Victor spojrzał na Annę w sposób, który kobieta odebrała za zachętę, do rozwinięcia tematu. Uśmiechnęła się nieznacznie — mogła o tym mówić, wszak były to czasy już minione i problemy, które, uważała, już dawno się ulotniły.
— Kaden zawsze miał w sobie coś z… manipulatora — westchnęła, wodząc wzrokiem po obrazie i geometrycznych kształtach na nim. — Nigdy nie był niegrzeczny w taki oczywisty sposób… kiedy był mały nie bił się z innymi dziećmi, ale wystarczyło, by ktoś go zirytował, a on… nie robił nic bezpośrednio. Ale potrafił tak wmówić całej reszcie grupy, że to tamto dziecko było w jakiś sposób gorsze, złe, że to ono zrobiło coś nieodpowiedniego, że to inni wokół zaczynali je gnębić. Przedszkolanki zauważyły to bardzo wcześnie i musieliśmy z Frankiem poświęcić dużo czasu, by wyplenić z niego te nawyki — zwierzyła się, po raz pierwszy przenosząc spojrzenie z obrazu na Victora. — Nikt nie wiedział, skąd w nim takie zachowania. Przecież nie traktowaliśmy go w ten sposób… Był naszym oczkiem w głowie, to ostatnie, co moglibyśmy na niego sprowadzić.
Anna wydawała się całkowicie nieświadoma tego, że jej bezstresowe wychowanie, pielęgnowanie w już noworodku świadomości tego, że ktoś zawsze był na jego wezwanie, mogło od lat kształtować w Kadenie przekonanie o tym, że mógł wszystko.
— Później nie było wcale lepiej. Nigdy nie miał problemów w nauce, chwytał wszystko w mig, ale jednocześnie… gdy tylko coś mu się nie podobało, gdy tylko coś szło choć trochę nie po jego myśli, stawał się wręcz nie do zniesienia.
Anna pokręciła głową do wspomnień. Nie pamiętała już, że był taki czas, gdy z obawy przed tym, by jej syn znowu nie zaczynał się denerwować, znowu nie robił się przesadnie kapryśny i niemiły, sama wraz z Frankiem zawsze starała się dostarczyć mu wszystko i załatwić każdą ze spraw dotyczących Kadena najlepiej, jak tylko można było — byle tylko nie generować kolejnych kłopotów.
— Bywało tak, że bardzo wchodził nam na głowę… zdarzało się, że w najgorszych z momentów, uciekał nawet z domu.
Zanurzyła podkreślone szminką wargi w winie i uniosła lekko kąciki ust.
— Sama nie wiem, co by było, gdyby nie Timothy. To chłopiec, z którym Kaden związał się w tamtym czasie — wyjaśniła z nostalgicznym uśmiechem na wspomnienie młodzieńca, o którym kiedyś myślała, że zostanie jej zięciem. — Miał na niego bardzo dobry wpływ. Porządny, ułożony, przy nim Kaden nieco się uspokoił i skończyły się jego wybryki. Czy wyjdę na okropną matkę, jeśli przyznam ci się do tego, że gdy się rozstali, najbardziej bałam się o to, by Kaden nie wrócił do swoich zwyczajów? — Uśmiechnęła się do Victora z cieniem smutku. — Na całe szczęście się tak nie stało, Kaden to porządny chłopiec. Ale chyba rozumiesz… w kontekście tej historii tym bardziej… że boję się, że ten Vince może mieć na niego zły wpływ.
Victor spojrzał krótko na Annę, nim uchylił usta.
— Mój syn w jednym z najgorszych momentów podjął próbę samobójczą — powiedział, a Anna otworzyła nieco szerzej oczy i zaniemówiła.
Nie wiedziała, że Victor również miał syna, ale tym razem to nie ta część jego wypowiedzi ją zajęła. Czy to możliwe, że Victor, z takim doświadczeniem, mógł też wiedzieć…
— Nigdy w życiu się tak nie wystraszyłem, jak wtedy — wychrypiał Hawthorne, wpatrując się w geometryczne wzory na płótnie. Jego rzymski profil oznaczał się w oświetlonym holu, a Anna widziała ten cień niepokoju na jego twarzy. — Od tamtego czasu trudno mnie zdziwić. Młodzi ludzie… są zdolni do tak wielu rzeczy.
— Och. Victorze… tak mi przykro — szepnęła, kładąc dłoń na ramieniu mężczyzny. Hawthorne zanurzył wąskie usta w alkoholu, a Anna drżącym głosem dodała: — Wiem… wiem co musiałeś przeżywać.
To wtedy Victor spojrzał na nią z cieniem, jak uznała, zdziwienia. Anna zabrała dłoń, nagle czując, że potrzebowałaby znacznie więcej alkoholu tego wieczoru.
— Kaden… Kaden również próbował raz targnąć się na swoje życie — przyznała. Rzadko kiedy pozwalała sobie nawet myślami wrócić do tamtego okresu — nie były to przecież wspomnienia, jakie chciała pielęgnować w swojej pamięci. — Wiem, że to nie są kwestie, które podlegają racjonalnemu umysłowi, ale nigdy nie pogodziłam się z tym, że nie potrafiłam tego zrozumieć. Co takiego… co takiego musiało dziać się w jego głowie, skoro przecież miał wszystko, by być tak szczęśliwym: miłość, przyjaciół, pieniądze i perspektywy na przyszłość… — Anna zapatrzyła się w przestrzeń, nim potrząsnęła nieznacznie głową i zmusiła się do przywołania uśmiechu na twarz. — Wybacz mi, proszę, to tak trudne tematy, zupełnie nieprzystające do tego wieczoru — powiedziała przepraszającym tonem. — Zapomniałam już, jak łatwo się z tobą rozmawia.
— Nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy spotkali się w bardziej sprzyjających temu okolicznościach — stwierdził Hawthorne, a Anna uśmiechnęła się z wdzięcznością.
Tak, zyskała już tę pewność; chętnie spotkałaby się ponownie z Victorem. Pomimo tak wielu lat, które minęły, wciąż miał w sobie ten pewnego rodzaju magnetyzm, który sprawiał, że rozmawianie z nim na tematy nie do końca powszechne, przychodziło z zadziwiającą łatwością.
Kiedy Victor wraz z Anną opuścili posiadłość Hawthorne’a, zastali Vincenta oraz Kadena na podjeździe. Obaj siedzieli na murku, paląc papierosy i rozmawiając o czymś; o czym, tego żadne z nich nie dosłyszało, bowiem gdy tylko młodzieńcy usłyszeli ich kroki, obaj natychmiastowo zamilkli i w milczeniu obserwowali swoich rodziców.
— Miałam nadzieję, że mi doradzisz, synku — powiedziała z cieniem wyrzutu kobieta, patrząc jak Kaden w spokoju gasił papierosa. Nie skomentowała tego paskudnego nawyku ani słowem, ale miała już swoje podejrzenia na temat tego, kto za tym stał.
— Jestem pewien, że poradziłaś sobie doskonale beze mnie — odparł chłopiec i choć w jego tonie nie pobrzmiewał ani cień ironii, Anna zacisnęła usta.
W milczeniu wsiedli do samochodu. Tym razem nikt nie zagajał żadnej rozmowy i w ciszy przejechali kilka mil dzielących ich od restauracji. Gdy zasiedli już do uroczystej kolacji wraz z samymi znamienitymi gośćmi, Kadenowi oraz Vince’owi przypadło miejsce zaraz obok rodziców tego pierwszego. To Frank pierwszy zagaił Vincenta:
— A więc, chłopcze — zaczął, zwracając się do niego z chłodną uprzejmością — jak długo znasz się z Kadenem?
— Kilka miesięcy — odparł Kaden, zanim jeszcze Vince miał szansę odwrócić głowę.
Frank rzucił synowi krótkie spojrzenie, nim znów skupił się na Vincencie.
— I skąd się znacie?
— Przez wspólnych znajomych — odparł równie szybko, jak poprzednio, Kaden. Vince zdecydowanie nie mógł powiedzieć, że był bratem Victorii… Kaden nie miał pojęcia, jak dużo jego matka wiedziała o Redgravie, ale z drugiej strony Victoria komentowała praktycznie każde zdjęcia Kadena na Facebooku czy Instagramie, więc szansa, że matka zauważyłaby jej nazwisko, była naprawdę wysoka. — Vince, eee, zna się z jedną moją koleżanką z roku.
Frank spojrzał na Kadena tym razem niemal karcąco i ponownie zwrócił się do Vincenta:
— A co takiego studiujesz, Vince? — spytał, tak jakby fakt studiowania był niepodważalny i nawet nie brał pod uwagę innej możliwości.