużo lepiej niż bym sobie życzył.