Buszujący w magii

    Słodka Szarlotka
    Słodka Szarlotka
    Lost Soul

    Punkty : 148
    Liczba postów : 32

    Buszujący w magii Empty Buszujący w magii

    Pisanie by Słodka Szarlotka Nie 08 Mar 2020, 23:17

    - Jesteś tego pewien, Char? - zapytał po raz trzeci Leo, rzucając mi kolejne, powątpiewające spojrzenie, na które odpowiedzieć mogłem jedynie łagodnym uśmiechem.
    - Jeszcze pomyślę, że we mnie nie wierzysz - stwierdziłem i zanim zdążył zaprotestować, machnąłem lekceważąco ręką, aby mu pokazać, żeby się nie przejmował. - Dam sobie radę.
    - No nie wiem, jesteś taki...
    Drobny? Delikatny? Owszem, często to słyszałem, ale skoro mój tata oraz moi bracia byli Łowcami, to nie widziałem powodu, dla którego miałbym przerywać tę rodzinną tradycję. Od początku swojej edukacji planowałem zostać Smokiem i żadna opinia na temat moich predyspozycji nie mogła tego założenia zmienić. Być może nie miałem atrybutów typowych dla wybranej, a właściwie wykłóconej przeze mnie specjalizacji, bo nie byłem ani przesadnie silny, ani zwinny... być może mój cel również nie był najlepszy, ale! Z pewnością byłem w posiadaniu jakiegoś ale, które mógłbym w tej kwestii sprytnie wykorzystać, aby pokazać, że się nadaję. Musiałem je jedynie odnaleźć.
    - ...jak mama - dokończył w końcu, wywołując u mnie nieprzyjemne dreszcze. Jak mama. Moja mama zmarła przy porodzie. Nie zdążyłem jej poznać, ale tato często mówił, że ją przypominam. Była skąpanym w promieniach słońca Słonecznikiem, którym ja tak bardzo starałem się nie być.
    - Malutki, chyba pomyliłeś klasy. - Rosły, wysoki brunet, który przechodził tuż obok, prawie mnie potrącił, ale zdążyłem uskoczyć przed jego barkiem. Z drobną pomocą ręki Leo, która silnie przyciągnęła mnie do siebie, ale zawsze!
    - Nie powiedziałbym, że jestem... - zacząłem polubownie, jednak nie dane mi było przekrzyczeć zirytowanego głosu mojego brata.
    - Żebym cię przez przypadek na zajęciach nie trafił mieczem, Brown! Jeszcze raz spróbuj dotknąć mojego brata, to sprawię, że Medycy przez miesiąc będą musieli nacierać cię nektarem promiennego mlecza!
    - Ach tak... to doprawdy wstyd, żeby Łowca krył się za plecami własnego brata. Nie ośmieszaj swojej rodziny, Rose.
    - Odwal się od mojej rodziny, bo...
    - Ależ... panowie! - zacząłem ostrożnie, stając pomiędzy nimi, kiedy atmosfera w mojej opinii zaczęła się robić zbyt napięta. - Przecież nic takiego się nie stało. - Nic z tego, w ogóle mnie nie słuchali. Leo odsunął mnie jednym, zdecydowanym gestem i schował za sobą, łypiąc na Erica Browna wściekle. Dłonią już sięgał po miecz, który miał schowany w pochwie zawieszonej na plecach, kiedy korytarz przeszedł zimny, opanowany głos o zdecydowanie kobiecej barwie.
    - Bójki poza salami treningowymi są zabronione. Zgodnie z dwunastym punktem regulaminu odnośnik piąty, grozi za to wydalenie ze szkoły. Chyba nie chcecie zostać usunięci na ostatnim roku, mam rację? - Białowłosa dziewczyna mierzyła ich zdecydowanym, nieugiętym spojrzeniem, krzyżując dłonie na piersi. Wyglądała przy tym nawet groźnie, chociaż była wcale niepozornej postury.
    Eric westchnął ciężko i obrzucił nas nieprzychylnym spojrzeniem, po czym wszedł do klasy, pod którą staliśmy. Leo rozluźnił się po dłuższej chwili, jednak dopóki to nie nastąpiło, dziewczyna wciąż tkwiła w miejscu.
    - Naprawdę, White... straszna z ciebie sztywniara... nawet jak na Kruka - Mój brat pogłaskał mnie po głowie w opiekuńczym geście, jakby się martwił, że cała ta sytuacja mnie przestraszyła. Wcale nie byłem przestraszony. Może trochę martwiłem się, że faktycznie może dojść do zbędnej przepychanki.
    - Dziękuję White - podziękowałem dziewczynie z uśmiechem, na co tak pokręciła z niedowierzaniem głową. Byliśmy z tego samego roku i ona również nie aprobowała mojego wyboru przyłączenia się do klasy Smoków, kiedy testy jednoznacznie wykazały, że powinienem być Medykiem.
    - Powodzenia na zajęciach, Rose - rzekła bezpośrednio do mnie i poszła w swoją stronę. Zapewne śpieszyła się do biblioteki.
    W końcu nadszedł ten długo wyczekiwany przeze mnie moment, w którym wszedłem do klasy, otoczony opiekuńczym ramieniem swojego brata. Leo posadził mnie obok siebie, uznając zapewne, że to najbezpieczniejsze dla mnie miejsce.
    Me t h
    Me t h
    Tempter

    Punkty : 965
    Liczba postów : 205
    Wiek : 26

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Me t h Pon 09 Mar 2020, 01:36

    Ulokowawszy się na samym końcu sali, leniwie rozglądałem się po znajomych twarzach, które ani krzty nie zmieniły się na przestrzeni lat. Najpierw w drzwiach pojawiła się ta dziewczyna z okrągłymi, piegowatymi polikami. Ta, której imienia nikt nie pamiętał. Później Brown, czyli cymbał z kwadratową szczęką. Za nim Ian, potykający się o własne nogi Amara, Lucy, Rose (ten rasowy piesek, liżący dupę wykładowcom). O nie, nie byłem zazdrosny. Słowo. Miałem wyjebane w oceny, które i tak ostatecznie rewidowało samo życie oraz skuteczność w walce. Rose nawet z samymi pałami i tak miałby gwarantowaną wygodną posadę w resorcie bezpieczeństwa. Oby tylko w razie zagrożenia i mobilizacji (na którą w każdej sekundzie powinien być gotowy Smok) nie pogniótł przypadkiem swojej wyprasowanej koszuli. Leo prowadził przed sobą drugiego rudzielca, który mógłbym przysiąc, wyglądał jak jego miniaturowa wersja. Takie chuchro przyjęli do Łowców? Oparłem się o szafę, która znajdowała się za moimi plecami, bo jak zwykle w ciężkich butach ulokowałem się na blacie ławki.
    — Wiesz, do czego krzesło służy, czy w slumsach takich wygód nie macie? — Usłyszałem skrzekliwy głos z prawej strony, więc spojrzałem za irytującym dźwiękiem.
    — Ja wiem — przerwał mu szybko drugi ósmoklasista, chichrając się nerwowo pod nosem. — Żeby ci nim przyjebać, James. Oszalałeś? Siadamy pod oknami.
    A skoro problem sam się ulotnił, to wróciłem do mierzenia wzrokiem przerażonych pierwszaków... którzy po prawdzie byli w siódmej klasie, ale dopiero teraz dotarła do nich powaga sytuacji. To ten czas, kiedy musieli się określić. Mogłem się założyć, że ponad połowa zmieni specjalizację i skończy karmiąc latające szczury. A druga połowa na bloku szpitalnym. Ktoś odchrząknął cicho, ponownie zaburzając moją zwyczajową alienację. Spojrzałem w bok na niewyrośniętego kolesia i zdziwiony uniosłem brew. Chyba dostrzegł bliznę na mojej szyi, bo gapił się chwilę z głupią miną, zanim otrząsnął się i wrócił do żywych. Albo mi się wydawało, albo cały tylny rząd (a był on naprawdę długi) patrzył teraz w naszą stronę.
    — Mogę się dosiąść? Bo... — wydukał w końcu. — Wszystkie już zajęte i...
    Oczy obserwatorów przybrały wielkość 5-zefirowych monet.
    — Jasne — odparłem, odsuwając się bliżej parapetu i robiąc mu miejsce. Odrapana z lakieru, dwuosobowa ławka dosunięta była do szafy, więc chcąc nie chcąc musiał usiąść na blacie.
    A to przecież wbrew regulaminowi!
    Chłopak kręcił się w miejscu zagubiony, jakby nie wiedział co ze sobą zrobić, więc zniecierpliwiony zabrałem plecak z jego rąk i wrzuciłem go na kamienny parapet tuż obok mojego. Tego dezelowanego i pokrytego naszywkami, aby przykryć rozdarcia.
    — Posadź w końcu dupę, zaraz i tak wyjdziemy na zewnątrz — wyjaśniłem ze spokojem, nie mogąc już dłużej patrzeć, jak dzieciak męczy się i walczy ze swoim sumieniem. Jako Łowca będzie miał w życiu poważniejsze dylematy niż główkowanie nad kawałkiem drewna.
    — Jestem Mitch — przedstawił się, kiedy zesztywniały i zestresowany ulokował się obok mnie. Wyciągnął dłoń w moim kierunku, ale nawet nie odwróciłem wzroku od nauczyciela, który zawitał do sali. Zmieszany z powrotem schował ją pod udo.
    — Morgan — odpowiedziałem.
    Właśnie wtedy rudy łeb odwrócił się do tyłu, a zaraz za nim na ostatnią ławkę zerknęła też jego miniaturowa wersja.
    — Przymknijcie się — syknął starszy Rose. Zignorowałem go jak zawsze, ale moje spojrzenie przez dłuższą chwilę krzyżowało się z wściekle fioletowymi tęczówkami. Ich właściciel nie odwracał wzroku, dlatego uniosłem prawy kącik ust w uśmiechu. Naprawdę pragnąłem już zobaczyć, jak robią z niego Łowcę.


    Ostatnio zmieniony przez Me t h dnia Pon 09 Mar 2020, 18:51, w całości zmieniany 1 raz
    Słodka Szarlotka
    Słodka Szarlotka
    Lost Soul

    Punkty : 148
    Liczba postów : 32

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Słodka Szarlotka Pon 09 Mar 2020, 11:41

    Leo zdecydowanie lubił dyscyplinę. Ojciec wychowywał go w poszanowaniu do wszelkich zasad i nie tolerował, gdy wchodził w słowo dorosłym. Nieraz zdarzyło mu się dostać kablem po dupie, gdy jeszcze nie nauczył się trzymać języka za zębami.
    Aby uspokoić brata, Charlott położył swoją dłoń na jego podudziu i wysłał do jego ciała wiązkę ciepłej, otulającej energii, żeby jego puls nieco zwolnił. Mężczyzna westchnął ciężko, ale ostatecznie odwrócił się, dzięki czemu młodszy z braci mógł jeszcze odwzajemnić ten miły uśmiech, którym uraczył go... Morgan. Młody Rose był raczej pewien, że dobrze usłyszał imię siedzącego za nim mężczyzny. Przeczesał włosy palcami i powrócił do swojego podręcznika. Nieco zaskakujące było dla niego to, że żaden z uczniów nie wyjął jeszcze ani wymaganej na te zajęcia książki, ani zeszytu.
    Nauczyciel, który pojawił się w klasie, wyglądał tak, jakby się wybitnie nie wyspał. Chwycił kubek, w którym musiała być jakaś ziołowa mieszanka o niemożliwie wręcz intensywnym zapachu bławatnika ostrokolczastego, po czym upił pokaźny łyk i objął klasę sennym spojrzeniem.
    - Powinienem coś powiedzieć... - uznał, powracając wzorkiem do papierów porozrzucanych na biurku. - Ale mi się kurwa nie chce. ROSE!
    - Tak, panie profesorze? - Leo natychmiast podniósł się z ławki, wbijając w starszego mężczyznę wyczekujące spojrzenie, ale ten pokręcił odmownie głową.
    - Nie ty, twój brat. Teraz będziecie mi się mylić, psia mać. Charlott, tak? Byłeś przewodniczącym na swoim roczniku, prawda? Chodź tutaj, weźmiesz papiery i rozdasz je siódmoklasistom po zajęciach.
    Charlott zwinnie wygramolił się z ławki i sprężystym krokiem podszedł do belfra, który w milczeniu podał mu plik kartek, po czym westchnął tak, jakby był w wielkim kłopocie. Rudowłosy jeszcze przez chwilę wyraźnie chciał zapytać nauczyciela, czy aby przypadkiem nie potrzebuje pomocy Medyka, jednak ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu, kiedy postawny mężczyzna odesłał go gestem dłoni do ławki, jakby odpędzał od siebie jakąś wyjątkowo natrętną, jadowitą muchę. Rose po dotarciu na swoje miejsce złożył wszystko bardzo równo i dokładnie, po czym włożył powierzone mu dokumenty do teczki, aby zabezpieczyć je przed ewentualnymi urazami.
    - No dobra, panienki. Formalności mamy już za sobą, szorujcie na dwór. Północne pole. Moje zajęcia się praktyczne. Z przestępcami nie wygrywa się za pomocą kartek i długopisów.
    Charlott pomyślał, że długopisem można by całkiem skutecznie wyłupać komuś oko, ale to z pewnością byłaby przesadnie brutalna metoda.
    Przed dotarciem na Północne pole musieli jeszcze zahaczyć o szatnie. Charlott przebierał się w spokoju, ignorując wszelkie skonsternowane spojrzenia, skierowane w jego stronę. Na jego roku większość uczniów zdawała sobie sprawę z tego, że młody Rose jako dziecko spadł z balkonu wprost na duży kamień w przydomowym ogrodzie, przez co stracił nerkę. Nauczyciele też o tym wiedzieli i nieustannie wmawiali mu, że osoba po usunięciu nie jest zdolna ukończyć kursu dla Łowców, chociażby przez wzgląd na ograniczoną wydolność. On jednak nikogo nie słuchał. Uparcie twierdził, że jego organizm sobie poradzi, że on sobie poradzi i wszystko będzie w porządku. Nie chciał być traktowany w sposób ulgowy i miał nadzieję, że po ukończeniu szkoły jego ojciec pozwoli mu pracować na równi z jego braćmi.
    - Jeśli źle się poczujesz, to masz mi powiedzieć. Jak będzie ci słabo, też masz mi powiedzieć. Jeśli ktoś cię zaczepi, to...
    - Tak, wiem, mam ci powiedzieć. - Charlott uśmiechnął się do brata i naciągnął na siebie grubą, wełnianą bluzę w miętowym kolorze. - Ale jak ciągle będę ci tak o wszystkim mówił, to kiedy znajdziemy czas, aby poćwiczyć? - zażartował delikatnie i wstał z podłużnej ławy, na które siedziało jeszcze kilku chłopaków
    Me t h
    Me t h
    Tempter

    Punkty : 965
    Liczba postów : 205
    Wiek : 26

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Me t h Pon 09 Mar 2020, 17:19

    Szatnia szybko wypełniła się uczniami, którzy (niczym w wojsku) przebierali się w sprawnym tempie. Profesor Bolt nie był mężczyzną skłonnym do kompromisów. Niegdyś wymagał mundurków, ale tę zasadę zniesiono i pozostały wyłącznie czarne, znienawidzone przez początkujących rękawiczki. Ale zasada ta miała logiczne podstawy. Mianowicie (ku radości starszych roczników) dłonie „pierwszaków” miały niezdrową tendencję do losowych samozapłonów. Niemniej zdarzały się również inne wypadki, ale osmolone rękawy były czymś standardowym. Przecież nie mieli jeszcze takich umiejętności, aby nad tym zapanować. Kiedy niczego nieprzeczuwający uczniowie pochłonięci byli żywą rozmową na temat nadchodzących ćwiczeń, drzwi do szatni otworzyły się gwałtownie.
    Och, one niemal wyleciały z zawiasów, bo ktoś niespodziewanie uderzył w nie plecami. Następnie, przelatując przez salę, zatrzymał się dopiero na przeciwległej ścianie. Stojący najbliżej chłopcy uskoczyli na bok w popłochu.
    — Cholerny wykolejeńcu — warknął James, gdy z trudem podnosił się z podłogi. Tuż za nim do szatni wkroczył ów „wykolejeniec”, odgarniając na bok pasma czarnych jak smoła włosów.
    — Stał mi na drodze — wyjaśnił Morgan, bo poczuł się do tego zobligowany przerażonymi minami gawiedzi. Nie dodał ani słowa więcej. Przeszedł przez całą długość sali i zniknął za drzwiami, prowadzącymi do szkolnych pryszniców.
    — Pierdolony świr... — wysapał James, podpierając się dłonią o drewnianą ławę.
    — Co ci odbiło? Chcesz narobić sobie problemów? — przerwał mu jego najlepszy przyjaciel.
    W tym samym czasie Mitch wciąż nieśmiało zaglądał do pomieszczenia, jakby nie był pewny, czy chce teraz znaleźć się w epicentrum wybuchu.
    — Ja? — zaśmiał się wymuszenie James.— A jak myślicie, czemu od siódmej klasy chowa się w kiblu? Bo lubi?
    Ktoś w rogu sali parsknął śmiechem, ale zaraz zasłonił usta dłonią i znowu nastała cisza.
    — Coś ukrywa — mówił dalej, nerwowo wyciągając ubrania z szafki. Ubrał się niedbale i już chciał wyjść z ogarniętej krępującą ciszą sali, ale na chwilę przystanął tuż obok Leo.
    — Jesteś przewodniczącym, to zrób coś z tym — odparł. — Zanim poderżnie komuś gardło w nocy.
    I zniknął na korytarzu. Nikt nie martwił się o swoje życie. Była to drastyczna hiperbola... ale plotki krążyły przeróżne.
    Zamieszanie ustało i dopiero wtedy Mitch powoli wkroczył do środka. Nie chcąc rzucać się w oczy, usiadł na samym brzegu ławki, po czym odetchnął z ulgą. O dziwo nikt nie miał do niego pretensji. Założył rękawiczki i uniósł dłoń, przyglądając się jej z konsternacją. Stojący obok chłopak ewidentnie miał podobny problem.
    — Trochę za duże, co nie? — zagadał nieśmiało młodszego z rudzielców. — Nie mają mniejszych?
    Słodka Szarlotka
    Słodka Szarlotka
    Lost Soul

    Punkty : 148
    Liczba postów : 32

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Słodka Szarlotka Pon 09 Mar 2020, 18:17

    Charlott uśmiechnął się do Mitchela po przyjacielsku i sięgnął rękoma w otchłań swojego przepastnego plecaka.
    - Pokaż, pomogę ci... - zaproponował, ujmując ostrożnie dłonie chłopaka, jakby mógł mu tym zrobić krzywdę. Z kieszeni tornistra wyciągnął wcześniej lnianą taśmę, którą owinął ciasno nadgarstki kolegi, a końce zespolił mazią pachnącą lawendą. - Proszę, teraz przynajmniej nie zsuną ci się podczas treningu. W razie czego powinieneś móc też bez problemu je zdjąć. Klej jest z naturalnych składników... nie uczula i całkiem przyjemnie pachnie.
    Młodszy Rose dokonał podobnego zabiegu na swojej osobie, po czym spojrzał na brata, który widocznie wahał się, czy powinien pójść pod prysznice, czy zaczekać z załatwieniem wszystkiego do końca dnia.
    Leo jednak dosyć szybko dokonał wyboru. Łowcy z natury byli raczej zdecydowani. Rudowłosy po prostu nie mógł zostawić swojego młodszego brata bez opieki, kiedy dookoła kręciło się tylu nerwowych mężczyzn, gotowych w każdej chwili go zaatakować. Po zajęciach odprowadzi Charlott do White i wtedy rozmówi się z Morganem. James miał jednak rację, jako przewodniczący nie mógł przejść obok tej sprawy obojętnie.
    - Mogę zapytać, jaki masz rozmiar tej bluzy? - Opal, jeden ze spokojniejszych Smoków z najstarszego rocznika, usiadł obok siódmoklasistów, sprawiając, że Leo natychmiastowo stał się czujny i napięty, a myśli o Morganie odpłynęły na nikomu nieznane wody. - To taki unisex z Wildland, prawda? Słyszałem, że mają świetne jakościowo ubrania i teraz wypuścili jakąś serię dla Medyków. Chciałem kupić jedną swojej narzeczonej, ale boję się, że nie trafię z rozmiarem... kompletnie się na tym nie znam. Jesteś co prawda nieco wyższy niż ona, ale ona lubi mieć swoje nerki porządnie zakryte. Wy... to znaczy Medycy, tak szybko marzną. - Na zakończenie swojego wywodu poczochrał nieco bujną, rudą czuprynę, wstając, co wywołało ostrzegawczy pomruk u starszego z braci Rose. Opal jednak nie miał złych zamiarów. Wywodził się z rodziny Łowcy i Opiekuna, ale jego główny ojciec nigdy nie miał dla niego czasu. To przybrany tata wychowywał go, ucząc jak zachowywać się w społeczeństwie i chcąc nie chcąc blondyn przechwycił nieco jego natury. Blondyn uważał, że pierwszakami trzeba się zająć, oswoić je z nową sytuacją... dokładnie tak, jakby oswajał przestraszone zwierzątka. - Oczywiście Mitch twoja stylówka też bardzo mi się podoba, ale nie sądzę, aby przypadła mojej dziewczynie do gustu.
    Charlott nie zareagował na to nagłe zaburzenie jego nawet ułożonej fryzury. Zerknął na wewnętrzną metkę, która wszem i wobec głosiła, że produkt faktycznie pochodził z firmy Wildland, której logiem okazał się być dosyć groźnie wyglądający pysk niedźwiedzia. Charlott nie znał się na firmach, ale potrafił bezbłędnie odczytać rozmiar.
    - Tu jest napisane, że to "eska" - uznał, uśmiechając się pogodnie do Opala, na co ten z wdzięcznością skinął głową.
    - Nie szkoda ci trochę tej bluzy? Pewnie ją zniszczysz... a już na pewno pobrudzisz. - Co prawda, jeśli Rose nie miał problemów z tym, aby zrujnować nowiutkie odzienie za jakieś siedemset zefirów na pierwszych zajęciach, Opal nie zamierzał się wtrącać ani go oceniać. Każdy miał inne standardy. Specjalistyczna odzież dla Medyków z pewnością nie była jednak przygotowana do morderczych, smoczych treningów. Ubrania dedykowane Słonecznikom miały przede wszystkim trzymać ciepło.
    - Myślisz, że nie jest odpowiednia? - zapytał Charlott z wyraźnym wahaniem w głosie, jakby wypowiedź Opala wzbudziła w nim wątpliwości. - Tata mi ją kupił, miałem ją kilka razy na wieczornych spacerach i... nie marznę w niej.
    - Spoko - przerwał Leo, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że ta sytuacja może rozwinąć się w niewłaściwym kierunku. - Dostałeś jeszcze taką szafirową, pamiętasz? Tę noś na treningi, a tamtą na co dzień. Najważniejsze, żebyś się nie przeziębił.
    Podczas ich konwersacji sala wyraźnie opustoszała. Nieubłaganie kończył się czas, który mogli spędzić w szatni. Starszy Rose zawalił w drzwi prowadzące pod prysznice, chcąc wykurzyć stamtąd Morgana, o którym ostatecznie zdarzyło mu się nawet pamiętać.
    - Everett wyłaź stamtąd, albo cię tutaj zamknę! - Miał jeszcze klucze do oddania nauczycielowi, a jako przewodniczący musiał dopilnować, aby wszystko zostało zabezpieczone.
    Me t h
    Me t h
    Tempter

    Punkty : 965
    Liczba postów : 205
    Wiek : 26

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Me t h Pon 09 Mar 2020, 19:31

    — Dzięki! — uśmiechnął się do Charlott z wdzięcznością. Trochę nie pojmował, czemu chłopak chodzi z nimi na lekcje. Mitch był przekonany, że na testach rudzielec okaże się Medykiem... ale byłby hipokrytą, gdyby nie dopuszczał wyjątków od reguły.
    Wbił wzrok w swoje stopy, kiedy Opal zwrócił się bezpośrednio do niego. To było jasne jak słońce, że jego „stylówka” nie podejdzie Medykowi, ale i tak poczuł się trochę gorzej. Nie był biedny, ale nie było go stać na takie firmowe ubrania. I to jeszcze dedykowane dla odpowiedniej klasy! Przyłapał się na rozmyślaniu o głupotach, dlatego odgonił piętrzące się myśli i z miłym uśmiechem poinformował kolegów, że wyjdzie już na zewnątrz. Mitch był Smokiem z krwi i kości.
    I chociaż żaden z nauczycieli nie chciał uwierzyć w wyniki testów, to chłopiec w pełni należał do klasy łowców. Tak samo, jak większość członków jego rodziny. A jego niepozornie chude ramiona? No cóż, był Smokiem, ale wyjątkowo marnym Smokiem. Nie wszyscy są idealni, nie wszyscy nadają się do pracy w terenie... Mitchel musiał się z tym pogodzić.
    Morgan drgnął niespokojnie, kiedy ktoś załomotał w drzwi. Właśnie upewniał się, że taśma z czarnego materiału dobrze przylega do ciała pod obszerną bluzą. Podczas ciężkich treningów samo ubranie nie było wystarczającym zabezpieczeniem. Naciągnął kaptur na głowę. Rose w oczekiwaniu najwidoczniej opierał się o klamkę, bo kiedy Morgan na nią nacisnął, przewodniczący stracił na chwilę równowagę. Zatrzymał się w ostatniej chwili, kilka centymetrów przed wysokim łowcą w progu łazienki.
    — Czekałeś na mnie? — zapytał z głupim uśmiechem, a potem obrzucił wzrokiem małego Medyka. — Jak miło.
    Ze względu na rozległy teren, jaki zajmowała szkoła, musieli pokonać jeszcze szereg korytarzy o wysokim suficie, dlatego nie zwlekając, skierował się w stronę północnego pola. Im szybciej odbębni tę lekcję, tym lepiej.
    Słodka Szarlotka
    Słodka Szarlotka
    Lost Soul

    Punkty : 148
    Liczba postów : 32

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Słodka Szarlotka Pon 09 Mar 2020, 20:09

    Oczywiście, że czekał... nie chciał brać odpowiedzialności za ewentualne zniszczenia, które poczyniłby Morgan pozostawiony w zamkniętej szatni sam na sam z rzeczami innych uczniów. Leo zamknął na klucz pomieszczenie i schował pęk do tylnej kieszeni roboczych spodni. Być może Charlott szybko marzł, ale starszy z braci nie miał takich problemów. Przyodział cienki t-shirt z rękawem trzy/czwarte, który odpowiednio oddychał podczas treningów.
    - Twój brat jest przemiły - stwierdził Opal, wywołując u przewodniczącego niekontrolowane zmarszczenie brwi. Tak długo, jak blondyn unikał słowa uroczy, Leo mógł przymknąć oko na niektóre komplementy wystosowane w kierunku jego brata.
    - Charlott ma dobre serce, przez co jest zdecydowanie zbyt łatwowierny, jeśli przyjdzie ci kiedyś do głowy, aby to wykorzystać...
    - Nie śmiałbym.
    Dwóch starszych Łowców, których doszczętnie pochłonęła rozmowa, nawet nie zauważyło, kiedy młodszy Rose wysunął się nieco do przodu, aby zrównać się z idącym na czele Morganem.
    Charlott miał wrażenie, że ten mężczyzna jest nieco wyalienowany. Martwił się także bójką w szatni. W końcu brunet tak serdecznie uśmiechnął się do niego w klasie, nie mógł być złą osobą! Rudowłosy czuł się w obowiązku, aby upewnić się, czy u Smoka wszystko jest w porządku.
    - Morgan, prawda? Zapewne Morgan Everett. Ten, który tak dobrze strzela z łuku - uznał z serdecznym uśmiechem, idąc z mężczyzną ramię w ramię, nawet jeśli musiał robić dwa razy więcej kroków, niż brunet, aby trzymać tempo. Obejrzał się jeszcze przezornie, aby upewnić się, że Leo nie biegnie w ich kierunku z chęcią mordu w oczach. Wyglądało jednak na to, że Opal miał ochotę chwilkę się z nim poprzekomarzać, co dawało siódmoklasiście może jakieś pięć minut spokoju. - Ja jestem Charlott Rose, miło mi cię poznać.
    Me t h
    Me t h
    Tempter

    Punkty : 965
    Liczba postów : 205
    Wiek : 26

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Me t h Pon 09 Mar 2020, 21:57

    W istocie dziwny był widok Smoka odzianego w bluzę z długim rękawem, kiedy na zewnątrz panowała znośna temperatura. Może to tylko przezorność kierowała czynami Morgana... a może już paranoiczny strach.
    — Ech? — zmarszczył brwi, spoglądając na chłopaka idącego tuż obok.
    Char nawet zabawnie podbiegał co chwilę, aby utrzymać tempo marszu. Nie był drastycznie niższy, ale wyglądał tak, jakby jego kości były drobniejsze, przez co Everett'owi wydawał się taki... mały. Z pewnością był podatny na urazy.
    — Tak — odpowiedział, obdarzając chłopaka tym samym oszczędnym uśmiechem, co wtedy w klasie. — Prawdopodobnie mówisz o mnie.
    Sylwetka Morgana natomiast nie odbiegała od kanonów. Był dokładnie taki, jaki powinien być każdy Smok. Silny, ale nie przesadnie silny, aby być jednocześnie zwinnym i szybkim. To wszystko potęgowało absurd sytuacji. Morgan nie miał się czego wstydzić, dlatego z logicznego punktu widzenia nie musiał chować się pod ciemną bluzą.
    — Wiem, słyszałem — powiedział, kiedy Charlott się przedstawił. — Ten ostatni Rose wśród wybitnych Smoków północnej Europy — wyrecytował formułkę profesora Roberts'a. — I pierwszy jednocześnie.
    Szkoła nie spotkała się dotychczas z przypadkiem zmiany profesji tylko dlatego, że ktoś miał takie widzimisię. Spojrzał w bok na te przesadnie rozradowaną buzię małego samobójcy. No nie mógł znaleźć innego określenia na Słonecznika, który dobrowolnie pchał się do legowiska Smoków.
    — Nie boisz się? — zapytał wprost. Zakładał, że Char wie, że to widać jak na dłoni. Nawet Mitch odziany był wątłą, ale specyficzną aurą łowcy, tymczasem uroczy rudzielec na kilometr zalatywał Medykiem. Morgan nie musiał być profesorem, żeby to dostrzec.
    Słodka Szarlotka
    Słodka Szarlotka
    Lost Soul

    Punkty : 148
    Liczba postów : 32

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Słodka Szarlotka Pon 09 Mar 2020, 22:28

    - Nie boję się, gdyż wciąż tkwię w błogiej nieświadomości, na czym konkretnie polegają nasze zajęcia. Wiem, że są w dużej mierze sprawnościowe, ale nie znam szczegółów... - Poza tym, za każdym razem, kiedy działo się coś złego, bracia przybiegali mu z pomocą. Stach w jego przypadku był ulotny. Kojarzył się z zapachem świeżo wypranej koszuli, w której chował swoją twarz, gdy coś go zaniepokoiło. Z ciepłem dłoni głaszczących go uspokajająco po głowie. Był etapem, po którym zawsze następowało coś miłego, kojącego. - No i wcale nie jestem ostatni. Mój najstarszy brat spodziewa się dziecka - stwierdził z nadzwyczajną wręcz swobodą i szczerością, nawet nie zastanawiając się nad tym, czy taka informacja powinna wypłynąć z jego ust.
    Charlott nie do końca rozumiał, o co chodziło z tym pierwszym, ale postanowił nie dopytywać. Zwykł odnosić wrażenie, że ludzie irytowali się, kiedy opowiadał o swojej rodzinie. O tym, jakie więzy ich łączą i dlaczego tak bardzo zależy mu na kontynuowaniu tego, co zapoczątkowano wiele pokoleń temu. - A ty cieszysz się z tego, że jesteś Smokiem? Leo kiedyś wspominał, że naprawdę dobrze strzelasz...
    Gdyby Rose usłyszał, co wygaduje jego młodszy brat, z pewnością zaczerwieniłby się lekko na koniuszkach uszu i natychmiast zaprzeczył, ale Leo wciąż był zbyt pochłonięty rozmową z Opalem, aby dostrzec, że Charlott uciekł mu nieco do przodu.
    Me t h
    Me t h
    Tempter

    Punkty : 965
    Liczba postów : 205
    Wiek : 26

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Me t h Czw 12 Mar 2020, 15:10

    Ponieważ Everett jeszcze nie oszalał, to nie zamierzał dalej rozprawiać o kolejnych dzieciakach Rose'ów. Nie ciągnął tematu. Sława jest wyróżnieniem w zależności od rodzaju uczuć, którymi tłum darzy delikwenta. Na przykład Morgan. Owszem był rozpoznawalny, ale wspominali o nim bez tęsknego westchnienia na początku zdania.
    — To dziwne, że brat ci nie opowiadał — stwierdził automatycznie.
    Tak samo dziwne było to, że szedł kilka kroków za nimi i nie reagował, pozwalając rudzielcowi na luzie konwersować z czołowym nonkonformistą tej szkoły.
    — Ach, Leo tak powiedział? — powtórzył za nim, uśmiechając się pod nosem. Cenne informacje warto odnotować. — Skoro tak powiedział, to z przewodniczącym nie będę się kłócił.
    Aspirujących łuczników w szkole była garstka, bo przecież większość Smoków wolała siekać mieczem lub sztyletami na oślep. Takie metody walki, nie wiedzieć czemu, uznawano za najskuteczniejsze. Według Morgana był to szczyt głupoty.
    — Ale nie prowadzę kółka zainteresowań, jeśli o to chciałeś zapytać — dodał, bo skoro chłopiec wspominał o łucznictwie drugi raz w ciągu krótkiej wymiany zdań, to może miał w tym cel. — Ani tym bardziej nie daję prywatnych lekcji.
    Zbliżali się powoli do szerokiego, kamiennego łuku, pod którym musieli przejść, aby wyjść na północne pole treningowe. Zniecierpliwiona grupa uczniów na czele z nauczycielem czekała na spóźnialskich, więc przyspieszyli kroku.
    — Trzymaj się z tyłu, to może cię nie połamią — podsunął rezolutnie, ale bez zbędnego rozczulania się nad tematem. Dla Morgana urazy były czymś tak powszednim, jak lekka mżawka, która nie przeszkadzała profesorowi Boltowi w przeniesieniu pierwszych zajęć na zewnątrz. Wolne żarty — dla mężczyzny żadna wichura ni zamieć nie stanowiła przeszkody w prowadzeniu lekcji. Między innymi dzięki jego pasji szkołę Zimowego Księżyca opuszczały najwybitniejsze jednostki.
    Oczywiście w podstawie programowej dla tego przedmiotu mieli również lekcje teoretyczne i legenda głosi, że kiedyś się odbyły.
    — Rose! — zawołał nauczyciel, chcąc przywołać chłopaka do siebie.
    Jednakże tym razem chodziło mu o starszego z braci.
    — Och, nie ty do cholery! — poirytował się, kiedy młodszy z nich zareagował. Otarł zaczerwienioną (pewnie od zamiłowania do alkoholu) twarz z drobnych kropel deszczu. Czekał go ciężki rok.
    Słodka Szarlotka
    Słodka Szarlotka
    Lost Soul

    Punkty : 148
    Liczba postów : 32

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Słodka Szarlotka Pią 13 Mar 2020, 09:39

    Charlott też tego nie rozumiał. Kiedy pytał braci, jak wyglądają zajęcia dla Łowców, odpowiadali mu bardzo lakonicznie. Nie miał też możliwości dopytania starszych roczników.
    Głos nauczyciela wyrwał Leo z żywej dyskusji i przywołał do rzeczywistości prędzej niż niejedno cięcie mieczem po plecach. Starszy z Rose'ów niemal zachłysnął się powietrzem, dostrzegając swojego brata w towarzystwie Everett'a. Jego lista priorytetów natychmiast została przeorganizowana.
    - Charlott! Na głowę południcy, dlaczego mi uciekłeś?! - krzyknął, łapiąc się niekontrolowanie za czerep i doskakując do brata w kilku susach.
    Niedoszły Słonecznik uśmiechnął się przepraszająco, chociaż nie do końca rozumiał, co tak bardzo zaniepokoiło Łowcę.
    - Przecież nigdzie nie...
    - Nigdy więcej się tak ode mnie nie oddalaj! - przerwał mu szorstko, mrużąc gniewnie oczy. Wyglądało na to, że chciał jeszcze coś powiedzieć, ale ostry niczym nóż monterski głos, unicestwił jego tok myślowy i całkowicie wybił go z rytmu.
    - ROSE! - wrzasnął nauczyciel, złym i zniecierpliwionym tonem. Leo szanował Bolta i nie chciał mieć u niego problemów, dlatego obrócił się szybko i podbiegł do mężczyzny.
    - Przepraszam panie profesorze. Już oddaję panu klucze.
    Charlott przez chwilę wpatrywał się w plecy brata, wdychając coraz bardziej wilgotne powietrze, które niebezpiecznie drażniło jego drogi oddechowe. Bieganie w deszczu to była najkrótsza droga do zapalenia płuc. Postanowił, że po zajęciach zaoferuje wszystkim napar z gumijagód, melisy z dodatkiem imbiru i inhalację solami. W końcu każdy Smok powinien dbać o swoje zdrowie, żeby być w pełni zmobilizowanym i gotowym do działań. Rudowłosy ruszył przed siebie, aby ustawić się w szeregu, który uczniowie już sprawnie formowali. W jednym momencie został zaatakowany przez wyjątkowo grząskie i zdradzieckie podłoże. Kiedy jedna z jego nóg zapadła się w błocie, stracił równowagę i tylko cudem zdołał przytrzymać się Morgana, idącego przed nim. W innym wypadku poleciałby albo na mężczyznę i wywrócił ich oboje, albo wylądowałaby twarzą w błocie.
    - Przepraszam... - rzekł nieco drżącym głosem. Utrata równowagi sprawiła, że tętno znacznie mu podskoczyło. Nie przepadał za uczuciem spadania. - Faktycznie... niebezpiecznie tutaj - mruknął wyciągając ostrożnie but z rozmiękłego podłoża. Musiał sobie pomóc dłońmi, które później oczyścił, wycierając się o bluzę.
    Me t h
    Me t h
    Tempter

    Punkty : 965
    Liczba postów : 205
    Wiek : 26

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Me t h Pią 13 Mar 2020, 21:21

    To był pożałowania godny widok. Medyk nie powinien mieć z nimi lekcji, ale co Morgan mógł wiedzieć? Profesorowie musieli wiedzieć, co robią, kiedy zdecydowali się na taki krok.
    Albo ktoś dobrze im zapłacił.
    — To tylko błoto — zauważył Smok, unosząc sceptycznie brew. Chciał jeszcze coś dodać, ale Bolt nie pozwolił im na rozmowy. Rozgonił towarzystwo, zmuszając wszystkich do pokonania zwyczajowej trasy, która w pewnym momencie znikała w okolicznym lesie. Ścieżka była wydeptana, wiec nawet pierwszak nie miałby problemów z odnalezieniem drogi w gęstej kniei, jeśli przypadkiem zgubiłby grupę. Przebiegnięcie jednego takiego kursu zmordowałoby każdego fana sportu, ale przecież profesor miał przed sobą bandę młodych, tryskających energią Łowców — przyszłych strażników bezpieczeństwa ich świata. Po tej rozgrzewce, która w przypadku silniejszych jednostek zakończyła się co najwyżej zadyszką, reszta uczniów wyglądała tak, jakby za chwilę miała wypluć własne płuca.
    — Chcę zobaczyć, co zdążyliście pojąć przez sześć lat. Zostaw tę broń Smith! Będą ćwiczyć na drewnianej — instruował ich Bolt, kiedy młode Smoki dalej walczyły o oddech. — Wasz cel to rocznik ósmy i dziewiąty.
    Spojrzał w kierunku starszych.
    — A wy... Wy poćwiczycie sobie bariery — skwitował. — Każdego typu. Tylko włóżcie w to serce, żeby profesor Baker był dumny!
    Po arenie poniósł się pomruk niezadowolenia, bo mało kto lubił magię obronną. A tym bardziej profesora Bakera.
    — Staruszkowi popierdoliły się przedmioty? — szepnął Brown do jednego z uczniów, wywołując falę cichego śmiechu.
    — Później będzie czas na płacz, panie Brown! — krzyknął. — Po dwie osoby i do roboty! Rose, ty nie.
    — Ale... — zdziwił się rudzielec i w panice obrzucił wzrokiem medyka. Wiedział, że jeśli Bolt odsunie go od ćwiczeń, to nie będzie w stanie pilnować brata, który już podczas rozgrzewki potrzebował pomocy. Chcąc nie chcąc, ruszył ku podstarzałemu mężczyźnie, który zaraz wcisnął mu nauczycielski notes w ręce, zapowiadając tym samym dłuższą robotę, dotyczącą organizacji roku.
    Poglądowe testowanie siódmoklasistów było tradycją na pierwszej lekcji. Bolt uwielbiał pastwić się nad młodziakami, drwiąc pod nosem z tego, jak bardzo nie opanowali podstaw wyniesionych z wcześniejszych lat. Zasada polegała na tym, że należało dobrać sobie po jednym młodszym delikwencie i cierpliwie na klatę przyjmować kolejne ciosy. A ściślej ujmując „ćwiczyć bariery” zarówno te magiczne, jak i bloki mieczem. Zadanie brzmiało banalnie, ale wbrew pozorom nie zawsze takie było. Magia obronna była ciężką sztuką i nie raz trafiały się młode Smoki, które potrafiły przełamać blokadę starszego ucznia.
    — Hej, Rose! — zawołał od razu Brown, dostrzegając łatwy cel. — Chodź, będziesz ćwiczył ze mną.
    — Taa, jesteś pewny, że to dobry pomysł? — zapytał jeden z jego rosłych kumpli.
    — Tak. Masz jakieś wątpliwości? — ukrócił dyskusję Brown, a ponieważ nikt nie chciał z nim zadzierać, chłopak umilkł. Każdy wiedział, że walka z Charlott, nie będzie wymagała większych nakładów pracy. Niestety, magia obronna miała to do siebie, że uwielbiała odbijać ciosy rykoszetem, nawet jeśli mieli się wyłącznie bronić.
    A Morgan jak nikt inny doskonale o tym wiedział.
    — Ja mam — wtrącił się czarnowłosy chłopak, wyciągając dłonie z kieszeni bluzy. Chwycił pierwszy z brzegu prototyp miecza z drewnianego stosu i przerzucił go w dłoni, oglądając wyszczerbioną głownię. — Charlott woli trenować ze mną.
    — Z tobą? — zadrwił Brown, a jego pytanie pełne było szyderczego wydźwięku. Mimo to wyglądał na zdziwionego i niezbyt pewnego siebie. — Ktokolwiek poza drzewem chciałby z tobą trenować?
    — Ty chciałeś — przypomniał mu Morgan, reagując na to wspomnienie czarcim uśmiechem. Podobnie jak reszta Smoków stojących jeszcze w ich okolicy i oglądających to przedstawienie. — Rok temu, pamiętasz?
    — Zamknij mordę — syknął i zerknął na niskiego rudzielca, który w tym momencie sterczał bezradnie pomiędzy nimi, jak wystawiony na licytację. — Char?
    Słodka Szarlotka
    Słodka Szarlotka
    Lost Soul

    Punkty : 148
    Liczba postów : 32

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Słodka Szarlotka Pią 13 Mar 2020, 22:27

    Przebieżka po lesie była czymś, czego się spodziewał. Z okien klas młodsze roczniki często oglądały, jak Smoki przemykały pomiędzy drzewami w zachwycającej choreografii zwinności i pędu, nie zważając na pogodę, czy porę dnia. Charlott odpowiednio zabezpieczył przed tym swój organizm, sparaliżował receptory bólowe, poddał się specjalnym inhalacjom, które zwiększyły objętość jego płuc, dzięki czemu nie łapał powietrza jak w hipoksji. Mimo wszystko w połowie trasy zupełnie wysiadł. Zrobiło mu się niedobrze i miał wrażenie, że albo zwymiotuje wszystkie swoje wnętrzności albo zwyczajnie zemdleje. Został daleko w tyle. Oparł się o drzewo i czekał, aż napad niemocy minie, ale zanim to nastąpiło, Leo wrócił po niego i powiedział, że przez chwilę go poniesie. Dowlókł go niemalże do mety, a później odstawił na ziemię i przytulił, szepcąc, żeby nikomu o tym nie wspominał.
    Kiedy Leo został oddelegowany, Charlott poczuł niespotykane dotąd ukłucie w sercu. Pomyślał, że to przez zadyszkę, która ciągle się go trzymała. Wymiana zdań pomiędzy Morganem i Brownem, wywołała u niego dosyć duże zakłopotanie. Nie chciałby zranić uczuć żadnego z tych mężczyzn, nie chciałby, żeby któremukolwiek było przykro. Podrapał się po potylicy i spojrzał na Browna przepraszająco.
    - Nie chciałbym, abyś czuł się rozczarowany treningiem ze mną. Morgan ma chyba nieco mniejsze wymagania i nie przeszkadzają mu moje wymiary, więc... - wytłumaczył się bardzo pokrętnie, wciąż pamiętając, jak mężczyzna określił go mianem "malutki" jeszcze przed zajęciami.
    Brown zmarszczył brwi z wyraźnym niezadowoleniem. Nieczęsto ktoś mu odmawiał. A już na pewno nie taki ktoś, jak młodszy Rose. Nędzny mały Medyk, który pozuje na Smoka.
    - Co powiedziałeś, Słoneczniku? Zastanów się dobrze - zagroził, strzelając z karku, patrząc wprost w fioletowe tęczówki.
    Charlott całkowicie przemyślał swoją decyzję i wyraźnie nie dostrzegł w słowach Browna groźby. Kichnął cicho, kiedy coś niespodziewanie połaskotało go w nosie.
    - Może następnym razem - powtórzył, stając obok Morgana z lekkim uśmiechem na ustach. - I nie jestem Słonecznikiem - zaznaczył jeszcze, gdyż czuł taką potrzebę, a powiedział to niezwykle pewnie i głośno.
    Me t h
    Me t h
    Tempter

    Punkty : 965
    Liczba postów : 205
    Wiek : 26

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Me t h Sob 14 Mar 2020, 00:24

    Char nie musiał o tym wiedzieć, ale Brown w głębokim poważaniu miał jego wymiary. Jak również to, czy medyk owe starcie zakończy w szpitalu. Wręcz przeciwnie — zależało mu na słabym przeciwniku, aby zbytnio się nie zmęczyć, usiłując zablokować ciosy. Z tej sprzeczki wyszedł przegrany, więc rzucił pod nosem kilka przekleństw pod adresem rudzielca i odszedł w przeciwnym kierunku. Nie miał jaj, aby zareagować bardziej stanowczo pod okiem Leo i profesora.
    Wspólne treningi rozpoczęły się na kilka minut przed sprzeczką Smoków, dlatego na polu walki Char dostrzec mógł już pierwszych poległych. Jeden z ośmioklasistów, który niespecjalnie opanował sztukę obronną, po raz kolejny wylądował na glebie i teraz podnosił się chwiejnie, otrzepując kolana z trawy. Prawdopodobnie rozciął sobie wargę.
    — Okej... śmiało mały — zachęcił go Morgan, odrywając spojrzenie od nieszczęśnika i obierając obronną postawę. Przyjął pierwszy podstawowy atak, który zwinnie zatrzymał na jelcu broni dzięki operowaniu nadgarstkiem. Nie spodziewał się silnego natarcia. Każdy kolejny cios Char wyprowadzał w tak schematyczny, wręcz podręcznikowy sposób, że Morgan, ucząc się samej teorii, byłby w stanie zablokować wszystko. Poczuł specyficzne wibracje, przechodzące przez drewniany miecz młodziaka i już wiedział, że powinien spodziewać się zgoła innego uderzenia. Nie czekał, aż pole energetyczne wytworzone przez synergiczne ruchy odrzuci go do tyłu... I naprawdę się nie spodziewał, że tego typu słaba tarcza kogokolwiek powali na ziemię. Z realną obawą o dalsze losy tej walki, wyciągnął rękę w jego kierunku.

    — C-co?! On nie może trenować z Morganem! — zaprotestował starszy Rose, obserwując z drugiego końca północnego pola, jak jego ukochany braciszek zachwiał się na nogach i upadł ciężko na tyłek. Po prawdzie nic mu się nie stało, a jedynie stracił równowagę i ubrudził spodnie, ale z perspektywy Leo całe zajście musiało wyglądać jak przerażające usiłowanie zabójstwa. Szczególnie dlatego, że siedząc nad nudnym planem zajęć, nie mógł nic z tym zrobić.
    — Jak się nie przewróci, to się nie nauczy, pamiętaj — odpowiedział mu profesor i zaśmiał się ochryple na widok piruetu, który Char wykonał przed upadkiem.
    Bolt miał rację, ale medyk z zasady nie powinien uczyć się sztuk smoczej walki.
    — Podnoś dupsko Charlott, nic ci nie będzie! — zawołał profesor, próbując w ten pokraczny sposób dodać młodemu zapału.
    Słodka Szarlotka
    Słodka Szarlotka
    Lost Soul

    Punkty : 148
    Liczba postów : 32

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Słodka Szarlotka Sob 14 Mar 2020, 08:48

    Leo obrzucił nauczyciela zirytowanym spojrzeniem. Co prawda Morgan wykazywał się wręcz zadziwiającą jak na niego delikatnością, ale wraz z każdym wyprowadzonym ciosem, starszy Rose i tak miał ochotę zerwać się z ławki i zwyczajnie zamknąć brata w bezpiecznym uścisku. Będzie musiał go zaprowadzić do skrzydła szpitalnego po tych zajęciach. A nóż naczelny Słonecznik uziemi go do końca dnia... tygodnia... najlepiej roku!
    Bolt natomiast w ogóle nie rozumiał, co Charlott robi na jego zajęciach. W końcu co takiego złego było w zawodzie Medyka? Sukinsyny trzepały niezłą kasę, zarabiając na wizytach domowych: odbierając porody, lecząc febrę, czy inne cholerstwo. Poza posadą rządową, mieli mnóstwo okazji, aby dorobić gdzieś na boku. Łowcy w przeciwieństwie do nich zarabiali całkiem marnie, o ile nie mieli znajomości albo sposobności aby dać w łapę odpowiednim osobom. Jego żona była Opiekunem i to już w ogóle była tragedia. Jako behawiorystka psów przynosiła do domu grosze i gdyby nie fakt, że szkoła Zimowego Księżyca uznawała renomę Ethana jako nauczyciela i za każdym razem dostawał należne mu premie, to nie byłoby go stać nawet na to, aby wysłać córkę na kurs językowy. Westchnął cierpiętniczo, wspominając z rozżaleniem, jak to kiedyś obiecywał sobie, że do pracy będzie jeździł mercedesem, a pozostało mu jedynie stare, obdrapane przez podopiecznych jego żony, volvo.
    - Dobrze, panie profesorze! - Charlott podnosił się wolno, ale nie było w tym nic z niechęci. Po prostu chciał ograniczyć niechciane ukłucia w boku. Chwycił ponownie za miecz, ale ten zdawał się w ogóle nie pasować do kształtu jego dłoni. Nie lubił trzymać broni... nawet tej, która do końca nie była prawdziwa. Tym też można było kogoś zranić. Rozpraszał się co chwila, pytając ludzi, którzy upadali dookoła niego, czy nie jest im potrzebna pomoc. Czasem wprost sugerował, co powinni użyć na poszczególne zadrapania, otarcia i powoli kwitnące siniaki. Ostatecznie posłał starszemu Smokowi promienny uśmiech i na chwilę odrzucił drewnianą atrapę. - Poczekaj, Morgan. Czy byłbyś tak uprzejmy i na chwilę opuścił barierę? - zapytał, unosząc dłonie do góry, aby jeszcze bardziej uwidocznić to, że nie jest uzbrojony. Kiedy bariera opadła, uśmiechnął się jeszcze szerzej i pomachał energicznie do nauczyciela. - Panie profesorze, udało mi się pokojowo. Co teraz ćwiczyć? - zapytał, jakby zupełnie nie pamiętając, że zadanie nie polegało jedynie na pozbawieniu przeciwnika bariery.
    Bolt totalnie ogłupiał. Zatkało go tak bardzo, że rozdziawił tylko nieinteligentnie usta, próbując przetrawić odgrywającą się przed nim scenę i przyporządkować ją do jakiejkolwiek kategorii sytuacji, w których znał zasady postępowania. W końcu roześmiał się perliście, a był to zaiste niespodziewany widok.
    Gromki śmiech nauczyciela nieco zdezorientował Charlott. Nie był przekonany, czy oznaczał on aprobatę.
    - Czy... czy pan profesor się ze mnie naśmiewa? - zapytał nieśmiało, trochę Morgana, a trochę przestrzeń pomiędzy nimi, jakby niepewny, czy w ogóle powinien się jeszcze odzywać.
    Me t h
    Me t h
    Tempter

    Punkty : 965
    Liczba postów : 205
    Wiek : 26

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Me t h Sob 14 Mar 2020, 10:50

    Kaptur spadł z głowy Morgana po którymś z kolei ataku. Teraz stał z szeroko otwartymi oczami, wiatr rozwiewał mu włosy, a Smok gapił się na małego Medyka takim wzrokiem, jakby zobaczył ducha.
    Nie wytrzymał i również parsknął śmiechem. Szybko zakrył usta dłonią, kiedy Słonecznik spojrzał na niego maślanymi oczami, kompletnie zdezorientowany i dziwnie przygaszony. Ten widok był na swój sposób słodki.
    — Nie — odchrząknął Morgan, próbując ukryć rozbawienie. — To znaczy, nie o to dokładnie... chodzi.
    Nie wiedział co powiedzieć, kiedy roześmiany Bolt ledwo łapał powietrze. Nauczyciel opadł ciężko na ławkę, trzymając za swój trzęsący brzuch, a Leo zaczął się zastanawiać, czy nie wzywać do niego Medyków. Ostatecznie mężczyzna otarł łzę z kącika oka i machnął dłonią w kierunku ćwiczących, jakby odganiał natrętną muchę.
    — No, no ćwiczcie dalej — wydusił pomiędzy urywanym chichotem. — Spróbujcie z żywiołami! Charlott, ty też. I żadnych pokojowych rozwiązań, to nie jest kącik życzeń!
    To mówiąc, dał wszystkim wyraźną wskazówkę, którą z inkantacji powinni teraz użyć. Nie miał do wyboru nic, poza ziemią, bo tylko ten dział omawiany jest na podstawie. Morgan automatycznie podwinął rękawy bluzy, szykując się do odpowiedzi.
    Zawahał się w ostatniej chwili.
    A kiedy „ostrze” Słonecznika przecięło trawę pomiędzy nimi, było już za późno. Bariera, którą Everett powinien postawić, była banalna. Syknął, kiedy ostre jak brzytwa drobny piasku rozcięły mu policzek i poharatały odsłonięte przedramiona.
    — Heh, pajac — zaśmiał się Brown, zerkając na niego z ukosa. Swoją tarczę postawił idealnie, a walczący z nim Mitch wywinął koziołka, obrywając silnym rykoszetem w czoło. Prawdopodobnie pozostanie mu pokaźny guz.
    — Nie wierzę — westchnął Bolt męczeńsko, jakby to on teraz najbardziej cierpiał, a nie jego krwawiący uczeń. — Morgan, co z tobą? To podstawy, psia mać.
    — Zagapiłem się — odpowiedział słabo, uciskając najsilniej krwawiące ramię. Czuł nawet metaliczny posmak w ustach, a więc Charlott poradził sobie naprawdę dobrze. Może to dlatego, że atak był dokładnie ćwiczony w szóstej klasie. Oczywiście obrona przed nim byłaby łatwa... Gdyby oczami wyobraźni Everett nie zobaczył tego głupiego dzieciaka z obiema nogami w gipsie. Smocze tarcze, jego tarcze, były zbyt silne.
    Zagapił się. O Chryste, co za pizda życiowa — mamrotał Bolt sam do siebie, zmierzając w ich kierunku, a gdy zatrzymał się przy rannym, który teraz siedział na ziemi, oparł ręce na kolanach i pochylił się ku Morganowi. Wykrzywił usta zniesmaczony. Nie mierził go widok krwi, ale obraz jednego z najlepszych uczniów, który jak ostatni idiota oberwał od małego medyka.
    — Zaprowadzić go na skrzydło szpitalne — zawyrokował nauczyciel. — Rose... Ech kurwa obaj.
    Chyba nie spodziewał się doświadczyć na tej lekcji urazów, które wymagałyby interwencji, ale Morgan nadawał się na szycie.
    — Przecież nic mi nie jest — bronił się Everett.
    — Bez dyskusji — uciął. — Panienki nie robią zbiegowiska, tylko ćwiczą dalej.
    Zanim się oddalił, w niemym uznaniu klepnął Char ciężką dłonią po ramieniu.
    Słodka Szarlotka
    Słodka Szarlotka
    Lost Soul

    Punkty : 148
    Liczba postów : 32

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Słodka Szarlotka Sob 14 Mar 2020, 11:59

    Charlott nawet nie zauważył gestu nauczyciela. Był w zbyt wielkim szoku. Natychmiastowo podbiegł do Everett'a z przerażeniem w oczach, jakby ten leżał na ziemi co najmniej bez głowy.
    - Przepraszam - wyjęczał, ściągając rękawiczki z dłoni.
    Leo w tym czasie zerwał się z ławki zaskoczony przebiegiem zdarzeń. Charlott co prawda był bardzo skrupulatny, gdy przychodziło do wszelkich ćwiczeń, ale Morgan powinien sparować go z dziecinną łatwością. Może Smok pomyślał, że lepiej samemu wysłać się do skrzydła szpitalnego, aniżeli skrzywdzić młodszego Rose'a i później mieć do czynienia z jego rodzeństwem? Kiedy dotarł do poszkodowanego, chciał go niemalże natychmiast podnieść na równe nogi, ale Charlott blokował mu dogodną pozycję.
    - Char, przesuń się, podniosę go... - powiedział jak najbardziej łagodnie i miękko, zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo młodzieniec musiał być zestresowany. Przemoc była dla Medyka czymś tak nieoczywistym, jak dla takiego Browna kultura osobista.
    Charlott nie słuchał jednak, skupił się na tym, co powinien zrobić. Jego ruchy były niezwykle precyzyjne i pozbawione jakichkolwiek wątpliwości. O jego roztrzęsieniu mogło świadczyć jedynie wkoło powtarzane przepraszam, które rozbrzmiewało pomiędzy ich trójką, jak lecznicza mantra. Chłopak nie miał przy sobie żadnych ziół, ale mógł działać rękoma, aby zatamować krwawienie i zminimalizować ryzyko wystąpienia anemii, czy pojawienia się blizn. Złapał ramię starszego Smoka i przymknął oczy, skupiając się całkowicie na leczeniu.
    Trawo, która rośniesz wkoło, barwiąc się intensywnym kolorem życia - daj mi wigor, bym pomóc zdołał.
    Wietrze, który wszystkie prawdy i tajemnice skrywasz - daj mi sposób, bym pomóc zdołał.
    Wodo, która nieprzerwanie drążysz skały - daj mi cierpliwość, bym pomóc zdołał.
    Ogniu, który swym płomieniem ogrzewasz zziębniętych i rozpraszasz najgorszy mrok - daj mi odwagę, bym pomóc zdołał.


    Leo obserwował, jak zgrabna dłoń brata wędruje po ramieniu Morgana, a pełne finezji ruchy zataczają coraz to nowe kręgi. Starszy Rose chciał coś powiedzieć, ale wiedział, że młody Medyk podczas leczenia często jest w stanie skoncentrować się jedynie na zadaniu, przez co popada w coś podobnego do transu. Charlott raczej nie wykazałby żadnej reakcji, dopóki ktoś nie zdecydowałby się siłą odwieść go od Everett'a, a Leo nie zamierzał do tego dopuścić. Na każde zaciekawione spojrzenie skierowane w ich stronę odpowiadał szybkim i ostrym spierdalaj.
    W końcu palce rudowłosego Słonecznika przeniosły się na policzek Morgana, a przyozdobiona delikatnym, kwiatowym tatuażem dłoń, ledwo muskając jego skórę, owiała lico Smoka ciepłym tańcem rozochoconych iskierek, które mógł poczuć tuż pod pierwszym płatem swojej cielesnej powłoki. Przerwany naskórek złączył się, a krwawienie ustało, chociaż to, co zdążyło wcześniej opuścić układ krwionośny Everett'a i tak dawało dosyć upiorny obraz jego poharatanego jestestwa.
    - Przepraszam... - powiedział jeszcze raz Charlott, kiedy ocknął się z transu. - Musimy pójść do Medyków, żeby dali ci jakąś maść, inaczej będziesz miał przeze mnie blizny. Przepra...
    Niedoszły Słonecznik nie zdążył dokończyć, gdy Leo niespodziewanie wepchnął mu garść czekoladowych cukierków do buzi. Magia miała swoją cenę. Używanie swojej energii w sposób, w jaki robił to Charlott, było kosztowne dla organizmu. Szczególnie szybko spalały się wszelkie węglowodany. Leo nie chciał, aby brat zemdlał na środku pola zaraz po tym, jak komuś pomógł.
    Me t h
    Me t h
    Tempter

    Punkty : 965
    Liczba postów : 205
    Wiek : 26

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Me t h Sob 14 Mar 2020, 14:47

    Pociemniało mu przed oczami, a kiedy gwałtownym ruchem próbował przywrócić sobie świadomość, poczuł się jeszcze gorzej. Jeden z odłamków pechowo uderzył w jedną z głównych żył przedramienia, bo tracił naprawdę dużo krwi. Nie spostrzegł, w którym momencie opadł na trawę, ale kiedy ponownie podniósł powieki, to już na niej siedział. A tuż obok niego rudy medyk.
    — Co robisz? — zapytał z niepozowanym zdziwieniem, ale nie otrzymał odpowiedzi. Być może mówił za cicho, a może nikt go nie słuchał, mając w głębokim poważaniu zbędny bełkot rannego. A więc przyglądał się w milczeniu, jak medyk kreśli niezidentyfikowane wzory szczupłymi palcami. Patrzył, jak blada dłoń z gracją sunie wzdłuż rozcięć, pozostawiając po sobie przyjemne mrowienie. Dotyk ten był jak cień — kruchy, nadnaturalnie delikatny. Szepty i pojedyncze słowa Charlott brzęczały mu w uszach, tłumiąc doszczętnie pozostałe dźwięki otoczenia. Właśnie wtedy poczuł, jak utracone siły na powrót gromadzą się w jego organizmie. Jakby serce zaczęło pompować więcej krwi, aby uzupełnić jej niedobór. Mokre, bordowe plamy na jego ubraniach pozostały na swoim miejscu, ale rany zasklepiły się w zatrważająco szybkim tempie. Otępiały działaniem naturalnej magii młodego medyka potrzebował chwili, aby się ocknąć. A kiedy zdał sobie sprawę, jak przyjemne było to doświadczenie, skołowany nadmiarem wrażeń przeczesał dłonią włosy.
    — Dzięki — powiedział niewyraźnie, gdy podniósł się z ziemi już o własnych siłach. Ponieważ Słonecznik pobladł lekko, wycieczkę do medyków Morgan uznał za najlepszy pomysł.
    — Tak, chodź ze mną. Może tobie też coś dadzą — stwierdził i ruszyli w stronę jednego z wejść do wiekowego gmachu. Podczas tej wędrówki na drugi koniec szkoły Everett z zainteresowaniem przyglądał się zrośniętym rozcięciom, nie mogąc się nadziwić, jak chłopiec był w stanie dokonać czegoś takiego. Chyba powinien coś jeszcze powiedzieć.
    — Wcale nie musiałeś tego robić — odparł, wracając do swojego zwyczajowego, obojętnego tonu. Zmiana zachowania nie zmieniała faktu, że dalej czuł się jak totalna ofiara. Przecież nie z takimi ranami musiał sobie radzić. — Jestem wdzięczny, ale... nikt nigdy nie leczył mnie w ten sposób. Nawet w szpitalu. Gdzie się tego nauczyłeś?
    Słodka Szarlotka
    Słodka Szarlotka
    Lost Soul

    Punkty : 148
    Liczba postów : 32

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Słodka Szarlotka Sob 14 Mar 2020, 15:25

    Charlott przytulał policzek do łopatki brata, do tej pory dosyć milcząco obserwując idącego obok Morgana. Leo uparł się, że zaniesie go do Medyków, żeby zminimalizować ryzyko zasłabnięcia. W obecnej sytuacji starszy Rose postanowił jednak powściągnąć nieco swój smoczy temperament i nie najeżdżać na Everett'a... zbytnio.
    - Oczywiście, że musiałem, przecież to ja cię zraniłem, przepraszam - uznał, zaciskając dłonie nieco ciaśniej, aniżeli było to konieczne, żeby się utrzymać. - Poza tym... taka jest chyba rola Smoka, prawda? Żeby chronić.
    Leo zadumał się nieco nad tym, uznając, że Medycy i Łowcy w gruncie rzeczy mieli kilka wspólnych cech. A przynajmniej powinni. Różnica polegała na tym, że Łowcy postrzegali swoich "podopiecznych" jako słabszych i mniej zaradnych. U niektórych jednostek potrzeba manifestacji swojej dominacji była na tyle duża, że z takiego delikwenta mógł wyrosnąć już jedynie kryminalista. W zasadzie większość osadzonych złapanych przez Łowców sama kiedyś była Smokami. Taki paradoks losu. Medycy byli zdecydowanie bardziej ulegli i w ogóle nieagresywni.
    - Ja... w sumie to chyba nie moja zasługa. Kiedy byłem mały, doznałem pewnego urazu i myślę, że to podczas leczenia mój organizm nabył różnych właściwości z pomocą magii Słoneczników, którzy się mną opiekowali. Resztę wyczytałem z książek. Przepraszam, mam nadzieję, że wszystko jest w porządku. Powinno być, ale... nie wiem, nie jestem Medykiem. Przepraszam.
    Me t h
    Me t h
    Tempter

    Punkty : 965
    Liczba postów : 205
    Wiek : 26

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Me t h Wto 17 Mar 2020, 22:31

    Tak powinno być, ale Morgan z doświadczenia wiedział, że nie każdy smok trzymał się tej fundamentalnej zasady... a wtedy łowca zaczynał przypominać oprawcę. Rzeczywistość różniła się od tego, co zawarte w podręcznikach. Buzujące w ich krwi hormony balansowały na granicy heroizmu i szaleństwa.
    — Och, no jasne — mruknął Everett z uśmiechem, który podrażnił świeżą bliznę na jego policzku.
    Nie jestem medykiem.
    Char chyba lubił się oszukiwać... ale to nie jego biznes. Dla niego młody mógłby zamieszkać nawet w szklarni i pewnie do grządki paprotek wpasowałby się łatwiej niż do bandy Smoków. Rudzielec i tak w końcu pożałuje wyboru profesji. Morgan niepotrzebnie próbował zrobić z siebie miłosiernego samarytanina, ale to był impuls, bo gdy zobaczył wyszczerzoną mordę Browna...
    Jeśli Leo chciał chronić medyka do końca roku, to Everett życzył mu powodzenia.
    Starszy z braci odstawił młodszego na podłogę tuż przed wejściem do sali szpitalnej i otworzył ciężkie wrota. Weszli do środka, puszczając najniższego chłopca przodem. Ledwo przestąpili próg, gdy dostrzegła ich krępa, niziutka kobieta w białym fartuchu. Załamała ręce, widząc Morgana już pierwszego dnia po rozpoczęciu roku szkolnego.
    — O nie. Nie ma takiej możliwości — odparła pospiesznie, aby przypadkiem nie dać uczniom dojść do słowa. — Morgan nic ode mnie nie dostaniesz, słoneczko.
    — Tak wiem, ale ja nie w tej sprawie — wciął się chłopak.
    — Trzy dni — kontynuowała, kręcąc głową w dezaprobacie. — Trzy dni profesor Baker próbował ugasić swoje biuro.
    — Słucham? — mruknął Leo, zerkając na kolegę z klasy. Temat dawno był martwy, a zajście określono nieszczęśliwym wypadkiem. Everett byłby wdzięczny, gdyby pani Higgs w końcu przestała go oskarżać.
    — To jednak ktoś podpalił? — wtrącił Morgan z przesadnym zdziwieniem i posłał przewodniczącemu niewyraźny uśmiech. — Cholera. A ja myślałem, że sobie bekę kręcą.
    — Ty pewnie jesteś Charlott! — zawołała niespodziewanie kobieta, ujmując w pulchne dłonie policzki rudowłosego. — Taki zdolny chłopiec! Co ty robisz wśród tych małpiszonów? Och, bez urazy panie Rose.
    Morgan pokiwał głową, przygryzając policzek od wewnątrz.
    — Doszły mnie słuchy, że egzaminy z części medycznej zdałeś śpiewająco. Gdybyś kiedyś miał ochotę wpaść na herbatę... — Przerwała na chwilę monolog, przyglądając się Charlott z zatroskaną miną. — Ale blady jesteś promyczku. Za chwilę coś na to zaradzimy. Morgan...
    — Umrę od tego? — zapytał chłopak, wystawiając w jej kierunku przedramiona.
    Kobieta rzuciła na nie okiem i zacmokała znacząco.
    — Niestety nie — odparła i zaraz prychnęła. — Przestań się boczyć, bo ci taka mina zostanie. Nie wiem, czy pozbędę się tych blizn tak łatwo. Tkanka zrosła się w bardzo dziwny sposób...
    Kobieta podreptała w kierunku szafki z medykamentami i grzebiąc weń energicznie, westchnęła, marudząc coś o wiecznym bałaganie.
    — Leo, a ty czego potrzebujesz? — zapytała, posyłając głos w głąb blaszanej szuflady. — Znowu obżarłeś się orzechów i masz rewolucje żołądkowe?


    Ostatnio zmieniony przez Me t h dnia Pon 23 Mar 2020, 18:12, w całości zmieniany 1 raz
    Słodka Szarlotka
    Słodka Szarlotka
    Lost Soul

    Punkty : 148
    Liczba postów : 32

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Słodka Szarlotka Sro 18 Mar 2020, 10:38

    Leo zmarszczył brwi, słysząc uwagę o orzechach. Wielkie mecyje! Raz mu się zdarzyło. Pokręcił głową i ostrożnie usadził Charlott na krześle, które stało pod ścianą.
    - Zostanę z Char, dopóki mu się nie poprawi. - Bolt poradzi sobie bez niego, a jego młodszy brat niekoniecznie.
    Staruszka mruknęła coś pod nosem i trudno było zadecydować, czy dźwięk ten oznaczał aprobatę, czy wręcz przeciwnie, ale starszy Rose nie zamierzał się tym przejmować. Nawet sam dyrektor nie wygoniłby go w tym momencie z gabinetu. Zmierzwił rude włosy niedoszłego Słonecznika i podał mu jeszcze kilka cukierków.
    - Nie rozgniotły ci się w kieszeni?
    - Nie, wystarczyło kilka zaklęć z destabilizacji materii. Są elastyczne.
    Charlott oczywiście nie zamierzał sprawdzać, czy jego brat kłamie, gdyż z reguły wierzył we wszystko, co Leo mu mówił. Grzecznie zjadł to, co mu podobano, a nawet poczęstował jedną pralinką Morgana, ponownie go przy tym przepraszając za to, że go trafił.
    W którymś momencie, gdzieś pomiędzy "gdzie się podział ten mniszek?", a "ach, jest!... a nie, to nie to", wypowiedzianym przez staruszkę, do salki weszła kobieta o długich, różowych włosach i oczach w kolorze letniego nieba. Jej aparycja była tak przyjemna i pozytywna, że nie dało się do niej nie uśmiechnąć. Ogarnęła wzrokiem zebranych, po czym skrzyżowała ręce na piersi, przybierając bojową postawę... nawet jeśli chciała przez to wyglądać groźnie, nie udało jej się.
    - Jak widzę, sami stali klienci.
    - Melody, kochanieńka! Nie widziałaś gdzieś mojej maści na rany? Za Republikę Nowokinejską nie mogę jej znaleźć!
    - Bo maść jest na biurku, babciu, a nie za Republiką. - Melody pokręciła głową, po czym zwróciła się do Charlott, wyciągając w jego stronę zgrabną, bladą dłoń. - Chodź no Smoku. Sprawdzimy, czy wraz ze zmianą profesji wzrosła twoja niezniszczalność. Straty będą mniejsze, jeśli babcia zajmie się Morganem - rzuciła na tyle głośno, aby i brunet mógł to usłyszeć, po czym puściła mu filuterne oczko. Ot, Melody lubiła się droczyć z ludźmi.
    - No nareszcie! Kto ją tam zostawił, niech ja go dorwę! - denerwowała się staruszka, zakładając na nos złote oprawki.
    - Babciu, biorę Charlott pod kroplówkę, chyba mu się przyda.
    Chłopak wstał z krzesła, ale zanim został wyprowadzony z pomieszczenia, obejrzał się jeszcze przez ramię.
    - Może... może warto by zastosować wąkrotkę azjatycką? I witaminę c... dużo witaminy c - podsunął ostrożnie, spoglądając to na Melody, to na Morgana. Kobieta uśmiechnęła się do niego zadziornie i niemalże wepchnęła go do salki obok. - Niech szanowny pan Smok będzie łaskawy nie wtrącać się do pracy Medyków, tak?
    Młodszy Rose spłonął lekkim rumieńcem na policzkach i pokiwał gorliwie głową. Naprawdę było mu przykro, że skrzywdził Morgana! Leo oczywiście poszedł wraz z bratem.
    Różowowłosa kazał rozebrać się rudzielcowi od pasa w górę. Zwilżyła dłonie żelem i przygotowała niezbędną aparaturę. Wyciągnęła też podręcznik do inkantacji, chociaż tak naprawdę poradziłaby sobie bez niego... procedury mówiły jednak, że musiał on być na wierzchu w razie potrzeby.
    - Połóż się na kozetce, dob... co to jest? - zapytała, wskazując na niewielką pieczęć, która malowała się na skórze Charlott jak piętno, tuż nad pępkiem. - Zaklęcie blokujące?
    Rose odchrząknął z wyraźnym zakłopotaniem, a kiedy Leo spojrzał na niego karcąco, kręcąc głową z niedowierzaniem na taki wybryk, to już w ogóle zrobiło mu się głupio.
    - Zablokowałeś sobie receptory bólowe, tak? Świetnie... widzę, że lekkomyślność w istocie masz smoczą.
    Me t h
    Me t h
    Tempter

    Punkty : 965
    Liczba postów : 205
    Wiek : 26

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Me t h Sro 18 Mar 2020, 14:46

    Bracia zniknęli w towarzystwie młodej lekarki i nie minęła chwila, gdy z głównej sali usłyszeli podniesione głosy. A później niepokojący dźwięk przesuwania metalowych szafek i kolejne krzyki, które ucięło trzaśnięcie drzwiami.
    — Ktoś chyba nie lubi mniszków... — wymruczała Melody, umieszczając wenflon w drobnej dłoni chłopca. Po kilku minutach drzwi mniejszej sali otworzyły się i stanęła w nich poddenerwowana staruszka.
    — Chimera wcielona! Wszystko po swojemu by chciał — pomstowała pani Higgs i poprawiwszy chustę na głowie, zmrużyła oczy. Chwilę przyglądała się wgłębieniu nad pępkiem Charlott, ale jej krótkowzroczność nie pozwoliła na zidentyfikowanie pieczęci i podniesienie zbędnego larum.
    — Mamy jeszcze tej maści, drogie dziecko? — zapytała. — Uparł się diabelec, że nie zdejmie bluzy, no to dałam mu słoiczek.
    — Tak babciu. Całe pudło — odparła cierpliwie Melody. — Dziś rano miałyśmy dostawę.
    — No przecież! Pamiętam, pamiętam... — przytaknęła kobieta i opuściła salę, pozwalając swojej następczyni pracować.

    Kolejne dni nie przyniosły żadnych nieoczekiwanych zdarzeń. Morgan jak zwykle nazbierał nieobecności, a jego zawitanie na północnym polu pan Bolt ustanowił świętem narodowym, oznaczywszy tę datę w swoim kalendarzu. Nie inaczej sprawy miały się na lekcjach alchemii... które chłopak najwidoczniej wolał odbywać we własnym zakresie.
    Magazyn pełen toksycznych odczynników znajdował się na samym końcu korytarza, tuż za salą wykładową. Pomieszczenie było dla uczniów czymś na wzór zakazanej komnaty, do której wstęp miał wyłącznie profesor, a każde złamanie zakazu mężczyzna karał najsurowiej. Drzwi zabezpieczone pieczęciami z zasady były ciężkie do sforsowania, dlatego nikt z kadry nie obawiał się, że jakiemuś studentowi taki odważny pomysł wpadnie do głowy. Bo i po co?
    Niestety, byli w błędzie.
    Idealny moment pojawił się tuż przed weekendem, gdy wszystkie smoki powinny być zajęte kolacją, a woźny już wcześniej wysprzątał całe czwarte piętro. Teoretycznie nikt nie powinien kręcić się pod salą numer sześćdziesiąt przez najbliższe dwie godziny. Morgan zakładał, że wszystko pójdzie jak z płatka i najpewniej ta myśl go zgubiła. Drzwi magazynu wydały z siebie dźwięk, którego się spodziewał, bo wyłamanie zamka nie mogło obyć się bez charakterystycznego brzdęku. Tak samo siłowe pozbycie się pieczęci, które bez dwóch zdań pozostawi po sobie ślad. Według jego planu, gdy ktoś dostrzeże symptomy włamania, Morgan już dawno będzie daleko stąd — w swoim pokoju udając, że śpi. Kontrolnie obejrzał się przez ramię... i wtedy ujrzał czyjąś sylwetkę, odznaczającą się wyraźnie w świetle księżyca, które wpadało przez okno. Zaszokowany wpadł na drzwi, powodując jeszcze więcej hałasu i w panice schował złamaną przed chwilą pieczęć do kieszeni bluzy.
    — Kurwa. Charlott, zgubiłeś się? — zapytał, siląc się na uprzejmy ton, chociaż słowa i zachowanie zdradzały jego szemrane zamiary. — Jadalnia jest na parterze.
    Słodka Szarlotka
    Słodka Szarlotka
    Lost Soul

    Punkty : 148
    Liczba postów : 32

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Słodka Szarlotka Sro 18 Mar 2020, 17:21

    Wracając z wieczornych korepetycji, Charlott postanowił wstąpić jeszcze do sali wykładowej profesora Yakhara. Nauka nieco mu się przedłużyła, w związku z czym nie zdołał złożyć wypracowania z technik obronnych w godzinach popołudniowego dyżuru nauczycielskiego. Yakhar był w tym względzie dosyć wyrozumiałym belfrem i pozwolił mu zostawić pracę na swoim biurku, z czego młody Smok postanowił skorzystać. Pewnie nic by się nie stało, gdyby zrobił to z rana, tuż przed pierwszymi zajęciami, ale Rose nienawidził się spóźniać z czymkolwiek.
    Zdziwił go widok Morgana, który widocznie kombinował coś przy składziku. Był zdziwiony na tyle, że przez chwilę niezbyt wiedział, co zrobić z ciastkiem trzymanym w dłoni.
    - Ciasteczko? - zaproponował, uśmiechając się delikatnie i nie czekając na odpowiedź, wcisnął herbatnik brunetowi. - Nie zgubiłem się. Niosę wypracowanie dla profesora Yakhara. Jedna koleżanka z roku poprosiła mnie, abym pomógł jej w szklarniach, straciliśmy poczucie czasu i nie zdążyłem na dyżur - wyjaśnił dokładnie, bo pytanie o to, co robił, albo dlaczego nie był tam, gdzie względnie powinien, nie było dla niego niczym niezwykłym. Był przyzwyczajony do zdawania relacji ze swoich poczynań, bo jego bracia i ojciec często tego wymagali... i nie zadowalały ich żadne zdawkowe odpowiedzi. Charlott przechylił głowę w bok, bo chociaż w głębi serca był dosyć naiwnym chłopcem, to jednak z pewnością nie był głupi. Trudno było nie zauważyć, że Everett zmajstrował właśnie coś, co każdy nauczyciel mógłby określić mianem "nielegalne" bądź też nawet "karalne". Młody Rose jednak nie był z gatunku tych, którzy wyciągali wnioski jedynie na podstawie własnego zmysłu obserwacji... Obserwacja była ważna, o ile zakładała różne punkty widzenia. Rudowłosy zdecydowanie bardziej wolał zawierzyć rozmowie. Dialog dla Charlott był jedną z najwyższych i najskuteczniejszych form działania w każdej sytuacji. A w szczególności w tej kryzysowej. - Co robisz? - zapytał lekko. Z łatwością dało się jednak wywnioskować, że Rose nie pyta o samą czynność, bo w końcu widział, co Morgan wyprawiał... zdecydowanie bardziej interesowała go motywacja.
    Me t h
    Me t h
    Tempter

    Punkty : 965
    Liczba postów : 205
    Wiek : 26

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Me t h Pon 23 Mar 2020, 10:00

    Przyjął ciastko, które Charlott wcisnął mu siłą, ale i tak nie miał zamiaru go jeść. Po pierwsze dlatego, że w stresie nie miał ochoty na jedzenie, po drugie nie lubił słodyczy, a po trzecie... Prawą dłoń umazaną miał substancją, której dokładnego składu i działania nie znał (chociaż wnioskował, że pochodziła z przełamanego zaklęcia). Nie pomyślał, aby wcześniej wytrzeć ją chociażby o spodnie.
    — Ech, dzięki — mruknął, zerkając krzywo na ten prezent. Sytuacja była beznadziejna. Nie wziął pod uwagę, że w godzinach kolacji ktokolwiek wybierze się na wycieczkę. Przecież żaden szanujący się Smok nie przepuści posiłku. Młodzi chłopcy mieli pokaźne zapotrzebowanie kaloryczne, ponieważ skądś musieli czerpać energię do katorżniczych ćwiczeń. To wygodne, że bez względu na ilość pochłoniętego białka, nie musieli martwić się o formę. Jednak Everett nie miał przed sobą smoka, tylko małego medyka... Cholera.
    — Co robię? — Dobre pytanie. — Profesor Yakhar poprosił mnie o pomoc. A potem miałem przynieść mu resztę waszych wypracowań z sali — zełgał z łatwością. Jeśli sytuacja tego wymagała, to Morgan samego ministra przekonałby do swoich racji. Chętnie posterczałby tu jeszcze w ciemnym korytarzu z ewidentnym dowodem zbrodni w kieszeni i pogawędził z Charlott, ale lada chwila ktoś mógł go przyłapać. Ktoś znacznie groźniejszy od małego Rose'a.
    — A wiesz... — odparł, ostatecznie oddając chłopcu ciastko. — Też mam sporo na głowie. Nie, nie jedz tego! Pogadamy sobie później, Charlott.
    Starł substancję z dłoni o ciemne ubranie i wtedy jakiś szelest poniósł się po korytarzu. Może Morgan miał zdecydowanie lepszy wzrok, niż słuch, ale Rose również to usłyszał, bo spojrzał przez ramię. W patowej sytuacji Smok nie miał zbyt wielu kierunków ucieczki do wyboru. Lewą dłonią przysłonił usta medyka, nim ten zdążył chociażby pisnąć i zanim chłopiec się zorientował, razem z Everettem znalazł się za zamkniętymi drzwiami magazynu. Łowca nasłuchiwał w ciszy, stanowczo trzymając chłopca przy sobie i nie pozwalając mu zdradzić ich pozycji. Zapadła cisza, w której usłyszeć mogli nawet bicie własnych serc. Puścił go dopiero wtedy, gdy od kilku minut nie usłyszeli ani szmeru więcej. Teraz nawet debil nie uwierzyłby w dobre intencje Morgana.
    — To nie jest kradzież, Rose — szepnął, odwracając się w stronę wnętrza pomieszczenia. — Mam zamiar to wszystko... zwrócić.
    Zaniemówił, dostrzegając blisko setki tysięcy buteleczek i małych szuflad na sięgających sufitu regałach. Cały pokój nie był duży, ale za to wysoki na kilka metrów i bóg jeden wie, jak Yakhar dostawał się na samą górę. Nie musieli zapalać światła. Każda butelka o wyjątkowym kolorze emitowała własne promienie, odbijające się żywo na kamiennej posadce i ścianach. Magazyn wyglądał jak jeden ogromny, wielobarwny witraż, który (Morgan był już pewny) był jednym z najpiękniejszych pokoi w tej szkole.
    — Nieźle — mruknął, kiedy pierwszy szok minął. Uśmiechnął się mimowolnie na ten widok i zerknął w bok na rudzielca. W jego szeroko otwartych oczach migotały drobne światełka.
    — Jeśli komuś o tym powiesz, to oboje będziemy mieli przypał — zastrzegł. Skoro nie prośbą, to groźbą.
    Słodka Szarlotka
    Słodka Szarlotka
    Lost Soul

    Punkty : 148
    Liczba postów : 32

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Słodka Szarlotka Pon 23 Mar 2020, 15:34

    Krzyżujące się w powietrzu łuny różnobarwnego światła, nie tylko wprawiły Charlott w osłupienie i zachwyt, ale też poruszyły w nim tę część, która była niezwykle delikatna i wrażliwa na wszelkie piękno. Samotna łza, której nawet nie był świadomy, rozbiła się o posadzkę, migocząc jeszcze przez chwilę w intensywnie szmaragdowej plamie, rozlanej po podłodze.
    Rose najwidoczniej nie wyczuł groźby w głosie Morgana, albo zwyczajnie ją zignorował, ponieważ jedynie uśmiechnął się lekko i poklepał chłopaka po ramieniu.
    - Nie musisz stąd nic pożyczać, wiesz? Wiele z tych substancji na pewno zdołałbyś wytworzyć własnoręcznie, albo ja mógłbym ci w tym pomóc - uznał, jakby nigdy nic obracając się lekko i chwytając za jedną z buteleczek ze złotym płynem. Rose z pewnością nie należał do "mistrzów zbrodni", gdyż bez najmniejszego skrępowania obracał w dłoniach flakonik, jakby coś tak błahego, jak odciski palców, w ogóle go nie obowiązywało. - Acceptor Deus, chyba widziałem przepis w książce od zaawansowanych eliksirów. - Złota poświata odbijająca się od jego twarzy, sprawiała, że fioletowe oczy skrzyły się, niby posypane brokatem. - Nauczyciele i tak dowiedzą się, że ktoś tutaj był, nie lepiej byłoby się przyznać? W końcu nie zrobiliśmy nic strasznego. - Tak, dla Charlott prawda zawsze była najprostszym wyjściem z sytuacji. Czymś wyzwalającym i zaskakująco bezbolesnym. Jemu raczej nie zdarzało się kłamać, chociaż nie oznaczało to, że wprost po wyjściu ze składzika zamierzał pobiec do nauczycieli i zdać im szczegółową relację z zajścia. Nie chciałby jednak kręcić, gdyby został bezpośrednio zapytany. Odłożył buteleczkę na półkę i zrobił dwa kroki do przodu, aby nacisnąć na klamkę.
    - Hmn... - mruknął pod nosem, czując opór większy, aniżeli należałoby się spodziewać. Po odliczeniu od pięciu w dół, zdrowy rozsądek nakazał mu zrzucić winę na jego wątłą budowę i ponowić próbę z użyciem obydwu rąk. Drewniane skrzydło nawet nie drgnęło. - To dosyć... problematyczne. - Wcale by się nie zdziwił, gdyby jakaś pieczęć zamykała drzwi również od środka po próbie włamania. W końcu profesor Yakhar specjalizował się w obszarach dotykających bezpieczeństwa i zabezpieczeń. Aż dziw, że jeszcze nic nie wyło na cały zamek, aby zaalarmować wszystkich, że ktoś nieuprawiony przebywał w składziku. - To nawet romantyczne - zaśmiał się, aby rozładować nieco atmosferę. Stres szkodził zdrowiu!

    Sponsored content

    Buszujący w magii Empty Re: Buszujący w magii

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Nie 19 Maj 2024, 06:01