Redgrave zadarł podbródek i z zimnym półuśmiechem patrzył młodzieńcowi w oczy, kiedy ten błagał go o delikatność, czyli o coś, z czego Victor zdecydowanie nie słynął.
Z tubki, którą wyciągnął ze schowka, wycisnął obficie wazelinę wprost na dłoń Kadena. Dał mu parę sekund, aby ten zatroszczył się o dodatkowe nawilżenie, a potem ujął swojego kutasa u nasady i – chwyciwszy chłopca za biodro – go w dół, wprost na swojego nabrzmiałego fiuta.
Zacisnął zęby, patrząc w oczy Kadena z emocją, która do złudzenia przypominała wściekłość. Patrzył, jakby miał go zabić, a nie przerżnąć, i sapnął, gdy pierwsze kilka cali zatopiło się powoli w młodym ciele. Kaden jęknął boleśnie; jego smukłe ciało prężyło się, drżało, odpowiadając na każdy, nawet najmniejszy ruch.
Obłędna ciasnota oplotła potężnego kutasa niczym kokon, i Victor, choć prezerwatywa irytowała go, tłumiła doznania, przymknął na chwilę oczy, by wziąć parę głębokich wdechów.
Zduszony okrzyk wyrwał się z obolałych ust, gdy nagle Redgrave wycofał biodra, by następnie pchnąć z całą siłą, wdzierając się znacznie głębiej, za głęboko.
Pierś mężczyzny, na której Kaden trzymał dłoń, zatrzęsła się, gdy Redgrave zaśmiał się ochryple i przysunął usta do szyi dzieciaka. W tym samym momencie chwycił ją ostrzegawczo, boleśnie wbijając palce w okolice węzłów chłonnych, jak to miał w zwyczaju.
Przez chwilę trwającą zaledwie kilka sekund – a jednak – Kaden mógł skupić się tylko na oddychaniu i rozrywającym bólu w swoim nierozciągniętym wnętrzu. Łapczywie zaczerpywał powietrza, a jego pierś unosiła się i opadała gwałtownie; Victor położył na niej wolną, prawą dłoń, i przesunął kciukiem po subtelnej wypukłości, jaką tworzyła naprężona brodawka. Nawet na ten dotyk Kaden zareagował bardzo gorliwie, kwiląc coś cicho, i Redgrave podniósł wzrok z jego torsu na twarz, która pomimo bólu (czy może dzięki niemu) gościła wyraz rozanielenia.
Ten widok go rozsierdził. Co za zepsuta kurwa. Kolejne potężne pchnięcie sprawiło, że Kaden wrzasnął. Palce zacisnęły się boleśnie na sutku, a krzyk przerodził się w jęk i niezrozumiałe błaganie.
Ale Kaden wcale nie błagał go, by przestał.
Victor złapał go gwałtownie za biodra i, zimno patrząc chłopakowi w oczy, posadził na sobie do samego końca. Obrzmiałe jądra zderzyły się z noszącymi wciąż ślady przemocy pośladkami i Redgrave obnażył kły w drapieżnym grymasie, nie spuszczając wzroku z zasnutych mgłą oczu Guildensteina.
Te same oczy błysnęły białkami, gdy nagle znów chwycił smukłą szyję, tym razem miażdżąc ją w duszącym uścisku. Victor cofnął biodra i pchnął znów, i jeszcze raz, i ponownie, ale już po chwili Kaden nie czuł już wcale tych bolesnych ruchów – na skraju omdlenia słyszał tylko przytłaczający pisk w uszach, a wykrzywiona w grymasie wściekłości twarz, którą miał przed oczami, rozmyła się, przysłonięta dziwacznymi wzorami, rozbłyskami, czernią…
Odzyskał świadomość po chwili, ale nie potrafiłby powiedzieć, jak długiej – może to było kilka sekund, może minuta, może cała wieczność; kierownica wbijała mu się teraz w plecy, a Redgrave nie tyle go pieprzył, co jebał w rozjuszeniu, zatapiając się do samego końca i poruszając tak szybko, że ludzie oko nie mogłoby nadążyć za jego biodrami.
I Kaden rzeczywiście mógł tylko piszczeć. Nie był w stanie sklecić żadnego słowa, choćby tego chciał. Każde uderzenie jąder o pośladki, a fiuta w jego obolałe wnętrzności, wywoływało w nim eksplozję, pozostawiając umysł zupełnie pusty, niezdolny do zrodzenia jakichkolwiek myśli.
Czy Guildenstein umierał? Może; kierownica zadawała mu ból, ale czymże był on w porównaniu z eksplozją wrażeń, jakie serwował mu Redgrave, maltretując jego sutek palcami, szarpiąc zębami skórę ramion, przyduszając – wciąż – przyduszając…
Uderzenie w potylicę znów na chwilę zakotwiczyło go w rzeczywistości. Kaden zarejestrował tym razem, że przewrócono go na fotel pasażera. Głową uderzył w drzwi, a pośladkami spoczął na skórzanych podłokietnikach; jego nogi zostały zadarte, Redgrave zarzucił sobie jego łydki na ramię i w pozycji, której chłopak nie był nawet w stanie ogarnąć umysłem, jebał go w tym przestronnym wnętrzu, a w powietrzu unosił się zapach podniecenia, drogiej skóry, specyficznych perfum, potu, potu, potu…
Ich twarze dzieliły cale, Redgrave ciągle go przyduszał, nigdy nie pozwalając zaczerpnąć pełni oddechu, i obaj zapomnieli chyba o całym świecie w tym dzikim tańcu bioder, w niekończącej się gonitwie wrażeń; i nagle kutas uderzył we wnętrze chłopca pod innym kątem, napierając na pęcherz, i był to moment, w którym Kaden znów stracił kontakt z rzeczywistością. To był ten punkt, to jedno miejsce, którego uderzanie odbierało zmysły, posyłając dreszcze po całym ciele.
— Ach… Hah.
To Victor sapnął, z rozchylonymi wargami i spojrzeniem wściekle wwiercającym się w oczy Kadena. Nie było już śladu po eleganckim, doskonale kontrolującym się mężczyźnie. Została tylko dzika, rozsierdzona bestia, która chciała więcej i więcej.