I hate the way I love you

    Kannika
    Kannika
    Tempter

    Punkty : 1116
    Liczba postów : 230
    Wiek : 26

    I hate the way I love you Empty I hate the way I love you

    Pisanie by Kannika Czw 01 Sie 2019, 19:45

    I hate the way I love you Uc?export=download&id=1SWJzBUGlC1vWCoRfc_VKcuciXmmRZZQe


        Odkąd pamiętam byłam złotym dzieckiem. Złotym dzieckiem moich rodziców, złotym dzieckiem nauczycieli, złotym dzieckiem absolutnie każdego, kto akurat tego potrzebował. Nienaganne zachowanie, dobra średnia, wysokie ambicje, aktywność w najróżniejszych szkolnych i pozaszkolnych przedsięwzięciach, dobra reputacja w każdej szkole i w sąsiedztwie, wianuszek doskonałych przyjaciół gdziekolwiek tylko poszłam… Ciężko pracowałam na to, żeby być idealna zawsze, wszędzie i dla każdego. Starałam się nie tylko zaspakajać, ale nawet przewyższać oczekiwania, jakie mieli wobec mnie wszyscy wokół.
        Tylko że nie do końca wiedziałam, dlaczego. Robiłam to wszystko przez całe życie, ale w pewnym momencie w końcu zaczęłam się zastanawiać, po co tak właściwie te wszystkie starania. Jaki był cel całej tej pracy na nieskazitelną reputację i co tak właściwie z niej miałam. Fakt, może i rodzice byli ze mnie niezwykle dumni, może i byłam ideałem dziecka w oczach wszystkich nauczycieli, przyjaciół moich rodziców i każdej osiedlowej babci, może i miałam sporo znajomych, ale w pewnym momencie zaczęłam czuć coś na kształt wypalenia.
        Chodziłam do szkoły, wkładałam mnóstwo czasu w naukę, robiłam mnóstwo innych rzeczy na rzecz szkoły i miasta, a poza tym wszystkim nie było w sumie niczego. Nie chodziłam na żadne imprezy, bo po pierwsze nie miałam aż tyle czasu, a po drugie moi rodzice wierzyli w to, że imprezy mogłyby źle płynąć na moją reputację. Nie piłam alkoholu, nie paliłam papierosów, nie wagarowałam, nie robiłam po prostu nic, co mogłoby jakkolwiek negatywnie wpłynąć na to, jak postrzegali mnie wszyscy wokół.
        Tylko że to stało się… nudne. Czułam się osaczona tymi wszystkimi wymaganiami, tą idealnością, tą etykietką złotego dziecka. Dlatego też postanowiłam, że po liceum wszystko się zmieni. Złożyłam papiery na uniwersytet położony z dala od mojej rodzinnej miejscowości, aplikowałam o akademik, który dostałam i postanowiłam, że to będzie nowy rozdział mojego życia. Że w końcu przestanę być panną idealną i zacznę robić to, czego chcę, a nie to, czego chcą ode mnie wszyscy inni. W nowym mieście, gdzie nikt mnie nie znał i gdzie mogłam zacząć wszystko od nowa, z czystą kartą.
        Cóż, nie wyszło.
        Po pierwsze, okazało się, że całkowita zmiana nie jest tak prosta, jak przypuszczałam. Nie potrafiłam się nie uczyć, nie potrafiłam olewać zajęć i nie potrafiłam dostawać złych ocen. Więc w kwestii nauki nic się nie zmieniło, byłam na bieżąco z materiałem i nie opuściłam żadnych zajęć. Nie potrafiłam też nie być dobrą dziewczynką. Nie byłam w stanie palić, pić ani robić gorszych rzeczy. Miałam wewnętrzny opór przed sięgnięciem po nie. Jedyne, czego udało mi się pozbyć, to wszystkie nadprogramowe zajęcia, których nie brałam. Więc prawie nic się nie zmieniło. Byłam pilną, miłą, uczynną dziewczyną. Tyle że mniej zabieganą, przez co nie wiedziałam czasami, co zrobić z nadmiarem czasu.
        Był powód, dla którego wszystko potoczyło się właśnie w taki sposób. Powód, przez który nie potrafiłam przestać być złotą dziewczynką, który cały czas tkwił obok mnie, przypominając mi o tym, skąd jestem i o wszystkich tych oczekiwaniach i standardach, którym musiałam podołać. Powód, przez który czułam, że nie mogę tak do końca zacząć na nowo.
        Tym powodem była moja współlokatorka, Skye.
        Skye była ostatnią osobą, z którą mogłabym chcieć być w jednym pokoju w akademiku. Więc naturalnie, Skye była tą, z którą dzieliłam ten pokój. Nie wiem, jak to się stało, że na tyle osób, do których mogli mnie dobrać, wylądowałam akurat z nią w pokoju, ale stało się. I nie mogłam nic z tym zrobić, bo gdybym poszła i zgłosiła, że chcę zmienić osobę, z którą jestem w pokoju, bo „nie lubimy się od czasów liceum”, pewnie spojrzano by na mnie jak na kompletną idiotkę.
        Tak więc będąc w pokoju z osobą, która samym swoim byciem obok przypominała mi o tym, skąd jestem i jaka powinnam być, nie byłam w stanie uczynić żadnej większej zmiany w swoim życiu. Bo za każdym razem, kiedy chciałam zrobić coś szalonego, widziałam przed oczami Skye i to, jak rozpowiada wszystkim z mojej rodzinnej miejscowości o tym, że wcale nie jestem taka, na jaką wyglądałam. I to mnie absolutnie przerażało. To, jak rozczarowani mogliby być moi rodzice, moi dawni znajomi, generalnie wszyscy, którzy mnie znali. To przerażało mnie na tyle, że nie byłam w stanie nic zmienić.
        Tym sposobem do długiej listy powodów, dla których nienawidziłam Skye mogłam dopisać to, że prześladowała mnie nawet na drugim końcu kraju i że przez nią nie mogłam spełniać marzeń. Nawet jeśli to była dość słaba wymówka na mój własny brak pewności siebie.

        Na moją pierwszą w życiu imprezę studencką poszłam trochę z impulsu, a trochę przez złość i irytację. Po pierwszym zaliczeniu, jakie miałam na studiach, byłam trzecia. Miałam trzecią najwyższą ocenę z całej grupy, co trochę mnie podłamało. Odkąd pamiętam byłam na szczytach list. Zawsze wszystko zaliczałam na najlepsze oceny i zawsze byłam tą najlepszą. A tu nagle nie byłam. Mimo całej tej ciężkiej pracy i systematyczności, podwinęła mi się noga i wylądowałam trzecia. Odebrałam to jako pewnego rodzaju upokorzenie, które ciężko mi było przyjąć.
        Stąd też ta impreza. Kiedy jedna z moich znajomych z grupy powiedziała, że jej znajomy z innego kierunku urządza domówkę i spytała, czy mam czas, żeby się wybrać, z całej tej irytacji i złości, nawet nie do końca rozumiejąc, o czym do mnie mówi, po prostu się zgodziłam. A potem głupio było mi odmówić. I kiedy już znalazłam się na wspomnianej domówce i odkryłam, że jest tam też Skye, niewiele myśląc sięgnęłam po alkohol.
        Oczywiście, była to wina Skye. Jak wszystko, co szło nie tak w moim życiu. Gdyby nie Skye, bawiłabym się dobrze na imprezie, a tymczasem bawiłam się średnio, bo nie potrafiłam się skupić. Bo jej obecność biła na głowę każdą inną obecność, bo… im więcej piłam, tym bardziej nie potrafiłam oderwać od niej wzroku.
        To był mój kolejny problem ze Skye. Mimo że była najbardziej denerwującą osobą, jaką w całym swoim życiu spotkałam, i mimo że od lat szczerze jej nie znosiłam, to jednak miała w sobie coś, co w jakiś pokręcony sposób sprawiało, że nie mogłam oderwać od niej wzroku. Zazwyczaj kryłam się z tym jak tylko mogłam albo przynajmniej starałam się, żeby mój wzrok był w miarę jak najbardziej przepełniony niechęcią, ale w tamtym momencie, trochę już otumaniona alkoholem, nie potrafiłam się kontrolować i po prostu patrzyłam. Patrzyłam na sposób, w jaki się porusza, na to, jak dobrze leżą na niej jej ubrania, na wszystko, co tylko mogłam objąć wzrokiem…
        I wtedy ona spojrzała na mnie. Spojrzała na mnie tymi swoimi oczami, przez które trochę miękły mi kolana i to sprawiło, że od razu odwróciłam wzrok, karcąc się za własną głupotę. Ostatnie, czego potrzebowałam, to żeby Skye wiedziała, że potrafię na nią patrzeć inaczej niż z pogardą i zniesmaczeniem.


    Ostatnio zmieniony przez Kannika dnia Wto 06 Sie 2019, 12:06, w całości zmieniany 2 razy
    Gazelle
    Gazelle
    Minor Vampire

    Punkty : 10593
    Liczba postów : 2010
    Wiek : 27

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Gazelle Czw 01 Sie 2019, 22:00

    I hate the way I love you U1GPgKr

    Skye Windwaker

    ***

    Uczucie zakochania jest cudowne, mówią. Motylki wibrują ci w brzuchu, widzisz świat na różowo, nie jesteś w stanie odkleić uśmiechu z gęby, a myśli masz wypełnione obrazem tej Specjalnej Osoby.
    Nie wiem, czy jestem zakochana. Wiem jednak, że… mam w swoim życiu Specjalną Osobę. Osobę, na której uśmiech mogłabym patrzeć godzinami, Osobę siedzącą mi natrętnie w głowie, Osobę, których warg chciałabym posmakować.
    Wiecie, co w tym wszystkim ssie?...
    Że nawet, gdybym rzeczywiście była zakochana w tej osobie, to i tak byłoby to absolutnie bez sensu i bez jakiegokolwiek znaczenia.
    Ssie też to, że ta osoba stoi właśnie obok mnie i od pięciu minut obściskuje się ze swoim facetem. A, no i to jest dziewczyna. Jak ja. Podobno w dwa tysiące dziewiętnastym roku ta ostatnia rzecz akurat nie stanowi problemu, ale jakoś tego w pełni nie czuję.
    Dake odlepił się w końcu od Tashy, kiedy ja zdążyłam opróżnić swoją szklankę z drinka.
      — Poważnie, nie potraficie wytrzymać, nie wiem, kwadransu bez pożerania sobie twarzy nawzajem? To obrzydliwe. — Skrzywiłam się, zwracając się do rozchichotanej Tashy, która swoim maślanym wzrokiem odprowadzała Dake’a, który polazł do swoich kumpli.
      — Ach, Skye, jesteś po prostu zazdrosna.
      — Zazdrosna? — Uniosłam brew.
      — Mhm.
      — No chyba nie. Swoją drogą, ta impreza jest do dupy.
    To nie tak, że nie byłam fanką imprez. Chociaż… nie powiedziałabym też, że byłam ich wielką fanką. Ale, tak czy owak, wolałam imprezować w innym gronie. Ta domówka była zbyt duża na mój gust. I uczestników tej imprezy, których znałam, mogłabym co najwyżej policzyć na palcach obu dłoni, a z resztą jakoś zbyt mocno nie chciałam się zapoznawać. To nie tak, że czułam się od tych osób lepsza, ależ skąd, po prostu… to był ten typ ludzi, widziałam to, z którym ni cholery nie złapałabym kontaktu, nawet po mocnym wprawieniu się alkoholem.
    A może po prostu byłam uprzedzona po tym, jak jeden koleś – typowy, arogancki pajac z drużyny koszykarskiej – już mi się zdołał naprzykrzyć.
      — Sorry, słońce, ale ta impreza na pewno nie będzie lepsza, gdy będziesz stała ciągle w jednym miejscu.
      — Czy ty mnie wyganiasz?
      — No, tak, idź potańczyć, wyrwij jakiegoś przystojniaka!
    Skrzywiłam się, walcząc z chęcią zrzygania się na buty Tashy.
      — Nie, dzięki, zniechęciłam się po tamtym pajacu.
      — Nie rozumiem, co ci w nim nie odpowiadało!
      — Jest idiotą. I zarzucił najbardziej tandetnym tekstem, jaki słyszałam w życiu. Poza tym, sportowcy jego pokroju na pewno nie są w moim typie.
      — Szczerze, Skye, kto jest w twoim typie? Jeżeli nadal będziesz taka wybredna, to zostaniesz dziewicą do pięćdziesiątki.
      — A chuj ci do tego.
      — Ej, no, martwię się. — Tasha szturchnęła mnie lekko łokciem. — Poważnie, kiedy ostatnio byłaś na randce? Całowałaś się z jakimś kolesiem? Jesteśmy już w college’u, dziewczyno, jeżeli szaleć, to tylko teraz. Przecież nie musisz szukać sobie od razu męża, geez. Po prostu się zabaw.
    Spojrzałam na nią mocno sceptycznie, czując, że nasze definicje zabawy trochę się rozmijają. Ale taka właśnie była Tasha, odkąd zaczęła chodzić z Dake’m. Jej facet, to… naprawdę spoko koleś, mimo iż cholernie mu zazdroszczę, to nie mogę go nie lubić, ale ma na nią wpływ, który… ciężko mi jednoznacznie stwierdzić, czy pozytywny, czy negatywny.
      — No cześć, dziewczyny, potrzebujecie rozluźnienia? — Ten wilk, o którym była mowa, to jest Dake, pojawił się nagle, wciskając się między nas dwie i obejmując nas ramionami. W jednej z dłoni trzymał blanta, którym tryumfalnie zamachał.
      — Skye na pewno tego potrzebuje. A i ja skorzystam. — Tasha uśmiechnęła się do swojego chłopaka, świecąc swoimi białymi ząbkami, a ja wypełzłam spod ramienia mężczyzny.
      — Kochanie, Skye potrzebuje kutasa, i wszyscy dobrze o tym wiemy — stwierdził Dake, który wraz z Tashą zaczął się potem śmiać, a ja przewróciłam oczami.
    Przesunęłam wzrokiem po ludziach tańczących, obściskujących się i rozmawiających w salonie, gdy Tasha z Dake’m byli zajęci uzupełnianiem drugiej z wymienionych przeze mnie grup imprezowych gości. Moje spojrzenie zatrzymało się na znajomej twarzy. A moja twarz automatycznie się wykrzywiła.
      — A co ona tu robi? — wyrzuciłam ze zdegustowaniem w głosie, a moja przyjaciółka odlepiła się od swojego chłopaka, żeby powędrować wzrokiem za moim spojrzeniem.
      — O, Patricia! Widocznie ktoś ją zaprosił!
    No co ty nie powiesz. Pytanie, które powinnam zadać, mogłoby skoncentrować się na tym, dlaczego moja szanowna, idealna współlokatorka postanowiła przybyć na podrzędną, studencką domówkę. Czy nie musiała się uczyć na jakieś zaliczenie za dwa tygodnie? Na pewno miała mnóstwo lepszych rzeczy do zrobienia, a mimo to, patrzcie ją państwo!, postanowiła uświetnić tę żałosną imprezę swoją obecnością.
    Naprawdę nie znoszę tej laski. Mam na nią alergię już od liceum. Patricia to, Patricia tamto, najlepsza uczennica, ładna, popularna, bla, bla, bla… Nigdy nie przepadałam za osobami jej pokroju, tak idealnymi, że aż błysk tej idealności przyprawiał o migrenę, ale ona… ona przez te trzy lata wyjątkowo mi się naraziła.
    I traf chciał, że wylądowałyśmy na tym samym uniwerku. Mało tego, w tym samym pokoju w akademiku.
    To wszystko było winą Tashy, która postanowiła zamieszkać w studenckim mieszkaniu ze swoim facetem, i zostawiła mnie samą w akademiku. No, nie samą, skoro potem pojawiła się ona.
      — Ej, chodźmy do niej! Musimy zebrać nasz Robertson High Squad — oznajmiła radośnie Tasha.
      — Jaki squ… nie, nie ma mowy! — zaperzyłam się ostro.
      — Słońce, to twoja współlokatorka.
      — Dokładnie. Widuję jej irytującą twarz codziennie, nie chcę się z nią jeszcze użerać na imprezie.
    Tasha westchnęła ciężko, brzmiąc przy tym jak zawiedziony rodzic.
      — Skye, rozmawiałyśmy o tym. Nie jesteśmy już dzieciakami z liceum, wkroczyliśmy na inny etap życia, nie możesz dalej pielęgnować w sobie tej idiotycznej wrogości, dorośnij w końcu!
    Tak, doszło w końcu do tego, że urok Panny Idealnej oczarował nawet moją najlepszą przyjaciółkę. Prawdopodobnie wkrótce zostanę jedyną osobą na świecie, która nie będzie się o Pannie Clay wypowiadała w samych zasranych superlatywach.
    Mogłam się zapierać, ale prawdą jest, że nie umiem odmawiać Tashy, więc wraz z nią i z Dake’m podeszliśmy do Patricii. Tasha przytuliła się do niej na powitanie (fuj), a ja nie mogłam nawet przybrać neutralnego wyrazu twarzy.
      — Elo — powiedziałam tylko. — Jeżeli szukasz tutaj spokojnego kąta do nauki, to może być z tym problem… — rzuciłam, czując jak Tasha karci mnie spojrzeniem.
      — Super, że wpadłaś — odezwała się szybko moja przyjaciółka.
      — Ta, super — mruknęłam pod nosem. — Ta impreza potrzebowała tylko gwiazdy Robertson High, żeby osiągnąć swój ideał.
      — I ona tak w waszym pokoju cały czas? — rozbawiony Dake zwrócił się do Patricii, opierając rękę na moim ramieniu w kumpelskim geście.
      — Geez, musisz mieć z nią przesrane — dołączyła się moja niby-przyjaciółka.
      — Ej! Ja tu jestem!
      — Idziesz z nami zapalić jointa? — zaproponował Dake, a ja po prostu parsknęłam śmiechem. Och, już to widzę, panna Clay jarająca zioło na imprezie!
    Kannika
    Kannika
    Tempter

    Punkty : 1116
    Liczba postów : 230
    Wiek : 26

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Kannika Pią 02 Sie 2019, 12:05

        W końcu zaczęłam szukać wzrokiem dziewczyny, z którą przyszłam, ale okazało się, że to nie jest aż tak proste. W przeciwieństwie do mnie, Jane znała co najmniej połowę osób z tej imprezy, więc chwilę po tym, jak przyszłyśmy, rzuciła się w wir towarzystwa, zostawiając mnie kompletnie samą. Po pewnym czasie kompletnie straciłam ją z oczu, więc założyłam z góry, że pewnie świetnie się gdzieś bawi z jakimś chłopakiem.
        Ja z kolei miałam spory problem ze znalezieniem kogoś, z kim mogłabym spędzić czas. Większość osób była już nieźle upita, przez co kompletnie nie byłam w stanie się z nimi dogadać, a po trzecim kompletnie uchlanym chłopaku, który próbował mnie obmacywać po dwóch minutach rozmowy, zaczęłam unikać również kontaktu z nimi. I kiedy właśnie planowałam po prostu dać sobie spokój z całą tą imprezą i wyjść, zauważyłam Skye. Która po jakimś zauważyła też mnie, co sprawiło, że tym bardziej poczułam, że powinnam wyjść.
        Zanim jednak zdążyłam w ogóle przypomnieć sobie, w którą stronę idzie się do wyjścia, Skye i jej znajomi zaczęli iść w moją stronę. Gorączkowo starałam się przypomnieć sobie, czy w ogóle pamiętam ich imiona. Nigdy jakoś specjalnie nie obchodzili mnie znajomi Skye, bo i czemu mieliby mnie obchodzić? Nie należeli do typu osób, z którymi się zadawałam, a ponadto sam fakt tego, że przyjaźnili się ze Skye, zniechęcał mnie do nich jeszcze bardziej. Ale że nie miałam w zwyczaju jawnie okazywać niechęci w stosunku kogokolwiek innego niż Skye, nigdy nie starałam się być względem nich uszczypliwa. Po prostu istnieli dla mnie jako znajomi Skye, starałam się nie mieć z nimi nic do czynienia, a jak już musiałam, byłam dla nich tak samo miła, jak dla każdego innego. Częściowo w sumie po to, żeby zrobić Skye trochę na złość.
        Dlatego też jej przyjaciółkę (Tashę, na szczęście ją akurat pamiętałam) powitałam z uśmiechem i krótkim uściskiem, z pewną satysfakcją obserwując niezadowolenie na twarzy Skye. Również z satysfakcją ignorowałam jej komentarze, skupiając się na jej znajomych.
        — Nie palę — oznajmiłam szybko, słysząc propozycję z ust chłopaka. W całym swoim życiu nie tknęłam nawet papierosa, co dopiero mówić o narkotykach. I gdyby moi rodzice się dowiedzieli... gdyby ktokolwiek się dowiedział, to byłby mój koniec. Nie mogłam tak ryzykować, nie przy aż trzech osobach z mojej dawnej szkoły.
        Bo nie chodziło o to, że nie chcę. Chodziło o to, że nie mogę. W innych warunkach z pewnością bym spróbowała. A w każdym razie w to właśnie postanowiłam wierzyć.
        Mimo to nie chciałam całkowicie odmawiać. Częściowo dlatego, że byłam zdesperowana i naprawdę potrzebowałam czyjejś obecności, a nawet znajomi Skye byli lepsi niż obmacujący faceci czy kompletna samotność, nawet jeśli to oznaczało, że musiałam też spędzić nadprogramowy czas ze swoją współlokatorką.
        Plus, chociaż ciężko mi było to przyznać przed samą sobą, znajomi Skye wydawali się być stosunkowo… w porządku. A w każdym razie na pewno wydawali się o wiele lepsi od samej Skye. Może i nie byli osobami, z którymi chciałabym się zadawać na co dzień, bo wciąż pamiętałam, jacy byli w liceum i to z całą pewnością nie było towarzystwo, w którym mogłabym się odnaleźć na dłuższą metę, ale jednak było odpowiednie na te kilka chwil, które miałam z nimi spędzić.
        Ale też zwyczajnie chciałam zrobić Skye na złość. Wiedziałam doskonale, że nie życzy sobie mojej obecności. Ledwo patrzyłyśmy na siebie w akademiku, co dopiero mówić poza nim. Chciałam jej się trochę odpłacić za tamte komentarze.
        — Ale chętnie przejdę się z wami — dodałam więc szybko. — I tak myślałam o tym, żeby w końcu się stąd ruszyć, ale... cóż, przyznam szczerze, że prawie nikogo tu nie znam.

        W miejscu, w które poszliśmy, najwidoczniej już ktoś wcześniej przed nami był, bo dało się zauważyć leżące tu i ówdzie niedopałki papierosów… albo czegoś innego, co palili też moi towarzysze i co, nawiasem mówiąc, nie pachniało zbyt zachęcająco, więc kiedy Dake (udało mi się wychwycić jego imię w rozmowie) zaproponował mi, żebym jednak spróbowała, odmówiłam po raz kolejny.
        Mimo że nigdy nie byłam zbyt blisko z Tashą, to jednak kojarzyłyśmy się z tych kilku zajęć, na które razem chodziłyśmy w licum, więc to głównie z nią miałam jakiekolwiek tematy do rozmowy. I z jej chłopakiem, w stosunku do którego też starałam się być miła. Rozmawialiśmy głównie grzecznościowo. Spytali, co studiuję, odpowiedziałam i spytałam o to samo, wymieniliśmy kilka mało wiążących uwag na temat naszych kierunków i generalnie studiowania, powiedziałam, że mimo że przyszłam na tę imprezę, to tak naprawdę nikogo nie znam, na co się zaśmiali. Nie byłam do końca pewna, co było takie śmieszne, więc uznałam, że to chyba po prostu zioło wprawiło ich w tak dobry nastrój.
        W pewnym momencie Tasha szturchnęła Skye w ramię i pokazała jej jakiegoś chłopaka. Przeprowadziły krótką rozmowę, z której zrozumiałam niewiele, ale jednak wystarczająco, żeby połączyć podstawowe fakty.
        — Skye kogoś szuka? — spytałam bardziej Tashę niż samą zainteresowaną. I też na jej odpowiedzi się skupiłam.
        — Raczej ja szukam dla niej. Co nie jest łatwe, bo cholernie ciężko ją zaspokoić — zaśmiała się Tasha, na co Dake parsknął śmiechem, najwidoczniej doszukując się ukrytego znaczenia. Nie byłam pewna, czy Skye była zadowolona z wylewności swojej przyjaciółki, ale mnie jak najbardziej to cieszyło.
        — O rany, Skye, tak bardzo skupiłam się na nauce, że nawet nie zauważyłam tego, jak bardzo doskwiera ci samotność. Powinnam już zacząć szukać kogoś, u kogo mogłabym nocować, kiedy będziesz potrzebować naszego pokoju tylko dla siebie? Dotychczas jakoś nie miałam okazji, żeby w ogóle o tym pomyśleć...
        Oczywiście sama nie byłam lepsza, od kiedy poszłam na studia nie spotykałam się z nikim. Ale rozważałam swój przypadek jako inny niż Skye. Po pierwsze, wszyscy wiedzieli, że związki to była dla mnie sprawa trochę niższej wagi. Nawet w liceum prawie w ogóle nie randkowałam. Nie miałam na to czasu, poza tym to było zbyt kłopotliwe. No i po drugie, nauka często przysłaniała mi całą resztę świata. Nawet na studiach głównie siedziałam w książkach i notatkach. Ale Skye... Nigdy nie pomyślałabym, że mogłaby być typem stroniącym od randek. A jednocześnie nie rzuciło mi się w oczy, żeby na studiach spotykała się z kimkolwiek. Nie żebym miała jakieś porównanie z liceum, życie miłosne Skye zawsze leżało na samym dole mojej listy priorytetów.
        Mimo to w tamtym momencie niezwykle mnie to intrygowało.
    Gazelle
    Gazelle
    Minor Vampire

    Punkty : 10593
    Liczba postów : 2010
    Wiek : 27

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Gazelle Pią 02 Sie 2019, 14:54

    Tym sposobem spędzałam jakże przyjemny czas z moimi przyjaciółmi i współlokatorką w parku naprzeciwko domu gospodarza imprezy. Słodko. Nie sądziłam, że Patricia pójdzie z nami, i, szczerze, miałam nadzieję, że odmówi, ale jednak postanowiła się do nas przyczepić. I wyglądało na to, że byłam jedyną w naszym skromnym gronie, której to przeszkadzało.
    Tasha i Patricia zajęły się słodkim pierdoleniem o pierdołach, a ja jakoś nie czułam potrzeby włączania się w tę rozmowę. Wzięłam kilka buchów od Dake’a, ale zamiast przyjemnego rozluźnienia, zioło sprawiło że stawałam się coraz bardziej drażliwa i podirytowana. To wybitnie nie był mój dzień.
      — Ej, Skye, spójrz! — Tasha szturchnęła mnie w ramię, a ja powędrowałam za jej wzrokiem, widząc kolesia, który wcześniej próbował mnie poderwać. — On się na ciebie gapi!
    Nie mogłabym tego nie zauważyć. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, koleś puścił mi oczko, a mi zachciało się wymiotować. Jezu, co za pajac. Myślałam, że dosadnie dałam mu do zrozumienia, że nie jestem zainteresowana. Mógł to być jednak ten typ aroganckiego dupka, którego takie zachowanie tylko nakręcało, i w tym momencie poczuł potrzebę obrony swojego wątłego ego po odrzuceniu przez nieznajomą laskę. Żenujące.
      — No i?
      — Czyli nie wszystko stracone! Wciąż możesz go zaliczyć! — Tasha durnie świergotała, zupełnie nie przejmując się obecnością Patricii.
      — Ile razy mam ci mówić, że nie jestem zainteresowana? — syknęłam.
      — No dobra… a ten obok niego? Też niezłe ciacho?
      — Tasha, kurwa, skończ.
    W tym momencie postanowiła się wtrącić Patricia, przerywając marne próby Tashy w znalezieniu mi faceta na tę noc, ale jakoś nie potrafiłam być ten blondynie wdzięczna. A jej pytanie jeszcze bardziej mnie podirytowało, bo to nie był. jej. zasrany. interes. Zioło musiało wejść Tashy wyjątkowo gładko, bo moja droga przyjaciółka nie miała żadnych hamulców, a mnie trafiał szlag przez to, jak bardzo czułam się przez nią upokorzona. To nie były rzeczy, które chciałam żeby słyszała ta durna Clay. Zwłaszcza, że laska nie mogła się powstrzymać, żeby nie wykorzystać tej nowonabytej wiedzy do zrobienia z tego idiotycznego komentarza.
      — I dałabyś radę żyć w pokoju, w którym działy się tak okropne, niegrzeczne rzeczy? Ciężko mi w to uwierzyć — syknęłam.
      — Powinnaś o tym pomyśleć! — Tasha powiedziała do Patricii — Bo totalnie do końca miesiąca znajdę jej faceta!
      — Nasza Skye potrzebuje kutaaaasaaaa! — dodał elokwentnie Dake, totalnie zjarany, a ja miałam szczerą ochotę dać mu w mordę.
      — Wasza? Nie jestem waszym dzieckiem.
      — Oczywiście, że nie. Gdybyś była naszym dzieckiem, byłabyś lepiej wychowana. — Tasha wyszczerzyła się do mnie, a mi na moment stanęło serce. Uwielbiam jej uśmiech, mogłabym się na niego patrzeć godzinami, jak zabujana idiotka, którą byłam. Denerwowała mnie ta gadka o szukaniu mi faceta z więcej niż jednego powodu.
    Miałam dwóch chłopaków w liceum. Nie… czułam się z nimi najlepiej. Na pewno ich nie kochałam, nie pociągali mnie, ale próbowałam desperacko przekonać samą siebie, że mogę związać się z kolesiem. I wszystko szło całkiem dobrze, dopóki nie próbowali się do mnie dobierać. To była granica, której nigdy nie udało mi się przekroczyć. Nienawidziłam tego. I wciąż nienawidzę tego, że nie mogę być po prostu… normalna. Że musiałam ze wszystkich osób na świecie zabujać się w dziewczynie, w swojej najlepszej przyjaciółce.
    Dake podsunął mi blanta, ale machnęłam ręką, odmawiając. Miałam już dość, czując jak mój humor został już doszczętnie spierdolony. Gapiłam się na Tashę paplającą wciąż z Patricią. Czułam… tak idiotyczną zazdrość, że ta blondyna potrafiła skraść uwagę mojej przyjaciółki. Oczywiście, każdy prędzej czy później ulegał jej urokowi idealnej dziewczyny. I tego w niej tak cholernie nienawidziłam, zwłaszcza gdy ofiarą tego padła właśnie Tasha. Czułam, jakby Patricia kradła mi przyjaciółkę, i to uczucie sprawiało, że przed oczami widziałam czerwień. Mimo tego, iż wiedziałam… że mój gniew nie jest do końca uzasadniony.
    Chryste, ale gówno.
    Przesunęłam wzrok z gadającej grupki (Dake również dołączył się ze swoim zjaranym pierdoleniem) na dom naprzeciw nas. Przed nim nadal stał ten koszykarz, którego imienia nawet nie zapamiętałam, paląc papierosa ze swoimi kumplami. I znowu na mnie spojrzał, gdy tylko wyczuł na sobie mój wzrok.
    Nie odwróciłam spojrzenia.
    Czy powinnam…?
    Spojrzałam znowu na Tashę, czując się tak cholernie zraniona, tak… jak ostatnia frajerka. Frajerka, która pozwoliła sobie na to, by czuć te wszystkie rzeczy, których czuć nie powinna. Która opuściła gardę w najmniej odpowiednim momencie.
    Tym razem moje spojrzenie spotkało się z oczami Patricii. Swoje oczy otworzyłam szerzej, orientując się na czym przyłapała mnie blondynka.
      — Wracam do środka — oznajmiłam, zwracając na siebie uwagę, a Tasha szybko obróciła głowę, posyłając mi szeroki uśmiech.
      — Powodzenia, mała!
    Zasalutowałam jej na pożegnanie i przeszłam przez ulicę, idąc w kierunku kolesia z drużyny koszykarskiej. Nie zatrzymałam się jednak, tylko przeszłam obok niego, posyłając mu uśmieszek, który miał być niby tajemniczy.
    Ach, jebać.
    Ale najpierw potrzebowałam alkoholu, więc udałam się do kuchni, wyciągając z lodówki jedną z dwóch ostatnich butelek wódki. Wzięłam jakiś kieliszek z blatu, który był już przez kogoś używany, po czym rozlałam tam alkohol, opróżniając szkło jednym łykiem. A potem kolejny shot. I kolejny.
      — Może wolałabyś drinka? — Tuż koło ucha usłyszałam niski głos, na szyi z kolei czując ciepły oddech.
      — Nah, tak jest okej.
    Koszykarz oparł się o blat obok mnie, wpatrując się w moją twarz. Po czym, wcale nie subtelnie, przesunął wzrokiem po moim ciele.
      — Wolisz pić czystą? Kurde, nieźle.
      — Coś w tym jest nie tak?
      — Nie, po prostu laski nie piją czystej wódki.
    Parsknęłam śmiechem. Boże, co za idiota. Na całe szczęście czułam, jak alkohol rozlewa się po moim ciele, wypełniając je przyjemnym otępieniem, i z minuty na minutę coraz mniej przeszkadzało mi pierdolenie tego kolesia.
    Byłam już kompletnie wstawiona, kiedy obściskiwałam się z nim w tej kuchni, siedząc na blacie z nim pomiędzy moimi nogami. Całowanie się z facetami było okej. Mogłam to robić automatycznie, nie czując przy tym aż takiego obrzydzenia, tym bardziej gdy byłam pijana. Mogłabym udawać, że usta tego kolesia należą do Tashy, ale Tasha nie miała tak suchych warg, a poza tym byłam pewna, że całowała znacznie lepiej od niego.
    Otworzyłam oczy, gdy koszykarz nadal memlał jęzorem w moim ustach, a moje spojrzenie padło na Tashę, która rozmawiała z Patricią w salonie. Poczułam niewidzialną gulę w gardle i cholerny ból w klatce piersiowej. Musiały się dobrze dogadywać, skoro nadal razem spędzały czas…
      — Szukamy jakiegoś pokoju? — Do rzeczywistości przywrócił mnie głos faceta, z którym właśnie się obściskiwałam na imprezie.
      — Tak — odparłam po prostu. Miałam już wszystko gdzieś.
    Facet nie zauważył braku entuzjazmu w moim głosie i pociągnął mnie ze sobą przez salon w kierunku schodów. Minęłam Tashę z moją współlokatorką, słysząc gwizd podziwu, który wydała z siebie moja przyjaciółka.
    Gdy znalazłam się w (chyba) sypialni rodziców gospodarza, sam na sam z koszykarzem, dopiero wtedy do mnie dotarło to, na co się zgodziłam. I ogarnął mnie lęk, bo nawet będąc pijaną w sztok… nie chciałam tego. Boże, nie, absolutnie. Brunet przyparł mnie do ściany, całując i wpychając ręce pod moją bluzkę, sięgając mi do cycków, a ja chciałam desperacko uciec.
      — Nie, zostaw mnie — wydusiłam z siebie w końcu, odpychając od siebie tego gościa. — Nie chcę tego, rozumiesz?
    Nie dając mu czasu na reakcję, wyszłam z pokoju na korytarz, kierując się w stronę łazienki, która gdzieś tam musiała być, chociaż, kurwa, nie miałam już pojęcia w którym z pomieszczeń.
      — Ej, mała, co ty odpierdalasz? Nie możesz mnie tak zostawić z pełnymi jajami! — koszykarz krzyknął za mną.
      — Spierdalaj! — odkrzyknęłam, darując sobie w końcu szukanie łazienki na górze. Zeszłam za to na dół i przeciskając się przez tańczących ludzi wpadłam, ze wszystkich zgromadzonych tam ludzi, akurat na moją drogą współlokatorkę.
      — Patrz, gdzie idziesz — syknęłam, zupełnie nie zwracając uwagi na fakt, że to przecież ja wpadłam na nią. Musiałam wyglądać jak kompletnie gówno, bo tak właśnie się czułam, ale jakoś… jakoś nie miałam siły, by udawać, że wszystko jest okej. A może to po prostu alkohol wpłynął na mnie właśnie tak, że zgubiłam wszystkie swoje maski.
    Kannika
    Kannika
    Tempter

    Punkty : 1116
    Liczba postów : 230
    Wiek : 26

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Kannika Pią 02 Sie 2019, 17:00

         Najwidoczniej mieliśmy nad Skye przewagę liczebną i bardzo mi się to podobało. Zwłaszcza że dodatkowo drażniło ją pewnie to, że jej znajomi stanęli po przeciwnej jej stronie. Nie byłam do końca pewna, o co tak właściwie chodziło z tym całym szukaniem chłopaka dla Skye, czemu Tasha była tak zafiksowana na tym punkcie i czemu tak bardzo denerwowało to samą Skye, ale dobrze się bawiłam robiąc współlokatorce na złość, więc postanowiłam pociągnąć to trochę dłużej.
         — Cały czas jej mówię, że powinna sobie w końcu kogoś znaleźć. Jest taka marudna właśnie dlatego, że nikogo nie ma. Potrzebny jest ktoś, kto… wiesz, zdjąłby z niej całe to napięcie i w ogóle.
         — Czyli potrzebuje dobrego ruchania. Jest niezaspokojona — dorzucił Dake. — Bez dobrego seksu każdy robi się marudny.
         — Tylko że strasznie ciężko jej kogoś znaleźć. Nieważne, kogo jej pokażę, zawsze narzeka.
         — Nie spodziewałabym się po Skye niczego innego jak tylko wygórowanych oczekiwań — przyznałam i to była nawet prawda. Może i nie znałam Skye zbyt dobrze, nigdy nie czułam potrzeby znać jej zbyt dobrze, ale mogłam się domyślić, że mało kto byłby w stanie spełnić jej oczekiwania. Bądź co bądź najbardziej znała się na narzekaniu.
         Tasha wciąż mówiła o tym, jak to z całych sił stara się znaleźć kogoś swojej przyjaciółce, jak chce ją doprowadzić do szczęścia i w ogóle. Miałam wrażenie, że im więcej skręta wypala, tym mniej sensu ma to, co mówi, więc potem już tylko sporadycznie przytakiwałam. Dake czasami też dorzucał coś od siebie, ale zazwyczaj były to po prostu inne sposoby na określenie tego, że wszystkie problemy Skye biorą się z braku seksu.
         Skye nie wtrąciła się już ani razu w naszą rozmowę, więc w pewnym momencie spojrzałam w jej stronę, żeby zobaczyć, czy w ogóle jeszcze tam jest i ewentualnie napawać się uczuciem satysfakcji na widok jej naburmuszonej miny. Wzrok miała utkwiony w chłopaku, którego wcześniej pokazała jej Tasha, co trochę mnie zaskoczyło. Wcześniej nie wyglądała na zainteresowaną, więc byłam trochę zaskoczona. Zastanawiało mnie, czy w gruncie rzeczy jednak była zaineresowana, a tylko ukrywała przez znajomymi, że nie jest, chociaż nie do końca wiedziałam, czemu miałaby to robić.
         Potem jej wzrok przeniósł się na Tashę, co zaskoczyło mnie jeszcze bardziej. Spodziewałam się bowiem zobaczyć na jej twarzy irytację albo nawet złość, a tymczasem Skye wyglądała na… zrezygnowaną. Może nawet przybitą. Podczas gdy jej twarz nie wyrażała zbyt wiele kiedy patrzyła na tamtego chłopaka, nagle wydawała się pełna emocji, kiedy tylko jej wzrok spoczął na Tashy. Przeszło mi przez myśl, że może w jakiś sposób zraniło ją zachowanie przyjaciółki, chociaż wciąż coś mi nie pasowało w tym wszystkim. Miałam wrażenie, jakbym przegapiła jakiś bardzo ważny element układanki, przez co cała reszta nie miała sensu.
         W pewnym momencie Skye spojrzała na mnie, a ja od razu odwróciłam wzrok. Czułam, jakbym właśnie zobaczyła coś, czego nie powinnam była widzieć. Mina Skye tylko mnie w tym utwierdziła.
         Już w tamtym momencie chciałam wrócić z powrotem do akademika. Miałam wrażenie, że wkopałam się w coś, czego nie powinnam nawet tykać i czułam się z tym niekomfortowo. To były prywatne sprawy Skye, więc jedno było pewne – nic dobrego nie mogło mi z tego przyjść. Wręcz przeciwnie, wściekła Skye i jej naćpani znajomi to był przepis na istną katastrofę. Plułam sobie w brodę, że nie uświadomiłam sobie tego wcześniej.
         Ale jak się okazało, jak powiedziałam A, musiałam powiedzieć też B. Tasha poczekała tylko, aż Skye zniknie nam z pola widzenia i podniosła się z miejsca na chwiejnych nogach. Pół skręta i prawdopodobnie za duża ilość alkoholu, którą wcześniej w siebie wlała, najwidoczniej zaczynały ścinać ją z nóg. Wstałam szybko, żeby pomóc jej ustać na nogach, bo jej chłopak już chyba w ogóle nie kontaktował.
         — Musimy tam iść i zobaczyć, jak jej idzie — oznajmiła wojowniczo Tasha, idąc w kierunku domu, w którym impreza wciąż trwała w najlepsze.
         — Myślę, że ty akurat musisz wracać do domu. Dake zresztą też. Chyba już…
         — Idę tam! Z tobą czy bez ciebie!
         Naprawdę nie chciałam tam wracać. Ale po pierwsze, zostawiłam w środku kurtkę, bez której nie chciałam wracać, bo robiło się coraz chłodniej, a ja miałam na sobie zdecydowanie zbyt zwiewną sukienkę, a po drugie i nawet ważniejsze, nie mogłam tak po prostu zostawić Tashy samej. Jak miałam pozwolić, żeby dziewczyna w takim stanie sama przechodziła przez ulicę? Gdyby coś jej się stało, do końca życia miałabym wyrzuty sumienia.
         Rzuciłam więc ostatnie spojrzenie w stronę Dake’a, który wymamrotał tylko, że zaraz do nas dołączy, chociaż nic na to nie wskazywało. Kilka chwil potem ja i Tasha byłyśmy już w domu, ja już ze swoją kurtką gotowa do wyjścia, a Tasha wypatrując Skye. Kiedy już ją wypatrzyła, uczepiła się mojego ramienia, każąc mi zostać i mimo że nie miałam na to najmniejszej ochoty, ta dziewczyna nawet naćpana i pijana miała mnóstwo siły w rękach, trzymając mnie w miejscu i mówiąc coś o tym, jaka jest dumna i z siebie i ze Skye, bo obie ciężko na to pracowały. Nie wiedziałam, co miała się ciężka praca do Skye obściskującej się w kuchni z chłopakiem, którym pięć minut temu nawet nie była zainteresowana, ale nie chciało mi się nawet pytać.
         Kilka minut potem przyszedł do nas Dake. I w tamtym momencie powinnam rzucić to wszystko w cholerę i wracać do akademika z postanowieniem unikania domówek do końca życia, ale znowu coś mnie powstrzymało. Był to sposób, w jaki wyglądała Skye. Nie powinno mnie to obchodzić, ale nie mogłam wyrzucić z głowy tego, że wcześniej tak bardzo opierała się, kiedy Tasha sugerowała jej, że powinna spróbować z tym chłopskiem, a teraz nagle szła z nim do pokoju. W dodatku wyglądała na o wiele bardziej pijaną, niż kiedy widziałam ją kilka minut temu.
         I dopadła mnie najgorsza rzecz, jaka istnieje. Wyrzuty sumienia. Ja, Patricia Clay, miałam wyrzuty sumienia wobec tego, jak potraktowałam Skye Windwaker. Nieprawdopodobne, a jednak. Czułam się winna, bo miałam wrażenie, że to przez to, jak śmiałam się z niej z Tashą, Skye mogła zdecydować się zrobić coś, czego potem mogła żałować. A jeśli to nie przekonałoby mnie wystarczająco, przed oczami zobaczyłam twarz Skye w tamtym momencie, w którym spojrzała na Tashę i to mnie już kompletnie dobiło.
         Może i nienawidziłam Skye, ale miałam jeszcze kilka ludzkich odruchów. Postanowiłam więc, że skoro Tasha już ma przy sobie Dake’a i cudownie się razem bawili w wymianę śliny, mogłam chociaż sprawdzić, czy ze Skye wszystko w porządku zanim wrócę do akademika. Tylko sprawdzić, to nie mogło mnie zaboleć, a Skye nigdy nie musiała się o tym dowiedzieć. Zaspokoiłabym w ten sposób swoje sumienie, pozbyłabym się poczucia winy i żyłabym spokojnie dalej.
         Kiedy byłam właśnie w drodze do schodów, wpadłam na Skye we własnej osobie. I wyglądała tak fatalnie, że moje wyrzuty sumienia zamiast zmaleć, tak jak to miałam w planie, jeszcze bardziej się rozwinęły. Nigdy, przenigdy nie widziałam Skye w takim stanie. Nieważne, co jej powiedziałam ani co zrobiłam, nieważne, jak paskudnie się pokłóciłyśmy i jak dużo paskudnych słów padło, nigdy nie widziałam Skye tak kompletnie rozbitej. Miałam wrażenie, że zignorowałam zbyt wiele znaków, że jednak posunęłam się w którymś momencie o ten jeden, malutki krok za daleko. Może coś stało się przed tym, jak do nich dołączyłam i dogrzałam już i tak ostrą atmosferę? Może to nie była moja wina, tylko Tashy albo Dake’a? Nie miałam pojęcia. Ale i tak czułam się winna. I nienawidziłam tego uczucia, bo nie miałam w zwyczaju popełniać błędów. Miałam w zwyczaju być idealna.
         Więc musiałam to naprawić.
         Pozwoliłam, żeby Skye mnie minęła i poszła dalej, ale i tak odwróciłam się na pięcie i pobiegłam za nią, zrównując z nią krok kiedy razem opuszczałyśmy dom. Chciałam ją spytać, czy wszystko w porządku, bo wyglądała jak siedem nieszczęść, ale czułam, że obie czułybyśmy się co najmniej głupio, gdybym zrobiła cis takiego. Odchrząknęłam więc tylko, odwracając od niej wzrok.
         — I tak chciałam już wrócić z powrotem do akademika, więc równie dobrze możemy iść razem — rzuciłam jakby na usprawiedliwienie.
    Gazelle
    Gazelle
    Minor Vampire

    Punkty : 10593
    Liczba postów : 2010
    Wiek : 27

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Gazelle Pią 02 Sie 2019, 18:37

    Clay wcale mi nie odpyskowała, tylko się na mnie gapiła. Gapiła się z wyjątkowo dziwną miną, która wyglądała niemalże jak…
    Współczucie? Litość?
    O, Boże, absolutnie nie chciałam, żeby Patricia widziała mnie w takim stanie. Ze wszystkich ludzi na świecie, tylko nie ona. Nie chciałam, żeby widziała we mnie tę żałosną, słabą frajerkę, jaką się w gruncie rzeczy czułam.
    Nie Patricia Clay. Nie osoba, której przez lata chciałam udowodnić, że to, że nie jestem popularna i że nie jestem tak dobrą uczennicą, jak ona, wcale nie czyni mnie gorszą od niej.
    Nie mogąc tego dłużej znieść, po prostu ją wyminęłam z zamiarem opuszczenia tego cholernego domu. Mój wzrok mimowolnie padł na Tashę, która ledwo stojąc na nogach migdaliła się z Dake’m. Wszystko było takie do dupy. Czułam się naprawdę, naprawdę paskudnie. Tak kiepsko, że w każdej chwili mogłam się rozryczeć, ale trzymałam się dzielnie, przeciskając się między ludźmi z zaciśniętymi pięściami. Nie zauważyłam nawet, że za mną szła Clay, dopóki nie pojawiła się obok.
    Kiedy się do mnie odezwała, aż przystanęłam, by spojrzeć na nią jak na kosmitkę. Możemy iść razem? Kurwa, o co tej lasce chodziło?
      — Jesteś już zmęczona czarowaniem moich przyjaciół? — palnęłam bełkotliwie. Ach, cholera, no tak, byłam w końcu pijana. I gdy nie było już wokół mnie ludzi, wtedy zorientowałam się że bez asekuracji w postaci tańczących ciał utrzymanie się na nogach było trochę ciężkie. — No, co się tak gapisz? Przecież tak dobrze bawiłaś się z Tashą.
    Prychnęłam na widok jej miny i chciałam ruszyć, ale zachwiałam się i musiałam oprzeć się o skrzynkę pocztową.
    Byłam naprawdę, naprawdę żałosna. Czułam się żałosna, wyglądałam żałośnie, a to wszystko na oczach właśnie tej, kurwa, laski.
      — O chuj ci chodzi, Clay? — wycedziłam, nie patrząc się na nią. — Po prostu… mnie zostaw — dodałam po chwili zrezygnowanym głosem. — Wracaj tam do nich, pewnie zastanawiają się, gdzie jesteś — mówiłam, tracąc już wszelką kontrolę nad tym, co z siebie wyrzucam. W tak krótkim czasie nagromadziło się we mnie tyle frustracji (i alkoholu), że naprawdę miałam serdecznie dość. Nie wiedziałam nawet, czy chcę wracać do tego pieprzonego akademika, po prostu musiałam stąd uciec.
    Kannika
    Kannika
    Tempter

    Punkty : 1116
    Liczba postów : 230
    Wiek : 26

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Kannika Pią 02 Sie 2019, 19:31

        Nie miałam zielonego pojęcia, co z tym wszystkim zrobić. Skye była pijana, chyba nawet załamana i myślała, o zgrozo, że mogłabym chcieć wracać do tamtego miejsca. Do tych wszystkich nachlanych, naćpanych ludzi… a w tym jej znajomych. Ostatnie, czego chciałam, to tam wracać, żeby znowu niańczyć zdecydowanie zbyt odurzoną narkotykami Tashę i jej nie mniej odurzonego chłopaka. Fakt, może Skye w tamtym momencie też była pijana i naćpana, ale ona była w realnym zagrożeniu. Była sama i bezbronna na środku ulicy. Ktoś mógł ją zaatakować albo coś mogło jej się stać i miałabym przez to wyrzuty sumienia do końca życia. I może jeszcze jakieś konsekwencje prawne. A ja nie mogłam mieć wpisu w kartotece. To był najgorszy możliwy scenariusz.
        Dlatego też mimo że spora część mnie chciała po prostu ją tam zostawić na pastwę losu, zacisnęłam zęby i postanowiłam być silna. Poza tym, było mi jej też po ludzku trochę szkoda. Nie bardzo wiedziałam, co mogło zajść między nią a tamtym chłopakiem, ale fakty wskazywały na to, że najwidoczniej od niego uciekła i z jego powodu opuściła imprezę. Więc prawdopodobnie coś jej zrobił. A z tej racji z automatu włączyła mi się solidarność jajników.
        Tak więc mimo że obie bardzo tego chciałyśmy i mimo że wiedziałam, że Skye prawdopodobnie będzie się na mnie za to wozić do końca życia, to jednak nie zostawiłam jej samej.
        — Nie utrudniaj życia mi i sobie. Jeśli gdzieś zaginiesz albo ktoś cię porwie, to pewnie mnie w pierwszej kolejności będzie przesłuchiwać policja, a nie zamierzam mieć problemów z prawem tylko dlatego, że jesteś uparta — oznajmiłam, zastanawiając się, co powinnyśmy zrobić dalej. Skye nie wyglądała, jakby chciała się gdziekolwiek ruszyć, a ja nie zamierzałam spędzać całej nocy przy czyjejś skrzynce pocztowej.
        Westchnęłam, rozglądając się w poszukiwaniu jakiejś inspiracji do działania. Wiedziałam, że nie dam rady wziąć jej na ręce. Może na barana? Nie byłam pewna, czy będę dała zanieść ją aż tak daleko… chociaż z drugiej strony akademik był nie aż tak daleko, a ja fartownie nawet nie miałam na sobie szpilek. Poza tym miałam trochę pary w rękach, bo sporo pływałam. Problem w tym, że Skye nigdy nie weszłaby mi dobrowolnie na barana. No i ja sama bałabym się, że wykorzysta tę okazję, żeby mnie udusić czy coś.
        W końcu podsumowałam swoje rozmyślania westchnieniem i poprawiłam delikatnie okulary, podchodząc kilka kroków bliżej do Skye i zbierając w sobie całe pokłady empatii, jakie tylko posiadałam. To było ciężkie, ale nie było innego sposobu niż tylko… spróbować okazać jej jakąś namiastkę wsparcia. Czy coś.
        — Słuchaj… Nie bardzo wiem co się zdarzyło na tej imprezie, co tak bardzo cię wkurzyło — pewnie to byłam ja, ale miałam za dużo szacunku do samej siebie, żeby przyznać to na głos — ani co zrobił ci tamten chłopak, ale okupowanie czyjejś skrzynki na listy całą noc to nie jest dobre rozwiązanie. No dalej, wrócimy razem do pokoju, przebierzesz się, napijesz się wody, pójdziesz spać, wstaniesz jutro z kacem, ale to nic, bo to będzie sobota i wszystko będzie w normie. No dalej, życie jest za krótkie, żeby przejmować się facetami.
        Oczywiście nie miałam pojęcia, czy moja teoria na temat tego, że to tamten chłopak napsuł jej nerwów i wyładowywała swoją na złość jest słuszna, ale postanowiłam zaryzykować. Nie zamierzałam się przed nią kajać i przepraszać za to, że rozmawiałam z jej znajomymi, co to to nie.
        — Możesz się oprzeć na mnie i pomogę ci iść — zaoferowałam, próbując delikatnie zsunąć jedną z jej rąk ze skrzynki na listy, z zamiarem zarzucenia jej sobie na ramię.
        To był prawdopodobnie pierwszy raz w całym moim życiu, kiedy dotykałam Skye Windwaker. I to jeszcze dobrowolnie. Zawsze inaczej to sobie wyobrażałam, na przykład z moją pięścią na jej twarzy. Najwidoczniej musiałam to zostawić na drugi raz.
    Gazelle
    Gazelle
    Minor Vampire

    Punkty : 10593
    Liczba postów : 2010
    Wiek : 27

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Gazelle Pią 02 Sie 2019, 20:05

    Mogłam tylko parsknąć gorzkim śmiechem. Oczywiście, że ta jej cała „troska” wynikała tylko i wyłącznie z dbałości o własny tyłek. Przynajmniej przede mną nie udawała, że jest inaczej. Chyba wiedziała, że ja bym absolutnie nie kupiła jakiejś durnej fasady zatroskanej współlokatorki.
    To, że doceniłam jej szczerość, nie oznaczało jednak, że miałam ochotę przyjąć jej pomoc. Wręcz przeciwnie, chociażbym miała całą noc stać przy tej pieprzonej skrzynce, chociażby ktoś mógł mnie porwać, to i tak było to lepszą alternatywą od korzystania z jej fałszywej pomocy.
    Moja asertywność i waleczność była jednak w wyjątkowo kiepskim stanie, bo nie umiałam odepchnąć od siebie Patricii. Nawet gdy pierdoliła te farmazony o facetach.
      — Gówno wiesz — odparłam, przewracając oczami. Clay nie wiedziała n i c, kompletnie. I pewnie, nawet gdyby wiedziała, nie byłaby w stanie zrozumieć, przez co przechodzę. Takie dziewczyny jak ona nie mogły przecież przechodzić przez nieszczęśliwe zauroczenie. Któż mógłby ją odrzucić? Piękna, inteligentna, sympatyczna, och i ach, materiał idealny. Każda amerykańska mama chciałaby mieć taką synową, to pewne.
    Zadrżałam lekko, gdy mnie dotknęła, prawdopodobnie z szoku. Przekornie nie ruszałam się z miejsca, nie ułatwiając jej zadania, bo wciąż nie byłam chętna na jej wsparcie, ale nie mogłam zbyt długo być uparta, bo kiedy próbowałam ruszyć się sama, znowu się zatoczyłam, opadając na Patricię, która wykazała się imponującym refleksem w złapaniu mnie, dzięki czemu obie nie wylądowałyśmy na glebie.
    Przemknęłam zatem swoją dumę i rzeczywiście zarzuciłam rękę na jej ramię, pozwalając jej na podtrzymywanie mojego ciężaru.
      — Nie wiszę ci za to żadnej przysługi — wybełkotałam, żeby była między nami jasność. To była jej propozycja, jej inicjatywa, a ja wcale nie byłam jej wdzięczna.
    Patricia nie próbowała nawiązać ze mną jakiejś rozmowy podczas naszej drogi powrotnej, za to pech chciał, że to mi w pewnym momencie rozwiązał się język. Naprawdę, pozwolenie sobie na to, żeby tak się uchlać, tak upodlić, wiedząc że ta laska jest ze mną na tej samej imprezie, było absurdalnie durnym pomysłem, którego przyjdzie żałować mi z rana.
      — Ten koleś nic mi nie zrobił — mruknęłam. Nie spoglądałam pod nogi i prawie potknęłam się o jakąś butelkę, która leżała mi na drodze, ale szybka reakcja Patricii znowu uchroniła nas przed upadkiem. — To ja stchórzyłam i uciekłam. Tasha, ona… wkurza mnie już jej gadanie. Totalnie wkurza. Nie chciałam się z nim obściskiwać, ani tym bardziej uprawiać z nim seksu, ale chciałam mieć po prostu święty spokój. Głupie, nie? Jeszcze, kurwa, ty tam się pojawiłaś, a ona tak radośnie z tobą świergotała, że miałam zwyczajnie dość. Kiedy przyjaciółka cię odtrąca, to jest chujowe. Najpierw dla swojego chłopaka, później dla jakiejś laski… Kurwa — warknęłam, sfrustrowana na siebie, i na cały świat. — Ona zupełnie nic nie kuma. Nawet nie wie jak bardzo… czekaj, stój. — Musiałam się na moment zatrzymać. — Świat mi wiruje.
    Kannika
    Kannika
    Tempter

    Punkty : 1116
    Liczba postów : 230
    Wiek : 26

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Kannika Pią 02 Sie 2019, 21:41

        W końcu Skye odpuściła i pozwoliła się poprowadzić, więc w ramach wdzięczności zignorowałam jej kąśliwe uwagi. Mogłam przeżyć jedną czy dwie, jeśli tylko Skye zgodziła się współpracować.
        Mimo że nie znosiłam swojego pokoju w akademiku, w tamtym momencie pragnęłam w nim być bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Miałam dość tego wieczoru, tej imprezy, tego niańczenia odurzonych narkotykami i alkoholem ludzi. Chciałam tylko wrócić do pokoju, iść spać, obudzić się rano i wrócić do normlanego trybu życia. Pouczyć się, zrobić notatki na czystko, może nawet wpaść do biblioteki albo na basen… i nigdy więcej nie chodzić na domówki. Zwłaszcza na te, na które chodzą ludzie, których znam z liceum.
        Nawiasem mówiąc co im wszystkim odbiło? Poszłam na drugi koniec kraju, żeby się od wszystkiego odciąć i aż trzy osoby wybrały dokładnie to samo miejsce. Cholera jasna, czterdzieści dziewięć innych stanów, a oni musieli iść akurat to tego! Tyle innych uczelni, a oni musieli przyjść akurat na tą! I to nawet specjalnie w ostatniej chwili zmieniłam swój wybór, żeby nikt nie wiedział, gdzie idę. Wykupili moje informacje z bazy danych czy coś?
        Wracając, targanie Skye do akademika nie było oczywiście takie proste. Nie umiała iść sama, co i rusz się zataczała i musiałam niemalże iść za nią. Ale nie pozostało mi nic innego, niż tylko jakoś to przetrzymać. Akademik był coraz bliżej i już niedługo wszystko miało się skończyć i wrócić do normalności. Musiałam tylko przetrzymać jakoś te drobne niedogodności.
        W pewnym momencie jednak, chyba żeby mi dogryźć, Skye zaczęła się zwierzać. I z początku straszliwie mnie to zirytowało, ale w pewnym momencie aż zrobiło mi się jej szkoda. Nie sądziłam, że kiedykolwiek nadejdzie dzień,  kiedy nieironicznie będzie mi szkoda kogoś takiego jak Skye, ale jednak. Może dlatego, że nigdy nie rozważałam tego, że Skye może posiadać coś takiego jak uczucia, lęki i słabości. A tu proszę, okazywało się, że ona też jest człowiekiem. Dobrze wiedzieć.
        Westchnęłam, kiedy kazała mi się zatrzymać i wzrokiem zaczęłam szukać najbliższego miejsca, w którym mogłybyśmy na chwilę usiąść, żeby Skye mogła ochłonąć i ewentualnie coś zwrócić. Ostatnie, czego chciałam, to żeby zrzygała się na moje ubrania. W końcu  wykorzystując to, że nic akurat nie jechało, pociągnęłam ją w dół, żeby usiadła na krawężniku, a sama po prostu ukucnęłam naprzeciwko niej.
        — Usiądź na chwilę. Pójdziemy dalej, kiedy zrobi ci się lepiej. Więc jeśli masz zwracać, to teraz — zadecydowałam. Następnie z pewnym wahaniem, ale jednak wyciągnęłam rękę, delikatnie i ostrożnie odgarniając jej włosy z twarzy, tak w razie czego. Zdecydowanie delikatniej i ostrożniej niż powinnam, ale zwaliłam to na współczucie. Po kolejnej chwili wahania, odezwałam się ponownie. — Słuchaj, um… Możesz mnie olać czy coś, ale i tak… Myślę, że żadna sytuacja nie jest warta tego, żeby próbować na siłę przespać się z kimś, kto cię w ogóle nie pociąga. Szkoda marnować swoich atutów na byle kogo. Seks powinien być przyjemnością, a nie przymusem. Sama powinnaś decydować o tym, z kim i kiedy chcesz go uprawiać.  — Nie żebym ja była specjalistką w tej dziedzinie, ale nie widziałam sensu, żeby wyskakiwać wtedy ze swoim dziewictwem. Zwłaszcza, że nie chodziło wcale o mnie. — A Tasha… Cóż, to nie tak, że znam ją za dobrze, ale myślę, że to kwestia, no wiesz, całego tego alkoholu, trawki i w ogóle. Jutro pewnie cię za to wszystko przeprosi… albo w ogóle zapomni. Tak czy inaczej, będzie dobrze.
        W życiu bym nie przypuszczała, że będę pocieszać Skye. I rozmawiać z nią seksie, odgarniając jej włosy z twarzy. To było kompletnie pokręcone. Może to ten dym ze skręta jakoś mnie otumanił i przyćmił mi normalne myślenie?
    Gazelle
    Gazelle
    Minor Vampire

    Punkty : 10593
    Liczba postów : 2010
    Wiek : 27

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Gazelle Pią 02 Sie 2019, 22:15

    Usiadłam tam, gdzie wskazała mi Patricia, czyli na krawężniku, i próbowałam desperacko uspokoić zawroty głowy. Miałam też mdłości, ale nie czułam, żeby cokolwiek podchodziło mi do gardła, więc chociaż to mi odchodziło w kwestii upokorzeń. Bo czułam, że już wystarczająco się upodliłam przed Patricią Clay. Cholera jasna, akurat przed nią…
    To mnie tak, cholernie, drażniło. To, że się przed nią zwierzałam, to, że okazywała mi jakieś cholerne współczucie, że doprowadziłam siebie do takiego stanu, że musiałam pozwolić jej na to, żeby ciągnęła mnie do akademika…
    Wszystko tej nocy było do dupy. Totalnie.
    Najgorsze było to, że nawet nie miałam jak uciec przed Patricią. Koniec końców podążałyśmy w to samo miejsce, a nawet gdybym zboczyła z drogi, to i tak musiałabym wrócić do naszego wspólnego pokoju. Los postanowił sobie ze mnie zakpić, i odkąd rozpoczęłam college, musiałam widywać jej twarz codziennie. Co, kurwa, dziennie. Starałam się być w pokoju jak najrzadziej, ale w końcu doszłam do wniosku, że to też mój pokój, moja przestrzeń, że nie mogę pozwolić tej lasce, by mi tę przestrzeń zawłaszczyła, no i nie mogę przed nią ustąpić. Moja pieprzona duma.
    Duma, która w tym momencie wylądowała w koszu, gdy pozwoliłam Clay na to, aby się mną zajęła. Gdy nie odtrąciłam jej dłoni, która zbliżyła się do mojej twarzy, aby odgarnąć mi z niej włosy. Co to wszystko w ogóle miało znaczyć? Przecież wiedziałam, że ta cała jej troska jest fałszywa, nie miała żadnego powodu do tego, by próbować mnie przekonać, że było inaczej.
      — Nie powiedziałaś mi nic, czego bym nie wiedziała — odburknęłam, odnosząc się do wypowiedzi Patricii na temat seksu. Nie byłam durną piętnastolatką, wiedziałam doskonale, że nie musiałam uprawiać seksu z kimkolwiek, że nie powinnam pozwalać sobie na to, żeby uginać się pod presją, bla, bla. Tak, naprawdę nie byłam taką lekkomyślną idiotką, za jaką Patricia musiała mnie wziąć. Miałam do siebie szacunek, tylko, niespodzianka, jak każdy nieidealny człowiek czasami dałam się ponieść emocjom, a pod wpływem emocji popełniało się różne nierozsądne czyny. Być może takich ludzi, jak panna Clay, to wcale nie dotyczy, ona w końcu nie popełniała żadnych błędów, czyż nie?
    Kwestia tamtego kolesia, z którym prawie poszłam do łóżka, była zresztą dla mnie zupełnie drugorzędna. To, co sprawiło, że na mojej twarzy pojawiła się zbolała mina, to temat Tashy.
      — Przecież nie ma mnie za co przepraszać… — powiedziałam niemrawo. Tyle wiedziałam. Bez przesady, nie zrobiła nic złego. Jej teksty mnie wkurzały, ale nie były one żadną nowością. I wiedziałam, że kierował nią jakiś pokręcony rodzaj troski. Tylko, że Tasha… nie miała pojęcia, jak bardzo mnie to wszystko drażniło, a przede wszystkim bolało. Nie mogła wiedzieć, o co tak naprawdę chodziło. — Nie będzie dobrze — dodałam cicho. Nie patrzyłam na Patricię, odskoczyłam wzrokiem w bok, bezrefleksyjnie wbijając go w przestrzeń. — Nie będzie tak, jak bym chciała. Czas się z tym pogodzić, hm? — mruknęłam sama do siebie, już zupełnie nie zwracając uwagi na moją towarzyszkę. — Przestać uganiać się za nieosiągalnym.
    Kannika
    Kannika
    Tempter

    Punkty : 1116
    Liczba postów : 230
    Wiek : 26

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Kannika Sob 03 Sie 2019, 00:20

        Siedząc tak ze Skye w końcu miałam okazję normalnie jej się poprzyglądać bez obawy o to, jak to będzie wyglądać i jak to odbierze. Miałam wrażenie, że i tak za mało ogarniała, więc wątpiłam, czy ogarnęłaby, co się dzieje.
        Dziwnie było widzieć Skye taką słabą. Zawsze wygladała, jakby miała wszystko pod kontrolą i jakby nic nie mogło jej złamać. Nieważne, jak mocno dawałyśmy sobie wzajemnie w kość, jak paskudne rzeczy mogłam jej powiedzieć prosto w twarz, nigdy nie udało mi się jej zagiąć. Mogła być wściekła, ale nigdy jej nie złamałam. Nigdy przez jej twarz nie przebiegł nawet cień smutku czy też słabości. A tu nagle widziałam ją kompletnie rozbitą. To było niemal surrealistyczne doświadczenie.
        I w sumie to naprawdę było mi jej trochę szkoda. Nie do końca wiedziałam, o co jej chodzi, ale było mi jej szkoda. Wyglądała na kompletnie załamaną. Próbowałam pozbierać w całość wszystkie te kawałki historii, ale mój mózg odmawiał współpracy do sklejenia ich w całość. Wiedziałam, że głównym problemem jest Tasha. I że w tym wszystkim chodzi o coś więcej niż to, co widziałam na własne oczy. O coś więcej niż tamten chłopak. Pewnie nawet o coś więcej niż moje dogadywanie się z Tashą. Ale nie potrafiłam dostrzec, co dokładnie.
        Postanowiłam więc zostawić bycie detektywem na kolejny dzień, kiedy moja głowa mogła być potencjalnie bardziej skłonna do współpracy i skupić na priorytetach, jakimi w tym momencie były Skye i to, jak zebrać ją do kupy. Bo jakkolwiek wyśmienicie bym się nie bawiła poznając nowe, słabe oblicza Skye, tego już zaczynało być za wiele. Był środek nocy, byłam zmęczona i odrobinę podchmielona i Skye właśnie ten momencie wybrała na swoje załamanie. I mimo że naprawdę było mi jej po ludzku szkoda, obie wiedziałyśmy, że i tak nic nie zdziałam w tej sprawie. Bo niby i co miałam zrobić? Skye nawet nie chciałaby słuchać tego, co mam do powiedzenia, co już mi pokazała. A ja naprawdę nie wiedziałam, jak ją obsługiwać w momentach kompletnej rozsypki.
        W końcu delikatnie położyłam dłoń na jej podbródku, żeby unieść jej głowę w górę i zmusić ją do spojrzenia na mnie. Taka Skye powoli zaczynała wkurzać mnie nawet bardziej niż normalna. Już wolałam, kiedy się darła, była wredna i paskudna. Jak zawsze. To było lepsze od tego załamania i gadania szyframi. I wtedy chociaż widziałam, co z nią zrobić. W tamtym momencie byłam trochę zagubiona i zdesperowana.
        Zdesperowana, żeby coś zrobić, żeby postawić ją na nogi i żeby ją uciszyć. I może nawet to ostatnie przede wszystkim.
        — Skye... Przestań pierdolić. To do ciebie zupełnie nie pasuje — rzuciłam krótko. Miałam dość tego jej użalania się nad sobą. Już wystarczało, że musiałam ją targać do akademika. Poza tym z reguły nie umiałam i nie widziałam jak pocieszać ludzi. A zwłaszcza tych, którzy byli moimi wrogami od czasów liceum łamane przez upierdliwymi współlokatorkami. Tak więc żeby ją w końcu to skończyć zrobiłam najbadziej irracjonalną, lekkomyślną i głupią rzecz, jaka tylko przyszła mi do głowy.
        Pocałowałam ją.
    Gazelle
    Gazelle
    Minor Vampire

    Punkty : 10593
    Liczba postów : 2010
    Wiek : 27

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Gazelle Sob 03 Sie 2019, 14:02

    Pocałowała mnie.
    Mój otumaniony alkoholem umysł miał problem z ogarnięciem tego, co działo się w ostatnich chwilach. Gdy Patricia chwyciła mnie za podbródek. Gdy patrzyła się na mnie w tak… w tak dziwny dla niej sposób. Gdy zaczęła do mnie mówić.
    A potem… potem poczułam jej wargi na swoich.
    W jednej sekundzie przez moją głowę przeszło milion zaniepokojonych myśli. Pośród nich pojawił się strach, ale też i gniew. A jednak… jednak nie odepchnęłam jej. Początkowo sparaliżowana szokiem, to pewne.
    Co jednak sprawiło, że kiedy pierwszy szok ze mnie spłynął, sama zaczęłam poruszać wargami? Miło byłoby to zrzucić po prostu na mój mocno nietrzeźwy stan, ale nawet wtedy wiedziałam, że nie chodziło tylko o to. To chyba… była moja desperacja. Podkręcona moim wcześniejszym gadaniem o Tashy, tym, jak przez to poczułam się zraniona, a w takim stanie dosyć łatwo było na moment zignorować to, że całuje mnie laska, której szczerze nie znoszę.
    Wargi Patricii były miękkie.
    Na chwilę pozwoliłam sobie na to, by po prostu… po prostu zapomnieć, nie przejmować się niczym, by wciągnąć siebie w słodką iluzję, i w tej iluzji, gdy Patricia chciała się odsunąć, chwyciłam ją instynktownie za kark i ponownie przyciągnęłam do siebie, desperacko nie chcąc tracić kontaktu z jej ustami. Gdyby to się stało, bańka iluzji by przecież pękła.
    Z sekundy na sekundę pozbywałam się kolejnych myśli, a wraz z nimi – kolejnych skrupułów. Siedziałam z Patricią Clay na chodniku w środku nocy, całując się z nią, ale, Jezu, zupełnie się tym nie przejmowałam.
    Może się jednak przejmowałam, bo serce waliło mi jak oszalałe, popędzane adrenaliną.
    W końcu musiałyśmy się od siebie odsunąć, z tak prozaicznego powodu, jak z potrzeby złapania oddechu (ja nie chciałam tego oddechu, tak bardzo nie chciałam, kiedy musiałam oddychać tą cholerną rzeczywistością…). Milczałam. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie chciałam mówić. Spoglądałam na nią zagubionym wzrokiem, a potem… a potem widząc, że ona otwiera usta, by się odezwać, wpiłam się w nie swoimi ponownie, tym razem samej przejmując inicjatywę.
    Myślałam tylko o miękkości tych warg, o tym, jak za ich pomocą chciałam zapomnieć o innych, suchych, spierzchniętych, męskich. Jak chciałam pozbyć się smaku tego kolesia. Zapomnieć o zapachu potu i paskudnej wody kolońskiej, o dużych łapach pchających się tam, gdzie ich nie chciałam.
    Ułożyłam dłonie po bokach twarzy blondyny, a moje pocałunki stawały się coraz bardziej chaotyczne i niezdarne. Ale miałam to gdzieś. Szczerze, miałam wszystko, totalnie gdzieś.
    Podniosłam się, pociągając ją za sobą do góry, a to, cholera, był jednak błąd, bo zupełnie gdzieś po drodze zapomniałam także o swoim stanie. I gdy próbowałam napierać językiem na jej usta, zatoczyłam się i musiałam oprzeć się na niej żeby się nie przewrócić, po raz kolejny polegając na tej blondynie.
      — Kurwa — jęknęłam, trzymając głowę opartą o jej bark. — Kurwa.
    Kannika
    Kannika
    Tempter

    Punkty : 1116
    Liczba postów : 230
    Wiek : 26

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Kannika Sob 03 Sie 2019, 15:14

        Nieważne, na jakim etapie mojego życia ktoś spytałby mnie, czemu tamtej nocy pocałowałam Skye Windwaker, moja odpowiedź zawsze wyglądałaby tak samo – nie wiem.
        Było późno, byłam już trochę śpiąca, odrobinę trącona alkoholem, zdenerwowana i może nawet odurzona oparami narkotyków. Nie potrafiłam myśleć logicznie i ponadto w tamtym momencie naprawdę nie miałam pojęcia, co zrobić z tym, że Skye tak nagle zaczęła mi się zwierzać i wyżalać. Chciałam ją uciszyć, bo czułam, że ta rozmowa nie prowadzi do niczego dobrego. I w jakiś sposób mój wykończony całym tym wieczorem mózg zdecydował, że najlepszy sposób, żeby ją uciszyć, to pocałować ją. Wiedziałam, że następnego dnia będę tego żałować jak cholera. Ba, pewnie nawet nie tylko następnego dnia, ale też do końca życia. I wiedziałam też, że jeśli jakimś cudem Skye będzie o tym pamiętać następnego dnia, moje życie będzie skończone.
        A jednak ją pocałowałam.
        I chyba nawet większym szokiem było dla mnie to, że Skye zaczęła ten pocałunek odwzajemniać. Tego się kompletnie nie spodziewałam. Byłam pewna, że mnie odsunie i może na dodatek mi przywali, co nie byłoby dziwne, bo sama miałam ochotę sobie przywalić w tamtym momencie. Ale zamiast tego poczułam, jak jej wargi zaczynają poruszać się przy moich. To wszystko było kompletnie pokręcone i coraz bardziej traciłam kontakt z rzeczywistością. Potrzebowałam chwili, żeby pozbierać myśli, ale kiedy próbowałam się odsunąć, Skye przytrzymała mnie przy sobie. Nie mając pojęcia, co powinnam zrobić, po prostu jej na to pozwoliłam.
        Chciałam coś powiedzieć, zasugerować, że powinnyśmy już iść, spytać, co to do jasnej cholery miało być (mimo że to ja zaczęłam) albo po prostu zacząć krzyczeć, ale zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, usta Skye znów były na moich. I tym razem nawet nie próbowałam jej odsunąć.
        Bo mimo że to była Skye. Skye, która była najbardziej upierdliwym człowiekiem, jakiego znałam, która była ostatnią osobą, którą powinnam chcieć całować, która była kobietą, przez co w ogóle całowanie jej powinno mnie obrzydzać… to jednak mimo tego wszystkiego musiałam przyznać, że to był prawdopodobnie najlepszy pocałunek w całym moim życiu. Nie chciałam, żeby tak było, próbowałam o tym tak nie myśleć, ale to była prawda. Żaden pocałunek jaki kiedykolwiek dzieliłam z mężczyzną nawet nie umywał się do tego, co przeżyłam wtedy ze Skye. Nie miałam pojęcia, czemu tak było. Przecież podobało mi się to wtedy, kiedy całowałam się z mężczyznami. Lubiłam całować mężczyzn. Nigdy nawet nie przeszło mi przez myśl, żeby pocałować kobietę. A mimo to w całowaniu Skye było coś, czego nigdy nie przeżyłam całując się z którymkolwiek z moich chłopaków. Coś innego. Coś... lepszego.
        Co gorsza, chciałam więcej.
        Może dlatego kiedy Skye pociągnęła mnie do góry, posłusznie jej uległam. Bo miałam nadzieję na więcej. Jednak los chyba właśnie tamten moment wybrał sobie na przywrócenie mnie do rzeczywistości, bo właśnie wtedy wszystko się skończyło. Stałam na środku ulicy, trzymając Skye, słuchając jej cichych przekleństw i próbując zrozumieć, co się właśnie stało.
        Cóż, nie udało się. Nie rozumiałam nic, a najbardziej samej siebie.
        — Chodźmy, to już niedaleko — wymamrotałam, kiedy po kilku długich chwilach w końcu jakaś pojedyncza szara komórka zdecydowała się mnie uratować. Pewnie wyglądałam żałośnie z czerwoną twarz, wciąż nieustabilizowanym oddechem i nieobecnym wyrazem twarzy, więc cieszyłam się, że Skye akurat na mnie nie patrzy.
        Kiedy już udało mi się pociągnąć ją do ponownego przebierania nogami, reszta drogi do akademika minęła nam w ciszy. Bo nie miałam zielonego pojęcia, co niby mogłabym powiedzieć. Miałam mętlik i jednocześnie pustkę w głowie. A najgorsze było to, że wciąż chciałam więcej. Że w tamtej chwili, gdybym tylko miała drugą okazję, zrobiłabym to samo. A nawet przez jakąś krótką chwilę chciałam iść o krok dalej. Nie rozumiałam tego kompletnie. Nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje. Zachowywałam się i myślałam kompletnie jak nie ja i to mnie w pewien sposób przerażało.
        Byłam tak nieobecna, że zanim się zorientowałam, byłyśmy z powrotem w akademiku. Posadziłam Skye na łóżku i momentalnie poczułam się niezręcznie, bo nie bardzo wiedziałam, co dalej. Nigdy nie zajmowałam się pijanymi osobami. A zwłaszcza takimi, z którymi dopiero co się całowałam się. I które były kobietami. A w dodatku moimi arcywrogami.
        — Potrzebujesz pomocy z czymś… czy coś? — spytałam nieskładnie, bo z jakiegoś powodu myślałam, że to w tamtym momencie było najbardziej na miejscu. Nie było. Chociaż w tamtym momencie prawdopodobnie nic nie byłoby na miejscu.
    Gazelle
    Gazelle
    Minor Vampire

    Punkty : 10593
    Liczba postów : 2010
    Wiek : 27

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Gazelle Sob 03 Sie 2019, 15:46

    Byłam oszołomiona i niepewna tego, czy to, co wydarzyło się dosłownie przed momentem, nie było aby moją porąbaną fantazją. Ale dlaczego, do diabła, miałabym fantazjować o całowaniu Patricii Clay?
    Nie powinnam fantazjować o całowaniu jakiejkolwiek kobiety. A tym bardziej nie powinnam tego robić. I nie powinnam w związku z tym czuć… takich rzeczy. Nie powinnam pragnąć tego, żeby już do końca życia całować tylko kobiece wargi. Kiedy oszołomienie ustępowało, ogarniała mnie fala obrzydzenia do samej siebie. Wiedziałam, wiedziałam!, wiedziałam że nie mogę. Nie byłam inna, byłam zawsze zwyczajną dziewczyną, może trochę buntowniczą i trzymającą się na uboczu, ale tak naprawdę żyłam zawsze jak większość nastolatek. Pojawienie się Tashy w moim życiu wprowadziło w tę zwyczajność spory chaos, ale póki co trzymałam to pod kontrolą. Póki co…
    Nie uważam, że w byciu homo jest cokolwiek złego, nie zrozumcie mnie źle! Po prostu to nie ja. To nie mogę być ja.
    Może rzeczywiście powinnam zostać w pokoju z tamtym kolesiem i pozwolić mu się do mnie dobrać. Może… może nie byłoby tak źle. Może przesadzałam ze swoimi lękami. Może to wszystko sobie zwyczajnie wmawiałam.
    Nie wiem, nie wiem. Miałam ogromny mętlik w głowie i wciąż byłam zbyt nietrzeźwa, by spróbować ten mętlik uporządkować.
    Gdy siedziałam już na łóżku w moim i Patricii pokoju, mogłam tylko gapić się tępo na swoją współlokatorkę. Próbowałam walczyć ze sobą, ale mój wzrok mimowolnie zsuwał się co chwilę na jej wargi.
    Powinnam z nią pewnie o tym porozmawiać. Spytać ją, czemu to… Nie, w zasadzie powinnam ją opierdolić za to wszystko. Za to, że miała czelność mnie pocałować. Nie miałam ani cienia pojęcia, co mogło nią wówczas kierować. Czy ona… wiedziała? Domyśliła się, że bujam się w Tashy? I w ten sposób próbowała sobie ze mnie kpić? To było możliwe, cholera, to było możliwe, a ja, jak ta ostatnia kretynka, ja jej na to wszystko pozwoliłam. Czy zamierzała to dalej wykorzystać?
    Otworzyłam szeroko oczy. Gdy weszłyśmy do pokoju, czułam się już lepiej, ale w tym momencie ogarnęła mnie fala mdłości.
    Podniosłam się gwałtownie, i nie odpowiadając na pytanie Patricii wybiegłam z pokoju udając się do łazienki. W kiblu próbowałam wyrzucić z siebie tę gorycz, to obrzydzenie, strach, ale tego akurat niestety nie udało mi się zwymiotować.
      — Kurwa… — szepnęłam, patrząc na swoje odbicie w lustrze gdy myłam zęby i próbowałam się jakoś ogarnąć. Nie miałam ani trochę siły na to, by się z tym mierzyć. A na pewno nie tej nocy. Wróciwszy do pokoju, położyłam się bez słowa w swoim łóżku, nie dbając nawet o to żeby się przebrać.
    Marzyłam tylko o tym, żeby rano niczego nie pamiętać.
      — Nikt nie może się o tym dowiedzieć — rzuciłam, gapiąc się w sufit. W pokoju było cicho; nie musiałam podnosić głosu, żeby mieć pewność że Clay mnie usłyszała.
    Kannika
    Kannika
    Tempter

    Punkty : 1116
    Liczba postów : 230
    Wiek : 26

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Kannika Sob 03 Sie 2019, 16:42

        Na szczęście Skye niczego ode mnie nie chciała, na co trochę odetchnęłam z ulgą. Nie bardzo chciałam koło niej skakać. Generalnie wolałam się do niej zbliżać, bo nie mogłam być pewna, czym to mogłoby się skończyć. Miałam wystarczająco problemów na jeden wieczór, nie chciałam sobie żadnych dokładać.
        Postanowiłam przełożyć prysznic na ranek następnego dnia, bo jedyne, czego chciałam w tamtym momencie, to tylko położyć się, zasnąć i zapomnieć o tym wszystkim. Nie chciałam o niczym myśleć ani niczego rozważać. Chciałam po prostu odciąć się od wszystkiego, co stało się tego wieczora i udawać, że nigdy nie miało miejsca. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim sądzić, za dużo się stało i czułam się bardziej zagubiona niż kiedykolwiek wcześniej.
        Szybko przebrałam się z sukienki i położyłam do łóżka, licząc na to, że uda mi się szybko zasnąć i wstanę rano albo z wyrwą w pamięci, albo chociaż z pomysłem na ogarnięcie tego wszystkiego.
        — Udusiłabym cię poduszką w nocy, gdybyś komukolwiek o tym powiedziała — wymamrotałam, słysząc słowa Skye. Z tak zszarganą reputacją mogłabym nawet złamać prawo, bo wtedy już nic nie miałoby znaczenia.
        Ale dobrze było chociaż wiedzieć, że Skye myśli tak samo jak ja. Przynajmniej jeden problem miałam z głowy i było to zniszczenie całej mojej nieskazitelnej reputacji jakąś głupią chwilą słabości.

        Niestety, nic mi się nie udało. Ani nie zasnęłam szybko i nie obudziłam się ani z luką w pamięci, ani z jakimś magicznym rozwiązaniem w głowie. Zamiast tego zasnęłam dopiero nad ranem, wstałam zbyt późno i nie miałam zielonego pojęcia, co powinnam zrobić, bo pamiętałam wszystko, ale wciąż nie wiedziałam, co dalej.
        Postanowiłam zacząć od czynności dnia codziennego, żeby skupić na czymś myśli. Wszystkie połączyłam z zawziętymi próbami unikania Skye, co nie było takie proste, bo w końcu byłyśmy współlokatorkami.  Jednak mimo wszystko udało się i ranek przeszedł bez problemu. Potem zwyczajnie zwinęłam się z pokoju, żeby trochę pobiegać, bo liczyłam na to, że aktywność fizyczna odciągnie mnie od myślenia nad wydarzeniami poprzedniego dnia. Niestety, było wręcz przeciwnie, nie mogłam myśleć o niczym innym. Cały czas wracałam myślami do tego, co stało się podczas tamtej imprezy po, tylko że problem leżał w tym, że nie do końca wiedziałam co dokładnie o tym wszystkim myśleć. Czułam się nie mniej zagubiona niż poprzedniego wieczoru, mimo że moja głowa pracowała już normalnie.
        Koniec końców udało mi się znaleźć kilka punktów zaczepienia. Po pierwsze, uznałam samą siebie niewinną całego tego zdarzenia z całowaniem Skye z następujących powodów: warunki były niesprzyjające działaniu mojej logiki, to generalnie jej wina za to, że mnie do tego pociągnęła i to nie miało wpływu na moją reputację. Tak długo, jak wiedziałam, że Skye nie będzie chlapać językiem na ten temat, mogłam udawać, że tego nie było. Albo raczej, że to był niewinny objaw mojego buntu. To była moja pierwsza impreza, za bardzo się rozhuśtałam i odwaliłam głupotę. Wszyscy odwalają jakieś głupoty na swoich pierwszych imprezach, zwłaszcza po alkoholu (mimo że nie wypiłam za dużo) i narkotykach (mimo że w sumie nie paliłam bezpośrednio). To był moment słabości, coś, co zdarza się każdemu. I pewnie i tak nigdy się nie powtórzy.
        W każdym razie tak postanowiłam myśleć. To był najbezpieczniejszy sposób myślenia i w pewien sposób mnie uspakajał. Wiedziałam, że tak długo, jak będę myśleć w ten sposób, będę czuła, że nic wielkiego się nie stało. Wszystko co wtedy czułam odstawiłam na bok i opatrzyłam etykietką „nie tykać, to tylko głupoty hormonalne”.
        Na czym się z kolei skupiłam, to sama Skye. Czułam, że wczoraj zaledwie liznęłam (w sumie to i dosłownie, i w przenośni) jakiegoś wielkiego sekretu. Cała ta historia z Tashą… coś było w tym wszystkim nie tak. Nie byliśmy w przedszkolu, Skye nie powinna się wkurzać aż tak z powodów takich jak „ktoś ukradł mi najlepszą przyjaciółkę”, to było bez sensu. Zwłaszcza, że Skye powinna wiedzieć najlepiej, że pewnie ja i Tasha już nigdy więcej nie zmienimy ze sobą ani słowa. Czemu w ogóle Skye czuła się aż tak odtrącona przez Tashę? Przecież zamieniłam z nią tylko kilka słów i to połowa tych słów dotyczyła właśnie Skye, bo to było prawdopodobnie trzy czwarte myślenia, jakie wykonywała Tasha: Skye to, Skye tamto, Skye siamto. I czego niby Tasha nie rozumiała? Co związane z nią było tak nieosiągalne dla Skye?
        W tej całej sytuacji z tamtym chłopakiem też coś mi nie pasowało. Czemu Skye najpierw nie chciała mieć z nim nic do czynienia, potem nagle do niego polazła, żeby obściskiwać się z nim w kuchni, a potem nagle uciekła od niego w opłakanym stanie, jednocześnie upierając się, że nic jej nie zrobił? Czy naprawdę poszła się z nim obściskiwać tylko po to, żeby Tasha dała jej spokój, czy było w tym jakieś drugie dno? Bo przecież skoro już naprawdę chciała, żeby Tasha przestała jej truć, mogła znaleźć kogoś, kto chociaż by jej się podobał. Po co brała gościa, który ewidentnie jej nie interesował?
        Nigdy nie interesowało mnie zbytnio życie Skye, ale tutaj było coś większego i chciałam się dowiedzieć, co dokładnie. Zwłaszcza, że coś mi mówiło, że to może być jakoś powiązane z tym, że Skye zareagowała na mój pocałunek tak a nie inaczej, a nawet to ona pocałowała mnie. Ja mogłam pocałować ją pierwsza, ale ona potem pocałowała mnie druga i to była jej własna inicjatywa. I ta inicjatywa nie mogła być podstawna.
        Ja miałam swoje powody. Chciałam poznać powody Skye. Jednak nie chciałam jej o to pytać wprost, więc postanowiłam zajść ją trochę dookoła.
        Ułożyłam plan i popołudniu podjęłam próbę wprowadzania go w życie. Było popołudnie i siedziałam nad swoimi piątkowymi notatkami, kiedy Skye wróciła do pokoju. Odczekałam chwilę i dopiero po dłuższej chwili odchrząknęłam i udając, że wciąż robię po notatkach spytałam najbardziej neutralnym i pozornie niezainteresowanym tonem, na jaki tylko było mnie stać:
        — Wszystko już w porządku między tobą a Tashą? — Nie było to zbyt subtelne, ale lepiej było spytać w ten sposób niż zaczynać naokoło. Ja i Skye nigdy nie prowadziłyśmy luźnych, niezobowiązujących rozmów. To byłoby po prostu nienaturalne dla nas. Wtedy to już na pewno wiedziałaby, że coś jest nie tak. Lepiej było po prostu spytać i liczyć, że nieświadomie podrzuci mi jakiś trop.
    Gazelle
    Gazelle
    Minor Vampire

    Punkty : 10593
    Liczba postów : 2010
    Wiek : 27

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Gazelle Nie 04 Sie 2019, 15:05

    Moje marzenie się nie spełniło. Obudziłam się nie dość, że z okropnym kacem, to jeszcze z całym naręczem wspomnień minionej nocy, które najchętniej bym wymazała. Patricia spała, gdy ja musiałam wykonać wycieczkę po wodę i tabletki. Nie byłam przy tym zbyt cicho, ale dziewczyna się nie obudziła. Na szczęście. Nie byłam gotowa na rozmowę z nią. Cholera, nie sądziłam że kiedykolwiek będę, po tym wszystkim co się stało.
    A w tym momencie byłam przekonana, że blondynka będzie chciała o tym rozmawiać.
    Postanowiłam udawać, że nic nie pamiętam; to było najłatwiejsze. I całkiem prawdopodobne, zważywszy na to, że w nocy byłam kompletnie pijana. I uwalniało mnie to od obowiązku tłumaczenia się z tego, dlaczego, do licha, pozwoliłam jej się pocałować. I dlaczego ja ją pocałowałam. Nawet na trzeźwo, z trochę lepiej pracującym umysłem, nie mogłam tego zupełnie pojąć. Nie rozumiałam też, dlaczego to ja czułam się tak, jakbym zrobiła coś złego. Przecież to ona pierwsza się na mnie rzuciła. Ale nie byłam bierna. Nie odtrąciłam jej, tak jak powinnam.
    I teraz wiedziałam już, jak to jest całować się z kobietą. Zupełnie inaczej niż z kolesiami. Nawet, jeżeli była to Clay… to i tak po tym doświadczeniu obawiałam się, że ciężko będzie mi wrócić do całowania facetów.
    Kurwa, co za kanał.
    Co mnie zaskoczyło (bardzo pozytywnie), to to, że Patricia wcale nie garnęła się do rozmowy po tym, gdy już się obudziła. Ja niczego nie inicjowałam, bo po co, tak było wygodnie, więc zwyczajnie, tak jak zawsze, ignorowałyśmy się, każda zajęta swoimi sprawami.

    W południe spotkałam się z Tashą na spacerze. Moja przyjaciółka była w stanie niewiele lepszym ode mnie, również skacowana w cholerę, ale mimo to chciała się ze mną spotkać. A ja, oczywiście, nie umiałam jej odmówić, nawet jeżeli tego konkretnego dnia średnio chciałam z nią rozmawiać.
      — No, opowiadaj w końcu jak było! — ponagliła mnie zniecierpliwiona po chwili gadki-szmatki.
      — Hm?
      — Wiesz o co mi chodzi. Widziałam jak się z nim obściskiwałaś w kuchni, a potem gdzieś poszliście. Czyżby moja Skye straciła swój dziewiczy wianuszek? — spytała w przedramatyzowany sposób.
    Moja Skye.
    Ciekawe, czy kiedykolwiek przestanie mnie to ruszać.
      — Um… nie do końca… — powiedziałam po chwili wahania. Ciężko było mi tak kłamać swojej przyjaciółce w twarz. Jej mina nieco spochmurniała, ale uśmiech nie zniknął.
      — Och… ale do czegoś między wami doszło?
    Skinęłam głową, odwracając wzrok. Tasha mogła uznać to za objaw nieśmiałości, i chyba tak było, bo zaraz radośnie mnie uścisnęła.
      — Ha! W końcu! Czyli… co, obciągnęłaś mu?
    Ponownie skinęłam głową, czując lekkie ukłucie wyrzutów sumienia. Ale może przez to małe kłamstewko da mi w końcu spokój?
      — O, wow! No i jak? Miał dużego? Poradziłaś sobie? Pamiętałaś, co ci mówiłam nie? Żeby schować zęby i używać dużo śliny!
      — Nie pamiętam zbyt dużo, byłam pijana — mruknęłam, nie mając najmniejszego zamiaru odpowiadać na pytania.
      — Ale podobało ci się?
      — Mhm.
      — Umówisz się z nim jeszcze?
      — Nie wiem… może — palnęłam, zanim zdążyłam w ogóle pomyśleć nad odpowiedzią. I, cholera, widziałam ten błysk w oczach swojej przyjaciółki. I tyle, jeżeli chodzi o spokój. — Eee… a ty z Dake’m się wczoraj…? — spytałam szybko, zanim zdążyła pociągnąć temat. Nie za bardzo chciałam słuchać o seksie Tashy i Dake’a, ale to działało jako dystraktor.
      — Haha, tak! Obciągałam mu w kiblu, a potem on wylizał mnie. Byliśmy zbyt zjarali i najebani żeby zrobić coś więcej, ale było zajebiście! Serio, kochana, jak już zaczniesz się umawiać z tym koszykarzem to musisz go namówić na zrobienie ci minety. Nie ma niczego lepszego.
    Wkopałam się w ten temat, którego totalnie nie chciałam poruszać, a Tasha radośnie go ciągnęła dopóki nie przeszłyśmy przez cały park. Naprawdę uwielbiałam jej towarzystwo, ale odkąd zaczęłyśmy studiować, ona… ona się zmieniła. Zachłysnęła się tym college’owym życiem i to było bardziej niż wyraźne. Wcześniej… nie gadałyśmy za bardzo o facetach, o seksie, nie plotkowałyśmy o związkach jakichś zupełnie nieznajomych osób. Tasha nie miała w sobie też wtedy parcia na to, żeby jakoś zaistnieć towarzysko. Ona… coraz bardziej przypominała te dziewczyny, za którymi nie przepadałam w liceum i nie chciałam mieć z nimi za bardzo do czynienia. I to mnie smuciło, ale i przerażało.

    Nie za bardzo chciałam wracać do akademika, ale byłam już zmęczona rozmową z Tashą, no i nie wiedziałam co poza tym ze sobą zrobić, więc wróciłam do pokoju, zastając tam moją współlokatorkę zajętą nauką. Przewróciłam oczami. Co za niespodziewany widok.
    Jednak to, co naprawdę było niespodziewane, to jej pytanie skierowane do mnie. Automatycznie się najeżyłam, bo przecież doskonale wiedziałam skąd ono mogło wynikać. A ja nie chciałam, naprawdę nie chciałam żadnych nawiązań do tej nocy i mojego zachowania. Do tego, jak żałośnie się zachowywałam. Ale byłam chyba zbyt naiwna sądząc, że Patricia Clay tego w końcu nie wykorzysta…
      — Między nami cały czas jest w porządku — odparłam lodowatym tonem. Jeżeli liczyła, że wyciągnie ze mnie kolejne wynurzenia, to musiała się srogo mylić.
    Przysiadłam na łóżku, powstrzymując chęć ściągnięcia z siebie stanika. Byłam fanką swobody w przestrzeni, w której zamieszkiwałam, dlatego zazwyczaj w naszym pokoju chodziłam bez biustonosza. I tak moje cycki są małe, więc nie potrzebowałam nosić ciągle stanika, żeby mi je podtrzymywał. No, ale dzisiaj, z Patricią w pokoju… jakoś się… nie, krępowałam to absolutnie złe określenie. Ale czułam się zwyczajnie dziwnie i nie mogłam strząsnąć z siebie tego uczucia.
      — A to w ogóle nie jest twój interes — dodałam jeszcze, wpijając się w jej sylwetkę wrogim spojrzeniem.
    Kannika
    Kannika
    Tempter

    Punkty : 1116
    Liczba postów : 230
    Wiek : 26

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Kannika Nie 04 Sie 2019, 17:32

        Mogłam się domyślić, że nic mi nie powie. Już wtedy po pijaku gadała szyframi, więc na trzeźwo tym bardziej wiedziała, żeby się pilnować. Zresztą, to nie tak, że się sobie kiedykolwiek zwierzałyśmy. Ba, generalnie starałyśmy się unikać rozmów. Mimo że od wielu dni dzieliłyśmy jeden pokój, większość naszych rozmów to były tylko niezbyt uprzejme komentarze, jakimi od czasu do czasu się wymieniałyśmy. Nawet zwykłe informacje dotyczące wspólnego użytkowania pokoju wymieniałyśmy właśnie w ten sposób, za pomocą uszczypliwych komentarzy i kąśliwych uwag.
        Chociaż w sumie to na dobrą sprawę wcale nie powinnam interesować się tym wszystkim. To nie była moja sprawa co działo się między Skye i jej przyjaciółmi, generalnie to nie była moja sprawa, co działo się w życiu Skye. Starałam się trzymać od spraw Skye tak daleko, jak od niej samej. Byleby tylko mnie nie dotyczyły i byleby nie sprawiały mi problemu. Im mniej wiedziałam o niej i o jej życiu, tym lepszą przyszłość mi to wróżyło. Zresztą, przez większość czasu i ta wątpiłam w to, czy w życiu Skye było cokolwiek, co mogłoby mnie potencjalnie zainteresować.
        Ale jednak było. A ja, niestety, już tak miałam, że jak coś mnie zainteresowało, zaczynałam bawić się w detektywa. Byłam niezwykle ciekawska, co było jedną z moich najbrzydszych cech, więc starałam się to zawzięcie unikać. I kiedy już coś naprawdę bardzo, bardzo mnie ciekawiło, starałam się dowiadywać tego jak najsubtelniej. Niestety zazwyczaj kończyło się to wtedy fiaskiem, bo bardzo trudno jednak pogodzić ciekawość z dyskrecją.
        — Jak możesz odrzucać moje próby bycia miłą? — Westchnęłam, kręcąc głową z niedowierzaniem, przez co z mojego niezdarnie zawiązanego koka prawie wypadły dwa ołówki, które tam wetknęłam. Kolejny z moich brzydkich nawyków, który praktykowałam jedynie w zaciszu czterech ścian własnego pokoju, przez co wiedziała o tym tylko i wyłącznie Skye. Ona jednak, na szczęście, z pewnością przywiązywała do mnie tak mało uwagi, że pewnie nawet tego nie zauważyła. — A tak na serio, to po prostu uznałam, że należy mi się chociaż poznać zakończenie historii, w którą zostałam wczoraj mimowolnie wciągnięta. Na przyszłość mów mi, proszę, na jakie imprezy chodzisz, żebym wiedziała, na których ja nie powinnam się pojawiać.
        Nie żebym planowała pojawiać się na jakichkolwiek. Po ostatniej nocy planowałam odstawić imprezy, a zwłaszcza te studenckie i domówki, na pewien dłuższy czas. Pokazywanie się na takich wydarzeniach wymagało strategii i chociaż jednego, dobrego znajomego, który nie zostawiłby mnie samej po pierwszych kilku minutach od wejścia. Nie zamierzałam iść na jakąkolwiek imprezę bez obu tych elementów, bo to groziło wplątaniem się w jakąś niewygodną sytuację. No i nie zamierzałam iść na jakąkolwiek imprezę, na jakiej byłaby Skye. Już ta jedna to było o jedną za dużo.
        — I znajdź sobie kogoś na serio. Wtedy chociaż nie będę musiała się martwić o to, że znowu zostanę wciągnięta w szukanie ci faceta jeśli jakimś cudem jednak wylądujemy na tej samej imprezie. Już chyba wolałabym patrzeć na to, jak się z kimś obściskujesz niż wysłuchiwać tego, jak to bardzo tego potrzebujesz.
        Nie żebym aż tak chciała oglądać Skye całującą się z kimkolwiek na moich oczach (co było po części w pewien sposób hipokryzją, ale obiecałam sobie, że nie będę do tego wracać), ale zaczęłam myśleć, że może jednak Dake i Tasha mieli trochę rację. Może problem ze Skye tkwił w tym, że była samotna. Może po prostu potrzebowała kogoś, kto by ją przytulił, zabrał na kawę i zaspokoił, a wtedy starałaby się bardziej znośna.
        Oczywiście strategia Tashy była kompletnie beznadziejna, ale sam zamysł mógł mieć sens. Plus, gdyby Skye kogoś sobie znalazła, mogłaby spędzać w naszym pokoju jeszcze mniej czasu. I może nawet nie byłoby jej w mieszkaniu na noc od czasu do czasu. Rzecz jasna musiałabym się poświęcić i czasami zostawić pokój jej i jej chłopakowi, ale to była cena, którą byłam skłonna zapłacić w razie gdyby mieli się zakochać do tego stopnia, że postanowiliby zamieszkać razem, tak jak Tasha i Dake.
        Słowem, gdyby Skye kogoś miała, to były dla wszystkich same korzyści. Nie żebym zamierzała ją swatać, co to to nie. Ale postanowiłam oficjalnie trzymać kciuki za Tashę i jej próby. Miałam nadzieję, że może między nią a Skye naprawdę wszystko było na nowo w porządku, przemyśli swoje działanie, wyciągnie odpowiednie konsekwencje i następnym razem zadziała lepiej.
        Oczywiście zdawałam sobie też sprawę z tego, że bardzo ciężko byłoby znaleźć kogoś osobie takiej jak Skye. Z góry współczułam temu biedakowi, który miałby z nią potencjalnie wylądować w dłuższym związku. Ale ktoś musiał się poświęcić dla dobra wszystkich innych.
    Gazelle
    Gazelle
    Minor Vampire

    Punkty : 10593
    Liczba postów : 2010
    Wiek : 27

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Gazelle Pon 05 Sie 2019, 00:06

    Uniosłam brwi w górę w reakcji na ten jej sarkastyczny żal. Mogłaby się starać nawet na serio, ale nigdy nie przekonałaby mnie do tej swojej maski miłej, uprzejmej dziewczynki, zatroskanej współlokatorki.
      — Ano tak, że wcale nie próbujesz być miła — odparłam jej od razu. Na jej kolejne słowa moje brwi powędrowały w górę jeszcze wyżej, ale… jest szansa, że gdyby ktoś bardzo, bardzo uważnie spojrzał w moje oczy, mógłby zobaczyć w nich błysk przerażenia. Bo gdzieś w środku czułam lęk przez to, że Patricia wprost wspominała wydarzenia tej nocy. Tej nocy, o której desperacko chciałam zapomnieć, a jeszcze bardziej chciałam, żeby to ona o niej zapomniała.
    Nie zdążyłam jej odpyskować, zanim kontynuowała i obudziła we mnie kolejne połacie irytacji. Irytacja była w porządku. To, a także bezpośredni gniew, to były uczucia, co do których przywykłam, jeżeli chodziło o Patricię Clay. Ba, w stosunku do niej przychodziły mi one zupełnie naturalnie.
    Pośród tego czułam się także kompletnie upokorzona, a to jeszcze bardziej wzmagało irytację… ale także na samą siebie. Wkurzyłam się na siebie za to, że się wciągnęłam w taką sytuację; że przez długi język mój i Tashy Patricia miała tyle kolejnych pretekstów do kpin ze mnie.
      — Nic ci się nie należy — syknęłam, patrząc na nią już z czystym wkurzeniem w oczach. — I nie myśl sobie, że ja chciałam się z tobą bawić — to słowo wycedziłam z siebie z jawną ironią — na jednej imprezie. To Tasha wpadła na genialny pomysł zagajenia ciebie, co było kompletnie idiotyczne, zważywszy na to że jesteś nadal tak samo wkurzającą, fałszywą laską, jaką byłaś w liceum. Och, zostałaś wciągnięta? Biedactwo. Sądziłam, że tak dobrze dogadywałaś się z Tashą, byłaś dla niej taka sympatyczna, a jednak, wbrew sobie, tak bardzo się męczyłaś. Tylko, widzisz, twoja fałszywa natura nie pozwoliła ci na powiedzenie tego wprost, nie? Za to pozwoliłaś się wciągnąć i teraz zgrywasz pokrzywdzoną. Naprawdę ci współczuję — wyrzuciłam z siebie cynicznie. Nie mogłam zostawić jej bez odpowiedzi, bez riposty, nie mogłam pozwolić na to by pławiła się w moim upokorzeniu. — Żałosne. Może byłoby lepiej, żebyś ty sobie kogoś znalazła, hm? Szkoda, że nie masz tak zaangażowanych przyjaciół, bo sama chyba nie dajesz sobie rady. — Kącik mojej wargi powędrował w górę. Dobrze, pewność siebie wróciła. A… przynajmniej pozorna, bo wewnętrznie nie czułam się tak pewnie. Zwłaszcza po tym, co palnęłam dalej: — Ale jeżeli naprawdę jesteś tak zaniepokojona moim singielstwem, to to niedługo się może zmienić, także luz, Clay, zajmij się swoim życiem i przestań wpierdalać się w moje, bo nikt cię tutaj nie zaprasza.
    Może się niedługo zmienić… Bardzo, bardzo nie chciałam się do tego posuwać, ale może… może faktycznie powinnam spróbować i… umówić się z tym kolesiem z imprezy? Może gdybym spróbowała najpierw się z nim kilka razy spotkać, to to wszystko byłoby łatwiejsze?
    Może to wybiłoby mi z głowy te wszystkie… myśli, fantazje, których tak się wstydziłam przed samą sobą.
    Tasha na pewno byłaby zadowolona.
    Poza tym mogłabym wkurwiać dalej Patricię, szpanować przed nią byciem w związku z przystojniakiem z drużyny koszykarskiej, zajmować nasz pokój specjalnie na sesje obściskiwania się z wcześniej wymienionym i… cholera, mój tok myślenia stawał się coraz bardziej gówniarski.
    Kannika
    Kannika
    Tempter

    Punkty : 1116
    Liczba postów : 230
    Wiek : 26

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Kannika Pon 05 Sie 2019, 14:04

        Może i faktycznie nie zawsze byłam fair w stosunku do ludzi. Ale nie nazywałam tego fałszywością, tylko możliwością adaptacji. Wyznawałam zasadę, że należy zdobywać w życiu tak mało wrogów, jak to tylko możliwe i tak wielu zwolenników, jak tylko byłam w stanie. Moja opinia dobrej i miłej dziewczyny działała na nerwy jednostkom takim jak Skye, ale zdecydowana większość osób albo mnie lubiła, albo chociaż tolerowała, co też było w porządku. Jedyne, na czym mi zależało, to jak najmniej negatywnych opinii na mój temat.
        Bo nigdy nie mogłam wiedzieć, kiedy ktoś mi się przyda w życiu. Fakt, mogłam mówić ludziom prosto w twarz, że ich nie lubię, mogłabym być uszczypliwa względem osób, za którymi nie przepadałam, mogłam z góry odrzucać ludzi ze względu na to, że kręcili się w towarzystwie, na temat którego miałam złe zdanie. Ale to przysporzyłoby mi samych problemów i zero zysków. Nawet jeśli za kimś nie przepadałam ze względu na jego, na przykład, styl bycia i znajomych, tak jak to było z Tashą i Dake’m, wolałam być w stosunku do nich po ludzku uprzejma, bo po pierwsze nie miałam bezpośredniego poziomu, żeby być dla nich niemiłą, a po drugie wiedziałam, że więcej osiągnę mając ich sympatię aniżeli wrogość.
        To było zwykłe prawo przetrwania. Albo jesteś sobą i masz pod górkę, albo zakładasz odpowiednią maskę i masz prościej. Albo jesteś szczery i liczysz się z tym, że twoja opinia może być w najlepszym przypadku mocno zróżnicowana, albo uczysz się robić dobrą minę do złej gry i starasz się zjednać sobie jak najwięcej ludzi. Musiałam mieć najlepszą opinię, na jaką tylko było mnie stać. Najbardziej idealną opinię, jaką tylko można zdobyć. Nawet jeśli to oznaczało bycie, jak to ujęła Skye, fałszywym.
        Chyba bardziej niż nazwanie mnie w ten sposób (byłam już przyzwyczajona, określała mnie słowem „fałszywa” częściej niż moim imieniem) zabolało mnie wytknięcie braku znajomych. Bo to była, niestety prawda. Miałam dobre relacje z ludźmi, z którymi chodziłam na zajęcia, normalnie ze sobą rozmawialiśmy, śmialiśmy się razem i nie odczułam, żeby ktokolwiek był wobec mnie wrogo nastawiony. A i tak… nie byłam w stanie znaleźć sobie żadnych bliższych znajomych.
        Prawdopodobnie dlatego, że z reguły nigdy takich nie miałam. Kiedy zaczynasz dopuszczać ludzi bliżej, zaczynają widzieć twoje wady i słabe strony, a ja tego nienawidziłam. Nie znosiłam tego, że ludzie widzieli moje niedoskonałości. Nawet przed rodzicami cały czas grałam rolę idealnego dziecka, ukrywając przed nimi rzeczy, które mogliby potencjalnie uznać za rozczarowujące albo niezadowalające. I to było kolejnym powodem, dla którego uciekałam tak daleko na studia – nie byłam w stanie normalnie funkcjonować we własnym domu.
        Paradoksalnie to Skye była osobą, która znała mnie najlepiej, bo tylko przy niej nie chowałam swoich wad. I tak miała na mój temat beznadziejną opinią, więc nie było takiej potrzeby.
        — Życzę szczęścia w szukaniu kogoś, kto wreszcie obdarzy cię całą tą uwagę, której potrzebujesz. Ja chyba jednak zostanę przy nauce — odparłam spokojnie, sięgając po kolejny, trzeci już ołówek. — Jednak wolę być znana za to, co sama osiągam, niż za to, z kim się obściskuję po kątach na marnych imprezach.
        Cala moja znajomość ze Skye nauczyła mnie przede wszystkim tego, żeby zachowywać spokój. I za to powinnam być jej nawet wdzięczna. Nauczyłam się przy niej tego, żeby za wszelką cenę nie dawać się wyprowadzić z równowagi. Głównie dlatego, że wybuchy złości szkodziły mojej reputacji. A po pewnym czasie spędzonym na kłótniach ze Skye nauczyłam się, że nieważne, czy będę krzyczeć, czy odpowiadać spokojnie, efekt będzie taki sam. Albo nawet gorszy, bo kiedy traciłam nad sobą kontrolę, sprawiło to Skye o wiele większą satysfakcję. Jak każdorazowy mój odchył od bycia panną idealną.
    Gazelle
    Gazelle
    Minor Vampire

    Punkty : 10593
    Liczba postów : 2010
    Wiek : 27

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Gazelle Pon 05 Sie 2019, 18:18

    Parsknęłam głośnym śmiechem. To był komentarz tak bardzo w stylu Patricii. Słaby docinek, jak większość z tych, które mi serwowała. Nie poczułam się bardzo urażona (chociaż, nadal wkurzona), bo to, co mówiła, nie było ani trochę prawdziwe. Nigdy nie aspirowałam do tego, by być kojarzoną z obściskiwania się z kimkolwiek na imprezach. I nadal do tego nie aspiruję. Mam gdzieś bycie kojarzoną, w porównaniu do Patricii, która tak zdawała się garnąć do popularności, dla mnie nie ma to zupełnie znaczenia.
    Nie to mówiło o mojej wartości. W to starałam się całe życie wierzyć.
      — Myślisz, że to się wyklucza? — spytałam, wbijając w nią wzrok. — Że, co, jak się czasami pobawisz to to już skreśla wszystkie twoje osiągnięcia? A może jednak nie jesteś taka zdolna, za jaką cię wszyscy uważają, skoro nie jesteś w stanie tego pogodzić. Marnuj sobie zresztą życie jak chcesz, w przeciwieństwie do tego nie czuję potrzeby żeby wtykać nos w nieswoje sprawy. Ach, no i dziękuję za życzenia — dodałam słodkim tonem.
    I na tym chciałam zakończyć temat, bo, serio, rozmowa z Patricią Clay nie należała do rozrywek, którymi chciałabym zapełnić to popołudnie. Ułożyłam się na łóżku po ściągnięciu butów i sięgnęłam po słuchawki, które podłączyłam do telefonu. Gdy uruchomiłam playlistę na Spotify, dostałam wiadomość na Messangerze od swojej przyjaciółki.
    >>Mała stalkerska robota, nie dziękuj ;)
    Przy tej wiadomości był link do profilu na Facebooku. Po wejściu w ten link… ech, oczywiście że rozpoznałam tę twarz, która wczoraj tak chętnie dossała się do mojej.
    Bradley Fletcher, hm.
    Przeglądałam jego profil z nijakim zainteresowaniem. Po dacie urodzenia wywnioskowałam, że prawdopodobnie jest trzecioroczniakiem. Większość rzeczy na jego tablicy była związana z koszem i z durnymi memami, ale jedno zdjęcie przykuło moją uwagę. Niestety, skłamałabym, gdybym powiedziała że to ze względu na niego. Na tym zdjęciu ściskał się z ładną dziewczyną, która – co było oczywiste po zerknięciu na opis – była jego siostrą. Przy wgapianiu się w to zdjęcie moje myśli powędrowały do jednego, konkretnego wydarzenia z minionej nocy. Wydarzenia, którego naprawdę, naprawdę nie chciałam wspominać, i było ono bezpośrednio związane z miękkością warg mojej współlokatorki, której przecież nie znosiłam.
    Chwilę wahałam się przed dodaniem go do znajomych, przekonując się coraz bardziej do tego, że powinnam spróbować się z nim umówić, ale ostatecznie stchórzyłam i zrezygnowałam, wyłączając apkę.
    Ku mojemu zaskoczeniu, przed pójściem spać powiadomienia w telefonie poinformowały mnie o tym, że to Bradley Fletcher wysłał mi zaproszenie do znajomych.

    Następnego dnia po zajęciach udałam się jak zwykle do stołówki. Wolałam wydawać jak najmniej kasy, więc rzadko jadałam w inny sposób – chyba, że umówiłam się z kimś na mieście, albo któregoś dnia serwowali wyjątkowo paskudne żarcie. Wszyscy moi znajomi siedzieli jeszcze na swoich zajęciach, więc posiłek musiałam zjeść sama. Nie przeszkadzało mi to, w zasadzie. Planowałam wyjść na zewnątrz i nacieszyć się niezłą pogodą.
      — Co za spotkanie!
    Usłyszałam za sobą niski głos, gdy odbierałam już swoją tacę z jedzeniem. Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z – oczywiście – Bradleyem Fletcherem.
      — Um, cześć — mruknęłam. Zapanowała między nami cisza odrobinę zbyt długa, by mogła być komfortowa. Bradley w końcu odchrząknął i się odezwał:
      — Czemu w sobotę tak uciekłaś?
      — Byłam zbyt pijana i chyba mi trochę odbiło — mówiłam, starając się brzmieć jak najbardziej nonszalancko. — To było chujowe że tak cię wystawiłam, sorry.
      — Spoko. — Wzruszył ramionami, szczerząc zęby w uśmiechu. — Wszystko da się nadrobić. — Puścił mi flirciarsko oczko, a ja bałam się, że zaraz zwymiotuję. — Co ty na to… Moje bractwo organizuje imprezę w piątek. Będzie spoko ludzi i sporo alkoholu. I spoko muzyka. Wpadniesz?
      — Chętnie — odparłam, wymuszając na sobie przyjazny uśmiech.
      — Super. To dodaj mnie w końcu do znajomych, wyślę ci namiary na Messangerze. — Puścił mi ponownie oczko, odchodząc w stronę swoich znajomych z drużyny. Westchnęłam. Cholernie, cholernie nie miałam ochoty na imprezowanie z tym gościem. Ale wiedziałam, że zmuszenie się do tego dobrze mi zrobi. A właściwie… taką miałam nadzieję.

    W pokoju zastałam Patricię pochłoniętą nauką. Doprawdy, ta laska rzeczywiście spędzała godziny z łbem w książkach. Tak, nauki było sporo, więcej niż w liceum, ale… bez przesady? Patricia, jakby… zdawała się chcieć zapamiętać każdą, cholerną literkę. No, ale, cóż, nie moja sprawa.
    Rzuciłam swoją torbę w kąt i uwaliłam się na swoim łóżku.
      — Masz jakieś plany na piątek? — zarzuciłam nagle pytaniem. Nie widziałam jej twarzy, ale mogłam poczuć minę, którą właśnie zrobiła. — No bo bractwo Alfa organizuje imprezę i zgodnie z twoją prośbą chciałam cię poinformować, że się na nią wybieram. Żebyś, wiesz, uniknęła wciągnięcia się w coś wbrew własnej woli.
    Kannika
    Kannika
    Tempter

    Punkty : 1116
    Liczba postów : 230
    Wiek : 26

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Kannika Pon 05 Sie 2019, 21:28

    Paradoksalnie, po tym co usłyszałam od Skye, zaczęłam się uczyć dwa razy więcej niż dotychczas. Kilka głupich słów z ust kogoś, kogo opinia nawet nie powinna mieć dla mnie znaczenia, a wpadłam w kompletny obłęd. Niewiele było w stanie wyprowadzić mnie z równowagi, ale sugerowanie, że nie jestem wystarczająco dobra… to za każdym razem działało na mnie jak płachta na byka. Nienawidziłam samej możliwości tego, że mogłam nie być wystarczająco dobra. A zwłaszcza w nauce, która była moim życiowym priorytetem. Która była jedyną rzeczą, w której naprawdę chciałam być dobra.
        Słowa Skye miały na mnie tym bardziej większy wpływ po tamtym zaliczeniu, po którym wylądowałam trzecia. Przez to zaczęłam myśleć, że może naprawdę nie byłam aż tak zdolna, aż tak dobra, że może starałam się za mało i powinnam się bardziej przyłożyć. Wszystkie moje plany o życiowych rewolucjach na studiach zeszły na dalszy plan. Bałam się, że mogłam spaść jeszcze bardziej. A jeszcze bardziej tego, jak rozczarowani będą moi rodzice, jeśli faktycznie spadnę jeszcze niżej. Bałam się powiedzieć im o tym trzecim miejscu. Chyba w ogóle nie wróciłabym do domu, jeśli wylądowałabym jeszcze niżej.
        Dlatego postanowiłam spędzać każdą wolną chwilę na nauce. Odstawiłam nawet w kąt śledztwo na temat Skye i Tashy, bo nie chciałam, żeby cokolwiek innego zajmowało moje myśli. I nie zamierzałam odpuszczać, dopóki nie zdobędę najwyższego wyniku w grupie. Zamierzałam skończyć te studia z wyróżnieniem albo wcale.
        Chociaż chyba naprawdę zaczynałam przesadzać, skoro ludzie zaczęli to zauważać już pierwszego dnia mojego wprowadzania planu w życiu.
        — Pat, skarbie, to jest niezdrowe. Wiesz, że czasami musisz też jeść, spać i inne takie? Nie wspomnę nawet o seksie, bo jestem pewien, że to słowo nie figuruje nawet w twoim słowniku — nawijał Basil niby szeptem, ale i tak byłam pewna, że słyszał to każdy w bibliotece, przez co momentalnie spłonęłam rumieńcem.
        — Po pierwsze, moje życie intymne ma się bardzo dobrze…
        — Coś, co nie istnieje, nie może „mieć się dobrze”.
        — …po drugie, mój plan na naukę jest idealny i nie mam pojęcia, o co ci chodzi, a po trzecie jesteśmy w bibliotece, więc skup się, proszę, na tym, co potrzeba.
        Basil wywrócił oczami, ale faktycznie zaczął wertować regały, chociaż nie wyglądał na zainteresowanego którąkolwiek z książek. Nie wiedziałam, czemu w ogóle poszedł ze mną do biblioteki, skoro nie interesowało go wypożyczenie jakiejkolwiek książki.
        Basil był typem osoby, z jakimi zazwyczaj się nie zadawałam. Był aż przesadnie pewny siebie, czasami trochę zbyt głośny i definitywnie szalony. Cały czas zmieniał swój wygląd i to diametralnie. Pierwszego dnia zajęć widziałam go w trochę dłuższych, rozjaśnionych włosach i ubraniach, które wyglądały na co najmniej dwa rozmiary za duże, potem przez tydzień chodził w takich, które wyglądały na o rozmiar za małe, a obecnie nie tylko jego włosy były krótsze i bladoróżowe, ale też jego ubiór był czymś pomiędzy. Chodził w zdecydowanie za ciasnych spodniach i zdecydowanie zbyt luźnych, wzorzystych koszulach. I chyba planował jakiś piercing twarzy.
        Spytałam go kiedyś, skąd te wszystkie zmiany i tak różne kreacje. Wzruszył ramionami, twierdząc, że nie może być pewien, w czym wygląda i czuje się najlepiej, jeśli wcześniej wszystkiego nie spróbuje. Poza tym miałam wrażenie, że trochę też lubi igrać z tym, jak ludzie go postrzegają. A raczej, lubił potwierdzać to, co ludzie o nim myślą. W każdym razie tyle wywnioskowałam po tym, jak kiedyś na środku korytarza powiedział jakiemuś facetowi prosto w twarz „widzisz przecież na pierwszy rzut oka, że jestem gejem, nie musisz się aż tak przyglądać”. Więc może tym szalonym wyglądem chciał po części potwierdzić to, co wszyscy i tak o nim myśleli, a po części po prostu poeksperymentować. Był wystarczająco odważny, żeby eksperymentować ze swoim wyglądem nie dbając o to, co myślą wszyscy inni.
        I to był właśnie kolejny powód, dla którego pewnie nasze drogi nie skrzyżowałyby się w liceum. Basil był dumnym i zadeklarowanym homoseksualistą. I to nie do końca tak, że miałam coś przeciwko homoseksualistom. Po prostu… wszystkie moje grupy znajomych składały się z osób o nieskazitelnych reputacjach. A homoseksualizm, z jakiegoś powodu, wpływał źle na tę nieskazitelność.
        Chociaż nie byłam też do końca pewna, czemu zadawałam się z Basilem na studiach. Chociaż raczej to on zadawał się ze mną. W pierwszym tygodniu studiów byliśmy razem w grupie podczas ćwiczeń. Jakaś dziewczyna wyraziła niechęć w stosunku do Basila i pracowania z nim, a ja, trochę odruchowo i niewiele myśląc, ale mimo to najuprzejmiej jak potrafiłam, oznajmiłam jej, że nie obchodzi mnie to, jakiej orientacji są członkowie grupy tak długo, jak wykonują swoją pracę sprawnie i poprawnie. I najwidoczniej na tej podstawie Basil uznał, że się przyjaźnimy, bo zaczął skracać moje imię, mówić do mnie „skarbie” i siadać obok mnie na każdych ćwiczeniach. I mimo że z początku nie byłam pewna tej znajomości, obecność Basila była zaskakująco odprężająca. Może dlatego, że był swego rodzaju powiewem świeżości biorąc pod uwagę moich dotychczasowych znajomych, a może dlatego, że mimo tych swoich szaleństw był zwyczajnie w porządku. Może i nie planowałam wielkiej przyjaźni z nim, ale całkiem lubiła jego towarzystwo.
        — Słuchaj, — zaczął na nowo Basil, bo był jednym z tych, którzy nie potrafili siedzieć cicho zbyt długo — czy kiedyś w ogóle zdarzyło ci się zrobić coś i po prostu nie myśleć o tym wszystkim? O nauce i ocenach, i wynikach… Coś, co robiłaś nie dlatego, że musiałaś, tylko po prostu chciałaś i tyle?
        Trochę niespodziewanie dla mnie, ale przed oczami przeleciał mi tamten pocałunek z ubiegłej nocy. Pocałunek ze Skye. To była chyba jedyna rzecz w moim życiu, którą zrobiłam nie do końca myśląc o tym, co dalej, jak to wpłynie na moje życie i na moją reputację, kiedy po prostu robiłam, a konsekwencjami przejmowałam się potem. Kiedy zrobiłam coś dlatego, że tego chciałam, a nie dlatego, że powinnam. Kiedy przez krótki moment po prostu żyłam chwilą i tyle.
        Nie żebym planowała powiedzieć o tym Basilowi. Po prostu westchnęłam i kazałam mu skupić się na książkach zanim wyrzucą go z biblioteki.

        Po zaopatrzeniu się w książki wróciłam do pokoju i zajęłam się nauką. Już trochę odpływałam z przemęczenia i częściowo znudzenia, kiedy do pokoju wróciła Skye. Drgnęłam z zaskoczenia, zerkając na nią przelotnie zanim wróciłam wzrokiem do książki, którą wertowałam od półtorej godziny w poszukiwaniu jednego terminu. Przewróciłam oczami słysząc, co miała mi do powiedzenia. Cudownie. Przynajmniej już wiedziałam, jakich planów nie mam na piątek.
        — Świetnie. Czyli mogę to wykreślić to z mojego grafika — wymamrotałam, szukając najbliższego ołówka, chociaż wszystkie już chyba miałam we włosach. Musiałam wyglądać pokracznie, ale nawet nie chciało mi się tym przejmować. — Powodzenia w szukaniu mężczyzny twojego życia. Powinnam się jakoś przygotować na tę okazję? Zostawić prezerwatywy na twoim łóżku i ulotnić się na całą noc? Czy może zamknąć drzwi na klucz i nie oczekiwać, że wrócisz do rana? Daj mi znać wcześniej, nie znoszę robić rzeczy na ostatnią chwilą.
    Gazelle
    Gazelle
    Minor Vampire

    Punkty : 10593
    Liczba postów : 2010
    Wiek : 27

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Gazelle Wto 06 Sie 2019, 00:47

    Byłam pewna, że jej grafik na tym nie ucierpi. W zasadzie byłam pewna, że nie wybierała się na tę imprezę – pewnie nawet o niej nie słyszała – ale i tak musiałam jej o tym powiedzieć. Ech, co tu dużo mówić, czasami miałam iście gówniarskie impulsy, za którymi podążałam. A to był jeden z nich – pochwalenie się lasce, której nie znoszę, która zawsze zdawała się uważać za lepszą ode mnie, że zostałam zaproszona na imprezę ze swego rodzaju elitą tego kampusu.
    Boże, kiedy zaczęłam się przejmować takimi rzeczami? Skrzywiłam się wewnętrznie z zażenowania samą sobą. To było idiotyczne i takie… takie nie w moim stylu. Nie miałam parcia na imprezowanie z tymi popularnymi studentami, naprawdę. Ale, jednak, pokusa zaszpanowania przed Patricią nade mną zwyciężyła, pozostawiając mnie z uczuciem goryczy w ustach.
      — Nie lubisz robić rzeczy na ostatnią chwilę, mówisz? W takim razie pozostawię cię w niepewności. — Uśmiechnęłam się wrednie. — Będziesz miała przynajmniej jakieś zajęcie w tej swojej samotni. A może chcesz, żebym została i dotrzymała ci towarzystwa, żeby nie było ci smutno? — udawałam zatroskaną.
    To była kolejna rzecz tak nietypowa dla mnie. Nie troska o Clay, bo to było jawnie sarkastyczne, tylko to, że… nie wiem, dlaczego jej wytknęłam to, że nie zamierzała wybrać się na jakąś durną imprezę. Bo przecież, Jezu, ktoś może zwyczajnie nie mieć ochoty imprezować. Ja często też nie chciałam imprezować. I zawsze wychodziłam z założenia, że piątkowe czy sobotnie wieczory spędzone z Netflixem też mogą być fajne, i nie ma nic żałosnego w spędzaniu tak czasu.
    Patricia Clay sprawiała jednak, że byłam w stanie wyprzeć się własnych przekonań, byleby móc jej dociąć. Co mnie denerwowało o tyle, że przez to sama stawałam się w zasadzie fałszywa. Nie musiałam posuwać się do tego rodzaju zagrywek, a mimo to nie mogłam się powstrzymać, szukając desperacko i za wszelką cenę jakiejś szpili, którą mogłabym wbić w ciało tej wkurzającej blondyny.
    Jasna cholera, tak bardzo jej nie znoszę.
    Mogłabym jakoś przetrawić tę licealną niechęć, gdybyśmy się tylko mijały na kampusie. Poważnie, nie jestem aż tak małostkowa. Pech niestety sprawił, że wylądowałam z nią w tym samym pokoju w akademiku, że musiałam dzielić z nią moją tymczasową przestrzeń życiową. I nawet jeżeli starałyśmy się rozmawiać ze sobą jak najmniej, sama jej obecność sprawiała, że czułam się szalenie niekomfortowo w pokoju, w którym przecież mieszkałam. Co było generalnie mocno do dupy.
    Nie wspominając o incydencie z sobotniej nocy, który mocno zaognił sytuację. Przynajmniej z mojej perspektywy. Bo ten kontakt fizyczny, tak spontaniczny i tak… dziwny, namieszał mi porządnie w głowie i kompletnie mi się to nie podobało. A to wszystko było, oczywiście, winą Patricii.
    Kannika
    Kannika
    Tempter

    Punkty : 1116
    Liczba postów : 230
    Wiek : 26

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Kannika Wto 06 Sie 2019, 12:55

    Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech, żeby nie wybuchnąć. Nie miałam czasu ani siły na wrzeszczenie na Skye z byle powodu. Zresztą, wiedziałam tak, jak niesamowitą satysfakcję by jej to sprawiło, gdybym nagle zaczęła wrzeszczeć.
        Problem w tym, że byłam już wyjątkowo zirytowana. Mijała już czwarta godzina odkąd bez przerwy dłuższej niż przerwa na siku siedziałam przy książkach, więc byłam już trochę zmęczona. Dodatkowo po tym, co powiedział mi w bibliotece Basil, z jakiegoś powodu im bardziej zmęczona byłam, tym częściej wracałam myślami do tego, co stało się po piątkowej imprezie w drodze do akademika. No i na domiar złego naprawdę irytowało mnie to przechwalanie się Skye. Tak jakby było się czym przechwalać. Szła na imprezę bractwa.
        Fakt faktem, mało wiedziałam o bractwach, ale nie kojarzyły mi się zbyt pozytywnie. A raczej, ich członkowie nie kojarzyli mi się zbyt pozytywnie. To byli ci mega popularni faceci, najczęściej sportowcy, którzy zmieniali laski jak rękawiczki i dbali tylko i wyłącznie o to, żeby dziewczyna, z którą się pokazują, wyglądała przy nich dobrze. O ile w ogóle planowali się z nią pokazywać, bo wyglądali mi raczej na takich, którzy potrzebują dziewczyny na jeden wieczór w łóżku.
        Dlatego też ja raczej nie gustowałam w takim towarzystwie. Generalnie zazwyczaj próbowałam unikać towarzystwa, w którym głównym celem są imprezy. I tak na nie nie chodziłam, a nie chciałam się przez to czuć wykluczona. Poza tym, nie zamierzałam być niczyją ozdobą ani zabawką na jedną noc. Ceniłam się zdecydowanie wyżej niż to i wolałam żyć szczęśliwe życie singielki, niż być z kimś, przy kim czułabym się jak pusta kretynka, która ma tylko ładnie się śmiać i dobrze wyglądać.
        Ale dlatego też wiedziałam, czemu tacy faceci mogli oglądać się za Skye. Mimo całej mojej niechęci do niej, musiałam przyznać, że była całkiem atrakcyjna. Więc naturalnie tego typu faceci mogli uznać ją za ładny dodatek. Problem w tym, że najwidoczniej nie zdawali sobie sprawy z tego, że Skye nie pozwoli się tak usadzić. Bo kolejną rzeczą, jaką bardzo mimowolnie musiałam przyznać, było to, że Skye miała wystarczająco charakteru, żeby nie pozwolić sobie na bycie jedynie czyjąś ozdobą, z którą ładnie się pokazać. A w każdym razie takie odnosiłam wrażenie. I naprawdę miałam nadzieję, że jest mylne. To byłoby niezwykle satysfakcjonujące zobaczyć Skye jako zwykły dodatek do kogoś. To by pokazało, że jednak nie jest tak charakterna, na jaką wygląda.
        — Obejdzie się — rzuciłam, nawet nie patrząc w jej stronę, zbyt zajęta zaznaczaniem w książce strony, która mogła mi się przydać kiedyś w przyszłości. — Z pewnością lepiej dotrzymasz mi towarzystwa, kiedy cię tu nie będzie.
        Najlepszą formą obecności Skye był brak jej obecności. Kiedy byłyśmy razem w pokoju, w najlepszym wypadku nie odzywałyśmy się do siebie, próbując nie zwracać na siebie najmniejszej nawet uwagi. Chociaż i tak długo nie wytrzymywałyśmy i w pewnym momencie zaczynałyśmy sobie dogryzać z byle powodu. I najczęściej kończyło się tym, że jedna z nas po prostu wychodziła. Więc każdy wieczór bez niej był dla mnie jak wczesny prezent gwiazdkowy.
        — Mam nadzieję, że Tasha pochwali twój nowy wybór — dodałam jeszcze, bo nie mogłam się powstrzymać od tej drobnej zgryźliwości. Zwłaszcza że z tego, co zrozumiałam, Skye planowała kogoś poznać na tej imprezie. Ewentualnie już poznała i na tę imprezę szła właśnie z tym kimś.
    Gazelle
    Gazelle
    Minor Vampire

    Punkty : 10593
    Liczba postów : 2010
    Wiek : 27

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Gazelle Wto 06 Sie 2019, 23:23

    Patricia była raczej zbyt przenikliwa, żeby dać się na to nabrać, ale tym razem parsknęłam śmiechem, który brzmiał prawie ciepło. Prawie. No ale, cóż, jej komentarz był całkiem zabawny, bo mogłam powiedzieć dokładnie to samo na temat mojej chęci do dotrzymywania towarzystwa tej przemądrzałej blondynie.
    Och, cóż, przynajmniej w tym się zgadzałyśmy.
    Prawdopodobnie byłam jedyną osobą, względem której Patricia nie próbowała być fałszywie miła. Pewnie głównie dlatego, że już dawno przejrzałam jej bullshit. I nie było mowy, żebym uwierzyła w jakiekolwiek jej próby nawiązania przyjaznych stosunków. Wiedziałam od początku, że laski takie jak ona nie chcą kumplować się z laskami takimi jak ja. Że te popularne laski gardzą takimi jak ja. Nie przejmowałam się tym, bo wiedziałam że nie ma powodu żeby mną pogardzać, poza jakimś wydumanym poczuciem wyższości ze strony tego typu osób. Co, w mojej opinii, było naprawdę godne pogardy.
      — Hm, zdaje się być zadowolona — odparłam nonszalancko, udając że nie zauważyłam zgryźliwości w jej tonie.
    Tasha, w gruncie rzeczy, była bardziej niż zadowolona. To było z mojej strony okrutne, oskarżanie mojej przyjaciółki o takie rzeczy, ale wydawało mi się, że spora część jej zadowolenia wynikała z tego, że dzięki mojej znajomości z Bradem sama mogła się wkręcił w świat popularnych ludzi na kampusie. Nie… nie były to zupełnie bezpodstawne podejrzenia. Naprawdę wyczuwałam w niej od początku roku akademickiego to okropne parcie na zaistnienie w tym towarzyskim życiu kampusu. Robiło mi się naprawdę przykro, gdy o tym myślałam. Wychodzę z tym na kompletną egoistkę, ale naprawdę… nie chcę, żeby Tasha się zmieniała. Chciałabym, żeby nadal była taka jak w liceum. Ale i tak, uwielbiam ją całym swoim sercem. To raczej… raczej nie mogło się całkowicie zmienić. Co chyba… chyba nie było dla mnie dobre.
    Koniec końców, to głównie z jej powodu dałam się wciągnąć w kontakt z Bradem. Co do którego miałam złe przeczucia, których nie umiałam zignorować, chociaż się starałam. Po prostu, podskórnie czułam że robię coś źle. Skradało się przy tym poczucie obrzydzenia do samej siebie, a także poczucie wewnętrznego fałszu.
    Nie chciałam być fałszywa. Doceniałam własną szczerość, uważałam to za dobrą cechę, mimo iż czasami wpędzała mnie ona w kłopoty.
    Ale… czy mogłam nazywać się nadal szczerą, odkąd ukrywałam przed moją przyjaciółką, przed najbliższą mi osobą, tak istotną rzecz jak moje uczucia do niej…?
      — Wiesz, jeżeli ma być ci smutno samej, to mogę ci zorganizować inne towarzystwo. — Puściłam jej oczko. — Może ci się przydać. Potraktuj to jako miły gest swojej współlokatorki.
    Kannika
    Kannika
    Tempter

    Punkty : 1116
    Liczba postów : 230
    Wiek : 26

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Kannika Sro 07 Sie 2019, 12:15

    Przewróciłam oczami słysząc „propozycję” Skye. Pomijając fakt, że był to sarkazm, nawet nie chciałam myśleć o tym, jakie towarzystwo zorganizowałby mi ktoś taki jak ona. Ale z pewnością kogoś takiego jak ona sama, a to z pewnością nie był szczyt moich marzeń. Ostatnie, czego chciałam, to zmarnować swój wieczór na jakiegoś (bo zakładałam, że miała na myśli faceta) palącego trawkę i zalewającego się alkoholem gościa, który pewnie zacząłby się do mnie dobierać po zaledwie trzech minutach znajomości. A w przeciwieństwie do Skye nie byłam fanką obściskiwania się z mężczyznami, których w ogóle nie znałam, a zwłaszcza pod wpływem alkoholu i innych takich.
        W porę jednak moją uwagę przykuł telefon, którego wyświetlacz rozświetlił się z kolejną wiadomością od Basila, który po naszej rozmowie w bibliotece stwierdził, że potrzebuję w życiu jakiejkolwiek rozrywki i najwidoczniej mianował się moim osobistym animatorem rozrywki, bo wkrótce po powrocie do pokoju otrzymałam szereg wiadomości, z których wynikało, że już zaplanował nasz piątkowy wieczór i najwidoczniej nie miałam nic do gadania. Na szczęście nie była to żadna głupia impreza, co nie zmieniało faktu, że i tak niekoniecznie miałam ochotę się godzić.
        Basil planował urządzić coś u siebie, ale dość szybko okazało się, że jednak jego współlokator może potrzebować tego pokoju akurat na ten wieczór. Spytał więc, czy moja współlokatorka miałaby coś przeciwko, gdyby to on wpadł do mnie.
        Nie żebym w ogóle zamierzała ją o to pytać.
        — W sumie tak się składa, będę mieć gościa w piątek wieczorem — oznajmiłam, jednocześnie odpisując Basilowi, że Skye nie ma absolutnie nic przeciwko, mimo że na dobrą sprawę nawet nie spytałam jej o zgodę. Byłam absolutnie pewna, że Skye w takiej sytuacji również nie kłopotałaby się pytaniem mnie o zgodę. Ja chociaż powiedziałam jej o tym z wyprzedzeniem. — Tak więc dziękuję bardzo za miłe gesty, ale niestety nie będę ich potrzebować.
        Prawdę mówiąc planowałam odmówić zawzięcie odmawiać Basilowi aż do piątku, bo naprawdę chciałam przeznaczyć ten wieczór na to, żeby się uczyć, ale przez tę rozmowę ze Skye przewyższyła chęć po pierwsze wzbudzenia w niej ciekawości tym, że ktoś do mnie przychodzi, a po drugie pokazania jej, że mam z kim spędzać czas i wcale nie spędzę piątkowego wieczoru samotnie przy książkach... mimo że to właśnie był mój początkowy plan.
        Oczywiście, był to tylko wieczór przy filmach ze znajomym, który nawet nie interesował się kobietami, co Skye z pewnością uznałaby za najbardziej żałosny sposób spędzania piątkowych wieczór, ale po pierwsze, Skye wcale nie musiała wiedzieć, co dokładnie będę robić i z kim. Jedyne, co wiedziała, to że ktoś do mnie przychodzi w piątek, a to, jak sobie przetworzy tę informację, to jej sprawa. Miałam tylko nadzieję, że zrzednie jej mina.
        A po drugie, ja osobiście nie widziałam nic złego w spędzaniu piątkowego wieczoru w ten sposób. No, pomijając to, że ubolewałam nad faktem, że zaprzepaściłam wieczór wolny od Skye, który mogłam przeznaczyć na spokojną naukę. Nie lubiłam imprez, a zwłaszcza po tej poprzedniej. A wieczór spędzony przy filmach wydawał mi się naprawdę dobrą opcją, zwłaszcza że od dawna nie spędzałam czasu w ten sposób. Po prostu siedząc i oglądając film, który oglądam dla przyjemności, a nie z potrzeby wyniesienia czegoś z tego seansu. Wprawdzie nie byłam pewna, czego mogę się spodziewać po Basilu i trochę mnie to przerażało, ale jednak postanowiłam zaryzykować i pozwolić mu na wybór filmów. Liczyłam na to, że mnie pozytywnie zaskoczy albo chociaż nadrobi beznadziejność filmów swoją szaloną, aczkolwiek na swój sposób odprężającą obecnością.

    Sponsored content

    I hate the way I love you Empty Re: I hate the way I love you

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Pią 26 Kwi 2024, 23:20