Runar Frey I 27 lat / Storm Frey I 23 lata
Głuchy łoskot został niemalże całkowicie zagłuszony przez odgłosy szalejącej ulewy. Mimo szumu deszczu Runar zdołał jednak wychwycić moment, w którym ciało jego brata uderzyło o ziemię.
To był trudny do opisania dźwięk, dźwięk zapaści, zdrady, ale też poczucia triumfu słodkiej sprawiedliwości. Chociaż raz Storm okazał się być wolniejszy. Nieprzygotowany, niedostatecznie czujny. Gdyby był aż tak wyjątkowy, nie pozwoliłby zepchnąć się z balkonu.
Runar złapał za łańcuszek, na którym zawieszony był jego kryształ o kolorze ciemnego grafitu.
Poślizgnął się, tak... jego brat po prostu się poślizgnął. Podmuch, który brunet zrobił, był na tyle lekki, że przecież nie mógł zrobić młodszemu z braci krzywdy. Storm stracił równowagę z własnej winy. A poza tym, sam nie chciał, aby balkon wyposażony był w balustrady, to teraz ma nieszczęście.
Jego głowę zaczął wypełniać łomot, jakby ktoś miarowo uderzał w wielki bęben. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że słyszy uderzenia własnego serca, które próbuje wyrwać się z jego klatki piersiowej.
Podszedł do brzegu balkonu i wyjrzał nieco. Ciało jego brata leżało wśród mokrej trawy powykręcane w różne strony.
Na Święty Kryształ, co on zrobił?
- Storm? - spróbował dosyć niepewnie, pozwalając, aby zalała go fala paniki. On chyba... chyba go nie zabił?
Runar w jednej chwili teleportował się na sam dół tuż obok ciała bruneta. Dopiero z niewielkiej odległości dostrzegł, że źdźbła rosnące dookoła nasiąkają nie tylko wodą, ale i krwią. Jego brat ledwo oddychał, a jego kryształ jarzył się nikłym światłem, walecznie utrzymując go przy życiu.
Później wszystko potoczyło się równie szybko, jak się zaczęło. Runar chwycił brata w ramiona i wniósł z powrotem do pałacu, nawołując pomocy.
Nie, nie będzie mordercą, nie pozwoli mu umrzeć... wcale mu nie o to chodziło. Nie chciał po prostu, zwyczajnie nie mógł znieść myśli o tym, że wszyscy mają go za gorszego! Wcale nie był gorszy, czy mniej utalentowany, zwyczajnie Storm jakimś dziwnym, niewytłumaczalnym sposobem zawsze zgarniał dla siebie wszystkie laury. Runar nigdy tego nie rozumiał. Mimo wszystko nie chciał mu zrobić krzywdy. Gdyby nie te głupie pogłoski, że Królestwo Itermidy należało przekazać młodszemu z braci, nic złego by się nie stało.
- Medycy, szybko! Niech przygotują skrzydło szpitalne!
Jedna ze służek wrzasnęła z przerażeniem, widząc krew skapującą na podłogę i blade oblicze młodszego z książąt.
- Na Kryształ, panie, co się stało?
- Zawiadom skrzydło szpitalne i medyków! - powtórzył, a sam położył brata na kamiennej posadzce, aby nie marnować więcej czasu. Musiał wnieść go do środka, na zewnątrz nikt by go nie usłyszał, a deszcz mógł dodatkowo wyziębić osłabione ciało.
Runar rozpoczął proces leczenia. Nie miał co prawda zbyt wielkich umiejętności, ale wtłaczał moc swojego kamienia do ciała brata i modlił się, aby to coś pomogło. Jeśli Storm przez niego umrze... nigdy sobie tego nie wybaczy.
Walka trwała do drugiej w nocy, uczestniczyli w niej wszyscy pałacowi medycy. Ich matka modliła się w sali Kryształu. Ojciec chodził zły i wyklinał wszystkie bóstwa za to, co się stało... cokolwiek to było.
Nikt nie wiedział. Nikt nie wiedział, że to on, Runar, był za to odpowiedzialny.
Wraz z wybiciem godziny trzeciej kamień Storma jednak pękł, a co za tym idzie, jego brat przestał samodzielnie oddychać.
Zebrali się w sali, on i jego ojciec, gdzie grupa dzielnych ludzi nadal walczyła o utrzymanie życia młodszego księcia.
- Panie, jestem niestety zmuszony przekazać złe wieści... książę Storm... kiedy tylko przestaniemy wtłaczać w niego energię, niestety nas opuści.
- Nie... - warknął Król, jakby to miało odczarować rzeczywistość. Jakby śmierć musiała ugiąć się przed jego rozkazami tak samo, jak jego poddani. - Nie zgadzam się na to... zróbcie coś, na pewno jest jakiś sposób. Może trzeba mu oddać Kryształ kogoś innego?
- Próbowaliśmy już... ale jak Wasza Wysokość wie, Kryształy są powiązane z konkretnymi osobami, nic to nie dało. Chyba że... Przemiana?
- Jaka Przemiana? - zapytał sędziwy starzec, ale Runar domyślał się już, o co chodzi.
- W wampira, to jedyny sposób na wywinięcie się śmierci, kiedy książę Storm jest w takim stanie.
Runar popatrzył na swojego ojca, a on na niego.
Król pokręcił głową z rezygnacją.
- Nie, nie możemy... to wbrew naturze. Mój syn nie będzie wampirem.
- Ojcze... musimy. Przecież nie pozwolimy mu umrzeć, kiedy jest sposób, aby go ocalić. Pomyśl o matce! - zaoponował Runar, w głowie już układając sobie, do kogo należy się zwrócić. Żaden z wampirów znajdujących się we Dworze nie miał uprawnień do przemieniania człowieka... jedyną osobą, którą Runar znał, wiedział, gdzie jest i która mogła im pomóc, był Severin. Runarowi też nie uśmiechała się ta opcja, ale chciał chwycić się wszystkiego, byle tylko Storm przeżył. Nie chciał żyć ze świadomością, że go zabił. A jako wampir... jako wampir Storm straciłby swoją pozycję. Nie byłby już ulubieńcem ojca, nie mógłby zostać Królem. Wszystko skończyłoby się dobrze. - Pójdę po, Erstada - zapewnił, klepiąc ojca po ramieniu, kiedy zobaczył, że uwaga o matce dotarła do sędziwego Władcy.
Chwilę później Runar teleportował się przed wejście do podupadłej kamienicy, stanowiącej lokum wampira. Nigdy nie rozumiał, dlaczego Erstad osiedlił się w takim miejscu, ale nie jemu było to oceniać. A na pewno nie w takim momencie. Załomotał do drzwi. - Erstad otwieraj! To ja, Runar!
Miał już wcześniej okazję rozmawiać z wampirem, gdy ten przebywał krótko na ich Dworze. Nigdy nie były to zbyt długie rozmowy, ale dało się zauważyć, że Severin był szanowany wśród swoich. No i miał większe umiejętności. W nim była więc cała nadzieja, a czas naglił. Runar ponownie załomotał w drzwi. Na ogół był bardziej cierpliwy, ale tutaj liczyła się każda sekunda.
Ostatnio zmieniony przez Szczwany Lis dnia Pią 23 Kwi 2021, 08:31, w całości zmieniany 2 razy