I took my pills, and I'm happy all the time

    Olaf
    Olaf
    Innocent Creature

    Punkty : 42
    Liczba postów : 14

    I took my pills, and I'm happy all the time Empty I took my pills, and I'm happy all the time

    Pisanie by Olaf Pią 10 Maj 2019, 12:06

    I took my pills, and I'm happy all the time Tumblr_ov8gfcsL0u1wz6gjeo6_250

    Timothy Warren - 36 lat - New York Police Department

    Praca dla nowojorskiej policji zawsze kołatała się z tyłu głowy Warrena jako marzenie, do którego chciał dążyć i którego realizacji najbardziej pragnął. Teraz miał lekko ponad trzydzieści pięć lat i od razu pracował jako detektyw, awansując dzięki latom przebytej służby i swoim zasługom dla nowojorskiej policji. Wydział zwalczania przestępczości  zorganizowanej, w którym pracował, miał w swoich szeregach wielu znakomitych oficerów i detektywów, ale nie każdy z oficerów zasługiwał na awans i nie każdy takowy otrzymywał; pewnie też tym większa była radość Timothy'ego, który z dumą nosił odznakę detektywa, tak samo jak z dumą prezentował światu - zwykle znajdującą się przy pasku, ale nie zawsze - broń, Glocka, 9 mm, która idealnie leżała w jego dłoni i którą uwielbiał się posługiwać. Co prawda wolał nie strzelać w żywe cele, tylko raczej trenować na strzelnicy, ale zawsze wychodził do pracy ze świadomością, że tego dnia broń może mu się przydać - był gliną, walczył z przestępczością zorganizowaną, m.in. narkotykową i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że może w każdej chwili musi być gotowy, żeby do kogoś strzelić. Każdy wystrzelony w kierunku człowieka pocisk kosztował go wiele nerwów, zwłaszcza gdy emocje z walki już opadły, ale nigdy starał się nie żałował swoich decyzji. Jeśli strzelał, to musiał być całkowicie pewien, że innej opcji nie ma.
    Czy był wzorowym policjantem? Za takowego się nie uważał, co to to nie, ale dążył do tego, żeby przede wszystkim być uczciwym w stosunku do siebie i robić to, co sprawiało mu frajdę. Nie wyobrażał sobie, że można zostać gliną i nie czuć do tego specjalnego powołania; to już podchodziło pod masochizm. Nawet patrole po Nowym Jorku lubił, zwłaszcza te samotne, bo wtedy mógł podziwiać przepiękne okolice i cieszyć się tym, że przyszło mu żyć właśnie w tym kraju, w tym mieście... Tego dnia, jak się za chwilę okaże, będzie mógł się cieszyć z samotności jeszcze z jednego powodu.
    Alejka jak każda inna, gdyby nie fakt, że dochodziły z niej dźwięki, których w pierwszej chwili nie potrafił jednoznacznie zidentyfikować. Jęki, szloch...? Na pewno ktoś potrzebował tam pomocy. Wyjął broń, przy okazji rozglądając się, czy nie ma tam nikogo, kto próbowałby go zaatakować, a gdy upewnił się, że poza leżącą pod ścianą postacią alejka jest pusta - dopiero wszedł głębiej, nadal jednak trzymając broń w dłoni i palec w okolicy spustu. Na pierwszy rzut oka młodzieniec leżący pod ścianą mógł być kimkolwiek, nawet zwykłym bezdomnym, pobitym za flaszkę wódki przez "kolegę", jednak po bliższym podejściu okazało się, że Timothy zna tego człowieka i że... cholera, na moment zamarło w nim serce, gdy rozpoznał tego młodego dealera.
    Krótką chwilę później ukucnął przy ciele chłopaka, delikatnie kładąc dwa palce na boku jego szyi (by sprawdzić puls), w tym samym czasie błądząc wzrokiem po jego ubraniach, żeby znaleźć ewentualną ranę po kuli, która wymagałaby szybkiej interwencji. Nic takiego nie znalazł, więc położył delikatnie dłoń na jego policzku, klepiąc go po nim lekko, a broń ponownie schował na miejsce (spoglądając jeszcze za siebie, czy przypadkiem nikt niepowołany nie pojawił się w alejce).
    - Lawrence...? Słyszysz mnie...? - odgarnął kosmyk mokrych włosów z jego czoła, w zwyczajnym, zatroskanym geście. - Gdzieś Cię boli...?

      Obecny czas to Pon 29 Kwi 2024, 18:20