Half in the shadows, half burned in flames

    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Wto 09 Lut 2021, 17:41

    Kaden zamrugał słysząc nazwisko Victora, a potem odwrócił się, by zza tłumu gości dostrzec tę charakterystyczną fryzurę. Otworzył lekko usta, zaskoczony, a Vince u jego boku odstawił kieliszek na stół.
      — Czekaj! — rzucił Kaden, łapiąc go za ramię; możliwe, że odezwał się odrobinę za głośno, bo kilka osób odwróciło się, zerkając na chłopca. — Czekaj. Kurwa, Vince, nie wiedziałem. Serio nie wiedziałem, że on tu będzie, naprawdę, skąd miałem wiedzieć? — To właściwie była kwestia sporna i Kaden powinien się chyba nawet za to na Victora obrazić, bo ten na pewno doskonale wiedział, czyją galerię finansował, ale to zdecydowanie nie była istotne w tej chwili. — Zostań, kurwa, proszę, Vince — jęknął, ale dobrze wiedział, że kto jak kto, ale Vince na pewno nie nabierze się na jego jęki. Dlatego musiał wyciągnąć inną broń. — Pracuję w Royalu, mówiłem ci, nie? Tam dużo przychodzi takich osób, co by mogły chcieć, no wiesz. Mogę trochę ci rozszerzyć rynek… — mówił, ale widząc, że to było zdecydowanie za mało, sięgnął po ostatniego asa w rękawie. – I w Lunie! Kojarzysz? Takie miejsce we wschodniej części miasta, na pewno znasz, nie? No, to ostatnio tam też pracuję, tam też mogę, Vince, kurwa, błagam…
    Nawet przez myśl nie przeszło mu, że zdecydowanie za często używał tego słowa w stosunku do członków rodziny Hawthorne.



    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Koss Moss Wto 09 Lut 2021, 21:31

    Vince wyszarpnął mu się ze złością i przez chwilę patrzył na niego, jakby lada chwila miał zamiar wyciągnąć nóż i zadźgać go przy wszystkich.
      — Jak wpadniesz, to oni cię zapierdolą — wycedził. — I nawet mi ciebie nie będzie, kurwa, żal.
    Jego oczy błysnęły niebezpiecznie i jakoś trudno było odnieść wrażenie, że to tylko jeden z mrocznych żartów w jego stylu.
    Nie, Hawthorne zdawał się mówić śmiertelnie poważnie. I był poważnie wkurwiony, ponieważ nade wszystko. Nienawidził. Kiedy ktoś. Usiłował. Nadużywać. Jego. Życzliwości.
    Nie miało znaczenia, jak bardzo Vic lubiła tego przebiegłego szczura.
    A jednak został u boku Kadena, mocno ściskając podany mu kieliszek. Z zadartym podbródkiem utkwił wzrok w scenie, na której stanął jego ojciec. Victor Hawthorne wydawał się odrobinę zabiegany, zmęczony; siwe włosy na skroniach dodawały mu tylko powagi i potęgowały to wrażenie, ale mimo to nie można było odmówić temu mężczyźnie arystokratycznej dostojności, którą wyróżniał się na tle tłumu.
      — Witam państwa — wychrypiał, kiedy już został odpowiednio przedstawiony. — Dwa lata temu w tym miejscu znajdowała się hala przemysłowa. Oglądałem to miejsce u boku Anny Guildenstein i byłem sceptyczny, gdy starała się przekonać mnie do zainwestowania w ten projekt. Dziś wiem, że popełniłbym błąd… — mówił, wodząc spojrzeniem po sali – i nagle, choć z daleka zupełnie niedostrzegalnie, zmrużył oczy, zatrzymując spojrzenie na pewnej parze.
    Kadena Guildensteina mógł się tu spodziewać, jednak nie Vincenta, który w ciemnej bluzie, z nastroszonymi włosami i okaleczonymi rękami był jak splunięcie na wystawione tu tego wieczoru dzieła sztuki.
    Kto kogo tu ściągnął, co do tego nie miał wątpliwości, ale w jakim celu – och, tego pytania nie zamierzał pozostawić bez odpowiedzi, nie. Jeżeli Guildenstein próbował rzucić mu jakieś wyzwanie, zagrozić, wprawić w dyskomfort z nadzieją na ugranie czegoś – konsekwencja mogła być tylko jedna.
      — Co za szalony wieczór — westchnęła Anna, kiedy chwilę później przywitał się z nią osobiście, prowadząc u boku własną małżonkę. — Wspaniale was widzieć. Zaczynałam się już zastanawiać, czy nie zmieniliście planów.
    Clarice chłodno odwzajemniła uśmiech pani Guildenstein, ale ta nie wydawała się tym zrażona; wróciła spojrzeniem do Victora, wskazując ruchem głowy stoisko z alkoholami.
      — Może się czegoś napijemy? Dziś wyjątkowo tego potrzebuję.
    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Wto 09 Lut 2021, 23:15

    Victor skinął uprzejmie głową. Na taką propozycję, zwłaszcza rzuconą ze strony inicjatorki całego tego wydarzenia, nie wypadało wszak odmawiać — a pozostawienie małżonki, by w samotności kontemplowała kolejne dzieła, w podobnych okolicznościach nie było nawet grubiańskie.
      — Zapewne praca nad otwarciem była wyczerpująca — odparł więc mężczyzna, prowadząc Annę ku alkoholom. Stanąwszy przy stoisku, uniósł dwa kieliszki wina, jeden podając swojej rozmówczyni.
      — Ach — westchnęła kobieta. — Żeby tylko. — Kąciki jej ust uniosły się, a na twarzy pojawiły drobne zmarszczki. — Mój syn przyprowadził swojego nowego chłopaka…
    Hawthorne’owi nie drgnęła nawet brew.
      — Och, doprawdy świetny wybór — odparł, a Anna przymknęła ze zmęczeniem oczy.
    Kaden ostatnio robił się tak niesamowicie nieznośny — zupełnie go nie poznawała. Uniosła jednak powieki i uśmiechnęła się ponownie.
      — Zrób mi przyjemność przez wzgląd na dawne lata, Victorze — poprosiła, unosząc nieznacznie kieliszek wina. — Za lepsze wybory mojego syna.
      — Za jego lepsze wybory — przytaknął ze spokojem Hawthorne, unurzając wąskie wargi w wytrawnym trunku i nie spuszczając wzroku z pani Guildenstein.

    Kaden obserwował całą sytuację z cieniem niepokoju. Vince był na niego chyba wkurwiony, a Victor rozmawiający w samotności z jego matką, o, nie, to nie wróżyło niczego dobrego.
    Z tej odległości nawet docierał do niego strzęp jakichś rozmów i z niewiadomych sobie powodów, nie czuł się z tym przesadnie komfortowo.
      — Zaraz wrócę — mruknął do Vince’a, i skierował się do łazienki, a choć gdy wracał, starał się wrócić do swojego chłopaka okrężną drogą i nie łapać kontaktu wzrokowego z matką, ta była mniej subtelna.
      — Kaden — usłyszał jej charakterystyczny głos i (zaciskając w duchu zęby) odwrócił głowę w jej stronę. — Synku.
    Uśmiechnął się i podszedł w stronę matki i Victora.
      — Dzień dobry — przywitał się oficjalnie, miło ze swoim profesorem i niemal natychmiast spojrzał z uprzejmym zainteresowaniem na matkę. — Tak?
      — Victor właśnie opowiadał mi o jednym obrazie, który, jak sądzi, idealnie pasowałby do galerii. — Anna uśmiechnęła się do swojego rozmówcy z serdecznością. — Jest gotów pokazać go jeszcze przed kolacją. Tata przyjechał samochodem, poza tym, musi pojechać do Gonthiera wcześniej, ale Victor zaoferował dwa miejsca w samochodzie. Może chciałbyś mi towarzyszyć, synku? Zawsze to lubiłeś, a poza tym cenię sobie twoją intuicję…
    Kaden przełknął ślinę.
      — Bardzo dziękuję za propozycję — zwrócił się, unosząc wzrok na Hawthorne’a. — Jestem przekonany, że to na pewno świetny obraz. Muszę jednak odmówić, bo nie zostawię Vince’a sa…
      — Och, synku — przerwała mu Anna, a Kaden zyskał stuprocentową pewność dlaczego tak właściwie matka złożyła mu tę ofertę. — Twój towarzysz na pewno nie będzie miał nic przeciwko. Nie wydaje się zainteresowany sztuką.
    I Kaden naprawdę, naprawdę miał dość jej zachowania.
      — Mamo — powiedział surowo, zabierając rękę, na której przedramieniu Anna przed chwilą ułożyła dłoń. — Rozumiem, że nie jesteś zachwycona, ale mogłabyś nie obrażać przy panu Hawthornie jego s… — mówił i dopiero ledwo zauważalny ruch brwi Victora sprawił, że Kaden otworzył szerzej oczy — …gustu. Mogłabyś nie obrażać jego gustu — powtórzył z całą pewnością. — Vince’owi na pewno spodobałby się ten obraz, on naprawdę interesuje się sztuką i na pewno doceniłby to, co pan Hawthorne chce ci pokazać — zaczął mówić szybko, starając się odwrócić uwagę matki od gafy, którą niemalże palnął. — Więc wielka szkoda, że nie możemy zabrać się tam wszyscy razem, no naprawdę. Ale trudno. Jestem przekonany, że pan Hawthorne nie pokaże ci byle czego. Zobaczymy się później, tak? Pooglądamy jeszcze z Vince’em tę wystawę — paplał, czując palącą potrzebę wycofania się z tej rozmowy.



    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Koss Moss Sro 10 Lut 2021, 00:16

    Victor nieszczególnie starał się ukryć nutę wzgardy, która wdarła się na jego twarz. Guildenstein tak wiele stracił w jego oczach, pokazując się tu z jego synem i jeszcze to w swej bezmyślnej arogancji podkreślając.
    Niewiele był w stanie poradzić na bezgraniczne obrzydzenie, jakie ogarnęło go na myśl o tym, że pieprzył coś, co pieprzył również jego rozwydrzony, nieudany synalek, którego zapewne pozbyłby się na dobre ze swojego otoczenia i życia, gdyby tylko Victoria nie była do niego tak przywiązana.
    Miał nieopisaną ochotę chwycić Guildensteina za szyję i wytarzać jego piękną, zuchwałą buźkę w czyimś gównie. Czy poczuł się wykorzystany?
    Nie, poczuł się znieważony, a to było znacznie gorsze.
      — Myślę, że twój drogi… przyjaciel, chłopcze, również powinien się z nami wybrać. Moja małżonka z pewnością zrozumie, jeżeli pozostawię ją tu na chwilę w dobrym towarzystwie… — Mówiąc to, patrzył bardzo długo i zimno w oczy Guildensteina, by dopiero na końcu spojrzeć na jego matkę. — Być może gdy poznasz tego młodego człowieka nieco bliżej, Anno… okaże się, że pozory mylą. Każdy zasługuje na szansę.
    Ty skurwielu, mówiło spojrzenie Kadena, ale Victor nie zareagował na to, od niechcenia nurzając wąskie wargi w alkoholu.
      — Może to i racja — westchnęła Anna. — Skoro interesuje się sztuką… Po prostu mógłby ubrać się stosowniej.
    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Sro 10 Lut 2021, 18:40

    — Wszystko w porządku?
    Kaden, zaciskając mocno usta, odwrócił spojrzenie od Victora. Jego ojciec stanął obok Anny, patrząc na nią z troską.
      — Najlepszym — odparła kobieta, układając na jego ramieniu dłoń gestem, który emanował wręcz przesadną czułością. — Victor zaproponował pokazanie mi podobno interesującego obrazu, który mógłby wzbogacić naszą kolekcję. Kaden i… Vince — to imię Anna wymówiła prawie że z trudem — pojadą z nami. Byłbyś tak miły i mógłbyś zabrać Clarice? Spotkamy się już w restauracji.
      — Oczywiście — odparł Frank, a Anna z uśmiechem ucałowała go w policzek.
    I gdyby nie złość na Victora, Kaden na pewno nigdy nie czułby się bardziej zażenowany.
    Redgrave zdecydowanie nie powinien widzieć w jakim wręcz obsesyjnym kulcie tych wszystkich drobnych czułości i miłych gestów Guildenstein się wychowywał. Było to wręcz zawstydzające, a Kaden zdecydowanie nie miał ochoty na to, by ten mężczyzna wyciągał sobie z tego jakieś wnioski.
      — Pójdę po Vince’a — wycedził przez zaciśnięte wargi Kaden do swojej matki, która już odwracała się, otwierając usta. Nie czekając na odpowiedź, ruszył w stronę młodego Hawthorne’a, który, och, tego Kaden był pewien, na pewno nie ucieszy się z tej informacji.
    Stanął przy nim, ale zanim podniósł na niego wzrok, sam sięgnął po kieliszek wina. Zanurzył wargi w trunku i odstawił go na stół.
      — Twój… — syknął i niemal natychmiast zamilkł, bo zdecydowanie nie trzeba było podkreślać, że Victor był ojcem Vince’a — zaproponował, że chętnie nas podwiezie na tę kolację. Nie. Wiedziałem. Że on. Tu będzie — warknął, bo ta cała sytuacja zdecydowanie zaczynała mu się wymykać spod kontroli.
    Miał tylko zrobić na złość matce, tak, tylko to było w planach, a tymczasem Vince był na niego wkurwiony, bo wyciągnął go gdzieś, gdzie był też jego ojciec… i sam Victor, Kaden nie rozumiał dlaczego, ale zdecydowanie nie było nic przyjaznego w jego spojrzeniu. Czy naprawdę mógł nie znosić swojego syna aż do tego stopnia, że nie chciał widzieć go w żadnych okolicznościach — to pozostawało dla Kadena niewiadomą, natomiast perspektywa późniejszej konfrontacji z Redgrave’em już zawczasu zaczęła napełniać go niepokojem.
      — Też mi się to, kurwa, nie podoba, napra…
      — Chłopcy. — Kaden usłyszał głos swojej matki za plecami, a gdy odwrócił się przez ramię, ujrzał u jej boku sprawcę całego tego zamieszania. — Jesteście gotowi? Podstawiono już samochód Victora.



    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Koss Moss Sro 10 Lut 2021, 20:06

    Vince wziął głęboki wdech i odwrócił się do ojca, nie mówiąc już nic. Byli równi wzrostem, więc mógł swobodnie łypać na niego spode łba. Zdaje się, że obaj postanowili nie komentować łączącej ich relacji – przynajmniej w jednej sferze pozostawali zgodni.
    Zajęli z Kadenem tylne siedzenia w sportowym wozie, wciąż milcząc. Anna wsunęła się na miejsce obok nich; rozmawiała z Victorem, ale po chwili wyraźnie przestało jej to wystarczać, bo i zaraz zwróciła się w ich stronę, usiłując dać Vince’owi szansę.
      — Jak ci się podobała wystawa, Vince? — zapytała serdecznie.
    Chłopak oderwał wzrok od okna i spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami.
      — Nie moje klimaty, ale spoko — mruknął.
      — Vince lubi awangardę— wtrącił Kaden. — Jego ulubiony malarz to Witkacy.
    Victor długo spojrzał na Guildensteina w bocznym lusterku, unosząc brew.
      — Sam też tworzysz? Wydajesz się artystyczną duszą — podjęła cierpliwie Anna.
      — Ta — westchnął Vince. — Mam swój zespół.
      — Własny zespół. — Anna uśmiechnęła się lekko. — W takim razie dograliście się z Kadenem.
     Vince nic nie odpowiedział, wykrzywiając wargi, jakby powstrzymywał się od zwymiotowania.
      — Co gracie? — kontynuowała swój wywiad kobieta.
      — Ech… aggrotech power noise electro-industrial metal.
    Spojrzenie Victora, które przez chwilę wyrażało być może cień zainteresowania, skupiło się znów na drodze.
      — Rozumiem. — Uśmiech Anny zamarł jak gdyby na jej wargach, a po spojrzeniu było widać, że mimo starań ma coraz mniej nadziei.
    Victor niedbałym ruchem włączył w radiu muzykę klasyczną, podczas gdy szofer zjechał na trasę znaną już Kadenowi, bo wiodącą do posiadłości Hawthorne’a. Kilkanaście minut samochód zatrzymał się przed garażem; szofer otworzył drzwi pani Guildenstein, którą Victor, wysiadłszy wcześniej, poprowadził do wejścia od frontu. Kaden i Vince zostali w tyle; ten drugi wydawał się już odrobinę ochłonąć, ale mimo to zatrzymał się, żeby zapalić papierosa.
      — Idź z nim — burknął do Guildenstaina. — Nie chce mi się nawet na ciebie patrzeć.
    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Sro 10 Lut 2021, 22:04

    Kaden zmierzył Vince’a chłodnym spojrzeniem, miał jednak w sobie na tyle instynktu samozachowawczego, by nie otworzyć ust — zwłaszcza, że czekała ich jeszcze kolacja. Odwrócił się i bez słowa skierował się do wejścia do tak — przecież dobrze mu znanej — posiadłości.
    Victor przyjmował właśnie od Anny płaszcz, a kobieta dyskretnie rozglądała się po willi i komplementowała wystrój.
      — Przepiękne wnętrze, Victorze — powiedziała posyłając mu kolejny uśmiech i odwróciła się do swojego syna. — Prawda, Kadenie? Gdzie twój…
      — Pali. Zaraz przyjdzie — przerwał matce Guildenstein, nie mogąc sobie odmówić kolejnego z tych potępiających, oceniających spojrzeń. Tak miał wyglądać ten wieczór, dokładnie w ten sposób, a tymczasem nie wiedzieć dlaczego wylądował w willi Victora i… — I oczywiście. Niesamowita przestrzeń — przytaknął w uprzejmym komplemencie, ale słowa te zostały właściwie zignorowane, bowiem Anna, przechodząc wgłąb pomieszczenia…
      — Och.
    Kobieta przystanęła i odwróciła się przez ramię na Victora.
      — Nie wiedziałam, że grasz na fortepianie, Victorze — powiedziała, posyłając mężczyźnie kolejny uśmiech.
      — Teraz już wiesz.
      — To zupełnie jak mój syn — odparła z nutą rozmarzenia. — Wybacz mi tę impertynencję, ale może Kaden mógłby…
      — Mamo…
      — Zawsze marzyłeś o tym Steinway’u, skarbie, Victor na pewno nie ma nic przeciwko.
      — Skąd — przytaknął chłodno Hawthorne, a Kaden miał ochotę zabić go wzrokiem.
      — To bardzo miłe z pana strony — wycedził, podnosząc na niego wzrok — ale bardzo dawno nie grałem i nie chciałbym popełnić jakiejś gafy.
    Było to oczywiście kłamstwo. Guildenstein, odkąd tylko został właścicielem jebanego fortepianiu, spędził już długie godziny przy instrumencie — zawsze wtedy, gdy Victora nie było w apartamencie.
      — Kaden. — Anna ułożyła dłoń na ramieniu syna. — Victor na pewno to zrozumie.
      — Oczywiście.
    Kaden spojrzał długo na Victora; milczał przez chwilę, mierząc się spojrzeniem z mężczyzną.
      — To nie musi być Stravinsky, kochanie — westchnęła żartobliwie Anna i dopiero na jej słowa Kaden odwrócił wzrok od Hawthorne’a. Spojrzał tym razem chłodno na matkę i uniósł lekko kącik ust, kiwając głową.
    Och, kurwa, jej niedoczekanie. Kaden zniósłby wszystko, ale nie sugestię, że nie musiał grać niczego wymagającego.
    Nie po to spędził godziny przed klawiaturą, by teraz zadowalać się jakimś Beethovenem.
    Dlatego też obszedł fortepian i charakterystycznym gestem wyrzucił w tył ramiona, a mankiety jego koszuli odsłoniły nadgarstki. Ostrożnie odsłonił klawiaturę i przesunął palcami po klawiszach, pozwalając sobie na wydobycie pierwszych dźwięków z instrumentu.
      — Ach — westchnęła Anna. — Co za piękne brzmienie.
    Odwróciła się do Victora, który ugościł ją kieliszkiem wina i podczas gdy Kaden przez kilka chwil sprawdzał poziom nastrojenia instrumentu (był, oczykurwawiście, idealny, ale Kaden i tak wolał swój fortepian), pozwoliła sobie na dalsze komplementowanie wnętrza.
    I dopiero gdy usłyszała za plecami pierwsze dźwięki La Campanelli Liszta, odwróciła z zaskoczeniem głowę.
      — O-och — westchnęła, rzeczywiście nie spodziewając się, że jej syn odważy się na jedną z najtrudniejszych kompozycji, jakie istniały na świecie. Uśmiechnęła się, gdy Kaden uniósł wzrok, całkowicie nie rejestrując tego, że to nie na nią patrzył chłopak. Milczała przez chwilę, słuchając urzekających dźwięków, aż szepnęła do Victora: — Widzisz… Chyba nie możesz mi się dziwić, że uważam, że ten cały Vince… to nie jest materiał na partnera mojego syna.



    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Koss Moss Pon 15 Lut 2021, 18:09

    Victor nie odezwał się ani słowem, kiedy chłopiec wygrywał diabelsko zwinnymi palcami kolejne nuty. Liszt, mówiono, zaprzedał duszę diabłu, aby zyskać swój talent. I Kaden łgał, łgał niczym pies, bo palce miał doskonale przygotowane i wcale nie wyszedł z wprawy. Nie popełniał błędów, był perfekcyjny w swojej grze, ale trudno było się temu dziwić, jeśli tylko miało się świadomość, że regularnie ćwiczył najbardziej wymagające utwory w apartamencie Redgrave‘a. I oczywiście, że Victor tę świadomość miał – nie musiał tam być, aby wiedzieć o każdej wizycie składanej tam przez zuchwałego, pazernego chłopaka, któremu wydawało się, że jest taki cwany.
    Że może korzystać z przywilejów płynących z relacji z nim, jednocześnie sypiając z jego, kurwa, synem.
      — Cóż — wychrypiał Redgrave, kiedy Kaden zakończył swoje popisowe przedstawienie, pozostawiając ich w pełnej napięcia ciszy — każde z nas popełniło w życiu jakieś błędy. To nieuchronne, Anno.
    Zakołysał kieliszkiem i kiwnął krótko głową, zapraszając kobietę, by poszła z nim na górę, gdzie trzymał część zakupionych dzieł sztuki. Nie wszystkie miały jeszcze swoje stałe miejsce – część z nich po prostu czekała na odpowiednią sposobność, by trafić w czyjeś dobre ręce.
    Kaden pozostał na dole, przy instrumencie, ale już po chwili, kiedy Victor i Anna zniknęli u szczytu schodów, skierował kroki w stronę drzwi. Wyciągnąwszy swoje cienkie papierosy, wyszedł przed posiadłość i zbliżył się do murku, na którym przysiadł Vince.
      — Długo to zejdzie? — mruknął młody Hawthorne. — Mam swoje sprawy.
      — Nie, raczej nie — odpowiedział Kaden, korzystając z podstawionego mu pod nos ognia. — Moja matka już wie swoje, zaraz wrócą, a potem nikt nie będzie nas zatrzymywał na tej kolacji. — Zaciągnął się dymem. — Twój ojciec wie, że nie jesteś gejem?
      — A co on w ogóle o mnie wie? Zawsze miał mnie w dupie — prychnął Vince. — I z wzajemnością. Dla mnie to nie ojciec, tylko obcy człowiek.
    Guildenstein uśmiechnął się lekko.
      — Obcym ludziom też kradniesz samochody?
    Vince cicho parsknął, odpalając sobie kolejnego papierosa.
      — Ten pazerny chuj ma ich tyle, że nie powinno mu to robić różnicy. Na uczelni też jest takim skurwielem?
      — Mnie lubi — odparł Kaden z pewnością siebie i wzruszył nieznacznie ramionami. — Ukradłeś mu kiedyś coś i się nie zorientował?
    Hawthorne zastanawiał się przez chwilę, wodząc wzrokiem po ciemnej okolicy.
      — Taa — mruknął. — W sumie to tak.

    Anna westchnęła z zachwytem, obracając się wokół własnej osi, by ogarnąć wzrokiem wiszące na ścianach dzieła.
      — Gdybym wiedziała, że masz tu całą galerię, wprosiłabym się już dawno — powiedziała. Victor uśmiechnął się oszczędnie i złapał ją, gdy – zapatrzona w jeden z wiszących wyżej obrazów – wpadła na niego.
      — Wybacz — zaśmiała się.
    Kiwnął głową, puszczając powoli jej ramię i intensywnie wpatrując się w jej oczy.
      — Kaden powinien to zobaczyć — stwierdziła, z pewnym zakłopotaniem przerywając dziwnie pełną napięcia ciszę. — Ten chłopak okropnie na niego działa. Jeszcze nie tak dawno byłby podekscytowany, mogąc obejrzeć takie oryginały.
      — To młodzieniec, nic dziwnego, że poszukuje wrażeń — odrzekł protekcjonalnie Victor. — Chwilami wydawać się nad wyraz dojrzały. Łatwo wtedy zapomnieć, że w rzeczywistości skupiony jest na sprawach bardzo… prozaicznych.
      — Może masz rację. Myślę, że za bardzo go rozpieściliśmy — stwierdziła Anna. — Niczego mu nigdy nie brakowało, nie daliśmy mu odczuć trudów życia. Wszystko od nas dostał. Ale wydawało mi się, że właśnie tak powinno być. Moi rodzice wielu rzeczy mi odmawiali.
      — Byłaś młoda — skwitował Victor, na co kobieta uśmiechnęła się krzywo i pokiwała głową. — Zrobiłaś, co mogłaś. Był zapewne… grzecznym dzieckiem.
      — Och — zaśmiała się. — Prawdę mówiąc, bynajmniej.
    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Wto 16 Lut 2021, 21:43

    Victor spojrzał na Annę w sposób, który kobieta odebrała za zachętę, do rozwinięcia tematu. Uśmiechnęła się nieznacznie — mogła o tym mówić, wszak były to czasy już minione i problemy, które, uważała, już dawno się ulotniły.
      — Kaden zawsze miał w sobie coś z… manipulatora — westchnęła, wodząc wzrokiem po obrazie i geometrycznych kształtach na nim. — Nigdy nie był niegrzeczny w taki oczywisty sposób… kiedy był mały nie bił się z innymi dziećmi, ale wystarczyło, by ktoś go zirytował, a on… nie robił nic bezpośrednio. Ale potrafił tak wmówić całej reszcie grupy, że to tamto dziecko było w jakiś sposób gorsze, złe, że to ono zrobiło coś nieodpowiedniego, że to inni wokół zaczynali je gnębić. Przedszkolanki zauważyły to bardzo wcześnie i musieliśmy z Frankiem poświęcić dużo czasu, by wyplenić z niego te nawyki — zwierzyła się, po raz pierwszy przenosząc spojrzenie z obrazu na Victora. — Nikt nie wiedział, skąd w nim takie zachowania. Przecież nie traktowaliśmy go w ten sposób… Był naszym oczkiem w głowie, to ostatnie, co moglibyśmy na niego sprowadzić.
    Anna wydawała się całkowicie nieświadoma tego, że jej bezstresowe wychowanie, pielęgnowanie w już noworodku świadomości tego, że ktoś zawsze był na jego wezwanie, mogło od lat kształtować w Kadenie przekonanie o tym, że mógł wszystko.
      — Później nie było wcale lepiej. Nigdy nie miał problemów w nauce, chwytał wszystko w mig, ale jednocześnie… gdy tylko coś mu się nie podobało, gdy tylko coś szło choć trochę nie po jego myśli, stawał się wręcz nie do zniesienia.
    Anna pokręciła głową do wspomnień. Nie pamiętała już, że był taki czas, gdy z obawy przed tym, by jej syn znowu nie zaczynał się denerwować, znowu nie robił się przesadnie kapryśny i niemiły, sama wraz z Frankiem zawsze starała się dostarczyć mu wszystko i załatwić każdą ze spraw dotyczących Kadena najlepiej, jak tylko można było — byle tylko nie generować kolejnych kłopotów.
      — Bywało tak, że bardzo wchodził nam na głowę… zdarzało się, że w najgorszych z momentów, uciekał nawet z domu.
    Zanurzyła podkreślone szminką wargi w winie i uniosła lekko kąciki ust.
      — Sama nie wiem, co by było, gdyby nie Timothy. To chłopiec, z którym Kaden związał się w tamtym czasie — wyjaśniła z nostalgicznym uśmiechem na wspomnienie młodzieńca, o którym kiedyś myślała, że zostanie jej zięciem. — Miał na niego bardzo dobry wpływ. Porządny, ułożony, przy nim Kaden nieco się uspokoił i skończyły się jego wybryki. Czy wyjdę na okropną matkę, jeśli przyznam ci się do tego, że gdy się rozstali, najbardziej bałam się o to, by Kaden nie wrócił do swoich zwyczajów? — Uśmiechnęła się do Victora z cieniem smutku. — Na całe szczęście się tak nie stało, Kaden to porządny chłopiec. Ale chyba rozumiesz… w kontekście tej historii tym bardziej… że boję się, że ten Vince może mieć na niego zły wpływ.
    Victor spojrzał krótko na Annę, nim uchylił usta.
      — Mój syn w jednym z najgorszych momentów podjął próbę samobójczą — powiedział, a Anna otworzyła nieco szerzej oczy i zaniemówiła.
    Nie wiedziała, że Victor również miał syna, ale tym razem to nie ta część jego wypowiedzi ją zajęła. Czy to możliwe, że Victor, z takim doświadczeniem, mógł też wiedzieć…
      — Nigdy w życiu się tak nie wystraszyłem, jak wtedy — wychrypiał Hawthorne, wpatrując się w geometryczne wzory na płótnie. Jego rzymski profil oznaczał się w oświetlonym holu, a Anna widziała ten cień niepokoju na jego twarzy. — Od tamtego czasu trudno mnie zdziwić. Młodzi ludzie… są zdolni do tak wielu rzeczy.
      — Och. Victorze… tak mi przykro — szepnęła, kładąc dłoń na ramieniu mężczyzny. Hawthorne zanurzył wąskie usta w alkoholu, a Anna drżącym głosem dodała: — Wiem… wiem co musiałeś przeżywać.
    To wtedy Victor spojrzał na nią z cieniem, jak uznała, zdziwienia. Anna zabrała dłoń, nagle czując, że potrzebowałaby znacznie więcej alkoholu tego wieczoru.
      — Kaden… Kaden również próbował raz targnąć się na swoje życie — przyznała. Rzadko kiedy pozwalała sobie nawet myślami wrócić do tamtego okresu — nie były to przecież wspomnienia, jakie chciała pielęgnować w swojej pamięci. — Wiem, że to nie są kwestie, które podlegają racjonalnemu umysłowi, ale nigdy nie pogodziłam się z tym, że nie potrafiłam tego zrozumieć. Co takiego… co takiego musiało dziać się w jego głowie, skoro przecież miał wszystko, by być tak szczęśliwym: miłość, przyjaciół, pieniądze i perspektywy na przyszłość… — Anna zapatrzyła się w przestrzeń, nim potrząsnęła nieznacznie głową i zmusiła się do przywołania uśmiechu na twarz. — Wybacz mi, proszę, to tak trudne tematy, zupełnie nieprzystające do tego wieczoru — powiedziała przepraszającym tonem. — Zapomniałam już, jak łatwo się z tobą rozmawia.
      — Nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy spotkali się w bardziej sprzyjających temu okolicznościach — stwierdził Hawthorne, a Anna uśmiechnęła się z wdzięcznością.
    Tak, zyskała już tę pewność; chętnie spotkałaby się ponownie z Victorem. Pomimo tak wielu lat, które minęły, wciąż miał w sobie ten pewnego rodzaju magnetyzm, który sprawiał, że rozmawianie z nim na tematy nie do końca powszechne, przychodziło z zadziwiającą łatwością.

    Kiedy Victor wraz z Anną opuścili posiadłość Hawthorne’a, zastali Vincenta oraz Kadena na podjeździe. Obaj siedzieli na murku, paląc papierosy i rozmawiając o czymś; o czym, tego żadne z nich nie dosłyszało, bowiem gdy tylko młodzieńcy usłyszeli ich kroki, obaj natychmiastowo zamilkli i w milczeniu obserwowali swoich rodziców.
      — Miałam nadzieję, że mi doradzisz, synku — powiedziała z cieniem wyrzutu kobieta, patrząc jak Kaden w spokoju gasił papierosa. Nie skomentowała tego paskudnego nawyku ani słowem, ale miała już swoje podejrzenia na temat tego, kto za tym stał.
      — Jestem pewien, że poradziłaś sobie doskonale beze mnie — odparł chłopiec i choć w jego tonie nie pobrzmiewał ani cień ironii, Anna zacisnęła usta.
    W milczeniu wsiedli do samochodu. Tym razem nikt nie zagajał żadnej rozmowy i w ciszy przejechali kilka mil dzielących ich od restauracji. Gdy zasiedli już do uroczystej kolacji wraz z samymi znamienitymi gośćmi, Kadenowi oraz Vince’owi przypadło miejsce zaraz obok rodziców tego pierwszego. To Frank pierwszy zagaił Vincenta:
      — A więc, chłopcze — zaczął, zwracając się do niego z chłodną uprzejmością — jak długo znasz się z Kadenem?
      — Kilka miesięcy — odparł Kaden, zanim jeszcze Vince miał szansę odwrócić głowę.
    Frank rzucił synowi krótkie spojrzenie, nim znów skupił się na Vincencie.
      — I skąd się znacie?
      — Przez wspólnych znajomych — odparł równie szybko, jak poprzednio, Kaden. Vince zdecydowanie nie mógł powiedzieć, że był bratem Victorii… Kaden nie miał pojęcia, jak dużo jego matka wiedziała o Redgravie, ale z drugiej strony Victoria komentowała praktycznie każde zdjęcia Kadena na Facebooku czy Instagramie, więc szansa, że matka zauważyłaby jej nazwisko, była naprawdę wysoka. — Vince, eee, zna się z jedną moją koleżanką z roku.
    Frank spojrzał na Kadena tym razem niemal karcąco i ponownie zwrócił się do Vincenta:
      — A co takiego studiujesz, Vince? — spytał, tak jakby fakt studiowania był niepodważalny i nawet nie brał pod uwagę innej możliwości.



    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Koss Moss Pią 19 Lut 2021, 06:41

    Vince zwilżył wargi końcówką języka i po raz pierwszy od chwili, gdy Frank się do niego odezwał, przeniósł na mężczyznę spojrzenie bystrych, zimnych oczu.
      — Nic.
    Anna roześmiała się, zupełnie, jakby wzięła tę wypowiedź za żart.
      — Mam rozumieć, że skończyłeś już studia? — dopytał Frank, unosząc lekko brwi; nie zorientował się nawet, że z naprzeciwka stalowoszare oczy innego mężczyzny śledziły uważnie jego najdrobniejsze gesty.
      — Masz rozumieć, że nie studiowałem — odparł ze zniecierpliwieniem Vince i zanim do rodziców Kadena dotarło, w jaki sposób się do nich odezwał, podniósł się z miejsca i bez słowa ruszył w stronę toalet, już po drodze wyciągając z kieszeni paczkę papierosów.
    Victor przeniósł spojrzenie na twarz Kadena, a z niej na zamyślone oblicze Clarice.
      — Chcesz więcej wina? — zaproponował ochryple, a ona przytaknęła. Zwrócił zatem uwagę jednego z kelnerów i poprosił o uzupełnienie kieliszka żony. Zanim jednak płyn wypełnił naczynie w odpowiednim stopniu, mężczyzna również się podniósł, przeprosił towarzystwo i odszedł w kierunku przeciwnym do toalet. Przystanął w opustoszałym korytarzu, aby odebrać dzwoniący telefon.
      — Tak.
      — Szefie, bardzo dużo Luchadores kręci się pod Extravaganzą — odezwał się Reeds. Ponaglony wymowną ciszą, kontynuował. — I ja… obawiam się, że Prawa Ręka sabotuje. Kazał właśnie nie wysyłać tam naszych…
      — I dlatego przerywasz mi posiłek? — zapytał chłodno Redgrave.
      — A… nie powinien? Nie powinien wysłać ludzi, żeby…
      — Nie — przerwał mu zimno Victor i obejrzał się kontrolnie przez ramię.
      — Ach…
      — Czy ty — wycedził Redgrave tonem podszytym groźbą — wysłałeś tam ludzi na własną rękę?
      — Nie, szefie, absolutnie! — zaprzeczył gwałtownie Reeds, ewidentnie przerażony samą myślą o takiej możliwości. — Właśnie dlatego dzwonię, żeby z szefem to skonsultować, najmocniej przepraszam…
      — Czujność — wychrypiał Redgrave z nieco łagodniejszą nutą w głosie — jest mile widziana.
      — Tak… Dziękuję, szefie.
      — Więc pilnuj tego, co kazałem ci pilnować, Reeds. I tylko tego.
    Rozłączył się, poruszył głową na boki, aż strzyknęły mu kości, a potem odwrócił się na pięcie i ruszył z powrotem do sali. Kiedy ponownie zasiadł u boku żony, Vince‘a nadal nie było i zdawało się, że rodzice Kadena z trudem powstrzymują się od rozmów na jego temat. Uwaga Victora skupiła się jednak na siedzącym tuż obok profesorze z Niemiec, który zagadnął go w rodzimym języku o związane ze sztuką inwestycje.
    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Pią 19 Lut 2021, 23:07

    Twardy akcent, który w chwilach zbliżenia pobrzmiewał w głosie Victora, w jednej chwili zyskał dodatkową historię i choć nie było to nic intymnego, Kaden odwrócił wzrok. Powiódł nim po sali, ignorując wymowną ciszę ojca i zahaczył go na kelnerze niosącym…
    Kaden otworzył szeroko oczy i momentalnie, nie zważając na maniery, rozejrzał się prędko dookoła. Poszukiwał… sam nie wiedział kogo, mężczyzny, to na pewno, obojętnie jakiego, ale tego, który teraz by na niego patrzył, widział, jak Kaden…
    Nikogo takiego nie było. Paru dżentelmenów w garniturach jadło swoje kolacje, ale nikt nie popatrywał na Kadena z ukrycia, a przy chłopcu po chwili stanął kelner.
      — Bardzo przepraszam — zwrócił się do młodzieńca, a Guildenstein przeniósł na niego wzrok. — Poproszono mnie, bym to panu przekazał.
    Kelner wyciągnął przed siebie okazałą, czerwoną różę. Kaden przygryzł wargę.
      — Dziękuję — odparł uprzejmie. — Czy byłby pan tak miły i mógł przechować ją do czasu, gdy zakończymy spotkanie?
    Kelner zapewnił, że wstawi różę do wody, a gdy tylko odszedł, Anna pochyliła się lekko nad stołem, starając dojrzeć syna.
      — Synku? — powiedziała i Kaden nie mógł już dłużej udawać, że jej nie dostrzegał.
    Podniósł na matkę wzrok i posłał jej jeden ze swojej kolekcji wystudiowanych uśmiechów.
      — To pewnie Vince — skłamał bez mrugnięcia okiem. — Czasami jest niemożliwy. Przepraszam na chwilę, poszukam go.
    Uśmiechnął się tym razem z udawanym zakłopotaniem i podniósł z miejsca. Wykorzystując ten gest, po raz kolejny rozejrzał się po sali — i po raz kolejny nie zaobserwował nic choć trochę podejrzanego. To nie był Vince, tego Kaden był pewien, tak samo zresztą jak nie był to Victor i choć te drobne upominki wydawały się miłe… tak przerywanie mu spotkania, co by nie mówić, rodzinnego, by zamanifestować taki gest, było już niczym stąpanie po cienkiej warstwie lodu.
    Kaden wyszedł przed budynek bez kurtki; chłód listopadowego wieczoru uderzył go w twarz, ale nie wrócił się po płaszcz. Nieco nerwowym gestem wyciągnął z kieszeni papierosy i dopiero gdy spalił jednego, oparł się plecami o ścianę budynku za nim i odetchnął głębiej.
      — Wystarczy już? — usłyszał z lewej strony głos Vince’a.
    Kiwnął głową. Może w innych okolicznościach próbowałby wykorzystać Hawthorne’a jak najbardziej, ale obecność jego ojca skutecznie studziła zapały Kadena.
      — Pójdę się z nimi pożegnać.
    Wrócił do środka. Przystanął jeszcze w holu, z odległości patrząc w kierunku swojej matki. Podziałało — Anna po chwili spojrzała na Kadena, a chłopiec skinął znacząco głową.
      — Będziemy się już zbierać… nie, mamo, naprawdę. Vince dostał telefon od matki i musi…
      — Kaden, kochanie, proszę cię — przerwała mu Anna. — Jeśli… Vince czuje się tu źle, może wrócić do domu, nie musisz wymyślać historyjek o jego matce. Niech idzie do domu, a ty, skarbie, wróć do stołu i…
      — Jeśli Vince czuje się tu źle — wszedł jej w słowo Kaden, czujący nagłą potrzebę bronienia Vince’a, chyba po prostu dla zasady, niż z innych powodów — to dlatego, że wy wszyscy traktujecie go w taki sposób.
      — Skarbie. — Anna wzięła głęboki oddech. — Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że ten chłopak nie pasuje do…
      — Do twojego wyobrażenia o tym, jak powinien wyglądać mój chłopak? — Kaden uniósł brew. — Nie znasz go, a już wiesz lepiej, jaki…
      — Nie znam, ale on wcale nie chce dać się poznać!\
      — A dziwisz mu się? — odparował od razu Kaden, który nawet nie myślał, że będzie kiedykolwiek postawiony w podobnie absurdalnej sytuacji: bronić swojego hipotetycznego chłopaka argumentami, które sam potrafiłby zbić w kilka sekund. — Vince nie lubi tego typu spotkań i ma pełne prawo ich nie lubić, ale przyszedł i spędził ze mną cały wieczór, bo to ty tak strasznie na to nalegałaś. I, owszem, zrobił to, zrobił, bo mnie kocha, ale nie dziw się, że jest poirytowany. Jesteście uprzedzeni i wcale nie chcecie go poznać, gdybyście chcieli, spotkalibyśmy się sami w czwórkę. A tak jestem przekonany, przekonany, że chciałaś pochwalić się przed wszystkimi swoim synem i jego chłopakiem. Bardzo dojrzałe, mamo. — Kaden wydął wargi, umiejętnie maskując samozadowolenie, bo nie myślał, że uda mu się aż tak odwrócić narrację. — Dlatego pozwól, że już sobie pójdziemy. Piękna wystawa, naprawdę. Może powiedziałbym, że się dobrze bawiłem, gdyby nie reszta wieczoru. Dobranoc.
    To powiedziawszy, Kaden pochylił się i złożył krótki pocałunek na policzku matki. Chwilę później, odebrawszy płaszcz, stał już z niepowstrzymywanym, próżnym uśmieszkiem, przed budynkiem restauracji.
      — Dzięki — powiedział krótko do palącego papierosa Vince’a. — Zamówiłem taksę. Jedziesz ze mną, czy masz mnie już dość?



    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Koss Moss Sob 20 Lut 2021, 06:30

    Redgrave zaledwie rzucił okiem na dostarczoną Guildensteinowi przesyłkę, prędzej w odruchu aniżeli z rzeczywistym zainteresowaniem. Nieco trudniej było nie usłyszeć wymiany zdań chłopca z poruszoną Anną; mężczyzna jednak w żaden sposób nie dał po sobie poznać, by w jakikolwiek sposób go to wzruszyło, lub też by zdziwił go tak absurdalnie romantyczny gest ze strony kogoś pokroju Vincenta. Niewzruszony kontynuował dyskusję z profesorem Zimmermannem, ponieważ nic nie mogło wytrącić go z równowagi.
    W jego oczach ten gówniarz był skończony – ci dwaj byli siebie warci.

    Ale zdawało się, że w oczach Vinceʼa Kaden jeszcze nie stracił. Młody Hawthorne nie tylko wsiadł z nim do taksówki, ale też nalegał, by Guildenstein jeszcze tego wieczora wyskoczył z nim na piwo.
    Oczywiście ten wspólny wypad miał być ściśle związany z interesami, gdy zatem zasiedli przy stoliku w obskurnej, oświetlonej błękitnymi neonami spelunie, ton Vinceʼa był tylko pozornie beztroski.
      — Postanowiłem skorzystać z twojej sugestii, więc będziesz opychał mój towar w Royalu ― obwieścił chłopak ― w całej tej Lunie, na uczelni i gdziekolwiek dasz radę, bo akurat zajebiście potrzebuję kasy. Na wczoraj. Jaki masz grafik?

      — Panie Redgrave ― odezwał się łagodnie Louis, gdy mężczyzna szybkim krokiem wszedł do hotelu, niedbale strzepując z ramion pierwszy śnieg.
      — Louis ― odparł ze spokojem Victor, oddając płaszcz odzianemu w garnitur chłopakowi z obsługi. ― Dotarł?
      — Tak, przyjechał pół godziny temu ― odpowiedział młodzieniec. ― Z Phobosem... i tygrysem. Potraktowałbym to jako dobry znak, gest zaufania.
    Redgrave uniósł nieznacznie brew, ale skinął oszczędnie głową i ruszył w stronę schodów.
      — Panie Redgrave… ― zatrzymał go Louis, podchodząc bliżej. ― Uznałem, że powinien pan wiedzieć… Kaden Guildenstein dla niego sprzedaje.
    Victor zatrzymał się jak wryty i wbił w Blancharda wzrok, od którego wielu zaczęłoby się trząść.
      — Od jak dawna?
      — Dowiedziałem się, kiedy pan tu jechał. Nie sądzę jednak, żeby to trwało długo. Wiedziałbym ― odpowiedział z powagą młodzieniec.
      — Zajmę się tym… później ― stwierdził zimno Redgrave. ― Jesteś wolny.
      — Dziękuję, proszę pana. ― Blanchard skinął uprzejmie głową i odprowadził mężczyznę spojrzeniem, kiedy ten wchodził po spiralnych schodach. Sam postał jeszcze przez chwilę w holu, a potem zerknął mimochodem na delikatny, złoty zegarek połyskujący mu na nadgarstku i poruszył się, jakby miał zamiar odejść w głąb hotelu. Wtedy jednak drzwi wejściowe otworzyły się, a stanął w nich Sparda we własnej osobie.
    Tylko że nie wyglądał jak on.
    Nie żartował – naprawdę znalazł garnitur i chyba nawet się ogolił.
    Towarzyszyła mu Trish w czarnej sukni wieczorowej i właściwie oboje przyciągali wzrok w podobny sposób, nawet jeżeli byli tak różni. Po prostu nie sposób było przeoczyć tej pary.
      — Hej, kicia ― rzucił Dante, zbliżając się do chłopca ze swoim krzywym uśmieszkiem. ― Odstawiłaś się. Idziesz na podryw?
      — Cześć, Louis ― przywitała się w znacznie bardziej stonowany sposób Trish. ― Wybacz mu spóźnienie. Bardzo długo się stroił.
      — Długo wiązałem gorset ― parsknął mężczyzna, zerkając wymownie na wysmukloną talię przyjaciółki. ― Masz tu coś jeszcze do załatwienia, czy możemy cię porwać?
    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Sob 20 Lut 2021, 22:23

    Louis nie krył się, gdy mierzył Dantego uważnym spojrzeniem. Zaskoczenie na jego twarzy wymalowało się zaledwie na chwilę, zaraz ustępując delikatnemu uśmiechowi pełnemu zadowolenia. Wydatne wargi Louisa podkreślone były wiśniową szminką o odcieniu odpowiadającemu idealnie skrojonemu garniturowi, jaki miał na sobie chłopiec, choć jego fason odbiegał od tych standardowych. Wysokie spodnie, wraz z marynarką o wyraźnie zaznaczonym wcięciu, przywodziły na myśl modę sprzed dziesiątek lat, jednocześnie tak kontrastując z ciemnym, mocniejszym, niż na co dzień, makijażem oczu. Złote pukle mieniły się w świetle hotelowych lamp i nawet jeśli ta ekstrawagancka prezencja nie wszystkim musiała się podobać, trudno było oderwać od Louisa wzrok.
      — Och. — Louis po raz pierwszy przeniósł spojrzenie na Trish. — Musiałem zapomnieć, że byliśmy umówieni. Pięknie wyglądasz, Trish — skomplementował kobietę, której suknia — tak przywodząca skojarzenia z osiemnastowieczną Francją — idealnie podkreślała jej wdzięki. — Hotel był po drodze do opery? — Uśmiechnął się kącikiem ust do Spardy i sięgnął po swój płaszcz.
    Trish zasiadła na przednim siedzeniu wozu Dantego; Louis bez słowa zajął miejsce z tyłu, poświęcając jeszcze chwilę, by przekazać panu Redgrave’owi, że wraz ze Spardą udali się już do gmachu opery.
    Na miejscu już, gdy parkingowy odebrał od Spardy klucze, w trójkę weszli szerokimi, kamiennymi stopniami do ogromnych drzwi, po przekroczeniu których ukazało się im przestronne wnętrze nowego budynku opery. Podstarzały, odziany w elegancki frak mężczyzna na widok Louisa uśmiechnął się szerzej i zwrócił w stronę chłopca, ściskając jego dłoń.
      — Panie Blanchard — przywitał się, na co Louis odpowiedział uprzejmym skinieniem głowy. — Miło mi pana widzieć. Spodziewałem się, że nie opuści pan tego wieczoru… będzie pan zachwycony naszymi śpiewakami.
      — Nie wątpię, zawsze potrafi pan dojrzeć najwybitniejsze talenty, panie Harris — odparł spokojnie Louis. Zabrał dłoń i dyskretnie zerknął w bok, tym samym zwracając uwagę dyrektora na Spardę i Trish.
      — Ach, czcze słowa! — westchnął z udawaną skromnością Harris i, idąc za sugestią Louisa, dodał: — Jak zawsze jest pan mile widziany w naszych progach. A pana towarzysze to…?
    Nieme pytanie zawisło w powietrzu a Louis odchrząknął cicho.
      — Dante Sparda oraz jego towarzyszka, Trish Diamant.
    Szeroki, serdeczny uśmiech, który widniał na twarzy Harrisa, zrzedł momentalnie, gdy zdał sobie sprawę z popełnionego nietaktu. To z Louisem Blanchardem ustalał finansowe szczegóły dotyczące finansowanie nowego gmachu opery i choć kilkukrotnie wyrażał chęć poznania pana Spardy, Louis zapewniał go, że nie ma ku temu potrzeby. Mężczyzna pozostawał więc beztwarzowym, hojnym bogaczem, którego Harris miał nigdy nie ujrzeć.
    Aż do tej chwili.
    I nie spodziewał się na pewno tego, co nastąpiło.
      — Miło poznać — rzucił bowiem swobodnie Sparda, wyciągając dłoń i uścisnął rękę Harrisa. — Niezły budynek, ktoś miał gest.
      — Przejdziemy pozbyć się płaszczów — dodał Louis, uśmiechając się spokojnie do wciąż zszokowanego Harrisa i, rzeczywiście, wraz z Trish i Dantem przeszli wgłąb bogato zdobionego holu. — Gdybyś poinformował go wcześniej, że się zjawisz, może zdołałby załatwić ci piwo.



    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Koss Moss Sob 20 Lut 2021, 23:03

    — Myślałem, że umieściliście w projekcie jakiś porządny bar — mruknął Sparda, gdy przystanęli przy szatni.
      — Jest przy basenie — odpowiedział Louis, sięgając do zapięcia swojego okrycia.
      — Basenie — powtórzył mężczyzna z rozbawieniem. Jego uwagę przyciągnęła następnie Trish, chrząkając sugestywnie; zbliżył się więc i pomógł jej zdjąć płaszcz, a kiedy zobaczył, że Louis zaczyna zsuwać z ramion własny, wyciągnął rękę, żeby mu pomóc. Przypadkowo przesunął przy tym ciepłą dłonią po lekko chłodnej szyi chłopca, potem zaś odwrócił się do lady i podał szatniarce dwa płaszcze. Dopiero wtedy zdjął niedbale i rzucił jej swój. Numerek zabrała Trish, zanim Sparda zdążył po niego sięgnąć – zapewne obawiała się, że w rękach jej przyjaciela szybko zostałby zgubiony.
      — Możemy pójść od razu na ten basen? — zapytał Dante, ruszając śladami Louisa w stronę szerokich schodów westybulu.
      — Najpierw premiera — odrzekł Louis. — Później bal.
    Przystanęli przy barze na piętrze, gdzie – jak się okazało – Sparda miał wielu znajomych. Szybko został zaczepiony przez odzianą w czerwoną suknię artystkę, która stała tam w gronie innych osobistości, dzierżąc w smukłej dłoni kieliszek.
      — Nieczęsto widzę go zawstydzonego — stwierdziła Trish jakiś czas później, kiedy wraz z Louisem odebrali już swoje napoje i udali się na bok, by zasiąść na chwilę, w oczekiwaniu na godzinę dwudziestą, przy wysokim stoliku. Młodzieniec powiódł wzrokiem za jej spojrzeniem i uniósł leciutko brwi, widząc, jak Sparda, odwrócony do nich plecami, podaje kieliszki dwóm dopiero co przybyłym kobietom.
      — Nie wygląda na zawstydzonego — odrzekł dyskretnie Blanchard, upiwszy niewielki łyk.
      — Myślę, że ty go zawstydzasz. — Kobieta przeniosła spojrzenie na skupioną twarz Louisa. — Dlatego tam został i kokietuje. Układa się między wami?
    Louis nie odpowiedział; jedynie uniósł nieznacznie swoją wyregulowaną brew i napił się odrobiny wina.
      — Tak myślałam — mruknęła Trish i uśmiechnęła się lekko, gdy Sparda wreszcie ruszył w ich stronę.
      — Nie mówcie do mnie. Nic nie słyszę — rzucił mężczyzna i pociągnął zdrowo z kieliszka, a potem popatrzył na duży zegar sugerujący, że został im kwadrans. — One nie mówią, tylko piszczą. Hej, Lou.
    Spojrzał na chłopca i obnażył kieł w uśmieszku, a potem wyciągnął zza pleców czerwoną różę, która musiała zostać wykradziona z kamiennej wazy u szczytu schodów.
      — Trzymaj.
    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Wto 23 Lut 2021, 20:32

    Wypielęgnowane palce chwyciły łodygę, a Louis podniósł wzrok na Spardę.
      — Czyli jednak pamiętałeś o moich urodzinach — odpowiedział, zahaczając paznokciem o kolec róży. — To bardzo miłe, dziękuję. Już myślałem, że zapomniałeś.
    Warga Spardy uniosła się w górę, gdy jego uśmiech poszerzył się odrobinę.
      — No co ty, kicia. Aż tak źle o mnie myślisz?
    Louis ledwo poruszył głową i wreszcie nieznacznie uśmiechnął, choć w sposób bardziej sugerujący ukontentowanie z zasłyszanego dowcipu, niż serdeczność. Nie powiedział nic więcej, zamiast tego odstawił pełny jeszcze kieliszek na stół, zaraz obok kwiatu, i podniósł się z miejsca.
      — Powinienem znaleźć toaletę, nim zadzwoni pierwszy dzwonek — wytłumaczył i, rzeczywiście, już chwilę później odszedł — zdawało się, że w doskonale sobie znanym kierunku.
    Nie wrócił jednak nawet wtedy, gdy rozległ się drugi już dźwięk sugerujący, że goście powinni zająć swoje miejsca. Trish z pewnym rozbawieniem zerkała na Spardę, który popatrywał w stronę, w którą odszedł Louis, zanim jednak na horyzoncie dostrzegli złotowłosego chłopca, to sam dyrektor stanął przy ich dwójce.
      — Panie Sparda — zwrócił się do Dantego, kłaniając się mu nieznacznie. — Chętnie wskażę panu pańskie miejsca. Loża honorowa na pewno się państwu spodoba, akustyka w niej jest niesamowita.
    I rzeczywiście tak było; wykładana atłasem sofa, znajdująca się na osobnym balkonie, przygotowana była specjalnie dla Spardy oraz jego towarzyszki i zdecydowanie nie przewidywała trzeciego miejsca. Louisa żadne z nich nie dojrzało również podczas przerw pomiędzy kolejnymi aktami i zdawało się, że chłopiec zapadł się pod ziemię.

      — Minęło wiele lat.
      — Zdaję sobie z tego sprawę, Louisie.
      — Byliśmy wtedy obaj młodzi. Wiele rzeczy uległo zmianie — powiedział i nie było przecież osoby, która lepiej niż pan Redgrave zdawała sobie z tego sprawę. A pomimo tego Victor nie odezwał się, wypuszczając jedynie gęsty dym spomiędzy wąskich ust. — Nie jest głupi. Będzie ostrożny.
      — A ty, Louisie — odezwał się Redgrave, nie spuszczając bacznego spojrzenia ze swego podopiecznego — jeszcze bardziej uważny.


    Stało się jasnym, gdzie przebywał Louis, gdy Dante w końcu odnalazł basen.
    Słowo to zaś wydawało się sporym nadużyciem. W przestronnej sali, przeszklonej z trzech stron wraz z widokiem na zjawiskowy, o tej porze przyozdobiony migotliwym oświetleniem, ogród, znajdowała się już część gości. Pomieszczenie to było wysokie na kilka metrów, a pośrodku niego znajdowało się szerokie na kilka stóp i jeszcze dłuższe zagłębienie, pełne przejrzystej wody. Nikt jednak nie śmiałby nazwać tego zwykłym basenem, bowiem w środku ogromnej sadzawki znajdowały się liczne rzeźby, wyrastające z wody i dominujące całą przestrzeń. Oś basenu wyznaczał wybieg, wyburzający się ponad taflę wody zaledwie o dwa centymetry i prowadzący do tego baru, który zapewne na myśli miał Louis. Liczne stoliki, rozstawione u brzegu basenu, zajmowane były przez kolejnych gości.
    Przy jednym z nich siedział Louis wraz z Phobosem. Jeśli ktoś obserwował chłopców przez dłuższą chwilę, mógł zwrócić uwagę na to, że nikt do nich nie podchodził.
    Jeśli zaś zdecydował się podejść bliżej, powód tego zachowania był wręcz oczywisty — u nóg chłopców leżał zjawiskowy, biały tygrys, nurzając szerokie wody w sadzawce.
    Zbliżającego się Spardę Louis zauważył zanim jeszcze mężczyzna przystanął przy stoliku. Nie odwrócił od niego wzroku i przywitał go uśmiechem oraz słowami:
      — Znalazłeś basen.



    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Koss Moss Sro 24 Lut 2021, 18:30

    Błyszczące buciki przewieszone były przez oparcie jednego z krzeseł, podczas gdy bose stopy Phobosa, na których połyskiwało kilka bransolet i pierścionków, spoczywały na miękkim, białym futrze rozleniwionego tygrysa.
    Chłopak uśmiechnął się lekko na widok Spardy, który zbliżył się do nich z potężnym kuflem w dłoni.
      — Dante Sparda — wychrypiał. — Człowiek, który przetopił złoto na krew. Koniecznie z nami usiądź. Prawdę mówiąc, Michael jest skrycie twoim fanem, aż czasem robię się zazdrosny.
    Różowy języczek przesunął się po delikatnie powiększonych kwasem ustach, kiedy Dante ze swoją leniwą manierą opadł na krzesło, ignorując wiszące na nim buciki.
      — Miałem już sobie iść — ziewnął. — Słaba ta impreza, chociaż Red pewnie jest zachwycony.
      — Hmm. — Phobos zabrał oparte o tygrysa stopy i przerzucił nogi na drugą stronę krzesła, tak, że dotknął okrytą kabaretką łydką nogi Spardy. — Red to też niezły przystojniak. Nie spodziewałem się tego. Wyobrażałem sobie go zupełnie, zupełnie inaczej.
      — Taa — mruknął Dante, unosząc brew, i nagle złapał Phobosa za kostkę, odsuwając jego stopę od swojego krocza. — Wiesz, wbrew pozorom jestem hetero — powiedział, nie dbając o dyskrecję, i puścił nogę chłopca, który aż rozchylił usta, ale zaraz uśmiechnął się przebiegle.
      — Każdy facet tak mówi, do czasu — odparł.
      — Ta, pewnie — mruknął Dante i zdmuchnął z twarzy jedno z siwych, luźno opadających na nią pasm. — A potem Paraders ucina mu cojonez.
      — Ha, ha, ha. — Phobos wyszczerzył białe ząbki w uśmiechu. — Bywa trochę zazdrosny, ale chyba nie powinien mieć mi tego dziś za złe. Widziałeś, co robi?
    Wskazał głową w stronę baru, gdzie odziany w garnitur Paraders dość inwazyjnie obmacywał jakąś młodą pannę, rozmawiając przy tym z bardzo poważnym Victorem.
      — Mmm, kłopoty w raju?
      — Kłopoty? Rozpierdolę kurwie tępej, zdzirze oszczanej, spierdolinie ludzkiej ryj, jak tylko ruszy swoje płaskodupie do łazienki — odparł Phobos, wzruszając ramionami, po czym wyciągnął z kieszeni swojego białego futra małe, zamykane lusterko w srebrnej oprawie. Otworzył je, żeby przypatrzeć się uważnie swojej pozbawionej niedoskonałości twarzy. Strzepnął spod oka niewidoczny pył, zatrzasnął lusterko i, ignorując wcześniejszą uwagę Spardy, oparł obie stopy o jego udo, odchylając się w krześle. Przeniósł spojrzenie na Louisa i puścił balona z gumy do żucia. — O czym mówiliśmy? — zwrócił się do niego, sięgając niedbale po kieliszek wina. Zachowywał się bardzo swobodnie i bezpruderyjnie. — Ach, o naszych wspólnych przygodach. Może więc opowiedzcie mi o waszych. Niedługo się znacie, co? Dante, widziałeś kiedykolwiek, jak Lou robi taniec brzucha? Był w tym najlepszy ze wszystkich zdzir.
    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Sro 24 Lut 2021, 20:38

    Lou przeniósł spojrzenie, które tylko na chwilę spoczęło na umoszczonych na udzie Spardy stopach, na Dantego. Uśmiechnął się serdecznie, wydawało się, że szczerze, gdy odwracał się w stronę Phobosa.
      — Dante nigdy nie chciał ze mną tańczyć — westchnął do kolegi Louis, odchylając nieznacznie głowę. — Uważa pewnie, że potrzebuje mocniejszych bodźców, by poczuć adrenalinę.
    Sparda parsknął krótko.
      — Albo przynajmniej lepszej muzyki.
    Phobos zaśmiał się, nie przejmując się tym, że siedzący przy sąsiednich stolikach ludzie popatrywali w jego stronę z naganą, i zapstrykał palcami.
      — Czy mogę prosić o zmianę muzyki na mniej mdłą? — powiedział tonem na tyle donośnym, że kręcący się nieopodal kelnerzy nie mogli zlekceważyć tego pytania.
    Po sali poniósł się szmer i jeśli do tej pory nikt nie zwrócił uwagi na ten niecodzienny duet w towarzystwie niebezpiecznego drapieżnika, tak teraz Phobos skupiał uwagę każdej osoby w tej sali. Michael Paraders zaśmiał się ochryple, a Louis wymienił uważne spojrzenie z panem Redgrave’em.
      — Chłopak o coś prosił — rzucił głośno Paraders i dopiero wtedy kelnerzy rzucili się, by przekazać tę informację.
    Louis, który nigdy, przenigdy nie pozwoliłby sobie na równie impertynenckie zachowanie, uniósł kącik ust. Przeniósł wzrok na Dantego.
      — Dobrze, że nie jestem chłopcem — powiedział, uniosłwszy kieliszek z winem do ust, na chwilę przed tym nim rozbrzmiała nowa muzyka.



    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Koss Moss Czw 25 Lut 2021, 17:08

    Dante zaśmiał się i właściwie wyglądało na to, że impertynenckie, nieprzewidywalne zachowanie Phobosa w ogóle mu nie przeszkadza, a wręcz wywołuje w nim rozbawienie. Może nie powinno to dziwić – ten facet potrafił przecież zakumplować się z niemal każdym.
      — Chcesz tańczyć? — ożywił się, słysząc pierwsze nuty Smooth Criminal, odstawił piwo na stół i podniósł się, od razu wpadając w taneczny krok godny samego króla. — To tańczmy.
    Nie było na sali ogrodowej nikogo poza Redgravem, kto by na niego nie patrzył, kiedy zaczął wykonywać swój żywiołowy taniec, a już po chwili z miejsc zaczęły podnosić się pojedyncze osoby, dołączając do niego, jakby wzięły to za zaplanowaną część tego wieczora.
    Dante okręcił się dynamicznie wokół własnej osi, po czym, rytmicznie ruszając biodrami, wyciągnął do Louisa rękę. Z przymkniętym okiem kiwał głową w rytm dźwięków i czekał, aż chłopiec podejmie tę nieuniknioną decyzję, ściągając na siebie uwagę tłumu.
    Louis przez krótką chwilę wyglądał, jakby się wahał, ale zanim Sparda zdążył skupić się na którejkolwiek z panien, chwycił wyciągniętą dłoń i podniósł się, po czym natychmiast został przyciągnięty do twardej piersi i sprawnie obrócony.
    Sparda był zaskakująco świetnym tancerzem – ruszał się tak płynnie, że trudno było oderwać od niego wzrok, jednak, jak się okazało, i Blanchardowi nie brakowało zwiewności i gracji. Prowadzony z wprawą przez salę, reagował na każdy sygnał mężczyzny i był jak gdyby przedłużeniem jego gestów i ruchów. Ich improwizowany taniec wcale na taki nie wyglądał, a kolejne twarze zwracały się ku nim, śledząc ich, kiedy władali całym parkietem.
    Dante niemal nie spuszczał wzroku z oczu chłopca. Ilekroć ciągnął go do siebie i zbliżali się na tyle, by owionąć swoje twarze oddechami, prawie leciały iskry.
    Phobos obserwował ich z zadowoleniem, bawiąc się łańcuchem podpiętym do obroży tygrysa. Kołysał się do rytmu i, prawdę mówiąc, gdyby tylko mógł, w okamgnieniu zapomniałby o Paradersie dla takiego faceta jak Sparda. Wolał nawet nie próbować wyobrażać sobie swojego kochanka na parkiecie. On, jeśli gdziekolwiek, nadawał się tylko na ring.
    Ostatnie nuty dobrze znanej piosenki wybrzmiały, kiedy Dante podrzucał Louisa w górę, pozwalając, by ten wykonywał widowiskowe, właściwie figury, śmiejąc się jak nigdy.
    I Sparda patrzył na ten śmiech z fascynacją, bo ten roztańczony Louis był tak dalece inny od eleganckiego, nieosiągalnego chłopca, który posyłał mu enigmatyczne uśmiechy.
    Nie był gwiazdą, był słońcem.
    W końcu Dante odstawił go, spoconego, na parkiet i zdmuchnął znów włosy ze swojej mokrej twarzy, z zawadiackim uśmieszkiem wpatrując się w rozszerzone źrenice młodzieńca.
      — Nie było tak źle, dzieciaku.
    Odsunął się, przerywając tę dziwnie pełną napięcia chwilę i podszedł do stolika, by zwilżyć gardło przyjemnie zimnym piwem.
    Roztańczeni goście wcale nie zeszli z parkietu, gdy rozbrzmiał kolejny utwór.
    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Czw 25 Lut 2021, 19:18

    Louis automatycznie powiódł wzrokiem za Spardą — zatrzymał go jednak na Phobosie i zaraz, gdy tylko stanął przy chłopcu, przesunął dłonią po jego odsłoniętym przez osunięte futro ramieniu.
      — Saphir wytrzyma chyba chwilę bez ciebie — zasugerował, wpatrując się w młodzieńca.
      — Najwyżej pożre ci Spardę. — Zęby Phobosa błysnęły w uśmieszku, który można było traktować dwojako; chłopiec zdawał się rzucać beztrosko słowa na wiatr, ale Louis nie zignorował czającej się gdzieś w tle groźby.
      — A więc przywiąż go.
    Phobos wyglądał, jakby przez chwilę się zastanawiał, nim leniwym ruchem odkręcił łańcuch, do tej pory zaciskający się na jego przedramieniu. Chwilę później smycz tygrysa została przywiązana, zwierzę, które podniosło bystry wzrok na swego właściciela uspokojone krótką komendą, a chłopiec wstał, chwytając Louisa za biodro.
    Ich wspólny taniec różnił się od pokazu, który jeszcze chwilę temu Louis dał ze Spardą. Obaj chłopcy poruszali się z gracją, posyłając sobie szerokie uśmiechy, za którymi kryła się jednak niewypowiedziana nuta tajemnicy. Wirowali wspólnie w tańcu, co rusz jednak przejmując prowadzenie — i gdy tylko jeden z nich poddał się obrotowi, zaraz sam przyciągał do siebie towarzysza. Ich taniec, choć szczerze piękny i zjawiskowy, daleki był od partnerstwa, a oglądającym go z fascynacją gościom nasuwało się niejednoznaczne skojarzenie z walką.
    Gdy muzyka ucichła, znajdowali się blisko siebie, dzieląc jedno powietrze; to Louis obejmował Phobosa w talii, ale chłopiec wyciągnął dłoń i przejechał palcem po żuchwie Blancharda, uśmiechając się wciąż w ten sam sposób.
      — Wracajmy — powiedział Louis. — Wystarczająco się za nami stęsknili.
      — O ile ciągle są żywi. — Phobos uśmiechnął się w ten sam, budzący niepokój sposób, jednak zaraz pociągnął Blancharda w stronę stolika. — Już zapomniałem, Lou, jak dobrze się z tobą bawi.
    Louis uśmiechnął się i wywrócił nieco teatralnie oczami, po czym uniósł kieliszek wina.
      — Za spotkanie po latach — zaproponował i zanurzył usta w winie.
    Dopił resztkę alkoholu, odstawił kieliszek na blat, ale nie zdążył nawet spojrzeć na karafkę, gdy Dante od niechcenia uzupełnił obu chłopcom alkohol.
      — Jednak zostaniesz? — zwrócił się do niego Louis, a Phobos westchnął ze śmiechem.
    Dante łypnął na niego spod brwi.
      — Twoja koleżanka chyba poszła przypudrować nosek — mruknął, rozsiadając się na krześle.
    Oczy Phobosa zwęziły się momentalnie, a chłopiec prędko odwrócił głowę w kierunku Paradersa. Mężczyzna wciąż rozmawiał z Redgrave’em, choć teraz na jego kolanach nie wiła się żadna ciemnowłosa piękność. Phobos szarpnął za łańcuch z tygrysem i uśmiechnął się w obłudny sposób.
      — Panowie wybaczą.
    Louis odprowadził ich wzrokiem, a później odwrócił się do Spardy. Nie odezwał się jednak od razu. Założył nogę na nogę i sięgnął po wino, a następnie zasmakował alkoholu; zarówno ze spokojem, jak i delikatnym uśmiechem na idealnej twarzy.
      — Wygoniłeś mi kolegę — zauważył, jednak nie wydawał się urażony.



    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Koss Moss Pią 26 Lut 2021, 00:16

    Dante wzruszył ramionami, uśmiechając się półgębkiem, i zaraz podniósł głowę, gdy do ich stolika zbliżył się jeden z elegancko ubranych kelnerów.
      — Dobry wieczór.
    Ze słabym, pełnym zakłopotania uśmiechem – starając się nie spuszczać oczu z tygrysa, który również uniósł łeb, jakby wiedział, co się święci – postawił na stoliku tacę z dużym kawałkiem surowego mięsa wołowego.
      — Dzięki, umieram z głodu ― podsumował Sparda, patrząc na to spod uniesionej brwi.
    Chłopak uśmiechnął się wyraźniej, chodź wciąż niemrawo.
      — Podać coś… ― zaczął, ale nie dokończył, gdyż tygrys gwałtownie podniósł się z ziemi i węsząc, z wyraźnym zniecierpliwieniem szarpnął się w stronę stolika.
      — Łoł, nie, nie ― rzucił Sparda i poderwał się, by sięgnąć szybko po tacę z mięsem, a kelner wykorzystał tę dwuznaczną odpowiedź, by pośpiesznie się oddalić. — Grzeczna kicia, wierz mi, stek jest lepszy niż ołów.
    Łypnął na Louisa, kiedy tygrys, rzucając się na kawał mięsa, wytrącił mu tacę z ręki.
      — Tak samo grzeczna jak ty ― stwierdził ochryple, nieznacznie się uśmiechając, ale nagle się wyprostował. ― Hej, znam ciebie, mały zdrajco ― rzucił do przechodzącego w pewnej odległości kelnera. Spojrzawszy w jego stronę, Louis dostrzegł nikogo innego, jak Kadena Guildensteina, który bez wątpienia nie był jeszcze świadom, w jakich znajdował się tarapatach. ― Tak, do ciebie mówię, chodź tu. Za mało ci płacę?
    Powiedział to niby z powagą, a jednak trudno było potraktować tę wypowiedź inaczej niż żart, gdy widziało się pobłażliwość w spojrzeniu.
    Tygrys tymczasem rozszarpywał swój stek ostrymi kłami, wydając przy tym warkliwe, niepokojące dźwięki. Kiedy Sparda przywołał gestem Kadena, widać było jednak, że na wewnętrznej części marynarki maluje się zarys broni, którą Louis bez wątpienia zresztą wyczuł już, gdy tańczyli.
    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Pią 26 Lut 2021, 17:32

    Kaden, zerkając ze słabo skrywaną niepewnością na pożerającego mięso tygrysa, zbliżył się nieznacznie do Spardy. Zmusił się, by oderwać wzrok od niebezpiecznego zwierzęcia i spojrzeć na mężczyznę i uśmiechnął się — tym razem szczerze.
      — Skąd, szefie — zaprzeczył od razu. — Ale u nas nie rozkręca pan tak imprezy, muszę powiedzieć Eveline, pewnie będzie o to zazdrosna… Podać coś? — spytał, zerknąwszy kątem oka na stolik. —  Jeszcze jedno piwo? Wino? Ee… wołowinę?
    Sparda zaśmiał się i, wydawałoby się, że zupełnie nieprzejęty niepokojącymi dźwiękami, które wydobywał z siebie Saphir, sięgnął do kieszeni marynarki po portfel. Otwierając go, oznajmił:
      — Nie potrafiłbym ci odmówić, zwłaszcza, gdy mowa o zimnym piwie. — Spojrzał na Lou i pochylił się lekko w jego stronę. — A ty, mała?
    Kaden również spojrzał na Louisa, uśmiechając się do niego serdecznie. Blanchard, który od początku mierzył profil chłopca wzrokiem, uniósł lekko kącik ust i nagle przeniósł spojrzenie na Dantego.
      — Tak narzekałeś, że nudzi cię ta impreza — zauważył, okręcając złoty pukiel włosów wokół palca. — Może Kaden mógłby załatwić coś, żebyś się rozerwał.
    Brew Spardy powędrowała do góry, a Louis odwrócił głowę do Guildensteina, który otworzył nieco szerzej oczy.
      — Mogę popytać kolegów — powiedział, a Louis uśmiechnął się do niego miło.
    Spojrzał ponownie na Dantego i skinął znacząco głową, aż mężczyzna wyłożył na blat kolejne banknoty.
      — Dla mnie jeszcze wino — dodał na koniec Louis, gdy Guildenstein zebrał zapłatę ze stołu. Młodzieniec oddalił się, a Sparda odchrząknął znacząco, więc Louis wyjaśnił krótko: — Sprawdzam coś.
    Dante parsknął krótkim śmiechem.
      — Wychodzisz kiedyś z pracy?
    Choć pytanie było zadane w żartobliwym tonie, Louis umoczył burgundowe usta w winie i odparł, patrząc Spardzie prosto w oczy:
      — Gdy mam ku temu powód.



    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Koss Moss Sob 27 Lut 2021, 17:43

    Kaden Guildenstein bez wątpienia miał teraz świadomość, iż jego działania nie pozostały niezauważone. Louis zasygnalizował mu to wprost, a Redgrave pośrednio, kiedy zatrzymał na nim lodowate spojrzenie.
    Dante zmrużył lekko oczy; nie wiedział nic o nowym biznesie Guildensteina i trochę się dziwił, widząc go akurat w tej roli, ale w pierwszej kolejności uznał, że to próba infiltracji w szeregach Paradersa.
    Tak samo jak nowa przyjaźń przeuroczego Louisa z właścicielem białego tygrysa.
      — Red już mi nie odda pracownika miesiąca, co? — mruknął luźno do Louisa, kiedy kelner już dawno się oddalił. — Nique sa mère.
      — Je ne pensais pas que vous parliez français — odpowiedział chłopiec, nie odrywając spojrzenia od dojrzałej twarzy mężczyzny.
      — Zabrzmiało, jakbyś wyznawał mi miłość — mruknął Sparda. — Nie wyprowadzaj mnie z błędu.
    W tym momencie z łazienki wyłonił się Phobos. Nie wyglądał, jakby przed chwilą dokonał czegoś okrutnego, nie widać też było na jego białym odzieniu ani śladu po jakichkolwiek zabrudzeniach. Uśmiechnął się niczym niewinne dziecko i mrugnął do Victora Redgrave‘a, który zwrócony był, w odróżnieniu od Paradersa, twarzą do niego. Następnie ruszył kocim krokiem w stronę stolika Louisa, nie widząc już, jak Michael ogląda się za nim z miną, która nie wróżyła najlepiej.
      — Teraz musi przypudrować mocniej — oznajmił Phobos, przystając obok tygrysa. — Swój nosek.
    Pochylił się, by przesunąć szczupłymi palcami po miękkim futrze; zwierzę uniosło gwałtownie łeb i obnażyło kły, głośno dysząc.
      — Widzę, że dostałeś kolację — wymruczał bez strachu z twarzą tuż przed tygrysim pyskiem, przez cały ten czas trzymając wypięte pośladki w górze.
    Rasowa prostytutka, która nie miała już nic do stracenia.
      — Phobosie… — zaczął Louis, kiedy chłopak wyprostował się wreszcie i, poprawiwszy futro, zajął swoje miejsce. — Chciałbym wiedzieć, czy znasz kelnera, który za chwilę do nas podejdzie.
    Phobos zadarł lekko podbródek, ale nie odpowiedział. Kilkanaście sekund później do ich stolika rzeczywiście podszedł kelner. Młodzieniec przyjrzał mu się bardzo uważnie, z taką intensywnością, że Guildenstein musiał w końcu odwzajemnić to spojrzenie.
      — Czy mogę coś podać? — zapytał wówczas młodzieniec z nutką zakłopotania.
    W następnej sekundzie szczupła dłoń chwyciła jego ciemne loki i pociągnęła w stronę stołu z taką gwałtownością, że Kaden mógł się zastanawiać, czy nie złamał właśnie nosa.
      — Ej, ej, ej! — zaczął Sparda, podnosząc się z krzesła, ale Phobos był szybszy i już wyszarpnął niewielką torebkę, którą Kaden miał zapewne zamiar podać któremuś z nich.
      — Ty przebiegła cipo, kurwo przebrzydła, nie wierzę — wycedził, dociskając kark Guildensteina do stołu i uniósł dłoń, w której wyprostowanych palcach trzymał narkotyk. — Nawet ma jebane logo.
      — Hej, mały — podjął ostrożnie Dante, ale zawahał się, zanim dotknął Phobosa. Ten zresztą puścił gwałtownie kark kelnera i, odprowadzany przez spojrzenia właściwie wszystkich na sali, rzucił się biegiem w stronę Paradersa.
    Victor Redgrave rozchylił lekko usta, przenosząc spojrzenie to na chłopca w białym futrze, to na krwawiącego z nosa Guildensteina, to na Louisa.
    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Sob 27 Lut 2021, 19:22

    Louis krótko, niemal niezauważalnie, poruszył głową — i na tym skończył się kontakt wzrokowy jego i pana Redgrave’a, bo chłopiec zaraz spojrzał na Guildensteina.
      — Ojej, Kadenku — westchnął, jednocześnie odsuwając kieliszek z winem w stronę Spardy i podnosząc się z miejsca. Nachylił się nad Guildensteinem i, gdy ten jeszcze nie patrzył, podniósł wzrok na Dantego i wskazał krótko głową w stronę Redgrave’a. — Nic ci nie jest, słoneczko? Co… och. Ojej. Chodź. Chodź, pójdziemy do łazienki.
    Zagubione i przestraszone spojrzenie chłopca wydawało się tak szczere. Guildenstein, krwawiąc z nosa, chciał obejrzeć się za Phobosem, ale Louis przytrzymał go za podbródek.
      — Co…
      — Chodź. Możesz się sam podnieść? Dasz radę, słoneczko? — Ciepły, kojący głos Louisa wraz z delikatnym dotykiem jego szczupłych palców sprawiał, że Kaden pokiwał niepewnie głową i, osłaniając dłonią twarz, obejmowany przez Blancharda ruszył w stronę łazienki.
    Na zapach krwi Saphir ruszył się niespokojnie, a Louis jeszcze odwrócił głowę, by upewnić się, że Dante nie pozostał przy stoliku.
    Przystając przed drzwiami do damskiej toalety, Louis pokierował Kadena dalej — nie miał w tym momencie ani czasu, ani ochoty, by mierzyć się z jeszcze jedną poszkodowaną osobą. Zignorował dobiegający z pomieszczenia szloch i otworzył przed Guildensteinem drzwi.
      — Och… kurwa.
    Młodzieniec spojrzał na swoje zakrwawione oblicze w lustrze, ale Louis stanął przed nim i chwycił jego twarz w dłonie, nakierowując wzrok na siebie.
      — Nie patrz, słoneczko — poprosił z kojącym uśmiechem. — Wciąż będziesz śliczny, nic się nie stało — zapewnił i pokierował Kadena na krzesło, a tam popchnął nieco w dół.
    Gdy chłopak usiadł, podszedł do umywalek i ze spokojem zajął się oczyszczaniem (niegroźnej przecież) rany.
      — Kto to… kto to był? — spytał w końcu cicho Kaden, patrząc na Louisa z dołu. Blanchard uśmiechnął się delikatnie, gładząc Guildensteina po lokach. — Lou?
    Louis wyciągnął z kieszeni marynarki telefon, który dyskretnie zawibrował. Odczytawszy wiadomość, przeniósł spojrzenie na Kadena.
      — Przyniesiesz alkohol do zimowej sali, dobrze? Pan Redgrave już czeka — powiedział i, zostawiwszy chłopca bez odpowiedzi, z tym samym, spokojnym uśmiechem, opuścił łazienkę.

    Wspinając się po kręconych schodach z tacą alkoholu w ręku, Kaden czuł cień niepokoju. Nie wiedział, kim był ten białowłosy chłopak z tygrysem, kim był facet, z którym Victor rozmawiał przez cały wieczór, ale podświadomie czuł, że coś się stało… i to nie było nic dobrego.
    Zimowa sala była już znacznie mniejszym pomieszczeniem mieszczącym zaledwie kilka stolików. Gdy Kaden otworzył drzwi i wszedł do środka, rozmowa siedzących przy jednym z nich mężczyzn urwała się, a chłopiec poczuł na sobie spojrzenie kilku par oczu.
    Potężny, wytatuowany mężczyzna podświadomie budził respekt — i choć robił to w sposób znacząco odbiegający od tego poczucia dyskomfortu, jakie roztaczał wokół siebie Redgrave, Kaden spiął mięśnie.
    W przytłaczającej ciszy rozstawił alkohol na stole i, unikając patrzenia na Paradersa, spojrzał na Redgrave’a, który wpatrzony był w swój kieliszek.
      — On dla ciebie pracuje? — spytał Paraders.
      — Nie — padła krótka odpowiedź i Kaden otworzył szerzej oczy.
      — C-co… To było tylko od kolegi, Louis chciał, naprawdę. Ja nie wiem, co to jest, skąd, nie mam pojęcia, naprawdę — zaczął się prędko tłumaczyć. — Przepraszam, bardzo, nie wiedziałem, że to pana te-terytorium — mówił, błędnie zakładając, że agresywny chłopak był dilerem — nie znam się na tym, naprawdę, ja nie wiem takich rzeczy, przepraszam, więcej nie będę.



    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Koss Moss Nie 28 Lut 2021, 10:33

      — Louis? — powtórzył ostro Paraders i momentalnie przeniósł spojrzenie na Blancharda. Bystre oko zauważyć mogło, iż prawa dłoń Redgrave'a przesunęła się wówczas powoli w stronę zapięcia marynarki. — Co to ma, kurwa, znaczyć? Wchodzicie mi w biznes? Zwłaszcza ty, zdradziecka...
      — Panie Paraders — przerwał mu łagodnie Louis, nie wyglądając na przejętego niedokończoną obelgą. — On nie pracuje na zlecenie nikogo z Kartelu — wyjaśnił ze spokojem — i bez wątpienia chciał powiedzieć, że chwilę temu zamówiłem u niego coś dla urozmaicenia, nie zaś, że chciałem, by cokolwiek rozprowadzał. Poprzestańmy na tym, że zdemaskowałem dla pana oszusta.
    Phobos, który siedział na podłokietniku fotela Paradersa, zmarszczył brwi i owinął się szczelniej futrem, nie spuszczając wzroku z Guildensteina.
      — Od kogo masz towar? — warknął Paraders, koncentrując znów uwagę, na szczęście dla Blancharda, na Kadenie. Mimo to dłoń Victora nie wróciła na swoje miejsce.
      — Nie wiem, jak ma na imię, nie znam go, tylko… ― zaczął niespokojnie Kaden. ― Czasami… biegam w parku, tym przy kampusie, i on się czasami tam kręci, i kupuję od niego, jak mam ochotę, na imprezę, czy coś, on ma takie tatuaże… I miałem z weekendu, nie zużyłem całego, i p-pomyślałem, że mogę… Skoro klient chciał, a ja jestem dobrym kelnerem, chciałem żeby wszyscy się dobrze bawili, to tylko dlatego, naprawdę, naprawdę, ja nie chciałem zrobić nic innego, przysięgam.
      — Tępa suko, nie, nie możesz — warknął Paraders, podnosząc się gwałtownie; trącił przy tym stół i rozchlapał stojący na nim alkohol. — Nikt nie wchodzi mi w biznes, każdy w tym jebanym mieście wie, że tylko ja mam prawo rozprowadzać cokolwiek, bo WSZYSTKO pochodzi ode mnie. Sprawdzę sobie, denna kurwo, co próbowałeś mu wcisnąć pod moim logiem.
    W czasie, gdy to mówił, zacisnął palce na szyi Kadena, na co zareagował tylko Sparda, który dotąd stał odwrócony do wszystkich tyłem, wyglądając przez okno i rozmawiając z kimś cicho przez telefon.
      — Możemy się wszyscy trochę uspokoić? ― zapytał po rozłączeniu się, ale został zignorowany.
      — Ale skoro chcesz dla mnie pracować, z taką śliczną buźką ― wycedził Michael, zbliżając wytatuowane, wykrzywione we wściekłości oblicze do twarzy Kadena — może i mógłbyś. Sprawdźmy, jak sobie radzisz.
    Pociągnął kelnera za szyję jak szmacianą lalkę w stronę drzwi, ale tym razem to Phobos zareagował, zrywając się z miejsca i zastępując im drogę.
      — Po moim trupie! — wydarł się. ― Nie będziesz z jakąś młodszą szmatą ruchał się w kiblu, masz mnie…!
    Paraders nie wahał się ani chwili – po prostu zamachnął się i z całej siły uderzył pięścią poprawioną skalpelem twarz kochanka. Phobos krzyknął i zatoczył się, a potem upadł na ziemię z twarzą tuż przy lśniących butach Redgraveʼa. Zaskamlał, zakrywając się dłońmi.
      — Hej, Mikey! — Sparda podniósł głos, ale to dźwięk odblokowywanej przez niego spluwy zrobił większe wrażenie. — Zostaw dzieciaka, robi dla mnie.
      — Co? — wycedził Michael, zatrzymując się, ale nie puścił szyi Kadena, który był już purpurowy na twarzy.
      — To mój kelner — powtórzył spokojnie Dante, celując Paradersowi w twarz. ― Nie chcę robić tu jakiejś masakry, ale nie będziesz mi napastował dzieciaka.
    Victor spokojnie napił się wina. Obserwował sytuację z miną wyrażającą uprzejme zainteresowanie, jak gdyby patrzył co najwyżej na spektakl teatralny. Nie wydawał się przy tym wszystkim zaskoczony dość ostrą reakcją przyjaciela.
    Paraders zawahał się wyraźnie, mając zapewne w głowie sytuację, w której Sparda pokazał, że nie obawia się zbijać hetmanów z ich miejskiej planszy. Wreszcie szarpnął Guildensteinem, ciągnąc go do siebie, by zaraz pchnąć w stronę Dantego, a więc i Victora.
      — Dzięki. — Sparda uśmiechnął się zawadiacko i opuścił broń, a drugą ręką zagarnął Kadena za swoje szerokie plecy.
      — Dlaczego ta szmata rozprowadza towar z moim logiem? — zapytał ostro Michael, wcale nie uspokojony. Zbliżył się do swojego fotela, ale na niego nie opadł. — Dlaczego, kurwa, wyjaśni mi to ktoś?!
    Phobos podniósł się chwiejnie i, wciąż zasłaniając rękami krwawiącą twarz, zbliżył się do swojego kochanka, aby stanąć tuż przy nim. Mimo doznanej krzywdy ujął Paradersa za przedramię i wbił uważne, nieco zaszklone od bólu spojrzenie w jego napiętą, wyrażającą wściekłość twarz.
      — Powiedzmy, że poręczę za niego — odparł beztrosko Dante. — Podniosę mu pensję i może nie będzie już łapał się prac dorywczych.
      — Kto mu to zlecił?!
      — Opisz dokładnie, jak wyglądał — wtrącił się Phobos, przenosząc bystre, pełne nienawiści i pogardy spojrzenie na wyglądającego zza pleców Spardy chłopaka. — Co do najdrobniejszych szczegółów. Znajdę go.
    effsie
    effsie
    Minor Vampire

    Punkty : 8010
    Liczba postów : 1603
    Wiek : 30

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by effsie Nie 28 Lut 2021, 11:59

    Kaden, cały przerażony i trzęsący się, z dłońmi przyłożonymi do własnej szyi, krył się za plecami Dantego, tak jakby była to najtrwalsza ze zbroi. I może była, bo przecież tylko dzięki niemu tu stał, to Sparda, pewnie na rozkaz Vica, ale Sparda go uratował przed tym wytatuowanym facetem, kimkolwiek tamten by był, i…
    Kaden spojrzał z przestrachem na stojącego u jego boku chłopaka, na tego, od którego wszystko się zaczęło, i który chyba jednak nie był wcale dilerem, bo…
      — O-on jest wysoki, wyższy niż ja, postawny taki — powiedział głosem, który zdradzał całe rozemocjonowanie. Podświadomie przysunął się bliżej Spardy, tak jakby ciepło jego ciała miało dodać mu choć trochę otuchy. — Ten park jest d-duży i on zazwyczaj kręci się tam przy altanie, tej takiej… ona czasami jest w folderach kampusu — mówił, co rusz uciekając wzrokiem przed miażdżącym go spojrzeniem Paradersa, które czuł niczym gorący oddech na twarzy, mimo że stał już w bezpiecznej odległości. — Ostatnio się z-zgolił, ale ma jasne włosy, takie… blond, jaśniejsze niż Louis, ale ciemniejsze od… — zamilkł, nie dokończywszy, bo przecież nie odważyłby się porównać tego wyimaginowanego dilera do tamtego chłopaka, kimkolwiek by był. — Ma tatuaże, ale… nie pamiętam jakie, z-zawsze go spotykam, jak jest c-ciemno, nie przyglądałem się… Ale ma — dodał prędko, widząc, że krwawiący chłopak już otwierał usta — akcent, m-mówi z akcentem, on jest taki… Jak byłem w Chicago kiedyś, to tak dużo osób m-mówiło, polski chyba, albo ros…
      — No nie — warknął Paraders, podrywając się z miejsca. Wyszarpnął ramię z uścisku Phobosa, i jednym ruchem powalił masywny fotel na ziemię. — Zapierdolę go. Zapierdolę Polkovsky’ego, jebaną szmatę, mój towar?! Jest skończony, kurwa, rozjebię te jego ptaszyska, wypatroszę, będzie patrzył, jak wszystkie fruwają, zrobię mu, kurwa, deszcz jebanych piór, gadaj! — Paraders, demolując salę, nagle odwrócił się w kierunku Kadena. — GADAJ, od kiedy u niego kupujesz?!
    Kaden, który nawet w wyobraźni nie przepuszczał, że może spotkać się z tak gwałtowną reakcją, z tak żywą furią, skulił się podświadomie za Spardą.
      — J-ja… dopiero kilka tygodni, m-może dwa miesiące…
      — Kryjesz go? Kryjesz tego gnoja, tę tępą zdzirę, chcesz jej pomóc? Gadaj, ile naprawdę tam stoi!
      — N-nie, naprawdę, j-ja tylko kil-kilka razy od niego b-brałem, p-przepraszam, n-nie wiedziałem, że to p-pan…
    Słowa Kadena przerwał głośny huk. Chłopiec podskoczył w miejscu i przyległ do Spardy, przerażony, ale zanim zorientował się, że wystrzał nie miał miejsca w sali zimowej, Phobos wydarł się:
      — Saphir!
    I rzucił się do drzwi, nie zważając ani na krwawiącą twarz, ani na kolejne wystrzały, przerażony wizją postrzelonego tygrysa, który został na głównej sali wraz z najemnikiem.
    Wszystko zadziało się w trakcie kilku sekund. Louis, wydobywszy niewielką, mieszczącą się w dłoni broń, spojrzał prędko na pana Redgrave’a; jego spojrzenie wystarczyło, by chłopiec wiedział, że nie była to żadna zaplanowana akcja. Zaklął w myślach i przesunął się pod ścianę, przylegając do niej plecami, a drugą ręką wybierał już połączenie.
      — Chapman? — stęknął prędko, słysząc kolejne wystrzały. — Posiłki, opera, już! — wydał krótkie polecenie.




    Sponsored content

    Half in the shadows, half burned in flames - Page 18 Empty Re: Half in the shadows, half burned in flames

    Pisanie by Sponsored content

      Similar topics

      -

      Obecny czas to Pią 17 Maj 2024, 08:13