Can't touch

    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Can't touch Empty Can't touch

    Pisanie by Faust Wto 27 Kwi 2021, 11:20

               Zbliżała się burza. Powietrze było lepkie i naelektryzowane, a czarne chmury nadciągały od wschodu wychodząc naprzeciw zapadającemu powoli zmierzchowi. Grzmoty rodzące się w oddali mieszały się z odgłosem śmieciarki opróżniającej pobliskie kontenery, w którejś bramie irytująco szczekał bezpański kundel. Z okna nad głową roznosiły się odgłosy awantury. Kwintesencja tego miasta, zgniłe serce ukrywane pod kolorowymi banerami i zdjęciami zachęcającymi do wycieczek turystycznych.
               Wysoki, szczupły chłopak, właściwie młody mężczyzna, choć jego wiek ciężko było określić poprzez kaptur razem z włosami zakrywający twarz; przemykał pustymi uliczkami próbując zdążyć przed burzą.
               Od mieszkania dzieliło go jeszcze kilka dobrych przecznic, więc nie miał złudzeń co do powodzenia swojego zamiaru, ale zamierzał pozostawać wystawiony na siły przyrody jak najkrócej się dało. Ruchliwe zazwyczaj ulice pozostawały puste, nawet szczury zazwyczaj licznie przebiegające pod nogami, gdzieś się pochowały.
               Cisza przed burzą.
               Coś było nienaturalnego w dzisiejszym dniu; od chwili gdy otworzył oczy, nie potrafił wyzbyć się wrażenia, że wciąż śnił. Wszystko robił automatycznie. Prysznic, kawa, praca, kawa, praca, praca, kilka drinków i powrót do domu. Do dziury, którą nazywał domem – niewielkiej klitki, praktycznie bez mebli, z materacem na podłodze spełniającym wymogi łóżka. Już dawno wyzbył się pragnień przekształcenia tych czterech ścian w coś bardziej przyjaznego. Tym bardziej, jeśli tak rzadko nocował u siebie i nigdy nie wiedział, czy wychodząc rankiem nie widzi tej klitki po raz ostatni.
               Zagrzmiało, tym razem gdzieś nad głową Tristana, więc naciągnął kaptur głębiej i przyspieszył kroku. Nie tylko w obawie przed nadchodzącą burzą, ale bardziej przed wychodzącymi z mroku postaciami, których aura nie przerażała. Ćpuni, alkoholicy, kurwy i dealerzy. Połowę z nich znał z imion, reszta wywoływała w nim ciarki. Był już odporny na ich zaczepki. Mimo to prawie biegł.
    Miał wrażenie, że droga tylko się wydłuża. Robiło się ciemniej, z chwili na chwilę, latarnie jeszcze się nie zapaliły, co sprawiało, że co kilka kroków nerwowo oglądał się za siebie.
         — Tristan. Nie zaglądasz do nas ostatnio.
               Drgnął na dźwięk głębokiego, niskiego głosu. Odwrócił się i zmierzył pogardliwym spojrzeniem nienaturalnie niebieskich oczu wysokiego, postawnego mężczyznę, który przez kilka miesięcy był dla niego kimś więcej niż zaprzyjaźniony dealer. Przynajmniej dopóki Tristan nie zorientował się, że takich jak on miał na pęczki, że każdemu mydlił oczy, i że nikomu, poza nim to nie przeszkadzało, bo był jebanym romantykiem, który chciał dawać dupy tylko jednej osobie, nawet jeśli za kasę. Życie nigdy nie było proste.
         — Mam pracę, nie mam czasu — odparł wymijająco obawiając się, że sprzeciw może znów skutkować kilkoma gojącymi się tygodniami siniakami. — Ale wpadnę, jak tylko dostanę urlop. — Dodał, bynajmniej nie mając najmniejszego zamiaru spełniać tej obietnicy. Obaj doskonale o tym wiedzieli.
         — Przepracowujesz się. A gdybyś został u mnie, przynajmniej dni miałbyś wolne. I mógłbyś się wynieść z tej klitki na Dwudziestej.
               Tristan poczuł jak jego żołądek skręca się w supeł, ale jego twarz ani drgnęła.
    Skąd ten skurwiel wiedział, gdzie mieszkał?
         — Mówiłem, że się zastanowię.
         — A ja mówiłem, że to nie jest propozycja. — Mężczyzna zrobił krok w jego kierunku. Tristan zawahał się. Jedyne o czym marzył, to drink, prysznic i łóżko. Koleś dość brutalnie zaburzał jego plany i wiedział, że nieistotne czy mu ulegnie czy mu się postawi – rezultat i tak pozostanie ten sam. Skończy między jego nogami, w zależności od swego wyboru mniej lub bardziej poturbowany. Wybrał więc jedyną, dostępną sobie w tej chwili opcję, choć wiążącą się z nadłożeniem drogi i wejściem w jeszcze bardziej parszywą i pozornie opustoszałą dzielnicę.
    Przestał biec dopiero, kiedy upewnił się, że nikt go nie gonił, a płuca zaczęły palić go żywym ogniem.
         — Kurwa — Oparł się o murek i odpalił papierosa ściągając kaptur pomimo pierwszych kropli deszczu. Czarne, nieco przydługie włosy, opadły na twarz, więc odgarnął je niedbałym ruchem. Czy ten dzień mógł być jeszcze gorszy? Przeczesał kieszenie w poszukiwaniu kilku drobniaków, które pozwoliłyby mu zamówić taksówkę, bo droga do domu wydłużyła się co najmniej dwukrotnie, a on poczuł się bardziej zmęczony niż kiedykolwiek wcześniej.
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Can't touch Empty Re: Can't touch

    Pisanie by Besatt Wto 27 Kwi 2021, 18:10

    Drzwi zaryglowane spróchniałymi deskami ustąpiły pod mocniejszym uderzeniem. Otworzyły się do wewnątrz i przywaliły w ścianę z takim impetem, że aż zapleśniały tynk posypał się ze ściany. Mężczyzna w czarnej koszuli lekkim krokiem wszedł do opuszczonego lokalu, nieszczególnie przejmując się powstałym hałasem. Zbierało się na burzę i choć jeszcze jej zwiastunów nie mogli dostrzec na niebie, to Dexter Grim już czuł ją w kościach. Zbliżał się wieczór.
        — Cholerny idioto — syknął drugi facet, podążając za swoim partnerem w zbrodni. — Brakuje ci towarzystwa?
    Chłopak z ciemnymi włosami falującymi w nieładzie, wykonał krótki ruch głową, aby odgarnąć te kosmyki, które zasłaniały mu widok. Niektórzy namawiali go, że powinien przyjąć w końcu wizerunek poważnego maga i przyciąć tę grzywę do poziomu reszty włosów, które były znacznie krótsze i bardziej ogarnięte, ale nie miał takiego zamiaru. Swoje oczy w bursztynowym kolorze uważał za pospolite, a więc wybitnie niepasujące do jego osoby. Dexter dobrze czuł się w centrum uwagi. Spod rozchełstanej koszuli wstawało kilka losowych run, które kiedyś bez namysłu wytatuował sobie na torsie. Gdyby ktoś dziś zapytał go o słuszność tej decyzji, odparłby, że był to wybitnie głupi ruch, a chwilę później dodał, że od początku miał tego świadomość, więc wszystko jest w porządku. Tak po prostu musiało się stać. Niektóre rzeczy muszą się wydarzyć, aby później mieć na co narzekać.
        — Właściwie... — odpowiedział i rozejrzał się po pomieszczeniu. W dłoni dzierżył kawałek sznurka z zawieszonym nań zardzewiałym kluczem, którym teraz wymachiwał kółka w powietrzu. — Myślałem, że się domyślisz. Cierpię na samotność. Mógłbyś mnie czasem odwiedzić, jako stary kolega, wiesz?
    Przerdzewiały klucz ostatecznie zawiesił sobie na szyi. Nie była to najpiękniejsza ozdoba, ale jakoś do niego pasowała. W zastanowieniu potarł linię żuchwy, którą pokrywał około dwudniowy zarost.
        — Dziękuję za zaproszenie — żachnął się Osborn, postępując za przyjacielem. — Jeśli będę chciał, aby przyczepił się do mnie jakiś potępiony syf, to na pewno cię odwiedzę.
    To opuszczone miejsce było jedynym, jakie mogli wytypować na źródło bariery ochronnej, którą Dexter chciał rozciągnąć na okoliczne domy. Tak to czasem bywało, że jak w jednym miejscu kumulowało się dużo przemocy i niemoralnej hołoty, to zdarzały się niewyjaśnione wyładowania energetyczne i inne nadnaturalne zjawiska. Grim miał już dosyć ciągłych wizyt Magicznej Straży, która podejrzewała, że to on jest sprawcą tych anomalii energetycznych. Oczywiście tak nie było! Wręcz przeciwnie, mężczyzna czuł się bohaterem. W końcu zadba nie tylko o swoje bezpieczeństwo.
        — Jaki znowu potępiony syf? — zaśmiał się Dexter. — Czy to był komplement?
        — Dobrze wiem, że bawisz się nekromancję — wyjaśnił towarzysz, krzywiąc się przy wymawianiu ostatniego słowa. — Nie ważne. Ja nic nikomu nie powiem, tylko pospiesz się, bo strasznie tu jebie.
    Brunet nie zaprzeczył, ani też nie potwierdził przypuszczeń znajomego. Zamiast tego przystąpił do wykonywania czynności, dla których tak naprawdę znaleźli się w tym paskudnym miejscu. Dłoń skierowaną swoim wnętrzem ku dołowi wyciągnął przed siebie, a jedna z run na jego torsie zalśniła szkarłatem. Dokładnie tak, jakby ktoś przed chwilą wypalił ją na skórze chłopaka gorącym prętem. Towarzysz obserwował to zajście, zaciskając wargi z jawnym stresem wymalowanym na twarzy. W pewnym momencie nie wytrzymał.
        — Poczekaj! — zawołał Osborn w ostatniej chwili i chwycił go za przedramię. — Jesteś pewny, że to bezpieczne miejsce?
    Mężczyzna przymknął na chwilę oczy, chcąc zebrać w sobie resztki cierpliwości, kiedy za oknem zagrzmiało i pierwsze krople deszczu uderzyły w metalowy dach. Nawet nie mieli okazji usłyszeć, że ktoś właśnie przebiegł tuż obok po ciemnej uliczce. Po chuj on w ogóle brał Osborna ze sobą?
        — Nie — odparł Dexter z rozbrajającą szczerością. — A masz jakieś lepsze? Gdzie chcesz umieścić ten czar? W moim domu, żeby Straż pomyślała, że planuje robić ich w chuja? Może przykleimy go na słupie, żeby każdy przechodzień mógł sobie na niego popatrzeć?
    Jego plan nie był nielegalny. Może intencje nie do końca miał czyste, ale nie łamał prawa!
        — Tylko że ty właśnie planujesz... Dobra, dobra. — mruknął towarzysz i puścił jego dłoń. — Kończ to i spierdalajmy stąd.
    Błysnęło czerwone światło, które rozświetliło całą okolicę, usłyszeli grzmot burzowego pioruna... a następnie obcy krzyk zza okna. Później również kolejny krzyk, tym razem z ust Dextera, który poczuł się tak, jakby poraził go prąd. Niemniej mag nie ucierpiał na tym jakoś mocno.
        — Kurwa — syknął. — Coś poszło nie tak.
        — Ja stąd spierdalam — oznajmił Osborn. — Sorry Dexter, to jest ponad moje możliwości.
    Zanim brunet zdążył mu odpowiedzieć, mężczyzna dosłownie wyparował, więc prawdopodobnie deportował się kilka metrów dalej. Och, no trudno. Niech ucieka jak tchórz. Z pewnością nie wydarzyło się nic wielkiego. Komplikacja doprowadziła jednak do tego, że czar się nie powiódł. Nie zamierzał go powtarzać, dopóki nie odkryje co było powodem klęski. Wybiegł na mokrą od deszczu ulicę w poszukiwaniu źródła drugiego, męskiego krzyku. Przeszedł kilka metrów ciemną alejką i wtedy odkrył swój błąd. Opierał się on o ceglany murek i dyszał boleśnie. Prawdopodobnie oberwał rykoszetem, bo jakimś cudem znalazł się w tym miejscu o złej porze. O ile istniała dobra pora na łażenie po melinach. Kto normalny odwiedzał takie miejsca? Poza Dexterem oczywiście. W całej okolicy nie było absolutnie niczego, poza opuszczonymi ruderami. Brał pod uwagę możliwość, że coś nie wyjdzie, ale naprawdę nie spodziewał się spotkać tu człowieka.
        — Ech... umierasz? — zapytał, a runa na jego torsie wciąż świeciła szkarłatem. — Może w twoim przypadku byłaby to teraz najlepsza opcja, ale ja będę miał przejebane.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Can't touch Empty Re: Can't touch

    Pisanie by Faust Sro 28 Kwi 2021, 11:18

               Burza przybierała na sile, a droga do domu wciąż rysowała się odlegle. Jeszcze miał okazję zawrócić ryzykując spotkanie ze swoim starym przyjacielem, na które nie miał ani siły ani nastroju. Bez względu na konsekwencje, och, jebać je. Gdyby miał pewność, że niechciane spotkanie nie opóźni jego powrotu, to być może nawet by je zaryzykował. Problem w tym, że nie popełniał aż takich błędów.
    Tylko jeszcze gorsze, podpowiedział jakiś złośliwy głos w jego głowie. Zignorował go nie zamierzając w tej chwili oddawać się jakimś smutnym i żałosnym rozmyślaniom. Przeszłość miała to do siebie, że nie chciała się zmienić i nie miał na to żadnego wpływu.
    To nie był jednak ani czas ani miejsce na podobne, bezsensowne rozważania. Będzie miał na nie miejsce w mieszkaniu pod prysznicem, z odrobiną szczęścia pod strumieniem względnie ciepłej wody. Marzył o tym, bo mimo ciepła rozgrzewającego jego ciało po intensywnym biegu, zaczynał odczuwać chłód.
               Obejrzał się za siebie po raz kolejny, ale nie zobaczył niczego, co wprawiłoby go w niepokój. Nie zważając na coraz intensywniej padający deszcz począł przeszukiwać kieszenie, klnąc na samego siebie, że nie zabrał portfela. Wygrzebał kilka drobnych i zaczął je przeliczać, ironicznie zastanawiając się przy tym, czy taksówkarz, o ile w ogóle zgodzi się zapuścić w te okolice, przyjmie zapłatę w jakiś inny sposób.
    Westchnął nie dając się poddać złudzeniom. Zatem czekał go dłuższy spacer w towarzystwie niespokojnej aury. I tak zaczynał przemakać do suchej nitki, więc przestawało mieć znaczenie czy dotrze wcześniej czy później.
               W chwili, gdy podjął decyzję o pójściu na piechotę, niebo rozświetliła błyskawica, a potężny grzmot rozerwał ciszę uśpionego miasta.
    Tristan poczuł gwałtowny ból, zupełnie jakby uderzyło w niego coś ogromnego. Krzyknął przeraźliwie i opadł na kolana trzęsąc się jak w gorączce. Nie miał pojęcia co się właśnie wydarzyło, możliwości porażenia piorunem w ogóle nie brał pod uwagę.
               Nie miał pojęcia ile to trwało, ból rozlewał się po całym jego ciele paraliżując kończyny i odbierając zdolność jakiegokolwiek ruchu. To były ledwie sekundy, ale on miał wrażenie, że trwało to lata. Umierał? Ale jak, dlaczego? Nie był w stanie się nawet skupić, by spróbować zrozumieć. Miał wrażenie, że jego wnętrzności płoną żywym ogniem, miał ochotę wyszarpać je z siebie, by choćby na chwilę poczuć ulgę.
               I ulga nadeszła, ból zniknął równie niespodziewanie jak się pojawił pozostawiając po sobie drżenie mięśni i dokuczliwe nudności. Tristan czuł się... Ogłuszony. Podniósł się niepewnie szukając źródła swojego stanu sprzed chwili lub chociażby świadka, który pomógłby mu zrozumieć co tu się właśnie odwaliło. Ale ulica wciąż była pusta, pod jego nogami leżały rozsypane drobne, które upuścił porażony bólem. Gdyby nie one, zwaliłby ten krótki epizod na skutek nadużycia alkoholu. Ale nie wypił dziś aż tak dużo.
               Oparł się o ścianę łapiąc oddech i niemal podskoczył słyszał głos tuż obok. A był pewien, że nikogo nie było w pobliżu!
         — Kiedyś na pewno, ale nie planowałem... — wymamrotał próbując zebrać myśli do kupy. Na bogów, co to w ogóle za pytanie? Być może powinien się nieco zaniepokoić jego wydźwiękiem, ale był zbyt skupiony na uspokojeniu oddechu i utrzymaniu się na prostych nogach. — O czym ty, kurwa, w ogóle mówisz, naćpałeś się?
    W końcu udało mu się wyprostować, spojrzał na mężczyznę naprzeciw siebie uważniej. W innych okolicznościach z pewnością zwróciłby na niego uwagę. Kolejna kurwa? Dealer?
         — Czemu masz mieć przejebane? To ty mi to zrobiłeś? — Tristan czuł, że jego pytania są idiotyczne, ale wydawały się sensowne. Skoro ten pojawił się tak nagle i zdawał się mieć świadomość jego stanu, to musiał być z tym powiązany. Ale jak niby? Dopiero teraz zauważył świecącą szkarłatem runę, biorąc ją za ranę. Przyskoczył do mężczyzny kładąc dłoń na jego torsie, zupełnie się nie zastanawiając nad swoją reakcja ani tym, że naruszał przestrzeń osobistą obcego człowieka.
         — Co jest? — spytał zmieszany. Na jego dłoni pozostał jedynie deszcz, żadnej krwi. Zaczynał rozważać opcję, że jednak nie wstał dzisiejszego ranka, że wciąż śnił. A jeśli nie, to chyba powinien był się odsunąć, popukać się w czoło i odejść swoją drogą, bo był przemoczony do suchej nitki.
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Can't touch Empty Re: Can't touch

    Pisanie by Besatt Sro 28 Kwi 2021, 13:15

    Chłopak nie umierał. Może na pierwszy rzut oka tak wyglądał, ale nie umierał. Dexter odetchnął z ulgą, szczególnie wtedy, kiedy nieznajomy o własnych siłach zrobił kilka kroków w jego stronę. Zamordowanie człowieka (nawet przypadkiem) zawsze kończyło się nieciekawie. Ile to już słyszało się wiadomości z kraju i zza granicy, jak jakiś szalony mag wymordował kilkanaście osób. Grim naprawdę nie chciałby być w ich skórze i doświadczyć zsyłki do podziemi. Za ujawnienie magii przed człowiekiem co prawda nie groziła śmierć ani dożywotnie więzienie, ale mogłoby to Dexterowi mocno utrudnić życie. Niemniej „stało się” i należało tę sprawę rozwiązać. Miał cichą nadzieję, że człowiek będzie współpracował.
      — Na szczęście jestem trzeźwy — odpowiedział, wzdychając ciężko. — W innym wypadku byłoby z nami gorzej.
    Czemu wciąż spotykały go nowe problemy, jeśli nawet nie dostał szansy, na rozwiązanie wszystkich zaległych? To zdecydowanie za dużo, jak na jednego maga. Chłopak niespodziewanie i z przerażeniem w oczach dopadł jego torsu, a Dexter przypomniał sobie o pechowych znakach. Chwycił nieznajomego za rękę, ale nie odsunął go od siebie. Nie przejął się brakiem subtelności z jego strony. Właściwie nie dostrzegł w tym niczego złego. Zamiast tego przyjrzał się uważniej młodej twarzy. Założył, że jest od niego starszy, choć chyba niewiele. W ludzkim rozumieniu wiek Grima datowałby się na jakieś dwadzieścia siedem, dwadzieścia osiem lat. Na tyle też wyglądał.
      — Poniekąd... — zamyślił się. — A może to twoja wina, bo sam wpierdoliłeś się na teren wroga, a ja nie miałem zamiaru dziś nikogo mordować?
    Podciągnął mu rękaw do łokcia. Nie dostrzegł żadnych magicznych blizn i znamion na przedramieniu. W takim razie na reszcie ciała również nie powinno ich być... Pół biedy. Może nie stało się nic groźniejszego, co wymagałoby procedur wykraczających ponad zwykłe czyszczenie pamięci? Tylko czy Dexter mógłby sam przeprowadzić nieznajomego przez ten proces? Teoretycznie powinien powiadomić Kongregację, która najpewniej wysłałaby do niego delegację straży z naręczem dokumentacji do wypełnienia, ale czy była taka konieczność?
      — Boli cię coś? — zapytał faktycznie zainteresowany. — Bo z tego, co widzę, wszystko masz na miejscu.
    Puścił jego rękę, a przemoczone włosy odgarnął do tyłu. Kompletnie mokra, czarna koszula przykleiła się do jego ciała, ale tatuaż wciąż był zaczerwieniony i wyglądał tak, jakby wdało się weń zakażenie. Wciąż padało i mogłoby się wydawać, że burza rozszalała się nawet mocniej. Dexter domyślał się powodów tych zjawisk, ale teraz nie miał na to czasu. Zresztą wszystko powinno uspokoić się samo, jak to się działo dotychczas.
      — Daleko masz stąd do domu? — zapytał trochę głośniej, bo burza wciąż szalała, uderzając piorunami w pobliskie, wysokie obiekty. Spojrzał krótko na chodnik i dostrzegł te porozrzucane monety. Kucnął więc, zbierając je z betonu, a podnosząc się, znowu chwycił nieznajomego za nadgarstek i wcisnął mu drobniaki w rękę. Nachylił się ku niemu i zauważył, że jest od chłopaka trochę wyższy.
      — Taksówka tu nie dojedzie — odparł, jakby czytał mu w myślach. Nie była to jednak trudna zagadka logiczna. Skoro koleś stał tu doszczętnie przemoczony, a w okolicy nie było absolutnie żadnych sklepów, to po cóż innego były mu te pieniądze? Może to kwestia intuicji, bo jednak żaden mag nie poparł do tej pory rzetelnymi badaniami tezy, jakoby ktokolwiek mógł czytać w myślach. Nawet istota magiczna.
      — Dobra, zacznijmy od początku. Mów mi Dexter... Albo jak sobie chcesz. Wszystko zaraz wyjaśnię — powiedział prędko, bo jednak chciał oszczędzić sobie sterczenia na deszczu. — Ale w zamian muszę zająć ci kilka chwil. Mieszkam w jednej z kamienic. Niedaleko. Schowajmy się przed burzą, okej? Dam ci coś, po czym poczujesz się lepiej, ale niestety nie będą to narkotyki.


    Ostatnio zmieniony przez Besatt dnia Czw 29 Kwi 2021, 00:15, w całości zmieniany 1 raz
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Can't touch Empty Re: Can't touch

    Pisanie by Faust Sro 28 Kwi 2021, 21:43

               Trzeźwy. Ale nie do końca tak wyglądał. Tristan obstawiał jakieś grzybki albo jakieś inne eksperymentalne specyfiki z gatunku tych co otwierały bramy zaświatów i pozwalały nie tylko na paktowanie z diabłem, ale i podróże kosmiczne. Miał w tej kwestii niewielkie doświadczenie. Kiedy człowiek żyje na ulicy, łapie się wszelkich sposobów, by zapomnieć o tym chociażby na krótką chwilę. Z lepszym lub gorszym skutkiem.
         — Jezu… Jakiego znowu wroga, o czym ty bredzisz? Wracam do domu, ludzie to zwykle robią po pracy. — Trochę warknął poirytowany mało delikatnym traktowaniem. Szaleniec, jak nic. Psychiatryk był po drugiej stronie miasta, więc miał kawałek do przejścia, ale czemu musiał akurat natrafić na niego? Próbował zabrać rękę, jak i całego siebie od tego mężczyzny, ale uścisk okazał się dość silny. Jeśli po oględzinach ręki uznał, że wszystko miał na miejscu, nie zamierzał tego negować, choć miał kilka krytycznych uwag. Wolał jednak nie prowokować sytuacji, w której zostałby zmuszony przez wariata do ściągnięcia spodni na środku ulicy. Zresztą pozostawała kwestia, dlaczego obcego faceta tak bardzo interesowało zdrowie Tristana? Rozumiał, że może usłyszał okrzyk, może widział go zwijającego się z bólu na chodniku, ale już było wszystko w porządku, chwilowy atak bez większych powikłań.
         — Nic mnie już nie boli i w ogóle o co ci chodzi? — Tristan zaczynał lekko panikować. Najpierw ten atak, który powalił go na kolana i odebrał dech i niemalże zmysły, a teraz ten dziwny koleś. Za nic nie rozumiał jego słów. Starał się, ale nie potrafił. I naprawdę chciał iść do siebie i zapomnieć o wszystkim, nawet jeśli nieznajomy wyglądał jak ciosany przez artystę idealny posąg. Starał się nie patrzeć ani na krwawe znamię ani na odkryty tors i krople wody ginące pod materiałem koszuli, i w ogóle nie zwracać na niego uwagi. Ale to było ciężkie, bo ciągle dzielili dystans mniejszy niż przyzwoitość nakazywała.
               Płuca wciąż lekko paliły, ale nie potrafił określić czy to kwestia szaleńczego biegu czy niedawnego ataku. Poza tym wszystko było w porządku. Chyba. Dłonie mu się trzęsły i nie czuł się zbyt pewnie, ale to wszystko ustępowało z chwili na chwilę, zupełnie jakby krople deszczu zmywały wszystkie negatywne wrażenia. A padało coraz mocniej. Burza szalała nad ich głowami, tylko że teraz dla Tristana nie miało to żadnego znaczenia. Już nie było kwestii „czy zdąży” do domu. I tak był przemoczony do suchej nitki.
    Kichnął dwa razy prawie znów wytrącając drobniaki z dłoni mężczyzny. Schował je czym prędzej.
         — Tristan — wymamrotał. — Najwyraźniej nasi rodzice mieli bogatą wyobraźnię w kwestii wymyślania imion.
    Znów kichnięcie. Zaczynał marznąć  i wyziębiony oraz osłabiony organizm podjął próby buntu. Stanie tutaj nie miało większego sensu, a przystawanie na propozycje nieznajomych było głupie i lekkomyślne, czyli w stu procentach w zwyczaju Tristana. Uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób, lekko przekrzywiając głowę. W ten sam sposób wyrywał bogatych facetów w barach i sponsorów na swoje drinki.
         — Jeśli masz gorącą herbatę, to chętnie.
    Miał do niego parę pytań i liczył na odpowiedzi.
         — Mieszkam na drugim końcu miasta, więc wszystko co znajduje się bliżej, nie potrzebuje dodatkowej zachęty.
    Robił w życiu milion głupich rzeczy, a setki kiepskich decyzji ciągnęły się za nim aż do dzisiaj. Jedna mnie, jedna więcej? To nie miało żadnego znaczenia.
    Podążył za Dexterem do jego mieszkania z nadzieją, że nie zostanie wywieziony za miasto i nie dostanie łopaty na wykopanie sobie samemu grobu. Inne rzeczy już go tak nie przerażały. Właściwie zaczął odczuwać zmęczenie tak silne, że musiał zmuszać się do każdego kroku. Głowa zaczynała pulsować na nowo.
         — Chyba coś mnie rozkłada, świetnie — wymamrotał bardziej w przestrzeń niż do Dextera. — Mam nadzieję, że poza wyjaśnieniami i herbatą masz też jakąś aspirynę — zakomunikował próbując zatuszować zdenerwowanie, jakie towarzyszyło mu, gdy faktycznie dotarli do mieszkania nowopoznanego mężczyzny.
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Can't touch Empty Re: Can't touch

    Pisanie by Besatt Czw 29 Kwi 2021, 00:11

    Chłopak naprawdę nie miał prawa rozumieć tego wszystkiego, co działo się wokół niego. Nawet nie mógł się domyślać, bo komu przyszłoby do głowy, że na te dziwne wydarzenia istnieje logiczne wyjaśnienie, jakim jest manipulacja energią świata? Absurd. Z tego powodu Dexter nie mógł się dziwić, że Tristan wziął go za ćpuna. Bywało nawet, że magowie, którzy pojmowali zawiłość świata, też uważali go za wariata. Grim na szczęście czuł się w swoim ciele całkiem normalnie. Zauważył natomiast, że namówienie chłopaka poszło dziwnie łatwo, ale nie dyskutował o jasności umysłu Tristana, ani o tej nagłej zmianie zachowania. W ulewnym deszczu i po serii niefortunnych wydarzeń nie miał na to czasu. Mógł być mu tylko wdzięczny za to, że przestał zadawać niepotrzebne pytania i faktycznie zgodził się stąd pójść.
      —  W takim razie zapraszam — rzucił krótko i odwzajemnił uśmiech kątem ust.
    Ruszył przed siebie w ciemną uliczkę, kiedy upewnił się, że chłopak faktycznie za nim idzie.
      —  Nie jestem pewny, czy to rodzice nadali mi takie imię — odparł, zanim zastanowił się, co mówi. Koleś i tak był skołowany, a Dexter jeszcze dokładał mu dziwnych historii. Nie miał zamiaru przecież opowiadać teraz całej bajki, że wychowywał się wśród innych magicznych dzieciaków (co dla maga byłoby oczywiste), a rodziców widział może tylko przy porodzie. Tristan i tak za kilka godzin o wszystkim zapomni. Chciał nieco polepszyć atmosferę, ale wyszło jak zawsze. Przebywanie głównie w magicznym towarzystwie nastręczało problemów w kontaktach z ludźmi. Musiał się szybko przestawić.
      — Ale masz rację. Założę się, że ludzie z łatwością zapamiętują cię na obcych imprezach — stwierdził, aby zmienić temat i chociaż rozmawiali o oryginalnych imionach, to zdanie musiało mieć drugie dno. Może jego pierwsze wrażenie wynikało z dziwnych okoliczności, w jakich się poznali, ale chłopak faktycznie i skutecznie zwracał na siebie uwagę nie tylko barowych sponsorów.

    Przyspieszyli kroku i ostatecznie stanęli pod dachem starej kamienicy, w której (o dziwo) nie tylko Grim chciał mieszkać. W większości okien paliło się światło.
      —  Ostatnie piętro — odparł i zaraz uśmiechnął się na widok miny Tristana. — Spoko, to tylko cztery kondygnacje.
    Tristan wyglądał na zmęczonego, ale nic dziwnego. W końcu nie codziennie obrywa się skumulowaną energią magiczną po głowie.
      —  Mam nadzieję, że nie będę musiał cię wnosić. — Tuż po głośnym wyrażeniu swoich myśli szarpnął drzwiami, które zaskrzypiały jak zarzynane zwierzę. Dostali się na klatkę bez użycia kluczy, bo kto próbowałby dbać o komfort lokatorów w takiej okolicy? Strata czasu i marny skutek. Na szczęście do mieszkania nie dostali się tak łatwo, bo Dexter najpierw przekręcił zamek, a więc zachowywał pozory bezpieczeństwa. Dopiero teraz Tristan mógł doznać prawdziwego szoku, bo wnętrze niewyobrażalnie różniło się od obskurnej klatki schodowej. Mętny zapach kadzideł ewidentnie pasował do przerażających obrazów na ścianach. Właściwie nie miały one ram ani nie przedstawiały niczego konkretnego. Dziwaczne, kolorowe lampy stały przy regałach z książkami w rogach salonu, który od kuchni oddzielał się wyspą kuchenną. No i te sięgające ziemi, kiczowate firany w oknach (idealne miejsce na magazyn kurzu). Kilka grubych, dużych koców tuż pod oknem ułożono jeden na drugim. Razem ze stosami poduszek, oczywiście. Ewidentnie Dexter nie potrzebował tutaj żadnej kanapy. Kilka kwiatków smętnie usychało w rogu pokoju, a wejście do sypialni zakrywał szereg mieniących się na różne kolory kamieni, zawieszonych na sznurkach. Kolejna zbędna firanka. W całej tej graciarni brakowało tylko szklanej kuli na stoliku i zgarbionej wróżki na telefon. Pomieszczenie było małe, a liczba rzeczy na półkach dodatkowo je pomniejszała. Mimo wszystko... było całkiem przytulnie.
      —  Rozgość się — powiedział i puścił Tristana przodem. — Tam jest łazienka, ale poczekaj tu chwilę, to może znajdę ci coś suchego.
    To powiedziawszy, zniknął za kotarą prowadzącą do sypialni, ale już w drodze zaczął ściągać z siebie przemoczoną koszulę. Jego bezpośredniość szła w parze z raczej niskim poziomem skrępowania.
      —  Ach, jeszcze jedno — dodał i nawet nie musiał krzyczeć, bo przecież mieszkanie nie było duże. — Dotykaj sobie co chcesz, ale ja nie ręczę za te rupiecie.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Can't touch Empty Re: Can't touch

    Pisanie by Faust Czw 29 Kwi 2021, 12:33

               Czy to była dobra decyzja? Nie miał pojęcia. Bywał lekkomyślny, zwłaszcza w kwestiach, które dążyły do jego własnej autodestrukcji. Od lat z upodobaniem praktykował szkodzenie sobie na każdej możliwej płaszczyźnie. Podążenie za przystojnym, na dobrą sprawę nieznajomym, było co najmniej głupie. Ale burza rozszalała się na dobre i nie zanosiło się na to, żeby deszcz uspokoił się przez najbliższą godzinę.
               Wchodząc do mieszkania Dextera próbował utrzymać lekki uśmiech, mający świadczyć o tym, że ani trochę się nie obawiał jego zamiarów. Nie drążył ostatnich słów mężczyzny dotyczących zapamiętywania go na imprezach, chociaż zastanawiało go czy powinien podziękować za komplement czy obrazić się i wyjść natychmiast zostawiając tego dziwaka samemu sobie.
               Bo Dexter był dziwny. Trochę nierealny, jakby rozmazywał się w rzeczywistości, nieuchwytny, ze spojrzeniem złotych oczu, które od samego początku Tristana zafascynowały. Bardziej niż ładnie wykrojone usta czy atrakcyjny tors.
         — Co? Dlaczego miałbyś mnie wnosić? — Słowa mężczyzny wyrwały go z zamyślenia i niemal się potknął wizualizując sobie w głowie siebie w jego ramionach. Zaklął brzydko pod nosem i skupił się na rzeczywistości.

               Mieszkanie pasowało do niego. Tristan znal go od dziesięciu minut, ale uznał, że wnętrze idealnie odwzorowywało ekscentryczność nowego znajomego. W porównaniu z jego własnymi czterema ścianami, bezosobowymi, pustymi i zimnymi, sprawiało naprawdę przytulne wrażenie.
               Miał ochotę rozsiąść się gdzieś wygodnie i zdrzemnąć. Był na nogach od świtu i wciąż czuł się osłabiony bo tym ataku na ulicy. Choć prawdę mówiąc w tej chwili nie był w stanie ze stuprocentową pewnością stwierdzić czy to się wydarzyło naprawdę czy po prostu zemdlał ze zmęczenia i uderzył się w głowę. Tępe pulsowanie w okolicach skroni nie przynosiło żadnej odpowiedzi, ale stawało się coraz bardziej irytujące.
         — Brakuje kamery i uwierzyłbym, że udzielasz porad ezoterycznych podstarzałym emerytkom, które nie wychodzą z domu dopóki nie sprawdzą swojego horoskopu — parsknął nieco pogardliwie. Sam nie wierzył w takie rzeczy, był realistą twardo stąpającym po ziemi. Ale Dexter mógł sobie być kim chciał, cokolwiek robił, pewnie było dziwne tak samo jak i jego osoba.
    Miał tylko nadzieję, że nie każe mu palić jakichś dziwnych ziółek na samopoczucie, wolał nie obudzić się w wannie z lodem ze świeżą blizną na boku.
         — Ech, nie kłopocz się. Zwabiłeś mnie obietnicą wyjaśnień i aspiryną czy czymś tam. Nie zamierzam tu siedzieć tak długo, żeby przestało lać, więc szukanie czegoś suchego nie ma sensu.
               Poza tym musiałby mu to wtedy zwrócić.
    Musieliby się znów spotkać. Tristan spoglądał na półnagiego, niczym nieskrępowanego mężczyznę, w miejsce, gdzie zaczynała się linia spodni i nie uważał ponownego spotkania za aż tak głupi pomysł. Mimo wszystko, nie. Nie powinien.
    Z lekkim oporem odwrócił wzrok, nie chcąc wychodzić na natręta, albo co gorsza jakiegoś perwersa. I tak czuł zażenowanie, że w ogóle pozwolił sobie na chwilę zagapienia i puszczenie myśli wolno.

    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Can't touch Empty Re: Can't touch

    Pisanie by Besatt Czw 29 Kwi 2021, 15:19

    Dexter nie sądził, aby siedzenie w doszczętnie przemoczonych ubraniach było dobrym pomysłem, jednak chłopak był bardzo uparty. Jakkolwiek to brzmi, na siłę nie miał zamiaru go rozbierać. Może Tristan wolał, aby marzł mu tyłek. A jednak, kiedy Grim przebierał się w suche ubrania, to wyciągnął z dębowej szafy losową, długą koszulkę. Rzucała się w oczy pełną gamą wyblakłych kolorów, jakby ktoś farbował ją ręcznie. Nie pasowała do czarnego wizerunku maga i on sam nie miał pojęcia, skąd wzięła się w szafie. A skoro od dawna leżała nieużywana, to Tristan mógł ją sobie pożyczyć na zawsze. Był to pewien paradoks, ale stonowane ubrania na pierwszy rzut oka maskowały ekscentryczny charakter Dextera.
      — Chyba cię nie przegadam, co nie? — zapytał, kiedy wyszedł z sypialni. — Możesz siedzieć mokry.
    Rzucił w jego stronę czysty ręcznik razem z koszulką.
      — Możesz też powiesić te ubrania na grzejniku w łazience i za chwilę będą suche — dodał, a później przeszedł w stronę małej kuchni. Zaczął grzebać po szafkach w poszukiwaniu tych ziół, które były mu potrzebne i wstawił wodę na herbatę.
      — Co do emerytek... — podjął temat. — Chętnie pobawiłbym się we wróżby, szczególnie za dobry hajs, ale nie będę nawet próbował. Niektóre babcie ciężko oszukać. Gdybym nadawał się na jasnowidza, to byśmy się tu nie spotkali.
    Postawił na blacie dwa kubki pełne herbaty ze specyficznym, ale bardzo przyjemnym zapachem. Nie miał zamiaru siedzieć na stołkach barowych, bo nie były one zbyt wygodne, a przecież musieli przeprowadzić jakąś poważniejszą rozmowę... Właściwie nie musieli, ale Dexter powinien zająć się rozwiązaniem powstałego problemu. Runa na jego piersi zbladła, pozostając na ciele w formie ciemnego śladu tuszu. Teraz pasowała do reszty tatuaży. Podszedł do regałów pełnych rupieci i zaczął je przeszukiwać. Jakiś metalowy, bliżej nieokreślony mechanizm spadł na podłogę i chociaż przy uderzeniu poleciały z niego złote iskry, to trochę imitowały one elektryczne zwarcie. Ostatecznie wyciągnął z półki grubą książkę, a później ruszył w stronę stosu miękkich koców, które były zdecydowanie wygodniejsze, niż jakiekolwiek łóżko czy sofa. Może mały udział w tym miała magia? Swoją herbatę odstawił na podłodze tuż obok i zaczął przeglądać zatęchłe strony. Uniósł głowę, spoglądając na gościa.
      — No walnij się tu obok — zaproponował. — Pokażę ci coś ciekawego.
    Akurat na tym wycinku salonu miejsca mieli bardzo dużo. Koce zajmowały największą część pokoju i naprawdę ciężko byłoby dwóm osobom zająć całą tę przestrzeń. Pewnie dlatego reszta rzeczy i mebli leżała upchnięta pod ścianami.
      — Oszczędzę nam nieprzyjemności. Załatwię to samodzielnie — mruknął sam siebie. Długo zastanawiał się nad powiadomieniem Kongregacji, ale doszedł do wniosku, że tak będzie lepiej. Po prostu wiedział, że nie powinien tego robić. Dodatkowo polubił Tristana, a magiczna straż słynęła ze swojego brutalnego podejścia do ludzi. Zresztą nie tylko do ludzi.
      — Ach, no tak. Obiecałem ci wyjaśnić, co się wydarzyło — przypomniał sobie i oderwał wzrok od książki. — Nawet jeśli nie rozumiesz tego, co się wydarzyło, to oboje mamy przejebane, ponieważ w żadnych okolicznościach nie powinieneś tego doświadczyć. Musisz o tym zapomnieć.
    Tłumaczył najprościej, jak umiał, kiedy przekręcał kolejne kartki.
      — Nazywam się Dexter Grim. Nie pamiętam, ile lat żyje na tym świecie, ale ewidentnie nie jestem człowiekiem — wyrecytował, brzmiąc przy tym naprawdę idiotycznie, ale przecież mówił prawdę. — I pij tę herbatę, to są zwykłe zioła lecznicze. Lepsze niż aspiryna.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Can't touch Empty Re: Can't touch

    Pisanie by Faust Czw 29 Kwi 2021, 19:54

               Tristan rzeczywiście był uparty. Większość życia był zdany sam na siebie, a ze swoim dość delikatnym wyglądem musiał się nauczyć stawiania na swoim. Uważał, że w ten sposób miał jakąś kontrolę nad sobą i nad innymi. Nie był jednak głupi i potrafił dostrzec zły kierunek własnego myślenia, toteż, kiedy Dexter rzucił w niego koszulką i ręcznikiem, skorzystał z nich skwapliwie. Wytarł włosy, ściągnął bluzę i tshirt rozwieszając je na kaloryferze. Od razu poczuł się lepiej, nawet jeśli jego poczucie estetyki leżało i kwiczało.
         — Ach, czyli jesteś zorientowany w temacie — spróbował zażartować odganiając od siebie natrętną myśl, że zaraz odejdzie od drzwi i ewentualna droga ucieczki się wydłuży. — Sprecyzuj „coś ciekawego”. Bo nadal nie mam pojęcia o co ci chodzi i dlaczego tu jestem. Chyba że to jakiś sposób na podryw, bo jeśli tak, to kiepsko trafiłeś. — Wahał się przez chwilę zanim usiadł obok mężczyzny na miękkich kocach.
              Znów ogarnęła go błogość i uczucie senności, zapragnął nagle znaleźć się w domu, we własnym łóżku. Dzień nadspodziewanie szybko mu się kurczył, a kolejny poranek nie napawał nadzieją z perspektywą kolejnych wyczerpujących godzin pracy.
               Zachowanie Dextera było niezrozumiałe. Na ulicy zachowywał się, jakby rzeczywiście ściągnął na siebie i Tristana przy okazji jakieś kłopoty, a teraz wciąż odwlekał moment wyjaśnień. Albo co gorsza robił to w taki sposób, że gmatwał wszystko jeszcze bardziej. W każdym razie Wilde czuł się całkowicie zdezorientowany, a gdzieś w nim zaczęła narastać niecierpliwość i lekka irytacja. Lubił jasne sytuacje, a powoli zaczynał żałować, że dał się tutaj ściągnąć.
    W innych okolicznościach nie miałby pewnie nic przeciwko. Ani byciu ściągniętym tutaj, ani ściągnięciu własnych ubrań i przekonaniu się czy te koce są tak wygodne na jakie wyglądają nie tylko do siedzenia…
    Odkaszlnął zmuszając swoje myśli do obrania właściwego toru, tym bardziej, że mężczyzna coś mówił. A raczej… bredził?
         — Ale czego miałem nie doświadczyć? I co się w ogóle wydarzyło? Mam wystarczająco przejebane, więc twoje przejebanie nie jest mi do szczęścia potrzebne. — Naprawdę się starał brzmieć spokojnie, ale irytacja zaczęła się przebijać w tonie jego głosu. Herbatę zignorował, coraz bardziej upewniał się, że miał do czynienia z jakimś wariatem i wolał nie pić niczego spod jego ręki.
    …Dobra.
    To było jeszcze bardziej popierdolone niż się spodziewał.
         — Stary… Nie wiem co brałeś, ale mnie w to nie mieszaj. Niepotrzebnie tu przyszedłem, myślałem, że pogadamy na serio, a nie że będziesz mi wciskał jakieś bajki. — Uniósł się nieco to prawda. Ale to co mówił Dexter zakrawało na bzdury. — Więc dzięki za gościnę, nie-człowieku, kimkolwiek jesteś, jakkolwiek się nazywasz, ale ja będę spadał. Nie mam czasu na takie rzeczy, wstaję wcześnie do pracy, chcę się wykąpać i iść spać.
    Był zły.
               Naprawdę wziął go na poważnie, przestraszył się tego ataku, a koleś najwyraźniej z niego kpił. Cała ta otoczka, to mieszkanie, te dziwne tatuaże. Niezła robota, ale chyba już miał dosyć. Podniósł się gwałtownie idąc po mokrą nadal bluzę i podkoszulek.
         — Naprawdę muszę już lecieć, pogadamy innym razem — wzdrygnął się wciągając na siebie mokre ubrania. Uczucie nie było przyjemne w żaden sposób, ale pojawiła się w nim paląca potrzeba opuszczenia tego mieszkania wypełnionego kocami, zapachem kadzidełek i mężczyzny.
    Besatt
    Besatt
    Minor Daemon

    Punkty : 1335
    Liczba postów : 303
    Skąd : Z policji
    Wiek : 25

    Can't touch Empty Re: Can't touch

    Pisanie by Besatt Czw 06 Maj 2021, 17:14

    Dexter nieczęsto tracił cierpliwość, bo przy obcowaniu z magią musiał jej sporo w swoim umyśle zgromadzić, ale kiedy już się zdarzało, że po dobroci się nie dało, to jedynym sposobem ratunku była ucieczka. Niestety Tristan mógł tylko pomarzyć, że wyjdzie z tego pokoju bez zapieczętowanego czaru resetowania pamięci na swojej ludzkiej powłoce zwanej ciałem. Skoro nie próbował zrozumieć powagi sytuacji i nie chciał współpracować, to Grim musiał mu ten fakt uświadomić. Oczywiście mag średnio nadawał się na duchowego przewodnika, który prowadziłby za sobą tłumy ludzi i wmawiał im, że jakieś modlitwy faktycznie przynoszą skutek. Toteż nic dziwnego, że chłopak ani nie chciał go słuchać, ani nie zrozumiał żadnego słowa. Jednak Dexter w swojej głowie opracował już plan działania wykluczający udział straży i wszelkie odstępstwa (niebędące jego wolą oczywiście) nie wchodziły w grę. Nie miał zamiaru dopuścić, aby wieść o tym wypadku, dotarła gdzieś wyżej. Jeśli by do tego doszło, to zainteresowanie osobą maga jeszcze bardziej by wzrosło, a wtedy żadne tłumaczenia ani tarcze bezpieczeństwa mu nie pomogą.
    Kiedy tylko Tristan chciał otworzyć drzwi i faktycznie uchylił je na jakąś odległość, drewniane skrzydło zatrzasnęło się z powrotem z niemałym hukiem. Kolejne dziwne zjawisko, którego Tristan był świadkiem, nie mogło być przypadkowe.
      — Posłuchaj, słońce. Nie chcę być niemiły — odparł Dexter spokojnie, ale ton jego głosu brzmiał niemal apodyktycznie. — Powinieneś być mi wdzięczny. Nie sądzę, aby twoja ładna buzia jakkolwiek uratowała cię przed brutalną magią, gdybyś wylądował w rękach straży, więc zawróć tyłek i grzecznie stosuj się do instrukcji.
    Tristan słyszał Grima z bliskiej odległości, bo mag w sekundę znalazł się tuż przed nim. Jednak z niewyraźną miną.
    Coś było nie tak.
    Grim spojrzał na swoją dłoń, oglądając ją z obu stron i poruszając palcami. Czuł dziwne mrowienie już w momencie, w którym skoncentrowaną energię posłał przed siebie w celu zamknięcia drzwi. Takie zjawisko nie było codzienne i nie zwiastowało niczego dobrego. Zaklęcie nie było słabsze niż zazwyczaj, ale towarzyszące mu odczucia niepokoiły.
      — Co do... — zaczął i w tym samym momencie kolejne iskry spadły na podłogę. Tym razem jednak nie pochodziły one z żadnego urządzenia. Pojawiły się praktycznie znikąd, a swój marny lot skończyły na drewnianych panelach. Nie pozostawiły po sobie śladu. Ten mały test magii dał przewidywany wynik i przez moment Dexter pomyślał, że faktycznie dziwne efekty uboczne, odczuwalne w jego ciele podczas rzucania czarów, wynikają ze zmęczenia. Tkwił w tym przekonaniu jedynie sekundę... dopóki atmosfera wokół Tristana nie zareagowała wyładowaniem, które spowodowało zwarcie w całym pomieszczeniu. Światło zamigało kilka razy i zgasło, wywalając bezpieczniki. Teraz jedynym źródłem światła w pokoju były dłonie Tristana, które charakterystyczną luminescencją oświetliły ich sylwetki. Chłopak mógł zobaczyć rozszerzone w szczerym szoku oczy maga, zanim blade światło z jego dłoni znikło, pogrążając tę dwójkę w ciemnościach.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Can't touch Empty Re: Can't touch

    Pisanie by Faust Pią 07 Maj 2021, 22:14

                Wdzięczny?
    Tristan miał co do tego zupełnie inne zdanie. Jedyne co czuł w tej chwili, to była czysta, niezmącona niczym irytacja. Chciał stąd jedynie wyjść, uznać ten krótki epizod za sen, przemęczenie organizmu, wrócić do pracy i nudnego obecnie życia. Kiedyś może dałby się omamić podobnym bajkom, ale teraz, do diabła, był dorosłym facetem, który postanowił wziąć się w garść i zapanować nad swoim życiem. Nie potrzebował w nim dziwnych ludzi. Nie teraz. Już nie. Nawet jeśli wyglądali tak, że wystarczyłoby skinienie, by Tristan znalazł się na kolanach.
         — Co, kurwa… — mruknął, gdy drzwi wyśliznęły mu się z ręki i zatrzasnęły tuż przed nosem. — Jakich, znowu, instrukcji??
               Spojrzał badawczo na Dextera już teraz na poważnie podejrzewając go o zjedzenie co najmniej jakichś grzybków, nie mówiąc o herbatkach z nie wiadomo czego. Ale jakkolwiek racjonalny  by nie próbował być, nie potrafił wyjaśnić pewnych rzeczy. Na przykład, dlaczego jego dłonie luminowały dziwnym światłem. Wziął głęboki oddech starając się nie ulegać panice. Jego nowy znajomy wyglądał na zszokowanego, co tylko pogłębiło jego własne zmieszanie, bowiem wyglądało na to, że obaj zupełnie stracili kontrolę nad rzeczywistością. Ale Tristan nie wiedział dlaczego, w końcu nie napił się tej jego leczniczej herbatki, niczego od niego nie wziął, a nie dało się tych doznań zwalić na karb wypitego tego wieczoru alkoholu.
               Cisza w ciemności, która zapadła, trwała nieskończenie długo. Jednak nie na tyle, by zdołał sobie to wszystko jakoś wytłumaczyć. Niepewnie wyciągnął rękę przed siebie; długie palce bez problemu odnalazły ciepłą skórę na swojej drodze. Dexter wciąż był obok, niepokojąco blisko, a jego serce biło równie szybko co tristanowe.
         — Jeśli to jakaś sztuczka — zaczął niepewnie.
               Drzwi.
               Nie odważył się jednak po raz kolejny sięgnąć do klamki, nie cofnął także ręki.
         — To przestaje być śmieszne. — Próbował brzmieć równie stanowczo, ale w jego głosie pobrzmiewał strach i niepewność. Świecące dłonie wyparł z pamięci – bo kto by brał takie rzeczy na serio? Robił w swoim życiu głupie rzeczy, ocierał się o dno i wiedział jak to jest, gdy ciężko było odróżnić fikcję od rzeczywistości. Ale nawet w najgorszym momencie swojego dwudziestoośmioletniego życia nie miał tego typu jazd. W przeciwnym razie już dawno skończyłby w psychiatryku.
         — Słuchaj, może się dogadamy — Jego głos był zachrypnięty, jakby z trudem zmuszał się do wydawanie głosu. Odkaszlnął próbując dać sobie chwilę na zebranie myśli. Ale w żaden sposób nie potrafił znaleźć sensownego wytłumaczenia dla tego co tu właśnie zaszło. — Jeśli chcesz kasy — zagryzł wargę — Mogę spróbować ją dla ciebie zdobyć. Jeśli tylko mnie wypuścisz. Nie musisz robić tego wszystkiego… Nie wygłupiaj się, zapal światło. Możemy pogadać — starał się być ugodowy, maksymalnie uległy. Nie miał pojęcia w co się wpakował ani jak to się mogło skończyć. Ale miał co do tego złe przeczucia.
               Cofnął rękę, kiedy zdał sobie sprawę, że ta wciąż spoczywała na piersi Dextera w geście ni to obronnym, ni upewniającym się, że ten wciąż istnieje, a nie jest jedynie jego wyobrażeniem. Wiedział, że wdepnął w cos strasznego, ale w tej chwili priorytetem było określenie skali tego gówna, w którym się znalazł. Bo przecież wszystko na pewno dało się sensownie wytłumaczyć?? I tego właśnie oczekiwał od Dextera.

    Sponsored content

    Can't touch Empty Re: Can't touch

    Pisanie by Sponsored content

      Similar topics

      -

      Obecny czas to Nie 19 Maj 2024, 09:25