Fear of the Fade

    Pan Vincent
    Pan Vincent
    Tempter

    Punkty : 2244
    Liczba postów : 102
    Wiek : 30

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Pan Vincent Nie 20 Sty 2019, 11:47

    Błękitne spojrzenie rozbłysnęło tajemniczo, gdy Solas spuszczał wzrok, zawieszając go na kubku z rumiankiem - wiedział, że jeśli popatrzyłby w tej chwili choćby i sekundę dłużej na swą ukochaną, zakończyłoby się to niekontrolowanym wybuchem śmiechu, graniczącym z histerią.
    Doprawdy, co też potrafiły z nimi wyprawiać te głupie ziółka - to zadziwiające, że Variel była w stanie palić je każdego wieczora i nie zachowywała się przy tym, jak rozogniona nastolatka.
    Prawda była taka, że pomimo świetnej zabawy, wciąż nie potrafił wyrzucić z głowy ostatnich słów Iselli - wiedział, że poniekąd ów słowa nie miały prawa go aż tak ugodzić w uczucia, ale z jakiegoś powodu nie potrafił wyzbyć się z siebie przykrego przeczucia, że wprowadzając w życie ich małe "nie teraz", pozbawiali się czegoś naprawdę intymnego. Wprowadzali w swoją relację suche ograniczenia i zasady, które miały od teraz dawkować poziom ich pożądania. A raczej robić to teoretycznie, ponieważ w praktyce sam rzadko kiedy odpowiadał za to, jak bardzo i kiedy pragnął zbliżyć się do Inkwizytorki w ten szczególny sposób.
    Westchnął pod nosem, wyciągając dłoń po pierwsze lepsze danie; tego dnia nie grzeszył apetytem i nic nie wskazywało na to, by stan rzeczy miał się prędko odmienić.
    Ponieważ należał do Starożytnych, pokarm nie był mu właściwie potrzebny. Jego procesy metabolizmu funkcjonowały zupełnie odmiennie od tych, które rządziły śmiertelnikami.
    Czasem... niemożliwie drażnił go fakt, że magia uczyniła go wieki temu nieśmiertelnym. Zazdrościł członkom Inkwizycji ich ulotności, możliwości cieszenia się każdą chwilą. Kiedy sam myślał o tym, że tak po prostu spędził w swym głębokim śnie dwa tysiące lat... ogarniała go prawdziwa trwoga.
    Ile jeszcze tysięcy spędzi na tej lub innej ziemi. I... jak pogodzi się z myślą, że kobieta, która siedziała teraz blisko przy nim... kiedyś odejdzie?
    - Dzień dobry wszystkim spóźnialskim! - Odezwał się od wejścia dziarski głos Josephine. - Mam nadzieję, że najedliście się dobrze i wypoczęliście tak, jak trzeba, bo czeka nas całe mnóstwo odśnieżania. Będziemy poruszać się w czteroosobowych grupach, po dwóch magów na każdą. Wasz przydział znajduje się na dziedzińcu, łącznie mamy do dyspozycji aż dwadzieścia chętnych do pracy grup! - Arystokratka uśmiechnęła się szeroko, chichocząc, gdy Cullen zatriumfował głośno za jej plecami. - Ruszajcie więc i do dzieła!
    - Do łóżka! - Poprawił ją rozpaczliwie Dorian, opierając się ciężko o muskularne ramię Byka. - Ja chcę do łóżka!
    - Spokojnie, Kadan - wymruczał czule qunari, pochylając się, by złożyć na twarzy ukochanego parę pocałunków. - Ty pójdziesz spać. I tak do niczego się nie przydasz. Ja tam się chętnie przejdę. Może zobaczę po drodze parę fajnych tyłków.
    - Oszalałeś - Tevinterczyk wyprostował się nagle gwałtownie, spoglądając wrogo wprost w jego oczy. - Przecież idę, muszę. Jestem zapisany na liście, to pewnie - iście arystokratycznym ruchem, Dorian zadarł podbródek i podniósł się od stołu, by ruszyć w kierunku dziedzińca. - Widzimy się na zewnątrz!
    Solas uśmiechnął się z uznaniem, posyłając Bykowi znaczące spojrzenie; nie miał pojęcia, jak łatwo było w rzeczywistości oplątać sobie zazdrosnego Pavusa wokół palca.
    Czasami zazdrościł im tej prostoty relacji - obaj walczyli na początku z komplikacjami, wynikającymi z różnicy kultur i ras, ale koniec końców, odnaleźli się tak łatwo, by zdecydować się na wspólne życie i... i już. Niedługo mieli brać ślub - coś tak niespotykanego w ich rodzinnych stronach.
    Czy im także mogło być darowane takie szczęście - jemu i Inkwizytorce? Czy czekał ich piękny ślub, czy mieli otrzymać od losu długie i szczęśliwe życie?
    - Solas? - Variel stuknęła go lekko w ramię, uśmiechając się blado. - Zamyśliłeś się, chodź.
    - Tak - uśmiechnął się przepraszająco, ruszając za elfką w kierunku dziedzińca. - Przepraszam, jestem trochę...
    - Wczorajszy?
    - Tak - parsknął, kręcąc wolno głową. Tak łatwo było po prostu przyznać jej rację. - Za dużo wina.
    Draco
    Draco
    Lost Soul

    Punkty : 2353
    Liczba postów : 49
    Wiek : 29

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Draco Nie 20 Sty 2019, 12:20

    Isella żałowała swoich wczorajszych słów. Nie tylko dlatego, że nie było to miłe, nie tylko dlatego, że pozbawiała ich jakiejś takiej naturalności w ich czynach. Wszystko wydawało się bledsze po tym, jak się odezwała. Dziś niby byli wobec siebie tacy, jak zwykle, ale jednak Inkwizytorka miała wrażenie, że w ich relacji było więcej goryczy, którą udało się trochę wcześniej usunąć.
    Nie chciała powrotu do tego, co było. Ich obecna relacja, upojenie swoją obecnością, zadowolenie z tego powodu, trzymanie się ciągle blisko siebie, w zasięgu wzroku - odpowiadało jej to. Czuła się bezpieczniej i pewniej, gdy mogła go obserwować, gdy czuła go cały czas wokół siebie.
    Zdawała sobie sprawę też z tego, jak gwałtowni bywali w swoich romantycznych relacjach, jak nieprzewidywalni. Ostatnim razem Isella też wiedziała kiedy nie powinni uprawiać seksu, czy to ją powstrzymało? Skąd, rozchylała uda jak szalona. Jakby od tego zależało jej życie. Może zależało. Może obowiązek w postaci małej istoty był im potrzebny, bo przecież z tym wiązała się...
    Isella się bała. Ale czy strach powinien definiować jej całe życie, nie pozwalać robić rzeczy, które chciała? To był zbyt trudny temat do przemyśleń, szczególnie biorąc pod uwagę jak niedzisiejsza była.
    Makijaż, co prawda, zasłonił niewyspanie i ciemne cienie pod oczami, ale zmęczenie w oczach widoczne było jak nigdy. Przeżuwając ostatni kęs rogalika, oblizała usta i wytarła dłonie o serwetkę, wychodząc z sali głównej na chłód zimowego poranka.
    Śnieg prószył nieustannie, w spokojnym, jednostajnym rytmie. Nigdzie się nie spieszył, opadał powoli na ich płaszcze, włosy, na budowle.
    Isella odetchnęła rześkim, zimnym powietrzem. Góry. Nigdy nie spodziewała się, że to właśnie w nich znajdzie swój dom. Być może tymczasowy, trudno było to przewidywać, ale cieszyła się z tego zamku. I z tego, jacy ludzie ją otaczali.
    Spojrzała na Solasa i uśmiechnęła się do niego czule, ściskając zimną dłonią tę należącą do niego, ciepłą i przyjemnie dużą.
    Kilka kosmyków otulało jej twarz, podczas gdy reszta włosów spięta była wysoko w kok.
    - No, nie ociągać się. Mamy dużo terenu do odśnieżania.
    Głos Josie wybił ją z jakiegoś dziwnego transu, w który wpadła, gdy ich spojrzenia spotkały się. Jak miała nie kochać tego szalonego elfa całą sobą?
    Isella nie zamierzała się ruszyć, co jednoznaczne było z tym, że ona znalazła już swoją grupę, a przynajmniej jej część. Do nich dołączyła także Cassandra. Pewnie w normalnej sytuacji byłby tu też Varric, on jednakowoż musiał wrócić już do Kirkwall - bycie wicehrabią nie było dla niego łaskawe, nie mógł już znikać na długo tak po prostu. W zasadzie, w ogóle nie mógł tego robić, ale jednak Tethras to Tethras, oni chodzą własnymi drogami.
    - Pomagać. Mogę pomóc? - odezwał się w swój zwyczajowy, oddalony od rzeczywistości sposób.
    Czasem, gdy go słuchała, Isella czuła, że być może nie była to najlepsza decyzja. Cole chciał być bardziej ludzki, swego czasu. Pragnął tego, chciał rozumieć ludzi bardziej. Jej decyzja sprawiła, że taki nie jest. Czy była ona dobra?
    Nie chciała, aby jej przyjaciel był kimś, kim naturalnie nie jest. Duchy nie działały na takich samych zasadach, na jakich funkcjonowała żyjąca istota. Wydawał się szczęśliwy. I cóż, czasem ją przerażał, niekiedy frustrował, ale był szczęśliwy... Bo był, prawda?
    - Jestem szczęśliwy, Isello - usłyszała.
    Drgnęła, zaskoczona, po czym westchnęła ciężko.
    - Ty i to twoje czytanie w myślach, Cole - pokręciła głową, nieco rozbawiona.
    Powinna się do tego przyzwyczaić, ale ciężko było to zrobić, zdecydowanie ciężko.
    - Przepraszam. Jesteście za głośni.
    - No, już! Zabierać się do roboty! Czy każdy odnalazł już swój zespół?
    Isella przyglądała się wszystkim, którzy stali na dziedzińcu. Znalazła wzrokiem Blackwalla i Żelaznego Byka wraz z Dorianem oraz Vivienne. Kilka par magów i Starożytnych, których nie rozpoznawała z imienia. Były tam też Variel i Merrill w towarzystwie Cariasa i... Abelasa. Gdy ich spojrzenia spotkały się na krótką chwilę, Inkwizytorka posłała słaby uśmiech w kierunku elfa, który niegdyś bronił artefaktu w świątyni Mythal. Odpowiedział jej skinieniem głowy i czymś, co wyglądało jak cień uśmiechu, ale wolała nie być pochopna w swoich wnioskach.
    Aravas także był na miejscu wraz z elfami, których ponownie nie poznawała, ale byli zdecydowanie ludźmi Solasa.
    - Chyba tak - potwierdziła Isella. - Zaczynajmy.
    Pan Vincent
    Pan Vincent
    Tempter

    Punkty : 2244
    Liczba postów : 102
    Wiek : 30

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Pan Vincent Nie 20 Sty 2019, 13:24

    Pierwszy zespół został wysłany ciągiem przez dziedziniec i zabudowane tereny Podniebnej Twierdzy - oczyszczenie ich miało umożliwić ponowne funkcjonowanie służbie, nakarmienie zwierząt i odświeżenie pomieszczeń, które z wolna zaczynały zalegać kurzem. Jako, że zaledwie wczoraj udało im się dostarczyć całe mnóstwo zapasów, służki zostały zmuszone do ponownego użycia dodatkowych piwnic, by poukładać tam długoterminowe produkty.
    Druga z grup została wysłana na dachy, posługując się przy tym prostymi teleportami; przez krótką chwilę Solas był szczerze przekonany, że to właśnie im przypadnie to zadanie, ale Josephine okazała się posiadać na ten temat zupełnie odmienne zdanie.
    - Ktoś musi udać się na sam dół drogi i odśnieżyć część szlaku. Dalsze fragmenty drogi przypadły innej grupie, ale to wy musicie jakoś zacząć, żeby tamtym poszło łatwiej. Z raportów wynika jasno, że zrobił się tam nawał i sztywna, zbita zmarzlina, którą trzeba rozkruszyć. Wierzę, że dacie sobie z tym radę - uśmiechnęła się pogodnie, zacierając rześko dłonie. - Ach, jak zimno. Uciekam, mam jeszcze parę spraw. Do zobaczenia!
    - Ktoś czeka na mnie w moim fotelu - zaświergotał radośnie Cole, składając dłonie na piersi. - Już za chwilę do niej pójdę i opowiem o wszystkim, a potem ściągnę z niej te...
    - Cole - wtrącił gwałtownie Solas, przystępując do ducha na krok, czy dwa. - Dość tego. To nie w porządku.
    Cassandra zamrugała wolno, wpatrując się w nich z otwartymi ustami.
    - Czy on właśnie przedstawił nam głośno rozmyślania Josephine? Jakaś... kobieta?! To są jej sprawy?!
    - Na pewno nie nasze - wzruszył ramionami, walcząc z bezczelnym uśmieszkiem. Cole wzruszył ramionami, spoglądając na niego z wyraźnym wyrzutem. - Cole - przechylił głowę, walcząc ze śniegiem zacinającym mu prosto w twarz. - Nie gniewaj się na mnie, proszę. Wiesz, że nie można głośno rozgadywać o czyichś sekretach, prawda?
    - Wiem o tym - obruszył się chłopiec, ruszając żwawo wzdłuż muru. - Idę przodem.
    - Oczywiście - rzucił tylko, wyciągając ramię, by objąć nim delikatnie idącą u jego boku elfkę; wiatr zacinał, jak dziki, ale nie zmieniało to faktu, że przyjemnie było wyjść wreszcie na jakiś spacer. Warto było też wspomnieć, że jako wiekowe stworzenie był w miarę odporny na wszelkie zachwiania temperatur; owszem, nie były one dla niego przyjemne, ale niewiele sobie z nich mimo wszystko robił.
    - Parę uderzeń powinno rozbić wszystko w pył - wykrzyczał, starając się, by jego głos wybił się ponad nasilającą się z każdym krokiem w dół zawieruchę. - Potem będziemy musieli użyć tych śmiesznych... jak to się właściwie nazywa - wskazał podbródkiem zestaw łopat, dźwigany dzielnie na plecach Cole'a.
    - To łopaty - odpowiedziała mu zwięźle Poszukiwaczka. - Do śniegu.
    - Och - mruknął krótko, parskając pod nosem. - Jak twórczo.
    Draco
    Draco
    Lost Soul

    Punkty : 2353
    Liczba postów : 49
    Wiek : 29

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Draco Nie 20 Sty 2019, 14:01

    Isella z trudem powstrzymywała śmiech, który cisnął jej się mimowolnie na usta, gdy tylko usłyszała wypowiedź Cole'a. Widocznie ostatnie wydarzenia nie pozbawiały jej przyjaciół chęci do amorów i to... To było dobre. Cieszyło ją to, nawet jeśli nie powinni wiedzieć tego o Josie. Mimo wszystko sprawiło to, że cieszyła się szczęściem Ambasadorki Inkwizycji.
    Wiatr dął niemiłosiernie. Schodzili powoli w dół i chociaż był on tam wyraźnie lżejszy, to mimo wszystko silne podmuchy smagały ich niemiłosiernie. Isella otuliła się szczelniej swoim płaszczem, chcąc uchronić się nieco przed zimnem. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez jej ciało. No tak, w górach tego typu pogoda dawała o sobie znać kilka razy bardziej.
    - Nie mów, że nie wiesz co to łopata. Nawet ja wiem!
    - Nawet? Przecież to całkiem powszechne narzędzie.
    Cassandra była, ewidentnie, skonsternowana.
    - Byliśmy cały czas w ruchu, nie zapominaj o tym. A gdy przychodził moment, gdy trzeba było się okopać, zwykle magia dawała sobie z tym radę.
    Isella uśmiechnęła się do Poszukiwaczki, po czym potarła zmarznięte dłonie.
    - To co, zaczynamy? Im szybciej to zrobimy, tym prędzej wrócimy do zamku. Nie mogę się doczekać czegoś ciepłego do picia.
    - A potem będę mogła w końcu dobrać do tych ust. Uwielbiam, gdy je przygryza. Będę gryźć jego szyję, sutki, a w końcu dotrę do...
    - COLE!
    Twarz Iselli nigdy nie była aż tak czerwona. Dopiero po chwili zrozumiała, że jej przyjaciel znów reagował na to, co ona sama myślała i minęła chwila, nim nie minął szok.
    - Przepraszam! Za głośno myślisz!
    - Och, do cholery jasnej! - mruknęła.
    Wiedziała, że nigdy więcej nie spojrzy na Cassandrę i Solasa. Spłonie ze wstydu.
    Uderzyła kilkoma zaklęciami w ogromną, lodowo-śnieżną zmarzlinę.
    Pan Vincent
    Pan Vincent
    Tempter

    Punkty : 2244
    Liczba postów : 102
    Wiek : 30

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Pan Vincent Nie 20 Sty 2019, 14:55

    Spodziewał się wielu niekomfortowych myśli, powyciąganych przez Cola w najmniej odpowiednich do tego chwilach, ale... cóż, nie sądził, że Inkiwyztorka nawet w tej chwili rozmyślała o jego ciele i wielu interesujących rzeczach, które zamierzała z ów ciałem zrobić.
    Skłamałby, gdyby powiedział, że w jakiś sposób go to nie rozgrzało - świadomość, że ta mała, figlarna istota tak bardzo pragnęła ciągle mieć go przy sobie, w jakiś sposób odganiała szare myśli związane z ich wczorajszą rozmową. Te pozostawały wciąż, oczywiście, w jego głowie, ale tak łatwo było mu oddać się chwili i cieszyć się ich niepoważnymi przekomarzankami, zamiast wciąż tylko się zamartwiać.
    Robota nie należała do najłatwiejszych, ale jakoś udało im się ją ukończyć - drogi lśniły czystością (a raczej zamarzniętą, udeptaną ziemią), tunele posiadały przejezdne przejścia, zaspy zostały usypane i uklepane na wzór ścian, chroniących brzegi szlaków przed kolejną zamiecią.
    Nie zauważyli, kiedy dołączyła do nich reszta - między innymi dlatego, że zespół Doriana otrzymał od niego wyraźne instrukcje, by zachowali absolutną ciszę. Tylko w ten sposób mógł osiągnąć pożądany przez siebie efekt i rzucić śnieżką w sam czubek jego głowy, by skierować jego podejrzenia na bawiącego się łopatą Cole'a.
    - Hej - krzyknął więc do niego, łapiąc się za głowę z oburzonym wyrazem twarzy. - To już przesada, nie możesz ta... och! - Cofnął się, gdy druga ze śnieżnych kul rozbiła mu się na klatce piersiowej, a zaraz potem następna uderzyła w okolice... dolnej części pleców Poszukiwaczki.
    - Co jest! - Obruszyła się wyraźnie, mrużąc groźnie powieki. - Kto to rzuca?
    - Największy i najwybitniejszy e... miotacz w całym Thedas - zapowiedział się dumnie Tevinterczyk, stając dokładnie nad ich głowami, u szczytu oczyszczonego z lodu tunelu. Za jego plecami pojawił się zaraz uśmiechnięty Byk, Blackwall i wyraźnie znudzona Viviene, otulona szalem arystokraty. - Brońcie się przed moją potęgą, albowiem jest nieskończo... ała, Byku! Nie teraz! - odsunął się, wyraźnie oburzony, pocierając obolały pośladek. Tę okazję postanowił wykorzystać Cole, rzucając małą śnieżką prosto w czubek głowy Tevinterskiego maga. Zaraz po nim uderzenie poprawiła Cassandra i.. cóż, Solas nie musiał być wybitnym obserwatorem, by doświadczyć wielkości i celności tegoż rzutu.
    W ten właśnie sposób rozpętała się Pierwsza Zimna Wojna Śnieżkowa Podniebnej Twierdzy.
    Draco
    Draco
    Lost Soul

    Punkty : 2353
    Liczba postów : 49
    Wiek : 29

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Draco Nie 20 Sty 2019, 15:06

    Gdy patrzyło się na ich pracę, musiała przyznać, że powinni być z siebie dumni. Zajęło im to, co prawda, dłuższą chwilę, niż się spodziewała, ale efekt był naprawdę dobry. Przejazd powinien być bezproblemowy, a to oznaczało, że handlarze, a także reszta Inkwizycji mogła swobodnie udać się do zamku i nie powinno być żadnych problemów.
    W jednej chwili przyglądała się ich pracy, w drugiej brała udział w bitwie na śnieżki. Uchyliła się w ostatniej chwili przed jedną z śnieżek, nie skończyło się to jednak najlepiej.
    Z piskiem opadła plecami na zaspę śniegu, co sprawiło, że dostała chyba od każdego śnieżką, gdyż była najłatwiejszym do trafienia celem w tym momencie.
    Rozbawiona zaczęła się śmiać, aż w końcu udało jej się wydostać z śniegu i rzuciła się w odwecie na przyjaciół, rzucając śnieżkami w każdego.
    W Solasa również. Skończyła w jego ramionach. Oboje byli cali w śniegu, roześmiani, z zimnymi twarzami, lecz rozgrzanymi policzkami.
    Sięgnęła ust mężczyzny, całując go w nie gorąco. Zamruczała, obejmując go w pasie, nim nie poczuła, jak ktoś trafia ją śnieżkiem w tył głowy, a resztki zimnego puchu spadają jej za kołnierz.
    - Och, och, zimno! - zapiszczała, machając dłońmi w powietrzu.
    Próbowała wytrzepać śnieg spazmatycznymi ruchami ramion, trzęsąc się przy tym zupełnie, jakby właśnie w bardzo dziwny sposób... tańczyła.
    - Który to?! DORIAAAAN! - krzyknęła, widząc przyjaciela zaśmiewającego się do rozpuku.
    Przywołała magią dwie śnieżki, kolejne dwie mając w pogotowiu.
    - To oznacza wojnę, mój przyjacielu, jeden na jednego!
    Dwie śnieżki poleciały w kierunku Doriana. Jedna z nich trafiła Tevinterczyka prosto w twarz.
    Pan Vincent
    Pan Vincent
    Tempter

    Punkty : 2244
    Liczba postów : 102
    Wiek : 30

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Pan Vincent Nie 20 Sty 2019, 15:32

    Po jakimś czasie stało się oczywistym, że powinni byli wreszcie wracać do domu - ogrzać się i poukładać resztę spraw, być może nasycić się dobrym obiadem.
    Tak. Większość z nich czekała zapewne syta uczta, ale nie jego - tego dnia wypadał bowiem czas, który musiał poświęcić znacznie ważniejszej sprawie. Nie wiedział tylko, jak miał to wszystko wytłumaczyć wtulonej w niego elfce; całą drogę do Podniebnej Twierdzy trzymał ją blisko przy sobie, gotów ochronić przed ostatnimi śnieżkami własnym ciałem. Właściwie... było mu w pewien sposób przykro, widząc ekscytację w jej oczach. Nie chciał jej gasić, ale musiał. Bez wizyty w pewnym miejscu, wszystko to, nad czym tak długo pracował, mogło okazać się absolutnie niewarte swej ceny.
    Sprawa pokonania Falon'Dina stanęła dla niego na pierwszym miejscu, a to oznaczało, że czekało ich jeszcze wiele wyrzeczeń.
    - Zaczekaj chwilę, proszę - pociągnął delikatnie za smukłą dłoń, nie pozwalając Inkwizytorce podążyć za resztą. - Jest coś, co chciałem ci powiedzieć - rzucił, ale nagle jego wnętrzności zacisnęły się gwałtownie, zupełnie jak wtedy, gdy którejś nocy krótko przed ich walką z Koryfeuszem musiał zakończyć ich relację. Przygryzł dolną wargę, uśmiechając się łagodnie; był to uśmiech kłamliwego zdrajcy, ale tylko on mógł o tym wiedzieć, nikt inny. - Obiecałem Cariasowi, że pomogę mu w pewnej sprawie. Wrócę późno w nocy, to może nam chwilę zająć. Czy jesteś w stanie mi to wybaczyć?
    Właściwie nie kłamał tak bardzo, jak mogłoby się to przedstawiać - Carias rzeczywiście miał udać się z nim do eluvianu i dalej, by studiować kolejne, przepełnione starożytną magią pomieszczenia. To, w jakim czynili to celu było już o wiele większą tajemnicą.
    Wyciągnął w górę dłoń, gładząc nią delikatnie gładki, zarumieniony wyraźnie policzek ukochanej; dostrzegał w jej oczach pewne poruszenie i wcale mu się nie dziwił - wiedział, że pragnęła spędzić ten dzień u jego boku.
    Nie wszystko było jednak na tyle proste i przyjemne. Niestety.
    Draco
    Draco
    Lost Soul

    Punkty : 2353
    Liczba postów : 49
    Wiek : 29

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Draco Nie 20 Sty 2019, 16:16

    - Ale... Mogę pójść z wami.
    Głos Iselli był pogodny, nawet trochę ciągle rozbawiony. Jej uśmiech malał z każdą chwilą, gdy obserwowała go. Nie chciał, by z nimi szła.
    - Nie możesz mi tego zrobić. Nie po tym...
    Zamilkła. Zacisnęła zęby, starając się oddychać. Lęk, który ją otulił był nie do wytrzymania. Wiedziała co nadchodzi i bała się tego jeszcze bardziej.
    Uzdrowicielka tłumaczyła jej co to było, gdy pierwszy raz się wydarzyło, jeszcze w lazarecie. Bała się być sama, bała się tracić Solasa z widoku. Czuła wtedy ogromny niepokój, Solas jednak nie wyszedł nigdzie, został z nią, wobec czego atak paniki w dużej mierze skończył się tylko na dreszczach, na uporczywym przytulaniu mężczyzny i braku możliwości zaśnięcia przez długi okres czasu, dopóki nie uspokoiła się na tyle, by w ogóle regularnie oddychać.
    Tym razem jednak, czuła, jak strach przejmuje nad nią władzę. Zaschło jej w gardle, a nogi zrobiły się miekkie, jak z waty. Ledwie stała, próbując złapać głębsze oddechy. Czuła się, jakby tonęła.
    Isella miała szeroko rozwarte oczy, rozbiegane, nieskupione spojrzenie. Wiedziała co to jest, co oznacza.
    - Mam atak paniki - powiedziała słabym, mało skoncentrowanym głosem. Wyrażała się bardzo wolno. Zupełnie tak, jakby była w tym wszystkim, co się działo bardzo, bardzo pogubiona. Prawdopodobnie tak zresztą było.
    Nie potrafiła myśleć logicznie, w zasadzie w ogóle myślenie praktycznie się wyłączyło. Jedyne co czuła i czego doświadczała, to zawroty głowy, paniczny strach i uczucie oderwania od rzeczywistości. Zupełnie tak, jakby była teraz Cole'm i to ona...
    - Zrobiłam dla ciebie tyle rzeczy, pozwoliłam zrobić z sobą tak wiele, tak bardzo cię kocham, a to ciągle jest dla ciebie za mało, ciągle chcesz więcej. Nie mam już czego ci dać, oddałam wszystko. Nie mogę zostać sama, nie po tym wszystkim, nie mogę... - Cole pojawił się tuż obok, zupełnie znikąd, obejmując Inkwizytorkę.
    Jej ręce zamknęły się na szyi drobnego blondyna. Isella patrzyła na śnieg, ale nie widziała zbyt wiele.
    - Już, spokojnie. Oddychaj powoli.
    Jej oddech, natomiast, zwolnił, ale wcale tego nie chciała. Bała się, że udusi się, potrzebowała więcej powietrza, więcej!
    - Przepraszam! Oddychaj tak, jak potrzebujesz. No... Jestem tu. Nikt cię nie zostawi...
    Cole spojrzał na Solasa, który do tej pory wyglądał, jakby go spetryfikowało z zaskoczenia. Wzrok Cole'a mówił wszystko.
    - Właśnie to się dzieje przez sam wiesz co - mruknął, gładząc delikatnie dolną część pleców kobiety, starając się ukoić jej strach.
    Pan Vincent
    Pan Vincent
    Tempter

    Punkty : 2244
    Liczba postów : 102
    Wiek : 30

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Pan Vincent Nie 20 Sty 2019, 17:19

    - Przestań - uciął krótko, zimno, przyklękając po drugiej stronie oddychającej płytko elfki. Jej pierś unosiła się i opadała w tak prędkim tempie, że ledwie potrafił nadążyć za chwilą, w której mógł delikatnie wpleść ramiona pod jej plecy i unieść ją w górę. Przycisnął jej głowę do swojej piersi, przyciskając usta do chłodnego czoła.
    - Uspokój się, mój skarbie - szepnął kojąco, choć w rzeczywistości jego serce rozrywała najprawdziwsza trwoga. Nie sądził, że... wszystkie krzywdy, które miały ostatnio miejsce w życiu Inkwizytorki zafundują jej tak paskudną traumę; jej zdradliwe działanie atakowało ich w chwilach, gdy wszystko wyglądało na to, że znajdowali się w bezpiecznym, spokojnym punkcie ich relacji.
    - Oddychaj... wdech i wydech. Posłuchaj, nie muszę nigdzie iść. Nie pójdę bez ciebie - obiecał, gładząc ją delikatnie po włosach. Ciężar wypowiedzianych słów zacisnął gwałtownie wszystkie jego wnętrzności, ale dobrze wiedział; nie dałby rady opuścić ukochanej, gdy znajdowała się w takim stanie. Spodziewał się naprawdę wiele - gorzkich słów, być może nawet i kolejnej awantury, ale nie tego, absolutnie nie! - Proszę, moje serce. Odetchnij głębiej. Za chwilę pójdziemy do domu i...
    - Solas? - Słowa Variel były na tyle ciche i nieśmiałe, że omal nie rozpoznał osoby, które je wypowiadała. Uniósł głowę i rzucił przyjaciółce długie spojrzenie.
    Nie, nie chciał teraz poważnych rozmów. Absolutnie nie.
    - Wydaje mi się, że przyszła najwyższa pora na to żebyś z nami szczerze porozmawiał - ciągnęła bezlitośnie, ignorując jego niemą prośbę. - To zaczyna nas już przerastać. Ja... ja też chcę wiedzieć, gdzie wymykasz się od kilku tygodni. I dlaczego za każdym razem kiedy tu wracasz, jesteś tylko odleglejszy i odleglejszy. Czym jest ta dziwna mikstura, którą pijesz? I co się stało z twoimi o...
    - Zamknij się - przerwał jej gwałtownie, nie potrafiąc zapanować nad drżeniem dłoni. Starożytna rozdziawiła wargi, a Cole wymamrotał pod nosem coś niezrozumiałego, gdy bardzo delikatnie Solas oddawał mu w ramiona pobladłą Inkwizytorkę. Wskazał na nią podbródkiem, odsuwając się parę kroków. Nie chciał, by kobieta wyczuła, jak prędko biło teraz jego serce, jak dziko szalała jego (i nie tylko jego) energia. - To najgorsza chwila ze wszystkich możliwych, Variel. Nie widzisz tego?
    - Nie - kobieta zadarła wysoko brodę, podchodząc do niego pośpiesznie. Tuż za nią mignął tajemniczo odległy kształt i nagle apostata zrozumiał, że nie byli tu sami; że wszyscy o wiele więcej osób musiało przysłuchiwać się ich rozmowie, a to...
    To oznaczało najgorsze.
    Uderzenie mocy Andruil szarpnęło się we wnętrzu, wzmagając uczucie gniewu. Wiedział, że nie miał wiele czasu; musiał stąd szybko odejść, uspokoić się, przeczekać wybuch. Nie chciał kolejnych blizn. Ani kolejnych upokorzeń.
    - Powiedz nam, co się z tobą dzieje. Martwimy się o ciebie. Nie możesz tak kombinować a potem udawać, że...
    - Variel...
    - Powiedziałam, nie! Ta kobieta wystarczająco dużo się przez ciebie wycierpiała. Chcesz zafundować jej kolejne zmartwienia? To jest twoim celem?
    - Ja nie...
    - Ty "tak", Solas! Cały czas! Nie możesz choć raz....
    - Proszę... - szepnął, przełykając z trudem ślinę. Zaczynało mu się z wolna kręcić w głowie.
    - To ja ciebie proszę - coś w głosie Starożytnej zgrzytnęło wyraźnie, załamało się. - Proszę, nie oszukuj mnie więcej. Nie oszukuj nas. Jesteśmy twoją...
    - Hej! Przepuść mnie, w tej chwili! - Carias przebił się przez gapiów, odpychając od siebie wściekle jednego ze służących. - Co wy wyprawiacie? Zgotowaliście sobie publiczny lincz? Co to ma być? Na co się gapisz?! - warknął do bogu-ducha-winnego Cullena, podchodząc tak do samego centrum kłótni, które stanowiła dwójka Starożytnych, Inkwizytorka i opierający ją na sobie Cole. - Postradałaś do końca zmysły? Zachciało ci się umoralniania? Chodźmy, Solasie - szczupłe ramię wcisnęło mu się za łokieć i został pociągnięty w nieznanym sobie kierunku. Obraz rozmazywał się nieco, a jego ciało było tak gorące, tak strasznie... gorące. - Chodźmy stąd.
    - Gdzie ty go właściwie prowadzisz? - Zapytała oburzona Variel, krzyżując dłonie na piersiach.
    - Na spacer! Z daleka od ciebie, ty żałosna prowokatorko.
    - Solas! Pozwolisz mu na to?
    Zamrugał wolno, kręcąc głową. Variel miała rację, Carias nie miał prawa jej tak.. obrażać.
    - Odsuńcie się ode mnie - nakazał im chłodno głosem, który nie należał do niego. - Nie chcę żeby ktokolwiek mnie teraz dotykał.
    Zakończył chłodno i obrócił się gwałtownie, przymykając powieki, by ukryć czającą się pod nimi purpurę. Długie szaty załopotały na wietrze, gdy ruszył z powrotem w kierunku świeżo odśnieżonego szlaku.
    Na placu zaległa sucha, głucha cisza.
    Draco
    Draco
    Lost Soul

    Punkty : 2353
    Liczba postów : 49
    Wiek : 29

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Draco Nie 20 Sty 2019, 17:37

    - Przepuśćcie mnie. No, już! - twardy, bezprecedensowy głos przedarł się wśród gapiów, szeptów.
    Isella miała wrażenie, że za chwilę umrze, że jej serce nie wytrzyma, biło za szybko, zdecydowanie za szybko.
    - Pij - usłyszała, ale nie zarejestrowała co znaczą te słowa.
    Kiedy został jej podany jakiś napój, z początku nie miała pojęcia co z nim zrobić. Dopiero kilka chwil później został on niemal wlany w jej gardło, co sprawiło, że zakrztusiła się.
    Isella czuła obejmujące ją ręce, czuła to wyraźnie i minęło jeszcze kilkanaście minut, nim nie uspokoiła się na tyle, by zarejestrować gdzie się znajdowała i kto był z nią. Siedział przed nią Dorian, obok był też Byk, znalazła się nawet Variel w towarzystwie swojej ukochanej. Nie było jednej osoby, której potrzebowała.
    - Solas? - szepnęła słabo.
    Jej głos łamał się.
    - Nie wiem, gdzie jest. Coś z nim nie w porządku... - mruknęła Variel.
    Isella zacisnęła powieki, nie zdając sobie sprawy z tego, że w tym samym momencie jej palce wbiły się w materac łóżka szpitalnego, na którym siedziała. Pobielały jej kostki.
    Musiała być silna. Musiała być silna. Muszę być silna, powtarzała sobie w głowie jak mantrę, jak modlitwę. Czuła, że się rozpada, nawet jeśli to wrażenie było przytłumione przez jakiegoś rodzaju specyfik, który został jej podany.
    - Dosyć tego. Nie stresujcie mi pacjentki. Dopiero co miała atak paniki, silny. Gdyby nie zioła, trzęsłaby się jeszcze pół godziny - Alavella fuknęła, oburzona wyraźnie. - Ciągle czuje się spanikowana, póki co byłam w stanie tylko stłumić przytłaczające emocje.
    - Ty wiesz, co się z nim dzieje - powiedział Cole.
    Siedział obok, patrząc na Inkwizytorkę i jej szklące się oczy.
    - Wiesz, widziałaś to. Słyszałaś. Musisz tylko przypomnieć sobie wszystko.
    Patrzyła na niego niezrozumiałym wzrokiem. Jak to, przypomnieć? Czego zapomniała?
    "Coś ty zrobił? - pamiętała to pytanie, które zadała Solasowi, ale nie potrafiła zlokalizować tego, co jej nie pasowało. Cały czas coś jej nie pasowało, od czasu Ilasdara, ale nie mogła... Nie wiedziała co to było.
    Miała zamiar się dowiedzieć. I wiedziała o tym, że Cole jej w tym pomoże. Musiał.
    Pan Vincent
    Pan Vincent
    Tempter

    Punkty : 2244
    Liczba postów : 102
    Wiek : 30

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Pan Vincent Pon 21 Sty 2019, 14:50

    Zdążył (jakim cudem?) dotrzeć do tunelu, gdy moc stała się niemożliwa do opanowania i uwolniła się z niego w trzech bolesnych uderzeniach; każde z nich rozerwało nowy fragment skóry, pozostawiając na ramieniu ociekające świeżą posoką pręgi.
    Na krótką chwilę czas zatrzymał się w miejscu, kurcząc do pojedynczego ziarenka piasku.
    - A-ach - wyjęczał słabo, przyklękając na śniegu; drżąca dłoń zatopiła się natychmiast w miękkiej zaspie, barwiąc ją szkarłatem. Próbował walczyć z falami mdłości, ale w końcu musiał im ulec i zwrócił niewielką zawartość żołądka, tuż pod siebie, w niekontrolowanym zrywie.
    Później przyszła kolej na żółć - w każdym skurczu czuł, nieprzyjemne odrywanie się gęstej, palącej substancji, która przeciskała się swą goryczą przez przełyk, aż w końcu naprawdę nie miał już czym zwracać.
    Nie wiedział, kiedy położył się na śniegu - wstrząsające nim gorąco nie pozwalało choćby i przez chwilę odczuć bijącego od ziemi chłodu.
    Błękit walczył naprzemiennie z zimnym fioletem, przesuwając się po gałkach ocznych w swych świetlistych refleksach. Wiedział, że moc musiała się jakoś ustabilizować i, że gniew potęgował związane z tym ryzyko, ale niczego nie umiał na to poradzić... tak bardzo próbował przez ostatnie dni nie popadać w nerwy i, cholera, udawało mu się to, dopóki we wszystko nie musiała wmieszać się Variel. Czy miała pojęcie, jak wielką głupotę popełniła? Jak strasznie mogło się to skończyć?
    Gdyby nie opanował w porę wybuchu... mógł równie dobrze dać wszystkim zebranym pokaz rozsadzania od wewnątrz humanitarnej istoty na żywo.
    Isella... nie przeżyłaby tego, wiedział o tym. Nie umiałaby żyć z tym strasznym widokiem - połową korpusu, popękanymi resztkami głowy. Trzy małe pęknięcia, ciągnące się po żyłach były niczym w stosunku do tego, co mogło go spotkać.
    Odetchnął parę razy i otarł resztki wymiocin ze spoconej twarzy. Krew spływała z rękawa wartkim strumieniem, ale wiedział, że uda mu się zatamować krwotok. Parę szwów i będzie mógł o tym zapomnieć.
    Do czasu następnego wybuchu, rzecz jasna.
    - Solasie? - miękkie uderzenie tuż obok niego zasugerowało mu, że Carias opadł tuż obok, nie dbając o cały bałagan, który pozostawił po sobie przy wybuchu. - Już... w porządku? Mogę cię zabrać do domu?
    - Jeszcze nie - szepnął, rozkosznie rozleniwiony. Właściwie musiał przyznać, że po wyrzuceniu z siebie nadmiaru negatywnej energii, teraz czuł się... przyjemnie pusty. Miał ochotę zasnąć, oddać się drzemce i już nigdy się z niej nie budzić.
    Gdyby to jeszcze było takie proste.
    - Straciłeś sporo krwi. Wiem, że nie chcesz na razie widzieć tych wszystkich dramaturgów, ale...
    - Isella - wymruczał, spoglądając w biel prószącego wciąż białymi drobinami nieba. - Wszystko z nią dobrze?
    - Tak myślę - Carias westchnął ciężko i w końcu położył się, zrezygnowany, obok niego. - Ciężko czasem być Straszliwym Wilkiem, co?
    - Nie masz pojęcia - uśmiechnął się gorzko, smutno. Płatki śniegu osiadały mu delikatnie na twarzy, czepiały się rzęs.
    Czas płynął dalej.
    Draco
    Draco
    Lost Soul

    Punkty : 2353
    Liczba postów : 49
    Wiek : 29

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Draco Pon 21 Sty 2019, 15:13

    Solas się nie pojawił. Nie miał pojęcia, co jego nieobecność wyczyniała z nią. Ona sama nie mogła tego wiedzieć, dopóki się nie wydarzyło. Nie mogła się uspokoić, a w trakcie dosłownie tylko kilku godzin miała kilka napadów paniki, które stale musiała opanowywać uzdrowicielka. W ostateczności Variel z Merrill niemalże leżały obok niej, non stop, w sypialni Inkwizytorki, upewniając się, że z elfką wszystko w porządku. Dorian także się pojawiał, zmartwiony zapewne jak nigdy.
    Ale Isella mało kontaktowała, ciągle myśląc nad słowami Cole. Aż w końcu, odpowiedź przyszła sama. I nie mogła się tego spodziewać, to na pewno.
    Uśpiona środkami uspokajającymi wyśniła odpowiedź. Pustka ukazała jej prawdę. I chociaż spodziewała się jej, przypuszczała jaka była prawda, nic nie mogło równać się z tym, jak czuła się później.

    - Oddała mi się
    Usłyszała głos ukochanego. Zwróciła swoje spojrzenie w jego stronę, znów czując wszystkie emocje związane z przeszłością, które miały wtedy miejsce - niezrozumienie dla Ilasdara, dlaczego jej nie chciał. Samo to wspomnienie napawało ją mdłościami. Teraz jednak była bardziej świadoma, obserwowała. Widziała w oczach Solasa fioletowe przebłyski, coś, czego wcześniej nie było, zdecydowanie nie.
    -Następna będzie Sylaise.
    Isella nabrała głęboko powietrza, zagryzając dolną wargę. Wiedziała o czym mówił. Zresztą, nawet jeśli nie rozumiałaby, ich dalsza konwersacja wytłumaczyłaby jej wszystko.
    - Nie możesz - Ilasdar roześmiał się gorzko, uderzając w Solasa wąskim strumieniem spaczonej energii; jego przeciwnik zablokował ją wzmocnioną tarczą, postępując krok do przodu.
    Widziała, jak jej własne ciało lewitowało za nim w bezruchu.
    - Mogę. I zrobię to. Ale to jeszcze nie wszystko - dodał złowieszczo, czując, jak rozrasta się w nim nowa fala energii, ekscytacji. - Nie zdążyłem ci nigdy podziękować w imieniu naszej dawnej przyjaciółki. Przygotuj się na śmierć, Ilasdarze. Twój czas wreszcie dobiega końca.
    Wystarczył ułamek sekundy, by polimorfujące ciało poczęło przypominać swym kształtem smoka; w ten sposób jeden skok wystarczył, by długie kły kłapnęły sucho o... powietrze?
    - Mythal - szepnęła Isella.
    Jeśli kiedykolwiek mogłaby jeszcze mieć wątpliwości co do słów Vir'abelasan, nie miała ich już w ogóle.
    - Co ty robisz, Solas - szepnęła, zmartwiona.
    Wyciągnęła dłoń w kierunku ukochanego, ale sen skończył się.


    Isella miała szeroko otwarte oczy, a jej oddech był znacznie przyspieszony. To były jego plany. To dlatego się wymykał. Stąd ta inność w nim, dlatego właśnie czuła jego przepełnienie magią. Nie mógł robić tego dalej, nie dla siebie.
    Nie powstrzymasz go - Vir'abelasan wyszeptało.
    Odetchnęła ciężko.
    Wiem - odpowiedziała cicho. - Nie chcę go powstrzymywać. Nie chcę go tracić. Przecież on dobrze wie, co nadmiar mocy... Jak bardzo jest zdesperowany? Czemu nic mi nie powiedział, ani słowa?
    Nie chce cię martwić - głosy wyjaśniły swoim szeleszczącym brzmieniem.
    Martwić. O ile byłoby łatwiej, gdyby po prostu byli ze sobą szczerzy.
    Wyplątała się z pościeli, ostrożnie wychodząc z łóżka. Dziewczyny spały smacznie w jej łożu, ale nie zamierzała budzić żadnej z nich. Nie mogła.
    Zostawiła tylko krótką notatkę, pamiętając, jak jej zniknięcie skończyło się ostatnio i pozostawiła papier z informacją na widoku. Założyła w pośpiechu elfie spodnie i buty, narzuciła na siebie sweter i wyszła cicho z sypialni.
    "Idę szukać Solasa. Chyba wiem, co robi. Wchłania evanuris. Nie panuje nad swoją mocą. Poinformuj Aravasa."
    Isella szukała go wszędzie. Była nawet za eluvianem, chociaż gdyby ktoś się dowiedział, prawdopodobnie już nigdy nie puściliby jej samej. Zrezygnowana poszła do ostatniego miejsca, w którym by się spodziewała zastać Fen'Harela. I właśnie tam był. Stał akurat przy jej biurku, w swoim starym pokoju, który przekonwertowała na własne biuro.
    - Solas - westchnęła, biegnąc w stronę ukochanego.
    Wpadła w jego ramiona, obejmując go mocno wokół szyi.
    - Nic ci nie jest?
    W oczach Inkwizytorki był czysty strach, ale nie przed nim. O niego.


    Ostatnio zmieniony przez Draco dnia Wto 22 Sty 2019, 03:19, w całości zmieniany 1 raz
    Pan Vincent
    Pan Vincent
    Tempter

    Punkty : 2244
    Liczba postów : 102
    Wiek : 30

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Pan Vincent Pon 21 Sty 2019, 15:41

    W pewnym etapie swego życia Solas musiał dojść do przykrego wniosku, który jasno mówił, że sumienne wykonywanie swych obowiązków w rzeczywistości nie było nawet połową obiecanego sukcesu. Składało się na niego bowiem tyle czynników, że sumienność zdawała się widnieć na szarym końcu rozległej listy, upstrzony zależnościami tak niezależnymi od jego wysiłków...
    Szczęście. Uśmiech losu. Odpowiednie miejsce i odpowiedni czas. Sprzymierzeńcy. Poparcie ludu. Siła umysłu i ciała.
    Umysłu i ciała.
    Zajęczał cicho, opierając obolałą głowę o zagłówek wysokiego fotela. Filiżanka z parującą herbatą wypełniała powietrze charakterystycznym zapachem berberysu.
    Musiał przyznać, że po wizycie u uzdrowicieli czuł się odrobinę lepiej, ale mdłości i migrena wciąż nie chciały odpuszczać, utrudniając mu każda, najbardziej nawet prozaiczną czynność.
    Czytana książka wysunęła się z dłoni, uderzając głucho o ziemię - uśmiechnął się lekko, odnotowując łupnięcie z pewną satysfakcją. Bywały takie chwile, kiedy miał ochotę chwycić w dłoń pierwszy, lepszy (byle ciężki) przedmiot, jaki pod nią napotka i uderzyć nim z całej siły o ścianę. Obserwować fragmenty szkła, lub gliny, patrzeć na niemożliwe do naprawienia wgniecenia...
    Fakt, że magia potrafiła zaleczyć każde szkody, coraz bardziej działał mu na nerwy. Sam także stanowił niegdyś ucieleśnienie magii, która napędzała każdy jego oddech i słowo - Starożytni nie mieli pojęcia, czym były blizny i choroby. Ich radosną utopię przez tyle lat przesycała beztroska radość i wzajemne zrozumienie, szacunek...
    Do czasu, gdy sterów nie przejęli evanuris.
    Pokryta opatrunkami dłoń wysunęła się do góry, by długie palce mogły spotkać się z obolałą skronią; począł masować wrażliwy odcinek okrężnymi ruchami, mając nadzieję, że choć to przegoni paskudne uczucie ucisku.
    Nie przeszło. Podniósł się więc ostrożnie, sięgając po upuszczoną księgę; gdzieś tam musiała się znajdować pożądana przez niego treść. Dalijczycy nie mogli być na tyle bezmyślni, by odebrać sobie możliwość pieczołowitej interpretacji symboliki, zawartej w...
    Głuche kroki poniosły się echem po ścianach, uderzają w niego swą pośpiesznością. Kto mógł tu biec o tak późnej godzinie?
    I po co?
    Nie musiał długo czekać, by poznać odpowiedź na swe pytanie - drobna postać wpadła mu z impetem w ramiona, oplatając go szczelnie swym uściskiem. Zamrugał gwałtownie, spoglądając w dół, na czubek jasnej głowy. Pochylił się nieco, by elfka nie musiała stawać na palcach i pogładził ją delikatnie po plecach.
    "Nic ci nie jest"? Domyśliła się już, że doznał wybuchu? A może ktoś jej o wszystkim opowiedział?
    - Isello - westchnął, krzywiąc się delikatnie, gdy ból w głowie nasilił się znowu, eksplodując swą falą tuż za gałkami ocznymi. - Wszystko jest w porządku.
    Wybacz, że do ciebie nie wróciłem.
    Zostawiłem cię.
    Nie chciałem tego robić, ale nie mogłem dłużej zostać, to byłoby niebezpieczne.

    Słowa zawisły w powietrzu, niewypowiedziane. Nie umiał ich z siebie wykrzesać, mimo, że czuł w sobie pewną chęć, by to zrobić. Z jednej strony to, co działo się z Inkwizytorką sprawiało, że miał ochotę rozbić cały świat w proch, z drugiej nie umiał już się do tego wszystkiego odpowiednio odnieść.
    Elfka uniosła głowę; pozwolił jej spojrzeć sobie w oczy, odnajdując na bladej twarzy wiele cierpienia, zmęczenia. Był pewien, że nie skończyło się na jednym ataku. I wszystko to było jego winą.
    - Przepraszam - powiedział wreszcie, wzdychając cicho i zamknął z powrotem usta, zupełnie jakby mówienie stało się nagle po prostu za trudne, niewykonalne.
    I tylko on jeden mógł wiedzieć, za ile straszliwych rzeczy ją teraz przepraszał.
    Draco
    Draco
    Lost Soul

    Punkty : 2353
    Liczba postów : 49
    Wiek : 29

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Draco Pon 21 Sty 2019, 16:01

    Patrzyła na niego, nie widząc jej Solasa. Zniknęły maski, chociaż na chwilę widziała naprawdę jego twarz i smutek, zmęczenie i rezygnacja, która się malowała na niej niemalże dogłębnie ją pochłonęły. Prawie nie mogła oddychać.
    - Ja ciebie też przepraszam - szepnęła, głaszcząc delikatnie jego policzek.
    Za co? Cóż, za wszystko. Za to, że najwidoczniej nie mogła być powierniczką jego tajemnic. Za to, że chciał bić się ze wszystkimi sam. Za to, że... Że była, jaka była. Za siebie, za innych. Za całe zło, które ich spotkało i może jeszcze spotka. Za każdą rzecz.
    Jej serce niemalże zamarło, gdy zobaczyła szczelnie obandażowaną lewą dłoń. Dotknęła delikatnie jego ramienia, przez sweter wyczuwając nierówność bandaża. Delikatnie ucałowała jego knykcie, przymykając powieki. Nawet teraz, stojąc tak blisko niego czuła obcą magię, nie należącą do Solasa, która muskała ją. Miał jej zdecydowanie za dużo, nigdy nie przelewało się w nim tak bardzo.
    - Ilu już wchłonąłeś? - spytała cicho, miękko. Uniosła spojrzenie zielonych oczu z jego rąk z powrotem na jego twarz.
    Patrzyli sobie w oczy i chociaż można by się spodziewać negatywnych emocji w Iselli, nie było ich. Nie miała na to siły. Solas był zdesperowany i widziała to, to było oczywiste. Był też nierozsądny, w jakiś sposób. Oboje byli.
    Nie wiedziała jak ująć to delikatnie w słowa, nie wiedziała w jaki sposób powinna dobierać słowa, by być zrozumiana, by nie zranić go bardziej, by ukoić jakoś...
    Westchnęła ciężko.
    - Nie przyszłam tu oceniać cię. Przyszłam, bo... - Zamilkła na chwilę. - Bo się martwię. Bo widzę, że się zmieniłeś. Czuję to. I boję się o mojego Solasa.
    Odpowiedź zawisła w powietrzu, wśród ciszy. Nabrała powietrza, przymykając powieki.
    - Na pewno w porządku? Coś cię boli? Chcesz może coś przeciwbólowego?
    Zmartwiona dotknęła jego czoła swoją zimną dłonią. Wydawał się dziwnie cieplejszy, niż zwykle, ale ciężko było jej to ocenić prawidłowo, jej dłonie bowiem były nienaturalnie lodowate od tego całego biegania po śniegu i po Arlathanie, który praktycznie zasypało.
    Pan Vincent
    Pan Vincent
    Tempter

    Punkty : 2244
    Liczba postów : 102
    Wiek : 30

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Pan Vincent Czw 24 Sty 2019, 13:42

    Trzymając ją w ramionach, doznawał nieraz przykrego uczucia, porównywalnego z próbą utrzymania w garści sypkiego piasku; pięść mogła zaciskać się mocniej i mocniej, ale drobne ziarna przesypywały się w końcu przez palce, pozostawiając go z niczym.
    Tak bardzo bał się chwili, w której będzie musiał sobie uświadomić, jak wiele czekało ich jeszcze trudów - chwili, w której okrutna prawda uderzy go znów całą swą mocą, zdejmując z oczu niewidzialne cienie.
    "Ilu już wchłonąłeś", zapytała, a on odetchnął głęboko, przymykając oczy.
    Jej miłość była tak gorąca, tak rozpaczliwa... zrobiłaby dla niego wszystko, wiedział o tym. Patrzyła na niego z tak przejmującym poruszeniem, że od samego tego widoku robiło mu się już słabo. Jak miał jej to wszystko wyjaśnić? Jak miał jej wytłumaczyć, że musiał krzywdzić ją i siebie, by zyskać coś innego, coś znacznie lepszego?
    - Inkwizytorko - zaczął wolno, nie odnajdując w sobie siły, by wytrzymać intensywnie zielonego spojrzenia; spuścił głowę i obrócił się w powrotem do biurka, przyglądając się bogato zdobionej okładce księgi.
    Jak, jak, jak...
    - Uzdrowiciele podali mi już leki przeciwbólowe - poinformował ją łagodnie. - Rana jest, z resztą, niegroźna, jej wygojenie zajmie mi najwyżej parę tygodni.
    Ilu już wchłonąłeś?
    Chrząknął, sięgając po filiżankę z herbatą; drżąca dłoń podsunęła naczynie pod wargi, by mógł upić z niego dwa duże łyki naparu. Potrzebował tego, jak niczego innego, zwłaszcza teraz.
    - Jak się o tym dowiedziałaś - postanowił odpowiedzieć pytaniem na pytanie. Szerokie ramiona przygarbiły się nieco, gdy oparł się dłońmi o blat szerokiego biurka. - Czy to Aravas?
    Draco
    Draco
    Lost Soul

    Punkty : 2353
    Liczba postów : 49
    Wiek : 29

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Draco Czw 24 Sty 2019, 13:53

    - Aravas wie? - westchnęła, zaskoczona.
    Tego się nie spodziewała, ale cóż, powinna się domyślić. Był to bez wątpienia bardzo mądry elf, poza tym niezwykle bliski przyjaciel Solasa. Jeśli ktokolwiek miałby wiedzieć o tym, co Fen'Harel planuje, to byłby zapewne on.
    - Nie potrzebuję Aravasa do tego, aby wiedzieć takie rzeczy, Solas.
    Nie mówiła głośno. W zasadzie, być może była nawet trochę zbyt cicha w swoich słowach, ale nie miała nad tym władzy. Splotła swoje dłonie razem, próbując chyba samej sobie dodać trochę odwagi, w jakiś sposób.
    - Powiedziałeś mi to. A w zasadzie, powiedziałeś to Ilasdarowi.
    Oblizała nerwowo usta, opierając się o biurko stojące na środku pomieszczenia. Nabrała drżąco powietrza.
    - Więc ilu, Solas?
    Miała nadzieję, że powie jej prawdę, nawet jeśli pytanie było ciężkie, wisiało nad nimi jak jakiegoś rodzaju wyrok. Może, poniekąd, tak właśnie było.
    Ostatnie dni nie były najłatwiejsze, ale stanowiły jakiś przerywnik, mimo wszystko całkiem sympatyczny, biorąc pod uwagę całą sytuację, w której byli.
    Pan Vincent
    Pan Vincent
    Tempter

    Punkty : 2244
    Liczba postów : 102
    Wiek : 30

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Pan Vincent Pią 25 Sty 2019, 09:28

    - Aravas wie? - Zapytała Inkwizytorka, ale nie otrzymała odpowiedzi; apostata zacisnął wargi, przygarbiając się jeszcze wyraźniej nad dębowym biurkiem. Jego długie palce wsunęły się, niby z czułością, między stosy papierów, gdy starał się odnaleźć w tym dotyku jakikolwiek rodzaj ukojenia.
    Zna część prawdy. Nie wie tylko, jak straszna jest w rzeczywistości.
    Wiedział, że elfka miała swoje sposoby na otrzymanie prawdy; może nie do końca zdawała sobie z tego sprawę, ale potęga, jaką dysponowała (z zwłaszcza po napiciu się ze Studni Smutków), zapewniała jej mnóstwo nowych, niesamowitych umiejętności, które...
    - Więc ilu, Solas?
    - Vhenan - wydusił z siebie z trudem, pokonany wstydem, lękiem. - Nie mogę...
    Jeśli odważyłby się i powiedział jej cokolwiek więcej (lub odpowiedział na jej pytanie) nie sprawi, że ta będzie umiała mu pomóc. Nikt nie mógł. Za to on sam, swoją prawdą, zapewniłby jej jedynie więcej stresu i żalu do siebie, bo jak miał tego nie uczynić tak ciężkimi słowami?
    Do umysłu zakradła mu się mimowolnie wizja nie tak znowu odległej nocy - ciężkich łez, zdławionych szlochów i smutku, przekraczającego słowne nazewnictwo. Łagodne dłonie i uśmiechy, wsparcie i szept. Czułe zbliżenie...
    Pozwól mi sobie pomóc, Solas.
    Zamrugał gwałtownie, przyciskając sobie pustą już filiżankę do klatki piersiowej (a konkretnie do miejsca, w którym mógł dobrze wyczuć, jak mocno biło jego serce, jak rozpaczliwie).
    Isella... odkąd tylko się poznali, była tu tylko dla niego. Pisała o tym w swoim pamiętniku, wiedział dobrze, czytał o tym!
    I pamiętał. Nie pytała, nie krzyczała. Była smutna i zrezygnowana, zraniona. Kotwica sprawiała jej tyle bólu... Ale gdy ośmielił się po raz pierwszy stanąć przed nią ze swą prawdziwą twarzą, porzucając maski i wieczne kłamstwa...
    Nie pragnęła jego potępienia.
    Pozwól mi sobie pomóc, Solas - tak mu w tedy powiedziała. A za takimi słowami kryje się już tylko miłość i bezgraniczne oddanie. Miłość, której nie mógł po raz kolejny zawieść. Już nie.
    Długie ramiona wyciągnęły się chaotycznie, gdy strącając filiżankę, przesunął się nieco, by znów stanąć przed nią; z drżącymi wargami i szaleństwem w oczach pozwolił sobie na kurczowe objęcie drobnej postaci, przyciśnięcie jej sobie mocno, mocno do serca.
    - Przepraszam, ze nie powiedziałem ci o tym wcześniej - zaczął cicho - ale... byłaś wciąż tak słaba i stłamszona, a ogrom tej wiedzy jest przytłaczający, zwalający z nóg. Nie mogłem patrzeć na to, co uczynił ci jeden z nich... Z nas. Tak bardzo mi przykro - szepnął, gładząc odruchowo jej długie, jasne włosy. Sekundy mijały, jedna po drugiej, nie ułatwiając mu zadania.
    - Wszystko zaczęło się jeszcze, gdy znajdowałaś się w jego przeklętej celi. Zrozumiałem, że aby cię z niej uwolnić, będę musiał dysponować o wiele... znaczniejszą potęgą. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że może nam pomóc zakuty w ścianę eluvian, ale... okazało się, że moje przypuszczenia i tak były słuszne. To dzięki mocy Andruil mogłem swobodnie zablokować atak Falon'Din'a. Dzięki jej poświęceniu byłem gotów strącić na jego głowę morze strzał... A jednak... to to, czego dowiedziałem się później, sprawiło, że odzyskałem wiarę w to, że... Uda mi się jeszcze uratować swój lud - wdusił z siebie łamiącym się głosem. Nie wierzył, że te słowa przeszły mu przez gardło, że to, co tak bardzo w sobie dusił, jego głębokie tajemnice; że udało mu się... - Musisz mnie zrozumieć - wytłumaczył, odsuwając się miękko, łagodnie. Sięgnął z wahaniem po księgę i otworzył ją na zaznaczonej stronie, ukazując elfce pięknie wykonany rysunek dwunastu kul. Tych samych, którymi zdołał uczynić mnóstwo chaosu w ich przeszłości. - Zanim pomyślisz, że to wszystko prowadzi znów do tego samego - uprzedził prędko ewentualne protesty (choć nawet nie był pewien, czy rzeczywiście by je usłyszał). - Nie, nie doprowadzi. Ponieważ... księgi jasno mówią o mocy, która jest w stanie połączyć ze sobą wymiary, ustabilizować je i scalić ze sobą w stałą jedność. Odkryłem to w chwili, gdy powróciliśmy tu. Już razem. Byłaś nieprzytomna, a ja czytałem tę księgę i... zrozumiałem, że muszę zaryzykować, Inkwizytorko. Że zrobię wszystko, by przekonać się, czy stare podanie nie ma racji. Potrzebuję co najmniej sześciu odłamków. Mam w sobie... - przełknął nerwowo ślinę. - Trzy. Cztery z własną energią. Niedługo stanę się na tyle potężny, by sprawować rolę katalizatora, uchronić każdego przed ewentualnością zostania pochłoniętym w czeluści Pustki. To tak wiele... - wyrzucił z siebie, poruszony, spoglądając jej wreszcie w oczy. - To więcej, niż kiedykolwiek mogłem się spodziewać.
    Draco
    Draco
    Lost Soul

    Punkty : 2353
    Liczba postów : 49
    Wiek : 29

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Draco Pią 25 Sty 2019, 09:56

    Isella nie spodziewała się, że otrzyma to, czego tak pragnęła. Myślała raczej, że po raz kolejny zostanie nakarmiona jakimś smutnym zdaniem, które powie jej, że nigdy nie będzie miała dostępu do jego świata i jego tajemnic. Była na to gotowa, w zasadzie nawet w połowie drogi do wyjścia, mentalnie przygotowując się już na uczucie beznadziejności. To jednak nie nadeszło.
    Zamiast tego Solas objął ją mocno, niemalże przyduszając. Wtulił się w nią, a ona w niego i trwali tak krótką chwilę. Isella była szczerze zaskoczona, tym bardziej, że za chwilę poczęły płynąć słowa. Informacje, które po części nawet ona miała gdzieś w pobliżu.
    Nie była zdziwiona tym, że Solas chciał ich uratować, scalić światy i sprawić, że elfy znów będą jak kiedyś. A może przynajmniej przestaną być postrzegani jako niewolnicy. Naprawdę, nie była. Rozmawiali o tym wiele miesięcy temu, to prawda, ale zdawała sobie sprawę z potrzeby Solasa i nie była nią zaskoczona. Prawdę mówiąc, pomogłoby jej to, biorąc pod uwagę jej plany. Dalekosiężne, ale coraz bliższe. Coraz bardziej namacalne.
    Fakt jednak, że to on chciał być tym katalizatorem... Isella także szukała tych kul, znała dokładne położenie jednej z nich. Ale to było tak cholernie niebezpieczne.
    - Jesteś tego pewien, Solas? To naprawdę dużo... magii. Ogrom magii. Nic dziwnego, że nad nią nie panujesz. Nie dałoby się tego rozłożyć na kilka osób? Byłoby bezpieczniejsze w obyciu. Może dwie pozostałe niech weźmie ktoś inny? - zasugerowała cicho, oblizując usta. - Czytałam o tym w jednej z... Gdzieś tu była - mruknęła Isella, ruszając w kierunku obszernej półki z książkami, które wyniosła z Vir Dirthara.
    Spędziła w tej bibliotece wspomnień wiele, wiele dni, praktycznie miesiące, aby wyciągnąć stamtąd tyle wiedzy, ile tylko mogła. Isella szukała wzrokiem księgi, wyciągając kilka z nich po drodze, aż w końcu trafiła na tę, która była jej potrzebna. Zaczęła ją kartkować, idąc już w kierunku Solasa. Gdy znalazła stronę, zaznaczoną zresztą wcześniej przez nią, pokazała ją ukochanemu. Rycina przedstawiała dokładne ustawienie magów, słowa, które należałoby wypowiedzieć, a nawet przygotowania do tego prowadzone.
    - Szukałam sposobu na to, żeby odnowić Vir Dirtharę i znalazłam zaklęcie, które chyba kiedyś używaliście. Połączenie mocy kilku innych magów. Nie jest to stałe, z tego co rozumiem, ale w takim wypadku ktoś mógłby wchłonąć resztę kul i połączyć się magią z tobą, gdy będzie ten kulminacyjny moment. To dałoby ci większą stabilność. W dodatku, można by wykorzystać resztę magów na wzmocnienie tej energii. Nie dysponujemy już aż tak potężną magią, jak za czasów Arlathanu, ale mamy w zamku całkiem sporo magów w tej chwili - uśmiechnęła się lekko, niepewnie.
    Bała się cokolwiek proponować, przygotowana na to, że zostanie to odebrane jako atak. Nie zamierzała go atakować, nigdy. Chciała po prostu pomóc, zniwelować możliwie jak najbardziej ewentualne szkody.
    Solas nie mógł wchłonąć więcej kul, tego była pewna. To mogłoby się skończyć wybuchem magii tak silnym, tak destrukcyjnym...
    - Nie możesz przyjąć ich więcej, na pewno nie teraz. Ledwo nad sobą panujesz, ukochany. Nie musisz robić tego sam. Masz wokół siebie ludzi, którzy ci pomogą. Przyjaciół, rodzinę. Jesteśmy nią dla ciebie. A przynajmniej ty jesteś rodziną dla nas. Pozwól sobie pomóc.
    Pan Vincent
    Pan Vincent
    Tempter

    Punkty : 2244
    Liczba postów : 102
    Wiek : 30

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Pan Vincent Pią 25 Sty 2019, 13:15

    Czasami wciąż nie potrafił uwierzyć w to, jak mądra i oczytana była jego ukochana; jak dzielnie walczyła o każdy skrawek wiedzy, nawet najmniejszy. Jej chłonny umysł szybko przyswajał większość informacji, pozwalając jej na umiejętne ich wykorzystanie. Krok po kroku, budowała w ten sposób swoje własne teorie i... cóż, niekiedy okazywały się słuszne. Tak, jak i w tej chwili.
    Przynajmniej częściowo.
    - Zdążyłem o tym pomyśleć już wcześniej - wyznał, dźgając palcem w schematycznie rozrysowaną rycinę. - Problem polega na tym, że żaden z przebywających tu magów, nie zdołałby udźwignąć takiego ładunku mocy... - westchnął ciężko, przesuwając otwartą dłonią po głowie. Było tak wiele rzeczy, które musiał teraz wyjaśnić, że nie bardzo wiedział, od czego powinien był zacząć.
    - Całość nie polega na wchłanianiu kul, ponieważ chcemy ich użyć jako klucza. Klucz nie może znajdować się w żywej istocie; groziłoby to w otwarty sposób tym samym, co stało się z twoją ręką. Moc, którą w sobie wchłaniam działa zupełnie inaczej. Jeśli założymy, że kula jest unurzanym w tuszu piórem, moja energia stanowić będzie dla niej pergamin. Ramy, które utrzymają tusz w ryzach, nie pozwolą mu bazgrać po stołach i cudzych kartkach. Długo zastanawiałem się nad tym, kto zdołałby udźwignąć resztę, stanowić dobry przykład wytrzymałej potęgi, gotowości do...
    Urwał, wskazując na jedną ze ścian, zamazaną symbolicznymi odpowiednikami elfiego panteonu.
    - Wiesz o tym, że oprócz znanych wam "bogów", po świecie stąpali także i ci, o których dzisiaj nikt nie pamięta. Zapomniani. Oni... nie udało mi się ich strącić w Pustkę, Isello. Z początku nie miałem pojęcia, gdzie mogli się znajdować. Przypuszczałem nawet, że tak jak Falon'Dinowi, udało im się ukryć i trwać w oczekiwaniu na mój błąd, ale poszukiwania pozwoliły mi zrozumieć, że dopadł ich ten sam los, który wcześniej przypadł mnie. Zapadli w sen. I choć wątpię, by większość z nich pałała do mnie szczerą sympatią, jest wśród nich Daern'thal, z którym... Który niegdyś był mi bliski. Miałem jego poparcie w czasach, gdy musieliśmy walczyć o równość naszych braci i sióstr. Kiedy musieliśmy przeciwstawić się samozwańczym bogom i...
    Jeden mój pomysł obrócił to wszystko w proch.
    - Wierzę, że jeśli uda mi się go wybudzić i przedstawić mu swój plan, zgodzi się ofiarować swą pomoc. Ale oznacza to bardzo niebezpieczną wyprawę, w której będę musiał obcować z... czerwonym lyrium. Dużymi ilościami - urwał, pozwalając sobie na głośniejsze odetchnięcie. - Mnie nie uczyni ono dużo krzywdy. Ale nie mogę pozwolić, by cokolwiek stało się reszcie. Zwłaszcza już tobie - przemówił nieco czulej, oplatając ją znów ramionami. - Nie zniósłbym myśli, gdyby...
    Drzwi trzasnęły głucho, wpuszczając do środka...
    Ilu ich, na litość było?
    - Mówiłem - wydyszał Dorian, spoglądając na niego gniewnie. W jasnych oczach Tevinterczyka nie dostrzegał już ani grama sympatii. - Mówiłem, że przyjdzie taki czas, że twoje cholerne fanaberie doprowadzą do tego, że zrobi się tu kolejne zamieszanie. Nie masz pojęcia, jak bardzo się o ciebie martwiliśmy. Isella wychodziła z siebie, a ja... Czemu go przytulasz?! - Wykrzyknął z pretensjami, krzyżując ramiona na piersiach. Variel rzuciła mu zdziwione spojrzenie, przytulając do siebie mocniej milczącą Merrill. - Czemu pozwalasz mu na to żeby cię przytulał? Ten wstrętny kłamca nie zasługuje na...
    - Możecie być trochę ciszej - z tyłu rozległ się znajomy głos Poszukiwaczki. - Słychać was w całym zamku, a jest już naprawdę późno! Nie życzę sobie żeby... och. Dobry wieczór, Inkiwizytorko. Co tu się właściwie dzieje?
    - Dorian urządza nam małą apokalipsę - Variel wzruszyła ramionami, uśmiechając się lekko. - Ale to jeszcze nic. Za chwilę przyjdzie tu Aravas i muszę wam powiedzieć, że nigdy nie widziałam go równie wkurwionego.
    Draco
    Draco
    Lost Soul

    Punkty : 2353
    Liczba postów : 49
    Wiek : 29

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Draco Pią 25 Sty 2019, 13:40

    - Obcowałam już z czerwonym lyrium. I jest też miejsce, do którego będziemy musieli...
    Zdanie Iselli zostało przerwane przez malownicze wejście do pomieszczenia. Dorian. Inkwizytorka uniosła brew, spoglądając na przyjaciela, który pierw był niezwykle zirytowany, aby na jego twarzy pojawił się głęboki szok i...
    - Czemu go przytulasz?! - usłyszała.
    Skrzywiła się nieco, zdając sobie sprawę, że zaczynała ją właśnie boleć głowa. Najwidoczniej silne uspokajające leki i płacz nie poskutkowały dobrze dla jej organizmu, ale dawała sobie radę. W końcu jej zaufał, Solas jej zaufał, a to było ważniejsze, niż wszystko, co teraz mogło mieć miejsce.
    - Możecie być trochę ciszej - z tyłu rozległ się głos Poszukiwaczki.
    Isella westchnęła. Kto jeszcze?]
    - Słychać was w całym zamku, a jest już naprawdę późno! Nie życzę sobie żeby... och. Dobry wieczór, Inkiwizytorko. Co tu się właściwie dzieje?
    - Dorian urządza nam małą apokalipsę - Variel wyraźnie wzruszyła ramionami, uśmiechając się lekko. - Ale to jeszcze nic. Za chwilę przyjdzie tu Aravas i muszę wam powiedzieć, że nigdy nie widziałam go równie wkurwionego.
    Isella spojrzała na ukochanego z rezygnacją. No tak. Wychodząc z sypialni poinformowała Variel listownie o tym, co sobie uświadomiła. I napisała też, aby poinformowano Aravasa. Relacja białowłosego elfa z Solasem była co najmniej interesująca. Byli przyjaciółmi, to jasne, ale czasem Iselli wydawało się, że są ze sobą bardziej spokrewnieni, niż oboje to przyznają.
    - Po kolei. Przytulam go, bo jest moim mężczyzną. To dość oczywiste.
    - Okłamał cię!
    Dorian najwidoczniej nie dawał za wygraną. Jasnowłosa przytaknęła, odkładając trzymaną księgę w dłoniach na biurko. Sięgnęła po filiżankę z naparem Solasa i upiła z niej małego łyka.
    - Owszem. Wiele razy. Ja go również. Taką to już mamy dziwną relację - uśmiechnęła się delikatnie.
    Prosiła tym drobnym gestem, aby porzucić ten temat. Nie chciała go kontynuować z przyjacielem, nie przy wszystkich, nie było to potrzebne.
    - I kiedy myślisz, że już gorzej być nie może, przychodzi nie kto inny, jak Solas, aby uświadomić cię, że on dopiero zaczął.
    Nikt nie spodziewał się głosu Aravasa. Elf zamknął za sobą drzwi. Jego ruchy były sztywne, niemalże ciężkie. Ewidentnie powstrzymywał się przed tym, żeby nie wybuchnąć.
    - Czy jedynym sposobem na to, żebyś był bezpieczny jest zamknięcie cię w klatce? Może Wyciszenie? Dałbym radę to zrobić.
    Isella nigdy nie słyszała Aravasa równie zimnego, przerażonego, drżącego z furii. Zbliżał się do nich. Inkwizytorka stanęła więc przed Solasem, swą drobną posturą broniąc ukochanego. Może nie powinna tego robić, wiedziała doskonale dlaczego Aravas był tak przerażony. Nie chciała jednak, żeby nawzajem zrobili sobie krzywdę.
    - Przesuń się, Isello. - Głos Aravasa nie zmienił się ani na chwilę.
    - Nie - odpowiedziała natychmiast. -Wiem, że jesteś wściekły i wiem dlaczego. Naprawdę wiem. Ale krzyczenie na niego nic nie da, przecież dobrze o tym wiesz. Możemy zadbać o to, aby był bezpieczniejszy w swoich działaniach, ale nie powstrzymać go. Zresztą, czy naprawdę tego chcesz, jeśli miałoby to pomóc elfom?
    Isella nie chciała, by ostatnie zdanie było zrozumiane przez wszystkim. Miała świadomość tego, że Variel ją rozumie, przez co zapewne przetłumaczy wszystko Merrill, jeśli ta już nie podjęła edukacji z ich języka, biorąc pod uwagę kogo miała za partnerkę. Dorian i Cassandra, jednakowoż, nie musieli rozumieć wszystkiego.
    - Chcę, jeśli to ma powstrzymać tego wariata od zabicia się. Nie wiem co bym zrobił, gdyby...
    Wzrok Aravasa zamglił się. Mag przełknął ciężko ślinę, nie mogąc dłużej patrzeć, ani na Isellę, ani na Solasa. Spoglądał więc na swój ubiór. Zaczął odczuwać dyskomfort, orientując się, że przez cały ten czas miał zaciśnięte dłonie.
    - Nie mógłbym sobie wybaczyć, gdyby on umarł, rozumiesz to, Isello? A do tego wiecznie ten wariat prowadzi, wiecznie.
    Isella uśmiechnęła się smutno i objęła maga delikatnie w pasie. Wyciągnęła dłoń do Solasa, niemo pokazując mu, by dołączył do tego uścisku. Aravas, zdaje się, właśnie tego potrzebował. Upewnić się, że z łysym Starożytnym wszystko jest w porządku.
    Cóż, może nie wszystko. Ale żył, oddychał, miał się w miarę dobrze.
    - Rozumiem cię bardziej, niż może ci się wydawać.
    Jasnowłosa elfka odpowiedziała, uśmiechając się delikatnie w ramiona dwóch mężczyzn, którzy ściskali ją w objęciach.
    - Co się właśnie stało? - zapytał ewidentnie skonfundowany Dorian, co sprawiło, że Isella zachichotała cicho.
    Pan Vincent
    Pan Vincent
    Tempter

    Punkty : 2244
    Liczba postów : 102
    Wiek : 30

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Pan Vincent Sob 13 Kwi 2019, 20:44

    Wyglądało na to, że chwilowo ich spór (kiedy myślał o "ich", miał na myśli wszystkich, oczywiście, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie było osoby, która nie pałałaby do niego obecnie pretensjami... Może z wyjątkiem Cariasa.) odnalazł swe chwilowe załagodzenie. Słowa Aravasa, choć ostre i sprawiające mu przykrość, były, niestety, prawdziwe, wiedział o tym.
    Inną sprawą był jednak fakt, że nie mógł teraz za wiele poradzić na sytuację, w której się znajdował. A jeszcze inną... że nie zamierzał rezygnować ze swego planu, nawet jeśli miał on wyrządzić krzywdę. Im, czy jemu - to nie miało wielkiego znaczenia, gdy po przeciwnej stronie wagi znajdował się jego lud.
    Moc Andruil okazała się druzgocząca dla jego odporności - emocje szalały w nim, niczym we wrzącym kotle, gotowe doprowadzić go na skraj szaleństwa w każdej chwili. Musiał to przyznać, bywały momenty, gdy przestawał czuć się sobą, gdy złość okazywała się tak wielka, że czyniła mu już krzywdę - żywą, palącą bólem przeładowania krzywdę, pozostawiającą na jego ciele krwawe znamiona.
    Przesunął dłonią po grzebiecie księgi, odczuwając wciąż coś na miarę masochistycznej satysfakcji – dzięki pradawnemu podaniu, przetłumaczonemu starannie przez Cariasa, mogli się dowiedzieć, że po przejęciu potęgi Zapomnianych Bogów, uda mu się ponownie zerwać pieczęć, ściągnąć zasłonę, jednocząc światy w jeden, harmonijnie funkcjonujący poziom. Magia roztoczy się po wszelkich znanych ziemiach, wzbogacając je cudem swej potęgi. Strumienie zawibrują od śpiewu tańczących dusz, drzewa nabiorą znów miłości do swych korzeni, dzieci przemówią wieloma językami, których nie zdołali poznać najstarsi z ich przodków…
    To brzmiało tak pięknie… tak dumnie – jak mógłby tego odmówić, sobie i im? Mógł gdzieś w tym świecie zobaczyć siebie i Isellę, ich dzieci – mógł to zobrazować, naprawdę. A to, że będzie musiał przy tym pocierpieć… cóż, nie zamierzał się nad sobą rozckliwiać. Prawdą było, że przeżył w swym życiu niejedno. Mógł poświęcić się dla jeszcze jednej sprawy, tak ważnej… Tak mu drogiej.
    - Powinniśmy się już kłaść – rzucił ostrożnie Carias, układając mu dłoń na ramieniu. Odwrócił się gwałtownie, wyrwany z myśli, spoglądając na przyjaciela nieco nieprzytomnie.
    - Która godzina? – zapytał ostrożnie, przecierając dłonią zmęczone oczy.
    - Dobiega trzecia – usłyszał odpowiedź, krótką i zwięzłą, bez oskarżenia w tle.
    Ale jeśli rzeczywiście dobiegała trzecia, oznaczało to, że naprawdę powinien już powracać do sypialni Inkwizytorki; fakt, że Cassandra okazała się być na tyle łaskawa, by wyprosić wszystkich z jego dawnego pokoju po dość intensywnej scenie, nie oznaczał, że wciąż nie był winien swej ukochanej paru odpowiedzi. Był absolutnie pewien, że elfka nie zdążyła jeszcze zmrużyć oka, oczekując na jego przybycie.
    - W takim razie rzeczywiście powinienem się już kłaść – zauważył, wysilając się na słaby uśmiech. – Dziękuję za twoją pomoc, Cariasie. Jesteś bezcennym przyjacielem.
    - To samo mogę powiedzieć o tobie, Solasie – skrytobójca oddał uśmiech, choć uczynił to o wiele chętniej, szczerze. Wydawał się wciąż żywy, gotów do pracy, mimo tylu godzin niezmordowanego wertowania ksiąg. Czasami Solas nie umiał się powstrzymać od odczuwania zazdrości względem niespożytej energii swego towarzysza; było wprost niemożliwym ujrzeć go znużonego, czy zniechęconego. Przypominał mu czasem płomyk zaświatła; mały i niepozorny, lecz niemożliwy do ugaszenia. – Potrafisz ofiarować nie tylko świetną przyjaźń, ale i niemożliwe do podrobienia dowództwo. Poszedłbym za tobą w każde miejsce tego świata. A nawet nie tylko. Masz moje serce.

    Schody nigdy nie wydawały mu się tak długie i strome – pokonywał je ostrożnie, podtrzymując się ściany, walcząc z bólem i gorączką, wywołanymi ranami, ogniącymi się z wolna pod okowami opatrunków i bandaży. Obiecał uzdrowicielom, że zgłosi się na ich zmianę jeszcze tego samego dnia, ale zdążył o tym zupełnie zapomnieć, porwany wirem odkryć i… emocji.
    Teraz wciąż odczuwał pewnego rodzaju nerwowość (już za chwilę mieli zapewne porozmawiać), ale nie była ona już tak… dusząca, nie przerażała go. Nie potrafił odczuwać strachu, wiedząc, jak łagodna potrafiła być Inkwizytorka – jej próg zrozumienia dla jego osoby poszerzał się dwukrotnie, wspierany anielską wręcz cierpliwością. Starała się go nie oceniać, rozumieć.
    A on starał się w zamian za to ofiarować jej prawdę. Owszem, nie zawsze mu to wychodziło – skryte usposobienie i przyzwyczajenie do upartego odrzucania możliwości obdarzenia kogoś zaufaniem znacznie mu to utrudniało, ale… walczył z tym. Dla niej. Dla siebie. Dla ich wspólnej, pozbawionej kłamstw przyszłości.
    Ułożył dłoń na gładkim drewnie, popychając je delikatnie, z wahaniem; nie chciał, by w razie możliwości snu jego ukochanej, obudziły ją zbędne hałasy. Miała, przecież, prawo, by odpocząć. Choć na chwilę.
    Przygryzł wargi, tłumiąc cisnący się na usta jęk, gdy zranione ramię otarło się o framugę kolejnych drzwi – Bogowie, ależ to było nieznośne; nawet delikatne otarcia materiału jego własnej odzieży sprawiały mu teraz niesamowity dyskomfort.
    Ostrożnie sięgnął do dołu tuniki, podwijając ją do góry, by wreszcie pozbyć się jej całkowicie – zanim mógł oddać się jakiejkolwiek rozmowie, potrzebował kąpieli, oczyszczenia ran. Uporczywe pieczenie nie pozwalało mu się na niczym skupić.
    Draco
    Draco
    Lost Soul

    Punkty : 2353
    Liczba postów : 49
    Wiek : 29

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Draco Sob 13 Kwi 2019, 23:50

    Cała ich sytuacja była tkliwa, nieprzyjemna. Stąpali po bardzo kruchym lodzie i niestety każdy z nich, wydawało się, miał tego świadomość.
    Isella, chociaż powinna już spać, siedziała na miękkim dywanie tuż przed rozpalonym kominkiem i w przytłumionym świetle obserwowała to piękne widowisko, jakie dawał jej ogień, przeskakujący swobodnie pomiędzy polanami.
    Opierała się o łóżko. Wyciągnęła nogi przed siebie, próbując przetrawić wszystkie informacje, o które została dziś wzbogacona. Trudno jej było uwierzyć w to, że Solas zdradził wszystkie swoje asy z rękawa. Wiedziała, że tak nie było.
    Zresztą, cały czas pamiętała o słowach Falon'Dina. Pamiętała, jak zaintrygowany był tym, czy Solas ciągle myśli o zdjęciu zasłony i czy może mieć jakieś plany związane z tym... On próbował wykorzystać Fen'Harela. To nie była myśl poparta twardą wiedzą, skąd. Bardziej przypuszczenie, przeczucie, ale na tyle silne, że trudno było jej wyrzucić taką ewentualność z głowy, definitywnie zaprzeczyć jej.
    Nie spodziewała się, że ktoś pojawi się w sypialni. Zupełnie nie wiedziała dlaczego, Solas póki co był trochę skazany na jej obecność, dopóki Arlathan nie zostanie zabezpieczony. Zerknęła na mężczyznę, obserwując go w ciszy i milczeniu. Widząc, że powoli zdejmuje z siebie ubrania, a także opatrunki...
    Inkwizytorka nie miała pojęcia jakim cudem na jej twarzy nie pojawił się grymas, gdy zobaczyła całą jego lewą rękę... To wcale nie były "nic nie znaczące" rany, jak je określił wcześniej. Zdecydowanie nie.
    - Zawołać Alavellę? Powinna sprawdzić tę ranę. Moje zdolności raczej tu nie wystarczą.
    Nie mówiła głośno. W pomieszczeniu cały czas było cicho i przyjemnie, słychać było tylko trzaskanie polan w kominku. Wystarczyło skinienie dłoni, aby znieść drewnianą bale niżej, ustawić ją tuż przy kominku.
    Z pewnością przydałoby się ją przemyć, w związku z czym uznała, że pomoże mu i przyzwała bezgłośnie ciepłą, ale nie gorącą wodę. Lepiej było nie drażnić rany intensywną temperaturą.
    Usiadła na łóżku, pozwalając Solasowi na trochę prywatności. Nie patrzyła na niego, gdy usłyszała cichy dźwięk pluskania wody, gdy mężczyzna wszedł do bali.
    Isella przeszła przez pomieszczenie, docierając do toaletki w rogu pomieszczenia. Usiadła przed lustrem. Wystarczył ruch dłoni, by makijaż zniknął, ale pomimo tego Isella skorzystała z odrobiny wody znajdującej się w bali. Małą kulkę wody przetransportowała do siebie, obmywając twarz.
    Osuszyła ją miękkim, małym ręcznikiem, by chwilę później sięgnąć po krem do twarzy. Pachnącą brzoskwiniami substancję zaczęła rozprowadzać powolnymi ruchami palców. Miała przymknięte powieki, pozwalając sobie na chwilę relaksu. Dopiero teraz czuła, jak adrenalina schodzi z niej, jak zaczyna głębiej oddychać.
    Pan Vincent
    Pan Vincent
    Tempter

    Punkty : 2244
    Liczba postów : 102
    Wiek : 30

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Pan Vincent Nie 14 Kwi 2019, 00:26

    Nie patrzył w jej stronę – jeszcze nie – wolał najpierw się upewnić, że wyraz jego twarzy nie sugerował już wszechogarniającego zmęczenia i uporczywej walki z bólem.
    Rozebrał się do końca, układając elementy porzuconego odzienia w równy stosik. Z ulgą przywitał przeniesioną dla niego balię, która zapełniła się zaraz wodą – z początku odnosił wrażenie, że Inkwizytorka postanowiła urządzić mu zimną kąpiel, ale szybko okazało się, że zmęczone ciało otoczyło jedynie łagodne ciepło. Aż zamruczał, gdy udało mu się wreszcie częściowo rozluźnić członki, ułożyć je na dnie balii, opierając głowę o jej krawędź.
    Nie spodziewał się, że Isella tak łagodnie przyjmie jego bierność – że nie zasypie go od progu pytaniami, walcząc o każde słowo i spojrzenie. Ta kobieta działała trochę, jakby nosiła w sobie naturalną zdolność do odczytywania jego myśli – wiedziała kiedy mogła go przycisnąć, przyprzeć do ściany, zasypując niewygodnymi pytaniami, dominując zielonym spojrzeniem i krzywizną pełnych, zmysłowych warg… I tak samo działało to, najwyraźniej, w drugą stronę – kiedy powinna się wyciszyć, poczekać, dać mu więcej spokoju, przestrzeni.
    Przymknął powieki, pozwalając sobie na odrobinę relaksu, podczas gdy do nozdrzy powoli wlewał mu się słodki zapach brzoskwiń. Specyficzna woń natychmiast skojarzyła mu się z gładką cerą ukochanej – tyle razy odczuwał ją, gdy składał pocałunki na jej przepięknej twarzy…
    - Wystarczy, że je przemyję – zreflektował się, przypominając sobie o jej pytaniu. – Nie potrzebuję uzdrowicieli. Przynajmniej nie na tę chwilę – dodał cicho, uśmiechając się gorzko.
    Wraz z tymi słowami, wziął się za dokładne namoczenie skóry; przyglądając się wodzie, pochłaniającej fragmenty w głąb siebie, uświadomił sobie, że być może nie powinien tak śmiało zakładać swej samodzielności; owszem, opatrunki były nieco przemoczone, ale nie spodziewał się tak silnego krwawienia – cienkie, karmazynowe strumyczki rozchodziły się na boki swymi mackami, mieszając się tak z resztą… czy to oznaczało, że przez ten cały czas miały się tak paskudnie sączyć?
    Może to właśnie dlatego tak podle się czuję, przebiegło mu przez myśli, gdy z pełnym zdegustowania spojrzeniem sięgnął po myjkę i przesunął nią ostrożnie po skórze; ból był tak oszałamiający, że natychmiast przypomniał mu o sytuacji z młodości i rozwalonym udzie – nawet w najśmielszych założeniach nie zdobywał się na to, by podejrzewać, że mimo o wiele mniej poważnych zranień ból będzie absolutnie porównywalny do tamtego wydarzenia. Wyglądało na to, że rany, zadane magią istniały tylko po to, by sprawiać ból.
    Ale tak bardzo nie chciało mu się już rozmawiać z Alavellą, oglądać jej niezadowoloną minę i słuchać narzekań… O wiele bardziej kusiła go perspektywa ułożenia się na miękkich piersiach Iselli i zapomnienia o wszystkich zmartwieniach, a potem (kto wie) może i paru godzin snu?
    Woda zaczynała stygnąć – pośpieszył się więc z resztą kąpieli, wychodząc ostrożnie z balii – gdy sięgał po puchaty ręcznik, Inkwizytorka wciąż siedziała na swym miejscu, przy toaletce. Czesała swoje piękne włosy, przesuwając po nich ostrożnie zębami grzebienia.
    Uwielbiał ją obserwować, kiedy to robiła – oddawała się tak codziennym zajęciom, wpatrując się nieprzytomnie w jeden punkt, nieświadoma, że ją obserwował.
    - Napiłabyś się ze mną wina? – zaproponował nagle, owijając ręcznikiem wilgotne wciąż biodra. – Wydaje mi się, że potrzebuję dziś lekkiej pomocy z zaśnięciem.
    Draco
    Draco
    Lost Soul

    Punkty : 2353
    Liczba postów : 49
    Wiek : 29

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Draco Nie 14 Kwi 2019, 00:58

    - Chyba zacznę uczyć się zaklęć leczniczych - mruknęła cicho Isella, rozwiązując włosy z wysokiego kucyka.
    Już dawno powinni odpoczywać, tymczasem sen dopiero do nich przyjdzie. Dopiero ich przywita. Cisza pieściła ich zmysły, dotykała roztrzepotanych umysłów i serc, łagodząc ich samopoczucie.
    Jasnowłosa kobieta nie spodziewała się, że będzie obserwowana, więc gdy usłyszała głos mężczyzny wśród nagłej cichy i spotkała się z nim spojrzeniem w lustrze, uśmiechnęła się delikatnie, zaskoczona ewidentnie.
    Odłożyła grzebień na toaletkę. Zakręciła do końca krem i odłożyła na swoje miejsce, po czym wstała z miękkiego krzesła.
    Spojrzała na mężczyznę, przytaknęła, po czym zaczęła podążać do jednych z drzwi nieopodal łoża. Jedne z nich, po prawej, prowadziły na górną część sypialni, gdzie zwykle była bala. Tym razem Isella otworzyła drzwi po lewej stronie, by kilka chwil później wyciągnąć stamtąd butelkę wina i kieliszki.
    Swoje zdobycze postawiła na biurku, po drugiej stronie pomieszczenia, nieopodal kominka. Odesłała przy okazji bale na górę, opróżniając ją z wody równie niedbałym ruchem. Kilka chwil później wręczała lampkę wina w prawą, zdrową dłoń ukochanego.
    Sama nie podjęła się jeszcze pić alkoholu, wyciągając wpierw z małej szafeczki w biurku czyste bandaże i lekko kleistą maść z mieszanki ziół, która powinna dość znacząco pomóc w gojeniu się ran.
    - Usiądź, proszę.
    Jej głos był cichy i spokojny.
    Wycisnęła nieco maści na opuszki palców. Nie chciała masować zranionych miejsc. Cała jego ręka była czerwona, podrażniona, z pewnością bardzo bolesna i tkliwa. Nie musiała dotykać jej bardziej, niż byłoby to konieczne.
    - Mój dotyk może trochę boleć, ale maść powinna przynieść po chwili ulgę i uczucie przyjemnego chłodu. Podotykam tylko chwilę, obiecuję. Napij się.
    Kilka kosmyków miękkich włosów opadło na przód jej ciała. W palcach roztarła nieco maść, by nie robić tego na bolesnych ranach Solasa i poczęła metodycznie, aczkolwiek możliwie jak najszybciej aplikować specyfik na całej długości jego ramienia. Była to specjalna mieszanka, którą dostała swego czasu od Opiekunki. Receptura była stara jak świat, ponoć za czasów Arlathanu, ale Isella nie miała pewności, czy tak było faktycznie. Ważne, że działała, niezależnie od rodzaju ran i tego, co je spowodowało. Łagodziło ból, rwanie, drapanie i wszelkie nieprzyjemne odczucia do minimum, a przy tym goiło całkiem sprawnie.
    Trzy minuty później ręka była już prawie cała obandażowana i wysmarowana. Isella zawiązała małą kokardkę na nadgarstku mężczyzny i wstała, gdy skończyła swoją pracę.
    - Maść powinna zacząć działać.
    Sięgnęła po swój kieliszek i upiła kilka łyków różowego wina z Orlais. Zmrużyła powieki, oblizując nieco alkoholu z jej dolnej wargi.
    Podniosła się na chwilę, jedną ręką wyciągając z szafy tę samą tunikę, należącą do Solasa, którą wzięła sobie za strój nocny. Była też na tyle uczynna, że wzięła dolną część od pidżamy dla ukochanego, domyślając się, że zapewne będzie mu cokolwiek niewygodnie, jeśli będzie miał też górną część. Rana mogła boleć. Pamiętała jak uciążliwy był jej własny kikut, jak miała go dosyć.
    Odłożyła ubrania obok nich, siadając blisko mężczyzny. Rozkoszowała się smakiem alkoholu na języku, tym samym patrząc się w wesoło trzaskający ogień.
    Pan Vincent
    Pan Vincent
    Tempter

    Punkty : 2244
    Liczba postów : 102
    Wiek : 30

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Pan Vincent Nie 14 Kwi 2019, 01:23

    Mógł narzekać na pracę wszelkich uzdrowicieli, medyków i magów, których znał – mógł nieskończenie wyklinać ich techniki, wnikliwość i wynikające z niej niewygodne pytania, przesadną mądrość i skłonność do dramatyzowania, brak wiedzy, przesadne pieszczenie się, lub wręcz przeciwnie, nieprzyjemną szorstkość – mógł to robić i, co więcej, robił to przy każdej wolnej okazji, ale nigdy… Przenigdy nie umiałby narzekać na sposób, w który zajmowała się nim siedząca tuż obok kobieta.
    Ta sama kobieta, która z niezwykle widocznym skupieniem opatrywała jego rany, czyniąc to tak ostrożnie i delikatnie, zupełnie jakby obchodziła się z drogocennym dziełem sztuki, nie nim – żywą, szorstką istotą.
    Jej dotyk muskał go przelotnie, niby motyle skrzydła, a nakładana maść rozsiewała po ramieniu nieco cierpkie zimno, które wkrótce okazało się cudownie znieczulać piekące miejsca. Co prawda krwawienie nie mogło ustąpić prędko (nie miało prawa wobec ran zadawanych magią), ale to nie miało w tej chwili żadnego znaczenia. Liczyło się tylko to, by zniknęło nieprzyjemne pieczenie, dyskomfort, płynący z bólu.
    Zacisnął dłoń na kielichu, upijając nieco więcej wina – wierzył, że jeśli pozbędzie się zawartości pierwszego kieliszka wystarczająco szybko, alkohol uderzy mu do głowy i pozwoli umysłowi odpłynąć, nie skupiać się na nurtujących go problemach.
    Pamiętał czas, gdy każdej nocy, spędzanej w Podniebnej Twierdzy za czasów, gdy nikt nie znał jeszcze jego prawdziwej twarzy, musiał poić się paskudną herbatą z berberysu – inaczej, gdy jego głowa dotykała poduszki, niczym przekładnia w prostym mechanizmie, do głowy wlewały mu się niechciane wyrzuty sumienia, uwarunkowane głównie rosnącym w nim uczuciem do Inkwizytorki.
    Do tej pory umiał sobie przypomnieć tygodnie, spędzane na rozpaczliwym przerzucaniu się z boku na bok i nieporadnymi próbami wyrzucenia widoku jej twarzy ze swego umysłu.
    Och, ależ był wtedy głupi, łudząc się, że uda mu się o niej zapomnieć. Że uda mu się przestać ją kochać.
    Teraz, gdy o tym rozmyślał, czuł się jak ostatni głupiec… Dziś wiedział już bowiem, że żadna siła nie mogła go odwieść od tej kobiety – że nie istniała rzecz i osoba, posiadająca tak ogromną moc.
    Nikomu nie udało się ich rozdzielić – nawet Falon’Dinowi, który choć mógł poszczycić się swym chwilowym zwycięstwem, ostatecznie przegrywał za każdym razem.
    Pozwolił, by jego wargi zetknęły się znów z brzegiem kielicha… który okazał się pusty. Nie zauważył, kiedy w rzeczywistości pochłonął wino, zapominając się niegrzecznie. Uśmiechnął się z zakłopotaniem, spoglądając na zamyśloną jasnowłosą – ależ była piękna, gdy oddawała się swym rozmyślaniom, a płomienie kominka odbijały się w jej szmaragdowych oczach, pełgając tak przez rozszerzone źrenice, niby w zabawie.
    - Twoje piękno nigdy nie przestanie mnie zadziwiać – wyrzucił z siebie bezmyślnie, za późno orientując się w fakcie, że jego myśli stały się słowami. Zakłopotany w jeszcze wyraźniejszym stopniu spuścił wzrok, kręcąc lekko głową. Kiedy robił się zmęczony, zaczynała z niego często wychodzić ta nieznośnie miękka strona. – Pozwolisz, że doleję sobie jeszcze wina? Wygląda na to, że naprawdę go dziś potrzebuję - zaśmiał się miękko.

    Sponsored content

    Fear of the Fade - Page 2 Empty Re: Fear of the Fade

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Pon 20 Maj 2024, 11:00