Blondynowi nie spodobała się informacja, że ma do czynienia z człowiekiem, który pracował u jego producenta. Nawet, jeśli nie uczestniczył w tworzeniu akurat jego, wciąż mógł być zagrożeniem. Mógł wiedzieć za dużo lub szukać sposobu, by w jakiś sposób odegrać się na OI. Albo zaszokować ich i wkupić się w ich łaski. Oczywiście, tamta kobieta chciała mu pomóc i w jakiś sposób dała możliwość ucieczki, ale… w jakim miejscu ostatecznie skończył? Nie tak daleko od koszar, uszkodzony i pozbawiony jakiegokolwiek planu na przyszłość.
A może to był jeden wielki spisek? Może tak naprawdę chcieli go w jakiś sposób sprawdzić, dlatego trafił prosto w objęcia innego pracownika? Może tak naprawdę nigdzie nie uciekł, a po nitce do kłębka dotarł dokładnie tam, gdzie miał.
Znieruchomiał na moment, wciąż na kolanach, z dłońmi ułożonymi na prawej łydce mężczyzny. Nie wiedział, co powinien zrobić. Jak tego człowieka sprawdzić, by upewnić się co do jego zamiarów? Wydawało się, że jest szczery, że faktycznie go pobito, a przecież seria 099 miała nie być przewidywalna, a dostosowywać się do sytuacji, uczyć i podejmować własne, niezależne decyzje… Ale może to też było kłamstwo?
Wzdrygnął się, słysząc kolejne słowa. Nie mógł zobaczyć miny Victora, a więc i nie wiedział, że ten wcale nie planował dostać się do jego mechanizmów. Jeśli mężczyzna mówił prawdę o swoim braku wiedzy dotyczącym modeli takich jak android, nie mógł mieć pojęcia, jak zarazem kuriozalny, ale i świetny był jego pomysł. Kuriozalny, bo 099 był stworzony w taki sposób, by odróżnienie go od człowieka nie wykraczało tylko poza zachowania i wstępną powłokę ciała. Świetny, ponieważ właśnie tam był identyfikator androida.
Świetne pytanie. Gdyby chociaż sam znał na nie odpowiedź, byłoby prościej.
- Nie wiem - odparł cicho, podnosząc się. Wyłączył strumień wody i podsunął mężczyźnie ręcznik, ale nie odsunął się, gotów zareagować na ewidentny ból lub głupie pomysły gospodarza.
Po chwili jednak poszedł po apteczkę, wrócił z nią i przystąpił do smarowania i bandażowania towarzysza, z tym samym, niezmiennym spokojem, ostrożnością i cierpliwością.
- Nie jestem… Nie myślę do końca jasno - wytłumaczył się wreszcie. - Wydawało mi się to wtedy właściwe. Podjęcie decyzji całkowicie samodzielnie, bez żadnego wyżej wyznaczonego celu, bez kalkulacji ewentualnych zysków i strat, ponieważ i tak nie mogłem ich ocenić. - Zamilkł, zdając sobie sprawę, że powiedział za dużo. Znowu był jak człowiek. Głupi i bezbronny. Opuścił głowę, pozornie spoglądając na pudełko na kolanach, być może rozważając swoje kolejne kroki.
Tak w pewnym sensie było. Czy powinien wyznać prawdę? Czy przeciwnie, powinien zamordować tego człowieka, ignorując to wszystko, co zrobił wcześniej, by utrzymać go przy życiu?
- Sądzę, że w pewien sposób jestem to winien - powiedział wreszcie, ponawiając leczenie Victora.
A może to był jeden wielki spisek? Może tak naprawdę chcieli go w jakiś sposób sprawdzić, dlatego trafił prosto w objęcia innego pracownika? Może tak naprawdę nigdzie nie uciekł, a po nitce do kłębka dotarł dokładnie tam, gdzie miał.
Znieruchomiał na moment, wciąż na kolanach, z dłońmi ułożonymi na prawej łydce mężczyzny. Nie wiedział, co powinien zrobić. Jak tego człowieka sprawdzić, by upewnić się co do jego zamiarów? Wydawało się, że jest szczery, że faktycznie go pobito, a przecież seria 099 miała nie być przewidywalna, a dostosowywać się do sytuacji, uczyć i podejmować własne, niezależne decyzje… Ale może to też było kłamstwo?
Wzdrygnął się, słysząc kolejne słowa. Nie mógł zobaczyć miny Victora, a więc i nie wiedział, że ten wcale nie planował dostać się do jego mechanizmów. Jeśli mężczyzna mówił prawdę o swoim braku wiedzy dotyczącym modeli takich jak android, nie mógł mieć pojęcia, jak zarazem kuriozalny, ale i świetny był jego pomysł. Kuriozalny, bo 099 był stworzony w taki sposób, by odróżnienie go od człowieka nie wykraczało tylko poza zachowania i wstępną powłokę ciała. Świetny, ponieważ właśnie tam był identyfikator androida.
Świetne pytanie. Gdyby chociaż sam znał na nie odpowiedź, byłoby prościej.
- Nie wiem - odparł cicho, podnosząc się. Wyłączył strumień wody i podsunął mężczyźnie ręcznik, ale nie odsunął się, gotów zareagować na ewidentny ból lub głupie pomysły gospodarza.
Po chwili jednak poszedł po apteczkę, wrócił z nią i przystąpił do smarowania i bandażowania towarzysza, z tym samym, niezmiennym spokojem, ostrożnością i cierpliwością.
- Nie jestem… Nie myślę do końca jasno - wytłumaczył się wreszcie. - Wydawało mi się to wtedy właściwe. Podjęcie decyzji całkowicie samodzielnie, bez żadnego wyżej wyznaczonego celu, bez kalkulacji ewentualnych zysków i strat, ponieważ i tak nie mogłem ich ocenić. - Zamilkł, zdając sobie sprawę, że powiedział za dużo. Znowu był jak człowiek. Głupi i bezbronny. Opuścił głowę, pozornie spoglądając na pudełko na kolanach, być może rozważając swoje kolejne kroki.
Tak w pewnym sensie było. Czy powinien wyznać prawdę? Czy przeciwnie, powinien zamordować tego człowieka, ignorując to wszystko, co zrobił wcześniej, by utrzymać go przy życiu?
- Sądzę, że w pewien sposób jestem to winien - powiedział wreszcie, ponawiając leczenie Victora.