Parfums d’amour

    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Parfums d’amour Empty Parfums d’amour

    Pisanie by Alchemist Wto 30 Lis 2021, 17:35

    Parfums d’amour 28dbee715fa676474081d4afb70aa37d
    udovico iani
    ⚜ 35 lat ⚜ 184 cm ⚜ Brązowe oczy ⚜ Brązowe włosy ⚜
    🙘 Krwista pomarańcza, Wiśnia 🙚
    🙘 Olibanum, Paczula, Jaśmin 🙚
    🙘 Bursztyn, Piżmo, Skóra 🙚





    Od kilku miesięcy gdyby ktoś szukał Ludovica rankiem w dni robocze, najprawdopodobniej spotkałby go w kawiarniu u Philippe’a – kameralnym, klimatycznym lokalu w Ósmej Dzielnicy. Projektant bywał tu tak często, że właściciel lokalu zaczął z własnej inicjatywy stawiać tabliczkę „rezerwacja” na stoliku przy oknie, który zawsze wybierał i nawet kiedyś w żartach skomentował, że plan tygodnia swojego stałego klienta zna równie dobrze co sekretarka Dianiego i jedyna różnica między nimi polegała na tym, że on parzy lepszą kawę.

    Te regularne wizyty zaczęły się oczywiście od przypadku – od powrotu we wczesnych godzinach porannych po Sylwestrze spędzonym w Pekinie na zaproszenie starego znajomego z branży. W chłodny styczniowy poranek kawiarnia kusiła swoją ciepłą atmosferą, zapachem kawy i maślanych rogalików – trudno o lepsze powitanie w mieście po kilkunastu godzinach spędzonych w samolotach i na lotniskach. Ludovico nawet nie wstąpił do domu by zostawić tam walizkę tylko od razu odwiedził lokal, by wypić w nim najlepszą kawę jakiej miał okazję próbować od wielu miesięcy. I tak zostało – poranki u Philippe’a, śniadanie, a później chwila relaksu nad filiżanką cappuccino czy małą czarną, zależnie od nastroju.

    Tego dnia padło na to pierwsze, choć niestety o relaksie nie było mowy. Kremowa pianka i łagodne objęcia kofeiny nie były w stanie załagodzić frustracji wynikającej z ostatnich niepowodzeń. Ludovico siedział z filiżanką przy wargach, jakby bardziej inhalował się swoim cappuccino niż je pił, i zapatrzony w dal myślał. Wczoraj po rozmowie z przedstawicielem domu Kenzo boleśnie uświadomił sobie, że gdzieś zmarnotrawił masę czasu i nie ma ani jednej nowej kompozycji do zaprezentowania w przyszłym roku, a i tak już ma za sobą serię bezproduktywnych sezonów. Nie był w stanie wykrzesać z siebie nic, co by go satysfakcjonowało. Czasami siedział dniami i nocami przy swoich organach w przekonaniu, że tradycyjne metody komponowania jakoś mu pomogą. Spędzał tak jednak godziny, które nie owocowały niczym nowym. W desperacji próbował rozłożyć na czynniki pierwsze którąś ze swoich sztandarowych kompozycji i przeprowadzić na niej drobny lifting, tak jak to robili teraz wszyscy, tworząc warianty „noir”, „intense” i tak dalej. Problem polegał jednak na tym, że Ludovico uważał swoje dzieła za idealne i gdy próbował coś w nich zmieniać, czuł nieprzyjemny zgrzyt i palącą potrzebę, by usunąć z kompozycji nową, fałszywą nutę. Cały czas pozostawał więc z niczym.
    Po raz kolejny spojrzał na wyświetlacz swojego tabletu, który pokazywał mu barwne modele 3D molekuł wraz z niezrozumiałym dla laika opisem. On laikiem nie był, ale co z tego, skoro doskonałe wyobrażenie na temat właściwości danej substancji nie owocowało pomysłem na jej zastosowanie? Szukał jednak odpowiedzi w całkowitej awangardzie, w osiągnięciach Gezy Schöna. To zupełnie nie ta szkoła, z której wywodził się Ludovico, bardziej badacz niż artysta, a już na pewno człowiek, który odarł tę branżę z całego jej romantyzmu. Nie by Ludo go za to nienawidził, wręcz przeciwnie, na swój sposób go podziwiał.

    To na nic. Ludovico porzucił to wgapianie się w wyświetlacz, bo czuł, że już jest zbyt spięty by cokolwiek osiągnąć. Z cichym trzaskiem zamknął skórzany futerał tabletu i odłożył go na stolik. Miał jeszcze pół filiżanki kawy, więc po prostu siedział, zapatrzony w okno, sącząc już ledwie letnie cappuccino.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Duch Sro 01 Gru 2021, 00:26

    Parfums d’amour Dfae631839466d052b22a1b8b08f8ad4

    Léon Laurence Sorel
    ⚜ 26 lat ⚜ 180 cm ⚜ Szaro-zielone oczy ⚜ Brązowe włosy ⚜


    Za oknem toczyło się zwyczajne paryskie życie. Tu i tam widać było ludzi spieszących do pracy, ludzi niosących papierowe torby wypełnione po brzegi zakupami, dziewczyny przechodzące przez brukowaną uliczkę na wysokich obcasach. Chwilę temu przestało padać, niebo się rozjaśniało, a powietrze wypełniał słodki zapach rozkwitającej wiosny i mokrego asfaltu.
    Był początek kwietnia, a do stolicy powoli napływali turyści. Zawsze łatwo można było ich wyłowić z tłumu prawdziwych paryżan, bo uwielbiali berety.

    Lokal u Philippe’a w żadnym stopniu nie przypominał popularnego Starbucks'a. Po zewnętrznej ścianie pięła się wisteria. Kiście jej fioletowych kwiatów pięknie współgrały z wyblakłym kolorem łuszczącej się niebieskiej farby, którą pomalowane były drzwi i okiennice.
    W środku było jeszcze piękniej. Drewniane krzesła, niedopasowane fotele, okrągłe stoliki i bluszcz zwieszający się z surowych belek na suficie. Były tam też stare spiralne schodki prowadzące na niewielką salę na poddaszu, a tam, u góry, oprócz stolików i foteli, stało kilka regałów z książkami.
    Parzyli tu świetną kawę, piekli świeże pieczywo i mieli ogromy wybór makaroników. Z głośników płynął typowy dla kawiarenek leniwy jazz.

    Léon nie lubił jazzu, a po kawie bolał go żołądek, ale lubił to miejsce, i często tam wracał. Siadał przy stoliku pod ścianą, zamawiał herbatę i rogalika obsypanego pistacjami, wyciągał szkicownik i rysował. Ze swojego ulubionego miejsca miał dobry widok na ludzi odwiedzających kawiarenkę. Obserwował. Inspirowali go.
    Dla niektórych mogli się wydawać nudni, ot zwykli ludzie pijący zwykłą kawę. Ale Léon próbował dostrzec w tym coś więcej. Próbował odczytywać emocje, przelewać je na papier, zapamiętywać, a później, na ich podstawie tworzył. Czasem to były obrazy, czasem utwory.
    Tego dnia padło na mężczyznę siedzącego przy oknie.
    Wydawał się być tak zatopiony w swoich myślach, że nie zwracał uwagi na otaczający go świat. Léon zastanawiał się, co go tak pochłaniało. Złamane serce, tęsknota, zła wiadomość, a może trudna decyzja? Uśmiechnął się do siebie, bo jego nowy model zastygł tak nieruchomo, jakby naprawdę dla niego pozował.
    Wyciągnął z torby szkicownik.
      — Cholera. — mruknął sam do siebie, bo okazało się, wszystkie kartki były już zarysowane. Oczywiście, mógł skoczyć do papierniczego po nowy, i wrócić, ale nie było na to czasu. Ta urocza zaduma nieznajomego nie będzie trwać wiecznie.
    Sięgnął więc po serwetkę, w tamtej chwili to wydawało się jedyną słuszną opcją. Nakreślił na niej kilka linii. Zaraz sięgnął po drugą. W kilku ruchach uchwycił dłonie unoszące filiżankę do ust, zarys profilu, słońce oświetlające twarz.
    W przeciągu pół godziny prawie cały stolik pokryły serwetki z rysunkami zamyślonego mężczyzny.
    Wzrok Léona był tak palący, że nie było możliwości, by nieznajomy nie poczuł go na sobie. I rzeczywiście, w końcu się odwrócił. Ich spojrzenia na chwilę się spotkały.


    Ostatnio zmieniony przez Duch dnia Pon 06 Gru 2021, 21:11, w całości zmieniany 3 razy
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Alchemist Sro 01 Gru 2021, 15:03

    Pogrążony w swoich myślach Ludovico nie zwracał specjalnej uwagi na otoczenie – patrzył, ale nie widział. Wzrok miał utkwiony za oknem, więc w kawiarni mogło dziać się cokolwiek, jeśli o niego chodzi. Dopiero gdy poddał się w swoich rozmyślaniach i odkładał tablet, obrzucił wzrokiem wnętrze lokalu. Zwrócił uwagę na chłopaka siedzącego naprzeciwko – ich spojrzenia się spotkały i był to ten rodzaj kontaktu, który jest jak porażenie prądem: łapie i nie puszcza. Był jednak bez porównania przyjemniejszy. Ludovico zamarł na ułamek sekundy, uprzejmie zainteresowany, po czym wyprostował się od stolika i usiadł wygodnie rozparty w swoim fotelu, znowu spoglądając w okno. Niby szybko stracił zainteresowanie nieznajomym, ale choć nie patrzył, nadal miał go przed oczami. Lekko potargane włosy, melancholijne spojrzenie, blada cera – taki trochę urok osoby, która niedawno wstała i nadal ma sen pod powiekami. Ładna linia szczęki, delikatna długa szyja… Czarujący chłopak. Ponownie spojrzał na niego kątem oka – tym razem nieznajomy był pochylony nad swoim stolikiem, choć… zerkał. To zaintrygowało Ludovica. Z kim miał do czynienia? Przypuszczał, że to jakiś bloger albo początkujący dziennikarz – nie dawał mu więcej niż 24 lata.
    W końcu Ludovico spojrzał dyskretnie na zegarek. Pora się zbierać. Dopił więc kawę, schował tablet do teczki, po czym z marynarką przewieszoną przez przedramię i z filiżanką w ręce podszedł do baru, by zapłacić. Uciął sobie krótką rozmowę ze znajomą baristką – o tym, że dawno się nie widzieli, że ona miała popołudniowe zmiany i dodatkowo weekendy, bo musi trochę dorobić na wakacje i tak dalej. Ludovico zapłacił i skierował się do wyjścia, ostatni raz spoglądając na tamtego chłopaka, którego spojrzenie wcześniej pochwycił. Dopiero teraz zwrócił uwagę, że to co przed nim leżało to nie notatki tylko serwetki. I to wcale nie zapisane. Podszedł śmiało i uchwycił jedną z nich, nie prosząc o zgodę ani nie tłumacząc się. Na jego twarzy najpierw pojawił się wyraz zaskoczenia, a później stonowanego uznania – patrzył na swój portret. Bardzo zgrubny, ale... niezły. Aż mu się miło zrobiło.
    - Masz talent – pochwalił bez żadnych wstępów. – Podpisać ci się na tym? – zaproponował. W lekkim samouwielbieniu typowym dla cieszących się renomą artystów uznał, że chłopak sportretował go przez to, że go rozpoznał, a nie przez to, że akurat dojrzał w nim wdzięcznego modela.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Duch Pią 03 Gru 2021, 17:19

    Na twarzy chłopaka pojawił się wyraz uprzejmego zdziwienia, który zaraz ustąpił miejsca trochę sennemu uśmiechowi. Przez chwilę przyglądał się zgrabnym dłoniom trzymającym jego rysunek. Były ładne i zadbane, o gładkiej skórze i długich palcach. Wydawały się być jednocześnie delikatne i silne.
      — Dziękuję. Jeśli chcesz, możesz to zatrzymać. — odpowiedział Léon i zaczął zbierać serwetki ze stołu. Upchnął je między strony opasłego szkicownika, a kiedy go zamykał Ludovico mógł zobaczyć, że palce chłopaka były poplamione tuszem. — Byłyby lepsze, gdyby to nie były serwetki. — zaśmiał się i nagle otulił jakiś przyjemny zapach. Był nieoczywisty, ale coś mu przypominał. To było coś ciężkiego, jakby zwierzęcego, przez co przebijała się wibrująco jakaś orzeźwiająca, czysta nuta.
    Podniósł w końcu wzrok. Z bliska jeszcze lepiej dostrzegał piękno tego człowieka: jego wysokie kości policzkowe, kształtne usta, szerokie ramiona i nagle zapragnął go namalować.
      — Dlaczego miałbyś mi się na tym podpisywać? — zapytał — Jesteś aktorem? — napotkał spojrzenie brązowych oczu i dostrzegł w nich cień zawodu. — Nie chciałem wyjść na ignoranta, przepraszam. Po prostu nie śledzę kinowych nowości. — wytłumaczył. Odgarnął przydługie włosy z twarzy, ukrywając zmieszanie za kolejnym uśmiechem. Często tracił głowę przy pięknych ludziach. Zdecydowanie lepiej wychodziło mu obserwowanie ich z pewnej odległości i rysowanie.
      — Często rozdajesz autografy?
    I wtedy do niego dotarło co przypominał mu ten zapach. Mężczyzna pachniał jak powietrze przed burzą: nabrzmiałe od gorąca, elektryczne. Pachniał jak ten ulotny moment, dosłownie chwilę przed tym zanim uderzy pierwszy piorun. Odetchnął głębiej i przeszedł go miły dreszcz. Na sekundę przeniósł się w czasie, do któregoś z poprzednich upalnych sierpni, do drewnianego domku nad jeziorem. Stał na balkonie, z koszulką lepiącą się do spoconych pleców i wpatrywał się w ciemne niebo. Niemal poczuł na twarzy pierwsze krople chłodnego deszczu i przypomniał sobie to cudowne uczucie ulgi.
      — Może się przysiądziesz? — zaproponował — Jestem Léon. — wstał i wyciągnął dłoń do Ludo.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Alchemist Pią 03 Gru 2021, 19:45

    Ach, ten uśmiech! Chłopak już wcześniej był w oczach Ludovica naprawdę atrakcyjny - zarówno przez pryzmat własnych preferencji jak i branżowych - ale tym uśmiechem wygrał wszystko. Trochę senny, rozmarzony, z pewnością szczery, bo obejmujący całą twarz.
    Diani, choć również był szczery, nie uśmiechnął się tak szeroko, a tylko kącikiem ust, mile zaskoczony propozycją, by mógł zatrzymać portret narysowany na serwetce. Jednak nie patrzył już na rysunek, a na jego twórcę i jego zgrabne dłonie, które poruszały się z takim wdziękiem wśród papieru. Plamy tuszu na palcach ich nie oszpecały, wręcz przeciwnie - mówiły “patrz tu, skup wzrok, podziwiaj”. Cudowny detal. Ludovico patrząc na nie doszedł do wniosku, że chyba się pomylił, ale też, że nie ma nic przeciwko takim pomyłkom. Na pewno nie miał do czynienia z blogerem, to do niego nie pasowało. Artysta… Rysownik, projektant, scenarzysta?
    Gdy chłopak podniósł wzrok znad chowanych kartek, ich spojrzenia się spotkały, a Ludovico ponownie poczuł jak to spojrzenia go chwyta i nie puszcza. To nie były oczy, które patrzyły w głąb twojej duszy i przeszywały ją na wskroś, wręcz odwrotnie - obejmowały i otulały jak morska bryza wpuszczona przez otwarte rankiem okno. Przez ten niejednoznaczny kolor ciepłe i chłodne jednocześnie - intrygujące.
    Ludovico wrócił myślami na ziemię, ściągnięty na nią trochę brutalnie, choć pewnie nieumyślnie, przez to niewinne pytanie “Dlaczego miałbyś mi się na tym podpisywać?”. Próbował zawód ukryć za uśmiechem, co było o tyle łatwiejsze, że jego rozmówca również się uśmiechnął, poprawiając mu samopoczucie. Wybaczone - za taki uśmiech nie mógł się gniewać, że go nie rozpoznano.
    - Och nie, nie jestem aktorem, spokojnie - odparł, ale nie przyznał się czym tak naprawdę się zajmuje. Z jakiegoś powodu chciał to jeszcze chwilę potrzymać w sekrecie.
    - Ludovico - odpowiedział natychmiast, w międzyczasie przekładając z ręki do ręki swoją teczkę i serwetkę, by móc uścisnąć wyciągniętą na powitanie dłoń. Podczas tej wymiany grzeczności rękawy Léona lekko się podciągnęły i Diani dostrzegł jak zgrabne były jego nadgarstki - naprawdę miał ręce artysty.
    Nim Ludovico udzielił odpowiedzi na zaproszenie, spojrzał na swój zegarek - niby dyskretnie, ale wymownie. Uśmiechnął się przepraszająco.
    - Mój czas tutaj niestety się skończył - wyjaśnił dość enigmatycznie. - Ale do zobaczenia jutro, jeśli dasz się zaprosić - dodał zaraz. - To samo miejsce, ta sama pora - uściślił, uśmiechając się na zachętę. - Do zobaczenia, Léonie.
    I wyszedł, w drodze wyjmując z torby tablet, by między jego okładki schować serwetkę z portretem - szkoda, by tak miły prezent miał się uszkodzić.

    Następnego ranka Ludovico wyczekiwał Léona siedząc przy swoim stoliku i wypatrując go przez okno. Miał na sobie kamizelkę w kolorze wielbłądziej wełny i koszulę w odcieniu tak jasnego błękitu, że w ostrym świetle zdawała się być niemal biała. Nie założył krawata - czarne kwadratowe guziki koszuli wystarczyły, by strój nie wydawał się niekompletny. To było prywatne spotkanie i tak jak Diani chciał zrobić na Léonie dobre wrażenie, tak też nie chciał go onieśmielić trzyczęściowym garniturem, choć kto go znał ten wiedział, że on po prostu lubi tak się nosić.
    Przyjdzie, nie przyjdzie? Ludo był trochę podekscytowany tym oczekiwaniem. Daleki był co prawda od stwierdzenia, że myślał o Léonie cały poprzedni dzień, ale na pewno jego myśli wracały do tego przelotnego spotkania i przede wszystkim do tego czarującego uśmiechu i intrygujących oczu. Zdecydowanie miał coś w sobie...
    Przyszedł. Gdy stanął w progu, Ludovico podniósł nieznacznie rękę by dać znać gdzie siedzi.
    - Cieszę się, że przyszedłeś - przywitał się, gdy Léon podszedł do stolika. Gestem zaprosił, by usiadł naprzeciwko. - Czego się napijesz?
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Duch Pon 06 Gru 2021, 22:00

    Chłopak zdecydowanie nie wyglądał tak elegancko, jak jego towarzysz. Miał na sobie za dużą flanelową koszulę, rozpiętą przy szyi i wsuniętą w sztruksowe spodnie ściśnięte w talii skórzanym paskiem. Podwinięte nogawki odsłaniały klasyczne martensy za kostkę. Wyglądał jak typowy student wydziału malarstwa.
      — Cześć Vico. — uśmiechnął się szeroko na widok Ludovico. — Mogę tak do ciebie mówić? — świetnie zdawał sobie sprawę z tego, że niektórzy nie lubią, kiedy się zdrabnia ich imiona.
    Zdjął z ramienia torbę i zawiesił ją na oparciu krzesła.
      — Herbata wystarczy. Nie przepadam za kawą. — usiadł naprzeciw nowego znajomego. — Zastanawiałem się, czy przyjdziesz. — odgarnął włosy z czoła, a na jego palcach zamigotało kilka staromodnych pierścionków. — Chyba powinienem był ubrać się bardziej wyjściowo. Założę się, że obracasz się wśród bardziej eleganckich ludzi. — prygryzł wargę — Myślałem trochę o naszym wczorajszym spotkaniu. — powiedział to w taki sposób, jakby to była zwykła drobnostka. Zupełnie tak, jakby nie spędził połowy nocy naprzemiennie to paląc, to malując portret Dianiego. — Cieszę się, że tak się skończyło. Kiedyś szkicowałem dziewczynę w pociągu i dostałem po łbie od jej faceta. Uznał, że jestem jakimś wariatem. — podparł brodę na dłoni i spojrzał w przystojną twarz Ludovico — Skończyłem z podbitym okiem. — zakończył dramatycznym tonem.
    Do ich stolika podeszła młoda kelnerka, która uśmiechała się do Dianiego już z daleka.
      — Dzień dobry. Mogę już przyjąć zamówienie? — wyciągnęła mały notesik. Léona zaszczyciła tylko krótkim spojrzeniem, całą swoją uwagę skupiając na drugim mężczyźnie. Kiedy odchodziła Léon patrzył za nią.
      — Wygląda na to, że wpadłeś jej w oko. — znów spojrzał na Ludovico — Mam dla ciebie propozycję. Co ty na to, żeby wybrać się nad jezioro, kiedy wypijesz kawę? Moglibyśmy kupić po drodze coś do jedzenia. W samochodzie mam koc, moglibyśmy usiąść na trawie. Piszesz się na obiad pod gołym niebem? — to był naprawdę szalony pomysł. Poznali się przecież zaledwie przed chwilą, wymienili ze sobą tylko kilka zdań, ale mimo to, w Léonie i sposobie w jaki mówił, było coś tak świeżego i naturalnego, że ciężko było mu odmówić.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Alchemist Wto 07 Gru 2021, 17:13

    Léon mógł być ubrany niezbyt elegancko, ale i tak Ludovico nie był w stanie oderwać od niego wzroku. Dopiero teraz miał okazję, by przyjrzeć się lepiej jego sylwetce i ruchom – był jak tancerz, szczupły i pełen gracji. Za duża koszula tylko podkreślała jego nadgarstki, szyję wraz z fragmentem obojczyków, wąskie biodra. Pierścionki przyciągały wzrok do dłoni, które już i bez tego tak się podobały Dianiemu. A z każdą kolejną chwilą, każdym odsłoniętym fragmentem całości, Léon coraz intensywniej zajmował jego myśli. Trudno więc, by owładnięty taką fascynacją czegokolwiek mu odmówił.
    - Śmiało – zachęcił do zwracania się do siebie „Vico”. – Będziesz pierwszą osobą, która będzie mnie tak nazywała – zauważył, bo faktycznie, bardziej naturalny był skrót „Ludo”.
    Léon dużo mówił – jakby cisza go krępowała. Ludovico aż nie miał ochoty mu przerywać, zafascynowany obserwowaniem swojego nowego znajomego, poznawaniem jego mimiki, gestów, barwy głosu. Piękny był ten ruch, którym odgarniał włosy z twarzy, a gdy przygryzł wargę aż zapierał dech… Jednak na uwagę o tym, że chłopak nie był pewny, czy projektant się pojawi, Ludovico zareagował rozbawieniem.
    - Zdaje mi się, że to ja ciebie zaprosiłem – zauważył. – Jakże mógłbym nie przyjść? Uznajmy, że jestem starej daty, to byłoby poniżej mojej godności.
    Z zainteresowaniem słuchał tej anegdotki o rysowaniu dziewczyny w pociągu. Dla siebie zachował uwagę, że sam poczułby się niepewnie, gdyby Léon wykazał zainteresowanie jego drugą połową, bo stanowił dużą konkurencję.
    - Barbarzyństwo – skwitował z dezaprobatą zachowanie tamtego mężczyzny. Przysunął się odrobinę do swojego rozmówcy i wyciągnął doń rękę jakby chciał mu odgarnąć włosy z twarzy, ale przerwał ten ruch, bo nie byli już sami. Na uśmiech kelnerki odpowiedział uśmiechem. Złożył zamówienie dla siebie i Léona – cappuccino, herbata i makaroniki. Nie zapytał chłopaka czy ten ma ochotę na jakieś słodycze, ale pamiętał, że wczoraj na jego stoliku stał jakiś talerzyk, więc raczej nie był z tych, którzy unikali cukru – chyba wybaczy mu tę odrobinę inicjatywy.
    - Tak sądzisz? – Był odrobinę rozbawiony, gdy usłyszał, że wpadł w oko kelnerce ledwo zostali sami. – Być może. Tylko przez to, że tobie nie przyjrzała się dość dokładnie - odbił piłeczkę komplementu.
    Spontaniczna propozycja wypadu nad jezioro zaskoczyła Ludovica tak bardzo, że nawet nie był w stanie tego ukryć. Zaintrygowany, wychylił się odrobinę w stronę Léona, wspierając brodę na wierzchu dłoni i badawczo patrząc mu w oczy, jakby próbował przejrzeć jego intencje. I tak już wiedział, że się zgodzi – nie potrafił się oprzeć temu chłopakowi, jego szczerości, artystycznej spontaniczności, wrodzonemu urokowi. Myślał przez chwilę o tym co kryło się za tym zaproszeniem, ale naprawdę nie obchodziła go odpowiedź. Chciał spędzić z nim ten dzień. Wiedział to już wczoraj, bo myśląc o porannym spotkaniu z nim, odwołał swoje wszystkie plany aż do wieczora.
    - Jakże mógłbym ci odmówić – odpowiedział w końcu po krótkim milczeniu. – Podoba mi się twoja spontaniczność, chętnie się jej poddam.
    Ludovico wyglądał jak ktoś, kogo spontaniczność raczej nie dotyczyła – w idealnie wyprasowanej koszuli, uosobienie klasy, sprawiał wrażenie jakby jego życie było idealnie uporządkowane, a grafik ustalony rok do przodu. Trochę tak było. Może to go zgubiło i przez to stracił natchnienie? A Léon pojawił się w jego życiu po to, by wywrócić je do góry nogami? Ludovico chciał tak myśleć.
    - Dlaczego rysujesz portrety przypadkowych osób? - zagaił, naprawdę zaintrygowany tematem. - To jakiś twój projekt na studia? - A to pytanie dodał już po to, by dyskretnie wybadać jego wiek.
    W międzyczasie wróciła kelnerka. Postawiła przed Dianim jego kawę, a przed Léonem pustą filiżankę, którą zaraz napełniła do połowy herbatą z imbryczka. Odstawiła go na bok, a w równej odległości między nimi postawiła talerzyk z makaronikami, prezentując przy okazji smaki: słony karmel, cytryna, malina i pistacja. Ludovico podziękował jej skinieniem głowy, a Léonowi wskazał ciasteczka zapraszającym gestem.
    - Częstuj się.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Duch Czw 09 Gru 2021, 22:07

    Léon zerknął na ciastka z błyskiem w oku. Ewidentnie przepadał za słodyczami. Przez chwilę kalkulował coś w głowie, aż w końcu wziął łyżeczkę i zaczął nią przekrajać każdy makaronik na pół. Tak, by obaj mogli spróbować wszystkich smaków.
      — Tak, to moja praca magisterska. — odpowiedział. — Miałem taką wizję... Taki pomysł. — spojrzał w ciemne oczy Ludovico. — I póki nie musiałem go bronić przed profesorami, wydawał mi się naprawdę dobry. Na początku to miała być seria zwykłych portretów, ale uznałem, że to by było trochę zbyt oklepane. — zmarszczył brwi, jakby trochę zmieszany. Ciężko było mu znaleźć odpowiednie słowa. Wziął w palce połówkę zielonego ciastka i wsunął je do ust.
      — Nie wiem, jak to wytłumaczyć, żebyś nie wziął mnie za nawiedzonego. — zaraz pochwycił połówkę różowego makaronika — Po prostu nie chcę malować tylko twarzy. Nie mówię, że klasyczne portrety są nudne, absolutnie nie o to mi chodzi. Ja po prostu chciałbym uchwycić coś więcej, wiesz? Złapać nastrój w jakim był ten ktoś, kiedy nie wiedział, że go rysuję. Spróbować złapać jego charakter. Pozowane portrety nie zawsze są szczere. — wziął kolejną połówkę ciastka — Ale nie umiem też czytać w myślach, więc i moje próby złapania czyjegoś charakteru, bez poznania go, też nie są szczere. Czasami boję się, że wcale nie oddaję nastroju, w jakim znajdował się model, tylko przelewam na obrazy to, co sam wtedy czułem. — zamilkł nagle, jakby zdał sobie sprawę, że powiedział za dużo. — Mam tylko nadzieję, że to się wybroni. Naprawdę nie potrafię tego wytłumaczyć, ale mógłbym ci pokazać, jeśli chcesz. — chwycił ostatnią ze swoich połówek makaroników. — Pistacja wygrywa.
    Zabawnie było tak siedzieć w kawiarni, w towarzystwie nowo poznanego człowieka i opowiadać mu o czymś, co zwykle wydawało mu się zbyt nudne, by komukolwiek zawracać tym głowę. A najpiękniejsze w tym wszystkim było to, że Ludovico zdawał się go uważnie słuchać.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Alchemist Czw 09 Gru 2021, 23:15

    Ludovico był trochę ciekawy co zrobi Léon - bo że coś chodziło mu po głowie to już zauważył. Nigdy jednak by nie przypuszczał, że wpadnie akurat na pomysł, by każdego makaronika przeciąć na pół. Chłopak-niespodzianka - Diani spodziewał się tego, że po prostu się poczęstuje, myślał, że może dowie się czegoś na jego temat na podstawie choćby tego jaki smak wybierze, może co powie na temat tutejszych specjałów, ale to co zrobił całkowicie go zaskoczyło. Jednak na plus.
    - Yhm - mruknął Ludovico w bardzo sugestywny sposób, zdradzający zainteresowanie i zachęcający do rozwinięcia tematu. Był ciekaw o czym konkretnie miała być ta praca, naprawdę.
    - Mów dalej - zachęcał czasami łagodnym głosem, trochę cichszym niż przy normalnej rozmowie, by nie wybijać go z rytmu wypowiedzi. Popijał kawę i patrzył na niego z taką uwagą, jakby sam był takim profesorem, który ma ocenić przedstawiony mu pomysł. Uprzejma uwaga, ale bez entuzjazmu czy sceptycyzmu. W środku jednak był zachwycony jego wrażliwością, podejściem do życia i do sztuki. Na miejscu jego wykładowców… Nie, na pewno nie przyjąłby tego pomysłu z oklaskami - też pewnie wymagałby obrony tej wizji, ale nie przez to, że uważał ją za złą, a przez to, że chciałby ją lepiej poznać i przekonać się czy student sam wie co chce wyrazić. Léon wiedział - Ludovico z radością zaczął wyczekiwać momentu, gdy ta praca ujrzy światło dzienne w swojej ostatecznej formie.
    - Myślałeś o tym, by po wszystkim zapytać modela o jego uczucia w chwili portretowania? - zapytał. Odstawił filiżankę z wypitą do połowy kawą na spodek i odsunął ją od siebie. Z talerzyka z makaronikami wziął zieloną połówkę.
    - Proszę, pokaż - zwrócił się do Léona, zachęcając go gestem.
    - Na tym polega sztuka, aby pokazać za jej pośrednictwem uczucia, a nie tylko zrobić kalkę fizycznego świata - skomentował cały pomysł. - Płaski portret namaluje każdy, do tego nie potrzeba talentu, ale prawdziwy artysta pokaże na papierze również swoją wrażliwość.
    Ludovico przyjął od Léona plik kartek. Przeglądał je z uwagą, ale zdecydowanie technicznym okiem, nie zagłębiając się w tę uczuciową warstwę, o której wspominał autor. Po chwili jednak usiadł wygodnie w fotelu i zaczął się im przyglądać na nowo, tym razem lekko zamglonym wzrokiem, jakby właśnie próbował dostrzec niewidoczne. Na jego wargach błąkał się nikły uśmiech, ale milczał.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Duch Pią 10 Gru 2021, 00:24

    Léon obserwował Ludovico w lekkim napięciu. Wiedział, że szkice zwykle są czytelne tylko dla ich autora i innym ciężko będzie dostrzec w nich to, co naprawdę chciał pokazać. Przygryzał wargę, nie mogąc rozszyfrować tajemniczego uśmiechu towarzysza. Nagle wszystkie rysunki, które miał w rękach Ludo, wydały mu się beznadziejne.
      — Gdybym ich zapytał, co czują, to już by wiedzieli, że ich rysuję. To straciłoby sens. — chciał dobrze wypaść w oczach Vico, ale czuł, że komuś takiemu ciężko zaimponować.
      — Wiesz, to tylko wstępne szkice. Całość będzie wyglądać zupełnie inaczej. — zerknął na niedopitą kawę w filiżance Ludovico, na niedojedzone ciastka i niemal nieruszoną herbatę. Westchnął. Teraz był czas na radykalne kroki.
    Wstał i zarzcił torbę na ramię. Położył na stoliku kilka Euro i wbił natarczywe spojrzenie w mężczyznę.
      — Chodź ze mną. — poprosił i, nie zważając na żadne pytania i słowa odmowy, chycił go za rękę i wyprowadził z kawiarni. Bez słowa wyjaśnienia przeprowadził go przez brukowaną uliczkę. W końcu zatrzymali się przy starym modelu Forda. Léon odkluczył drzwi.
      — Chcę ci pokazać jak to powinno wyglądać. Skończyłem już kilka obrazów. — zaczął. Mówił bardzo szybko. — Mieszkam niedaleko. — zamarł, trzymając rękę na klamce uchylonych drzwi. Nagle doszedł do niego absurd całej tej sytuacji. Wybuchł śmiechem.
      — Rany... Vico, strasznie cię przepraszam, to jest okropnie głupie. — przetarł dłonią twarz — Po prostu wiem, że z tych szkiców nie za wiele odczytasz, a chciałbym, żebyś zrozumiał o co mi chodzi. — zatrzasnął drzwiczki samochodu. Dlaczego tak mu zależało, żeby zrozumiał? Przecież nawet się nie znali. — Ale to nie powód, żebyś wsiadał z obcym kolesiem do jego samochodu, i jechał do niego do mieszkania, prawda? — mimo uśmiechu wyglądał na bardzo zmieszanego. — Czasem powinienem pomyśleć, zanim coś zrobię. Naprawdę cię przepraszam.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Alchemist Pią 10 Gru 2021, 20:36

    Ludovico siedział w fotelu rozluźniony, otwarty na to, co Léon chciał przekazać w swoich rysunkach jemu i światu. Oglądał twarze nakreślone czasami całkiem szczegółowo, a czasami tylko kilka schematycznymi liniami. Szkice detali – dłoni, ust, a nawet pojedynczych pukli włosów. Zwrócił uwagę na to, że rysunki powstawały różnymi przyborami, czasami na dziwnym papierze. Przypomniał sobie o serwetce, na której powstał jego własny portret. Natura Léona kryjąca się za tymi obrazkami stawała się dla niego coraz bardziej czytelna. Co jednak wcale nie znaczyło, że był przygotowany na kolejny wybuch jego spontaniczności.
    Zdecydowany głos chłopaka i jego gesty wyrwały Ludovica z jego zamyślenia – spojrzał na niego jakby został wybudzony ze snu i nie pojmował czego się od niego chce. Nawiedziła go krótka myśl czy może nie uraził go swoją powściągliwością i czy zaraz szkice nie zostaną mu wyrwane z dłoni, a ich autor wyjdzie, trzaskając za sobą drzwiami – to jak gwałtownie wstał pasowałoby do takiej sceny zawodu. Zaraz jednak Diani pomyślał, że to nie pasowało do natury Léona, którą widać było w jego obrazach – szczerego, spontanicznego, wrażliwego mężczyzny, który zdecydowanie widział więcej niż powierzchowność.
    - Poczekaj, przecież…
    Projektant próbował negocjować – nie musieli przecież nigdzie wychodzić, nie musieli przerywać tego miłego poranka. Mogli jeszcze posiedzieć, porozmawiać o sztuce. Ludovico miał mu tyle do powiedzenia na temat tych szkiców. Léon jednak nie słuchał – zachowywał się jak w amoku, a w jego oczach błyszczała emocjonalna gorączka. Dobrze, niech będzie po jego myśli. W końcu ledwie chwilę temu Ludo zapewnił, że chce się dać ponieść jego spontaniczności. Wyszedł więc z nim za rękę, posyłając zaskoczonej kelnerce rozbawione spojrzenie „no co ja poradzę?”, choć gdyby faktycznie było to nie po jego myśli, mógł przecież zwyczajnie wyszarpnąć dłoń i postawić na swoim.
    Poszedł z nim do samochodu, nie zwracając jednak najmniejszej uwagi na wóz, a na to jak Léon się zachowywał. Naprawdę bardzo mu zależało, jego ruchy były gwałtowne, a słowa wyrzucał z siebie z prędkością karabinu, aż dziw, że mu się język nie plątał. Był bardzo ujmujący, z każdym kolejnym słowem i gestem pogłębiał słabość, jaką czuł do niego Ludovico.
    Nagłe wybudzenie nie było może przyjemne, ale przy tym na swój sposób rozczulające. Śmiech z samego siebie sprawił, że i Diani się uśmiechnął, oczarowany.
    - Oj, Léon… - westchnął. Wsunął mu do ręki jego szkice, których do tej pory nie miał okazji zwrócić, po czym złapał go przed chwilą zwolnioną ręką za ramię. Drugą ujął go pod brodę, by patrzeć sobie w oczy i by młody artysta na pewno nie uciekał wzrokiem.
    - Oddychaj. Skąd myśl, że niewiele odczytam? – zapytał. – Trochę znam się na sztuce. I skąd myśl, że nie chcę wiedzieć więcej? Jestem zainteresowany twoimi dziełami. Może i jesteś „obcym kolesiem”, ale jak poznałbym cię lepiej niż przez to jak tworzysz? Zaryzykuję – zapewnił na koniec, posyłając Léonowi pokrzepiający uśmiech. Puścił go i sięgnął po klamkę samochodowych drzwi.
    - Zastanów się zresztą – zagaił, zatrzymując się w połowie wsiadania. – Kto więcej ryzykuje? Ja, jadąc do twojego mieszkania, czy ty, zapraszając do siebie dużo starszego obcego mężczyznę?
    Ton i uśmiech Ludovico jasno wskazywały na zaczepkę. Nie pozwolił chłopakowi się rozmyślić – wsiadł do jego samochodu i zapiął pasy. Odetchnął. Czuł zapach środka do konserwacji skórzanej tapicerki, bardzo subtelną woń farby i terpentyny i dym papierosowy. Na jego twarzy na krótko odmalowało się niezadowolenie – nienawidził papierosów. Cóż, najwyraźniej Léon palił i nawet jeśli nie robił tego w samochodzie, nieprzyjemna woń fajek przeniosła się tu na jego ubraniach, które miały kontakt z tapicerką. Ludovico uznał z pewnym żalem, że jednak nikt nie jest idealny, ale zaraz doszedł też do wniosku, że nie przeszkadza mu to aż tak bardzo jak zwykle. Léon zdecydowanie nadrabiał czarującą osobowością.
    - W jakiej technice pracujesz? - zagaił. - Farba olejna? Zdaje mi się, że czuję terpentynę.
    Chwilę milczał, gdy chłopak odpalał samochód, wyjeżdżał z miejsca parkingowego, włączał się do ruchu - niby jeszcze nie było tłoku na ulicy, ale nie chciał go dodatkowo rozpraszać, bo i bez tego wyglądał na bardzo rozemocjonowanego.
    - W stosunku do swoich profesorów też się tak zachowujesz? - zażartował.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Duch Pią 10 Gru 2021, 23:35

    W chwili, kiedy delikatne palce Ludovico ujęły Léona za brodę, chłopak poczuł dziwny dreszcz przebiegający przez cały kręgosłup i wkręcający się prosto w żołądek. Do tego wszystkiego zmiękły mu nogi, ale to nie było nieprzyjemne uczucie.
      — Masz rację. Śmierdzi tu strasznie, bo często wożę tym gratem prace na akademię. Przepraszam za to. Pewnie niezbyt często podróżujesz takimi rzęchami. — trącił ręką zapachową zawieszkę Yankee Candle: według napisu miała pachnieć jak "miękki kocyk" — Nawet to nic nie daje. — spojrzał na niego przepraszająco.
      — Nie możesz być ode mnie wiele starszy. Nie dałbym ci nawet trzydziestki. — Przyjemny skurcz żołądka nadal nie mijał, ale było mu okropnie wstyd - wstyd za ten wybuch, za to, że nie dał Ludovico dopić kawy, że wyciągnął go za rękę i bez pytania o zdanie chciał wepchnąć do auta, no i za to, że jeździ starym samochodem, w którym w dodatku śmierdzi. Zachował się jak dzieciak i czuł, że stracił w oczach Ludovico.
    Przez resztę drogi nie odezwał się już ani słowem. Na szczęście podróż nie trwała za długo.
    Léon zatrzymał samochód.
      — Vico, naprawdę cię przepraszam. — powiedział i odpiął pas. Nie wysiadł z auta, ale żałożne oparł głowę o kierownicę, przez co samochód głośno zatrąbił. — Cholera! — jęknął i odsunął się od kierownicy. Całą twarz miał czerwoną. Mogło być jeszcze gorzej?
    Odwrócił twarz do Ludovico, bojąc się, że zobaczy w ciemnych oczach pogardę. Bał się, że Vico odepnie pas, wysiądzie z samochodu, trzaśnie drzwiami i zniknie na zawsze.
    Poczuł, że coś gorącego cieknie mu z nosa. Mechanicznie podniósł dłoń, żeby to wytrzeć. Zerknął i zobaczył, że palce poplamione ma czerwienią.
      — I jak ja teraz wyglądam... — czyli mogło być gorzej. Zrobił najgorsze pierwsze wrażenie w historii.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Alchemist Sob 11 Gru 2021, 13:52

    Ludovico machnął odrobinę lekceważąco ręką, jakby Léon trochę przesadzał z tym przyznawaniem mu racji.
    - Mam po prostu dość wrażliwy węch, to nie był żaden zarzut - próbował go uspokoić. - Rzadko kiedy w ogóle jeżdżę innymi samochodami niż mój własny, można powiedzieć, że nie mam porównania. Ewentualnie taksówkami, ale to już zupełnie pomińmy - zastrzegł, bo doznania sensoryczne na jakie tam był narażony czasami były naprawdę prawdziwym koszmarem. - To auto do ciebie pasuje, jeśli mam być szczery. Skoro jesteś malarzem to jak ma tu pachnieć? Wanilią?
    Starał się, by obrócić tę sytuację w żart. Jednocześnie im dłużej oddychał w tym samochodzie tym bardziej ta mieszanka zapachów kojarzyła mu się z kompozycjami Christophera Brosiusa.
    - O, dziękuję - parsknął, gdy usłyszał ile lat daje mu Léon. - Ale niestety sporo mnie odmłodziłeś. Trzydzieści pięć - wyjaśnił. - Więc na moje oko… Jedenaście lat różnicy? Powiedziałbym wręcz, że dwanaście, ale skoro teraz kończysz studia to bym przestrzelił.
    Ludovico zerknął na Léona kątem oka by sprawdzić jego reakcję. Dostrzegł jak na jego twarzy pojawił się rumieniec, a jego skupione na drodze spojrzenie sprawiło, że projektant już się nie odezwał, choć spoglądał na niego co chwilę z odrobiną niepokoju. Chyba nie powiedział czegoś niestosownego? Léon był taki spięty jakby Ludo go niechcący uraził i to go zaniepokoiło. Atmosfera w samochodzie zrobiła się nieprzyjemnie ciężka dla obu mężczyzn i jednocześnie całkiem zabawna dla kogoś, kto obserwowałby ich z boku i znał ich myśli - obu tak zależało na zrobieniu dobrego wrażenia, że teraz dopatrywali się porażki tam, gdzie nie było o niej mowy.
    Gdy Léon patrzył na swoje poplamione krwią palce, Ludovico zareagował bez namysłu. Jedną ręką sięgnął w jego stronę, położył mu dłoń na karku i delikatnym acz stanowczym naciskiem zmusił, by się trochę pochylił do przodu, a drugą ręka podetknął mu pod nos białą, materiałową chusteczkę. Miękka tkanina delikatnie pachniała jego perfumami - elegancką słodko-drzewną kompozycją z ledwo uchwytnymi nutami cierpkich owoców.
    - Teraz to już na pewno pójdę z tobą do domu - oświadczył łagodnie. - Jeszcze byś mi zemdlał po drodze. Posiedź jednak jeszcze chwilę, by ci przeszło. Spokojnie, przecież nigdzie się nam nie spieszy.
    Ludovico uśmiechnął się pokrzepiająco i przekazał Léonowi chusteczkę, której nadal nie odjął od jego nosa. Puścił też jego kark, dyskretnie przesuwając palcami po delikatnej skórze tuż nad kołnierzykiem jego koszuli. Usiadł wygodnie w swoim fotelu pasażera, by samą postawą dać chłopakowi do zrozumienia, że naprawdę ma zamiar tu z nim siedzieć jak długo będzie trzeba i nie przeszkadza mu ani to, że to “stary rzęch” jak sam go określił, ani to, że może nie pachnie w nim jak w paryskiej perfumerii. Chyba, że mowa o salonie Demeter albo BL…
    - Przepraszam, chyba niepotrzebnie cię zestresowałem - wyznał, dopatrując się w tym przyczyny tego krwotoku z nosa. - Zdecydowanie brakuje mi spontaniczności, która dla ciebie jest taka naturalna, ale to nie znaczy, że mi się ona nie podoba. Naprawdę, gdybym nie chciał, nigdzie bym z tobą nie poszedł, więc wiedz, że jeśli to nadal aktualne, chętnie zobaczę twoją pracownię.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Duch Pią 28 Sty 2022, 22:55


    Chłopaka przeszedł przyjemny dreszcz, kiedy delikatne palce Vico przesunęły się po jego rozgrzanym karku.Skurcz żołądka zaatakował z podwójną mocą, ale zaraz odpuścił, a Léonowi wrócił normalny oddech. Ależ on w tej chwili przeklinał swoją słabość do pięknych mężczyzn... Wtulił krwawiący nos w chusteczkę i już wiedział, że ją zatrzyma. Na białym materiale pojawiła się bordowa plama, trochę przypominała świeżo zakwitły kwiat.
      — Nie przejmuj się. Często tak mam ostatnio. Chyba za mało śpię. — odsunął chustkę od nosa i uśmiechnął się do Ludo, pokazując czerwone od krwi zęby. Było w tym coś uroczego.
      — Chodźmy, nic mi nie będzie. — starannie złożył chustkę i wsunął ją do kieszeni.
    Kiedy wysiadł poczuł, że zaczyna się denerwować. Co jeśli Ludovico nie spodobają się jego obrazy? Otarł ukradkiem spoconą dłoń o spodnie i poprowadził Vico do starej kamienicy. Nie było już odwrotu.
      — Dziewięć lat. — rzucił jakby od niechcenia, karcąc się jednak w myślach za to, że mówi nie na temat. — Tyle jest między nami różnicy. — odchrząknął — Powinienem skończyć uczelnię wcześniej, ale... nie wyszło. — znów się uśmiechnął, ale ten uśmiech szybko zszedł mu z ust, kiedy weszli na schody.
    Siedział na nich jakiś facet w skórzanej kurtce. Palił papierosa.
      — Znowu dostałeś po mordzie, Sorel? — mężczyzna rzucił niedopałek i zdusił go podeszwą okropnie znoszonego ciężkiego buta.
    Léon minął go bez słowa, ale czuł, że twarz znów wściekle go pali. Co jeszcze mogło pójść nie tak?
      — Ty mu przywaliłeś? — facet wstał i zatoczył się. W ostatniej chwili złapał się poręczy. — I dobrze. Takiego gnoja trzeba krótko trzymać.
    Léon, znów niewiele myśląc, złapał Vico za nadgarstek i pociągnął na klatkę schodową.
      — Przepraszam. Ta dzielnica... — tak się zdenerwował, że klucze upadły mu na wycieraczkę przed drzwiami. — Ale jest tanio. — dodał na swoje usprawiedliwienie. — A to był sąsiad z dołu. Raz go zalałem i teraz się mści.
    Po długiej walce z zamkiem w końcu udało mu się otworzyć drzwi i wpuścić Vico do środka.
    Do mieszkania wchodziło się przez niewielki, trochę zagracony korytarz. Pod sufitem wisiała doniczka, z której rozrastał się po suficie bluszcz. O ścianę oparte było stare, trochę popękane, lustro w ozdobnej ramie, a na podłodze leżał włochaty dywan i absolutnie nic tu do siebie nie pasowało. Od leżących w kącie martensów w kwiaty, aż po miniaturowe drewniane krzesełka, które robiły za wieszaki na kurtki.
    Léo zamknął drzwi i oparł się o nie plecami.
      — Zrobiłem chyba najgorsze pierwsze wrażenie w całej historii najgorszych pierwszych wrażeń. — parsknął cicho i schował twarz w dłoniach. Serce biło mu jak szalone.
    Za chwilę przybiegły dwa koty, z ciekawsko uniesionymi ogonami. Oba biało-rude. Jeden z nich nie miał oka.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Alchemist Sob 29 Sty 2022, 12:52

    Choć Léon zbył jego troskę z zabójczo czarującym uśmiechem, Ludovico i tak trochę się o niego martwił. Ale dzięki temu miał bardzo dogodny pretekst, by z nim iść i spędzić z nim trochę więcej czasu, nawet jeśli takowy nie był w ogóle potrzebny - nie robili nic złego. A ten chłopak przyciągał go jak magnes, Diani był nim absolutnie oczarowany. I nie zniechęcił go ten incydent z krwawieniem z nosa, ten pijany sąsiad na klatce i dość wątpliwa okolica, w której Léon mieszkał. Dla jego towarzystwa mógł to wszystko zignorować. No, poza tym, że na tego pijaka na klatce spojrzał wyjątkowo nieprzychylnie, jakby to jemu miał przywalić a nie Sorelowi. Abstrahując oczywiście od faktu, że był daleki od tego by kogokolwiek bić - wystarczyło na niego spojrzeć by wiedzieć, że on się do tego nie zniża.
    - Léon… - próbował go o to wypytać, ale chłopak znowu w nerwach zaczął mówić cokolwiek, byle tylko mówić. Gdy wypadły mu klucze, Ludovico odruchowo schylił się po nie razem z nim i ich dłonie musnęły się przelotnie, a jego znowu ogarnął ten elektryzujący dreszcz. Zwalczył przemożną pokusę, by spleść z nim palce, a gdy się wyprostował dotarło do niego jak filmowa była ta scena. Uśmiechał się do tej myśli, patrząc na Léona może odrobinę zbyt intensywnie i nieświadomie utrudniając mu tym otwarcie drzwi - wszak najtrudniej trafić w dziurkę od klucza gdy ktoś gapi ci się na ręce.
    Rozejrzał się z zainteresowaniem po przedpokoju. Gdy nabrał tchu, poczuł słodkawą woń farb i terpentyn, ziemistą woń roślin, daleki aromat papierosów i coś jeszcze… Drewno. Tak, to jest to - ten modny teraz zapach palo santo. Myśli Ludovica z wręcz chorym uporem skupiły się na tych doznaniach. Zamiast terpentyny żywica, zamiast ziemi mech i tytoń w miejsce papierosów. Ciężka, bardzo pierwotna baza. I to palo santo? Raczej w nucie serca, tak, zdecydowanie jako ten środkowy ton, podwalina pod bardziej świetliste nuty głowy…
    Wrócił myślami na ziemię, zdając sobie sprawę, że dawno nie ogarnęła go taka pasja jeśli chodzi o zapachy. Jak iskierka inspiracji - niby zwykła woń mieszkania.
    - Najbardziej zaskakujące z pewnością - odpowiedział Léonowi zupełnie nie dając po sobie poznać, że przez moment był w zupełnie innym świecie. - Na mnie bardzo dobre… Więc aż boję się myśleć jak bym się zachowywał, gdybyś zrobił na mnie to “dobre” w twoim mniemaniu wrażenie. Padłbym przed tobą na kolana? - podsunął, uśmiechając się do Léona i podnosząc lekko brew w zaczepny sposób.
    - Przedstawisz mnie swoim współlokatorom? - zapytał, zwracając uwagę na koty, które przybiegły sprawdzić co to za zamieszanie w przedpokoju. Przykucnął, wyciągając do nich rękę, by mogły się z nim zapoznać i z tej perspektywy dostrzegł, że jeden z nich nie miał oka. To jego zdaniem bardzo pasowało do Léona - zajmować się takimi kalekimi znajdami.
    - Może idź do łazienki i ogarnij się na spokojnie, a ja na ciebie poczekam? - zaproponował, bo chłopak nadal miał rdzawe plamy zaschniętej krwi pod nosem i na zębach. - I jak będziesz gotowy pokażesz mi swoje obrazy.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Duch Sob 29 Sty 2022, 15:55

      — Wiesz. Nie miałbym nic przeciwko. — zażartował chłopak w odpowiedzi na uwagę o padaniu przed nim na kolana. Znowu głupio się uśmiechnął. Zrzucił z nóg buty. — Żartuję. — skłamał, żeby jakoś z tego wybrnąć. Serce waliło mu jak głupie, a przecież nawet nie wiedział, czy Vico lubi facetów... Poza tym on był z innego świata. Raczej nie flirtowałby z kimś z niższej półki.
    Kucnął przy kotach i wyciągnął rękę.
      — To Puzon. — wskazał na większego kota. — A to Odyn. — Puzon wlepił żółte oczy w Vico, obserwując go uważnie. Odyn za to podszedł bliżej i bezczelnie zaczął ocierać się o nogi Ludovico, zostawiając na drogich spodniach sierść i domagając się uwagi.
      — Zabawna historia. Jeszcze tydzień temu miałem jednego kota. — Léon zniknął w przejściu prowadzącym do łazienki. Po chwili słychać było tylko wodę lecącą z kranu.
    Większy kot miauknął donośnie. Teraz już było wiadomo skąd to imię.
      — Puzon uciekł jakiś czas temu. Szukałem go dobry miesiąc. — Léon wrócił na korytarz i oparł się ramieniem o framugę. Zapachniało ziołową pastą do zębów. — No i któregoś dnia go znalazłem. Tylko, że bez oka. Pomyślałem, że może lał się z innymi kotami. Weterynarz powiedział, że rana jest ładnie zabliźniona i, że nic złego się nie dzieje, więc zabrałem go do domu. — odgarnął włosy z mokrego czoła — I chłopak czuł się jak u siebie. Byłem pewien, że to Puzon, aż pewnego dnia ten mały dupek — wskazał na prawdziwego Puzona — Przylazł tutaj i dał koncert pod drzwiami, w samym środku nocy, żebym go wpuścił do środka. I tak się stało, że teraz mam dwa koty. — zaśmiał się.
      — Chodź. Czuj się jak u siebie. Napijesz się czegoś? — wszedł w kolejne drzwi, prowadzące do niewielkiej kuchni. Na ścianach, na starych hakach wisiały kubki - każdy był inny. Na parapecie stało mnóstwo doniczek z ziołami, a tu i tak stał jakiś inny zielony kwiat.
    Léon otworzył lodówkę.
      — Mam colę, sok pomarańczowy, wodę gazowaną, wino... — rzeczywiście, cała lodówka wypełniona była napojami. Na jednej półce leżała smętna połówka cytryny i krążek sera pleśniowego. — Mogę też zrobić herbatę, albo kawę. — odwrócił się do Vico, nadal trochę się bojąc jego reakcji. Ktoś taki, jak on, na pewno poruszał się tylko w pięknych wnętrzach i pił lodowatego szampana z wysokich kieliszków.
    Odyn nie dawał spokoju nowemu przyjacielowi. Kręcił się koło jego nóg, próbując znaleźć sposób, żeby wdrapać mu się na ramię, a Puzon trzymał się w bezpiecznej odległości, co chwilę wydając ten dziwaczny głośny dźwięk.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Alchemist Sob 29 Sty 2022, 22:11

    - A szkoda - mruknął po tym rzuconym lekko “żartuję”, ale tak bardziej do siebie, szybko przenosząc swoje zainteresowanie na koty i to jak Léon o nich żywo opowiadał. Chętnie przywitał się z Odynem, który tak od razu okazał mu sympatię. Do zwierząt miał neutralny stosunek - sam żadnych nie miał, ale gdy nadarzała się okazja taka jak ta to nie miał oporów by je głaskać i nawet miał pewien próg wyrozumiałości dla tego, że wszędzie mógł natrafić na sierść! Ba! Léon być może będzie miał okazję się przekonać, że Ludovico potrafi nawet wyciągnąć ze szklanki koci kłak i dopić resztę napoju jakby nigdy nic.
    Z rozbawieniem spojrzał na łaszącego się do niego Odyna, gdy dowiedział się jak to się stało, że trafił on do domu Léona.
    - Podstępna bestia - skomentował. - Zadowolony z siebie jesteś? Pewnie, że tak - westchnął. - Też bym był na twoim miejscu.
    Podniósł wzrok na Léona, trochę rozbawiony, a trochę… no właśnie. Tak jak Sorel nie miałby nic przeciwko, by on padł przed nim na kolana, tak on nie miałby nic przeciwko, by wprosić się do jego życia na wzór Odyna. Kolejne anegdotki i zabawne komentarze zamiast zaspokajać jego ciekawość jedynie ją podsycały.
    - Soku, chętnie - wybrał z przedstawionej mu szerokiej listy napojów. - Chociaż skoro masz mi pokazać swoje obrazy to chyba mogę uznać, że to mały prywatny wernisaż? Wtedy lepiej szampan. Co powiesz na mimosę?
    I Ludovico, skoro miał się czuć jak u siebie, zaczął podwijać rękawy by przygotować im drinki, po drodze potykając się o domagającego się atencji Odyna. Poprosił Léona o szklanki już w duchu przeczuwając, że albo dostanie dwie różne i na pewno nie pasujące do drinków, albo będzie mieszał drinki w kubkach. I wcale mu to nie przeszkadzało - to miało swój niepowtarzalny urok.
    - Jak to się stało, że kończysz studia z poślizgiem? - zagadnął. - Zmieniałeś kierunek? Czy miałeś przerwę?
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Duch Nie 30 Sty 2022, 00:43

      — Mimosa. — powtórzył. — To rzeczywiście brzmi jak coś, co pija się na wernisażach. — zaśmiał się tak mocno, że musiał zasłonić usta dłonią.
      — Na uczelnianych wernisażach zawsze liczyła się ilość, nie jakość. Zrzucaliśmy się i kupowaliśmy paskudne wino, ale zwykle dobrze wyglądało w ładnych kieliszkach, więc nikt nie miał pretensji.
    Schylił się i wziął biednego samotnego Puzona i pozwolił mu się ułożyć na swoim ramieniu. Kot wyciągnął łapki zadowolony.
    Pogrzebał w szafce z naczyniami. Nie miał już żadnych ładnych kieliszków... Ale za to miał całą masę słoików w przeróżnych kształtach. Wyjął dwa pękate i dwa które wyglądały jak duże chemiczne próbówki.
      — Nie mam kieliszków, ale może to się nada? — odsunął się trochę, drapiąc rudy łepek Puzona i patrzył. Po prostu patrzył jak Vico naturalnie wszedł w tę małą zagraconą kuchnię i wyczarowuje coś z rzeczy, które znalazł w pustej lodówce.
    Poczuł coś dziwnego, jakby Vico nie był tutaj po raz pierwszy. Jakby często wpadał, krzątał się po kuchni i był częscią jego życia od dłuższego czasu. Jakby robili to od lat.
    Łatwo mu było go sobie wyobrazić, jak układa zakupy w lodówce w jakimś sobie tylko znanym porządku i penego razu decyduje, że na górnej półce będzie stał tylko nabiał, na półce niżej mięso, a na samym dole warzywa, i pomidory i ogórki absolutnie nie będą zajmowały jednej szuflady.
    Przez głowę przeszła mu też przyjemna wizja: Vico, w trochę pomiętej koszuli, jeszcze ze snem pod powiekami, kroi świeże bagietki i przygotowuje smakowe oliwy... Cholera, trochę się zagalopował.
    Przecież Vico po prostu robi drinki, żeby oglądnąć jego niedokończone obrazy.
    Kiedy padło pytanie o poślizg w nauce, Léo trochę zmarkotniał.
      — Złamane serducho i kilka złych wyborów. Kosztowało mnie to dwa lata poślizgu. Okropnie mi wstyd i mam nadzieję, że już niedługo będę miał za sobą całą tę uczelnianą przygodę. — zdjął kota z ramienia, a ten zatrąbił niezadowolony.
      — Mogę ci jakoś pomóc? Albo może skoczę po coś do jedzenia? Naprzeciwko jest piekarnia. Mam też makaron i trochę sera i dużo pomidorów.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Alchemist Nie 30 Sty 2022, 18:04

    Czy ten chłopak kiedykolwiek przestanie go zaskakiwać? Ludovico nie ukrywał zaskoczenia na widok “kieliszków” - odchylił się nieco do tyłu i spojrzał na nie szeroko otwartymi oczami, jakby Léon podstawił mu pod nos żywą żabę, którą wziął nie wiadomo skąd. Szybko jednak rozluźnił się, uśmiechnął z trochę przepraszającą manierą i sięgnął po słoiki.
    - Te będą idealne - oświadczył, wybierając te wysokie, najbliższe kształtem do kieliszków do szampana. Sorel to była jednak artystyczna dusza, bez dwóch zdań.
    - Aż żałuję, że sam nie wytrzymałem na studiach, by doczekać momentu organizowania takich wernisaży, coś mi mówi, że miałbym potrzebę i miejsce by się wykazać - zażartował i zaraz pospieszył z wyjaśnieniami, by nie było tak, że to Léon wiecznie mówi. - Rok byłem na rysunku, ale później porzuciłem studia na parę lat. Po tym było wzornictwo, które też porzuciłem, a na koniec chemia, którą już szczęśliwie ukończyłem… Długo szukałem tego co mi będzie pasowało w życiu - podsumował bez cienia żalu, ba, wręcz z satysfakcją, bo jego wykształcenie cały czas było powiązane z karierą w branży modowej, z tym światem, który tak lubił i w którym tak dobrze się odnajdywał.
    Dłonie Ludovico poruszał się w międzyczasie jakby bez udziału jego świadomości - wiedział co robi, jak doświadczony barman albo pianista. Albo jak chemik? Do wysokich słoików wlał musujące wino i dopełnił drinki sokiem pomarańczowym. Wszystko wymieszał jedną z tych jednorazowych pałeczek, które dodaje się do zestawów sushi i podał jeden ze słoików Léonowi. Uścisnął jego ramię w pokrzepiającym geście słysząc o złamanym sercu.
    - Najważniejsze, że się nie poddałeś tylko otrzepałeś kolana i poszedłeś dalej - zawyrokował. - Teraz już wszystko w porządku, studia na finiszu i nowy szczęśliwy związek? - upewnił się ze szczerym zainteresowaniem.
    - Nie kłopocz się - zbył jego chęć pójścia na zakupy. - Jeszcze zdążymy gdzieś wyskoczyć. Pokaż mi lepiej swoje obrazy, nie mogę się doczekać - zachęcił, uśmiechając się bardzo czarująco i gestem zachęcając do wyjścia z kuchni.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Duch Nie 30 Sty 2022, 19:27

    Léon wziął od Ludo słoiczek z drinkiem. Spojrzał na niego trochę żałośnie.
    — Pewnie przyzwyczaiłeś się do kryształów, a nie do słoiczków po oliwkach. — powąchał napój. Pachniał naprawdę pysznie. Léo obawiał się, że będzie musiał poprosić, żeby Vico zrobił tego więcej... O wiele więcej.
      — Studia na finiszu. To się zgadza. Ale jedyny związek, jaki mam teraz to ten dziwaczny trójkąt między mną, a tymi futrzakami. — wskazał na koty. Zawahał się. Czy on też powinien zapytać Ludovico o to, czy jest singlem? Chyba mu nie wypadało.
    Przeniósł wzrok na Vico i zagapił się na niego przez chwilę. Chciałby się z nim upić. Zobaczyć, czy nawet podpity jest taki wytworny i poprawny.
      — Potrafisz więc wiele rzeczy. Znasz się na wzornictwie, umiesz rysować, jesteś chemikiem... Z tego, co widzę znasz się na modzie i robisz świetne drinki. Nawet z biednej zawartości szafek studenta. — upił łyk Mimosy i oczy mu pojaśniały. To naprawdę było pyszne! Takie leciutkie. — Ale zgaduję, że nie o wszystkich talentach mi jeszcze powiedziałeś.
    Wrócił na korytarz. Wciągnął na nogi Martensy.
      — Pójdę do tego sklepu. Nie ma wernisażu bez choć drobnej przekąski. Wstyd mi, że nie mam Cię czym poczęstować, poza tym myślę, że powinienem dokupić trochę więcej wina. Ten drink. — podniósł swój słoiczek i wychylił jego zawartość w jednym łyku. — Jest genialny. — odruchowo złapał go za ramię i delikatnie ścisnął, ale zaraz się opamiętał i odsunął rękę. Przełknął nerwowo ślinę.
      — Jeśli chcesz, możesz pójść ze mną. Jeśli nie, rozgość się. Wrócę za piętnaście minut.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Alchemist Nie 30 Sty 2022, 22:42

    - Nawet jeśli się przyzwyczaiłem nie znaczy, że nie podoba mi się odmiana - odparł bez wahania Ludovico, salutując Léonowi słoikiem w niemym toaście.
    Nie drążył tematu związków Sorela, by nie wyjść na zbyt nachalnego. Wykorzystał dogodny pretekst, by urwać ten temat, i pogłaskał delikatnie Puzona i Odyna, uśmiechając się do nich tak, jak większość ludzi uśmiecha się do zwierząt.
    - Wszystkiego liznąłem tylko po trochu - sprostował, by Léon nie myślał, że zaczynając te studia zaraz stał się ekspertem w tych dziedzinach. Wiadomo jak to jest na pierwszym roku, zawsze są te najogólniejsze przedmioty.
    - Jeszcze się przekonamy czym będę mógł ci zaimponować - przytaknął.
    Cieszyło go to, że Léon traktował go tak… normalnie. Nie rozpoznał go przy pierwszym spotkaniu i teraz Ludovico coraz mniej miał ochotę, by podać mu swoje nazwisko i zdradzić czym się zajmuje. Chyba będzie troszkę przeciągać tę chwilę, ciesząc się tym jak swobodnie mogli rozmawiać bez tej wiedzy.
    Poszedł za nim na korytarz, trochę zaskoczony tym, że jednak Léon uparł się wyjść. Odebrał od niego pusty słoik i odstawił go byle gdzie, drugą rękę kładąc mu na żebrach, by go podtrzymać przy ubieraniu butów. Tylko… Gdy tak się nawzajem trzymali sytuacja zrobiła się intymna, a on zapragnął przygarnąć go do siebie i objąć, spojrzeć głęboko w te roziskrzone oczy i z bliska widzieć uśmiech, którym go oczarował.
    - Pójdę z tobą - zdecydował. - Szkoda marnować czas na czekanie, skoro mogę go spędzić z tobą. Przy okazji na coś się przydam - dodał z uśmiechem, samemu zakładając buty. - Przepraszam… Masz rolkę do ubrań?

    - Z rzeczy, których nie potrafię: nie gotuję. Zupełnie mi to nie wychodzi, znam dwie potrawy na krzyż, więc jeśli masz na myśli coś więcej niż krakersy i ser to mogę co najwyżej myć naczynia albo obierać ziemniaki - zażartował, gdy byli już w drodze do sklepu.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Duch Nie 30 Sty 2022, 23:31

    Wszystkie te drobne gesty, wszystkie urocze uwagi... I ta swobodna bliskość. I niewinne pytanie o rolkę do ubrań. Leon już mógł przyznać, że jest zauroczony. I, że jest niemal pewien, że ta znajomość go zaboli. Ludo wyglądał na łamacza serc.
    Chwila, w której Vico podtrzymał go, kiedy ten schylał się, by zawiązać buty chyba rozczuliła go najbardziej. Cała chmara motyli zerwała się w jego wnętrzu i zaczęła się wściekle obijać o ściany żołądka.
    W drodze do sklepu trącił przypadkiem wierzch dłoni Ludovico palcami. Coś mu powiedziało, by zaryzykował i złapał go za rękę, ale... chwilę później stracił całą pewność siebie, bo ręka, którą chciał chwycić szukała teraz czegoś w kieszeni. Co, jeśli Vico specjalnie schował rękę, żeby Leo nawet nie myślał o tym, żeby ją złapać?
    Przeszli kilka kroków w milczeniu.
      — Gotowanie nie jest takie trudne. Mógłbym cię nauczyć. — pchnął drzwi do pobliskiego sklepu — Oczywiście jeśli chcesz. Żaden ze mnie mistrz, ale coś tam umiem. Co lubisz jeść? — i zaraz pożałował, że zapytał. Ludovico zapewne jada w drogich restauracjach i to dania pozbawione glutenu, laktozy i całej tej masy rzeczy, na których Leo się nie zna. Wychował się na wsi. Tak nauczył się robić makaron, zagniatać ciasto, dorzucać do sosu śmietanę i masło zrobioną z krowiego mleka. Umiał gotować, ale to było chamskie, wiejskie jedzenie. Na pewno nie takie, które zadowoli delikatne podniebienie Vico.
    Leon wrzucił do koszyka trzy butelki wina, nawet nie patrząc na etykiety. Ważne, że wino było białe, bo to o to chodziło, prawda?
    Wrzucił paczkę krakersów i ciastek z kawałkami czekolady.
    Musiał wymyślić coś na obiad. Czuł głupią potrzebę zaimponowania Vico swoimi kucharskimi zdolnościami.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Alchemist Pon 31 Sty 2022, 00:05

    Słodki, elektryzujący dreszcz przeszył ciało Dianiego, rozchodząc się od dłoni tak zupełnie przypadkiem muśniętej przez Léona. Potrzebował chwili by nad tym zapanować, niestety, chwili zbyt długiej, w której przegapił swoją szansę, bo ręka Sorela, którą chciał uchwycić, już się cofnęła - niewiele, ale wyraźnie dając do zrozumienia, że to był przypadkowy gest. A Ludovico nie był dość zuchwały, by próbować swojego szczęścia ot tak, na ulicy. Sięgnął więc po telefon, by czymś zająć rękę, bo inaczej trzymałby ją sztywno przy boku.
    Na wyświetlaczu miał kilka wiadomości od Madeleine, swojej sekretarki - zignorował wszystkie, odczyta je jak już wróci do domu.
    Być może dopiero jutro?

    - Brzmi kusząco - niemal natychmiast przystał na propozycję wspólnej nauki gotowania. Wyobraźnia podpowiedziała mu Léona w kuchni, w białej koszulce, skupionego na zagniataniu ciasta - to jak pięknie poruszałyby się jego ręce, ramiona, mięśnie pleców. Chętnie by patrzył jak jego dłonie łuskają jakieś orzechy albo obrywają winogrona.
    W gotowaniu było coś cholernie zmysłowego.
    - Lubię ciasto drożdżowe - odpowiedział po chwili namysłu. - I makarony, kuchnię włoską, spaghetti bolognese, carbonarę… Teraz twoja kolej - odbił natychmiast piłeczkę. Przy tej okazji wyszło na to, że najwyraźniej nie unikał ani glutenu, ani laktozy, ani tłuszczu. A gdyby ktoś zastanawiał się jakim cudem utrzymywał mimo zgrabną sylwetkę, odpowiedzią były regularne ćwiczenia.
    W sklepie Ludovico dyskretnie zerknął na wybrane przez Léona wina i uśmiechnął się do siebie, wyciągając je z koszyka.
    - Pozwól, że za alkohol będę odpowiadał ja - zaproponował. - Do obiadu też coś wybiorę. Co powiesz na tagliatelle ze szpinakiem? To akurat umiem zrobić, mógłbym ci pomóc - zaoferował się, naprawdę licząc na to wspólne gotowanie.
    Poza wybranymi wcześniej trzema butelkami wina do drinków, dołożył jeszcze do koszyka czwartą butelkę, wybierając coś odpowiedniego do wegetariańskiego obiadu, a na koniec jeszcze paczkę migdałów w miodowej glazurze - uwielbiał je. Płacąc pomyślał z pewną ekscytacją i niepokojem, że jak to wino uderzy mu do głowy będzie musiał się pilnować, by nie złożyć Léonowi bardzo niemoralnych propozycji, bo wtedy na pewno przybędzie mu odwagi.
    Duch
    Duch
    Tempter

    Punkty : 1054
    Liczba postów : 218
    Wiek : 104

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Duch Pon 31 Sty 2022, 12:36

    W głowie Léona rozgrywał się teraz szybki quiz pod tytułem: "Czy umiesz to ugotować?". Ciasto drożdżowe? Łatwizna. Robił je jeszcze kiedy żyła jego prababcia. Nawet ma jej zeszyt z przepisami. To będzie proste.
    Makarony? No pewnie. W którejś z szuflad ma nawet maszynkę do wycinania makaronu, ale umie robić to też nożem.
    Poczuł się o wiele bardziej pewny siebie, prawie jakby urósł z piętnaście centymetrów.
      — Ja uwielbiam ciasto ze śliwkami. Chyba wszystkie makarony i ziemniaki pod każdą postacią. No i owoce. Mógłbym spokojnie zjeść kilogram jabłek, i zagryźć to michą czereśni i winogron. — zaśmiał się. — Wychowałem się na wsi. Latem wszystkie dzieciaki jadły tylko owoce. — znów przelotnie dotknął ramienia Ldovico akurat w momencie, kiedy pani za ladą wpatrywała się w piękną twarz Vico trochę za intensywnie.
      — To nie tak, że nie było innego jedzenia. Po prostu spędzaliśmy całe dnie na podwórku, a wszędzie rosły jabłonie, grusze, czereśnie, śliwy i wszystkie odmiany winogron. Sąsiedzi mieli u siebie nawet brzoskwinie. — rozgadał się tak, że trochę zrobiło mu się głupio. Może Ludo wcale nie chciał o tym słuchać?
      — Tagiatelle brzmi dobrze. A na deser drożdżówka. — chwycił z półki jeszcze masło i mąkę.

      — A ty gdzie dorastałeś? — zapytał Léon, kiedy wychodzili ze sklepu. Miał wrażenie, że nagle zrobiło się dużo chłodniej i ciemniej, niż przed chwilą. Przytulił do piersi papierową torbę z zakupami i przyspieszył kroku.
    Nie byli jednak wystarczająco szybcy. Z nieba lunęło nagle tak, jakby wszystkie chmury porozrywały się w pół. Zadął wiatr, a Vico i Léo zachwiali się. Deszcz wciskał im się do oczu, do nosa i w rozchylone usta, kiedy próbowali coś powiedzieć. Żaden z nich nie miał parasola, bo kiedy wychodzili świeciło słońce!
    Wystarczyły trzy minuty, a Léon czuł, że wnętrze butów wypełnione ma wodą i i ubranie i włosy całe się do niego kleją.
    Alchemist
    Alchemist
    Minor Vampire

    Punkty : 9323
    Liczba postów : 1867

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Alchemist Pon 31 Sty 2022, 19:43

    Ludovico słuchał jak oczarowany, przy tej rozmowie o jedzeniu dowiadując się przy okazji trochę bardziej osobistych informacji o Léonie. Pasowało do niego, że pochodził ze wsi, Diani z łatwością był w stanie sobie wyobrazić jak jako dziecko wspina się po drzewach i je owoce prosto z gałęzi.
    - Brzmi cudownie, wakacje niemal jak z filmu. Sąsiedzi nie mieli pretensji, że objadacie im drzewka? - zażartował, bo sam nie miał takich doświadczeń, ale był to popularny trop w popkulturze.
    Ależ Léon był piękny gdy tak się zapomniał i z pasją opowiadał o sobie. Gdy mówił, reszta świata mogła nie istnieć - Ludovico skupiał się na nim jak zaczarowany i nawet nie zauważał innych osób. Ani też tego jak nagle pogoda na zewnątrz się popsuła.
    - W mieście - odparł spokojnie. - Tu, w Paryżu. Przeprowadzałem się między różnymi dzielnicami, ale generalnie jestem miejskim dzieckiem.
    Paskudny wczesnowiosenny ziąb skutecznie odebrał im chęć do rozmowy. Przez moment Ludovico szedł w milczeniu obok Léona, kuląc ramiona przy silniejszych podmuchach wiatru, ale gdy pierwsze krople zaczęły spadać na bruk, zerknął na niego uważnie.
    - Biegniemy? - zaproponował.
    Nic to nie dało, ale przynajmniej było przez moment śmiesznie - szczególnie gdy Vico w swoich eleganckich butach prawie nie wyrobił przed wejściem do kamienicy, bo podeszwy ślizgały się po mokrym bruku jak po wypolerowanym parkiecie.
    Mieszkania Léona było w tym momencie jak cudowne schronienie: ciepłe, suche i przytulne. Ludovico czuł się w nim praktycznie jak u siebie. Zsunął przemoczone buty, ostrożnie odstawił torbę pełną brzęczących butelek i wziął w garść swoje włosy, by strzepnąć z nich krople deszczu. Spojrzał na Léona, który był chyba jeszcze bardziej mokry niż on i nagle oczarowany jego urodą i atmosferą, zaśmiał się serdecznie, kładąc dłoń na jego mokrym ramieniu.
    - Nawet pogoda pomaga ci dzisiaj w zrobieniu na mnie dobrego pierwszego wrażenia - zażartował i choć przestał się śmiać, nadal był uśmiechnięty, a jego oczy błyszczały.
    - Ładnie ci w takiej fryzurze.

    Sponsored content

    Parfums d’amour Empty Re: Parfums d’amour

    Pisanie by Sponsored content


      Obecny czas to Pon 20 Maj 2024, 13:23