Fałszywe życie

    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Fałszywe życie Empty Fałszywe życie

    Pisanie by Faust Sro 24 Mar 2021, 13:09

    KP:


    - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Ivan Sro 24 Mar 2021, 13:56

    KP:

    -  E M M A N U E L   A B E L   S T A R K  -


    Leżąc w szkarłatnej kałuży i dławiąc się własną krwią, zdążył pomyśleć tylko o jednej rzeczy. Pragnął, by poczuli to samo co on. By cierpieli mocniej niż on. Ta nagła nienawiść w ciągu niespełna sekundy stała się tak silna, że przytłoczyła całe paraliżujące uczucie strachu. Nie, żeby było co paraliżować. Emmanuel czuł jak uchodzi z niego życie, i choćby nawet miał na to siłę, nie mógłby się ruszyć. Zamglonym spojrzeniem dostrzegł, jak jedna z tych brudnych dłoni zbliża się do jego głowy. Ledwie poczuł, jak łapie za włosy. Tylko przez krótką chwilę czuł zimno stali przy swojej szyi i ból, jaki sprawiło szybkie, głębokie cięcie.
    Gdy bezwładnie, z szeroko rozwartymi oczami opadał na ziemię, wydawało mu się, że czas uległ spowolnieniu. Pustym, gasnącym wzrokiem wpatrzył się w wysoką, majestatyczną postać powoli idącą w jego stronę. Za mężczyzną podążały długie, ciemne włosy, a porcelanowa cera zdawała się rozświetlać otaczającą ich wszechobecną ciemność. Lekki, całkiem spokojny uśmiech na wyjątkowo pięknej twarzy sprawiał, że chłopaka ogarniała błogość. Był pewien, że widzi anioła. Na jego opadającą ku ziemi twarz wypłynął delikatny uśmiech, gdy głęboki głos zjawy dotarł do jego uszu. W bolesnej agonii nie był w stanie w pełni zrozumieć co mówi. Ale te krótkie pytanie zrozumiał bardzo dobrze. Wyraźnie. Wypełniło go nagłą nadzieją.
    Chcę... – wyszeptał, choć chyba tylko w myślach, nim jego głowa z impetem uderzyła o zimną posadzkę. I wtedy zrozumiał, że to nie anioł.

    ***

    Rozchylił powieki, w niekontrolowanym odruchu łapiąc się za szyję. Rubinowe tęczówki rozbieganym wzrokiem zaznajomiły się z otoczeniem. Przez chwilę myślał, że śnił mu się koszmar, choć nie pamiętał jego treści. Ale zaraz zorientował się, że nie leży w łóżku swojej sypialni, a siedzi z podkulonymi nogami, opierając się o chłodną, kamienną ścianę. Przejeżdżając smukłymi palcami po wyraźnym zgrubieniu na szyi, powoli zaczynał uświadamiać sobie, że nie skończył w tej opuszczonej fabryce na skutek zbyt hucznej imprezy. Jego zmysły dopiero po kilku chwilach zaczęły odżywać. Wzrok przyzwyczaił się do ciemności, a nawet wydawał się zupełnie ją przenikać. Chłód kamiennej posadzki boleśnie dawał o sobie znać, do wrażliwych uszu zaś powoli począł docierać szum wiatru szalejącego za wybitym oknem. Ale najgorszy był zapach, który z każdą chwilą coraz mocniej uderzał w nozdrza Emmanuela. Okropny fetor krwi. W ustach czuł dziwny smak, przyprawiający go o mdłości. Ale tylko przez chwilę. Po tym jak przyzwyczaił się do wszystkich bodźców pobudzających jego zmysły, z przerażeniem stwierdził, że zapach przestał być smrodem, a mdłości całkiem zniknęły. Był nasycony i dziwnie spełniony. Przeniósł dłoń z szyi na usta, przecierając wargi z krwi i... czegoś jeszcze. Nie miał pojęcia co się stało. Pamiętał tylko, jak został tu zaciągnięty wbrew swojej woli. Dalej był już tylko ból i... on. Zadrżał, uspokajając nagle przyspieszający oddech, gdy przypomniał sobie jak ta anielska twarz przemienia się w coś tak przerażającego, że na samą myśl go paraliżowało. Za chwilę zaczynało dochodzić do niego coś jeszcze. Żył.
    Żyję... – mruknął pod nosem, zbyt zaskoczony tym odkryciem, by móc się choćby ruszyć.
    Gówno prawda. Zesztywniał całkowicie, słysząc głos. Rozejrzał się po pomieszczeniu, lecz w nim nie było nikogo i nic oprócz niego oraz niewyobrażalnej ilości krwi. Ocknij się gówniarzu. Zawarliśmy kontrakt.
    Douma. – Nawet nie wiedział skąd znał to imię. Ale znał i wiedział do kogo należy. To jego widział, gdy poderżnęli mu gardło. To jego anielska twarz zmieniła się w demoniczne oblicze. Demon. Kontrakt. Nie pamiętał. Prawie nic nie pamiętał.
    Weź się w garść i podnieś dupę. Siedzimy tutaj od kilku godzin, zanudzisz mnie na śmierć podły śmiertelniku. Uniósł brew nie bardzo wiedząc co o tym sądzić. Zwariował? Ale blizna na jego szyi, podarte ubrania i miejsce, w którym się znajdował, świadczyły o czymś innym.
    Co się z nimi stało? – wyszeptał z trudem, podnosząc się powoli na nogi. Zaskoczył go fakt, że nie czuł bólu. Zupełnie jakby nic nigdy mu się nie stało. Ale choć sam nie pamiętał, co z nim zrobili, wiedział, że było to strasznie bolesne i... upokarzające. W odpowiedzi na swoje ciche pytanie usłyszał nieprzyjemny śmiech. Zmarszczył brwi, poprawiając zsunięte spodnie, jak wszystko inne doszczętnie splamione krwią. Strzępki koszuli po prostu rzucił w kąt i odrzucając długie włosy na plecy, powędrował w stronę wyjścia. Musiał wrócić do domu. Wciąż miał cichą nadzieję, że to dalszy ciąg koszmaru i za chwilę się obudzi.
    Zabiliśmy ich. Zatrzymał się gwałtownie w wejściu, raz jeszcze oglądając się za siebie. Uważnie. Nic. Wciąż nie dostrzegł żadnych ciał. Nikogo nie zabił. Przecież nic takiego nie pamiętał. A jeśli to prawda, dlaczego nie ma tych pieprzonych ciał? Znów usłyszał pełen rozbawienia chichot. Nerwowo przełknął ślinę. Smak...
    Zadławił się, gwałtownie wymiotując, gdy tylko dotarł do odpowiedzi na swoje pytanie. Okropne. Obrzydliwe. Niemożliwe. Skręcał się w przeraźliwych konwulsjach, wypluwając niestrawione jeszcze szczątki. Zamknął oczy. Nie mógł na to patrzeć. A wszystkiemu wciąż towarzyszył rozbawiony do granic demon. Jego śmiech sprawiał, że Emmanuelowi robiło się jeszcze gorzej. Czuł się strasznie.
    Po godzinie, z wielkim grymasem na twarzy, dotarł do mieszkania. Douma raczył się w końcu uspokoić, a Emmanuel nie zadawał już pytań. Gdyby miał czym, wciąż rzygałby na kilometr. Nadal go skręcało na myśl o tym, co przeszło przez jego usta. Próbował o tym nie myśleć, szarpiąc za klamkę. Drzwi były zamknięte. Skrzywił się lekko. Nie chciał, by matka widziała go w tym stanie, ale nie miał wyjścia. Zadzwonił. Po krótkiej chwili otworzyła mu urodziwa kobieta. Nie skupił większej uwagi na jej minie. A może powinien.
    Przepraszam mamo, nic mi nie jest, zaraz... – Chciał przekroczyć próg, lecz powstrzymał go głośny krzyk kobiety. Szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w przestraszoną twarz matki, wykrzykującej, by stąd wyszedł. – Ale... – Ściągnął brwi, gdy ta pobiegła do telefonu krzycząc coś o policji. Znów usłyszał w głowie ten irytujący chichot.
    Mamo! O czym ty mówisz? To ja, Emmanuel! Twój syn! – Stał wmurowany, patrząc pełen szoku na rozhisteryzowaną matkę, wzywającą policję, mówiącą coś o zakrwawionym psychopacie. – PRZECIEŻ MASZ MOJE RZECZY!!! MÓJ POKÓJ! MAMO! TO JA! – Zaczął panikować. Z wściekłością wypisaną na twarzy biegiem minął matkę i wbiegł na górę do swojego pokoju. Stanął gwałtownie, gdy otwierając drzwi, nie ujrzał nic znajomego. Pomieszczenie było puste. Poczuł gulę w gardle.
    Mamo... – szepnął bezsilnie, obracając się przodem do wystraszonej kobiety. Usłyszał dźwięk syren. Zagryzł wargę, nie wiedząc co robić. W końcu wybiegł, wstrzymując łzy cisnące mu się do oczu. Zatrzymał zaskakująco szybki bieg dopiero, gdy znalazł się wystarczająco wiele kilometrów od własnego domu.
    Co to było?! Co to kurwa było? Mów! – Był wściekły. Nie rozumiał co się dzieje. Dlaczego jego własna matka, jedyna tak bliska mu osoba, nie wie o jego istnieniu? Przecież nie było go raptem kilka dni. Przecież...
    Mówiłem, że nie żyjesz. Przygryzł wargę aż do krwi, słysząc ten nieznośny śmiech. Nie... Właściwie, to nigdy nie istniałeś.

    ***

    W kieszeni spodni miał niewielką ilość pieniędzy. Tyle, by starczyło mu na publiczną łaźnię i najtańsze ciuchy ze szmateksu. Skończył ubrany w czarne, nieco przyduże spodnie, wypłowiałą koszulę tego samego koloru i poprzecierane, bordowe trampki. Nie czuł zimna, chociaż na dworze panowała lekka wichura i padał deszcz. Z grobową miną wędrował obrzeżami miasta, szukając miejsca, które znalazł, korzystając z kafejki internetowej. Tylko na tę starą ruderę zarośniętą bluszczem było go teraz stać. A przecież musiał gdzieś się zatrzymać. Świat o nim zapomniał. Nie miał nikogo. Nie miał nawet własnej tożsamości. Nigdy nie czuł się tak okropnie. Nie miał nawet siły na jakiekolwiek pytania. Na czym polegał ich kontrakt. Nie wiedział, w co się wpakował.
    Z nic niewyrażającym wzrokiem, przekroczył próg nieciekawie wyglądającego budynku. Podszedł do recepcji, wykładając swoje ostatnie pieniądze na najtańszy pokój. Dowiedział się, że pokryją tydzień pobytu. Tyle musi mu wystarczyć na znalezienie szybkiego zarobku.
    Mówiłem, że możesz ukraść.
    Zamknij się – warknął, lecz zaraz skwasił się, widząc minę zaskoczonego recepcjonisty. Spłoszony nieco, szybko wykonał obrót w tył i podążył ku schodom, mającym prowadzić do jego nowego "mieszkania".
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Faust Sro 24 Mar 2021, 14:19

         Nie miał wiele do stracenia. Właściwie… Właściwie to śmieszne, tak naprawdę nie miał niczego, czego stratę w ogóle by zauważył. I tak od sześciuset lat. Powinien był się przyzwyczaić, nawet na jakiś czas wydawało mu się, że wbił się w rytm i wszystko jest w porządku.
         Nie było, oczywiście, że nie było. Bo Los bywał kapryśny, a Karma to kurwa. Raphael… A raczej Adrien Callaghan miał już tego serdecznie dosyć i z ogromną chęcią wybrałby się na emeryturę.
    Jak wyglądała emerytura łowcy demonów?
    Nie miał pojęcia. Może poniekąd dlatego, że jeszcze żaden tejże emerytury nie doczekał.
    Za sprawą swojej intuicji, po szeptanych po kątach plotkach, po opowieściach wyssanych z palca, obrał to miasto za swój kolejny cel. Szczerze mówiąc nie liczył na wiele – w dzisiejszych czasach te obrzydliwe demony maskowały się lepiej niż w jakiejkolwiek innej epoce. Wśród całego syfu, ogólnego upadku ludzkości, wśród terroryzmu, gwałtów, morderstw, narkomanii… Ciężko było dostrzec coś jeszcze gorszego.
         Szedł powoli rozglądając się wokół uważnie. Nie łudził się, że znajdzie pięciogwiazdkowy hotel od ręki, ale zaczynał odczuwać coś na kształt zmęczenia. Nie fizycznego – od tego był daleki. Po prostu nie mógł doczekać się, kiedy wreszcie zamknie się w czterech ścianach bez tego nieustannego napięcia, bez nerwów, bez gorączkowego rozglądania się. Chwila nieuwagi była jak zasłonięcie oczu na autostradzie… podczas jazdy pod prąd. Nie musiałby długo czekać, by zostać zaatakowanym.
         Łowcy cuchnęli na kilometr.
         Nowicjusze, żółtodzioby… ci, którym wydawało się, że w pojedynkę zbawią świat. Gubiła ich pewność siebie, spojrzenie i postawa. Raphael latami starał się to wyplenić i wtopić w szary tłum. Ale to wciąż oznaczało wieczną czujność. Widział zbyt wielu rozszarpanych, na wpół zjedzonych i takich, po których pozostał jedynie but. Niejednokrotnie wstrzymywał mdłości, wrzeszczał… aż nauczył się nie przywiązywać.
         Może dlatego, że wreszcie mu się to udało nikt go nie lubił. Może dlatego wciąż jeszcze żył. Potrafił zachować krew wtedy, gdy inni ją tracili, a gdy demony zaczynały rozumieć z kim mają do czynienia, było za późno. Posyłał je na samo dno piekieł, pieczętował, niszczył i skazywał na coś, dla czego śmierć w męczarniach była niewinną rozrywką. Po ludzkich powłokach nie było co zbierać, ale Raphaela to nie obchodziło. Wyrywał tym pijawkom dusze, co innego się liczyło?
         Zmókł.
         Pogoda uznała za słuszne odwzorować sobie jego nastrój.
    Ludzie postanowili nie wychylać nosa na zewnątrz, więc miasto, a przynajmniej ta uliczka, wyglądała na mocno opuszczoną. I jak na złość żadnych, wolnych miejsc.
         Raphael nie potrzebował snu, ale nie uśmiechało mu się spędzenie nocy na dworcu wśród miejscowej żulerii i pijaków. Coraz bardziej mokry i poirytowany przyspieszył kroku.
         Ktoś spytał go o papierosa. Wyminął go z tym samym niezmiennym wyrazem twarzy wyrażającym tyle co… nic… i poszedł dalej. Dopiero na końcu uliczki, gdy niebo zaczynało szarzeć, dostrzegł budynek. Mało zachęcająco wyglądający, choć wystarczający. Nigdy nie był zbyt wymagający i lubił stare miejsca. Wilgotne, śmierdzące stęchlizną. Przypominały mu dawne, lepsze czasy. Setki lat temu, kiedy potrafił się jeszcze uśmiechać, a życie wydawało się wspaniałą przygodą, a nie odmierzaną wskazówkami zegara monotonią.
         Zanim wszedł do środka wypalił papierosa. Mocnego, bez filtra. Przez chwilę napawał się dławiącym dymem wgryzającym się w jego płuca i ściskającym za gardło. Odkaszlnął, rzucił peta na ziemię, zmiażdżył butem…
         Jak tylko dostał klucz do pokoju, a raczej klitki, zwanej pokojem, nagle poczuł coś dziwnego. Słabo wyczuwalną, niemal niemożliwą do wykrycia… gdyby miał przed sobą taką istotę, stwierdziłby, że to jej aura. W każdym razie… może to nie był tak zły pomysł, by tutaj przybyć.
    Raphael podziękował recepcjonistce i skierował się do odpowiednich drzwi. Zostawiał za sobą mokre ślady, krople deszczu obficie spływały z jego przydługich włosów…


    Ostatnio zmieniony przez Faust dnia Sro 24 Mar 2021, 17:35, w całości zmieniany 1 raz
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Ivan Sro 24 Mar 2021, 14:38

    -  E M M A N U E L   A B E L   S T A R K  -


    Radziłbym ci nie gadać samemu do siebie. Fuknął niczym wściekły kot, krzywiąc się z każdym krokiem, któremu towarzyszyło skrzypienie przestarzałych schodów. Zignorował kolejną docinkę tego pieprzonego demona, odczytując raz jeszcze numerek na kluczu. Westchnął przeciągle, męcząc się z niechcącym współpracować zamkiem. Gotując się wewnętrznie przez nieustanny chichot Doumy, w końcu uporał się z drzwiami i wszedł do środka, krzywiąc się jeszcze mocniej na widok klitki, w której przyszło mu mieszkać.
    Przestań się chichrać, niedojebany człowiekożerco, bo znajdę sposób, żeby uprzykrzyć ci życie ze mną – wywarczał, dziwiąc się, że jeszcze nie pęka mu głowa. W odpowiedzi – naturalnie – otrzymał kolejną salwę nieznośnego śmiechu.
    Chcę to zobaczyć, Emma. Krzyknął wściekle, rzucając się na łóżko i schował twarz w niezbyt przyjemnie  pachnącej, sflaczałej poduszce. Miał dość. Chyba śmierć byłaby lepsza niż użeranie się z tym czymś. Co gorsza, dobrze wiedział, że nic mu nie zrobi. Nie miał pojęcia, czym dokładnie jest demon, na czym polega ich relacja i jak długo zamierza siedzieć w jego ciele. Co się stanie, gdy je opuści?
    Umrzesz. Wzdrygnął się, wzdychając raz jeszcze w nieszczęsną poduszkę. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. To prawda, że boi się śmierci, to prawda, że chciał przeżyć, ale nie pisał się na to, że wszystko co z nim związane zwyczajnie... zniknie. I nikt nie będzie go pamiętał. Stanie się nikim i na dobrą sprawę nie będzie miał po co żyć. Ale jednak jest tutaj, oddycha i czuje.
    Na dobrą sprawę już jesteś martwy. Ja ci tylko umożliwiam utrzymywanie  pozorów, mały.
    Przestałbyś się tak spoufalać – fuknął po raz kolejny, odwracając się gwałtownie na plecy i utkwił szkarłatne spojrzenie w suficie. Swobodny śmiech rozbrzmiewający w jego głowie zdecydowanie go nie dziwił. Pogodził się z tym, że będzie musiał do tego przywyknąć. Teraz przecież już nie miał wyjścia.
    O, jaki mądry chłopiec.
    Przypomnij mi na czym polega kontrakt – mruknął bezsilnie, czując się jak skończony idiota, mówiąc do sufitu. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że przecież ten palant już nie raz odpowiadał na jego myśli. Wiedział, o czym myśli. Już nawet nie miał siły, by wzdychać.

    GODZINĘ PÓŹNIEJ

    Leżał w zupełnym bezruchu, uparcie wpatrując się w jedno miejsce, na przemian ignorując i odpowiadając na narzekania Doumy, któremu ta bezczynność najwidoczniej niespecjalnie się podobała. Nie sądził, że demony tak szybko się nudzą. Ale musiał przyznać, że i jemu zaczyna doskwierać brak zajęcia i dość nieoczekiwany głód. Właściwie to całkiem uzasadniony, bo przecież wyrzygał wszystko, co spożył w ciągu co najmniej ostatniego tygodnia. Wisząca nad nim świadomość ostatniego posiłku nie sprzyjała jednak zaspokojeniu głodu. Ale Emmanuel... Cóż, lubił jeść, nawet jeśli zupełnie tego po nim nie widać.
    Z grymasem na twarzy podniósł się z łóżka i przekładając machinalnie włosy przez ramię, skierował się ku wyjściu. Powstrzymał go jednak głos demona.
    Zakryj szyję i pamiętaj, żeby na głos nic do mnie nie mówić. Uniósł brwi, w lekkiej dezorientacji łapiąc za chustę, którą również kupił. Przynajmniej teraz wiedział, czemu Douma kazał mu to zrobić. To prawda, że tak poważna blizna na krtani żywego człowieka nie wyglądała zbyt naturalnie. Zaś jeżeli chodzi o gadanie do samego siebie, nie wiedział czemu tak właściwie demonowi do tego stopnia na tym zależy. Przecież w najgorszym wypadku to Em wyjdzie na wariata. Ale nie zamierzał protestować. Niedbale owinął szyję czerwono-czarną chustą i udał się w kierunku ogólnodostępnej kuchni. Nie pomyślał o tym, by wcześniej zrobić jakiekolwiek zakupy, więc pozostał mu marny automat w kącie pomieszczenia. Patrząc tęsknie na lodówkę, wrzucił ostatnie zaskórniaki do automatu, skąd też zaraz wypadł niewielki rogal nadziewany czekoladą. Chciało mu się pić. Nikt chyba nie obrazi się za jedną niewinną herbatę.
    To też kradzież.
    Och zamilcz, ja tylko pożyczam. – Tym razem pamiętał, by odpowiedzieć w myślach. Wstawił więc wodę i wyjął torebeczkę z opakowania, które ktoś najwidoczniej raczył tutaj zostawić. Z lekkim niesmakiem zajadał się rogalem, którego termin ważności zapewne już dawno się skończył.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Faust Sro 24 Mar 2021, 15:00

         Deszcz dudnił w szyby coraz mocniej. Pogoda sprawiała, że Raphael stawał się coraz bardziej senny, mimo iż tak naprawdę sen nie był czymś, co bruździłoby mu w wydajności. Rozłożył swój skromny bagaż na łóżku. Żadne tam krzyże i święcona woda; kilka amuletów bez znaczenia i berettę, która do zabijania demonów miała się dokładnie tak samo, jak kartka papieru do wbicia gwoździa. Pomagała jednak osłabić i ranić przeciwnika, zwłaszcza jeśli jego śmiertelna postać była wyjątkowo słaba czy chociażby niedoświadczona.
         Raphael na moment zapatrzył się w krople deszczu kończące swój żywot na brudnym szkle. Był zmęczony. Albo raczej zniechęcony. Wykonywał wyznaczone mu zadania bez słowa sprzeciwu będąc coraz lepszym i potężniejszym, ale minęły czasy, kiedy go to bawiło. Nie było adrenaliny. Nie było przygody, żadnych wyzwań. Działał raczej automatycznie.
         Coraz częściej dopadała go myśl, że się zwyczajnie wypalił. I powinien z tym skończyć, odejść… młodzi łowcy byli lepiej wyćwiczeni, mieli większe zaplecze, nie hołdowali tradycjom. Byli potężniejsi i, o ironio, głupsi i niedoświadczeni. Raphael był kimś, kogo się wzywało, gdy inni nie dawali rady.
         Legenda.
         Sregenda, kurwa.
         Mężczyzna zaklął pod nosem i przeciągnął paznokciami po bladej skórze na swojej szyi. Zamruczał przy tym z aprobatą. Taki… nawyk. Uznał, że jeśli zostanie dłużej w tym cholernym pokoju z odrapanymi ścianami, ze smutną szafą i łóżkiem i podłogą pamietającą poprzednią epokę, to powiesi się na klamce jak przystało na smutnych, ludzkich samobójców.
    Przystojny, białowłosy mężczyzna o znudzonym wyrazie twarzy wyszedł na korytarz zamykając drzwi na klucz. I momentalnie poczuł TO.
    Nie zapach. To było coś nieuchwytnego, przeczucie, szósty zmysł, instynkt.
    Jak gdyby jakiś piekielny pomiot znajdował się w pobliżu. Niekoniecznie w tej dziurze pomyłkowo zwanej hotelem, równie dobrze mogło chodzić o miasto.
    Jakiś demon działał nierozważnie pozostawiając po sobie ślady. Żółtodziób. Raphael westchnął. Tacy byli najłatwiejsi… albo najgorsi. Nieprzewidywalni, bowiem nie mieli jeszcze nic do stracenia. Mimo to nie wrócił się, by zabrać broń, ani też nie użył swoich zdolności, by od razu rozprawić się z problemem. Tym razem postanowił zająć się sprawą jak za starych, dobrych czasów. W końcu mu się nie spieszyło, a demon nie rozrabiał.
         Liczył na odrobinę, choć minimalnej rozrywki.
         Znalazł się w kuchni zupełnie odruchowo. To miło, że była udostępniona dla gości, ale zważywszy na to, iż hotel popularnością nie grzeszył, tych chyba nie było zbyt wielu. Zdziwił się widząc jakąś postać. Na oko… Młodego chłopaka. O dziwnej urodzie – niedostępnej, acz intrygującej, nie pozwalającej odwrócić odeń spojrzenia.
         Nie miał ochoty na towarzystwo, przynajmniej z założenia. Nigdy nie zawierał znajomości, jeśli te nie miały dla niego żadnej korzyści. Teraz czy kiedyś, wszystko jedno.
      — Gość czy pracownik? — spytał głębokim, łagodnym głosem, którym spokojnie mógłby czytać opowiadania +18 po północy, w miejscowej rozgłośni radiowej. Przymrużył odrobinę powieki i rozglądnął się za czymś przypominającym kawę. Znalazł, w tym samym momencie woda się zagotowała, a jako że w swych poszukiwaniach znalazł się bliżej czajniczka zalał i swoją kawę i herbatę nieznajomego. Było mu obojętne kim jest, skoro znalazł, czego szukał. Jednak nie wyszedł od razu. Ponury pokój skutecznie dusił w nim tę chęć i niechęć do innych znacznie bladła w tym momencie.
    No i tak, odczucie spotkania istoty nadprzyrodzonej znacznie narosło. Nie wiedział czy to białowłosy chłopak, nie wyglądał jak opętany, a ci często odzyskawszy na moment świadomość tracili zmysły i wpadali w szał czy histerię. Bacznie go obserwował.


    Ostatnio zmieniony przez Faust dnia Sro 24 Mar 2021, 17:36, w całości zmieniany 1 raz
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Ivan Sro 24 Mar 2021, 15:07

    -  E M M A N U E L   A B E L   S T A R K  -


    Z lekko znużoną miną czekał, aż woda w czajniku się zagotuje, wtenczas wpatrując się z zamyśleniem w jeden punkt i dojadając niesmacznego rogala. Zastanawiał się, co powinien teraz zrobić. Nie zniknęły jedynie rzeczy, które w tamtym momencie miał akurat przy sobie, czyli portfel z dokumentami, ledwie chodząca komórka i kilka drobnych. Jedyne przedmioty, które świadczyły o tym, że jednak istniał i wcale nie wydawało mu się, że siedemnaście lat żył na tej planecie jako Emmanuel Stark. Miał przy sobie dowód tymczasowy, który mógłby być innego typu dowodem, w razie gdyby kiedyś zwątpił w swoją własną tożsamość. Nie uważał, by było to możliwe, ale przecież jeszcze nie tak dawno nie sądził również, iż możliwy jest pakt z demonem, życie po śmierci i całkowite wymazanie swego dotychczasowego istnienia.
    Co miał teraz ze sobą zrobić? Nie będzie w stanie opłacić dalszego pobytu w przytułku i na dobrą sprawę nie miał nawet pieniędzy na jedzenie. Był w całości zdany sam na siebie, a miał zaledwie siedemnaście lat. Nie żyło mu się nigdy jakoś szczególnie luksusowo, ale nie był też przesadnie biedny. Dorabiał trochę na boku w niekoniecznie legalny sposób, lecz poza tym nie miał żadnego obycia w tak zwanym dorosłym życiu. Jak każdy nastolatek chodził do szkoły i planował swą przyszłość w raczej kolorowych barwach. Myślał o studiach, dobrej pracy, może nawet jakiejś miłości. Teraz nie miał prawa marzyć o żadnej z tych rzeczy, bo przecież wiedział, że możliwość normalnego życia została mu odebrana.
    Nie rozczulaj się już tak, bo mnie oczy pieką przez ten wodospad łez.
    Skrzywił się słysząc kolejny, pełen cynizmu komentarz demona. Nie był w formie, by odpowiedzieć mu w jakikolwiek sensowny sposób i rzucić przynajmniej przyzwoitą ripostą. Wiedząc, że na tę chwilę wyszłoby to nader żałośnie, wolał milczeć, rzucając jedynie pełne wrogości spojrzenie mozolnemu czajnikowi. Westchnął cicho, niedbale wyrzucając papierek po wątpliwej jakości rogaliku do śmieci. Gdy znów oparł się o blat, okazało się, że nie jest już sam. Zaciekawionym wzrokiem zmierzył całą sylwetkę wysokiego, niewątpliwie przystojnego mężczyzny, którego głęboki, wręcz łóżkowy głos przyprawiał o przyjemne ciarki. Przez chwilę, co zdarza się raczej rzadko, zabrakło mu języka w buzi. Dopiero po kilku sekundach kierowany zwykłym odruchem, uśmiechnął się przemiło, tak jak to zawsze miał w zwyczaju i posłał białowłosemu ciepłe, przymilne spojrzenie.
    Gdybym miał tu pracować, prawdopodobnie popadłbym w depresję – odparł delikatnym, dość melodyjnym głosem, który idealnie pasował posiadaczowi tak wątłego, drobnego ciała. Swym wyglądem i harmonią jaką ten tworzył wraz z pozornie delikatnym usposobieniem, przywodził na myśl okaz dobroci i niewinności. Dziwił się, że po tym wszystkim tak łatwo przychodzi mu bycie... dotychczasowym sobą. Cóż, pewne nawyki chyba się nie zmieniają, nawet jeśli odda się duszę w łapy diabła. Miał ochotę zaśmiać się na to spostrzeżenie. Gdzieś częścią podświadomości zauważył, że Douma też powinien się zaśmiać. Właściwie powinien śmiać się od jakiegoś czasu. Ten zaś uparcie milczał, choć jego obecność wciąż była mocno odczuwalna.
    Nieznajomy mężczyzna postanowił zalać kubek zarówno sobie jak i Emmanuelowi, więc jasnowłosy z tym samym przyjaznym uśmiechem sięgnął po swoją herbatę, po czym uraczył swego towarzysza krótkim podziękowaniem. Przyglądał mu się dyskretnie, z pewnym podziwem delikatnie odzwierciedlającym się w szkarłatnych tęczówkach. Facet onieśmielał. A może raczej, zapewne onieśmielał znaczną część społeczeństwa, do której nie należał jednak siedemnastolatek, choć zewnętrznie wyglądało to zupełnie inaczej. Tymczasem wewnętrznie poczuł się zaintrygowany i wystarczająco zachwycony, by chcieć podtrzymać konwersację.
    Emmanuel – przedstawił się, pamiętając o powszechnie panujących zasadach kultury i podał białowłosemu drobną dłoń, uwieńczoną zgrabnymi, długimi palcami. – Na długo się tutaj zatrzymałeś? – zapytał z lekką, wyćwiczoną niepewnością w głosie, popijając gorącą herbatę. Syknął cicho, gdy przez przypadek poparzył język i ledwie powstrzymał uniesienie brwi, gdy odnotował, że ból zniknął tak szybko jak się pojawił.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Faust Sro 24 Mar 2021, 15:14

         Depresja... pewnie też sam by w nią popadł, gdyby musiał tu pracować. Przez krótką chwilę zastanawiał się, czy pracownicy wciąż pamiętają ludzką mowę.
    Nie, nie mogło być tak źle.
    Co prawda hotel lata świetności najwyraźniej miał za sobą, to jednak Raphael wyraźnie wyczuwał... obecności. Aury? Dałby sobie głowę uciąć, że prócz niego i tego tutaj w budynku znajdowało się jeszcze parę osób. W tym ktoś opętany, na dziewięćdziesiąt dziewięć procent. Raphael przymknął na moment oczy i odchylił głowę w tył. Kaskada białych włosów spłynęła w dół, a ich właściciel, zupełnie nieświadom ich niezwykłości ziewnął krótko łamiąc tym samym obraz własnej niezwykłości.
         Echo słów chłopaka, który również znajdował się w kuchni, już dawno przebrzmiało; mężczyzna dopiero po chwili uprzytomnił sobie, że powinien w jakikolwiek sposób zareagować. Odpowiedzieć?
    ...Jeśli tak dalej pójdzie... chyba sam zapomniałby ludzkiej mowy. Nie był nieśmiały, po prostu nie lubił strzępić języka. Znał kilka innych jego zastosowań i sposoby te bynajmniej nie służyły kłamliwej naturze ludzi. No i czasem zapominał o tym, że po prostu wypada się odezwać.
      — Tak, to ponure miejsce — skinął głową. Bardziej grzecznościowo i oficjalnie po prostu się nie dało. Raphael bez żalu uznał, że w ten sposób uciął rozmowę i jakiekolwiek chęci podtrzymania jej, więc kiedy nieznajomy znów się odezwał, tym razem poświęcił mu nieco więcej uwagi.
    ...Dużo więcej.
         Zatrzymał na nim jasne spojrzenie spod lekko przymrużonych oczu. Dzieciak... bo wyglądał na tyle młodo, by sześćsetletni staruszek mógł tak o nim myśleć, robił wrażenie... Raphaela uderzyła powaga w jego oczach. To nieco go zafrapowało – jakie zmartwienia mogą mieć nastolatkowie? Dostał jedynkę w szkole? Kosza? Nie zaprosili go na klasową imprezę? Tymczasem ten tutaj, mimo delikatnego, wręcz eterycznego wyglądu, zdawał się łowcy... Jakby przeżył zbyt wiele. Za wiele jak na delikatne barki. Mężczyzna zdał sobie sprawę, że znów nie odpowiedział, za to wpatruje się w
    nieznajomego z uporem maniaka.
      — Emmanuel... — powtórzył imię w taki sposób, jakby ktoś włożył mu do ust najbardziej grzechu wartą czekoladkę świata; przez chwilę napawał się brzmieniem tego słowa i powtórzył je jeszcze raz, tym razem ledwie poruszając wargami. — Pierwszy raz spotykam kogoś noszącego to imię — wyjaśnił swoją reakcję i na sekundę przymknął oczy. — Czy wiesz co oznacza? — zagaił natychmiastowo także się uspokajając. Napięte niczym struny nerwy odsapnęły z ulgą, gdy Raphael nabrał powietrza. Ktoś noszący takie imię nie mógłby być opętany, zatem… nie chodziło o tego dzieciaka. Bękarty diabła bywały przesądne i, łowca nieraz się o tym przekonał, często traktowały imiona i nazwy niczym pieczęcie nie do przekroczenia. Nie zawsze, acz… często.
         Bóg z nami.
         Raphael nie wierzył w Boga. Nie wierzył w nic; tułając się tyle setek lat po świecie stracił wiarę nawet w to, że ziemia się kręci. Cuda mu spowszedniały, wszystko się znudziło, a on już dawno przestał modlić się o to, by jakkolwiek poczuć, że żyje. Istniał. Po prostu istniał. I nienawidził tego z całego serca.
         Uchylił powieki i jego wzrok padł na wyciągniętą rękę.
         No tak, ludzki zwyczaj.
         Jakby każda napotkana przypadkiem osoba miała ochotę na wyjawianie imienia, ściskanie ręki i zacieśnianie znajomości. Jeśli chodziło o Raphaela - potrafił być do bólu grzeczny i dobrze wychowany – w rzeczywistości natychmiast zapominał nowonapotkane osoby, dla niego to było coś... Szopka. Całe ludzkie życie było jedną, wielką szopką. Mógł stracić na nią odrobinę czasu.
    Raphael z pewnym ociąganiem pochwycił dłoń. Z delikatnością, o jaką ciężko byłoby go posądzić objął długie palce powleczone niemal przezroczystą skórą i zamknął je w swoich niemal całkowicie. I nie było żadnych iskier ani fajerwerków. Żadnych złych przeczuć i zamierania serca. Nic, totalnie nic. A jednak mężczyzna miał wrażenie, że w tym momencie coś się zmieniło. Jakby ktoś niespodziewanie zatrzasnął za nim drzwi, o których nie miał zupełnie pojęcia.
      — Adrien. — powiedział głębokim, gardłowym tonem, który dla osób z dużą wyobraźnią mógłby zabrzmieć jak mruczenie rasowego kocura. Wrażenie. Nadal trzymał dłoń Emmanuela. By pozbyć się wszelkich wątpliwości. I nie zamierzał jej puszczać, jeśli jakikolwiek demon opętał tego słodkiego chłopca, w co przestawał wierzyć, bowiem mały nie miałby na tyle wytrzymałości, by wytrzymać ów uścisk, to chyba jakoś zacząłby się objawiać. — To zależy. Od pogody. Ludzi. Rzeczy do zrobienia. A ty? To raczej kiepskie miejsce dla młodego chłopaka… Chyba że uciekłeś z domu…
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Ivan Sro 24 Mar 2021, 15:30

    -  E M M A N U E L   A B E L   S T A R K  -


    Emmanuel niekoniecznie świadom własnego zachowania, przez dłuższą chwilę wpatrywał się w nieznanego mężczyznę niczym w obrazek. Naprawdę piękny, niezwykły obrazek. Własna fascynacja tymże osobnikiem nieco zadziwiła chłopca, bo przecież dobrze wiedział, że ma przed sobą zaledwie człowieka, jednego z tych wszystkich, których darzył skrywaną nienawiścią. Tylko marnego człowieka, którym on sam był do wczorajszego wieczoru. Mimo to, nie mógł powstrzymać zachwytu, jaki wdzierał się bez pytania do jego wnętrza. Wysoki, białowłosy mężczyzna miał w sobie coś, co przyciągało wzrok i budziło chęć zaznajomienia się z tajemnicą, która go otaczała. Aura jaka towarzyszyła tej wyjątkowej osobie przez chwilę wydawała się Emmanuelowi niemalże namacalna, zupełnie jakby zawisła w powietrzu, majestatycznie tańcząc przed jego oczami. Złudzenie to było realistyczne do tego stopnia, że musiał zamrugać kilkukrotnie powiekami, by całkowicie powrócić do rzeczywistości i nie wnosić tajemniczego osobnika na poziom niezwykłego indywiduum. Mężczyzna był jedynie bardzo przystojny i tego wolał trzymać się Emmanuel. To normalne, że człowiek z jakimkolwiek poczuciem estetyki zawiesi na kimś takim wzrok dłużej niż na kilka sekund. I wcale nie próbował w ten sposób usprawiedliwić swojej zaskakująco zbyt żywej reakcji. Wcale.
    Gdy mężczyzna znów się odezwał, tylko bardziej pogłębił wrażenie swej wyjątkowości. Wydał się Emmanuelowi niesamowicie zdystansowany, chłodny i... doświadczony. Jego oczy nie były oczami, które widywało się u innych ludzi. Ten tutaj wyróżniał się nie tylko dlatego, że miał nienaganną, rzadko spotykaną urodę. Wydawał się po prostu ponad wszystkim. Jego postawa i spojrzenie, a nawet ton głosu i cicha mowa ciała przemawiały za niego. Mówiły wiele, jednocześnie roztaczając jeszcze głębszą, silniejszą aurę tajemnicy. Siedemnastolatek niemal natychmiast poczuł do niego pewnego rodzaju respekt, choć nie zdarzało mu się to do tej pory względem innych ludzi. Gardził swoją rasą i choć tego nie okazywał, nie znosił przebywać w ich towarzystwie. Maska, która towarzyszyła mu przez niemal całe życie, była jednak idealna, dopracowana pod każdym względem. Skrywała wszelkie żywsze emocje, czy to złość, czy wstręt, czy niechęć, czy też... zachwyt, jaki teraz wewnętrznie go wypełnił.
    Kiedy głębokie spojrzenie nieznajomego skupiło się na jego drobnym ciele, jedynie stał z przyszytym do twarzy uśmiechem, przy pomocy swych krwistoczerwonych tęczówek śląc mu złudne ciepło. Ich oczy się zetknęły, a Emmanuel po raz pierwszy od bardzo dawna miał chęć uciec swym wzrokiem gdzieś dalej. Mimo że miał świadomość swojej perfekcji i mowy własnego ciała, odnosił wrażenie, jakby w obliczu tego człowieka opadały wszystkie warstwy przebrania, pozostawiając go zupełnie nagim, narażonym na całkowite zdemaskowanie. Choć wiedział jak znakomitym aktorem był, odczuł, że nieznajomy może odczytać z niego więcej, niż Emm ośmieliłby się przypuszczać. Szybko zrzucił to na niesforną wyobraźnię i wciąż pozostawał niezachwianie opanowany. Wewnętrzny niepokój i pewne rozchwianie zdusił w zarodku, a demon – co dziwne – nie próbował robić na przekór i pozwolił Emmanuelowi działać swobodnie, według własnych zasad.
    Pogłębił uśmiech, słysząc swe imię w ustach mężczyzny, wypowiedziane w sposób tak nieosobliwy, że mógłby się od niego uzależnić. Przez myśl przemknęła mu myśl, że nie miałby nic przeciwko, gdyby nieznajomy powtórzył to jeszcze kilkukrotnie. Dawniej zapewne pomyślałby, że najlepiej w zupełnie innych okolicznościach, choćby w tej okropnej, obskurnej sypialni, ale teraz nie miał najmniejszej ochoty, by ktokolwiek go dotykał. Nawet posiadacz tak seksownego ciała, przystojnej twarzyczki i głosu przeszywającego niemal tak dogłębnie jak chłodny wzrok. Zapatrzył się w pełne wargi wykonujące ten sam ruch co przed chwilą, lecz zupełnie bezgłośnie. Miał wrażenie, że w pomieszczeniu podniosła się temperatura.
    Nie zaskoczyła go informacja na temat braku styczności mężczyzny z wygłoszonym przed kilkoma chwilami imieniem. Emmanuel również nie spotkał drugiego człowieka noszącego symboliczne imię Mesjasza. Był pewien, że gdyby matka wiedziała, na kogo wyrośnie, wybrałaby jakiegoś Beliala albo Belzebuba. No dobrze, sam siedemnastolatek nie uważał się bynajmniej za wcielenie szatana, a nawet twierdził, że był dość dobrym człowiekiem, lecz z pewnością do anioła mu daleko. Do Boga tym bardziej. Nie utożsamiał się więc ze znaczeniem swojego imienia i nie przywiązywał do niego dużej wagi. Kilka godzin temu boleśnie przekonał się, że miał rację i choć lubił ją mieć, tym razem wolałby się mylić. Ale czasu cofnąć nie mógł, a kontraktu zerwać. Douma nie odbierał jego imienia jako zagrożenie. A raczej, choć chłopak nie mógł o tym wiedzieć, był wystarczająco silny, by móc je zignorować.
    Bóg z nami – wyszeptał delikatnym głosem, mrużąc nieznacznie oczy i uśmiechnął się przymilnie. O ironio, "Bóg z nami". Gdzie twój śmiech demonie? Nawet mnie to bawi. Douma wciąż uparcie milczał. Emmanuel wyraźnie czuł w sobie jego obecność i lekkie poruszenie od czasu do czasu, lecz nawet słaby dźwięk nie wydobył się za sprawą stworzenia piekielnego. Białowłosy nie narzekał, bowiem milczenie demona było wręcz kojące. Jednocześnie jednak niepokoiło, gdyż ten nie miał w zwyczaju tak długo, czy w ogóle, trwać w pokorze i nie zaburzać spokoju nosiciela.
    Delikatna, niemalże biała dłoń odkąd zawisła w powietrzu, czekała, aż spotka się z dotykiem dużo większej i silniejszej, należącej do drugiego mężczyzny. Gdy ta jednak w końcu pojawiła się w zasięgu, a długie palce zaledwie smyrgnęły te drugie, Emmanuel nie potrafił skupić się na miękkości skóry mężczyzny, ani na przyjemności jaką niesie jego uścisk. Nie potrafił, bo nie było to w ogóle przyjemne. Gdy tylko ich ciała się zetknęły, chłopcu zrobiło się słabo, a po dłuższej chwili także zakręciło się niemiłosiernie w głowie, przy czym obraz na krótką chwilę niebezpiecznie zadrżał. Zrobiło mu się niebotycznie niedobrze i gdy tylko przez lekką mgłę usłyszał imię towarzysza, zabrał ze względnym opanowaniem dłoń, przystawiając ją do ust. Zmarszczył brwi, cofając się nieznacznie o mały kroczek.
    Przepraszam – mruknął, wpatrując się z silnie bijącym sercem w podłogę i stopy mężczyzny. Obraz powoli przestawał się kręcić, a Emmanuel wracać do normalności. Nie miał pojęcia, co się stało. Czuł się znakomicie, dopóki nie dotknął obcego. Uznał, że to zbieg okoliczności i najwidoczniej wciąż przeżywa pojawienie się demona w jego życiu. Może organizm nadal się przystosowuje? Nie widział innego wyjaśnienia.
    Uniósł wzrok, odejmując jednocześnie dłoń od buzi i posyłając mężczyźnie pełen skruchy wzrok, uśmiechnął się blado.
    Mam słabe zdrowie – wyjaśnił z cichym westchnieniem i upijając łyk herbaty, wrócił myślami do osoby mężczyzny. Adrien. Musiał przyznać, że poczuł się nieco... zawiedziony. Tak pospolite imię nie pasowało do z pewnością niepospolitego człowieka, jakim wydawał się Adrien. Ale nie mógł też powiedzieć, by imię to było brzydkie. Nie, w kimś takim nie potrafił doszukiwać się brzydoty. Nawet najgorsze imię noszone przez tę osobę, nabrałoby swego uroku.
    Skinął krótko głową na znak, że zrozumiał odpowiedź rozmówcy, nawet jeśli w gruncie rzeczy nie było czego rozumieć, gdyż ta była bardzo wymijająca. Delikatny uśmiech nie schodził z jego twarzy, gdy usłyszał pytanie o siebie. Nie miał wcześniej czasu ani chęci, by wymyślać swą własną historię, lecz nie stanowiło to problemu. Emmanuel był nienagannie zdolnym improwizatorem.
    Jestem pełnoletni – skłamał płynnie, uznając, że to zaprzecza wszelkim niepokojącym teoriom, jakie mogły zawitać w głowie mężczyzny.  W końcu będąc dorosłym, mógł się wyprowadzić i zamieszkać gdzie chciał, choćby nawet tutaj. Zresztą, nie było to takie znowu duże kłamstwo, bo przecież brakowało jedynie niepełnego roku, by to stało się prawdą. – Wychowałem się w sierocińcu, więc musiałem go opuścić, gdy skończyłem osiemnaście lat – dodał z lekkim uśmiechem, przystrajając swój ton w nutkę smutku, zaś spojrzenie wypełnił nieśmiało okazywanym cierpieniem. – Ale to nie jest coś, czym chciałbym cię zanudzać. Przyjmijmy, że cenię sobie samowystarczalność. – Zaśmiał się perliście, a brzmiało to tak szczerze i pięknie w swej melodyjności, że mógłby tak słodkim śmiechem rzucać uroki. Zaiste zaczynał rozumieć, dlaczego demon w ogóle się nim zainteresował. Być może właśnie okazywał jeden z powodów.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Faust Sro 24 Mar 2021, 15:39

         Nagle wpadł na ścianę. Nie dosłownie, rzecz jasna. Metaforycznie. Ale pierdolnął konkretnie i mógł być pewien, iż w jakiś sposób będzie to rzutowało na najbliższe dni. Albo tygodnie. Albo przez najbliższy czas. Jeszcze nie wiedział o co chodzi, ale ta ściana, na którą wpadł miała zdradliwie głębokie oczy i cudowne włosy. Raphael przyłapał się na całkowicie ludzkiej reakcji na jego widok - rzadko, niemal nigdy nie odczuwał pociągu do jakichkolwiek istot, zwłaszcza do tych kruchych... ludzkich... tak łatwych do złamania.
    Mógłby go zniszczyć swoją wolą.
    Ta niebezpieczna myśl sprawiła, że fascynacja łowcy nasiliła się.
         Nie do końca świadom własnych reakcji i nie mając pojęcia o tym, jak powinien przebiegać flirt wśród ludzkiej rasy; kierując się jedynie własnym "chcę" i "mogę", miał zamiar przyciągnąć do siebie intrygującego młodzieńca, ułożyć do swoich ramion i skosztować go. Chyba nigdy, przez setki lat swojego życia nie miał na to takiej ochoty jak teraz.
         Gdyby obserwował go ktoś, kto go znał, uznałby, że Raphael zaczął się budzić. Byłoby to określenie nieco na wyrost, aczkolwiek adekwatne do sytuacji i ostatniego czasu. Mężczyzna błądził po omacku, niczym w somnambulicznym transie. Bez uczuć, bez emocji, opętany zniechęceniem i nudą.
    Łowcę zaniepokoiło, gdy drobna ręka została mu zabrana z uścisku. I momentalnie pojawiły się zepchnięte na bok podejrzenia.
    "Dlaczego zabrał rękę?"
    "Był demonem?"
    "Demony nie cierpią dotyku łowców."
    "A jeśli był opętany?"
    Ten tok rozumowania niespecjalnie mu się podobał, ale przyzwyczajenia brały górę. Czyż nie jedynym celem jego życia było eliminowanie tych pasożytów? Odsyłanie ich tam, gdzie ich miejsce?
    Zabicie Emmanuela byłoby więc kwestią czasu. Mężczyzna nawet przez ułamek sekundy nie pomyślał, że mógłby go oszczędzić. To nie wchodziło w grę.
         Tłumaczenie chłopaka w żaden sposób nie uspokoiło Raphaela, choć zrobił szczerze wyrozumiałą i współczującą minę. Równie dobrze potrafił grać, pokazywać ludzkie oblicze, które znikało, gdy bez mrugnięcia okiem zabijał demony. Gdy wychodził z niego potwór, którym musiał być stając naprzeciw najpotężniejszym kreaturom przybierającym postać dzieci, młodych ludzi, sympatycznych staruszków. Powinien więc być odporny, a jednak Emmanuel wywoływał w nim dziwny niepokój zmieszany z fascynacją.
      — To nie moja sprawa, ale powinieneś na siebie uważać — dodał tonem, jakby właśnie to była jego sprawa
      — Nie każdy napotkany człowiek jest tym, na kogo wygląda... — Raphael mówił powoli pragnąc wychwycić jakikolwiek grymas na ślicznej buzi, celowo wchodząc w dwuznaczności, jakby wiedział... — Jesteśmy tu sami, bez świadków. Twoja ufność mogłaby cię zgubić, gdybym zdecydował mocniej trzymać twoją rękę i zmusić cię do wyjścia ze mną... I jeszcze ten sierociniec i samowystarczalność... — jasne tęczówki mężczyzny gwałtownie pociemniały, głos... musiał powodować ciarki na plecach. To były groźby, zawoalowane, ukryte i niejasne, jednak wciąż groźby. Mógłby zrobić to wszystko i nikt nawet by tego nie zauważył.
         Atmosfera zgęstniała, łowca szukał w szkarłatnych tęczówkach odpowiedzi. Mógł łatwo sprawdzić słuszność swoich domysłów, ale nie czuł się jeszcze na tyle przyciśnięty do ściany, żeby korzystać ze swych mocy. By się zdradzić i zaryzykować kilkudniowe osłabienie. Coraz wyraźniej jednak odczuwał demoniczną aurę. Obecność tego piekielnego ścierwa. Już, już postanowił unieść rękę i zacisnąć ją na szyi pięknego młodzieńca, kiedy do kuchni wszedł młody mężczyzna. Chłopak? Wyglądał na starszego od Emmanuela, ale Raphael nie poświęcał temu specjalnej uwagi.
         Był opętany.
         A więc to w nim wyczuwał demona. Jednocześnie ogarnęła go euforia i czysta wściekłość i nie wiedział, które z tych uczuć jest silniejsze. Nagle zupełnie stracił zainteresowanie Emmanuelem, ale w tej sytuacji to było dobre dla chłopaka. Uniesioną wcześniej dłonią ledwie musnął jego włosy tuszując tym samym chęć zaciśnięcia mu jej na szyi.
      — Może lepiej pójdziesz do pokoju? Jeśli źle się czujesz... — zasugerował słabo jasnowłosemu, nie mając przecież pojęcia jak rozwinie się akcja. Nowoprzybyły miał radosny wyraz twarzy i najwyraźniej zero pojęcia, że w kuchni znajduje się łowca. Przynajmniej na razie.
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Ivan Sro 24 Mar 2021, 16:01

    -  E M M A N U E L   A B E L   S T A R K  -


    Atmosfera się zmieniła. Wyczuł to, choć pozornie nic się przecież nie stało. Byli jedynie dwójką ludzi, którzy spotkali się przypadkiem, poznali, jak wypada i wdali w niezobowiązującą "rozmowę". Żaden z nich nie zrobił nic niepokojącego, krótko – nie zaszło absolutnie nic co mogłoby przyczynić się do zagęszczenia powietrza wokół nich. Tak przynajmniej myślał Emmanuel. A jednak czuł na swojej skórze i w swoim wnętrzu, że coś jest głęboko nie tak. Wyczuwał to tak samo, jak za życia przychodziło mu czuć złe zamiary duchów błąkających się po świecie. Przynajmniej był przekonany, że mogą być to duchy. Czuł obecność złej energii, choć nigdy żadnego stworzenia niematerialnego nie spotkał. I teraz odnosił wrażenie, jakby jedno z nich stało na wprost niego. Świadome i czujące to samo co on. Albo więcej – przyczyniające się do tak diametralnej zmiany atmosfery i to w znacznym stopniu. Miał ochotę cofnąć się jeszcze o krok, a potem o kolejny. Odejść i przestać czuć się tak cholernie nieswojo. Ale stał. Stał i patrzył w piękne oczy Adriena, z całych sił ignorując dziwne wrażenie oraz uparcie wsłuchując się w jego ładny głos.
    Na delikatnej twarzy wciąż gościł uprzejmy uśmiech, choć z każdym słowem jasnowłosego mężczyzny stopniowo bladł. Czerwone oczy zaczynały wykazywać więcej niezrozumienia i pytania niż czystej uprzejmości. "Powinieneś na siebie uważać". W głowie Emmanuela nie brzmiało to bynajmniej jak objaw troski. Wręcz przeciwnie... Sytuacja robiła się coraz bardziej dziwna, a następne słowa mężczyzny tylko pogłębiły to wrażenie. Zupełnie jakby dawał do zrozumienia, że siedemnastolatek znajduje się w zagrożeniu. Ale przecież tak nie było, prawda? Dlaczego ten człowiek miałby mu cokolwiek robić? Emmanuel nie mógł znaleźć żadnych powodów, więc wciąż z lekkim uśmiechem słuchał złowróżbnych słów, a w jego oczach w końcu zaczęły pojawiać się iskierki rozbawienia. Dziwak. Właśnie tak. Tak powinien go odebrać. To reakcja normalnego nastolatka. Choć słowa mężczyzny wcale nie wzbudzały wesołości, oblicze Emmanuela okazywało zgoła co innego. W rzeczywistości jednak czuł coraz silniejsze napięcie, jego ciało zaś przechodziły nieprzyjemne ciarki. Chciał wyrwać się spod wzroku tajemniczego, białowłosego mężczyzny i udać się gdzieś, gdzie ten go nie dosięgnie. Uważał to uczucie jednak za tak absurdalne, że nie potrafił podążyć za instynktem. Jego wzrok pociemniał. Był niemalże pewien, że jasne tęczówki zajęły się jakąś mroczną aurą. Wyobraźnia. To tylko wyobraźnia.
    Nawet nie pomyślał o tym, by coś odpowiedzieć. Był jak zaczarowany. Stał i patrzył. Słuchał. Jego wzrok powoli przesunął się na unoszoną, dużą dłoń. Miał wrażenie, że czas zwolnił. W jego wnętrzu działo się coś złego. Nigdy nie czuł się tak... źle, niekomfortowo, dziwnie. To napięcie... było okropne.
    Jego dłonie zadrżały, gdy długie palce mężczyzny znalazły się zbyt blisko. Przez chwilę przestał myśleć. I wtem wszystko wróciło do normalności. Poczuł tylko delikatny powiew przy twarzy, a napięcie gwałtownie zniknęło. Wszystko było... normalne. Więc to jednak tylko jego wyobraźnia?
    Mrugnąwszy kilkukrotnie oczami, otrząsnął się z resztek tego wrażenia i znów przywdział na twarz swobodny uśmiech. Upił łyk herbaty, zerkając na nowoprzybyłego. Wyglądał na starszego od niego i zdawał się być jednym z tych ekstrawertyckich durni, którzy suszą zęby wszędzie, gdzie się zjawią. A pełno ich niestety gdzie nie spojrzeć.
    Odjął kubek od swych ust i jeszcze raz zwrócił spojrzenie szkarłatnych tęczówek na białowłosego.
    Tak, może po... – zaczął odpowiadać, lecz uciął, gdy przerwał mu entuzjastyczny głos nieznajomego chłopaka.
    – Jak tu dzisiaj tłoczno! – Irytujący śmiech wypełnił pomieszczenie, zaś roześmiany blondyn znalazł się blisko pozostałej dwójki, patrząc na nich ze stanowczo zbyt wyraźnym entuzjazmem. W którymś momencie zatrzymał się i z dziwnym wyrazem twarzy począł patrzeć to na jednego, to na drugiego. – Jesteście braćmi? – Jakby tak na to spojrzeć, Emmanuel musiał przyznać, że faktycznie mogą być tak odbierani przez ludzi. Przynajmniej przez tak roztrzepanych, jakim widocznie był ten. W końcu poza kolorem i długością włosów, on i Adrien w niczym nie byli podobni. Swoją drogą, jak ludzie mogą być tak boleśnie otwarci na innych? Nigdy tego nie rozumiał i nigdy nie zrozumie. Mimo to, obdarzył blondyna jednym z tych słodkich, przyjaznych uśmiechów i zaśmiał się krótko.
    Nie, właśnie się poznaliśmy.
    Idźże już stąd kretynie.
    Oho. Już było tak miło, że zdążyłem zapomnieć o twoim istnieniu, zdurniały demonie.
    Nagły ból głowy jaki pojawił się po tej nieprzemyślanej kwestii, przez chwilę był tak silny, że mógł zwalić z nóg. I zrobiłby to, gdyby nie fakt, że ustąpił tak szybko, jak się pojawił. Emmanuelowi udało się więc jedynie lekko zachwiać i oprzeć o blat, rozlewając nieco herbaty. Nie przejął się tym. Z grymasem na twarzy odstawił kubek, sięgając szybko dłonią do swojej głowy. Spojrzał na dwójkę mężczyzn z lekkim grymasem.
    Musicie mi wybaczyć. Faktycznie nie czuję się najlepiej, lepiej spróbuję zasnąć i odpocząć – odparł z lekkim uśmiechem, odrywając się od blatu i wędrując w stronę drzwi. Nie zaszedł jednak zbyt daleko, bo blondyn złapał wątłe ramię, skupiając uwagę Emmanuela na sobie.
    – Mam u siebie trochę tabletek. Przyniosę ci. Który pokój?
    Sto cztery – odparł dla świętego spokoju i z wymuszonym uśmiechem wdzięczności rzucił ostatnie spojrzenie także białowłosemu, po czym udał się w swoją stronę. Wyglądało na to, że demon ma mu coś do powiedzenia, a ponieważ nie lubił bólu, nie chciał go dłużej irytować. Nerwy tego skurwiela zbyt mocno raniły.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Faust Sro 24 Mar 2021, 16:07

         Nie zdawał sobie sprawy z tego, że samą swoją obecnością wywoływał u Emmanuela złe samopoczucie. Nieświadom niczego wpatrywał się w niego z niesłabnącym zachwytem: gdyby chłopak był obrazem, kupiłby go czym prędzej, powiesił na głównej ścianie w domu, albo nie - nad łóżkiem i codziennie muskał by ustami chłodne, malowane usta. Mógłby go dotykać i napawać się pomarszczoną fakturą farby. Mógłby podziwiać tak długo, aż nauczyłby się każdego szczegółu na pamięć. Mógłby... ach, mógłby tyle rzeczy!
         Przed nim stał oryginał, po tysiąckroć piękniejszy i doskonalszy, jednak zupełnie niedostępny. Raphael nie mógł go dotykać. Nie miał ku temu żadnych praw, zwłaszcza że to dotykanie nie byłoby stosowne. Pełne fascynacji, grzeszne i pełne bolesnej rozkoszy. Pociągnąłby tego chłopca na samo dno, zobaczyłby go na kolanach i niebiosa mu świadkiem, byłby to najpiękniejszy dla Raphaela widok - upadły aniołek, najdoskonalsze i najczystsze piękno. Mógłby się w nim zatracić.
    Gdyby nie był pierdolonym demonem.
    Gdyby Raphael nie był pierdolonym łowcą.
         Jeśli musiał go zabić, to to była ostatnia z ostatnich stosownych ku temu chwil. Zanim szkarłatne tęczówki zaczną się w niego wpatrywać z ufnością, zanim te rozkoszne usta znów wypowiedzą jego imię. Jego misja, jego zadanie, jego brzemię. Nigdy się o nie nie prosił, a od setek lat wręcz błagał o zabranie go. Nie chciał cholernej wieczności i ciągłego wykonywania rozkazów. Stawał się coraz bardziej nieczuły i obojętny i ta apatia dobijała go do reszty. A teraz nagle coś się w nim zaczęło budzić, i Raphael doskonale zdawał sobie sprawę, że to nie jest dobre. Powinien to zdusić w zarodku, zanim zacznie trawić go od środka, niczym śmiercionośny wirus. Nim jedynym, który pierdolnie o ziemię będzie on sam.
         Wszystko działo się jak w zwolnionym filmie, jakby ktoś w slajdach wyświetlał kadry z życia. Raphael czuł wręcz namacalnie, że zachodzi w nim jakaś zmiana. Mięśnie napięły się, tęczówki pociemniały, a oddech przyspieszył. Drapieżnik zwęszył ofiarę i Emmanuel zszedł na dalszy plan. Ciągle był obecny, Raphael wyczuwał go całym sobą, ale to nie on stanowił obiekt jego zainteresowania w tej chwili. Miał ochotę śmiać się wręcz euforycznie, gdy stare zmysły zwęszyły demona. Gdyby byli tutaj sami natychmiast dopełniłby dzieła, ale nie chciał serwować podobnych widoków niewinnemu dzieciakowi. Bo to zwykle przypominało rzeź. Łowca słyszał ryk demona, jego przekleństwa i aurę. Prawdziwą postać. Dla zwykłego śmiertelnika wyglądało to po prostu jak mordowanie niewinnej osoby, nie mógł sobie więc pozwolić na taką nieuwagę.
         Pasożyt zajmujący duszę i ciało nowoprzybyłego musiał być z rzędu tych najniższych, najgłupszych i przypadkowych. Niedoświadczonych. Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z sytuacji, w jakiej się znalazł, a Raphael nie był typem, który miał się zlitować i odpuścić. Na Boga, był gotów zamordować Emmanuela zaledwie parę sekund temu, na samą myśl, że ten może być opętany.
    Mężczyzna zrobił krok w stronę blondyna, gdy ten złapał jego dotychczasowego rozmówcę za ramię. Był niemal pewien ataku i...
    Sto cztery. Pokój sto cztery.
         W głowie białowłosego pojawiło się niejasne podejrzenie, że blondyn nie bez przyczyny zamierza odwiedzić tego anioła. Do głowy staruszkowi nie przychodziło do głowy, że w grę może wchodzić zainteresowanie czy jakikolwiek popęd; nie potrafił nazwać błysku zainteresowania w oczach opętanego, gdy ten patrzył... na nich obu.
         Bez żadnego słowa patrzył jak Emmanuel wychodzi. Im dalej był, tym lepiej.
      – Nie myślałem, że ktoś jeszcze tu jest, kiedy się meldowałem mówiono mi, że hotel jest i będzie pusty przez dłuższy czas...
    Nie tylko Raphael patrzył w ślad za odchodzącym. Blondyn pozbawiony widoku pięknej laleczki, skupił swoją uwagę na wysokiej sylwetce łowcy. Wyszczerzył się i wyciągnął rękę po raz kolejny tego dnia pozwalając mężczyźnie dziwić się otwartością innych. Ledwie musnął opuszki jego palców.
      – Tymczasem mam wrażenie jakbym wylądował na zlocie modeli... – tani chwyt, ale lekko rozbawił białowłosego. Cóż za naiwność.
         W tym momencie nie mógł zrobić nic swojej ofierze. Nie, kiedy Emmanuel mógł nabrać podejrzeń wobec nagłego zniknięcia dodatkowego towarzystwa.
      – Nie jesteście zbyt rozmowni... Czuję się jakbym przeszkodził w kłótni kochanków... Swoją drogą jestem Patrick...
      – Adrien... – łowca wreszcie zdołał z siebie coś wydusić. Nie popisywał się w tym wypadku elokwencją, limit słów na najbliższy miesiąc zużył chyba w poprzedniej, znacznie przyjemniejszej rozmowie o... o niczym. - Przepraszam, muszę już iść.
         Obojętnie minął demona, choć w środku aż nim telepało. Był ciekaw, czy ten szatański pomiot ogarnął z kim ma do czynienia, ale... nie, nie wyglądał.
         Raphael dość lekkomyślnie i po raz pierwszy w życiu o własnych siłach zostawił demona w spokoju. To nic, że na chwilę, ale nigdy nie zdarzało mu się odchodzić. Ale Emmanuel... Pokój sto cztery.
    Tam się udał. Chciał mieć pewność, że nic się nie stanie.
    Zanim przekonał samego siebie, że zapukanie i pytanie o samopoczucie nie jest niczym nagannym (znalazł się nagle, tfu, dżentelmen) minęło dobrych kilkanaście minut i do Raphaela dołączył Patrick. Wyszczerzony i radosny, ciut mniej, gdy zobaczył, że ma towarzystwo. Najwyraźniej liczył na małe sam na sam z Emmanuelem.
      – Na pewno nie jesteście kochankami?
      – Chyba bym zauważył - zdziwił się Raphael. - Ale mogę przekazać mu tabletki, jeśli to je przyniosłeś.
      – Nie, nie, sam mu je dam. Nie bierz na siebie wszystkich zasług, Adrien - Patrick puścił mu oczko i bez skrępowania zapukał, a potem wparował do pokoju Emmanuela. Milczący, sztyletujący go spojrzeniem Raphael z kilkusekundowym opóźnieniem przestąpił próg.

    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Ivan Sro 24 Mar 2021, 17:10

    Wyszedł  z kuchni, by podążyć w stronę wykupionej klitki, przy czym rozluźnił mięśnie twarzy, pozwalając sobie w końcu na zdjęcie uśmiechu. Co więcej, pozwolił sobie także na wyraźny grymas niezadowolenia, nie widząc na horyzoncie żadnego człowieka, który mógłby go przyłapać na tak niedoskonałej prezencji.
    Zawsze jesteś taki wrażliwy? – zwrócił się do demona, nawiązując do nieprzyjemnego bólu głowy, jaki ten zafundował mu w odpowiedzi na niedawne myśli. Emmanuel sądził, że chodziło o wyzwisko, jakim go obdarzył, choć w rzeczywistości nie to było przyczyną tego bolesnego zirytowania. Douma po prostu nie lubił, gdy jakiś niedoświadczony gówniarz zwlekał z wykonaniem jego polecenia, szczególnie gdy sytuacja przedstawiała się tak, jak się przedstawiała. Zastanawiał się, czy powinien wszystko wyjaśnić, czy pozwolić nastolatkowi żyć w niewiedzy i nie ryzykować, że ten wyda ich oboje. Ale przecież nie bez powodu go wybrał, a pozostawienie go nieuświadomionego mogłoby być zbyt niebezpieczne. I tak kwestią czasu byłoby, nim siedemnastolatek nabierze podejrzeń.
    Jeszcze mi za to podziękujesz. – Szorstki głos rozbrzmiał w głowie jasnowłosego, gdy ten przekraczał próg swego pokoju. Uniósł brwi, nie wiedząc, za co miałby dziękować, gdyż nie należał do gatunku ludzi, którzy lubują się w bólu. Nie, gdy chodziło o migrenę i jej pochodne, bo nie mógł zaprzeczyć, że istniały sytuacje, w których nie gardził pewnymi okrucieństwami.
    Wyjaśnisz mi, o co chodzi? - zapytał na głos, zamykając się w pokoju i rzucając bezsilnie na łóżko, które było tu jedyną dostępną atrakcją. Wlepił spojrzenie szkarłatnych tęczówek w nieciekawy sufit, czekając na odpowiedź demona i miał nadzieję, że ten nie będzie zgrywał głupiego. Nawet Emmanuel wiedział, że coś jest mocno nie tak. Wyczuwał napięcie towarzyszące mu w kuchni, w obecności przystojnego białowłosego. Był ciekaw, co się za tym kryje, nawet jeśli przeczuwał, że słowa Doumy mogą mu się nie spodobać. W końcu jak na jeden dzień miał dosyć wrażeń, a jego mózg już przytłoczony był informacjami. Czuł się źle i dziwnie, a przez chwilę nawet rozmyślał nad tym, czy może nie był po prostu chorym psychicznie człowiekiem, który nie zdawał sobie z tego sprawy i wszystko wokół było tylko psikusem jego wyobraźni. Parsknięcie demona jednak odsunęło od niego te niedorzeczne myśli. Nie, żeby opętanie przez diabła również było czymś niedorzecznym, skądże.
    Nie mów na głos, nawet kiedy jesteś sam. To niebezpieczne.
    Niebezpieczne? Najgorsze niebezpieczeństwo jakie mi grozi to bycie odebranym za świra. Przeboleję. – Prychnął z pewną wzgardą dla słów demona, lecz wyczuwając jego irytację, uciszył się i westchnąwszy, postanowił wysłuchać. Sam w końcu tego chciał.
    Więc? Czemu byłeś taki nieobecny? – zapytał, nie używając ust, tak jak nakazał mu Douma. W gruncie rzeczy zarówno gadanie na głos jak i w myślach bez widzenia rozmówcy było tak samo dziwne. Nie robiło mu to więc większej różnicy.
    Białowłosy skurwiel to łowca.
    Unosząc wysoko brwi i wypełniając spojrzenie niezrozumieniem, chciał o coś zapytać, lecz demon fuknął znacząco, nie chcąc by ten mu przerywał. Kontynuował.
    Łowcy polują na demony. Ten tutaj musi być kurewsko silny, skoro zareagowałem na jego dotyk. Tłumiłem swoją aurę i milczałem, żeby nic nie odkrył. Adrien nie jest jego prawdziwym imieniem.
    Emmanuel próbując przetrawić wszystkie te niedorzeczne informacje, w pierwszym odruchu miał zapytać, skąd demon wie, lecz ten uprzedził go, nim zdążył dokończyć myśl.
    Słyszałem o każdym silniejszym łowcy i nie obiło mi się o uszy to imię – wyjaśnił i zamilknął na chwilę, by dać chłopcu sposobność do przyswojenia nowej wiedzy.
    Białowłosy leżał z nieosobliwym wyrazem twarzy, wciąż wlepiając oczy w sufit i rozmyślał nad tym, jak bardzo pokurwiony był ten świat. Kilka dni temu martwił się pałą z matmy, a teraz przebywał spłukany w jakiejś spelunie, gadając z demonem, który mieszkał w jego ciele, a żeby tego było mało, dowiaduje się, że tajemniczy przystojniak, którego poznał w kuchni był jakimś pieprzonym łowcą. To stąd to napięcie. Adrien, który nie był Adrienem, chciał mu coś zrobić, a Douma to wyczuł i był przyszykowany do szybkiej reakcji. Ale jedna kwestia wciąż pozostawała niejasna.
    Ale w końcu się odezwałeś – zauważył, przypominając sobie moment, w którym do kuchni zawitał blondyn, a Douma pospieszył do wyjścia.
    To druga sprawa. Kretyn, który wtedy wszedł, też jest upadłym.
    On? Nie wyg...
    A ty wyglądasz? Na odległość cuchnie od niego demonem. Przy nim nie musiałem się tak kontrolować i dzięki niemu na razie jesteś bezpieczny. Ale to kwestia czasu nim zorientuje się o mojej obecności, a przez jego rażącą nieostrożność, wyda przy okazji ciebie. Mógłbyś się teraz ulotnić, ale przez twoją durną historyjkę, łowca nabrałby podejrzeń. Musimy tu zostać i pozbyć się blondaska, zanim zdąży narobić kłopotów.
    Zamknął zmęczone oczy, przykrywając je luźno chudym przedramieniem. To było za wiele. Jakiego Emm musiał mieć pecha, by wylądować akurat w miejscu, w którym napotka na swojej drodze drugiego, na dodatek przygłupiego nosiciela i cholernego łowcę, który najwidoczniej zupełnie się nie cackał? Wtedy, gdy wyciągał dłoń w jego stronę... chciał zabić.
    Chciał i znów będzie próbował, jeżeli tylko nabierze podejrzeń. Lepiej żebyś nas nie wydał, chłopcze. Przynajmniej dopóki nie dowiem się o nim więcej. Są tu.
    Ledwie zdążył zrozumieć sens słów demona, w pokoju rozległo się pukanie, a zaraz po tym drzwi się rozwarły, wpuszczając do środka jasnowłosego, za którym wkroczył także łowca. Emmanuel z godnym pochwały opanowaniem zerknął na nich spod ramienia, by powoli przystroić twarz w lekki uśmiech i niespiesznie podnieść się do siadu. Nieszkodliwym ruchem dłoni poprawił kosmyki włosów, które kaskadą spłynęły na ramiona, niby przypadkiem zahaczając palcem o chustę na szyi, poprawiając ją tym samym, by nie dopuścić do odkrycia głębokiej blizny. Musiał grać. Stawką było nie tylko jego życie, ale także dusza. Wolał nie wiedzieć co dokładnie się stanie, jeśli zarówno on, jak i demon zginą. Zresztą, dopiero co umarł, nie zamierzał tego powtarzać w najbliższej przyszłości.
    – Przyniosłem coś na głowę, przeziębienie, osłabienie i gorączkę w razie czego. – Blondyn z pełną swobodą przysiadł na łóżku, na którym spoczywał Emmanuel i podał reklamówkę wypakowaną lekami. Białowłosy obdarzył go pełnym wdzięczności spojrzeniem, zastanawiając się w międzyczasie, po co chłopak trzyma jakiekolwiek leki, będąc demonem.
    Dla pozorów.
    No tak, to miało sens. A raczej miałoby, gdyby przy okazji stwarzania tych pozorów, nie rozsiewał swojej demonicznej aury tuż przed nosem łowcy. Swoją drogą, dlaczego jego demon niczego nie wyczuł? Douma przecież wiedział.
    Gdyby wszystkie demony mogły wyczuć łowców, ci zostaliby bezrobotni.
    Tak, to też brzmiało logicznie. Odpowiedziałby, gdyby nie fakt, że jego uwagę zwróciła dłoń wyciągnięta w jego stronę.
    – Patrick. – Bez wahania wyciągnął własną, by uścisnąć tę większą. Nie było dreszczy, nie było mdłości ani żadnych innych nieprzyjemnych doznań. Odpowiedział więc swym własnym imieniem, by za chwilę puścić dłoń chłopaka.
    Dziękuję za leki – odparł z nienagannym uśmiechem, po chwili przenosząc wzrok na Adriena. Posłał mu tego samego typu słodki uśmiech, wewnętrznie rozpatrując jego urodę pod kątem bycia łowcą. To prawda, że biła od niego pewna przytłaczająca aura, wyglądał na silnego i czaiło się w nim pewne niebezpieczeństwo, ale poza tym był... normalny. Nieziemsko przystojny i pociągający, ale wciąż wyglądał jak zwykły człowiek. Nie jak ktoś mogący zabić bez mrugnięcia okiem. Ale zaraz. Przecież to Emmanuel był tym złym. Nosił w sobie demona, a Adrien był od tego, by go unicestwić. Zabijanie więc nie robiło z mężczyzny zwyrodnialca. Wręcz przeciwnie.
    To miłe, że się martwicie, ale niepotrzebnie. Chociaż jak dalej będę się żywił rogalami z automatu, nie wróżę sobie długiego życia – zaśmiał się perliście, znów kierując wzrok na Patricka, który trzymał w dłoni szklankę wody, w drugiej zaś kilka tabletek. Z uśmiechem przejął je w swoje ręce.
    – Więc chodźmy coś zjeść – wypalił blondyn, oglądając się za chwilę przez ramię, by rzucić wymowne spojrzenie Adrienowi – we trójkę – dodał łaskawie, posyłając mężczyźnie niewymuszony uśmiech.
    Emmanuel przełknął leki i odstawił kubek, wzdychając krótko na propozycję chłopaka. Nie miałby nic przeciwko skoczeniu do jakiejś restauracji i zjedzeniu czegoś dobrego, tym bardziej, że musiał mieć na oku tego opętanego faceta. Był tylko jeden problem.
    Wydałem ostatnie pieniądze na pokój – wyznał z przepraszającym uśmiechem i wzdrygnął się niemalże, gdy ciężkie ramię oplotło jego szyję.
    – Nie szkodzi, ja stawiam. Kiedyś się odwdzięczysz. – Chłopak puścił oczko, zaś Emmanuel westchnął raz jeszcze i rzucił mu dziękczynne spojrzenie, które zaraz przeniósł z niejakim pytaniem na łowcę. Wiedział, że pójdzie z nimi. On przecież też nie chciał spuszczać wzroku z Patricka. A Emmanuel nie chciał spuszczać wzroku z niego, bowiem niebezpieczny pan łowca wielce cieszył jego szkarłatne ślepia. Fakt, że stanowił duże zagrożenie wywoływał w Emmanuelu dziwne uczucie... podekscytowania wymieszanego z ciekawością. Zaczynała podobać mu się ta gra.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Faust Sro 24 Mar 2021, 17:14

         Chcąc nie chcąc musiał traktować to wszystko jako swoją misję. Gdyby stracił jedyny cel swojego nieskończenie długiego życia, zostałby z niczym. Łatwo się było nie przywiązywać, trudniej było tak wytrwać przez setki lat. A miał dość sarkastycznych rozmów ze zwodzącymi go demonami z nożem na gardle. Śmiertelnicy go nie interesowali, ich życie było dla niego zaledwie mrugnięciem oka; nim zdołał się obejrzeć mijały lata, a oni się zmieniali.
         Rozpadali.
         Ludzie to takie kruche istoty...
         Fascynowali go przy jednoczesnej pogardzie dla ich stylu życia. No, ale gdyby jego własne było ograniczone i tak krótkie, czy nie starałby się żyć podobnie?
    Jak Patrick?
         Dlaczego ten cholerny demon nie przejmuje się tym, że wystawia się jak kretyn? Miejsce było odludne i mało uczęszczane, ale to nie zdejmowało z niego obowiązku ukrywania się. Demon ze skłonnościami samobójczymi? Raczej skończony idiota. Żółtodziób, który skończy w piekle zanim zdoła na dobre zasmakować ludzkiego życia. Raphael nie mógł się nadziwić; pierwszy raz spotykał kogoś tak lekkomyślnego. Nawet kiedy te czarcie pomioty opętywały kretynów, to ci pod ich wpływem... zmieniali się. Dostawali manii prześladowczej, paranoi... ale nie szastali swoją innością na prawo i lewo. Mężczyzna nie zdziwiłby się, gdyby Patrick publicznie zaczął odstawiać jakieś sztuczki.
         Była jeszcze jedna opcja, której mężczyzna w ogóle nie brał pod uwagę - mianowicie demon blondyna był jednym z najpotężniejszych, które nie muszą martwić się o to czy zostaną wykryci czy też nie, bowiem są tak silne... Spotkał tylko jednego takiego i ledwie uszedł z życiem ze starcia z nim. Czy to możliwe, żeby miał przed sobą drugiego...?
    Nie, na pewno nie. Po prostu był głupi.
         Adrien poczuł jak bryła w jego piersi gwałtownie przyspiesza. Mało przyjemne uczucie, niedoświadczane od dziesiątek lat. Ale obudziło się w chwili, gdy uświadomił sobie, że nieomal zabił niewinnego człowieka zmylony silną aurą tamtego. Emmanuela ułamki sekund dzieliły od agonalnego rzężenia w hotelowej kuchni, w romantycznym towarzystwie średnio czystych naczyń i wykrochmalonych ściereczek. Szczerze powiedziawszy łowca nie miał pojęcia, co wtedy by się stało. Gdyby zabił człowieka. Nie miał do tego prawa, więc mógł sobie tylko wyobrażać ogrom kary, jaki by na niego spadł. Przez wieczność pokutowałby za ten czyn. Przecież był kimś kto miał chronić człowieka przed tymi bestiami. One niszczyły, kradły dusze, pozbawiały człowieczeństwa. Siały zniszczenie, zabijały.

         Kiedy wszedł do pokoju białowłosego nie odezwał się. Stał w drzwiach; poważny i milczący. Skupiony. Każdy ruch Patricka widział jak w zwolnionym tempie, gotów zareagować w każdej chwili, gdyby doszło do konfrontacji. Nie to, żeby w jakikolwiek sposób zdążył się przywiązać do Emmanuela, to był największy absurd świata, ale drobny chłopak był teraz potencjalną ofiarą. Zakładnikiem, jeśli tamten demon odkrył tożsamość Adriena.
         Słuchał rozmowy, ale nie łapał sensu. Czekał na jakiekolwiek potknięcie i nieopaczny ruch. Nie chciał atakować przy białowłosym, by go nie przerazić, ale nie znaczyło to, że w razie ostateczności nie posunąłby się do tego.
    I musiał pójść z nimi, niezależnie od łaskawego zaproszenia Patricka.
    Jeśli ten demon wie kim jestem... co za grę prowadzi?
    Z jednej strony chciał się usunąć w cień i nie prowokować, z drugiej nie mógł puścić Emmanuela samego z kimś takim. I wcale nie chodziło o to, że chciał po prostu na niego patrzeć, napawać się nim i...
      — Też nieco zgłodniałem — powiedział czując na sobie spojrzenia dwóch osób. Łowcy nie musieli jeść, ale sprawianie pozorów to było coś, co Raphaelowi wieki temu weszło w krew. Żucie i przełykanie, brak jakichkolwiek składników odżywczych, ale przynajmniej rozróżniał smaki i czasem nawet czerpał z tego przyjemność. Niektórzy łowcy nawet nie próbowali udawać, pogardliwie odnosili się do imitowania ludzkich czynności... Dlatego tak, to właśnie Raphael był jednym z lepszych. Przez chwilę wyglądał, jakby miał zamiar sie uśmiechnąć, ale kąciki ust ani drgnęły. — Wezmę tylko rzeczy i możemy iść.
         Odwrócił się na pięcie wciąż czujny i skoncentrowany. Jego pokój nie znajdował się daleko, więc sięgnięcie po broń i płaszcz nie zabrało mu więcej niż dwóch minut. Ubrał się i w milczeniu wrócił pod drzwi Emmanuela, nie od razu informując o swojej obecności. Spod przymrużonych powiek śledził tę dwójkę. W cichości ducha liczył na to, że Patrick zrobi coś, co go zdradzi w jawny sposób i wytłumaczy atak przy świadku. Ale nie, wszystko wyglądało na jak najbardziej w porządku.
      — Znam tutaj niezły bar. Serwują dobre hamburgery i smaczne piwo. — Patrick najwyraźniej uznał, że kupił sobie Emmanuela za leki, więc jego ramię obejmowało drobne ciało. A Raphael nie mógł się wyzbyć kuszącej wizji odrywania mu tego ramienia od reszty ciała, na żywca. Odwrócił spojrzenie. Nie miał wątpliwości, że sam w tej sztuce jest tylko marnym dublerem i tylko zniknięcie jednego aktora pozwoli mu na wkroczenie na scenę. Ale był cierpliwy, w końcu ćwiczył to przez tyle lat... — O, jesteś. Możemy iść.
    Blondyn dopiero po chwili zauważył obecność Adriena. No za cholerę, gdyby jego demon był świadom, poinformowałby go o tym.
      — Emmanuelu, jesteś pewien, że czujesz się na tyle dobrze, by iść? Możemy przynieść ci jakieś jedzenie do pokoju — odezwał się przyjemnym, wibrującym głosem, którego zwykle używał do uwodzenia. Wraz z przymrużonymi oczyma i lekko przechyloną głową musiał wyglądać naprawdę pociągająco. Sztuczka dla nich obu. Ale Patrick nie dał się zwieść. Najwyraźniej mocno uparł się na Emmanuela, a Raphaela nagle zainteresowało, czego od niego chce.
      — Nie, nie, nie, idzie z nami — zaprotestował szybko blondyn ciągnął obiekt zainteresowania w stronę drzwi — trochę świeżego powietrza mu nie zaszkodzi, patrz, jaki jest blady.
         Adrien zacisnął wargi. To nie było po jego myśli, tańczyli w trójkę nad przepaścią na cienkiej linie, która nie mogła unieść całej trójki. W każdej chwili mogła się zerwać, a towarzystwo spadłoby na ziemię. Spojrzał na białowłosego wypychanego z jego własnego pokoju. Natychmiast znalazł się przy jego boku.
         On pozornie nie szukał kontaktu, choć drobny chłopak mógł co jakiś czas odczuć delikatne trącanie ramienia.
         Na zewnątrz było szaro i ponuro. Deszcz nie padał, ale niebo wyglądało jakby miało sie lada chwila zerwać nad ich głowami.


    Ostatnio zmieniony przez Faust dnia Sro 24 Mar 2021, 17:37, w całości zmieniany 1 raz
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Ivan Sro 24 Mar 2021, 17:24

    -  E M M A N U E L   A B E L   S T A R K  -


    Uśmiechnął się w ten swój prawdziwie uroczy sposób, słysząc odpowiedź białowłosego mężczyzny na propozycję Patricka. W tym uśmiechu jednak nie było ani krzty prawdziwych emocji. Emmanuel był przerażony. Przerażony wszystkim, co się wokół niego właśnie działo; ogromem absurdalności tych wydarzeń i niemożliwością sprecyzowania własnej roli w całej tej farsie. Choć nie okazywał tego i starał się także nie poddawać zdradzieckim reakcjom własnej psychiki, w rzeczywistości czuł się zwyczajnie przestraszony. Bał się tego, do czego dopuścił, tego jak będzie wyglądać jego dalsze "życie", tego w jaki sposób odnajdzie swoje miejsce w świecie, który nigdy już nie będzie wyglądał tak, jak jeszcze kilka dni temu. Bał się wielu innych rzeczy, a najbardziej siebie samego. Swojego wątpliwego istnienia, którego kres nadejść miał wczoraj. I nadszedł, choć nie według prawd, jakie wpajano mu przez całe jego krótkie życie. Nie istniał, jednocześnie zachowując swoją świadomość, z tym że ta nie należała dłużej jedynie do niego. Oddał się w ręce szatana i choć dzięki niemu zachował tę marną imitację życia, gdzieś na jednym z krańców bystrego mózgu czaiła się świadomość, iż to właśnie Douma jest największym jego zagrożeniem. Doskonale to wiedział, lecz nie chcąc popaść w panikę, nie chcąc poddać się niepożądanym oznakom słabości odzwierciedlanej poprzez czysto ludzkie odczucia, usilnie tłumił swe obawy i nachalne myśli, skupiając się na teraźniejszości. Demon mu w tym pomagał, bowiem jego wzmożona czujność oddziaływała także na Emmanuela, nie pozwalając mu na jakiekolwiek rozkojarzenie. Nawet gdy Adrien wyszedł, nie pozwolił sobie na chwilę rozluźnienia. Jego szyja była właśnie obejmowana przez drugiego demona, a Emmanuel nie mógł wiedzieć, jakie ten miał zamiary. Czy wiedział, z kim ma do czynienia?
    Nie wie, durniu. Nie wyczuwa tego cuchnącego łowcy, a z jego inteligencją choćbyś mu szponami przed nosem pomachał, uzna to za atrapę. – Pogarda Doumy dla Patricka, czy też tego co czaiło się w jego wnętrzu, była tak soczysta, że Emmanuel mógłby przysiąść, iż widzi pełen niezadowolenia grymas na przystojnej twarzy rogacza. Ale nie mógł przecież nic widzieć. Ba, nie był nawet pewien, czy faktycznie kiedykolwiek ujrzał przed sobą obraz pięknego demona, czy było to tylko ulotne złudzenie konającego człowieka. Słysząc nieprzyjemny śmiech piekielnego stworzenia, domyślił się, że od niego nie otrzyma odpowiedzi. Zresztą, nie było to coś nad czym mógł się teraz zastanawiać, gdyż zdecydowanie miał na głowie znacznie więcej poważniejszych spraw. Jak na przykład Patrick, którego wzrok właśnie z dziwnym wyrazem utkwiony był w twarzy Emmanuela. Choć miał ochotę strzepnąć to upierdliwe ramię ze swych barków i posłać chłopakowi mordercze spojrzenie, zamiast tego niepewnie się uśmiechał, patrząc na niego z udawanym skrępowaniem.
    Przez chwilę wydawało mu się, że Patrick chce coś powiedzieć, lecz nim w ogóle zdążył dobrze otworzyć usta, Adrien znów pojawił się w pokoju, ściągając na siebie spojrzenie szkarłatnych tęczówek Emmanuela. Słysząc przyjemny, gardłowy głos, zapatrzył się nieco za mocno, czując jak po jego plecach przebiegają lekkie dreszcze. Chciał wierzyć, że była to oznaka dyskomfortu związana z obecnością łowcy, lecz... wiedział, że chodziło o coś innego. Adrien przytłaczał swoją osobą, a jego wibrujący głos oddziaływał na zmysły, nawet jeśli wypowiadał tak niewinne, zupełnie nienaznaczone jakimkolwiek podtekstem słowa. I jeszcze jego postawa...
    Nie każ mi, kurwa, tego dłużej słuchać. Urwałby ci ten głupiutki łeb, gdyby wiedział kim jesteś. – Białowłosy powstrzymał skrzywienie i ignorując całkowicie demona, uchylił usta, by odpowiedzieć, w czym jednak przeszkodził mu Patrick, którego zachowanie przyprawiało Emmanuela o coraz dotkliwszą irytację. Wydał z siebie bliżej nieartykułowany dźwięk, gdy pociągnięto go w stronę drzwi i ze zrezygnowanym, lecz pokojowym wyrazem twarzy dał się wyprowadzić z klitki.
    Tak, chętnie się przewietrzę – przyznał, obdarzając przestrzeń swym bladym uśmiechem, by zaraz zgrabnie wysunąć się z objęć Patricka i swobodnym krokiem podążać obok dwójki mężczyzn. Co jakiś czas mógł wyczuć, jak jego skóra styka się z tą należącą do łowcy, tym razem jednak nie czuł żadnych niepokojących objawów, mogących zdradzić go i jego tajemnicę. Wyglądało na to, że demon świadom tożsamości Adriena, potrafił powstrzymać swe reakcje na jego dotyk i cierpliwie nań znosić.
    Wyszli na zewnątrz i choć szare mury sypiącego się hoteliku nie wzbudzały entuzjazmu, okazało się, że rzeczywistość poza nimi była równie mocno wyprana z wszelkich barw. Choć Emmanuel wiedział, że błękitne niebo i pachnące powietrze nie będą w stanie ukoić jego nerwów i skrywanego cierpienia, nie pogardziłby odrobiną koloru stanowiącego jakikolwiek pozytywny aspekt tego dnia, czy w ogóle "życia". Ale nie było co liczyć na podobne przywileje. Niebo wyglądało, jakby miało zamiar uraczyć ich lada chwila solidną ulewą i faktycznie już po kilkunastu krokach mogli poczuć pojedyncze krople, z chwili na chwilę przybierające na częstotliwości i sile.
    Ulice były opustoszałe, a winę można było zrzucić zarówno na nieprzyjemną pogodę, jak i równie nieciekawą okolicę. Białowłosy z pozornym zainteresowaniem rozglądał się na boki, starając nie zahaczać zbyt często swym spojrzeniem o wysokiego mężczyznę idącego po jego prawicy. Być może przez to właśnie, że tak bardzo skupiał się na tym (nie)patrzeniu, w pewnym momencie potknął się o jeden z porozrzucanych na ziemi większych kamieni, niefortunnie upadając na popękany chodnik.
    To działo się tak szybko.
    Ledwie dojrzał, jak Patrick kładzie dłoń na szerokim ramieniu Adriena, by zatrzymać go krótkim "czekaj", uciętym natychmiast, gdy tylko chude palce zetknęły się z ciałem łowcy. Otworzył szeroko oczy, patrząc jak blondyn gwałtownie odskakuje, warcząc w sposób tak skrajnie nieludzki, że Emmanuelowi zrobiło się niedobrze. Klęcząc w tej samej pozycji, w której znalazł się po upadku i podpierając rękoma, obserwował jak ludzkie oblicze tego roześmianego, entuzjastycznego nastolatka zmienia się w... Potworne.
    Nie widzisz tego. Ludzie słyszą tylko głos demona.
    Instrukcje Doumy docierały do niego jak przez mgłę. Widząc to, co działo się przed nim, miał ochotę uciec.
    – Przeklęty łowca. – Wyjątkowo nieprzyjemne dla ucha warknięcie usłyszał już za sobą. Szeroko rozwarłszy oczy, zadrżał gwałtownie, czując jak nieludzko silny uścisk otacza jego klatkę. Gdy zaś przy swej szyi poczuł zimną stal, na chwilę przestał całkowicie oddychać.
    P-Patrick... Co Ty...
    – Nie zbliżaj się, bo zarżnę gówniarza! – Emmanuel z przerażeniem spojrzał na Adriena. Nie udawał. Nie tym razem. Wiedział, że nie może zginąć. Wiedział, że Douma jest silniejszy i jeśli sprawy przybiorą jeszcze mniej pożądany obrót, odpowiednio zareaguje, nie pozwalając skrzywdzić swego naczynia. Wiedział to wszystko, ale ludzkie nawyki pozostały. Ostre narzędzie w postaci małego noża przy jego szyi zbyt mocno przypominało mu o śmierci, której doświadczył tak niedawno. Odchylił rozpaczliwie głowę, chcąc uciec od chłodu obcego ciała przy swej krtani, lecz to poskutkowało jedynie większym rozdrażnieniem demona. Czuł, jak jego ciało drży, a w tym wszystkim nie potrafił skupić się na swojej roli. Na tym, że jest taki sam. Poczuł, jak do jego oczu napływają łzy, a oddech staje się bolesny i wręcz niepożądany. Wspomnienia masowo zaczęły wypełniać jego głowę, sprawiając, że powoli popadał w panikę. Nie musiał udawać. Bał się. A może raczej odczuwał lęk. Silny, obezwładniający lęk. Pomóż mi. Do kogo kierował swoją prośbę? Do Adriena? Czy do Doumy?
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Faust Sro 24 Mar 2021, 17:35

         Ten spacer i wspólny wypad od samego początku nie podobał się Raphaelowi. Nie chodziło o złe przeczucia ani inne bujdy, po prostu nie miał ochoty wychodzić w towarzystwie demona, którego musiał zabić. Był pewien, że Patrick absolutnie niczego nie podejrzewa, każde jego słowo, nieostrożne zachowanie... sprawiało, że mężczyzna miał o nim coraz gorsze mniemanie. I przestawał traktować go jako realne zagrożenie. Dla siebie. Emmanuelowi mógł zagrażać, tak samo jak i innym śmiertelnikom, a to już było niedopuszczalne. Musiał więc, po prostu musiał i nie było w tej kwestii żadnych wątpliwości, dołączyć do nich i porobić za bodyguarda, i piąte koło u wozu w jednym. Musieli tworzyć dość dziwną grupkę, już choćby dlatego, że jedynym, który wydawał się dobrze bawić, był Patrick. O tak, on z całych sił próbował zwrócić na siebie uwagę chłopaka znajdującego się w środku. Robił wszystko, co zwykle robiły grupki nastoletnich wieczór wyrywając się w sobotnie popołudnie do centrum handlowego w celu poderwania jakiegoś faceta - śmiał się, dowcipkował, udawał elokwentnego. Raphael nie mógł nie zauważyć, że kontakt między blondynem a białowłosym zmniejsza się, choć, tego był pewien, Emmanuel nic nie robił w tym kierunku. Przeciwnie. Raz po raz czuł jak chłodna ręka zderza się z jego własną i na moment rozbawiło go wyobrażenie miny Patricka, gdyby wziął tamtego za rękę. Oczywiście nigdy by tego nie zrobił - był łowca, istota ponad ludźmi. Śmiertelnicy nie byli interesujący, a jedynie problematyczni, gdy w grę wchodziła kwestia tego, że nie chce się zostać na śniadanie i spędzić z nimi reszty życia.
      — Musimy gdzieś się schować — łowca spojrzał w górę na coraz gęściej spadające krople. O ile sam uwielbiał deszcz, o tyle chłód i przemoknięcie nie było sprzymierzeńcem Emmanuela, zwłaszcza jeśli już wcześniej źle się czuł. Raphael w tym momencie objawiał więcej troski niż przez całe życie, choć kończyła się ona jedynie na werbalnym, chłodnym komunikacie. Zresztą po chwili sam odczuł chłód i było to mało komfortowe. — Może... — zauważył w oddali jakiś niewielki budynek okraszony migającym na zielono napisem "ke ab". Najwyraźniej "b" zmęczyło się tym wieszaniem bez wyroku i odpadło smutno opierając się o ścianę, kiedy jakaś litościwa ręka podniosła je z ziemi. Jakkolwiek mało zachęcająco by to miejsce nie wyglądało, było jedynym w zasięgu wzroku, w którym mogli się schronić i przeczekać deszcz, który swoją narastająca intensywnością groził, że lada chwila zmieni się w ulewę z prawdziwego zdarzenia.
         Oprócz taniego baru były tu tylko kamienice - wszystkie szare i odrapane. Parę zaułków i kontenerów ze śmieciami. Żadnych sklepów sprawiających wrażenie, że to miasto jeszcze żyje. W momencie gdy miał zamiar rzucić swoją propozycję, wszystko się zmieniło. Słowa nie wyszły mu z gardła, a on mógł tylko obserwować, jak Emmanuel upada. Natychmiast rzucił się w jego stronę, zwłaszcza że był bliżej, ale został powstrzymany. Gwałtowny dreszcz przeszył jego ciało, gdy nieprzygotowany na kontakt, został powstrzymany przez Patricka. To miało być krótkie, pełne zazdrości odepchnięcie i kwestia zostania bohaterem, kiedy to on zająłby się białowłosym, ale wszystko się zjebało. Nie zepsuło, zjebało.
         Mężczyzna poczuł, jak okolica zwęża się gwałtownie. Kurczy zaciskając na nich. Jakby wszystko zniknęło, a oni znaleźli się w innej rzeczywistości. To był błyskawiczny kontakt, Raphael w ułamku sekundy zdał sobie sprawę, że ten kretyn wreszcie wie. I nie potrafi nad tym zapanować. Demon musiał wpaść w panikę, co stało się niepożądane. Zwykle był czas - próby zwodzenia, tłumaczenia, zaprzeczenia. Demony nie były na tyle głupie, żeby wystawiać się tak po prostu. Najwyraźniej bękartom diabła ze smyczy zerwał się zwykły pies. Mimo że znajdował się blisko nie zdążył dopaść do Emmanuela pierwszy. Z niepokojem obserwował jak Patrick bierze ślicznego chłopca na zakładnika, jak wprawia go w przerażenie i zasłania się nim jak tarczą. Biedny, głupi demon.
    Chyba nie sądził, że to miałoby powstrzymać w jakikolwiek sposób łowcę.
      — Tak, brawo, spotkałeś już jakiegoś? — spytał przechodząc w ton łagodnej konwersacji o ile tak można nazwać natychmiastową ingerencję w umysł demona, bowiem Raphael na głos nie wypowiedział ani jednego słowa. Śmiertelnik nie mógłby go usłyszeć, a nie chciał chwilowo wzbudzać w chłopaku większego strachu. Nóż na szyi był wystarczającym zagrożeniem. Wsunął dłonie do kieszeni i odwrócił się spoglądając w górę ulicy. Ani jednej żywej duszy. Świetnie. — Oczywiście, że nie, bo z pewnością taki kretyn nie wyszedłby z tego cało. Puść chłopaka, Patrick, załatwimy to bez niego.
    Demon zaśmiał się najwyraźniej nic sobie nie robiąc z pozorów.
      — Sądzisz, że jestem tak głupi, żeby pozbywać się człowieka? — spytał tonem, który mógł zmrozić krew w żyłach.
    Długowłosy westchnął wyciągając z kieszeni białe rękawiczki zakładając je na dłonie. Nie znosił bezpośredniego kontaktu z tymi śmieciami, ponadto w razie czego nie chciał, żeby Emmanuelowi ucierpiało coś więcej niż tylko psychika.
      — Jesteś głupi. — odezwał się po raz pierwszy na głos. Zupełnie spokojnie, jakby prowadzili pogawędkę przy herbatce. Posłał zakładnikowi spojrzenie, jakby chciał mu w ten sposób dodać otuchy. Wszystko pod kontrolą, nic ci nie będzie, mówił do niego bez słów.
    A w miarę jak bardziej spojony był łowca, w tym większe szaleństwo wpadał demon.
      — Ani kroku, zabiję go — Patrick już nie wyglądał jak Patrick, przynajmniej w oczach mężczyzny. Odrażająca twarz potwora cuchnęła wszystkim co najgorsze, dawno Raphael nie czuł takiego smrodu.
    — Boisz się, bo wiesz, że człowiek mnie nie powstrzyma. — stwierdził. Emmanuel mógł się zastanawiać, kiego diabła mężczyzna stoi i gada zamiast próbować jakoś reagować. Ale łowca naprawdę miał wszystko pod kontrolą; zaślepiony wściekłością demon nie zdawał sobie zupełnie sprawy z tego, jak głęboko w jego umysł wchodził. Penetrował, gwałcił prywatność. Po chwili znalazł wyrwę w ciasnym murze i blokada runęła, a on zyskał swobodny dostęp do demonicznego umysłu. To było tak proste, a on nawet tego nie zauważył, mimo że ten się wcale z tym nie krył.
    — Opuść nóż i puść dzieciaka. — oczy Adriena wyraźnie pociemniały, gdy pochylił głowę i zaczął wydawać rozkazy swoją wolą. Nadal żadnego słowa na głos. — Jeśli to zrobisz, załatwię to szybko. W innym przypadku będę to robił godzinami... Aż zaczniesz wyć i rozpadniesz się na maleńkie kawałki
    łowca zrobił krok w przód oczekując w napięciu. Demon jednak nie poddawał się jego woli, o sekundę za późno Raphael zauważył, że ostrze zostało dociśnięte do jasnej szyi i kilka kropel pojawiło się na skórze.
    — Kurwa.
    Błyskawicznie znalazł się przed Patrickiem i położył dłoń na jego czole, kciukiem ryzując na nim znak krzyża. Potwór zawył sprzeciwiając się dotykowi i temu, co niechybnie go czekało. — Puść go. Natychmiast.


    Ostatnio zmieniony przez Faust dnia Sro 24 Mar 2021, 18:03, w całości zmieniany 2 razy
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Ivan Sro 24 Mar 2021, 17:44

    -  E M M A N U E L   A B E L   S T A R K  -


    Starał się nie wykonywać gwałtownych, a właściwie jakichkolwiek ruchów. Ledwie oddychał, nie chcąc narażać krtani na zbyt dotkliwy kontakt z ostrzem przyłożonym do szyi. Drżąc tylko delikatnie, spoglądał spod lekko przymrużonych powiek na łowcę, w którym teraz pokładał swoje nadzieje. Oprócz strachu, którego nie mógł pozbyć się mimo świadomości, że z całą pewnością nic mu nie będzie, odczuwał również ciekawość. Zastanawiało go to, jak też zachowa się Adrien, na czym polegała jego rola i jak rozprawiał się z demonami. Z ludźmi, którzy noszą ich w sobie, jak on sam. Pełen napięcia nie zdejmował szkarłatnego spojrzenia z mężczyzny, którego opanowanie niewątpliwie budziło podziw.
    Powstrzymał się przed pełnym zdziwienia uniesieniem brwi, gdy do uszu jego dotarł znajomy głos, zaś wzrok jakby nie współgrał z innymi zmysłami. Bo przecież nie zauważył, by wargi Adriena choć drgnęły w celu wypowiedzenia nawet pojedynczego słowa. A jednak głos był wyraźny i układał się w zupełnie zrozumiałą treść.
    Porozumiewa się z nim telepatycznie. – To było jakieś wyjaśnienie, lecz w opinii Emmanuela właściwie nie tłumaczyło tego, dlaczego on także słyszy słowa Łowcy. Przecież nie jego głowa została zaatakowana przez mężczyznę i jeżeli się nie mylił, nie powinien słyszeć myśli Adriena, skoro nie do niego te były kierowane. – Doświadczonym demonom wyłapanie porozumienia telepatycznego między łowcą a demonem nie sprawia żadnego problemu. – Słysząc wyjaśnienie Doumy, nie drążył dalej tematu, bo choć wciąż miał kilka pytań, nie był to czas odpowiedni na ich zadawanie. Był zbyt przejęty tym, co się wokół niego działo, by zanadto skupić myśli na zasadach i prawach panujących w tym drugim świecie. Ponadto był zbyt przejęty zachowaniem Adriena.
    Był przerażający. Tak właśnie odebrał to Emmanuel. Już nie nóż przy szyi przyprawiał go o ciarki, lecz w większym stopniu był to właśnie łowca. Jego przeraźliwy spokój, bezlitosne spojrzenie, wyważone opanowanie i ta postawa, mówiąca, że nie ma żadnych skrupułów. Czuł wręcz bijącą od niego siłę, choć nie wiedział, czy jest to tylko jego wyobraźnia, czy faktycznie aura Łowcy w jakiś sposób na niego oddziaływała. Adrien nie był teraz tym tajemniczym, cichym, interesującym i po prostu nieziemsko przystojnym mężczyzną. Był pełnym cynizmu, niebezpiecznym zabójcą, skrajnie wrogo nastawionym do demona, którego miał przed sobą. To nie Patrick był tutaj zagrożeniem. Adrien nim był.
    Mądry chłopiec.
    Choć przerażenie Emmanuela ostatecznie przerodziło się w silny niepokój zasłonięty ciekawością i pewnego typu oczarowaniem, starał się wciąż utrzymywać na twarzy wyraz przerażenia, pamiętając o pozorach jakie musiał zachować. Gdy napotkał uspokajające spojrzenie pięknych, jasnoszarych oczu, faktycznie bardziej się uspokoił. Nie miał przecież żadnego wpływu na to, co się stanie i mógł jedynie oddać się w ręce białowłosego.
    Podziwiał, jak oblicze Adriena w dziwny sposób płynnie się zmienia. Szarość jego oczu znacznie pociemniała, a samego Łowcę wydawała się otaczać pewnego rodzaju niepokojąca aura, której ciężaru Emmanuel wolałby nie czuć. Mimo że jego serce znów zadrżało z obawy, nie potrafił oderwać oczu od majestatycznej osoby łowcy. W jego oczach, choć straszny, był po prostu piękny. Tak bardzo skupił się na podziwianiu Adriena, że syknął zbyt głośno, bardziej z zaskoczenia niż z bólu, gdy poczuł, jak ostre narzędzie przebija jego skórę, robiąc rysę powyżej głębokiej blizny na szyi. Szeroko otwartymi oczyma obserwował, jak w przeciągu niespełna sekundy, białowłosy mężczyzna znalazł się tak blisko nich, robiąc coś niepokojącego z Patrickiem, którego to ciężko było teraz nazywać jego ludzkim imieniem. Unosząc głowę, ignorując kropelki krwi powoli spływające po alabastrowej skórze, podziwiał jak demon skręca się pod wpływem zaledwie jednego gestu, wyglądając, jakby przeżywał właśnie niewyobrażalne katusze. Nie mógł powstrzymać gwałtownego zaciśnięcia powiek, gdy jego uszu dopadł skrajnie nieprzyjemny skowyt demona. I właśnie wtedy poczuł, jak jego drobne ciało porusza się bez konkretnej woli wykonawcy, ratując jego krtań od błyszczącego ostrza, wykonującego szybki ruch za sprawą powykręcanej, demonicznej ręki, która w agonii zamachnęła się po raz ostatni przy akompaniamencie tak straszliwego dźwięku, jakby w ten jeden atak demon włożył całą duszę. Z gardła Emmanuela również wydobył się pełen bólu krzyk, bowiem gdy tylko otworzył oczy, z przerażeniem dostrzegł na swoim prawym ramieniu głębokie, dość długie cięcie, z którego teraz swobodnie sączyła się krew. Douma uratował jego szyję, lecz bez wzbudzania podejrzeń nie mógł całkiem uchronić trzymanego w uścisku ciała od zranienia.
    Nie był w stanie połapać się we wszystkim. Ledwie zorientował się, że po tym gwałtownym, pełnym desperacji ruchu demona, jego własne ciało wylądowało z impetem na ziemi, uwalniając go od silnego uścisku. Z przejęciem więc chwycił zranione ramię, patrząc jak przez jego palce przecieka szkarłatna ciecz, na której widok robiło się słabo. Scena, którą ujrzał, gdy znów skierował wzrok na łowcę i demona, wcale nie była lepsza. Wiedział, że też może tak skończyć. Tak, jak biedny Patrick – wesoły, beztroski chłopak, który nie wiedzieć czemu dał się złapać w sidła Demona. Obserwowanie jak umiera, sprawiało mu ból, przyprawiało o paraliżujący strach i obawę względem następnych dni. Wiedział, że nie może pozwolić łowcy na odkrycie swej własnej tożsamości i teraz już doskonale rozumiał dlaczego. Dlatego też, drżąc na ciele, z rozchylonymi ustami, siedząc na ziemi, z przerażeniem znacznie większym niż to, które faktycznie odczuwał, wlepiał szeroko rozwarte ślepia w oblicze Adriena. Gdzieś między całym natłokiem myśli odnotował, że Douma znów usunął się w cień, kryjąc skrupulatnie swą własną obecność przed czujnymi zmysłami łowcy.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Faust Sro 24 Mar 2021, 18:09

         Właśnie dlatego lepiej było nie przywiązywać się do nikogo, nie pytać o imię i nie przyzwyczajać do czyichś uśmiechów. Łowca winien skupiać się na swoich celach, zadaniach i wykonywać je bezbłędnie. Likwidować demony, bez emocji, bez drgnięć, bez dopuszczania do takiej sytuacji, w której ten pomiot diabła groził śmiertelnikowi. Niestety Adrien zawahał się i zaczął myśleć. Widział wbite w siebie spojrzenie Emmanuela i nie potrafił zrobić tego, co robił przez setki lat. Nie chciał w jego oczach wyjść na potwora. Po raz pierwszy tak długo z kimś rozmawiał, po raz pierwszy poczuł autentyczną nić sympatii i zanim w ogóle udało mu się poznać tego chłopca... Widział przerażenie w jego oczach. Nie wiedział tylko czy dotyczyło ono tego, czym stał się Patrick, czy... Adrien. Obaj byli czymś, co nie powinno było istnieć w tym świecie.
    Raphael przymknął oczy szepcząc jakieś inkantacje w niezrozumiały języku. Dotyczyły bezpośrednio Patricka, a raczej tego, co w nim było, jednak musiał to odczuwać każdy demon znajdujący się w pobliżu. Jak z bronią; nabój trafiał w jeden cel, ale znajdujący się wokół czuli zapach prochu i słyszeli wystrzał.

         Zaniepokojona kobieta wygląda przez okno czekając na swojego syna.
    Ktoś gasi trzynaście świeczek na urodzinowym torcie.
    Ktoś chowa się przed mężczyzną, który wrócił do domu mocno pijany.
    Młody chłopak ucieka przed grupą agresywnych mężczyzn.
    Nie ma gdzie uciec, są pijani, naćpani, odmowa tylko ich rozjusza.
    Rudowłosa dziewczyna zaciąga chłopaka do kinowej toalety.
    Po raz pierwszy w życiu zrobi mu dobrze ustami.
    Chłopak wraca do domu, ale nikt go nie poznaje.
    Ktoś boi się wrócić do domu, bo dostał jedynkę w szkole, a ojciec znów pił.
    Rozpędzony samochód jedzie wprost na osobę, która nawet nie próbuje się ratować.
    Jasnowłosy mężczyzna w hotelowej kuchni.
    Emmanuel.

         Nie widział twarzy, a obrazy zmieniały się niczym w kalejdoskopie. Nie skupiał się na żadnym konkretnym obrazie; nauczył się tego już dawno temu. Łatwiej było nie mieszać emocji, życia niektórych były naprawdę... parszywe. Większość wspomnień, które widział dotyczyły Patricka, pozostałe, niczym przypadkowe stop klatki, wychodziły bezpośrednio z głowy Emmanuela. Wątpliwe by on sam czy Adrien zdawali sobie z tego sprawę, prędzej Douma.
    Kiedy Łowca używał mocy, szedł jak burza. Nie miał skrupułów.
    Teraz już nie.

         Krzyk, dużo krzyku. Rechot tylko od biedy przypominający śmiech. Ból pogruchotanych kości. Uczucie mdłości, upokorzenia, strachu. Niekończące się tortury. Wyzwiska, szarpanie. Gładkie cięcie i krew, wszędzie krew. Na ścianach, na twarzach, na ubraniach, na ziemi. Krew była w nich, na nich, pod nimi i za nimi. Oddychali nią, dławili się i skamleli.

         Dłoń Adriena, ta, którą trzymał na czole Patricka, nagle wniknęła w głąb jego czaszki. Przez moment nie działo się nic, a potem zatrzymała się ziemia, czarne chmury spowiły niebo nad nimi i zerwał się lodowate wiatr. Oczy łowcy były całkowicie białe, bez żadnych tęczówek i źrenic. Oczy ślepca, które widziały więcej, niż ktokolwiek inny. Wnętrze głowy chłopca, który jeszcze przed chwilą śmiał się beztrosko, rozświetliło się nagle dziwnym, jasnoniebieskim światłem promieniującym przez oczy, usta, nos i uszy.
         Jeśli Emmanuel myślał, że poprzednie wrzaski były przerażające i nieludzkie, to musiał włożyć je do kategorii tych łagodnych. To, co wydobyło się z ust demona w żaden sposób nie przypominało ludzkiego dźwięku.
    Nawet Raphael poczuł dyskomfort słysząc go.
         Demon był głupi i nieostrożny, ale jednak silny. Łowca musiał użyć więcej siły, bardziej się postarać. Rozchylił wargi i zbliżył twarz do twarzy Patricka. Ich usta połączyła delikatna, błękitna poświata, tak subtelna, jak Droga Mleczna na niebie. To była mała bomba; próbka mocy Raphaela, najlepszego z Łowców, który zapomniawszy na moment o widowni, zafundował demonowi jeden ze swych popisowych i najokrutniejszych numerów. Po tym czaszka, w której wciąż trzymał dłoń pękła na miliardy małych kawałków, rozsypała się w proch, tak samo jak reszta ciała, pozostawiając po sobie potworny fetor.

         I naraz wszystko ucichło. Wymiar, w którym na tę chwilę zamknął ich białowłosy, zniknął, jakby nigdy nie ruszyli się z szarej, coraz bardziej mokrej ulicy. Po Patricku nie było najmniejszego śladu, jakby nigdy nie istniał.
         Adrien przymknął oczy na moment i opuścił ręce wzdłuż ciała. Uspokajac się powoli, oczy nabierały barwy, o czym Emmanuel mógł się przekonać, gdy Łowca znów na niego spojrzał.
    I zobaczył to, czego tak bardzo nie chciał.
    Przerażenie chłopca.
    Za narażenie śmiertelnika i zdradzenie się przed nim mogła mu grozić ogromna kara. Ci, którzy pilnowali Porządku, z pewnością się o tym dowiedzą. Nieważne czy dziś, jutro czy za kolejne sto lat. Nigdy nie zapominali.
      — Emmanuelu — Adrien poczuł się idiotycznie stojąc nad chłopcem i wyciągając rękę. Wiedział, że może zostać odepchnięty, gotów był się z tym zmierzyć. Dzieciak mógł go znienawidzić, ale właśnie dzięki niemu wciąż żył. Gdyby Raphael nie poszedł z nimi, gdyby zostawił ich samych... Z tych ślicznych oczu zniknąłby blask. — Mogę sprawić, że o tym zapomnisz. Pozwól mi.
         Mężczyzna starał się, aby jego głos brzmiał jak najbardziej łagodnie. W niczym nie przypominał istoty, która przed momentem pozbawiła życia demona, ale z całą pewnością, w oczach Emmanuela, nie przypominał także tego, za kogo chłopiec brał go wcześniej.
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Ivan Sro 24 Mar 2021, 22:04

    -  E M M A N U E L   A B E L   S T A R K  -


    W pewnym momencie jego myśli się wyłączyły. Nie panował nad nimi, tak jak nad zmysłami poznawczymi. Wszystko zlało się w jedną całość, obraz zaczął rozmazywać, a jego uszy rozrywał bolesny jazgot. Nie wiedział czy to przez te szaleńcze, rozdzierające dźwięki, czy była to jego wyobraźnia, czy może działo się coś, czego nie zdążył dostrzec, lecz odczuwał ból. Fizyczny ból, który rozsadzał mu głowę. Nie wiedzieć kiedy, wręcz brutalnie docisnął drżące dłonie do uszu, zaciskając przy tym boleśnie powieki i zamykając szczęki w miażdżącym ścisku. Pragnął, by to się już skończyło. W pewnym momencie uchylił oczy, choć wciąż chował uszy za bladymi dłońmi. To był błąd. Widział to. Choć świat wirował, choć wszystko było ciężkie do objęcia wzrokiem, widział jego cierpienie. Nieziemskie cierpienie roześmianego człowieka ze spieprzonym życiem, które skłoniło go do paktu z demonem. Wył. Nie krzyczał. Wył z rozpaczy, z bólu, z bezsilności. A w wyciu tym była prośba o zatrzymanie męki. Emmanuel nie słyszał demona. Emmanuel słyszał Patricka. Słyszał krzyk dzieciaka, widział jego łzy. Czy to tylko wyobraźnia?
    Nagle wszystko zniknęło. Emmanuel szerokimi oczyma wpatrywał się w Adriena pozbawionego towarzystwa entuzjastycznego, irytującego, roześmianego nastolatka. Wpatrywał się, a jego ciało drżało, zaś z oczu płynęły krystaliczne strużki łez. Nawet nie dostrzegł momentu, w którym to się stało. Płakał, bo żałował Patricka. Płakał, bo wiedział, że jego może czekać to samo. Płakał, bo zrozumiał, do czego dopuścił. Na co się zgodził. I że teraz nie ma już odwrotu.
    I płakał bo mógł. Tego od niego oczekiwano.
    Douma był cicho. Emmanuel czuł jak ten powoli dochodzi do siebie, wiedział, że na demona również wpłynęły poczynania łowcy. Zorientował się również w tym, że to właśnie Douma czuł ból, a on sam jako naczynie współodczuwał go, unosząc się wymuszoną solidarnością. Ale teraz wszystko się uspokoiło. Wszystko wróciło do normy, a świat znów wydawał się całkiem normalny. Nie było Patricka i nie pozostało po nim nawet pojedyncze ziarenko popiołu. Nic.
    Choć wszystko się uspokoiło, wnętrze białowłosego nie poszło tym śladem. Jego drobne ciało wciąż drżało, oczy w pół wymuszonym, pół szczerym szoku wlepione były w łowcę, a dłonie już luźno, lecz wciąż zakrywały bolące uszy. Tępo obserwował, jak mężczyzna się przybliża, jak jego oblicze łagodnieje a głos przestaje być nieprzyjemny. Emmanuel zaczął opanowywać szybki, nierównomierny oddech. Znów poczuł ból świeżych ran. Jego spojrzenie nabrało bystrości, choć wciąż wypełniał je strach. Dłonie powoli odsunęły się od uszu, lecz wzrok nieustannie wbijał się w twarz Adriena. Słuchał go z uchylonymi ustami, a gdy duża dłoń wyciągnęła się w jego stronę, cofnął się odruchowo. Udawanie było łatwe, gdy przestawało nim w istocie być. Wiedząc, co Łowca może z nim zrobić, Emmanuel przestał być taki odważny. Przestał też wierzyć, że z Doumą jest nie do ruszenia. Nawet on, zupełnie niewtajemniczony w sprawy "tamtego świata" rozumiał, że Adrien jest kimś cholernie niebezpiecznym. Wiedział to, bo znał siłę swego demona, a ten przecież odczuwał działanie Łowcy. Mimo że działanie to nie było skierowane ku niemu.
    Zamrugał oczami, otrząsając się lekko. Drżącą dłonią przykrył poważnie wyglądające cięcie na ramieniu, łowcy zaś rzucił nieufne spojrzenie, wciąż wypełnione bezgranicznym strachem. Płynnie zaczynał on zmieniać się bardziej w grę aktorską niźli szczere uczucie. Emmanuel zdawał sobie sprawę z tego, że musi panować nad odruchami. Mały błąd mógł kosztować go życie. Próbował więc zachowywać się tak, jak zachowałby się człowiek w jego sytuacji, a jednocześnie mieć na względzie to, że nie może dać łowcy możliwości do zdemaskowania. Nie mógł więc pozwolić na jakiekolwiek zabiegi mające odebrać mu pamięć.
    Nie – wychrypiał przez zaciśnięte gardło, a odkaszlnąwszy, cofnął się jeszcze kawałek przy pomocy zdrowej ręki, którą na chwilę tylko oderwał od rany. Wbił w łowcę stanowcze, choć bojaźliwe spojrzenie. Skrzywił się boleśnie, by za chwilę szybko zwilżyć suche wargi językiem i spróbować wypowiedzieć bardziej złożone zdanie. Wyglądało zupełnie tak, jakby ten prosty zabieg faktycznie przychodził mu z wielką trudnością. – Wyjaśnij mi to. Co to było? Kim był Patrick? Kim... Czym TY jesteś? – Jego głos drżał w sposób wyuczony, lecz nieróżniący się niczym od tego naturalnego. Łypiąc na łowcę nieufnym spojrzeniem, z trudem zaczął podnosić się na nogi. Gdzieś na dnie świadomości pojawiło się zdziwienie i bezgraniczny szok. Jak ktoś, kto przed chwilą robił tak potworne rzeczy, może wyglądać teraz tak... łagodnie? Dobrze. Ludzko. Niemalże nieszkodliwie. Bo gdy to wszystko się skończyło, Adrien znów był tym samym nieziemsko przystojnym, tajemniczym mężczyzną otoczonym pociągającą, charakterystyczną aurą. Zupełnie jakby przed chwilą nic zupełnie się nie stało. Jakby nie pozbył się z zimną krwią jednego z istnień i to w sposób tak okrutny, że Emmanuel nie chciał pamiętać. O nie. Chciał zapomnieć. Zapomnieć, że poznał kiedyś kogoś o imieniu Patrick, a potem oglądał jego bolesną śmierć. Zapomnieć, że może umrzeć w dokładnie taki sam sposób. Nie, nie umrzeć. Zniknąć. Przepaść. Odejść w zupełną nicość. A białe, ślepe oczy będą na to patrzeć z niepokojącym dystansem, niesmagniętym choć cieniem litości.
    Ale nie mógł zapomnieć. Nie mógł pozwolić, by dano mu tę możliwość. Bo to wiązało się ze zdemaskowaniem. A zdemaskowanie z niewyobrażalnym cierpieniem.
    Nie chcę zapomnieć – szepnął rozpaczliwie, na chwiejnych nogach cofając się jeszcze o krok, aż poczuł na plecach chłód wilgotnego muru. Przez jego palce przeciekała krew. Rana bolała. Wiedział, że Douma może w ciągu sekundy się jej pozbyć. Wiedział też, że to niemożliwe w tym momencie. Był człowiekiem. W oczach Adriena był tylko bezbronnym człowiekiem. A bezbronni ludzie się nie regenerują w czasie kilku krótkich sekund. Dlatego musiał znosić ból i patrzeć jak z rany wypływa coraz więcej szkarłatnej cieczy. Niemalże uśmiechnął się na myśl o tym, jak zwykłe jest jego ciało. Zdolne do krwawienia, utkane zakończeniami nerwowymi. Ludzkie.
    Nic mi nie zrobisz, prawda? – szeptał dalej, pociągając krótko nosem i przecierając łokciem łzy. Zajrzał głęboko w hipnotyzujące tęczówki Łowcy. – Nie skrzywdzisz mnie. Prawda? – drżący, bezsilny głos i błagalne spojrzenie przepełnione łzami sprawiało, że Emm i bez demonicznej pomocy mógł kierować czynami innych. Zawsze wiedział jak wykorzystać swój urok. Nawet jeśli ostatecznie ten przyczynił się do jego upokorzenia, do tych straszliwych rzeczy, które wyczyniali z nim oni. Ale tego faktycznie nie pamiętał. I choć wiedział, że nim poderżnęli mu gardło, działo się coś strasznego, nie chciał sobie tego przypominać. Nie chciał wiedzieć co tak naprawdę tam zaszło. Zresztą teraz... Teraz to już nie było ważne. Liczył się Adrien. I jego decyzja.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Faust Sro 24 Mar 2021, 22:52

         Podjął kilka decyzji. Z pozoru błahych, a jednak prowadzących do tego jednego momentu. Mógł nie zatrzymywać się w tym ponurym mieście. Wybrać inny hotel. Nie schodzić do kuchni, skoro nie odczuwał głodu. Nie pytać o imię, nie proponować swego towarzystwa, nie zabijać.
    Nie przywiązuj się do żadnej z istot..
    Nie pytaj o imię, bo imię to dodatkowy balast, gdy pozbawiasz kogoś życia.
    Nie przepraszaj.
    Nie pozwól, by cię zobaczono.
    Nigdy, przenigdy nie zostawiaj świadków, albowiem ludzie nie mogą dowiedzieć się o istnieniu świata demonów.
    Nie zbliżaj się do śmiertelnika, nie wyjawiaj mu swego imienia.
    Emmanuel...

         Nie wiedział, że posiada serce, dopóki nie ścisnęło go z żalu, gdy patrzył na tę prześliczną twarz zalaną łzami, z autentycznym przerażeniem w oczach i drżącymi wargami. Nigdy nie chciał, by ktoś patrzył na niego w ten sposób. Czy właśnie nie uratował dzieciakowi życia? I, być może, paru innym, którzy mogliby się nawinąć. Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że Adrien tego chłopca znał, och, to takie wielkie słowo!, zaledwie od dwóch, trzech godzin. Nie potrafił tego nazwać ani wyjaśnić. Tego przyciągania, nagłego i niespodziewanego, zupełnie jakby ktoś obwiązał mu kończyny sznurkami, a teraz ciągnął za nie nakazując pewne zachowania. To po prostu było silniejsze od niego.
         Z niedowierzaniem wpatrywał się w dzieciaka. Jego "nie" było stanowcze i zdecydowane i mężczyzna nie miał wątpliwości, do czego się odnosi. Po prawdzie nie musiał pytać go o zgodę. Mógł z miejsca zabrać mu wspomnienia, te dwie ostatnie godziny były zupełnie niczym. Zabrałby nieprzytomnego do hotelu, posadził na krześle i wmówił, że przysnął. Rozsądnie byłoby nawet, jakby wymazał ze wspomnień i siebie. Prosta robota. A jednak się zawahał.
      — Emmanuelu... Emm... — Adrien westchnął nie zbliżając się na razie, chociaż korciło go, by uzdrowić ramię dzieciaka, albo chociaż opatrzyć je. Dotknąć go i dać pewność, że jemu nie zrobi krzywdy, więc nie powinien się go bać. Mimo to, nie poruszył się nawet o milimetr. Spróbował się uśmiechnąć, ale wyszło żałośnie – nie potrafił śmiać się szczerze. Zbyt skupiał się na obowiązku uniesienia kącików ust, by wyglądać przekonująco. — Nie musisz się mnie bać. Zaufaj mi, on… Skrzywdził cię. A ja popełniłem błąd nie reagując dostatecznie szybko.
         Mężczyzna zaczął od samobiczowania i westchnął cicho. Emmanuel nie musiał wierzyć w ani jedno jego słowo i zdziwiłby się, gdyby przyjął wszystko bez mrugnięcia okiem. Kiedy chłopiec się cofnął napotykając ścianę, Adrien uznał to za szansę. Postąpił do przodu i zamknął go w więzieniu swoich ramion ułożonych po obu stronach jego ślicznej głowy. Pachniał tak cudownie. Nie wiedzieć czemu łowcy przeszło skojarzenie ze zniszczeniem, chaosem, Armagedonem. Z agonią. Zaciągnął się tą cudowną wonią zanim ponownie nie otworzył ust.
      — Patrick nie był człowiekiem. On… Słyszałeś o opętaniach? — Długowłosy zawahał się. Zastanawiał się w jaki sposób uprościć to, co chciał powiedzieć i jak sprawić, by brzmiało to sensownie i prawdziwie. Prawda byłaby najlepsza, ale na komfort wyjawienia jej nie mógł sobie pozwolić. Znów przemknęła mu myśl o usunięciu pamięci Emmanuela, ale egoistycznie chciał w niej zostać. — Czasami… pewne zdarzenia doprowadzają ludzi na granice… Kiedy nie mają wyjścia… albo co jeszcze bardziej przerażające – z własnej woli. Wtedy ich przyjmują w swoje ciała w zamian za dusze. Potem umierają każdego dnia i coraz mniej się kontrolują. Nie zdają sobie z tego sprawy, opętani… Zaręczam ci, że Patrick nie żył już od dawna. A ja jestem… — mężczyzna skrzywił się z trudem wypowiadając kolejne słowa —Kimś w rodzaju… egzorcysty. Ten chłopiec stanowił coraz większe zagrożenie i nie był sobą.
    Chyba nigdy nie mówił tak wiele jak dzisiaj. Jak teraz. Ale tak bardzo chciał go uspokoić, nawet jeśli tę znajomość miałby przypłacić życiem i tak byłoby z pewnością.
    Ruchy Adriena były delikatne i powolne. Opanowane. A ciepłe dłonie znalazły się na zranionym ramieniu, palce przesunęły się wzdłuż rany, a mężczyzna z trudem powstrzymał się przed zasklepieniem rozciętej skóry. Już i tak wystarczająco się zdradził, nie mógł bardziej.
      — Nie bój się mnie, proszę. Nie zrobię ci krzywdy — mimo niewielkiej odległości oddech Adriena był chłodny i przyprawiający o dreszcze. A usta były tak blisko drżących warg chłopca, że to było wręcz nieprzyzwoite.
    Adrien… a raczej Raphael pochylił się muskając je swoimi. Tylko dotyk ulotny niczym muśnięcie skrzydeł motyla; wystarczyło, by wyczuł coś dziwnego. Zignorował to.
    Pozostałości demonicznej aury.
         Dobrze wiedział, jak działa na Emmanuela. Nie rozumiał tego, ale wiedział.
         Odwrócił jego uwagę nie tylko od strachu i tego co się stało, ale i bólu zranionego ramienia, który mu… zabrał. Tyle mógł zrobić, uwolnić od cierpienia. A potem jak gdyby nigdy nic wyciągnął z kieszeni chustę, prawdziwą, jedwabną chustę, jaką nosili dżentelmeni dwa wieki temu, i opatrzył ranę swego towarzysza.
      — Zrozumiem, jeśli zechcesz zerwać tę znajomość. Jeszcze dziś wymelduję się z hotelu. Chcę jednak byś wiedział, że niczego nie żałuję. Niczego, Emmanuelu — Adrien przesunął kciukiem po rozdygotanych, gorących wargach chłopaka i tym razem na jego twarzy pojawiło się coś na kształt lekkiego uśmiechu. Szczerego. — Zrobiłbym to jeszcze raz mając do wyboru puste, opętane naczynie a chłopca pełnego życia. Z nadziejami na przyszłość.
    Och, jak nieprawdziwe były jego słowa, ale jakiż był zaślepiony niezrozumiałym zauroczeniem, jakie odczuwał względem Emmanuela.
         Odsunął się od niego na stosowną odległość i dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, że sam krwawi. Jego płaszcz przesiąknięty był krwią w okolicach brzucha, ale nie potrafił sobie przypomnieć momentu, w którym dopuścił Patricka tak blisko, by ten go zranił. Bez znaczenia/
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Ivan Czw 25 Mar 2021, 11:27

    -  E M M A N U E L   A B E L   S T A R K  -


    Jak do tego doszło? Dlaczego znajdował się tutaj, w tej obskurnej mieścinie, w starych, rozciągniętych ciuchach łaskawie oddanych do dalszego użytku przez poprzednich właścicieli? Trzymając się za krwawiące ramię, patrząc na najprzystojniejszego mężczyznę jakiego kiedykolwiek spotkał, bojąc się o własne życie? Ha! Żeby chociaż o życie. Drżał na myśl o tym, co może stać się z jego dalszym, wątpliwym istnieniem za sprawą tego przyciągającego, niesamowicie niebezpiecznego faceta. Nie miał nic. Obdarty ze wszystkiego, z godności, z nadziei, z ostatków jakiegokolwiek szczęścia. Pusty. Z poderżniętym gardłem. Wszystko zaprzeczało temu istnieniu. Wszystko krzyczało, że nie powinien tu być. A jednak był, stał, oddychał i, o ironio, słyszał szaleńcze bicie swojego serca! Czuł. I swe uczucia przelewał na łowcę, nieudolnie próbując zmusić go do podjęcia konkretnych działań. A raczej ich niepodejmowania.
    Mimo uspokajającego głosu łowcy, szepczącego chłopięce imię (och, jak pięknie brzmiało w jego ustach!), ten wciąż wpatrywał się w przystojne oblicze z wyraźną rezerwą, marszcząc nieufnie brwi. Uśmiech Adrienowi nie pomagał, bowiem Emmanuel musiał stwierdzić w myślach, że był nawet bardziej nieudolny niż jego próby telepatycznej hipnozy. Zacisnął usta w wąską linię, posyłając białowłosemu powątpiewające spojrzenie, gdy ten zapewniał, że nie musi się bać.
    Zaufaj. Emmanuel roześmiałby się niewesoło, gdyby tylko mógł sobie na to pozwolić. Ostatnie zaufaj usłyszał od pieprzonego demona, z którym teraz dzielił przeznaczenie. Nauczył się więc, że nie należy ufać tym, którzy o to proszą. Nigdy. I nie ufał. To uczucie w jego oczach odzwierciedlało się wyraźnie i z dużą siłą. Bo w przeciwieństwie do wielu innych, było całkiem szczere.
    Westchnął zbyt głośno, gdy następstwem dotknięcia zimnej ściany, okazało się być nagłe zmniejszenie przestrzeni między łowcą a nim. Z lekką paniką odbitą w błyszczących, krwistych tęczówkach, rozejrzał się na obie strony. Był w pułapce. W pułapce, z której nie chciał uciekać, gdy tylko odważył się spojrzeć wprost na jego twarz, w jego oczy roztaczające wkoło wręcz bolesny, przejmujący chłód. Pozbawione uczuć szare tęczówki. W pełni skupione na nim. Zapragnął utonąć w tych oczach, a pragnienie to wydało mu się tak nieprzyzwoite, że ledwie powstrzymał się od spuszczenia wzroku. Posunął się jedynie do przymrużenia okalanych białymi rzęsami powiek i nieśmiało zerkał spod nich na swe przekleństwo. Zrobiło mu się cieplej. Choć zimne krople spływały na ich dwoje, choć ubrania zaczynały przylegać do delikatnego ciała, a wiatr bezlitośnie smagał jasną skórę – było mu gorąco. Bliskość Łowcy w przyjemny sposób pozbawiała go powietrza. Czuł się odurzony. I wstydził się tego uczucia.
    Zreflektował się nieco, gdy do jego uszu dotarł przyjemny głos mężczyzny. Wzrok nabrał więcej czujności, dając znać, że jego posiadacz słucha uważnie i oczekuje, że wszystko zostanie mu dokładnie wyjaśnione. Niczym niczego nieświadom, przestraszony i zagubiony nastolatek, skinął niepewnie głową, odpowiadając tym samym na pytanie. Nie wtrącając się ni słowem, czekał aż łowca przejdzie do rzeczy. Emmanuel był szczerze ciekaw, jak zechce wyjaśnić niewtajemniczonemu śmiertelnikowi, co właśnie zaszło. Co zrobi, by wybielić się w jego oczach. Lecz co ważniejsze, był cholernie ciekaw, dlaczego ani słowem nie sprzeciwił się protestowi chłopca. Emmanuel był czujny. Nie wierzył, że łowca odpuścił sobie grzebanie w jego pamięci, bo to przecież nie miało żadnego racjonalnego wyjaśnienia. Ależ co to! Czy on się właśnie doszukuje tutaj jakiejkolwiek racjonalności? A to dobre.
    Wpatrywał się w jasne tęczówki i ani myślał oderwać od nich swój wzrok. Słuchał uważnie, przywdziewając na twarz lekkie powątpiewanie, lecz stopniowo uwalniał ją od ciężaru nieograniczonego niczym strachu. Choć w rzeczywistości wcale nie bał się mniej niż wcześniej, bo przecież doskonale wiedział, że to co mówił Adrien, było kłamstwem. Podłym kłamstwem stworzonym specjalnie dla uszu tego niewinnego, biednego śmiertelnika. Ale Emmanuel wiedział. Wiedział, że Patrick był taki sam, że czuł, że próbował bezsilnie imitować życie. Chciał prowadzić je dalej. Udawać, że może to robić i wszystko wciąż jest całkiem normalne. Bo przecież obydwaj byli młodzi, a śmierć nie powinna do nich przyjść. A łowca nie wnikał, nie chciał rozumieć, nie unosił się empatią. Nie posiadał takowej. Po prostu zabrał mu tę żałosną namiastkę. Bezlitośnie, nie mrugnąwszy nawet. Bez wyrzutów. Więc choć nie było tego już tak widać, strach ściskał Emmanuelowi gardło. Ale gra aktorska szła mu bardzo dobrze, lepiej niż mógłby sądzić. Może dlatego, że gdyby nie wiedział tego wszystkiego... uwierzyłby. Łowca czarował słowami, zwodził delikatnym głosem. Biło od niego coś, czemu Emmanuel pragnął się całkowicie poddać. Chciał uwierzyć. I zrobiłby to, gdyby nie wiedział. Gdyby był ciut bardziej naiwny. Gdyby się tak przerażająco nie bał.
    Zadrżał pod dotykiem męskiej dłoni, czując elektryzujące dreszcze idące wzdłuż ramienia i szybko rozprzestrzeniające się na całe ciało. Delikatny dotyk łowcy odczuwał z nienaturalną intensywnością. Winę za to zrzucał na demona, choć nie był pewien czy słusznie.
    Gdy zrozumiał, że łowca kończył swą wypowiedź, miał nawet ochotę odpowiedzieć. Zrobić cokolwiek. Lecz nie potrafił. Stał jak zaczarowany, oddychając coraz szybciej, a jednocześnie czując, że powietrza jest coraz mniej. Łowca był za blisko, a Emmanuel odczuwał coraz większą bezsilność. Od jego zapachu, od jego chłodnego oddechu... kręciło mu się w głowie. Czuł jak serce na długą chwilę zwyczajnie przestaje bić, gdy odległość zmniejszyła się jeszcze bardziej, a na ustach poczuł lekki dotyk chłodnych warg. Kolejny silny dreszcz. Poruszenie.
    Odsunął się szybko, prawie uderzając głową w mur. Na jego policzkach wykwitły rumieńce wywołane gorącem. Serce wróciło do swego codziennego rytmu, a Douma poprawił się zupełnie spokojnie w jakimś niedostępnym miejscu, choć Emmanuel dobrze wiedział, jak odczuł ten ledwie wyczuwalny dotyk.
    Zamrugał oczami, wpatrując się z pełnią tej swojej dziewiczej niewinności w łowcę. A potem szybko przeniósł spojrzenie na ramię, orientując się, że nie czuje żadnego bólu. Douma nie odważyłby się zrobić niczego w obecności Adriena, dlatego też szkarłatne tęczówki utkwiły z niewypowiedzianym pytaniem w obliczu białowłosego. Dał mu się opatrzyć, nie zdejmując z twarzy lekkich rumieńców. Choć starał się oddychać normalnie, wciąż robił to zbyt szybko. Przymknął niekontrolowanie oczy, wzdychając słabo, gdy zaskakująco delikatny opuszek przejechał po jego wargach. Mimowolnie, odruchowo je uchylił. To samo zrobił z powiekami i nie  pożałował, bowiem na ustach łowcy dostrzegł coś... Uśmiech. To nie było to samo nieudolne unoszenie kącików. To był szczery, choć lekki uśmiech. Emmanuel to wiedział, bo przecież potrafił rozpoznać fałszywe uśmiechy od tych prawdziwych. Był w tym w końcu doskonale wprawiony.
    Nie – szepnął słabo, lekko zachrypniętym głosem. – Nie chcę, żebyś zniknął. – Nie miał pojęcia, co mówi. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że to żałosne zdanie wyszło z jego własnych ust i to bez świadomego udziału jego woli. Poczuł znajomy ból głowy i wiedział, że świadczy on o złości Demona. Emmanuel zatracił się w tej chwili, uległ dziwnemu przyciąganiu łowcy, dał się złapać w jego sidła. Lecz miał Doumę, który choć delikatniej niż mógł, to jednak sprowadzał go do pionu.
    Emmanuel uruchomił styki i zaczął na dobre swą niebezpieczną, nieprzewidywalną w skutkach grę.
    Niczym spłoszone sarnię odwrócił szybko wzrok, jakby nie wiedząc, gdzie ma go podziać. Odkaszlnął, zamrugał powiekami i w końcu spojrzał na łowcę bardziej trzeźwym wzrokiem. Nim zdążył się zastanowić nad odpowiednią kwestią, jego spojrzenie utknęło w brzuchu mężczyzny.
    Krwawisz – odkrył błyskotliwie, przyskakując do męskiego ciała. W przypływie wymuszonej troski, przyłożył teatralnie drżące, blade dłonie do świeżej rany. W rzeczywistości wiedział, że coś takiego nie może zaszkodzić mężczyźnie. Wiedział to podświadomie. – Trzeba zadzwonić po ka... – uciął, podnosząc skonsternowany wzrok na twarz białowłosego, jakby rozmyślając nad czymś intensywnie. – To... To nic, prawda? – Przełknął głośno ślinę, odsuwając się. Wpatrywał się w pokryte krwią dłonie. – Ty nie jesteś jakimś tam "egzorcystą". Ty nie jesteś człowiekiem. – Odważnie znów wbił spojrzenie w niewyrażającą nic, przerażająco pozbawioną emocji twarz łowcy. – Wcale się tym nie przejąłeś. Nie wyglądasz na cierpiącego. Możesz się leczyć? – Pokręcił szybko głową, uśmiechając się niewesoło.
    To musi być sen – szepnął, choć na tyle słyszalnie, by Adrien mógł usłyszeć przebijające się przez deszcz słowa. – Chcę się obudzić. – Deszcz przybierał na sile, zmywając z dłoni szkarłatną ciecz. Emmanuel wpatrywał się tępo w ten obrazek. Objął ciało ramionami.
    Powiedz mi, że nie zwariowałem. – Tym razem na dobre wpatrzył się w przystojne oblicze mężczyzny. Jego podbródek drżał delikatnie, a na ustach czaił się lekki uśmiech. Wyglądał, jakby ubrał go tylko po to, by jakoś sobie pomóc. – Wracajmy. Zabierz mnie z powrotem, proszę. To miejsce... – rozejrzał się z jakimś żalem, przez chwilę mając wrażenie, że ujrzy obok siebie roześmianego Patricka, który za chwilę pociągnie go w stronę podniszczonej knajpy. – przyprawia mnie o ciarki – dokończył, przesuwając dłońmi po ramionach, jakby faktycznie zaczął marznąć. W rzeczywistości wciąż było mu gorąco.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Faust Czw 25 Mar 2021, 20:46

         Nie byli ludźmi. W momentach, w których oddawali we władanie demonów swe serca, dusze i ciała, przestawali mieć do czynienia z rodzajem ludzkim. Byli pustymi naczyniami: bezkształtnymi i bezsensownymi do momentu, w którym nie wypełnili się złem, grzesznymi pragnieniami i narastającym impulsem prowadzącym do autodestrukcji. Opętani byli niczym bomby z zepsutym zapalnikiem; nie sposób było powiedzieć, kiedy wybuchną i ile ofiar pochłoną. Gdyby w nicość wciągali tylko siebie, nie stanowiliby tak wielkiego zagrożenia. Problem w tym, że zabierali z sobą innych. Dlatego musiał temu zapobiegać, walczyć  zamykać drogi. Odsyłać te ścierwa tam, gdzie ich miejsce, by gniły w pustce i wyły z wiecznego, nienasyconego nigdy głodu. Być może popełniał błąd – ten jeden, jedyny błąd – klasyfikując wszystkich w ten sam sposób, ale wieki temu przestał bać się śmierci, wręcz przeciwnie – pragnął jej i nie potrafił zrozumieć jak można zamiast niej wybrać wieczny upadek. Nie znał pragnienia życia, goryczy, żalu i smutku w chwili agonii. W tym jednym przebłysku trwającym w umyśle umierającego wieki, kiedy zdaje sobie sprawę, że umiera. Że to koniec. Za moment zniknie i nie wie co dalej z nim będzie. Nie wiedział, jak to jest dławić się rozpaczą nad zmarnowanym życiem i niewykorzystanymi szansami. Nie wiedział jak to jest szukać światła po omacku, jak chwytać wyciągnięte ręce, nie wiedząc nawet do kogo należą. Dla Raphaela to nigdy nie miało znaczenia. I Patrick też już nie miał znaczenia. Nie było w nim nic ludzkiego, a Raphaela nie obchodziło, DLACZEGO. Choć wciąż odczuwał dziwny niepokój. Niesmak.
            Tym razem demon odchodząc do świata przeklętych nie zabrał z sobą wspomnień – te ciągle huczały w głowie łowcy – obijały się o ściany, drapały i wyły nie dając o sobie zapomnieć. Czuł, że powinien to zapamiętać, więc tym więcej siły włożył w to, by myśli pokrył popiół spalonego życia.
    Przymknął na moment powieki starając się uspokoić, choć jego mina nie wyrażała absolutnie nic. Nie sposób było dostrzec na pięknej, choć zupełnie martwej twarzy ślad jakiejkolwiek emocji. Ledwie musnął rozpalone wargi, ale wyraz jego twarzy nie uległ zmianie. Z podobną pasją całowałby kamień. Ale to były pozory – doskonale wystudiowana i wyuczona powłoka, pod którą nie dało się wcisnąć nawet szpilki. Nie było wyrw, ani pęknięć. Nie było szans się pod nią dostać.
            Przynajmniej do dziś.
    Emmanuelowi udało się wsadzić palce w najsłabsze miejsce. Jeszcze nie wiedział, robił to nieświadomie, ale wystarczyło odrobinę poruszać, by szczelina powiększyła się. Ale chłopiec o tym nie wiedział, nie znali się. Mógł bez problemu wierzyć w każde słowo Raphaela, że działał w służbie dobra, że uratowane dusze powracały i nigdy nie było ofiar.
    Był pierwszym, dla którego Łowca złamał swoje najświętsze zasady. Nie usunął mu pamięci, tak po prostu i nie czuł nawet winy z tego powodu. Był gotów odejść, odpokutować, ponieść najsurowszą karę. Jakąż ulgą byłoby, gdyby został uwolniony od nieustannego brzemienia, gdyby ktoś ściągnął z jego barków przymus wymierzania kary. Ale był ręką Boga, wykonywał wyroki do momentu, w którym jakiś śmiałek nie odważyłby się podnieść ręki na to, co najświętsze. To było jego przeznaczenie. To, a nie rozmyślanie i wyrzuty sumienia. Na przestrzeni wieków nauczył się, że lepiej poświęcić jednostkę, by ocalić setki, czasem tysiące. Przynajmniej połowa aktów terrorystycznych była zaplanowana przez demony. Ludzkie naczynia nie miały na to wpływu, ich wola umarła z chwilą przejęcia.
    Tak sądził.
            Mężczyzna przechylił lekko głowę i dotknął wilgotnej, szkarłatnej plamy krwi rosnącej na miękkim  materiale płaszcza. Nie wyglądał na przestraszonego, istotnie. Na ułamek sekundy jego twarz zasnuł cień znużenia, po czym westchnął cicho.
        — Nie potrafię się uleczyć, Emmanuelu — stwierdził wibrująco hipnotycznym głosem. Mógłby szeptać nim zarówno obietnice, jak i najbardziej wulgarne i podniecające słowa. — Jestem człowiekiem. Silniejszym, mocniejszym w wierze, może chronionym przez jakieś siły, ale wciąż człowiekiem. — Kłamał. Musiał. Nie miał prawa przyznać się do tego, kim jest. To nie byłoby mu wybaczone, bo śmiertelni nie mogli wiedzieć o istotach utrzymujących harmonię w ich świecie. — To… — odsunął rękę od brzucha; wnętrze dłoni pokryte było krwią — To moja pokuta.
    Pokuta.
    Coś zaśmiało się histerycznie w jego głowie. Psikus Boga. Mógł leczyć innych, ale nie siebie. Nie umarłby, oczywiście, że nie. Nie w ten sposób. Ale ból pozostawał jak najbardziej ludzki. Był po prostu wytrzymalszy, silniejszy. Jego organizm szybciej dochodził do siebie, ale nic ponadto. Pozbawiał istnień, musiał za to pokutować.
        — Ale nie przejmuj się tym, chodź tu.
    Przyciągnął Emmanuela do siebie. Nieco niezgrabnie, ale zdecydowanie i władczo. Po chwili zreflektował się i podał chłopcu ramię niczym prawdziwy dżentelmen. Ostatnio, gdy wdał się z kimś w przelotny flirt, tak się właśnie zachowywano. Z szacunkiem. Z dystansem. Z lepkim pożądaniem otulającym drugą osobę, szepczącym gorące obietnice do ucha i pozwalającym, by druga osoba ulegała.
        — To minie. To przykre uczucie.
    Szli. Łowca nie pozwolił przejmować się sobą; jeśli Emanuel w ogóle wykazał jakąś chęć zajęcia się nim, ta została zignorowana i zduszona w zarodku. Nie potrzebował pomocy.
    Adrien milczał przez długi czas, wyglądał na pogrążonego we własnych myślach. Jego głos wdzierający się w ciszę był jak skrzypienie paznokci po tablicy.
        — Nadal wyczuwam tę aurę. Słabą, bo słabą, ale ona wciąż tu krąży. Ta ulica jest skażona. Całe to miasto. Nic dziwnego, że i ty to czujesz. Niektórzy ludzie mają dar…
    Dotarli do hotelu, ale w holu Raphael zatrzymał Emmanuela.
        — Jeśli nie będziesz mógł poradzić sobie z myślami i koszmarami, przyjdź do mnie, pomogę ci — Kolejna zasada złamana. Kolejna obietnica, do której nie miał prawa. Dotknął lekko ramienia ślicznego chłopca z mocną nadzieją, że nie czuje bólu. Zabrał go dla siebie. — Zostanę tutaj przez parę dni, ale… Emanuelu, nie kontaktuj się ze mną, jeśli to nie będzie potrzebne. I… I nie wychodź po zmierzchu.
        Raphael nie czekał na odpowiedzi, bo zazwyczaj one nie padały. Wyrażał swoje zdanie, rzucał rozkazy i tracił zainteresowanie reakcjami. Miały zostać spełnione. Tym razem nie był to jedyny powód. Tracił siły. Tracił krew. Już nie mógł dłużej utrzymywać wyprostowanej postawy, musiał zacisnąć zęby, by nie jęknąć, gdy odrywał, już u siebie w łazience, kolejne warstwy ubrań od świeżej rany.
    To była bez wątpienia pokuta.


    Ostatnio zmieniony przez Faust dnia Pią 26 Mar 2021, 16:42, w całości zmieniany 1 raz
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Ivan Czw 25 Mar 2021, 22:42

    -  E M M A N U E L   A B E L   S T A R K  -


    Nie wierzył w ani jedno jego słowo i wiedział, że słusznie. Nie potrzebował do tego rad Doumy, który i tak zawzięcie milczał. Nawet, gdyby nie wiedział tego wszystkiego, co do tej pory usłyszał od demona na temat łowców, jego stanowisko nie zmieniłoby się. Choć hipnotyzujący głos faktycznie wydawał się wprawiać w pewnego rodzaju niebezpieczny trans, Emmanuel wiedział, że nie należy wierzyć. Adrien był przerażający w swej doskonałości i przerażenie to przeszywało chłopca aż do kości. Czuł się rozdarty, bowiem w jego wnętrzu biło się wiele emocji, wiele uczuć, o które nigdy by się nie posądził. Nie wobec kogoś obcego, nawet jeśli ten ktoś miał w sobie tak wiele tego, czego nie można określić mianem „przyziemnego”. Jednocześnie rozrywała go od środka chęć ucieczki i igrała z nim żądza zbliżenia. Jego zmysły szalały zupełnie, jakby coś w jednej chwili spotęgowało wszystkie wewnętrzne odczucia, emocje, pragnienia. Być może faktycznie obecność demona miała wpływ na silniejsze odczuwanie. Ku temu właśnie skłaniał się Emmanuel, bowiem nie sądził, by sam z siebie zyskał zdolność tak prawdziwego, intensywnego odczuwania. Nie wiedział, co się z nim dzieje. Chciał, by się skończyło i chciał, by trwało w nieskończoność. Patrzył w te głębokie, nieskalane prymitywnością oczy i zatracał się, niczym naiwne zwierzę łudzące się, iż zdoła uciec drapieżnikowi. Lub co lepsze, zmienić jego naturę. Ale Emmanuel wcale się nie łudził. Wiedział, że jeśli prawda wyjdzie na jaw, skończy w strzępkach, by porywisty wiatr zabrał jego żałosne resztki, a Douma uczynił pożywienie z zatraconej duszy. Lecz nawet ta wizja nie była w stanie pozbawić go tego dziwnego zachwytu i zdusić pożądania. Nie takiego pożądania, jakie czuje kochanek do swej wybranki. Nie takiego, które czuje do kochanki. Był to rodzaj tego pożądania, które napełniało straszliwym grzechem, ujawniało najczarniejsze zakątki duszy i doprowadzało do samozagłady. Kusiło, by oddać się całkowicie jego woli i przeżywać przyjemne katusze zrodzone na samym dnie piekła. Te wszystkie myśli właśnie przewijały się w szaleńczym tempie przez głowę nastolatka. I mógł tylko przykryć się pół-szczerym rumieńcem, będąc niezdolnym do odzyskania kontroli nad choćby małą cząstką swojego umysłu.
    Nie był w stanie wypowiedzieć choćby słowa, zupełnie jakby spojrzenie łowcy uwięziło go za niewidzialnymi kratami, uwiązało ciało i zaszyło usta. Zacisnęło się bezlitośnie na gardle i niemal odcięło dostęp do powietrza.
    Jeden silny bodziec sprawił, że wszystko zniknęło. Wziął głęboki oddech, czując jak w jego wnętrzu dzieje się coś nienormalnego, co sprawiało, że wszystkie organy wywróciły się do góry nogami, a głowa niemalże eksplodowała, nie bólem, lecz dziwnego rodzaju napięciem. Tak, jakby gwałtownie wyrwał się z transu. Douma.
    Emmanuel w jednej chwili posłał czujne, lecz dyskretne spojrzenie ku łowcy, upewniając się, że nic nie zauważył. Wyglądało jednak na to, że demon wybrał najlepszy moment, bowiem skorzystał z chwili, gdy Adrien mało delikatnie pociągnął chłopięce ciało w swoją stronę. Nic nie dostrzegł. Emmanuel zaś czuł ulgę i lekki niesmak oraz żal. Jego wnętrze zdawało się rozpaść na cząstki i każda z nich żyła własnym życiem. Co się z nim działo?
    Ocknąwszy się na dobre, posłał mężczyźnie nikły uśmiech, gdy ten zaoferował swoje ramię. Emmanuel ujął je delikatnie, zastanawiając się podświadomie jak wiele lat musi mieć Adrien. Wiedział, że niemało, o czym świadczyły choćby tak drobne gesty, jakby wyjęte żywcem ze starego, brytyjskiego romansu.
    Nie mówił nic, utrzymując, że jest zbyt skołowany, by podjąć jakikolwiek temat. Była to część gry wygodniejsza dla niego. Myślał, że normalną reakcją jest szok, dlatego usiłował zachowywać się jak normalny człowiek, którym był jeszcze wczoraj. Przez chwilę ciężko było mu uwierzyć, jak wiele zmieniło się przez tę jedną noc. Jak ciężko odnaleźć mu swoje człowieczeństwo. Jak nieludzkie są jego reakcje. Musiał grać, by zachowywać się jak człowiek. Przybierający na sile deszcz sprzyjał temu ponuremu nastrojowi i nieprzyjemnym przemyśleniom. Ramię łowcy, które czuł zbyt intensywnie przez przemoczoną koszulę, delikatnie koiło jego depresyjny humor. Choć nie powinno, bowiem było ono w rzeczywistości śmiercionośną bronią, nie uprzejmym wsparciem. Jednak Emmanuel pozwolił sobie na chwilę naiwności i zapomnienia, dopuszczając do siebie myśl, że to pomaga. Że słowa łowcy są szczere i coś znaczą. Chwila ta nie trwała jednak długo.
    Gdy dotarli do przytułku, który ciężko było nazwać „hotelem” czy synonimami, Emmanuel pozwolił się zatrzymać. Z niejakim bólem uniósł przygnębione, wydawałoby się nierozumiejące spojrzenie. Na jego rzęsach wisiały jeszcze pojedyncze kropelki deszczu, skapując z pewną gracją na niemalże białą skórę. Duże oczy z wyczekiwaniem i jakże głębokim smutkiem zaglądały w burzowe tęczówki. Słuchał z jakimś przejęciem słów łowcy, by ostatecznie jedynie skinąć na znak, że zrozumiał. Z żalem przyjął brak ciepła, które dawało męskie ramię, nawet do ostatniej nitki przesiąknięte zimnymi kroplami deszczu.
    Z grymasem na twarzy podążył do własnego pokoju, wciąż nie mogąc uspokoić myśli. Właściwie nie chciał przechodzić przez drzwi. Wiedział, że za nimi nic już nie powstrzyma Doumy od komentowania. Miał rację, nie musiał długo czekać, by demon dał o sobie znać. Ledwie zgrabne nogi przekroczyły próg i zatrzasnęły się drzwi, w głowie Emmanuela rozbrzmiał szorstki, jak zawsze nieprzyjemny głos Doumy.
    Mdli mnie – warknął z rzeczywistym obrzydzeniem i oczyma wyobraźni Emmanuel był w stanie zobaczyć, jak demon spluwa mu pod nogi z niesmakiem. – Weź się w garść, dzieciaku. Zebrało ci się na romanse z pierdolonym łowcą, który przy najbliższej okazji z satysfakcją wyrwie to naiwne serce.
    Źle to zinterpretowałeś. Jesteś strasznie głupim demonem, mówił ci to już ktoś? – odparł spokojnie, kwasząc się na widok chustki w połowie przesiąkniętej krwią.
    Oooo tak, porzucajmy żarcikami.
    Odskoczył gwałtownie niczym oparzony, gdy przed nim pojawiła się sylwetka. Znajoma sylwetka. Wpierw zupełnie jej nie kojarzył i ogarnął go niepokój, bowiem nie miał pojęcia, co się dzieje. Miał zwidy? Nieregularne kształty szybko jednak zaczęły nabierać konturów, przypominając coś człekopodobnego. Z chwili na chwilę Emmanuel coraz pewniej rozpoznawał w dziwnej masie to, co dane mu było ujrzeć w chwili śmierci. To, co tak nierozsądnie pomylił z wysłannikiem boga.
    Nerwowo przełknął ślinę, nieruchomiejąc, gdy zaledwie kilka centymetrów przed nim stanął on w pełni swej okazałości. Piękny, dostojny i przesiąknięty złowrogą aurą. O spojrzeniu, które sprawiało, że ciało drętwiało i zaczynało drżeć. Emmanuel dopiero po dłuższej chwili przekonał się do uniesienia wzroku na jasne tęczówki przesycone niemal w namacalny sposób złem.
    Ty… Jak…
    Cśśśś. – Zamilkł automatycznie, czując na swoich ustach palec zakończony niewątpliwie ostrym szponem. Demon pochylał się, sprawiając, że jego kruczoczarne włosy kaskadą spływały z przystrojonych odsłoniętymi kośćmi ramion, zamykając przestrzeń między nimi. Emmanuel chciał uciec, jednak paraliżował go przeszywający niepokój, by nie nazwać go tak niepożądanym „strachem”. Demon wyprostował się powoli, nie odrywając wzroku od zlęknionego spojrzenia i dopiero wtedy Emmanuel odważył się ponownie odezwać.
    Jak? – powtórzył przez zaciśnięte gardło, podczas gdy zbyt wysoki jak na jego standardy mężczyzna powolnym krokiem udał się w stronę łóżka, gdzie też usadził swój szanowny tyłek, zakładając luźno nogę na nogę i opierając łokieć o jedno z kolan. Chorobliwie jasny policzek spoczął na wpół zgiętej dłoni. Demon wyglądał na znudzonego, zupełnie tak, jakby musiał tłumaczyć coś oczywistego i nie miał na to najmniejszej ochoty.
    Materializujesz się. – Emmanuel nie formował tego w pytanie. Wiedział przecież co widzi. I przerażało go to bardziej niż wspomnienie zakatowanego Patricka.
    Nie zgadłeś, chłopcze. – Wzdrygnął się gwałtownie, gdy poczuł na karku zimny, ponury dotyk. Doumy nie było na łóżku. Nie ważył się odwrócić. Czuł się, jakby jego szyję przeszywała masa lodowatych, ostrych sopli. – Bawię się tylko twoimi zmysłami – wymruczał wprost do chłopięcego ucha, a nastolatek zadygotał jak na komendę. Przyswajał powoli do wiadomości słowa demona, bowiem zrozumienie ich sensu w pierwszej chwili nie wyszło mu tak, jakby chciał. Dopiero w kolejnym odruchu pojął, co Douma ma na myśli. Tylko Emm go widział, nikt poza nim. Douma pojawiał się w jego umyśle, korzystał z wyobraźni, z funkcji mózgu, ze wzroku.
    Czuję twój dotyk – zauważył już nieco pewniejszym głosem, odsuwając się na dwa kroki i odwracając przodem do nieco zawiedzionego bruneta.
    Powiedziałem „zmysły”. Czujesz to, co chcę, żebyś czuł. – To przerażało Emmanuela tylko o stopień mniej niż rzeczywista materializacja. Douma patrzył na niego z góry, jakby pastwiąc się z pełnią cichej satysfakcji.
    Przestań. – Blade usta wykrzywiły się jedynie w lisim uśmiechu i choć nic takiego nie nastąpiło, Emmanuel miał wrażenie, że słyszy nieprzyjemny śmiech. Zagryzł boleśnie wargę. W następnej chwili w pośpiechu opuścił pokój. I to wystarczyło. Postać zniknęła, zupełnie jakby nigdy się nie pojawiła.
    Naiwne dziecko. To cię nie uratuje, pchasz się w ramiona śmierci.
    Nie zważając na żadne słowa, bez wahania zapukał do drzwi, w których mieszkał łowca. Wyciągnięcie takich informacji od znudzonego recepcjonisty, który tylko czekał, aż ktoś zechce otworzyć gębę, nie było ciężkie.
    W lekkim napięciu czekał. Dopiero co się rozstali. I wiedział, że faktycznie kusił los w ten najniebezpieczniejszy sposób. Najbardziej ironiczną rzeczą było jednak to, że to tu szukał ratunku. Tylko Adrien był w stanie podarować mu chwile, w których pozbędzie się wpływu demona. Chwile te były tak kusząco cenne, że Emmanuel nierozsądnie zignorował konsekwencje. Był zagubiony, wystraszony, niepewny i co więcej – przemoczony, bez żadnych ubrań na zmianę. Tak po prostu, po ludzku, zamarzał.
    Gdy tylko drzwi się otworzyły, posłał mężczyźnie przepraszający uśmiech.
    Nie chcę być sam – przyznał rozbrajająco pokornym tonem, z pewnym błaganiem w oczach zerkając na mężczyznę. – I martwiłem się. Pozwól mi opatrzyć twoje rany – wyszeptał nieśmiało, unosząc dłoń, w której widniała podręczna apteczka, podwinięta chwilę temu znudzonemu recepcjoniście.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Faust Czw 25 Mar 2021, 22:55

         Boże, oddal ode mnie te myśli.
    Kolejna warstwa materiału została oderwana od świeżej rany. Raphael syknął i zamknął oczy.
    Panie, nie jestem godzien twej litości, ale pozwól mi wstawić się za tym dzieciakiem.
    Szkarłatna krew zabuzowała w żyłach i wypłynęła na bladą skórę brudząc podłogę, umywalkę i ubrania. Raphael pochylił głowę szepcząc modlitwy po łacinie.
    Pozwól mi odejść nim będzie za późno.
    Wyszeptał ukrywając twarz w dłoniach. Nie potrafił wyjaśnić, dlaczego tak bardzo martwił się o Emmanuela. Dlaczego jego życie było tak istotne w morzy tych, których go pozbawił. Dlaczego jego myśli orbitowały wokół tego pięknego chłopca, dlaczego próbował wyobrazić sobie, jak smakują jego usta.
          Niespodziewana fala bólu oślepiła Raphaela na dłuższą chwilę. Zgiął się wpół pochylając nad pełną krwi umywalką. Był już starym Łowcą. Dźwigał na swych plecach zbyt wielki ciężar, zbyt wiele wiedział i zbyt wiele rozumiał. Wiedział, że jego czas się powoli kończy.
    Im więcej miał pytań, tym bliższy był pustki. Łowcy nie mieli znać odpowiedzi. Łowcy wykonywali rozkazy, bo gdy zaczynali pytać, wahać się, zastanawiać, przestawali być Łowcami. Nie mogli znać litości. Nie mieli prawa łamać zasad ani zadawać pytań. Myślenie nie było komfortem, na który mogli sobie pozwolić.
         Słysząc pukanie do drzwi Raphael podniósł się. Spojrzał w zaparowane lustro, na swoje zniekształcone, blade oblicze. Nieludzkie, zbyt jasne tęczówki rozmywały się i nadawały jego spojrzeniu przerażającego wyglądu. Potarł je dłonią i westchnął. Pukanie powtórzyło się, więc podszedł do drzwi. Doskonale wiedział, kto się za nimi znajduje, wyczuwał jego zapach i obecność przez ściany. Doskonale wiedział, że nie powinien naciskać klamki i go tutaj wpuszczać, to był doskonały moment na udawanie, że w pokoju nikogo nie ma. Chłopaczek zawiódłby się i odszedł, szybko zapomniałby o nietypowym znajomym, a zajście sprzed paru godzin powoli rozmyłoby się w jego pamięci na tyle, by za kilka dni zdawać się jedynie snem. A jednak nie wahał się nawet przez chwilę.
    Gwałtownie otworzył drzwi i stanął w progu spoglądając z góry na Emmanuela.
      — Mhm… Kiepskie ze mnie towarzystwo — stwierdził próbując sens wyrażenia „martwiłem się.” Ludzie to robią. Kiedy coś się komuś dzieje – martwią się o tę osobę. Myślą o niej i próbują pomóc. Co bardziej empatyczni martwią się też o tych, z którymi nie są spokrewnieni. Ale dlaczego Emmanuel miałby martwić się o kogoś, kto był dla niego całkowicie obcy? Ktoś, kto mógł go skrzywdzić tak łatwo…
    Raphael zmarszczył brwi. Znów to poczuł; znaną zbyt doskonale woń, ciężką atmosferę, zagęszczone powietrze. Aurę towarzyszącą demonom. Ale pozbył się go przecież, nie miał informacji o tym, by w tym mieście pojawił się jakiś drugi.
         Odegnał złe myśli. Dzieciak został zaatakowany przez Patricka i przez niego zraniony. Naznaczony, nic dziwnego więc, że łowca wciąż to czuł. Odgarnął włosy do tyłu ukazując brzydką, jątrzącą się ranę i szeroką, nagą pierś. Tak nie wyglądali ludzie. Doskonałość w najczystszym wydaniu. Raphael jednak nie zwracał na to uwagi, nie rozumiał, dlaczego był atrakcyjny dla ludzi, choć, nie przeszkadzało mu to grać właśnie tą kartą. Chętnie wykorzystywał swoje atuty, nieistotne czy chodziło o powodzenie zadania czy prywatne przyjemności. Teraz jednak pod wpływem szkarłatnego spojrzenia poczuł coś dziwnego.
         Odsunął się w drzwiach robiąc młodzieńcowi przejście i zanim je na powrót zamknął, rozejrzał się po korytarzu. Czysto, cicho i pusto. Byli tu chyba jedynymi gośćmi, mężczyzna nie wyczuwał niczyjej obecności poza nimi i znudzonym recepcjonistą.
      — Nic mi nie jest, to tylko draśnięcie. Nie musisz ni… — Zawahał się na moment. Spojrzenie Emmanuela robiło coś dziwnego z jego wnętrzem. Było to coś nowego i zaskakująco przyjemnego. Ciepłego. Raphael poruszył głową i westchnął cicho — W porządku, nie mam apteczki, a szkoda zakrwawić kolejne ubrania. — Stwierdził rzeczowo i zagarnął jasnowłosego zdrowym ramieniem, prowadząc go w stronę łóżka. Sam również na nim siadł, bokiem do niego, wystawiając ku niemu zranioną część ciała.
         Nawet na niego nie patrzył. Spojrzenie utkwił gdzieś przed sobą, gdzie podłoga łączyła się ze ścianą, a drugą dłoń wsunął pod poduszkę, gdzie znajdował się sztylet z poświęconym ostrzem. Zacisnął na nim palce gotów użyć go, gdyby Emmanuel wykonał nieodpowiedni ruch. Raphael bowiem nigdy nie pozwalał się dotknąć człowiekowi. Seks to nie to samo, choć i tak zazwyczaj był jedynym, który przejmował inicjatywę.
      — Możesz zaczynać — powiedział miękko wciąć nie zaszczycając chłopca nawet spojrzeniem.


    Ostatnio zmieniony przez Faust dnia Pią 26 Mar 2021, 16:43, w całości zmieniany 1 raz
    Ivan
    Ivan
    Tempter

    Punkty : 680
    Liczba postów : 136

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Ivan Czw 25 Mar 2021, 23:12

    -  E M M A N U E L   A B E L   S T A R K  -


    Napotykając nieludzko jasne, chłodne tęczówki, znów poczuł się, jakby odpływał. Jakby został zmuszony do walki z tajemniczą siłą, próbującą zaciągnąć go wgłęb innego świata, do którego nie należał. Poczuł silne ukłucie, którego źródła nie potrafił sprecyzować. W jego wnętrzu coś zawirowało, w głowie zaszumiało i choć był to tylko krótki moment, wystarczył, by napełnić chłopca niepokojem. Z jakimś chaosem w głowie na chwilę tylko zjechał spojrzeniem ku odsłoniętej klatce piersiowej mężczyzny. Była tak samo idealnie wyrzeźbiona, jak idealnie prezentował się całokształt łowcy. Przez myśl Emmanuela przemknęło nawet, że niemożliwym jest, by stworzenie to nie miało nic wspólnego z Inkubami. Demonami miłości wabiącymi swym ciałem, szeptami, spojrzeniem, najdrobniejszymi gestami. Bowiem Emmanuel pragnął poddać się białowłosemu łowcy, choć ten nie raczył zrobić nic, by choć spróbować go uwieść. Być może siedemnastolatek sam tworzył własne sidła. Działo się z nim coś niezrozumiałego, niepokojącego i wykraczającego poza wszelkie jego doświadczenia. Był zaintrygowany i zaniepokojony jednocześnie. Pragnął czegoś, czego nie potrafił nazwać, lecz wiedział, że miało związek z łowcą. Dlaczego szukał u niego schronienia. Dlaczego pchał się wprost w ramiona śmierci, ku własnej, nieuchronnej zagładzie? Gdy wrócił lekko skonfundowanym spojrzeniem do chłodnej, szarej barwy obcych tęczówek, uzyskał choć ułamek odpowiedzi. Te oczy, ich wyraz... Sposób w jaki patrzyły, to co mogło się za nimi kryć... Chciał wiedzieć. Pragnął zagłębić się w nie bardziej, niż ktokolwiek kiedykolwiek miał okazję. Nie potrafił zrozumieć, skąd pojawiły się u niego tak niedorzeczne i niebezpieczne pragnienia. Poddawał się im jednak podświadomie z chwili na chwilę.
    Nie komentując słów mężczyzny, gdy mu na to pozwolono, przekroczył próg pokoju, który w żaden sposób nie wyglądał lepiej od tego, w którym przyszło zatrzymać się Emmanuelowi. Jak mógłby jednak skupiać się na wystroju, choćby nawet zapierał dech w piersi, gdy miał przed sobą kogoś pokroju Adriena? Mężczyzna w niewytłumaczalny sposób pochłaniał obecnie każdy skrawek myśli Emmanuela, a sam chłopiec nie potrafił tego zwalczyć. Być może nawet nie chciał. Zdecydowanie wolał zajmować głowę Adrienem niż Doumą, choć obydwaj niezaprzeczalnie stanowili dla niego potężne zagrożenie.
    Tylko na chwilę przymknął powieki, czując na sobie dużą, męską dłoń, której dotyku w żaden sposób nie tłamsiły przemoczone ubrania. Gdy tylko spróbował się wycofać, zwrócił na niego swe łanie oczęta, patrząc stanowczo i wymownie, choć z jakąś delikatną prośbą. Wiedział, że poskutkowało, nim jeszcze mężczyzna ostatecznie się zgodził. Obdarował go delikatnym, subtelnym uśmiechem, mającym odzwierciedlać aprobatę dla tej decyzji.
    To nie jest tylko draśnięcie – szepnął, gdy już oboje siedzieli, a on mógł w pełni podziwiać paskudną ranę, z której wciąż sączyła się krew. Wyciągnął dłoń w jej kierunku, lecz zawahał się. Ciało łowcy było napięte, a on sam nie wyglądał na kogoś, kto lubi być dotykany bez ostrzeżenia. Emmanuel ze swą wyuczoną delikatnością i idealnym wyczuciem zerknął spod powiek na twarz mężczyzny. W jego spojrzeniu czaiło się niewinne pytanie o przyzwolenie, a gdy tylko je usłyszał, nieśmiało zbliżył się mocniej. Sięgnął po środek dezynfekujący dostępny w apteczce i z wyjątkowym skupieniem począł obmywać rozległą ranę. Tylko kątem oka zerknął  na dłoń Adriena skrytą pod poduszką. Napięte mięśnie świadczyły o tym, że zaciska pięść. Czyżby zaciskał ją na czymś? Emmanuel przełknął nieco nerwowo ślinę, przypominając sobie o własnym położeniu. Igrał z ogniem. Odsunął jednak niepokojące myśli na bok, powracając spojrzeniem do głębokiego cięcia. Najdelikatniej jak tylko potrafił, zajmował się raną, z jakimś zamyśleniem wpatrując się w pokrywający skórę szkarłat.
    Jego dłoń zadrżała, gdy przed oczyma stanął mu obraz, który pamiętał wyraźniej, niżby chciał. Krew, wszędzie krew. Rozcinane żyły, szkarłat tryskający z przeciętej tętnicy, duszność, smród, metaliczny posmak. Jeżeli było to możliwe, jego twarz stała się jeszcze bledsza niż zwykle.
    Dopiero po kilku sekundach uświadomił sobie, że z dziwnym wyrazem i przestrachem w oczach wpatruje się w ranę, zamiast kontynuować opatrywanie. Jego dłoń wisiała w miejscu, podczas gdy gaza zdążyła przesiąknąć krwią. Odetchnął powoli, wymieniając ją i kontynuował. Udało mu się całkiem sprawnie pokryć ranę gazami, a potem sięgnął po bandaż. By obtoczyć nim ciało mężczyzny, musiał zbliżyć się mocniej. Czuł jego intensywny zapach, znów uderzyła w niego ta silna aura... Przez chwilę go otumaniło i trwał tak w jednej pozycji, przytulony do mężczyzny, z dłońmi trzymanymi za jego plecami w celu przekazania sobie bandaża. Szkarłatne tęczówki tępo wpatrywały się w klatkę, aż w końcu powoli, mozolnie przesunęły się po niej ku górze. Zatrzymały się dopiero, napotykając spojrzenie łowcy. Znów nie wiedział, co robi, znów nie potrafił znaleźć wyjaśnienia i nie zważał na to, jak dziwnie wygląda sposób, w jaki się zachowywał. Uchylił usta, jakby miał zamiar coś powiedzieć, jednak zamknął je zaraz, wbijając spojrzenie w pięknie wykrojone usta, które teraz znajdowały się tak blisko niego. Przypomniał sobie smak ledwie wyczuwalnego muśnięcia, którym te właśnie grzeszne usta uraczyły go kilkadziesiąt minut temu. Zapragnął sprowokować je do powtórki. Nie miał jednak na tyle śmiałości.
    Jesteś bardzo spięty – wymruczał w końcu gardłowo, niekoniecznie wiedząc co, i dlaczego mówi. Dłoń, która nie trzymała akurat białej rolki, przesunęła się po napiętym ramieniu łowcy. Tym, które kończyło się dłonią ukrytą pod poduszką. Chłopięce palce opuszkami smagały jasną, chłodną skórę, a szkarłatne oczy jakby bez celu, z przejmującą głębią i w hipnotycznym transie, spoczęły na jasnych tęczówkach łowcy.
    Jego serce jakby na chwilę przestało bić. Coś było nie tak. Atmosfera, która wytworzyła się być może tylko w jego głowie... nie była normalna. Nie należała do tego świata. Nie była czymś, czego powinien doświadczać. Co się z nim działo?
    Zastygł i nie potrafił wykonać żadnego ruchu, jakby faktycznie zapadł w hipnozę. Jednak obudził się z niej tak gwałtownie, jak wcześniej zatracił. Szybko spuścił wzrok, zabrał dłoń z ramienia mężczyzny i odsunął się nieco, przeciągając kolejną warstwę bandażu na przód.
    Opowiedz mi coś o sobie, proszę – wyszeptał, nie ważąc się unieść spojrzenia, które teraz wbijał w stopniowo pokrywaną bandażem ranę. – Czy jest więcej takich, jak ty? Egzorcystów? – Jego głos był cichy i spokojny. Delikatny niczym śpiew, choć niewątpliwie ludzki i wcale śpiewem nie był. Otoczył się grubą warstwą pozorów, samemu zaczynając mieć problem z odróżnieniem prawdziwych reakcji i odczuć od tych fałszywych. Było to jednak jego najmniejsze na tę chwilę zmartwienie.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Faust Czw 25 Mar 2021, 23:24

         Obojczyki niczym rozłożone łabędzie skrzydła, biała, smukła szyja ukryta za kawałkiem materiału. Adrien widział siebie, zupełnie jakby stał obok i obserwował, jak pochyla się nad nim, jak z czcią bada każdy kawałek skóry. Jak zahacza palcami o wyspy ramion, jak zatapia się w jeziorach łokci. Jak spija smak z wąskich dolin wytyczanych przez przebijające się przez blada skórę smugi żył. Jak wraca, niespiesznie i z czcią, niemal nabożeństwem, jakby Emmanuel był aniołem… Jakby był…
         Nie, Raphael nie pamięta kim, ale ma wrażenie, że… wraca do zasnutych mgłą tęczówek i ust tak pogryzionych, że aż nabrzmiałych niczym pąk róży. Gdyby dotknął ich lekko swoimi, skosztowałby z pewnością najsłodszej na Ziemi krwi.
         Wzrok mężczyzny niemal pali. Wyżyna się na ciele, porównuje, bada i zagląda. Czego nie widzi na pierwszy rzut oka, to sobie wyobraża i jest pewien tylko jednego – jakkolwiek doskonałe nie byłyby jego wyobrażenia, nawet w połowie nie dorównują rzeczywistości. Nie pamięta, by reagował tak na kogokolwiek, ale nie może się oprzeć wrażeniu, że powinien to znać. Boli go kawałek lodu w lewej piersi, bolą go płuca, gdy próbuje oddychać, a ból jest tak namacalny i rzeczywisty, że zapomina na moment o ranie na ramieniu. Ta zresztą nie ułatwia niczego – to przez nie Emmanuel raz po raz zbliża się do niego. Jakby próbował opleść go ramionami. Jakby próbował otulić skrzydłami, ale cofa je, za każdym razem, gdy Raphael gotów jest złapać go w sidła. Skrępować i rzucić nim mocno o ziemię. Posiąść. W ten najbardziej z grzesznych i potępianych sposobów. Chcę się wedrzeć w niego, w tego pięknego chłopca, posiąść jego ciało i duszę. Chce nim zawładnąć nim zrobi to ktokolwiek inny i pragnienie to jest tak silne, że niemal nierzeczywiste.
         Raphael westchnął ciężko i spiął się jeszcze bardziej. Nie był nieśmiały i nie obawiał się tego ślicznego młodzieńca, wręcz przeciwnie. Z takim trudem panował nad sobą…
      — Hm? Egzorcystów? Więcej? — Przez moment nie wiedział, o czym Emmanuel mówił, dopiero po chwili przypomniał sobie własne kłamstwo. Tak, historyjka, bajeczka, którą sprzedał naiwnemu śmiertelnikowi zamiast, jak zwykle, wyczyścić mu pamięć. Chłopiec znów był blisko, znów go dotykał.
          Wystarczyło Raphaelowi wykonać jeden gest i po sprawie. W dalszym ciągu jednak nie zdecydował się na to. Nie chciał, by on o tym zapomniał. By zapomniał o nim. By zapomniał co zrobił. Jak pozbawił istnienia demona, jak odesłał go do piekieł, jak musnął emmanuelowe usta swoimi, jak te słodko pachniały i… Boże. Raphael stąpał po kruchym lodzie. Co gorsza upadek nie groził jedynie jemu, a jednak w żaden sposób mu to nie przeszkadzało. Altruizm kończył się w miejscu, gdzie zderzał się z nieopanowanym i nienazwanym pragnieniem.
      — Nie ma ich wielu… Paru —odkaszlnął spoglądając na swoją ranę. Świeżo nałożony opatrunek nasiąkał krwią szybciej, niż Emmanuel nadążał owijać kolejną warstwę. Był trochę zły na siebie, że nie potrafi prowadzić rozmowy, ale to nie było jego specjalnością; rzadko mówił, nigdy nie opowiadał. Cisza była krępująca, ale Raphael lubił dźwięk przeplatających się z sobą oddechów. Ze zniecierpliwieniem pozwolił się opatrzyć do końca, po czym złapał smukłe nadgarstki w delikatne, acz nadspodziewanie silne i zdecydowane dłonie. Emmanuel, nim zdołał się spostrzec, został wciśnięty głębiej na łóżko, oparty o ścianę, a Raphael pochylał się nad nim niczym drapieżnik, z kolanem między jego nogami, palcami odcinając dłoniom dopływ krwi.
      — Baardzo cię proszę, Emmanuelu, nie zadawaj pytań, na które nie chcesz znać odpowiedzi — Oczy Łowcy znów jarzyły się na czerwono w ten szczególny sposób, co na pustej, zalanej deszczem ulicy. I tym razem ich moc była skumulowana na jasnowłosej istocie.
    Tak znajomy.
      — Powiedz raczej co ty tutaj robisz. I powiedz, dlaczego nie miałbym wezwać policji, by zajęła się nieletnim uciekinierem — szepnął wciąż pozostając w tej samej pozycji, ba, przybliżył się jeszcze bardziej, niebezpiecznie zbliżając twarz do szyi chłopca. Długie, białe włosy wodospadami opadały na pościel, na kolana i ramiona.
    Raphael poluzował uścisk po dłuższej chwili, widząc, że nadgarstki zaczynają nabierać sinej barwy. Ściemniało się. To był… taki ciężki dzień.
      — Dziękuję za pomoc, Emmanuelu. Ale na przyszłość… mógłbym być zwykłym mordercą, a ty swym aktem dobroduszności stałbyś się moim wspólnikiem. Albo… ofiarą.
    Ofiarą.
    Zabrzmiało złowróżbnie.  
    Zabita gwoździami okiennica obskurnego hotelu otworzyła się nagle wpuszczając do pogrążonego w półmroku pokoju silny podmuch wiatru. Pachniało… spalenizną.
    Choć Raphael nazywał to… odorem śmierci.
      — Wyjdziemy dziś wieczorem. Zjemy coś. — Postanowił wstając zwinnie z łóżka i naciągając na siebie czystą koszulę.

    Sponsored content

    Fałszywe życie Empty Re: Fałszywe życie

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Nie 19 Maj 2024, 06:00