- Jeszcze pomyślę, że we mnie nie wierzysz - stwierdziłem i zanim zdążył zaprotestować, machnąłem lekceważąco ręką, aby mu pokazać, żeby się nie przejmował. - Dam sobie radę.
- No nie wiem, jesteś taki...
Drobny? Delikatny? Owszem, często to słyszałem, ale skoro mój tata oraz moi bracia byli Łowcami, to nie widziałem powodu, dla którego miałbym przerywać tę rodzinną tradycję. Od początku swojej edukacji planowałem zostać Smokiem i żadna opinia na temat moich predyspozycji nie mogła tego założenia zmienić. Być może nie miałem atrybutów typowych dla wybranej, a właściwie wykłóconej przeze mnie specjalizacji, bo nie byłem ani przesadnie silny, ani zwinny... być może mój cel również nie był najlepszy, ale! Z pewnością byłem w posiadaniu jakiegoś ale, które mógłbym w tej kwestii sprytnie wykorzystać, aby pokazać, że się nadaję. Musiałem je jedynie odnaleźć.
- ...jak mama - dokończył w końcu, wywołując u mnie nieprzyjemne dreszcze. Jak mama. Moja mama zmarła przy porodzie. Nie zdążyłem jej poznać, ale tato często mówił, że ją przypominam. Była skąpanym w promieniach słońca Słonecznikiem, którym ja tak bardzo starałem się nie być.
- Malutki, chyba pomyliłeś klasy. - Rosły, wysoki brunet, który przechodził tuż obok, prawie mnie potrącił, ale zdążyłem uskoczyć przed jego barkiem. Z drobną pomocą ręki Leo, która silnie przyciągnęła mnie do siebie, ale zawsze!
- Nie powiedziałbym, że jestem... - zacząłem polubownie, jednak nie dane mi było przekrzyczeć zirytowanego głosu mojego brata.
- Żebym cię przez przypadek na zajęciach nie trafił mieczem, Brown! Jeszcze raz spróbuj dotknąć mojego brata, to sprawię, że Medycy przez miesiąc będą musieli nacierać cię nektarem promiennego mlecza!
- Ach tak... to doprawdy wstyd, żeby Łowca krył się za plecami własnego brata. Nie ośmieszaj swojej rodziny, Rose.
- Odwal się od mojej rodziny, bo...
- Ależ... panowie! - zacząłem ostrożnie, stając pomiędzy nimi, kiedy atmosfera w mojej opinii zaczęła się robić zbyt napięta. - Przecież nic takiego się nie stało. - Nic z tego, w ogóle mnie nie słuchali. Leo odsunął mnie jednym, zdecydowanym gestem i schował za sobą, łypiąc na Erica Browna wściekle. Dłonią już sięgał po miecz, który miał schowany w pochwie zawieszonej na plecach, kiedy korytarz przeszedł zimny, opanowany głos o zdecydowanie kobiecej barwie.
- Bójki poza salami treningowymi są zabronione. Zgodnie z dwunastym punktem regulaminu odnośnik piąty, grozi za to wydalenie ze szkoły. Chyba nie chcecie zostać usunięci na ostatnim roku, mam rację? - Białowłosa dziewczyna mierzyła ich zdecydowanym, nieugiętym spojrzeniem, krzyżując dłonie na piersi. Wyglądała przy tym nawet groźnie, chociaż była wcale niepozornej postury.
Eric westchnął ciężko i obrzucił nas nieprzychylnym spojrzeniem, po czym wszedł do klasy, pod którą staliśmy. Leo rozluźnił się po dłuższej chwili, jednak dopóki to nie nastąpiło, dziewczyna wciąż tkwiła w miejscu.
- Naprawdę, White... straszna z ciebie sztywniara... nawet jak na Kruka - Mój brat pogłaskał mnie po głowie w opiekuńczym geście, jakby się martwił, że cała ta sytuacja mnie przestraszyła. Wcale nie byłem przestraszony. Może trochę martwiłem się, że faktycznie może dojść do zbędnej przepychanki.
- Dziękuję White - podziękowałem dziewczynie z uśmiechem, na co tak pokręciła z niedowierzaniem głową. Byliśmy z tego samego roku i ona również nie aprobowała mojego wyboru przyłączenia się do klasy Smoków, kiedy testy jednoznacznie wykazały, że powinienem być Medykiem.
- Powodzenia na zajęciach, Rose - rzekła bezpośrednio do mnie i poszła w swoją stronę. Zapewne śpieszyła się do biblioteki.
W końcu nadszedł ten długo wyczekiwany przeze mnie moment, w którym wszedłem do klasy, otoczony opiekuńczym ramieniem swojego brata. Leo posadził mnie obok siebie, uznając zapewne, że to najbezpieczniejsze dla mnie miejsce.