Nightcall

    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Faust Sob 27 Lut 2021, 11:10

               Dorian nie mógł bez końca unikać patrzenia w oczy dawnemu kochankowi. Kelner krążył wokół nich co chwilę starając się zerkać na nich ukradkiem, ale wychodziło mu średnio i Dorian zaczął się irytować. Już wcześniej jego nerwy były napięte jak struny, najlżejszy, nieuważny dotyk mógł sprawić, że pękną. Tylko Adler wiedział jak się z nim obchodzić… Kiedyś. Kiedyś, zanim szarpnął wszystkimi pozbawiając Doriana pozbawionego tchu.
    Vane posłał mężczyźnie wściekłe spojrzenie, na co ten zatrzymał się w pół kroku i zawrócił do kuchni.
         — Nie przepadam za słodkim — zmarszczył brwi w odpowiedzi na wzmiankę o deserze. Nie jadał ciast od dłuższego czasu, bycie na ciągłej diecie eliminowało większość przyjemności, wśród których słodycze były największym wrogiem. — Mniejsza, domówimy coś potem. A co do dublerów — Dorian zamyślił się i zamieszał swoją latte długą łyżeczką, którą po chwili wyjął i wsadził sobie do ust oblizując ją dokładnie. Przez chwilę milczał skupiając na sobie nie tylko spojrzenie Jamesa. — Podejrzewam, że i tak by nie przeszli, bo ten film to takie soft porno z aspiracjami i fabułą, ale wciąż za dużo w nim kontaktu fizycznego. Dublerzy nie mają sensu o tyle, że musieliby zagrać większość. — uderzył łyżeczką o zęby i wargę, wciąż się nią bawił. Kelner obserwował go z taką miną, jakby miał zamiar tę łyżeczkę złapać jak tylko wyjdą i samemu wylizać albo sprzedać na Ebayu na astronomiczną kwotę. — I nie musisz mnie uspokajać, nie stresują mnie. Pewnie nie wiesz, ale grałem w kilku gejowskich filmach i mam małe doświadczenie, i rzadko kiedy korzystam z pomocy dublerów. Praktycznie nigdy, chyba że scena przerasta moje fizyczne możliwości, ale staram się przygotować do filmu w każdym możliwym aspekcie. — Drgnął gdzieś w środku, ale udało mu się zachować kamienną twarz. Widziałeś i czułeś. Kurwa. Dojrzały Dorian, oaza spokoju, samozaparcia i wstrzemięźliwości miał ochotę na samą myśl o tym co ich czekało wsadzić sobie rękę w spodnie. Żeby James mu…
               Możliwe, że policzki nabrały lekkiego koloru, ale Dorian zanurkował w swojej kawie. W samą porę, bo na stolik wjechały zamówione dania; kelner odważył się i zanim podał im sztućce poprosił obu o autografy. Vane nie robił problemów i nie wszczął awantury, podpisał się i udał, że nie widział błysku flesza gdzieś z rogu sali. Jednocześnie jednak wstrzymał oddech i lekko przybliżył się do Jamesa, jak dawniej. Jak wtedy, gdy mógł na niego liczyć w każdej sytuacji.
         — Um… tak… To będzie zabawne. Spotkanie po latach, co? — Miało to wyjść zabawnie i lekko, ale w rzeczywistości nieudany żart zawisł między nimi złowrogo. Żadnemu nie było do śmiechu, a już na pewno nie Dorianowi. — Spoko, nauczę się roli na pamięć, żeby nie walnąć w ciebie jakimś dziwnym tekstem podczas sceny pocałunku. Albo jak będziesz na mnie leżał — Nie, to również nie wyszło dobrze. Pamiętał wcześniej kręcone sceny, nieważne jak luźno podchodzili do nich aktorzy, to wciąż było leżenie na sobie całkiem nago i symulowanie pewnych ruchów. Boże… Będzie się musiał zaopatrzyć w jakieś leki rozluźniające i otumaniające, by jakoś to przetrwać… z godnością…
         — Z pozdrowieniami od menedżera, wino na nasz rachunek. — Zadowolony z siebie kelner położył na stole drogie, czerwone wino oraz dwa kieliszki. Skłonił się i odszedł zadowolony z siebie nie widząc twarzy Doriana, który miał minę, jakby coś w niego uderzyło. Wszelkie kolory odpłynęły s jego twarzy i odsunął się wręcz na krześle.
         — Przecież nie piję. Wszyscy wiedzą, że nie piję… — powiedział szeptem. Na bankiecie bardzo uważał, by nikt go nie zobaczył, a teraz… — Wyrzucą mnie z ekipy, jeśli pojawi się plotka, że… — spojrzał na Jamesa z wyraźnym przerażeniem łapiąc go za rękę, domagając się reakcji, pocieszenia… czegokolwiek… ale w tym momencie po raz kolejny błysnął flesz aparatu, a Vane nie panując nad sobą, jak zwykle działając pod wpływem emocji złapał wino i rzucił nim o ziemię.
         — Jak możesz przynosić komuś wino, wiedząc, że jest na cholernym odwyku! Tak, na odwyku! Oddawaj to! — skierował się teraz do osoby, która zrobiła zdjęcie. Facet był postawny i dwa razy większy od Doriana, ale to aktorowi wcale nie przeszkodziło w rzuceniu się na niego. — To wy mi zniszczyliście życie, tymi wszystkimi zdjęciami. Nie piłem, usuń to zdjęcie, i poprzednie też!
    Nieszczęście wisiało w powietrzu.
    Adler
    Adler
    Lost Soul

    Punkty : 226
    Liczba postów : 46

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Adler Sob 27 Lut 2021, 11:11

    - Nie chodziło mi o to – wyprostował, a przynajmniej spróbował, spinając się nieco. Mimowolnie. Ledwo zauważalnie, ale jednak. Generalnie potrafił przebrnąć przez wywiady, stresujące i ciężkie sytuacje, bez większych oznak stresu czy nerwów, ale były momenty i tematy, gdzie cała jego swobodna postawa uginała się i załamywała. Gdzie powstawały pęknięcia i rysy, niszczące fasadę spokoju i humoru. – Nie sądzę abyś to zepsuł. Nie ma tutaj nawet niczego do psucia.
    Nastąpiła chwila ciszy, zanim nie zastukał palcem o kubek. Nie tak to miało brzmieć, nie tak… Ogólnie. Nie jakby próbował wbić mu szpilę na milion sposobów, zwyczajnie próbują być uprzejmym. Miłym. Łagodnym.
    Boże. Normalnie taki był, nie wiedział co w niego wstępowało momentami. Nie zdążył jednak otworzyć jadaczkę i przeprosić, bo naprawdę nie chciał tworzyć problemów przed tym jak mieli się niemalże pieprzyc na planie, całować, ocierać, podrywać. Być. Nie zdążył, bo obok nich pojawił się kelner, stawiając na ladzie wino. Wysokiej jakości, całkiem dobre, francuskie. James znał je bardzo dobrze, pamiętając jego smak, tę odrobinę cierpkości, a jednocześnie łagodną słodycz, tworzące lekkie wino, pasujące niemalże do wszystkiego. W tym również samotnych nocy, wypalanych fajek i zgaszonych świateł.
    Znał je bardzo dobrze, bo w pewnym momencie pił go zdecydowanie za dużo i za często, budząc się następnego dnia z bólem głowy, kacem moralnym i obietnicą nie powtarzania tego nigdy więcej. A przynajmniej bez porządnej okazji, bo tego jednego wieczoru zdecydowanie wypił więcej niż powinien. Prawdopodobnie gdyby wtedy nie wybrał numeru Doriana, gdyby nie opanował się w ostatnim momencie, rozłączając się po dwóch sygnałach zanim ten odebrał, to dalej by je pił. Dalej by mu smakowało.
    Dalej kojarzyło się z czymś przyjemnym, zamiast kolejną próbą zmycia z siebie wszystkiego odnośnie Doriana.
    Dłoń nagle znalazła się na niego, wybudzając go, a tuz po tym coś błysnęło i rozniósł się znajomy dźwięk spękanego szkła. Odruchowo próbował sięgnąć dłonią po butelkę, ale jedyne co dostał to parę kropel na palce oraz odłamki, odbijające się od jego dłoni. Wybity z myśli, dalej jeszcze nie do końca obecny, ale wystarczająco, aby podnieść się i złapać Doriana za barki, przyciągając go do siebie. Niemalże od razu wykrzywiając wargi, bo to był kolejny odruch z wielu, zdobyty podczas imprez, gdy ten był zaczepiany albo sam zaczepiał. Kiedy James pojawiał się przy jego boku, niczym rycerz w zbroi, zgarniając go nieco dla siebie, a nieco broniąc. Wszystkiego po trochu.
    - Dorian – jego głos był miękki, jeszcze miększy niż zwykle, co tez było cholernym nawykiem. Programowaniem w jego mózgu i ciele, kiedy specjalnie przeciągał strunę i próbował specjalnie spróbować drugą osobę. Zasłaniając nieco sobą chłopaka, a jednocześnie zawisając na nim w ten luźny sposób. Brakowało tylko pytania „jakiś problem?” które wisiało między nimi. – To nie jest żaden dowód na to, ze piłeś – powiedział, podnosząc wzrok na mężczyznę. Zsuwając mimowolnie dłoń po plecach Doriana w czasie mówienia. – Dostaliśmy prezent od restauracji, tak samo jak on dostanie premię od swojego szefa, a od Twojego agenta pismo do sądu o próbę zniesławienia, nachodzenie i parę innych rzeczy – poklepał go po plecach niezgrabnie, zanim nie wyszedł już totalnie przed Vane’a, zasłaniając go sobą. – A tuz po tym ode mnie. Ale myślę, ze możemy się dogadać w inny sposób. Zajmę się tym – rzucił do niego przez ramię, zerkając na jego rękaw. Który był nieco w winie. – Łazienka – podbródkiem wskazał na plamy.
    Ignorując to, ze właśnie wychodzili na przyjaciół albo kogoś więcej. Oficjalne jednak… Znali się. „Przyjaźnili” jak to powiedział ostatnio.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Faust Sob 27 Lut 2021, 11:12

               Atak nieopanowanej histerii wisiał już w powietrzu, wystarczyły ułamki sekund… Ale nie nastąpił. Pojawiło się za to gwałtowne spięcie mięśni i chwilowe trudności w oddychaniu. Dorian musiał użyć całej swojej siły w to, by nie zapaść się nagle w przeraźliwie znane ramiona. Całe lata cholernej walki z samym sobą i nałogami, całe lata pełzania po dnie i wspinania się mozolnie w górę. Wywalania setek gazet z fałszywymi oskarżeniami  i głupimi plotkami. Całe lata oduczania się numeru telefonu Jamesa, zapominania jego dotyku, głosu i zapachu, porannych nawyków. Żeby w ułamku sekundy poddać ciało pod jego dotyk.
               Miał wrażenie, że już nigdy nie przypomni sobie jak oddychać, zakaszlał lekko czując wręcz ból w okolicach mostka. Mimowolnie odsunął się od Jamesa, bo jego bliskość sprawiała, że czuł się rozwalony bardziej niż przed momentem. A to nie pomagało w ukojeniu nerwów i uspokojeniu się.
    Jego ręka przesuwająca się w dół kręgosłupa… Vane miał ochotę wygiąć się ku niej niczym kot spragniony pieszczot, do tego stopnia, że wręcz go to sparaliżowało. Tyle pracy…!
    A jednak wystarczył tembr jego głosu, spokojny ton i spojrzenie zdolne kruszyć kamień, tylko James, James Adler był w stanie uciszyć najprawdziwszą burzę w jednej chwili. I nic się znowu nie liczyło, gdyby tylko to było takie proste… Naprostowanie dróg, odbudowanie spalonych mostów… odebranie setek połączeń, które zignorował i cofnięcie wiadomości, które wysłał…
         — Tak, poplamiłem koszulę… — powiedział cicho wycofując się odrobinę. Nie chciał patrzeć ani na kelnera, ani na mężczyznę, który zrobił zdjęcie, zostawił ich Jamesowi, który jak zawsze był czarujący i ujmujący. Doskonały w sklejaniu tego, co Dorian rozpierdolił.

         — Przepraszam, ja naprawdę nie wiedziałem… nie jestem żadnym reporterem, chciałem mieć tylko wasze zdjęcie… nie zamierzałem sprzedać go do żadnej gazety. Uwielbiam pana, panie Adler, tak samo jak pana Vane’a… nie stać mnie na prawników — mężczyzna wyglądał na szczerze skruszonego, ale trudno było stwierdzić czy naprawdę nie udawał. — Usunę zdjęcie — Podsunął Adlerowi swojego smartfona i na jego oczach wcisnął DELETE.
               Dorian jak zwykle miał skłonności do histerii.
               Kelner zerkał na nich co chwila pozornie zajęty sprzątaniem bałaganu. Rozbite szkło chrupało mu pod nogami, a wino znajdowało się dosłownie wszędzie. To raczej nie był jego wymarzony dzień w pracy, podobnym klientom pewnie pluł do posiłków i Adler naprawdę musiał mieć maksimum uroku osobistego, by uspokoić całą tę sytuację oraz ludzi biorących w niej udział.

               Dorian z nieskrywaną ulgą zamknął za sobą drzwi łazienki. Miał gdzieś umoczony winem rękaw, samo zbliżenie go na wysokość twarzy powodowało reakcję zbliżoną do torsji zmieszaną z niezrozumiałym pragnieniem. Miał ochotę się napić, jak cholera. Zdarzało mu się to podczas trwania odwyku i po tym co właśnie zaprezentował, gdy kilka dni wcześniej pokazał się Jamesowi na bankiecie w stanie wyraźnie wskazującym… Nie, to wszystko była jego wina.
    Vane pochylił się nad umywalką i przemył lodowatą wodą twarz, potem pod strumieniem zanurzył rękaw koszuli próbując wywabić plamę. James go tu wysłał.
    James przyjdzie i nie pozwoli, żeby Dorian wyszedł z łazienki sam narażony na ostrzał oskarżycielskich spojrzeń.  Na pewno.
    Adler
    Adler
    Lost Soul

    Punkty : 226
    Liczba postów : 46

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Adler Sob 27 Lut 2021, 11:13

    Odetchnął.
    Powoli wypuścił powietrze, próbując uspokoić swoje dudniące w uszach serce wraz z krwią. Dudniące i szumiące, tłumiące nieco słowa mężczyzny, który grzecznie się wytłumaczył. Rzucając mu spłoszone spojrzenie, kuląc się w sobie i kasując zdjęcie. Sprowadzając tą spektakularną scenę do niczego innego jak groteskowego wybuchu. Drobiazgu, który jak zwykle wywiódł ich na manowce.
    Niepotrzebne zamieszanie, po którym trzeba było posprzątać. I skoro Dorian ogarniał siebie, Jamesowi zostało zajęcie się resztą - przeproszenie gości, obsługi i zapewnienie, że zapłaci za wszystko. Mieli szczęście, że właściciel był miłym panem, miejscowym, którego syn namówił na ten biznes (i wyjechał z żoną na wakacje, cwane).
    To wymagało czasu. Te rozmowy o niczym, dosłownie czyste, bezsensowne paplanie.  Kiedyś James nienawidził tych rozmów, nic nie wprowadzających, nie zmieniających, będących jedynie czymś co zabierało mu czas, a teraz stał się nierozłączną częścią ich. Nie tylko potrafił je kontynuować, ale i rozpoczynać. Jego urok osobisty nabierał innego znaczenia. Zmieniał się, był płynny i w tym momencie bardziej... Gwiazdorski niż kiedykolwiek.
    Dorian miał dość czasu na pięciokrotne przepranie koszuli i dziesięciokrotne wysuszenie jej. Dość czasu na ucieczkę przecznicę dalej, gdyby w łazience znajdywało się okno przez które dałby się radę przecisnąć. Zabawne. Jeszcze parę lat temu nie tylko Dorian uciekał w ten sposób, a oni obaj, byleby szybciej wyjść z imprezy, znaleźć się sami. Zachłannymi dłońmi już w korytarzach próbując po siebie sięgać, aby w końcu dopaść się zza zamkniętymi drzwiami w małej kawalerce z materacem w rogu pomieszczenia i dwoma brudnymi kubkami po porannej kawie na blacie. To miało swój urok. W jakiś pokręcony sposób było wszystkim czego chcieli i czego potrzebowali, zamknięci w tej jednodniowej rzeczywistości.
    Dorian miał dość czasu, aby zwątpić i wyjść z miną zbitego psa, oczywiście pod przykrywką tego cholernego arystokraty, którego miał wypisanego na twarzy. Zanim jednak odnalazł wzrokiem Jamesa, ten złapał go za nadgarstek i pociągnął w stronę wejścia dla pracowników. Przeciągając go przez kuchnię, zaplecze i na tyły restauracji, puszczając dopiero tam. Wsuwając od razu dłonie do swojej kurtki, pochylając głowę, kuląc się nieco. Odruchowo, zanim nie wyprostował ramion. Był wręcz zaprogramowany na to. Na swoją głupotę w byciu dotykalskim, następnie odrobinę skruchy i w końcu odwagę, gdy próbował to jakoś wziąć na siebie. Przyjąć na klatę. Trochę w męskim stylu samca alfa, a trochę skromnego bohatera.
    - Przepraszam - za łapanie cię, szarpanie. Za nie przyjście. Ale nie za zostawienie cię samego, wtedy gdy potrzebował, nie za wybranie siebie, zamiast ich. Nie za podanie Dorianowi rozpałki, za pomocą której puścił wszystko z dymem. To było lekkie i ulotne, dosłownie jak przeprosiny, gdy wpadniesz na kogoś w sklepie albo gdy się potkniesz. Nie takie, gdy realnie, z głębi swojego serca żałujesz. - Przed restauracją pojawił się prawdziwy reporter. Ktoś z klientów musiał go wezwać, prawdopodobnie fan tego beznadziejnego wina - wykrzywił lekko wargę, w teatralnej pogardzie, bo chociaż wina nie były złe, tak on dalej... Wolał piwo. To Dorian był z tych lepszych sfer. Mający lepszy gust, lubiący coś poza browarem, telewizją i kanapą. Wspinaniem się po górach, próbowaniem regionalnych, tanich potraw, spaniem pod namiotem. - I nie broń go. Oboje wiemy, że francuskie wino z piwnicy... - zamknął się w porę, bo wspomnienie włamania się do piwnicy jednego z Doriana wujków, robiąc mu nieco na złość, a nieco dobrze dla samych siebie było... Nie powinni wracać do wspomnień. Tu i teraz, James, skup się. - W każdym razie odprowadzę cię - bez żadnego samochodu, bez ich ochrony. Bez niczego. Tylko oni. Sam nie wiedział co o tym jeszcze myślał. - Co jest ryzykowne, bo nie wiem gdzie śpisz, ale... - zaśmiał się krótko, cicho, próbując jakoś rozładować atmosferę. - Nie zaszkodzi nieco spalić tej porannej kawy. A potem paru kilogramów mięśni. Wiesz co powiedział mi asystent kamerzysty? - spojrzał na niego, odwracając się tyłem do drogi, a przodem do niego. - Że wyglądam jak gwiazda porno - mówili też, że jest za masywny i że wygląda jak z photoshopa. - I wtedy... - zaśmiał się. - Pamiętasz Luca? Tego kamerzysty, który proponował, że nas nagra kiedyś? - to była jedna z niewielu osób, którzy o nich wiedzieli. Dosłownie czystym przypadkiem facet się dowiedział, a potem psychol rzucał takimi tekstami na prawo i lewo testując jego cierpliwość.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Faust Sob 27 Lut 2021, 11:16

               Dorian odczekał kilka pierwszych minut pochylając się nad umywalką i wpatrując w swoje pobladłe odbicie. Kogo widział James patrząc na niego? Widział przeszłość, kogoś, na kim mu zależało i kogo kochał w tych przyćmionych, podkrążonych oczach? Czy czasem sobie… przypominał? Czy po prostu widział w nim zmęczonego życiem, zniszczonego nałogami i wspomnieniami faceta, którego najzwyczajniej w świecie było mu żal, nad którym się po prostu litował?
    „To drugie”, stwierdził po kolejnych kilku minutach, gdy pewność, że mężczyzna nie przyjdzie do niego, urosła do bardziej oczywistych rozmiarów i nie wiedzieć czemu bardzo go to… Chwilowa euforia, która zaczęła się w nim budzić, gdy James wstawił się za nim bez mrugnięcia okiem, nagle oklapła, zniknęła bez żadnego śladu. Jakby nagle zgasło w nim coś, co na krótką chwilę przebudziło się po raz pierwszy od wielu lat.
               Zaprał koszulę restauracyjnym mydłem i wysuszył pod suszarką do rąk, mimo wszystko przez cały czas zerkając w stronę drzwi. Na moment serce mu zamarło, gdy te się otwarły, ale to tylko jakiś obcy mężczyzna wśliznął się do środka nie poświęcając Dorianowi nawet krótkiego spojrzenia.
    Vane westchnął i uznawszy, że minęło już wystarczająco dużo czasu, by dać Jamesowi dziesięć szans na przyjście do niego albo poderwanie wszystkich obecnych w restauracji, opuścił łazienkę. Gotów do poniesienia konsekwencji i serii przeprosin, został zmieciony jednym spojrzeniem i jednym gestem. Pociągnięty na zaplecze i na tyły restauracji, z obijającą się gdzieś w tyle głowy myślą, że nie przeprosił, że zrobił z siebie diwę, i że… Że James po nim posprzątał. Jak, kurwa, zwykle. Jak wtedy, gdy ogarniał go nawalonego podczas jednego z wywiadów, którego udzielali poważnej gazecie tłumacząc go wysoką gorączką i skutkami ubocznych leków. Jak wtedy, gdy Dorian zwiał z sesji zdjęciowej przez okno w kiblu twierdząc, że fotograf próbował go macać, podczas gdy ten po prostu próbował wyciągnąć mu kij z tyłka i ustawić w odpowiedniej pozie całkiem niewinnie. Jak wtedy, gdy zaliczył stłuczkę po wypaleniu trawy i James przyjechał po niego i wziął na siebie odpowiedzialność.
    Zawsze go ratował. Zawsze, pieprzony Kapitan Ameryka z sercem na dłoni, kurwa jego mać. Nic dziwnego, że nie potrafił bez niego oddychać.
          — Chciałem przeprosić! — zaoponował zabierając mu rękę trochę zbyt panicznie. Zmarszczył brwi i odetchnął — Znaczy, ciebie też przepraszam. Jestem strasznie drażliwy na tym punkcie, gdyby ktoś zobaczył, że piję miałbym kłopoty. Gdyby zrobił nam zdjęcie z butelką wina na stole nikt nie zatytułowałby artykułu „Spotkanie starych przyjaciół” albo „Adler smakosz eleganckich trunków”, tylko „Vane znów pije”. — przewrócił oczami zdając sobie sprawę, że nie dalej jak parę dni temu napił się wina na bankiecie dotyczącym promocji filmu. Ale wtedy nikt poza Jamesem go nie widział.
    Ruszyli powoli, chłód upewnił Doriana w tym, że nie do końca dokładnie dosuszył koszulę, ale nie miało to żadnego znaczenia. Nie musiał zwracać na takie rzeczy uwagi. Nie w tej chwili, gdy wpatrywał się w drugiego mężczyznę, który naprawdę, ale to naprawdę dokładał wszelkich starań, żeby poprawić mu humor. Na próżno, bo takie zachowanie wciskało go coraz głębiej w mały ciasny i ciemny kąt, wpychało w ramiona depresji i trudnego do przeskoczenia żalu i tęsknoty. Ale doceniał to, naprawdę.
         — Pięćdziesiąta piąta. Na początku. Niedaleko — rzucił niedbale nawet nie próbując udawać, że nie chce, żeby Adler go odprowadzał. Kurwa, spotkali się po latach, po tym co przeszli, i mimo wszystko, znowu pozwalał sobie na to, żeby James tak naturalnie wskoczył na miejsce jego oparcia, kogoś, kto zawsze jest. — Ech, co — Gdy sens słów mężczyzny dotarł do niego, Dorian zatrzymał się jak wryty. Znowu lawina wspomnień poruszona nieopatrznym słowem. — Pamiętam go — powiedział ostrożnie — Tak samo jak to, że kiedyś po pijaku faktycznie chcieliśmy to zrobić — kącik jego ust drgnął, ale trudno byłoby nazwać to uśmiechem — ale racja, wyglądasz jak gwiazda porno. No i marzenie naszego znajomego kamerzysty prawie się spełni, ostatecznie i tak będziemy na granicy pornosów. Pomijając fakt, że wszystko będzie udawane — Nie mógł się powstrzymać przed drobną złośliwością, ale myśl, że wkrótce będą… Nie, nie myśl o tym, nie teraz.
               Gwałtownie złapał Adlera za ramię, jak zwykle w ten porywczy dla siebie sposób, i przyciągnął do siebie. Serce zabiło mu mocniej, kiedy ich ciała obiły się o siebie, więc prewencyjnie niemal w tej samej chwili sam od niego odskoczył. Na pytające spojrzenie Jamesa odpowiedział swoim wskazując mu latarnię, która niemal wyrosła im na drodze, a idący tyłem nie miał prawa jej zauważyć.
         — Ech, wracając do naszej rozmowy — tym razem Jamesowi nie mogło się wydawać, te miękkie usta rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu, i nawet jeśli ten nie obejmował oczu, to wciąż nadawał jego twarzy… Prawie wyglądał jak dawny, szczęśliwy Dorian, zgubiony gdzieś lata temu. — Skoro żaden z nas nie zamierza korzystać z pomocy dublerów, to może ustalmy jakieś hasło, czy coś, gdyby któryś z nas nie dawał rady Bardziej ja niż tyAlbo jak się zrobi krępująco czy coś. I… tu mieszkam. Niedaleko, co? Ale możemy się jeszcze przejść do sklepu, zrobiłbym zakupy, a ty dobrze wyglądasz w roli mojego ochroniarza. Postawię ci piwo za fatygę, ale nie zaproszę do środka, bo półnaga sprzątaczka, którą zwykle wynajmuję ma dziś wychodne i nie zdążyła posprzątać. — Gadał, gadał, gadał. Jak bardzo musiał być zdenerwowany, to wiedział tylko James, który wciąż musiał pamiętać, jak gadatliwy się Dorian stawał, gdy czymś się stresował.
    Adler
    Adler
    Lost Soul

    Punkty : 226
    Liczba postów : 46

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Adler Sob 27 Lut 2021, 11:17

    - Ale naprawdę… Nie sądziłem, ze kiedyś do tego dojdzie – pokręcił głową, bo kiedyś było kiedyś. Mniej lub bardziej zamkniętym etapem, niekiedy oddalonym mile od rzeczywistości i teraźniejszości. Tak myślał wobec niektórych wykroczeń i wyskoków, tak myślał wobec męsko-męskich spraw. Związków. Filmów. Jakoś nigdy do głowy mu nie przyszło, ze znajdzie w tym miejscu, gdzie będzie udawał geja, a właściwie… Udawał kogoś kto jest gejem, jednocześnie udając, ze sam nim nie jest. Skomplikowane. Absurdalne.
    Kłamliwe.
    I jak nie lubił kłamać, tak teraz nie wiedział czy poradzi sobie mówiąc jedynie prawdę.
    - Hasło? – uniósł lekko brew, wsuwając mocniej dłonie do kieszeni, bujając się nieco niczym pięciolatek przyłapany na gorącym uczynku, niespokojny, bądź butny chłopiec, mający to złudne wrażenie, ze trzymał w garści cały świat. – Jak… Czerwony? – zażartował nieco, nie mogąc się powstrzymać. Jego skojarzenie było jasne i klarowne, nie wymagało żadnych wyjaśnień ani uzasadnień. – Albo cokolwiek innego. Nie kręci mnie BDSM, ale nie wiem jak zareaguje przy tej scenie, więc może postawmy na coś bardziej neutralnego – wyjrzał ponad jego ramieniem na ulicę, szukając sklepu o którym ten mówił, oblizując szybko wargi. Nawet nie wahając się specjalnie, zanim nie kiwnął głową. – Może „rugby”? Najgorsza gra świata, nie wiem co może zepsuć drugiej stronie bardziej nastrój niż to – próbując jakoś zmienić temat, nadać mu lżejszy charakter, mógł nieco spłycać problem. Omijać go. Teraz bardziej specjalnie niż nie, czując się dziwnie – nieswojo, źle w swoim własnym ciele – gdy poruszali takie tematy. Gdy poruszali coś, co naprawdę miało prawo się zdarzyć, co było bardzo możliwe, bo samo wspomnienie zgrabnych pośladków, szczupłych ud i długich palców, było czymś co prześladowało go przez lata. Co czasami… Co czasami było bardzo złe, a czasami tragiczne.
    Gdyby Dorian tylko wiedział o tym co James robił z jego wizerunkiem. Gdyby wiedział w jakich momentach przypominał go sobie, w jakich momentach wpadał na niego.
    Gdyby tylko wiedział jak wiele razy James dochodził z kimś innym, życząc sobie bycia z nim. Wyobrażając to sobie, przypominając, czując.
    Momentami sam sobą był obrzydzony.
    - Następnym razem mnie zaprosisz na kawę – przerwał mu, ruszając wzdłuż ulicy, podnosząc twarz w stronę nieba. Pokazując mu idealnie zarysowaną szczękę, świetny profil i szeroką klatkę piersiową. Pokazując mu wszystko to, co Dorian mógł mieć (co miał), a po co teraz nie miał jak sięgnąć.
    Pozornie.
    Pozornie trzymając dystans, tą fasadę niedostępności. Pozornie będąc kilometry dalej. Pozornie udając, ze mu nie zależy.
    - I powinieneś kupić sobie jakieś owoce – dodał, wchodząc do sklepu. Właściwie wrzucają mu parę sztuk oraz lizaka dla siebie, pozwalając im krążyć między alejkami. Zbierać przypadkowe produkty, jak i te, które były konieczne, przy kasie odruchowo sięgając po swój portfel i kartę, ręką odsuwając rękę Doriana. Będąc dżentelmenem od siedmiu boleści.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Faust Sob 27 Lut 2021, 11:19

               Pewien rodzaj rozbawienia wkradł się na skupioną i poważną dotychczas twarz Doriana. Vane prychnął wręcz krótki, urywanym śmiechem i natychmiast zasłonił sobie usta, jakby ów wybuch miał mu w czymś zaszkodzić. Pozornie do niego nie pasował, do smutnego, porzuconego i załamanego chłopca, ale przez ułamek sekundy jego jasne oczy znów były jasne i pełne tych znajomych iskierek.
         — Jak uważasz. Mogę rzucić zwykłe „spierdalaj”, ale mówię to w filmie tyle razy, że pewnie nie odróżniłbyś tego od scenariusza. — westchnął idąc za Jamesem jak potulny kociak za matką. Nie potrafił mu się sprzeciwić, powiedzieć NIE, nawet jeśli patrzenie na niego zbyt bolało. Jakby sytuacja z restauracji nie wymagała zimnego prysznica i długiego lizania rozdrapanych nagle ran, nie, nie, kiedy mógł je drapać dalej znając konsekwencje późniejszego bólu i dotkliwszego swędzenia. Celowo wchodził w paszczę lwa, specjalnie lgnął do ognia wciąż jeszcze pamiętając ból poprzednich poparzeń. Ale kiedy patrzył w jamesowe oczy, w jego znajomy uśmiech, nie potrafił o tym myśleć. To wszystko było tego warte, nawet jeśli w życiu nie chciałby już tego dla siebie.
               Nie. Nienawidził go.
               Zostawił za sobą i nigdy nie chciałby do tego wracać.
               Ale, patrząc prawdzie w oczy, Adler był najlepszą i najprawdziwszą rzeczą, jaką Vane kiedykolwiek mógł posiadać.
         — Pakujesz je dla mnie czy dla siebie? — zmierzył Jamesa wskazując mu rzeczy, które wsadzał do koszyka. — Nie potrzebuję twoich rad, nie jem dużo, firma cateringowa przywozi mi specjalnie zbilansowane posiłki. — Właśnie widać było efekt tychże posiłków, wychudzony Dorian będący cieniem nawet samego siebie. Jego skóra zdawała się być wręcz półprzezroczysta, tym bardziej zaskakiwał fakt, jak wiele siły potrafił włożyć w uścisk.
    Nieoczekiwanie właśnie zacisnął palce na nadgarstku Adlera i wciągnął go w alejkę z żarciem dla zwierzaków. Na jego zaskoczone spojrzenie odpowiedział przyłożeniem palca do ust.
         — Mój agent… — westchnął pochmurniejąc. Sprzeczka z poprzedniego dnia wciąż wisiała nad jego głową i nie miał ochoty na kontynuację, a ta niechybnie by nastąpiła, gdyby James zobaczył go w towarzystwie… Jamesa. O tej godzinie Dorian powinien kończyć swój posiłek i iść na siłownię dla utrzymania formy, zakupy w osiedlowym sklepie i koszyk wypchany słodyczami i winem (bo to podrzucał cały czas) nie świadczył najlepiej o nowych zwyczajach. Na dodatek koszula Vane’a, choć uratowana w restauracyjnej łazience od trwałej plamy, była niechlujna i pomięta.
    Dorian przysunął się do Adlera tak, że niemal stykali się klatkami piersiowymi i spojrzał na niego nieco z dołu.
         — Dzięki za pomoc. — Dorian uśmiechnął się bezczelnie i wcisnął Jamesowi do ręki plik banknotów. Czyżby domyślał się, że Adler sowicie zapłacił właścicielowi restauracji i fotografowi w ramach zadośćuczynienia? Może widział jak mężczyźni ukradkiem liczyli pieniądze i połączył fakty? Zanim jednak James mógł zaprotestować, Vane uciekł mu z zasięgu wzroku i skierował się w stronę agenta.
    Wyglądało na to, że zaczęli się kłócić, Dorian wyglądał przy mężczyźnie jak zbity pies. Agent złapał go za ramię i mocno szarpnął niemal siła wypychając ze sklepu, ale na zewnątrz objął go mocno i pocałował. Do domu wrócili obejmując się, choć Dorian nie mógł odżałować wina pozostawionego w koszyku Adlera.
               Rugby, tak?
               Szkoda, że nie działało, kiedy trzepał sobie pod prysznicem.
    Adler
    Adler
    Lost Soul

    Punkty : 226
    Liczba postów : 46

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Adler Sob 27 Lut 2021, 11:20

    Łapanie nowych zwyczajów, tych dobrych, nigdy nie było mocną stroną Vane’a.
    Wiedział to James (jeden i drugi), wiedzieli to jego znajomi, rodzina. Cały świat. Nigdy to nie było żadną tajemnicą, ta destruktywna strona chłopaka, na którą ten przeważnie dobrowolnie się zgadzał. Opuszczając głową, pozwalając decydować za siebie w wyborze diety, ubioru, filmu czy chłopaka. Pozwalając traktować siebie jak dziecko, przeprowadzić przez świat jakby tak właśnie miało być.  
    Jakby wszystko, łącznie z nim, było na swoim miejscu.
    James wsunął dłoń do kieszeni, w drugiej trzymając koszyk. Udając zainteresowanego sklepem, jego artykułami i swoim otoczeniem, jednak wzrokiem sięgając dużo dalej. Przyglądając się szarpaninie, opuszczonej głowie, czystej, prawdziwej i tak obrzydliwie szczerej skrusze.  Jakby nie miał prawa wychodzić poza bezpieczny obszar, jakby właśnie zerwał się ze smyczy. Jakby powinien być w zasięgu ręki inaczej mogąc zrobić sobie krzywdę.
    Prawdopodobnie drugi James był właśnie jego ostoją. Katem i kochankiem w jednym. Wciskając swoje dobre chęci, swoje wielkie serce i plany, domagając się w zamian wyrozumiałości, bo przecież to wszystko było dla Doriana. Bo przecież mógł mu dać cały świat, ale ta suka musiała mu okazać nieco wiary i szacunku. Zaufania.
    Odwrócił się, przełykając gulę w gardle. Wiedząc – mając ogromną, ślepą i naiwną nadzieję – ze to tylko jego przypuszczenia i wyobrażenia. Prosta nadinterpretacja sceny.
    Bo przecież Dorian nigdy by do tego nie dopuścił.
    Co nie zmieniało faktu, ze jego lekkie zainteresowanie (Dorian był w końcu jego byłym chłopakiem i starym przyjacielem), przerodziło się w lekką obsesję. Powinien wiedzieć jak to się może skończyć, już kiedy obserwował ich w sklepie, ale ta myśl umknęła mu gdzieś pomiędzy „wykorzystywanie” i „uzależnienie”. Tymczasem teraz, obserwując ich z boku, zastanawiał się czy to była chwilowa słabość, utrata kontroli nad nerwami, czy szanowny pan James dopracował udawanie do perfekcji.
    Jako aktor powinien wiedzieć gdzie się kończyło udawanie a zaczynały prawdziwe emocje, ale po tylu latach jego wrażliwość (a raczej brak) nie pozwalała sięgnąć dalej niż wczuwanie się w rolę.
    Być może dlatego nie wiedział jakie konkretnie uczucia pojawiały się na twarzy agenta Doriana. Był sztywny, może nieco niezadowolony, ale nie wydawał się zły. Nie wydawał się zazdrosny, kiedy James właśnie zaciskałby szczęki i walczył z własnym odruchem wstawienia się między Doriana, a… Racja. A jego samego.
    Co oznaczało, ze wypadało przejść do działania. Oddania wody Adriannie, która wyjątkowo nie wykrzywiała warg na takie traktowanie (naprawdę aż tak dziwnie się zachowywał?), wejście na scenę powstrzymanie odruchu przeczesania włosów. Byli w świetle reflektorów, pośrodku jakiejś głupiej scenerii jego biura, z ekipą czekającą na ich ruch, wyłapującą każde potknięcie, aby mogli odgrywać to raz za razem, dopóki wszyscy nie będą usatysfakcjonowani.
    Emocje. Cały film kręci się wokół pokazania człowieka zakochanego, samotnego, nieszczęśliwego i chorego z obsesji. Widzimy jak ktoś nie może pogodzić się sam ze sobą, a jednocześnie nie potrafi odpuścić. To jak kochanie ptaków i budowanie im klatek.
    - Uwaga! – głos Andersa, tego samego, który tyle gadał podczas ostatniego wywiadu rozbrzmiał wśród innych, uciszając ciche szepty. – Akcja!
    James przesunął palcami wzdłuż biurka, powtarzając czynność, którą ostatnio przerwali, okrążając mebel. Naprawdę duży i ciężki mebel (nie mogli wybrać mniejszego? Czuł się jakby szedł wieczność), czując jak emocje się w nim kumulują, zanim nie dał im nieco ujścia, pochylając się do przodu, opierając dłonie o fotel w którym siedział Dorian, przysuwając go do siebie siłowo. Zbliżając ich twarze do siebie.  
    - I co jeśli nie chcę? – co jeśli nie chciał tego zostawiać, jeśli nie chciał być grzeczny, jeśli nie chciał siedzieć w biurze i trzymać rąk z dala od Doriana. – Chcę ciebie – i będzie go miał. Bo taką postać grał. Bo taki był w życiu. Bo gdzieś granice się zamazały, a cechy obojga zlały, kiedy pochylił się, wypuszczając falę pożądania, która trawiła postać od tygodni. Tą całą tęsknotę i niecierpliwość przelał w pocałunek, a jeśli dał nieco za dużo siebie… To kto mógł go winić?
    Nikt nie wiedział o tym poza nim samym. I Dorianem.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Faust Sob 27 Lut 2021, 11:22

               Dorian, niczym feniks z popiołu, wstawał każdego ranka. To odradzanie i wieczne zapominanie. Zdolność tłumienia, wieczne pozory i wyjątkowo skuteczna maska; tylko to pozwalało mu przeżyć kolejny koszmarny dzień. Potrafił napełniać płuca powietrzem jeszcze tylko dlatego, że już dawno zapomniał, że można się łudzić w jakiejkolwiek kwestii.
    Opuszczenie gardy, zwieszenie ramion i pochylenie głowy było po prostu prostsze i mniej bolesne. Przez ostatnie lata tę uległość opanował do perfekcji i, co gorsza, ta zupełnie mu w życiu wystarczała. Był z Jamesem, bo tak było wygodniej. Bo ten nim kierował. Mówił kiedy się uśmiechać, kiedy płakać, kiedy przepraszać i kiedy i co udawać. Mówił mu co zrobić, co ubrać i co powiedzieć.
    Całkowita bierność, która była mu obca przy Adlerze, teraz całkowicie opanowała jego życie. To było proste i bezpieczne Opłacalne. Zwracające się w setkach tysięcy dolarów za wywiady, sesje i bankiety.
    Próbował to sobie powtarzać wpatrując się w oczy byłego kochanka na środku planu.
               Cisza z jego strony po raz kolejny trwała za długo i po raz kolejny musieli przerwać zdjęcia.
    Vane miał wrażenie, że zwróci wczorajszą kolację. Śniadania nawet nie ruszył i wyglądał rzeczywiście jak przerażony, doprowadzony do granic bohater, którego grał.
    Poprawka.
    Wcale nie musiał grać.
    To było kolejna próba, a Dorian miał wrażenie, że zaraz zemdleje z nerwów. Na samą myśl, że w następnej scenie, że lada chwila… Kurwa mać…
    Włożył cały wysiłek w zachowanie chłodnego wyrazu twarzy i mało nie padł słysząc „dobrze, dalej” w miejsce spodziewanego „stop”.
    Odgarnął włosy i uśmiechnął się w pewny siebie, bezczelny sposób, przez cały czas wpatrując się w twarz Adlera. Postaci, którą grał.
         — Nie powinien pan… Nie powinieneś… — zrobił krok w tył nabierając powietrza, gdy ramię filmowego szefa objęło go w pasie. Kamera zrobiła ujęcie na jego twarz, więc spuścił wzrok starając się nie myśleć o tym, że jego zwykle blade policzki tym razem nie potrzebowały żadnej charakteryzacji dla imitacji zawstydzenia. Drgnął czując na swoim powietrze ciepły podmuch powietrza…
               Rugby… Rugby! Rugby, kurwa!
               Złapał Adlera za krawat  przyciągając do siebie i przylegając do jego ciała własnym tak ściśle, jakby byli dwoma przeciwnymi biegunami magnesu. Rozchylił usta pozwalając językowi byłego kochanka wsunąć się do ich wnętrza i pozwolić mu na sianie spustoszenia nie tylko w jego ciele, ale i umyśle. Możliwe, że w którymś momencie zupełnie zapomniał o scenariuszu, ale nikt im nie przerywał, nikt nie mówił dość, tylko patrzyli… Patrzyli na ten nagły ogień, na upokorzenie Doriana, na rozpacz i tęsknotę, na chwytanie się Jamesa i przeszłości resztką sił. Westchnął pozwalając, by pocałunek przeradzał się w coś głębszego, intensywniejszego, żeby…
         — Ekhm… — Chrząknięcie usłyszał niemal przy swoim uchu. Niemal odskoczył od Jamesa; odepchnął go zdecydowanie i spojrzał na reżysera z autentyczną paniką w oczach.
    Vane, doceniam twoje zaangażowanie, ale to jeszcze nie ten moment. Jesteś molestowany przez szefa. Chcesz coś osiągnąć, niekoniecznie przez łóżko, przynajmniej nie na tym etapie. Zachowanie szefa cię dezorientuje i obrzydza. Próbujesz go odepchnąć i przywołać do rzeczywistości. On ma żonę, poukładane życie. Ty nie chcesz wyjść na dziwkę. Gotowy?
    Vane kiwnął głową, ale na widok zbliżającego się Adlera poczuł, że kręci mu się w głowie. Sam krzyknął „stop” i wybiegł z planu.
               Reżyser skwitował to jedynie krótkim wzruszeniem ramion. Pracował już niegdyś z Vane’m i wiedział, że o ile jego zachowanie bywa kłopotliwe, o tyle zyski z filmów z nim potrafią to wynagrodzić. Zarządził półgodzinną przerwę.
               Dorian wyleciał na zewnątrz ignorując szare, smarkające deszczem niebo. Drżącymi rękami usiłował rozpalić papierosa, ale na próżno.
    Nie przewidział tego, sądził, że może być ponad to. Że sobie poradzi, że nie będzie uczuć i wspomnień. A tymczasem zupełnie zapomniał o scenariuszu i fabule i… I wcale nie uspokajało go to, że James mu nie przerwał, że kontynuował i pozwalał mu na to wszystko.
    Adler
    Adler
    Lost Soul

    Punkty : 226
    Liczba postów : 46

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Adler Sob 27 Lut 2021, 11:22

    Cholera. To nie tak miało być. To nie tak powinno się zacząć, nie mówiąc o samym zakończeniu. Zakończeniu pocałunku, nie niczego innego, chociaż James nie pogardził by też każdym innym zakończeniem, w tym lepszym i mocniejszym wydaniu. W jakimkolwiek wydaniu, podpowiedział cichy głos z tyłu jego głowy. Podświadomość. Pragnienie. Zapewne nie z głowy, a z jego podbrzusza. Prosto z jego półtwardego kutasa, którego dyskretnie poprawił, bo nikt nie musiał wiedzieć, że reagował jak pies Pawłowa, zaprogramowany na dotyk Doriana.
    Pocałunki. Same w sobie, przeklęte, pocałunki. Nawet jeśli dobre (naprawdę dobre) to były dalej tylko pocałunki. Nie powinien tak reagować. Nie miał 19 lat, nie był napalonym nastolatkiem, który myślał najpierw penisem, a potem resztą ciała. Nie był tą samą osobą, którą zostawił daleko za sobą (wraz z Dorianem i jego pocałunkami), a jednak dalej reagował na to wszystko.
    Odwrócił się w stronę ludzi, przecierając przegubem usta, wycierając z kącików warg resztki śliny, pozornie pozbywając się namacalnego dowodu złamania nie jednej, a paru obietnic, które wymógł sam na sobie. Pozbywając się tego, co było widoczne dla innych, jednak dla samego siebie nie wytarł dłoni. Nie wypił niczego. Pozostawiając smak do końca dnia, będąc w środku małym, brzydkim perwersem, którego ukrywał przed światem. Którego ukrywał tak jak wszyscy swoje zboczenia, zamykając w skrzynce, owijając łańcuchami, chowając w skrytce pod dywanem. Zamknięty. Bezpieczny. Nieistniejący.
    I to, tak jak wszystkie te sekrety trzymane w cieniu, w końcu musiało się wydostać.
    - Powinniśmy pogadać – dziesiąta w nocy, telefon z recepcji, bo James nie miał nawet jego cholernego numeru. Nie wiedział gdzie spał, nie wiedział, gdzie się kierować. Nie wiedział jak nie trafić na jego agenta, a jednocześnie doskonale wiedział, że mógł na niego trafić. Unikał tego, a jednocześnie czekał. Co oznaczało, że prawdopodobnie powinien iść do łóżka, zanim stać przy wysokim kontuarze, opierając się luźno łokciem o blat, mrugając okiem do recepcjonistki, bo przecież wszystko było w porządku. Bo przecież wcale nie dzwonił do swojego byłego z którym przez cały dzień kręcił scenę pocałunku, bo wcale nie mieli się trzymać od siebie z daleka, bo wcale cały świat nie patrzył na nich. Bo wcale lekko nie przeciągał słów, nie zmiękczał ich na końcówkach, w tej uroczej manierze po paru głębszych. – Myślisz, że będziesz wolny za kwadrans? W restauracji. Będę czekać – rozłączył się, podając telefon kobiecie, dziękując jej ładnie, zanim nie skierował się na górę. Wracając na najwyższe piętro, aby oboje mogli zachwycać się (dla odmiany) widokiem, a nie sobą.
    Brzydkie kłamstwo.
    Doskonale wiedział, że nie będzie patrzył na nic poza samym Dorianem.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Faust Sob 27 Lut 2021, 11:24

               Właśnie tego typu słów Dorian panicznie się bał. Oznaczały bowiem, że jego, jak sądził, solidna fasada okazała się równie ulotna co dym z papierosa. Tak naprawdę nie miał już gdzie uciekać. Został zapędzony pod ścianę i szafował się ucieczką wzdłuż niej ze świadomością, że prędzej czy później będzie musiał się zatrzymać i stanąć twarzą w twarz ze wszystkim, co od lat spychał na samo dno podświadomości.
               Przełknął nerwowo ślinę i odpowiedział Jamesowi niedbałym kiwnięciem głowy starając się nie myśleć o tym czy usta Adlera są równie nabrzmiałe i wilgotne co jego własne.
    Nerwowo ścisnął hotelową słuchawkę i spojrzał na swojego partnera rozwalonego na kanapie przez wielkim plazmowym telewizorem i raczącego się Bourbonem podczas oglądania jakiegoś tandetnego porno. Przewrócił oczami.
         — To chyba nie jest dobry pomysł. — szepnął tak, by agent go nie słyszał.
         — Vane, skarbie, jak już skończysz rozmawiać zadzwoń i zamów coś do jedzenia — Ton głosu mężczyzny wywołał ciarki na plecach u Doriana. Nie lubił takich wieczorów, nie lubił, gdy James agent spychał go do roli zwykłej podrywki z baru i ignorował go, gdy chciał rozmawiać albo wyjść.
         — Dobra, przyjdę. — powiedział jeszcze ciszej i zanim odłożył słuchawkę, rzucił do niej z naciskiem — Poczekaj.
    Nie mógł odwlekać tej rozmowy, gdyby odmówił, nazajutrz i tak stanąłby twarzą w twarz z Adlerem. Lepiej uporać się z tym od razu i…
               Mógł z nim przecież porozmawiać na planie podczas przerwy. Po skończeniu zdjęć. A nie o pierdolonej dziesiątej w nocy, kiedy nie wypadało już dzwonić, a co dopiero spotykać się z byłymi kochankami.
    Żołądek Doriana zacisnął się w supeł. Jakaś część jego pragnęła, by partner rozbudził się i zabronił mu wychodzić, ale nie; ten wlewał w siebie coraz więcej alkoholu i ledwie zaszczycił spojrzeniem ubierającego się Doriana. Burknął coś do niego, ale nawet nie podniósł się z kanapy.

               Vane z duszą na ramieniu pojechał windą na samą górę do restauracji, z której rozciągał się widok na całe miasto. Do diabła, nie mogli pogadać w lobby albo w korytarzu?
    O czym chciał rozmawiać Adler?
    To pytanie nie dawało mu spokoju i nie ucichło w jego głowie nawet, kiedy go zobaczył. Poczuł znajome ukłucie ekscytacji i pożądania, jak niegdyś za każdym razem, gdy szli na spotkanie.
         — Jestem na chwilę, James jest w pokoju — zaznaczył na wstępie. Usiadł naprzeciwko Jamesa i grzecznie podziękował za menu, skorzystał tylko z wody z cytryną, choć w tym momencie najchętniej zamówiłby co najmniej wino. — Przyjemnie tu, nie jedliśmy tu jeszcze. Zawsze zamawiamy jedzenie do pokoju, albo jemy w restauracji na dole. No… mniejsza… — Dorian rozglądnął się. Przygaszone światła pozwalały na rozkoszowanie się widokiem gwiazd, delikatna muzyka sączyła się z głośników. Poza nimi było jeszcze kilka par, ale nikogo nie kojarzył.
               Dopiero po chwili pozwolił sobie na zatrzymanie spojrzenia na twarzy Jamesa. W tym przytłumionym świetle jego zielone oczy nabrały nieskończonej głębi i jakiegoś takiego wyrazu…
    Dorian poruszył się niespokojnie.
         — Wiesz, nie możesz mnie ściągać o takich godzinach, zwłaszcza że jutro widzimy się na planie. O czym chciałeś… porozmawiać? — Dzielił ich od siebie co najmniej metr stołu. Ale mimo to Vane miał wrażenie, że James słyszy każde uderzenie jego serca.
    Adler
    Adler
    Lost Soul

    Punkty : 226
    Liczba postów : 46

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Adler Sob 27 Lut 2021, 11:26

    Kiwnął głową. Kiwnął nią, bo doskonale wiedział o mężczyźnie czekającym na dole na Doriana. Prawdopodobnie w łóżku albo pod prysznicem, może pracującego. Może siedzącego na kanapie, z laptopem na kolanach i okularami na nosie, zerkającego czasami w stronę drzwi, czekającego na niego. Tak bardzo domowego i intymnego, tak bardzo swojskiego, że James nie chciał nawet o tym myśleć. Kiwnął nią, a jednocześnie ruchem ręki zaprosił go do środka. Pokazując jeden z mniejszych stolików, tuż przy samej barierce, który zajął dwie godziny temu zastanawiając się, rozważając, wyobrażając i myśląc tak intensywnie, że w końcu musiał coś zrobić.
    Więc zrobił najgłupszą rzecz z możliwych – ściągnął na to pieprzone piętro obiekt swojej małej obsesji.
    Zgrabne zagranie, Adler. Powinien za nie dostać kolejną nagrodę, tym razem największego głupca w historii.
    Jedno jednak trzeba było mu przyznać – miał odwagę poprowadzić to dalej, jakby widok Doriana go nie wytrącił. Jakby doskonale wiedział co robił, kontrolował sytuacje, kiedy w głowie miał jedną wielką pustkę.
    Znowu się na niego zagapił.
    I know I stand in Line until you think you have the time to spend an evening with me
    - Myślałem, że przyszedłeś tutaj już wcześniej. Pięknie tutaj jest. Pasujesz do tego wnętrza – Jezu, praktycznie zamknął oczy, nie wierząc, że to powiedział. Pasował do wystroju, do klimatycznego oświetlania, do widoku i do tej cholernej piosenki, która poleciała w tle. James właśnie startował do kolejnej nagrody za głupotę.
    And if we go someplace to Dance I know that there’s a Chance You won’t be leaving with me
    Sięgnął po szklankę, wypijając połowę swojej wody z cytryną, nie próbując udawać, że wcale wcześniej nie wypił trzech szkockich, ale mając na tyle kultury i szacunku do Doriana, aby nie pić przy nim alkoholu. Próbować go nie korcić. Nie wystawiać na próbę. Zamiast tego siebie wystawiając siebie jak na tacy.
    Then afterwards we drop into a quiet little place and have a drink or two, and then I go and spoil it All by saying something stupid
    To było okropne. Te wszystkie rzeczy, których nie mogli dzielić. Pokój był wypełniony konwersacją, której nie mogli mieć.
    … And then I go and spoil it All By saying something stupid Like I love you
    - Wiem, że nie będziemy się przyjaźnić. Wiem, że już teraz nie jesteśmy przyjaciółmi, wiem, że lepiej ci z osobami, których nie znasz. Teraz jesteśmy praktycznie nieznajomymi, więc może…? – oparł się łokciami o blat, pochylając w jego stronę. Otoczeni półmrokiem, tajemnicą, pragnieniem i Frankiem Sinatrą. - Czy to, że chcę się z Tobą pieprzyć czyni to wszystko niezręcznym? Mogę to źle interpretować, ale Ty też to czułeś. Na planie. Nie kłam.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Faust Sob 27 Lut 2021, 11:27

               Powietrze można było kroić nożem, choć słabo wyczuwalna wieczorna bryza lekko poruszała ich włosami, zwłaszcza tymi należącymi do Doriana. Zbyt długimi, niesfornymi lokami, które przesuwały się po twarzy tworząc cienie i każdemu spojrzeniu nadając zupełnie inny, niezwykły wyraz.
               Pasujesz do tego wnętrza.
               Jak do każdego, w którym znajdował się Adler. Vane po prostu pasował do niego, dopełniali się i uzupełniali. Bardziej i lepiej niż ktokolwiek inny. Odpowiadali na swoje oddechy i uderzenia serca. Każdym gestem wpasowywali się w siebie tworząc jedność pomimo dwóch ciał.
               Dorian podwinął mankiety koszuli, którą założył wychodząc; zbyt elegancką jak na wmawianie sobie, że nie przyłożył się do swojego wyglądu przed wyjściem, i że mu nie zależy.
    Napił się wody i oblizał usta wpatrując się w Jamesa, wsłuchując się w muzykę, uśmiechając się mimowolnie w ten swój typowy sposób, który prawie nigdy nie obejmował oczu.
         — Co za tani tekst, James, myślałem, że stać cię na więcej — powiedział miękko i wezwał kelnerkę, by jednak zamówić jakieś lekkie danie. W apartamencie nie było niczego poza owocami, orzeszkami i litrami smakowej wody, agent bardzo pilnował jego diety. — M ó j  James nie jest specjalnie romantyczny, większość czasu spędza na pracy albo na bankietach charytatywnych. I woli bardziej wyrafinowane miejsca od tego. — powiedział cicho Dorian i machnął ręką nad swoją głową — Wiesz… bez tego wiatru i chłodu. I możesz zamówić alkohol jeśli masz ochotę. Nie przeszkadza mi to.
    Miał wrażenie, że czas się zatrzymał. Cisza była krępująca, choć dawniej potrafili milczeć godzinami w najgłębszym zrozumieniu. Jakby zapomnieli o tamtych czasach, gdy wystarczała obecność. Teraz… teraz o było za dużo. Za duże obciążenie, za wielki bagaż, który ciągnęli za sobą.
    Vane zakrztusił się wodą, nie spodziewając się takiej bezpośredniości.
         — Chcesz się ze mną… Jezu, James, zwariowałeś? — spytał drżącym szeptem czując jak ziemia ucieka mu spod nóg, a w głowie zaczyna się kręcić. Również nachylił się do Adlera wpatrując się weń uważnie. Z dziwnym pragnieniem i… bólem.
         — Też to czułem? Co czułem? Powiedz mi, James, gdy jesteś tak pewien… — Dorian podniósł się niespodziewanie. Adler przez ułamek sekundy mógł mieć wrażenie, że go spłoszył, że Vane teraz odwróci się i po prostu odejdzie, ale nie, nic bardziej mylnego.
    Obszedł stolik i stanął za Jamesem łapiąc go za rękę i ciągnąc za sobą w stronę tarasu. W stronę miejsca, gdzie muzyka grała głośniej, a gwieździsta noc tworzyła najpiękniejszy sufit świata.
    Oparł się o barierkę plecami i przyciągnął do siebie Adlera dłonie kładąc na jego biodrach.
         — To rzeczywiście trochę niezręczne, że chcesz mnie pieprzyć. Tak samo jak to, że... — Dłonie przesunęły się z bioder na pierś blokując tym samym Jamesowi mocniejsze przylgnięcie do Vane’a. — Co chcesz z tym zrobić? — spytał takim tonem, jakby ostatnim czego oczekiwał była werbalna odpowiedź.
    Adler
    Adler
    Lost Soul

    Punkty : 226
    Liczba postów : 46

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Adler Sob 27 Lut 2021, 11:30

    J E G O J A M E S.
    Dorian miał to wręcz wypalone na skórze. W formie słabego, ledwo widocznego znamienia, stworzonego czymś, co miało być powłoką. Pozorną przynależnością. James stąd czuł zapach nieco mocniejszych perfum, piżmowych, stworzonych dla facetów zdecydowanie, po 40, którzy osiągnęli sukces i chełbili się tym na prawo i lewo. Którzy jeździli volvo, nosili Wellingtona na przegubie, ubierali garnitur do kawiarni. Wierzcie mu, James naprawdę wiedział, że Dorian był zajęty. Ale wiedział też, że w jego ruchach brakowało tej prawdziwej przynależności. Tego brzydkiego zaklepania, zapachu nie Burberry, a drugim mężczyzną. Jego skórą, żelem do golenia, ulubionym sokiem. Gdyby Dorian naprawdę był w tym związku tak głęboko, James by to wiedział. By to czuł. By to miał na samym początku - napisanymi wielkimi, czerwonymi literami - zamiast na samym tyle. Gdzieś w odmętach świadomości.
    Podziękował za alkohol, nie traktując tego, jako podpuszczenia. Parę głębszych nie zwalało go z nóg, ale wystarczyło, aby jego wnętrze wypełniło ciepło. I chociaż nie obawiał się akcji poalkoholowych, tak dalej wolał się trzymać bardziej w ryzach.
    Nie po to, aby unikać swoich następnych ruchów, ale aby grać odpowiednimi kartami.
    Uśmiechnął się kącikiem ust, przeciwko sobie, widząc jego zaskoczenie. Oczywiście, że Dorian nie spodziewał się takiej bezpośredniości. Za to prawdopodobnie podchodów, urwanych zdań, ogólnej niezgrabności. Kiedyś, parę lat temu, James nie czekałby na przyzwolenie tylko go pocałował, teraz, bawił się bardziej w rozmowy i zapytania. Tak, aby oboje stali na tym samym poziomie. Tak, aby oboje wyrazili na to zgodę. Był wręcz przewrażliwiony na tym punkcie, jeśli chodziło o Doriana. Tak jak na każdym innym, który dotyczył chłopaka.
    Podniósł się, kierując z nim na bok, w cień. Tam, gdzie byli pozornie niewidocznie, zasłonięci i odcięci od świata. Tam, gdzie mogli rozmawiać na tematy, których nie powinni poruszać.
    Jezu, oboje byli z kimś, a jednak właśnie James odruchowo sięgał ręką do jego biodra, wyczuwając pod palcami kości, próbując się pochylić, próbując go pocałować, gdyby nie ręka na jego torsie.
    - Jestem pewien - powtórzył, jakby to miało jakieś znaczenie. Może i miało, może nie. To do Doriana należała ostatnia decyzja. Tak samo jak to, że trzymali jednak jakiś dystans, co było dobre. Bardzo dobre. Bezpieczne. James wziął głęboki oddech, próbując stanąć pewniej na nogach w tej sytuacji i w otoczeniu, odzyskać równowagę. - Chcę się z Tobą pieprzyć. I wiem co z tym zrobić, musisz mi tylko pozwolić zabrać się na dół, rozebrać i dalej będę wiedział co z Tobą zrobić. Wiesz o tym. Tak samo jak to, że masz wrażliwe uda, nie jesteś delikatny i nie lubisz dotyku na swoich żebrach. Powiedz tylko słowo. Jedno słowo.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Faust Sob 27 Lut 2021, 11:31

               Dobrze wiedział, do czego to prowadziło. Do czego mogło doprowadzić. Z całą wyrazistością widział konsekwencje i mimo podszeptów zdrowego rozsądku leciał w to wszystko niczym ćma do światła. Ale taki zawsze był Dorian. Od zawsze lgnął do wszystkiego, co było zmienne, niestałe, zbyt gorące i bolesne. Co mogło mu zaszkodzić, złamać i zniszczyć, bo w swoim życiu coraz rozpaczliwiej poszukiwał sensu, czegoś rzeczywistego i dobrego.
               Bo cały ten show biznes był jednym wielkim gównem zaprogramowanym na kilka uśmiechów, wyuczonych słów i garniturów spod ręki najlepszych projektantów. Bo całe to pierdolone życie kończyło się za drzwiami, za które nie mieli wstępu paparazzi, bo wszystko kończyło się w miejscu, gdzie piedestał zmieniał się w twardą ziemię, o którą trzeba było potłuc sobie kolana podczas klękania i otwierania ust w geście posłuszeństwa.
               Vane ze świstem nabrał powietrza starając się nie ulegać panice, kiedy barierka mocniej wbiła się w jego plecy w jasny sposób określając granice. Nie mógł cofnąć się jeszcze bardziej, nie mógł pozwolić na zmniejszenie dystansu.
    Na szczęście Adler nie próbował złamać  jego przestrzeni osobistej, on zawsze wiedział jak go uspokoić, w jaki sposób złapać za rękę, by wyrwać z otępienia i dodać otuchy. Nawet teraz, po latach, oczekując od niego odpowiedzi i podjęcia decyzji, nie robił tego w taki sposób jak James agent, dla którego nie istniało po prostu słowo „nie”.
         — Po co to robisz? — spytał cicho Dorian starając się nie myśleć o tym, jak niewiele wystarczyło się ruszyć, by otrzeć się o to sprężyste, ciepłe ciało. By popierdolić to wszystko, oprzeć głowę na jego piersi i zatracić się w jego oddechu i biciu serca. — Kurwa. Kurwa. — Vane potarł skronie i westchnął.
    James praktycznie go nie dotykał, ale same jego słowa sprawiały, że czuł podniecenie. Większe niż na planie filmu podczas pocałunku, większe niż kiedykolwiek z obecnym partnerem.
    Chryste, wystarczyło powiedzieć „tak” i rzucić się w przepaść głową w dół. Co by wtedy było? Kolejny skandal? Kolejne rozstanie, kolejne wyrzuty i awantury? Kolejne zdrady?
    Był prawie bliski wyrażenia zgody, ich oddechy mieszały się ze sobą, wargi muskały raz po raz. Dorian tylko czekał… Och jak tego pragnął.
    Ale ta myśl…
    Wspomnienie rozstania i tamten ból? Powolne umieranie i brak chęci, by podnieść się rankiem z łóżka? Jak mógł dla kilku ulotnych chwil bez obietnicy czegokolwiek wyrzec się wszystkiego, na co pracował latami? Poza tym pojawiła się ta jedna perfidnie złośliwa myśl: że będzie mógł mu odmówić, że tym razem to on odejdzie.
    Nachylił się do Jamesa, miękkimi wargami przesuwając wzdłuż jego małżowiny, lekko całując płatek ucha.
         — Opowiedz o tym mojemu chłopakowi, James. O tym, że chciałbyś mnie pieprzyć. W jaki sposób byś to zrobił. Opowiedz mu o tym, że waliłeś sobie pod prysznicem do myśli o mnie, że pieprzyłeś się ze mną tyle razy, że nigdy nie zdoła zatrzeć twojego wspomnienia. — Vane zassał płatek ucha i lekko musnął wargi Jamesa. — Nie. — powiedział cicho, ale jakby świadom, że jego oczy, ciało i przyspieszony oddech przeczyły słowom, powtórzył głośniej — Nie. I będę wdzięczny jeśli przestaniesz mi składać podobne propozycje. To, że kiedyś byliśmy ze sobą nie ma żadnego znaczenia. Nigdy nie miało — przy ostatnich słowach glos Doriana niebezpiecznie drgnął, a on sam wykręcił się w ramionach Jamesa  i wychylił przez barierkę patrząc w dół. — Nigdy więcej nie proponuj mi czegoś takiego.
    Adler
    Adler
    Lost Soul

    Punkty : 226
    Liczba postów : 46

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Adler Sob 27 Lut 2021, 11:32

    To było gorzkie. Rozlewało się po jego wnętrzu niczym coś gorzkiego, niekoniecznie wykrzywiającego wargi, ale nieprzyjemnego. Niesmacznego. Czegoś, co wolałoby się uniknąć, ale co miało prawo nastąpić. Bo w gruncie rzeczy James spodziewał się podobnej odpowiedzi. W gruncie rzeczy… W gruncie rzeczy naprawdę dobrze znał starego Doriana. I chociaż na pierwszy rzut oka ten tutaj wydawał się starszy, bardziej dojrzały i ostrożny, tak dalej gdzieś w środku był tym 19-latkiem, który biegł przed siebie, wyprzedzając wszystkich i wszystko.
    Sięgnął palcami po szklankę z wodą, przełykając gulę w gardle, przełykając tą gorycz i żal, do którego nie miał prawa. Który był nieuzasadniony, a jednak prawdziwy. Namacalny. Przełykając porażkę i swoją dumę, bo nie o to tutaj chodziło. Przełykając odruch i ochotę sięgnięcia po papierosa, a jednocześnie złapania Doriana za kark i przyciągnięcia go do siebie. Zajmując swoje zdradzieckie dłonie.
    Przełykając ochotę powiedzenia paru słów, bo Dorian wcale nie musiał słyszeć, że tak, trzepał sobie do niego. Że pamiętał jego ciało tak dobrze, tak dokładnie, żeby odtworzyć je z pamięci w środku nocy, podczas dzikiego seksu. Że dalej pamiętał jego zapach i smak.
    Kolejne łyki wody, bo wraz goryczą, pojawiła się ochota odpowiedzeniem atakiem na atak. Woda jednak była czymś niewystarczającym, aby go skutecznie zamknąć.
    Woda, powietrze i przestrzeń, której Dorian potrzebował, uciekając od niego (z nim) pod barierki. Pewne granice były przekroczone, a on nie miał zwyczaju się wycofywać. Nie radykalnie, nie z podkulonym ogonem i wrażeniem, że sięgał po coś, do czego nie miał prawa.  
    - Powiedziałeś mu, że go kochasz? Bo kochasz go, co? Masz to na myśli, zamiast odpowiedzi na sprośności, które ci mówi. Na to, że jesteś gorący i seksowny. Na to, że kiedyś miałeś ciarki na jego słowa. Na to, że zawsze ci to pomoże – pochylił się w jego stronę, ale Dorian po raz kolejny uciekł do niego, odwracając się tyłem. Drażniąc, ale nie oddając. Sprawdzając, testując i prowokując. Czekając, aż ktoś popełni błąd, interesując się za bardzo i intensywnie, czekając na ten jeden krok za dużo, aby zacząć pluć jadem, a potem znudzić się. – Bo przecież ci pomoże. Zawsze ci pomagało, ze mną szczególnie – wyprostowany, cofnął się. Pozwalając mu się domyślić, że mówił o ich kłótniach, o tych nieskładnie wykrzyczanych zdaniach z „kocham Cię”. O tym, jak oboje potrafili użyć tego jako tarczy, a jednocześnie broni. A potem jak oboje potrafili zamienić to na miękkie wyznanie, wyszeptane na ucho.
    Widok jego pleców zapewne nie był tym co Dorian chciał oglądać. Ale z drugiej strony był czymś lepszym niż jego śmiechem, odpowiedzią na żarty innych. Niż zapachem, gdy stali obok, gdy James zdecydowanie przechodził bliżej niż powinien, gdy nie pilnował się tak sztywno dystansu między nimi. Pozornie rozluźniając się, pozornie wcale nie polując. Pozornie nie mając oczu tylko na Doriana.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Faust Sob 27 Lut 2021, 11:34

               Dorian tracił grunt pod nogami i nie miało to nic wspólnego z wysokością na jakiej się znajdowali. Dotychczas piękny widok panoramy miasta zamienił się w milczącą groźbę,  a każda próba wzięcia głębszego oddechu kończyła się fiaskiem. Dorian zaczął mieć wrażenie, że coś zaciska się na jego szyi utrudniając oddychanie i choć zdawał sobie sprawę, że to jest tylko w jego głowie, że to nic więcej jak panika w odpowiedzi na celne strzały Jamesa, to rzeczywiście każdy wdech zaczął przypłacać bólem.
               Barierka, do której uciekał, stała się naraz ścianą klatki. Przez moment Adler miał okazję zobaczyć to charakterystyczne spojrzenie, gdy Vane zerknął w dół i w ciągu sekundy przez jego twarz przewinął się cały wachlarz najrozmaitszych emocji. Jego ręka drgnęła, gdy zaciskał palce na chłodnym metalu i wychylał się nieco za bardzo. Ale James nie musiał podchodzić i łapać go wpół, James nie musiał niczego.
    James musiał jedynie odsunąć się i darować sobie te wszystkie słowa, które wypluwał w stronę Doriana, którymi wyrywał z niego najodleglejsze wspomnienia.
    Nigdy nie byli idealną parą, zawsze się kłócili, ale po każdej kłótni wynagradzali ją sobie nawzajem liżąc własne rany. Te zadane dzisiaj nie mogły zagoić się jednak zbyt szybko.
         — Kurwa, James. Po co mnie tu zawołałeś? Myślałem, że chcesz się dogadać i przedyskutować pewne kwestie, ale to niczego nie ułatwia, przynajmniej nie mi. Chcesz trochę rzygania wspomnieniami? — wyraźnie było widać, że słowa Adlera bardzo go poruszyły. Nawet jeśli próbował chować ręce w kieszeniach opierając się placami o barierkę, to wciąż widać było, że drżą. Tak samo jak jego wargi.
    James nie miał prawa poruszać takich kwestii.
    Nikt nie miał prawa ich poruszać.
    Nikt nie musiał wiedzieć, że chaotyczne i rozpaczliwe wyznania Doriana spotykały się jedynie z chłodem i brakiem odzewu.
    To był chwyt poniżej pasa.
         — Ale teraz nie jestem z tobą — ochrypły głos Doriana załamał się nagle i wyraźnie, jakby nadmiar emocji przekroczył dopuszczalną skalę i próbował wylać się na zewnątrz każdym możliwym sposobem. Vane cofnął się o krok spłoszony, ale barierka wbijająca się w nerki stanowczo uniemożliwiła mu dalszą ucieczkę. — To ty mnie zostawiłeś wybierając swoją pieprzoną karierę, więc nie masz prawa mówić takich rzeczy. Kurwa, James, po cholerę kazałeś mi tutaj przyjść? — Był roztrzęsiony. Nie radził sobie ani z bliskością byłego kochanka ani z tym, że ten odwracał się do niego plecami. Nie było lepszej opcji, nie było mniejszego zła. Było jedno wielkie gówno, z którego nie dało się wyjść. A Dorian tonął, tonął bardziej rozpaczliwie niż zawsze. Bo tym razem nie mógł krzyczeć, bo nie było niczego, do czego mógłby uciec. Do niedawna po prostu schodził do hotelowego baru i pił dopóki jego głowa nie dotknęła blatu; potem budził się w dziwnych miejscach, u obcych ludzi, z głową lekką od jakichkolwiek wspomnień i samopoczuciem tak kiepskim, że nie liczyło się nic poza nim. Potem przez chwilę myślał, że związek z Jamesem agentem pomoże mu się pozbierać, ale im dłużej z nim był…
               Gdyby nie pojawił się Adler, być może coś by z tego było.
               Dorian, dotychczas stojący całkiem spokojnie nagle odchylił się gwałtownie do tyłu. Jego ciało wygięło się w niebezpieczny łuk nad barierką, jedna chwila, ułamek sekundy. I twarz aktora, który już teraz wyglądał jakby jego twarz zderzyła się z twardą powierzchnią chodnika w dole.
    Adler
    Adler
    Lost Soul

    Punkty : 226
    Liczba postów : 46

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Adler Sob 27 Lut 2021, 11:34

    - Twoimi czy moimi? – wypluł z siebie, zanim zdążył się powstrzymać, bo widocznie tyle lat powierzchownego zachowywania spokoju, dalej nie wpłynęło na jego temperament. Kurwa. Nie powinien tego mówić. Nie miał prawa tego mówić, nie kiedy to on podjął decyzję. Kiedy go zostawił, niszcząc wszystko co zbudowali, nawet jeśli nie było to nic pewnego czy stałego, to było ich. To byli oni.
    Nie był tym rodzajem faceta, co wchodził do życia innych z brudnymi butami, kłamstwami i bajkami, dając poczucie bezpieczeństwa, aby je nagle zabrać. Tylko dlatego, ze mógł.
    Nie był. Nie mógł być.
    A jednak właśnie, mimo wszystko, się staczał do niego.
    Po cholerę przyszedł? Powiedział mu! Powiedział mu to i mógł mu powiedzieć o wiele, wiele więcej. Przez krótką chwilę przez jego twarz przebiegł znajomy impuls, znajome wykrzywienie i powaga, kiedy naprawdę miał dużo do powiedzenia. Kiedy miał tyle do wyrzygania z siebie, że nawet Dorian nie zdołałby tego udźwignąć z całym swoim dramatem, płakaniem i upadaniem do rynsztoku.
    Ale zdołał udźwignąć ciężar swojego agenta na sobie, oddając się każdej nocy za swoją pieprzoną karierę, więc może wcale nie był taki delikatny.
    Mógł być naprawdę okrutny. Wiedział to on sam, wiedział to Dorian, ale nie wiedział tego świat.
    Odwrót był najlepszym wyjściem. Najlepszym, bo albo by się zabili, albo zaczęli pieprzyć, w zależności od scenariusza. I której opcji by James nie wolał, tak decyzja dalej należała do Doriana. Tylko do niego. Tak jak to pieprzone picie, głodowanie i wychylenie się przez barierki.
    Jego ciało drgnęło, kiedy Dorian wychylił się. Nie spadł, nie miał prawa spaść z barierką ustawioną sporo powyżej jego pasa, a tym bardziej z półpiętrem, metrowym zabezpieczeniem na podobne przypadki. Na szaleńców, którzy w ułamku sekundy podejmowali decyzję albo nawet tych, którzy się wahali. Którzy tracili równowagę po alkoholu, zdrowe zmysły i rozum.
    Dorian oficjalnie nie był samobójcą, ale... Ale pewne rzeczy nigdy nie były dopowiedziane. Nie były jasne.
    Nie były, bo nie chciały być. James wolał o tym nie myśleć, chociaż wizje dopadały go w środku nocy, prześladując i męcząc. Zawisając nad nim, czając się z tyłu głowy.
    Mimo wszystko, w ten obrzydliwy sposób, był wdzięczny za Agenta. Bez niego - być może - nie byłoby już Doriana. Gdyby nie on, Dorian mógłby być martwy. Mógłby próbować się zabić, dokładnie tak samo jak robił to po jego odejściu, skazując siebie na powolne samobójstwo ćpaniem i piciem.  
    I mimo wszystko był teraz też wdzięczny za pojawienie się Jamesa, objęcie dłonią ramienia Doriana, szarpnięcia go ostro, przyciągnięcia do siebie i wysyczenia prosto w jego twarz agresywnych słów. Co on robi. Dlaczego go nie było na dole. Powinien przy nim być.
    Powinien być dosłownie przy jego nodze, gdzie było jego miejsce, James dopowiedział w głowie, zaciskając oczy. Odwracając się, póki agent go nie widział, odchodząc, nawet jeśli nie pragnął niczego tak mocno, jak znaleźć się przy jego boku.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Faust Sob 27 Lut 2021, 11:36

         I to by było na tyle. Kolejna gorąca wymiana zdań bardziej przesycona seksem, erotyzmem i uczuciami niż ostatni rok pieprzenia się z agentem. Dorian zacisnął usta mogąc liczyć jedynie na widok pleców Jamesa. Pierdolonego Jamesa, który nie miał żadnego prawa znów zjawiać się w jego życiu. Który nie miał prawa mówić, że chciałby się z nim pieprzyć.
               Nie miał prawa do niczego, od chwili, gdy wyjechał. Gdy zerwali.
    I Dorian powinien był o tym pamiętać, przecież do dzisiaj nie potrafił stanąć na nogi po tym wszystkim. Lata leczenia i walki z nałogiem diabli wzięli w chwili spotkania z Adlerem. Cały ten związek był puszką Pandory, która przez odrobinę nieuwagi została otwarta.
         — Kurwa, miałeś zamówić pierdolone żarcie i nigdzie nie wyłazić wieczorami bez ochroniarzy — syknął agent prosto w twarz otępiałego Doriana niemal opluwając go śliną. — Dobrze wiesz, że te jebane hieny tylko czekają aż ruszysz sam dupę, nie mam zamiaru znów sprzątać, gdy zrobisz coś głupiego.
    Nie przebierał w słowach. Ten James nigdy nie przebierał w słowach, nie potrafił mówić tak pięknie jak Adler. Nie potrafił budzić uczuć, umiał tylko łamać i krzyczeć.
    Dorian skrzywił się, gdy mężczyzna szarpnął go za ramię odrobinę zbyt mocno. Jakaś kelnerka przyglądała się im ukradkiem próbując cokolwiek usłyszeć, ale na próżno. Agent wiedział na ile mógł sobie pozwolić publicznie, zawsze się hamował. Zawsze zatrzymywał się o krok przed granicą, która mogłaby wywołać plotki.
         — Wrócisz teraz grzecznie na górę, a ja upewnię się, że nikt nie narobi nam kłopotów i wezmę coś do jedzenia.
    Posłuchał go, bo to była dobra, bezpieczna opcja. Bo nie mógł zrobić niczego innego, bo James powiedział mu co robić, by nie patrzeć za odchodzącym byłym kochankiem. Za którym miał ochotę pobiec, by wyrzygać mu jeszcze trochę gorzkich słów, żeby go zranić i skrzywdzić, żeby obiecać mu coś i tę obietnice złamać.
               Wsiadł do windy jak w transie, nacisnął guzik i stanął tyłem do ogromnego lustra będąc pewnym, że nie chce zobaczyć tego, co mogłoby się odbić w szklanej tafli.

               Jeszcze dobrze nie zdjął butów, a już opróżnił jedną trzecią butelki jakiegoś półwytrawnego wina, które agent zostawił na wierzchu. Zanim doszedł do fotela, na który padł, zdążył wypić całość niespecjalnie przejmując się z gwałtownym protestem żołądka.
         — Kurwa… — westchnął wiążąc włosy w niedbałego kucyka. — Kurwa… — powtórzył, gdy drzwi się otwarły i stanął w nich pijany agent, który od razu zauważył pustą butelkę u stóp Doriana.
         — Coś ty zrobił?
         — No nie mów, że ci to przeszkadza — Dorian podniósł się z miejsca i podszedł do agenta niemal od razu zabierając się za rozpinanie guzików jego koszuli, paska, spodni.
    Nie, Jamesowi nie przeszkadzało. Upuścił reklamówkę z jedzeniem na wynos i chwycił z całych sił włosy Doriana i docisnął jego twarz do swojego krocza w prosty sposób dając mu do zrozumienia, czego od niego oczekiwał. Pieprząc go w te pierdolone usta, które nie nadawały się do niczego innego  w takie noce jak ta. I jeśli rżnąc go potem zrobił mu kilka siniaków i mniejszych zadrapań, to Dorian w ogóle tego nie zauważył. Tak samo jak tego, że dostał w twarz, gdy James zauważył, że jego kochanek nie jest ani trochę podniecony.
    Adler
    Adler
    Lost Soul

    Punkty : 226
    Liczba postów : 46

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Adler Sob 27 Lut 2021, 11:37

    Teraz nie jestem z Tobą.
    Mały i cichy głos Doriana podążał za nim do samych drzwi, ale James zignorował go, opuszczając dach, następnie budynek, i nie myślał ani przez chwilę jak bardzo to bolało póki nie znalazł się w swoim hotelu, siadając przy stoliku, wpatrując się w scenariusz, nie mając w głowie nic, za to mając ból w klatce piersiowej, jakby dźgnięto go nożem.
    Po cholerę kazałeś mi przyjść.
    Co on do cholery robił. Jego życie. Jego dziewczyna. Jego praca. Nic z tego nie było w pełni kompatybilne w związku z tym co zrobił na dachu. Z tym co czuł. I z tym co chciał.
    To ty mnie zostawiłeś.
    Wychylił się, wyciągając spod ławy rozpoczętą butelkę wódki, którą wypił wcześniej dla rozluźnienia i zebrania myśli, przez co skończył w tym miejscu. Pociągając parę łyków, potrząsając głową i zaciskając zęby, walcząc z ogniem w gardle. Mrugając parę razy, starając się uspokoić siebie. Wpatrując się w swoje odbicie w lustrze.
    Chciał po prostu się nawalić i ruszyć dalej, przełykając stratę i ból po Dorianie.
    Jednocześnie nie potrafiąc zapomnieć zapachu jego perfum i papierosów, równie uzależniających co Dorian, wystających kości pod swoimi dłońmi i ciepła drugiego ciała. Wiedząc, po prostu wiedząc, ze nie zapomni tego nigdy, nawet jeśli nie będzie miał Doriana, bo dotychczas to nie działało w ten sposób. I poważnie, to nie powinno tak wyglądać.
    To faktycznie od zawsze był jego wybór, to on zostawił za sobą Doriana, wyruszając w wielki świat. Zdobywając sławę i piękną dziewczynę. Spokój i równowagę, której nie posiadał przy chłopaku. Miał się świetnie bez tego całego przedstawienia, pewnie stojąc na swoich nogach, zdobywając wszystko co chciał, zachodząc tak cholernie daleko.
    Tylko po to, aby dalej uwielbiać Doriana, nawet z jego dłońmi zaciśniętymi wokół jego szyi.
    Pieprzyc go. Pieprzyc to.
    Szkoda tylko, ze zawsze będzie miał miękkie miejsce dla niego, niezależnie od tego jak bardzo „zostawiłem to za sobą” będzie.
    Kładąc się do łózka pijanym, bo czasami upicie się do nieprzytomności, było jedynym co mogło się zrobić przed rozpadnięciem się na kawałki.
    Witając następny dzień z okularami przeciwsłonecznymi i butelką (już drugą) zimnej wody, którą pochłaniał systematycznie. Wchodząc do studia z mniejszą kulturą i klasą niż miał wcześniej, wyglądając bardziej ludzko niż kiedykolwiek dla personelu na planie. Jak człowiek, a nie gwiazda. Chociaż dalej miał zabójczą szczękę, drogie ubrania i ten spokój, który sprawiał, ze nawet obolały, skacowany wyglądał dobrze.
    Jednak nie tak dobrze jak Dorian, który stał profilem do niego, wyglądając jak złoczyńca z filmów, któremu oddawało się z rozkoszą niezależnie jak dużym pasożytem potrafił być. Taki urok niewyspanego, niezadowolonego chłopca, z podkrążonymi oczami, ciężkimi od braku snu i kawy powiekami, trzymając w dłoniach jakieś pieprzone smoothie, od którego James dostawał odruchu wymiotnego.
    I, był przekonany, ze mógłby odejść stąd gdyby Dorian nie odwrócił bardziej głowy, pokazując pięknego, ciemnego siniaka na swoim policzku. Tak idealnie wymierzonego, ze James oczami wyobraźni widział wierzch dłoni uderzający o skórę, odwracający głowę na bok. Szok i niedowierzanie, kiedy Vane sięgał dłonią do policzka, a potem pojawiający się jad i nienawiść.
    Będąc tak wściekłym, ze nie mógł nawet krzyczeć, a jednocześnie nie na tyle, aby się bronić.
    - Jezu, Dorian, co się stało? – asystentka, ta sama przemiła kobieta z dnia poprzedniego, teraz zmarszczyła brwi z przejęcia, przyglądając się jego twarzy.
    Nieświadoma tego, ze to nie było pytanie „co się stało” a „kto się stał” o czym doskonale James wiedział, czując jak jego puls szaleje, a dłonie zaciskając się w złości.
    Albo to zrobił tej pieprzony agent, albo Dorian wrócił na dół i wszczął awanturę, bo taki był. Bo tak radził sobie ze stresem, prowokując i krzycząc, szarpiąc się i zaczepiając, aby wyzbyć się nie tylko swojej złości ale wszystkiego. Aby skończyć tak nisko, jak było to możliwe, z pustą głową i niczym (w sobie i w kieszeniach).
    I kiedy Dorian staczał się na dno, on siedział w pokoju, chlając wódkę, zastanawiając się jak go przelecieć, a jednocześnie nie dotykać.
    - James? Wszystko w porządku? – Adrianna pojawiła się przy jego boku, marszcząc swoje brwi na coś zupełnie innego.
    - James zajął się tym – to nie było pytanie. To było stwierdzenie, które powiedział do Doriana, ignorując swoją agentkę, bo on był cały. On nie szlajał się nie wiadomo gdzie, tylko zamknął w czterech ścianach, kiedy Dorian prawdopodobnie zaliczał podłogę w klubie.
    Co było i tak lepsze, niż fakt, ze poszedł się pieprzyc ze swoim starszym agentem, od którego dostał potem w twarz. Albo który go zmusił do czegoś uderzeniem w twarz.
    Nie. Chciał. O. Tym. Myślec.
    Ale wystarczyło jedno słowo, aby zajął się tym, kogo Dorian wskaże palcem.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Faust Sob 27 Lut 2021, 11:39

               Poranek był więcej niż koszmarny. Dorian obudził się z potwornym bólem głowy i suchością w ustach. Pierwsze kilka kroków w pozycji wyprostowanej spowodowało gwałtowny bunt organizmu i Vane kilkoma susami znalazł się w toalecie pochylony nad muszlą. Kilka razy nim szarpnęło, ale nie był w stanie nawet zwymiotować; może choćby dlatego, że praktycznie nie miał czym.
    Wziął szybki prysznic i związawszy mokre włosy w niedbałego kucyka, opuścił mieszkanie i pojechał na plan z Jamesem.
         —  Zostaw to mnie — Agent przerwał niezręczną ciszę, gdy zauważył, że Dorian przeglądał się w samochodowym lusterku z niepokojem dotykając lekko brązowiejącego siniaka na policzku. — Zrobią ci makijaż, a kamera i tak tego nie uchwyci. — Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i gwałtownie zaparkował na prywatnym parkingu z tyłu studia. Zgasił silnik i złapał Doriana za kark przyciągając go do siebie. — Cholernie mnie taki kręcisz, ale następnym razem bardziej się postaraj. — rzucił z pogardą i pozwolił swemu podopiecznemu wyjść. Sam został w środku odpalając papierosa i spoglądając za długonogim Vane’em idącym przez parking.
               Jego pierdolona przepustka do wielkiego świata. Niestabilna i rozchwiana przepustka. Z zajebiście zręcznym językiem i głębokim gardłem. I ciasną dupą. Mógł go zniszczyć i wznieść na wyżyny. Mógł z nim zrobić wszystko gdyby zechciał. I dlatego nie podobało mu się, że ktoś był w stanie wyprowadzić gnoja z równowagi i odebrać mu kontrolę.
               Musiał nad nim bardziej popracować, poświęcić więcej uwagi przesiać jego kontakty. Dopilnować.

               Asystentce Dorian nie odpowiedział na pytanie, ale Adlera nie mógł zignorować. Obrzucił go obojętnym spojrzeniem i wzruszył ramionami.
         — Wypadek przy pracy, ćwiczyłem scenę i nie skoordynowałem ruchów — rzucił tak beztrosko, że gdyby tylko wysilił się do udawanego uśmiechu, uwierzyłby mu każdy. Nawet James.
    Ale teraz James nie wierzył i Dorian o tym wiedział.
    Przez chwilę widział w oczach byłego to wszystko, za co go niegdyś kochał. Wiedział, że gdyby teraz powiedział słowo, James rozpierdoliłby cały świat, byle tylko dowiedzieć się, kto skrzywdził Vane’a. Ale to minęło, całe to wrażenie zniknęło, rozpłynęło się tak samo jak ich związek. Nie było nawet nad czym płakać.
    Teraz Adler miał swoją kobietę i idealne życie, nie było sensu oglądać się na zgliszcza spalonych mostów. Kąciki ust Doriana uniosły się, a on sam roześmiał się po chwili. Trudno było nie wierzyć w szczerość jego reakcji, nawet asystentka zaczęła mu wtórować i zanosząc się śmiechem od niechcenia ganiła go za nieostrożność. Vane bez problemu budował bezpieczną i ładną fasadę, za którą krył ból i swoje uczucia. I ciężką rękę swego partnera. Jego wulgarne słowa i brutalne traktowanie. I Adler naprawdę był ostatnią osobą, która miała prawo o tym wiedzieć.
         — Nie rób takiej miny, James, bo zmarszczek już nie ukryje żaden makijaż — powiedział lekko zachrypniętym głosem, wywołując tym samym kolejną salwę śmiechu makijażystki i paru statystów spragnionych sensacji. Minął go starając się utrzymać wyprostowaną postawę tak długo, jak to było konieczne. Marzył o papierosie i łóżku. O pełnej butelce.
    I na pewno nie o ramionach Adlera, jedynej bezpiecznej przystani. Rozpaczliwie pragnął jego bliskości i może byłby coś zrobił lub powiedział, ale gdy się odwrócił, jego wzrok padł na agenta, który właśnie dołączył do towarzystwa i witał się z reżyserem.
    Kurwa.
    Nie chciał grać przy nim, nie dzisiaj. Nie scenę kłótni i pocałunku. Nie chciał przy nim grać niczego pewien, że zdradzi się byle ruchem.
         — James Adlerrr — Agent niespodziewanie znalazł się przed drugim z głównych aktorów na moment przesłaniając Dorianowi widok i wprawiając jego serce w niekontrolowane drżenie. A ten czego chciał? Domyślił się czegoś? Mężczyzna uścisnął rękę aktora nie zważając na jego niechęć do tego gestu — James Morrison, agent pana Vane’a. Przepraszam, nie mieliśmy okazji, by poznać się OFICJALNIE. Uwielbiam cię, byłeś genialny w „Drodze donikąd”, oglądaliśmy ten film z Dorianem milion razy.
    Dorian wyglądał jakby odpłynęła z niego cała krew i jakby miał zemdleć lada chwila. Mimo że nic takiego się nie działo, nic mu nie groziło. Nic poza pierdolonym pocałunkiem w jednej z zaplanowanych dzisiaj scen i…
    O niczym innym tak nie marzył jak o kilku łykach jakiegoś napoju wyskokowego.
    Adler
    Adler
    Lost Soul

    Punkty : 226
    Liczba postów : 46

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Adler Sob 27 Lut 2021, 11:40

    Dorian był taki... James sam nie wiedział jak go opisać. Z jednej strony nie pojmował jego naiwności i tego jak niekiedy widział świat w czerni i bieli, jakby nie było kolorów albo odcieni szarości. Jakby nie było niczego poza jedną stroną, albo drugą, idąc ze skrajności w skrajność. Albo jak naiwny był skoro chciał tak patrzeć na świat, bo udawało mu się to tak dobrze jak pilnowanie swojej trzeźwości po odwyku albo unikanie toksycznych ludzi. Zaś z drugiej strony... Czasami nadzieja i naiwność były jedynymi rzeczami, które cię jeszcze trzymały przy życiu i nie zwariowaniu. Dorian rozsypywał się w wielu miejscach, ale te, które były jeszcze względnie stałe (jak domki z kart, czekające na najmniejszy podmuch, będący niczym tornado dla jego uczuć), kurczowo trzymały się nadziei.
    Ale jak ktoś kiedyś powiedział Nadzieja jest tym upierzonym Stworzeniem na gałązce Duszy.
    James jednak nie miał tej naiwności, co Dorian. Był inny niż on. Pieprzony złoty chłopiec, a nie wrak, łapiący się brzytwy, tylko po to, aby zostać nad powierzchnią wody i nie utonąć. Szkoda tylko, że brzytwa była innym, brzydkim wrakiem skurwysyna, ubranego w cholerny uśmiech i markowe ubrania, które zapewne kupił mu nikt inny jak Dorian.
    Vane, kurwa.
    - Adler, tak właściwie - poprawił go, z cieniem niemieckiego akcentu, bo nie było ciężko znaleźć w Internecie, że jego dziadek był niemieckiego pochodzenia, jego ojciec był mocno związany z ojczyzną, i wypadałoby dobrze zaakcentować to w tym krótkim wyrazie (szczególnie, że r było nieme, ale nikt nie wymawiał tego jak powinien i przeważnie nie zwracał na to żadnej uwagi). Albo był zwyczajnie chujem, bo miał kaprys nim być. Kaprys zwany brawurą i rycerstwem, gdy sięgał po coś, do czego nie miał prawa. Ratować coś, co nie było jego i czego nawet do końca nie chciał (nie miał odwagi mieć).  
    Ściskając go za dłoń, dając sobie dwie sekundy na zastanowienie się czy wytknąć mu kolejny błąd czy przemilczeć to na swoją korzyść. Nie, nie korzyść. Bardziej strach, bo skoro raz obronił Doriana, a teraz stał agresywny i zdeterminowany, tak bardzo spięty w sobie, że coś musiało być nie tak, to coś musiało być między nimi na rzeczy. A nie chciał dawać komukolwiek powodów do doszukiwania się prawdy.
    I gówno prawda. Dorian nie mógł oglądać tego filmu tyle razy. Nie mógł. Prawda?  
    - Minęliśmy się parę razy, ale w tym zamieszaniu ciężko kogoś złapać na dłużej - przystał przy tym, zabierając rękę od niego, rozważając wskazanie na Doriana. Albo złapanie za kark tego menadżera i przyciśnięcie go do twarzy Doriana, aby zobaczył, w jakim ten był stanie i przestał udawać, że nic się nie działo. - I dziękuję - naprawdę nie miał ochotę na uprzejmości, ale zmusił się do bycia miłym, chociaż dla makijażystki (i Doriana). - Idę po wodę, zanim i mnie przyszpilisz do fotela. Chcecie czegoś? - spojrzał na wszystkich, zanim nie ulotnił się pod pretekstem.
    Cudem powstrzymując się od dziecinnego szturchnięcia swoim barkiem w bark drugiego Jamesa, bo nie byli w szkole średniej. Nie byli też w przedszkolu, aby unikał Doriana do momentu wejścia na scenę, ale tak trochę było. Mając wyrzuty sumienia, gdy na niego patrzył. A jednocześnie czując tak ogromną złość, że w momencie, gdy stanęli na przeciwko siebie, wykorzystując biuro, póki nie przeniosą się w inne miejsce do nagrywania, żyłka na czole była prawdziwa.
    - Umiem czytać! - rzucił papierem o blat, bo Dorian - nie, stażysta - przyniósł mu dokumentu, udając, że zachowuje pełen profesjonalizm, aby stworzyć dystans między nimi. Brzmiało prawdziwie, racja? - Za kogo ty się uważasz? Przychodzisz do mnie i się wymądrzasz, jakbyś wiedział więcej na temat tej pracy ode mnie. A to moja firma. Spędziłem w niej dziesięć lat i nikt, nie będzie mnie pouczał co mam robić, nawet jeśli ma ładne usta i zajebistą dupę - złapał go na koniec za kości policzkowe, aby przyciągnąć go do siebie i wysyczeć mu ostatnie słowa prosto w twarz.  
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Faust Sob 27 Lut 2021, 11:41

               James Morrison doskonale wiedział co robił. Chciał się przyjrzeć bliżej temu całemu Adlerowi mającemu tupet ładować mu się z buciorami w kompetencje już pierwszego dnia podczas feralnej konferencji prasowej. Agent miał wystarczająco dużo problemów ze swoim podopiecznym, by przejmować się jeszcze drugim aktorem, nad którego wizerunkiem najwyraźniej nikt nie panował. Nie zamierzał pozwolić, by to, czymkolwiek owo TO było, zaszło za daleko. Nie był aż tak głupi, by nie zauważyć, że filmowy partner Vane’a wywołuje w nim niezdrowe emocje, nie znał jedynie ich źródła, co nie stanowiło jednak większej przeszkody; miał Doriana tak bardzo w garści, że mógł zmiażdżyć go jednym ruchem. Znał jego wszelkie grzeszki, których ukrywaniem się parał od jakiegoś czasu, i, do popełniania których sam miał znaczący wkład.
               Zmrużył oczy przypatrując się Adlerowi przygotowywanemu przez sztab specjalistów do sceny, a potem jego grze. Mężczyzna bez wątpienia był doświadczonym aktorem, doskonale radził sobie pod ostrzałem kilkunastu kamer, w mig pojmował najdrobniejsze gesty reżysera i dostosowywał się do nich. Zachowywał się jakby był sam, jakby nie wpatrywało się w niego kilkadziesiąt par oczu, jakby nie istniał nikt poza nim. I Dorianem.
               Morrison poczuł coś nieprzyjemnego w chwili wejścia Vane’a. Dlatego że to było takie…
    Oni nie grali.
    To wszystko się rozgrywało naprawdę pomiędzy nimi. Nie umiał tego określić, ale Dorian nigdy nie grał w ten sposób. Na planie poprzednich filmów zostawiał duszę gdzieś z boku i stawał się kimś innym, doskonale to robił, ale tym razem… zabrał na plan samego siebie. Nie był postacią, był sobą, z tym swoim udręczonym wyrazem twarzy, kącikami ust opadającymi mimo lekkiego uśmiechu, ze spojrzeniem kruszącym najgrubszy mur.
         — Po prostu uznałem, że chciałb… — odchrząknął cofając się pół kroku, bardziej udając dystans niż rzeczywiście go narzucając, gdy ręka Jamesa sięgnęła ku jego twarzy.
    To tak znajome. Ileż razy łapał go za twarz, by powstrzymać słowotok, wycisnąć na krzyczących ustach spokój, zmuszając je do wzięcia oddechu.
         — …Uznałem, że powinien pan wiedzieć o niezgodnościach w rachunkowości — wycedził powoli jakby ważąc każde słowo. Złapał swego filmowego przełożonego za przegub ręki i zacisnął na niej palce. — W mojej umowie nie było nic o tuszowaniu tego typu spraw.
    Starał się być szorstki i odpychający, dokładnie jak ktoś, kto w poprzedniej (jeszcze nie granej, chwała Bogu, scenie) dał się przelecieć byłemu kochankowi i zarazem szefowi na firmowej imprezie integracyjnej.
         — Możemy renegocjować warunki umowy, wiesz — Jeden nieznaczny ruch i kciuk szefa znalazł się w ustach stażysty, który bardzo zwinnie wciągnął go głębiej w usta, wysunął i i owinął językiem przez cały czas patrząc Jamesowi w oczy.
    No dalej. Pamiętasz jak to było.
    Adler
    Adler
    Lost Soul

    Punkty : 226
    Liczba postów : 46

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Adler Sob 27 Lut 2021, 11:41

    Jego brew drgnęła.
    Ciężko powiedzieć czy zamierzony efekt, czy przypadkowy. Reakcja na palce Doriana, zaciskające się na jego przegubie. Ostrzegawczo. Jak pomarańczowe światło. Jak „r” w rugby. Jak wczucie się w rolę, wcielenie w pewną postać. Jak połowiczne wyjście z siebie, stojąc jak na jakiejś pieprzonej linie.
    Granice się zacierały, a dwa światy mieszały. Przeszłość z teraźniejszością. Historia ich postaci, z ich własną. Dorian grał kogoś, kogo James zerżnął w scenariuszu, co okazało się być niefortunnym zbiegiem okoliczności, bo – litości – mieli teraz razem pracować. Brzmiało znajomo, prawda?
    Tak cholernie znajomo, że James miał lekki problem z rozdzieleniem tej spragnionej części siebie od pełnego profesjonalizmu.
    Wczoraj Dorian mu odmówił. Dzisiaj patrzył tak wyzywająco, jakby chciał udowodnić, co mu przeszło przed nosem. Długie włosy, niebieskie oczy, zadarty policzek. Smutne, zmęczone oczy z jakimś wewnętrznym uporem, zgrzytem i chaosem, lekko zapadnięte policzki i wąskie wargi. Kiedyś Dorian był całym jego światem. Światem, który zostawił za sobą, zakopał – Chryste, pogrzebał – tak głęboko, że miał nadzieję, nigdy do niego nie wracać. Światem, który teraz zdawał się wyciekać mu spomiędzy palców, zostawiając bez kontroli.
    Wykrzywił lekko wargi, patrząc na niego z góry. Miał być opryskliwy i szyderczy, ubrany w kpinę, poczucie wyższości i ogromną pewność siebie, a jednocześnie pragnienie tak ogromne, jakby miał obedrzeć go nie tylko z ciuchów, ale i ze skóry.
    Sam nie wiedział czy chętniej by go przeleciał, rozszarpał czy zostawił. To była tak popieprzona sytuacja, że najchętniej napiłby się znowu, śmiejąc histerycznie, bo przeszłość go dopadła. Dopadła go w postaci tego słodkiego chłopaka, z którym łączyło go wszystko i nic. Głównie nic, bo Dorian aktualnie uśmiechał się słodko do swojego agenta, nie potrafiącego się nawet nim zająć.
    Nie kochał go. Dorian nie mógł go kochać.
    - Możemy robić wiele rzeczy, słonko – nacisnął palcem na jego usta, obserwując pracę warg. Zasysających jego palec, okrążający delikatnie językiem opuszek. Doriana szczęka pracowała na tyle, aby kamerzysta uchwycił co ten robił. Próbując wciągnąć szefa w swoją grę, nieświadom, że na końcu ten rozpieprzy go na milion małych kawałków, których nikt nie będzie w stanie poskładać.  – Ale nie jesteś na tyle dobry, aby renegocjować warunki umowy – przyciągnął bliżej jego szczękę do swojej, nie czując się najlepiej w tej roli.
    Głównie z faktem, że w jakiś chory sposób go to kręciło. Jakby karał nie tylko postać Doriana, ale jego samego. Za to podłe odrzucenie, którego nie potrafił znieść jak duży chłopiec, którym był.
    To była kurewsko cienka granica.
    A bagno zaczynało powoli dosięgać jego kolan, a nie tylko kostek. Oddech zmieniał się, wzrok przeskakiwał między wargami, a oczami Doriana. Chciało mu się rzygać, bo nikt, nigdy, nie doprowadził go do tego miejsca, gdzie widział czerwień, a jednocześnie… Jednocześnie dlaczego go to kręciło, skoro… Nie rozumiał.
    - Cięcie! Stop, stop! – reżyser krzyknął. – Jesteście za intensywni, to nie jest wstęp do porno.
    - Scenariusz to zawierał – James podniósł głowę, tłumacząc się z miejsca, jak żałosny, mały chłopiec, dalej nie mając odwagi zrobić pewnych rzeczy. Jak przyznać się do ogromnego pragnienia przed światem.
    - Wiem, wiem. Ale nikt nie chce oglądać tak bezpośredniego romansu gejów, musicie być delikatniejsi. Adler, mniej zaciętości.
    Faust
    Faust
    Tempter

    Punkty : 1184
    Liczba postów : 244
    Wiek : 216

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Faust Sob 27 Lut 2021, 11:42

              Praktycznie odskoczył od Adlera, gdy głos reżysera wbił się w jego przepełniony zielenią oczu umysł. Stop, kurwa, dość, znowu ich ponosiło, a to był dopiero początek. Ale czy nie mieli grać pożądania?
         — Jak tak dalej pójdzie, to widz wyłączy film, bo zdąży sobie zrobić dobrze do tego momentu — Łysawy, nieco nerwowy producent, który zainwestował w film grube miliony dolarów wychynął zza pleców reżysera łypiąc i na Jamesa i na Doriana mało przychylnym spojrzeniem. — Musicie być subtelniejsi. Chcę zobaczyć chemię, ale bez tego bagażu, który mi tu, do kurwy nędzy, fundujecie. Ty — wskazał na nieco speszonego Vane’a — Przestań grać kurwę. To, że nią jesteś, nie oznacza, że masz się tak zachowywać. Za drzwiami jest żona twojego pracodawcy, w każdej chwili ktoś może wejść do tego cholernego biura. Jak wybuchnie skandal, to obaj macie przejebane, ty bardziej, bo jesteś nikim, masz się bać przynajmniej do połowy filmu, a ty… — Producent podrapał się po szczęce przypatrując się Jamesowi. Ten przynajmniej wiedział jaką rolę grał i sprawiał wrażenie kogoś, kto chociaż zajrzał do scenariusza i rzucił okiem na wszelkie wskazówki i porady — Przeleciałeś wczoraj swojego podwładnego najebany na imprezce integracyjnej, a potem wystawiłeś za drzwi, żeby dla odmiany bzyknąć żonę. Wiesz, że zrobiłeś błąd, nie chcesz, żeby gnojek sobie za dużo wyobrażał, więc przestań patrzeć na niego jakbyś się w nim po tym jednym numerku zakochał. To tak nie działa, nie jesteście parą. Chcesz go, ale jak rzecz. Możesz go mieć i w każdej chwili możesz wyrzucić bez żalu.
               Na planie zapadła cisza. Słowa mężczyzny dziwnie nieprzyjemnie brzmiały w głowie Doriana. Były tak zaskakująco trafne, że niemal postanowił nie przychodzić więcej do pracy na trzeźwo. A w zestawieniu z wczorajszą wymiana zdań w restauracji hotelowej, były zaskakująco bolesne.
    Skinął głową zdając sobie sprawę, że zaciskał szczęki tak mocno, że aż dziwne, że nie ukruszył zębów.
    Profesjonalizm.
               Będą mieli ten pierdolony profesjonalizm.
               Wysępił pięć minut przerwy na szybkiego papierosa i dwa szoty ukryty w swojej garderobie. Nikt nie musiał wiedzieć.
               Gdy ponownie stanął przed Adlerem, był gotów. Powtórzył dokładnie swoje ruchy i słowa, ale już bez tego zacięcia, bez pewności. Jak ktoś, kto nie wiedział na jakim gruncie stoi.
    Poruszył lekko ustami bezgłośnie wymawiając słowo rugby.
         — Nie byłbym tego taki pewien… — wyszeptał wysuwając twarz z mocnego uścisku. Sięgnął do kieszeni po telefon, który po chwili uniósł do twarzy swego szefa. — Nie chcę pokazywać twojej żonie wiadomości od ciebie, na których piszesz jak bardzo chcesz się ze mną… pieprzyć — dodał, a łamiący się głos nie był wcale grą. Zdecydowanie odrobina alkoholu odrobinę go rozluźniła i pozwoliła na rozgraniczenie prywaty od grania. Bo przecież zaledwie wczoraj sami o tym rozmawiali, a wspomnienie odbierało Dorianowi zmysły i zdrowy rozsądek. Mimo to przetrwał do końca sceny cierpliwie kręcąc kolejne duble o tyle spokojnie, że sceny nie obejmowały już więcej kontaktu fizycznego.
    A już na pewno nie takiego, w którym czułby oddech Adlera na swojej twarzy.

               Do ilu granic musieli się zbliżyć? Czy ten film wart był drapania starych ran?
    Momentami Dorian miał nieprzyjemne wrażenie, że ktoś wykopał z jego życia zarys najgorszego koszmaru i postanowił odtworzyć na wielkim ekranie. Nikt, po prostu nikt nie mógł wiedzieć, jak bardzo poszczególne sceny miały złamać mu serce.
         — Mam na ciebie ochotę jak na ciebie patrzę — James Morrison, nie Adler, pochylił się nad Vane’em. — Możemy przećwiczyć tę scenę wieczorem, i jak dla mnie, możesz być kurwą — Agent uśmiechnął się złowieszczo udając, że nie zauważył spiętych ramion i spanikowanego spojrzenia.
         — Muszę poćwiczyć tekst na jutro, bo mamy sporo kwestii — odparł siląc się na obojętność, będąc w pełni świadomym tego, że co prawda tutaj James nie odważy się podnieść na niego ręki, ale nie zawaha się przed niczym za zamkniętymi drzwiami. I wcale nie musiał używać do tego siły, bo doskonale potrafił skopać Doriana samymi słowami.

    Sponsored content

    Nightcall - Page 2 Empty Re: Nightcall

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Sob 27 Kwi 2024, 01:00