by Verde Wto 15 Sty 2019, 20:59
A Paulowi nie pozostawało nic innego jak tylko dostosować się do zachowania brata, które było dokładnie takie jak przed koncertem, czyli oschłe i nieprzyjemne. Siedział więc na swoim materacu, rysując i lecząc kaca litrami wody, za nic jednak nie mogąc pozbyć się moralniaka. Temat wczorajszej nocy nie został poruszony nawet raz, jakby nigdy nic się nie wydarzyło i może właśnie tak było lepiej? W końcu od samego początku było to złe. Nastolatek mógł tylko dziękować sobie w myślach, że nie doszło do czegoś więcej, bo o ile teraz było mu po prostu trochę żal, o tyle byłby pewnie załammy gdyby to zrobili, a Josh nawet by o tym nie pamiętał. Swoją drogą, z każdą mijającą godziną zaczynał szczerze wątpić, że to naprawdę miało miejsce, równie dobrze mógł mieć tak powalony i dziwny sen.
Kiedy Henry zaszczycił ich swoją obecnością, Paul tylko zerknął na ojca i wrócił do rysunku, przerywając dopiero kiedy ten zwrócił się bezpośrednio do niego. Powstrzymał ciężkie westchnięcie, bo ostatnie na co miał teraz ochotę to jakieś tułaczki po sklepach, ciąg bolała go głowa. Wiedział jednak, że nie ma zbyt dużego wyboru, zwłaszcza, że Josh nie wykazywał szczególnych chęci, żeby go jakoś wesprzeć.
— Mogę iść — powiedział w końcu, podnosząc się z miejsca i podszedł do ojca; czekał aż da mu pieniądze.
— No, na co czekasz?
— Kasa?
Velanti jakby przypomniał sobie o tym dopiero teraz, i nurkując dłonią w głębokiej kieszeni wyjął w końcu wymiętolony banknot.
— Przy okazji, kup setkę i parę piw.
Ach, czyli o to chodziło od samego początku, a nie o jakiś durny obiad. Nastolatek nie komentując tego w żaden sposób, narzucił na siebie ciemną bluzę i po prostu wyminął mężczyznę, z niejaką ulgą opuszczając komorę gazową, w którą przekształcił się ich pokój.
Sklep na roku oczywiście nie był otwarty, na drzwiach wisiała tylko karteczka z informacją, że mają remanent, akurat dzisiaj. Paul miał ochotę strzelić sobie w twarz za to, że w ogóle zgodził się gdziekolwiek iść.
Zanim przyczłapał się z powrotem, w międzyczasie zdążył dwa razy zgubić się w poszukiwaniu innego sklepu i drugie tyle, kiedy już wracał do domu. Finalnie w drzwiach pojawił dość późno, w dodatku, mając w reklamówkach tylko jedzenie. Zdawało się, że Henry zdążył zapomnieć, że jego syn dalej miał tylko szesnaście lat i pomimo wysokiego wzrostu, z twarzy to dalej był dzieciak. Próbować próbował, jednak trafił na wyjątkowo twardą kobietę, która bez dowodu nie chciała sprzedać mu nawet pół piwa.
— Gdzieś ty był tyle czasu?!
Już na wstępie powitał go niezadowolony wzrok ojca, który tylko czekał na jego powrót – albo raczej na alkohol, nigdzie jednak nie widząc żadnej butelki, brwi mężczyzny zmarszczyły się jeszcze bardziej.
— Chyba żartujesz gówniarzu, że nic nie kupiłeś?!
Ostatnio zmieniony przez Verde dnia Wto 15 Sty 2019, 21:55, w całości zmieniany 1 raz