– Ta, cześć. – rzucił niezbyt przyjaznym tonem mając ochotę wywrócić ostentacyjnie oczami, jednak powstrzymał się, kiedy Brian postanowił się z nim zamienić. Całe szczęście. – Dzięki.
Chyba nie zniósłby lotu, nieważne jak długo by miał trwać, gdyby musiał siedzieć przy oknie. Nie dość, że przerażał go fakt znajdowania się tak wysoko na ziemią, to nie mógłby ciągle patrzeć przez okno i podziwiać, jak wiele mu do niej brakuje. A zdecydowanie wolał czuć stabilną powierzchnię pod stopami.
Zatopił się w swoim fotelu, nie zwracając nawet zbytnio większej uwagi na mężczyznę obok. Zamiast tego, podparł głowę na dłoni i nieświadomie zaczął trząść swoją nogą, chcąc najwyraźniej w taki sposób rozładować swój mały, coraz bardziej kumulujący się stres.
– Co? – sapnął nagle słysząc obok siebie jakieś słowa i skonsternowanym wyrazem twarzy zmusił Briana do powtórzenia swojego pytania. Przestał trząść nogą i pokręcił przecząco głową. Pić w pracy? – Nie.
Naprawdę nie chcąc ściągać na siebie uwagi swojego szefa w tej stresującej dla niego chwili, odwrócił lekko głowę w bok, z dala od niego i przymknął oczy chcąc sprawić wrażenie sennego, chcącego się zdrzemnąć, a nie umierającego w środku z obawy przed lataniem. Boże, dlaczego on się dał w to wciągnąć.
Kiedy ich samolot zaczął w końcu kołować, Val ciagle nie otwierając oczu spiął się wyraźnie i tylko zacisnął palce na mostku swojego nosa, chcąc w ciszy przeżyć swoje małe cierpienie. Nieważne, że prawdopodobnie był biały jak ściana i jego mina nie wskazywała na świetne samopoczucie, to nic. Dopiero kiedy samolot osiągnął wysokość przelotową, Val z cichym westchnieniem otworzył oczy i odpiął swoje pasy, modląc się, żeby jakimś cudem za tydzień wracali autostopem.
– Dobra – zaczął cicho bez patrzenia na Briana, tym razem jak najbardziej chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. – Teraz możemy się napić.
Chyba nie zniósłby lotu, nieważne jak długo by miał trwać, gdyby musiał siedzieć przy oknie. Nie dość, że przerażał go fakt znajdowania się tak wysoko na ziemią, to nie mógłby ciągle patrzeć przez okno i podziwiać, jak wiele mu do niej brakuje. A zdecydowanie wolał czuć stabilną powierzchnię pod stopami.
Zatopił się w swoim fotelu, nie zwracając nawet zbytnio większej uwagi na mężczyznę obok. Zamiast tego, podparł głowę na dłoni i nieświadomie zaczął trząść swoją nogą, chcąc najwyraźniej w taki sposób rozładować swój mały, coraz bardziej kumulujący się stres.
– Co? – sapnął nagle słysząc obok siebie jakieś słowa i skonsternowanym wyrazem twarzy zmusił Briana do powtórzenia swojego pytania. Przestał trząść nogą i pokręcił przecząco głową. Pić w pracy? – Nie.
Naprawdę nie chcąc ściągać na siebie uwagi swojego szefa w tej stresującej dla niego chwili, odwrócił lekko głowę w bok, z dala od niego i przymknął oczy chcąc sprawić wrażenie sennego, chcącego się zdrzemnąć, a nie umierającego w środku z obawy przed lataniem. Boże, dlaczego on się dał w to wciągnąć.
Kiedy ich samolot zaczął w końcu kołować, Val ciagle nie otwierając oczu spiął się wyraźnie i tylko zacisnął palce na mostku swojego nosa, chcąc w ciszy przeżyć swoje małe cierpienie. Nieważne, że prawdopodobnie był biały jak ściana i jego mina nie wskazywała na świetne samopoczucie, to nic. Dopiero kiedy samolot osiągnął wysokość przelotową, Val z cichym westchnieniem otworzył oczy i odpiął swoje pasy, modląc się, żeby jakimś cudem za tydzień wracali autostopem.
– Dobra – zaczął cicho bez patrzenia na Briana, tym razem jak najbardziej chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. – Teraz możemy się napić.