Bad boy, good lips.

    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Bad boy, good lips. Empty Bad boy, good lips.

    Pisanie by Duch Nie 10 Lis 2019, 22:16

    13 grudnia 1999

      ― Tak, byłem w szkole. Spotkamy się za kilka dni. Poradzę sobie tato. - Blake Danniels, szesnastoletni chłopak, wracał właśnie ze zajęć. ― Pamiętam. Mam samolot dwudziestego, o siódmej rano. Przerywa cię. ― w słuchawce coś trzasnęło i przerwało rozmowę. Chłopak zatrzasnął klapkę swojej Motoroli i schował ją do kieszeni płaszcza. Ojciec dzwonił z planu kolejnego filmu, żeby przypomnieć mu o tym, że wykupił mu lot do Ameryki na święta. Blake miał się tam spotkać z nim i matką, która dostała małą rólkę w jego filmie. Chłopak chciał wylecieć z nimi dużo wcześniej, ale uparli się, że nie może zawalić szkoły, w końcu płacili za nią grube pieniądze.
      Prawie zawsze odbierał go kierowca, ale tym razem auto nawaliło, więc Blake musiał się przespacerować. Pogoda była piękna. Śnieg delikatnie prószył, słońce już zachodziło i wcale nie było tak zimno, jak zapowiadali w prognozie.
      Dzieciak przyzwyczaił się już do tego, że rodzice dużo podróżowali. Kiedy był młodszy jeździł z nimi, ale teraz starzy oszaleli na punkcie jego nauki, więc musiał zostawać i chodzić na lekcje. Nawet teraz, przed samymi świętami. I jeszcze teraz do niego wydzwania i sprawdza, czy chodzi do szkoły! Nic innego go nie obchodzi.
    Wepchnął ręce w kieszenie i skręcił w boczną uliczkę, zupełnie tracąc z oczu teren prywatnej szkoły.
      Zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że ktoś go obserwował.

      Ciemne auto powoli ruszyło za chłopcem, nie włączając świateł. Ulica była pusta. Ta część miasta, w odróżnieniu od centrum, nie była aż tak ozdobiona kolorowymi lampkami. Ciepłe, trochę stłumione światło sączyło się jedynie z kilku starych latarni.
     ― Przyspiesz. ― mężczyzna siedzący na siedzeniu pasażera naciągnął na twarz kominiarkę. Zauważył, że dzieciak oglądnął się za siebie i chyba zorientował się, że coś jest nie tak. ― Szybciej. ― mężczyzna w kominiarce warknął, a kierowca wcisnął pedał gazu. Dzieciak puścił się przed siebie biegiem. Zdążył przebiec tylko kilka kroków, bo facet w kominiarce wypadł z auta, złapał go w pół i powalił na ziemię. Chłopak szamotał się jeszcze chwilę, nawet zaczął krzyczeć, ale mężczyzna zatkał mu usta chustką. Po kilkunastu sekundach chłopak zupełnie zwiotczał.
      ― Kurwa, wyjdź z tego samochodu. Pomóż mi, idioto.
    Kierowca wyszedł z auta. On nie miał kominiarki na twarzy. Nawet w półmroku widać było blizny po trądziku i zarys połamanego nosa.
      ― Po co ci ta kominiara? Przecież to nie jest żaden włam. ― burknął i kucnął przy nieprzytomnym dzieciaku. Pogrzebał mu w kieszeniach i wyjął telefon z klapką. Schował komórkę do swojej kieszeni. Podniósł chłopca z ziemi i wrzucił go na tylne siedzenia. Spiął mu ręce plastikowymi trytytkami i zapiął mu pas.
      ― To na pewno on?
      ― No on. Czasami się zastanawiam jak ty to robisz, że jednocześnie chodzisz i oddychasz, skoro jesteś tai durny. - mężczyzna w kominiarce wsiadł do auta, tym razem na miejsce kierowcy. Zdjął z głowy czapkę i wyciągnął w kieszeni kurtki paczkę papierosów.
      ― Wsiadaj. Musimy jechać.
    Facet z połamanym nosem wsiadł do auta i wyjął z kieszeni telefon dzieciaka. Zaczął w nim grzebać w poszukiwaniu jakiś gierek.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Bad boy, good lips. Empty Re: Bad boy, good lips.

    Pisanie by Koss Moss Nie 10 Lis 2019, 22:48

    Nie był to szczęśliwy dzień Blake'a. Kiedy chłopiec zaczął wracać do siebie, nie miał ze sobą już ani telefonu, ani żadnych innych osobistych przedmiotów, jak choćby portfel czy dokumenty. Pozbawiono go tożsamości i umieszczono w piwnicy, o czym świadczyła wilgoć w powietrzu, zapach pleśni, a przede wszystkim mokrawe, zimne, surowe ściany i brak okien. Jedynymi elementami wyposażenia były stary materac o wystających sprężynach, na którym dzieciak leżał, i samotne krzesło, które lata świetności też miało już za sobą.
    Jedyne wyjście znajdowało się u szczytu stalowych schodów przypominających te z budowy. Masywne drzwi, również ze stali, nie miały klamki. Już na pierwszy rzut oka wszelkie próby ich otwarcia czy wyważenia skazane były na porażkę.
    Jedynym źródłem światła była lampa o jaskrawym białym świetle. Nieprzyjemnie raziła oczy i eksponowała brud, wszelkie niedoskonałości skóry i wszystko to, co najbrzydsze.
    Nikt nie interesował się chłopcem przez wiele godzin. Blake zdążył boleśnie odczuć brak możliwości skorzystania z toalety i wody, zwłaszcza że odkąd się ocknął, towarzyszyła mu okropna suchość w gardle.
    Aż wreszcie doczekał się uwagi.
    Dźwięk dochodzący zza drzwi świadczył o tym, że ktoś je odryglował. Później otworzono je potężnym szarpnięciem; były bardzo ciężkie, jak w bunkrze. Do środka zajrzał łysy dryblas.
      ― E, dobra, miałeś rację, obudził się. ― Uśmiechnął się obrzydliwie. Brakowało mu przedniego zęba. Mówił z dziwnym akcentem, prawdopodobnie rosyjskim. ― Chodź tu do mnie, ciziu. No już. Nie zrobię ci krzywdy.
    Z pomieszczenia za jego plecami dobiegły Blake'a męskie śmiechy i stukot butelek. Brzmiało to wszystko, jakby odbywała się tam właśnie libacja.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Bad boy, good lips. Empty Re: Bad boy, good lips.

    Pisanie by Duch Nie 10 Lis 2019, 23:22

    Blake podniósł się ze śmierdzącego materaca. Nie wiedział ile czasu spędził na patrzeniu na sufit. Dawno temu przestał walić w drzwi i krzyczeć. Bolały go ręce, zdarł sobie i tak już przesuszone gardło, a do tego wszystkiego naprawdę musiał skorzystać z toalety.
    Po głowie chodziły mu chyba wszystkie możliwe scenariusze. Porwano go dla okupu, albo wytną mu organy. A może to jakiś głupi żart? Oby to był głupi żart.
    Chłopak długo wpatrywał się w łysego, jakby starał się sobie przypomnieć, czy skądś go zna. Nie znał.
      ― Muszę do łazienki. ― wychrypiał. Nie podszedł do nieznajomego. Nadal stał przy starym materacu, nie do końca wierząc, że to co się dzieje jest jawą.
    Obok łysego pojawił się niższy i bardziej krępy mężczyzna, z włosami ściągniętymi w kucyk.
      ― Syn tego całego lalusia od filmów? ― zapytał. Mówił z takim samym akcentem, jak jego kolega.
    W ręku trzymał ciemnobrązową butelkę z piwem. Miał na sobie mocno znoszone jeansy, a na podkoszulku widać było żółtawe plamy od potu.
      ― Muszę do łazienki. ― powtórzył Blake, tym razem trochę głośniej. Serce tak mocno łomotało mu w piersi, że robiło mu się niedobrze. Jeszcze chwila, a zesika się w spodnie.
    Facet w kitce spojrzał na łysego.
      ― Niech szcza w kąt. ― powiedział do niego po rosyjsku, tak, żeby chłopak tego nie zrozumiał. Zaśmiał się i opróżnił butelkę dużym łykiem. ― Dużo za niego dostaniemy? Całkiem niebrzydki. Szkoda, że to nie baba.


    Ostatnio zmieniony przez Fleo dnia Sro 06 Maj 2020, 23:31, w całości zmieniany 1 raz
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Bad boy, good lips. Empty Re: Bad boy, good lips.

    Pisanie by Koss Moss Nie 17 Lis 2019, 01:40

      ― Zobaczymy po wycenie. ― Słowa po rosyjsku były dla Blake'a, sądząc po jego minie, absolutnie niezrozumiałe, toteż oprych uśmiechnął się pod nosem i skinął na chłopca głową. ― Chodź, pójdziemy do łazienki.
    Nie do łazienki został jednak zabrany chłopiec. Zaraz po wyjściu z celi został popchnięty w stronę grupki liczącej pół tuzina jemu podobnych, przerażonych młodych osób, które – zdaje się – nie były tu zbyt długo.
      ― Dobra, idziemy. ― Facet w kitce podniósł głos i zgarnął ze stołu pistolet maszynowy. ― Jak któreś z was coś odjebie, wyjebię serię we wszystkich.
    Atrakcyjny, lecz zniszczony młodzieniec o podbitym oku i roztrzepanych włosach, który stał obok Blake'a, zacisnął zęby, aż zgrzytnęły, po czym wszyscy powoli ruszyli w stronę drzwi na – jak się za chwilę okazało – długi, oświetlony okratowanymi lampami korytarz bez okien. Musieli być pod ziemią.
    Uzbrojeni mężczyźni, którzy ich prowadzili, gawędzili między sobą po rosyjsku aż do chwili, gdy dotarli do końca korytarza i jeden z nich otworzył kartą magnetyczną drzwi na klatkę schodową.
    Wtedy właśnie dokładnie ten młodzieniec, który jeszcze przed chwilą zgrzytał zębami, gwałtownie odwrócił się i rzucił na zaskoczonego gościa z UZI.
      ― Uciekaj, Mary! Ucie…
    Reszta komunikatu została zagłuszona serią strzałów. Grupka podzieliła się. Dwoje pojmanych zamarło, jedna z przerażonych dziewczyn rzuciła się na ziemię, zakrywając głowę. Wspomniana Mary rzuciła się w stronę klatki, ale była za wolna.
    Blake jednak nie był za wolny.

    Joe zaciągnął się głęboko dymem i uniósł brew, gdy z daleka dobiegły go strzały. Zaintrygowany zmarszczył brwi i wyciągnął swoją spluwę – tak na wszelki wypadek. Strzały ucichły jednak bardzo szybko; mężczyzna zdmuchnął włosy z czoła i ruszył pewnym krokiem dalej. Pewnie jakaś dziwka wyła za głośno albo ktoś przegrał w karty. Takie rzeczy się zdarzały.
    Dotarłszy do schodów, zbiegł po nich; zatrzymał się na półpiętrze i wtedy usłyszał wyraźnie kroki i głosy.
      ― Stój, gówniarzu! Bo cię zajebię!
      ― Ej, ej, ej! ― Joe przycisnął spluwę do podbródka Grega, który wypadł gwałtownie zza rogu. ― Co ty odpierdalasz?
      ― Kurwa, Joe! Sorry! Jezu! Myślałem, że…
      ― Myślenie to nie jest twoja najmocniejsza strona, co, misiaczku? ― mruknął Joe i powoli cofnął broń. ― Do kogo strzelałeś?
      ― Nie ja, to Siergiej strzelał, bo nam towar się zaczął buntować. Zwiał nam właśnie przy tym jeden chłopak, więc chyba lepiej go szukać, chuj wie, gdzie poszedł!
      ― Co?
      ― No nie zdążył go Siergiej ustrzelić! Jak nam ucieknie to szef nas zajebie, mogę iść dalej?
      ― Kurwa, ile te dzieciaki miały lat, szesnaście? Dwie uzbrojone małpy, wódka wypaliła wam już mózgi, ech?
      ― Jezu, Joe, sorry! Idę szukać, okej?
      ― Ta ― odparł oschle Joe, minął go, gasząc peta o jego nagie ramię, i pchnął go w górę schodów, a sam zszedł na dół – a potem jeszcze niżej.
    Schody prowadziły do transformatorów. Było tam w chuj ciemno, więc wyszarpnął z wewnętrznej kieszeni kurtki latarkę i ją zapalił. Minął pierwszy czerwony kontener, zaglądając w szczelinę między nim a następnym. Minął kolejny. I jeszcze jeden. I jeszcze jeden, a wtedy światło latarki padło na coś ciemnego.
    Joe zatrzymał się i przechylił głowę.
      ― No hej ― rzucił niemalże ciepło, jakby przemawiał do poznanej w barze ślicznotki, a nie do uciekającej kurwy.
    Był przystojny, miał w spojrzeniu ten błysk, uśmiechał się też bardzo przekonująco. I stał tam w ciemnej skórze, czekając, aż chłopiec zrozumie, że zabawa w chowanego się skończyła.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Bad boy, good lips. Empty Re: Bad boy, good lips.

    Pisanie by Duch Nie 12 Sty 2020, 22:47

    Przez krótką chwilę naprawdę wierzył, że pójdzie do toalety.
    Potem wszystko działo się tak szybko, że ledwo wiedział, co się dzieje.
    Było tam kilka osób, szedł z nimi korytarzem, ktoś coś krzyczał. Próbował zachować zimną krew, zapamiętać jak najwięcej szczegółów w razie, gdyby przyszłoby mu uciekać.
    Potem pamiętał tylko strzały i krzyki. Coś gorącego ochlapało mu policzek, a on zrozumiał, że broń niesiona przez oprawców wcale nie była straszakiem.
    Wtedy przestał myśleć. Strzały nadal huczały mu w głowie, kiedy biegł korytarzem, błagając w myślach, żeby dotrzeć do jakichkolwiek drzwi zanim i jego dosięgną kule.
    Biegł przed siebie, starając się nie robić hałasu.

    Wpadł gdzieś, gdzie było ciemno. Nic nie widział, co chwilę się potykał, a serce waliło mu tak mocno jakby miało za chwilę pęknąć.
    Udało mu się wcisnąć w jakiś kąt. Zakrył usta dłonią, bo wydawało mu się, że za głośno oddychał.
    Nie miał planu. Nie wiedział co robić, ale starał się nie myśleć o tym, że krew tamtej dziewczyny właśnie zastyga mu na skroni i policzku.
    Kurwa... Zauważył światło. Ktoś tu był.
    No hej.
    Już po nim. Co mu zostało? Uciekać? Walczyć?
      ― Nie zbliżaj się. ― warknął. Podniósł rękę i osłonił oczy przed ostrym światłem latarki. ― Czego chcesz? ― ile nienawiści może zmieścić się na twarzy takiego gówniarza?
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Bad boy, good lips. Empty Re: Bad boy, good lips.

    Pisanie by Koss Moss Wto 24 Mar 2020, 23:12

    Joe bezlitośnie świecił mu po oczach, nim z łaską opuścił światło latarki niżej i pozwolił chłopakowi w ciemności wychwycić najpierw zarys swojej umięśnionej sylwetki, a z czasem pewne szczegóły.
    Żeby przypadkiem gówniarzowi nie przyszło do głowy coś brawurowego w rodzaju szarżowania na gościa, przy którym wydawał się przynajmniej drobniutki, bo mógłby to być ostatni wyskok w jego krótkim życiu. Joe nie należał do osób, które jakoś szczególnie się szczypały. Nie bez powodu koledzy po fachu tak na niego reagowali. Wiedzieli, na co go stać, i że boss pozwala mu na więcej. Jeśli więc Blake spodziewał się, że jego nienawistne słowa zostaną potraktowane poważnie, to się pewnie trochę rozczarował.
      ― Nie będę musiał, jeśli wyjdziesz sam ― rozległ się ponownie ten ochrypły głos, w którym pobrzmiewała pobłażliwa nuta. ― Mogę też zawołać chłopców.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Bad boy, good lips. Empty Re: Bad boy, good lips.

    Pisanie by Duch Sro 25 Mar 2020, 00:30

      ― Czego chcecie? ― był pewien, że zabrzmi inaczej. Głośno, pewnie, jak ktoś, kto się nie boi. Ktoś, kto wie, że jest stąd jakieś wyjście.
    Zamiast tego sam ledwo siebie usłyszał.
      ― Pieniędzy? ― zamiast ruszyć do przodu, dzieciak się cofnął, ale szybko tego pożałował. Natrafił plecami na kontener, który odcinał mu drogę ucieczki.
    Mózg pracował mu na wysokich obrotach, rozpaczliwie próbując oszacować jakie chłopak ma szanse. Nie miał żadnych. Jeśli nie stanie się jakiś cud był po prostu skończony. Jego oprawca miał latarkę i broń. Był na swoim terenie, to dawało mu przewagę. To, że był większy mogło być dla Blake'a zgubne, w końcu facet pewnie miał więcej siły niż on, ale, z drugiej strony, Blake był szybszy i mógł swobodnie przeleźć między transformatorami i kontenerami...
      ― Ktoś sprawdzał dół? ― męski głos dochodził z daleka. Nagle rozbłysło rażące białe światło. Do magazynu ktoś wszedł.
      ― Jest tu ktoś?
    Blake, mimo, że oślepiło go światło, tylko na to czekał. Rzucił się przed siebie. Nie myślał o niczym, jego ciało zareagowało instynktownie.
    Wbiegł między kontenery. Dopiero teraz, kiedy w części paliło się światło, zobaczył jaki ten magazyn jest wielki. Na pewno jest kilka wyjść. Oprócz niego jest tylko dwóch ludzi. Jeśli się tylko postara wyjdzie z tego cało.
      ― Kurwa, Joe! Czemu nie mówisz, że go masz? ― blondyn, który szukał chłopaka, właśnie zauważył, że towar próbuje spieprzyć mu sprzed nosa. Odbezpieczył broń i strzelił w stronę Blake'a.
      ― Zabawa się skończyła. ― powiedział i strzelił jeszcze raz.
    Blake był pewien, że serce na moment przestało mu bić. Uciekał. Biegł póki panika nie odebrała mu ostatnich sił. Nie wiedział ile to trwało. Minuty, godziny?
    Nie wiedział też jak w końcu znalazł się na ziemi, wpatrzony w lufę pistoletu, pewien, że zaraz umrze.
    Kliknął spust, ale pistolet nie wystrzelił.
    Coś gorącego pociekło mu po nodze.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Bad boy, good lips. Empty Re: Bad boy, good lips.

    Pisanie by Koss Moss Nie 29 Mar 2020, 17:19

      ― Przestań ― rzucił Joe, ale nie krzyczał. ― Zaraz cię zapierdolę ― dodał po drugim wystrzale.
    Ruszył za blondynem, który nie chciał lub nie był w stanie dosłyszeć ostrzeżenia.
    Spust kliknął, ale pistolet nie wystrzelił.
    Nie ten, na który patrzył rozszerzonymi oczami przerażony chłopak.
    Wśród donośnego huku krew bryznęła, ochlapując twarzyczkę Blake'a i jego ubrania. Ciężkie ciało zwaliło się wprost na młodzieńca, ale kopniakiem zostało zrzucone na bok.
    Joe wycelował w chłopca z broni i w świetle latarki ciężkim, ale doskonale wypastowanym butem rozchylił następnie uda dzieciaka. Skrzywił się na widok plamy o niezbyt przyjemnym zapachu.
    Za jego plecami rozległ się hałas. To wspólnicy wpadli do hali, zwabieni krzykami i wystrzałami. Rozbłysły światła.
      ― Kurwa! Kto tam leży? Simon?! ― wydarła się ciemnowłosa kobieta masywnej postury i rzuciła się biegiem w stronę zwłok, ale Joe, upuściwszy latarkę, złapał ją za szyję.
      ― Zabierzesz chłopaka i doprowadzisz do porządku. Uważaj. Lubi spierdalać.
      ― Kurwa! Ja pierdolę! ― Siergiej złapał się za głowę. Joe niechętnie odepchnął swoją charczącą ofiarę w stronę Blake'a, nadal mierząc do młodzieńca z broni, ale przeniósł ciemne spojrzenie na zdruzgotanego najemnika; nie było na jego twarzy ani śladu uśmiechu.
      ― Przejmuję towar ― stwierdził od niechcenia.
      ― Nie ma, kurwa, opcji! Powiem Vadimowi, co odjebałeś. Kurw...
    Wśród donośnego huku ciało Siergieja runęło na ziemię.
      ― Jeszcze ktoś? ― zapytał Joe. ― To zajebiście. Ile rybek przeżyło?
      ― Cz-czworo...
    Wrócił spojrzeniem do kobiety, która wyprostowała się właśnie, przyciskając nóż do gardła przerażonego Blake'a.
    Pogonił ją niedbałym machnięciem głowy i wyciągnął telefon. Wybrał z listy kontaktów właściciela burdelu, Vadima. Długo czekał na połączenie.
      ― Ci idioci połowę ich zajebali, ale przywiozę ci czwórkę. Wszyscy są śliczni i trochę za młodzi.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Bad boy, good lips. Empty Re: Bad boy, good lips.

    Pisanie by Duch Pon 30 Mar 2020, 00:40

      ― Co? Jak to połowę zajebali? ― mężczyzna po drugiej stronie nie był zadowolony. ― Jak to, kurwa, połowę? ― krzyknął do słuchawki tak głośno, że nawet Blake go usłyszał. Miał silny akcent, chyba rosyjski.
    W słuchawce zapadła dłuższa chwila ciszy. Blake bał się poruszyć. Przed chwilą widział jak ten facet tak po prostu zastrzelił dwie osoby. Minuty temu miał na sobie trupa! Kurwa, jakaś baba przystawiała mu nóż do gardła! O co w tym wszystkim chodziło?
    Czuł obrzydliwy smród potu i krwi i był pewien, że jeśli ruszy się chociaż kawałek, albo się zrzyga, albo tamta wariatka poderżnie mu gardło.
      ― Joe. ― Vadim chrypnął do słuchawki. ― Przywieź mi tych co zostali, a tym idiotom powiedz, że do końca tygodnia mają przywieźć resztę. Zapłaciłem za siedmioro i tyle ma ich być. Albo oni będą na mnie zarabiać. Powiedz im to. Powiedz im, że będą się musieli, kurwa, nieźle napracować, bo nawet ślepy nie zapłaci, żeby któryś z tych idiotów mu obciągnął. Mają czas do końca tygodnia. I mam gdzieś skąd wezmą resztę. ― warknął i się rozłączył.
    Tęga kobieta z nożem wpatrywała się w Joe'go z nienawiścią, ale dobrze wiedziała, że to Vadim ma tu władzę. Wiedziała też, że Joe jest zdrowo walnięty. I ma chody u szefa.
    Wstała z podłogi, starając się nie patrzeć na zwłoki leżące obok.
      ― Wstawaj. ― kopnęła Blake'a w łydkę. Dzieciak się nie ruszył. Nie ufał tej wariatce. Przystawiała mu nóż do gardła.
      ― Wstawaj, obszczańcu. ― powtórzyła i znów go kopnęła.
    Blake poczuł, że paraliż powoli ustępuje na rzecz dziwnej wściekłości. Jeśli ta baba kopnie go jeszcze raz...
    Kopnęła.
    Dzieciak czuł, że nie ma już nic do stracenia. Zacisnął zęby i sięgnął po broń, która wypadła z ręki faceta, którego zastrzelił Joe. Po tę samą, którą w niego celowano. Nie umiał strzelać, ale zamachnął się i przyłożył kobiecie w kolano, używając całej siły, którą udało mu się z siebie wykrzesać. Był na tyle szybki, że zanim kobieta zorientowała się co się dzieje, już leżała na ziemi. Wywrzaskiwała przekleństwa.
    Blake odrzucił broń i spojrzał na Joe'go, jakby chciał mu pokazać, że nie będzie robił już nic głupiego. Chciał tylko, żeby ta pojebana baba przestała go kopać.
    Podpełzł do Joe'go. Jeszcze nie mógł wstać.
    Joe uratował mu życie.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Bad boy, good lips. Empty Re: Bad boy, good lips.

    Pisanie by Koss Moss Pon 30 Mar 2020, 01:41

      — Ty idiotko, ja pierdolę, nawet bezbronnego szczyla utrzymać nie potrafisz. Może powinnaś zarabiać pizdą — zasugerował Joe, po czym spojrzał na dzieciaka z politowaniem. Przynajmniej gówniarz miał dość rozumu, żeby nie zacząć znowu spierdalać, ale i tak mocno nadwyrężył jego cierpliwość. Uderzył go w głowę chwytem swojej broni i dzieciak zwalił się nieprzytomny na ziemię, wprost w kałużę krwi.
      — Wy zajmiecie się pozostałą trójką, po jednym na każdego. Ty, kretynko, weźmiesz resztę i pojedziecie skołować jeszcze trójkę. Macie czas do końca dnia, wypierdalać.
    Nie oponowali szczególnie. Wkrótce został w hali sam z nieprzytomnym chłopakiem. Schylił się i podniósł latarkę oraz porzuconą przez Blake'a broń. Potem chwycił nastolatka za kostkę i zaczął go ciągnąć po ujebanej podłodze w stronę drzwi. Na klawiaturze trzymanego w drugiej dłoni telefonu wystukiwał w tym samym czasie wiadomość.

    Chłopak obudził się w wygodnym (zwłaszcza w porównaniu do poprzednich warunków) łóżku. Obraz wirował i jakoś nie chciał się ustabilizować, ale wokół na pewno było jasno, sucho i czysto. On też był czysty. Pościel przyjemnie pachniała, była mięciutka, gładka.
    Bolała go głowa i ręka. Nogi też. Na pewno nieszczególnie miał ochotę się ruszać. Był jakiś nienaturalnie rozlazły i spokojny. Oczywiście przyczyniła się do tego pewna substancja.
    Przez godzinę był zupełnie sam i nic się nie działo. Potem nagle usłyszał szczęk klucza i do pokoju (urządzonego w indyjskim stylu) weszło dwóch mężczyzn.
    Jednego z nich znał. Drugiego ani trochę.
      — Mówiłem. Baw się dobrze — rzucił Vadim i zamknął za sobą drzwi.
    Joe tylko uśmiechnął się pod nosem i zbliżył się do chłopca, zrzucając z ramion skórzaną kurtkę.
      — Jak się masz? — zapytał ochryple. — Widzę, że jesteś bardzo zrelaksowany. To dobrze.
    Jednym ruchem zdarł z chłopca pościel, wystawiając jego golutkie ciało na zimno. To z pewnością nie było przyjemne. Blake potrzebował teraz dużo ciepła.
    Mężczyzna usiadł obok niego na czerwono-złotej pościeli. Dłonią w skórzanej rękawicy przesunął po delikatnym policzku, nim chwycił boleśnie delikatną twarzyczkę.
      — Na kolana przede mną.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Bad boy, good lips. Empty Re: Bad boy, good lips.

    Pisanie by Duch Pon 30 Mar 2020, 21:14

    Śniło mu się coś dziwacznego... Nawet kiedy już otworzył oczy nie potrafił zdecydować, czy nadal śni. Chyba nie, bo głowa bolała go tak, jakby wbiegł w ścianę. Wyczuł pod włosami guza.
    Próbował skupić wzrok na wnętrzu pokoju, w którym się znalazł. Wszystko mu uciekało. Wyciągnął przed siebie rękę, żeby sprawdzić, czy i ona będzie wirować, ale była tak ciężka, że zaraz opadła na pościel.
    Pamiętał, że był w jakimś paskudnym miejscu i, że ktoś stracił życie. Miał tego świadomość, ale to wszystko zdawało się teraz odległe i zupełnie nieważne.
    Nie potrafił skupić się na myślach, które przebiegały mu przez głowę, więc zamiast próbować, wtulił policzek w poduszkę i wbił wzrok w drzwi.
    Mógłby do nich podejść, wyjść stąd i spróbować wrócić do domu, ale nie potrafił zmusić się do tego, żeby wyjść spod ciepłej i pachnącej kołdry.

    Nawet kiedy drzwi pokoju się otworzyły i ktoś wszedł do środka, chłopak chciał tylko przekręcić się na drugi bok i zakopać głębiej pod kołdrą. Skrzywił się, bo kiedy się ruszył, żeby przewalić się na bok, poczuł, że oprócz głowy boli go też noga. Zacisnął palce na kołdrze i już miał naciągnąć ją na głowę, a ta została z niego zdarta.
    Powiew chłodnego powietrza na tak rozgrzanej skórze był aż bolesny. Czuł się, jakby ktoś wrzucił go pod lodowaty prysznic. To go trochę otrzeźwiło.
      ― Co robisz? ― nie zdążył złapać kołdry. Usiadł i dopiero teraz naprawdę doszło do niego, że nie jest sam i, że jest zupełnie nagi. Przyglądnął się mężczyźnie. Znał go. Joe?
    Kiedy Joe dotknął jego policzka, nawet przymknął oczy. To było przyjemne. Delikatna pieszczota jednak szybko zmieniła się w mocny i bolesny uścisk.
      ― Przestań. ― złapał go za nadgarstek i spróbował odepchnąć jego rękę.
    Na kolana przede mną.
      ― Co ty... ― nie będzie przed nim klękał. Nie ma mowy.
      ― Puść mnie. To boli. ― ciało chłopca nadal było nienaturalnie rozluźnione, ale powoli zaczynał rozumieć, że coś jest nie w porządku.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Bad boy, good lips. Empty Re: Bad boy, good lips.

    Pisanie by Koss Moss Sro 01 Kwi 2020, 23:57

    Joe cofnął dłoń, a potem gwałtownie wymierzył dzieciakowi policzek. Młodzieńcowi pod wpływem tego uderzenia zapewne pociemniało przed oczami, a uszy musiał wypełnić na długą chwilę specyficzny pisk.
      ― Pewnie lepiej by było dla twojej cipki, gdybym poharatał ci trochę tę buźkę ― stwierdził mężczyzna z podłym rozbawieniem. Znów chwycił Blake'a za policzki, a w jego drugiej dłoni, również okrytej rękawicą, błysnęło ostrze długiego noża. Przysunął je do gładkiego policzka i, mocno przytrzymując młodzieńca za podbródek, zatopił jego końcówkę dość płytko w nieskazitelnym ciele. Jeden niebaczny ruch, jeden przejaw buntu, a subtelna ranka mogła zmienić się w okropne rozcięcie. ― Wolisz wzdłuż, w poprzek czy na kolana?
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Bad boy, good lips. Empty Re: Bad boy, good lips.

    Pisanie by Duch Czw 02 Kwi 2020, 00:57

    ― Puszczaj mn... ― zaczął, ale nie skończył. Uderzenie było tak silne, że dzieciaka znowu zamroczyło. Słowa Joe'go dochodziły do niego jakby z oddali.
    Kiedy oprzytomniał, poczuł nieprzyjemne pieczenie na policzku. Kątem oka dostrzegł nóż.
    Co tu się, do cholery, działo?
    Zastygł w bezruchu, wpatrując się w twarz mężczyzny przed sobą, w ten jego bezczelny uśmiech. Czuł, że ostrze jego noża powoli przebija mu skórę. Gdyby teraz poruszył głową, byłby oszpecony do końca życia.
    Kiedy padło pytanie, Blake'owi nie przeszło nawet przez myśl, żeby się buntować.
      ― Na kolana. ― odpowiedział ledwo słyszalnie. Już rozumiał w jakim miejscu się znalazł i czego Joe od niego chce. Poczekał aż odsunie nóż i pozwoli mu wstać.
    Świat nadal wirował, dlatego Blake musiał podtrzymać się łóżka, żeby nie upaść, ale w końcu posłusznie klęknął. Byłby idiotą, gdyby teraz próbował uciekać.
    Joe miał nóż, a on był naćpany jakimś świństwem.
    Blake wbił na wpół pytający, na wpół przerażony wzrok w mężczyznę. Co miał robić dalej? Nigdy wcześniej nie robił takich rzeczy. Na samą myśl robiło mu się niedobrze. Nie miał zamiaru obciągać jakiemuś wariatowi. Jeśli ten pedał wepchnie mu kutasa w usta, odgryzie go.
    Koss Moss
    Koss Moss
    Minor Vampire

    Punkty : 11735
    Liczba postów : 2431
    Skąd : z Kosmosu
    Wiek : 105

    Bad boy, good lips. Empty Re: Bad boy, good lips.

    Pisanie by Koss Moss Nie 26 Kwi 2020, 22:33

    Joe popatrzył na jego zakrwawioną buźkę z góry. Wiedział, że czeka go tu jeszcze ciężka przeprawa. Nikt nie będzie się z nim pieścił. Był towarem, który można było nieźle sprzedać, i tak będzie traktowany. Uzależnią go i wytresują, a gdy się zużyje, wyrzucą na śmietnik w plastikowym worku.
    Może w jakimś stopniu było mu go żal, jak zwierzątka na asfalcie spłaszczonego przez samochody.
    Może. Ale zaraz pójdzie dalej i zapewne zapomni.
      ― Wyczyść mi buty ― rzucił krótko, wyciągając papierosa.
    Ale Blake nie miał do dyspozycji ani szmatki, ani wody.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Bad boy, good lips. Empty Re: Bad boy, good lips.

    Pisanie by Duch Pon 04 Maj 2020, 00:03

    Ulżyło mu. Przynajmniej nie rozpiął rozporka.
    Spojrzał na ciężkie buty mężczyzny. To nadal wydawało się upokarzające, ale wolał to, niż to, co sobie wyobraził w pierwszym momencie.
    Rozglądnął się po pokoju, szukając wzrokiem jakiejś szczotki, czy choćby zlewu, gdzie mógłby je umyć. W pomieszczeniu nie było ani zlewu, ani żadnej szczotki. Właściwie nie było tu prawie nic. Łóżko, poduszki, krzesło i stolik, szafka nocna, lustro, złota lampa, duża rzeźba słonia... Na suficie podwieszone były materiały, a na ścianach było kilka obrazków przedstawiających młodych nagich mężczyzn. Blake nie mógł się im przyglądnąć, bo, mimo, że umysł miał coraz bardziej trzeźwy, widok przed oczami wciąż mu się rozmywał. Mógł się tylko domyślać, co przedstawiały.
    W rogu pokoju stała szafa. Być może tam będzie jakaś szmata, którą będzie mógł wytrzeć te cholerne buty?
    Chłopak spróbował wstać, ale jedno spojrzenie na Joe'go wystarczyło, żeby przekonać się, że to nie był dobry pomysł. Ciężki but uderzył go w udo, przywołując do porządku.
      ― Chciałem poszukać ścierki. ― wytłumaczył się. Słyszał swój głos, ale go nie rozpoznawał. Czuł się, jakby tkwił w jakimś dziwacznym śnie.
      ― Nie potrzebujesz ścierki. ― odpowiedział mężczyzna wypuszczając dym z ust. Ręka w skórzanej rękawiczce znów chwyciła policzki chłopaka i zmusiła go do otwarcia ust. ― No, dalej...
    Wtedy Blake zrozumiał, co miał zrobić. Dreszcz przebiegł mu po plecach, a na twarz napłynęła fala gorąca. Jeszcze raz spojrzał na nóż leżący na łóżku.
    Wyzwolił twarz z uścisku palców i pochylił się do obutej nogi. Kątem oka widział siebie i Joe'go w lustrze. Widział jak klęczy, jak się płaszczy niczym pies. Świadomość tego, co zaraz zrobi, napawała go obrzydzeniem.
    Zacisnął powieki. Nie chciał patrzeć na te pieprzone buty, nie chciał widzieć swojego odbicia. Teraz zaczynał żałować, że to, co mu podali, powoli przestaje działać. Wysunął język... Oczy zaczęły go piec przez napływające do nich łzy upokorzenia i bezsilności.
    Skóra, z której zrobiony był but, nie miała smaku. Język chłopaka zostawiał na niej mokre ślady, które po chwili znikały.
    Nie wiedział ile to trwało. Wystarczająco długo, żeby zdążył poczuć nienawiść do Joe'go i nienawiść do siebie. Wybawiło go niespodziewane pukanie do drzwi. Poderwał głowę znad podłogi i zobaczył w drzwiach dwie osoby.
      ― Nie chcę wam przeszkadzać. ― mężczyzna, który był tu wcześniej pchnął w stronę wejścia długonogą piękność, owiniętą szlafrokiem.
      ― Jak tu skończysz, przyjdź do mnie. Mam dla ciebie robotę. ― Vadim zwrócił się do Joe'go i zamknął za sobą drzwi.
    Blake'owi udało się przyjrzeć temu, kto wszedł. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że to kobieta. Długie jasne włosy, ciemnoczerwone usta, ciężkie powieki, nieprzytomne spojrzenie i pończochy łatwo mogły wprowadzić w błąd. Dopiero, kiedy szlafrok zsunął się ze szczupłych ramion, Blake zauważył męską klatkę piersiową.
      ― Mam coś na rozluźnienie. ― powiedział i podszedł powoli do Joe'go. ― Mogę zrobić zastrzyk i wyjść, ale pan Vadim powiedział, że jeśli pan będzie chciał, to mam zostać. ― teraz, kiedy podszedł bliżej, Blake zauważył, że śliczną twarz szpeci blizna ciągnąca się od lewego kącika ust aż do połowy policzka. Rozwiązał szlafrok.

    Sponsored content

    Bad boy, good lips. Empty Re: Bad boy, good lips.

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Czw 02 Maj 2024, 05:29