by Alchemist Czw 07 Kwi 2022, 20:21
Po wyjściu z wanny Ludovico ubrał się w swoje ubrania - już suche, choć trochę pomięte, bo nawet nie pomyślał o wyprasowaniu ich. Cały czas ciało przypominało mu o niedawnych namiętnych chwilach - gdy schylał się po spodnie, czuł lekkie mrowienie od pasa w dół. Podczas wciągania koszuli odezwało się ugryzienie na ramieniu. Spojrzał na siebie w lustrze - cały był pokryty ciemnymi śladami malinek i namiętnych ukąszeń, nawet gdyby zapiął się pod szyję nie byłby w stanie tego ukryć. Ale on po mieszkaniu paradował póki co rozpięty, swobodny i rozluźniony jakby był u siebie.
Gdy Léon przygotowywał kawę, Ludovico zadzwonił po taksówkę, która miała go zawieźć prosto do biura. Nim wykonał telefon do swojej asystentki, poświęcił uwagę pieszczochom, które się jej domagały - jedną ręką drapał kota pod brodą, a drugą objął Léona i przyciągnął go do siebie.
- Przyjadę po ciebie - odpowiedział nie wprost na jego pytanie. Wtulił twarz w jego szyję, nierozważnie przerywając głaskania Puzona, który zaraz upomniał się o swoje prawa. Ludovico zaśmiał się cicho, nadrabiając zaniedbania w głaskaniu. Léonowi jednak nie pozwolił uciec ze swoich ramion.
- Będę myślał - odpowiedział niskim, zalotnym szeptem. - Przy każdym ruchu będę czuł ślady, jakimi mnie naznaczyłeś... Nie wiem jak wytrzymam do wieczora - wyznał, trochę rozbawiony tym jak nienasycony był przy Léonie. Nie chciał go wypuszczać z ramion. Jednak ledwo to pomyślał, zadzwonił jego telefon. Madeleine.
- Muszę odebrać - usprawiedliwił się. - Słucham?
Podczas rozmowy musiał przerwać wszelkie pieszczoty, bo nie miał tylu rąk, by robić wszystko jednocześnie.
- Louis, gdzie jesteś? - odezwał się kobiecy głos po drugiej stronie słuchawki.
- U chłopaka - odpowiedział bez zastanowienia Ludovico. Nie dał jej czasu na przetrawienie tej informacji, zaraz poprosił ją o kilka przysług. Asystentka trochę się na niego irytowała za to ile jej zlecił na ostatnią chwilę, ale ostatecznie takie było jej zadanie, a ona lubiła wyzwania. Po kilku minutach Ludovico rozłączył się.
- Muszę już iść - usprawiedliwił się. - Do zobaczenia wieczorem, Léo.
Nim wyszedł, złapał jeszcze malarza w przedpokoju i pocałował go namiętnie, jakby to miało mu wystarczyć na najbliższe godziny. Własnym ciałem przycisnął go do ściany, całując się z nim tak że ledwie łapał oddech.
- Będę tęsknił - wyznał lekko ochrypłym głosem, po czym już wyszedł, szybko jakby uciekał, bo gdyby się obrócił albo zatrzymał to pewnie by zawrócił.
Pół godziny później Léon dostał mmsa od Ludovica. Projektant był już w świeżej jasnoszarej koszuli, włosy zaczesał do tyłu i spiął. Odchylał lekko głowę na bok by zwrócić uwagę Sorela na kilka drobnych siniaków widocznych nad kołnierzykiem. Uśmiechał się jakby był cholernie z siebie dumny.
Madeleine nie była wcale zła na Ludovica, a wręcz gdy go zobaczyła w biurze, nie mogła powstrzymać uśmiechu.
- Ile ty masz lat? - zapytała trochę rozbawiona, jak starsza siostra zadurzonego nastolatka.
- Teraz czuję się jakbym miał połowę tego co faktycznie - odparł, odbierając od niej szybko ubranie by przygotować się na spotkanie.
- Chcesz puder? - zapytała, od razu sięgając do odpowiedniej szuflady w biurku.
- Nie trzeba - odparł wesoło Ludovico. Poszedł do drugiego pokoju by się przebrać, ale nie zamknął drzwi, by mogli dalej rozmawiać. Dostrzegł jej zaskoczoną minę.
- Ludovico, ale wiesz... - zaczęła, wskazując na swoją szyję, bo pewnie podejrzewała, że jej szef nie jest świadomy jak wygląda.
- Wiem - przerwał jej swobodnym tonem. Madeleine jeszcze chwilę patrzyła na niego z niedowierzaniem, ale odpuściła.
Wszyscy zwracali uwagę na ślady na szyi Ludovico i jego wręcz szampański humor, ale przez większość czasu nikt nie dopytywał ani nie komentował. Pierwszą osobą, która była na tyle zuchwała, był Zoran - model będący twarzą najnowszej kolekcji, z którym Diani był umówiony na lunch.
- Ludo, chyba muszę ci pogratulować - oświadczył, muskając jego szyję długimi palcami. Model często pozwalał sobie na poufałe gesty i słowa, a zdarzało mu się to tym częściej, im lepiej daną osobę znał - należało się przyzwyczaić.
- Dzięki - odparł swobodnie Diani.
- Jakiś jednorazowy incydent czy trafił się szczęściarz?
Ludovico uśmiechnął się tajemniczo i zdawało się, że nie odpowie.
- To ja jestem szczęściarzem - oświadczył w końcu, ale nim dał się wciągnąć w plotki, zmienił temat, by omówić najpierw to, o czym faktycznie mieli rozmawiać. Zoran uśmiechnął się drapieżnie, ale ustąpił i nie wrócił do tematu nowego partnera projektanta.
Wieczorem Ludovico przyjechał po Léona trochę wcześniej niż o tej 19.00 - nie umiał się doczekać, by go zobaczyć. Wysłał mu smsa, że już jest i wysiadł z samochodu. Nie chciał wchodzić na górę, bo - cóż - obawiał się, że wtedy skończy się spontanicznym seksem na kanapie. Nie by nie miał ochoty, bo miał ogromną, ale no właśnie: wręcz za dużą. A umówili się przecież, że pokaże mu swoją pracownię - chciał się z tego wywiązać.
Czekał na niego oparty biodrami o samochód, będący symbolem luksusu, wygody i wiecznego singielstwa - ze skórzaną tapicerką w kolorze śmietanki, czarnym lakierem i charakterystycznym trójzębem na przednim grillu. Zdążył się przebrać i nie miał już na sobie tamtej szarej koszuli - zmienił ją na białą z krótkim rękawem, do niej założył granatowe spodnie i buty w kolorze karmelu. Jasny kołnierzyk tym bardziej podkreślał ciemne plamy siniaków na jego szyi i Léon mógł być pewny, że Ludovico zrobił to specjalnie.